The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 28 2024 13:43:36   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Takie są zasady 2
Prolog drugi



Ty jesteś nienormalny. Tak, nienormalny. I niemoralny też. Ale przystojny jesteś, żeby cię szlag trafił. A właśnie, że cię nie lubię. Oczywiście, że cię kocham, co ma jedno do drugiego? Nie bredź.
Ty nigdy ze mną nie rozmawiasz, tylko seks ci w głowie. Tak? Doprawdy? Jakoś mi się nie wydaje. Bo jesteś kretyn. Tak. Nie, nie odwołam tego.
Ej, to przemoc! Stop that! Hej!
A i widzisz? Po co ci było podskakiwać? No? Mam nadzieję, że to cię nauczy rozumu. Ha, słodki jesteś, kiedy masz minę zbitego psa... Interpretujesz moje słowa opacznie. O? Jednak? Ambicja cię swędzi? Proszę bardzo. Zobaczymy jak twoja inteligencja poradzi sobie z pytaniami trudniejszymi niż teoria predestynacji. E tam, dla mnie to ona jest banalnie prosta. Odpowiedz mi na to, co ja chcę wiedzieć.
Więc jak sądzisz? Co jest gorsze wiedza, czy niewiedza? Wiesz co bezczelny jesteś... Ja i alkohol? Ja? TO już szczyt. Pytania pozornie nielogiczne kryją w sobie więcej mądrości niż wszystkie inne. Uwielbiam paradoksy stoickie. Wiesz co, tobie się już wszystko kojarzy, doprawdy... Mam na myśli to, że możemy cierpieć nie wiedząc czegoś, zadręczać się z powodu tej niewiedzy. Ale kiedy już poznajemy prawdę i wiemy to, właśnie to, co chcieliśmy wiedzieć... Wtedy ból może stać się jeszcze większy...
O! Teraz to mnie zaskoczyłeś! Szczerze podziwiam, naprawdę... Od kiedy ty rzucasz cytatami z jakichkolwiek książek? Co? No tak. To było do przewidzenia... Ale to i tak postęp, mam na ciebie bardzo dobry wpływ.
Hmm... "I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi". Tak masz rację, tak napisano. Ale taka bezwzględność w sądach jest właściwa tylko tym, którzy tylko wierzą, a nie - kochają, nie - mają nadzieję. A wracając do naszych trzech cnót boskich to pełne stwierdzenie brzmi "Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość." I mało tego! "Gdybym miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym". Rozumiesz? O to mi chodzi. Św. Tomasz z Akwinu sprowadził Kościół na złą drogę. Tłuczku, już ustaliliśmy przecież, że pioruny nie spadają z nieba ot tak sobie, dla twojej przyjemności. Bardzo proszę nie cofajmy się w tył.
Tomasz wyprowadził na pierwszy plan rozum i wiarę. Miłość gdzieś uciekła. I stąd ta zatwardziałość, ten brak uczuć i otwartości na świat.
Patrząc z miłością trudno widzieć wszystko jako czarne i białe. Zawsze widać całą rozświetloną tęczę kolorów. Mówiąc językiem zrozumiałym dla ciebie coś jak True Color.
Więc nie wiesz czy prawda jest zła czy dobra. Boisz się i czasem unikasz wyjaśnienia sytuacji. Oczywiście, że czasem może się to zwrócić przeciwko tobie. W końcu homo sum et nil humanum a me alienum esse puto. To nie suahili kotku, to łacina. Innymi słowy errare humanum est. Pojętny chłopiec, tak, to też łacina. Chodź to cię w nagrodę po główce pogłaskam. Tak, do tego to ty zawsze jesteś chętny.
Ehm, ee, tak... na czym to ja... Aha. Dlatego wielu ludzi woli mieć swoją własną, cichą nadzieję i zawracać sobie głowy tym jaka jest prawda. Zdarza się, że prowadzi to do czegoś złego. Ale człowiek zawsze jest człowiekiem i woli kroczyć swoją ścieżką niezależnie od tego, dokąd ona prowadzi. Może to dobrze, może to źle. Magiczna trójka znów patrzy jak Szeherezada zza hidżabu. Kto wie... zwyczajnie kto wie...








Skrzydło drugie: Nadzieja





Agnes z uśmiechem spojrzała w stronę ogrodu. Chłopcy wyglądali na bardzo nieszczęśliwych. Biedni, Annie sterroryzowała ich do zajmowania się swoim siedmioletnim rozwydrzonym synkiem. Wygrzebał skądś stare farby Nicoli i kompletnie zapaćkał ich ubrania. Nicola coraz bardziej przypominał ojca. Zwłaszcza kiedy dochodził do temperatury wrzenia. Andy pewnie już dawno by oberwał, gdyby nie błagalne spojrzenia Jessego, które hamowały jego święty gniew. Dobry Boże to już prawie rok, odkąd Jesse zachorował. Przepłakała prawie całe jego szesnaste urodziny. Ależ się z niej śmiali... Ale przecież wtedy zdawało się, że on już nigdy nie będzie ich miał. Teraz nikt nie domyśliłby się gehenny przez którą musiał przejść. Choroba nie zostawiła po sobie większych znamion. Może tylko stał się trochę delikatniejszy i łatwiej się męczył. Sprawiał jednak wrażenie szczęśliwszego niż kiedyś. Może dlatego, że Nicola już całkowicie się do niego przekonał. To raczej oględne stwierdzenie. Nicola zwyczajnie go uwielbiał i to zupełnie otwarcie. Nawet kiedy był w złym humorze i nazywał go nieznośnym szczeniakiem brzmiało to jakoś nieprzekonująco i Jesse śmiał mu się na to w twarz.
Nicola westchnął już któryś raz zamiast zawyć z gniewu. Patrząc na dzieciaki pokroju Andy'ego człowiek zaczynał dostrzegać pewne korzyści w byciu seryjnym mordercą. Jesse może sobie być kwintesencją cierpliwości, ale dlaczego mnie w to wciąga? Pozwala smarkaczowi wchodzić sobie na głowę. Biedactwo, jakoś tak słabo dzisiaj wygląda... Zacisnął zęby, siniak koło skroni wciąż był jeszcze widoczny. Jesse nie był już teraz w stanie sam sobie poradzić z bandą Burta, a te szmatławe draby od razu to wykorzystały, porażka sprzed dwóch lat jeszcze nie wywietrzała im z tych wątłych mózgów. Dwóch oberwało, ale reszta solidnie go poturbowała. A Jesse nawymyślał od najgorszych... jemu, za to, że próbował mu pomóc i sam nieźle dostał. Ale też już nie był tym wysublimowanym artystą co kiedyś, więc w końcu mu się udało, a Jesse wyśmiał jego samozachwyt z tego powodu. I wpadł w depresję, kiedy okazało się, że Nicola wywichnął sobie palec. Przez jakiś czas nie mógł malować, ale już było w porządku. Jesse sobie może krzyczeć, ale on musi go chronić, przynajmniej dopóki chłopak zupełnie nie wróci do formy.
Co on by zrobił, gdyby się domyślił... Głupie pytanie. Nicola Naveaux, jesteś najdurniejszym z żyjących ludzi. To fakt niezbity.
Jeżeli już doprawdy MUSIAŁEŚ zakochać się w chłopaku, to dlaczego na miłość boską akurat w nim? W synu silnie katolickiego Włocha i neofitki. Wychowywanym przez parę kolejnych zatwardziałych katolików. Znającym Biblię na wyrywki. Przyzwoitym do szpiku kości.
No i otoczonym wianuszkiem wielbicielek. Skoro on na żadną z nich nie leci, to jakim cudem miałby polecieć na ciebie, idioto?!
Dobra, pomyślał, to przejdzie. Podjął środki zaradcze. Przespał się z co najmniej trzema tuzinami dziewczyn. To zdecydowanie nie to.
Hm... może chodzi po prostu o to, żeby przespać się z jakimś chłopakiem? Niestety. Absolutnie nie to.
A może rzecz tkwi w tym jego syndromie świętej Klary? W tej idealnie dziewiczej czystości? Może zwyczajnie chodzi o chłopaka, który jest tak absolutnie niewinny, że nie zna nawet pocałunku? W porządku. Znalazł i takiego. Szkoda. Ale to także stanowczo nie to.
Nicola, los twój marny.
Odechciało mu się randek. Znalazł sobie stałą dziewczynę. Alice. (tak na marginesie to kategorycznie nie jest to ) Dla zachowania pozorów.
Ale to wszystko było pozbawione sensu. Kochał tylko jego, pragnął tylko jego. Śnił o nim w nocy i tysiące razy wyobrażał sobie jak...
No, Nicola, opanuj się, nie na widoku publicznym. On się uśmiechnął. Kotku, ciekawe jakbyś się uśmiechał, podczas gdy ja... Nicola! Weź sobie na wstrzymanie, tylko tego brakuje, żebyś od tych myśli dostał orgazmu w jego obecności.
Choć on zapewne i tak nie zorientowałby się, co zaszło. Andy z pewnością więcej wie na ten temat od tej świętej Klary. Och, Annie wreszcie raczyła uwolnić nas od swojej pociechy. Jesse olśniewający uśmiech jej, słaby uśmiech Andy'emu na pożegnanie, o żeż ty... smarkacz go pocałował, w policzek, ale zawsze.... ten uśmiech nie jest niewinny, czy on na pewno ma tylko siedem lat? Popamiętasz ty mnie Andy, jak tylko Jessego nie będzie w pobliżu. O nie, słabo mi, Jesse olśniewający uśmiech do mnie.
- Nicola...
- Co.... (tu wzrok rozanielonego osła)
- Chodź...
- Gdzie... (powyższe do kwadratu)
- Przejść się...
- Dobrze... (to już nie nadaje się do opisu)
Jesse wyciągnął Nicolę na solidnie długi spacer, byli już na peryferiach miasta. Jesse miał wzrok zamyślony, Nicola wyższe stadium wzroku nie do opisu.
- Nicola, czy ja jestem dziwny?
- Co? - wyrwał się ze swoich (nie do końca niewinnych) myśli.
- Dziwny. Jestem czy nie?
- Err... to zależy co rozumiesz pod pojęciem dziwny... - w zamyśleniu potarł brodę - Że jesteś nieprzeciętny to pewne.
- Tak, tak... - mruknął - Chodzi mi o to, że nigdzie nie pasuję.
- Nie.
- A dlaczego tak uważasz...
- Bo pasujesz do mnie.
- Do ciebie? - podniósł na niego ogromne i niepokojąco zdziwione oczy. Nicola miał ochotę zapaść się pod ziemię, a przynajmniej wskoczyć do rowu, ale, jak na złość, przy drodze było całkiem płasko. Nie wiedział co powiedzieć, ale właśnie w tej chwili samochód omal nie potrącił stojącego za daleko na jezdni chłopaka - Uważaj! - przyciągnął go gwałtownie. Samochód już zniknął za zakrętem, ale on ciągle trzymał Jessego w ramionach. Jego ciało było tuż obok, bicie jego serca już się wyrównało.
- Nicola...
- Co...
- Możesz mnie już puścić...
Uwolnił chłopaka ze swoich ramion i ruszył szybko do przodu.
- Ciągle trzeba ci powtarzać, że masz być ostrożny. W ogóle na siebie nie uważasz. Jeszcze raz i oberwiesz takie lanie, że przez miesiąc nie usiądziesz. - mówił pośpiesznie, nie oglądając się za siebie.
- Tak? - usłyszał z tyłu rozbawiony głos
- Tak.
- E tam, ciebie mam od obrony. - stwierdził wesoło
- Naprawdę ci wleję.
- Ciekawe jak. - zachichotał i kopnął go boleśnie w kostkę. - Najpierw musiałbyś mnie złapać. - roześmiał się i pobiegł do przodu.
- Smarkacz! - wrzasnął za nim i ruszył. Ale rzeczywiście nie mógł go dogonić, Jesse skręcił pod ostrym kątem w pola i w zabójczym tempie zbiegał z góry. Nawet go już nie widział. Nagle coś podcięło mu nogi i wylądował na plecach, a roześmiany chłopak ślizgiem wylądował obok niego na boku. Nicola chciał go zwymyślać, ale twarz Jessego pochyliła się nagle nad jego, a te brązowe, duże oczy uważnie przyglądały się jego własnym. Trwało to dłuższą chwilę, blondyn nie śmiał się nawet odezwać i dziękował Bogu za ten szaleńczy bieg przed chwilą, który już wcześniej pokrył jego policzki szkarłatem. Kilka czarnych kosmyków musnęło mu delikatnie twarz.
- Zielone... - mruknął cicho Jesse
- Co takiego? - wyszeptał z trudem
- Masz zielone oczy. Niesamowite, ale ja przez cały czas byłem pewien, że są zupełnie czarne. A to jest po prostu niewiarygodnie ciemna zieleń. - uśmiechnął się lekko - Dopiero z bliska widać. Fascynujący kolor...
- No widzisz, wychodzi na to, że to ja jestem dziwny. W każdym razie mam dziwaczne oczy. - roześmiał się
- Mnie się podobają. - stwierdził chłopiec i położył twarz w trawę, za co Nicola znów dziękował Bogu, bo stonowana już nieco twarz znów osiągnęła barwę ciemnego szkarłatu.

Nicola westchnął dogłębnie. Dziś był dzień jego osiemnastych urodzin. Akurat w sam raz, żeby spędzać je w ten sposób.
- Idź do łazienki i weź prysznic. Będę siedział pod drzwiami. Cały czas masz do mnie mówić, żebym wiedział, że nie rozbiłeś sobie głowy albo że się nie utopiłeś.
- Jak się martwisz, to czemu nie wejdziesz ze mną? - Jesse spojrzał na niego z najszczerszym na świecie zdumieniem. Nicola strzelił buraka.
- Nie denerwuj mnie, właź do środka. - zamamrotał, wpychając go za drzwi i osuwając się pod nie bezsilnie. Nie, żeby sam był jakoś wybitnie trzeźwy. Ale stan tego dzieciaka przekracza wszelkie pojęcie.
- Rozpinam koszulę! Eee... pierwszy guzik, drugi, czwarty... e nie... trzeci, teraz czwarty...
Nicola przygryzł wargę. Czy on musi to opisywać aż tak dokładnie?
- I ostatni. Ściągam. Prawy rękaw, lewy rękaw, jeszcze raz prawy, bo mi się tylko zdawało... No i zdjąłem! - stwierdził radośnie
Nicola przygryzł palec.
- Ok., odpinam pasek... nie no, tu by mi się już pomoc przydała... Nicola...
- Sam sobie radź! - krzyknął histerycznie
- Dobra, nie wrzeszcz... Tylko nie mogę tego sobie wyjąć z dziurki... jest za długie...
Nicola zaczął mieć nieczyste skojarzenia.
- Jednak się udało, rany aż się zmachałem... - westchnął głęboko - Pasek już wyciąąągnąłem. Aha, zaczynam rozpinać spodnie...
- Zamknij się! - krzyknął doprowadzony na skraj wytrzymałości Nicola
- Przecież sam mi kazałeś cały czas mówić! - oburzył się chłopak
- Boże... - jęknął Nicola - A musisz opisywać, co robisz? Mów coś innego.
Przez chwilę panowała cisza.
- Nie da rady...
- Czemu? - westchnął Nicola
- Nie mogę mówić czego innego i robić czego innego. To za trudne.
- Jezu... no dobra... - zgodził się cichutko.
- Czyli... - zebrał się w sobie Jesse - Rozpinam guzik... i rozsuwam zamek...
Nicola gryzł własne palce.
- I ściągam...i ściągam... i ściągam... Ok... Nicola...
- Tak?
- Dlaczego ja nie mam majtek?
Nicola osiągnął najczystszy ton karminu i wrzasnął
- A niby skąd ja mam wiedzieć!
- Aaa... znalazłem... ściągnąłem razem ze spodniami... dziwne... - Jesse popadł na chwilę w zadumę - No dobra. Wchodzę do wanny! Poślizgnąłem się! Wstaję! Odkręcam wodę i leję ją po sobie!
- Cicho, słyszę... - jęknął Nicola, odpędzając opadające go wizje.
- Biorę mydło!
- To zbyt wiele... - szepnął zbolały Nicola.
- I się myję! Twarz, szyja, ramiona, plecy... - wyliczał wolno. Nicola zjadł już prawie całą rękę. - Klatka piersiowa, brzuch, biodra, pośladki, hm, powiedziałbym co, ale nie wypada...
Jezu, kompletnie zalany i dalej święta Klara... - jęknął w duchu Nicola, choć i tak już w nim krew wrzała. Poczuł, że jeszcze chwila i jednak wejdzie do tej łazienki.
- Uda, kolana, łydki, stopy... to chyba będzie koniec... opłuczę się tylko dokładnie, no i się płuczę! Zakręcam wodę i biorę ręcznik! Wycieram się!
Wyliczanka się powtórzyła, Nicola oddychał ciężko i wstał z trudem.
- Ubieram się! Wychodzę! - drzwi otworzyły się i Jesse wleciał prosto w jego ramiona.
- Idź do łóżka... - szepnął. Czuł całe to rozgrzane ciało. Cofnął się nagle i wypuścił chłopca z objęć, bo przypomniał sobie o pewnym szczególe, który z pewnością jest doskonale odczuwalny.
- Ale ja już jestem trzeźwy! - kategorycznie stwierdził Jesse i dla potwierdzenia tych słów wszedł prosto w ścianę - A to skąd się tu wzięło? - przyjrzał jej się podejrzliwie
- Jesse, idź spać...
- No dobra, dobra... niech ci będzie... - mruknął i ruszył powoli. Nicola szybko zamknął za sobą drzwi łazienki. Zimna woda. Dużo, dużo, dużo zimnej wody.
Po półgodzinnym wychładzaniu organizmu w końcu ochłonął. Wyszedł z łazienki i z westchnieniem wszedł do swojego pokoju. Nie zapalił nawet lampy i od razu wślizgnął się pod kołdrę.
O do ciężkiej cholery ! ! !
- Jesse... co ty... tu robisz... - wyjąkał
- Śpię. - chłopiec mruknął niewyraźnie
- Ale... to nie jest... twój pokój...
- Nie? - zdziwił się.
- To mój pokój....
- Tak? Dziwne... zdawało mi się... a co za różnica, teraz nie będę się przenosił.
Nicola pomyślał, że jednak jest różnica. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo duża różnica.
- Ale Jesse... - szepnął i urwał, bo ciepłe ramiona otoczyły jego szyję i dobiegł go cichutki pomruk z okolic jego ucha.
- Przytul mnie...
Objął go odruchowo i przygarnął do siebie. Poczuł, że znów płonie. I wtedy drobne zęby skubnęły jego ucho.
- Jesse... - jęknął zaszokowany. Nagle chłopiec położył się na nim i pocałował go delikatnie w brodę. Smukłe palce wsunęły się w jego włosy. Był bliski szaleństwa.
- Ale ty jesteś ładny... - szepnął chłopak i pogładził jego policzek. - Często mówiłeś, że to dziwne, że ja z nikim się nie całowałem... Chciałbyś?
- Co... - sam ledwo usłyszał swój głos
- Pocałować mnie...
- Tak... - szepnął instynktownie i niemal w tej samej chwili poczuł na swoich ustach cudownie miękkie wargi.
O Boże, o Boże, o Boże...
Setki, nie tysiące, miliardy razy myślał o tym pocałunku, ale to uczucie, które ogarnęło całe jego ciało... zresztą nie tylko ciało, to przenikało do dna jego duszy, do najskrytszych zakamarków podświadomości... chłonął to całym sobą i niemal szalał z rozkoszy tylko od tego pocałunku. Tylko od dotyku tych jedwabistych, palących warg. To wszystko przekroczyło jego najśmielsze oczekiwania. A przecież ten pocałunek był taki delikatny, nieporadny... przecież to był jego pierwszy pocałunek... taki czuły, zachwycający, upojny...
Jesse odsunął trochę twarz i uśmiechnął się do niego, a potem otarł się delikatnie o jego policzek.
- Jeszcze? - szepnął, patrząc w zauroczoną twarz Nicoli, który skinął nieznacznie głową. Chłopiec przybliżył swoje wargi do jego, przechwytując gorący oddech przyjaciela. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się niepewnie. Znów delikatnie przywarł do niego wargami, ale oderwał się po krótkiej chwili, podnosząc wolno powieki; znów nieśmiało zajrzał w jego oczy. - Naucz mnie... - szepnął. Nicola uśmiechnął się do niego i przysunął swoje usta do rozpalonych warg chłopca. Całował go delikatnie, pomału, pieszcząc jego wargi. Po chwili Jesse zaczął odwzajemniać pocałunek, który stopniowo stawał się coraz bardziej intensywny i namiętny. Dłonie Nicoli zaczęły pieścić wrażliwą skórę leżącego na nim chłopaka, przyprawiając go o coraz silniejsze drżenie. Sam dawno już przekroczył znane sobie granice ekstazy, całe jego ciało przeszywały dreszcze intensywniejsze niż te, które czuł do tej pory w czasie orgazmu. To było niesamowite, odkrywał w swoim ciele zdolność do rozkoszy jakiej istnienia nawet nie podejrzewał. I to tylko podczas najprostszego pocałunku, tylko delikatnie go pieszcząc. Czuł, że to czego może z nim doznać jest zupełnie niewyobrażalne i pożądanie opętało go zupełnie. Wsunął język do ust chłopca, wyrywając mu głęboki jęk, sam zupełnie już oszalał. Pieścił go językiem, wyzwalając w nim pokłady upojenia, nagle sam poczuł język chłopca...
Przed chwilą myślał, że oszalał, więc co teraz się z nim działo?
Nie wiedział ile czasu już upłynęło, a oni wciąż nie mogli oderwać od siebie ust. Obrócił ich i znalazł się na rozpalonym ciele, przygniatając je lekko swoim, Jesse znów jęknął, w końcu odsunęli od siebie usta, przesunął pocałunki na napiętą skórę szyi, słuchając cichych jęków chłopaka.
Nie umiał się zatrzymać, nie chciał... zresztą wciąż był tak pijany, że pozbył się wszelkich zahamowań... ale Jesse... przecież on w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, co się dzieje... Chłopiec jęknął głośniej wplatając palce w jego włosy. Czy on mógłby... on... mógłby być ze mną, rozumiejąc co robi? Poczuł łzy napływające do oczu. Nie... na pewno nie... Przecież nie dalej jak kilka dni temu powiedział, że nie rozumie jak mężczyźni mogą czuć do siebie coś takiego.... do niego w ogóle nie dociera to co robią... jest zbyt pijany... ale jest tak dobrze... tak cudownie... mój najdroższy, w końcu mogę go całować... Ale to nie powinno być tak... nie po pijanemu... nie mogę kochać się z nim bez jego świadomości... tak się nie robi, to przestaje być miłość, wtedy to już tylko żądza... a przecież on go kocha... nie może mu tego zrobić... jak on będzie się czuć, kiedy rano uświadomi sobie, co się stało? Przecież on tego nie chce... Jest zupełnie pijany, nie rozumie...
Poczuł, że oddech chłopaka zupełnie się uspokoił. Podniósł ze zdziwieniem oczy.
On zasnął. Zasnął W TRAKCIE. Naprawdę jest totalnie pijany. Uśmiechnął się z pełnym czułości rozbawieniem i pocałował delikatny policzek. Przytulił się do niego i cierpliwie czekał na sen.
Rano obudził się z koszmarnym bólem głowy. Przez chwilę usiłował przypomnieć sobie, co się dzieje. Poczuł przyjemne ciepło obok swojego ciała i zamarł. Spojrzał na piękną twarz wtuloną w niego. Wspomnienia wczorajszej nocy przeleciały przez niego jak błyskawice.
Poczuł, że wpada w panikę.
O Boże, Boże... co ja mam robić? Śpię w łóżku z Jessem. To moje łóżko. To daje mi pewną przewagę. Jaką znowu przewagę, przecież on mnie zastrzeli! Do jasnej cholery, niewiele brakowało i wczoraj... Zabrakło mu powietrza.
Wstał i wziął go ostrożnie na ręce, w błyskawicznym tempie zanosząc do jego pokoju i umieszczając we właściwym łóżku. Wymknął się stamtąd na palcach i już po chwili nerwowo krążył po korytarzu.
On mnie zamorduje. Z zimną krwią. Zaraz, przecież to on zaczął! To co, powie, że wykorzystałem jego stan upojenia alkoholowego... na miłość boską to już brzmi jak z kroniki sądowej! O matko przecież on będzie miał rację, wiedziałem co robię, cały czas wiedziałem, a on... Ale było tak cudownie... tak wspaniale... Boże, dlaczego to wszystko musi runąć? Tak go kocham, tak bardzo go kocham... nie chcę go stracić... co ja zrobię, jeśli teraz...
Poczuł łzy w oczach. Nie mógł już tego znieść, znów wszedł do jego pokoju i oparł się plecami o drzwi. Patrzył z rozpaczą na drobne ciało ukryte w fałdach kołdry.
- Wody... i aspiryny... błagam... - dobiegł go zdławiony jęk. Spełnił to żądanie w tempie ekspresowym, przyklęknął obok łóżka, pomagając mu popić tabletkę. Nie mógł opanować drżenia rąk. W końcu chłopak opadł na poduszki.
- Nicola... co się stało... wczoraj...
- Kiedy? - wykrztusił
- W ogóle... ja... pamiętam tylko jak Chris... śmiał się i... nie wiem co... dalej nic... o Boże, pierwszy raz w życiu autentycznie urwał mi się film...
Nicola przez chwilę nie mógł nic powiedzieć.
- Ja... odprowadziłem cię do domu...
- Aa... dzięki... i przepraszam, że ci zepsułem imprezę...
Oj nie... tak tego nie można nazwać, za nic...
- Daj spokój...

Dni, tygodnie, miesiące mijały powoli. Grono wielbicielek Jessego poszerzało się stopniowo, ku utrapieniu Nicoli. Chłopak rzeczywiście w ich sferze sprawiał wrażenie czegoś egzotycznego i niezwykłego. Wyróżniał się już choćby ubiorem, tak przecież podobnym do tysięcy zwyczajnych nastolatków, ale wyglądającym co najmniej ekstrawagancko w otoczeniu strojów od najdroższych projektantów, często szytych na miarę, równo skrojonych drogich koszul, eleganckich spodni i butów nie schodzących poniżej poziomu Gucci.
Jesse za żadne skarby świata nie dał się ubrać jak to określała Agnes "przyzwoicie". W nieśmiertelnych dżinsach, zazwyczaj zwykłym podkoszulku, od przypadku koszuli i jakiejś tam kurtce od razu rzucał się tu w oczy. Do tego dokładał się jego zwalający z nóg wygląd i spojrzenia, które bez trudu mogły przyprawić o niebezpiecznie szybkie bicie serca.
Nicola znał to aż za dobrze. I nie mógł się dziwić temu stadku. Ale czasem tak jawnie okazywał im swą niechęć, że narażał się na solidną reprymendę od matki. Jak dla niego w ciągu ostatniego roku Jesse za bardzo zintegrował się z nimi wszystkimi. Za często z nimi przebywał.
No i nie był już świętą Klarą. Choć jeden pocałunek z jedną dziewczyną po czterech miesiącach chodzenia w przeddzień jej powrotu na Stary Kontynent to jeszcze nie jest coś, co zasługiwałoby na miano rozpustnika.
W niczym jednak nie zmieniało to faktu, że Nicoli o mało nie trafił szlag z tego powodu. Mógł się jedynie pocieszać tym, że pierwszy pocałunek mimo wszystko należał do niego. I nawet jeśli będzie jedynym to ta świadomość pozostanie mu już na zawsze.
Pocieszające było też to, że nie było wielkich szans na to by Ella kiedykolwiek tu wróciła. Może to i wredne, ale w końcu od tego jest skończonym egoistą, egotystą i egocentrykiem. Poza tym, wyglądało na to, że Jesse przebolał już koniec swojego pierwszego zadurzenia. (Nicola nie nazwałby tego miłością choćby darto z niego pasy). A przecież minął dopiero miesiąc, nie, to zdecydowanie było tylko głupie zadurzenie.
Ale to nic nie zmienia. Przez cały ten rok próbował ostrożnie badać, czy to co zdarzyło się tamtej nocy było na pewno tylko kwestią alkoholu. Było. Jesse nic do niego nie czuł. To znaczy oczywiście, że czuł, wciąż był jego najlepszym przyjacielem, najbliższą osobą ze wszystkich. Ale to nie była miłość. To nie mogła być miłość, bo Jesse nie zdołałby pokochać mężczyzny. Nigdy.
W głowie Nicoli szumiał alkohol. Jutro wyjeżdżał. Na studia. 500 kilometrów stąd. Miał studiować malarstwo tak jak zawsze chciał. Ale jego tam nie będzie. Będą się teraz widywać tak rzadko... Dziś albo nigdy... Ale co? Co zrobisz wbrew jego woli?
Oblewali jego wyjazd w domu Nata, który akurat miał wolną chatę. Nat... zdeklarowany erotoman biseksualista i otwarty adorator Jessego. To dzięki niemu Nicola dokładnie zdążył poznać zapatrywania Jessego na tę kwestię. Na wszystkie umizgi Jesse zgrabnie odpowiadał jakimś cytatem z listów świętego Pawła i ucinał brutalnie temat.
Jesse już też był nieźle zawiany. Z tą jego kiepską głową... Trzeba na niego uważać, jeśli znów osiągnie taki stan zamroczenia jak w jego zeszłoroczne urodziny... dziś nie zdołałby się już chyba zatrzymać... a nie chciał brać od niego niczego, kiedy chłopak jest nieświadomy...
Ale gdyby teraz mu zaproponował coś takiego... jest wstawiony, ale akurat tak jak Nicola wtedy. Dostatecznie, żeby już nic go nie hamowało, ale nie na tyle, żeby nie zdawać sobie sprawy z tego co robi... Och Jesse... gdybyś tylko... gdybyś tylko...
- Dobra ! - wrzasnął Nat, spadając z fotela na podłogę. Ten to dopiero jest zalany. - Wiem, co zrobimy!
- Co... - jęknęła Bess - Robiliśmy już wszystko to co się robi na takich imprezach...
- Ha! Zagramy w butelkę!
- NAT ! ! ! - wrzasnęły dziewczyny
- No co! Dobra, tradycyjna gra, w sam raz dla rozkręcenia atmosfery. - uśmiechnął się złowieszczo
- Spadaj! - krzyknęła Liz - Zboczeńcu!
- E tam, wszyscy jesteście tak pijani, że możecie sobie darować te fochy... - oblizał się w jej kierunku
- W sumie racja. - westchnęła Bess
- Roozpusta i cudzołożnictwo... - zaprotestował nieprzytomnie Jesse
- Cicho, zakonnico jedna! - wrzasnął Chris - Mnie się ten pomysł podoba!
- Kto za? - ryknął Nat - W porządku! Kto przeciw ? Nie widzę! Przeszło!
- A...a...a... co jak się trafi osoba tej samej płci? - wybełkotał Ben
- Wszystko jedno! - krzyknął rozochocony Nat - Los to los!
- Może tobie wszystko jedno! - zaprotestował Chris.
- "Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak się obcuje z ko...
- Nie bredź! - wrzasnął na niego Nat - Z tego co ja wiem to Biblia zakazuje też pijaństwa, a jesteś kompletnie zalany!
- ...bietą. To jest obrzydliwość!" - spokojnie skończył Jesse - Nie jestem zaalany.
- Kłamać też nie wolno! Zresztą Jesse... - usiadł obok, obejmując go ramieniem. Chłopak spojrzał na niego podejrzliwie - Rozejrzyj się, wokół sami przystojni faceci, o patrz, naprzeciw ciebie nasza główna figura na dziś, twój dobry, stary znajomy Nicola. No przypatrz się tej ślicznej buźce, czy ty możesz szczerze twierdzić, że ten uroczy młodzieniec jest obrzydliwy???
Jesse kontemplował chwilkę widok, namyślając się głęboko.
- Nie. - stwierdził kategorycznie. Nicola spiekł raka, a Nat wpadł w zachwyt.
- No wiiiidzisz! - nachylił się, próbując go pocałować, ale silny cios zwalił go na podłogę.
- Nie pozwalaj sobie.
- Jak na ciebie wskaże magiczna buteleczka i tak mi się nie wywiniesz... - Nat uśmiechnął się promiennie
- Ja nie gram. - zarzekł się Jesse
- Ok... - Nat w dalszym ciągu się uśmiechał - Ale w takim razie rozpowiem w szkole, że poszedłeś ze mną do łóżka...
- HEJ ! - krzyknął Jesse
- Decyzja należy do ciebie...
- Nie będziesz pamiętać...
- Zaraz sobie zapiszę, ślicznotko...
- Jezu... - jęknął chłopak - No dobra... Ale to nieprzyzwoite... tak się całować z kim popadnie...
- O matko, zróbcie dla niego wyjątek - Chris warknął niecierpliwie wpatrując się w usta Liz - Niech się ogranicza do pocałunku w policzek.
- NIE MA MOWY! - wrzasnęły dziewczyny i Nat
- Dobra! - krzyknęła Bess - Zrobimy kompromis! Nat napisz na kartkach polecenia o różnym stopniu intensywności, niech los zdecyduje kto co zrobi!
- Dobre, trochę pieprzu! - zachichotał. - Ok., dajcie mi pięć minut, na podłogę padnij, Bess, słodka, skocz po jakąś obrotną buteleczkę...
Po chwili wrócił z koszem pełnym pozwijanych papierków i szatańskim uśmieszkiem. Zaludniający podłogę tłumek był dość rozchichotany z wyjątkiem wyjątkowo spłoszonego Jessego i bardzo nieszczęśliwego Nicoli, który już niemal widział jak ktoś dobiera się do ust jego bóstwa.
- Zaczynasz Kathy!
Kathy zachichotała i pchnęła butelkę.
- Iiiii.. - pisnęła z uciechy - Jesse! - wymieniony natychmiast przyjął bardzo piękną wiśniową barwę. Nicola zgrzytnął zębami.
- No widzisz mały, ale ci się zaczęło. - Roześmiał się Nat i posłał mu całusa. - Losuj. Ok. Jaaa... ale pech... - roześmiał się - Tylko w policzek....
- Żądam zmiany zasad. - mruknęła Kathy.
- Za późno! - Bess pokazała jej język. Nicola odetchnął z ulgą, choć uważał, że ona zdecydowanie za długo trzymała usta przy tym cudnym, delikatnym, słodkim, miękkim policzku. Westchnął. Angie zakręciła butelką. Nicola zdębiał. Jesse szeroko otworzył usta.
- Zaczekaj Jesse tu jest napisane dziesięć sekund bez języka, więc nie wyrywaj się tak do przodu... - złośliwie zauważył Nat, pogłębiając czerwień chłopaka. Nicoli chciało się wyć. To spisek! Cholerny spisek! Bess zakręciła butelką.
NIE ! TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA !
- Ihaa !!! - krzyknął Nat - Dwadzieścia sekund z językiem!
Bess pisnęła radośnie. Jesse osiągnął śliczne bordo. Nicola zastanawiał się, co się stało z tym nożem sprężynowym, który tata zarekwirował kiedyś Jessemu. W końcu Bess się odessała i siadła odprowadzana mściwym spojrzeniem pewnego wpienionego blondyna. Jesse miał dość. Położył się na brzuchu i podłożywszy ręce pod brodę z niepokojem przypatrywał się uwielbiającej go butelce.
- Twoja kolej, Nicola! - stwierdził Nat. Zakręcił butelką z całą pasją zazdrosnego furiata.
Butelka kręciła się i kręciła i kręciła i kręciła i kręciła i kręciła i kręciła i kręciła i kręciła i kręciła....
A potem zrobiło się cicho.
Nicola poczuł jak cała krew odpływa mu do nóg, potem na twarz, potem znów do nóg, potem znów na twarz.
Nat wyglądał na wyższe stadium euforii.
Dziewczyny przybrały barwę Jessego i uśmiechnęły się dziwnie.
Facetom opadły szczęki.
A Jesse leżał patrząc z niedowierzaniem na celującą w jego nos szyjkę butelki.
- To nie-mo-żli-we... - wykrztusił w końcu
- Ale prawdziwe! - roześmiał się Nat - Ale odjazd!
- Ta podłoga jest krzywa, jakim cudem ta butelka wskazuje ciągle na mnie? - zaprotestował cichutko.
- Bez dyskusji, Nicola do dzieła! A czekaj, losuj. - Nicola machinalnie wyciągnął dłoń. MATKO BOSKA! Nie całował go od ponad roku! Tu, publicznie? Ale te cudowne usta... - O jaaa! - roześmiał się Nat - O jaaaaaaaaa....
- Co? - Liz z ciekawością zajrzała mu przez ramię. - O mamusiu!
- No co? - zniecierpliwiła się Bess
- Trzydzieści sekund z językiem i trzydzieści szyja! - przeczytała i zaczęła tarzać się ze śmiechu po podłodze.
- Mowy nie ma. - wymamrotał Jesse.
- Mam ci przypomnieć o warunkach? - szeroko uśmiechnął się Nat - Co ci szkodzi, już przyznałeś, że nie czujesz do niego odrazy, teraz wystarczy to tylko zaprezentować.
- Nie.
- Jesse, proszę... - jęknęła rozchichotana Bess
- Nie!
- Jesse, wyluzuj, jesteśmy tak zalani, że jutro i tak nikt nie będzie nic pamiętać.... - roześmiała się Angie
- NIE !
- Wiecie co, odpuśćcie mu... - mruknął Chris. - Nikt nie chce tego oglądać...
- JA CHCĘ! - wrzasnęły dziewczyny i Nat.
- Ja się nie zgadzam! - zaprotestował Jesse.
- Ty nie masz nic do gadania! - Nat walnął ręką w podłogę. - To Nicola ma całować ciebie, nie ty jego. Nicola do boju, bo też powiem w szkole, że jesteś moim kochankiem.
- Ja wyjeżdżam. - mruknął. Teraz miał go pocałować? Przecież on nie chce...
- To twoim rodzicom powiem!
- To było chamskie. - stwierdził Ben.
- Cel uświęca środki. - entuzjastycznie krzyknął Nat - Nicola bez dyskusji!
Te usta... A jeśli tylko mówi, że nie chce? Przecież jeśli naprawdę za nic nie będzie chciał, to z łatwością go powstrzyma. Wstał. Jesse też się zerwał i cofnął o krok.
- Ni... Nicola...
Szedł wolno w jego kierunku, Jesse cofał się stopniowo, aż uderzył plecami w ścianę. Jego oczy rozszerzyły się znacznie.
- Nicola... ja nie chcę...
Stanął tuż przy nim, chłopak wyciągnął obronnie dłoń, ale blondyn chwycił ją i przycisnął do ściany obok głowy zarumienionego chłopca. Druga dłoń oparła się o jego pierś i próbowała go odepchnąć, ale przycisnął ją sobą do drżącego ciała, przypierając je do ściany. Wargi Jessego zadrżały, on schylił się i patrząc mu w oczy wolno przysunął swoje usta do jego.
- Nie... - szepnął chłopak i przymknął oczy, bo poczuł rozpalone wargi i język wdzierający się do jego ust. Zakręciło mu się w głowie. Nigdy dotąd nie czuł czegoś takiego... usta Nicoli, ich rozpalający dotyk, język pieszczący jego podniebienie, oplatający jego własny język, wślizgujący się wszędzie... poczuł silne ramię obejmujące go w talii i przyciągające go do tego obezwładniającego ciała.... czuł się zupełnie zniewolony nie mógł zrobić nic... tylko poddać się zupełnie i pozwolić mu zrobić ze sobą, co zechce.... on wciąż mocno trzymał jego dłoń przy ścianie i tym silnym chwytem w pasie nie pozwalał na najmniejszą próbę uwolnienia się od pieszczoty... ale właściwie nie musiał go już trzymać... już sam dotyk tych ust więził go zupełnie... poczuł nagle, jak bardzo Nicola jest podniecony, nie wiedział co o tym myśleć, zresztą nie mógł myśleć, alkohol i intensywne doznania pozbawiły go zdolności do wszystkiego poza chłonięciem tych dziwnych uczuć płynących od drugiego ciała... gorące usta zsunęły się z jego warg i błądziły przez chwilę po linii jego podbródka, by zaraz ześlizgnąć się na jego szyję, powoli zsuwały się w dół aż znalazły się w zagłębieniu między jego obojczykami, język przesunął się pieszczotliwie po jego napinających się ścięgnach, pocałunki pozbawiały go tchu... czuł to... zawsze tak dobrze go rozumiał... czuł, że ten dotyk pozwoli mu odkryć coś zupełnie niezwykłego... już prawie rozumiał.... jeszcze tylko... dotyk ustał... co... co się stało? A... to Chris powiedział, że czas minął.
Odsunęli się od siebie i patrzyli przejęci na swoje rozpalone twarze, oddychając ciężko. Wokół wszyscy milczeli. Dopiero po dłuższej chwili odezwał się Nat.
- Doobra... to było mocne...
- O tak... - zdecydowanie pokiwała głową Bess - To było więcej niż mocne...
Rozognione twarze wszystkich potwierdzały to w zupełności. Nicola usiadł. Nie zauważał już tego, co się działo, nie docierały do niego okrzyki zebranych, nie wiedział kto, co wyprawia. Patrzył tylko na Jessego, który utkwił wzrok w purpurowym kwiecie na dywanie. To było wspaniałe... cudowne... on bronił się, ale tak niepewnie, nieśmiało... i poddał się... i pozwolił mu na tę niezwykłą chwilę namiętności... przecież nie jest aż tak pijany, wie co robi... czy możliwe, że gdzieś, w głębi duszy i on go kocha? Ale przecież to był szantaż, ustąpił przed groźbami Nata, bo Nat naprawdę był do tego zdolny... może po prostu uznał, że ten wybryk po pijanemu, który najpewniej rzeczywiście ulotni się z głów wraz z alkoholem, jest jakimś "mniejszym złem"? To była bolesna myśl, bardzo bolesna... ale obawiał się, że tak właśnie było...
Jesse siedział zamyślony. Butelka już nie wskazywała w jego kierunku i dobrze, bo musiał pozbierać myśli. Czuł, że całując go Nicola mówi mu coś bardzo ważnego, to dziwne uczucie... chciał mu coś przekazać i prawie się udało, ale... Nie może mógł się skupić, szum w głowie rozpraszał jego uwagę. Cholera, nie powinien tyle pić... przecież wie, że ma słabą głowę...
- Jesse ! - głos Nata wyrwał go z rozmyślań. - Twoja kolej.
Westchnął i zakręcił niemrawo butelką, która wykonała kilka niezdecydowanych obrotów zanim się zatrzymała. Na chwilę znów zapadła cisza, a później gruchnął śmiech.
- Nie ma co, to przeznaczenie! - roześmiał się Nat. Jesse i Nicola spojrzeli na siebie z lekkim rumieńcem.
- Raz już to zrobiliśmy, starczy. - mruknął blondyn wpatrując się w podłogę. Miał już dość. Było zbyt dobrze, żeby... on nie mógł tak naprawdę tego chcieć... przecież mówił, że... to obrzydliwe... Chciało mu się płakać, pragnął go znów całować, ale... nie tak...
- No właśnie, pierwsze koty za płoty! Teraz pójdzie wam łatwiej. Skoro raz już to zrobiliście nie opłaca wam się protestować, bo wtedy całe wasze poświęcenie pójdzie na marne. I tak rozpuszczę plotki. - Nat uśmiechnął się podle - Losuj Jesse.
Chłopak podał mu kartkę. Musi się dowiedzieć... jeśli to jedyny sposób... trudno...
- Nie, ja padnę! - Nat zapiał z uciechy.
- Co znowu... - mruknęła Bess i zabrała mu kartkę. - Chryste! Ty masz chorą wyobraźnię! Matko! Nie no chłopcy bez wymówek, ja muszę to zobaczyć...
- Ale co... - nieśmiało spytał Jesse
- Hm... - zachichotała Bess - Najpierw masz mu usiąść na kolanach... - znów zaczęła chichotać
- Oddawaj to. - z całą dezaprobatą na jaką stać wstawioną osobę Liz odebrała jej kartkę - Nicola weź siądź sobie od razu na jakimś krześle, będzie chłopakowi wygodniej. Więc tak Jesse, jak mu siądziesz na kolanach... errr dwie minuty pełno wymiarowego całowania z językiem...
- O ja pierdolę... - jęknął Chris
- Nie zgrywaj takiego hetero, poprzednim razem się zaśliniłeś... - złośliwie zauważył Nat. Chris zerwał się i chciał mu przyłożyć, ale jak to bywa z ludźmi w stanie nietrzeźwym zaplątał się w dywan i upadł.
- Czekajcie to jeszcze nie koniec... hm... Jesse, żeby nie było za łatwo, masz sobie pomóc rękami... przez co rozumiem to, że masz go rozbierać...
- CO?! - ryknęło kilka głosów
- Nie przerywać mi... tylko tak wstępnie... no... tu jest napisane, że po tych dwóch minutach masz go jeszcze przez dwie całować w szyję, ramiona, kark i na co ci tam przyjdzie ochota... Nat, to jest chamskie, co znaczy "na co ci tam przyjdzie ochota"?
- Właśnie to. - uśmiechnął się Nat
- Emm, no cóż... potem masz jeszcze na pół minuty wrócić do ust i w ogóle całe to przedstawienie ma być wykonane jak przez gwiazdę porno, bo inaczej zaczynasz od początku... i tak aż do skutku... Jezu, Nat... ty się powinieneś leczyć...
- Nat do diabła... - syknął Nicola - Skąd on ma wiedzieć w jaki sposób robi takie rzeczy gwiazda porno, skoro ON NIGDY W ŻYCIU NIE WIDZIAŁ FILMU PORNO ! ! !
- Nie denerwuj się, najwyżej powtórzycie parę razy. - promiennie uśmiechnął się Nat - Zresztą ja w niego wierzę. Zdaj się na instynkt Jesse, masz dar, jestem tego pewien!
- Pieprzony Jedi... - prychnął Chris
- Cicho tam! - rozkazał Nat, przemocą sadowiąc Nicolę na krześle. - Bądź grzeczny albo nie masz po co do domu wracać. Dziewczyny ponastawiajcie budziki w zegarkach, bo się zagapimy, czuję to. Bess pierwsze dzwonienie, Liz drugie, Angie trzecie. Jesse... maestro - lu! - uśmiechnął się
Jesse spojrzał z wahaniem na przyjaciela. To... było... Ale tak bardzo chciał zrozumieć te nieuchwytne uczucia płynące od Nicoli... podszedł do niego powoli i usiadł mu okrakiem na kolanach... bardzo blisko niego. Nicola wciągnął powietrze. Jesse patrzył przez chwilę na jego rozognioną twarz i lśniące oczy. Oparł dłonie na jego ramionach i pochylił się wolno, czarne, jedwabiste kosmyki włosów opadły na jego policzki i musnęły twarz Nicoli na sekundę przedtem, jak dotknął wargami jego ust. Trwali tak przez krótką chwilę, potem cofnął się i wolno przesunął dłoń na kark z trudem oddychającego blondyna, wsuwając palce w jego włosy. Przesunął drugą dłonią po spragnionych wargach przyjaciela, a później zsunął ją po jego szyi, zatrzymując palce na pierwszym guziku koszuli. Wtedy wpił się w jego wargi. Nicola westchnął i rozchylił usta zapraszając go jeszcze głębiej, stracił panowanie nad sobą, błądząc dłońmi po plecach chłopaka. Jesse zapomniał o wszystkim, zatopił się w pocałunku, czuł jak ich języki plątają się nieprzytomnie, coraz bardziej ogniście, coraz bardziej gwałtownie. Rozpiął pierwszy guzik, pieszcząc palcami odsłoniętą skórę. Ten pocałunek go obezwładniał, całował namiętnie tak złaknione tej pieszczoty usta, rozpinając stopniowo koszulę Nicoli. Pieścił przez chwilę twardy, napinający się brzuch blondyna, wsunął język jeszcze głębiej i rozpiął guzik od jego spodni. Usłyszał ciche brzęczenie i oderwał się od rozpalonych ust, przygryzając jeszcze delikatnie jego dolną wargę. Wsunął mu język pod brodę, a potem przywarł ustami do jego krtani, drażniąc skórę końcem języka. Wsunął ręce pod jego koszulę i gładził lekko jego żebra. Pieścił jego szyję pocałunkami, lizał ją, przygryzał, czuł, że Nicola jest na skraju szaleństwa. Przesuwał palcami po jego plecach, brzuchu, klatce. Zsunął usta i całując jego obojczyki, zaczął zdejmować koszulę z jego ramion, potem przywarł do nich ustami, okrywając je kolejno dziesiątkami wolnych pocałunków i liżąc delikatnie. Wrócił do szyi całując ją teraz poniżej ucha, ugryzł je lekko i przywierając do ciała Nicoli, zaczął całować jego kark, jednocześnie wsuwając dłonie w jego spodnie i masując biodra. Pocałował ucho i ssał przez chwilę jego koniec. Kolejny cichy brzęk sprawił, że przesunął pocałunki na rozpalony policzek i wrócił do stęsknionych ust, chłonąc ich oddech.
Nie wiedział dlaczego robi to wszystko i skąd wie co powinien robić... Czuł jedynie, że to jedyny sposób, żeby zrozumieć przepełniające Nicolę uczucia, pomóc mu, bo wyczuwał, że choć w tych uczuciach było wiele słodyczy przesycone były jednak smutkiem. Zaczynały do niego przenikać. Ich usta łączyły stopione umysły i dusze. On... Nicola... to... to jest... on go kocha...
Odsunął się od niego, wstając gwałtownie, w tym samym momencie zabrzmiał trzeci dzwonek. Patrzył na niego zaszokowany... o Boże to niemożliwe... to nie może być to... on go kocha... to jest miłość... i on... o Boże on naprawdę go pragnie.... on chce...
Z twarzy Nicoli nie odpłynęła jeszcze zupełnie rozkosz, ale już przebiegł przez nią cień strachu. Ta zmartwiała, wpatrzona w niego twarz....
Jesse czuł jakby połowa alkoholu w jednej chwili wywietrzała z jego głowy. Jezu. Co teraz będzie? Co ja mam zrobić? O Boże miłosierny, co ja JUŻ zrobiłem...
- Jasna cholera... niech no teraz któryś z czystym sumieniem powie, że ma sucho w spodniach... - otrząsnął się z szoku Nat
O Boże, jeszcze oni... zupełnie zapomniał, że tu są... ten pocałunek... Matko Boska, jak mógł pozwolić, żeby to się wydarzyło... Odwrócił się w ich stronę. Wpatrywali się w niego z otwartymi ustami. Nawet Ben.
- Jesse, ja ci mówiłem, że masz talent... - nie odrywał od niego wzroku Nat
- Odwal się. - syknął i ruszył ku drzwiom
- Gdzie idziesz?
- Napić się czegoś...
Wszedł do kuchni i chwycił stojącą na ladzie butelkę wina. Usiadł na podłodze, opierając się plecami o lodówkę. Chciał się schlać. Schlać się zupełnie po chamsku, w trupa, zapomnieć to co się stało, to co zrobił, to co właśnie zrozumiał. Zaczynał rozumieć wszystkich pijaków z czasów swojego dzieciństwa. Teraz wiedział, że można chcieć zalać się tak, żeby stracić przytomność.
- Jesse... - usłyszał cichy, błagalny szept; Nicola klęknął obok niego.
- Zjeżdżaj.
- Jesse, proszę wysłuchaj mnie...
- Nie słyszałeś, daj mi spokój! - zerwał się - Jak możesz? Jak ty w ogóle możesz? Przecież to... Jezu...
- Jesse, przecież ja tylko... - głos uwiązł mu w gardle
- Nie waż się więcej do mnie zbliżyć! Słyszysz!? Nie waż się! - krzyknął i wybiegł z kuchni
Nicola oparł czoło o lodówkę. Boże... dlaczego...

Ranek zaczął się kolejnymi bolesnymi jękami. Nicola otworzył oczy. Pamiętał wszystko. Pamiętał aż za dobrze... wciąż widział to wściekłe spojrzenie...
Wszyscy leżeli na podłodze... Jesse tylko zasnął opierając się o ścianę za drzwiami. Boże spraw, żeby on tego nie pamiętał... żeby było tak jak przed ponad rokiem.... w tamte urodziny... żeby nic się nie zmieniło.... bo oszaleję z bólu...
- Mamusiu... - przebudził się Nat. Jeszcze tylko Jesse spał. Taki śliczny... żeby tylko nie pamiętał... Nat przez chwilę próbował wstać - Ludzie... - jęknął boleśnie - Czy tu jest chociaż jedna osoba, która pamięta, co się działo wczoraj?
- Nein... - wybełkotał Chris
- Za cholerę... - Liz cierpiąc, wpatrywała się w sufit.
- Eee... Ben? Angie? Bess? - pytał wszystkich, otrzymując jedynie przeczące ruchy głową. - Nicola?
- Nie. - przymknął oczy.
- Jesse?
Momentalnie je otworzył. Jesse nie spał. Patrzył po nich wolno. Na chwilę zatrzymał wzrok na nim. Obaj wyraźnie widzieli, że doskonale pamiętają to, co się wydarzyło. Jesse wstał wolno i nie odpowiadając, wyszedł.
- Dobraaa.... Instynkt mi mówi, że on coś pamięta... i chyba warto by wiedzieć co....
Nicola odwrócił się twarzą do ściany i powstrzymywał łzy cisnące mu się do oczu.
Jesse nie przyszedł na lotnisko. Zadzwonił do Agnes i powiedział, że poszedł na zakupy, a teraz jego taksówka ugrzęzła w korku.
Nie wspomniał ani słowem o Nicoli i nie kazał go od siebie pożegnać. Słyszał wyraźnie tę rozmowę. Agnes oczywiście i tak to zrobiła, uważając chyba, że to oczywiste.
Wsiadł do samolotu i usiadł, opierając twarz o szybę. Walczył ze sobą podczas przygotowań do odlotu, podczas ostatnich komunikatów, podczas startu. Ale kiedy samolot rozpoczął lot, łzy płynęły już bardzo szybko.

Nicola westchnął. Znów złapał go deszcz. Schronił się w jakimś zrujnowanym budynku. Westchnął raz jeszcze. Od tych murów biła nie gorsza wilgoć niż tam, na zewnątrz. Dużo by dał, żeby teraz znaleźć się w swoim ciepłym mieszkaniu. No ale jemu oczywiście zachciało się łazić po mieście. Z któregoś mieszkania dobiegły pijackie wrzaski solidnie okraszane przekleństwami. Większość ludzi skrzywiłaby się, ale Nicola uśmiechnął się lekko.
Przypomniał mu się Dave i od razu pomyślał o Jessem. O jego pięknych oczach i delikatnych rysach twarzy, tym ślicznym uśmiechu... Boże, to już przecież dwa lata odkąd widział go po raz ostatni... Nigdy więcej po tamtym ranku nie zdołał się z nim zobaczyć. Zawsze kiedy przyjeżdżał do domu, Jesse znikał. Nie wiedział, jakim cudem udało mu się to wyjaśniać rodzicom. Po pół roku poddał się. Nie przyjechał na święta. Chciał oszczędzić mu skomplikowanej ucieczki, zresztą bał się, że zrobi jakieś głupstwo. Zastanawiał się czasem, czy bardzo się zmienił... czy ma dziewczynę... ta myśl wciąż kłuła, chyba nigdy nie zdoła się wyzwolić od tej miłości... a przecież sprawia mu tyle bólu...
Czasem marzył, że Jesse przyjedzie tu studiować, w końcu był tu uniwersytet z jednym z najlepszych w kraju instytutów socjologii, a on mówił kiedyś, że chciałby to studiować. Śmiał się z niego wtedy, że pewnie planuje zbawiać świat, a on uśmiechnął się, wzruszając ramionami. Powiedział, że na początek chciałby zrozumieć, dlaczego życie jest tak różne w zależności od tego gdzie i kim się jest. Głupio mu wtedy było, bo przypomniał sobie jak wyglądało życie chłopaka wcześniej, ale Jesse uśmiechnął się tylko i zaczął z czegoś żartować. Jak zawsze. Chroniąc wszystkich od zakłopotania, przykrości...
Z wyjątkiem tamtych bolesnych słów.
Ale nie mógł go przecież za nie winić. Wyglądało na to, że deszcz nie ma zamiaru przechodzić, zadzwonił po taksówkę.
Nagle z góry dobiegł go rumor i po chwili po schodach zleciało trochę książek i kilka sztuk ubrań, a za nimi młody chłopak.
- Jak nie masz czym płacić czynszu to wynocha! - rozległ się wściekły wrzask z góry i trzasnęły jakieś drzwi. Chłopak westchnął, podniósł się i zaczął zbierać porozrzucane rzeczy.
- Pomogę ci. - odezwał się Nicola podchodząc do niego. Kiedy chłopak go usłyszał, znieruchomiał. Nicoli zrobiło się przykro, nie chciał go zawstydzić, to pewnie nic przyjemnego, kiedy ktoś widzi jak wyrzucają go z mieszkania. Nie wiedział co powiedzieć, więc przykucnął tylko obok i podniósł kilka książek. Wstał i podał książki wpatrującemu się w niego zaszokowanemu chłopakowi. Nicola spojrzał w jego wyjątkowo piękną twarz i zastygł w bezruchu.
- Jesse!?

Nicola chodził w kółko po swoim salonie. Jesse jadł w kuchni. Z początku za nic nie chciał z nim pójść, ale w końcu dał się wciągnąć do taksówki wobec tak przytłaczających argumentów jak: brak mieszkania, deszcz, kilkudniowy głód, puste kieszenie i pierwsze symptomy przeziębienia.
To było zupełnie nie do uwierzenia. Prawda, Jesse w tym roku zaczynał studia, ale Nicola stracił już nadzieję, że przyjedzie do tego miasta, w końcu minął już miesiąc od rozpoczęcia roku akademickiego, a rodzice ani razu nie wspomnieli o jego przyjeździe.
Tylko dlaczego do cholery nie zastanowiło go, że nie wspomnieli też o jego studiach gdziekolwiek indziej!? Dlaczego nie zastanowiło go to, że od dwóch miesięcy W OGÓLE o nim nie wspomnieli!?
Will w końcu spełnił swoją groźbę. Spełnił ją, kiedy jego nie było. Pierwsze podejrzenie policji padło oczywiście na wychowanka państwa Naveaux o bardzo nieciekawej przeszłości. Oni nie wierzyli oskarżeniom i w końcu, po długim dochodzeniu, wobec braku dowodów umorzono śledztwo.
Ale po drodze coś się wydarzyło. Agnes spytała chłopaka, czy on kiedykolwiek próbował coś stąd ukraść. Tak po prostu, w szale, zamieszaniu tamtych dni rzuciła nagle to jedno pytanie. I Jesse, ten mały, głupi dzieciak nie zdołał jej okłamać. Nie zdołał dlatego, że ich kochał, dlatego, że mu ufali, dlatego, że wciąż czuł wstyd z tamtego powodu. Ta jedna drobna próba kradzieży sprzed tylu lat nagle przekreśliła wszystko. Bo on wykrztusił tylko "tak" zanim rozpętało się piekło. I nie umieli mu już wierzyć. Policja nie znalazła dowodów, ale oni tak zwyczajnie kazali mu się wynosić. Tak jakby te wszystkie lata nie miały żadnego znaczenia. Do cholery na tym ma polegać ta ich chrześcijańska sprawiedliwość? Już on sobie z nimi porozmawia. Choć wcale nie był pewien, czy to odniesie skutek... raz zawiedzeni ciężko znowu się do kogoś przekonywali... Dziwna ta ich zatwardziałość... Powiedział Jessemu, że to im wyjaśni, ale obaj wiedzieli, że nie ma wielkich szans na powodzenie tej mediacji...
Wszedł do kuchni i usiadł naprzeciwko chłopaka.
- I co zamierzasz robić? - spytał. Jesse wzruszył ramionami.
- Zdałem tu na studia, więc tu zostaję. Wywalili mnie z pracy, nie płacąc, dlatego nie miałem na czynsz. Często tak robią z tymi, którzy pracują na czarno. Ale znajdę coś i znowu się gdzieś wprowadzę.
- Nie ma mowy. Zostajesz tutaj.
- Ale...
- Bez dyskusji. Nie będziesz się gdzieś szlajał po mieście i pracował zamiast się uczyć. Zostajesz u mnie. Idź się umyć, weź sobie piżamę z szafy.
Chłopak westchnął cicho i zrobił, co mu kazał. Nigdy nie umiał mu się sprzeciwić, gdy mówi coś takim kategorycznym tonem.
Po piętnastu minutach Nicola usłyszał drzwi łazienki. Wstał i też poszedł wziąć prysznic. Woda wypłucze z niego ten stres. Narzucił na siebie szlafrok, ostatnio ciągle było mu za gorąco i spał nago. Zamykał drzwi, kiedy przypomniał sobie, że przecież nie powiedział Jessemu, gdzie jest jego pokój. Chciał zawrócić, kiedy dostrzegł drobną postać, która siedziała skulona na jego łóżku.
- Jesse? - powiedział ze zdziwieniem, podchodząc do niego. Chłopak wstał, zaciskając nerwowo palce - Co ty tu robisz?
- Ja... wiem... że ty... - wyjąkał niepewnie - Że ty czujesz do mnie... że ty chcesz... W porządku. Nie mogę ci inaczej zapłacić....
Podniósł delikatnie jego twarz. Jesse starał się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego jakiś bolesny grymas, a w kącikach jego oczu pojawiły się łzy. Ta twarz przepełniona była upokorzeniem i desperacją. Nie chciał go widzieć takim. Za nic w świecie.
- Jesse... - odezwał się ciepło - Co ci strzeliło do tej zbzikowanej głowinki? Jesteśmy przyjaciółmi prawda? Przyjaciele nie płacą sobie za przysługi. A już na pewno nie w taki sposób. Za żadne skarby nie zrobiłbym tego z tobą, traktując to jako transakcję. Nigdy więcej tak nie myśl. Za kuchnią jest taki mały pokój. Nie mam na razie nic lepszego, ale tamto łóżko jest naprawdę wygodne. Chciałem ci o tym powiedzieć, ale zapomniałem. Zmykaj.
- Nicola...
- Zmykaj, nieznośny smarkaczu. Już cię nie ma. Jesse... - zatrzymał jeszcze chłopaka w drzwiach.
- Tak? - szepnął, unosząc nieśmiało oczy.
- Pamiętaj zawsze, że jesteś najwspanialszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałem. Dobrze?
- Dobrze. Dobranoc. - uśmiechnął się i wyszedł, bezszelestnie zamykając za sobą drzwi.

Jesse mieszkał u niego już od trzech tygodni. Nicola kilka razy dzwonił do rodziców i próbował przemówić im do rozsądku, ale bezskutecznie. Skończyło się tylko awanturą. Jesse trochę smutniał po każdej rozmowie, choć starał się, żeby nie było tego po nim widać. Bolał go ten jego smutek, ale nie mógł nic zrobić. W końcu chłopak zaczął wracać do swojego stylu bycia. Nicola czuł, że to jego obecność pozwala mu odzyskać równowagę i cieszył się z tego. Cieszył się, bo widział, że ich dawna przyjaźń odżyła, znów mogli żartować, gadać godzinami, śmiać się i łazić gdzieś razem bez celu. Jesse znów był przy nim, kiedy malował, a on znów mógł słuchać jego gry, bo od razu kupił mu fortepian i skrzypce i gitarę, chłopak był z początku trochę speszony, ale wyjaśnił mu dobitnie, że zrobił to dla własnej egoistycznej przyjemności słuchania jego gry. Zresztą to była prawda. W równym stopniu jak to, że wiedział, że to sprawi mu przyjemność i pomoże ukoić ból. Jesse uczył się, ale jakimś cudem zawsze był w domu pierwszy i Nicola zawsze zastawał gotowy obiad. Chłopak mało nie padł ze zgrozy, kiedy dowiedział się, jak on się odżywiał przez te dwa lata. Nieregularne obiady w restauracjach i fastfoody. Za to teraz miał pełnowartościowe posiłki trzy razy dziennie, plus kanapka na drogę, plus bonusowe podwieczorki, plus jakieś niespodzianki od czasu do czasu. Mógł zrezygnować ze sprzątaczki, bo Jesse utrzymywał całe mieszkanie we wstrząsającej czystości, do tego prał, robił zakupy, prasował, po prostu robił wszystko, choć Nicola wcale go o to nie prosił. Po tygodniu zauważył, że świetnie wychodzi na trzymaniu go w domu, bo utrzymanie takiego niewiele jedzącego piórka to nic w porównaniu z korzyściami jakie z niego czerpie. Zaoszczędził na restauracjach, sprzątaczce, firmach kurierskich, pralni... Niepokoił się tylko, czy on na pewno da sobie radę z tym wszystkim, nie zaniedbując nauki. Ale Jesse roześmiał się tylko i stwierdził, że w czasie, kiedy Nicola się obijał, on pomagał służbie i nie tylko wszystkiego się nauczył, ale też zyskał świetną zdolność organizowania czasu. Ich tryb życia się ustabilizował, po obudzeniu Nicola zastawał gotowe śniadanie, zjadali je, gadając jednocześnie jak najęci, potem wychodził, wracał na obiad, po obiedzie uczyli się, a potem rozmawiali albo wychodzili gdzieś, po kolacji Nicola malował, a Jesse coś mu grał.( a właśnie - zaoszczędził na sferze rozrywkowej). Pieniądze, które przeznaczał na utrzymanie domu wkładał do małego koszyka w jednej z kuchennych szuflad. Nie żeby dawał mało, ale mimo wszystko dziwne jak wiele pieniędzy zostawało. Mało tego - po każdych zakupach resztę wkładał niepostrzeżenie do jego portfela (za każdym razem do niewłaściwej przegródki, więc Nicola znajdował je zazwyczaj najwcześniej po kilku dniach. ) Jesse był bardziej ekonomiczny niż koncentrat do mycia naczyń.
Wszystko było cudownie, ale...
Słodki Joe miał w stu procentach rację. Jesse wysyłał niezwykle silne erotyczne fluidy. W tych czasach, kiedy był jeszcze młodym chłopcem. Teraz...
Na miłość boską każdy jego gest sprawiał wrażenie pieszczoty. Słowa: " Która godzina?" brzmiały jak: "Ile mam czekać aż się na mnie rzucisz?", "O cholera, mało co, a byłbym to przypalił!" brzmiało jak "Jest tylko jeden sposób w jaki mógłbyś mnie pocieszyć...", "Posłuchaj..." brzmiało jak "Bierz mnie..."
Dwa lata temu uważał go za ideał piękna. Był głupcem. Dopiero dziś był ideałem piękna. Mógł nawet nic nie mówić, nie ruszać się i tak biło od niego coś takiego... I to nie chodziło tylko o to, że on się w nim kocha, widział spojrzenia innych, kobiet i mężczyzn, wszyscy, choćby nie wiem jak bardzo nie chcieli, musieli odczuć choć jedną myśl, która niektórych z nich pewnie zaszokowała. Słodkiemu Joe przepadł świetny interes, on z pewnością byłby jego najbardziej rozchwytywanym pracownikiem...
Ale przecież jemu nie wolno było myśleć o nim w ten sposób... Obiecał mu, że może być spokojny... Ale męczył się... coraz bardziej się męczył, chwilami chciało mu się krzyczeć z tęsknoty za tym cudownym ciałem. Ale nie mógł sobie na to pozwolić, bo przecież za bardzo mu na nim zależało. Chciał, żeby był szczęśliwy. I kochał go... cieszył się mogąc choćby z nim przebywać, słuchać jego słów, śmiać się z nim razem... i za nic nie chciał tego stracić dla kilku chwil rozkoszy, po których wszystko by przepadło. Dlatego nie żałował tamtej odmowy. Choć w niczym to nie zmieniało faktu, że z każdym dniem coraz bardziej cierpiał. Tak, chyba można być szczęśliwym i jednocześnie smutnym....

Nicola malował. Światło było przyćmione, bo wysiadł prąd, na szczęście w domu było dużo świec i udało mu się ustawić je tak, żeby Nicola nie miał problemów z doborem farb i zafałszowaniem światła. Siedział w fotelu przyglądając się jego wysokiej, smukłej sylwetce. Minęło sześć lat, a on wciąż czuł się tak samo, kiedy on odprawiał te swoje czary. Ciągle to samo bezpieczeństwo, ucieczka od bólu i zła... Dziś czuł się naprawdę zmęczony, miał wyjątkowo ciężkie zajęcia, a musiał jeszcze zrobić solidne zakupy. Nawiasem mówiąc, Nicola zapomniał mu pomóc... Ale gdy siedział tak tutaj i patrzył, zmęczenie powoli uciekało z jego umysłu i ciała, było tak leniwie i spokojnie... Znów odbudowywał swój świat, już przyzwyczaił się do tego, że często się wali... ale za każdym razem, kiedy zaczynało być znów dobrze obok był Nicola... najlepszy przyjaciel, jedyny, który się go teraz nie wyparł... mimo że... pamiętał wciąż jego zrozpaczone, zranione oczy, wtedy.... to przez to nie widzieli się tak długo, nie chciał go spotkać... dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo był wobec niego niesprawiedliwy. Przecież nikt nie ponosi winy za swoje uczucia, nad nimi nie można zapanować... zresztą był coraz bardziej pewien, że to uczucie wcale nie było złe. Nic, co wiązało się z Nicolą nie mogło być złe... zresztą teraz, przecież nie żądał od niego niczego, nawet wtedy, gdy sam to zaproponował. Sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć... Wiedział, że on wciąż... tak on bardzo starał się to ukryć, nie chciał wprawiać go w zakłopotanie, nie chciał zakłócać jego spokoju. Ale Nicola nigdy nie był najlepszy w udawaniu. Sam też, i to z o wiele większym powodzeniem, udawał, że nie dostrzega tej nici między nimi. Mimo to widział te ukradkowe, wytęsknione spojrzenia, przygryzanie wargi, odwracanie się... i smutek.
Myślał o tym od kilku dni. Nie chciał, żeby Nicola tak się zadręczał... Ale... aż za dobrze wiedział, że jest tylko jeden sposób, żeby temu zapobiec... kiedy dwa tygodnie temu zaproponował mu taką formę "zapłaty" czuł się z tym podle, obrzydliwie, jakby robił najgorszą rzecz jaką tylko może. Ale teraz jego uczucia były... mieszane... po pierwsze to nie byłaby już zapłata, nie musiałby czuć się jak dziwka. Po drugie bądź co bądź Nicola był wyjątkowo przystojnym mężczyzną i bardzo bliską mu osobą, więc gdyby musiał już... z facetem... to pewnie chciałby, żeby to było z nim... Jednak ciężko mu było jeszcze dopuszczać do siebie taką myśl...
Tylko że coraz bardziej go bolał widok tych udręczonych spojrzeń... i to było takie rozbrajające, te jego starania, żeby nie sprawić mu przykrości swoimi uczuciami...
A może powinien się po prostu upić? Wtedy, po pijanemu, nie czuł aż takich oporów. Tylko że teraz Nicola nawet by go nie dotknął w takim stanie. Bałby się znów go stracić... To nie było tylko pożądanie, on go kochał, naprawdę go kochał, to nie mogło być nic złego... w końcu, czy święty Paweł ze wszystkim musiał mieć rację? Tata zawsze się śmiał, że on nie miał wielkiego pojęcia o kobietach skoro palnął takie głupstwo jak to, że "żony winne być poddane mężom". O Nicoli z pewnością też nie miał żadnego pojęcia. Niby skąd miał mieć. A Nicola... Myślał nad tym, kiedy do tego doszło, kiedy Nicola go pokochał... To z pewnością nie było później niż trzy, może nawet cztery lata temu... i nigdy nie dał mu tego odczuć, nigdy o tym nie wspomniał, nigdy nie próbował, gdyby nie to, że sam to zrozumiał, pewnie do dzisiaj nie miałby o tym pojęcia. On nigdy by go do niczego nie zmusił. Ta jego miłość była taka czysta, pokorna i cicha... to musi być straszne kochać i nie mieć nadziei na to, że druga osoba odwzajemni to uczucie... Ale nigdy nie był na niego zły z tego powodu, nigdy nie dał się ponieść gniewowi, choć pewnie nieraz musiał bardzo cierpieć. A on tak okrutnie go wtedy potraktował... nie mógł go winić za to, że uległ tamtym pocałunkom, przecież z pewnością tak bardzo ich pragnął, a jednak nie zmuszał go przecież do niczego... To on go pocałował i więcej nawet, więcej niż wymagało tamto polecenie, bo "coś" kazało mu to zrobić, robił rzeczy, o których nie miał w końcu pojęcia, to naprawdę instynkt podpowiadał mu wszystko. Przypomniał sobie jego rozkosz, potem strach, potem rozpacz, potem ból... Boże, dlaczego mu to zrobił, mógł z nim przynajmniej porozmawiać... Uciekł od niego, zostawił go z tym bólem i poczuciem winy, którego przecież nie powinien czuć... gdyby nie tamten deszcz możliwe, że nigdy już by się nie zobaczyli... Sam nagle poczuł błysk strachu i bólu, bo za nic by tego nie chciał... teraz... znów było tak dobrze...
A przez te dwa lata? Wmawiał sobie, że go nienawidzi, ale przecież tęsknił za nim, mimo wszystko tak bardzo mu go brakowało...
Nicola skończył malować i gasił wolno świeczki, zostawił tylko kilka i biorąc jedną do ręki poszedł w kierunku swojego pokoju.
- Poszukam tej książki... - szepnął, rzucając na niego ukradkowe spojrzenie. Znów to nieśmiałe pragnienie, taki półmrok, ot kolorysta... idealnie romantyczna sceneria dla tego jego niedorzecznego wielbiciela. Uśmiechnął się pod nosem i poszedł cicho za nim.
Świeczka płonęła na stole, Nicola oparł się o ścianę, przerzucając kartki i szukając tego swojego Giotta. Podszedł do niego i delikatnie wyjął mu książkę z ręki.
- Co...
- Nie czytaj przy takim świetle, zepsujesz sobie wzrok. Rano to przejrzysz.
- Ale... - urwał, kiedy poczuł dotyk dłoni na swoim policzku. Jesse uśmiechnął się lekko i nagle pocałował go prosto w usta, odsuwając się dopiero po kilkunastu sekundach. Spojrzał na niego w niemym szoku.
- Posłuchaj mnie... Artystą to ty jesteś na pewno, ale zdecydowanie nie aktorem. Doskonale widzę, czego ode mnie chcesz...
- Jesse, ja... - jego oczy otworzyły się szeroko w przerażeniu.
- Cicho... nie mam ci tego za złe... i doceniam to, że niczego ode mnie nie żądasz... Ale jesteś najbliższą mi osobą... boli mnie, kiedy widzę jak cierpisz...
- Powiedziałem ci już, że nie musisz tego robić... - przymknął oczy, starając się opanować coraz szybsze bicie serca.
- Wiem. I właśnie dlatego chcę...
Momentalnie otworzył oczy, napotykając poważne spojrzenie chłopaka.
- Nie chcę, żebyś robił coś wbrew sobie... tylko po to... żebym ja...
- Nicola, ja chcę tylko żebyś był szczęśliwy... jeśli ty będziesz to i ja... W przeciwnym razie... wiesz kim dla mnie jesteś, myślisz, że mógłbym czuć się dobrze, patrząc jak ty się męczysz? Twoje cierpienie to moje cierpienie, twoje szczęście to moje szczęście... jeśli właśnie tego ode mnie chcesz, to ja jestem gotów ci to dać...
- Jesse... ja po prostu... to prawda, że cię pragnę... że chciałbym się z tobą kochać... ale to nie będzie to czego chcę, jeśli tobie nie będzie się to podobać...
- A skąd ja mam wiedzieć, czy to może mi się podobać, skoro nigdy tego nie robiłem? - uśmiechnął się. - Nicola, nie wiem czy ty się orientujesz, ale od dwóch minut stoję tu przed tobą i proponuję ci seks, a ty za wszelką cenę próbujesz się mnie pozbyć. Zaczynam się czuć dość głupio...
- Jesse... - pokręcił głową z uśmiechem
- Słuchaj może dla ciebie takie sytuacje to pestka, ale jedyne moje osiągnięcia w tej dziedzinie to pięć pocałunków w tym dwa z tobą i prawdę mówiąc jestem lekko tym wszystkim stremowany. Więc może z łaski swojej przestań w końcu gadać głupoty i pozwól mi przynajmniej spróbować. Mam ponad dziewiętnaście lat i jestem w pełni odpowiedzialny za swoje czyny, a kilka minut temu doszedłem do wniosku, że jesteś jedynym mężczyzną na świecie, z którym mógłbym... Pięknie i udało ci się, jestem już cały czerwony, o to ci chodziło?
- Jesse...
- Przestań w końcu powtarzać moje imię, dobrze wiem jak się nazywam. Dlaczego ty robisz wszystko, żebym spalił się ze wstydu? Nicola, jeżeli TERAZ nic nie zrobimy to jutro się wyprowadzam, bo nie będę mógł ci spojrzeć w oczy bez zmieszania. Jezu, no nie patrz tak na mnie...
- Może jednak... chciałbyś to jeszcze przemyśleć...
- Myślałem już dość.
- Jesse, ja nie chcę po prostu, żebyś później tego żałował i...
- Zamknij się wreszcie... - wyszeptał chłopak i nagle uklęknął przed nim.
- Jesse... - wykrztusił, kiedy chłopiec zbliżył do niego twarz i wolno rozsunął zamek jego spodni. Spojrzał na niego, miał zaczerwienioną twarz, trochę przestraszoną i zażenowaną, ale taką śliczną z tym wszystkim... wciąż trzymał dłoń w miejscu dokąd osunął się z zamkiem, wolno przesunął palce po połyskujących ząbkach i docierając do guzika rozpiął go delikatnie. Zsuwał z niego pomału ubrania, przymknął przy tym oczy i nieśmiało pochylił się w przód, intuicyjnie docierając do niego rozpalonymi wargami. Nicola poczuł jak spięły się wszystkie jego mięśnie, docisnął się do ściany, oddychając ciężko. Usta chłopca błądziły po nim wolno, całując trochę nieporadnie, lękliwie, ale z wyraźnym pragnieniem dania mu jak największej przyjemności. Poczuł delikatny język i coraz śmielszą, choć jeszcze pełną wahania, oszałamiającą pieszczotę. Nie wiedział, jakim cudem on tak dokładnie odgaduje jego pragnienia, to gdzie i w jaki sposób go dotknąć. Nie umiał już opanować jęków, nie starał się nawet, poddał się coraz silniejszym falom rozkoszy. Znów spojrzał w dół, starając się złapać oddech. Widział tylko ciemną falę włosów, pochylając twarz chłopak pieścił go u nasady, nagle przesunął język w dół i dalej posuwał się już bardzo wolno, zawracając czasami, zataczając kręgi i splątane linie, wciąż miał przymknięte oczy, a te niesamowicie długie rzęsy rzucały, drżący jak płomień świecy, cień na rozognione policzki. Wziął go w usta i zaczął ssać z początku trochę niezdecydowanie, ale potem coraz intensywniej. Podniósł wolno powieki, lecz zaraz opuścił je wstydliwie, napotkawszy jego spojrzenie. Świeca już prawie zgasła, ale on nie przestawał go pieścić, z jakąś niezwykłą umiejętnością przedłużając jego rozkosz. Znów nieśmiało otworzył oczy i przymknął je pod wpływem jego rozpalonego wzroku, jednak niemal od razu znów je otworzył, choć spłonął przy tym jeszcze intensywniejszym rumieńcem. Nicola patrzył w te duże, brązowe oczy, wzrokiem w którym mieszała się obezwładniająca rozkosz, czułość, wzruszenie.... to było tak nieziemskie, to trochę zawstydzone, ale tkliwe spojrzenie pięknych, ciemnych oczu. Patrzył na niego ze słabym uśmiechem, nie miał sił, jego upojenie sięgało już szczytu, chłopak znów opuścił wzrok, unikając palącego spojrzenia. Nicola oddychał coraz szybciej i jęczał cicho osłabiony intensywnością swojej rozkoszy; wielkie, brązowe oczy znów uniosły się ku jego twarzy, spojrzał w nie, drżąc w płomieniach orgazmu i wytrysnął w jego usta z głośnym jękiem. Chłopak połknął całe jego nasienie i dopiero wtedy wypuścił go z ust. Usiadł wolno wciąż wpatrując się w jego oczy i oddychając szybko. Nicola osunął się na kolana i ujął rozpłomienioną twarz w dłonie. Pocałował go mocno i bardzo namiętnie, zmuszając do cichutkich jęków. Zgasła świeczka i zrobiło się zupełnie ciemno.
- Pójdę po kilka świec... - szepnął
- Nie... nie trzeba... - wyjąkał Jesse
- Nie bój się.
- Wcale się nie boję. - powiedział cicho, nie umiejąc nawet powstrzymać drżenia głosu. Nicola znów go pocałował, tym razem bardzo delikatnie.
- Naprawdę jest za ciemno, zapalę kilka, żeby widzieć cokolwiek... jeśli będzie ci przeszkadzać, to je zgaszę...
- Tylko... wróć szybko...
- Tylko chwilka... - uśmiechnął się i całując go jeszcze, wstał. Wrócił po chwili z palącą się blado świeczką i postawił ją obok wypalonej. Uśmiechnął się do chłopca, który siedział na skraju łóżka z bardzo niepewną miną. Zapalił jeszcze dwie świeczki na stole i jedną na regale obok łóżka. Usiadł obok Jessego i wciągnął go sobie na kolana, całując drżące usta.
- Na pewno chcesz?
- Nicola, proszę, przestań mnie o to pytać, bo zaczynam się czuć, jakbym zaraz miał wyskoczyć oknem z piętnastego piętra... - niepewnie wyszeptał chłopak. Blondyn roześmiał się cicho.
- Zupełnie niepotrzebnie.... - położył się z nim na łóżku i pocałował jego szyję - Nie jestem w tym taki zły... - ściągnął z niego koszulkę i unosząc się na łokciu zaczął gładzić jego smagłą skórę, przeciągając spojrzeniem po idealnie pięknym ciele.
- Nicola...
- Tak? - pocałował go tuż pod mostkiem
- Ale... nie śmiej się tylko ze mnie...
Podniósł zdziwiony wzrok na jego zaczerwienioną twarz
- Kotku, a co tobie strzeliło do tej pięknej główki? Niby dlaczego miałbym się z ciebie śmiać?
- Ja sobie zdaję sprawę, że ja... ja.... nie umiem... ty pewnie byłeś dotąd z osobami... które... miały jakieś doświadczenie... ja... przecież wiesz, że ja nie.... nigdy...
- Oczywiście, że wiem, śliczny głuptasku. - pocałował go i uśmiechnął się z rozczuleniem - I to bardzo niemądry pomysł, dlaczego miałoby mi to przeszkadzać? A śmiać się ze swojej największej miłości, dlatego, że jest się jej pierwszym to już całkiem głupi koncept. Strasznie dziecinny jeszcze jesteś. I ślicznie się rumienisz... - pocałował go raz jeszcze - Wcale nie wymagam, żebyś znał wszystkie tajniki ars amandi, ja tu jestem od tego, żeby cię ich uczyć... choć mogę ci powiedzieć w sekrecie, że przed chwilą ofiarowałeś mi największą i najpełniejszą rozkosz w całym moim życiu, co jest tym bardziej zachwycające, że nigdy wcześniej tego nie robiłeś, moja ty piękności przecudna. W porządku?
- Tak... - cicho szepnął spłoniony chłopiec
- A teraz... - uśmiechnął się zniewalająco - Pozwól, że to ja nauczę się czerpać ze źródeł rozkoszy...- zbliżył do niego usta i pocałował go intensywnie, pieszcząc językiem wnętrze jego ust. Masował delikatnie jego ciało, uwalniając kolejne dreszcze. Dotykał go lekko palcami, drażnił trochę, mocniej przeciągał dłonią, głaskał wzmagając wolno intensywność swoich pieszczot. Polizał delikatnie jego ucho, zsunął się na jego szyję, wolno przechodząc wzdłuż obojczyka, przez mostek, aż do drżących mięśni brzucha. Zdjął z niego resztę ubrania i przycisnął się do zupełnie nagiego ciała, Jesse oddychał płytko i przyciągnął go nieśmiało do swojej twarzy całując głęboko. Zaczął rozpinać jego koszulę, Nicola pomógł mu w zdjęciu swoich ubrań i już po chwili wtulili się w siebie całkowicie nadzy, złączeni gorącym pocałunkiem. Ramiona chłopaka otoczyły jego szyję, a smukłe palce wplątały się w jego włosy. Odsunął się odrobinę i przyjrzał się tej drobnej twarzy, lęk znikł już z jego oczu, choć delikatny rumieniec zawstydzenia wciąż barwił mu policzki. Uśmiechnął się do chłopca przesuwając pieszczotliwie palcem po jego kształtnej brwi. Przymglone oczy patrzyły w niego trochę już nieprzytomnie. Pocałował go i znów zaczął przesuwać usta wolno w dół, jego dłonie błądziły już przy biodrach, krzyżu, pośladkach, udach. Jesse jęczał coraz głośniej, przycisnął dłonie do twarzy i głośno chwytał powietrze, przesunął dłonią w swoich włosach, zaciskając ją na nich gwałtownie i odrzucił głowę w tył ze słabym jękiem. Dłonie Nicoli prześlizgiwały się po jego pachwinach, całował i ssał delikatnie napiętą skórę brzucha, wziął go ostrożnie w dłonie i zaczął pieścić wolno. Chłopak szarpnął się niespokojnie, Nicola otarł się uspokajająco policzkiem o jego spięty brzuch i wolno przeciągnął językiem po jego podbrzuszu, mięśnie rozluźniły się i znów spięły, zsunął usta jeszcze odrobinę niżej, krótkie, mocne skurcze chwytały rozpalone ciało chłopca, który w żaden sposób nie mógł już pohamować intensywnych jęków. Mężczyzna zabrał dłonie i mocno przytrzymał jego biodra, wciskając go w łóżko i niezwykle wolno schodził językiem coraz dalej, dziesiątki razy całując i liżąc każde miejsce. Wziął go głęboko w usta, unosząc trochę wzrok i z przyjemnością obserwując nieprzytomną z rozkoszy twarz kochanka.
Jesse czuł się oszołomiony, odurzony, nigdy dotąd nie doświadczył czegoś takiego, na wpół zamroczony, zmiął w dłoniach prześcieradło, na przemian robiło mu się zupełnie ciemno przed oczami, a po chwili oślepiały go niesamowite błyski. Jęczał chyba, krzyczał, chciał przynajmniej, ale żadne dźwięki do niego nie docierały, nie wiedział, czy nie jest w stanie wydobyć z siebie głosu, czy po prostu jest zupełnie ogłuszony, słyszał szum własnej krwi, czuł jakby miał zemdleć, ale było tak nieprawdopodobnie wspaniale, tak niewiarygodnie dobrze i chyba trwało to całą wieczność, ta rozkosz niemal bolała i właśnie w chwili, kiedy myślał, że nie zdoła jej dłużej znieść, osiągnęła apogeum. Krzyknął tak głośno, że usłyszał to nawet przez nasilony jeszcze szum i poczuł jak gwałtowna fala przetacza się przez niego, a potem odchodzi ostro, błyskawicznie, a jednocześnie bardzo wolno.
Nicola podniósł się sam też trochę oszołomiony i przytulił rozdygotane ciało, patrząc w zmętniałe od łez oczy. Chłopiec uśmiechnął się słabo i pocałował go, czując ten dziwny smak, trochę podobny, ale jednak inny niż poprzednio. Przytulił się do niego mocno. Czuł się wycieńczony, to był pierwszy orgazm jakiego doznał, jego ciało nie mogło ochłonąć po tym zupełnie nowym, intensywnym doznaniu. Jego myśli mogły już jednak płynąć swobodnie, ten pierwszy raz... z nim... z Nicolą... takie dziwne... ale chyba cieszył się, że to było właśnie z nim, tak, cieszył się... on tak go kochał... jak nikt na świecie... to takie wspaniałe być tak głęboko, wytrwale kochanym i to przez kogoś takiego jak on... tak cudownego, dobrego... jego Nicola... wreszcie był zupełnie szczęśliwy, czuł to teraz... i sam czuł się szczęśliwy... Wtulił się w niego jeszcze mocniej.
Nicola nie mógł wykrztusić słowa, obejmował go tylko i okrywał pocałunkami jego miękkie włosy. Nagle z całą mocą dotarło do niego, że właśnie zdobył to o czym bezskutecznie marzył przez cztery, długie, pełne tęsknoty i smutku lata. Czuł się tak uszczęśliwiony, że nie mógł tego nawet wyrazić. Ale czuł, że on rozumie... jego największe kochanie, ten delikatny i taki potężny swoją nieskalaną niczym, niezachwianą dobrocią. Nareszcie sam, z własnej woli, zupełnie świadomy, spełnił zupełnie jego pragnienia. Czuł się tak cudownie mogąc patrzeć na jego rozkosz, mogąc samemu mu ją ofiarować. I pragnął go jeszcze bardziej, chciał mieć go już zupełnie. Ciało chłopca już się rozluźniło, oddychał spokojnie. Położył go ostrożnie na poduszce i spojrzał mu w oczy.
- Jesse... czy ja...
Uśmiechnął się i przyciągnął go do siebie.
- Przecież ci powiedziałem.... - pocałował go lekko. Nicola pogłębił pocałunek i położył się na nim. Ramiona chłopaka znów go obejmowały. Rozsunął mu nogi i uniósł je trochę, przytrzymując go swym ciałem w tej pozycji. Wsunął dłoń w jego włosy i podniósł wyżej jego twarz, całując go mocno. Przesunął drugą dłonią między ich twarzami i przeciągnął językiem po dwóch złączonych palcach i przytknął je do ust chłopca. Zrozumiał i wysunął język wilżąc ich drugą stronę. Końce ich języków spotkały się rozdzielając wilgotne palce. Nicola wycofał dłoń i zniknął z nią w dole. Po chwili chłopiec poczuł jak dotykają jego wejścia i spiął się nerwowo, wciągając powietrze.
- Nicola...
- Tak? - szepnął, całując jego policzki
- To... boli... prawda?
- Nie muszę, jeśli nie chcesz. - spojrzał na niego ciepło.
- Nie przejmuj się... - uśmiechnął się delikatnie - Ból to akurat ostatnia rzecz, która mogłaby mnie odstraszyć...
Nicola uśmiechnął się smutno i pocałował jego szyję. On zniósł już w życiu tyle bólu... Nie chciał wcale zadawać mu nowego, bez względu na to jak bardzo jest do tego "przyzwyczajony". Ale pragnął go tak bardzo... i czuł pieszczotliwy dotyk szczupłych palców, głaszczących jego włosy.
Ostrożnie, ale stanowczo wsunął w niego palce. Mięśnie zacisnęły się wokół, a chłopak jęknął boleśnie. Palce ścisnęły jego włosy tak mocno, że aż pociągnęły jego głowę w tył, ale rozluźniły się powoli i znów przesunęły się łagodnie, choć drżąc lekko. Zaczął delikatnie, ale coraz bardziej pogłębiając dotyk poruszać w nim palcami. Jesse jęczał cicho, Nicola spojrzał na niego, oczy chłopca zaszły łzami.
- Cichutko, cii... - pocałował go w policzek - Rozluźnij się troszeczkę... będzie lżej...
Przygryzł wargę i przymykając oczy, starał się wyrównać oddech. Uśmiechnął się lekko po chwili, rozluźniając całkowicie. Znów się pocałowali, Nicola wyjął z niego palce, tłumiąc cichy jęk chłopaka. Jesse poczuł miękką wilgoć i w chwilę później przeszywający ból. Szarpnął głową w tył i krzyknął rozpaczliwie, próbując uciec od tego nagłego cierpienia. Zacisnął zęby, jego twarz momentalnie pokryły kropelki potu. Blondyn, zacisnął powieki i starając się nie patrzeć na przepełnioną męką twarz, całował ją delikatnie. Chłopiec znów starał się powoli rozluźnić i pocałował go lekko. Nicola spojrzał w pełne łez oczy, spiętą twarz rozjaśnił słaby, pełen czułości uśmiech. Jesse spróbował się odezwać, ale jęknął tylko i uśmiechnął się bezradnie, gładząc pieszczotliwie jego włosy.
- Kocham cię maleńki... to zaraz przejdzie... - wyszeptał przez ściśnięte gardło mężczyzna. Poruszał się w nim wolno, pieszcząc go jednocześnie. Oddech chłopca powoli się uspokajał, ale wkrótce znów przyspieszył. Przyzwyczaił się powoli do tego uczucia, bolało jeszcze, ale odsunął to od siebie, skupiając się na pojawiających się coraz częściej przyjemnych dreszczach. Uśmiechnął się do niego już zupełnie szczerze, ale po chwili oczy zaszły mu mgłą. Zgasła ostatnia świeczka i ciemność opadła wszystko. Czuł jego oddech na szyi i coraz mocniejsze pocałunki, czuł przyjemnie przygniatające go ciało, czuł dotyk jego dłoni, czuł go wewnątrz siebie, coraz głębiej, coraz mocniej, coraz szybciej...
Znów zaczął jęczeć, choć dawno już zapomniał o bólu... było dobrze... tak obezwładniająco dobrze... Ponownie złączyli usta, całując się tak intensywnie, że niemal boleśnie. Przycisnął go do swojego ciała, próbując powstrzymać miotające nim gwałtowne dreszcze, rozszlochał się zupełnie, nie mógł niemal znieść tej nadziemskiej rozkoszy, która przenikała całe jego ciało. Nicola poruszał się już bardzo szybko, prawie agresywnie, ściskające go mięśnie wzmagały jeszcze przyjemność, kilka mocnych, szybkich ruchów i usłyszał krzyk chłopaka, czując uderzający w ciało ciepły płyn, doszedł zaraz potem, wytryskując obficie w jego wnętrze. Opadł na niego, opuszczając jego ciało, Jesse złapał powietrze i skrzywił się lekko, ale od razu uśmiechnął się do niego nikło, a potem przytulił się do niego mocno. Nicola objął go i pocałował we włosy głaszcząc delikatnie. Przymknął oczy, był zupełnie wykończony, ale aż chciało mu się śmiać ze szczęścia. Chłopiec zamruczał coś cicho ocierając się o niego, więc przykrył nagie ciało kołdrą, wciągając ją i na siebie i wkrótce obaj zasnęli.

Wczesnym rankiem ktoś krzyknął na ulicy i Nicola obudził się niezbyt przyjemnie. Zaklął i przeciągnął się, przewracając się na bok. Pierwsze co zobaczył do potargane, czarne kosmyki rozsypane obok na poduszce. Zamrugał oczami. Cudnie opalone, nagie ramię leżało na kołdrze. Dotknął go delikatnie, wywołując gniewny pomruk i niespokojne poruszenie się śpiącego ciała. Kołdra zsunęła się trochę, odsłaniając smagłe plecy.
To nie był sen.
Jesse mruknął przez sen z wyraźnym oburzeniem i naciągnął na siebie kołdrę. Nicola przez chwilę przeżywał stan tłumionej wszystkimi siłami euforii. Przysunął się do ciepłego ciała i objął chłopaka w pasie, całując jego ramię. Odsunął ruchem głowy przesłaniające mu pachnącą rozkosznie szyję włosy i zaczął całować rozgrzaną kusząco skórę. Protestujące mruknięcie nie zdołało go zatrzymać, zaczął pieścić twardy brzuch i delikatny sutek chłopca.
- Czemu mnie budzisz? - Jesse odezwał się naburmuszonym tonem
- Ładnie pachniesz... - wymamrotał, przechodząc do lizania i ześlizgując się z jedną dłonią między nogi chłopaka.
- Też mi powód... zostaw mnie, chce mi się spać...
- Aha... - Nicola wzmógł tylko pieszczoty
- Zostawisz mnie czy nie? - warknął Jesse. Dłonie i usta cofnęły się nagle i nie czuł już drugiego ciała.
- Jesteś... jesteś na mnie zły? - usłyszał cichy, drżący głos. Westchnął dogłębnie i odwrócił się, zaciskając zęby. Spojrzał w twarz Nicoli, będącą mieszaniną lęku i smutku.
- Niby czemu... - mruknął niechętnie
- O wczoraj...
- Jeżeli chodzi ci o to, że zapomniałeś mi pomóc z zakupami to już mi dawno przeszło.
- Jesse... - wyszeptał żałośnie
- Chryste, ale ty męczysz... - jęknął i wyciągnął dłoń, oplatając nią jego kark i ciągnąc lekko w swoim kierunku - No chodźże tu, mnie trochę nieskoro się ruszać.
Nicola przysunął się do niego, obejmując go nieśmiało.
- Przecież sam chciałem, prawda? - Jesse uśmiechnął się do niego i pocałował go, a potem ułożył głowę na jego ramieniu. - Muszę chwileczkę odpocząć.
- Bardzo boli? - smutno spytał Nicola
- Nie.
- Na pewno?
- Na pewno. Chciałbym żeby każdy ból miał takie natężenie. Ja chcę tylko troszeczkę odpocząć. Odrobinkę. Czy to tak wiele?
- Już jestem cicho. - pocałował go z czułością i przytulił, przymykając oczy.

On zachowywał się tak jak zawsze. Jakby nic się nie stało. Czy między nimi ma być tak jak dawniej? Czy on uważa, że raz z nim idąc do łóżka, rozwiązał problem na zawsze? Co on sobie myślał "Zaspokoję go i po kłopocie" ? Cóż, może i tak, może w ten sposób rozwiązuje się takie kwestie, jeden numerek i po napięciu seksualnym. Może tak powinno być. Ważne, żeby się zaspokoić. Tylko był jeden, maleńki problem. On wcale nie czuł się zaspokojony! To znaczy, owszem, wczoraj jak najbardziej. Spełnienie i pełna satysfakcja, dziękujemy i polecamy się na przyszłość. No właśnie, na przyszłość... Jeszcze, jeszcze, jeszcze..... Było gorzej niż poprzednio, chciał go miliard razy bardziej niż poprzednio, co noc, a nawet i częściej, najlepiej kilkanaście razy dziennie.
Tylko, że wszystko wskazywało na to, że Jesse uważa sprawę za zamkniętą. Odmachnął co trzeba i koniec pieśni. Ale przecież miał wrażenie, że wczoraj było mu dobrze, równie dobrze jak jemu... Czy to możliwe, że się pomylił? Nie, przecież widział, słyszał jego jęki... Ale przecież on nigdy dotąd tego nie robił, to było dla niego zupełnie zaskakujące, nowe, nic dziwnego, że poddał się własnemu ciału, nawet jeżeli on sam wcale nie miał na to ochoty... Boże, czy możliwa jest aż taka dwoistość ludzkiej natury?
Że też on nigdy nie przykładał się do czytania Biblii, wiedziałby w którym miejscu ten cholerny święty Paweł rzuca te swoje gromy i już on by coś wymyślił, żeby obalić te wywody.
Jesse...
Jesse....
Jesse.....
Nie ma co, on zwyczajnie uznał, że teraz wszystko ma być po staremu... Nie. Niee... Nieeee....
Nicola wodził wzrokiem skarconego psa za krzątającym się po mieszkaniu chłopakiem. Był śliczny. Włosy niestrudzenie opadały mu na twarz, a on co jakiś czas odgarniał je z filozoficznym spokojem i z niemniejszym spokojem reagując na ich konsekwentny powrót w miejsce, z którego właśnie je usunął. Te oszałamiające oczy ocienione olśniewającymi rzęsami błyszczały najpiękniej w świecie i uśmiechały się do niego czasem miękko, ślicznie, razem z tymi delikatnymi ustami... Mmm... wciąż czuł ich miękkość i smak... I to ciało... piękne, pachnące, jednocześnie delikatne i silne, ale takie uległe i czułe tej nocy...
Nicoli chciało się płakać, czemu to musi być ostatni raz? Jesse chodzi po domu w krótkich spodenkach. Co to ma być, czemu się nad nim znęca? Jak się umył to po co tu spaceruje, zamiast kłaść się spać? Nie można tego rano posprzątać? A no tak, on ma coś tam jutro o ósmej. Czy on uważa, że jak raz mu się zaprezentował nago, to już nie będzie na niego działać w ten sposób? Niewinny jak święta Klara nawet po TAKIM seksie. Dobrze chociaż, że śpi w tych bokserkach, bo gdyby spał nago jak on, to pewnie tak by chodził po mieszkaniu. A wtedy to już by chyba nie zdzierżył i wziął go przy ladzie kuchennej...
Dość, ma dość!
- Idę do łazienki. - mruknął
- Aha. A ja do łóżka, poczytam jeszcze.
Mruknął coś tylko i uciekł szybko. Przez tego chłopaka cały czas musi brać zimne prysznice.
Co gorsza, one przestają działać, stwierdził narzucając na siebie szlafrok i wychodząc z łazienki. Spojrzał tęsknie w kierunku pewnego małego pokoiku, ale westchnął tylko i poszedł do siebie. Paliło się światło, był pewien, że je zgasił. Wszedł i zamknął za sobą drzwi, po czym skierował się w stronę łóżka... a przynajmniej miał taki zamiar, bo chwilowo skamieniał.
Jesse rzeczywiście czytał przed snem, tyle, że w JEGO łóżku. Przez chwilę zastanawiał się, czy chłopak znów nie pomylił pokoi, ale to było raczej wątpliwe, gdyż 1) był teraz zupełnie trzeźwy 2) pokoje bardzo się różniły 3) na pewno słyszał, jak zamykał drzwi, ale wcale nie zareagował.
Podszedł powoli do łóżka i usiadł na nim, wpatrując się w niezwykłe zjawisko spoczywające w jego pościeli.
- Jesse...
- Mm? - mruknął chłopiec nie odrywając wzroku od książki
- Co... robisz?
- Czytam. - tym razem spojrzał na niego z politowaniem.
- Ale... czemu tu?
- Bo w łóżku cieplej.
- Ale... czemu... w moim?
- Rany, Nicola, skoro już się zgodziłem zostać twoim kochankiem, to chyba logiczne, że przenoszę się do ciebie. Masz większe łóżko. - miał minę, jakby tłumaczył coś małemu dziecku. Nicola patrzył na niego z wyraźnym szokiem na obliczu, usiłując sobie przyswoić usłyszane przed chwilą słowa. Jesse spojrzał ze zdziwieniem w jego twarz, zupełnie nie rozumiejąc o co mu chodzi. Nagle jego oczy zwęziły się, a twarz stężała nieco. Więc to o to mu chodziło... Uroiło mu się, że on się w nim zakochał, że chce z nim być tak normalnie, a on... on chciał po prostu się z nim przespać, zaspokoić swoją żądzę i koniec bajki. Nagle poczuł się jak ostatnia szmata. Wczoraj myślał, że spełnia jakieś wielkie marzenie, coś pięknego i czystego, a teraz...
- Przepraszam, źle cię zrozumiałem. - wykrztusił i wstał gwałtownie, przygryzając wargę niemal do krwi. Czuł łzy napływające mu do oczu, jeszcze nigdy nie czuł się tak upokorzony i skrzywdzony, jak to możliwe, że on, właśnie on...
- Chodź tu... - silne ramiona schwytały go mocno i wciągnęły na kolana.
- Zostaw mnie... - łzy spłynęły mu po policzkach
- Jesse, kochanie...
- Nie mów tak do mnie. - wyszeptał przez ściśnięte gardło - Okłamałeś mnie, wcale mnie nie kochasz... Przecież byliśmy przyjaciółmi, ja tak bardzo... dlaczego mi to zrobiłeś, tylko po to, żeby... Nicola, jak mogłeś... myślałem, że ty chcesz być ze mną... zawsze... nigdy bym do ciebie nie przyszedł, gdybym wiedział, że tylko o to ci chodzi...
- Bądź wreszcie cicho... - otarł łzy z jego policzków, ale nie na wiele się to zdało, bo błyskawicznie zmokły znowu. - Dlaczego ty zawsze reagujesz tak emocjonalnie, kocham cię, oczywiście, że cię kocham i wcale mnie źle nie zrozumiałeś, chcę być z tobą, tylko ja... myślałem, że ty tego nie chcesz... - pocałował go delikatnie i już z większym powodzeniem wytarł chusteczką wilgoć z jego policzków. - Zatkało mnie z wrażenia, łaskawco, nie co dzień można spotkać w swoim łóżku kogoś tak pięknego i w dodatku uwielbianego nad życie.
Chłopiec uśmiechnął się i oparł twarz na jego ramieniu.
- Nie strasz mnie więcej... - szepnął cichutko - Poczułem się tak okropnie...
- Mówię ci, że ty za żywiołowo reagujesz. - pocałował go w ucho - Wskakuj do łóżka...
Jesse wbił wzrok w książkę, pociągając jeszcze trochę nosem. Nicola pokręcił głową z rozczuleniem i zdjął szlafrok, rzucając go na krzesło. Chłopak zerknął w jego stronę i zaczerwienił się mocno.
- Tak... będziesz spał? - spytał niepewnie
- A dlaczego nie? - roześmiał się Nicola - Zawsze tak śpię... Coś nie w porządku?
- Nie... dlaczego... - znów wsadził nos w książkę. Jego rumieniec pociemniał jeszcze, kiedy poczuł jak blondyn wsuwa się pod kołdrę i kładzie tuż obok niego. Nie dotykając go, ale...
- Jeeesse... - zaciągnął, przyglądając mu się z rozbawieniem
- Co... - wyszeptał tak cicho, że z wielkim trudem można było to usłyszeć.
- Zdrowiej czytać przy dziennym świetle...
- Nic mi nie będzie... - wymamrotał nieśmiało
- Lepiej nie ryzykować... - Nicola troskliwie odebrał mu książkę i położył ją na podłodze.
- To może... zgasimy światło... - odezwał się z wahaniem
- Ymm... Prawdę mówiąc, wolałbym na ciebie patrzeć...
- Chyba już się napatrzyłeś... - przełknął ślinę, wsuwając się głębiej pod kołdrę.
- Popatrz na mnie...
Rzucił mu krótkie, zażenowane spojrzenie i ukrył twarz w poduszce.
- Młody człowieku... - umoralniającym tonem zaczął Nicola - To bardzo nierozsądne tak tracić rezon, jak tylko próbuję przejść do praktyki.
- Nicola... - pisnął cichutko, chowając twarz jeszcze głębiej.
- No, no... tylko mi tu bez takich. Noc poślubna za nami, nie ma co udawać, że się nie wie o co chodzi... zresztą nawet jak zapomniałeś, to ci zaraz przypomnę... - uśmiechnął się lekko - Chodź do mnie...
- Najpierw zgaś światło...
- Najpierw chodź...
- Nicola...
- Jesse... - otwarcie się już śmiał.
- Miałeś się ze mnie nie śmiać... - zaprotestował bez pewności chłopak
- Ja się śmieję do ciebie... i do tego co zaraz będzie... bardzo miła perspektywa...
- Taki jesteś... - szepnął i przysunął się do niego, unikając spojrzenia mu w oczy. Nicola odsunął włosy z zarumienionej intensywnie twarzy i uniósł ją ku górze.
- Spójrz na mnie...
Brązowe oczy uniosły się wstydliwie, a rumieniec pociemniał jeszcze bardziej.
- I pocałuj....
Pocałował go tak delikatnie i nieśmiało jakby robił to po raz pierwszy. Nicola przyciągnął go bliżej do siebie i obrócił ich tak, by znaleźć się na mniejszym ciele. Jesse westchnął cicho, gdy poczuł jego ciężar. Mężczyzna ujął jego twarz w dłonie i spojrzał na niego z miłością.
- Kocham cię, nigdy nikogo nie kochałem tak bardzo... pragnę cię... chcę się z tobą kochać... dziś i jeszcze wiele, wiele razy... zgadzasz się?
Chłopiec skinął głową i uśmiechnął się lekko. Wciąż był troszkę spłoszony. Blondyn westchnął i oparł się na łokciu.
- Tylko co na to święty Paweł...
- Wiesz co... ja tak właściwie to nigdy go nie lubiłem... - spojrzał na niego pogodnie. Nicola roześmiał się głośno.
- Ładnie to tak?
- No co... on trochę za bardzo kierował się osobistymi preferencjami... no i w końcu... - rozpromienił się, jakby nagle coś odkrył - Napisał też, że "hańbą jest dla mężczyzny nosić długie włosy", a przecież Jezus był w tej kwestii zdeklarowanym hippisem...
- O matko... - Nicola mało się nie zakrztusił - Naprawdę się ubóstwiam...
- Aha... ale Nicola...
- Co?
- Zgaś to światło...
- A a a! - pogroził mu palcem i uśmiechnął się niebezpiecznie - Zgasimy je, jak zacznie się robić jasno...
- Co przez to rozumiesz... - znów się zaczerwienił
- Że będę cię kochać do rana... i caaały czas patrzeć...

Jesse westchnął cicho. Zrobił wszystko co miał do zrobienia, a Nicola wciąż coś tam czytał w bibliotece. Pogoda była ohydna... niebo było bure i zasnute chmurami, co jakiś czas kropiło trochę. Od godziny tak siedział i myślał i mimowolnie czuł się coraz bardziej ponury. Nie lubił tak siedzieć sam, ale nie chciał mu przeszkadzać. Błyskawica rozświetliła pokój i rozległ się potworny huk. Deszcz lał się już strumieniami, znów uderzył piorun. Drzwi od biblioteki otworzyły się i wszedł Nicola. Ziewnął i poszedł do przedpokoju.
- Dokąd idziesz... - szepnął cicho Jesse
- Skoczę do znajomego, powie mi co było u Evansona.
- Nie idź teraz... Przecież jest burza...
- Nie jesteś troszeczkę za dorosły na to, żeby bać się burzy? - roześmiał się.
- To nie o to chodzi... nie lubię jak ktoś wychodzi z domu w czasie burzy... nie chcę, żeby coś ci się stało...
- Głuptasie, co miałoby mi się stać?
- Nie idź... - powtórzył błagalnie
- O Boże, ale ty jesteś uparty... - westchnął i usiadł w fotelu - Ale... nic za darmo kotku...
- O co ci znowu chodzi... - mruknął i opierając się o parapet, przyglądał się rozszalałej pogodzie.
- Jakbyś nie wiedział... - zachichotał cicho
- Nigdy nie masz dość, co? - Jesse obrócił się w jego stronę, patrząc na niego melancholijnie.
- Po co te fochy, skoro i tak zaraz ulegniesz? - uśmiechnął się bezczelnie - Chodź tu.
Podszedł do niego potulnie i lekko zarumieniony usiadł mu na kolanach.
- Słodki jesteś z tym twoim onieśmieleniem... - uniósł lekko jego brodę, zaglądając mu przekornie w oczy - Zważywszy, że sypiasz ze mną od kilku tygodni, mógłbyś sobie darować to skrępowanie... - zauważył złośliwie
- Nie bądź dla mnie niedobry... - nachmurzył się chłopak
- A, niedobry jestem? Skoro tak, to czemu się tak martwiłeś, żeby nic mi się nie stało? - Nicola wykrzywił się kpiąco
- Mam już tylko ciebie... - wyszeptał nagle cicho i oczy zaszły mu łzami
- No Boże... - jęknął Nicola i pocałował go delikatnie - Nie można z tobą nawet żartować, nie płacz mi tu.
- Nie płaczę...
- No... właśnie widzę... - starł palcem łzę z jego policzka - Ciężko z tobą wytrzymać, raz ze wszystkiego się śmiejesz, za chwilę byle słówko pobudza cię do płaczu. Powiedz mi, po czym ja biedny mam się orientować, kiedy masz jaki nastrój?
- Czemu ty właściwie chcesz być ze mną....
- O mamo... - stęknął Nicola - Bo cię kocham.
- Przeze mnie masz same kłopoty...
- Nie zauważyłem.
- Nicola... pojedź do nich...
- Nie.
- Zaprosili cię...
- Tylko mnie.
- Pewnie chcą się pogodzić... W końcu to święta, powinieneś być z rodziną. I tak przez mnie już dwa razy cię nie było... Nie chcę znowu...
- Bądź cicho. Skoro chcą się pogodzić, to czemu nie zaprosili ciebie? Wiedzą, że jesteś u mnie.
- To że nie chcą mnie widzieć, nie znaczy, że wy macie się kłócić. To twoi rodzice. Jedź do nich, proszę cię...
- Nie zostawię cię tu samego, nie ma mowy.
- Nie muszę być sam... mój kolega z roku zaprosił mnie do siebie w góry... mógłbym pojechać z nim...
- A, to mów od razu, że po prostu masz mnie dość. - zażartował
- Wcale cię nie mam dość. Ale ty przecież dwa ostatnie lata spędzałeś święta u przyjaciół. Powinieneś w końcu pojechać do rodziców. To tylko kilka dni. Jedź, proszę cię...
Przez chwilę przyglądał mu się uważnie, a potem uśmiechnął się perfidnie
- W porządku... ale...
- Co? - spojrzał na niego spod oka
- Musisz mnie troszkę przekupić...
- Jak?
- Jestem pewien, że coś wymyślisz... - wsunął rękę pod jego kolana i wstał biorąc go na ręce. - Tylko mnie potem nie wiń... jeszcze nie zapłaciłeś za to, że zostałem w domu, a już znów się zadłużasz... po to, żeby się mnie pozbyć... - roześmiał się cicho i skierował powoli w stronę sypialni.

Był już wieczór. Nicola przyglądał się kątem oka rodzicom. Nie było tak najgorzej, właściwie całkiem miło, jak kiedyś. Jakoś się dogadali... no cóż, Jesse miał rację. Powiedzieli, że jeśli chce, może mu pomagać, oni nie mają nic przeciwko temu, szanują jego postawę i trwanie przy tej przyjaźni, ale sami nie mają ochoty go widzieć, zawiódł ich zaufanie i nie umieją znów mu wierzyć. Pogodzili się, miał zresztą nadzieję, że z czasem im to przejdzie... a jeśli nie... Żal mu go było, wiedział, że boli go to odrzucenie, ale nic więcej nie mógł już zrobić...
Strasznie mu go brakowało... zadzwoniłby do niego, ale nie dał mu numeru... cholera, musi mu kupić komórkę... To straszne tak nie móc się z nim skontaktować... jemu się jakoś nie chce zadzwonić... jasne, pewnie dobrze się bawi, ale w końcu chociaż dziś mógł zadzwonić... teraz raczej tego już nie zrobi, jest za późno... Ech, Jesse, co ty tam robisz?
Jesse siedział skulony w fotelu. Siadł tak jak było jeszcze jasno i nie chciało mu się potem wstać, żeby zaświecić światło. Po co zresztą... Strasznie się czuł... No, ale sam był sobie winien... Nicola nigdy by go nie zostawił, gdyby sam go do tego nie zmusił. W końcu "wręczał łapówkę" do samego rana, żeby go przekonać. Uśmiechnął się leciutko. On jest nieznośny... Ale jest. Nie odtrącił go, nawet przez chwilę nie pomyślał, że on mógłby być winny. On zawsze taki był... słaby... nie zdolny do tego żeby żyć samemu... zawsze kogoś potrzebował... Pewnie dlatego tak łatwo ich pokochał, choć starał się przed tym bronić w obawie, że kiedyś może ich utracić. Nie chcą go widzieć nawet teraz... czy ich nic nie obchodzi? Wiedzieli przecież, że on zostanie sam, jeśli Nicola do nich pojedzie. Ale nawet to nie zmusiło ich do tego, żeby choćby spróbować mu wybaczyć... I to wszystko przez tamto... Boże, jakim on był małym idiotą... Nicola... to on odsunął od niego tę klęskę o kilka długich, szczęśliwych lat.
Bardzo za nim tęsknił... Gdyby mógł przynajmniej do niego zadzwonić, usłyszeć chociaż jego głos... Ale na ich telefonie zapisywał się numer, więc od razu by wiedział, skąd dzwoni... Tak nie lubił być sam... I on pewnie jest zły, że nie dzwoni... Co ja mu powiem? Że zapomniałem? Będzie mu przykro... Ech, powiem, że zerwało linię czy coś, w końcu góry... Żeby mu tylko nie przyszło do głowy wypytywać kto to... Nie ma to jak się zaplątać we własne kłamstwa. Co tam, zajmie go jakoś, to nie takie trudne... Znów się uśmiechnął i zaczerwienił lekko. Boże, rumienić się przed samym sobą, Nicola ma rację naprawdę jestem świętą Klarą. Zaśmiał się cicho. Gdyby tylko tu był... Okropne, tak siedzieć i słuchać tykania zegara. Ale nie miał sił na nic innego. Kiedy on był w domu było zupełnie inaczej. Nawet nie musiał z nim rozmawiać ani nic, wystarczało, że był. Jego obecność jakoś tak się czuło i teraz było tu tym bardziej pusto. No i nie miał nic do roboty, Nicola jak nie był głodny, to nabałaganił, poplamił coś, zepsuł. Przy nim nie trudno było znaleźć jakieś zajęcie, samo się pchało pod nos, czasem aż do przesady.
Pewnie trochę za nim tęskni, ale na pewno mu tam dobrze, w końcu to jego rodzina i pierwsze święta w domu od czasu jak przez niego się nie zjawił. Właściwie to sobie zasłużył na to samotne przygnębienie, to dla niego Nicola wtedy nie przyjeżdżał, żeby on nie musiał zwiewać z domu. Ale strasznie smutno siedzieć tak i tęsknić.

- Lacci, zbudź się! - usłyszał za sobą ostry syk. Rozejrzał się nieprzytomnie. Profesor Heeney jak zwykle spacerował podczas swojej tyrady i niemal zobaczył, że on przysnął. Odetchnął z ulgą, kiedy plecy groźnego profesora oddaliły się na bezpieczną odległość. Odwrócił się do Nicka i uśmiechnął z zakłopotaniem.
- Dzięki...
- Nie ma sprawy. Ale lepiej już nie zasypiaj.
Łatwo powiedzieć: nie zasypiaj. Wczoraj miał w domu tyle roboty, że położył się dopiero przed pierwszą. Nicola wrócił o drugiej i bezceremonialnie go obudził, bo zachciało mu się seksu. Mało tego - budził go jeszcze trzy razy, za każdym razem nie dając mu spokoju, dopóki nie ustąpił. Po wszystkim natychmiast zasypiał, ledwo zdążywszy z niego zejść, raz nawet nie zdążył... On oczywiście nie mógł zasnąć przez następne pół godziny. W ogóle miał ostatnio kłopoty z zaśnięciem. Musiał wstać o wpół do siódmej, żeby zrobić śniadanie i zdążyć na zajęcia. Tak więc łącznie miał za sobą niecałe trzy godziny snu. A dodając do tego to, że przez ostatnie trzy tygodnie nie spał więcej niż cztery-pięć godzin na dobę czuł się naprawdę wycieńczony. Dobrze, że to już ostatnia godzina, o niczym tak nie marzył jak o tym, żeby znaleźć się w końcu w domu, jeszcze tylko trzeba kupić coś na kolację, o ile Nicola raczy dziś wieczorem nie włóczyć się po znajomych. Oczywiście nigdy nie raczy go uprzedzić, więc tak czy siak musi czegoś poszukać. Żeby on chociaż tak nie grymasił...
W końcu dowlókł się z tymi siatkami do mieszkania i z furią postawił je na podłodze w kuchni. Miał dziś naprawdę zły humor. Potworny wręcz. Wrzucił coś z pasją do lodówki, pozostałe rzeczy niemal cisnął w szafkę. Obiad... Rany, zupełnie nie miał już sił... Westchnął i oparł się rękami o ladę... Spać... tylko chwilkę...
- Hej, co na obiad? - zawołał beztrosko z przedpokoju Nicola i od razu wparował do kuchni, ale cofnął się trochę, kiedy spotkał miotające błyskawice oczy Jessego. - Co się dzieje? - spytał niepewnie
- Wynocha! - wrzasnął chłopak i brutalnie ciągnąc go za ramię, wykopał go do salonu. Przez następne dwadzieścia minut Nicola z niepokojem słuchał dochodzących z kuchni złowieszczych odgłosów w skład których wchodziło agresywne tłuczenie garnkami, prychnięcia, niepokojące mamrotanie i kilka głośnych klątw rzucanych na Bogu ducha winne garnki. W końcu Jesse wszedł do salonu bezpardonowo otwierając drzwi nogą i rąbnął z hukiem talerz na stół o milimetr omijając jego nos. Wrócił do kuchni, przeraźliwie trzaskając za sobą drzwiami. Nicola z westchnieniem wziął się za jedzenie. Po dwudziestu minutach nieszczęsne drzwi znów ucierpiały i kolejny talerz rąbnął o stół, blondyn z przerażeniem czekał jego zderzenia z poprzednim, ale chłopak perfekcyjnie zgarnął go dłonią, rzucając mu jeszcze wściekłe spojrzenie.
- STAŁOBY SIĘ coś jakbyś to odniósł?!? - zawrócił agresywnie
- Trochę słona... - wypsnęło się Nicoli. Jesse znieruchomiał, a potem odwrócił się wolno, zmierzył go morderczym spojrzeniem i z godnością wracając do kuchni, znów trzasnął drzwiami, tym razem - ostentacyjnie. Rozległ się szum wody i kolejne trzaskanie garnków.
Nicola skończył, westchnął i kładąc się na kanapie, zaczął czytać książkę. Po chwili chłopak znów wszedł do pokoju, chwilę patrzył na niego bez słowa, a potem wziął talerz i znów wyszedł do kuchni, tym razem bez trzaśnięcia drzwiami.
- Jesse! - krzyknął za nim, dochodząc do wniosku, że burza minęła.
- Co... - zjawił się w drzwiach
- Słuchaj umówiłem się z kilkoma osobami, że wpadną do mnie o szóstej, możesz zrobić coś więcej na kolację?
Jesse zamrugał oczami i na chwilę stracił głos.
- TERAZ mi mówisz?! Prawie czwarta!
- Wcześniej byłeś trochę zbyt wkurzony... - zauważył. Chłopak otworzył usta, zamknął je i wziął głęboki wdech.
- Z ILOMA osobami...
- Tak gdzieś z dziesięć będzie... Dokąd idziesz?
- Do miasta. - warknął, narzucając kurtkę - Przecież muszę coś kupić, z tego co mam starczyłoby najwyżej dla trzech.
Drzwi trzasnęły, tym razem wyjściowe. Nicola znów westchnął i pokręcił głową. Naprawdę ciężko było wytrzymać z tymi jego humorami...
Pół godziny później wrócił i tłukł się w kuchni na poziomie mniejszym niż poprzednio, ale o tony większym niż zazwyczaj. Nicola pomyślał zgryźliwie, że niedługo trzeba będzie kupować nowe wyposażenie kuchni. Po godzinie czuł się już porządnie zirytowany, nie mógł się nawet skupić na książce.
Jesse skończył i opadł na taboret. Może uda mu się w końcu zjeść obiad i położyć spać.
- Jesse!
Zgrzytnął zębami.
- Tak? - wszedł do salonu i ponuro spojrzał w stronę leżącego Nicoli.
- Jezu, nie chodź z taką miną. Nie musisz się wyżywać na całym świecie, bo ty masz zły humor.
Przez chwilę patrzył na niego z niedowierzaniem, a potem poczuł jak coś zaczyna się w nim unosić i miał wrażenie, że jest to uczucie zwane powszechnie "szewską pasją".
- Już za dwadzieścia, a tu jest okropny bajzel. - spokojnie zauważył Nicola, nie odrywając nosa od książki. Ale zaniepokoił go dziwny odgłos, więc spojrzał w stronę chłopaka. Jesse stał z otwartymi szeroko ustami i najwyraźniej usiłował coś powiedzieć, ale zabrakło mu powietrza. Uniósł do góry ręce, ale po chwili opuścił je bezsilnie i bez słowa zabrał się za sprzątanie. W jakiś czas potem rozległ się dzwonek do drzwi.
- Otworzysz?
- Przecież to do ciebie!
- Jezu, ale ty męczysz... - wstał i poszedł do drzwi - Cześć Matt. Chodź. Jesse, przynieś coś.
Jesse "przyniósł coś" i uśmiechnął się słodko.
- Mogę cię prosić na chwileczkę Nicola?
- Już, przepraszam Matt. - zrobił minę w stylu " co ja z nim mam".
Jesse czekał na niego w kuchni z miną co najmniej złowrogą.
- Nicola, ja idę spać i nie wstaję choćby się paliło. Sam otwieraj swoim gościom i sam przynoś im jedzenie, wszystko stoi na ladzie. Dobranoc. - odwrócił się na pięcie i wyszedł, po drodze najbezczelniej zabierając sobie jedną kanapkę.
Leżał w łóżku już od dwóch godzin, ale nie mógł zasnąć. Ściany były dość cienkie, a on zawsze miał piekielnie dobry słuch. Dzikie wybuchy śmiechu co pięć minut wyprowadzały go z równowagi. Słyszał jak Nicola opowiada ze swadą o jego dzisiejszych "humorach", śmiejąc się głośno.
Podejrzanie zapiekły go oczy. Przygryzł wargę i nakrył głowę poduszką. Siedem razy doliczył do tysiąca zanim w końcu udało mu się zasnąć.
Obudziło go ciche mruczenie i nagły ciężar przygniatający go do łóżka.
- Która godzina? - jęknął z twarzą wduszoną w prześcieradło.
- Prawie dwunasta... - mruknął Nicola, całując go mocno w kark - Przeszło ci?
- Nicola... - chciał się wyswobodzić, ale nie dał rady. - Puść mnie.
- Ale ja dzisiaj chcę w ten sposób... - wyszeptał cicho, przygryzając jego ucho.
- Zejdź ze mnie.
- Nie ma mowy... - zsunął z niego spodenki i wślizgnął się pod niego z dłońmi, zaczynając go delikatnie pieścić. - Nie marudź już... - całował jego plecy i szyję.
- Jesteś okropny... - szepnął cichutko
- Też cię uwielbiam... - roześmiał się, przesuwając dłonie na jego biodra i unosząc go odrobinę, wszedł w niego, przesuwając jednocześnie językiem po jego kręgosłupie. Jesse jęknął głucho, zaciskając zęby na prześcieradle. Czuł przyśpieszony, gorący oddech na swoich plecach i gwałtowne ruchy sprawiające, że mężczyzna wnikał w niego coraz głębiej. Nie było nieprzyjemnie, choć denerwowało go trochę to, że nie miał nic do powiedzenia. Boże, dlaczego on jest taki... I nawet nie można się na niego tak naprawdę gniewać... Cholerny egotyczny artysta. Wiecznie napalony. Wredny egoista. Gdyby ktoś inny zachowywał się w ten sposób, dawno by go pobił. A on z tą swoją masą wad jest jeszcze taki obrzydliwie cudowny.
Jęknął głośniej, jakoś dziwnie lubił czasem, kiedy on był taki władczy, niezależnie od tego, jak bardzo go to irytowało. Nieznośny dręczyciel nie widzący dalej niż czubek własnego nosa najdroższy i najbliższy na całym świecie.
Wdzierał się w niego już tak agresywnie, że niemal boleśnie, ale jakoś niesamowicie podniecająco. Jesse jęknął, dochodząc i niemal od razu poczuł wypełniający go gorący płyn. Nicola opadł na niego całym ciężarem ciała oddychając ciężko.
- Kocham cię... - wyszeptał mu po chwili do ucha.
- Wiem. - mruknął chłopak - Chociaż nie mam pojęcia skąd.

- Genialne... - rozpływała się Suzan
- Taak... - mruknął Dick - Tylko nie jestem pewien, czy to zasługa artysty czy modela...
- Pewnie obu. - roześmiała się Rachel
Nicola mruknął coś pod nosem i poprawił coś w tle portretu. Ostatnio nie mógł malować niczego poza nim. Doszedł do wniosku, że zawsze malował zgodnie z tym co czuł, więc czemu nie... Wyszło mu z tego już dwadzieścia sześć obrazów. Ale każdy zupełnie inny, z zupełnie innymi odczuciami. Dick może sobie mówić co chce, ale on wiedział najlepiej, że Jesse jest wyjątkowo niezdyscyplinowanym modelem i próba jego sportretowania to wyjątkowo niewdzięczna praca, przy której nie pomaga nawet to, że ma się każdy szczegół jego twarzy i ciała wyryty w pamięci. On chciał go uchwycić przy czymś, co było o tyle ciężkie, że Jesse nie współpracował i ku jego utrapieniu zupełnie się nie przejmował tym, że on wodzi za nim wzrokiem usiłując przerzucić to co widział na płótno i nie tylko, że zmieniał pozycje, ale bez pardonu zmieniał swoje aktualne zajęcie. Jedyne w miarę spokojnie wykonane portrety udało mu się zrobić, gdy któregoś wieczoru czytał, siedząc w fotelu w jakiejś takiej mimowolnie cudownie malowniczej pozie i innym razem, gdy grał cicho na gitarze Concierto de Aranjuez. To jak cudowne były jego ruchy, każda pozycja jaką odruchowo, bezwiednie przybierał było zupełnie niezwykłe. Są ludzie, którzy od dziecka ćwiczą coś takiego z pięciokrotnie gorszym efektem. Kończył się już luty i wystawę miał za tydzień; zastanawiał się jak przyzwyczajona do jego szokujących pomysłów krytyka zareaguje na taką monotematyczność. W każdym razie jego znajomi piali z zachwytu. Byli tacy, co chcieli sobie Jessego "wypożyczyć", ale strzegł go z zaciekłością ponurego męża-zazdrośnika z tanich romansów. I teraz po dyskretnej próbie ze strony Suzan, wizytacja się wyniosła. Mógłby się założyć, że już sto razy nagabywali chłopaka za jego plecami, ale miał ten komfort, że on nigdy nie zgodziłby się bez jego pozwolenia, a pewnie i z nim nie, bo w życiu nie wytrzymałby prawdziwego pozowania w kamiennej pozie. Wychodził z założenia, że skoro Nicola chce go sobie malować to proszę bardzo, byle on nie musiał w to wkładać swojego czasu i wysiłku. I gdzie on jest w ogóle? Wyszedł już godzinę temu. Włóczy się po mieście bez żadnego sensu. Najchętniej zabroniłby mu tak sobie wychodzić samemu, ale nie chciał sobie za dużo pozwalać, on i tak znosił jego despotyzm z anielską cierpliwością, jak mu się znudzi być posłusznym, może go porządnie zjechać. Aż wstyd mu było za to, że od jakichś dwóch tygodni zachowuje się jak najprawdziwszy tyran. Wydzielił mu 45 minut na te spacery, bo chciał go cały czas mieć w domu. No właśnie... trzy kwadranse... Zgodnie ze wskazaniami zegarka przekroczył limit już o półtora. Zaczynał mieć zły humor. On się robi zbyt hardy. Musi z nim poważnie porozmawiać.
- Jestem... - szczupłe ramiona oplotły go w pasie
Znów wszedł tak cicho, że nawet się nie zorientował.
- Spóźniłeś się.
- Przepraszam... - wymruczał cicho, ocierając się twarzą o jego plecy. - Nicola...
- Co?
- Usiądź sobie...
- A co się stało? - spytał z niepokojem
- Nic takiego... - pociągnął go do fotela i sadzając go stanowczo, sam wpakował mu się na kolana.
- Jesse... coś jest nie tak...
- Nie... - pokręcił głową i uśmiechnął się, przytulając do niego - Zrobisz coś dla mnie?
- Wiedziałem. - mruknął.
- No nie bądź taki... - wymruczał, wtulając się jeszcze mocniej.
- Najpierw powiedz o co chodzi.
- Chciałbym... żeby ktoś u nas przez jakiś czas pomieszkał....
- CO?!
- Ciii... - szepnął i pocałował go leciutko - Nie krzycz... Mój stary pokój jest przecież pusty... spotkałem znajomego... ma kłopoty.... i nie ma dokąd iść... stracił pracę... w ogóle nie ma pieniędzy... tylko przez jakiś czas... proszę...
- Jesse... twój znajomy, który nie posiada pieniędzy, kojarzy mi się jednoznacznie... Nie mylę się?
- Ale Nicola... - otarł się przymilnie o jego twarz
- Kto to jest? - spytał stanowczo. Jesse całował go jakieś pół minuty, a potem ukrył twarz w jego ramieniu i zamruczał coś niewyraźnie - Kto?
- Will... - pół tonu głośniej powtórzył chłopak
- CO ?!!!
- Ciii... - pocałował go znów
- Jesse, do cholery, czy my mówimy o tym młodocianym przestępcy, mającym na koncie wszystko to co ty do potęgi entej, plus prostytucja i mafia? O tym, który cię szantażował i który w końcu okradł nas i doprowadził do tego, że policja przesłuchiwała ciebie i rodzice nie chcą z tobą rozmawiać? Czy my o tym uroczym młodzieńcu rozmawiamy?
- Nicola proszę, on musiał wyjechać z miasta, spalił wszystkie mosty, znalazłem go w parku, nie jadł od trzech dni, sypia na dworcu...
- To czemu nie kontynuuje swej dochodowej działalności w tzw. showbiznesie półświatka? Dwudziestolatków już tak chętnie nie biorą?
- Nicola... - brązowe oczy zaszły łzami
- Nie, Jesse, nie ma mowy. Nie chcę tu widzieć tego...
- Proszę... proszę... proszę... proszę... - zaczął obsypywać go pocałunkami
- Jesse!
- Proszę... proszę... proszę... proszę...
- Jesteś niemożliwy.
- Zgódź się... - wyszeptał mu do ucha, wodząc pieszczotliwie palcami po jego ciele.
- Nie.
- Proszę... - pocałował go w skroń - Mój najmilszy, dobry, cudowny Nicola, proszę....
- Gdzie on jest...
- Zgadzasz się?
- Nie wiem.
- No proszę...
- Jezu, no dobra...
- Uwielbiam cię! - pisnął radośnie i pocałował go znowu.
- Gdzie on jest?
- W kuchni...
- CO?!?!
- Cicho, bo cię usłyszy... dałem mu tylko coś do jedzenia...
- Jesse, czy ty z góry założyłeś, że się zgodzę? - wycedził
- Tak troszkę... - uśmiechnął się i przytulił do niego mocno, muskając ustami jego policzek - No co... przecież wiem, że jesteś bardzo, bardzo dobry i mnie bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo kochasz... - szeptał, podkreślając każde "bardzo" pocałunkiem.
- Jesteś bezczelny... - wymamrotał Nicola, patrząc w niego rozkochanym wzrokiem i też go pocałował.

Will mieszkał u nich już od pięciu dni. Stosunki między nim a Nicolą były delikatnie mówiąc napięte. Jesse miał sporo problemu z uspokajaniem nastrojów. Nicola był już na granicy wytrzymałości, bo Will zachowywał się dość bezczelnie. Rzadziej mógł być teraz z Jessem sam na sam i już to go irytowało. Coraz częściej wychodził z domu, bo nie mógł znieść tupetu swojego "gościa".
Will siedział w fotelu, z nogami wyłożonymi na stół i obserwował Jessego, który ścierał podłogę. Skończył i usiadł na wersalce, niepewnym spojrzeniem obdarzając pozę Willa, ale nic nie powiedział. Ten przyglądał mu się drwiąco.
- W zasadzie nieźle się urządziłeś... - zauważył
- O co ci chodzi? - podniósł na niego zdziwiony wzrok
- Starzy cię wywalili, ale omotałeś im synka i wyszło ci na jedno.
- Daj spokój Will... - pokręcił głową i wstał, odnosząc rzeczy do kuchni. Will zerwał się i poszedł za nim.
- Obserwuję was od kilku dni...
- I co... - wzruszył ramionami, układając wszystko w szafie.
- Nie... nic... - roześmiał się szyderczo - Tylko że ja wciąż pamiętam, jak na mnie patrzyłeś, kiedy zacząłem pracować dla Słodkiego Joe...
- O co ci chodzi? - odwrócił się gniewnie w jego stronę
- O to że robisz teraz dokładnie to samo...
- To nie jest tak.
- No tak, ty jesteś raczej kimś w rodzaju utrzymanka u jednego faceta, ale wychodzi na jedno, dziwka to dziwka.
- Will!
- No co?
- Opowiadasz bzdury. - syknął
- Tak? No cóż... może się mylę, ale to chyba od wieków tak wygląda... Masz luksusowe mieszkanie, jedzenie, ubranie - wszystko za jego forsę. W zamian nie tak wiele, rozkładasz nogi, kiedy on ma ochotę się spuścić. Jak dla mnie wszystko jasne: jesteś jego dziwką.
- To nieprawda. - szepnął cicho
- No tak, niecała. Poza tym gotujesz, sprzątasz i odwalasz robotę za całe stado służby. Dajesz się wykorzystywać, na twoim miejscu zażądałbym służącej, żebyś sam mógł się skupić na tym, co umiesz najlepiej i na czym jemu zapewne najbardziej zależy.
- On mnie do niczego nie zmusza. - odwrócił się i zaczął sprzątać stół.
- Taa, jasne, tak wszystko wygląda kulturalnie. Ja ci mogę nawet powiedzieć jak to wyglądało na początku... znam kilku takich kulturalnych panów trzymających swoje luksusowe prostytutki. Więc spotkał cię jakiś czas potem, jak wywalili cię z chaty, ledwo wiązałeś koniec z końcem, więc zaproponował "życzliwą pomoc". Niczego nie wymagał, o nie... ale dyskretnie dawał do zrozumienia, że nie miałby nic przeciwko... Ty czułeś się głupio, więc sam mu to zaproponowałeś... na początku pewnie nawet ci parę razy odmówił, żeby wyglądało ładnie... w końcu ci, że tak to określę "uległ"... i od tamtej pory porządek się ustalił... czyż nie tak?
- To... jest zupełnie inaczej... - wykrztusił chłopak
- Tak, tak... Widzę wszystko... podporządkowałeś mu się tak zupełnie, że ustala nawet na ile i kiedy możesz wychodzić z domu... Do niczego cię nie zmusza, tak... A próbowałeś mu kiedyś odmówić? Próbowałeś powiedzieć "nie" kiedy dobierał się do twojego tyłka?
- Zjeżdżaj Will. - wypchnął go za drzwi do jego pokoju i usiadł bezradnie na stołku. W chwilę później trzasnęły drzwi wejściowe i do kuchni wszedł Nicola.
- Cześć, kochanie... - objął go i pocałował lekko - Stało się coś?
- Nie, nic. Jestem tylko zmęczony.
- To co tu jeszcze robisz? Już po dziesiątej, myj się i do łóżka. Ja jeszcze muszę czegoś poszukać i też się zaraz kładę.
Jesse leżał w łóżku, ale nie mógł jakoś zasnąć. Niemrawo przesuwał palcem po ścianie. W jakiś czas potem usłyszał drzwi i ciche kroki, a potem szept.
- Śpisz?
- Nie...
- No to...
Poczuł obejmujące go ramiona i pieszczotliwy dotyk na brzuchu.
- Nicola, mówiłem ci, że jestem zmęczony.
- Nie przeszło ci?
- Nie. - roześmiał się mimowolnie, słysząc jego zawiedziony głos.
- Jesse, tylko chwileczkę... i dam ci spokój... - zamruczał, przygryzając jego ucho.
- Nie mam ochoty, śpij... - szepnął. Naprawdę był bardzo zmęczony, a w dodatku ta obrzydliwa rozmowa pozbawiła go chęci do wszystkiego, a już na pewno nie wytworzyła mu odpowiedniego nastroju do tego, żeby się teraz kochać.
- Egoista z ciebie... - usłyszał nadąsane mruknięcie
- Ze mnie? - uśmiechnął się lekko
- Limitujesz jak benzynę podczas wojny.
- Nicola od pierwszej nocy kochamy się codziennie, chyba że ciebie nie ma.
- Nie codziennie...
- Jak to nie?
- Dzisiaj nie chcesz... - oznajmił naburmuszonym tonem.
- Nicola... - odwrócił się do niego i przytulił go delikatnie - Po prostu dziś nie, dobrze? Nie mam teraz ochoty i tyle.
- Ale ja mam... - przygniótł go lekko i zaczął całować po szyi
- Nicola, powiedziałem, że nie chcę, prawda?
- Nie taki był układ... - przygryzł lekko jego ramię
- Jaki znowu układ... - Jesse zesztywniał trochę.
- Sam na siebie przyjąłeś rolę mojego kochanka, nie pamiętasz? Wobec tego odmowy nie przyjmuję... - zaczął go wolno rozbierać
- Nie... Nicola... - szepnął, przymykając oczy
- Cicho, sam się przekonasz, że będzie miło...
Jesse nie odpowiedział mu już, wsunął palce w jego włosy i z zamkniętymi oczami pozwolił mu na wszystko. Nie miał już sił się z nim kłócić, zaczynał się bać tej ceny, którą musiał płacić, żeby być z nim, ochronić się przed samotnością i pustką. Nie był już pewien czy to wszystko naprawdę jest tak, jak to widział... jak chciał to widzieć... Ale Nicola miał rację, zgodził się być z nim, właśnie po to, żeby on nie musiał tylko marzyć, żeby mógł mieć go zawsze, kiedy tylko zapragnie... tylko, że nigdy nie myślał o tym w taki sposób... jakoś nie docierało do niego, że coś traci, w zamian miał przecież jego i dom...
Nicola całował go coraz mocniej, nagle jęknął głośno i doszedł, nie zauważając nawet, że dziś zrobił to sam. No cóż, tak się czasem zdarzało, zresztą nawet nie miał dzisiaj ochoty się temu poddać. Nicola zsunął się z niego, pocałował go sennie i natychmiast zasnął. Jesse leżał jeszcze przez chwilę. Spojrzał na niego i uniósł się trochę na łokciu. Odgarnął jasne włosy z twarzy Nicoli i pogłaskał go po policzku, uśmiechając się niepewnie. Pocałował go delikatnie i położył się obok niego, zagryzając wargę.
Godziny mijały, ale po jego twarzy nie przestawały płynąć łzy.

Cóż, Nicola nie miał najmniejszych powodów do narzekań, jego wystawa po raz kolejny zrobiła furorę, krytycy rozwodzili się nad jego techniką i nad mistrzowskim zrealizowaniem takiego cyklu, z jednym tematem, ale bez cienia monotonii. Tak galerie jak kolekcjonerzy zabijali się o jego obrazy. Niektórzy rozwodzili się też nad jego wyborem, nad tym uosobieniem piękna, nad tym modelem, jakiego nie miał chyba żaden malarz w historii. Zastanawiali się dlaczego na żadnym z portretów nie widać jego oczu, zawsze ma odwrócony wzrok lub twarz, przymknięte powieki... on wiedział, już raz namalował to miłosne wyznanie, na tamtym obrazie sprzed lat... nie musiał go powtarzać, zresztą teraz ukazywanie komuś tych oczu po raz kolejny byłoby niemal bluźnierstwem.
W jakiejś recenzji ktoś nazwał tę piękną postać z obrazów największym dobrodziejstwem jakie może spotkać artystę...
Jego dobrodziejstwo przyprawiało mu na razie zmartwień. Cały czas było jakieś smutne i zgaszone. Niby wszystko było jak dawniej, nic się nie zmieniło... ale teraz nawet, gdy się do niego uśmiechał, wyglądał jakby płakał... Miał takie zasmucone, zrozpaczone nawet oczy... Nie chciał mu powiedzieć o co chodzi, ale odnosił wrażenie, że to ma coś wspólnego z Willem. To oczywiście może być kwestia uprzedzenia, bo ostatnio wszystko co złe kojarzyło mu się z Willem. Tylko że on miał coraz bardziej impertynencką, drwiącą minę, a Jesse z każdym dniem był coraz bardziej przybity. I jeszcze taki z tym dobry i cierpliwy, w ogóle nie narzekał i starał się sprawiać wrażenie, że wszystko jest w porządku. Ale choć Nicola nigdy nie był mistrzem w odgadywaniu cudzych uczuć i emocji, to nawet on dostrzegał teraz to narastające przygnębienie, z każdą chwilą boleśniejsze.
Patrzył czasem na Willa z takim cichym wyrzutem, kiedy on rzucał jakąś dwuznaczną uwagę. Może... to o to chodzi... Może boli go to, że ktoś dowiedział się, że z nim sypia... Will na pewno się zorientował. Do tej pory nikomu nie przyszło to do głowy, w końcu nie było nic niezwykłego w tym, że Jesse u niego mieszka, przecież od trzynastego roku życia był wychowywany przez jego rodziców, był jego najlepszym przyjacielem, w pojęciu niektórych zapewne kimś w rodzaju jego młodszego brata. Nikt się nie domyślał, co naprawdę jest między nimi. Może po prostu się wstydzi, a Will to wykorzystuje, żeby mu docinać.
Ma prawo nie chcieć, żeby ktoś o tym wiedział. Pogodził się z tym, że Jesse go nie kocha. Przyjaciele, którzy ze sobą sypiają. Bajka stara jak świat. Wszystko urządzał według tych swoich "zasad". Zajmował się domem, bo takie są zasady, sypiał z nim, bo takie są zasady. Trochę suchy układ, ale cóż. Skoro tak sobie ustalił sieć zależności między nimi, niech będzie i tak. Za bardzo go kochał, żeby kłócić się o słowa. Chciał po prostu być z nim, tak długo jak on będzie chciał. Teraz zaczynał się bać, że Will skutecznie go do tego zniechęci. Oby już się pozbyć tego zbira. Jesse ma za dobre serce.
Od razu po tym jak wszedł do mieszkania usłyszał podniesiony głos.
- Nie tłumacz się już tak, jesteś żałosny. Jesteś gorszy niż ja, niż my wszyscy. Przynajmniej nie udawaliśmy, że jesteśmy kimś lepszym, niż byliśmy naprawdę.
- Posłuchaj Will, powiedziałeś mi co miałeś do powiedzenia, nie widzę powodu, żebyś w kółko to powtarzał. Czy to ci sprawia przyjemność? - chłopiec odezwał się rozżalonym tonem
- Owszem, odwet pogardzanej, taniej, jawnej dziwki na luksusowej dziwce-hipokrytce. Trochę ci zaburzę tę twoją zakłamaną moralność.
Nicola przez chwilę stał bez ruchu, a potem zwyczajnie zalała go krew. Wpadł do pokoju i chwytając Willa za poły kurtki, cisnął nim do przedpokoju.
- WON !
- Nicola, czekaj... - przytrzymał go Jesse
- Na co mam czekać... - wycedził, patrząc z nienawiścią na wstającego Willa.
- Proszę cię chodź, chodź ze mną... - szeptał, ciągnąc go do salonu za ramię. Will spojrzał za nimi z kpiącym półuśmieszkiem.
- Jesse...
- Nie wyrzucaj go, proszę cię... - przerwał mu błagalnym tonem - Proszę cię, zrób to dla mnie i pozwól mu tu zostać...
- Nie rozumiem cię... Wziąłeś go do domu po tym wszystkim co ci zrobił, a on ma czelność mówić do ciebie... w ten sposób... obrażać cię... A ty dalej chcesz mu pomagać! Nie.. nie rozumiem... Aż tak... ci na nim zależy? - skończył zduszonym szeptem
Jesse spojrzał na niego i uśmiechnął się z trochę smutnym rozczuleniem. Zawsze taki... Jakie podstawy ma do tego, żeby być takim ciągle zazdrosnym? I nawet teraz... pierwsza myśl, to to, że on może coś czuć do tamtego chłopaka. Bez sensu. Ale widział jak jego wargi zadrżały, a oczy rozszerzyły się trochę, a potem zwęziły gwałtownie. Choćby niczego tak nie pragnął jak tego, by ukryć swoje uczucia, od razu widać jak bardzo jest przestraszony, jak go to zabolało.
Jesse otoczył go ramionami w pasie i przytulił głowę do jego piersi. Dać mu to odczuć... że jest bezpieczny... że może mu ufać... Czemu on ciągle nie potrafi?
- Nicola... to nie o to chodzi... - wyszeptał i odsunął się trochę od niego, wciąż dotykając go dłońmi - Spójrz na mnie...Widzisz? Mam na sobie nowe ubranie, nie jestem głodny... nie byłem od dawna... mieszkam tu... w tym wytwornym mieszkaniu... jestem studentem jednego z najlepszych uniwersytetów... moi znajomi są oczytani, kulturalni, mają takie warunki jak ja, czasem lepsze, używają słów, zresztą ja także, których większość moich dawnych znajomych nawet by nie zrozumiała, za to nie używają raczej pewnego rodzaju "partykuł wzmacniających"... nie mam w kurtce browninga, walthera, parabellum, ani nie noszę w bucie sprężynowca. Ale... ja mimo wszystko ciągle jestem Jesse Lacci z Liblen, makaroniarskiej enklawy. Pewnie dalej odwróciłbym głowę, gdybym spacerował gdzieś przy starych magazynach i usłyszałbym za sobą "Wacko!" Mogę żyć tutaj, normalnie, ale ja nigdy nie zapomnę tego, kim byłem kiedyś. I nie mam prawa odwracać się od tych, którzy są z mojego świata, bez względu na to jak się zachowują. Jeśli chcą pomocy to ja muszę im ją dać... Nie wiem, czy pamiętasz... - uśmiechnął się ciepło - Ale pewien głupi smarkacz omal nie zaprzepaścił kiedyś swoje szansy na lepsze życie, ulegając złym nawykom i temu cieniowi strachu, który zostawia w głowie ulica... I wtedy znalazł się ktoś, kto go ocalił... choć wcale nie musiał. Nicola... jesteś najcenniejszą osobą w moim życiu... już od wtedy... I proszę cię tylko teraz... nie każ mi odpłacać złem za dobro, nawet gdy chodzi o kogoś innego... - znów się do niego przytulił, wsłuchując się w uspokajające się bicie serca mężczyzny.
- Jesse... jeżeli kupię mu bilet na drugi koniec Stanów i dam pieniądze, które spokojnie wystarczą na kupno mieszkania i pół roku życia zanim czegoś dla siebie nie znajdzie, pozwolisz mi go wyprowadzić z tego mieszkania? - odezwał się po chwili.
- Dobrze... niech będzie jak chcesz. - kiwnął głową i uśmiechnął się, wychodząc do sąsiedniego pokoju.

Minęło kilka dni. Nicola obserwował ukradkiem Jessego. Wyjazd Willa nic nie zmienił, dalej był wyraźnie przygaszony. Czuł, że powinien z nim porozmawiać... o tym. Trochę się bał tej rozmowy, ale nie miał wyjścia. To nie mogło tak zostać.
- Jesse... - przytrzymał jego rękę w nadgarstku, kiedy chłopak przechodził obok.
- Tak? - nie patrzył mu w oczy. Ostatnio prawie w ogóle w nie nie patrzył.
- Niepokoi mnie to co się z tobą dzieje... wiem... wiem, że to ma związek z tym, co powiedział Will...
Chłopak zesztywniał i delikatnie uwolnił swoją rękę.
- Nie przejmuj się...
- Jesse... nie powinieneś się przejmować jego gadaniem... wiesz przecież, że...
- Co wiem? - spojrzał w końcu na niego. Na jego twarzy było zniechęcenie i tłumiona irytacja. - Przecież w gruncie rzeczy... czy nie tak właśnie mnie traktujesz?
Nicola przez chwilę nie mógł wydobyć z siebie głosu.
- Co!? - wykrztusił w końcu
- Właśnie tak... jakbym był... - zagryzł wargę
Nicola nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Jak... jak on może myśleć o tym co ich łączy w taki sposób? Przecież on go kocha, wie o tym! Patrzył na niego zszokowany. Jakim cudem on tak do tego podchodzi? Zawsze tak go kochał... a on myśli, że traktuje go jak swoją dziwkę?!! Jak?! Ale... on go przecież nie kocha.... coś w nim zakrzepło, gdy powoli cofnął się w tył, mierząc spojrzeniem milczącego z pochyloną głową chłopaka. Więc tym dla niego to było? Transakcją? Czym innym mogło być, skoro on nic do niego nie czuje. Był wściekły, jakby ktoś sprofanował wszystko co dla niego najświętsze.
- A więc w ten sposób do tego podchodzisz? - wycedził - W porządku, skoro to ci odpowiada...
Chłopak podniósł szybko głowę i spojrzał na niego rozszerzonymi źrenicami. Nicola nie chciał się już zatrzymywać. Chciał tylko odpłacić się za to, co sam czuł przed chwilą. Pokazać mu, że raniąc jego, może równie dobrze zranić siebie. Że niebezpiecznie walczyć bronią obosieczną.
- To już nie jest moja wina... Skoro tak to traktujesz... skoro uważasz, że tak sobie coś kupujesz.... skoro mimo, że tak sądzisz nadal tu zostajesz...To rzeczywiście jesteś dziwką. Tylko że ze swojej winy, nie z mojej.
Jesse patrzył na niego przez długą, pełną głuchej ciszy chwilę, a później odwrócił się wolno. Nicola przybladł trochę i chwycił go za ramię.
- Czekaj...
- Zostaw mnie. - nie odwrócił się nawet w jego stronę
- Jesse...
- ZOSTAW MNIE.
- Ja...
- Powiedziałem zostaw !!! - krzyknął
- Jak sobie chcesz. - syknął Nicola i wyszedł pierwszy. Po chwili trzasnęły drzwi mieszkania. Jesse podniósł powoli dłoń i otarł łzy spływające po policzkach. Zrobił kilka kroków, czuł się zamroczony, wpadł na krzesło i dopiero po chwili zdołał dotrzeć do łóżka. Skulił się na nim, przestał już ocierać łzy, nie miało to zresztą wielkiego sensu, bo w żaden sposób nie potrafił ich zatrzymać. Chciał tylko... chciał tylko, żeby on coś zrobił... żeby przegnał ten smutny lęk... żeby zrozumiał, czego on się boi... żeby udowodnił mu swoją miłość, przypomniał ją, zapewnił... Wyznał mu to co najgorzej ze wszystkiego zatruło mu serce, a on... jak on mógł powiedzieć coś takiego? Dlaczego zamiast rozwiać jego obawy, zamiast pomóc mu wtedy, kiedy tak bardzo tego potrzebował, on... Czy on naprawdę tak o nim myśli? Przecież to nawet gorsze od tego, co mówił Will... i w dodatku on, najbardziej bliski, najdroższy na całym świecie... dla niego zrobiłby wszystko, tylko dla jego szczęścia.... Dlaczego to powiedział? On nie może tak myśleć... po prostu nie może...
Nicola włóczył się bez większego sensu po ulicy już od kilku godzin, zrobiło się ciemno. Wiedział, że on go nie kocha.... jasne, że wiedział... Ale żeby... Zatrzymał się i spojrzał w górę. Światła się nie świeciły. Nie, to bez sensu... on nigdy nie zgodziłby się na tego rodzaju układ, to bzdura. Ale czy to możliwe, że te bezczelne słowa Willa wzbudziły w nim takie przekonanie? To nonsens. W każdym razie chyba przesadził... Na pewno przesadził. To co powiedział mogło tylko pogorszyć sprawę. Powinien... porozmawiać z nim i spróbować... wyjaśnić... zrozumieć to wszystko... O ile on pozwoli mu ze sobą rozmawiać. Był taki wściekły... Nie zraniony, tylko wściekły... przecież ta ich przyjaźń... nie musi nawet czuć miłości, ale już ta przyjaźń musiałaby pobudzić go do rozpaczy po tym co usłyszał... a on...
Wszedł cicho do mieszkania. Zbliżył się do ich pokoju i słuchał przez chwilę. Wyraźnie słyszał płacz, ale kiedy nacisnął klamkę wszystko ucichło. Podszedł do łóżka i siadając zapalił nocną lampkę na najniższy stopień jasności. Jesse "spał" , a jego policzki były zupełnie suche. Nie było to szczególnie przebiegłe posunięcie, zważywszy, że poduszka była zupełnie mokra. Nicola uśmiechnął się lekko. Wciąż taki sam... nawet tak zraniony, nie chce sprawić przykrości jemu... nie przyznaje się do smutku, rozpaczy, bólu, łez... nigdy... Rano udawałby, że wczoraj nic nie zaszło. Niemądry...
Położył się obok i objął go troskliwie ramionami, ukrywając rozczochraną główkę na swojej piersi. Pocałował te zmierzwione włosy i zaczął je głaskać delikatnie. Nie mówił nic, nie zmuszał go do przyznania się, że nie śpi. Ale po chwili i tak poczuł jak jego ubranie robi się równie wilgotne jak poduszka i to nie tylko w tym miejscu gdzie na niej leżał.
- Przepraszam.
Chłopak skinął lekko głową, koszula mokła coraz bardziej.
- Powiedziałem to w złości, wcale tak nie myślę, nigdy tak nie myślałem. Powiedziałem to, bo zabolały mnie twoje słowa. Bardzo cię kocham, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że mógłbyś pomyśleć o tym, co jest między nami... w ten sposób... Jesse, nie rozumiem tego... jak... skąd, skąd w ogóle... Wiem, co mówił Will, ale przecież...
- Will mówił o swoich "znajomych". I... opowiedział mi... opisał dokładnie to, jak między nami się zaczęło... Nie wierzyłem mu, naprawdę... ja... nie... ale powiedział, że ja już teraz nie mogę ci odmówić... a ty tego samego dnia powiedziałeś mi to samo... ty... czasem... czasem w ogóle nie liczysz się z tym, czego ja chcę... taki już jesteś... wiedziałem o tym... ale... Zacząłem się bać, że ty naprawdę traktujesz mnie tylko jako swoją własność... Chciałem tylko... tylko żebyś zrozumiał, że ja.... - rozszlochał się znów i wtulił w niego mocno - To nie jest tak, że ja... Dlaczego mi to powiedziałeś... - wyszeptał żałośnie
Nicola milczał jakiś czas, głaszcząc czarne włosy, przyjemnie muskające jego dłoń.
- Powiedziałem ci już, że tak nie myślę... Przepraszam. Przepraszam, moje piękne kochanie... za wszystko... tak bardzo cię kocham... to dlatego... ja nie umiem czasem nad sobą zapanować...
Jesse podniósł do góry wilgotną twarz i nagle pocałował go mocno w usta, nie odrywając ich przez dłuższą chwilę.
- Nie przejmuj się mną, jestem trochę histeryczny. - uśmiechnął się odsuwając się odrobinę - Już jest ok.
- Na pewno? - szepnął, sięgając po chusteczkę i zaczynając ocierać delikatnie łzy z policzków chłopaka
- Na pewno... i wiesz co... to nie zawsze... - zarumienił się lekko - Nie zawsze jest tak, że kiedy mówię, że nie chcę, naprawdę nie chcę...
Nicola na chwilę oniemiał.
- Jesse, słoneczko, to skąd ja mam wiedzieć, kiedy nie chcesz? - wykrztusił po chwili
- No wiesz co... - zamruczał chłopak - Po tylu nocach...
- Kotku, a ile razy tak NAPRAWDĘ nie chciałeś?
Jesse milczał chwilę, rumieniec intensywniał w zastraszającym tempie.
- Jeden... - szepnął w końcu ledwo dosłyszalnie.
- Co?!!
- No co... wystarczy... - zrobił obrażoną minę - No bo to jest tak, że nawet jak z początku nie chcę, to potem... no wiesz... taki jesteś... no Jezu... I to że w końcu jest mi dobrze to jeszcze nie znaczy, że powinieneś, bo ja później jestem niewyspany i w ogóle... a ty mnie budzisz w nocy.... i ... no... - podczas tej przemowy Jesse o mało nie ukręcił Nicoli guzika w koszuli i przybrał cudną malinową barwę.
- Przeuroczy... - uśmiechnął się Nicola - Jesteś najsłodszym, najbardziej rozbrajającym, czarującym, ujmującym, rozczulającym, rozkosznym chłopcem jaki stąpa po tej niegodnej ziemi.
- A ty jesteś przerażający...
- A co boisz się? - pochylił się nad nim lekko
- Wiesz co?
- Co?
- Właśnie odkryłem coś głupiego...
- Co?
- Przyleciałem się wypłakiwać do twojego łóżka.
- Do naszego łóżka... - uśmiechnął się uwodzicielsko i przycisnął go sobą, całując głęboko.

Był piękny wiosenny poranek, konkretnie dwudziesty siódmy kwietnia 2002 roku. Ptaki śpiewały za oknem, słońce przygrzewało radośnie, cały świat rozkwitał, a Nicola Naveaux leżał w łóżku z grypą. Irracjonalizm górą. Chorował od dwóch tygodni, miał gorączkę, katar, ból gardła, dreszcze, łamanie w kościach, bóle mięśni, głowy, kaszel... Żyć się odechciewa.
Równo siedem lat temu otrzymali list, który odmienił całe jego życie. I nie tylko jego. Rozpoczął wtedy nową drogę, która miała go doprowadzić do miłości... Siedem, magiczna cyfra... czy to nie jest przypadkiem znak? Może nadszedł już czas, żeby zdjąć z siebie pęta uroku, jaki rzucił na niego ten chłopak. Może to właśnie jest pora, żeby zacząć drogę przemijania tej miłości, wymazywania jej ze swojej duszy... nowa droga, która w końcu pozwoli mu odnaleźć szczęście.
- Na chwilkę zostaniesz sam, bo sok się skończył i muszę skoczyć do sklepu. Zresztą leki też na wyczerpaniu. Twoja herbata. - postawił ją ostrożnie na stoliku obok i spokojnie pozbierał porozrzucane wszędzie chusteczki higieniczne.
- Nie mogę już pić... - odezwał się zmienionym głosem.
- Ale musisz. - pogłaskał go delikatnie po głowie. - Zaraz wracam i dam ci obiad.
- Znowu jakieś papki...
- Nie bądź niemądry, przecież nie byłeś w stanie przełknąć niczego innego. - uśmiechnął się i pocałował go w skroń.
- Zarazisz się.
- E tam, może nie. - znów się uśmiechnął i wyszedł.
Wciąż go kochał. Bardzo. Ale to nie miało sensu. Ostatnio coraz częściej opadało go przygnębienie. To już prawie pół roku jak są razem. Są razem? Nie do końca. To on kocha Jessego, a on mu na to po prostu pozwala. On go nie kocha i nigdy nie pokocha. Taka jest rzeczywistość. Kiedyś się łudził, że może z czasem... Ale Jesse podchodził do wszystkiego tak na zimno... Dlaczego on do cholery musi się posługiwać w życiu tylko i wyłącznie "zasadami"? Wytworzył sobie w umyśle jakiś kodeks, podział obowiązków, zasady ich wspólnej egzystencji. On żyje według tych zasad, ściśle według nich, tak bez żadnych uczuć... to znaczy jasne, dalej się przyjaźnią, nic się nie zmieniło... Ale on już nie chciał żyć z kimś kto go nie kocha. Taki układ zaczynał być męczący... A on chciał być szczęśliwy. Gdyby z czasem o nim zapomniał, ta miłość mogłaby w końcu wywietrzeć mu z głowy... Olivia... Spotkał się z nią już kilkanaście razy. Piękna, wysoka, inteligentna, ze świetnej rodziny... Poznał ją niedawno, w domu, wpadł na trochę do rodziców, a oni urządzili przyjęcie z całą pewnością po to, żeby poznał wspaniałą córkę Blackwellów. Studiowała w tym samym mieście literaturę francuską. Znała francuski doskonale(miała francuską nianię) i wiedziała o Francji wszystko.
Jesse poznał ją przypadkiem i zorientowawszy się we wszystkim, zażartował potem, że rodzice wychowywali ją specjalnie na żonę dla niego.
Pewnie o tym nie wiedział, ale Nicola przypuszczał, że wcale się nie pomylił. Olivia ze śmiechem opowiadała mu o licznych aluzjach na jego temat, które słyszała od dziecka. On od kilku tygodni także bombardowany był zarówno przez rodziców, jak i przez dalszych krewnych i znajomych, niezwykłymi zaletami Olivii. Śmiali się z tego, ale... Jednak coś między nimi iskrzyło, spotykali się coraz częściej.
I nie przyznał się Jessemu. To o czymś świadczy. Zresztą niewiele by go to obeszło. Po prostu przestaliby ze sobą sypiać. To on wciąż nie był gotowy na zakończenie tego ich udawania. Olivia to świetna dziewczyna, może z nią udałoby mu się stworzyć wreszcie normalny związek, a nie takie trwanie dla wygody jakie musiał znosić teraz. Ale to wymagało wielu radykalnych kroków. Po pierwsze Jesse musiałby się wyprowadzić... pierwszy rok studiów miał już prawie za sobą, potem mógłby się wziąć do jakiejś dorywczej pracy, na początek dałby mu trochę pieniędzy...
Tylko tak trudno to zrobić. Zerwać to. I nie móc go dotknąć nigdy więcej.
- Hej, jestem. - podszedł do niego i siadł pochylając się nad jego twarzą. Przyglądał mu się z troską. - Ciągle kiepsko wyglądasz...
- Po co się w ogóle tak mną martwisz. - warknął opryskliwie
- Muszę się martwić. - uśmiechnął się - Takie są zasady.
Prychnął tylko w odpowiedzi i zapatrzył się w sufit. Nawet do tego podchodzi w taki sposób. "Musi" się martwić. To wchodzi w skład zasad.
- Chcesz ten obiad?
- Później. - mruknął. Spojrzał na jego twarz. Miał cienie pod oczami. Nic dziwnego ostatnio prawie nie spał. Nie chodził na zajęcia, jak tak dalej pójdzie wywalą go z tych studiów. Jego oczy szkliły się trochę. Nicola wyciągnął rękę i przyłożył dłoń do jego czoła.
- Sam masz gorączkę, idioto.
- E tam, najwyżej stan podgorączkowy. - uśmiechnął się przekornie - Nic mi nie będzie, nie jestem takim delikatnisiem jak ty. Z wyższą temperaturą musiałem wychodzić na ulicę, a o lekarstwach mogłem tylko pomarzyć. Wezmę aspirynę i po krzyku. Prześpij się chwileczkę, za godzinę dam ci obiad.

Jesse z westchnieniem spojrzał w kierunku śpiącego Nicoli. Niby już wyzdrowiał, ale humory mu zostały. Ostatnio był po prostu nie do zniesienia. Jezu, ale się dzisiaj wściekał... Zaplamił swoją ulubioną koszulę i w żaden sposób nie można było jej doprać. Ale czy to jest jego wina?! No cóż, będzie musiał coś wymyślić, nie wyrzucił jej jeszcze, jutro spróbuje coś z nią zrobić. Całe szczęście, że sobota. Przeciągnął się i ostrożnie położył się przy nim, tak by go nie obudzić. Walczył przez chwilę z pokusą, ale nie wytrzymał i wślizgnął się lekko pod jego ramię, tak że mężczyzna go objął. Oparł głowę na jego piersi i przymknął oczy.
Może sobie być jaki chce... Może się pieklić bez powodu, zrzędzić, narzekać, grymasić, rządzić się, zachowywać jak skończony egoista, zapominać o nim, wyżywać się za swoje problemy, nie zauważać jego problemów, ranić nawet... to zawsze jest Nicola. Dla niego najważniejszy z ludzi tego świata. I wciąż z tym samym promienistym blaskiem, który roztacza dookoła.
Wciąż czuł się przy nim tak samo bezpieczny i spokojny. W tym jasnym świetle, które od niego biło. Był czas, wtedy, przed laty, gdy siadał cicho gdzieś w kącie na tamtym strychu i wtedy czuł się niemal tak samo. To dawało mu pewność, że bez względu na wszystko jego z trudem odbudowany świat nie runie. I nie runął... aż do czasu, gdy on przegnał swojego obrońcę.
Wtedy czuł się niemal tak samo... niemal... bo teraz dochodziło to tego to cudowne uczucie... ta najwspanialsza z możliwych świadomość bycia kochanym. On, zawsze taki zwykły, bez znaczenia, chłopak jakich tysiące na świecie... i on sławny, wielki, genialny... I właśnie jego pokochał. To było takie niezwykłe, zupełnie jak w jakiejś baśni. Tyle razy już go ocalił. Zbudował dla niego dobry i bezpieczny świat, broniąc go od wszelkiego zła. Może sobie być opryskliwy i wyniosły, może przepadać z domu na całe godziny... Przecież zawsze wraca. Tu, do niego. I teraz, zamykając oczy niemal słyszał jego czuły szept, te tkliwe wyznania miłości. I widział kochające oczy, piękne, w tak ciemnej zieleni, że zdawała się być czernią. Dziś już nikt poza nim nie patrzył na niego tak ciepło. Miał tylko jego. Tylko albo aż, bo kiedy tak przy nim zasypiał... więcej nie można mieć.
Kiedy obudził się rano, Nicola już wyszedł. Zostawił mu jedynie kartkę wieszczącą, iż załatwia pilne sprawy. Śniadania oczywiście nie zjadł. Jesse pokręcił tylko z dezaprobatą głową i zabrał się do roboty.

Nicola załatwiał pilne sprawy. Najpierw odbył rozmowę z Olivią, a później przez sześć godzin wałęsał się po parku. Musiał załatwić wszystko na chłodno, bez emocji, wręcz urzędniczo. Inaczej nigdy się już od niego nie uwolni. Ułożył sobie precyzyjny plan i musiał się go bezwzględnie trzymać. Mimo to serce waliło mu jak młotem, gdy otwierał drzwi do swojego mieszkania. Przez chwilę stał w przedpokoju. Wyrównał oddech, przybrał kamienny wyraz twarzy i ruszył w kierunku swojego pokoju.
Zatrzymał się i omal nie jęknął. Jesse siedział po turecku na środku pokoju w otoczeniu tony papierów.
- Jesse... - odezwał się po chwili
- O cześć, już wróciłeś? - uśmiechnął się do niego i znów zagłębił w papierzyskach - Przepraszam za to, zaraz kończę sprzątać, szukałem tylko czegoś.
- Jesse...
- Cicho, ciesz się, że tego wcześniej nie widziałeś. - Roześmiał się i zaczął składać sporą stertę - Posprzątałem już ponad połowę i...
- Jesse, muszę ci coś powiedzieć...
- No to mów. - nie przerywał.
- Jesse, do cholery, przestań na chwilę sprzątać!
- No już zaraz, tylko z tym skończę... - sięgnął po oddaloną kartkę
- Chcę żebyś się wyprowadził. - wyrzucił z siebie Nicola.
Dłoń zatrzymała się na chwilę, a potem cofnęła wolno, nie zabierając kartki. Przez chwilę panowała cisza. Wiele razy potem Jesse chciał móc powiedzieć, że tamte słowa wtedy do niego nie dotarły lub że nie mógł w nie uwierzyć. Dotarły jednak od razu i uwierzył w nie bez problemu dokładnie w tej samej chwili, choć zaledwie kilka sekund wcześniej nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że mogłyby paść ani wtedy ani nawet do końca jego dni.
- Doszedłem do wniosku, że dalsze utrzymywanie tego, co trwało między nami jest pozbawione sensu. - ciągnął dalej rzeczowym tonem, choć czuł jak rytm jego serca znów przyspiesza - Ja i Olivia chcemy być ze sobą. Uważam, że w związku z tym, twoja obecność tutaj jest nieco niewłaściwa.
- Kiedy? - Jesse wstał i odwrócił się w jego stronę, unosząc wolno twarz. Tak jak Nicola oczekiwał nie było na niej śladu emocji, spokój jakby nic się nie działo.
- Co? - spytał cicho, nie mogąc jednak nie ulec urokowi tych dużych, ciemnych oczu.
- Kiedy mam się wyprowadzić.
- Olivia przyjdzie dziś do mnie. Wychodzę i wrócę za godzinę. Możesz się spakować sam.
Te słowa miały chyba oznaczać zaufanie, ale dla Jessego miały kształt policzka, jakby z wyższością dawał mu do zrozumienia, że nawet w obecnej sytuacji, pozwala mu na swobodę, choć pamięta kim był w przeszłości. Jak dawno to było Nicola...
- Więc idź. - odezwał się bezbarwnie brzmiącym głosem.
- Jeszcze chwilka. - uśmiechnął się Nicola i sięgnął do kieszeni, wyciągając dwieście dolarów. - To ci wystarczy chyba żeby radzić sobie na początku.
Twarz Jessego zszarzała nieco, a jego źrenice po raz pierwszy od początku rozmowy rozszerzyły się nagle. Gwałtownym ruchem odepchnął zbliżającą się dłoń.
- Nie jestem kurwą... - wycedził przez zaciśnięte zęby, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie bądź niemądry. - pokręcił głową Nicola i wsunął pieniądze do kieszonki na jego piersi. - Będę za godzinę. - odwrócił się i wyszedł. Jesse słuchał zamykanych drzwi, a potem cichnących odgłosów kroków na schodach. Podszedł powoli do łóżka i usiadł na nim. Godzina. Jezu... Ale właściwie po co miał mu dawać więcej czasu. Prawie nie ma czego pakować. Dziesięć minut zajęło mu pozbieranie swoich książek i kilku ubrań. Nic więcej nie weźmie... to wszystko jego... za jego pieniądze przynajmniej. Przypomniał sobie o banknotach, wyjął je z kieszeni i podszedł do szafy. Sięgnął do garnituru Nicoli i wyjął z niego portfel, chowając tam pieniądze. Zamknął szafę i oparł się o nią plecami. Po chwili przyklęknął na podłodze i skończył sprzątanie, co zajęło mu następne piętnaście minut. Wciąż miał ponad pół godziny... Chodził wolno po mieszkaniu przesuwając pieszczotliwie palcami po krzesłach, stołach, półkach... Położył się na łóżku i przytulił policzek do poduszki, przymykając oczy. Barwna taśma przewinęła się gwałtownie przed jego oczami, niemalże raniąc je boleśnie. Zerwał się i znów zaczął chodzić po mieszkaniu przypatrując się temu wszystkiemu, choć tylko przyspieszało to ruch barwnej, raniącej taśmy.
Gdyby tak wziął coś... byle co... coś... jego... Ale co mógłby wziąć? Poszedł do łazienki i uśmiechnął się z nutą dziwnego tryumfu. Koszula. Nicola i tak chciał ją wyrzucić. Siedział nad nią przez trzy godziny zapuszczając w każde zabrudzone włókno kroplę jednej z tajemniczych mikstur Louise, których sekret powierzyła mu dawno temu. Sukces był pełny i nakładem pracy solidnie chyba odpracował jej wartość, więc może ją sobie wziąć bez żadnych wyrzutów sumienia.
Jeszcze piętnaście minut.
Podlał kwiaty, zmienił obrus, wrzucił do pralki kilka porzuconych na krześle ciuchów Nicoli, zaniósł swoje rzeczy do przedpokoju.
Zgrzyt w zamku. Drobna chwilka ciszy.
- Masz wszystko?
- Tak.
- No to... cześć.
- Cześć...
Zamknął za sobą drzwi i zbiegał szybko po schodach. Na samym dole potknął się i upadł, rozsypując swoje rzeczy. Usiadł na schodku i bezradnie ogarnął wszystko wzrokiem. Ukrył twarz w ramionach i w końcu się rozpłakał.
Cóż, nie pierwszy raz świat zwalił mu się na głowę. Ale chyba nigdy dotąd nie zrobił tego w tak nieludzki sposób.















Komentarze
mordeczka dnia padziernika 17 2011 13:22:10
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Kethry (kethry@interia.pl) 14:57 15-08-2004
Przeczytane jednym tchem, niemal do samego switu. Poruszajace, zachwycajace i doskonale smiley
Rahead (Brak e-maila) 15:53 17-08-2004
Chyba wszystko już zostało powiedziane smiley

Tyle że czytane za dnia smiley

Pozatym eee jedno ale... No cóż wydawało mi się że czasem komplikujesz ich życie na siłe...
Rahead (rahead@interia.pl) 15:55 17-08-2004
Mój mailik... Nie chcę cię pozbawiać sząsy do przekonania mne że tak nie jest smiley (kurcze to trochę snobistycznie brzmi czy mi się wydaje...)
Luna (Luna_sea@interia.pl) 22:39 20-08-2004
Pochłoniło mnie cała od poczatku do konca.Głupio to zabrzmi ale w tym opowiadanku czuje sie \"dusze\" i to mi sie własnie podoba.Zycze wielu takich dzieł^^
Cone (alexiel@bravo.pl) 23:30 20-08-2004
świetne ^^ tyle mogę powiedzieć ^^ ale fakt czasami te komplikacje wydają się być wymuszone, a te \"brednie\" Jessa jak dla mnie brzmią trochę zbyt sensownie i.... zbyt długo ^^\"
primea^^ (Brak e-maila) 00:05 21-08-2004
nyah, Sach-chan, ty juz wiesz co ja powiem^^ jedyny minus? ze chciałabym tego więcej^^ ale pewnie ty juz nie chcesz opisywac ich wspólnego, słodkiego żywota?smiley no nic, pri i tak to czyta bez przerwy^^I faktycznie, czuje się \'dszę\'^^ i to wcale nie brzmi głupio, ja lubię tylko opka z duszą ich twórców, wtedy stają się nie tylko textem a dziełem, to duża róźnica
Natiss (natiss@tlen.pl) 23:02 22-08-2004
Zgadzam sie z resztą. Twoje opowiadanie ma w sobie to \"coś\" co wciąga jak bagno i nie chce wypuścić. Ech... Chcę więcej takich opowiadań.
STOKROTKA (Brak e-maila) 12:22 23-08-2004
BOSKIE!!!!!!!!!!
Alexa (Brak e-maila) 15:03 27-08-2004
poprostu super^^
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 20:00 27-08-2004
No dobrze, jak zwykle wszystkich kocham....(Nache, jak tu się gdzieś kryjesz, nie krytykuj znów za wyznania miłosnesmiley
Oto odzew rozwydrzonej boginismiley
Oks, Rahead uczucia me dla ciebie są jak najcieplejsze, nie mniej chwilowo nie wyrabiam z odpowiadaniem na te maile, które inni do mnie wysyłają i nie bardzo mam jak wysyłać jeszcze sama^^. Wszystkich tych, którym zawadza nagromadzenie \"upadków\" odsyłam do prologu i tytułów. Tekst ma z założenia strukturę epizodyczną i opiera się bardziej na symbolach i wyrwanych scenach niż twardo trzyma ziemi - czy ktoś kiedyś WIDZIAŁ taki ołtarz??????^^;;; Katolicki kraj w końcu, ja wiem, że fani yaoi z rzadka co dzień do kościółka biegają, a i nie w każdym kościółku są takie cudeńka, ale ja jestem wredna baba i zachowuję się jak moja eks-polonistkasmiley Wiem, że ja momentami przesadzam z metafizyką, ale cóż robićsmiley
Cone, do twojej wiadomości - mój ojciec kiedyś pracował w szpitalu psychiatrycznym i mam sąsiadkę, przybraną kuzynkę oraz koleżankę ze szkoły (i nauczyciela, ale wyleczonego) chorych psychicznie - czy to ci wystarcza jako dowód moich jako takich kompetencji w zakresie znajomości zachowania tzw. przypadków klinicznych? Do docenta psychiatrii nie aspiruję, niemniej jednak coś tam wiem.... Może stąd moja obsesja na punkcie szaleństwa?^^;;; Boże, i znowu się rozgadałam, gaduła paskudna.....
Ava Ingray (ava_ingray@o2.pl) 21:59 04-09-2004
Spodobało mi się to opowiadanie, zwłaszcza pierwsza część. Zgadzam się jednak z Rahead i Cone - troszkę wymuszone są te ich problemy... Zwłaszcza na Jessem się wyżyłaś, tak mi się coś zdaje... Ale poza tym opko jest świetne, jak wszystkie twoje zresztą, i niezmiennie pozostajesz moja ulubioną autorką ^_^
Emi (Emi_Yume@interia.pl) 00:56 12-09-2004
No, tu mnie jeszcze nie było, czas nadrobić zaległości.
Kocham ten tryptyk miłościa wielką a dziką, część druga czytana nieskończoną ilość razy, jest BOSKIE!
Czemu ja nie mam talentu literackiego?! Aż mnie brzuch boli i tez się czuję jak margines, jak to napisała moja genialna siostrzyczka (a zupełnie niesłusznie, nawiasem mówiąć). To jest mistrzostwo świata, krótko mówiąc. Zuzaa jeszcze tego nie zna, jak jej w końcu przeczytam to pewnie padnie ;P
Ja nie wiem, czego się ludzie czepiacie, to opowiadanie jest wspaniałe, dramatyzm musi być! Wciąga jak odkurzacz smiley
Głębokie pokłony dla autorki (i nie krzyczę, żeby później znowu nie było na mnie ;P)
Soma (dreams@yoricksoft.pl) 18:45 14-09-2004
Kurcze, aż się zdziwiłam, że jeszcze wcześniej nie przeczytałam tego opowiadania, a wydawało mi się, że przeczytałam już wszystko na tej stronie z twórczości szanownej autorki^^ Tak więc teraz nastąpi konstruktywna krytyka...Więc opowiadanie jest świetne, bardzo poruszające, poprostu boskie, ale...to nie koniec mojego wywodu^^...tak więc bohaterowie są naprawdę wspaniali, chociaż mimo wszystko ich niezwykłe charaktery powodują, że postacie są tak jakby odrealnione, a jednocześnie są takie prawdziwe i niesamowite. Obydwoje bohaterów mimo przepaści różnic jakie ich dzielą, niesamowicie do siebie pasują i są niesamowicie do siebie podobni(?)Jedno mnie tylko drażniło...albo nie...często zbijało mnie z tropu, a minowice kwestia, którą można umieścić w jednym bardzo mądrym zdaniu: \"Chodzą wciąż tą samą drogą, ale spotkać się nie mogą\" cóż, naprawdę tak odczuwam relację między bohaterami. Bardzo ładnie zaprojektowane i stworzone są postacie drugoplanowe, te jednak mają w sobie więcej realizmu niż główni bohaterowie. Bardzo ładne opisy otoczenia, osób i zdarzeń. Co do fabuły, to jest bardzo oryginalna, można by żec, można odnaleźć zdarzenia piękne i wzruszając, jak i dramatyczne, smutne, przygnębiające. Bardzo podobała mi się relacja uczuć i przedstawienie choroby umysłowej, to było także bardzo niezwykłe. Czytając to odczuwałam niezwykłą więź z bohaterami, mimo, że nigdy nie znalazłam się w podobnych sytuacjach i w takowych się już zapewne nie znajdę. Mimo, że wszystko jest na papierze(tu w formie elektronicznej)czułam, że postacie żyją, że wszystkie uczucia emanują i obezwładniają, jakby wszystko było prawdziwe i cóż... utwór bardzo filozoficzny i refleksyjny. Opowiadanie bardzo przyjemnie, chociaż nie lekko się czyta. Napisane bardzo profesjonalnie i twórczo, oczywiście nie twierdzę, aby autorka była nieprofesjonalna, o nie, tylko poprostu nie wiem. Z przyjemnością przeczytałam, bo coraz rządziej już można spotkaś takie dzieła. Przeczytam napewno jeszcze wiele razy. Pozdrawiam i życzę autorce zapału, chęci i weny do pisania równie niezwykłych i wspaniałych dzieł.
Ashura (Brak e-maila) 21:13 28-09-2004
To opko naprawde jest i wzruszajace i madre,i naprawde przykuwa do monitora.Wprawdzie faktycznie w pewnym momencie robi sie jakby naciagane i zaaa dlugie ale pod koniec jest znowu super.Ogolna ocena -5.
kasiuniaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa (Brak e-maila) 19:10 05-10-2004
super tekst bardzo kocham psy to najlepsze stworzenia na całym świecie pozdrawiam wszsytkich miłośników psów jeśli ktos tak jak ja lubi pieski to niech napisze na gg 8886172 czeakm na nowych przyjaciół pozdrooooooooo
_sol_ (zireael1@tlen.pl) 19:26 26-10-2004
Zachwycające owszem, owszem. Jednak po którymś razie np. mnie zaczęło to przypominać Zetsuai i Bronze. Cholera. Raz jedemu coś się dzieje potem drugiemu. Tutaj podobnie. Najpierw jeden rani a potem drugi. No drugi to może troche mniej niż pierwszy... Ale jednak. Jakby nie mogli sobie powiedzieć tego w twarz tylko w jakieś głupie chowanego się bawią. Ja wiem, że taka była jego rola ale Jesse/?/ mógł się chociaż trochę wkurzyć na niego. I dlaczego zawsze po pogodzeniu się szli do łóżka? Choleraa czy nie istnieją już inne drogi dojścia do porozumienia bądź jego przypieczętowania?
Ten Nicola też jakiś dziwny... Przeprasza go i mówi, że nie będzie jednak za chwile zmienia zdanie. A potem znów przeprasza i tak w kółko. On w sumie był jakiś opętany? Czy czegoś szukał, ale tak jakoś podczas czytania za bardzo o tym nie myślałam.
Mimo wszystko jestem na tak^^ i nawet pobeczałam się jak wurzycił go z domu. Ten moment najbardziej mi się podobał i te gwałtowne przeżycia, które się kumulowały przez cały czas w tym chłopaku. Tak bardzo żywo, chaotycznie a jednak logicznie. ¦wietnie. Osobiśnie bardzo podobała mi się postać Jessiego. Boże jak to się odmienia? Mam taki zwyczaj, że jak widze imię zawsze je omijam i w sumie nie wiem jak bohaterowie się nazywają O.o Mój błąd. Dobra kończe, bo jakbym chciała napisać wszystko co mnie wkurzyło a co przyprawiło o euforię...nie to nie byłoby możliwe. Trzeba by było mnie obserwować podczas czytania smiley
Pozdrawiam, _sol_
(Brak e-maila) 20:36 20-11-2004
to jest świetne. po prostu brakuje mi słów. oprócz zajefajnie opwiedzianej historii zawiera przesłanie. lepsze być nie mogło ^_________________________^
Noriko (noriko16@interia.pl) 14:24 26-11-2004
to jest boskie...
Troszeczke jak telenowela ale kto tak naprawdę nie lubi telenowel? ^^ Jetes genialna!!!! pozdrawiam
Miyu_M (yami_no_kodomo@o2.pl) 23:15 02-12-2004
Absolutnie zakochana w Twoich pracach jestemsmiley Tryptyk jest wspaniały, choć jakoś w środku trzeciej części wydawał mi się trochę wymuszony, dwie pierwsze jakoś bardziej gładko, łatwiej mi się czytało. Uwaga do Sol - zachowanie Nicola nie było niestety wcale takie nirealistyczne, mam nieprzyjemność znać osobiście podobny przypadek w osobie chłopaka przyjaciółki, którego ona znosi niemal z cierpliwośćią Jessego...Miłość dziwna jest.
Wracając do opowiadania, podobało mi się bardzo, sama koncepcja tryptyku podbiła mnie od razu. Chyba nawet zapaleni fani yaoi powinni częściej chodzić do kościoła - sztuka sakralna rulessmiley
Neferet (Brak e-maila) 22:34 05-05-2005
Czytałam 6 godz ale przeczytaąłm całe! Vivat dla cudownej autorki!
Bartek (Brak e-maila) 18:40 25-05-2005
Wbrew pozorom takie mijanie sie postaci i ich charaktery ...wcale nie sa oderwane od rzeczywistości. Takie osoby istnieja ...
Odnośnie samego dzieła : GENIALNE ! >.> trzeba to gdzieś wydać xD
asjana (Brak e-maila) 20:20 08-06-2005
zblizam sie do konca drugiej czesci i znow chce mi sie plakakc kobieto ty naprawde potrafisz wyciskac z ludzi lzy czemu oni musza byc najpier tak strasnie nieszczesliwi a dopiero potem coos moze im sie ulozycz takie sa moje odczucia w tym miejscu zobaczymy co bedzie po 3 czesci ale trzeba ci przyznac piszesz genialnie
Hastings (Brak e-maila) 10:50 21-12-2005
Absolutnie niesamowicie super opowiadaniesmileysmileysmiley
Katarina (Katarineczka@op.pl) 01:38 04-04-2006
Od jakiegoś czasu przymierzałam się do tego opowiadania, ale jak w końcu na dobre zaczęłam, to nie mogłam się oderwać i dotrwałam do końca. I nie uważam tego czasu za stracony.

Czy ktoś ci już mówił, że piszesz bardzo kobieco? Koncentrujesz się bardzo na emocjach, czasami nie pozostawiając nawet pola do wyobraźni. Tego mi właśnie brakowało. Jak to się mówi? Że nie można patrzeć na problem tylko z jednej strony? Hmmm...
Niemniej jednak jesteś jedną z moich ulubionych autorek na tej stronie i niezaprzeczalnie masz talent i szeroką wiedzę. To by było na tyle. Pozdrawiam ^^

Ach, właśnie. Dlaczego tak męczysz tych swoich bohaterów? Ja jestem do tego całkowicie niezdolna. Zaraz robi mi się ich żal...
sintesis (Brak e-maila) 01:07 03-07-2006
cudownosci po prostu moge czytac to dzielo w nieskonczonos... jestem tak zachwycona, az brakuje mi wznioslych slow...genialne boskie idealne, wstrzasnelo moimi wszystkimi uczuciami... skladam poklony uwielbienia w strone geniuszu autorki
kei (enigma@ny.pl) 21:23 21-09-2006
żgadzam się z przedmówcami ^^, opowiadanie majstersztyk i kropka!
Yumi (Brak e-maila) 23:34 13-10-2006
Cudowne...Nic więcej napisać sie nie da...Postacie wyobrażałam sobie jako osoby z Death Note...
pelle (Brak e-maila) 16:14 31-12-2006
piekne sceny erotyczne.
(Carmen) (Brak e-maila) 11:27 02-07-2007
Naprawde mi sie podobalo. Jest pieknie to jest drugie opowiadanie przy ktorym naprawde sie wzruszylam i smialam jednoczesne. Swietnie opisane momenty romantyczne ale nie przerobione na tani melodramat dzieki komicznym dialogom. Boskie
Milkiel (Brak e-maila) 13:30 06-09-2007
Świetne cały czas płakałam
(Brak e-maila) 00:32 15-12-2007
Śliczne, wzruszające, cudowne... i co tam jeszcze można dodać smiley
Czytane od późnego popołudnia do północy i nawet jeszcze dłużej smiley
Idealne (choć parę przecinków itp. na pewno by nie zaszkodziło, no i w części drugiej było zdecydowanie za dużo akcji zbyt ciasno upakowanej), ale tak naprawdę nie bardzo jest czego się czepiać.
Gratuluję talentu!
O, właśnie tak to można nazwać: DZIEŁEM.
PS Ciekawe, czemu odniosłam wrażenie, że jestem tak egoistyczna jak Nicola? smiley
A zaraz potem, że doskonale znam osobę niezwykle podobną do Jesse. I że w moim otoczeniu jest taka osoba, którą traktuję jak Nicola Jesse...
Oj, niesamowity utwór, przepiękne dzieło. Żeby to więcej było takich w świeci. Ech. To bym nigdy nie odrywała się od komputera. smiley
Dobra, idę spać, bo zaraz usnę na siedząco smiley Dobranoc.
Cirilla (cirilla@poczta.onet.eu) 00:33 15-12-2007
Zapomniałam wpisać nick do komentarza smiley
Hellgirl (Brak e-maila) 20:59 12-02-2008
powinieneś to wydrukować, zgłoś sie do jakiegoś wydawnictwa, na pewno dadza ci szanse
stahiros@onet.pl (16:36 20-03-2010)
Nie wiem w sumie, czy to dobre. Nie zwróciłam uwagi. Ale jest w tym taki ładunek emocjonalny, tyle namiętności... Wstrząsające i do głębi porusza. Mam tylko jedno pytanie. Czy Autorka tęskni za miłością, czy już ją znalazła?
Avi
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum