The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 19 2024 01:55:10   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Cisza 2
Noc trwała długo. Jak o tej porze roku. Jak na tej wysokości geograficznej. Mrok powoli zaczął się rozrzedzać, rozjaśniać ukazując początkowo niewyraźne kontury domów. Zarys murów, okien, drzwi, dachów. Kształt ulic, rynsztoków, porzucony wóz stojący na jednym z placów. Wierze strażnicze przy bramach, smukłą dzwonnicę niewielkiego kościoła.
Godzinny poranne pokazały, że w mieście wszystkie okna i drzwi są zaryglowane. Że ciężkie, drewniane okiennice zagradzają dostęp do wszystkich budynków. Że na ulicach nikogo niema... I że część domów jest zrujnowana.
Do tego nie było tu zwierząt. Nie można było dostrzec ani psów, ani kotów, ani nawet myszy czy szczurów. Tylko ptaki. Dużo ptaków.
Jednak nastający dzień niewiele różnił się od swojej poprzedniczki. Był mdły i ciężki. Sine chmury zasnuły niebo, leniwie przesuwając się dzięki niezbyt silnemu wiatrowi. Tego dnia słońce nie miało się wychylić.
Ludzie niechętnie wracali do domów, niechętnie zabierali się do codziennych obowiązków. Cały czas spoglądali to na niebo, to za siebie. Jakby czegoś wyczekiwali. Jakby się czegoś bardzo bali.
Dzwon smętnie oznajmił początek dnia. Brzmiało to jak zapowiedź nowej tragedii. Jakiejś tragedii.

- Czego się boisz?
- Jego.
- Ale dlaczego? Przecież jest...
- On nie ma uczuć. On nic nie czuje. Jemu jest wszystko jedno, czy żyjemy, czy jesteśmy martwymi przedmiotami. I jedno, i drugie ma dla niego tą samą wartość... on nic nie czuje. Tylko udaje. Cały czas udaje...
- On musi czuć. Musi kochać, czy nienawidzić. Inaczej nie byłby człowiekiem. Inaczej by nie żył.
- A jeżeli on nie do końca jest człowiekiem. Lub jeżeli nie jest do końca żywy?

Gospoda opustoszała. Jeszcze kilku mieszkańców pozostało śpiących w rogach dużej sali, ale większość już wróciła do domów. Pogasły świece, przygasł ogień w kominku. Przez otwarte na oścież okiennice sączyło się ponure, mdłe światło. Kobieta w ciemnej, żałobnej sukni powoli zamiatała podłogę. Jej oczy były zapuchnięte od płaczu, lub braku snu.
Nagle miotła wypadła jej z rąk. Cofnęła się o krok, z trudem dławiąc krzyk. Zasłoniła usta dłonią. I chwilę kręciła głową, chcąc powiedzieć nie. Była przerażona. Odwróciła się i wybiegła na zaplecze, szukając gospodarza.
Ten wyszedł po chwili. Lepiej zapanował nad emocjami, ale i on pobladł. Powili, tylko po części z powodu swej nogi, podszedł do ławy, próbując opanować drżenie rąk.
- Co... - przełknął głośno ślinę. - Co się stało?
- Umarła.
Czarnowłosy podróżny nachylał się nad leżącymi na blacie zwłokami. Annabell miała nienaturalnie bladą skórę, dłonie złożone na piersi. Zamknięte oczy. Jej ciemno brązowe włosy wiły się po drewnianej desce. W koncie przy kominku blond włosa dziewczynka bawiła się swoim misiem.
- Skąd... Skąd się tu wzięła?
Mężczyzna spojrzał na niego spod asymetrycznej grzywki. Jego ciemno niebieskie oczy wydawały się jeszcze ciemniejsze, jeszcze zimniejsze niż poprzedniego wieczoru. Ale cera przestała być tak jasna.
- Pańska żona ją znalazła. Schodziliśmy z góry, ona zamiatała, nagle popatrzyła się na schody, pobladła i uciekła. Poszedłem sprawdzić, czego tak się przeraziła i znalazłem ją. Wtuloną w kąt. Przeniosłem ciało tutaj.
- Była... była martwa...
- Tak.
"Ona umrze, umrze przed świtem" Dziewczynka nie zwracała na nich uwagi. Bawiła się misiem. Chłopaka nie widział. O chłopaku nie myślał.
Przecież to oni mieli umrzeć! Więc co się stało? Czyżby nie przyszli? Czyżby dzisiaj poszli gdzieś indziej? I jak ona umarła? Co ją zabiło? Jej szaleństwo? Żal za straconymi bliskimi? A może ...
- A to dziwne.
Powrócił do rzeczywistości. Mężczyzna zdjął w między czasie górną partię jej ubrania i uważnie oglądał każdy centymetr ciała. Ale nie musiał daleko szukać. Na dłoni kobiety były wyraźne cztery ranki, okrągłe, z zakrzepniętą obwódką krwi. Dwie następne błyszczały u nasady szyi. By je odnaleźć trzeba było odgarnąć gęste, kręcone włosy.
Gospodarz krzyknął, żegnając się gwałtownie. Jednak nie odrywał od niej wzroku.
- Nóż.
- Idę... idę po ludzi.
- Nóż.
- Trzeba spalić zwłoki. Odrąbać jej głowę i spalić zwłoki. Jak najszybciej... póki słońce...
- Nóż.
Spokojnie powtórzył po raz trzeci. Szaro włosy chłopak pojawił się nie wiadomo skąd i podał mu niewielki, smukły sztylet. Błyszczący niczym gwiazdy, o czarnej głowni. Wziął go, chwilę warzył w dłoniach i pochylił się nad zmarłą. Delikatnie wodził ostrzem po skórze, jakby zastanawiając się od czego zacząć.
- Nigdzie pan nie pójdzie - oznajmił władczym tonem, tylko na moment podnosząc głowę. - Nigdzie... dopóki ja nie skończę.
- Ale...
- Powiedziałem. - stwierdził, lekko przeciągając sylaby - Nikt stąd nie wyjdzie, dopóki na to nie pozwolę. A teraz poda mi pan światło.
Gospodarz rozejrzał się nerwowo. Chłopak stanął między nim a drzwiami. Jego smutne oczy nic nie mówiły. Jego niedbała pozycja również, a drobna sylwetka nie wyglądała groźnie. Ale całość wydawała się jakaś dziwna. Nie pasująca do siebie. Wywoływała dreszcze...
Dziewczynka nucąc nieznaną mu melodię bawiła się przy palenisku.
W końcu sięgnął na kominek, zdjął stamtąd lampę i zapalił ją od dopalającego się drewnianego polana. Podszedł niepewnie do ławy.
- Tak dobrze?
- Nie. Niech pan stanie utaj. Musi być w świetle...
- Co... jak...
- Zaraz zobaczmy...
Mruknął nie słuchając go. Zabrał nóż i teraz smukłymi, jasnymi palcami dotykał niemal białej skóry zmarłej. Było w nim coś z wirtuoza przed koncertem. Z artysty. Nie zwracał na nikogo uwagi, wszystko poświęcał martwemu ciału. Jednak najwyraźniej nie parzyste rany go zainteresowały. Cały czas je omijał.
W końcu zdecydował się. Delikatnie naciął skórę trochę ponad jej lewą piersią, jak najdalej od ran. Na początku tylko lekko rozciął tkankę. Coś mruknął pod nosem. Nacisnął miejsce lekko kciukiem. Pojawiła się pojedyncza kropla krwi.
Gospodarz zaczerpnął gwałtownie powietrza i cofnął się o krok, odwracając głowę. Wzrokiem natrafił na dziewczynkę, która na moment porzuciła zabawę. Popatrzyła na niego swoimi czarnymi, wielkimi oczami. Nie przerwała jednak nucenia piosenki. Słowa powoli stawały się zrozumiałe, ale ciągle nie mógł powiedzieć o co w nich chodzi.
Ciemnoskóry ciągle stał przy drzwiach. Nic nie mówił, nie poruszał się. Dłonie złożył na piersi. Spod wpół przymkniętych powiek spoglądały wyblakłe, jasne oczy. Jakby trochę nie obecne.
Odwrócił głowę, wolał już trupa. Rana zdążyła zostać powiększona i pogłębiona. Miała teraz z siedem cali. Mężczyzna odłożył sztylet.
- Chcieliście ją spalić, tak?
- Zawsze tak robimy panie. Tylko...
- Zawsze kiedy są takie obrażenia, tak? - wskazał brodą na parzyste dziury. - Zakładam, że tych, co ginął w ten sposób nie grzebiecie przy cmentarzu.
- Nie panie, nie wolno na uświęconej ziemi. Popioły wsypujemy do urn i chowamy zapieczętowane w głębi lasu, w miejscu wskazanym przez księdza dobrodzieja.
- Aha. A od jak dawna to się dzieje?
- Długo, będzie z trzy miesiące.
- I ile osób zginęło?
- Nawet do siedmiu, ośmiu tygodniowo. Ale najczęściej po dwie, trzy. Więcej, jeżeli są to dzieci...
Zamilkł. Przestępował nerwowo z nogi na nogę, cały czas przy tym kulejąc. Mężczyzna patrzył się na niego, dość nonszalancko oparty o ławę, tuż przy zwłokach. Na wpół drwiący uśmieszek nawet na moment nie zszedł z jego ust.
- Jak zginęli inni?
- Inni panie?
Cofnął się speszony. Tamten skiną głową, że tak. Cały czas wpatrywał się w niego swoimi ciemnymi oczami. Gospodarz pomyślał nagle, że są one nie tylko zupełnie zimne, ale też zupełnie martwe.
- Tak, inni.
Powiedział matowym, przyjemnym głosem. Łagodnym i sympatycznym. A jednocześnie sprawiającym, że pytany mało co nie zemdlał i nogi zaczęły się pod nim uginać. Było coś złowieszczego, coś hipnotyzującego w niemal wiecznie uśmiechniętym czarnowłosym. W jego jasnej cerze, w białej koszuli. W chłopaku niemowie i małej dziewczynce bawiącej się misiem. I nucącej piosenkę dziwnie kojarzącą się z...
- Jak tu jechaliśmy widziałem świeże groby na cmentarzu. Dużo grobów...
Powoli, łagodnie wypowiadał poszczególne wyrazy. Podszedł i oparł elegancką dłoń na jego ramieniu. Cała sylwetka jakby zdawała się mówić: "Nie bój się. Chcę ci pomóc." Strach zniknął, przerażenie wyparowało. Została tylko ufność i fascynacja eleganckim mężczyzną. Skinął głową.
- Tak panie. Byli inni. Rozszarpani. To było straszne panie, jakby napadły je dzikie bestie i rozdarły na strzępy. Bywało, że nie mogliśmy znaleźć całych części ich ciał. Tylko twarze pozostawały nietknięte. Tych chowamy, bo wiadomo, że nie...
- Wstaną?
Dokończył z lekkim uśmiechem za niego. Ten skwapliwie przytaknął. Bał się wymawiać na głos co się dzieje. Nawet w tak zawoalowany sposób. Nastała chwila milczenia. Tylko dziewczynka z uporem kontynuowała swoją piosenkę. I trzaskał płomień w lampie, i ogień w kominku.
W pewnym momencie wstał, podszedł do okna. Wyjrzał na zewnątrz.
- Mamy dobrą pogodę. - mruknął. - Gdzie mogą być? Są tu jakieś ruiny, opuszczone domostwa, katakumby poza miastem?
Gospodarzowi zajęło dobrą minutę zrozumienie o co się pytał.
- W lesie, na południowy wschód jest stare zamczysko, pałac. Mieszkał tam kiedyś pan, ale zmarł przed kilkudziesięcioma laty. Ale tam był kościół, duży, potężny kościół. Ziemia uświęcona. Nie mogły by...
- Ma początek wystarczy. Jak myślisz, może byśmy wybrali się na małą wycieczkę, co Caroll?
Spojrzał z ukosa na chłopaka. Ten powoli skinął głową. Ciągle było w nim coś smutnego. Ale na łagodny, delikatny, wręcz melancholijny sposób. Był poważny ponad jego młody wiek - a mógł mieć najwyżej szesnaście lat.
Odpowiedział mu bladym uśmiechem.
- Miło, że się zgadzasz. Myślę, że najlepiej będzie jeżeli pójdziemy natychmiast. W końcu nie mamy wiele czasu. Chyba, że wolisz po zmroku...
Zaśmiał się z własnego dowcipu. Szaro włosy odszedł od ściany. Potrząsnął tylko głową, ale nic nie powiedział. Dziewczynka jakby nie zwracała na nich uwagi. Zadziwiające jak bardzo dzieci potrafią się oderwać od świata dorosłych.
Gospodarz złapał go za rękę.
- Nie idźcie ta panie! Nie idźcie! Zginiecie!
- Przecież jest dzień, nie wyjdą. - uśmiechnął się i bez wysiłku wyszarpnął się z jego uścisku. - Chodźmy.
Chromy cofnął się pod ścianę. Pobladł jak płótno. Przeżegnał się. Nie wiadomo było co go bardziej przerażało, przybysze, czy zwłoki leżące na ławie.
- Kim jesteście?
- My? - zapytał autentycznie zdziwiony. - Zwykłymi podróżnikami chcącymi odwiedzić przyjaciela. Nikim więcej... Tylko cudzoziemcami, obcymi. Poczekasz tu na nas?
Zwrócił się do dziewczynki. Ta podniosła złotą głowę. Jej czarne oczy były jednak utkwione w gospodarzu.
- Dobrze.
- Tylko bądź grzeczna.
- Dobrze.
Pogłaskał ją po głowie. Roześmiała się. Nagle spoważniała, podbiegła do młodzieńca. Złapała go za rąbek płaszcza i zmusiła by przykląkł. Ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. Jej dziecięta buzia była bardzo zacięta.
- Masz uważać na siebie. - powiedziała tak zdecydowanie jak tylko mogła. - masz na siebie uważać i wrócić. Bo nie chcę płakać, że ciebie nie będzie. I nie chcę sama podróżować. Wrócisz, prawda? Obiecaj.
Trzymała go z całej siły za ręce i patrzyła mu prosto w oczy. Było coś komicznego w tej jej całej powadze. Chłopak delikatnie się wyswobodził. Uśmiechnął się smutno i skinął głową. Dotknął serca. A potem spojrzał na mężczyznę. Ten położył dłoń na jego ramieniu.
- Na pewno wrócimy.
- Na pewno?
Pociągnęła noskiem. Ponownie skinął głową. Dotknął jej policzka. Potem lekko noska. Ponownie uśmiechnął się. Więc ona też. Choć o wiele radośniej od niego. Wstał. Powoli ruszyli do drzwi.
- A co z nią? Panie, co mam z nią zrobić?
Krzyknął przerażony gospodarz. Czarnowłosy odwrócił się. W jego oczach coś dziwnego błysnęło. Choć może był to tylko blask od kominka.
- Możecie spokojnie ją pochować na uświęconej ziemi. Nie wstanie. Jest martwa i tego nic nie zmieni.
- Ale...
- Możecie mi zaufać. Nie jest groźna.
Powtórzył łagodnie. Chłopak chwilę popatrzył na dziewczynkę, potem na zwłoki szalonej Annabell. Jego usta poruszyły się, ale nic nie powiedział. Wyszedł za swoim towarzyszem. Mała wróciła do zabawy. Znów śpiewała, ale tym razem słowa były zrozumiałe.
Jeden, dwa, zwłoki mam
Trzy, cztery , śmierdzieć zaczęły...
Mężczyzna wzdrygnął się.
- Makabryczna piosenka.

Szli szybko. Czarne płaszcze - peleryny powiewały na wietrze, niczym skrzydła ptaków. Ludzie unikali ich, schodzili im z drogi, jakby bali się dwóch milczących, nieznanych postaci. Ci którzy byli w gospodzie gdy przybyli, odwracali ciekawie głowy, żegnali się na ich widok. Jeden, czy dwóch krzyknęło jakby zobaczyli duchy. Nie mniej, najczęściej po prostu mijali ich szerokim łukiem.
Przez bramę miejską przeszli bez kłopotów. Strażnik nawet nie próbował ich zatrzymać. Niemalże czmychnął na ich widok. Czarnowłosy uśmiechnął się.
- To miłe miasteczko, nie uważasz? Ci ludzie tacy prostoduszni, nawet nie udają, że nie są zdziwieni, że przeżyliśmy noc. Prawie im wybaczyłem, choć kilka karków z chętnie bym złamał. Może powinniśmy to zrobić, jak myślisz?
Caroll wzruszył smukłymi ramionami. Omiótł wzrokiem okolicę, na moment zatrzymał się na dużym zwalisku głazów. Zmarszczył jasne brwi, jakby próbując coś wypatrzyć. Ale milczał. Nie powiedział, co go zaniepokoiło.
Kilka ptaków poderwało się ze skrzekiem. Wzbiły się w wyblakłe, zasnute chmurami niebo.
- Dobrze, że nie ma słońca. Jak się czujesz?
Dał znak ręką, że dobrze. Potem ruszył w stronę niedalekiego lasu. Nagle czarnowłosy chwycił go w pasie. Lekko, wręcz bez wysiłku, obrócił do siebie. Nachylił się tak, że jego jasna twarz niemal dotknęła ciemnej skóry.
- Nie myśl, że się zawaham. I nie próbuj mnie oszukać. Dobrze wiem, co chcesz zrobić i wiedz, że ci nie pozwolę. Nie zależnie od wszystkiego, powstrzymam cię. Nawet, jeżeli będę musiał...
Nachylił się jeszcze bardziej. Coś powiedział mu na ucho. Chłopak spróbował wyszarpnąć się, ale on trzymał go z całej siły. Za nadgarstek i w pasie. Bardzo blisko siebie. Tak, że ich czarne płaszcze zlewały się w jeden, ich włosy splatały się ze sobą, ciała dotykały się... Trwali tak, niczym para skłóconych kochanków.
Potem równie nagle puścił go. Odsunął się kawałek. Ciemnogranatowe oczy były niemal zupełnie pozbawione życia. Zimne i puste. Bez śladów gniewu, czy zawziętości. Ale usta uśmiechały się.
- Pamiętaj. - powiedział cicho dotykając jego policzka, a potem przeczesując palcami szare włosy. - Ja się nie zawaham. A teraz chodźmy. Czekają na nas.
Odwrócił się do niego plecami. Zupełnie jakby nigdy nic.
Caroll chwilę stał w bezruchu. Tylko jego płaszcz łopotał i długi, szary warkocz powiewał. Powoli, jakby zamyślony, nieobecny, dotknął policzka, przesunął w stronę ucha, chwilę trzymał się za małżowinę. Potem puścił i spojrzał na rękę. Ciemno czerwone plamy wyraźnie odcinały się od jego śniadej dłoni. Cały czas wpatrując się w oddalającą się sylwetkę zlizał z niej krew.
Potem również wszedł w las.

Pozostałości po rezydencji znajdowały się prawie dwie godziny jazdy od miasteczka. I to tylko wtedy, gdy koń był śmigły, a jeździec znał drogę. Odsunięte od głównego traktu, opuszczone zabudowania kiedyś mogły być wymarzoną siedzibą dla lubiącego spokój rycerza. Podróżni dotarli tam po, mniej więcej, półtorej godzinie.
Czarnowłosy oparł się swobodnie o utrąconą bramę. Nogę postawił na lekko zardzewiałej, ale ciągle zdradzającej najwyższej jakości kowala, kracie. Ta cicho skrzypnęła. Mężczyzna moment przyglądał się kunsztownie wykutym kwiatom i wiciom roślinnym. Potem podniósł wzrok i ocenił wznoszące się przed nimi zabudowania. Oddychał bez najmniejszego wysiłku, a na jego twarzy nie widać było żadnego zmęczenia.
- Nie sądzisz, że nazwanie tego ruinami, jest drobną przesadą?
Chłopak powoli skinął głową, na znak, że podziela jego zdanie. Patrząc na niego również nie można było powiedzieć, że biegł całą drogę. Nie poświęcił nawet połowy tego co jego towarzysz na przyjrzenie się okolicy. Przymknął lekko powieki. Nasłuchiwał.
- Ta-a. Najwyraźniej nas się nie spodziewają. Jest bardzo cicho, nie sądzisz? Nawet ptaków nie ma. Chyba, że... - uśmiechnął się w stronę młodzieńca. - Chyba, że ktoś im powiedział, że tu idziemy. Tyle zwierząt widziało moment naszego przyjazdu. Tak. Niewątpliwie na nas czekają i lada moment możemy spodziewać się ciepłego przyjęcia. Mimo to, czy idziemy?
Odpowiedziało mu wymowne milczenie. Oraz zdecydowane przekroczenie progu. Ponownie się uśmiechnął. Pochylił głowę.
- Twoja decyzja. Ale pamiętaj, co ci powiedziałem. Będę miał tylko cień podejrzeń, a zrobię to. Pamiętaj.
To wcale nie zabrzmiało jak groźba.

C.d.n.

Wszelkie krytyczne uwagi, komentarze, opinie itp. będą bardzo mile widziane i uważnie czytane. Piszcie na adres: pazuzu_chan@gazeta.pl















Komentarze
mordeczka dnia padziernika 16 2011 12:38:28
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Kethry (kethry@interia.pl) 00:59 28-08-2004
az nie wierze, ze tu jeszcze nic. opowiadanie niezywkle, jak zreszta wiekszosc Pazuzu. kaze wysilic szare komorki, a ja to lubie, bo moje maja wrodzona sklonnosc do lenistwa. poza tym zdobylo moj skrajny pomysl za fachowosc i drobiazgowosc w opisach. wiecej. koniecznie wiecej opek Pazuzu chce smiley
Kethry (kethry@interia.pl) 01:00 28-08-2004
podziw nie pomysl. oczywista -__-
Pazuzu (pazuzu_chan@gazeta.pl) 16:01 03-09-2004
Dzięki za komentarz, znacząco podbudował moją samoocenę^^. Opowiadanek na pewno będzie więcej - jeszcze cztery z tego samego świata, a potem... zobaczymy^^.
An-Nah (Brak e-maila) 18:12 07-10-2004
Cudowne. Piekna fabula, nastruj, ciekawy styl. To juz nie jest nawet yaoi z fabula - to fabula z yaoi, a wiec cos, co cenie najwyrzej, fic, w ktorym historia jest wazniejsza od dwuch panow i jendego lozka Nie doczytalam jeszcze do konca, ale dzis wieczorkiem skoncze. Jestem zachwycona, ale nie omieszkam tez skrytykowac - przydalbyci sie beta-reader, bo popelniasz drobne, aczkolwiek denerwujace bledy - na przyklad \"wysokosc\" geograficzna\" zamiast \"szerokosci geograficznej\". Mala rzec, a bruzdzi smiley Jak chcesz, to moge ci pomoc i wylapac czesc tych drobiazgow.
nache (Brak e-maila) 21:36 19-03-2005
łe no XD pierwszy raz od pol roku chce cos przeczytac, wchodze tu, patrze czy pazu dokonczyla to co zaczela [bodajze o.O] w wakacje i co? kupa xP
wez to kiedys dokoncz bo
1. skopie cie XD
2. fajnie sie zaczelo XD

no XD
mam nadzieje ze moj wpis wywola u ciebie nute pokory dla twoich czytelnikow smileyPP
Pazuzu (Brak e-maila) 17:12 27-03-2005
Koniec jest w oddzielnych opkach : Milczenie, Szept, Mowa, Krzyk...
nache (Brak e-maila) 15:28 28-03-2005
lol
wlasnie sie tak zastanawialam czy te opowiadania nie maja ze soba cos wspolnego przez te tytuly __^__
nache (Brak e-maila) 15:31 28-03-2005
tylko ze ja tu widze milczenie, szept, glos i krzyk... dobrze rozumuje ze ci sie pomylilo czy jednak nie wyslalas jeszcze jakiejs czesci?XD
Pazuzu (Brak e-maila) 00:21 29-03-2005
Suminasen, mi się pomyliło, wszystko o wampirkach jest tutaj, zamieszczone w kolejności czytania. Sorry za zamieszanie, ale wiecznie kiełbaszą mi się tytuły (zwłaszcza, że tu zmieniałam z X razy)
Zettai (Brak e-maila) 01:47 23-05-2006
Hej. Emm, niezłe. Tylko trochę literówek narobiłaś. Aha, i czasami nie do końca wiadomo, co kto mówi. Chociaż, jak już siem nabierze wprawy smiley
Pazuzu (Brak e-maila) 23:44 24-05-2006
Cieszę się, że się spodobalo - zapraszam do następnych części.

Opko jest już stare, więc może stąd wszystkie błędy...
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum