ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Atalaya 2 |
KSIĘGA III
Umizgi
Hrabia czuł się niepewnie. Nie potrafił określić, co dokładnie go gnębi, ale mimo ciągłego wmawiania sobie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, stale rozglądał się dookoła i nerwowo zerkał za siebie, jakby obawiał się jakiegoś ukrytego napastnika. To śmieszne, myślał, patrząc kątem oka na wynurzających się z piwnicy trzech chłopców z kilofem, łopatami i wiadrami pełnymi ziemi. Niby kto tutaj mógłby chcieć go skrzywdzić?
Drake dolał gościowi herbaty.
- Widzi pan - zaczął spokojnie, splatając palce. - Pan tak naprawdę nie chce tego zamku.
- Ależ, panie Aqula, mogę pana zapewnić...
- Nie chce pan - przerwał Drake dobitnie, patrząc Hrabiemu głęboko w oczy.
- Ależ chcę.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
Więc hipnotyzowanie wrogów wzrokiem Drake będzie musiał jeszcze poćwiczyć. Może spróbuje wieczorem na Luce...
- Jeśli można wiedzieć, na co panu rezydencja w miejscu absolutnie odciętym od świata?
Hrabia uśmiechnął się.
- Ależ... - zaczął z denerwującą emfazą w głosie - Mi bynajmniej nie chodzi o aspekty towarzyskie... W tym miejscu można wyczuć coś... - blondyn westchnął, gestykulując przy tym zawzięcie - coś niesamowitego. W tych murach... w tych murach jest prawdziwa magia, proszę pana.
Drake drgnął nerwowo i zmarszczył brwi.
- Kto to panu powiedział?!
- Ja po prostu wiem, że tu należę - emfaza w głosie Hrabiego zaczęła się powoli stawać nie do zniesienia. - Czuję, że we mnie krew Tepesów płynie.
- Krew? - powtórzył Drake w zamyśleniu. Przez chwilę wyglądał, jakby naprawdę miał zamiar nadziać Hrabiego na bardzo długi i bardzo tępy pal.
- Wiem, co winienem sławie mojej i rodzinie! Nie pójdę na żadne układy, choćby do pistoletów przyszło lub do...
- LUKA!!
Hrabia przerwał recytację i zaskoczony stwierdził, że za Drake'em pojawił się znikąd przystojny dziewiętnastolatek o specyficznym uśmiechu. - Oprowadź gościa po zamku - polecił Drake wstając i kierując się w stronę schodów. - Zacznij od lochów - dodał nie odwracając się.
Luka uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Pas - mruknął szesnastoletni blondyn wstając z podłogi. Usadowił się w fotelu i przez chwilę w milczeniu obserwował swoich kolegów zajadle grających w karty o rozpoczętą butelkę brandy.
- Słyszeliście ostatnią tragiczną nowinę? Ksiądz Charlie nas porzucił.
Pięć nastoletnich twarzy spojrzało na niego z nieukrywaną rozpaczą.
- Wyjechał do Afryki. Stwierdził, że woli nawracać na chrześcijaństwo ludożerców niż mieć z nami wychowanie do życia w rodzinie. Tam będzie się czuć bezpieczniej.
Jęki rozpaczy słyszalne były dwa piętra wyżej.
- Czy to znaczy... - zaczął jeden z chłopców z przerażeniem w głosie, - Czy to znaczy że teraz przydzielą nam kogoś innego...? Kogoś... kogoś kto... kogoś kto będzie...
- Kto według wszelkiego prawdopodobieństwa będzie PRZYCHODZIŁ na te lekcje - pokiwał głową jego starszy kolega. - A może nawet PROWADZIŁ wykłady.
Zapadła głęboka cisza.
Lekcje wychowania do życia w rodzinie. Zajęcia o tym, jak zabezpieczać się przed ciążą i jak stworzyć w przyszłości normalną, zdrową, dobrze funkcjonującą damsko-męską komórkę społeczną.
Masaka.
- Przepraszam - do pokoju nieśmiało zajrzał jakiś pierwszoroczny. - ...Chciałem zapytać... um, czy ktoś z was nie widział może Tellego?
- Telly?
- No tak, zniknął gdzieś.
- Wyglądał dzisiaj, jakby miał PMS.
- On tak wygląda regularnie co miesiąc.
- Pewnie się gdzieś zaszył.
- Sprawdziłeś w świątyni dumania?
- Gdzie? - zapytał nieśmiało Johnatan.
- W kiblu na parterze.
- Aach. Dzięki.
Pierwszoroczny wyszedł, a siedząca w pokoju grupka popatrzyła po sobie z jakimś dziwnym smutkiem w oczach. Biedne dziecko. Nie spodziewa się nawet, co go tutaj czeka. Może należałoby go uprzedzić? Chociaż.... NIEEEEE...
Niemal równocześnie na wszystkich twarzach smutek zastąpiony został przez paskudne uśmieszki.
- Telly? - zawołał niepewnie Johnatan, wchodząc do toalety. Szukał chłopaka już prawie wszędzie i zaczynał podejrzewać, że Francuz celowo go unika. Gdyby tylko Johnatan wiedział, co go ugryzło...
Minął dwa rzędy kabin i znalazł Tellego siedzącego na podłodze pod ścianą, czytającego jakąś książkę.
- Telly? - Johnatan ukucnął przy nim, nieco onieśmielony faktem, że chłopak go ignoruje. - Coś się stało?
- Dlaczego miało się coś stać? - zapytał, o dziwo bez akcentu, przewracając jednocześnie kartkę w książce.
- Myślałem... - urwał, zapatrzony w bruneta. Pomyślał, że jeszcze nigdy nie widział chłopaka o tak regularnych i delikatnych rysach. Mógłby prawie...
- Cziego ty cesz? - słynny na całą szkołę akcent Tellego powrócił w całej swej okazałości.
- Chcę wiedzieć, czemu jesteś na mnie zły.
- Nie jeśtem - stwierdził trochę łagodniejszym tonem.
- Więc o co chodzi?
Telly znowu wsadził nos w książkę.
- Niek ci Teo wijaśni - prychnął.
- Aaale Telly...
- Polubiliście się, cio? To idź do niego, zobaczimy jak ci ta pźijaźń na zdrowie wijdzie.
Johnatan pomyślał właśnie, że być może Francuzi rzeczywiście są nieco dziwaczni, i utwierdził się w tym przekonaniu, kiedy Telly ni z tego ni z owego upuścił książkę, podskoczył z głośnym "Merde!" na ustach i zaczął nerwowymi ruchami klepać się po udach. Kucający przy nim Johnatan klapnął tyłkiem o podłogę, z zaskoczeniem na twarzy spoglądając w górę.
- Olerne faraonki! - warknął Francuz, otrzepując spodnie.
- Hiszpański kozioł. - Luka obdarzył gościa szerokim, nieco zalotnym uśmiechem, z nieukrywaną dumą przedstawiając Hrabiemu stojący na honorowym miejscu eksponat. - Po lewej sprzęt do wydłużania i skracania petentów, a na stole obok imponująca kolekcja imadełek do miażdżenia palców i narzędzi do wyrywania paznokci. Najstarsze pochodzą z XII wieku - kontynuował w czasie dalszej części wycieczki, kręcąc przy tym biodrami i wspomagając się teatralnymi gestami obu rąk. - Za rogiem mamy ekspozycję stałą - stół z XV wieku, z kajdanami w czterech rogach, na stole Louis, na Louisie Eryk. Och, przepraszam, już się zdążyli zamienić. Mam nadzieję, że tym razem pamiętają, gdzie położyli klucze. Proszę się nie potknąć o te łańcuchy. Proszę mi wybaczyć ten bałagan. Strasznie ciężko utrzymać tu porządek, chłopcy w tym wieku mają tak bujną wyobraźnię... Bez przerwy coś sobie pożyczają... Uwaga na tę wielką dziurę. Normalnie jest tu barierka, ale zdjęto ją z okazji pana przyjazdu. W środku zaostrzone drewniane pale. Solidne drewno, ma już ze trzysta lat. Podobno krew dobrze impregnuje. Te odgłosy to z sąsiedniej sali. Na polecenie Drake'a chłopcy kopią dziurę pod podłogą. Po prawej siedemnastowieczna trumna podbita aksamitem, na piętnastowiecznym katafalku. - Luka podrapał się za uchem. - Drobna obsesja naszego gospodarza - wyjaśnił. - Rżnął się pan kiedyś na aksamicie?
Hrabia podjął nieudaną próbę zamknięcia ust.
W tym samym czasie piętro wyżej po korytarzu krążył właśnie zdeterminowany drapieżca, lokalizujący swoją ofiarę, która przed chwilą dała nogę na jego widok.
- Zoooi, ty mała cholero, wiem, że gdzieś tu jesteś... - mamrotał, zaglądając po kolei do szaf i skrzyni. Jeśli ten mały jeszcze raz przed nim ucieknie, Teo zdecydowany był przywiązać go w nocy do łóżka. Zajrzał do toalety, ale poza Johnatanem oklepującym z jakiś powodów Tellego po tyłku i udach, nikogo tam nie zastał. - Śliczności ty moje, przecież wiesz, że cię nie skrzywdzę - Teo postanowił zmienić taktykę. - Wyłaź, do jasnej cholery!! - Wrócił do poprzedniej.
Otworzył trzecią z kolei skrzynię i zobaczył w niej skulonego blondynka.
- Cześć - powiedział Zoi.
- Cześć - odpowiedział Teo. - Ty podobno masz klaustrofobię? - zapytał, opierając się o wieko.
- Tylko czasami - odparł spokojnie chłopiec. - Tak częściej, to mam androfobię.
- Aa. Coś jeszcze?
- Noo... na przykład lęk przed ogniem.
- Aa.
- Drobną nerwicę natręctw.
- Aa.
- I ataki katalepsji.
- Aa.
- Ale to rzadko.
- Aa.
- Zaburzenia świadomości.
- Aa.
- I napady zespołu majaczeniowego.
- Aa.
- Ciężkie dzieciństwo.
- Widzę.
Chwila ciszy.
- W porządku - Teo wziął głęboki oddech. - A teraz wyłaź.
- Nie - stwierdził krótko Zoi.
- Dlaczego?
- Dobrze mi tu.
- Zostajesz?
- Tak.
- Mam zamknąć?
- Mhm...
- Aa - Teo podrapał się po karku. - To ja tu wpadnę za jakieś pół godziny sprawdzić, czy wszystko w porządku. Okej?
- Okej - odparł chłopiec z uśmiechem.
- To cześć.
- Cześć.
Teo zamknął wieko skrzyni.
- Muszę zapalić - mruknął.
Telly nerwowo zerknął na Johnatana. Wyraźnie zażenowany chłopak zorientował się właśnie, że ciągle trzyma dłonie na jego udach, czy, mówiąc dokładniej, na tyłku. Odskoczył jak oparzony. Telly zastanawiał się, czemu właściwie...
Johnatan patrzył na niego jak wystraszone dziecko. Francuz uśmiechnął się łagodnie.
Bof.
Teraz wskazana by była jakaś konwersacja.
- Yhm...
- Mmnn...
Tak. To może starczy na dzisiaj?
- Merci. - To odnośnie tych mrówek.
- Zawsze do usług. - To odnośnie klepania po tyłku.
Teraz jeszcze tylko...
- Nie jesteś na mnie zły?
- Nie. Śkąd.
- To dobrze.
To by właściwie było wszystko. Etap konwersacji mieli najwyraźniej za sobą. Nie był co prawda szczególnie rozbudowany, ale przecież zawsze mogli wrócić do niego później. Teraz zaś można było przejść do...
Twarz Tellego zbliżyła się do Johnatana na bardzo niebezpieczną odległość. Johnatan zamrugał nerwowo... ...w którejś ze środkowych kabin ktoś spuścił właśnie wodę.
Jednocześnie w drzwiach pojawił się jakiś czwartoroczny, trzymający w dłoni coś, co wyglądało jak pilot do telewizora. Johnatan i Teo odskoczyli od siebie na przewidzianą cenzurą odległość.
Widząc ich miny wchodzący chłopak wzruszył od niechcenia ramionami.
- No co? Lubię czystą muszlę - wyjaśnił.
- Dobrze, że jesteś! - Morgan chwycił Teodora za rękę i bez słowa wyjaśnienia pociągnął go za sobą. Teo usiłował dosięgnąć ustami papierosa, którego trzymał w ciągniętej przez Morgana dłoni, ale w biegu nie bardzo mu wyszło. - Właź - polecił Morgan, jednocześnie zabierając mu peta. Zdezorientowany Teo wszedł do pokoju. W środku w równym rzędzie, z grobowymi minami i rękoma założonymi za siebie, stali Terry, Sam, Rodia i Timmy.
- Teo.
- Cześć.
- Cześć.
- Usiądź.
Teo usiadł.
- Musimy porozmawiać - zaczął Morgan, kucając przy nim. - Wiesz, że nam na tobie zależy.
Teo mrugnął.
- Znamy cię dobrze, Teo. Nie od dzisiaj.
- I chcemy tylko twojego dobra.
Teo mrugnął.
- Zapoznaliśmy się z fachową literaturą i opiniami autorytetów w tej dziedzinie.
- Chcemy ci tylko pomóc.
Teo mrugnął.
- Mamy wszelkie powody by sądzić...
- Jesteś seksoholikiem, Teo.
Teo spadł z krzesła.
- Co?!
- Zastanów się - odezwał się Terry, podchodząc bliżej. Teo z pewnym trudem wdrapał się z powrotem na krzesło. - Masz wszystkie klasyczne objawy.
- To znaczy?
- Sypiasz z każdym, kto sie nawinie.
- Nieprawda.
- Spałeś z każdym z nas.
- Nikt się nie bronił.
- To ty opracowałeś metodę destylacji świerzopu.
- Właściwie to był mój ojciec. Odziedziczyłem przepis razem z planem okolicy i jakąś starą peleryną.
- Seks to dla ciebie miłość.
- Miłość cielesna - odparł Teo z emfazą. - To jeden ze stopni, przez które każdy musi przejść, na drodze do...
- Jesteś poligamistą.
- Wyznawcą Platona. Jak już mówiłem miłość do wielu ciał...
- Nie uznajesz stałych związków.
- ...jest po prostu jednym z ogniw...
- Wszystko kojarzy ci się z seksem.
- Znowu pijesz do mojej reinterpretacji "Małego Księcia"?
- Molestowałeś młodszego brata Jimiego, kiedy przyjechał tu na ferie.
- Wypraszam sobie.
- On miał jedenaście lat. Naskarżył na ciebie Drake'owi.
- To była nadinterpretacja moich zachowań.
- Całe twoje życie kręci się wokół seksu.
- Mam w końcu 19 lat.
- Zaniedbujesz wszystkie inne dziedziny życia.
- Nieprawda.
- Nie masz żadnego hobby. Nie zajmujesz się niczym...
- Sprzeciw - Teo podniósł w górę dwa palce prawej ręki. - Moim hobby jest reinterpretowanie klasycznej literatury. Kiedyś napiszę z tego doktorat - dodał z dumą.
- Ile orgazmów masz tygodniowo?
Teo zamrugał znowu.
- A ile wynosi medyczna norma?
- Pięć-sześć.
Tyłek Teo po raz drugi boleśnie zetknął się z podłogą.
- Potrzebujesz pomocy, Teo...
- Odczepcie się! Idźcie się zająć Erykiem i Louisem, założę się, że tygodniową normę mają z głowy w poniedziałek przed obiadem.
- Teo - zaczął twardo Morgan, nie dając się zbić z tropu. - Jesteś chory. A my mamy zamiar cię wyleczyć. Rozumiesz?
- Niby jak?
Oczy Teo rozszerzyły się z przerażenia.
- ABSTYNENCJA?!
Pozbywszy się towarzystwa Luki, Hrabia rozpoczął polowanie na swoją dostrzeżoną wcześniej nimfę, wobec której miał już bardzo dalekosiężne plany, począwszy od wielkiego, miękkiego łóżka z baldachimem, a skończywszy na ślubie i trójce dzieci.
Dostrzegł ubraną na biało nimfę w ogrodzie, w otoczeniu różnobarwnych motyli. Istotka wymachiwała jakimś trzymanym w ręku zakrzywionym, połyskującym w słońcu przedmiotem, który z sobie i tylko sobie znanych powodów Hrabia przyrównał do złotego rogu Amaltei, i podskakiwała przy tym jak niewyżyte dziecko.
Nie chcąc wystraszyć Istotki, która już raz przed nim uciekła, Hrabia szedł, a właściwie czołgał się w jej kierunku tak cicho, jak mógł, po to tylko, by stojąc jakieś pół metra za nią z trzaskiem nadepnąć na suchą gałąź. Istotka krzyknęła i podskoczyła, odwracając się. Hrabia ukłonił się nisko, jednocześnie rozpoczynając przygotowany wcześniej monolog:
- O ty, jakimkolwiek uczczę cię imieniem, bóstwem jesteś czy nimfą, duchem czy...
Zoi cofnął się, nabierając przekonania, że powinien być w tej chwili zupełnie gdzie indziej. Na przykład w skrzyni w korytarzu na parterze. Hrabia podniósł głowę, spojrzał na Istotkę i zakrztusił się.
- To ja już sobie pójdę - oświadczyła nimfa i uciekła.
- TEOOOO!!!
Rany. Litości. Teo przyspieszył kroku udając, że nie usłyszał. Było to mało przekonujące, zważywszy, że usłyszeli mieszkańcy trzech górnych pięter.
- Teeeo, zaczekaj! - Johnatan biegł za nim korytarzem, wyraźnie czymś przejęty. W końcu dogonił go i chwycił za ramię. Brunet nie zatrzymał się. Miał dosyć. Najpierw Zoi, potem Morgan, a teraz...
- Musimy porozmawiać o Tellym!
O BOŻE.
- Johnatan, śpieszę się. Muszę iść do biblioteki - powiedział, gasząc w palcach papierosa.
- Aaaale... Możemy porozmawiać po drodze? - Johnatan wyglądał na skołowanego. Czyżby ktoś zdążył mu już uświadomić mu, co stało się wczorajszej nocy? Jeśli tak, był to kolejny powód dla którego Teo powinien trzymać się od tego jak najdalej. Miał dosyć własnych zmartwień. Z drugiej strony... Nie żeby nie przyłożył ręki do jego obecnej sytuacji.
- O co chodzi? - zapytał niepewnie.
- Telly... To znaczy ja myślę że Telly... Myślisz, że on....? To znaczy, ja go bardzo lubię i myślę... To znaczy...
Kurcze. To było szybkie. Najwyraźniej tajemnicze moce tego miejsca zaczynają przybierać na sile.
- Nie przejmuj się, Johnatan - Teo po przyjacielsku klepnął chłopaka w ramię. - To zupełnie normalne. Naprawdę. A Telly to całkiem trafny wybór. To dziwak, ale nie skrzywdzi cię. I jest świetny w łóżku.
- Aaale... - Johnatana zatkało.
- To znaczy, tak słyszałem. - Teo mrugnął do niego porozumiewawczo i machnął wymijająco ręką. Przyspieszył kroku i zniknął za zakrętem, posyłając mu na pożegnanie przyjacielski uśmiech.
Czuł, że może być z siebie dumny. Kolejny miłosny problem rozwiązany za jego pośrednictwem - pomyślał, wchodząc do biblioteki.
Tajemnicze to miejsce było o tej porze roku, a przynajmniej powinno być, absolutnie puste. Rok szkolny się jeszcze nie zaczął, kradzieży nikt się nie obawiał, bo książek i tak nie było jak stąd wywieść, dlatego też bibliotekarka korzystała z zasłużonego, przedłużonego urlopu gdzieś w tybetańskiej wiosce, a pomieszczenie stało otworem dla żądnej wiedzy młodzieży.
I wszystkich innych też.
Teo wszedł do środka usiłując przypomnieć sobie położenie działu z psychologią. Zanim jednak dane mu było dotrzeć do regałów, zatrzymały go dochodzące spod głównego stołu, dość charakterystyczne dźwięki. Chłopak cofnął się automatycznie, rozważając pozostawienie obecnym pod stołem twórcom odgłosów odrobiny prywatności. Po namyśle ukucnął, splatając palce w geście mającym sugerować zadumanie, i dyskretnie zerknął pod stół.
Westchnął.
- Cześć Louis. Cześć Eryk - powiedział, wstał i skierował się w stronę półek z książkami. Usuwanie się z zasięgu Louisa i Eryka za każdym razem, gdy wymagały tego względy przyzwoitości mogło w krótkim czasie zakończyć się nie wystawianiem nosa z własnego pokoju. Chociaż nie. To w sumie też nie pomagało.
Ignorując szeroką gamę dochodzących do niego dźwięków, Teo zgarnął z półki kilka przystępnie wyglądających leksykonów, rozsiadł się w kącie przy jednym z bibliotecznych stolików i zatopił w lekturze.
"Zespół majaczeniowy - podkreślił. Charakteryzuje się zaburzoną orientacją, przede wszystkim co do czasu i sytuacji. Występowanie iluzji czyli fałszywych spostrzeżeń i i omamów czyli spostrzeżeń bez istniejącego bodźca realnego. Zaburzenia snu, czasem żywe marzenia senne, mieszają sie z omamami. Nadpobudliwość, nadmierna aktywność ruchowa, nieprzewidywalne działania. Też coś - Teo przygryzł ołówek. To ostatnie akurat wszyscy mamy... Najbardziej rozpowszechniony jest lęk, jako wynik doznawanych omamów i fragmentarycznych urojeń o treści zagrażającej..."
- Cześć, Teo.
Brunet wyciągnął nos z książki i uśmiechnął się do rozczochranego Louisa. Eryk usiadł na krześle naprzeciwko i skinął głową na przywitanie. Wyglądali na lekko speszonych. Dziwne.
Teo przygryzł wargi, spanikowany. Przy tym stole były tylko dwa krzesła. Może Louis usiądzie na blacie...? Nie. Usiadł na kolanach Eryka. To się nie skończy dobrze. Znając krążenie krwi tego faceta miną jakieś trzy minuty zanim...
- Co robisz? - Eryk przechylił się nad stołem i zajrzał w czytaną przez niego książkę. - Zaburzenia psychiczne? - zapytał, zaskoczony.
Teo wzruszył ramionami.
- Poszerzam zainteresowania - odparł wymijająco. Założył dłonie na kark i przeciągnął się.
- Jasne - stwierdził Eryk, kiwając głową z pełnym zrozumieniem. - Poszerzasz je o pewnego jasnowłosego osobnika, aktualnie najmłodszego tutaj?
Teo wziął głęboki oddech. Jak to możliwe, że facet, który całe swoje życie koncentruje tylko i wyłącznie na jednym, i tak zawsze dowiaduje się o wszystkim pierwszy?
Eryk uśmiechnął się, mocniej obejmując Louisa ramieniem.
Teo zdecydował się na taktyczny odwrót.
- Interesuję się nim jako nowym współlokatorem. Nie chciałbym, żeby mnie w nocy zarżnął z okazji jakiś halucynacji sennych.
- No jasne - stwierdził Eryk. Louis zachichotał.
- Z tego małego jest ciekawa osoba -zaczął. - Drake bardzo zależało, żeby go tu ściągnąć.
Teo uniósł brew.
- Mi to przedstawił w nieco innym świetle.
Louis wzruszył ramionami.
- Drake bywa dziwaczny. Może go źle zrozumiałeś?
Teo nie bardzo wiedział, jak inaczej można zrozumieć stwierdzenie "wymuszono na mnie, bym go tu przetrzymał". Mruknął coś pod nosem i zmienił temat.
- A was co tu przygnało? - zapytał, z najbardziej uroczym uśmiechem, na jaki było go w tej chwili stać. - Przygotowujecie się do zajęć praktycznych z życia społecznego starożytnej Grecji? Słyszałem, że już się zapisaliście.
Eryk uśmiechnął się, a Louis znowu zachichotał, na co tamten zareagował mocnej przyciskając go do siebie.
- Zwolnili nas - stwierdził. - Mamy podobno opanowany cały przewidziany materiał. - Mrugnął do Louisa, który przechylił się do tyłu i w tej w dość karkołomnej pozycji pocałował go w usta. Teo stwierdził, że pora się ewakuować.
- To ja już lecę - mruknął, wstając. Louis i Eryk chórem odpowiedzieli "cześć" po czym wrócili do pocałunku. Kto tu jest seksoholikiem, pomyślał Teo.
- To chłopiec?!
Luka podał Hrabiemu filiżankę z kawą.
- Podobno w tym miejscu działają jakieś tajemnicze siły - uspokajał gościa. - Promieniowanie kosmiczne, żyły wodne albo klątwa, wszystko jedno. Ja w to szczerze mówiąc wierzę, bo w ciągu trzech lat spotkałem tu słownie sześciu heteryków, a to już sprzeczne z zasadami prawdopodobieństwa, zważywszy, że jednorazowo mieszka tu trzysta osób.
- To chłopiec?!
- To wcale nie znaczy, że coś z panem nie tak. Z resztą Zoi naprawdę wygląda jak dziewczynka. Miał pan prawo się pomylić.
- To chłopiec!!
- W tych murach każdy nabiera takich skłonności. Może jednak by się pan tu nie wprowadzał, co?
- To chłopiec!!
Luka westchnął. Miał wątpliwości, czy w tym stanie Hrabia w ogóle go słyszał. No, ale taka trauma nie zdarza się codziennie, więc należało ją maksymalnie wykorzystać.
Luka władował się Hrabiemu na kolana.
- Czy to naprawdę aż taka duża różnica? - zapytał.
Stanowczo za dużo wrażeń jak na jeden dzień - pomyślał Johnatan, siadając do biurka, na którym leżał otwarty na pustej stronie dziennik. Nie bardzo wiedział, od czego ma zacząć pisanie, więc na początek zanotował, że po długim wahaniu postanowił jednak spotkać się tego popołudnia z Tellym, w miejscu, które brunet zaproponował rano, to jest w najbardziej zapuszczonej części ogrodu. Jeszcze parę godzin wcześniej był pewien swojej decyzji, tymczasem przed samym spotkaniem targały nim straszne wątpliwości. Po głowie kołatały mu się słowa Teodora, czyniąc w niej jeszcze większy zamęt, niż wszystkie dotychczasowe wydarzenia razem wzięte. Czy Teo wydawało się, że Johnatan mógłby... że ten... że on i ten.... kiedykolwiek... ...cokolwiek... (a w ogóle to co to miało do rzeczy? Johnatan nie o tym chciał rozmawiać. I kto dał Teo prawo do mówienia czegoś takiego?)
Tak czy owak, Johnatan nie jest *tym typem* faceta. Prawda? Prawda. I Teodor nie miał najmniejszych podstaw, by go za *taki typ* faceta uważać. Prawda? Musiało mu zatem chodzić o Tellego. Musiało? Musiało. Pozostaje zatem wniosek, że Telly *jest* właśnie *tym* typem faceta. Ale nawet jeśli jest (*gdyby* był) to niby skąd Teo mógłby o tym wiedzieć? (Johnatan przypomniał sobie, w co Telly był dziś rano ubrany). No dobrze. Więc ma niecodzienny, delikatnie mówiąc, gust. To jeszcze o niczym nie świadczy. (Johnatan pomyślał o sposobie, w jaki Francuz patrzył na niego i dotykał go dziś rano. Pomijając niewytłumaczalny fakt, że leżał wówczas nago w jego łóżku). No dobrze. Więc skoro Telly *jest* tym typem faceta, to co z tego? Czy Teodor myśli, że Telly myśli, że on, Johnatan, mógłby.... (....z nim... ...tamto... ...kiedykolwiek... ...cokolwiek... no właśnie).
Więc będzie musiał na wszelki wypadek wyjaśnić Tellemu, że on nie... No właśnie, że on *nie*. Nie? A to co się (prawie) stało w łazience, to co?
Zerknąwszy na swoje notatki, chłopak stwierdził z przerażeniem, że ma problemy z formułowaniem sensownie brzmiących zdań. Uznawszy, że powyższy tok rozumowania do niczego go nie doprowadzi, zaczął od nowego akapitu:
"Mam mieszkać w tym internacie, pod jednym dachem z Tellym, przez cały nadchodzący rok szkolny. No chyba że mnie wcześniej wyrzucą, ale wtedy będę mógł spokojnie rzucić się pod pociąg, i sprawa z Tellym sama się rozwiąże. Zakładając jednak, że mnie nie wyrzucą, prędzej czy później ja i Telly i tak musielibyśmy poważnie porozmawiać. A zatem im szybciej tym lepiej, prawda? Dlatego tez mimo wszystko postanowiłem pójść dziś popołudniu do ogrodu..."
No tak, pomyślał odkładając pióro. Poszedł. Z postanowieniem przeprowadzenia poważnej, wyjaśniającej wszystkie wątpliwości rozmowy, takiej przez duże "R". Wyszło trochę inaczej.
Znalazł Tellego śpiącego na trawie z głową opartą o własne przedramię i leżącą pod nim książkę. W nagłym przypływie czułości postanowił go nie budzić, ukucnął tylko obok i obserwował. Obserwował długo i dokładnie, i powoli docierało do niego wszystko. Pomylił się. Telly *był* piękny, był delikatny, smukły, o łagodnych i regularnych rysach. Ale był mężczyzną. Tego szczegółu nie dało się nie zauważyć. A Johnatan był zmęczony, zestresowany, zagubiony, zupełnie sam na końcu świata, wśród obcych mówiących nie jego językiem, kopciuszek wśród ludzi oficjalnie uznanych za intelektualną elitę pokolenia. I zwyczajnie pomylił się. Pomieszał i połączył okazaną mu sympatię, może zaczątki przyjaźni z niemal kobiecym pięknem w jakąś wyimaginowaną całość.
A teraz, kiedy juz się otrząsnął, widział przed sobą napastującego go homoseksualistę z wyraźnymi ciągotami do transwestytyzmu. Jak on mógł polubić kogoś takiego? Kobiecy fason dżinsów z ozdobnymi wzorami po bokach, koszulka odsłaniająca pępek, wypielęgnowane i najwyraźniej pomalowane bezbarwną emalią paznokcie, dziewczęcy wisiorek i... Johtanan powoli pochylił się nad nim i przysunął twarz tak blisko, jak to było możliwe nie ryzykując obudzenia chłopaka. Czy to coś, to na jego policzkach i powiekach to jest *MAKIJAŻ*?!
Wrócił do swojego pokoju zrezygnowany i przygnębiony, ale spokojniejszy. Teraz przynajmniej wiedział, co chce dalej robić.
- I co?
Luka wślizgnął się do pokoju i bez słowa opadł na łóżko. Przeturlał się po nim, naciągając na siebie cienką kołdrę.
- Spaaaaaaaaaachć - jęknął. Olbrzymi czarny pies podniósł się z podłogi koło fotela i powłócząc nogami leniwie powędrował w stronę łóżka. Chłopak od niechcenia pogłaskał go po łbie.
Drake uśmiechnął się, odkładając kieliszek na stolik koło fotela. Przez chwilę w milczeniu obserwował szczupłe ciało bruneta.
- Co mi masz do powiedzenia? - zapytał w końcu.
- Że jesteś potworem - chłopak prychnął w poduszkę. - Tak wykorzystywać niewinne dziecko!
- Coś poza tym?
- Chcę spać - jęknął zaspanym głosem. Pies oparł pysk o krawędź łóżka i wpatrywał się w niego.
Drake nie odpowiedział. Znał chłopaka i wiedział, że ten prędzej czy później sam zechce pochwalić się swymi osiągnięciami.
Zgodnie z przewidywaniem, Luka podniósł wreszcie głowę i, opierając ją na łokciu, zaczął mówić.
- Hrabią łatwo można pokierować. Bezgranicznie ufa tym swoim dżokejom, więc wystarczy dopilnować, by to oni nabrali całkowicie mylnego wyobrażenia o tym miejscu.
- Jak chcesz to zrobić?
- Ja? A co ja? Wróżka? To ty nie chcesz się stąd wyprowadzać.
- Nie *nie chcę* tylko nie mogę. To pewna różnica.
Luka uśmiechnął się zadziornie.
- To może ty powinieneś wskoczyć do łóżka Hrabiemu, zamiast mnie tam wysyłac?
Drake zmroził go spojrzeniem.
- Tak czy siak - kontynuował chłopak, - Jest uparty jak dziecko, ale też miękki. I ma słabość do Zoiego. Trzeba go odizolować od dzieciaka, albo wmówić małemu, że to zły człowiek, zanim Hrabia wpadnie na to, że może go użyć.
- To akurat nie będzie trudne - mruknął Drake, wracając do swojego kieliszka. - Coś jeszcze?
- Tak. On jest naprawdę fatalny w łóżku.
Drake uniósł brwi. Zważywszy na to, że Hrabia był tu zaledwie jeden dzień, Luce należały się gratulacje.
- Mogło to mieć coś wspólnego z tym, że był prawie nieprzytomny, ale...
Drake westchnął.
- ...mimo wszystko uważam, że coś mi się za takie poświecenie należy.
Mężczyzna spojrzał na niego z ukosa.
- Wynagrodzę ci - obiecał z wiele mówiącym uśmiechem.
Johnatan włóczył się po korytarzu na swoim piętrze i wmawiał sobie, że wcale nie jest głodny. Nie miał ochoty iść na kolację, jako że czekałoby go tam spotkanie z Tellym. Przystanął koło okna i zamyślił się, obserwując dziki, górski krajobraz. Perspektywa najęcia się do wypasu krów w jakiejś odległej o dwa dni marszu wiosce wydawała się coraz bardziej kusząca.
- Proszę cię...
Dziecięcy głosik wyrwał Johnatana z odrętwienia. Odwrócił głowę i zobaczył przed sobą jasnowłosego chłopca, prawie dziecko, trzymającego w wyciągniętej w jego kierunku dłoni kartkę papieru i ołówek. Wydawał się być czymś niezwykle przejęty.
- Proszę cię - powtórzył nieśmiało. - Narysuj mi baranka...
Johnatan mrugnął. Po namyśle, mrugnął jeszcze raz. Nie pomogło. Chłopiec nadal tam stał, nadal z kartką papieru, nadal z błagalną miną.
- Aaaale...
- Proszę - powtórzył, jakby chodziło o coś niezwykle ważnego. - Narysuj mi baranka.
Johnatan niepewnie wziął od niego kartkę papieru. Uświadomił sobie, że jedyne, co potrafi narysować, to słoń widziany od tyłu. Zastanowił się, czy coś takiego zadowoli dzieciaka.
- Nie - powiedział chłopiec, patrząc na rysunek. - Słoń jest za duży... Mam za mało miejsca. Potrzebny mi jest baranek. Ewentualnie może być owca - dodał pojednawczo.
Johnatan narysował kłębek wełny na czterech patykowatych nogach.
- Nieeeee - odparł mały krytyk. - Nie żebym miał jakieś uprzedzenia, ale wiesz, jeśli mogę wybierać, to nie chciałbym mieć baranka-kaleki.
Johnatan po namyśle narysował na kartce sześciokąt. Przeczytał gdzieś o takim sposobie radzenia sobie z dziećmi.
- W tym pudełku jest baranek - wyjaśnił. - Ciiii. On śpi.
Chłopak spojrzał na niego uradowany.
- Dziękuję - powiedział, wyrwał mu kartkę, odwrócił się na pięcie i odbiegł, zapominając o ołówku.
Johnatan podjął decyzję. Ucieka stąd przy pierwszej nadarzającej się okazji.
- Jeszcze wczoraj rozmawiałem ze swoim prawnikiem - zaczął Hrabia nakładając sobie na talerz udko kurczaka. - I naprawdę jestem przekonany, że sytuację da się rozwiązać tak, by wszyscy byli zadowoleni.
Czterdziestu obecnych na kolacji chłopców (za wyjątkiem Tellego, zajętego energicznym wachlowaniem się pozłacanym wachlarzem, Louisa siedzącego pod stołem i Eryka zajętego tym, co robił Louis) posłało Hrabiemu spojrzenia zdolne zabić. Hrabia jednak nie tylko przeżył, ale z całym spokojem mówił dalej, posypując sobie ziemniaki pietruszką.
- To miejsce, mimo kapitalnego remontu, nie jest przystosowane do potrzeb internatu. Układ pokoi jest chaotyczny, to samo z łazienkami. Pomieszczenia są bardzo różnej wielkości, w wieży w ogóle nie ma kanalizacji, a mimo to mieszkają tam uczniowie. Dojazd jest po prostu tragiczny. Internat dla dziewcząt z kolei jest doskonale...
- INTERNAT DLA DZIEWCZĄT?!
Tym razem na Hrabiego zwrócili uwagę wszyscy, łącznie z Louisem, który boleśnie uderzył głową o stół. Hrabia z zaskoczeniem powiódł wzrokiem po obecnych. Większość była przerażona.
- Chce nas przenieść do internatu dla dziewcząt? - zapytał cichutko Morgan. Siedzący obok Rodia skrzywił się, jakby przyszły mu do głowy bardzo nieprzyjemne wspomnienia.
- Mais... mais... pourquoi...? - Telly miał minę molestowanego dziecka.
Hrabia chrząknął, poprawił marynarkę i kontynuował.
- Internat dla dziewcząt jest doskonale przystosowany do tego, by mieszkali w nim uczniowie. I jest też na tyle duży, by bez problemu zmieściło się w nim dużo więcej osób. Pomieszczenie tam wszystkich chłopców nie stanowi problemu. Może będzie trochę ciaśniej niż w tej chwili, ale wynagrodzą to inne wygody, poza tym, jestem pewien, ze dziewczęta z radością przyjmą kolegów.
Morgan zakrztusił się. Siedzący pod stołem Louis przełknął głośno. Rodia był blady jak ściana. Teo westchnął i z rezygnacją oparł głowę na łokciach. Telly zastanawiał się, czy da się zabić człowieka widelcem. Hrabia zignorował wszystkie niewerbalne oznaki niezadowolenia.
- Łazienki w pokojach, nowoczesna stołówka i bufet, no i co najważniejsze, dużo bliżej do Akademii. Stąd, z tego co zdążyłem się zorientować, idzie się dwadzieścia minut, a zimą to może...
- Amerykę pan odkrył - burknął Morgan. - My *wiemy* co tu się dzieje zimą.
- Zamek został przejęty bezprawnie. Mam dowody na to, że...
- W moich żyłach płynie krew bocznej linii Stuartów. Jakoś nikt mi nie chce oddać tronu Zjednoczonego Królestwa. A w sumie zadowoliłbym się Kanadą...
Hrabia obruszył się nieco i spojrzał na Morgana z góry.
- Moje prawa do zamku są niepodważalne. Jestem najbliższym żyjącym krewnym...
- Gówno prawda. - czterdzieści par oczu zwróciło się nagle w kierunku Teo. - Tak się składa, że Zoi jest praprawnukiem Tepesa w prostej linii - stwierdził chłopak, posyłając Hrabiemu zadziorne spojrzenie. Tamten uśmiechnął się.
- Wiem o tym, młody człowieku. To się... da załatwić.
Teo zdecydowanie nie podobał się błysk w oczach Hrabiego.
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 14 2011 14:26:28
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Evil_yuki (Brak e-maila) 17:32 15-08-2004
Powiem w trzech słowach: TO JEST CUDOWNE!
kethry (kethry@interia.pl) 01:33 17-08-2004
ja tez: Evil_Yuki ma racje!
Aion (Brak e-maila) 15:43 17-08-2004
Prawdziwa uczta dla czytelnikow ^__^ wspanialy humor i te liczne odniesienia do innych pozycji literackich...CUDO!
Fu (Fu_chan@interia.pl) 00:04 21-08-2004
I co to.... własciwie jest świerzop?? ^_________^
morgiana (Brak e-maila) 11:27 21-08-2004
ok. ok, ok, aluzję pojęłam. Siadam i piszę ^-^. Fu, jak się dowiem, to Ci powiem.
Kethry (kethry@interia.pl) 23:25 22-08-2004
jakies ziele, jak sadze ^__^\'
Natiss (natiss@tlen.pl) 16:55 24-08-2004
Świetny humor i przyjemnie sie czytało. Licze na jakieś dalsze części, bo po prostu nie mozesz tego tak zostawić. XD
Evil Yuki (Brak e-maila) 14:05 29-08-2004
a ja wam zaraz walnę, z pamięci downy!!!! Znam całe, od \"Litwo...\", ale zacytujętylko to:
\"Gdzie bursztynowy świerżop, gryka jak śnieg biała
gdzie panieńsim rumieńcem dzięcielina pała
a wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą
zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą...\"
Jak ktoś chce posłuchać inwokacji zapraszam
P.s. Theo o Tadeusza, Zoi to Zosia... francuz Telly Telimena... a Jonathan???
morgiana (Brak e-maila) 18:40 29-08-2004
Johnatan to nie z Tadeusza. Johnatan Harker to z innej bajki - Z tej samej, co Helsing, Renfield (raz wspomniani) i Drake... Drake... Drake Aqula.
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 07:48 13-09-2004
Opowiadanie jest świetne, błyskotliwe, z humorem i w dodatku hipertekstualne, a to podobno najlepszy sposób na wejście do historii literatury^^. Tylko że nie mogę przeczytać o Tellym, żeby nie pomyśleć o Karlu Lagerfeldzie
Evil Yuki (Brak e-maila) 09:38 06-11-2004
Ale i tak jaj estem ładniejsza od Morgiany, prawda mamo? Mamo, czemu się smiejesz?
morgie (Brak e-maila) 13:23 11-11-2004
ach, yuki, yuki.... ^_^\' jesteś ładniejsza. Przecież ja brzydka jak noc jestem.
(Brak e-maila) 18:40 16-11-2004
A kiedy ciąg dalszy??
Jeneefrath (Brak e-maila) 19:39 23-11-2004
Kiedy kolejna część? Długo korzesz jeszcze czekać?
morgie (Brak e-maila) 22:50 28-11-2004
bez paniki.. będzie. Nie tak dobra, jak druga, bo do sceny w któej Teo...e no[cenzura] kompletnie nie miałam już sił... ale będzie. Przy najblizszej aktualizacji
(Brak e-maila) 20:32 03-12-2004
Jupi!!!
Dzięki dzięki dzięki
An-Nah (Brak e-maila) 16:31 14-12-2004
Dopiero teraz przeczytałam.. khem, khem... parodia Pana Tadeusza, Harry\'ego Pottera, Draculi i czego jeszcze? No i w koncu wiemy do czego swierzop sluzy XDDDDD Piekne, piekne, piekne... Pospiesz sie z ciagiem dalszym ^^
Maja-Pistacja (Brak e-maila) 14:13 16-12-2004
Uwielbiam to.Kiedy kolejna część?Oni wszyscy są cudni,no i ten normalny Jonathan...wogle wszystko świetnie...tak dalej i nniech się nie kończy,albo kończy ale happy endem.Pozdrówka
(Brak e-maila) 21:27 16-12-2004
Dalej proszę vnie chcę czekać kolejny raz tyle czasu na kolejną część
Nache (Brak e-maila) 21:44 19-12-2004
o gosh, kolejna dręczycielka się znalazła _^_ goopia jestes i cie nie lubimy za to ze robisz nam taką krzywdę >.>
nie odzywam się do ciebie do następnej części. bye.
morgie (Brak e-maila) 09:27 21-12-2004
dziękuje, nechebet, to na pewno pomorze mi zabrać się do pracy ^_^\"
zawsze można na Ciebie liczyć
(Brak e-maila) 23:41 22-12-2004
Skoro tak to pisz pisz my tu czekamy i cierpimy z nudów i ciekawości
Nache (Brak e-maila) 14:50 24-12-2004
ty mnie nie probuj przekupic Morgie... i tak ci sie nie uda >;]
Emi (Emi_Yume@interia.pl) 02:30 26-12-2004
Hahaha, no nie mogę, uke, jesteś genialna!!! To jest cudowne! Kocham Telly\'ego i jego boski akcent! I chcę jak najszybciej mojego Chemika, please!!!
morgie (Brak e-maila) 22:41 27-12-2004
spoko, chemik już się robi ^_^
grzybek (Brak e-maila) 18:17 29-12-2004
Chwilowo jestem zbyt zauroczony tym co przeczytałem. Za tydzień mi przejdzie, wtedy coś napisze.
Ozi (Brak e-maila) 10:20 13-06-2005
Cosik dawno nie było tu żadnych wpisów, zaczyna więc dręczyć mnie pytanie - czy jest jakaś szansa na następne części? To jest genialne i Telly jest ganialny i Drakuś jest genialny i piętnastowieczny zamek jest genialny i Teo jest genialny i Ty jestes genialna i wogóle to wszystko jest jenialne, napisz dalej, napisz, napisz, NAPISZ!!!
ONEGAAAI-SHIMASU!
morgiana (Brak e-maila) 16:13 24-06-2005
oczywiscie, popowiadanie nie zostało i nie zostanie zarzuconwe... po prostu wyskoczyły mi pilniejejsze sprawy, ale o atalayi nie zapomniałam... im sie właśnie zaczął rok szkolnmy, a ja właąnie przeżyłam sesję, więc nazbierało mi się trochę intrygujących pomysłów ^_^\". Mimo to nie prosze o cierpliwość, umówmy się tak, że zapomnicie o tym opowiadaniu na pewien czas..... ^_________^\"
Aska Hime (aska_hime@wp.pl) 12:49 22-12-2005
OoO lol swietne poprostu az chce sie wiecej!! pisz dalej bo sie doczekac nie moge buziak za to cudenko!
asjana (Brak e-maila) 13:39 04-03-2006
hej kiedy bedzie nastepna czesc to jest p ptrotu swietne i wiem zeczekanie zaostrza apetyt ale mozejuz sie z nami nie baw tylko daj nam nastepna czec plis
Ryoko Kotoyo (Brak e-maila) 12:57 15-08-2006
No to opowiadanko zawsze sobie ceniłam więc zapytuję... A gdzie kontynuacja?
(Brak e-maila) 01:11 05-09-2006
Właśnie ale czemu nie ma do tego cudownych dalszych części?
(Brak e-maila) 23:08 19-11-2006
Pewnie sie powtarzam ae czemu nic się nie posuneło
Mosa (Brak e-maila) 20:39 01-09-2007
Czy to opowiadanie będzie kontynuowane, czy też pozostało brutalnie porzucone ??? |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|