The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 04:43:18   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Artysta 3
III



- Co to było? - Wydukałem, gdy tylko udało mi się dojść do siebie

- Wnętrze mojego obrazu - odparł jakby było to czymś oczywistym.

Ale chyba tylko dla niego. Dla mnie raczej nie było to czymś normalnym.

Skierował się w kierunku alkowy nucąc znowu jakaś melodie, Którą dobrze znałem, ale jakoś nie umiałem sobie jej w tym momencie skojarzyć.

- Stój - Krzyknąłem.

Zatrzymał się.

- To nie jest odpowiedź... To jest nienormalne... Nie ma prawa istnieć.

Westchnął głośno odwrócił się do mnie przodem na jego twarzy pojawił się jakby grymas niechęci do udzielania mi jakiejś kolwiek odpowiedzi.

- I co ciekawego ci przyniesie moja odpowiedź. Wiedząc mniej żyje się o wiele szczęśliwiej.

W jego oczach zobaczyłem jakby smutek. Odwrócił się ponownie i skierował w stronę łoża. Nie myśląc wiele podbiegłem do niego i szarpnąłem go za rękę. Odwrócił się gotów mnie uderzyć.

- Może i żyje się szczęśliwej wiedząc mniej, ale przez to traci się wiele więcej niż można sobie wyobrazić. Czasem niewiedza bywa znacznie bardziej niebezpieczna.

Nic mi nie odpowiedział wyszarpnął dłoń i podszedł do niewielkiego stolika nocnego, który znajdował się po jego prawej stronie. Po chwili wrócił do mnie niosąc jakieś zawiniątko.

- Pewnie jesteś głodny- powiedział udając zainteresowanie moją osobą, ale nie zbyt mu to wyszło.

Rozwiną węzełek było w nim parę kanapek. W sumie nie miałem nic w ustach od paru dni. Spojrzałem na niego podejrzliwie.

- Jeśli miał bym cię zgładzić zrobiłbym to w bardziej widowiskowy sposób

Podsunął mi kanapki pod sam nos. Ich zapach był bardzo drażnił moje kubki smakowe. Nagle stałem się diabelnie głodny, zapominając o wszelkich etykietach dobrego wychowania rzuciłem się na pożywienie.

Przyglądał się mi jak niechlujnie pochłaniałem to, co mi przyniósł.Chodź na niego nie spoglądałem czułem jak prześlizguje się po moim ciele jego wzrok.

- Niczym wygłodniały XVII wieczny wilk gotów zabić nawet własną rodzicielkę by tylko przeżyć- Skomentował.

Odrzuciłem momentalnie kanapkę i wyplułem wszystko, co aktualnie znajdowało się w moich ustach. Wytarłem twarz grzbietem dłoni.

- No i zapaskudziłeś podłogę- Rzekł nieco zdenerwowany.

- Mogę to posprzątać- powiedziałem.

Czułem jak głos mi zadrgał. Schyliłem się i już zabierałem się za zbieranie resztek z podłogi.

-, "Dlaczego to robisz przecież miałeś się mu sprzeciwić" - Krzątało mi się po głowie.

Chwycił mnie za ramiona i ponownie postawił do pionu ponownie traktując mnie przedmiotowo.

- Teraz szczury będą miały, co jeść- Rzekł oschle.

Zmusił mnie delikatnie bym podążył za nim i usiadł na łożu

- Jesteś naprawdę walnięty.- Powiedziałem- Zabijasz ludzi i dokarmiasz zwierzęta.

- Mówiłem, że wiedząc mniej żyje się szczęśliwiej- Odparł ustawiając mnie tyłem do łóżka- I One muszą coś jeść i my również

- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że te kanapki zrobiłeś ze szczurów?

Poczułem jak flaki zaczynają się mi skręcać a żołądek buntować

- Nawet o tym nie wiedzą, ale zżerają swój własny gatunek- Mruknął.

W miejscu gdzie uprzednio staliśmy siedział teraz ogromny szary i brudny szczur. Opychał się właśnie, kto wie czy nie swoim kuzynem.

- Niedobrze mi- wyszeptałem. Przykrywając jednocześnie usta dłońmi.

Próbowałem wyrwać się z jego uścisku i wydalić z siebie kawałki tego jednego obrzydliwego stworzenia mając przed sobą to drugie tego samego gatunku. Zdzielił mnie z otwartej ręki w twarz.

- W Chinach zajadają się tym zwierzęciem- Wykrzyknął- Oni nigdy w życiu nie ruszyliby kiszonego ogórka czy kapusty.

- My nie jesteśmy w Chinach tylko w Polsce- Wydarłem się.

- W tym kraju czy w innym to ciągle jeden i ten sam syf- Rzekł puszczając mnie.

- Tam gdzie mam cię zamiar zabrać nie będzież musiał się stykać przez najbliższe lata z tym ziemskim padołem.

- Nigdzie z tobą nie pójdę. - Odparłem stanowczo- Nie jestem twoim jeńcem tylko jak mnie nazwałeś uczniem - Nigdzie z tobą nie pójdę- powtórzyłem.

- Masz rację - Przyznał mi-, Ale jeszcze niezupełnie nim jesteś, nie przeszedłeś jeszcze testu.

- Nie będę zdawał żadnego głupiego testu -warknąłem.

- Związałeś ze mną swój los i teraz należysz tylko i wyłącznie do mnie nie obchodzi mnie twoje zdanie- Ściął mnie.

Mówiąc te słowa znużył się pod łoże. Wsunął się tak głęboko, że widać mu było zaledwie stopy.

-Mam - Usłyszałem ciche słowo.

Chwilę później zauważyłem, że Róża powoli się wyczołguje. Stanął na nogi. W ręku trzymał jakąś paczuszkę zawiniętą w jasnobrązową skórę. Położył zawiniątko obok mnie na łożu i zajął się czyszczeniem z kurzu swojego ubioru.

- Co to jest?- Spytałem zaciekawiony nie ośmielając tknąć przedmiotu samemu.

- Niespodzianka?- Odrzekł szybko chwycił paczkę i podreptał w stronę sztalug. Odwinął zawiniątko.

Zaciekawiony zawartością małej paczuszki podążyłem za nim. Takim oto sposobem znowu wróciliśmy do sztalug. Róża ściągnął z drewnianej podstawki obraz "Morza Krwi" na jego miejsce delikatnie i z czcią przecierając bohomaz chusteczką złożył mały obrazek wymiarów około trzydzieści centymetrów w poziomie i około pięćdziesięciu w pionie.

- Podejdź tu - Rzekł łagodnie do mnie.

Zbliżyłem się do niego chwycił mnie delikatnie za ramiona i skierował na wprost płótna.
Obraz przedstawiał niewielkie, ale rozłożyste drzewo, którego gałęzie wzbijały się nienaturalnie w niebo barwy sino-żółtej. Gałęzie drzewa skojarzyły mi się z najeżonymi włosami. Miedzy jego rozgałęzieniami na głównym konarze spostrzegłem lalkę. Spoglądała wprost przed siebie zupełnie tak jak gdyby jakieś dziecko pozostawiło ją tutaj tylko na chwile. Ziemia naokoło drzewa wydawała się jakby pustynią zbrukaną krwią jakiś istot ( Każde ciało, w jakim zamieszkał Deriel kończy w tym obrazie żywot) - Czyżby był to motyw jego wszystkich obrazów- pomyślałem.
Oprócz panującej znowu dookoła czerwieni i w porozrzucanych fragmentach ciał dostrzegłem jeszcze mały szkielet rzekłbym, że dziecka. Wyciągało one kościste ręce ku górze próbując dosięgnąć niewzruszoną lalkę. Lalkę, która nigdy nie spocznie w jego małych kościanych rączkach.

Obraz wyglądał na bardzo wiekowy jego farba stała się wyblakła, gdzie niegdzie dostrzegłem próby renowacji. Na starej rzeźbionej ramie złuszczył się już dawno lakier. Spróchniałe drewno zrobiło się porowate. Chciałem dotknąć jego powierzchni, jakie to uczucie, gdy dotyka się tak starej rzeczy. Chwycił mnie mocno za przegub tuż przed tym, gdy moja dłoń dotknęła powierzchni malowidła. W oczach Róży nie dostrzegłem jednak gniewu.

- Obraz ma wiele bram- mówił prawie szeptem- każda prowadzi do innego świata. Tylko jedna brama pozwoli ci wejść do tego obrazu. Popełnisz jeden błąd i zginiesz. To jest twój test od niego zależy czy zostaniesz moim uczniem- powiedział to zupełnie tak jakby wymawiał te słowa wiele razy. Mój wzrok niemal od razu powędrował do trupa dziecka już miałem go dotknąć, kiedy przypomniały mi się słowa Rózy. Spojrzałem na lalkę, do której dziecko wyciągało ręce, potem na drzewa, sino-żółte niebo. W końcu utkwiłem wzrok na piasku. Bramą mogło być wszystko.
- Masz tylko jedno podejście- kołatało mi się w głowie
Starałem się sobie wszystko jakoś poukładać w myślach. Mój wzrok podążał to do lalki to do szkieletu. Stwierdziłem, że te dwa obiekty mają jakaś ukryta symbolikę.

- Dziecko wyciąga rękę po lalkę- Zacząłem mówić -Lalka to cel nieosiągnięty lub cel stracony.
Spojrzałem na twarz Róży szukając jakiejś oznaki czy zmierzam w dobrym kierunku. Nie drgnął mu nawet jeden mięsień twarzy. Spojrzałem ponownie na obraz. Minęło kilka kolejnych chwil ciszy. Znowu pokierowałem dłoń do małego truposza, lecz nagle zmieniłem zdanie. Moja dłoń powędrowała w kierunku lalki. Palce scaliły się z tym obiektem. Wszystkie barwy zaczęły ponownie się zlewać tworząc nieograniczoną ciemność dookoła mnie...

***
"Ciało imieniem Jean"
Siedzę na skale spoglądam na świat. Na ludzi zapatrzonych we własne ja.
Dla mnie świat otoczony jest kopułą ze szkła... Widzę go, Czuje...
...Lecz nie mogę dotknąć, spróbować...

Jestem niczym Element dekoracji... Niczym lalka z porcelany, która ma grzecznie siedzieć i robić jej to, co karzą...

A jednak pod białą zimną skorupą szaleje żywioł gorący niczym lawa... Niczym wulkan, któremu zabrania się wybuchnąć...
Więc śpi, śpi i czeka spoglądając na świat zza szklanej kopuły

... Widzi za mało by się przebudzić... Dostrzega zbyt dużo by żyć jak inni...

***

Twarz owiał mi ciepły wiatr. Wszędzie dookoła, aż po horyzont rozciągał się miraż pustyni. Nie byłem pewien czy dobrze wybrałem bramę, czym kolwiek ona była.
Stałem pod rozłożystym drzewem. Z przerażeniem stwierdziłem, że nie było to zwykłe drzewo. Tylko coś zbudowane z dziesiątek ludzkich szkieletów. Główny pień "drzewa" tworzyło kilkanaście zrośniętych ze sobą kościeni ich czaszki znajdowały się na tej samej wysokości tworząc ogromną owalną narośl z wieloma ziejącymi otworami. Gałęzie o różnej Grubości tworzyły kości podudzia, ramienia, żeber i palców. Między nimi niczym piekielne owoce rosły bezcielesne głowy, I setki obrazów. Zacząłem się cofać nie spuszczając wzroku z makabrycznego "drzewa". Poczułem jak moja noga przy którymś kroku ugrzęzła w czymś odgłos tego czegoś zabrzmiało jak przewracane kostki domino. Spojrzałem w dół moja noga tkwiła w klatce piersiowej jednego z kościeni. Mój oddech stał się gwałtowny i nierównomierny na wszelką cenę próbowałem zrzucić to ze swojej nogi. Im bardziej nim trząsłem tym on bardziej zaciskał swoje paskudne łapska na mojej stopie. Byłem bliski płaczu. Serce waliło mi niczym młot, byłem bliski szaleństwa. Nie wiedziałem czy mam drżeć, śmiać się czy płakać. A może miałem zrobić to wszystko jednocześnie. W którymś momencie straciłem równowagę, upadłem pod konarem "drzewa' Dalej uderzałem z całych sił w truposza -on ani drgnął.

- Pomóż mi - usłyszałem cichy szept nieco głośniejszy od szumu wiatru.

Nieumarły podniósł nagą głowę i spojrzał na mnie tymi bezdennymi czarnymi pustymi oczodołami. Zacząłem drzeć się wniebogłosy. Kopnąłem tak mocno w głowę trupa, że przeleciał dobre dwa metry.

Może wydaje się wam zabawne, że taki ktoś jak ja przeraził się tak błahej rzeczy. Jestem ciekaw jak zachowalibyście się w podobnej sytuacji. Powiedzielibyście chyba "Żywe Trupy III", chwycili za osinowy kołek i wodę święconą i ruszyli przeciwko nieumarłym, a w momencie konfrontacji ucieklibyście, gdzie pieprz rośnie. Gdybym mógł, też bym zwiał. Wyobraźcie sobie, jaki to jest szok, gdy macie 13 lat i odzywa się do was coś, co dawno nie żyje- też byście oszaleli. No, ale wróćmy do opowieści

Nieumarły spojrzał na mnie z rozpaczą w głosie i rzekł:

- Proszę cię, pomóż mi...

Jego głos zakłócił szum wiatru. Zaczął czołgać się w moim kierunku, jego palce już dotykały moich butów.
Wtem coś kolorowego zeskoczyło tuż przede mną wprost na głowę trupa roztrzaskując ją. Ręka nieumarłego poruszyła się spazmatycznie, po czym padła w bezruchu.

- Nie jesteś pierwszy ani ostatni, który słyszy te żałosne słowa.- Rzekła z niesmakiem.

Stała przede mną lalka wielkości dwuletniego dziecka o włosach długich, jasnych, lekko falowanych. Miała niebieskie oczy i zaróżowione policzki. Niebieską sukienkę przyozdobioną czerwonymi wstążkami poruszały nagłe zrywy powietrza. Uśmiechnęła się do mnie.

- " Najpierw gadał do mnie trup teraz gada do mnie lalka, chyba naprawdę mi już zaczyna odbijać" pomyślałem z przerażeniem, lecz z ust wyleciało mi tylko -To... To żyło.

Lalka spojrzała na mnie ze zdziwieniem- uśmiechała się dalej.

- To stworzenie nigdy nie było istotą żywą. Określenie go jako "żywego" nie było trafne.- Zaczęła się śmiać.

- Ale to się poruszało i gadało....- Lamentowałem.

Poczułem w swoim wnętrzu jakąś zmianę. Chodź na zewnątrz szalało przerażenie, wewnętrznie to zdarzenie powoli zaczęło mnie bawić.
Lalka posmutniała.

- Martwe a jednak żywe- Mruknęła cicho- Wszystko, co zostało namalowane przez anioły jest martwe a jednak żywe.

Przełknąłem ślinę. Lalka spoglądała na mnie oczekując odpowiedzi.. Zacząłem śmiać się obłąkanie. Nie mogłem utrzymać wewnętrznego śmiechu. Wypłynął ze mnie w dziwny sposób właśnie w tych, a nie innych okolicznościach.

Ludzie śmieją się, gdy na przykład ich ulubiony czworonóg zrobi jakąś sztuczkę,lub ktoś opowie jakiś żart lub zrobi komuś kawał. Nikt nie odważy śmiać się z Zabitych przez morderców, chorych, dręczonych przez innych. Z tych, co umarli i tych, co śmierć zagląda im w oczy. Tak być może było do tej chwili, im dłużej myślałem o tym, co w ostatnich swoich dniach przeżyłem tym bardziej chciało mi się śmiać. Tym bardziej chciałem być katem innych, Dręczycielem, sprawcą chorób i wszystkich tragedii. To, co kryło się we mnie przez te wszystkie lata kar, bólu i nienawiści wreszcie wybuchło.

- Bredzisz- mruknąłem po chwili, śmiałem się dalej przelotnie ogarnąłem wzrokiem pobliskie obrazy starałem się na nich skupić, ale jakoś nie mogłem do nich przybić wzroku.- Bredzisz- powtórzyłem ponownie- Pewnie rodzice znowu nafaszerowali mnie jakimś świństwem bym im nie przeszkadzał- Nie należę do tego obrazu- Dodałem z rozbawieniem.

Tak też i myślałem. Jeśli to jest sen to chce się z niego obudzić i zabić rodzicieli dać upust swojej złości. Z żartem także bąknąłem o obrazie.

- Do tego czy do innego Wszyscy jesteśmy martwi.

Wzruszyła obojętnie ramionami. To, co przed chwilą we mnie pałało żądzą zabijania rozkleiło się. Powrócił "Prawdziwy" Jean. ( Powiedzmy, że prawdziwy do tej pory, nie wiem czy łagodny Jean to ja, czy ten Morderca to ja).

Podeszła do mnie i przytuliła mnie do swojego małego ciałka. Spoglądałem oszołomiony przed siebie nie wiedząc, czy to sen, czy jawa.

-To sen powiedz mi, że to sen, To, że zabiłem to, że tu jestem. Zrób coś, żeby było tak dawniej. Chcę się obudzić

Mówiłem tak jakbym oprzytomniał.

Chwyciła moją głowę zimnymi porcelanowymi raczkami zmuszając bym na nią spojrzał.

- Przebudzisz się, ale wszystko już będzie inne -ty przede wszystkim będziesz już kimś innym. Życie twoje nie będzie już takie jak dawniej. Ty nie chcesz żyć jak dawniej
- Prawda-

Po tych słowach stałem się jakoś dziwnie wyluzowany. Lalka delikatnie, nie naciskając na mnie, nakłoniła mnie, bym oparł się o kościste drzewo. Patrzałem w śliwkowo- szafranowe niebo. Nie wypełni rozumiejąc to, co się działo, dzieje i dziać może w najbliższym czasie. Siedziała przy mnie dodając mi otuchy spoglądając w moje szkliste oczy.

- Lalaith- Drgnęła na to słowo odwracając się do tyłu- chyba tak miała na imię.

O drzewo stał oparty Róża spojrzałem na niego odchylając głowę bardziej do tyłu.

- I jak Lalaith, podoba ci się on?- Zapytał ją

Lalka odsunęła się ode mnie i podbiegła do Róży; wziął ja niczym córkę na ręce. Przytuliła się do niego.

- Powiedz moja droga Lalaith, co ujrzałaś w jego oczach: nadaje się?- Ponaglał ją.

Lalka przycisnęła się bardziej do niego.

- Jest czysty, jego dusza nie ma skazy, ale...- Urwała.

- Ale?...- Powtórzył zmuszając ją by spojrzała na niego.

- Cos z nim nie tak- Boje się jego- Zabij go.- Rzekła lalka

Spojrzał na nią, nie bardzo ją rozumiejąc. Postawił ją na ziemi. Podszedł do mnie i spojrzał tym razem w moje oczy.

- Skoro jego dusza jest czysta to, dlaczego mam go zabić- Uśmiechnął się do mnie zawadiacko- Spojrzał na lalkę- Czas Róży dobiega końca za parę górą trzy, cztery lata to ciało obumrze nie zdążę znaleźć i wyszkolić nowego ucznia.

- Przynajmniej spróbuj - rzekła spoglądając na mnie z niesmakiem.

- " chyba mnie nie lubi" pomyślałem.

Szczerze Lalaith bardzo otwarcie okazywała mi swoją antypatie, ale o tym póżniej napisze.

Nie wiem, co działo się póżniej tego dnia byłem bardzo zmęczony tymi wszystkimi wydarzeniami, więc po prostu zasnąłem...














Komentarze
mordeczka dnia padziernika 13 2011 21:12:40
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Jeenefrath (Brak e-maila) 18:35 16-11-2004
Głębokie śmierć to temat w którym można się utopić,no chyba,że umiesz pływać.Dobre i uderzające.
Kallisto (Brak e-maila) 13:22 26-04-2005
Takie tam opko pod fazą pisane
Dragon kallisto (Brak e-maila) 11:41 17-05-2006
Ura już jakieś pół roku temu przesayłąła 3 część ale widze, że4 nie dotarła
goplana (galadriel_21@interia.pl) 19:31 20-12-2006
wiersze są pelne smutku i tęsknoty nieokreślonej,innymi słowy są WYCZESANE NA MAXAsmiley
Aura (Brak e-maila) 21:11 13-07-2007
Ortografia, to przede wszystkim.
Ogólnie...
Przerażające...

Dobre.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum