ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Pocałunek śmierci 17 |
17
-To nie z obawy o twoje bezpieczeństwo, nie zabieram cię ze sobą!- fuknął podirytowany już Moloch.- Będziesz po prostu przeszkadzał, czy to do ciebie nie dociera?
-Muszę wszystko zobaczyć! Muszę wiedzieć, jak wygląda potwór!- zawołał Kazbiel z tym samym zapałem, co kilka chwil temu, jakby słowa starszego demona odbiły się od jego uszu.
-Kazbiel, stul wreszcie pysk, z łaski swojej- warknęła kobieta. Miała wyjątkowo wąskie oczy, a gdy je mrużyła nie dało się zauważyć jej źrenic. Należała do potężnej czołówki demonów, z tego tytułu Kazbiel czuł do niej duży szacunek.- Gdyby to od nas zależało, żadne nie wybrałoby się na to polowanie.
Gdy chwyciła broń, a była to długa szpada z nieco zakrzywionym zakończeniem, młody demon pomyślał, że bardzo do niej pasuje. Zaraz jednak jego zachwyt przeszedł w rozczarowanie mieszające się z niedowierzaniem. Prawdopodobnie nie spodziewał się usłyszeć z jej ust podobnych słów. Czyżby przemawiał przez nią strach? Natychmiast straciła nieco w jego oczach.
-Przemawiam w imieniu rozsądku, a nie trwogi!- zawołała niemalże z nienawiścią, jakby zauważyła na twarzy anakim przemianę.
-Moloch uważa, że ktoś musi zająć się tą sprawą. A kto niby inny, jak nie najsilniejsi? Przecież bestia sama nie zniknie? Z drugiej strony...-chwycił w dłoń szpadę, zaczynając nią zuchwale wymachiwać- trochę mi szkoda...Zastanawiam się, kim jest ten potwór. Nie pomyśleliście, że kryje się za tym jakaś niezwykła tajemnica? Może to rzeczywiście Ita... A skoro tak...
Kobieta trąciła demona w rękę, zrzucając mu broń. Moloch nie patrzył w ich kierunku. Będąc ciągle pod wpływem rozmowy z Balisą., stał zwrócony w stronę okna, pogrążony we własnych myślach. Może nie powinni ścigać teraz potwora? Jeśli sprawy miały się skomplikować, może lepiej jest pozwolić bestii nasilać w ludziach strach? Prawda jednak wyglądała też tak, że potwór z nocy na noc stawał się coraz bardziej swawolny, z jego ręki ginęło wiele demonów. Ich porozrzucane fragmenty ciała budziły najgorsze myśli.
-Sądziłem, że Krwawy Demon zajmie się naszym ciemiężycielem, ale wygląda na to, że...- westchnął, zwieszając głowę - bardzo możliwe, iż sam poległ w konfrontacji z nim.
-Niedobrze mi się robi!- ryknęła Meszulhiel i młodzieniec uprzejmie od niej odskoczył, aby mogła zatopić koniec szpady w sofie, na której kilka chwil temu odpoczywał.- Jesteś zwolennikiem Krwawego Demona?! Uważaj jak formułujesz słowa!
-Oj, zapomniałem nie poruszać zakazanego tematu... Sądziłem, że nasza bestia okaże się większym problemem, niż temat Krwawego Demona. Wiem, że przeraża nas to, że jest taki silny i nieuchwytny i pewnie...
Zanim Meszulhiel postanowiła ponownie spróbować na nim swojej szpady, między nimi znalazł się Moloch:
-Czy nie mogłabyś zachować energię na później? Nie toleruję sytuacji w której ktoś przykłada ręce do mojej własności, tym bardziej czyniąc to przy mnie... Nachodzą mnie wtedy różne, nieprzyjemne myśli...
-Nie lubię tej twojej ,,własności"- warknęła przez zaciśnięte zęby, wskazując końcem broni na trochę zdezorientowanego Kazbiela. - Nie jest tu w ogóle potrzebny, a ciągle zabiera głos! Czy nie mógłbyś trzymać tych twoich przyjaciół gdzieś... w jakiejś szufladzie? Nie znoszę młodych, głupich demonów!
Dłonie mężczyzny nieoczekiwanie znalazły się na jej szyi, silnie się zaciskając. Kobieta rozwarła niemo usta, wbiwszy paznokcie w jego skórę, lecz uścisk nie zelżał. Nitael, demon o twarzy wiecznie wyrażającej depresję, odwrócił w ich stronę oczy, postanawiając zaznaczyć w końcu swoją obecność:
-Moloch, stracisz szansę na zabicie potwora.
I tylko to spowodowało, że ją w końcu puścił. Meszulhiel opadła na kolana, krztusząc się.
-Jeśli nie potrafisz okazać mi należytego szacunku, to się wynoś!- wycedził.
Kazbiel stał nieporadnie z szeroko rozciągniętymi, fiołkowymi oczyma, zaskoczony zachowaniem Molocha. Zawsze był nieco gwałtowny i agresywny, tym razem jednak dusił w sobie coś o wiele poważniejszego. Jego wybuch był bliski szału! A wszystko zaczęło się od spotkania z tamtą ludzką kobietą. To po rozmowie z nią zrobił się jakiś... inny. Młody demon wiele by dał, aby dowiedzieć się co kryło się za tym spotkaniem... Nie mógł jednak spytać oto wprost Molocha, czuł, że będzie zmuszony zaczekać z tym do odpowiedniej chwili.
Nagle, młody anakim poczuł blisko siebie czyjąś obecność. Kompletnie wytrąciło go to z równowagi, bowiem jego zmysły nie poinformowały go wcześniej o obecności kogoś jeszcze w tym pomieszczeniu.
-No wiesz, Moloch, nieładnie traktujesz swoich przyjaciół.- Lewa ręka Rosiera oplotła Kazbiela w pasie i młody anakim zesztywniał jak słup soli. Rudowłosy demon zdawał się pojawić z nikąd i ten, ledwie powstrzymał się od krzyku zaskoczenia.- Koleżanka Meszulhiel zasługuje na taki sam szacunek, co ty. W swym brzydkim zwyczaju decydujesz o czyjejś wartości na podstawie siły i zachowania godnego anakim. Siebie uważasz za pana, niemalże całego świata i niech tylko ktoś spróbuje w jakikolwiek sposób cię znieważyć. Robisz się zaraz cały pąsowy, jak indor.
Utworzyła się nieprzyjemna atmosfera, zaczynająca z sekundy na sekundę coraz bardziej gęstnieć. Meszulhiel podniosła się chwiejnie, rozcierając dłonią gardło. Na jej skórze widniały głębokie, czerwone ślady po dłoniach demona.
-Co ma na celu czajenie się?- Ręka Molocha wymownie pokierowała się w stronę szabli, upiętej przy pasie, jednak Krwawy Demon nawet nie zahaczył o nią wzrokiem.
-Nie czaję się. Nie chciałem po prostu robić hałasu moim wejściem- uśmiechnął się, po czym przyciągając Kazbiela bliżej siebie, przejechał ustami po jego szyi, jednocześnie pakując rękę pod koszulę demona, na co ten zareagował niepohamowanym chichotem. Skulił się tak mocno, że zaskoczony Rosier musiał go puścić.
-Przepraszam...- odchrząknął, stając od rudzielca nieco dalej.- Mam łaskotki- odparł rzeczowo.
Zapanowała dość żenująca pauza, nie trwająca jednak zbyt długo..., bo przerwał ją dudniący głos Molocha:
-Zjawiasz się w bardzo nieodpowiednim momencie! Mamy w planie ważną sprawę tej nocy, więc dobrze zrobisz, jeśli...
-Idziecie dorwać potwora?- przerwał mu w pół zdania Rosier, niechętnie odrywając wzrok od Kazbiela, który usilnie starał się nie rzucać w oczy.- Naprawdę jesteście pewni, że wam się uda?
-Szczerze mówiąc...- usiłowała powiedzieć coś Meszulhiel.
-Wyruszamy w piątkę. Pięciu najsilniejszych- wyjaśnił obojętnie Nitael.
-Wszyscy najsilniejsi z la Vion... I tylko pięciu?- Rosier wskoczył na wysoki fotel, przerzucając nogi przez jego poręcz.- Czarno to widzę. Nie wrócicie żywi...
Zapanowało nieswoje milczenie i trwało wyjątkowo za długo... Zdążyło dobrze zadomowić się w ich umysłach i obudzić lęk. Rosier przyglądał się im ukradkiem, dostrzegając w oczach demonów strach mieszający się z gniewem. Była to wyjątkowo ciekawa kombinacja i rudzielec zaczął czerpać z tego widoku szczególną przyjemność.
-Rosier ma rację- przyznał z przekonaniem Kazbiel.- Skoro sam Krwawy Demon nie dał sobie rady z potworem, to co tu w ogóle próbować...
Zadowolenie Rosiera prysło jak bańka mydlana:
-Hej, hej, a skąd pewność, że się w ogóle zainteresował tą sprawą, co?
-Musiał się zainteresować.- Przewrócił oczami, jakby Rosier powiedział coś niemądrego i anakim zmarszczył nos.- Potwór ściągnął na siebie zainteresowanie wszystkich ludzi i demonów. Nie uważam, by podobało się to Krwawemu Demonowi. Jest jeszcze inna teoria, która każe mi myśleć, że on nie żyje...- I nie zważając na minę Meszulhieli, ciągnął:- Życie bez Krwawego Demona będzie naprawdę nudne...
-Zabiję!- wrzasnęła kobieta swoim nadwyrężonym, charczącym głosem.- Czy wy słyszycie co on mówi?! Musi być święcie przekonany, że my rzeczywiście nie wrócimy żywi z tej wyprawy, skoro ma odwagę powiedzieć coś tak... niedopuszczalnego!
I zaraz skoczyłaby na Kazbiela z wyciągniętymi rękoma, gdyby nie szybka reakcja Nitaela, który mocnym chwytem przytwierdził ją do sofy. Kazbiel był wyjątkowo zaskoczony słowami kobiety, bo rzeczywiście coś takiego przeleciało mu przez głowę. On również nie wierzył, że anakim wrócą z powrotem żywi. Najnowsze wieści donosiły, że potwór zdołał uśmiercić sześciu anakim za jednym zamachem, musiał więc być niespotykanie silny!
-Ty też kochasz Krwawego Demona, Fiołeczku?- zawołał dobitnie Rosier, wyskakując z fotela. Młodzieniec drgnął, kiedy ten ujął nieoczekiwanie jego dłonie.
-Kochać?- Poczuł, że to słowo pierwszy raz przechodzi mu przez usta i że nie bardzo wie, jak ma je interpretować.
-Dosyć! Kazbiel wracaj do siebie!- zagrzmiał surowy głos Molocha.
Młody demon gwałtownie odwrócił głowę w stronę mężczyzny, od którego aż promieniowało gniewem. Rzeczywiście powiedział dziś chyba zbyt wiele i pewnie po powrocie Molocha dostanie surową nauczkę. Oczywiście, jeśli ten wróci cały i zdrowy. Mimo wszystko Kazbiel miał taką nadzieję. Nie wyobrażał sobie bowiem, co miałoby się z nim podziać bez swego potężnego towarzysza.
-Więc...- Zmarszczył czoło, starając się wyplątać palce z dłoni Rosiera- Nie pozwolicie mi iść ze sobą...?
-Chyba wyraziłem się dostatecznie jasno.- Posłał mu miażdżące spojrzenie.- Jesteś za słaby, aby nam towarzyszyć, a teraz zejdź mi z oczu!
Meszulhiel uśmiechnęła się z zadowoleniem, jednak Kazbiel nie sprawiał wrażenia, jakby słowa Molocha jakkolwiek go dotknęły. Jedyną emocją był niewyraźny grymas rozczarowania.
-Ja też już pójdę- ziewnął Rosier, wypuszczając wyrywające się dłonie młodzieńca.- Ale może potowarzyszę wam podczas polowania na potwora. Lubię sytuacje, w których coś się dzieje.- Ruszył w kierunku drzwi, otwierając je Kazbielowi, który łypnął na niego z zazdrością. On też najwyraźniej uwielbiał sytuacje, w których ,,coś się działo"...
Nim rudzielec postanowił zniknąć za drzwiami, zatrzymał się jeszcze.
-Wiesz... tak mi teraz coś przyszło do głowy... Powiedz, Moloch...- zawiesił na chwilę głos- pieprzysz się z Fiołeczkiem? Wiążesz mu ręce, gdy dostaje łaskotek?
Meszulhiel wciągnęła z oburzeniem powietrze, jednak Moloch nałożył na twarz coś w rodzaju ,,maski".
-Pozostawiam to twojej wyobraźni. Jednak osobiście radziłbym ci nie interesować się tym, bo możesz się sparzyć.
Rudzielec uśmiechnął się z zadowoleniem.
-A... Rozumiem więc, że tego nie robicie... Kto w takim razie jest twoim kochankiem? A może masz ich wielu? Czy oni... jeszcze żyją? - Pogładził klamkę, ociągając się z opuszczeniem komnaty.- Nie zrobię ci tej przykrości i zatrzymam odpowiedź dla siebie.
-Po prostu się wynoś...
***
-Beliar...
Demon znajdował się na wysokim, rozłożystym drzewie, którego gałąź niebezpiecznie uginała się pod jego ciężarem. Rudowłosy anakim stał obok, na nieco grubszej gałęzi, starając się przekonać młodszego demona do zejścia. Od kilkunastu minut wpatrywał się w odległy punkt i wyglądał tak, jakby wpadł w trans. Słowa Rosiera zdawały się nie docierać do niego.
-Dlaczego twoje dłonie pachną krwią? - wypuścił ciężko powietrze, siadając.- Miałeś po prostu na mnie zaczekać, ale rozumiem, że mogłeś się nudzić... W każdym razie polegałem na tobie, zawiodłeś mnie. Jesteś obrażony?- Przechylił badawczo głowę, obserwując jego profil.- Szkoda, że nie potrafisz mnie zrozumieć, to dosyć kłopotliwe, bo lubię nawijać.- Po czym szepnąwszy z frustracją do siebie:- Cholera jasna! Do tego się nie da przyzwyczaić!
Założył za głowę ręce, wsłuchując się przez chwilę w nocną ciszę. Nie znosił, kiedy wszystko wokoło milkło, ogarniał go wtedy dziwny niepokój. Starając się zająć czymś głowę, pomyślał o Hasmedzie... Miał nadzieję, że ten wrócił już do twierdzy i że był w jednym kawałku... Dlaczego martwiło go to teraz? Przecież nie byłoby tak, gdyby za nim poszedł... Jednak Rosier obiecał sobie, że nie będzie chłopaka już w niczym wyręczać. Poza tym jego pierwszym zamysłem była jedynie obserwacja, nic ponad to! Zanim się zorientował, był już jednak poważnie wmieszany. Myśl ta wcale go nie martwiła, choć zdawał sobie sprawę, że porządnie podpadał rządzącym w Abadon anakim . Nie byli jeszcze uświadomieni, że odpowiadał poniekąd za istnienie potwora. Rosier pragnął im to kiedyś wyjaśnić...
-Uwielbiam widok ciemnoczerwonej krwi na ich porcelanowej skórze. Martwe anakim są bliskie doskonałości, nie umiem przypomnieć sobie czegoś bardziej zachwycającego! Prawdziwe... dzieło... sztuki.- rozmarzył się, mrużąc oczy.- Dawno się z żadnym nie ,,zabawiałem", ostatnio nie znajduję najmniejszej okazji. Ale jest jeszcze ten Tutiel.- Skrzywił się zaraz, marszcząc czoło.- Nie...Jego to bym nie tknął! Jest w nim coś... co budzi mój wstręt.- Wzdrygnąwszy się zerknął na nieruchomego Beliara.- Wiesz, co? Myślę, że mógłbym podrażnić się trochę z Molochem. Opowiem ci o nim, to taki zadufany w sobie demon. Mieszka w tym wielkim budynku za naszymi plecami.- Wskazał gmach kciukiem. - Trzeba przy nim ważyć każde słowo, bo szybko puszczają mu nerwy. Ale to właśnie w nim lubię. Choć nie znam nikogo bardziej próżnego, może z wyjątkiem Ity, ale ona niedługo przestanie się liczyć...- Wyciągnął się, wzdychając leniwie.- Jest jeszcze taki ktoś.... Moloch go skądś wytrzasnął, bo potrzebuje osoby, co by go czciła. Ten cały... Kazbiel. Oczy ma puste i tępe jak lalka, ale czasami...- Podrapał się za uchem, czyniąc nieznaczną pauzę i wydawał się w tej chwili mknąć gdzieś myślami. Wreszcie ocknął się i pociągnął swój wywód:- Jeśli chodzi o Molocha, to nie ma takiego demona, który mógłby się z nim mierzyć siłą. I nie istnieje istota, która bardziej od niego gardziłaby ludźmi. Postawa ta jest jak najbardziej pożądana wśród anakim, ale moim skromnym zdaniem, Moloch zdecydowanie przesadza - uśmiechnął się, zrywając z gałęzi liść. Połaskotał nim Beliara po policzku i ten skierował na demona swoje pozbawione wyrazu oczy.-Byłem kilkakrotnie świadkiem tego, jak zabijał ludzi! Robił to szybko i gwałtownie, jakby miał do czynienia ze szkodnikami, a nie stworzeniami myślącymi. Powtarza, że nie lubi zbyt długo babrać się w tej... jak to określa, plugawej krwi. Wydawać się może, że nie czerpie przyjemności w zadawaniu bólu, ale dobrze wiem, jak on rozkoszuje się torturowaniem...Teraz będzie miał trochę roboty z Itą- ziewnął.- Usypia mnie to porządkowanie myśli. Muszę ci jednak coś jeszcze wyjaśnić, więc udawaj, że rozumiesz i słuchasz... Narodziny anakim i ich śmierć są pod pewnym względem do siebie podobne. Demonom zostaje zwrócona ich prawdziwa postać, ta przed wyssaniem pierwszego, ludzkiego życia. Dzięki temu, że Ita znalazła się na pograniczu śmierci, odzyskała swój pierwotny wygląd i siłę, przez co stała się śmiertelnie niebezpieczna. Nie posiadam takiej mocy, aby ją w pojedynkę powstrzymać. Wiesz, co... Beliar? Śmierci się nie boję i z miłością na nią czekam. Odda to, co zostało mi skradzione.
Ciemnooki anakim popatrzył na niego intensywnie i Rosier dodał szybko:
-Z ciężkim sercem myślę o śmierci Ity... Szkoda mi niszczyć doskonałe dzieło Hasmeda, lecz jej uczynki nieco nadszarpują mi godność. Niektórzy śmieją twierdzić, że pokonała Krwawego Demona! Doprawdy! Ruszę za Molochem i pomogę mu złapać diablicę. Ty oczywiście podążysz ze mną. Jesteście z Itą podobni... Macie swoją prawdziwą postać- Przysunął się do młodszego demona z przymilnym uśmieszkiem.- Z drugiej jednak strony diametralnie się różnicie. Ty jesteś po prostu doskonały! Ita została skażona...
***
W komnacie Hasmeda panował przenikliwy chłód. Wychodząc mokry z bali, nałożył na siebie gruby szlafrok dygocząc jak osika. Nie było nikogo, kto mógłby napalić w kominku, a i wyglądało też na to, że drewno już się skończyło. Rozzłoszczony ruszył przez jeszcze chłodniejszy korytarz, czując jak wilgotne włosy mrożą mu kark. Gdy dotarł do królewskiej sali, zdążył już całkiem przemarznąć, na szczęście powitało go delikatne ciepło, wydobywające się z kominka. Na widok Tutiela, szturchającego drwa, jego serce przyspieszyło rytm i demon odwrócił głowę, witając młodzieńca krótkim, dość apatycznym spojrzeniem.
-Czy nawet grubo po drugiej w nocy nie mogę mieć chwili spokoju? Co ty tu robisz?- zaszczękał z zimna zębami, co jeszcze bardziej go rozzłościło. Ruszył w stronę kominka, a raczej pokierowało go tam silne pragnienie ogrzania się.- Nadal nie wyczuwasz obecności Rosiera? A może gdzieś tu się chowa, a ty nie umiesz go wykryć. On jest niezwykle przebiegły...
-Na pewno nie ma tu Rosiera. Dokładnie się do niego dostroiłem...- odrzekł półgłosem, trochę jakby nieobecny myślami.
Hasmed przekrzywił głowę, przypatrując mu się. Demon ważył w dłoni kawałek drewna, przyglądając się tańczącym płomieniom. Dlaczego postanowił rozpalić akurat w tej sali? Nie mógł wziąć drewna do swojej komnaty? A może przewidział, że chłopak tu przyjdzie? Irytujący Tutiel...
- Nie jesteś śpiący?- zapytał drętwo.
-Demony nie potrzebują dużo snu- odparł wymijająco, wrzucając ostatni kawałek drzewa w objęcia głodnych płomieni. Wstał.
-Jeśli chodzi o mnie, to jestem dość zmęczony- skłamał. Zbyt wiele się działo, by mógł teraz spać.- Ale trudno jest zmrużyć oczy będąc świadomym, że ty jesteś w pobliżu- zasugerował.
-Bardzo interesujące...- Choć twarz nie ujawniała myśli, dało się wyczuć w głosie ironię, co przypiekło Hasmedowi policzki.
-Bo nie jesteś kimś, komu umiałbym zaufać- dokończył ze złością.
-Ostrożności nigdy nie za wiele...- zgodził się.
Słowa te obudziły w chłopaku czujność. Wbił w anakim zmrużone oczy i nie odrywał swego spojrzenia tak długo, aż ten skupił na nim swoje.
-Więc trochę się mnie lękasz, Zorga? Z drugiej strony byłbyś niemądry, gdybyś się nie bał.
-Tak uważasz...- Wcisnął do kieszeni szlafroka przemarznięte dłonie.- Gdybyś miał mnie kiedyś zabić... to jak byś to uczynił? Powiedz, chcę wiedzieć.
Tutiel znieruchomiał na chwilę, jak posąg.
-Nie mów, że nie myślałeś o tym, no dalej!
Odsunął się wolno od kominka. Następnie leniwymi krokami obszedł niezgrabny fotel Rosiera, na oparciu którego wsparł w końcu rękę. Człowiek podążał za nim spojrzeniem.
-Zabiłbym cię Pocałunkiem Śmierci.
-Co? Tak po prostu?- zaśmiał się z udawanym rozczarowaniem.- Nie chciałbyś abym bardziej odczuł, że ginę?
-Nie rozumiesz...- Ściągnął brwi.- Ale do czego ma służyć teraz ta rozmowa?
Hasmed odwrócił się do niego plecami, zacisnąwszy zęby.
-Myślę, że zaczekam tu na Rosiera- powiedział po jakiejś niecałej minucie milczenia.
-Za pół godziny wypali się w kominku i będzie ci wyjątkowo zimno.
-Tobie też!- wypalił z jadem, rzucając za siebie spojrzenie.
Rysy jego twarzy nieco złagodniały:
-Nie czuję chłodu. Ciało demona bardzo dobrze przystosowuje się do panującej temperatury.
Wspaniale!- pomyślał Hasmed, starając się nie dać po sobie zobaczyć, jak bardzo był teraz wściekły. - Niech tylko wróci Rosier, to mu wygarnę!- Odruchowo objął się ramionami, czując nagle, że Tutiel podchodzi do niego, przystając tuż za jego plecami, wyjątkowo za blisko! Nie miał odwagi, aby się odwrócić.
-Jeśli położysz się ze mną, ogrzeję cię.
Wciągnął gwałtownie powietrze. Co on sobie wyobrażał?! Aż dziw, że mógł powiedzieć coś podobnego!
-Chyba śnisz!- odwrócił się na pięcie, zrównując się oczami z jego twardą piersią. Prędko poderwał głowę, bo sytuacja wymagała spojrzenia mu wyzywająco w oczy.- Nie prześpię się z tobą! Jesteś bezczelny!
Mężczyzna uśmiechnął się.
-Nie to miałem na myśli. Wcale nie mam ochoty dotykać cię w ten sposób.
-Nie masz ochoty?!- Nie wiadomo czemu słowa te jeszcze bardziej go rozeźliły.- No a to jest dopiero zabawne! Wtedy też nie miałeś ochoty mnie całować?- Wyminął go, trącając łokciem.
Tutiel podążył za nim spojrzeniem.
-Przepraszam...za to, co się wtedy stało. Jednak chyba poza całowaniem nie posunąłem się dalej?
-Zamknij się! Nie jest to coś, co chcę wspominać!
-Zorga... Nie ja zacząłem o tym mówić. Zaproponowałem jedynie, że cię ogrzeję...
-Jakie to wielkoduszne z twojej strony- parsknął z sarkazmem.- Niestety obejdę się bez tego!
-Rozumiem, jesteś zbyt dumny...
-Ja cię po prostu nie chcę dotykać, dociera?!- Ruszył w kierunku wyjścia, nie zatrzymany żadnym słowem.
***
-Co jeśli Rosier miał rację i zginiemy?- szepnęła Meszulhiel do Nitaela.
Jego apatyczny wyraz twarzy jeszcze bardziej pogłębił jej niepokój.
Moloch starał się tego nie słuchać. Znajdowali się blisko zajazdu, którego właścicielem był Dirken. Rzucił spojrzenie w stronę ciemnej, ciasnej uliczki, jeszcze niedawno tamtędy przechodził. Wspomnienie o tym spowodowało, że jego serce zaczęło się nagle niespokojnie rzucać. Przytknął do ust wierz dłoni, zagryzłszy skórzaną rękawiczkę. Anakim zamilkli zaniepokojeni.
-Co się stało Moloch? Wyczuwasz coś?
Demon zacisnął wściekle zęby, poluzowując kołnierz.
-Jedyne co czuję to pieprzony ludzki smród i wasz strach! Przestańcie za mną dreptać! Rozdzielcie się i zacznijcie szukać!
Odstąpili od niego na parę kroków i było to wszystko na co się zdecydowali. Wydawali się dość bezradni. Demon przyjrzał się im z gromami w oczach.
Byłoby dobrze, gdyby ich wszystkich szlag jasny trafił- pomyślał.
-Zapomnieliście kim jesteście?!
-Nie o to chodzi... Mamy swój rozsądek- fuknęła poczerwieniała Meszulhiel.- Niemądrze jest poruszać się w pojedynkę. Osobno nie jesteśmy dostatecznie silni.
-Macie nogi więc możecie biec! Zanim coś was dopadnie, będziemy już wszyscy razem! Nie mamy innego wyjścia, musimy złapać potwora. Poza tym, dałem wam broń, do cholery!
Przez moment trwała cisza.
-Dobra, rozdzielamy się- zadecydował któryś z piątki najsilniejszych, po czym kierując się w swoją stronę krzyknął zaraz:- Jak wrzasnę ,,potwór" i nikt nie przylezie, to jak Lucyfera kocham, jeśli z tego wyjdę, osobiście was wszystkich porąbię!- Przełożył przez ramię szablę.
-Żałuję, że nie poszła z nami Izorpo. To szmata! Nitael, idziemy razem!- postanowiła, pociągnąwszy za rękaw niechętnego do współpracy demona.
-Jeśli znajdę po drodze jakiegoś zgrabnego człowieczka...- podjął niepewnie inny anakim.
-Nawet o tym nie myśl!- przerwał mu w połowie zdania Moloch, grzmiącym głosem i ten zakrztusił się własną śliną.- Na te... odrażające stworzenia będziesz miał czas później.
-Jeśli wyliżę się z tego - westchnął posępnie, odchodząc z prawie zwieszoną głową.
W końcu Moloch został zupełnie sam. Poprawiając rękawicę, spojrzał z przymrużonymi oczami w kierunku ciemnej uliczki, niemalże odnajdując wzrokiem zajazd Dirka. Nie mógł przebaczyć sobie tego, iż okazał się głupcem, skoro sądził, że ten człowiek, Dirken, potrafi uczyć się na błędach. A może ośmielił się rzucić mu kolejne wyzwanie? Nie... Całe to zebranie, w tej obskurnej spelunie, miało być tajne. Nie ściągając z budynku swych oczu, ruszył do przodu, po kamienistej drodze, budząc krokami echo. Jednak im bardziej zbliżał się do celu, tym mniej zdecydowane były jego ruchy. W końcu musiał się nawet zatrzymać. Ściągnął ostro brwi czując, że ogarnia go wzburzenie. Gdy przychodzi mu zobaczyć się z tym człowiekiem, robi się nagle dziwnie... rozchorowany. Często zastanawiał się w takich chwilach, czemu nie może go po prostu zabić! Dlaczego w ostatnim momencie zawsze rezygnuje! Dirken jest człowiekiem, robakiem, którego nie powinien chcieć dotknąć bez ochrony rękawic. Tym razem postara się o to, by ich spotkanie potoczyło się po jego myśli! Rozłupie mu czaszkę pod własnym butem!
Jednym szarpnięciem otworzył drzwi. Łańcuch opadł na jego błyskawicznie wysuwającą się rękę. W mieszkaniu panowała głęboka cisza. Rozejrzał się dookoła z chłodem w oczach. Z każdego kąta pomieszczenia biło wrogością, a może uruchomiło się jego przewrażliwienie? Starając się stąpać jak najciszej potrafił i niczego przy tym nie dotykając, ruszył na górę kierowany zmysłem węchu i zwykłym przeczuciem. Kiedy zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami, serce ponownie załomotało mu w piersi i musiał zacisnąć pięść, żeby się uspokoić. Nie od razu wszedł. Przykładając do ściany dłoń, kwaśno się uśmiechnął.
-Rozumiem...- Pchnął drzwi, bezszelestnie schodząc na bok.
Dirk wyskoczył z za nich ze strzelbą w ręku, którą Moloch leniwie przechwycił lewą dłonią, bez wysiłku wyginając broń w palcach. Blondyn nie zdążył zorientować się w sytuacji, gdy ten popchnął go do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Kiedy śmiertelnik zamierzał się poderwać, demon przycisnął go butem do podłogi, unieruchamiając. Wpatrywał się w unieszkodliwionego mężczyznę z chłodem i taką pogardą, na jaką tylko było go w tej chwili stać.
-Masz dobry słuch, człowieczku.
-M-Moloch?
-...I słaby wzrok.- Wyciągnął z pod płaszcza szablę i Dirk usłyszał odgłos przecinanego powietrza. Niebawem wnętrze sypialni rozjaśnił blask księżyca.- Wybacz za zasłonę.
-Więc... jednak to ty...- wyszeptał, prawie nie poruszając ustami.
Moloch poczuł, że dzieje się z nim coś dziwnego. Odłożył ze stukotem szablę, wyciągając z rękawicy dłoń ... Czynił to prawie bezwiednie, jak gdyby kierowany przez obcą siłę... Ukląkł, pochylając się głęboko nad nieruchomo leżącym mężczyzną. Dirk rozwarł szeroko oczy, gdy demon nieoczekiwanie chwycił go mocno za szczękę. Co go tak szokowało? Nie był to pierwszy raz, gdy Moloch usiłował wymusić na nim pocałunek. Blondyn zwarł obronnie usta i anakim nie miał innego wyjścia, jak tylko nasilić uścisk, aby go skłonić do posłusznego ich rozchylenia. Całując go poczuł ulgę, karmiąc nienasycone pragnienie. Zapach i smak tego stworzenia budziły wspomnienia...
-Nie jestem już twoim niewolnikiem- wycedził, gdy wreszcie udało mu się przekręcić głowę tak, aby przerwać ten pocałunek. -Żyję po swojemu, Moloch. Powiedziałeś, że już nigdy się nie zobaczymy!
Oczy anakim pociemniały. Wyprostował się, szarpnąwszy mężczyznę do góry za koszulę.
-Jak śmiesz mówić w ten sposób! Jesteś niczym! Zerem! To ja dodaję ci blasku! Powinieneś umierać z radości, że możesz być dotykany przez istotę tak doskonałą!
-Nie interesują mnie istoty twojego pokroju! Jesteście piękni jedynie na zewnątrz, bo w środku gnijecie! Gdybym nie został zmuszony, to bym nigdy nie zgodził się służyć na dworze jakiemukolwiek demonowi!
Mężczyzna uderzył go w twarz i z kącika ust Dirka pociekła krew. Siła była doskonale wyważona, gdyby przesadził, mógłby go przecież zabić, a to stanowiło ostatnią rzecz o której teraz myślał.
-To upokarzające...- Wytarł krew wierzchnią dłoni, uśmiechając się jadowicie. -Zawsze bijesz mnie otwartą ręką. Nie jestem twoją suką tylko mężczyzną!
Anakim przeniósł spojrzenie za okno, parsknąwszy pogardliwie:
-Nie zasługujesz na tak honorowy cios. Arogancki i godny pożałowania pies... - Znów na niego popatrzył, cały się w sobie trzęsąc.- Ale nędzne z ciebie stworzenie...
-Masz rację... A skoro tak, to lepiej ze mnie zejdź, jeszcze się wielmożny pan wybrudzi, lub nabawi jakiegoś bakcyla.
-Nie mów do mnie tym tonem...- zawarczał niskim, ostrzegawczym głosem.
-A jak byś wolał, aby do ciebie mówić?- ironizował.
-Z najwyższym szacunkiem, na jaki tylko cię stać! Wygląda na to, że nie udało mi się przez te lata wpoić ci do głowy, gdzie twoje miejsce...Może powtórzę kilka lekcji, co?- wyszczerzył zęby.
-Czy zasługuję, aż na to, byś marnował dla mnie swój czas?- zapytał z zimnym spokojem. Zaraz jednak, zauważając zmianę na twarzy demona, zamilkł, przełykając ostatnie słowa, jakie cisnęły się mu jeszcze na usta. Demon nie był osobą, z którą należało podejmować tego typu dyskusje.- Ponadto- dodał, umiejętnie zmieniając tor rozmowy- nie jestem zbyt piękny, jeśli nie zdołałeś zauważyć. Te rany nigdy się nie zagoiły. Przemieniły się w coś, co zawsze mi będzie przypominać, jak bardzo nienawidzę demonów.
Wściekłość w oczach Molocha nieco stopniała. Wsparł dłoń na podłodze, nachylając się nieznacznie nad mężczyzną.
-Oto powinieneś mieć pretensje do ludzi, którzy ci to zrobili. A... dla mnie się nie zmieniłeś...
Dirk rozciągnął w zdziwieniu oczy. Ostatnie zdanie było dość nietypowe jak dla Molocha. Nie było jednak czymś, co blondyn chciał usłyszeć i nawet poczuć w efekcie tych słów. Za wiele krzywd mu wyrządził w przeszłości, za żadną z nich Dirk mu nie odpłacił.
-Moloch... czy ty mnie kochasz?- uśmiechnął się tryumfalnie.- Jak można takim bestią dawać możliwość przeżywania tego czystego uczucia! Wprost nie umiecie się w nim odnaleźć... To dopiero totalna porażka!- Zacisnął dłoń wokół nadgarstka demona i ten zesztywniał.- Kto by przypuszczał...że ty... Może... ja też czuję coś podobnego do ciebie? Co byś zrobił?
Gwałtownie wyrwał mu swoją rękę, szukając nią miecza. Tęczówki jego oczu zwęziły się, rozpalając do czerwoności. Ostrze zalśniło, zimne i gładkie jak kawałek lodu. Demon nie pamiętał... co się potem stało, lecz gdy owiał go chłodny powiew nocy, nabrał do płuc powietrza i poczuł się tak, jakby ocknął się z długiego transu. Zewsząd otaczał go bezlitosny zapach krwi. Zorientował się, że zgubił rękawicę, a lepka, ciepła ciecz skapuje mu z palców. Miał ją również na twarzy i ubraniu, zdawało się mu, że jest wszędzie wokół niego.
- ,,Może... ja też czuję coś podobnego do ciebie". Kochasz mnie... Dirken? Mógłbyś?- Zadrżały mu ramiona od powstrzymywanego wybuchu śmiechu. Nagle zesztywniał, nie mogąc nabrać powietrza... szarpnął nim bowiem taki ból, że aż z oczu pokapały łzy. Opadł na kolana, chwytając się za pierś. Kropelki potu skropliły mu czoło, powstały pod wpływem wysiłku zatrzymania w płucach przeciągłego wrzasku. Czuł, że cierpienie zaraz rozsadzi go na części.
-Moloch!
Poderwał głowę, odsłaniając twarz i jego oczom ukazał się Rosier. Nie był sam... Towarzyszył mu odziany w mniszą togę osobnik. Moloch nie umiał dojrzeć jego twarzy, ale wyczuwał przytłaczającą i ciężką atmosferę, otulała nieznajomego jak płaszcz. Podniósł się na nogi, aby zagórować nad nimi. Czuł, że wraca do rzeczywistości, że odsuwa od siebie natłok trudnych myśli.
-Wyglądasz jakbyś miał starcie z potworem, ale...- wysunął się do przodu obwąchując go niemądrze- krew którą od ciebie czuję jest całkiem ludzka.- Jego usta wygięły się w uśmiechu.
-Co tu robisz, ty pieprzony demonie!- ryknął nieswoim głosem. Łamał się dziwacznie, nie brzmiąc znajomo.
Młodzieniec wyglądał na wyjątkowo uspokojonego. Nie dał po sobie poznać, że dziwny stan starszego anakim zrobił na nim wrażenie.
-Przybyliśmy, żeby złapać bestię. Ja i Beliar- odwrócił się do tajemniczego osobnika i ten odsłonił twarz.
Mężczyzna wycofał się na jego widok cztery kroki do tyłu z przerażeniem mieszającym się z furią. Rosier był nieco zdziwiony reakcją Molocha. Nie spodziewał się, że jego podopieczny wywoła aż takie poruszenie w mocarnym anakim.
-Rosier...- Spojrzał na Beliara pociemniałymi oczami. - Przekroczyłeś wszelkie możliwe granice... -Nabrał do płuc powietrza i Beliar uskoczył, przewidując jego ruch zanim nastąpił..- Jesteś już martwy!
Ostrze szpady przeszyło rudzielcowi rękaw. Zanurzyłoby się w sercu, gdyby Rosier nie okazał się dostatecznie szybki.
-A więc plotki okazują się prawdą...- uśmiechnął się, obnażając zęby.- Jesteś bardzo zwinnym i silnym demonem, młody Rosierze...
Anakim przyjrzał się swojemu rękawowi z lekkim zaniepokojeniem, następnie odwrócił twarz w stronę Beliara. Siedział spokojnie na drzewie i przypatrywał się im. Jak to możliwe, że przewidział reakcję Molocha. To tak, jakby umiał czytać w myślach...
-Złamałeś zakaz tworząc tego... anakim! Dlatego skazuję cię na śmierć!- Ponownie na niego natarł. Tym razem jednak demon był bardziej przygotowany. Przesunął głowę i miecz świsnął mu koło ucha.
-To tak nam się odwdzięczasz za pomoc?- Zrobił kolejny unik, trochę się przy nim śmiejąc.- Ależ Moloch, co z twoją kulturą osobistą, daje wiele do życzenia!
-Jesteś naprawdę głupi... Pozwalając mu żyć...- rzucił spojrzenie na Beliara- wpadasz we własne sidła! To bestia wiecznie żądna krwi, nie da się jej porównać z żadnym demonem z jakim się dotąd spotkałeś! Nikt nie jest w stanie mierzyć się z nim mocą! W dodatku...- Nieoczekiwanie zaszedł Rosiera od tyłu i złapawszy za kark, pchnął go silnie w kierunku marmurowej ściany- prawdopodobnie jest już za późno na moje słowa...
Młodzieniec odbił się ręką od ściany, czyniąc w powietrzu fikołek. Stanąwszy z gracją na ziemi, otrzepał ubranie, czując, że nadgarstek lekko pulsuje mu bólem. Moloch okazał się silniejszy niż się tego spodziewał.
-Beliar jest bardzo ułożonym anakim. Na twoim miejscu uspokoiłbym się trochę i skupił na poważniejszym problemie, jakim jest zlikwidowanie potwora.
-Właśnie likwiduję potwora! Takiego jak ty! Jesteś największym zagrożeniem naszego gatunku! Ty wraz ze swoimi pomysłami!
Znów zaatakował. Miecz śmigał z taką precyzją, że Rosier ledwie nadążał nad przewidywaniem ruchów. W końcu odepchnął demona silnym kopniakiem i mężczyznę odrzuciło na parę dobrych metrów. Wzbił się za nim w powietrze i gdy ten upadł, wycelował pięść w jego czoło, lecz Moloch zdołał się w ostatnim momencie przeturlać i cios spadł na kamienny bróg, rozłupując go. Spojrzał na mężczyznę z ukosa, rozprostowując palce:
-Imponujące...
Moloch rozciągnął w bólu oczy, rozmasowując miejsce doświadczone kopniakiem. Żołądek palił go żywym ogniem i zbierało mu się na wymioty.
-Inni muszą się koniecznie dowiedzieć o twoich umiejętnościach ty... rudy diable...Powinno się ciebie zlikwidować... Jesteś niebezpieczny!
-Zależy w czyim odczuciu...- Ściągnął ze swojego ramienia kosmyk uciętych włosów i zdziwił się bardzo.- Rujnujesz mi fryzurę... To jedyna rzecz, jaka podoba mi się w moim wyglądzie. Włosy koloru ciemnej krwi.
Nie wrócili do walki, bo przerwał im Beliar, zeskakując nieoczekiwanie z gałęzi. W ułamku sekundy znalazł się u boku swego towarzysza.
-Dobrze się bawisz, skarbie?- zapytał czule i Molochowi zrobiło się jeszcze bardziej niedobrze. Ciemnooki rzucił spojrzenie w półmrok i po plecach demonów przeszły ciarki.
-Nie jesteśmy już sami...- zakomunikował starszy demon, zacisnąwszy dłoń na rękojeści szabli.
-No właśnie... Obserwuje nas pewna brzydka dama...W takiej chwili należałoby zwołać posiłki, co nie?
-Nie- odpowiedział mu szybko.- Chcę żebyś tu teraz zginął, wraz z tym twoim wypłoszem! Nie jestem cię w stanie pokonać...- Zacisnął zęby.- Ale ona może...
Moloch miał rację. Nikt nie był w stanie równać się z pierwotną siłą anakim. Jednak młody demon nie miał teraz w głowie umieranie. Za bardzo go ostatnio cieszyło życie. Poza tym czuł się w obowiązku zająć Beliarem, skrywał o sobie mnóstwo tajemnic.
-Jeśli ja zginę, ty również.
-Już ty się mną nie zajmuj.
Rudzielec przyjrzał się mu z zaciekawieniem, lecz kamienna twarz Molocha była ściągniętą gniewem maską.
-Nadchodzi...
I rzeczywiście coś zaczęło się zbliżać. Wyglądało jak ociężała, pochylona masa, ciągnąca za sobą nogi. Blask księżyca unikał tej postaci, a może nagromadzony w niej mrok, rozpraszał światło?
-Cóż za nieszczęsna osoba...- westchnął Rosier i Moloch przełknął ślinę.- Myślisz, że bardzo cierpi? Dzisiejsza noc będzie dla niej wybawieniem.
-Jesteś przekonany, że przeżyjesz...- zauważył.
-Nie planuję w tej chwili śmierci. - Stanął w lekkim rozkroku, wytężając wzrok i starszy demon zawahał się, bowiem straszydło było jeszcze dostatecznie daleko i nie sprawiało wrażenia, jakby gotowało się do walki.
Nim jednak zdołał o tym pomyśleć, potwór zniknął mu niespodziewanie z zasięgu wzroku.
- Skoczyła...- wyszeptał.
-Potrafi czytać w naszych myślach...- odezwał się nerwowo Moloch i Rosier gwałtownie na niego popatrzył.- Więc postaraj się blokować te myśli, bo nie przeżyjesz- uśmiechnął się z satysfakcją, że udało mu się go zaskoczyć.
Beliar poderwał się lekko z ziemi, unikając nagłego ataku bestii. Pojawiła się jakby z nikąd i rzuciła na nich z góry, zostawiając za sobą pył rozpadającego się ciała. Rosier poczuł nieprzyjemne palenie w okolicy ramienia. Nie miał jednak czasu, aby przyglądać się ranie. Moloch leżał na ziemi kilkanaście metrów od niego, ale nie stała mu się żadna krzywda. Wyglądało na to, że potwór upatrzył sobie tylko Rosiera...
-Co miałeś na myśli, mówiąc, że potrafi czytać w naszych umysłach?- zawołał do niego, nie spuszczając oczu z Ity. Wyglądała gorzej niż ją widział poprzednio, gdy wiła się pół żywa po podłodze.
-No, no Rosier... Czyżbyś po swych narodzinach nie miał na długo kontaktu z żadnym anakim, że nie wiesz, iż możesz przez pierwsze dni czytać w ich w myślach? A może wychowywali cię ludzie?
Rudzielec spiorunował go wzrokiem w momencie w którym napastnik ponownie rozpoczął swój atak. Rosier poczuł, że szpona rozcina mu policzek. Nim zdążył uskoczyć raz jeszcze, anakim chwyciła go za gardło i młody demon na chwilę stracił dech. Ugodził ją kopniakiem w brzuch i ta zgięła się wpół, nadal go jednak nie wypuszczając. Dopiero gdy szarpnął ją silnie za włosy, używając całej resztki swojej mocy, potwora ryknęła, poluzowując uchwyt i demon wywinął się jej z rąk. W dłoni został mu kawałek jej skóry z tkwiącymi w niej włosami.
-Bosko... Będę musiał się poddać po tym jakiejś terapii.- Cisnął powłokę w krzaki.- Tego nie tknie nawet pies.
Moloch był oszołomiony zachowaniem Rosiera. Prawdopodobnie świadomość bliskości śmierci była przyczyną, że wygadywał takie głupoty!
-Uważaj!- zawołał odruchowo i dzięki temu rudzielec uczynił unik.
Zachodząc kobietę od tyłu, chwycił jej rękę, łamiąc ją. Zawyła przepełniona furią i złapawszy młodego demona za koszulę, wyrzuciła go potężnie w powietrze. Anakim zetknął się boleśnie ze ścianą opuszczonego budynku i odbijając się od niej, upadł na kamienie. Na moment go zamroczyło. Jeszcze nikt nie użył na nim takiej siły! Nie zdążył jednak zebrać myśli, gdy poczuł nagle wchodzący mu do nozdrzy nieprzyjemny, stęchły zapach. Już była przy nim. Podniósł powoli głowę, starając się wyostrzyć wzrok, lecz czarne plamy przesłoniły mu widoczność. Wyglądało na to, że mocno oberwał w głowę. Nagle, zanim zdążyła w nim zakiełkować myśl, że już po nim, stało się coś zdumiewającego. Ktoś uniósł Itę do góry i pchnął ją beznamiętnie w tył. Leciała z niesamowitym pędem powietrza, niezgrabnie lądując na ziemi. Leżała na niej dłuższą chwilę w powykręcanej pozycji, nie ruszając się.
-Beliar... Cóż za rzut! Jutro zagramy w piłkę.
Ciemnooki demon, usiadł przy towarzyszu, krzyżując nogi i zaczął mu się przypatrywać.
-No dalej... Co tak siedzisz, walcz!- zaśmiał się dość niepewnie, po czym jęknął przy usiłowaniu podniesienia się. Czuł zapach krwi, swojej własnej krwi.
-To już koniec Rosier, prawda?- usłyszał upierdliwie zadowolony głos Molocha. Trzymał w ręku szablę i zbliżał się do niego cierpliwym krokiem.- Jesteś teraz taki bezbronny, jak się z tym czujesz?
-Nie jestem bezbronny- odrzekł, wyprostowując się. Był osłabiony, ale wciąż gotowy stoczyć pojedynek.- Zaraz sam się przekonasz na własnej skórze.
Niedaleko doszedł ich ryk potwora. Widocznie zdążył już dojść do siebie i był naprawdę rozwścieczony. Złamana ręka zwisała mu upiornie i Rosier utkwił na niej wzrok.
-Pora z tym skończyć. Jeśli zależy ci na jej śmierci, to wreszcie się zaangażuj, Moloch.
-Wolę patrzeć jak cierpisz!
Utkwił w nim spojrzenie:
-Nie masz mnie za co aż tak nienawidzić. Nie pojmuję twojego zachowania, nie jest... naturalne. Jakby coś ci się stało.
-Skurwysynie...- wycedził i czerń nabiegła mu do oczu.
Ita wzbiła się w powietrze w tym samym momencie w którym szabla Molocha podniosła się by dosięgnąć Krwawego Demona. Rosier wybiegł mężczyźnie naprzeciw. Jednym zwinnym ruchem wyszarpnął mu broń, po czym podskoczywszy do góry odciął potworowi głowę. Na demonów spadł deszcz krwi.
-I po wszystkim...- Wypuścił z łoskotem szpadę, zderzając się stopami z kamienistym brukiem. Zadrżały mu kolana, upadł.- Jasna cholera... chce mi się spać.
Moloch stał oniemiały z wybałuszonymi oczami, nie potrafiąc przez chwilę wydusić z siebie żadnego słowa. Głowa pokiereszowanego potwora potoczyła się pod drzewo w trawiasty gąszcz. Z nieruchomych zwłok nadal wytryskiwała krew. Odrażający, zepsuty zapach ciała zdawał się nie przeszkadzać jedynie Beliarowi, który z umiarkowanym zainteresowaniem przyglądał się zwłokom, jakby z zastanowieniem, czy nadają się do zjedzenia. Moloch zamrugał oczami, budząc się z chwilowego otępienia...Nie sądził, że Rosierowi się powiedzie. Nie tak zakładał jego scenariusz. Skąd się wziął u licha ten rudy diabeł? Jaką siłę posiadał... ?Był przecież jeszcze taki młody i głupi. Przesunął na młodzieńca nieruchome oczy.
-Jestem trochę rozczarowany...- westchnął boleśnie, przyglądając się nie ranie, lecz swojemu podartemu rękawowi.- Potwór nie okazał się aż tak niebezpieczny, jak z początku przypuszczałem. Gdyby oczywiście nie pomoc Beliara, możliwe, że byłbym już martwy... Jednak straszydło dało się zabić. Sam widziałeś, że nie było to, aż tak skomplikowane jak się wydawało.
Moloch podszedł do Rosiera, podnosząc z ziemi swoją zakrwawioną szpadę, której zaczął się bezuczuciowo przyglądać.
-Co zrobimy ze zwłokami? Pewnie mi powiesz żeby je spalić? Czy nie lepiej byłoby zanieść je do la Vion? Uspokoisz swoją bandę, a Kazbiel umrze z miłości do ciebie...
-Z... miłości....- powtórzył szeptem zbielałymi wargami i na jego czole powstała pionowa zmarszczka.
Rudzielec uniósł pytająco brwi i wtedy Moloch ryknął na całe gardło, kierując ostrze broni ku jego sercu. Jednak przeznaczeniem Rosiera nie było umrzeć z ręki tego demona. Ostrze zdołało go jedynie nieprzyjemnie ukuć. Broń ostatecznie wypadła właścicielowi z dłoni.
-Co jest...- Odczołgał się od niego z wyraźnym zachmurzeniem.
Myśl, że po tym wszystkim miałby po prostu zginąć i to z ręki Molocha, była mu wyjątkowo w niesmak. Wbił oczy w swego niedoszłego mordercę. Krew bluznęła mu z ust tworząc bąble. Rosier złapał upadającego mężczyznę, układając go delikatnie na ziemi. Beliar stał obok ze sztywno wyciągniętą ręką, zlizując z niej ciemnoczerwoną krew Molocha.
Rudzielec przyjrzał się młodszemu anakim z czujnością, blokując jednocześnie wszelki napływ myśli. Beliar zaatakował Molocha. Powalił go jednym ciosem... Nie... demon uratował Rosierowi życie!
-Umierasz- zakomunikował mężczyźnie z kwaśną miną.- I warto było?
Na usta Molocha spłynął spokojny uśmiech. Wyglądał całkiem inaczej niż zwykle, rysy jego twarzy jeszcze nigdy nie zdawały się tak gładkie i przyjazne...
-Tylko mi nie mów, że to cię cieszy... Powinieneś pluć teraz ze wściekłości krwią. Zastanawiasz się?
Nie odpowiedział mu. Przymknął oczy, biorąc ostatni wdech życia.
***
Hasmed otworzył drzwi tak bezszelestnie, jak tylko potrafił, jednak ta dziwna ostrożność nie miała większego sensu, bowiem Tutiel doskonale potrafił wyczuć zbliżającego się człowieka. Hasmed nie chciał się zastanawiać nad tym, co pomyślał, kiedy on zbliżał się krokami do jego komnaty. Był już dostatecznie upokorzony i nie zamierzał sobie jeszcze dokładać. Wchodząc do środka zatrzymał się, opierając o drzwi. Zacisnął zsiniałe z zimna wargi, porządkując w głowie wszystko to, co chciał mu powiedzieć. Jednak miał trudności z koncentracją, zasługą tego był stres.
Demon leżał ze skrzyżowanymi nogami na łożu, polerując miecz. Nawet nie podniósł na chłopca oczu, jakby nie potrafił oderwać się od swej pracy. Na jego twarzy można było zauważyć wyjątkowe skupienie, marszczył lekko brwi.
-Mógłbyś chociaż udawać zdziwionego...- rzucił, zachrypniętym głosem.
-Jestem zdziwiony- odparł.- Nie u wszystkich można zauważyć emocje...- Zsunął broń na podłogę i dopiero po pewnym momencie popatrzył na Hasmeda.- Źle wyglądasz.
-Dziękuję- prychnął. Przykładając dłonie do ust, wlepił wzrok w podłogę.- Nie znoszę zimna. Nie mogę zasnąć. Jest gorzej niż przewidziałem...
Tutiel pomyślał, że mógłby się teraz uśmiechnąć, lecz tego nie zrobił.
-Widzę, że masz trochę drewna...- zaskoczył go głos chłopca zniekształcony gniewem i pretensjami. Spoglądał z wyrzutem w kierunku kominka i Tutiel zakłopotał się nieco.
-Owszem...- odezwał się.
-Zamiast marnować drewno w dużej sali, mogłeś zostawić je dla mnie! Sam mówiłeś, że nie potrzebujesz szczególnego ciepła! Gdybyś jeszcze dał mi trochę z twojej komnaty, w zupełności by mi wystarczyło. Czy pomyślałeś o tym?
-Nie zamierzałem...
Spiorunował go wzrokiem.
-No tak! Bo przecież nie musisz o mnie myśleć dwadzieścia cztery godziny na dobę!
-Powiedzmy...
Wbił spojrzenie w ścianę, ponad głowę mężczyzny, nerwowo przystępując z nogi na nogę. Było już coś po czwartej w nocy i wyjątkowo zachciało się mu spać, jednak obawiał się cielesnego kontaktu z demonem. Gdyby chodziło o Rosiera, nie byłby taki spięty.
Gdy Tutiel odgarnął nagle pościel, wchodząc pod nią, Hasmed cofnął się odruchowo do tyłu, zderzając plecami z drzwiami.
-Czy po coś tu nie przyszedłeś? Jak długo zamierzasz przeciągać tę sytuację? ,,To" nic nie znaczy.
-Owszem, znaczy!- Potrząsnął głową, zagryzając palec.- Chcę się tylko ogrzać! Nic więcej...
-Rozumiem. Swoją drogą...- odrzucił kołdrę, robiąc mu miejsce- powiedzmy..., że ja też tego potrzebuję.
Wstrzymał oddech, marszcząc czoło tak bardzo, jakby łamał sobie głowę trudnymi myślami. Przystępując krok do przodu dał wyraz swojej decyzji. Nie było odwrotu, czy też lepszego rozwiązania. Przy większym szczęściu po prostu natychmiast zaśnie i na drugi dzień nie będzie o wszystkim zbyt wiele pamiętał.
-Jeśli... Rosier zjawi się nagle ...- wymknęło się mu z ust.
-Wyczuję to. - Zmrużył oczy i wygląd jego twarzy wydał się nagle dość surowy. Młodzieniec poczuł jednak, że dodaje mu to odwagi. Było to o wiele lepsze niż kłopotliwa życzliwość Tutiela, która wytrącała go z równowagi.
-Dobrze. Przyjmuję twoją propozycję, chociaż nie lubię mieć wobec kogoś długu wdzięczności. Pamiętaj też, że nie zamierzam się... spoufalać.- Przysiadając sztywno na brzegu szerokiego łóżka, starał się nie myśleć o złotych oczach utkwionych w jego twarzy. Nie znosił, kiedy demon tak na niego patrzył, jakby chciał wwiercić się wzrokiem w jego głowę. Było to równie niemiłe, jak podglądanie jego myśli przez Rosiera...
Kiedy przysunął się bliżej, uczuł, że łoże było przyjemnie nagrzane ciałem Tutiela. Odwrócił w jego stronę głowę. Wpatrywał się w Hasmeda poważnie wręcz bezuczuciowo.
- Zgaś świecę i nic do mnie nie mów...- nakazał surowo.
Tutiel uśmiechnął się krótko, pochylając w stronę świecznika. Człowiek wykorzystał ten moment, aby wpakować się w całości do ciepłego łóżka i podciągnąć pod brodę pierzynę. Miał nadzieję, iż nie było słychać jak bardzo dygotał. Był zesztywniały z zimna jak sopel lodu.
Niebawem komnatę zajęła nieprzenikniona ciemność. W powietrzu unosił się zapach zgaszonej świecy. Hasmed wytrzeszczył oczy, a przynajmniej tak mu się wydawało... Przez głęboki mrok...trudno było to ocenić. Pomyślał, że wyciągnie dłoń, by sprawdzić czy umiałby dostrzec swoje palce, lecz zrezygnował, było na to stanowczo za zimno. Za swoimi plecami usłyszał ruch. Mimowolnie jęknął, gdy demon przysunął się niespodziewanie i wkładając pod kołdrę rękę, objął chłopaka, przycisnąwszy go do swojej piersi.
-Dlaczego mnie... dotykasz?- wyksztusił jednym tchem.
-Niby jak mam cię ogrzać bez tego?- zapytał cierpliwie.
Policzki Hasmeda spłonęły rumieńcem. Musiał wziąć się czym prędzej w garść, aby nie spanikować.
-Skoro to nieuniknione... - wyszeptał, czując, że serce zaraz rozsadzi mu pierś.- Chociaż to dość stresujące.
-Nie da się ukryć...- odpowiedział tak cicho, że Hasmed nie był w pierwszej chwili pewien czy dobrze zrozumiał.- Mam to na myśli, że słyszę głośne bicie twojego serca.
-A słyszałeś, jak powiedziałem żebyś się zamknął!- warknął, zacisnąwszy palce wokół jego nadgarstka, ponieważ chciał oderwać od siebie jego dłoń.
-Słyszałem... Trudno jest jednak nie odpowiadać na twoje pytania.
Ręka demona zsunęła się na brzuch Hasmeda, unikając próby odczepienia jej.
-Zabierz ją!- Odwrócił w jego stronę twarz, przeszywając go ostrym spojrzeniem. W ciemności czuł tylko oddech owiewający mu buzię.
-Przestań Zorga... Jesteś niemożliwie dziecinny- usłyszał wyjątkowo blisko siebie.
-Dziecinny?! Nienawidzę tego słowa...Przestań mnie tak ściskać!
-Jeśli przestaniesz się wyrywać to ja przestanę cię przyduszać.
Chłopak odwrócił głowę z powrotem w swoją stronę, marszcząc czoło. Nie, nie o to mu chodziło, chciał, aby Tutiel całkowicie go puścił. Z drugiej jednak strony niewiele by się wtedy ogrzał.
-Jestem już spokojny- wycedził zrezygnowany i zły.
-Dobrze...
Kiedy jednak, po jakiejś pół godzinie trwającej w zupełnej ciszy, Tutiel oddychał równomiernie, nie odzywając się żadnym słowem, chłopak mocniej się do niego przytulił, zapadając w głęboki sen.
***
-Jesteś pewien Rosier, że...- przełknęła ślinę- Moloch nie żyje?
-Zabawne...- uśmiechnął się, przyspieszając kroku. W prawej ręce trzymał dziwny, cuchnący opakunek, którym wymachiwał w czasie marszu.- Wciąż mi zadajesz to samo pytanie. Czy aż tak trudno uwierzyć w to, że bestia załatwiła Molocha? Przecież widziałaś prochy waszego przywódcy. Powinniście się cieszyć, że sprawę z potworem macie już z głowy.
-On nie jest naszym przywódcą- przerwał mu jakiś demon i Rosier rzucił na niego okiem.
-Przepraszam, wszystko jedno...
-Rosier...chodzi o to, że...- kobieta zrównała się z nim krokiem, usilnie starając się dotrzymać mu tępa- żadne z nas nie było obecne przy walce, dlatego chcemy się bliżej czegoś dowiedzieć.
-Nie ma co opowiadać. Zauważyłaś moje rany... Same się nie zrobiły. Walka była trudna. W ręce trzymam dowód, możesz posmakować.- Majtnął opakunkiem w jej stronę i Meszulhiel odskoczyła od młodzieńca jak oparzona, zderzając się plecami z Beliarem. Rudzielec zachichotał.- Jestem zaskoczony waszym nastrojem. Wygląda na to, że po stracie Molocha będziecie nieco zagubieni. Po pewnym czasie docenicie jednak jego nieobecność. O! Jesteśmy już u Drzwi Pańskich.- Wskazał palcem na wysoko wznoszącą się bramę la Vion.
-Hej!- doszedł do nich podniesiony głos.
Kazbiel przeskoczył nieumiejętnie bramę, lądując z niezgrabnością na zaskoczonym Krwawym Demonie. Usta młodzieńca przywarły do warg Rosiera i ten rozciągnął oczy z takim wyrazem twarzy, jakby coś go nagle bardzo przeraziło.
-O... Wybacz Rosier- zawołał z emocjonalnością w głosie.- Mam nadzieję, że nie wybiłem ci zębów?
-Są na swoim miejscu, ale...- zdecydowanym, a nawet trochę zbyt agresywnym ruchem, zrzucił go z siebie- zrobiłeś mi coś o wiele gorszego. Lecz rozumiem, że po prostu na mnie lecisz.
-Gdzie jest Moloch...?- Począł się rozglądać, otrzepując nerwowymi ruchami ubranie.
-Moloch uciął sobie wieczną drzemkę- odpowiedział mu z zachmurzonym wyrazem twarzy, wysoki demon.
Kazbiel zesztywniał, rozciągając w oszołomieniu oczy.
-Co to znaczy..?- zapytał, nie będąc pewnym czy chce to usłyszeć.
-Że nie żyje, po prostu...- wyszeptał Nitael, pchnąwszy bramę tak potężnie, że aż wyskoczyła z zawiasów.
-Nie żyje?! Dlaczego on?! Jak to możliwe?!
-Masz!- Rosier cisnął w niego opakunkiem, którego tamten niezręcznie pochwycił.- Nie umiem robić romantycznych prezentów.
Młodzieniec spojrzał na poszarzałą twarz rudzielca. Do ust przytykał wierz dłoni i wyglądał tak, jakby miał zaraz zemdleć. Kazbiel niecierpliwie rozwinął zawiniątko z zaszokowaniem wysuwając przed siebie przedmiot. Anakim mimowolnie się wycofali, z trudem mogąc utrzymać wzrok na obiekcie pewnie trzymanym w ręku młodzieniaszka.
-Głowa potwora! Więc jednak wam się udało!
Rosier uczynił krótki uśmiech, schylając się do ukłonu.
-Schowaj to świństwo z powrotem w papier!- warknęła Meszulhiel.- To dowód na to, że bestia została zgładzona, jednakże brakuje mi nastroju, by z tego powodu skakać z radości. Wracajmy do hotelu. Mam dość. - Ruszyła zamaszystym krokiem, prawie tratując po drodze Kazbiela.- Ty Rosier idziesz z nami, musimy to jeszcze przedyskutować- rzuciła za siebie.
Rudzielec zwęził oczy, wcisnąwszy do kieszeni dłonie.
-Wybacz złotko, jestem w tej chwili dość... niedysponowany. Muszę już iść.
Odwróciła się do niego napięcie z gromami w oczach.
-Jak to?! Przecież przyjąłeś nasze zaproszenie! Co z tobą, zapomniałeś?!
-Nic na to nie poradzę- wydmuchał powietrze.- Źle się nagle poczułem więc idę.- I nie czekając na przyzwolenie, okręcił się, porywając biegiem. Beliar nasunął głęboko na twarz kaptur, ponieważ Kazbiel uparcie usiłował go podejrzeć.
-Co za pierdolnięty sukinsyn! Założę się, że maczał swoje palce w jego śmierci!
-W śmierci Molocha?- zapytał Kazbiel, lecz nie doczekał się odpowiedzi.
Rosier przeskoczył kolejny płot, lecz tym razem upadł boleśnie na kolana. Zakręciło się mu w głowie, więc głęboko pochylił się w przód, zaciskając palce na kępie trawy. Czuł, że zwymiotuje, lecz z ust pociekła mu jedynie wąska stróżka śliny. Beliar przystanął przy nim i rudzielec poderwał na niego rozgorączkowany wzrok. Na czole perlił się mu pot.
-Nigdy nie próbuj czytać mi w myślach, bo cię zabiję- wycedził niskim, gardłowym głosem...
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 13 2011 19:24:46
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Iria (Brak e-maila) 19:03 16-05-2010
uwaga od autorki ^_^": Opowiadanie jeszcze nie zakończone!!! I jeszcze jedno, do tych, co juz się zapoznali z ,,Pocałunkiem Śmierci", ostatnie rozdziały zostały nieco zmienione...
naru (Brak e-maila) 21:33 17-05-2010
bardzo mi sie podoba to opo wiec czekam na ostatnie rozdzialy
Avaron (Brak e-maila) 11:47 20-05-2010
Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i czekam na ciąg dalszy choć trochę trąci podobieństwem do pewnych książek. Masz może gdzieś zamieszczone te op. na blogu? Chętnie przeczytam więcej Twoich opowiadań, bo podoba mi się Twój styl pisania
narumon (narumon@wp.pl) 11:11 22-05-2010
Przeczytałam całość, właściwie jednym ciągiem. Na ogół nie przepadam za takimi klimatami, chyba że fabuła jest naprawdę dobra. I była
Lubię Twój sposób kreowania bohaterów, tak, że na raz się ich i lubi, i nienawidzi. Do tego wzbudzasz we mnie tak przeciwstawne emocje, że czasami musiałam odejść od komputera, bo aż się we mnie gotowało...
Żeby nie słodzić za bardzo, masz ogromny problem z odmianą przez przypadki. Czasami aż zgrzytałam zębami. Zabrania się czegoś, a nie coś, itp.
I nie ma czegoś takiego jak "w każdym bądź razie" jest "w każdym razie" lub "bądź co bądź".
Mam nadzieję, że niedługo doczekamy się aktualizacji
Mika (Brak e-maila) 13:05 26-05-2010
Ja chce więcej. I mam kilka próśb 1. zabij Rosiela . 2. NIE zabijaj Zorgi i Tutiela. 3. Niech pewien ktoś powstrzyma Zorgę zanim ten sam zabije .
No dobra po tak cudownej liście życzeń teraz na poważnie. Opowiadanie jest super chociaż zdawało by się że motyw zemsty jest już dawno oklepany to jednak nadal można stworzyć coś fajnego . Mam nadzieje że wkrótce pojawi się ciąg dalszy !
Mika (Brak e-maila) 13:09 26-05-2010
W życzeniu numer trzy chciałam powiedzieć żeby powstrzymano Zorgę nim ten sam się zabije ale niechcący zjadłam słowo "się"
Iria (Brak e-maila) 20:06 26-05-2010
Szczerze mówiąc już się spotkałam z podobnymi postawami na blodu xD Część chciała śmierci Rosiera, druga połowa śmierci Tutiela >_<" Jesteście bardziej krwiożercze od anakim. Brrrrr
Dziękuję za komentarze, aż chce się pisać!
Rozdziałów będzie (chyba) 21. Dodaję słowo ,,chyba", ponieważ na starym blogu było tych rozdziałów aż 33! Nic nie skróciłam, po prostu je łączę, aby nie były tak krótkie
To tak ,,propo słonia".
Mika (Brak e-maila) 19:56 28-05-2010
Ja wcale nie jestem krwiożercza (jeszcze nikogo nie pogryzłam chociaż ........ nie chyba jednak nie) Co ciekawe nie przepadam za wężami, nie lubię też blondynów. Za to mam słabość do "duszków", i tajemniczości,dlatego polubiłam Tutiela a co do nagłej śmierci rosiela mogę zrozumieć wysysanie życia, i "polowanie" (chociaż to okrutne) na niczego nie podejrzewające ofiary . Ale zabijanie dla przyjemności, i delektowanie się przerażeniem ofiary no cóż Ja Rozumiem Że To DEMON ALE.............. są pewne granice nawet u demonów (tym bardziej że i one się go boją)
Tuli-Pan (Brak e-maila) 20:08 29-05-2010
To z tymi granicami u demonów zabrzmiało dziecinnie xP Demon to demon. Nigdy nie kojarzył się mi z niczym przyjemnym. Ale prawdą jest, że można się natknąć w necie (blogi z opowiadaniami) z demonami romantycznymi, niemalże anielskimi, ale to już dla mnie nie demon Tylko coś, co przywdziało tę nazwę.
An-Nah (Brak e-maila) 17:59 05-06-2010
Fascynujące, bardzo ciekawe i sprawnie napisane (Choć nie obyło się bez błędów stylistycznych, paru językowych niestety też. Myślę, że jeśli następne rozdziały będziesz dodawać pojedynczo, a nie hurtem, pofatyguję się z powypisywaniem...) opowiadanie. Wciągnęło i będę czekała na ciąg dalszy.
Tekst jest ciężki, mroczny - już sam fakt tego, jak bardzo demony/anakim zafascynowane są dziećmi budzi mocny niepokój. Początkowo nawet bałam się, że idziesz w shotę, ale nie, na szczęście nie, zahamowanie wzrostu głównego bohatera ma swój sens jako droga do zemsty, wszystkie te ociekające erotyzmem sceny z jego udziałem niepokoją, bo, goddmanit, muszą niepokoić. Demon to demon, nawet, jeśli twoje demony są tak naprawdę tylko półludzkimi mieszankami niewiadomego pochodzenia (do tego wątku jeszcze wrócę...) - stosunek ich do dzieci jest pięknie wyjaśniony. No i z jednej strony ta fascynacja objawia się poprzez zapędy niemalże pedofilskie, a na pewno - dzieciobójcze, z drugiej - przez adopcje sierot i próby stworzenia, bezskuteczne zapewne, normalnej rodziny. Dwa bieguny tej samej fascynacji, dwa bieguny tej samej luki w życiu anakim.
Świat przedstawiony ciekawy, choć mam kilka wątpliwości, ale o nich za moment. Najpierw chcę powiedzieć, że początkowo nie bardzo wiedziałam, kto jest prawdziwym demonem, a kto - anakim. Dopiero później zorientowałam się (Mam nadzieję, że to właściwa interpretacja?), że nikt z nich nie jest prawdziwym demonem, nie ważne, co myślą ludzie, z których pewnie nieliczni wdają są w dywagacje nad niuansami, zbyt na to przerażeni. No i właśnie, cała ta paranoja, strach, oszpecanie dzieci - tworzy klimat, choć żałuję, że bardziej skupiasz się na samych anakim, mało pokazując nam tej perspektywy zwykłych ludzi. Choćby jakieś wejście w psychikę dzieci Hanaela byłoby wskazane - robią za tło, a przecież dziecko wychowywane przez demona normalne nie będzie - wiedźma z początku tekstu dowodem. W sumie nie obraziła bym się, gdybyś rozwinęła Liję, dziewczyna ma wielki potencjał, a fajna i wielowymiarowa postać kobieca potrafi ożywić tekst No ale jeszcze sporo przed nami, więc może to planujesz? Nie porzucaj ciekawych wątków
Wracając do świata przedstawionego, zastanawiam się, czy to nasz świat, tylko w innym czasie, świat równoległy czy "jakiś inny świat fantasy"? Bo piszesz o Bilbii i krzyżach, a jeśli to "wymyślony świat fantasy", to, jakby na to nie patrzeć, nie za bardzo mają ta Biblia i krzyże rację bytu - chyba, że jakaś inna księga została nazwana Biblią, chyba, że krzyż ma jakieś inne znaczenie, niż u nas, że wziął się z innego źródła (na przykład ma symbolikę taką, jaką miewa krzyż w religiach niechrześcijańskich - oznacza cztery strony świata lub jest symbolem solarnym). I jeszcze jedno mnie zastanawia - brak, poza tymi krzyżami "prowokującymi" demony i wzmianką o Biblii, jakichkolwiek innych odwołań do religii - czy ludzie odrzucili religię? Dziwi mnie to nieco. Jakkolwiek by religia w tym świecie nie wyglądała, logiczne jest dla mnie (jako osoby religią zajmującej się de facto zawodowo) choćby powstanie sekt wieszczących koniec świata czy kapłanów-łowców demonów - albo innych form doktryny, kultu czy organizacji, będących odpowiedzią na przybycie istot z piekła rodem.
Nie wiem, jeśli masz na to pomysł, to bardzo fajnie, bo te kilka wzmianek o krzyżach i biblii budzi we mnie z jednej strony zainteresowanie ("Czemu tak, a nie inaczej?", z drugiej zaś niepokój ("Czy autorka wszystko przemyślała?"
Podoba mi się główny bohater - widzę, jak szukając zemsty stacza się coraz bardziej, upodabnia do tych, których chce zniszczyć. W sumie nie zdziwiłabym się, gdyby przyjął na siebie rolę Krwawego Demona - i to na dobre. Z drogi, którą chłopak obrał, nie widzę odwrotu. Zemsta niszczy i nie pozostawia szans na zbawianie, a puki co ładnie to pokazujesz
Tutiel zaś mnie rozczarował. Te jego wątpliwości co do Hasmeda/Zorgi - za ludzkie. Myślałam, że to potwór, tak jak inni, może poza Hanaelem (choć on akurat jest potworem który udaje nie-potwora nawet i przed samym sobą), a tu nagle - sentymenty. Wietrzę pairing. Ble. Nie pasuje mi to, zastrzegam na starcie, nie podoba mi się możliwość, że z Zorgi i Tutiela zrobisz parę. Nie widzę miłości między łowcą i zwierzyną, najwyżej toksyczny związek, zakończony śmiercią ich obu, ale w żadnym wypadku nic romantycznego. Rosier jest lepszy - on jest zły do szpiku kości i nie ukrywa tego. Z drugiej strony, może to przez imię, ale mocno, mocno przypomina mi Rociera/Rosiera/Rociela (jakkolwiek jego imię zapiszemy, bo widziałam wiele wersji) z "Angel Sanctuary).
Podsumowując - fajnie, choć nie bez moich wątpliwości, co do których mam nadzieję się mylić.
Rayk (Brak e-maila) 15:07 16-06-2010
Naprawdę niesamowite opowiadanie. Widać ze się nad nim naprawdę napracowałaś i muszę powiedzieć,że strasznie mi się podoba. Jedno z lepszych jakie czytałem. Buźka tak trzymaj A co do życzeń nie zabijaj Rosiera. Mój mistrz xD
Rika (Brak e-maila) 13:30 22-06-2010
Opowiadanie jest genialne, steskniłam sie za takim. Rosier jest BOSKI!!!!!! Błagam, błagam nie zabijaj go I mam nadzieje że dokończysz to opo.
Pozdrawiam i życze weny
Iria (Brak e-maila) 23:57 23-06-2010
Dziękuję za komentarze. Opowiadanie jest już skończone, żadnych zmian nie uwzględniam Co do ,,hurtowego" wysyłania rozdziałów.... Gdybym wysyłała je pojedynczo to byśmy chyba osiwieli, zanim dotarlibyśmy do końca, ponieważ, jak widać, trzeba na aktualizacje diabelnie długo czekać (!!) Dlatego wrzuciłam opo na inną stronę. Jeśli ktoś byłby zainteresowany to pisać na maila ^^
wampirzyca (Brak e-maila) 13:32 26-06-2010
BARDZO ALE TO BARDZO MI SIĘ PODOBAŁO I CZEKAM NA NASTĘPNE ROZDZIAŁY,MAM eta (betagrak71@wp.pl)
14:56 06-07-2010
Opowiadanie napisane po mistrzowsku. Wiesz wydawali mi sie, ze demonami sie nie interesuje. A tu niespodzianka! Jak zaczelam czytac, wiedzialam, ze wszystko bedzie malo wazne, tylko to opowiadanie. Spedzilam z nim calom noc i kawalek dnia Warto bylo! Chyle czola, piszesz ciekawie, zastanawiam sie jak moze "pocalunek" sie skonczyc, i nic mam pustke;( Prosze o podanie linka gdzie jest dalsza czesc. Bardzo
Beta
Vixen (Brak e-maila) 14:22 17-07-2010
Uwielbiam cię. Gdzie można dokończyć opowiadanie? Bardzo proszę daj namiar na tę stronę
Mika (miki04@vp.pl) 19:09 25-07-2010
Cześć Ja też chętnie Poznam dalsze rozdziały więc jeśli byś mogła prześlij mi gdzie to można jeszcze znaleźć. Co prawda napisałam ci już o tym w mailu ale nie wiem czy doszedł i chyba zapomniałam się podpisać
Iria (maruta_chan@wp.pl) 18:30 28-07-2010
Wysłałam każdemu kto o to poprosił, jeśli nie doszło proszę mi napisać 0_o
Ame (lily1307@o2.pl) 20:31 08-08-2010
Hej^^
Kiedyś czytałam twoje opowiadanie na jakimś blogu..... Ale jakoś mi zginęło. Kocham je po prostu, ale myślałam, że nie piszesz kontynuacji... i mnie dzisiaj uderzyło , żeby je wygooglować. Patrze a tu .....kolejny rozdział (*^*) Proszę prześlij mi na maila adres twojego bloga czy coś ^^ Dzięki. Jestem suuuuuper szczęśliwa (@.@)
Iria (Szehina) (maruta_chan@wp.pl) 00:04 09-08-2010
A ja mam prośbę *_* Szukam żony/męża... znaczy się... (za dużo romansów) szukam kogoś, kto będzie wyszukiwał i pomagał mi poprawiać błędy w moim nowym opowiadaniu, które aktualnie tworzę T_T Najlepiej niech to będzie osoba cierpliwa, łagodnego usposobienia xD inaczej się w sobie zamknę... na amen o_0 Proszę, niech ktoś wykorzysta swoją umiejętność poprawnego pisania i zechce mi pomóc. Co do kolejnych rozdziałów, zobaczycie je na tej stronie Pozdrawiam!!
Rika (ala_bodzon@o2.pl) 20:06 20-09-2010
Miałam długą przerwę od tego opowiadania, a w zasadzie to od internetu ale to za nim się chyba najbardziej stęskniłam. Wysłałam ci kiedyś meila z prośbą ale chyba nie doszło jakbyś mogła mi kiedyś podesłać nazwę tego bloga, będe bAArdzo wdzięczna
An-Nah (Brak e-maila) 16:23 06-10-2010
Tak, wiem, pisałaś, że cię komentarze do tego tekstu przerażają. Ale szczerze? Zakładam, że jeśli ktoś nie chce komentarzy, to po prostu nie publikuje. O i tyle
A historia jest fascynująca i wciąga. Stworzyłaś świat i bohaterów z gigantycznym potencjałem. Chcę wiedzieć co dalej i, co tu mówić, chcę dowiedzieć się więcej o świecie. Co, skąd, jak, kiedy, czemu pojawili się anakim, kiedy, jakie są reakcje, co robią ludzie, co ma do tego Bóg/bóg i czy to jest nasz świat i chrześcijaństwo, czy coś odmiennego, zupełnie inna rzeczywistość? Co się wydarzyło, że ten świat wygląda na do końca przeżarty złem i podążający ku upadkowi?
Co do postaci, to masz jednak dar do tworzenia sukinsynów, tu to widać. Zwracam honor, u ciebie wszyscy są źli... mniej lub bardziej.
Scena gwałtu mnie odrzuciła, ale była na miejscu, miała sens. Nie odebrałam jej jako coś, co miało być atrakcją dla niewyżytych czytelniczek. Zachowanie Hasmeda/Zorgi po? Chyba ma chłopak rys psychopatyczny, skoro odbiera gwałt jako krzywdę wyłącznie fizyczną i tak prędko stwierdza, że może warto by zostać kochankiem Rosiera... a potem scena z włażeniem do łózka Tutielowi... I szczerze mówiąc, nie wiem,co tu jest grane, myślałam, że Zorga chce Tutiela uwieść... Chyba, że uwodzi go udając niedostępnego, bo w miłość do najbardziej znienawidzonego z demonów nie uwierzę za cholerę. Nie u kogoś z taką przeszłością i z taką emocjonalnością.
Intryguje mnie Beliar i Kazbiel - mam wrażenie, że obaj jeszcze będą mieli swoje pięć minut. Zwłaszcza Kazbiel, którego urodę i kolor oczu podkreślasz co chwilę. Nie wiem, mam mały pomysł co do tego, co Kazbiel może zrobić, ale...
Z usterek? Ilekroć trafiałam na sformułowanie "ognistowłosy" czy "fiołkowooki", miałam ochotę strzelić wydrukiem w szybę autobusu. Jeśli kiedykolwiek będziesz ten tekst poprawiać, zacznij od wywalenia -okich i -włosych, bo to niestety sformułowania na poziomie grafomanii, a ty grafomanką za cholerę nie jesteś i ten tekst do koszmor się nie zalicza. Reszta... więcej błędów niż w "Robaczywym Owocu", postęp widać
Aaa, co do komentarzy które mi dałaś, to nie, nie polecam uczyć się pisania ode mnie. Pisanie jak ja kończy się tym, że ma się dwóch czytelników na krzyż - i czasem jakiegoś gratis. Nie polecam. Frustrujące jak cholera.
A poważnie, najlepiej jest chyba pisać po prostu takie rzeczy, jakie samemu chciałoby się przeczytać.
Iria (maruta_chan@wp.pl) 13:47 10-10-2010
Dziękuję, An-Nah. Cieszę się, że zauważyłaś postęp Masz rację, co do -włosych i -okich, wstrętne! Już nie popełniam podobnych błędów. Opowieść jest skończona i możesz się rozczarować, ponieważ nie wszystko zostało dopowiedziane i jeśli wezmę się za poważną poprawę tekstu, wtedy dopiero wezmę twoje spostrzeżenia pod uwagę i uzupełnię opowieść. Na razie pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję, że pewnego razu być może pojawią się kolejne rozdziały Pocałunku ¦mierci na tej stronie. Nie wyobrażam sobie, że moje opo zostanie ,,tutaj" tak brutalnie przerwane :/ Nie wiem czemu tak się dzieje, mam nadzieję, że wszystko wróci kiedyś do normy ;] Pozdrawiam!
fanta (fantastka55@gmail.com) 19:57 07-12-2010
Iriaaaa T.T nie rozwalaj mnie T.T
powiedz, że jest jakaś kontynuacja. To się nie może tu skończyć. Ja muszę wiedzieć co z Tutielem i Zorgą. T.TTT
BaaaAaaaaAaaaAAaaaAAaaaagam! T.T
An-Nah (Brak e-maila) 18:30 07-01-2011
No i doczytane
Skłamałabym, gdybym miała powiedzieć, że się nie podobało. Bo się podobało, wykreowałaś ciekawy świat i mimo, że wiele chciałabym się jeszcze o nim dowiedzieć, brak wyjaśnień nie psuje przyjemnej lektury. Cieszę się, że cały czas pojawiają się w sieci osoby, które nie ulegają modom na fan-fiki ani na miniatury, tylko konsekwentnie prowadzą autorskie projekty.
Końcówka - chaos w LaVion, ludzie w końcu buntujący się przeciw demonom (tego mi brakowało!), anakim korzysatjący z okazji, żeby się pozabijać i pokazujący, że więzi między nimi są tylko pozorem - to było piękne, wynikało z treści i było dobrze przedstawione.
Z drugiej strony, jeśli portretujesz wszystkich anakim jako potwory niezdolne do uczuć, jeśli ich uczucia to co najwyżej samooszukiwanie się - to odmawiam nazwać uczucie Tutiela do Zorgi miłością. Może Tutiel się oszukuje, wmawia sobie, że ma uczucia. Może to tylko żądza. Ale nie, nie wierzę w taką miłość, w nagłe zaprzeczenie wszystkiemu, co dotąd napisałaś. Tutiel nigdy nie miał wątpliwości co do swojej natury, nie próbował zaprzeczyć temu, że jest potworem. I nagle robi się z niego romantyk... Nie! Podobnie Zorga - cały czas napędzało go pragnienie zemsty, nienawiść, miłość do brata... i nagle kocha Tutiela. Wiem, że fandom się domaga romantycznych związków, ale tu nie ma miejsca na romantyczne związki. Lepiej by było Zorgę zostawić martwego. Albo pozwolić im się nawzajem pozabijać w epilogu...
Ale cóż, twoja historia, twoje postaci. Czytało się świetnie, więc nawet ten niepotrzebny romantyzm ogólnego dobrego wrażenia nie psuje.
Channel (Brak e-maila) 20:57 09-01-2011
No właśnie zauważyłam, że zmieniłaś końcówkę. Z tego co pamiętam, to Zorga zginął... Och, jak już mam wybierać, to wolę tę wersję. Chociaż jest (tak jakby) happy end, nie?
Iria (maruta_chan@wp.pl) 14:49 13-01-2011
No przecież jak uśmierciłam Zorgę, a Tutiela wygnałam z Abadon to mnie rozerwałyście na strzępy. Kurrrrczak, nie dogodzę xD Rzeczywiście ,,kobieta zmienną jest".
A nieuważne, szybko przemykające przez treść oczy rzeczywiście mogły przeoczyć wątki, które zaprzeczają temu, że anakim nie mają uczuć. W tekście jest sporo takich wątków i zdań, ale nie napisanych wprost, bo nie lubię takich przejrzystych treści ;] Mam nadzieje, że większość jednak zauważyła.
Dziekuję, że byłyście ze mną do końca! Dziękuję za wszystkie komentarze!
An-Nah (Brak e-maila) 15:34 16-01-2011
Hej, hej, hej, przyznaję, ze mogło mi coś umknąć, mogłam coś odczytać niezgodnie z wolą autorki, ale raczej nie dlatego, że czytałam nieuważnie - należę jednak do osób, które zwracają uwagę na niuanse. Może po prostu ja CHCIAŁAM tak odczytać? Może po prostu chciałam opowiadania, w którym toksyczna fascynacja nie zmieniłaby się w miłość i podświadomie oczekiwałam takiego? Nie wiem.
Pojechałaś mi kobieto po ambicji, jak zdam egzaminy, przysiądę nad tym tekstem raz jeszcze.
Co do zakończenia: nie zadowolisz wszystkich! Nie próbuj nawet, nie dostosowuj się do życzeń części czytelników, bo reszta będzie miała swoją opinię. Zakończenie to coś, co wynika z całości tekstu, a nie to, co chciałabym widzieć ja (śmierć Zorgi) czy inny czytelnik (obecna wersja). Zastanów się, jakie tobie najbardziej odpowiada Literatura to to, co pisarz ma do powiedzenia, a jeśli czytelnik narzeka - to jego problem
Iria (Brak e-maila) 20:38 16-01-2011
Rozumiem, ale pisarz nie może pisać wyłącznie dla siebie. Musi wziąć pod uwagę oczekiwania innych. Poza tym uważam, że nieźle wybrnęłam(samochwała)z tym zakończeniem... Popatrz, Zorga otrzymuje szansę by zacząć wszystko od nowa, oby nigdy nie odzyskał pamięć ;] Nie rozumiem kogo mogłoby uszczęśliwić inne zakończenie. Z pewnością upłyną jeszcze lata, zanim uda mu się uporządkować w głowie niektóre sprawy i znaleźć własne miejsce. Tutiel także postara się odnaleźć w nowej sytuacji. Co do ,,kochania", nawet pies darzy uczuciem swojego właściciela, nie bądźmy okrutni ;/ To ostateczna wizja opka. AMEN
Szpilka (Brak e-maila) 14:11 24-01-2011
Gdzie kolejne rozdziały?? 0_0
Koparopa (Brak e-maila) 16:34 24-01-2011
Hm. Sama nie wiem jak na to patrzeć. Już dawno czytałam Pocałunek Śmierci na Twoim blogu i jego zakończenie wydało mi się... doskonałe. Przez cały czas byłam przekonana, że nie mogło być inne i po zapoznaniu się z nową wersja wciąż tak uważam. Dla mnie Zorga umarł wraz ze śmiercią swojego brata, Hasmed umarł zabity przez Hananela, wydostając się z klatki Rosjera. A Tutiel przepadł. Wybacz ale uważam, że nowa wersja nie jest nawet prawdopodobna z psychologicznego punktu widzenia. Trochę szkoda, że poddałaś się namowom i zmieniłaś idealne zakończenie, to jednak Twoja decyzja i szanuje ją, lecz jak pisałam, dla mnie jedynym i prawidłowym zakończeniem zawsze będzie to pierwsze. Uściski
Atena (Brak e-maila) 18:20 24-01-2011
A ja uważam, że ,,to" zakończenie jest bez 2 zdań bardziej prawdopodobne!!! Byłoby inaczej, gdyby Zorga darzył brata silną więzią, a tak nie było. Chłopak miał pretensję o to, że anakim uczynili go przez pewien czas nieśmiertelnym (że tak to skrócę) a to spowodowało, że odtrącono go, skazując na życie z wiedźmą, która z kolei nawbijała mu do głowy wiele podręcznikowych mądrości. Więc właściwie dużo zyskał, stał się dla demonów trudniejszą zdobyczą. Może właśnie przez to czuł się w obowiązku wypowiedzieć demonom wojnę. Nie zaprzeczam, że swoje przeżył, ale nie był jeszcze aż tak skrzywiony, co sugerują niektóre osoby. Uważam, że nie chciał swojej śmierci, a nawet były momenty, kiedy wyobrażał sobie życie z Tutielem. Czuł, że nie może o nim myśleć, jeśli nie zakończy pewien rozdział. Hasmed na pewno nie był typem, który oddałby się anakim w ofierze, o nie nie... Dlatego drugie zakończenie zdecydowanie wydaje się bardziej logiczne. Uffff lubię rozważać takie treści *_* |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|