ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Pocałunek śmierci 16 |
16
Hasmed wyskoczył z powozu, naciągając na twarz kaptur. Nie chciał niepotrzebnie się wyróżniać, choć i tak czuł na sobie ukradkowe spojrzenia. Okrążył powóz, zatrzymując się przed woźnicą, który łypnął na niego niechętnie okiem jakby robił coś za karę.
-Słuchaj... nie ruszaj się stąd, aż do mojego powrotu. Jednak, jeśli nie pojawię się do świtu, wracaj do zamku.
Mężczyzna nie zareagował, ale Hasmed nie miał czasu, aby się teraz nim przejmować. Nie czekając na jakiekolwiek od niego potwierdzenie, odwrócił się na pięcie w stronę wejścia do ponurej gospody. I poczuł się tak jakby cofnął się w czasie do chwili, gdy po raz pierwszy stanął na ziemi Abadon . Popchnął drzwi, wkraczając do środka.
Był dopiero środek dnia i w knajpie praktycznie ziajały pustki. Człowiek omiótł spojrzeniem pomieszczenie, ledwie zahaczając wzrokiem o trzech pochylonych nad alkoholem mężczyzn. Każdy siedział w sporej od siebie odległości, zaciskając w ręce kufel piwa. Byli nieważni, stanowili element otoczenia.
Przystępując dwa kroki do przodu, został zatrzymany twardym spojrzeniem barmana, w którym rozpoznał ,,Brzydala". Wybałuszył na niego oczy i mężczyzna w ciele dziecka poczuł się dziwnie, trochę nieswojo. Czyżby Dirk tak szybko go rozpoznał? A może zaskoczył go widok ładnego chłopca w aksamitnej pelerynie? Ta druga możliwość wydawała się bardziej wiarygodna. Wyminął trzy stoliki, powolnymi, prawie leniwymi krokami, pozwalając by ten mógł mu się przyjrzeć.
-Dzień dobry- odezwał się i barman wydobył z jego głosu nutę rozbawionej drwiny. Jego bardzo zielone oczy przywiodły wspomnienia tamtej wyjątkowo porywistej nocy, gdy mokry, gwałtowny wiatr zrywał drzewa. Dirk nie przyznawał się przed Niko, że cierpi na wyrzuty sumienia spowodowane tym, iż pozwolił chłopakowi odejść, niemalże skazując go przez to na śmierć. Dzieciak o tak pociągających rysach twarzy tylko prawdziwym cudem zdołałby uratować się z kleszczy śmierci... z kleszczy Abadon...
,,-To nie jest odpowiednie miejsce dla takich dzieciaków... ta knajpa- tłumaczył do znudzenia zrozpaczonej Niko- Ten chłopak sprowadziłby na nas całą zgraję demonów! Już raz przez to przechodziłem! Z tym nie ma żartów... Boże!
-Tak, twoim zdaniem bardziej odpowiedniejszym dla niego miejscem byłaby drewniana skrzynia!
-Nie mam zamiaru tego więcej roztrząsać!... Zabierz się za mycie podłogi!"
-Spóźniłem się.- Głos chłopaka wyrwał go z chwilowego letargu.
-To ty... prawda?
-Hasmed- przypomniał.
-Zgadza się.- Przesunął palcami dwie szklanki jakby ich wcześniejsze miejsce mu przeszkadzało. Z bliska jego twarz była jeszcze bardziej przerażająca. Blizny były straszne, jedna zdawała się gonić drugą, jedynie ładny kształt warg i oczy, które miały swój specyficzny czar, sprawiał, że wyglądał dość interesująco, jeśli usilnie starało się to dopatrzyć. Bardzo prawdopodobne, że kiedyś był wyjątkowo piękny... Zbyt piękny...
- Żyjesz- odparł matowo- to... prawie niemożliwe.
-Dlaczego?- podciągnął się na krześle, przy barze.- Sam zobacz, że jestem nie tylko żywy, ale i dobrze mi się wiedzie.
-Taa... Peleryna elegancko podkreśla twoje zielone oczy, co?- odparł kąśliwie.- Twój właściciel ma dobry smak, czy czeka na zewnątrz?
Hasmed uciekł od niego wzrokiem, starając się zachować kamienny wyraz twarzy.
-Jest teraz... daleko stąd.
Dirk przyjrzał się mu ze skupieniem. Od pierwszej chwili, gdy go tylko ujrzał, tamtej nieprzyjemnej nocy, chłopak wydał mu się wyjątkowo dziwny, czuł że powinien mieć na niego baczną uwagę. Teraz, kiedy pojawił się ponownie, żywy i równie pewny siebie, jak na samym początku, do mężczyzny wróciły wszystkie złe obawy i to ze zdwojoną mocą.
-Powiedz lepiej czego tu szukasz. Będąc szczerym...- Oparł się o blat, wysuwając do przodu- Mam naprawdę przykre wspomnienia związane z demonami. Dostaję natychmiastowej wysypki, jak tylko któregoś zobaczę i ostrych wrzodów żołądka, jeśli nadarzy mi się okazja zetknąć się z czymś, czego oni wcześniej dotykali.
-Fatalna przypadłość...- wtrącił mu się w wypowiedź, zanim ten zdążył nabrać powietrza, by powiedzieć coś jeszcze- W takiej sytuacji przydałoby się po prostu opuścić Abadon. Nie spotkanie na drodze demona graniczy z cudem. - Przykuł go spojrzeniem.- A może... lubisz tu jakiegoś, co?
Zaśmiał się.
-O tak, z pewnością!- Nagle jego spojrzenie zrobiło się wyjątkowo wrogie.- Trzymają mnie tutaj wspomnienia i własne grzechy. Poza tym, to nie jest twoja sprawa, gówniarzu i spuść trochę z tonu, bo wyrzucę cię zaraz na zbity pysk!
Hasmed uderzył plecami o oparcie krzesła, wyszczerzając białe zęby w zawadiackim uśmiechu. Dirk podniósł głos z warczenia na wrzask:
-Nie interesuje mnie, co się z tobą teraz dzieje czy też działo, więc możesz już iść! Wynocha!
-Nie tak szybko, Dirk...Dirken. Nie jestem tu po to, by zadzierać nosa. Przepraszam za swój język. Sarkazm jest moim nieodłącznym kompanem. Przybyłem, ponieważ potrzebuję twojej pomocy.
,,Brzydal" świdrował go przez kilka milczących chwil oczyma jakby chłopak był kimś, kto mógłby mu porządnie zaszkodzić. Dzieciak nie sprawiał wrażenia kogoś, kto wpadłby w tarapaty. I dlaczego myślał, że właśnie on miałby mu pomóc? Czyżby nie nadawał się nikt inny do tego zadania? A może to jakiś podstęp? Był ktoś... z przeszłości Dirka, komu obiecywał, iż nie będzie się więcej wychylał- ,,dla własnego dobra"- i mężczyzna nie chciał powodować sytuacji w których doszłoby do ich ponownego spotkania. Na myśl o tym przeszedł go dreszcz.
-To ma być... jakiś żart?
-Jeszcze nic przecież nie wyjaśniłem.- Sięgnął dłonią w głąb swojej torby, wyciągając fiolkę z purpurową cieczą. Była niewielka, mieszcząca w sobie dwa łyki krwi. Przysunął naczynko do mężczyzny, ale ten nie chwycił je w dłonie.- Teraz możesz zapytać czy to jakiś żart.
-Co to ma być?- warknął, mimowolnie się wzdrygając.
Brunet rozejrzał się nabierając powietrza.
-Krew. Najprawdziwsza krew demona. Już wkrótce stanie się naprawdę wiele warta.
-Co ty mówisz?
-To, co słyszysz.- Zmarszczył niecierpliwie brwi.- Wbrew pozorom czas nie jest mi ostatnio sojusznikiem więc postarajmy się nie strzępić języka na niepotrzebne słowa.- Chwycił go nieoczekiwanie za przegub jakby wyczuł, że mężczyzna zamierza się odsunąć.- Krew anakim, demonów jest naprawdę ... bardzo cenna.- Ostatnie zdanie szczególnie podkreślił i mężczyzna siedzący najbliżej niego uniósł z zainteresowaniem wzrok.- Napiłem się jej w dzieciństwie i uczyniła mnie prawie nieśmiertelnym!
Oczy barmana stwardniały. Nie takiej reakcji spodziewał się Hasmed. Liczył na jakieś zaskoczenie, a nawet szok odmieniający wyraz jego twarzy.
-Jesteś głupim, nie zdającym sobie sprawy z niebezpieczeństwa, smarkaczem!- Teraz to on był tym, który chwycił go za nadgarstki i przyciągnął do siebie tak bardzo, że prawie położył chłopaka na blacie barmańskiego stołu.- Zamierzasz wcisnąć mi tę odrażającą, czerwoną ciecz, wmawiając, że to krew demonów?! Nieśmiertelność?! Zaraz rozbiję ci na tej pustej głowie butelkę piwa i się przekonamy czy wstaniesz z podłogi!
-To... byłoby dość nieeleganckie- powiedział głosem Rosiera i naraz zachciało mu się gorzko roześmiać.
Nie zauważyli nawet, że zaczęto się im przyglądać.
-Rozumiem twoje poruszenie- powiedział zielonooki bez przekonania, a jego iskrzące się w złości oczy, przyjęły postać wąskich szparek.- Mówi ci to jakiś wymuskany, arogancki dzieciak, ale to nie tak! Puść mnie... Nie lubię przemocy wobec słabszych.
-Zaraz wyrzucę cię kopniakiem na ulicę!
-Nawet się nie waż!- krzyknęła zdruzgotana Niko. Odwrócili w jej stronę głowy. Stała z wiadrem w ręku w takiej pozycji, jakby miała go zamiar użyć.- Puść tego chłopca, bo zrobię coś, o co nigdy byś mnie wcześniej nie posądził!
-Niko, idiotko! Zawsze zjawiasz się tam, gdzie cię nie potrzebuję!- Nie wypuścił z uścisku chłopaka, nawet wtedy, gdy zjawili się nowi klienci z nadzieją, iż coś wypiją. Po prostu ich zignorował.
-Dirk jest ostatnio nerwowy, plus nie lubi ładnych dzieci- zaśmiał się ochryple pewien mężczyzna, przeciskając się do przodu z pustym kuflem piwa.- Nalejesz mi, przyjacielu? Czy mogę się sam obsłużyć?
-Trzymaj swoje łapska z dala od mojego towaru!- ryknął i ten rozłożył z rezygnacją ręce.
-Nie jestem dzieckiem, Dirk, ja...
-Oj, przepraszam!- przerwał mu, utkwiwszy w chłopcu wzrok.- To zapach mleka mnie zmylił!
-Na miłość Boską!- Kobieta zaczynała tracić cierpliwość. Stanęła koło niego, mocno uszczypnąwszy blondyna w ramię.- Puść go! Dlaczego musisz być czasem taki nieprzyjemny!
,,Brzydal" syknął coś wulgarnego pod nosem, uwalniając młodzieńca. Hasmed odsunął się od niego gwałtownie, następnie poprawił wymiętą pelerynę, nie spuszczając z barmana swojego stalowego spojrzenia, co spowodowało, że Dirk nabrał ochoty aby mu nagle przywalić. Niko ruszyła w ich stronę, niespodziewanie przyduszając Hasmeda do piersi.
-Stałam tak z minutę nie mogąc oderwać od ciebie oczu! To cud, że widzę cię znów całego i zdrowego! Byłam przekonana, że oni cię jednak dorwali! Moje modlitwy zostały wysłuchane!- Pocałowała go w czubek głowy.
-Niko! Nie rób sceny!- poczerwieniał ze złości Dirk.
-No to...- usłyszeli chrząknięcie- naleje mi ktoś tego piwa, czy nie?
Kobieta nie zważając na opór Hasmeda, pociągnęła go na zaplecze, z zamiarem nakarmienia gorącymi klopsikami.
Odchodząc pod rękę z Niko, czuł na sobie przypalający wzrok Dirka. Mężczyzna potrzebował chwili samotności żeby ochłonąć, Hasmed również nie chciał być teraz w jego pobliżu.
-Dirk jest taki... narwany- czuła się w obowiązku tłumaczyć.- Działa pod wpływem emocji i trudno nad nim zapanować, ale nie zrobiłby ci krzywdy. Nigdy nie uderzyłby kobiety ani dziecka. Jest pozornie szorstki, ale tak naprawdę...
Hasmed nerwowo stukał butem o nogę stołu, zastanawiając się nad umykającym mu czasem. Klopsiki Niko były doskonałe, całkiem inne od wegetariańskiego żarcia Rosiera. Posiłki konsumowali razem, ale demon prawie nic nigdy nie jadł, chyba, że chodziło o miód czy jakiś owoc, którym się chętnie częstował. Człowiek bardzo wątpił, iż te nisko kaloryczne dania były jego jedynym źródłem pożywienia, jednak nie chciał zastanawiać się nad tym teraz... Kiedy o nim myślał, zaczynała go boleć głowa. I czasem ogarniało nieprzyjemne wrażenie, że już nigdy nie będzie mu dane się od niego uwolnić. A gdyby tak wykorzystać Tutiela i naszczuć ich na siebie nawzajem? Pomysł wydawał się szalony. Poza tym Krwawy Demon nie był kimś z kim można by było wygrać.
Niko odgarnęła kosmyk włosów z czoła Hasmeda, łagodnie się mu przypatrując.
-Miałam kiedyś syna...
Uniósł do góry brwi, ale nie dokończyła.
Chłopak nie mógł dotrzymać słowa danego Rosierowi. Okazało się, że potrzebował znacznie więcej czasu niż z początku przypuszczał. Jak na to zareaguje Rosier? Martwił go jego niepohamowany temperament. Czy pod wpływem złości skrzywdzi Tutiela? Myśli o tym nie powodowały w nim teraz jakiś głębszych zmian. Tutiel sam był sobie winien, kręcąc się wokół Hasmeda. Może zdąży użyć wreszcie tej swojej mózgownicy i wyniesie się, zanim będzie za późno. Człowiek nie miał czasu, ani energii na to, aby zajmować się pomniejszymi sprawami. Najważniejsze było zrealizowanie obmyślanego planu.
Pochylił się nad kartką starego papieru.
,,Rosier. Sprawy skomplikowały się nieco, ale nie jest to przeszkoda, nie dająca się przeskoczyć. Nie wrócę na czas, więc w ramach rekompensaty możesz zająć się Tutielem. Jednak byłoby mi wtedy przykro. Mimo wszystko zrób jak uważasz."
Oderwał od papieru pióro, zawieszając w próżni wzrok.
,,Twój Hasmed"- dodał na zakończenie.
Do Rosiera nie można było zwracać się zbyt wylewnie, liczyła się szczerość. Inaczej, anakim nabrałby z pewnością podejrzeń.
Wręczając list woźnicy, uczuł na sobie czyjeś spojrzenie... Postał więc jakiś czas w miejscu, spoglądając w stronę odjeżdżającego powozu. Chciał mieć pewność, że to ,,coś" co się nań wpatrywało, pozostanie w ukryciu, nie podążając za sługą Rosiera. Gdyby wiadomość przepadła, sprawy mogłyby przybrać niedobry obrót. W końcu, kiedy chłodny wiatr zdawał się przenikać go do kości, z powrotem skrył się we wnętrzu budynku.
-Tajemniczy Hasmed - usłyszał słowa przesycone jadem. Przesunął na Dirka bezwyrazowe spojrzenie.- Mykaj mi na zaplecze. Zbliża się pora, w której ta knajpa zaczyna tętnić życiem.
-Oczekuję tej chwili- powiedział, czego następstwem było silne chwycenie młodzieńca za rękę. Mężczyzna niegrzeczne wyprowadził go na tyły baru.
-Z czym masz problem, chłoptasiu?
-Na razie z tobą- syknął, wyszarpując mu dłoń.- Nie jestem tu w odwiedzinach. Już to próbowałem tobie wyjaśnić. Jeśli będziesz przeszkadzał, wszystko odwróci przeciwko tobie.
-O! Grozisz mi?- Zmiażdżył usta w prostą linię i wyglądał w tej chwili wyjątkowo groźnie.
-Tak! Choć miałem nadzieję tego uniknąć. Ja też nienawidzę demonów! Jesteśmy w tym względzie do siebie podobni, choć z tą różnicą, że ja nie zamierzam bezczynnie siedzieć i zgadzać się na wszystko, co się wokół mnie dzieje. Zaszedłem już tak daleko, że nie ma odwrotu. Będę brnął do samego końca! Nie mam nic do stracenia...
Dirk wyglądał na nieco oszołomionego. Hasmed nie miał pojęcia z jakim wyrazem twarzy to mówił, ale od marszczenia brwi rozbolało go czoło. Wiedział, że musiał być teraz twardy, iść z prądem. Nie było mowy o wahaniu, jeśli wpuści do serca jakiekolwiek uczucia, wszystko zaprzepaści. Był świadom swoich słabości, świadom tego, że nie jest tak silny, jak mu się z początku wydawało. A to oznaczało popełnianie kolejnych pomyłek, na które nie mógł już sobie więcej pozwolić.
-Nie robię nic przeciwko ludzkości. Koncentruję się wyłącznie na demonach. Nadszedł dzień na poważne, nieodwracalne zmiany! Nie ma sposobu, byś mógł mnie zatrzymać. Albo pozwolisz mi działać...- nabrał powietrza- albo inaczej się tobą zajmę. Nie mam skrupułów.
Wyraz twarzy mężczyzny nie uległ zmianie, wyglądał tak, jakby go wmurowało w podłogę. Hasmed ciągnął:
-Kiedyś, ktoś wywrócił mój świat do góry nogami. Byłem pewny, że umrę, że nie będę w stanie znieść tego wszystkiego. Gdy teraz się nad tym zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że rzeczywiście spotkała mnie śmierć! I to, co po mnie zostało, niewiele ma teraz ze mną wspólnego. Za dużo żyłem w otaczającym mnie mroku, po pewnym czasie zaczynałem się z nim jednoczyć. Zmieniły się moje uczucia i myśli... Teraz wiem, że jeśli nie wypełnię tego, co sobie przysięgłem...- przełknął ślinę- stanie się ze mną coś naprawdę strasznego! To świadomość tej misji trzymała mnie na powierzchni! Jeśli ją porzucę, zginę.- Zniżył niespodziewanie głos, przechodząc niemal do szeptu: - Nic, co straciłem nie wróci, nie ma się co nad tym roztkliwiać. Rozpocząłem nowe, lepsze życie. Jaki jest sens mówić ci o tym? Tłumaczyć cokolwiek? Nie jestem przekonany byś mógł swoim rozumem pojąć moją tragedię! Zrozumieć wartość mego poświęcenia!
-Ach tak? - urwał, wstrzymując przez chwilę powietrze.- Te słowa... wyrywają z dna mojej pamięci głęboko skrywane obrazy, o których wolałbym dawno zapomnieć.- Ruszył kilkoma krokami w stronę okna, poprawiając zasłonę, następnie, odwracając ku młodzieńcowi, przysunął do siebie drewniane krzesło, ciężko na nim opadając. Jego spojrzenie było puste.- Zdaję sobie piekielnie sprawę z ludzkiej bezsilności i choć wszystko się we mnie gotuje, czuję, że nie mamy wpływu, aby cokolwiek zmienić. Pozostaje nam siedzieć w ukryciu i modlić się o bycie niewidocznymi. Czasem... wydaje mi się, że nie mamy już prawa do tego świata... Jesteśmy podporządkowani czemuś obcemu i choć posiadamy własny rozum, ambicje i dumę, możemy jedynie gnić z poczuciem winy za ten stan rzeczy, ze wstydem, ze świadomością własnej niedoskonałości...i bezradności.
-Nie musi tak być!- Oparł się rękoma o stół, wysuwając do przodu.- Nie musisz się na to zgadzać!- Przyglądał się jego twarzy, być może czekając aż ten coś powie, ale mężczyzna milczał.- Widzę, że różnimy się od siebie bardziej niż przypuszczałem! Co masz z tego życia?! Nie lepiej byłoby umrzeć, niż tkwić w tym gównie? Że też jest w tobie tyle siły, by to znosić i potrafić patrzeć na to... wszystko. W tym znajdujesz energię!- wypluł z grymasem pogardy.- To nasz świat do cholery! Pora z tym zrobić jakiś porządek! Inaczej czeka nas już tylko zagłada, apokalipsa! Wierzę, że wszyscy razem możemy się im przeciwstawić, musimy jedynie przestać się bać... Ludzi jest znacznie więcej niż demonów. Poślemy ich prosto do piekła!
-Głuptas- parsknął i na jego twarzy wybił się smutek. Podniósł się z krzesła stanąwszy naprzeciwko Hasmeda. Nieoczekiwanie ujął w dłonie twarz chłopca, niemal z ojcowską czułością.- I pomyśleć, że też tak kiedyś myślałem. Chyba każdy dzieciak przechodzi przez ten etap... Chociaż... muszę się przyznać, że będąc w twoim wieku, nie było we mnie tyle nienawiści ile widzę ją w twoich oczach. Niemal się z nich wylewa.
-Posłuchaj mnie dobrze...Powtarzam raz jeszcze... nie jestem dzieckiem. Jestem mężczyzną, już dawno mam za sobą wiek niewinności. To nie dziecięcą pasję widzisz! Nie głupią, tępą wiarę w ideały!- Odskoczył od niego, podrywając głowę.- Skończyłem dwudziesty drugi rok żucia! Krew demona sprawiła, że niespodziewanie czas się dla mnie zatrzymał, powodując, że przestałem dorastać. Lata mijały, a ja nadal cieleśnie pozostawałem dzieckiem. Nic jednak nie trwa wiecznie i nawet działający na mnie demoniczny urok stracił w końcu siłę. Ale... nie traktuję swojej postaci za taką znowuż katastrofę...- uśmiechnął się groźnie.- Ta fałszywa powłoka bardzo mi pomogła zbliżyć się do demonów i to bez najmniejszego wzbudzenia podejrzeń. Są tak spokojni o swój los, że nawet nie zauważają, kiedy nimi manipulować. Naprawdę nie widzą żadnego zagrożenia z naszej strony. Przygotuję więc im pewną niespodziankę.- Jeszcze szerzej rozciągnął w uśmiechu usta.- Nie rzucam się z motyką na słońce. Mam sojuszników, Dirk. Naprawdę byś się zdziwił... Jednak nawet ich dosięgnie w końcu moje przeznaczenie.
-Co zamierzasz...?- usłyszał jego matowy głos. Hasmed uniósł do góry brwi, wbijając oczy w pełną napięcia twarz mężczyzny.
***
Miał ziemistą skórę, jakby ktoś go odseparował od słońca, co nadawało jego twarzy wyraz ogólnego wyczerpania. Kąciki ust młodzieńca lekko opadały w dół, jak gdyby nie skłonne do uśmiechu. Bystrym, czujnym wzrokiem przewiercał każdego na wylot, czy to w obawie, że mógłby przeoczyć fałsz? Nawet w półmroku można było dostrzec, że jego oczy były zielone, a młodzieńczą, lecz dojrzałą przez doświadczenia twarz nie szpeciła żadna blizna. Ubranie jakie na sobie miał, było starannie dobrane i młody elegancik zdawał się wśród kłębu dymu i alkoholowych oparów wyjątkowo niedopasowany. Stał obok Brzydala, po jego lewej stronie, lecz nie dostatecznie blisko, aby się mogło wydawać, że łączą ich jakieś szczególne zażyłości.
Balisa czuła, że to jej szczęśliwa noc. Nie potrafiła wytłumaczyć skąd jej się brała ta pewność, ogarniało ją jednak niezwykłe podekscytowanie... Kim był interesujący gość Dirka? Coś się z pewnością kroiło... Już zaraz miała się o tym dowiedzieć! Ta cała tajemniczość miała wręcz ,,nielegalną" otoczkę. Śliczności sprawiał wrażenie kogoś, kto sporo ma do ukrycia. Z twarzy Dirka też można było wiele wyciągnąć. Nie należał on do ludzi otwartych. Wszystkich traktował z podejrzliwością, wręcz z uprzedzoną wrogością... Teraz jego czoło kreśliły grube zmarszczki i nie wyglądał na tak pewnego siebie jak zwykle.
-Krew demonów, dająca nieśmiertelność, brzmi doprawdy wymyślnie!- zarechotał Jamo, swoim na wpół wstawionym głosem.
W pierwszej chwili Balisa ożywiła się pod wpływem tych słów, aż jej się oczy zalśniły, zaraz jednak ogarnęło ją głębokie rozczarowanie. Niemiała pojęcia o co w tym wszystkim chodziło, wyglądało jednak na jakiś żart. Starając się nie stracić żadnego słowa, podeszła bliżej Jamo, rzucając w jego stronę lekki uśmiech.
-Dirk, co się stało z twoim rozsądkiem, wierzysz zaraz w to, co ci naopowiadał ten strojniś? To jakiś obłęd...
W gospodzie zapanowało pewne poruszenie i trwało przez kilka dobrych minut, zanim Dirkowi udało się nad nim zapanować.
-Nie! To wszystko prawda!- zawołał chłopiec, jego spojrzenie zdawało się mieć twardość górskiego kryształu. Mężczyźni zaniemówili, z malującym się w ich oczach zaskoczeniem.- I prawdopodobnie nie jestem pierwszym, co miał sposobność skosztować tej krwi. Tylko, że o tym się nie mówi... Jedynie wybrańców spotyka podobny zaszczyt. Jedynie tych, co umieją trzymać buzię na kłódkę.- Uśmiechnął się płasko, czując silny przypływ adrenaliny. Ruszył do przodu, zakładając do tyłu ręce. Były zimne i mokre od potu.-Pomyślcie tylko, jak bardzo zazdrościliśmy im piękna i długowieczności, nie zdając sobie sprawy z tego, że i my możemy je mieć!- Ludzie rozciągnęli w oszołomieniu oczy. Balisa wypuściła wolno powietrze, czując pieczenie policzków i uszu. Dirk wolał nie odzywać się w tej chwili, choć jego wargi zadrżały nieznacznie, jakby wypychały je więzione słowa.- Okazuje się, że demony wcale nie muszą być naszym przekleństwem, nadszedł czas, abyśmy docenili ich istnienie i wykorzystali je. Kto by nie pragnął zachować na dłużej sprawność! Nie marzył o długiej, wspaniałej młodości, korzystał z jej sił witalnych?- Zrobił niedługą pauzę.- Życie ludzkie jest tak niesprawiedliwie krótkie... Kiedy zatruwa je starość, sytuacja życiowa staje się wręcz torturą, a przecież w każdym z nas żyje ten młody, niepohamowany duch, pragnący jeszcze tak wiele ze świata!
Na chwilę przerwały mu aprobujące szepty.
-Chwileczkę!- zawołał ktoś z tłumu, unosząc gwałtownie kufel piwa.- Nie spieszmy się tak z tym ożywieniem, dobra? To przecież totalne bzdury! Jeszcze nie jestem dostatecznie pijany, aby się na to nabrać! Krew dająca długie życie? Pierwszy raz słyszę o czymś podobnym!
Wzrok zielonookiego młodzieńca obniżył się na jego pierś, na cienkim łańcuszku lśnił krzyż .
-Jednak w głupotę, że krzyż uchroni cię od demonów uwierzyłeś?- parsknął, uśmiechając się kpiąco.
-Jak dotąd żaden mnie nie zaatakował- warknął i oczy mu pociemniały.
-Może jesteś za brzydki?- roześmiał się jego kompan, szturchając go łokciem. Zapanowało krótkie rozbawienie.
-Słyszałem opowieści o niezwykłej krwi demonów...- Gwar przeszedł nagle w ciszę.- Większość traktuje je jako fantazję, ale mówi się przecież, że w każdej bajce może tkwić ziarno prawdy, zgadza się?- Słowa należały do starca, siedzącego na samym końcu baru. Miał pochyloną sylwetkę i zmęczony wyraz twarzy, jednak w tym barytowym głosie dało się wyczuć pewną szczególną siłę, nakazującą innym milczenie.- Takie oddawanie demonicznej krwi- ciągnął- wiąże się z wyrazem niewątpliwej więzi, czy też miłości. To czysty dar, którego nie można od tak po prostu zabrać.
-Chcesz chyba powiedzieć... czysta bzdura!
-To bajki!
-Zamknij się!
-Dlaczego tak myślisz?!
Znów zapanował bałagan. Zaczęto się nawzajem przekrzykiwać i Hasmed nie wiedział jak nad tym zapanować. Niko, stojąca w bezpiecznej odległości od wszystkich, wykręcała ze zdenerwowania palce, starając się pochwycić wzrok Dirkana.
-Zamknijcie się przez moment!- ryknął właściciel baru, zagłuszając kłótnie.- Nikt nie każe wam wierzyć! Zrobicie z tą wiedzą, co będziecie chcieli! Jedno jest pewne...Demony dożywają setek lat. Coś musi być w tej cieczy płynącej w ich żyłach! I to oczywiste, że nic o tym dotąd nie wiedzieliśmy, nie licząc kilku obijających się o uszy przypadków, bo nie jest to coś, co te stwory mogłyby nam powiedzieć! I koniec pieśni!
-Racja!
Niektórzy zaczęli klaskać i Hasmed zaczął się zastanawiać, czy ludzie ci wierzyli w to, co im powiedziano, czy ich reakcja wypływała raczej z chęci, by sprawa ta okazała się prawdą. Nie było to jednak takie znów ważne... Liczył się sam efekt.
-To od nas zależy, czy sprawa pozostanie jedynie bajką- zawołał Hasmed.- Na co mamy dalej czekać? To prawda, że dobrze by było ujrzeć jakiś konkretny, namacalny dowód. Trudno jest uwierzyć jedynie w czyjeś słowa. Przydałoby się wykonać badania, lecz one pochłonęłyby wiele lat! Czy mamy tyle chęci, aby czekać? Czy bez eliksiru mamy wystarczającą ilość kondycji i wytrwałości?- Zanurzając dłoń w połę płaszcza, wyciągnął z jego wnętrza niewielką fiolkę krwi, tę, którą pokazał wcześniej Dirkowi. Z satysfakcją dostrzegł w oczach ludzi chciwy błysk... Pragnienie natychmiastowego posiadania...
Czuł swój tryumf!
***
Balisa wyszła z knajpy jako ostatnia. Było już dostatecznie późno i ulice Abadon zajęła groźna cisza. Jej podekscytowanie, pozwoliło nie myśleć o strachu związanym z porą, kiedy to ulice przestają już być bezpieczne. Wciąż miała przed oczami naczynko z krwią demona, ten... eliksir długowieczności!
Dyskusje trwające w gospodzie, toczyły się jeszcze przez kilka godzin i zdawać się mogło, że pod koniec nikt już nie wątpił w prawdomówność tego dziwnego chłopaka o przeszywającym spojrzeniu. Rzeczywiście jego gesty, nawet sposób patrzenia były niezwykle dorosłe. Zaczynał wzbudzać podziw. Widać było, że dzieciak, a raczej ktoś, kto wyglądał na dzieciaka, był niezwykle bystrą osobą. Odnosiła niekiedy wrażenie, że się wręcz popisuje. Czyżby świadomość o własnej inteligencji dawała mu poczucie władzy? Ludzie pokroju Hasmeda, budzili w Balisie niechęć i powodowali, że czuła się trochę niepewnie. Za stan tych uczuć odpowiedzialni byli jej bracia. Mieli w zwyczaju szydzić z maluczkich, wciąż powtarzali, że ,,bez wykształcenia i dobrego imienia człowiek jest nikim". Jednak Balisa za żadne skarby świata nie chciała sięgnąć po książkę. Po śmierci ojca, uciekła z domu, co okryło ją wyjątkową hańbą. Tak, w świecie nauki zdecydowanie nie było dla niej miejsca. Wolała życie pełne przygód i niebezpieczeństw, jakie ofiarowywało jej Abadon...
Dla Molocha... była gotowa zrobić wszystko! Nawet sprzedać własną rodzinę! Z uczuciem przyłożyła rękę do miejsca, w którym wypalono jej znamię przynależności do tego demona. Przysięgała mu posłuszeństwo i gotowość do poświęceń. W zamian chronił ją i dbał o to, aby nigdy nie musiała martwić się o takie przykrości jak bieda. I choć żyła w nienajlepszej wygodzie, nie było nigdy tak, by przymierała głodem. Jako szpieg, nie wolno jej było wyróżniać się niczym spośród tłumu. Była jak cień, doskonale wtapiającym się w tło innych ludzi...Będąc kontrwywiadowcą wielkiego Molocha, szczególnie się starała. Świadomość, iż nie była jedyną na rozkazy swego pana, motywowała ją jeszcze bardziej. Musiała być najlepsza! Niebyło to wcale łatwe, nic nie wiedziała o innych sługach Molocha. Demony miały ich kilku, a nawet kilkanaście! Umożliwiało to doskonałą kontrolę Abadon.
Rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu. Noc jeszcze nigdy nie wydawała się jej tak przyjemna jak w owej chwili. Czuła więcej niż zadowolenie. Ogarniała ją dziecięca niecierpliwość na myśl o spotkaniu się z Molochem. Tak bardzo chciała mu opowiedzieć o tej żywej dyskusji w barze Dirka, czuła, że demon będzie z niej wyjątkowo zadowolony. Może nawet zechce poczęstować ją swoją krwią? Na samą myśl o tym, serce podskoczyło jej z przejęcia. To byłoby coś! Młodość tak szybko przemija... Zbliżały się jej dwudzieste ósme urodziny i nie były czymś, co ją cieszyło. A przecież chciała służyć demonowi jeszcze przez długie lata. Jako już stary, mało skuteczny szpieg, przecież mu się nie przyda!
-Pójdę do niego od razu, nie ma na co czekać! To w końcu ważna sprawa, nie cierpiąca zwłoki. Baliso! Dziś spożyjesz swój pierwszy eliksir!- zachichotała, głęboko wciskając dłonie w kieszenie swojego podartego płaszcza.
***
Rosier leżał leniwie na łożu ze stopami opartymi o zimną ścianę. Przyglądał się listowi od Hasmeda, trzymając go za koniuszek kartki, jakby był nieczysty. Beliar siedział jakieś cztery metry dalej na szerokim parapecie, w kucanej pozycji. Był całkowicie nieruchomy i można go było wziąć za posąg, ponieważ wyglądał nienaturalnie sztywno i prawie w ogóle nie oddychał, a przynajmniej nie było sposobu, by dojrzeć ludzkim okiem poruszającą się pod jego szatą pierś. Wyglądało to dość dziwnie, lecz Krwawy Demon nie zaprzątał tym sobie głowy. List od chłopaka ściągnął na siebie całą jego uwagę. Nie spodobał mu się...Lecz nie było dotąd tak, by plany Pisklaka przebiegały równo z ustalonymi wcześniej zamierzeniami. Człowiek popełniał błędy i gdyby w niektórych przypadkach nieinterwencja demona, ten prawdopodobnie byłby już ładnym trupem. Myśląc o tym, przywołał wspomnienia dotyczące ataku Ity.
-Ah, Pisklę... Do jakich czynów mnie jeszcze sprowokujesz...
***
Balisa została wpuszczona do la Vion przez tyły hotelu, aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Hotel był własnością demonów, jednak nawet oni mieli przed sobą tajemnice, których strzegli.
Zatrzymując się przed szerokimi drzwiami do jednej z komnat Molocha, kobieta ściągnęła z twarzy czarną opaskę, poprawiając palcami zmierzwione przez wiatr włosy.
Niebawem otworzono jej drzwi.
Była nieco zaskoczona zastając w głębi sali, zamiast oczekującego ją pana, jakiegoś pochylonego nad partią szach młodzieńca. Na wzniesionym kolanie wspierał swój szczupły, drobny podbródek, nerwowo poruszając nad szachownicą palcami. Nie spojrzał na nią... Sprawiał wrażenie, jakby myślał, że jest sam. Balisa dość często spotykała się twarzą w twarz z demonami, lecz i tak kolana się pod nią ugięły. Młodzieniec był niewiarygodnie piękny! Na jego głowie kręciło się mnóstwo małych, ciemnozłotych loków, które spływały mu nieco większymi kołami na kark. Z daleka wyglądał jak postać z romantycznego obrazu. W jakim mógł być wieku? Nie więcej niż osiemnaście lat, lecz tak naprawdę kobieta wiedziała, że jego umysł był w pełni dojrzały.
Z czaru wyrwało ją niespokojne drgnięcie młodego demona. Począł nieoczekiwanie zgarniać z szachownicy figury. Przywrócona rzeczywistości Balisa nerwowo ściągnęła na twarz opaskę, by ten, nie mógł dostrzec jej twarzy. Nie było jednak takiej potrzeby, bowiem młodzieniec ani na chwilę nie poświęcił jej swojej uwagi. Schowawszy grę, stanął na nogi, odwracając się w stronę kobiety. Lecz jego spojrzenie nawet wtedy nie spoczęło na niej... Wbiło się w punkt nad jej głową, jakby miał tam zaraz kogoś ujrzeć. Balisa mogła wtedy z zaskoczeniem zauważyć, że oczy młodzieńca miały łagodną barwę fioletu, co nadawało jego twarzy niezwykłej miękkości i bajkowości. Całkiem różnił się od demonów, jakich dotąd widziała... Zdawał się zupełnie pozbawiony charakterystycznego dla nich mistycyzmu i tajemniczości. Gdyby musiała go do kogoś porównać... byłby to baśniowy elf. Nie był to wymarzony typ Balisy. Przy Molochu z pewnością wyglądałby dość tępo, jednak oddałaby połowę swojego życia za jedną noc z kimś takim!
-Mam nadzieję, że kierował tobą ważny powód, by mi zawracać teraz głowę- usłyszała za sobą niski, władczy głos, odbierający jej całą odwagę. I kiedy się odwróciła zobaczywszy jego majestatyczną postać, przeszedł ją dreszcz. Nie spodziewała się ujrzeć Molocha w takim nastroju. Był czymś wyraźnie rozdrażniony.
-Złe wieści?- zapytał z ożywieniem młody demon. Sprawiał wrażenie znajdować w tym radość. W jego głosie nie dało się jednak zauważyć cienia złośliwości, jedynie dziwną pasję.
Moloch nawet nie uraczył go krótkim spojrzeniem, wyglądał tak, jakby go w ogóle nie zauważył. Ruszył zamaszystym krokiem przez salę, machnąwszy do kobiety ręką, by poszła za nim, co natychmiast uczyniła.
Kiedy zostali sami, Balisa starała się poukładać w głowie wszystko to, co chciała mu powiedzieć. Zadanie to okazało się nie lada trudne, gdyż czuła na twarzy skupione oczy Molocha. Starała się omijać go wzrokiem, by się nie rozpraszać. Czyniła to z niechęcią, uwielbiała wpatrywać się tę cudowną twarz, nawet ściągniętą gniewem! Kiedy go pierwszy raz ujrzała, nie potrafiła znaleźć mu odpowiedniego wieku. Pionowe zmarszczki po obu stronach ust demona powodowały, że wyglądał na wiecznie zdenerwowanego, a czarne jak smoła oczy zdawały się bez końca płonąć. Wręcz wylewała się z nich tętniąca, diabelna energia! Prawdopodobnie nie istniał jednak nikt wzbudzający większy szacunek, rodzący potężniejszą namiętność i potrzebę bezwarunkowego oddania. W kobiecie natychmiast włączyły się te wszystkie uczucia i zapomniała o strachu.
-Noce stały się zdecydowanie bardziej niebezpieczne niż zwykle. Dużo mówi się o tej dziwnej bestii szalejącej po całym Abadon. Czuję wyraźny dyskomfort, kiedy muszę opuścić dom. - Zamknęła usta, robiąc nieznaczną przerwę, po czym poklepała dłonią miejsce ozdobione pieczęcią demona.- Teraz przydałoby się coś więcej, niż ten znak na moim karku.
-I przyszłaś tu ryzykując życiem wyłącznie po to, aby mi to powiedzieć?- przypalił ją wzrokiem.
-Wiesz, że to nieprawda...- Wytarła spocone z napięcia dłonie w swoje męskie, wiszące na niej spodnie i poczuła się nagle dość niezgrabnie. A może wrażenie to, spowodowane było obecnością kogoś tak doskonałego, jak stojący przed nią Moloch?- Prawdopodobnie przynoszę dość sensacyjne wieści! Sam jednak oceń...Na mnie wywarły szczególne wrażenie, ponieważ jestem człowiekiem niemniej chciwym od innych ludzi. - Uśmiechnęła się tajemniczo, starając się zbudować głosem odpowiednią atmosferę.- W knajpie tego ,,pięknego" Dirka, prowadzona była dość żywa dyskusja na temat prawdziwej wartości krwi demonów. Odnosiłam wrażenie, że głównym zamiarem poruszenia tej sprawy było pobudzić ludzi do walki. I nie ważne ile było prawdy zawartej w tych słowach, na ludzi to podziałało. Nie wiele potrzeba czasu, aby ta wiadomość rozniosła się po całym Abadon. Skutki mogą być dość... ciekawe.
Oczy demona zamieniły się w wąskie szparki. Balisa zauważyła, że ciężko oddychał, jakby dusił w sobie emocje. Kiedy się odezwał, jego głos był dziwnie głuchy:
-Krew... demonów?
-Posiadająca moc wydłużenia ludzkiego życia. Najciekawszą jednak sensacją była sama osoba zapewniająca o tych wszystkich rzeczach!
Demon ruszył w stronę kredensu, napełniając pucharek winem.
-Nie szczędź mi szczegółów- usłyszała jego zduszony głos.
-Młodzieniec wyglądał jak... książę. Twarz bardzo przystojna, nie tknięta żadną blizną, co jest naprawdę zdumiewające. Nosi się w pięknych szatach, dlatego myślę, że chroni go jakiś demon, choć nie jestem o tym do końca przekonana. Jego kark nie zdobiła pieczęć. Teoretycznie... jest więc niczyi.
-Nie było pieczęci? Jesteś tego pewna?
-Absolutnie. Naprawdę długo się przyglądałam.- Zamyśliła się chwilkę, przywołując wspomnienia.- Sprawiał wrażenie niezwykle pewnego siebie. Nie było w nim cienia strachu, ani szaleństwa- uśmiechnęła się bezradnie.- Ogólnie rzecz biorąc zrobił na wszystkich piorunujące wrażenie. A kiedy wyciągnął naczynko z krwią-zagwizdała- zapanowała wyjątkowa cisza, niemalże jak na nabożeństwie. Normalnie rzucił na wszystkich czar! Obok stał Dirk i...
Przerwał jej unosząc gwałtownie dłoń.
-Za wiele, bym mógł jeszcze znieść to imię!- Potarł czoło, skupiając na niej wzrok. Wyglądała przez chwilę na zdezorientowaną i jego oczy zapłonęły wściekłością.- O jakim ty mówisz naczyniu?! Z jaką znów krwią demona?!
Rozchyliła niepewnie usta:
-Czy była to krew demona, tej mieć pewności nie mogę...W każdym razie, dzieciak twierdził, że sam jej kosztował, co zatrzymało jego życie na wiele lat! Opowiadał o tym z taką szczegółowością, że nie umiałam dostrzec w tych słowach cienia kłamstwa... Obawiam się, że demony mogą mieć teraz pewne... problemy.
-Pewne problemy...- Na jego skroni wyskoczyła pulsująca żyła.- Nie zdajesz sobie nawet sprawy, co to oznacza.- Przeszył ją nagłym spojrzeniem, od którego zamarło jej na chwilę serce, a przez głowę przeleciała krótka myśl, aby stąd jak najszybciej wyjść.- Znam tę waszą... ludzką mentalność- parsknął pogardliwie.- Potrafię sobie wyobrazić, co się będzie działo!
- Jeśli sprawa krwi nie okaże się prawdą...- podsunęła nieśmiało.
Rzucił w stronę kominka pucharek, rozpryskując jego zawartość na białą ścianę. Powietrze zdawało się drgać od szalejącej w nim wściekłości.
-Nie mogę uwierzyć, że Dirken ośmielił się ponownie ze mną zadrzeć! Powinienem był go wtedy zabić jak szczura! Parszywi ludzie! Robaki, które należy wgniatać w ziemię!
Balisa wycofała się na bezpieczną odległość, obawiając się, że jego gniew mógłby ją dosięgnąć.
-Kim jest ten smarkacz?!- warknął, nieco zniżając głos.
Kobieta odczuła ulgę, że mogła mu na to odpowiedzieć.
-Był na tyle zarozumiały, żeby się przedstawić. Naprawdę dziwne imię, niech sobie przypomnę...tak, wiem, Hasmed! Przedstawił się jako Hasmed, wyraźnie podkreślając każdą sylabę.
Na Molocha spłynął dziwny, przyduszający ciężar.
-Dziecię Hananela...
***
-Naprawdę nie masz czternastu lat?- zapytała nieco żałośnie Niko.
-Naprawdę- uśmiechnął się cierpko, przesuwając spojrzenie na wpatrzonego w niego Dirka. Siedzieli we trójkę przy stole, pozwalając opaść nieco wrażeniom.
Hasmed zdawał sobie sprawę, że naraził ich na wielkie niebezpieczeństwo, co więcej oczy Dirka zdawały się myśleć to samo... Mężczyzna nie poruszył jednak tej kwestii, jakby brał pod uwagę całe ryzyko i zgadzał się na wszystko.
-Jutro będziesz się musiał stąd zwinąć- odrzekł sucho, umykając wzrokiem w bok.
-Mam taki zamiar.
-Co zrobisz potem?
-Myślę na bieżąco.
Odpowiedź zdawała się nie zaspokajać dociekliwości Dirka. Ściągnął brwi, mocno wbijając w niego oczy.
-Nie dożyjesz tygodnia...
-Znów chcesz się zakładać?- uśmiechnął się, lecz mężczyzna nadal pozostawał skwaszony.
-Nie wiem, co ci siedzi w tej łepetynie, nie chcę się nawet nad tym zastanawiać... Nie pomyślałeś jednak, że mógłbyś kiedyś wszystkiego pożałować?
-Pożałować?
Nie chciał pozwolić, aby ten problem zaistniał w jego głowie. Przesunął spojrzenie za okno, uwalniając umysł od zbędnych myśli. Noc była wyjątkowo cicha, nie słyszało się nawet szmeru wiatru, jakby Abadon na chwilę zasnęło.
-Jedyne, co mogę żałować, to swoich błędów. Mam nadzieję ich już nie popełniać.
Jakiś czas później ruszyli schodami do góry, kierując się do swoich pokoi. Zanim się rozdzielili, Dirk schwycił chłopaka rękę, przytrzymując go. Wpatrywali się w siebie przez pewną chwilę, bez żadnych słów.
-Nie wiem dlaczego, ale odczuwam potrzebę, żeby ci podziękować- wydusił blondyn.- Dawno nie czułem się tak, jak tej nocy. Jakby... ktoś odjął ciężar z mojej piersi. Jakbym dostał kolejną szansę!- urwał nagle, jak gdyby myślał, że powiedział za dużo.
-Dziękuję ci za te słowa.- Uścisnął jego dłoń.- Chciałbym, aby to nie było nasze pożegnanie.
Ledwie skończył to mówić, a postać mężczyzny zdała się roztopić w gęstej mgle. Zamrugał oczami i wrażenie zniknęło...
Pół godziny później, stał na zewnątrz, skrywając twarz w głębokim kapturze. Ulice raziły pustkami. Odnosiło się wrażenie, że miasto wymarło, a on był jedyną żywą istotą na przestrzeni wielu mil. Anakim jednak nie spali... choć i oni niechętnie odstępowali swych ukryć teraz, gdy nad nocą zapanowała tajemnicza bestia. Hasmed przeczytał o niej w porannej gazecie i poczuł wściekłość na Rosiera, za to, że z jakiś powodów postanowił przemilczeć sprawę potwora. Czyżby miał w tym swój cel?
Przystępując dwa kroki naprzód, uczuł nagle, że ktoś za nim staje. Nie zdążył się nawet odwrócić, gdy czyjaś silona ręka uwięziła go w uścisku, a twarda dłoń zasłoniła mu usta! Napastnik bez najmniejszego wysiłku zaczął zaciągać go w głąb wąskiej uliczki. Jedyne, co Hasmed mógł zrobić w tej sytuacji to kopać wszystko, na co natrafiły po drodze jego nogi i starać się dosięgnąć dłonią kieszeni. Gdy z hukiem przewrócił dwa blaszane kosze, demon stał się bardziej zdecydowany... Popchnął go na ścianę z taką siłą, że ten stracił na moment dech. To go w tym momencie porządnie rozjuszyło! Zamachnął się na anakim ostrzem wyłowionej z kieszeni strzykawki, chybiając zaledwie o kilka centymetrów. Demon wytrącił mu truciznę z ręki, zanurzając swoje palce w gąszczu jego brązowych włosów. Odchyliwszy mu do tyłu głowę, zbliżył usta do linii jego warg. Hasmed rozciągnął w tym momencie w oszołomieniu oczy.
-Potrzebują zaledwie kilku sekund, by cię rozbroić.
-Ty... chamie...- wysapał, nie wiedząc czy powinien w tym momencie czuć ulgę, czy też potworną wściekłość.
Tutiel odsunął się z westchnieniem, przenosząc spojrzenie na leżący nieopodal przedmiot, którym człowiek się na niego zamierzył.
-Niedaleko czeka na mnie powóz Rosiera!- ryknął, usprawiedliwiając się.
-W twoim scenariuszu bez przeszkód docierasz do powozu?- zapytał spokojnie, bez żadnej szczególnej barwy w głosie, ale w Hasmedzie zapalił się gniew.
-Wyobrażałem sobie różne sytuacje, choć niekoniecznie taką, w której jakiś demon brutalnie napada mnie w syfiastym zaułku w celu natychmiastowego pozbawienia życia! Tutiel... uważam, że anakim posiadają więcej romantyzmu, ale może ty się parasz całkiem innymi metodami!
Czuł, że anakim na niego patrzy. Hasmed odwrócił wzrok, choć to nie tak, że widział w ciemnościach te przenikające go złote oczy. Zapragnął odzyskać spokój, serce jednak nadal tłukło się niemiłosiernie o jego żebra, jakby nie mogło uwierzyć, że niebezpieczeństwo już dawno minęło.
-Chciałbym cię poprosić tylko o jedno...- wypuścił głośno powietrze- abyś dał mi wreszcie święty spokój! Czy nie wiesz, jak bardzo twoja obecność mnie drażni?- Zwęził oczy.- Wytłumacz mi czego ode mnie chcesz...? Jeśli jest coś, co mogę ci dać, powiedz! Miejmy to już za sobą.
Tutiel milczał i człowiek wsłuchiwał się przez chwilę w jego cichy oddech.
-Mój grafik zajęć jest dość napięty, ale może znajdę dla ciebie czas. Zdradź mi tylko, co mogę dla ciebie zrobić... Chyba, że mógłbym to ofiarować ci już teraz?- zawiesił wymownie głos.- Na pewno starczy ci godzina...To wystarczająco długo, nie uważasz?- Spojrzał na niego, starając się odszukać w ciemnościach jego wzrok.
-Nie jestem aż tak ordynarny.
-Och. Sposób twojego postępowania nie pozwala mi myśleć inaczej.
Przepchnął się obok niego, trącając go łokciem. Krok miał nieco chwiejny, przeklinał się w duchu za to, że nie może zapanować nad drżeniem kolan. Przez napaść Tutiela zrozumiał, jak słaby i bezbronny może być człowiek. Naszły go przygnębiające myśli, że ludzkość nigdy nie uwolni się z kajdan śmierci.
Demon ruszył za człowiekiem, zachowując trzy metry równego odstępu. Drogę do czekającego ich powozu pokonali w zupełnej ciszy i choć gniew chłopaka niewiele zelżał, czuł się lepiej wiedząc, że ten jest tuż przy nim i czuwa nad jego bezpieczeństwem. Osobiste porachunki z Tutielem, nie pozwoliły mu wcześniej pomyśleć o tym, ile korzyści miał z jego obecności... Otwierając drzwiczki powozu, odwrócił twarz w stronę demona. Poświata księżyca opadała na jego białe włosy, tworząc coś w rodzaju aureoli. Wpatrywanie się w tej chwili w Tutiela było prawie bolesne i Hasmedowi zdawało się, że im częściej był zmuszany na niego patrzeć, tym bardziej czuł się bezwolny.
-Rosier.- Gardłowe warknięcie woźnicy, pozwoliło człowiekowi uwolnić się od uroku złotookiego demona. Mężczyzna wręczył chłopakowi zapieczętowaną wiadomość i Hasmed odszedł z nią nieco na bok, pod światło księżyca. Z wnętrza listu wypadły sczerniałe płatki róży. Spowodowało to, że poczuł się trochę spięty. Jednak na białej kartce nie powitały go słowa, wyrażające żal, lub groźbę. Zamiast tego ujrzał coś w rodzaju rysunku. Była to nagryzmolona twarz z ustami wykrzywionymi w złości.
Hasmed nie za bardzo wiedział, co o tym myśleć. Wsunął kartkę do kieszeni, wracając do powozu. Tutiel był już w środku. Usadowił się po drugiej stronie, odsuwając nogi tak, by nie mogli przypadkiem dotknąć się kolanami. Czyżby jemu też dokuczała ich wzajemna bliskość? A może zachowanie to wynikało z niechęci do Hasmeda za jego postępowanie? Słowny atak był dla chłopaka jedyną obroną. Czy obraził go w końcu swym ostrym językiem?
Powozem szarpnęło. Młodzieniec rozsunął dłonią zasłonę, zajmując oczy patrzeniem w dal. Było już coś po pierwszej w nocy. Czy Rosier czekał na niego z obmyśloną karą? Czy zechce spełnić obietnicę i skrzywdzić Tutiela? Czy rzuci się na nich jak dziki zwierz, gdy tylko przekroczą granicę jego posiadłości? A może wcale tak nie będzie? Może zaskoczy go swoją słodyczą? Otworzy na powitanie ramiona i obsypie go pocałunkami? A nawet...podziękuje Tutielowi wylewnie, za dopilnowanie, by ,,Pisklę" wróciło całe i zdrowe. Hasmed zmarszczył czoło, układając w głowie różne scenariusze zdarzeń. Nie chciał pozwolić, by Rosier go czymś zaskoczył.
-Myślisz o nim?
Drgnął, przesuwając spojrzenie na Tutiela.
-Mówiąc ,,o nim", masz na myśli Rosiera? Tak, myślę teraz o nim. Jest wiele rzeczy, które mnie z nim wiążą. Mamy wspólne plany...
-Jakie wspólne plany?
Hasmed nerwowo poprawił się na siedzeniu. Denerwowało go to kamienne spojrzenie wycelowane w jego twarz. Budziło niemalże agresję.
-Myślisz, że ci powiem? Sam się domyśl!
Tutiel wypuścił powoli powietrze i człowiek z powrotem wbił wzrok w umykający za oknem krajobraz.
-Jesteś ostatnią osobą, z którą mógłbym na ten temat rozmawiać. Nie odzywaj się do mnie w tej chwili! Już ci mówiłem, że cię nie znoszę! Podnosisz mi tylko ciśnienie!
-Zapewne chcesz w ten sposób myśleć...
-Co przez to rozumiesz?!- warknął, pociągnąwszy za zasłonę z taką siłą, że omal ją zerwał.- Posiadasz o sobie zbyt wysokie mniemanie! Nie masz najmniejszego pojęcia o tym, co myślę! Gdyby było inaczej...- wykrzywił w uśmiechu usta- najpewniej byś mnie zabił!
-Tego z kolei ty nie możesz wiedzieć.
-Będzie dobrze, jeśli się w końcu zamkniesz!- odwarknął, nieco już wyczerpany.
-Skoro boisz się rozmów...- umilkł i sprawiał wrażenie, jakby nie miał już nic do dodania, co z kolei podziałało na Hasmeda jak płachta na byka. Policzki nabrzmiały mu czerwienią, usta zacisnęły się mocno, układając się w prostą linię. I choć rozsądek podpowiadał mu, aby milczał, wprost nie mógł się opanować...
-Ty głupi...demonie! Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, bo te dyskusje do niczego nie prowadzą! Wiesz doskonale kim jestem i to, że cię nienawidzę i że życzę ci śmierci! Twoje zainteresowanie mną obraża mnie! Naprawdę wolałbym żebyś wreszcie zaczął tę niechęć odwzajemniać, inaczej wykończenie cię nie przyniesie mi żadnej satysfakcji!
-Satysfakcji...?
Wcale na niego nie patrzył, ale chłopak czuł jakby pochłaniał go wszystkimi swoimi zmysłami.
Zacisnął zęby, zdając sobie nagle sprawę, że wcale nie chciał mu tego wszystkiego powiedzieć.
- W tym rzecz, że nie podoba mi się twoja postawa! Jak mam normalnie funkcjonować, kiedy niemalże czuję twój oddech na moim karku! Utrudniasz moje ruchy! Mącisz myśli! I jesteś przy tym tak irytujący, że mogę cię za to już tylko zabić!
Tutiel nadal nic nie mówił i cisza stała się wyjątkowo ciężkostrawna.
-Chcę tylko, żebyś wiedział, że cię nienawidzę, to tyle!- zawołał prawie boleśnie.
Chyba żadnemu anakim nie dał tak wyrazistego świadectwa swojej nienawiści, może z wyjątkiem Ity... Pragnął, aby Tutiel poczuł się naprawdę źle, lecz przecież była to tylko amunicja w postaci słów. Tak go nie skrzywdzi. Jedynie nabawi sam siebie długotrwałego bólu głowy. Szczerze zaczynał żałować, iż dał się tak ponieść złości. Podobna eksplozja emocji mogłaby go pewnego razu kosztować życiem! Powinien starać się zapanować nad sobą i mądrzej dobierać słowa. Tutiel musiał wiedzieć tylko tyle, ile sam zapragnął mu powiedzieć. Nieroztropnie jest rzucać słowa w przypływie wściekłości, jeszcze trochę, a powiedziałby za dużo...Nie... następnym razem nie da się tak łatwo sprowokować.
Przemierzając długimi krokami czarny korytarz podziemnego zamczyska Rosiera, Hasmed poczuł, że ma tak sucho w gardle, że nie jest w stanie przełknąć śliny. Kiedy usłyszał niespodziewanie bezuczuciowy głos Tutiela, w niewiarygodny sposób zdawał się on swym dźwiękiem ogrzewać powietrze:
-W zamczysku nie ma Rosiera... ani tego drugiego...
Człowiek zatrzymał się raptownie, okręcając całym sobą w stronę anakim. Bardzo się przy tym starał, aby z jego oczy nie dało się rozczytać emocji.
-Nie ma...?
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 13 2011 19:24:20
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Iria (Brak e-maila) 19:03 16-05-2010
uwaga od autorki ^_^": Opowiadanie jeszcze nie zakończone!!! I jeszcze jedno, do tych, co juz się zapoznali z ,,Pocałunkiem Śmierci", ostatnie rozdziały zostały nieco zmienione...
naru (Brak e-maila) 21:33 17-05-2010
bardzo mi sie podoba to opo wiec czekam na ostatnie rozdzialy
Avaron (Brak e-maila) 11:47 20-05-2010
Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i czekam na ciąg dalszy choć trochę trąci podobieństwem do pewnych książek. Masz może gdzieś zamieszczone te op. na blogu? Chętnie przeczytam więcej Twoich opowiadań, bo podoba mi się Twój styl pisania
narumon (narumon@wp.pl) 11:11 22-05-2010
Przeczytałam całość, właściwie jednym ciągiem. Na ogół nie przepadam za takimi klimatami, chyba że fabuła jest naprawdę dobra. I była
Lubię Twój sposób kreowania bohaterów, tak, że na raz się ich i lubi, i nienawidzi. Do tego wzbudzasz we mnie tak przeciwstawne emocje, że czasami musiałam odejść od komputera, bo aż się we mnie gotowało...
Żeby nie słodzić za bardzo, masz ogromny problem z odmianą przez przypadki. Czasami aż zgrzytałam zębami. Zabrania się czegoś, a nie coś, itp.
I nie ma czegoś takiego jak "w każdym bądź razie" jest "w każdym razie" lub "bądź co bądź".
Mam nadzieję, że niedługo doczekamy się aktualizacji
Mika (Brak e-maila) 13:05 26-05-2010
Ja chce więcej. I mam kilka próśb 1. zabij Rosiela . 2. NIE zabijaj Zorgi i Tutiela. 3. Niech pewien ktoś powstrzyma Zorgę zanim ten sam zabije .
No dobra po tak cudownej liście życzeń teraz na poważnie. Opowiadanie jest super chociaż zdawało by się że motyw zemsty jest już dawno oklepany to jednak nadal można stworzyć coś fajnego . Mam nadzieje że wkrótce pojawi się ciąg dalszy !
Mika (Brak e-maila) 13:09 26-05-2010
W życzeniu numer trzy chciałam powiedzieć żeby powstrzymano Zorgę nim ten sam się zabije ale niechcący zjadłam słowo "się"
Iria (Brak e-maila) 20:06 26-05-2010
Szczerze mówiąc już się spotkałam z podobnymi postawami na blodu xD Część chciała śmierci Rosiera, druga połowa śmierci Tutiela >_<" Jesteście bardziej krwiożercze od anakim. Brrrrr
Dziękuję za komentarze, aż chce się pisać!
Rozdziałów będzie (chyba) 21. Dodaję słowo ,,chyba", ponieważ na starym blogu było tych rozdziałów aż 33! Nic nie skróciłam, po prostu je łączę, aby nie były tak krótkie
To tak ,,propo słonia".
Mika (Brak e-maila) 19:56 28-05-2010
Ja wcale nie jestem krwiożercza (jeszcze nikogo nie pogryzłam chociaż ........ nie chyba jednak nie) Co ciekawe nie przepadam za wężami, nie lubię też blondynów. Za to mam słabość do "duszków", i tajemniczości,dlatego polubiłam Tutiela a co do nagłej śmierci rosiela mogę zrozumieć wysysanie życia, i "polowanie" (chociaż to okrutne) na niczego nie podejrzewające ofiary . Ale zabijanie dla przyjemności, i delektowanie się przerażeniem ofiary no cóż Ja Rozumiem Że To DEMON ALE.............. są pewne granice nawet u demonów (tym bardziej że i one się go boją)
Tuli-Pan (Brak e-maila) 20:08 29-05-2010
To z tymi granicami u demonów zabrzmiało dziecinnie xP Demon to demon. Nigdy nie kojarzył się mi z niczym przyjemnym. Ale prawdą jest, że można się natknąć w necie (blogi z opowiadaniami) z demonami romantycznymi, niemalże anielskimi, ale to już dla mnie nie demon Tylko coś, co przywdziało tę nazwę.
An-Nah (Brak e-maila) 17:59 05-06-2010
Fascynujące, bardzo ciekawe i sprawnie napisane (Choć nie obyło się bez błędów stylistycznych, paru językowych niestety też. Myślę, że jeśli następne rozdziały będziesz dodawać pojedynczo, a nie hurtem, pofatyguję się z powypisywaniem...) opowiadanie. Wciągnęło i będę czekała na ciąg dalszy.
Tekst jest ciężki, mroczny - już sam fakt tego, jak bardzo demony/anakim zafascynowane są dziećmi budzi mocny niepokój. Początkowo nawet bałam się, że idziesz w shotę, ale nie, na szczęście nie, zahamowanie wzrostu głównego bohatera ma swój sens jako droga do zemsty, wszystkie te ociekające erotyzmem sceny z jego udziałem niepokoją, bo, goddmanit, muszą niepokoić. Demon to demon, nawet, jeśli twoje demony są tak naprawdę tylko półludzkimi mieszankami niewiadomego pochodzenia (do tego wątku jeszcze wrócę...) - stosunek ich do dzieci jest pięknie wyjaśniony. No i z jednej strony ta fascynacja objawia się poprzez zapędy niemalże pedofilskie, a na pewno - dzieciobójcze, z drugiej - przez adopcje sierot i próby stworzenia, bezskuteczne zapewne, normalnej rodziny. Dwa bieguny tej samej fascynacji, dwa bieguny tej samej luki w życiu anakim.
Świat przedstawiony ciekawy, choć mam kilka wątpliwości, ale o nich za moment. Najpierw chcę powiedzieć, że początkowo nie bardzo wiedziałam, kto jest prawdziwym demonem, a kto - anakim. Dopiero później zorientowałam się (Mam nadzieję, że to właściwa interpretacja?), że nikt z nich nie jest prawdziwym demonem, nie ważne, co myślą ludzie, z których pewnie nieliczni wdają są w dywagacje nad niuansami, zbyt na to przerażeni. No i właśnie, cała ta paranoja, strach, oszpecanie dzieci - tworzy klimat, choć żałuję, że bardziej skupiasz się na samych anakim, mało pokazując nam tej perspektywy zwykłych ludzi. Choćby jakieś wejście w psychikę dzieci Hanaela byłoby wskazane - robią za tło, a przecież dziecko wychowywane przez demona normalne nie będzie - wiedźma z początku tekstu dowodem. W sumie nie obraziła bym się, gdybyś rozwinęła Liję, dziewczyna ma wielki potencjał, a fajna i wielowymiarowa postać kobieca potrafi ożywić tekst No ale jeszcze sporo przed nami, więc może to planujesz? Nie porzucaj ciekawych wątków
Wracając do świata przedstawionego, zastanawiam się, czy to nasz świat, tylko w innym czasie, świat równoległy czy "jakiś inny świat fantasy"? Bo piszesz o Bilbii i krzyżach, a jeśli to "wymyślony świat fantasy", to, jakby na to nie patrzeć, nie za bardzo mają ta Biblia i krzyże rację bytu - chyba, że jakaś inna księga została nazwana Biblią, chyba, że krzyż ma jakieś inne znaczenie, niż u nas, że wziął się z innego źródła (na przykład ma symbolikę taką, jaką miewa krzyż w religiach niechrześcijańskich - oznacza cztery strony świata lub jest symbolem solarnym). I jeszcze jedno mnie zastanawia - brak, poza tymi krzyżami "prowokującymi" demony i wzmianką o Biblii, jakichkolwiek innych odwołań do religii - czy ludzie odrzucili religię? Dziwi mnie to nieco. Jakkolwiek by religia w tym świecie nie wyglądała, logiczne jest dla mnie (jako osoby religią zajmującej się de facto zawodowo) choćby powstanie sekt wieszczących koniec świata czy kapłanów-łowców demonów - albo innych form doktryny, kultu czy organizacji, będących odpowiedzią na przybycie istot z piekła rodem.
Nie wiem, jeśli masz na to pomysł, to bardzo fajnie, bo te kilka wzmianek o krzyżach i biblii budzi we mnie z jednej strony zainteresowanie ("Czemu tak, a nie inaczej?", z drugiej zaś niepokój ("Czy autorka wszystko przemyślała?"
Podoba mi się główny bohater - widzę, jak szukając zemsty stacza się coraz bardziej, upodabnia do tych, których chce zniszczyć. W sumie nie zdziwiłabym się, gdyby przyjął na siebie rolę Krwawego Demona - i to na dobre. Z drogi, którą chłopak obrał, nie widzę odwrotu. Zemsta niszczy i nie pozostawia szans na zbawianie, a puki co ładnie to pokazujesz
Tutiel zaś mnie rozczarował. Te jego wątpliwości co do Hasmeda/Zorgi - za ludzkie. Myślałam, że to potwór, tak jak inni, może poza Hanaelem (choć on akurat jest potworem który udaje nie-potwora nawet i przed samym sobą), a tu nagle - sentymenty. Wietrzę pairing. Ble. Nie pasuje mi to, zastrzegam na starcie, nie podoba mi się możliwość, że z Zorgi i Tutiela zrobisz parę. Nie widzę miłości między łowcą i zwierzyną, najwyżej toksyczny związek, zakończony śmiercią ich obu, ale w żadnym wypadku nic romantycznego. Rosier jest lepszy - on jest zły do szpiku kości i nie ukrywa tego. Z drugiej strony, może to przez imię, ale mocno, mocno przypomina mi Rociera/Rosiera/Rociela (jakkolwiek jego imię zapiszemy, bo widziałam wiele wersji) z "Angel Sanctuary).
Podsumowując - fajnie, choć nie bez moich wątpliwości, co do których mam nadzieję się mylić.
Rayk (Brak e-maila) 15:07 16-06-2010
Naprawdę niesamowite opowiadanie. Widać ze się nad nim naprawdę napracowałaś i muszę powiedzieć,że strasznie mi się podoba. Jedno z lepszych jakie czytałem. Buźka tak trzymaj A co do życzeń nie zabijaj Rosiera. Mój mistrz xD
Rika (Brak e-maila) 13:30 22-06-2010
Opowiadanie jest genialne, steskniłam sie za takim. Rosier jest BOSKI!!!!!! Błagam, błagam nie zabijaj go I mam nadzieje że dokończysz to opo.
Pozdrawiam i życze weny
Iria (Brak e-maila) 23:57 23-06-2010
Dziękuję za komentarze. Opowiadanie jest już skończone, żadnych zmian nie uwzględniam Co do ,,hurtowego" wysyłania rozdziałów.... Gdybym wysyłała je pojedynczo to byśmy chyba osiwieli, zanim dotarlibyśmy do końca, ponieważ, jak widać, trzeba na aktualizacje diabelnie długo czekać (!!) Dlatego wrzuciłam opo na inną stronę. Jeśli ktoś byłby zainteresowany to pisać na maila ^^
wampirzyca (Brak e-maila) 13:32 26-06-2010
BARDZO ALE TO BARDZO MI SIĘ PODOBAŁO I CZEKAM NA NASTĘPNE ROZDZIAŁY,MAM eta (betagrak71@wp.pl)
14:56 06-07-2010
Opowiadanie napisane po mistrzowsku. Wiesz wydawali mi sie, ze demonami sie nie interesuje. A tu niespodzianka! Jak zaczelam czytac, wiedzialam, ze wszystko bedzie malo wazne, tylko to opowiadanie. Spedzilam z nim calom noc i kawalek dnia Warto bylo! Chyle czola, piszesz ciekawie, zastanawiam sie jak moze "pocalunek" sie skonczyc, i nic mam pustke;( Prosze o podanie linka gdzie jest dalsza czesc. Bardzo
Beta
Vixen (Brak e-maila) 14:22 17-07-2010
Uwielbiam cię. Gdzie można dokończyć opowiadanie? Bardzo proszę daj namiar na tę stronę
Mika (miki04@vp.pl) 19:09 25-07-2010
Cześć Ja też chętnie Poznam dalsze rozdziały więc jeśli byś mogła prześlij mi gdzie to można jeszcze znaleźć. Co prawda napisałam ci już o tym w mailu ale nie wiem czy doszedł i chyba zapomniałam się podpisać
Iria (maruta_chan@wp.pl) 18:30 28-07-2010
Wysłałam każdemu kto o to poprosił, jeśli nie doszło proszę mi napisać 0_o
Ame (lily1307@o2.pl) 20:31 08-08-2010
Hej^^
Kiedyś czytałam twoje opowiadanie na jakimś blogu..... Ale jakoś mi zginęło. Kocham je po prostu, ale myślałam, że nie piszesz kontynuacji... i mnie dzisiaj uderzyło , żeby je wygooglować. Patrze a tu .....kolejny rozdział (*^*) Proszę prześlij mi na maila adres twojego bloga czy coś ^^ Dzięki. Jestem suuuuuper szczęśliwa (@.@)
Iria (Szehina) (maruta_chan@wp.pl) 00:04 09-08-2010
A ja mam prośbę *_* Szukam żony/męża... znaczy się... (za dużo romansów) szukam kogoś, kto będzie wyszukiwał i pomagał mi poprawiać błędy w moim nowym opowiadaniu, które aktualnie tworzę T_T Najlepiej niech to będzie osoba cierpliwa, łagodnego usposobienia xD inaczej się w sobie zamknę... na amen o_0 Proszę, niech ktoś wykorzysta swoją umiejętność poprawnego pisania i zechce mi pomóc. Co do kolejnych rozdziałów, zobaczycie je na tej stronie Pozdrawiam!!
Rika (ala_bodzon@o2.pl) 20:06 20-09-2010
Miałam długą przerwę od tego opowiadania, a w zasadzie to od internetu ale to za nim się chyba najbardziej stęskniłam. Wysłałam ci kiedyś meila z prośbą ale chyba nie doszło jakbyś mogła mi kiedyś podesłać nazwę tego bloga, będe bAArdzo wdzięczna
An-Nah (Brak e-maila) 16:23 06-10-2010
Tak, wiem, pisałaś, że cię komentarze do tego tekstu przerażają. Ale szczerze? Zakładam, że jeśli ktoś nie chce komentarzy, to po prostu nie publikuje. O i tyle
A historia jest fascynująca i wciąga. Stworzyłaś świat i bohaterów z gigantycznym potencjałem. Chcę wiedzieć co dalej i, co tu mówić, chcę dowiedzieć się więcej o świecie. Co, skąd, jak, kiedy, czemu pojawili się anakim, kiedy, jakie są reakcje, co robią ludzie, co ma do tego Bóg/bóg i czy to jest nasz świat i chrześcijaństwo, czy coś odmiennego, zupełnie inna rzeczywistość? Co się wydarzyło, że ten świat wygląda na do końca przeżarty złem i podążający ku upadkowi?
Co do postaci, to masz jednak dar do tworzenia sukinsynów, tu to widać. Zwracam honor, u ciebie wszyscy są źli... mniej lub bardziej.
Scena gwałtu mnie odrzuciła, ale była na miejscu, miała sens. Nie odebrałam jej jako coś, co miało być atrakcją dla niewyżytych czytelniczek. Zachowanie Hasmeda/Zorgi po? Chyba ma chłopak rys psychopatyczny, skoro odbiera gwałt jako krzywdę wyłącznie fizyczną i tak prędko stwierdza, że może warto by zostać kochankiem Rosiera... a potem scena z włażeniem do łózka Tutielowi... I szczerze mówiąc, nie wiem,co tu jest grane, myślałam, że Zorga chce Tutiela uwieść... Chyba, że uwodzi go udając niedostępnego, bo w miłość do najbardziej znienawidzonego z demonów nie uwierzę za cholerę. Nie u kogoś z taką przeszłością i z taką emocjonalnością.
Intryguje mnie Beliar i Kazbiel - mam wrażenie, że obaj jeszcze będą mieli swoje pięć minut. Zwłaszcza Kazbiel, którego urodę i kolor oczu podkreślasz co chwilę. Nie wiem, mam mały pomysł co do tego, co Kazbiel może zrobić, ale...
Z usterek? Ilekroć trafiałam na sformułowanie "ognistowłosy" czy "fiołkowooki", miałam ochotę strzelić wydrukiem w szybę autobusu. Jeśli kiedykolwiek będziesz ten tekst poprawiać, zacznij od wywalenia -okich i -włosych, bo to niestety sformułowania na poziomie grafomanii, a ty grafomanką za cholerę nie jesteś i ten tekst do koszmor się nie zalicza. Reszta... więcej błędów niż w "Robaczywym Owocu", postęp widać
Aaa, co do komentarzy które mi dałaś, to nie, nie polecam uczyć się pisania ode mnie. Pisanie jak ja kończy się tym, że ma się dwóch czytelników na krzyż - i czasem jakiegoś gratis. Nie polecam. Frustrujące jak cholera.
A poważnie, najlepiej jest chyba pisać po prostu takie rzeczy, jakie samemu chciałoby się przeczytać.
Iria (maruta_chan@wp.pl) 13:47 10-10-2010
Dziękuję, An-Nah. Cieszę się, że zauważyłaś postęp Masz rację, co do -włosych i -okich, wstrętne! Już nie popełniam podobnych błędów. Opowieść jest skończona i możesz się rozczarować, ponieważ nie wszystko zostało dopowiedziane i jeśli wezmę się za poważną poprawę tekstu, wtedy dopiero wezmę twoje spostrzeżenia pod uwagę i uzupełnię opowieść. Na razie pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję, że pewnego razu być może pojawią się kolejne rozdziały Pocałunku ¦mierci na tej stronie. Nie wyobrażam sobie, że moje opo zostanie ,,tutaj" tak brutalnie przerwane :/ Nie wiem czemu tak się dzieje, mam nadzieję, że wszystko wróci kiedyś do normy ;] Pozdrawiam!
fanta (fantastka55@gmail.com) 19:57 07-12-2010
Iriaaaa T.T nie rozwalaj mnie T.T
powiedz, że jest jakaś kontynuacja. To się nie może tu skończyć. Ja muszę wiedzieć co z Tutielem i Zorgą. T.TTT
BaaaAaaaaAaaaAAaaaAAaaaagam! T.T
An-Nah (Brak e-maila) 18:30 07-01-2011
No i doczytane
Skłamałabym, gdybym miała powiedzieć, że się nie podobało. Bo się podobało, wykreowałaś ciekawy świat i mimo, że wiele chciałabym się jeszcze o nim dowiedzieć, brak wyjaśnień nie psuje przyjemnej lektury. Cieszę się, że cały czas pojawiają się w sieci osoby, które nie ulegają modom na fan-fiki ani na miniatury, tylko konsekwentnie prowadzą autorskie projekty.
Końcówka - chaos w LaVion, ludzie w końcu buntujący się przeciw demonom (tego mi brakowało!), anakim korzysatjący z okazji, żeby się pozabijać i pokazujący, że więzi między nimi są tylko pozorem - to było piękne, wynikało z treści i było dobrze przedstawione.
Z drugiej strony, jeśli portretujesz wszystkich anakim jako potwory niezdolne do uczuć, jeśli ich uczucia to co najwyżej samooszukiwanie się - to odmawiam nazwać uczucie Tutiela do Zorgi miłością. Może Tutiel się oszukuje, wmawia sobie, że ma uczucia. Może to tylko żądza. Ale nie, nie wierzę w taką miłość, w nagłe zaprzeczenie wszystkiemu, co dotąd napisałaś. Tutiel nigdy nie miał wątpliwości co do swojej natury, nie próbował zaprzeczyć temu, że jest potworem. I nagle robi się z niego romantyk... Nie! Podobnie Zorga - cały czas napędzało go pragnienie zemsty, nienawiść, miłość do brata... i nagle kocha Tutiela. Wiem, że fandom się domaga romantycznych związków, ale tu nie ma miejsca na romantyczne związki. Lepiej by było Zorgę zostawić martwego. Albo pozwolić im się nawzajem pozabijać w epilogu...
Ale cóż, twoja historia, twoje postaci. Czytało się świetnie, więc nawet ten niepotrzebny romantyzm ogólnego dobrego wrażenia nie psuje.
Channel (Brak e-maila) 20:57 09-01-2011
No właśnie zauważyłam, że zmieniłaś końcówkę. Z tego co pamiętam, to Zorga zginął... Och, jak już mam wybierać, to wolę tę wersję. Chociaż jest (tak jakby) happy end, nie?
Iria (maruta_chan@wp.pl) 14:49 13-01-2011
No przecież jak uśmierciłam Zorgę, a Tutiela wygnałam z Abadon to mnie rozerwałyście na strzępy. Kurrrrczak, nie dogodzę xD Rzeczywiście ,,kobieta zmienną jest".
A nieuważne, szybko przemykające przez treść oczy rzeczywiście mogły przeoczyć wątki, które zaprzeczają temu, że anakim nie mają uczuć. W tekście jest sporo takich wątków i zdań, ale nie napisanych wprost, bo nie lubię takich przejrzystych treści ;] Mam nadzieje, że większość jednak zauważyła.
Dziekuję, że byłyście ze mną do końca! Dziękuję za wszystkie komentarze!
An-Nah (Brak e-maila) 15:34 16-01-2011
Hej, hej, hej, przyznaję, ze mogło mi coś umknąć, mogłam coś odczytać niezgodnie z wolą autorki, ale raczej nie dlatego, że czytałam nieuważnie - należę jednak do osób, które zwracają uwagę na niuanse. Może po prostu ja CHCIAŁAM tak odczytać? Może po prostu chciałam opowiadania, w którym toksyczna fascynacja nie zmieniłaby się w miłość i podświadomie oczekiwałam takiego? Nie wiem.
Pojechałaś mi kobieto po ambicji, jak zdam egzaminy, przysiądę nad tym tekstem raz jeszcze.
Co do zakończenia: nie zadowolisz wszystkich! Nie próbuj nawet, nie dostosowuj się do życzeń części czytelników, bo reszta będzie miała swoją opinię. Zakończenie to coś, co wynika z całości tekstu, a nie to, co chciałabym widzieć ja (śmierć Zorgi) czy inny czytelnik (obecna wersja). Zastanów się, jakie tobie najbardziej odpowiada Literatura to to, co pisarz ma do powiedzenia, a jeśli czytelnik narzeka - to jego problem
Iria (Brak e-maila) 20:38 16-01-2011
Rozumiem, ale pisarz nie może pisać wyłącznie dla siebie. Musi wziąć pod uwagę oczekiwania innych. Poza tym uważam, że nieźle wybrnęłam(samochwała)z tym zakończeniem... Popatrz, Zorga otrzymuje szansę by zacząć wszystko od nowa, oby nigdy nie odzyskał pamięć ;] Nie rozumiem kogo mogłoby uszczęśliwić inne zakończenie. Z pewnością upłyną jeszcze lata, zanim uda mu się uporządkować w głowie niektóre sprawy i znaleźć własne miejsce. Tutiel także postara się odnaleźć w nowej sytuacji. Co do ,,kochania", nawet pies darzy uczuciem swojego właściciela, nie bądźmy okrutni ;/ To ostateczna wizja opka. AMEN
Szpilka (Brak e-maila) 14:11 24-01-2011
Gdzie kolejne rozdziały?? 0_0
Koparopa (Brak e-maila) 16:34 24-01-2011
Hm. Sama nie wiem jak na to patrzeć. Już dawno czytałam Pocałunek Śmierci na Twoim blogu i jego zakończenie wydało mi się... doskonałe. Przez cały czas byłam przekonana, że nie mogło być inne i po zapoznaniu się z nową wersja wciąż tak uważam. Dla mnie Zorga umarł wraz ze śmiercią swojego brata, Hasmed umarł zabity przez Hananela, wydostając się z klatki Rosjera. A Tutiel przepadł. Wybacz ale uważam, że nowa wersja nie jest nawet prawdopodobna z psychologicznego punktu widzenia. Trochę szkoda, że poddałaś się namowom i zmieniłaś idealne zakończenie, to jednak Twoja decyzja i szanuje ją, lecz jak pisałam, dla mnie jedynym i prawidłowym zakończeniem zawsze będzie to pierwsze. Uściski
Atena (Brak e-maila) 18:20 24-01-2011
A ja uważam, że ,,to" zakończenie jest bez 2 zdań bardziej prawdopodobne!!! Byłoby inaczej, gdyby Zorga darzył brata silną więzią, a tak nie było. Chłopak miał pretensję o to, że anakim uczynili go przez pewien czas nieśmiertelnym (że tak to skrócę) a to spowodowało, że odtrącono go, skazując na życie z wiedźmą, która z kolei nawbijała mu do głowy wiele podręcznikowych mądrości. Więc właściwie dużo zyskał, stał się dla demonów trudniejszą zdobyczą. Może właśnie przez to czuł się w obowiązku wypowiedzieć demonom wojnę. Nie zaprzeczam, że swoje przeżył, ale nie był jeszcze aż tak skrzywiony, co sugerują niektóre osoby. Uważam, że nie chciał swojej śmierci, a nawet były momenty, kiedy wyobrażał sobie życie z Tutielem. Czuł, że nie może o nim myśleć, jeśli nie zakończy pewien rozdział. Hasmed na pewno nie był typem, który oddałby się anakim w ofierze, o nie nie... Dlatego drugie zakończenie zdecydowanie wydaje się bardziej logiczne. Uffff lubię rozważać takie treści *_* |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|