ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Pocałunek śmierci 2 |
2
To było prawdziwe urwanie chmury. Deszcz siekł go okrutnie po twarzy niczym bicz. Prawie nic nie dało się dostrzec na drodze, którą starał się iść. Mało tego, wdepnął w jakąś głęboką kałużę, co dopełniło czarę goryczy. W końcu musiał się zatrzymać. Zdyszany, oparł się plecami o mokry, zimny mór. Podniósł rękę, długim rękawem zakrywając swoją oblaną deszczem twarz. Starając się wyrównać oddech, błądził myślami wokół tego, cóż miał dalej zrobić. Rozejrzał się w ciemnościach. Nawet lampy zaczynały powoli przygasać, co już w ogóle utrudniało mu przemieszczanie się. Przecież nie mógł w taką pogodę spać na ulicy! Ale czy miał inne wyjście? Prawie wszystkie pieniądze poszły na pogrzeb ojca.
Wzniósł oczy ku ciemnemu, zachmurzonemu niebu. Wysunięty dach ochraniał go chwilowo przed ulewą, ale nie na długo, bowiem wiatr, co chwilę zmieniał swój kierunek niemiłosiernie chlastając go strumieniem twardego, zimnego deszczu.
To była długa i mecząca podróż. I po tym wszystkim..., kiedy już wreszcie dotarł do miasta Abadon, zastała go ta nieznośna pogoda! Czuł, że nie miał już na nic siły. Przygarbił się przymykając oczy. Jeszcze chwila, a zemdleje i umrze tu jak żebrak. I tyle będzie z wszystkiego!
Nagle...niecały metr od niego, ktoś otworzył drzwi i wyleciał przez nie jakiś mężczyzna. Potknął się o wystający kamień i upadł czworakiem na drogę. Zdawało się, że został wypchnięty.
-Wynocha! Przecież się odgrażałem, że powtarzać się nie będę, kurna no!- usłyszał głos ze środka. Stanął w drzwiach, zakasując rękawy, jakby się gotował do ataku na leżącego na drodze pijaka. Potoki deszczu zajęły jego żałosną postać.
-Brzydal ty pieprzony draniu!!- Mężczyzna podniósł się i natarł na niego.
Ale tamten jednym pewnym kopniakiem znów przytwierdził go do ziemi:
-Będziesz podskakiwał?! Zasuwaj mi stąd, bo cię tak urządzę, że nie będziesz wiedział którędy do domu!
Nie musiał mu tego dwa razy powtarzać. Widocznie owy Brzydal- jak został nazwany- należał do tych, co lubili spełniać swoje obietnice. Po mężczyźnie nie było śladu.
Chłopak otaksowywał z ukrycia jego surową postać. Ciemna noc zasłaniała jego twarz. Jedynie, co udało mu się dostrzec to lekko muskularną sylwetkę i falujące włosy, przywiązane z tyłu rzemykiem. Ze środka dobiegała głośna wrzawa i odgłos rozbijanej butelki. Mężczyzna drgnął na ten dźwięk, rzuciwszy pod nosem niesmaczne przekleństwo. Zorga jeszcze mocniej skupił na nim swoje oczy. Za wszelką cenę musiał się dostać do środka...Wyglądało jednak na to, iż miejsce do którego pragnął wejść nie należało do tych w których mile widziano dzieci... Postanowił jednak zaryzykować.
Nie myśląc nad tym długo uczynił w jego kierunku nieznaczny krok, akurat w momencie, w którym tamten wykonał nieznaczny ruch, aby powrócić do środka. Usłyszawszy kogoś w pobliżu, zatrzymał się jak posąg i jego oczy jak strzała pomknęły w stronę młodzieniaszka.
Zorga zatrzymał się. Nie wiedział jak postępować. Jeszcze nie miał okazji poznać mieszkańców Abadon.
-Ty!- Mężczyzna wycelował w niego palec.- Co tu robisz pod moją knajpą?! Jesteś demonem?
Zorga stropił się na zapytanie.
-Czy jesteś demonem się pytam!- Podszedł do niego i jednym uderzeniem ręki przygniótł go plecami to ściany.
Gwałtowne szarpnięcie zdjęło mu z głowy kaptur i wreszcie Zorga mógł zobaczyć jego twarz. Z wrażenia wciągnął powietrze. Widział wiele strasznych twarzy..., ale ta przekraczała jego najśmielsze wyobrażenia. Była tak okrutnie naznaczona bliznami, że nie dało się już nawet określić czy kiedykolwiek była piękna. Niemalże blizna na bliźnie. Nawet po wargach przebiegały dwa skośne pręgi.
Barman rozwarł szeroko oczy. Postać Zorgi również musiała go nieźle zaskoczyć. Wlepiał się w niego z niedowierzaniem, ciągle silnie przyduszając dłonią do mokrego muru.
-T... ty...
-Nie jestem demonem- odpowiedział mu.
Przełknął ślinę zmarszczywszy czoło. Niepewnie odjął z jego piersi dłoń, ale się nie odsunął, wciąż niepohamowanie mu się przyglądając, jakby był świadkiem jakiegoś nadzwyczajnego zjawiska.
-Jesteś...człowiekiem! Dzieciakiem...Matko Przenajświętsza!!
Zorga wpatrywał się w niego bezwyrazowo.
Tymczasem poczuł obecność kogoś jeszcze. Oczy Zorgi pomknęły w tamtą stronę. To, co ledwie mógł dostrzec było postacią jakiejś kobiety. Jej twarz wyrażała zaniepokojenie.
-Dirk? Wszystko w porządku?
Mężczyzna z trudem oderwał od niego oczy.
-Tak Niko...tak.
-Wejdź już. Nie widzisz jak się zrobiło na zewnątrz? Poza tym sama nie daję sobie rady...- Wytarła dłonie w długą spódnicę. Całkowicie zignorowała Zorgę, ale ten wiedział, że ani na moment nie spuszczała z niego swoich czujnych oczu.
Dirk z powrotem spojrzał na chłopaka.
-Co tu robisz? Z domu cię wyrzucili czy co? Życie ci nie miłe? Kim ty jesteś...?!
-Szukam noclegu...- powiedział z trudem. Wszystko zaczynało mu się już zamazywać przed oczami. Głupie bezsensowne pytania i wymuszone odpowiedzi. Nie miał ochoty i siły na żadną konwersację. Pragnął po prostu odpocząć.
Ten uniósł w zaszokowaniu brwi:
-Że, co...proszę?
-Dirk?- Kobieta zaczynała się coraz bardziej martwić.
Zorga starał się utrzymać na nim skupiony wzrok, ale ten zaczynał się już mu rozłazić. W końcu ogarnęła go ciemność...
***
Kiedy znów otworzył oczy, jego głowę wypełniała taka pustka, że przez moment w ogóle nie ruszał się z posłania, tylko tępo wpatrywał się w sufit. Po pewnym czasie instynktownie przełożył przez siebie rękę w celu sprawdzenia czy torba znajdowała się na stałym miejscu, tuż przy jego boku. Nie wyczuł jej jednak Zaniepokoił się porywając z posłania. Natychmiast jednak zastygł w bezruchu czując, iż dotyka drewnianej podłogi bosymi nogami. Przyjrzał się sobie. Miał jakąś długą do kolan lnianą koszulę nie należącą do niego. Nic wokoło nie było mu znajome. Podrapał się po głowie, nerwowo poszukując wzrokiem torby. Wreszcie ją dostrzegł. Została przewieszona przez krzesło, a to znajdowało się pod oknem, w bardzo widocznym miejscu. Wstał na niepewnych, bosych stopach i gwałtownie porwał ją w ręce, natychmiast przeszukując. Nic nie zginęło. Wszystkie buteleczki z wywarami, książki i przyprawy były na miejscu. Pomimo tego ...zauważył jednak, że jego torba była mimo wszystko przeszukiwana.
Zacisnął zęby, wyglądając przez okno. Wczesno poranne promyki słońca oblewały ruchliwą ulicę miasta, którą przechadzali się ludzie pracy. Zeszło-nocna wichura pozrywała gałęzie, które ściągano teraz z drogi, tworząc niewielki tłok. Im dłużej się temu przyglądał, tym silniej dawało o sobie znać niepokój i zagubienie. W końcu przecież całe życie spędził w zapadłej wiosce, nie śmiał nazywać jej miasteczkiem, co mieszkańcy rodzinnego miejsca z dumą czynili. Było przecież niemalże zapomniane i odcięte od reszty cywilizacji. Wyciągnął szyję, zerkając w dół. Pod sobą miał jakieś ze cztery metry do ziemi. Jeśli oparłby nogę o drzewo może udałoby mu się bezpiecznie zejść.
Nagle usłyszał za sobą otwierające się cicho drzwi. Odwrócił się napięcie, przylgnąwszy plecami do ściany. Kobieta, która ukazała się w nich, podskoczyła z przestrachem, omal nie wypuszczając z dłoni tacy.
-Matko przenajświętsza!- zawołała.
Chłopak przymrużył oczy. Jej głos zdawał się być nawet znajomy, ale twarz była mu się całkiem obca.
Uśmiechnęła się niepewnie, po czym zamknęła za sobą drzwi, podchodząc do stolika, na którym postawiła tacę. Przyjrzał jej się pobieżnie. Mogła mieć z trzydzieści osiem lat, albo więcej. Miała okrągłą pucułowatą twarz, naznaczoną drobnymi, ledwo-zauważalnymi bliznami. Sprawiała wrażenie łagodnej osoby. Wciąż się uśmiechała.
-Przyniosłam ci trochę rosołu...Wczoraj miałeś gorączkę. Mam nadzieję, że gorący posiłek postawi cię trochę na nogi.
Popatrzył niepewnie w stronę parującego posiłku, a to znów na nią.
-Na imię mi Niko. Mój przyjaciel Dirk znalazł cię wczoraj na zewnątrz... Pamiętasz?
Rozchylił nieco usta, następnie nieznacznie pokiwał głową.
Uśmiechnęła się szeroko.
-Zostawię cię teraz samego. Przyjdę, za parę chwil, dobrze? Zjedz wszystko. Jesteś naszym gościem. Nic ci tu złego się nie stanie.- Mrugnęła do niego z sympatią, po czym wyszła.
Zbiegła ze schodów niemalże w podskokach. Dirk rzucił w jej stronę pełne niechęci spojrzenie.
-A, co ty się tak ekscytujesz jak młoda dziewucha? Weź się do roboty. Miałaś pozamiatać.
Zrobiła grymaśną minę:
-W niedzielę nie będę pracować. -Odstawiła tacę, ceremonialnie zdejmując fartuch.
Dirk podszedł do lady, następnie nalał sobie pół kufla piwa.
-Obudził się?- zapytał po pewnej chwili ciszy.
Niko tylko jakby na to czekała:
-O tak! Jest taki śliczny! Trochę wychudzony i zaniedbany, ale jego oczy są naprawdę zielone! Musisz to zobaczyć! Wygląda jak leśny duszek. Taki słodki i poruszający!
Podniósł rękę w geście natychmiastowego uciszenia.
-Opanuj się. Niepotrzebnie pozwoliłem ci do niego pójść. - Upił trochę piwa, opierając się łokciami o blat.- Zaglądałem do jego torby. Nie podoba mi się ten dzieciak. Gdyby nie był chłopcem pomyślałbym, że to jakaś wiedźma.... Właściwie nikt nie powiedział, że to chłopiec, może trzeba by było to sprawdzić...
Wciągnęła z oburzeniem powietrze, trzepnąwszy go po chwili ścierką:
-Nie bądź wulgarny! To tylko dziecko. Nie rozumiem, czemu jesteś tak wrogo do niego nastawiony.- Usiadła naprzeciwko mężczyzny. - Sprawia wrażenie porzuconego. Kiedy spojrzałam w jego oczy poczułam, że przytrafiło mu się wiele zła.
Zaśmiał się histerycznie, jakby trochę z rozpaczą:
-Niko...błagam nie zaczynaj. Czy tobie się wydaje, że moja knajpa jest przytułkiem dla wszystkich porzuconych, skrzywdzonych istot tego świata?- ściągnął brwi miażdżąc ją swoim twardym spojrzeniem.- Mam dość. W zeszłym roku ten bezdomny, którego tu przytaszczyłaś ograbił nas tak, że ledwo stanęliśmy na nogi. A pamiętasz tego zapchlonego kundla, którego wzięłaś z jakiegoś śmietniska? Kiedy to...uf. Naprawdę nie chcę sobie tego znowu przypominać, tak więc...- pochylił się nad piwem- nawet nie myśl o tym, o czym myślisz! Ja już znam ten błysk w twoich oczach.
-Ach tak?- Nachyliła się nad nim.- Chciałabym zauważyć, że tym razem to ty wniosłeś tu tego chłopaka!
Spojrzał na nią gwałtownie.
Rozwierał i zamykał usta, szukając jakiś ostrych usprawiedliwień. W końcu tylko prychnął:
-Nie mogłem go zostawić na tym wietrze. Poza tym zemdlał.
Niko poczochrała mu włosy.
-Hej! - Zrobił unik.- Niech ci się nie wydaje, że...- urwał. Jego wzrok prześliznął się w stronę schodów, na których zobaczył ,,jego".
Dzieciak patrzył się wprost w Dirka, jego dziwne spojrzenie nieco go zdeprymowało. Twarz chłopaka była poważna i skupiona jak...u dorosłego człowieka, a przecież nie wyglądał na więcej niż czternaście lat. To, co rzucało się od razu, były niewątpliwie jego bardzo zielone, duże oczy. Na śniadej cerze wyglądały niebywale egzotycznie i pociągająco. A lekko poskręcane ciemnobrązowe włosy niemalże chciałoby się ująć i rozprostować palcami.
Chłopak stał na trzecim schodku i nie ruszał się z miejsca. W końcu powiedział z niezmienioną twarzą:
-Chciałbym odzyskać swoje ubrania.
-Ja ci ich nie ukradłem- odpowiedział Dirk, bo ten patrzył na niego.
Niko z niezadowoleniem szurnęła go w ramię.
-Zaraz ci je przyniosę! Były mokre i brudne to je uprałam.- Poderwała się energicznie z miejsca. Zatrzymała się jednak w połowie drogi, niepewnie spoglądając przez ramię w stronę przyjaciela, który upijał akurat ze swojego wielkiego kufla. Wahała się przez moment, jakby się obawiając, że mężczyzna swym zachowaniem wypłoszy gościa, lecz w końcu się przemogła i wyszła.
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, następnie zerknął na młodzieńca zaczepnie. W blasku dnia wyglądał jeszcze bardziej przerażająco z tymi swoimi bliznami. Ale można już było określić mniej więcej jego wiek. Mógłby mieć z dwadzieścia sześć- siedem lat. Czyli był starszy od Zorgi dokładne o pięć lub sześć... Tylko, że Zorga, przez klątwę demonów, nie wyglądał na swój wiek.
-No, co...mały? Może się przedstawisz i opowiesz nieco o sobie? Nie co dzień spotyka się ładnego chłopca, podróżującego samotnie nocą po Abadon. -Skrzyżował na piersi ręce.- Właściwie w ogóle się nie spotyka...- rozciągnął usta w sztucznym, pełnym podejrzliwości uśmiechu.- Rozumiem, że nie jesteś stąd, nadal jednak nie mogę zrozumieć, czemu twoja buźka nie jest oszpecona i czemu ty w ogóle jeszcze żyjesz?
Chłopak zszedł z ostatnich stopni. Rzeczywiście nikt go nie oszpecił. Jako malec był jedynie cieniem swojego pięknego brata Ilijo, ale od tamtego czasu wiele się zmieniło i wyglądało na to, że i on w końcu musiał się nieco przeobrazić. Nigdy o tym nie myślał i nie przypatrywał się sobie, toteż nie był tego świadom..., ale...czemu wiedźma mu tego nie powiedziała? Biorąc pod uwagę w jakich niebezpiecznych czasach żyli, było to lekkomyślne.
-Tam skąd pochodzę...- zaczął- nie ma demonów. To zapadłe, małe miasteczko nie posiadające nawet swojej nazwy. A na imię mi...Hasmed. -Schylił lekko głowę na moment przerywając ich kontakt wzrokowy.
-Hasmed!- zawołał podnosząc w zaskoczeniu brwi- Co za dziwaczne imię. A cóż cię sprowadza do Abadon, Hasmedzie? Czyżbyś wierzył, że spotkasz tu jakiegoś pięknego demona płci żeńskiej, który odmieni twoje życie i odtąd będziecie żyli długo i szczęśliwie? A może...- przytknął do wargi palec-...może jesteś rozpaczliwym samobójcą, szukającym swojego wybawienia w ich namiętnie żarłocznych ramionach? Musiałeś wiedzieć, że Abadon to jądro wszelkiego zła, królestwo diabła.
-Sądzę, że to nie twoja sprawa!- warknęła Niko, stając nagle w drzwiach, była zasapana, prawdopodobnie bardzo się spieszyła. Zwracając się do chłopaka, podała mu jego czyste, wyprasowane ubrania:- Za bardzo się nim nie przejmuj. Tylko się tak zgrywa. Pod tą twardą skorupą jest miękki jak masełko. Potrzebuje jedynie czasu...rozumiesz, musi cię bliżej poznać.
-Czy ja dobrze słyszę?!- Wyprostował się odsuwając od siebie alkohol- Rozumiem, że ty już postanowiłaś, że on tu zostanie, tak? I od kiedy ty tu rządzisz? Chciałbym ci przypomnieć moja droga, że to ja cię tu przyplątałem, sam się sobie często dziwię czemu!
-Jakżebym mogła zapomnieć- wyszczerzyła zęby w nieśmiałym uśmiechu.
-I nie sądzę bym był miękkim masełkiem. -Podkasał rękawy, rzucając w stronę Hasmeda zachmurzone spojrzenie.
Hasmed wydawał się nieco stropionym. Niemo przerzucał swoje spojrzenie na kobietę to znów na Dirka.
-Ile masz lat kochanie?- zagruchała do niego z czułością, co nieco wytrąciło go z równowagi, bowiem nikt w taki sposób jeszcze do niego nie przemawiał.
Wpatrywał się w nią nieprzytomnie, w końcu musiała powtórzyć.
-Piętnaście- odpowiedział ,a w duchu pomyślał:- Dwadzieścia jeden.
-Naprawdę? -Przyjrzała mu się od stóp do głów przechylając lekko głowę- Wyglądasz na trzynaście...
Przeniósł na nią swoje bezwyrazowe spojrzenie. Wyglądało na to, że uderzyła w jego słaby punkt. Zrobił mały krok do przodu, zapatrzywszy się w kufel piwa.
-Moim zamiarem nie jest tu zostać. Ja tylko potrzebowałem noclegu. Już sobie idę...- Było to nadzwyczajne, że uzgadniali między sobą, co mieliby z nim zrobić. Tak, jakby był ich własnością. Jakimś niezwykłym znaleziskiem. A przy tym ta kobieta tak miękko się w niego wpatrywała, że aż truchlał. Nie wiedząc czemu, nasunęła mu się na myśl zmarła matka... Szybko jednak potrząsnął nieznacznie głową, przeganiając bezwartościowe wspomnienia. -Znajdę tu jakąś pracę i oddam pieniądze za nocleg.
-Nie możesz odejść!- krzyknęła, zagłuszając słowa Dirka, które padły w tym samym momencie, co jej.- Ty...nie wiesz, jakie to straszne miejsce to całe Abadon! Na pewno słyszałeś o Krwawym Demonie! On wciąż jest na wolności już tyle lat...zabija i zabija. W najokrutniejszy sposób...- Objęła się ramionami.- Nie chcę by przydarzyło ci się coś tak strasznego.
Dirk dyskretnie pociągnął ją za rękaw, zmuszając by na niego spojrzała. Kobieta spuściła oczy, natychmiast cichnąc. Czyżby straciła w Abadon kogoś bliskiego? Może dziecko?
Serce Hasmeda zaczęło bić trochę szybciej na dźwięk słów o Krwawym Demonie. Jak mógłby o nim zapomnieć? Artysta w sztuce zabijania. Stopniowo zaczynał sobie uświadamiać, że znajdował się przecież w samym centrum piekła, w którym aż roiło się od demonów. Gdzie prawo niemalże ich wcale nie dotykało, gdzie wskaźnik popełnianych przez nich zbrodni był tak wielki.
Chłopak odwrócił się do nich tyłem, kierując z powrotem na górę. Jeszcze nie wiedział gdzie miałby się udać, jakoś się tym jednak zbytnio nie martwił. Postara się znaleźć pracę i wszystko jakoś mu się ułoży.
-Chłopcze- usłyszał za sobą głos mężczyzny. Zatrzymał się odwracając do niego pół twarzą.- Daję ci...góra dwa dni. Jeśli wrócisz do mnie po tych dwóch dniach...masz u mnie murowany dach nad głową.
Hasmed odwrócił się do niego całym ciałem, po czym uśmiechnął.
***
Góra dwa dni- rozważał w swoich myślach...Czy było aż tak źle? Sięgnął do kieszeni wyciągając kilka drobnych. Miało mu to starczyć jeszcze na jeden posiłek. Na szczęście nie odczuwał w tej chwili głodu.
Było chłodno, więc nikt nie musiał się dziwić temu, że chodził z przesłoniętą szalem twarzą. Lecz wydawało się, że ludzie i tak nie zwróciliby na niego uwagi. Ich oczy wbite były w jakiś punkt przed sobą i ani na chwilę nie zdjęli z niego swego wzroku. Trudno było z początku zrozumieć, skąd się brała ta nerwowość i pośpiech... Lecz przecież znajdował się w Abadon, a tam zdecydowanie nie rządził człowiek. Przebiegając spojrzeniem po mijających go ludziach, zagapił się, omal na kogoś wpadając. Osoba ta uczyniła jednak szybki unik, choć nie obyło się bez przekleństwa, które przecisnęło się przez jej usta. Z tego, co zdążył zauważyć postać ta również miała, tak samo jak on, przesłoniętą szalem twarz, a kiedy się z nią mijał, pozostawiła za sobą delikatną wręcz aromatyczną woń arystokracji.
Demon! Był tego pewien. Ciałem Hasmeda wstrząsnęła fala dreszczy. Po tylu latach tak po prostu się z nim wyminął!
Zatrzymał się odwracając za siebie. Demon skręcił gwałtownie w jakąś boczną uliczkę. Chłopak natychmiast podążył za nim.
Starał się zachować odpowiednią odległość. Bał się, że ten mógłby usłyszeć jego przyspieszone bicie serca. W końcu mężczyzna wbiegł po schodach do jakiejś wątpliwej tawerny. Chłopak zatrzymał się przed drzwiami, przycisnąwszy do siebie torbę. Przez moment wyciszał oddech i uspokajał serce, by w końcu pchnąć do środka drzwi. Powitał go nieznośny zapach dymu papierosowego, przemieszany słodkim aromatem perfum. Było ciemno. Ledwie mógł odróżnić kształty. Stopniowo jednak jego wzrok zaczynał się przyzwyczajać. Zauważył, że okna były przesłonięte ciężką kotarą. Jedynym panującym światłem był przytłumiony blask lampy naftowej, stojącej na podłodze przy porozrzucanych wokoło kobiecych ubraniach. Ruszył dwa kroki do przodu, uderzając bokiem o przewrócony stolik. Moment później czyjaś wielka, ciężka dłoń, zacisnęła się wokoło jego ramienia.
-Hej!- Jego niespecjalny oddech i chwiejność ruchu dużo o sobie mówiły.
Hasmed obrócił w stronę mężczyzny twarz. Postać nie okazała się demonem.
-Puść go- usłyszał. Drugi głos należał do osoby siedzącej na końcu sali. Jej szept był cichy i słaby, lecz wyraźnie dało się odczuć jego wewnętrzną władzę.
Pijak spojrzał w tamtą stronę, wydymając usta. Przypominało to grymas jakiegoś bardzo brzydkiego dziecka.
Hasmed z łatwością uwolnił się z żelaznego uścisku, prawie go przy tym przewracając. Mężczyzna zachichotał pogroziwszy mu palcem:
-Czy twój tatuś wie, że chodzisz do burdelu... synku?
Zignorował go skupiając swoje spojrzenie na tamtej postaci w rogu sali. Musiała tak siedzieć już od jakiegoś czasu, wyglądało na to, że obserwował go od chwili, w której ten, wszedł do środka.
-Wynoś się, bo staniesz się posiłkiem kota Rosiera- oznajmił demon. Mężczyzna skłonił się drwiąco, po czym biorąc butelkę, wyszedł zostawiając ich samych.
Hasmed zanurzył dłoń w swojej torbie. Demon popatrzył na to z miłym uśmiechem, którego tamten nie mógł dostrzec z powodu ciemności.
-Masz tam jakiś nóż na mnie? Nie bój się. Podejdź tu i usiądź. Chcę ci się przyjrzeć. Wydaje mi się, że masz przyjemną twarz.
Kiedy po krótkim wahaniu zbliżył się do niego, szybko zdał sobie sprawę, że mężczyzna nie był tym, za którym przyszedł w to miejsce. To też oznaczało to, że w budynku musiał się znajdować jeszcze jeden demon... Rozejrzał się ukosem po sali, ale wyglądało tak, jakby byli tylko we dwójkę. Osobnik, przed którym stanął, miał na sobie poplamiony, wyciągnięty surdut i wyglądał jak siedem nieszczęść. Cera jego była ziemista a nie biała- taka, jaka charakteryzowała wszystkie inne anakim. Policzki zdawały się być zapadnięte, a szpakowate włosy znajdowały się w totalnym nieładzie. Były to jednak drobiazgi w porównaniu z przyduszającą urodą, jaka go olśniewała. Hasmed wstrzymał na moment oddech. To, co poczuł było tak potężne i intensywne, że omal nie zrzuciło go z nóg. Nienawiść. Potężna i zimna jak ostry kawał lodu. Nie czuł nic poza tym zawładniającym uczuciem. Usiadł naprzeciwko nieznajomego, aby tamten nie zauważył jak bardzo drżały mu kolana.
-Jesteś naprawdę piękny chłopczyku.- Podparł głowę na ręce.- Ciszę się, że mogę się jeszcze czymś takim nacieszyć w tym swoim koszmarnym życiu...
Hasmed wkuł oczy w środek jego czoła, dziękując niebiosom za półmrok, w jakim się znajdowali. Zdawał sobie wcześniej sprawę z tego, że pierwsze spotkanie nie miało być łatwym, ale to co czuł, przekraczało wszystkie jego wyobrażenia. Nie potrafił zatrzymać szybkiego bicia serca ani zagłuszyć tępego pisku w swoich uszach. Niemal czuł pulsowanie pod skórą. Napiął mięśnie, przełykając ślinę...Tak usilnie starał się zapanować nad sobą, że z wysiłku wybiły mu się na skroniach drobne kropelki potu. Demon, albo nie był zbyt bystry by to zauważyć, albo po prostu nie chciał,... Prawdopodobnie mógł to też inaczej zinterpretować... Już wiele razy musiał się spotkać z podobnymi reakcjami na swój widok. Tak, więc zachowanie Hasmeda nie zrobiło na nim zbytniego wrażenia. Zapewne potraktował je jako zwyczajny zachwyt na swój widok. I to było jego błędem. Bo gdyby się mocniej przyjrzał, może dostrzegłby niebezpieczne iskierki w pozornie niewinnych chłopięcych oczach.
-Na imię mi Hasmed. I mam trzynaście lat- Specjalnie zaniżył wiek, dobrze wiedząc, że demony uwielbiały dzieci. Skoro tak ich pragnęły, to będą je miały.- Poszukuję obecnie pracy...- Uśmiech.- Jestem naprawdę pracowity...- Bardzo się starał nadać głosowi w miarę delikatnego, niewinnego brzmienia. Poszło mu doskonale. Nawet nie musiał zbytnio grać. Z emocji głos sam mu zadrżał.
Oczy demona spacerowały po jego ciele. Penetrowały i badały każdy najdrobniejszy fragment i zagięcia jego koszuli. Hasmedowi zrobiło się od tego niedobrze.
-Ale chyba nie w takim miejscu...?- Przechylił głowę, uśmiechając się figlarnie.- A może jednak...?
Jak powinna zabrzmieć poprawna odpowiedz?
Zagryzł wargę, spuszczając lekko oczy.
Demon rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, ukazując kształt swoich nieludzkich zębów. Niespodziewanie wyciągnął rękę i chwyciwszy młodzieńca mocno za przegub, przybliżył ku sobie. Przez podwinięty rękaw Hasmed dostrzegł cztery głębokie ślady wkuć pozostawione prawdopodobnie przez igłę. Zaintrygowało go to i wpatrywał się w to miejsce przez pewną chwilę.
-Nie mogę dać ci pracy, ponieważ mój...pan nie gustuje w takich jak ty. Nie przepada za dziećmi...Twierdzi, że są ograniczone i nie można się nimi dobrze zabawić. -Zaśmiał się niemalże do łez.- Jest stuknięty...i nawet ja czasem się go boję...-Przyciągnął go jeszcze bliżej. Ich twarze dzieliła teraz pięciocentymetrowa przestrzeń.- A ja was kocham. Pragnę każdego ranka po przebudzeniu i myślę o was prawie przez cały czas. Wasz umysł jest piękny.... Nieskażony, czysty i dobry...
-Nie wszystko złoto, co się świeci... mówi mój tata...- przerwał mu, odsuwając się minimalnie.- Co ci się stało w rękę...panie?- Ośmielił się podciągnąć mu rękaw, dotykając opuszkami palców jego chłodnej, gładkiej skóry.- Takie straszne rany...
Anakim podążył za jego spojrzeniem. Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Przeszedł w gorycz i chłód.
-To przez niego je mam. Czasem doprowadza mnie do takiego stanu, że muszę o tym na chwilę zapomnieć.- Wyciągnął z poła płaszcza strzykawkę, kładąc ją na stole- Narkotyki pozwalają mi poradzić sobie w warunkach, w jakich toczy się jego życie. Zrobił mi...jeszcze to- I ku zaskoczeniu Hasmeda, odgarnął z karku włosy, ukazując dziwne znamię na szyi. Przypominało jakąś pieczęć. Hasmed chciał się nachylić, aby się temu bliżej przyjrzeć, ale mężczyzna szybko je przykrył. - Ośmielił się to zrobić. Mnie! Jakbym był jakimś ścierwem! Bawi go dręczenie wszystkich...
Człowiek spacerował wzrokiem po jego udręczonej twarzy. Po tych zaciskających się i rozwierających ustach. To znamię...mógłby przysiąc, że gdzieś je już widział!
-Mówisz...o swoim panu?
Spojrzał na niego gwałtownie, następnie przygarbił się, niespokojnie rozglądając po sali. Jakby się bał, że tamten- kimkolwiek był- mógłby go usłyszeć.
-Cicho. On może nas podsłuchać...Chociaż nie zajmuje się mną ostatnio. Ale dziś przyszedł. Ciekawe co znów wymyśli, tak chciałbym móc zniknąć!
I Hasmed naprawdę zapragnął mu w tym pomóc. Oczywiście nie było w tym ani grama litości, raczej chęć ujrzenia demona martwego. Miałby wtedy pewne poczucie władzy.
Zerknął na leżącą strzykawkę, następnie na jego poranioną rękę. Słowa demona zamieniły się w bełkot i chłopak wyłączył się ze słuchania. Ta istota, w rzeczy samej, nie miała już w sobie godności. Demony...takie dumne i pewne siebie. A to, ten anakim skulony w kącie knajpy, okaleczony i brudny jak porzucone dziecko, nie był już tym, kogo z pozoru przypominał. Kim był ten, który doprowadził go do takiej ruiny...? Czy ktoś w ogóle mógł posiadać taką moc wobec anakim?
Wstał, kierując się do pustego baru. Demon natychmiast przeniósł na niego swoje szalone oczy:
-Gdzie idziesz?!
-Spokojnie...- Spojrzał na anakim, biorąc do ręki szklankę.- Zostanę tu z tobą, nie martw się.- Nalał do niej wody, po czym wyciągnął z torby woreczek ziół.- Zrobię ci herbatę. Poczujesz się lepiej. I opowiesz mi o tym twoim panu. Zgoda?
-O moim panu...- Przeczesał palcami nieujarzmione włosy- ...Już nawet nie mam siły go nienawidzić. Nawet już tego nie czuję...Czy...ja cokolwiek jeszcze czuję...?
Hasmed zagotował wodę, energicznie mieszając wywar. Upił łyk, sprawdzając czy jest odpowiednio nasycony, poczym wyciągnął z torby jeszcze jeden woreczek z innymi rozdrobnionymi ziołami. Wysypał odrobinę na dłoń. Robił to bardzo ostrożnie, aby nic nie trafiło na stół. Przede wszystkim nie chciał pozostawić śladów. Wrzucił ziele do herbaty, pozwalając mu się rozpuścić, następnie dokładnie umył ręce.
Demon nie patrzył na niego. Siedział w niezmienionej pozycji, martwo wpatrując się w przestrzeń. Jego usta poruszały się układając w jakieś słowa, których nie wypowiadał na głos. Zorga mógłby teraz po prostu wyjść. Był pewien, że ten jest tak oddalony myślami od rzeczywistości, że nawet nie spostrzegłby jego nagłego zniknięcia. A potem może by uwierzył, że ten po prostu mu się przyśnił.
Drgnął, kiedy młody człowiek postawił przed nim napój. Spojrzał na chłopaka z jakimś dziwnie spłoszonym wyrazem twarzy. Hasmed uśmiechnął się do niego życzliwie i ten nieco się uspokoił.
-Jesteś miły...- powiedział do niego.
-Jak to? Czyżby już nikt nie był dla ciebie uprzejmy?- Usiadł, podsuwając krzesło trochę bliżej demona.
Ten wzruszył ramionami, przypatrując się parującej herbacie:
-Nie..., to nie tak. Po prostu jest jakoś...inaczej.
-Pij i mów dalej. Powiedz mi, jak on się nazywa i kim jest...
-Z nikim jeszcze o nim nie rozmawiałem...Może, dlatego...- Podrapał się po policzku, podnosząc na niego zmęczone oczy- Nie mogę o nim mówić...
-Zabrania ci?
Pokiwał głową.
Przez moment trwała cisza.
-No to...może powiesz, cóż się takim zajmuje?
-Tego też nie mogę powiedzieć!- Potrząsnął energicznie głową, rozglądając się z przerażeniem po sali.- Tego przede wszystkim nie mogę mówić. On urwałby mi za to język. Poza tym...- spojrzał na niego tak, jakby dopiero teraz to zauważył- poza tym jesteś człowiekiem!
Hasmed ujął jego dłoń, następnie zacisnął ją na szklance napoju.
-Napij się. Obiecuję, że wróci ci dobry nastrój. Moja babcia parzyła mi taką na smutki i natychmiast czułem się po niej dobrze. Chociaż tyle mogę dla ciebie na razie zrobić...
Oczy mężczyzny zrobiły się nagle dziwnie rozgorączkowane:
-Pragnę cię...- wyszeptał.
Hasmed uniósł w zaskoczeniu brwi spojrzawszy na swoją dłoń, którą tamten uwięził w swoim mocnym uścisku. Czuł, że wykorzystywał na nim demoniczną moc, bowiem nie umiał uwolnić z uścisku ręki. To nie była siła zwykłego człowieka. Natychmiast przypomniały mu się słowa czarownicy... Anakim były potężne, bardzo potężne...Bywały też takie, co umiały zmanipulować siłą woli.
Zerknął na niego z pod rzęs. Nie odczuwał, aby tamten przenikał do jego umysłu. Czy gdyby to umiał...dopuściłby do tego, aby tak skończyć? Naprawdę wątpliwe...Jego umysł był słaby. W tym przydatku to Hasmed był tym, który narzucał mu swoją wolę. Świadomość tego była mu wręcz rozkoszna!
-Ja ciebie też- odpowiedział, szybko dodając:- Ale to smutne, że przez jedną osobę jesteś tak nieszczęśliwy i zagubiony. Musisz odnaleźć w sobie to coś, co pozwoli ci walczyć.
-Walczyć?- puścił jego dłoń.- Walczyć z nim?- Zaśmiał się z rozpaczą.- Ty nie wiesz, o kim mówimy.- Porwał w ręce szklankę i wlał w siebie sporą ilość herbaty. Skwasił się. Widocznie jego jedynym trunkiem był alkohol.
-Czy...-zaczął niepewnie, nie wiedząc jak ująć to w słowa- czy...jego imię to Agreas, Tutiel albo Ita?
Anakim zmarszczył czoło, spojrzawszy na niego jak nigdy dotąd. Jego wzrok stał się nagle czujny i badawczy. Hasmed przybrał zaciekawiony wyraz twarzy. Bardzo się starał, aby wyglądało to niewinnie i całkiem zwyczajnie.
-A skąd ci do głowy przyszły te...imiona? Znasz kogoś takiego?
Uśmiechnął się z udawanym zakłopotaniem:
-No...w zasadzie to nie. Ale słyszałem, że to straszne demony. Pomyślałem, że może jedno z nich...
-Nie- przerwał mu.- On ma inaczej na imię...Poza tym ja nigdy nie słyszałem o żadnym Agreasie Tutielu i... Icie, chyba.- Przez moment zawahał się, jakby coś mu zaświtało w myślach, szybko jednak zawołał:- Ktoś coś o nich nieciekawego mówił? Dlaczego ja nic o tym nie wiem...? Poza tym, przecież Abadon jest wielkie, a demonów w groma.- Pokręcił głowa, objąwszy szklankę dłońmi.- To nawet zrozumiałe, że nie mogłem o nich słyszeć.
Hasmed przeniósł oczy gdzieś za nim.
-Pewnie on by wiedział...Mój pan. Bo nie ma takiej rzeczy o której on by nie wiedział.
-Mógłbym go zobaczyć? Chciałbym poznać demona, który tak cię skrzywdził.
Ponownie potraktował go takim samym spojrzeniem co poprzednio...
-Już ci mówiłem...On nie lubi dzieci. Nie interesuje się nimi. To by się nie udało.
-Od, kiedy to demony nie lubią dzieci?- uśmiechnął się z dziecięcym rozbawieniem.
-Zdajesz się inteligentnym dzieciakiem- Wyciągnął do niego dłoń i ujął go pod podbródek.- Byłeś już z jakimś demonem?
-Nie- Delikatnie odsunął jego dłoń.- Po prostu wiem, że lubicie dzieci. Wiem to od starszych.
-No tak....- Podrapał się z niejakim zawstydzeniem, następnie ponownie zaczął mu się przypatrywać.- Nie lubisz, kiedy cię dotykam?
Zawahał się, przełykając ślinę.
-Wręcz przeciwnie. Tylko...nieco mnie to krępuje...
Demon rozejrzał się po sali rozbieganym wzrokiem, następnie przyłożył do czoła dłoń. Kiedy znów na niego spojrzał, miał jeszcze bardziej przytępiony wzrok i jeszcze bardziej zapadnięte policzki.
-Mój pan zdecydowanie różni się od pozostałych demonów. Mam namyśli to, że on nie udaje, że jest tym kim tak naprawdę nie jest. Nie chcę robić tego, co on robi! Pragnę być taki jak inni, bardziej ludzki. Umiem się tak zachowywać! Naprawdę potrafię, ale on mnie z powrotem strąca na ziemię! Już nie mogę tego znieść! A może jestem za słaby...- Jego oczy poczerwieniały.- Jestem słaby?
-Trudno rozsądzić. Przecież nie znam tego całego...pana, a ty musisz o nim milczeć, toteż naprawdę trudno mi zająć tu jakieś stanowisko...
Przez myśl przeleciał mu Tutiel. Czyż to nie on był tym, który nie lubił dzieci? Czy to mógł być Tutiel? Szybko jednak odrzucił od siebie tę myśl. Anakim przecież wyraźnie zaprzeczył jakoby miał to być któryś z wymienionej trójki.
` -Nie mogę. Chociaż przestało mieć to dla mnie jakiekolwiek teraz znaczenie.- Przymknął oczy, krzywiąc się w bólu- Jak tu cicho. Wczoraj było tak głośno...- Kiedy je otworzył napotkał jego badacze spojrzenie. Chłopiec był śliczny i mądry. Zaczął się nawet zastanawiać czy nie jest jego wyobraźnią. -Kim jesteś? Opowiedz mi o sobie.
Hasmed zasępił się nieco.
-Nikim szczególnym- odparł mu wymijająco.
-Przyszedłeś tu dla mnie, prawda?
Nie odpowiadał przez chwilę:
-Tak zapewne było. Opowiedz mi o sobie. Chcę cię bliżej poznać, a potem może ja opowiem coś nieco o sobie? To nas do siebie zbliży.- Nie był pewien czy przekonywanie go o tym miało sens. Tak mało się na tym znał.
-Czasem słowa nie mają już żadnego znaczenia - utwierdził go w swoich wątpliwościach.- Tak jak teraz...- Złapał go nieoczekiwanie za ramiona i przyciągnął do siebie. Przy pierwszej chwili, Hasmed miał ochotę wyrwać mu się, uderzyć go, a może i nawet uciec...Szybko się jednak opanował. Pozwolił się objąć i poczuć chłodne wargi na swojej szyi. - Pragnę cię...
-Jestem czymś, co pozwoli chwilowo zapomnieć o bólu. A co potem...?
Przerwał pieszczotę, zrównując się z nim spojrzeniem.
-...Co potem? Nic. Wszystko nagle straci sens. Pewnie umrę...-zaśmiał się smutno.- Ale przecież nie mogę cię dla siebie zatrzymać...
Wpatrywali się w siebie.
Znów miał okazję widzieć z bliska te niezwykłe oczy, których źrenice zmieniały swój kształt w zależności od światła. Nie były one jednak tak zachwycające jak u Tutiela...Może dlatego, że umierały?
-Tak dużo mówisz. Dzieci zawsze dużo mówią... Dorośli to od razu przechodzą do czynu.- Uśmiechnął się - Ty nie jesteś już małym dzieckiem. Nie chcesz mnie?
-Jesteś...piękny- odpowiedział mu nieco mało przekonująco. Co miał robić? Niechęć do demona była zbyt przytłaczająca.- Czemu nie chcesz zdychać?!- pomyślał, odwracając głowę w stronę herbaty. -Wybacz...niepokoję się, że on może tu nagle wejść... Opowiadałeś mi o nim takie straszne rzeczy.
Anakim przetarł oczy, oparłszy czoło o jego pierś.
-Tak... jest na górze. Ale przez pewien czas będzie zajęty...
-Czy oprócz twego pana są tu jakieś inne demony?
-Tylko nas dwoje...
Pokiwał głową. Zdał sobie sprawę, że to właśnie za tamtym demonem tu przybył. Żałował, że nie mógł mu się wtedy przypatrzeć ... Jedyne, co pozostało po nim w pamięci to słodki zapach i muśnięcie jego płaszcza.
-Źle się czuję...- powiedział, odsuwając młodzieńca od siebie. Hasmed z ulgą powrócił na swoje siedzenie.
-Napij się.- Podsunął mu napój, który posłusznie wypił. Jak to możliwe, że demon może być aż tak głupi i łatwowierny, zastanawiał się. Położył swoją dłoń na jego głowie, zanurzając palce w jego włosach- Może było coś w herbacie?- zasugerował. - Może po niej tak źle się czujesz? Jeszcze parę minut temu było ci dostatecznie dobrze...
Anakim ułożył podbródek na złożonych na stole dłoniach, spojrzawszy na dziecko zdezorientowanym wzrokiem.
-A ten twój pan...Często tu bywa?
Zaprzeczył ruchem głowy.
-Bardzo rzadko. Przychodzi tu całkiem w sekrecie...zazwyczaj woli przebywać w takich miejscach jak ,,la Vion".
-A cóż to za miejsce?
-...w każdy piątek...- Jakby już go nie słyszał- W każdy...
Przygarnął z powrotem swoją dłoń, nachyliwszy się nad nim.
-Pragniesz jego śmierci?
Nie odpowiedział mu... tylko nagle, gwałtownie się poderwał, uderzając plecami o oparcie krzesła. Jego dłoń powędrowała w okolice serca. Chłopak założył ze sobą ręce, przyglądając się temu w skupieniu, niczym pilny student. Anakim zacisnął w bólu zęby, nie umiejąc wydusić z siebie najmniejszego chociażby dźwięku. Hasmed przyłożył do ust palec. Jego twarz wyrażała opanowanie.
-Nie możesz krzyczeć z tej przyczyny, że coś ci wsypałem do herbaty. Poza tym, chyba byś nie chciał, aby usłyszał cię twój pan? Jak myślisz...jakby zareagował gdyby się dowiedział, że jego sługę, demona zabił mały chłopiec?- Uśmiechnął się, zakładając za ucho włosy.- Jak sądzisz, co by o tobie pomyślał? Stałbyś się jeszcze bardziej żałosny. Ale nie martw się...przecież to może pozostać jedynie między nami. Nikt nie musi się dowiedzieć o tym, co tu się stało.
Anakim wpatrywał się w niego dużymi, przerażonymi, pełnymi niedowierzania oczyma. Jego ciało przeszywały spazmatyczne prądy bólu. Czuł, że nie tylko nie może krzyczeć, ale i również się ruszać. Czy to możliwe, że właśnie został zabity przez dziecko o twarzy anioła? Nie...to nie działo się naprawdę! To było wręcz nie możliwe!
Hasmed wstał biorąc w ręce szklankę. Wylał resztki do zlewu, następnie umył dokładnie naczynie. Przechodząc obok stołu, sprawdził wierzchnią dłoni czy nie zostawił jakiś śladów, po czym odwrócił się ponownie do anakim. Ten siedział z rozwartymi szeroko oczami przypominając sobą posąg. Jeszcze trochę oddychał, ale wyraźnie było widać, że śmierć brała już go w swoje martwe uściski.
-Można powiedzieć, że jesteś już wolny. Nie musisz obawiać się więcej swojego pana.- Stanął do niego tak, żeby ten miał na wprost jego twarz. - Inni też...już nie muszą obawiać się ciebie. Nie uważasz, że to dobre rozwiązanie?
Nie potrafił mu już na to odpowiedzieć.
***
-Nie odwracaj głowy mój miły, zesrany z przerażenia przyjacielu. Radzę ci żebyś się jeszcze raz dobrze przyjrzał i zastanowił, to wcale nie takie trudne, na pewno też nie boli- szepnął mu do ucha, stając za nim z tyłu.
Mężczyzna z trudem odwrócił głowę w miejsce, w które ten rozkazał mu się wpatrywać. I choć anakim był jak zawsze uprzejmy i spokojny, ten wiedział, że nie może mu ufać. Przecież jest też taki w chwili, kiedy zadaje śmierć!
Poczuł, że zbiera mu się na wymioty, że nie może utrzymać wzroku na tym, co leżało na podłodze. Poza tym świadomość, że demon był tuż za jego plecami również nie była mu miłą i tylko potęgowała strach.
-Wybacz panie- zajęczał, pociągając nosem.- Nie mogę...Naprawdę nie mogę. Ja nic nie wiem. Przyrzekam!- Po tylu piwach...ile w siebie wlał, aż dziw, że był trzeźwy. A to wszystko za jego sprawą. Zawsze tak było. Wystarczyło, że ten skierował na niego swoje przenikliwy, diabelski wzroczek, a natychmiast trzeźwiał!
Demon przewrócił oczami, po czym zakładając do tyłu ręce, zaczął krążyć po sali, od czasu do czasu przysłuchując się dźwiękowi jego przyspieszonego serca.
-Gdybyś się nie urżnął być może on by żył. Być może dostrzegłbyś coś podejrzanego. Być może zobaczyłbyś nawet sprawcę, ale ty się urżnąłeś.- Jego słowa leciały jak z pocisku.
Mężczyzna odwrócił się do demona bokiem, oblewając się zimnym potem.
-Bardzo ciężko mi się z tobą pracuje, to przykre. -Podciągnął się siadając lekko na stole. Skrzyżował ze sobą szczupłe nogi, kołysząc nimi w przód i w tył.
-Panie...
-Wiesz ile mam teraz pracy?...Zamordowano mojego demona, więc jestem zobowiązany go pomścić. Nie można tak po prostu naruszyć czyjąś własność. To bardzo niegrzeczne i zasługuje na surową karę. Ale czy myślisz, że chce mi się w to bawić? Prawda jest taka, że wcale, a wcale. Jeśli jednak dam sobie z tym spokój, mogą wziąć mnie na języki, albo zarzucić tchórzostwo, a tego bym nie zniósł. Poza tym śmiałek, który odważył się tknąć moją rzecz, może pokusić się o następną psotę, a to wyzwoliłoby ze mnie...- Wciągnął dolną wargę, zawieszając wzrok w przestrzeni.- Jestem diabelnie wkurwiony. I wcale nie uważam, że takie urozmaicenie dnia posłuży mi w jakiś sposób.
-Był tu...jakiś chłopak. Czternastolatek...bodajże...- ratował się spanikowany.
Anakim spojrzał na niego z prędkością błyskawicy. Ogniste oczy zapłonęły w przelotnej wściekłości. Mężczyzna skamieniał. Twarz demona szybko jednak złagodniała. Znów była subtelna i przyjacielska. Wstał, powoli zmierzając w jego kierunku.
-Podpal zwłoki. Mają doszczętnie spłonąć. Nikt nie może zobaczyć go w takim stanie.- I położył mu dłoń na ramieniu. Była tak lekka, że prawie niewyczuwalna.- I nie opowiadaj mi takich śmiesznych rzeczy o jakimś chłopcu. Chyba nie sądzisz, że zabiłby go człowiek. W dodatku dziecko...hyy?
Zgodził się ruchem głowy.
-Grzeczny.- Ruszył w kierunku schodów wiodących na górę- A potem przyjdziesz do mojego gabinetu.
Zamarł.
-No...chyba nie myślałeś, że wyjdziesz z tego żywy po tym, jak zobaczyłeś go... w takim stanie?- zaśmiał się wysokim głosem.- Ale z ciebie nie mądry człowiek.
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 13 2011 18:36:13
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Iria (Brak e-maila) 19:03 16-05-2010
uwaga od autorki ^_^": Opowiadanie jeszcze nie zakończone!!! I jeszcze jedno, do tych, co juz się zapoznali z ,,Pocałunkiem Śmierci", ostatnie rozdziały zostały nieco zmienione...
naru (Brak e-maila) 21:33 17-05-2010
bardzo mi sie podoba to opo wiec czekam na ostatnie rozdzialy
Avaron (Brak e-maila) 11:47 20-05-2010
Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i czekam na ciąg dalszy choć trochę trąci podobieństwem do pewnych książek. Masz może gdzieś zamieszczone te op. na blogu? Chętnie przeczytam więcej Twoich opowiadań, bo podoba mi się Twój styl pisania
narumon (narumon@wp.pl) 11:11 22-05-2010
Przeczytałam całość, właściwie jednym ciągiem. Na ogół nie przepadam za takimi klimatami, chyba że fabuła jest naprawdę dobra. I była
Lubię Twój sposób kreowania bohaterów, tak, że na raz się ich i lubi, i nienawidzi. Do tego wzbudzasz we mnie tak przeciwstawne emocje, że czasami musiałam odejść od komputera, bo aż się we mnie gotowało...
Żeby nie słodzić za bardzo, masz ogromny problem z odmianą przez przypadki. Czasami aż zgrzytałam zębami. Zabrania się czegoś, a nie coś, itp.
I nie ma czegoś takiego jak "w każdym bądź razie" jest "w każdym razie" lub "bądź co bądź".
Mam nadzieję, że niedługo doczekamy się aktualizacji
Mika (Brak e-maila) 13:05 26-05-2010
Ja chce więcej. I mam kilka próśb 1. zabij Rosiela . 2. NIE zabijaj Zorgi i Tutiela. 3. Niech pewien ktoś powstrzyma Zorgę zanim ten sam zabije .
No dobra po tak cudownej liście życzeń teraz na poważnie. Opowiadanie jest super chociaż zdawało by się że motyw zemsty jest już dawno oklepany to jednak nadal można stworzyć coś fajnego . Mam nadzieje że wkrótce pojawi się ciąg dalszy !
Mika (Brak e-maila) 13:09 26-05-2010
W życzeniu numer trzy chciałam powiedzieć żeby powstrzymano Zorgę nim ten sam się zabije ale niechcący zjadłam słowo "się"
Iria (Brak e-maila) 20:06 26-05-2010
Szczerze mówiąc już się spotkałam z podobnymi postawami na blodu xD Część chciała śmierci Rosiera, druga połowa śmierci Tutiela >_<" Jesteście bardziej krwiożercze od anakim. Brrrrr
Dziękuję za komentarze, aż chce się pisać!
Rozdziałów będzie (chyba) 21. Dodaję słowo ,,chyba", ponieważ na starym blogu było tych rozdziałów aż 33! Nic nie skróciłam, po prostu je łączę, aby nie były tak krótkie
To tak ,,propo słonia".
Mika (Brak e-maila) 19:56 28-05-2010
Ja wcale nie jestem krwiożercza (jeszcze nikogo nie pogryzłam chociaż ........ nie chyba jednak nie) Co ciekawe nie przepadam za wężami, nie lubię też blondynów. Za to mam słabość do "duszków", i tajemniczości,dlatego polubiłam Tutiela a co do nagłej śmierci rosiela mogę zrozumieć wysysanie życia, i "polowanie" (chociaż to okrutne) na niczego nie podejrzewające ofiary . Ale zabijanie dla przyjemności, i delektowanie się przerażeniem ofiary no cóż Ja Rozumiem Że To DEMON ALE.............. są pewne granice nawet u demonów (tym bardziej że i one się go boją)
Tuli-Pan (Brak e-maila) 20:08 29-05-2010
To z tymi granicami u demonów zabrzmiało dziecinnie xP Demon to demon. Nigdy nie kojarzył się mi z niczym przyjemnym. Ale prawdą jest, że można się natknąć w necie (blogi z opowiadaniami) z demonami romantycznymi, niemalże anielskimi, ale to już dla mnie nie demon Tylko coś, co przywdziało tę nazwę.
An-Nah (Brak e-maila) 17:59 05-06-2010
Fascynujące, bardzo ciekawe i sprawnie napisane (Choć nie obyło się bez błędów stylistycznych, paru językowych niestety też. Myślę, że jeśli następne rozdziały będziesz dodawać pojedynczo, a nie hurtem, pofatyguję się z powypisywaniem...) opowiadanie. Wciągnęło i będę czekała na ciąg dalszy.
Tekst jest ciężki, mroczny - już sam fakt tego, jak bardzo demony/anakim zafascynowane są dziećmi budzi mocny niepokój. Początkowo nawet bałam się, że idziesz w shotę, ale nie, na szczęście nie, zahamowanie wzrostu głównego bohatera ma swój sens jako droga do zemsty, wszystkie te ociekające erotyzmem sceny z jego udziałem niepokoją, bo, goddmanit, muszą niepokoić. Demon to demon, nawet, jeśli twoje demony są tak naprawdę tylko półludzkimi mieszankami niewiadomego pochodzenia (do tego wątku jeszcze wrócę...) - stosunek ich do dzieci jest pięknie wyjaśniony. No i z jednej strony ta fascynacja objawia się poprzez zapędy niemalże pedofilskie, a na pewno - dzieciobójcze, z drugiej - przez adopcje sierot i próby stworzenia, bezskuteczne zapewne, normalnej rodziny. Dwa bieguny tej samej fascynacji, dwa bieguny tej samej luki w życiu anakim.
Świat przedstawiony ciekawy, choć mam kilka wątpliwości, ale o nich za moment. Najpierw chcę powiedzieć, że początkowo nie bardzo wiedziałam, kto jest prawdziwym demonem, a kto - anakim. Dopiero później zorientowałam się (Mam nadzieję, że to właściwa interpretacja?), że nikt z nich nie jest prawdziwym demonem, nie ważne, co myślą ludzie, z których pewnie nieliczni wdają są w dywagacje nad niuansami, zbyt na to przerażeni. No i właśnie, cała ta paranoja, strach, oszpecanie dzieci - tworzy klimat, choć żałuję, że bardziej skupiasz się na samych anakim, mało pokazując nam tej perspektywy zwykłych ludzi. Choćby jakieś wejście w psychikę dzieci Hanaela byłoby wskazane - robią za tło, a przecież dziecko wychowywane przez demona normalne nie będzie - wiedźma z początku tekstu dowodem. W sumie nie obraziła bym się, gdybyś rozwinęła Liję, dziewczyna ma wielki potencjał, a fajna i wielowymiarowa postać kobieca potrafi ożywić tekst No ale jeszcze sporo przed nami, więc może to planujesz? Nie porzucaj ciekawych wątków
Wracając do świata przedstawionego, zastanawiam się, czy to nasz świat, tylko w innym czasie, świat równoległy czy "jakiś inny świat fantasy"? Bo piszesz o Bilbii i krzyżach, a jeśli to "wymyślony świat fantasy", to, jakby na to nie patrzeć, nie za bardzo mają ta Biblia i krzyże rację bytu - chyba, że jakaś inna księga została nazwana Biblią, chyba, że krzyż ma jakieś inne znaczenie, niż u nas, że wziął się z innego źródła (na przykład ma symbolikę taką, jaką miewa krzyż w religiach niechrześcijańskich - oznacza cztery strony świata lub jest symbolem solarnym). I jeszcze jedno mnie zastanawia - brak, poza tymi krzyżami "prowokującymi" demony i wzmianką o Biblii, jakichkolwiek innych odwołań do religii - czy ludzie odrzucili religię? Dziwi mnie to nieco. Jakkolwiek by religia w tym świecie nie wyglądała, logiczne jest dla mnie (jako osoby religią zajmującej się de facto zawodowo) choćby powstanie sekt wieszczących koniec świata czy kapłanów-łowców demonów - albo innych form doktryny, kultu czy organizacji, będących odpowiedzią na przybycie istot z piekła rodem.
Nie wiem, jeśli masz na to pomysł, to bardzo fajnie, bo te kilka wzmianek o krzyżach i biblii budzi we mnie z jednej strony zainteresowanie ("Czemu tak, a nie inaczej?", z drugiej zaś niepokój ("Czy autorka wszystko przemyślała?"
Podoba mi się główny bohater - widzę, jak szukając zemsty stacza się coraz bardziej, upodabnia do tych, których chce zniszczyć. W sumie nie zdziwiłabym się, gdyby przyjął na siebie rolę Krwawego Demona - i to na dobre. Z drogi, którą chłopak obrał, nie widzę odwrotu. Zemsta niszczy i nie pozostawia szans na zbawianie, a puki co ładnie to pokazujesz
Tutiel zaś mnie rozczarował. Te jego wątpliwości co do Hasmeda/Zorgi - za ludzkie. Myślałam, że to potwór, tak jak inni, może poza Hanaelem (choć on akurat jest potworem który udaje nie-potwora nawet i przed samym sobą), a tu nagle - sentymenty. Wietrzę pairing. Ble. Nie pasuje mi to, zastrzegam na starcie, nie podoba mi się możliwość, że z Zorgi i Tutiela zrobisz parę. Nie widzę miłości między łowcą i zwierzyną, najwyżej toksyczny związek, zakończony śmiercią ich obu, ale w żadnym wypadku nic romantycznego. Rosier jest lepszy - on jest zły do szpiku kości i nie ukrywa tego. Z drugiej strony, może to przez imię, ale mocno, mocno przypomina mi Rociera/Rosiera/Rociela (jakkolwiek jego imię zapiszemy, bo widziałam wiele wersji) z "Angel Sanctuary).
Podsumowując - fajnie, choć nie bez moich wątpliwości, co do których mam nadzieję się mylić.
Rayk (Brak e-maila) 15:07 16-06-2010
Naprawdę niesamowite opowiadanie. Widać ze się nad nim naprawdę napracowałaś i muszę powiedzieć,że strasznie mi się podoba. Jedno z lepszych jakie czytałem. Buźka tak trzymaj A co do życzeń nie zabijaj Rosiera. Mój mistrz xD
Rika (Brak e-maila) 13:30 22-06-2010
Opowiadanie jest genialne, steskniłam sie za takim. Rosier jest BOSKI!!!!!! Błagam, błagam nie zabijaj go I mam nadzieje że dokończysz to opo.
Pozdrawiam i życze weny
Iria (Brak e-maila) 23:57 23-06-2010
Dziękuję za komentarze. Opowiadanie jest już skończone, żadnych zmian nie uwzględniam Co do ,,hurtowego" wysyłania rozdziałów.... Gdybym wysyłała je pojedynczo to byśmy chyba osiwieli, zanim dotarlibyśmy do końca, ponieważ, jak widać, trzeba na aktualizacje diabelnie długo czekać (!!) Dlatego wrzuciłam opo na inną stronę. Jeśli ktoś byłby zainteresowany to pisać na maila ^^
wampirzyca (Brak e-maila) 13:32 26-06-2010
BARDZO ALE TO BARDZO MI SIĘ PODOBAŁO I CZEKAM NA NASTĘPNE ROZDZIAŁY,MAM eta (betagrak71@wp.pl)
14:56 06-07-2010
Opowiadanie napisane po mistrzowsku. Wiesz wydawali mi sie, ze demonami sie nie interesuje. A tu niespodzianka! Jak zaczelam czytac, wiedzialam, ze wszystko bedzie malo wazne, tylko to opowiadanie. Spedzilam z nim calom noc i kawalek dnia Warto bylo! Chyle czola, piszesz ciekawie, zastanawiam sie jak moze "pocalunek" sie skonczyc, i nic mam pustke;( Prosze o podanie linka gdzie jest dalsza czesc. Bardzo
Beta
Vixen (Brak e-maila) 14:22 17-07-2010
Uwielbiam cię. Gdzie można dokończyć opowiadanie? Bardzo proszę daj namiar na tę stronę
Mika (miki04@vp.pl) 19:09 25-07-2010
Cześć Ja też chętnie Poznam dalsze rozdziały więc jeśli byś mogła prześlij mi gdzie to można jeszcze znaleźć. Co prawda napisałam ci już o tym w mailu ale nie wiem czy doszedł i chyba zapomniałam się podpisać
Iria (maruta_chan@wp.pl) 18:30 28-07-2010
Wysłałam każdemu kto o to poprosił, jeśli nie doszło proszę mi napisać 0_o
Ame (lily1307@o2.pl) 20:31 08-08-2010
Hej^^
Kiedyś czytałam twoje opowiadanie na jakimś blogu..... Ale jakoś mi zginęło. Kocham je po prostu, ale myślałam, że nie piszesz kontynuacji... i mnie dzisiaj uderzyło , żeby je wygooglować. Patrze a tu .....kolejny rozdział (*^*) Proszę prześlij mi na maila adres twojego bloga czy coś ^^ Dzięki. Jestem suuuuuper szczęśliwa (@.@)
Iria (Szehina) (maruta_chan@wp.pl) 00:04 09-08-2010
A ja mam prośbę *_* Szukam żony/męża... znaczy się... (za dużo romansów) szukam kogoś, kto będzie wyszukiwał i pomagał mi poprawiać błędy w moim nowym opowiadaniu, które aktualnie tworzę T_T Najlepiej niech to będzie osoba cierpliwa, łagodnego usposobienia xD inaczej się w sobie zamknę... na amen o_0 Proszę, niech ktoś wykorzysta swoją umiejętność poprawnego pisania i zechce mi pomóc. Co do kolejnych rozdziałów, zobaczycie je na tej stronie Pozdrawiam!!
Rika (ala_bodzon@o2.pl) 20:06 20-09-2010
Miałam długą przerwę od tego opowiadania, a w zasadzie to od internetu ale to za nim się chyba najbardziej stęskniłam. Wysłałam ci kiedyś meila z prośbą ale chyba nie doszło jakbyś mogła mi kiedyś podesłać nazwę tego bloga, będe bAArdzo wdzięczna
An-Nah (Brak e-maila) 16:23 06-10-2010
Tak, wiem, pisałaś, że cię komentarze do tego tekstu przerażają. Ale szczerze? Zakładam, że jeśli ktoś nie chce komentarzy, to po prostu nie publikuje. O i tyle
A historia jest fascynująca i wciąga. Stworzyłaś świat i bohaterów z gigantycznym potencjałem. Chcę wiedzieć co dalej i, co tu mówić, chcę dowiedzieć się więcej o świecie. Co, skąd, jak, kiedy, czemu pojawili się anakim, kiedy, jakie są reakcje, co robią ludzie, co ma do tego Bóg/bóg i czy to jest nasz świat i chrześcijaństwo, czy coś odmiennego, zupełnie inna rzeczywistość? Co się wydarzyło, że ten świat wygląda na do końca przeżarty złem i podążający ku upadkowi?
Co do postaci, to masz jednak dar do tworzenia sukinsynów, tu to widać. Zwracam honor, u ciebie wszyscy są źli... mniej lub bardziej.
Scena gwałtu mnie odrzuciła, ale była na miejscu, miała sens. Nie odebrałam jej jako coś, co miało być atrakcją dla niewyżytych czytelniczek. Zachowanie Hasmeda/Zorgi po? Chyba ma chłopak rys psychopatyczny, skoro odbiera gwałt jako krzywdę wyłącznie fizyczną i tak prędko stwierdza, że może warto by zostać kochankiem Rosiera... a potem scena z włażeniem do łózka Tutielowi... I szczerze mówiąc, nie wiem,co tu jest grane, myślałam, że Zorga chce Tutiela uwieść... Chyba, że uwodzi go udając niedostępnego, bo w miłość do najbardziej znienawidzonego z demonów nie uwierzę za cholerę. Nie u kogoś z taką przeszłością i z taką emocjonalnością.
Intryguje mnie Beliar i Kazbiel - mam wrażenie, że obaj jeszcze będą mieli swoje pięć minut. Zwłaszcza Kazbiel, którego urodę i kolor oczu podkreślasz co chwilę. Nie wiem, mam mały pomysł co do tego, co Kazbiel może zrobić, ale...
Z usterek? Ilekroć trafiałam na sformułowanie "ognistowłosy" czy "fiołkowooki", miałam ochotę strzelić wydrukiem w szybę autobusu. Jeśli kiedykolwiek będziesz ten tekst poprawiać, zacznij od wywalenia -okich i -włosych, bo to niestety sformułowania na poziomie grafomanii, a ty grafomanką za cholerę nie jesteś i ten tekst do koszmor się nie zalicza. Reszta... więcej błędów niż w "Robaczywym Owocu", postęp widać
Aaa, co do komentarzy które mi dałaś, to nie, nie polecam uczyć się pisania ode mnie. Pisanie jak ja kończy się tym, że ma się dwóch czytelników na krzyż - i czasem jakiegoś gratis. Nie polecam. Frustrujące jak cholera.
A poważnie, najlepiej jest chyba pisać po prostu takie rzeczy, jakie samemu chciałoby się przeczytać.
Iria (maruta_chan@wp.pl) 13:47 10-10-2010
Dziękuję, An-Nah. Cieszę się, że zauważyłaś postęp Masz rację, co do -włosych i -okich, wstrętne! Już nie popełniam podobnych błędów. Opowieść jest skończona i możesz się rozczarować, ponieważ nie wszystko zostało dopowiedziane i jeśli wezmę się za poważną poprawę tekstu, wtedy dopiero wezmę twoje spostrzeżenia pod uwagę i uzupełnię opowieść. Na razie pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję, że pewnego razu być może pojawią się kolejne rozdziały Pocałunku ¦mierci na tej stronie. Nie wyobrażam sobie, że moje opo zostanie ,,tutaj" tak brutalnie przerwane :/ Nie wiem czemu tak się dzieje, mam nadzieję, że wszystko wróci kiedyś do normy ;] Pozdrawiam!
fanta (fantastka55@gmail.com) 19:57 07-12-2010
Iriaaaa T.T nie rozwalaj mnie T.T
powiedz, że jest jakaś kontynuacja. To się nie może tu skończyć. Ja muszę wiedzieć co z Tutielem i Zorgą. T.TTT
BaaaAaaaaAaaaAAaaaAAaaaagam! T.T
An-Nah (Brak e-maila) 18:30 07-01-2011
No i doczytane
Skłamałabym, gdybym miała powiedzieć, że się nie podobało. Bo się podobało, wykreowałaś ciekawy świat i mimo, że wiele chciałabym się jeszcze o nim dowiedzieć, brak wyjaśnień nie psuje przyjemnej lektury. Cieszę się, że cały czas pojawiają się w sieci osoby, które nie ulegają modom na fan-fiki ani na miniatury, tylko konsekwentnie prowadzą autorskie projekty.
Końcówka - chaos w LaVion, ludzie w końcu buntujący się przeciw demonom (tego mi brakowało!), anakim korzysatjący z okazji, żeby się pozabijać i pokazujący, że więzi między nimi są tylko pozorem - to było piękne, wynikało z treści i było dobrze przedstawione.
Z drugiej strony, jeśli portretujesz wszystkich anakim jako potwory niezdolne do uczuć, jeśli ich uczucia to co najwyżej samooszukiwanie się - to odmawiam nazwać uczucie Tutiela do Zorgi miłością. Może Tutiel się oszukuje, wmawia sobie, że ma uczucia. Może to tylko żądza. Ale nie, nie wierzę w taką miłość, w nagłe zaprzeczenie wszystkiemu, co dotąd napisałaś. Tutiel nigdy nie miał wątpliwości co do swojej natury, nie próbował zaprzeczyć temu, że jest potworem. I nagle robi się z niego romantyk... Nie! Podobnie Zorga - cały czas napędzało go pragnienie zemsty, nienawiść, miłość do brata... i nagle kocha Tutiela. Wiem, że fandom się domaga romantycznych związków, ale tu nie ma miejsca na romantyczne związki. Lepiej by było Zorgę zostawić martwego. Albo pozwolić im się nawzajem pozabijać w epilogu...
Ale cóż, twoja historia, twoje postaci. Czytało się świetnie, więc nawet ten niepotrzebny romantyzm ogólnego dobrego wrażenia nie psuje.
Channel (Brak e-maila) 20:57 09-01-2011
No właśnie zauważyłam, że zmieniłaś końcówkę. Z tego co pamiętam, to Zorga zginął... Och, jak już mam wybierać, to wolę tę wersję. Chociaż jest (tak jakby) happy end, nie?
Iria (maruta_chan@wp.pl) 14:49 13-01-2011
No przecież jak uśmierciłam Zorgę, a Tutiela wygnałam z Abadon to mnie rozerwałyście na strzępy. Kurrrrczak, nie dogodzę xD Rzeczywiście ,,kobieta zmienną jest".
A nieuważne, szybko przemykające przez treść oczy rzeczywiście mogły przeoczyć wątki, które zaprzeczają temu, że anakim nie mają uczuć. W tekście jest sporo takich wątków i zdań, ale nie napisanych wprost, bo nie lubię takich przejrzystych treści ;] Mam nadzieje, że większość jednak zauważyła.
Dziekuję, że byłyście ze mną do końca! Dziękuję za wszystkie komentarze!
An-Nah (Brak e-maila) 15:34 16-01-2011
Hej, hej, hej, przyznaję, ze mogło mi coś umknąć, mogłam coś odczytać niezgodnie z wolą autorki, ale raczej nie dlatego, że czytałam nieuważnie - należę jednak do osób, które zwracają uwagę na niuanse. Może po prostu ja CHCIAŁAM tak odczytać? Może po prostu chciałam opowiadania, w którym toksyczna fascynacja nie zmieniłaby się w miłość i podświadomie oczekiwałam takiego? Nie wiem.
Pojechałaś mi kobieto po ambicji, jak zdam egzaminy, przysiądę nad tym tekstem raz jeszcze.
Co do zakończenia: nie zadowolisz wszystkich! Nie próbuj nawet, nie dostosowuj się do życzeń części czytelników, bo reszta będzie miała swoją opinię. Zakończenie to coś, co wynika z całości tekstu, a nie to, co chciałabym widzieć ja (śmierć Zorgi) czy inny czytelnik (obecna wersja). Zastanów się, jakie tobie najbardziej odpowiada Literatura to to, co pisarz ma do powiedzenia, a jeśli czytelnik narzeka - to jego problem
Iria (Brak e-maila) 20:38 16-01-2011
Rozumiem, ale pisarz nie może pisać wyłącznie dla siebie. Musi wziąć pod uwagę oczekiwania innych. Poza tym uważam, że nieźle wybrnęłam(samochwała)z tym zakończeniem... Popatrz, Zorga otrzymuje szansę by zacząć wszystko od nowa, oby nigdy nie odzyskał pamięć ;] Nie rozumiem kogo mogłoby uszczęśliwić inne zakończenie. Z pewnością upłyną jeszcze lata, zanim uda mu się uporządkować w głowie niektóre sprawy i znaleźć własne miejsce. Tutiel także postara się odnaleźć w nowej sytuacji. Co do ,,kochania", nawet pies darzy uczuciem swojego właściciela, nie bądźmy okrutni ;/ To ostateczna wizja opka. AMEN
Szpilka (Brak e-maila) 14:11 24-01-2011
Gdzie kolejne rozdziały?? 0_0
Koparopa (Brak e-maila) 16:34 24-01-2011
Hm. Sama nie wiem jak na to patrzeć. Już dawno czytałam Pocałunek Śmierci na Twoim blogu i jego zakończenie wydało mi się... doskonałe. Przez cały czas byłam przekonana, że nie mogło być inne i po zapoznaniu się z nową wersja wciąż tak uważam. Dla mnie Zorga umarł wraz ze śmiercią swojego brata, Hasmed umarł zabity przez Hananela, wydostając się z klatki Rosjera. A Tutiel przepadł. Wybacz ale uważam, że nowa wersja nie jest nawet prawdopodobna z psychologicznego punktu widzenia. Trochę szkoda, że poddałaś się namowom i zmieniłaś idealne zakończenie, to jednak Twoja decyzja i szanuje ją, lecz jak pisałam, dla mnie jedynym i prawidłowym zakończeniem zawsze będzie to pierwsze. Uściski
Atena (Brak e-maila) 18:20 24-01-2011
A ja uważam, że ,,to" zakończenie jest bez 2 zdań bardziej prawdopodobne!!! Byłoby inaczej, gdyby Zorga darzył brata silną więzią, a tak nie było. Chłopak miał pretensję o to, że anakim uczynili go przez pewien czas nieśmiertelnym (że tak to skrócę) a to spowodowało, że odtrącono go, skazując na życie z wiedźmą, która z kolei nawbijała mu do głowy wiele podręcznikowych mądrości. Więc właściwie dużo zyskał, stał się dla demonów trudniejszą zdobyczą. Może właśnie przez to czuł się w obowiązku wypowiedzieć demonom wojnę. Nie zaprzeczam, że swoje przeżył, ale nie był jeszcze aż tak skrzywiony, co sugerują niektóre osoby. Uważam, że nie chciał swojej śmierci, a nawet były momenty, kiedy wyobrażał sobie życie z Tutielem. Czuł, że nie może o nim myśleć, jeśli nie zakończy pewien rozdział. Hasmed na pewno nie był typem, który oddałby się anakim w ofierze, o nie nie... Dlatego drugie zakończenie zdecydowanie wydaje się bardziej logiczne. Uffff lubię rozważać takie treści *_* |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|