The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 03:50:57   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Pocałunek śmierci 1
W chacie rozległ się okropny huk.
-Co robisz?!- wrzasnęła starucha, popchnąwszy Zorgę na ścianę.- Ile razy mam ci powtarzać, abyś nie mieszał tych dwóch składników?!
Zaczęła wysypywać zawartość małych buteleczek do wiadra, następnie szybko zalała je wodą. Chłopiec podniósł się z podłogi, odgarniając z umorusanego czoła grzywkę. Wpatrywał się w jej żwawe ruchy jak czyściła stół, cała się trzęsąc ze wściekłości. Wiedział, że stara się zapanować nad emocjami. Musiał przyznać, że z latami wychodziło jej coraz lepiej.
Spojrzała na niego zjadliwie, gotowa zabić samym wzrokiem. Twarz chłopca nie wyrażała żadnych emocji.
-Prawie siedem lat cię tego uczę! Masz czytać wszystko, co jest w księdze! Nie tylko wyróżnione fragmenty! Jeśli nie będziesz mnie słuchał, wrócę do dawnych metod karania!! Nie ważne, że nadal wyglądasz jak dziecko! Nie robi to na mnie wrażenia! Wiem, że masz już piętnaście lat i, że mogę wymagać od ciebie czegoś więcej!!
Tak. Zorga miał już piętnaście lat, ale wciąż wyglądał na osiem. W nieoczekiwanym momencie wzrost po prostu mu się zahamował i przestał dojrzewać. Nikt nie mógł tego zgłębić. Nikt nie potrafił wyjaśnić tego dziwnego zjawiska...Uznano, że na chłopca rzucono urok i tak pozostało. Stara wiedźma , u której spędzał większość swego czasu, powiedziała tylko tyle, że stan ten nie potrwa długo i w końcu będzie się dalej rozwijał. Kiedy jednak zapytał o przyczynę swojej sytuacji , nie zgodziła się na to odpowiedzieć.
-Masz- Trąciła go wiadrem w łokieć- Wylej z dala od chaty! Rusz się.
Zaczynało się ściemniać. Słońce schylało się ku zachodowi zabarwiając niebo na ostrą czerwień. Chłopiec zapatrzył się na to przez chwilę. Nienawidził tego odcienia nieba. Wystarczyło, że zbyt długo na niego patrzył, a natychmiast robiło mu się nie dobrze.
Wylał zawartość wiadra, obserwując jego wchłanianie w ziemię. Zamierzał jeszcze trochę pozostać z chacie wiedźmy choć był świadomym tego, że nie wolno mu było wracać o zmroku . Nikt tak późną porą nie opuszczał domostwa. Nadal pamiętano i zamierzał pamiętać o tamtym wydarzeniu z przed siedmiu lat, kiedy to demony niespodziewanie zawitały do ich spokojnej, z pozoru bezpiecznej wioski. Sama postać Zorgi- przeklętego chłopca- zdawała się być przestrogą dla innych.
Kiedy wrócił do chaty, starucha bujała się na plecionym fotelu z zaróżowionymi policzkami. Gdy doprowadzała się do takiego pijaństwa, zawsze dużo mówiła. Zordze jednak nigdy nie udało się wyciągnąć z niej tego, na czym tak bardzo mu zależało. Starucha natychmiast się blokowała , kiedy zaczynał ją wypytywać czemu przestał rosnąć. Może nie znała na to odpowiedzi i tylko się przechwalała?
Postawił wiadro następnie podszedł do pieca, dorzucając do kominka. Czuł się śledzony przez jej baczne, lecz w owej chwili dość zamglone i przytępione oczy. Nie zareagował.
-Jesteśmy wyjątkowi...chłopcze...Musisz to wiedzieć- powiedziała skrzekliwym głosem.- Mamy ze sobą więcej wspólnego niż sądzisz.
Tak- pomyślał obojętnie- Oboje zostaliśmy odsunięci od społeczeństwa i wolno w nas pluć i rzucać kamieniami.
Zerknął na nią z ukosa. Miała błyszczące oczy. Ukrywała przed nim wiele tajemnic. Żałował, że nie potrafił wśliznąć się do jej umysłu, aby z niej to wszystko wyciągnąć. Nawet przeczesywał w sekrecie zakazane księgi w celu znalezienia jakiegoś eliksiru, który pomógłby mu zmusić ją do gadania. Przy okazji nauczył się sporządzać wiele innych mikstur, które skrupulatnie testował na zwierzętach sąsiada, a zdarzało się, że i nawet na ludziach, jeśli nadarzała się taka okazja, że byli w jego zasięgu. Musiał jednak uważać, aby nie wyszło nic na jaw. Groziłaby mu wtedy śmierć.
-Podaj mi jabłko i nóż- powiedziała nagle.
Zorgę przeszyło milion dreszczy. Spojrzał na nią niemal z nienawiścią. Kobieta ryknęła głośnym śmiechem.
Odwrócił się do niej bokiem nie reagując na to. Podszedł do okna zapatrując się w jakiś niewidzialny punkt.
-Jeśli chcesz abym sobie poszedł to pójdę- powiedział. Zawsze, kiedy miała go dość, zaczynała bawić się nożem.
-Jeszcze nie- odrzekła pół głosem- Czy wiesz co to jest czyste i doskonałe zło?- zapytała figlarnie.
Spojrzał na nią pochmurnie. Starucha uwielbiała wpatrywać się w tę jego delikatną, dziecięcą twarzyczkę, niewinną i słodką jak u aniołka, w której oczy wydawały się przeciwieństwem jego urody, bowiem zakradał się w nich bezkresny mrok i skłonność do okrucieństwa. Przypominał złego cherubina..., jakąś nierzeczywistą istotę, tylko w połowie ludzką.... Był ujmujący pod każdym względem.
-Czyste i doskonałe zło? Nie, nie wiem, co masz na myśli- dało się wyczuć irytację.- A może chodzi ci o te wszystkie głupawe mordy, o których tak głośno ostatnio? Zachwycasz się nimi?- Nie mógł się powstrzymać od kąśliwości. Wiedział, że pijana jest całkowicie nie groźna, a następnego dnia i tak nie będzie zbyt wiele wszystkiego pamiętać.
Uśmiechnęła się do niego szeroko, ukazując bezzębne dziąsła. Mówił dalej, przechadzając się po izbie:
-Te całe masakry...Doprawdy...- prychnął- Nie ma w tym nic poetycznego. Jest to wręcz godne pożałowania. Demon naprawdę się nudzi. Mam nadzieję, że wreszcie go złapią i spalą.
-Poetycznego, powiadasz...- roześmiała się- Ty też nie jesteś do końca normalny!
Zagryzł wewnętrzną stronę policzka.
Rzeczywiście myślał już o tym, jak bardzo jest znieczulony. Nie miało to jednak dla niego zbytniego znaczenia.
-Zgadnij ile mam lat- zagadnęła nieoczekiwanie, odchylając wesoło głowę.
Spojrzał na nią z trudem kryjąc zaskoczenie. Naprawdę ostatnio coś jej odbijało. Chłopak nie znosił tego dziwacznego zachowania.
-No zgadnij!
-Nie wiem- odparł.- Wyglądasz na...osiemdziesiąt parę- powiedział szczerze. Ludzie bardzo rzadko dożywali tak sędziwego wieku.
-Ha!
-Ale ludzie mówią też, że żyjesz tak długo, że już nie pamiętają skąd się właściwie wzięłaś. Nic o tobie nie wiedzą. Nic...- Starał się wydobyć z głosu zainteresowanie. Tak naprawdę było mu wszystko jedno, co odpowie.
Przymknęła lekko oczy, odchylając głowę. Przez moment nic nie mówiła.
-Jestem bardzo stara...Bardzo, bardzo...-Jej oddech zaczął spowalniać.
Zorga przewrócił oczami, zasłaniając okno. W izbie zapanowała niemalże ciemność. Bezszelestnie podszedł do skrzyni, na której zostawił swoją torbę i kamizelę. Założył je, jeszcze raz dorzucając do ognia. Kiedy to zrobił, obrócił się w stronę śpiącej kobiety, przypatrując się jej przez pewien moment. Zawsze w takich chwilach, kiedy tak bardzo był świadom jej bezbronności, myślał o tym, jak łatwo można było zakończyć ten jej żywot, niemalże nieśmiertelnej. Tak wiele ludzi pragnęło jej śmierci. A Zorga naprawdę miał wiele okazji, aby to spełnić. Myśl o tym była szczególnie intensywna w chwilach karania, kiedy to cięła go nożem, zamykając w piwnicy pełnej szczurów z jedną tylko świecą i księgą na tak długo, aż ten pojął w końcu całą regułkę, którą kazała mu wpoić, a tego wcześniej nie zrobił...
Nigdy jednak te marzenia się nie urzeczywistniły. Chociaż za każdym takim razem obiecywał sobie, że przy następnej okazji to zrobi, uwolni ducha z jej ciała. Teraz wiedział, że byłoby to głupie. Ta kobieta była skarbnicą wiedzy, którą pragnął posiąść. Samodzielnie nie byłby w stanie zrozumieć tych wszystkich ksiąg...
Oderwał od niej spojrzenie, marszcząc czoło.
Wychodząc usłyszał jej cichy, ledwie dosłyszalny głos:
-Mam dwieście pięćdziesiąt lat.- Na jej usta spłynął uśmiech.


***



Gdzieś indziej w mieście zwanym Abadon...
Poczuł, że sznury obwiązujące mu nadgarstki wrzynają mu się w skórę. Ogarnęło go podniecenie. To uczucie było tak rozkoszne, że nie mógł się powstrzymać od westchnienia. Ludzkie oczy wpatrywały się w niego z jakimś niesamowicie pociągającym strachem... wręcz obłędem! Żałował, że nie mógł ich dotknąć. Tak bardzo tego chciał. Chociażby troszeczkę...
Podszedł do niego jakiś mężczyzna. Zatrzymał się metr przed nim.
Był potężnej budowy i sprawiał wrażenie takiego, który lubi zadawać ból. Mieli więc coś z sobą wspólnego.
-To imponujące jak dobrze ukrywasz strach- Jego głos był wysoki, niemalże syczący. Słowa wyrzucał tak szybko, że trudno było nadążyć ze zrozumieniem ich- Bardzo, bardzo chciałbym się z tobą zabawić, jeśli oczywiście będziesz miał trochę czasu ...potem- Uśmiechnął się ukazując biel swoich ostrych, demonicznych zębów.
Mężczyzna zacisnął wargi, gotując się cały ze wściekłości:
-Zamknij pysk, aroganckie ścierwo!- zadudnił jego barytowy głos- Jeszcze tej nocy dosięgną cię płomienie! Spalisz się na wiór, zanim tylko pomarzysz by kogokolwiek jeszcze dotknąć.
Ledwie skończył, a po celi rozniósł się wysokiej tonacji śmiech:
Oczy koloru ciemnego bursztynu ,wbiły się w mężczyznę jak ostrze. Wszyscy wstrzymali oddechy.
-A cóż to za głupiutki i śmieszny pomysł? Płomienie? Płomienie i demon?- Zakołysał się w przód i w tył na krześle- Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz...", co? Ale czy ta fraza nie dotyczy wyłącznie ludzi? -zapytał ze szczerą życzliwością.- Demony rodzą się z płomieni. Nimi, to możesz mnie jedynie wskrzesić, mój miły.
Wielka dłoń chwyciła demona za fraki i pociągnęła ku sobie.
-Już wiele razy paliliśmy demony. Nie uda ci się z tą gadką! Już jesteś stracony, rozumiesz?! Twoje zabójstwa już się skończyły. Koniec z terrorem!- Popchnął go z powrotem na twarde krzesło.
Demon wyglądał na nieporuszonego. Uśmiech ani na moment nie spływał z jego różowych warg.
-Zostało ci tylko jedno słowo. - Uniósł palec- Gdzie jest ostatnia ofiara! Mów! Powiedz czy żyje!! Gdzie ona jest?!
Oblizał wargi, rozglądając się po zgromadzonych w celi mężczyznach. Wyglądali na zmęczonych i obolałych. Wiedział, że ból wypływał z ich wstrząśniętych i rozszarpanych jego obecnością dusz. Znów zapragnął ich dotknąć. Skosztować. Przeciągnął po nich wzrok, dając to każdemu do zrozumienia. Zapanowała trudna do opanowania atmosfera.
Bawił się wyśmienicie!
-Moja ostatnia ofiara- westchnął trochę smutno- Piękna niczym motyl. Delikatna niczym płatek róży. Ponętna niczym Afrodyta....Nawet myślałem, żeby mieć z nią anakim*... gdyby nie to, że była tak głupia i nudna jak kopa siana- Skwasił się wyciągając na wierzch język- Jeśli zamkniecie oczy i wciągniecie powietrze może poczujecie jej słodkawą woń...zgwałconą śmiercią.
Sam przymknął oczy. Jego twarz przybrała romantycznego wyrazu. Przypominał elfa. Powierzchowne piękno kłóciło się z jego prawdziwą naturą, tak straszną i mroczną, jaką jeszcze nikt nie umiał sobie nawet wyobrazić...
Nagle, dało się wyczuć niemalże zapach agonii. Któryś nie wytrzymał. Gwałtownie chwytając się za usta, wybiegł z celi zatrzaskując za sobą metalowe kraty.
-Co to za smród!- wydyszał mężczyzna z obłędnym wzrokiem- Ty szatanie!- z całej siły uderzył go w białą, porcelanową twarz. Zrobił to tak mocno, że młody demon upadł na podłogę, rozbijając sobie głowę.
Jego oczy były schowane pod powiekami a okrwawione usta nadal tkwiły w uśmiechu.
-Wasza wyobraźnia jest niesamowita! Wspaniała! Czysta poezja! -Otworzył oczy, spoglądając na nich niemalże z czułością. -Nigdy jeszcze nie bawiłem się z tyloma na raz. Dziękuję za waszą współpracę. Chcecie więcej?
-Dlaczego to robisz?- zapytał go jakiś głos z tyłu. Był cichy i tak słaby, że w kontraście z głosem demona, prawie nikł.
Oczy koloru bursztynu spoczęły na młodzieńcu, stojącemu całkiem daleko. Zdawały się one przenikać do jego głowy, chłopak musiał odwrócić wzrok.
-Jak mogłeś pozwolić swoim rodzicom, aby tak zniekształcili twoją twarz- powiedział do niego z dźwiękiem współczucia.
Mężczyźni rozstąpili się jakby tamten był na celowniku. Młodzieniec skulił się w sobie. Natychmiast pożałował, że się odezwał. Czuł jak uginają się pod nim kolana. Nie mógł pojąć, dlaczego to coś, co tam siedziało zawiązane, piękne i jakoś dziwnie łagodne, wywoływało w nim tak paniczny strach, skręcający do mdłości żołądek. Czuł jak coś zimnego i twardego zaciska się wokół jego serca, omal nie pozbawiając tchu. Był jak w imadle jakiejś strasznej, ciemnej mocy, która otaczała go zewsząd. Więziła w sobie.
-Byłbyś takim ślicznym chłopcem. Naprawdę. Wszystkie kobiety chciałyby cię dotykać i całować...tak jak to robię teraz ja...
Mężczyzna poczuł dłoń na swoim policzku. Drgnął. Przecież nikt go nie dotykał. Niewidzialna dłoń głaskała go czule i uspokajająco. Ale młodzieniec wcale nie był spokojny. Nerwowo starał się ją z siebie zrzucić, ale na nic się to zdało.
-Ja widzę cię poza twoimi bliznami. Widzę twoje piękno. Twoją atrakcyjność. Uchyl dla mnie swoje serce. Pozwól mi się zagłębić w twoją duszę.
-Nie chcę!! Zostaw mnie!!- Uderzył plecami o ścianę, dziko wymachując rękami, jakby walczył z kimś niewidzialnym.
Ktoś się na niego rzucił, aby go uspokoić. Przerażony uderzył napastnika pięścią . Przed oczami przewijały mu się dłonie, które pragnęły go powstrzymać. Nie chciał ich! Czyż nie były one dłońmi tego małego szatana?!
Demon uśmiechnął się pełen pasji. Czyjeś silne, okrutne ręce pochwyciły go i mocno nim potrząsnęły:
-Demonie!- usłyszał pełen furii wrzask.
Demon odchylił głowę zaśmiawszy się tak głośno, że mężczyzna musiał go puścić, aby zakryć uszy.
W tym samym momencie usłyszeli wystrzał z pistoletu.
-O...Teraz naprawdę zapachniało śmiercią...- wyszeptał w zadumie.


***



Zorga układał na miejsca puste butelki po wywarach, od czasu do czasu rzucając spojrzenie w stronę staruchy. Siedziała jak zwykle w swoim plecionym fotelu, zaciągając się fajką. Tego lata zrobiła się powolniejsza niż zwykle... Mniej nerwowa, trochę nawet rozkojarzona. Wydawało się, że uciekała gdzieś hen myślami...
Dwieście pięćdziesiąt lat...- odtwarzał w pamięci- Bez jaj. Co to za pomysł? Nie jest demonem...Ludzie nie żyją tak długo...
Kiedy jej spojrzenie poleciało w jego kierunku, natychmiast odwrócił wzrok.
-Myślisz o tym, co ci powiedziałam tydzień temu, prawda? To nie daje ci spokoju.
Była bardzo z siebie zadowolona.
-Nie pytam, bo nie odpowiesz. -odburknął.
-Odpowiem.- Uśmiechnęła się i jej skórze przybyło dodatkowych sześć zmarszczek. Przypominała gnoma z tą swoją pomarszczoną, wysuszoną twarzą. - Odpowiem ty mój arogancki młody chłopcze.
Odwrócił się do niej, bardzo powoli ważąc jej słowa.
-Odpowiesz?- zapytał z niedowierzaniem. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale serce niecierpliwie tłukło się w jego piersi.
-Odpowiem w twoje 22 urodziny.
Zacisnął mocno zęby, gotując się w środku ze wściekłości. Ona sobie z niego żartowała! Podstępna, wredna żmija!! Zwęził oczy, nie mogąc zapanować nad ich wyrazem. Starucha oblizała koniec fajki, nie przestając się uśmiechać.
-Mówię szczerze. Będziesz się uczył jeszcze przez siedem lat. Chcę zostawić coś po sobie. Jesteś bystry. Przejmiesz ode mnie całą wiedzę. Poza tym...- Wyprostowała nogi, zakładając jedną na drugą- Nic nie zdziałasz w ciele dziecka, a przecież chcesz ich dorwać, prawda? Zaczekaj aż zaczniesz rosnąć.
Twarz chłopca oblała fala gorąca.
-Ich...dorwać? Kogo masz konkretnie na myśli?
Zarechotała śmiechem .
-No widzisz...Zorga? Sam nic o sobie nie mówisz!- odezwała się, jakby z wyrzutem.- Nie chcesz wracać do tego strasznego wydarzenia z przed siedmiu lat. Kłamiesz twierdząc, że nic nie pamiętasz. Pamiętasz bardzo wiele, bo tego się nie da zapomnieć. Pielęgnujesz w sobie nienawiść do nich. Czekasz aż...
-Daj spokój!- prychnął, wracając do układania butelek. Jedna omal mu się nie wyśliznęła ze spoconej ręki.- Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów. Nie wierzę, że jesteś aż tak stara. - Stanął na palcach, ale nie mógł dosięgnąć do najwyższej półki. Nienawidził swojego małego ciała. Z wiekiem zaczynało mu to coraz bardziej przeszkadzać.
Starucha w milczeniu obserwowała jego irytację i zażenowanie własną osobą.
-Piętnaście lat...to przełomowy wiek. Wkraczasz na drogę dorosłości. Będzie ci ciężej niż dotychczas...Ale to nie potrwa długo...Ty...- Urwała, kiedy fiolka wysunęła mu się z rąk, roztrzaskując o podłogę. Zachwiał się upadając na kolana.
-Co ci jest?- zapytała.
Tkwił w klęczącej pozycji, przybliżając dygoczące dłonie do swojej twarzy. Wpatrywał się w nie tak, jakby je po raz pierwszy zobaczył.
-Moje dłonie.- Począł je rozcierać.- Czuję dziwne, gwałtowne mrowienie na całym ciele!
-No!- zawołała, podnosząc się ociężale- Wygląda na to, że się zaczęło. Eliksir nieśmiertelności przestał wreszcie działać.
-Co?
-Przechodziłam przez to samo, co ty.- Podeszła do niego, stuknąwszy go czubkiem fajki- Spodziewałam się tego. Nie wiedziałam tylko, że nastąpi tak szybko...Twoja...rzekoma klątwa straciła właśnie na ważności.
Rozciągnął oczy w niemym oszołomieniu. Czy ona znów z niego żartowała?! Czy to mogła być prawda?! Spojrzał na swoje dłonie, po chwili znów przesunął spojrzenie na wiedźmę. Czuł, że jeżeli okaże się to kłamstwem, naprawdę ją wtedy zabije!
-Co prawda...jak będziesz miał dwadzieścia lat...będziesz wyglądał na trzynastoletniego smarka. Ale nie jest tym, czym należy się teraz przejmować. Poza tym dobrze jest sobie przedłużyć dzieciństwo, co nie?- zaśmiała się pokuśtykawszy w stronę kominka.- Podnieś się z ziemi i posprzątaj po sobie. Twój ojciec dał mi ciebie na wychowanie i dopóki wyglądasz jak smarkacz mogę cię jeszcze zatrzymać. Twoja edukacja będzie trwać jeszcze przez pięć dobrych lat....- Łypnęła na niego z ukosa, wykrzywiając usta w szerokim, żabim uśmiechu- Kiedyś mi za to podziękujesz....
Poczuł, że fragment szkła wbija mu się boleśnie w dłoń.
-Musisz mi wszystko powiedzieć!- rozkazał.
Zgromiła go wzrokiem, narzucając ciszę.
-Już powiedziałam!.... Jesteś jeszcze za młody. Musisz dojrzeć do tej wiedzy. Gdybyś teraz się o tym dowiedział...miałoby to straszliwe konsekwencje na przyszłość. Poza tym- Zmrużyła oczy taksując go wzrokiem- Nie umiesz słuchać.
-Nie umiem słuchać?! Słucham cię cały ten czas! Wchłaniam każde, najmniejsze słowo, jakie wypowiesz, a ty mi mówisz, że słuchać nie umiem!- zadrżały mu wargi.
Pokonała przestrzeń, jaka ich dzieliła i szarpnęła go silnie do pozycji stojącej:
-Tak! Nie umiesz słuchać! Bo jak mówię, żebyś przestał mnie wypytywać ty ciągle to robisz! Kiedy mówię, abyś pozbierał szkło z podłogi, ty siedzisz i gadasz!! Weź się do roboty, bo nigdy nie uznam cię za godnego tej wiedzy!
Popchnęła go, następnie wyszła z chaty.
Zorga nie ruszał się z miejsca przez dobre pięć minut. Musiał sobie wszystko poukładać w głowie. Klątwa w końcu puściła go ze swej złej mocy. Uśmiech rozciągnął się na jego twarzy. Cóż za niewypowiedziana ulga...Już myślał, że na zawsze pozostanie dzieckiem.
Podniósł się oglądając swoją pociętą dłoń. Zemdliło go od widoku krwi. Oczyścił ją wodą z trudem mogąc na nią patrzyć. W pewnym momencie, dostrzegłszy kątem oka jakąś gazetę wciśniętą w kosz, wyciągnął ją, tchnięty jakimś dziwnym przeczuciem. Nagłówek brzmiał :,,Jatka w Abadon- ,,Krwawy Demon" znów na wolności!". Rozejrzał się z wahaniem po chacie, następnie schował gazetę pod swój płaszcz.




***


Kiedy przekroczył próg sklepu wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Gwar natychmiast przeszedł w ciszę. Rzadko kiedy pojawiał się w miejscach publicznych. Tym razem jednak nie miał innego wyboru. Ojciec leżał w łóżku dotknięty gruźlicą. Teraz Zorga musiał się wszystkim zająć. Było ciężko, ponieważ nikt nie chciał im pomóc. Bogobojni mieszkańcy nie zamierzali mieć do czynienia z przeklętym chłopcem.
Podszedł do przerażonej na jego widok właścicielki sklepu, kładąc na ladzie kilka srebrników. Kobieta zlustrowała go wzrokiem, przełykając ślinę. Sprawiała wrażenie jakby zaraz miała paść martwo na podłogę.
-Bochenek chleba proszę i mleko- powiedział spokojnie.
Rozchyliła lekko usta w niemym jęku. Oczy chłopaka ani na moment nie zeszły z jej pobladłej twarzy. Podsunął pieniądze bliżej, ona jednak cofnęła się przed nimi jakby były czymś skażone.
-Jakiś problem?- usłyszał za swoimi plecami.
Nie odwrócił się, tylko spojrzał w lustro zawieszone przed sobą . Mężczyzna, który się w nim odbił, był miejscowym awanturnikiem i moczymordą. Najwyraźniej zwęszył okazję do następnej rozróby.
Kobieta spięła się jeszcze bardziej.
-Co tu robisz diabelski pomiocie? To miejsce wyłącznie dla ludzi!- uczynił tu znaczną pauzę.- Wracaj do twojego ojca i na nim odprawiaj te swoje czary.
Ciężka dłoń spadła na jego wychudzone ramię odwracając go twarzą do siebie.
-Masz odwagę mnie dotknąć?- odpowiedział mu z przekorą. Na jego twarzy nie można się było dopatrzyć najmniejszego poruszenia.
Mężczyzna natychmiast zabrał dłoń. Zorga uśmiechnął się na tą oznakę słabości, nie bez pewnej satysfakcji, następnie spokojnie opuścił sklep.
Na zewnątrz powitał go silny, chłodny wiatr. Otulił się szalem ruszając w stronę domu. Po drodze zauważył bawiące się dzieci. Nie dbały o to, że padało na nie i dmuchało, niemal wcale tego nie zauważały. Śmiały się i krzyczały biegając wokoło jakiegoś słupa. Były beztroskie i pełne życia. Zorga nie mógł oderwać przez chwilę od nich wzroku. Pamiętał czasy, kiedy sam był takim dzieckiem...
Jedno z nich, mała dziewczynka, zauważyła go i przystanęła. Na jej twarzy dostrzegł kilka głębokich, dziwnych cięć, jakby ktoś próbował coś na niej wyrzeźbić. Wszystkie dzieci, co do jednego, były brzydkie i miały te same cięcia. Nie przypominały już ludzi tylko małe, odstraszające stworzenia . Rodzice za wszelką cenę starali się uchronić swoje pociechy przed demonami. Maluchy zapłaciły za to najwyższą cenę.
Dziewczynka wycofała się dwa kroki, ale nie uciekła. Wpatrywała się w niego swoimi dużymi, niebieskimi oczyma. Zorga również patrzył na nią przez moment. W końcu jednak odwrócił się i odszedł.
Nawet się zdziwił, że mała od niego nie czmychnęła. Był przyzwyczajony do tego, że inni odwracali od niego wzrok albo kryli przed nim, jakby się bali, że coś im zrobi, a przecież żył już z nimi dwadzieścia jeden lat i nikomu z jego strony nie przydarzyło się nic złego...Przynajmniej nie oficjalnie. Nie rozumiał, dlaczego nie mogli się do niego przyzwyczaić, zapomnieć o tamtym... Pozostało mu tylko ich nienawidzić, ale i tym się w końcu zmęczył. Był sam. Czuł, że zapada się w jakąś szaloną ciemność, która dzień po dniu trawiła jego umysł.
Wszedł bezszelestnie do chaty.
Ojciec był pogrążony w głębokim śnie. Lekarstwo w postaci wywaru, które mu sporządził zostało nietknięte. Spodziewał się tego. Ze złością zabrał je z tacy i wylał przez okno. Był bezsilny. Gdyby ten uparty starzec dał się leczyć, prawdopodobnie nie konałby teraz na łożu. Ale ojciec nie chciał pomocy syna. Najwyraźniej gardził nim jak pozostali.
Usiadł naprzeciw niemu, splótłszy ze sobą ręce. Starucha namawiała Zorga, aby ten dał sobie spokój i pozwolił mu umrzeć. Twierdziła, że tak byłoby najkorzystniej dla Zorgi sytuacji. Mówiła o tym, że musi pokonać wszystkie swoje słabości i nie dać się zawładnąć uczuciom. Zorga nie był pewien czy jeszcze jakieś posiadał. Jednak zasada moralna, jaka w nim jeszcze tkwiła, nie pozwalała mu odwrócić się od mężczyzny, który chcąc nie chcąc był przecież jego ojcem.
Wargi konającego poruszyły się. Z kącików ust napłynęła krew. Zorga wstał i wyszedł. Nie chciał, by ten po przebudzeniu zastał go przy sobie...

***


Starucha podsunęła mu następną fiolkę płynu. Spojrzał na kolor cieczy następnie przytknął ją sobie pod nos, wymieniając wszystkie składniki, jakie użyła po czym zaczął opowiadać o zastosowaniu płynu. Kobieta wyglądała na zadowoloną. Zorga podparł podbródek, przenosząc spojrzenie za okno. Czuł, że gnije w tym miejscu. Ponadto to męczące uzależnienie od wieźmy. To dzięki niej mieli, co jeść. To ona sprzedawała poza granicami wioski jego wywary i kupowała im chleb. Zorga robiłby to sam, ale nie mógł zostawić chorego ojca... Poza tym jeszcze nigdy w swoim życiu nie opuścił obrębu osiedla.
-Myślisz o ucieczce?
Spojrzał na nią zmęczonymi przekrwionymi oczyma.
Czy myślał o ucieczce? Denerwowało go jej przeświadczenie, że zawsze wie, o czym ten myślał. Słowo ,,ucieczka" kojarzyło mu się z pojęciem wolności, a on nie myślał nigdy o tym, że kiedykolwiek będzie mu dane być wolnym. Musiałby wydrzeć ze swojej piersi duszę, bo dopiero śmierć przyniosłaby mu wyzwolenie, którego tak pragnął. Czy myślał więc o wolności? Może i myślał...czasem.
-Myślę o śmierci- odparł beznamiętnie.
Przez moment patrzyła na niego figlarnie, w końcu usiadła naprzeciw, z tym samym, irytującym wyrazem twarzy. Czyżby zamierzała z nim o czymś przedyskutować? Tego dnia była niepomiernie spokojna i cicha. Rzadko miewała takie chwile. Zorga nie miał pojęcia, od czego to zależało.
-Twój ojciec nie doczeka niedzieli.
Nie spodobało mu się, że mówi to z takim wyrazem twarzy.
-Cóż...- Poprawił się na krześle.- Pewnie nie.
-Kiedy to nastąpi...opuścisz to miejsce.
Popatrzył na nią przenikliwie:
-Opuszczę to miejsce...co masz na myśli mówiąc, że opuszczę to miejsce?
-Oznacza to dokładnie to co powiedziałam. Nie obchodzi mnie co zrobisz, lub gdzie się udasz. Po prostu masz się stąd wynieść. Mam nadzieję, że zrozumiałeś.
Zmrużył lekko oczy, przyglądając jej się.
-I tak miałeś zamiar to zrobić, prawda?
-Owszem.
Przytaknęła zadowolona z jego odpowiedzi.
-Ale jestem dorosły i jedynym panem swojego losu,...więc wybacz -odparował zgryźliwie, poczym wstał podchodząc do okna.- Nie masz już nade mną władzy. Zakonotuj to sobie.
Był odwrócony do niej tyłem, więc nie widział wyrazu jej twarzy.
-To prawda- zgodziła się.
Zaskoczyła go. Jeszcze parę lat temu uderzyłaby go za tą pyskówkę w twarz, albo zamknęła w piwnicy...Czyżby rzeczywiście tak bardzo była świadoma tego, że już nie miała nad nim przewagi? A może było coś jeszcze, o czym nie wiedział.
-Dziś miałeś ostatnią lekcję dotyczącą eliksirów. Nie oznacza to jednak, że nie możesz się dalej dokształcać. Nalegałabym nawet...- Złożyła dłonie na podołku, przyglądając się jego szczupłej, chłopięcej sylwetce- Nauczyłam cię tego co sama wiedziałam. Jestem już jednak w takim stanie, że nie mogę uzupełnić tej wiedzy.
Zorga odwrócił się do niej, oparłszy plecami o ścianę.
-Przynieś mi ten wiklinowy koszyk, znajdujący się pod moim łóżkiem.
Uczynił to.
Ani ruchem, ani też wyrazem twarzy nie ujawniał swoich emocji...Nie czuł nic poza głębokim mrokiem w który się zapadał od jakiegoś już czasu. Towarzyszyło mu, pomimo tego, przedziwne uczucie nadchodzącej zmiany. Nie potrafił tego jednak wyraźnie sprecyzować. Coś się kończyło, rozpoczynając jednocześnie jakiś nowy wątek...
Podał jej koszyk sam siadając naprzeciw niej.
Otworzyła go, wyciągając z jego wnętrza stary, około sześciocentymetrowy krzyż. Podała mu go do ręki. Zorga obracał go w dłoni, dokładnie oglądając każde najdrobniejsze wygięcie na jego powierzchni. Był niezwykle stary, ale piękny...Na samym środku widniał duży kamień mieniący się we wszystkich odcieniach zieleni.
-Noś go na szyi, kiedy będziesz to uważał za słuszne.
Uniósł na nią swoje zielone oczy. Czyżby dawała mu prezent?
-Nawet ty jesteś aż tak naiwna? Myślisz, że to małe coś uchroni mnie przed demonami?
Uśmiechnęła się, kręcąc swoją pomarszczoną, dyniowatą głową:
-W żadnym razie. To głupota chodzić z obwieszonymi krzyżami. Dla demonów to zwykła prowokacja seksualna- Zaśmiała się chrapliwie ze swojego żartu. Zorga odchylił się na krześle, krzyżując ze sobą ręce.- Konotuj wszystko, co ci teraz powiem- ciągnęła z wesołością- żeby w przyszłości nic nie było dla ciebie zaskoczeniem. Musisz wiedzieć, co najmniej tyle ile oni..., bo inaczej zginiesz! To pewne...
Zwęził oczy nie odrywając ich od niej ani na moment. Czuł, że krew zaczyna mu żywej krążyć w żyłach.
-Moja przygoda z demonami rozpoczęła się jak kończyłam szesnaście lat- podjęła.- Byłam ruda, piegowata...nieproporcjonalnie zbudowana...Jednymi słowy straszydło było ze mnie, że nie lada!- zaśmiała się drapiąc gdzieś za uchem.- Rodzice nie musieli mnie szpecić. Szpetna to ja już byłam od dziecka. Mój ojciec był całkiem niezłym lekarzem, właściwie to od niego czerpałam całą wiedzę i rozwijałam pasję związaną ze sporządzaniem leków. Jednak sama dużo też eksperymentowałam... Głównie pasjonowałam się robieniem trucizn. Ale nie rozwijając się... -Machnęła lekceważąco ręką . - Byłam dosyć rozpuszczoną dziewuchą, jak na tamte czasy. Chodziłam gdzie mi się żywnie podobało i robiłam wszystko, na co miałam ochotę. Aż do pewnego momentu, kiedy na mojej drodze stanął demon. - Uśmiechnęła się niemal figlarnie- Pamiętam, że zapadał zmierzch. Nadal nie mogę zrozumieć, czemu one wybierają zawsze tą porę...Może, dlatego, że jest w nich coś...z drapieżnika. Może w celu zachowania większej anonimowości..., a może dla zwykłego efektu. Nocą zdecydowanie jest straszniej niż za dnia. - Uśmiechnęła się- W każdym bądź razie spotkałam tego demona. Wiesz jak one wyglądają... Nie muszę mówić, prawda?- Zorga wpatrywał się w nią tępo, usilnie starając się zachować niewzruszony wyraz twarzy.- Był eleganckim, wysokim mężczyzną. Pamiętam ten jego popielaty kosmyk spływający mu po ciemnych włosach. Pamiętam ten uśmiech, który nie schodził mu z twarzy przez całą naszą rozmowę. Jego postać tak mną wstrząsnęła, że omal nie krzyknęłam...A może jednak krzyknęłam...?- Przekrzywiła głowę.- Sama już nie pamiętam...-westchnęła.- Mężczyzna był uprzejmy. Jego głos był cichy i ciepły, niemalże wypełniony miłością. To było naprawdę przedziwne! Pytał się po prostu o drogę, a ja odwzajemniałam się wyjątkowym chamstwem i złością. Dusiło mnie w środku, że byłam do tego stopnia brzydka, że nawet demon nie interesował się wyssaniem ze mnie życia. Na jego pytania warczałam i dawałam mu wyraźnie do zrozumienia, że marnuje mój czas. Choć tak naprawdę oczu nie mogłam od niego oderwać. Na koniec podziękował mi i nie wiedząc czemu, poinformował, że zatrzymuje się tu jeszcze dwie noce zanim odjedzie. Odparłam, że nic mnie to nie obchodzi. Robiłam wszystko żeby poczuł się jak imbecyl. Może rzeczywiście tak się poczuł...musisz wiedzieć, że one świetnie ukrywają emocje i bywają wyjątkowo przewrażliwione na swoim punkcie. - Zorga pokiwał głową.- Dlaczego mówię o ukrywanych emocjach? Bo następnego dnia, dokładnie o tej samej porze...zostałam przez niego napadnięta, pobita do głębokiego odcienia siniaków i...zgwałcona.- Przerwała, uważnie mu się przyglądając. Zorga miał przez cały czas ten sam nieporuszony wyraz twarzy. Jedynie usta lekko mu się rozchyliły.- Tak...Następnie porzucona, nago leżałam na kamienistej ziemi, gdzieś w ciemnym zaułku, nieopodal mojego własnego domu. O dziwo nie wyssał ze mnie życia. Może chciał, żebym była na długo świadoma tego, co mi zrobił... Było to czymś w rodzaju kary, tak myślę. -Spojrzała na krzyż, który ściskał w dłoni, ciągnąc dalej:- Doczłapałam się do domu i nie wychodziłam cały następny dzień. Pamiętam, że długo myślałam o tym, co mi się przytrafiło, przeżywając wszystko na nowo i na nowo. Szybko się jednak w sobie pozbierałam. Tliła się we mnie chęć zemsty. Znasz to, prawda?- Uśmiechnęła się. Zorga nie odpowiedział.- Dowiedziałam się, gdzie się zatrzymał. Okazało się, że był z nim jeszcze jeden demon. Śledziłam ich. W gospodarstwie naprzeciw miejsca, w którym się zatrzymali odbywało się wesele. Za moich czasów ludzie nie obawiali się demonów aż tak panicznie. Ci bardzo dobrze maskowali swoje zbrodnie, poza tym byli raczej nieuchwytni, a historia o wysysaniu życia była traktowana jako nie udowodniona. No i rzadko się je widywało, bo demony wcale nie musiały pokazywać się śmiertelnikom...Były do tego stopnia sprytne, że podróżowały najczęściej w towarzystwie jakiś ludzi, którzy reprezentowali ich załatwiając różne sprawy. Chojnie ich za to wynagradzali.- Złożyła ręce pochyliwszy się lekko w przód- Poza tym...jak już się wpadło w sidła demona...raczej nie kończyło się to gwałtem. Demony tak hipnotyzują swoją urodą, że każdy oddaje się im całkiem dobrowolnie... Czynią to nawet będąc świadom, że z ich strony czeka ich tylko śmierć.
-Ciebie zgwałcił- zauważył Zorga.
-To była całkiem inna sprawa. Bo widzisz...On nawet się nie wysilił, aby potraktować mnie swoim urokiem. To był jawny atak.- Uśmiechnęła się szeroko, poczym ciągnęła dalej: - Zobaczyłam go na weselu- powiedziała.- Ludzie byli nim po prostu oczarowani. Nikt nie wyprosił ani jego, ani jego towarzysza...również demona. Poza tym wszyscy byli już nieźle wstawieni. A ja? Zakradłam się i kiedy tamten na moment odszedł od swojego pucharku wina, wsypałam do niego silną dawkę trucizny. Policzki aż paliły mnie od emocji. Pragnęłam zobaczyć jego śmierć, chociaż wiedziałam, że najrozsądniejszym wyjściem byłoby odejście z tego miejsca. Czekałam za drzewem, obserwując każdy jego najdrobniejszy ruch, gest, spojrzenie. I choć zasługiwał na to co mu zamierzałam zgotować... były chwile, że ogarniał mnie przytłaczający smutek, że zabijam tak piękną istotę...i naprawdę musiałam ze sobą walczyć, aby nie pójść tam i nie wylać tego wina.
W końcu podszedł do ławy. Przełknęłam ślinę, czując okropnie łomoczące we mnie serce. Mijały minuty..., ale on nie podnosił pucharu. Zaczynałam się niepokoić...- Zorga podparł policzek na ręce.- No i wtedy podszedł tamten drugi. Rozmawiali ze sobą przyciszonym głosem, a ich oczy kierowały się w stronę panny młodej. Można się było domyślać, co zamierzali. W tym właśnie momencie jeszcze mocniej utwierdziło się we mnie przekonanie, iż dobrze robię postanawiając go zabić. Ale mój plan się nie powiódł....Nie całkiem...- Odchyliła się na krześle na chwilę przymykając oczy. Zorga cierpliwie czekał, aż zacznie mówić dalej. Nawet naszła go nieprzyjemna myśl, że ta mogłaby w ogóle nie skończyć i jak to miała w zwyczaju najspokojniej zasnąć. Na szczęście usłyszał jej głos- ....Truciznę wypił...ten drugi demon.
-....drugi demon?
-Tak. To co się potem stało na zawsze chyba pozostanie w mojej głowię. Nigdy tego nie zapomniałam!- Spojrzała mu głęboko w oczy- Sam musisz to zobaczyć. Tego nie da się opisać. Te wszystkie fazy...Zrozumiesz, kiedy tego doczekasz...
Zorga wpatrywał się w nią uparcie.
-Fazy?
-Tak.
-No i co się działo potem?
Wstała powoli z krzesła, pokuśtykawszy w stronę kominka. Zapatrzyła się na ogień.
-Potem było już inaczej....Moje życie obróciło się o całe sto osiemdziesiąt stopni- chrząknęła nieznacznie.- Demon zabił wszystkich weselników. Musiał to zrobić...byli oni świadkami całego zajścia...widzieli jak konał tamten. Widzieli jego... prawdziwą twarz. - Chwyciła pogrzebacz i zaczęła grzebać nim w ogniu- Zabił wszystkich...oprócz mnie. Mnie...zabrał ze sobą i byłam już z nim zawsze.
Zmarszczył czoło nie bardzo mogąc to pojąć.
-Jak to?
Zaśmiała się odwracając ku niemu:
-Zorga...nie staraj się ich zrozumieć jak ludzi. Niewiele mamy z nimi wspólnego.
-Czyli...coś jednak wspólnego z nimi mamy? - pochwycił.
-A owszem- ponownie zaczęła bawić się ogniem. -Nazywamy te istoty demonami, ale nimi nie są.... Hym...nie zupełnie nimi są...O! Może tak.
-Więc kim są?
-To po prostu anakim.
Zapadła chwilowa cisza. Zorga zmarszczył czoło. Anakim? Gdzieś już o tym czytał. Nie mógł sobie tego jednak przypomnieć.
-Kim są anakim?
Odstawiła pogrzebacz poświęcając młodzieńcowi całą swoją uwagę.
-Anakim to potomkowie upadłych aniołów i ludzi. Żyją znacznie dłużej od nas, są niesamowicie silni i zamiłowani w zadawaniu bólu. Ich słabością są dzieci...to bardzo ciekawa sprawa. Zastanawiałam się już nad tym zjawiskiem. Nawet wypytywałam swojego towarzysza- demona, ale on odpowiadał mi dość wymijająco na ten temat.- Zaśmiała się. - Zdawać się mogło, że rozmowa o tym go krępowała. Może tobie uda się czegoś więcej dowiedzieć.- Spojrzała w stronę kominka, po czym znów przeniosła na chłopca wzrok- Nasze anakim nie są nieśmiertelne. Można je zabić jak normalnego człowieka. Ich przewaga nad nami to mocna samoobrona. Jednym uściskiem mogą zmiażdżyć ci głowę. Jednym odepchnięciem mogą wyrzucić cię na parę dobrych metrów. A niektóre mają do tego stopnia przenikliwy umysł, że mogą nawet narzucić ci swoją wole. Te są najgorsze...Nigdy jednak nie miałam z nimi do czynienia.
Zorga pochłaniał każde jej najdrobniejsze słowo. Dopadła go niemal gorączka...Anakim...dzieci czarnych aniołów. Czy jeśli ośmieli się zadać im śmierć...będzie potępiony?
Usta wykrzywiły mu się w pełnym pasji uśmiechu. To będzie coś! Niezłe wyzwanie!
-Nie rozumiem cię teraz- usłyszał jej głos. Nie zauważył, że cały czas bacznie mu się przypatrywała.- Z latami zaczynałam pomału dostrzegać tą znaczącą różnicę jaka jest miedzy nami. Z początku wydawało mi się, że jesteśmy jednakowi,...ale...
Zorga nigdy tak nie uważał.
-Co masz na myśli?
Ruszyła do niego i chwyciwszy go za szczękę, przysunęła jego twarz do swojej twarzy.
-Zdaje się, że w twoich oczach widzę więcej szaleństwa niż rozumu...
Odsunął jej dłoń, oświadczając z naturalnością w głosie:
-Mamy po prostu inny stosunek do tych...istot. W twoim głosie wychwytuję niepojętą pasję. Nie podzielam tych samych wrażeń.
Zwęziła oczy. Wyglądała na rozwścieczoną. Trwało to jednak zaledwie parę krótkich sekund. Szybko się opanowała i nawet zmusiła do uśmiechu. Oparła się rękoma o stolik, przybijając go swoimi chytrymi oczkami.
-Jak miały na imię te demony sprzed trzynastoma laty?
Spiął się.
-Myślisz, że pamiętam? To było dawno. Poza tym,...jakie to ma znaczenie...
-Ogromne! Jeśli mi nie zdradzisz, co się tam wtedy stało...nigdy nie pojmiesz ważnej istoty rzeczy.
Czuł, że w skroni pulsuje mu krew. Nabrał do płuc powietrza, powoli podnosząc się z miejsca. Odwrócił się w stronę okna. Na zewnątrz szalała wichura. Gałęzie uderzały o szybę niemalże w rytm jego serca. Przez moment wydało mu się, że znów znajduje się w tamtym przeklętym domu Chedwika... Trzaskanie w kominku było identyczne do tamtego...wszystko było niemalże takie samo. Potrząsnął głową, bezwiednie zakrywszy dłońmi twarz. Musiał się opanować! Cóż miała oznaczać ta chwilowa słabość? Odwrócił się do niej twarzą, piorunując ją wzrokiem. Już nad sobą nie panował.
-Wiesz, co z nimi zrobię, kiedy ich spotkam?! Przyrzekam, że oddam im wszystko potrójnie za to co mi zrobili! Będą się smażyć we własnym piekle! Ita, Agreas i ten przeklęty Tutiel!
Starucha spojrzała na jego zaciśnięte pięści, następnie na twarz:
-Ita...Agreas i Tutiel? Interesujące imiona.
-Co w nich takiego interesującego?!
-To biblijne imiona...No...właściwie nie do końca..., ale popatrzmy...- Wyciągnęła jakąś starą księgę i zaczęła kartkować strony, w ogóle się nie przejmując jego wybuchem..- No na przykład imię Ita...należy do jednych z imion Lilit, ogniście namiętnej istoty żeńskiej krzywdzącej dzieci...- Uniosła oczy- Skoro wybrała takie imię...musi się z tą postacią utożsamiać. Dobrze jest poznać swojego wroga...
Patrzyli na siebie przez pewien moment.
Zorga zdał sobie właśnie sprawę z tego, że nic o nich nie wiedział. Gdyby chociaż miał niewielki szkic ich osobowości... Przysiadł obok czarownicy.
-Z pozostałymi dwoma imionami będzie trochę problemu. Są bardziej niespotykane...- Dalej kartkowała strony w końcu zamknęła księgę, drapiąc się z zamyśleniem po podbródku.- Agreas i Tutiel...- Wstała i chwyciwszy w rękę świecę, pokuśtykała w stronę regału z księgami.- Demony są moją pasją...Myślę..., że powinnam gdzieś tu o nich mieć...-W końcu wyciągnęła jakąś niewielka książkę. Miała twardą, ciemno-czerwoną oprawę. Była dosyć poniszczona. Kobieta rzuciła ją na stół obok Zorgi, który odsunął od niej ręce. Kolor okładki zdecydowanie nie należał do jego ulubionych. - Poszukaj i przeczytaj na głos.- Usiadła trochę ociężale.- Bolą mnie już oczy.
Chłopak niechętnie ujął ją w lepkie dłonie. Stęchły zapach książki drażnił go w nos. Zaczął poszukiwania, ale rezultat był podobny do wcześniejszego.
-Nic konkretnego...- odparł zniechęcony.- O Agreasie pisze, że jest strąconym aniołem niegdyś należącym do chórów cnót....Ukazuje się pod postacią starca siedzącego okrakiem na krokodylu, z krogulcem na ręce...?- Zmarszczył czoło, spojrzawszy na staruchę z politowaniem- Dobre....-zakpił. - Potrafi wywołać trzęsienie ziemi...
Czarownica uśmiechnęła się i machnięciem ręki kazała mu szukać dalej.
-Tutiel...Tutiel...- Uniósł w zdziwieniu brwi.- Nic o nim nie pisze. Tylko krótka wzmianka. To po prostu tajemniczy duch przywoływany podczas obrzędów magicznych. Duch...nawet nie demon.
-No nie mów z takim wyrzutem.- Podrapała się po dłoni, marszcząc czoło.- No cóż. Nieźle sobie zadrwił.
-Zadrwił?!
-A tak!- Zarechotała.- Widocznie nie miało dla niego znaczenia jak miałby się nazywać...Przyznaję, że to dość nietypowe..., poza tym- niemalże wyrwała mu książkę, zanurzając w niej swoje oczy- zakpił sobie z ludzi, którzy mieliby ochotę coś o nim poczytać. Słowo ,,tajemniczy" jest bardzo wymowne, ale samo w sobie nic nie ujawnia.
-Acha- parsknął.- Nie ważne...- Skrzyżował ze sobą nogi, odchylając się do tyłu.- Skoro już nic się o nich nie dowiemy...pójdę do domu.
-Zaczekaj chwilkę...- Pociągnęła go za ramię.- Jeszcze mi nie zdradziłeś, który z anakim dał ci krew.
Spojrzał na nią uważnie. Oczy czarownicy błyszczały jak jeszcze nigdy dotąd. W końcu przecież dał jej posmakować odrobinę ze swojej tajemnicy. Ona również otworzyła się przed nim. Czy... zbliżyło ich to do siebie? Nie miał pojęcia...Czuł jednakże tą subtelną zmianę, jaka między nimi powstała.
-Jaką krew?
-Jak to, jaką?!- niecierpliwiła się.- No krew demona!- Podniosła się trochę, nadal zaciskając swoją zrogowaciałą dłonią jego ramię.- Który z nich ci ją ofiarował? Powiedział, czemu to zrobił? Czego od ciebie chciał?!
-Nie wiem, o czym mówisz...- Wzdrygnął się.- Nienawidzę krwi! Przecież wiesz...- Starał się wyswobodzić z jej uścisku. W końcu udało mu się wyrwać- Możesz mówić jaśniej?
Wpatrywała się w niego jakby postradał zmysły. Zorga myślał to samo o niej.
-Ty...nie wiesz...
-Czego nie wiem?- Zaczynały go pomału denerwować te jej półsłówka.
-Wiesz, czemu nie rosłeś? Czemu zatrzymałeś się w miejscu?- Niemalże drżała z emocji.- Dzięki krwi demona, której musiałeś się napić. Aż nie mogę uwierzyć, że zapomniałeś! Jak mogłeś to zapomnieć...?!- Pokręciła głową, opadając z rozpaczą na krzesło.- Mój drogi anakim dał mi odrobinę swojej w dniu moich osiemnastych urodzin...chciał pozostawić mnie jak najdłużej młodą... abym z nim była...
-Milutki...
-Co?- Spojrzała na niego gwałtownie, jakby powiedział coś niewłaściwego. Zorga utkwił wzrok w krzyżu leżącym spokojnie na drewnianym stole. Miał w sobie jakiś wewnętrzny blask, który zachwycał. Wziął go do ręki, przesuwając po nim kciuk.
-Nikt nie dał mi żadnej krwi. Nie było takiego zdarzenia. Pamiętam bardzo dobrze, co mi się przydarzyło.
-Nie wyglądasz jakbyś kłamał. Ale ja wiem, że tak musiało się stać- westchnęła zrezygnowana.- Pomyśl o tym jeszcze na spokojnie... Teraz to i tak nie ważne. Dawka, którą połknęłaś była bardzo mała i.... Sensu w tym wszystkim jakoś też nie ma...- Potarła czoło coś sobie bezgłośnie rozważając w swojej głowie.
-Idę- oznajmił, zarzucając na siebie płaszcz.
Kiedy się do niej odwrócił, patrzyła na niego z dziwnym nieodgadnionym wyrazem twarzy... W żaden sposób nie potrafił tego zinterpretować. Tak go to zdziwiło, że przez pewien czas stał wpatrując się w nią bez zrozumienia.
-Nie zapomnij wziąć krzyża- odparła dość oschle, szybko odwracając głowę.
-Nie zapomnę...


***



Kiedy ponownie się u niej zjawił, niebo było oblane mdłą krwisto-czerwienią. Wrony zataczały koło nad jej chatą jak drapieżczy. Zorga siedział na trawie z przylgniętymi do pnia drzewa plecami, podbródek podpierał na uniesionym kolanie. Jego wzrok podążał za kołyszącymi się zwłokami wieźmy... Powiesiła się...
-No i dobrze...













Komentarze
mordeczka dnia padziernika 13 2011 18:34:35
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Iria (Brak e-maila) 19:03 16-05-2010
uwaga od autorki ^_^": Opowiadanie jeszcze nie zakończone!!! I jeszcze jedno, do tych, co juz się zapoznali z ,,Pocałunkiem Śmierci", ostatnie rozdziały zostały nieco zmienione... smiley
naru (Brak e-maila) 21:33 17-05-2010
bardzo mi sie podoba to opo wiec czekam na ostatnie rozdzialy smiley
Avaron (Brak e-maila) 11:47 20-05-2010
Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i czekam na ciąg dalszy choć trochę trąci podobieństwem do pewnych książek. Masz może gdzieś zamieszczone te op. na blogu? Chętnie przeczytam więcej Twoich opowiadań, bo podoba mi się Twój styl pisania
narumon (narumon@wp.pl) 11:11 22-05-2010
Przeczytałam całość, właściwie jednym ciągiem. Na ogół nie przepadam za takimi klimatami, chyba że fabuła jest naprawdę dobra. I była smiley
Lubię Twój sposób kreowania bohaterów, tak, że na raz się ich i lubi, i nienawidzi. Do tego wzbudzasz we mnie tak przeciwstawne emocje, że czasami musiałam odejść od komputera, bo aż się we mnie gotowało...
Żeby nie słodzić za bardzo, masz ogromny problem z odmianą przez przypadki. Czasami aż zgrzytałam zębami. Zabrania się czegoś, a nie coś, itp.
I nie ma czegoś takiego jak "w każdym bądź razie" jest "w każdym razie" lub "bądź co bądź".
Mam nadzieję, że niedługo doczekamy się aktualizacji smiley
Mika (Brak e-maila) 13:05 26-05-2010
Ja chce więcej. I mam kilka próśb 1. zabij Rosiela . 2. NIE zabijaj Zorgi i Tutiela. 3. Niech pewien ktoś powstrzyma Zorgę zanim ten sam zabije .
No dobra po tak cudownej liście życzeń teraz na poważnie. Opowiadanie jest super chociaż zdawało by się że motyw zemsty jest już dawno oklepany to jednak nadal można stworzyć coś fajnego . Mam nadzieje że wkrótce pojawi się ciąg dalszy !
Mika (Brak e-maila) 13:09 26-05-2010
W życzeniu numer trzy chciałam powiedzieć żeby powstrzymano Zorgę nim ten sam się zabije ale niechcący zjadłam słowo "się" smiley
Iria (Brak e-maila) 20:06 26-05-2010
Szczerze mówiąc już się spotkałam z podobnymi postawami na blodu xD Część chciała śmierci Rosiera, druga połowa śmierci Tutiela >_<" Jesteście bardziej krwiożercze od anakim. Brrrrr

Dziękuję za komentarze, aż chce się pisać!

Rozdziałów będzie (chyba) 21. Dodaję słowo ,,chyba", ponieważ na starym blogu było tych rozdziałów aż 33! Nic nie skróciłam, po prostu je łączę, aby nie były tak krótkie smiley
To tak ,,propo słonia".
Mika (Brak e-maila) 19:56 28-05-2010
Ja wcale nie jestem krwiożercza (jeszcze nikogo nie pogryzłam chociaż ........smiley nie chyba jednak nie) Co ciekawe nie przepadam za wężami, nie lubię też blondynów. Za to mam słabość do "duszków"smiley, i tajemniczości,dlatego polubiłam Tutiela a co do nagłej śmierci rosiela mogę zrozumieć wysysanie życia, i "polowanie" (chociaż to okrutne) na niczego nie podejrzewające ofiary . Ale zabijanie dla przyjemności, i delektowanie się przerażeniem ofiary no cóż Ja Rozumiem Że To DEMON ALE.............. są pewne granice nawet u demonów (tym bardziej że i one się go boją)
Tuli-Pan (Brak e-maila) 20:08 29-05-2010
To z tymi granicami u demonów zabrzmiało dziecinnie xP Demon to demon. Nigdy nie kojarzył się mi z niczym przyjemnym. Ale prawdą jest, że można się natknąć w necie (blogi z opowiadaniami) z demonami romantycznymi, niemalże anielskimi, ale to już dla mnie nie demon smiley Tylko coś, co przywdziało tę nazwę.
An-Nah (Brak e-maila) 17:59 05-06-2010
Fascynujące, bardzo ciekawe i sprawnie napisane (Choć nie obyło się bez błędów stylistycznych, paru językowych niestety też. Myślę, że jeśli następne rozdziały będziesz dodawać pojedynczo, a nie hurtem, pofatyguję się z powypisywaniem...) opowiadanie. Wciągnęło i będę czekała na ciąg dalszy.

Tekst jest ciężki, mroczny - już sam fakt tego, jak bardzo demony/anakim zafascynowane są dziećmi budzi mocny niepokój. Początkowo nawet bałam się, że idziesz w shotę, ale nie, na szczęście nie, zahamowanie wzrostu głównego bohatera ma swój sens jako droga do zemsty, wszystkie te ociekające erotyzmem sceny z jego udziałem niepokoją, bo, goddmanit, muszą niepokoić. Demon to demon, nawet, jeśli twoje demony są tak naprawdę tylko półludzkimi mieszankami niewiadomego pochodzenia (do tego wątku jeszcze wrócę...) - stosunek ich do dzieci jest pięknie wyjaśniony. No i z jednej strony ta fascynacja objawia się poprzez zapędy niemalże pedofilskie, a na pewno - dzieciobójcze, z drugiej - przez adopcje sierot i próby stworzenia, bezskuteczne zapewne, normalnej rodziny. Dwa bieguny tej samej fascynacji, dwa bieguny tej samej luki w życiu anakim.

Świat przedstawiony ciekawy, choć mam kilka wątpliwości, ale o nich za moment. Najpierw chcę powiedzieć, że początkowo nie bardzo wiedziałam, kto jest prawdziwym demonem, a kto - anakim. Dopiero później zorientowałam się (Mam nadzieję, że to właściwa interpretacja?), że nikt z nich nie jest prawdziwym demonem, nie ważne, co myślą ludzie, z których pewnie nieliczni wdają są w dywagacje nad niuansami, zbyt na to przerażeni. No i właśnie, cała ta paranoja, strach, oszpecanie dzieci - tworzy klimat, choć żałuję, że bardziej skupiasz się na samych anakim, mało pokazując nam tej perspektywy zwykłych ludzi. Choćby jakieś wejście w psychikę dzieci Hanaela byłoby wskazane - robią za tło, a przecież dziecko wychowywane przez demona normalne nie będzie - wiedźma z początku tekstu dowodem. W sumie nie obraziła bym się, gdybyś rozwinęła Liję, dziewczyna ma wielki potencjał, a fajna i wielowymiarowa postać kobieca potrafi ożywić tekst smiley No ale jeszcze sporo przed nami, więc może to planujesz? Nie porzucaj ciekawych wątków smiley

Wracając do świata przedstawionego, zastanawiam się, czy to nasz świat, tylko w innym czasie, świat równoległy czy "jakiś inny świat fantasy"? Bo piszesz o Bilbii i krzyżach, a jeśli to "wymyślony świat fantasy", to, jakby na to nie patrzeć, nie za bardzo mają ta Biblia i krzyże rację bytu - chyba, że jakaś inna księga została nazwana Biblią, chyba, że krzyż ma jakieś inne znaczenie, niż u nas, że wziął się z innego źródła (na przykład ma symbolikę taką, jaką miewa krzyż w religiach niechrześcijańskich - oznacza cztery strony świata lub jest symbolem solarnym). I jeszcze jedno mnie zastanawia - brak, poza tymi krzyżami "prowokującymi" demony i wzmianką o Biblii, jakichkolwiek innych odwołań do religii - czy ludzie odrzucili religię? Dziwi mnie to nieco. Jakkolwiek by religia w tym świecie nie wyglądała, logiczne jest dla mnie (jako osoby religią zajmującej się de facto zawodowo) choćby powstanie sekt wieszczących koniec świata czy kapłanów-łowców demonów - albo innych form doktryny, kultu czy organizacji, będących odpowiedzią na przybycie istot z piekła rodem.
Nie wiem, jeśli masz na to pomysł, to bardzo fajnie, bo te kilka wzmianek o krzyżach i biblii budzi we mnie z jednej strony zainteresowanie ("Czemu tak, a nie inaczej?"smiley, z drugiej zaś niepokój ("Czy autorka wszystko przemyślała?"smiley

Podoba mi się główny bohater - widzę, jak szukając zemsty stacza się coraz bardziej, upodabnia do tych, których chce zniszczyć. W sumie nie zdziwiłabym się, gdyby przyjął na siebie rolę Krwawego Demona - i to na dobre. Z drogi, którą chłopak obrał, nie widzę odwrotu. Zemsta niszczy i nie pozostawia szans na zbawianie, a puki co ładnie to pokazujesz smiley
Tutiel zaś mnie rozczarował. Te jego wątpliwości co do Hasmeda/Zorgi - za ludzkie. Myślałam, że to potwór, tak jak inni, może poza Hanaelem (choć on akurat jest potworem który udaje nie-potwora nawet i przed samym sobą), a tu nagle - sentymenty. Wietrzę pairing. Ble. Nie pasuje mi to, zastrzegam na starcie, nie podoba mi się możliwość, że z Zorgi i Tutiela zrobisz parę. Nie widzę miłości między łowcą i zwierzyną, najwyżej toksyczny związek, zakończony śmiercią ich obu, ale w żadnym wypadku nic romantycznego. Rosier jest lepszy - on jest zły do szpiku kości i nie ukrywa tego. Z drugiej strony, może to przez imię, ale mocno, mocno przypomina mi Rociera/Rosiera/Rociela (jakkolwiek jego imię zapiszemy, bo widziałam wiele wersji) z "Angel Sanctuary).

Podsumowując - fajnie, choć nie bez moich wątpliwości, co do których mam nadzieję się mylić.
Rayk (Brak e-maila) 15:07 16-06-2010
Naprawdę niesamowite opowiadanie. Widać ze się nad nim naprawdę napracowałaś i muszę powiedzieć,że strasznie mi się podoba. Jedno z lepszych jakie czytałem. Buźka tak trzymaj smiley A co do życzeń nie zabijaj Rosiera. Mój mistrz xD
Rika (Brak e-maila) 13:30 22-06-2010
Opowiadanie jest genialne, steskniłam sie za takim. Rosier jest BOSKI!!!!!! Błagam, błagam nie zabijaj go smiley I mam nadzieje że dokończysz to opo.
Pozdrawiam i życze weny smiley
Iria (Brak e-maila) 23:57 23-06-2010
Dziękuję za komentarze. Opowiadanie jest już skończone, żadnych zmian nie uwzględniam smiley Co do ,,hurtowego" wysyłania rozdziałów.... Gdybym wysyłała je pojedynczo to byśmy chyba osiwieli, zanim dotarlibyśmy do końca, ponieważ, jak widać, trzeba na aktualizacje diabelnie długo czekać (!!) smileyDlatego wrzuciłam opo na inną stronę. Jeśli ktoś byłby zainteresowany to pisać na maila ^^
wampirzyca (Brak e-maila) 13:32 26-06-2010
BARDZO ALE TO BARDZO MI SIĘ PODOBAŁO I CZEKAM NA NASTĘPNE ROZDZIAŁY,MAM eta (betagrak71@wp.pl)
14:56 06-07-2010
Opowiadanie napisane po mistrzowsku. Wiesz wydawali mi sie, ze demonami sie nie interesuje. A tu niespodzianka! Jak zaczelam czytac, wiedzialam, ze wszystko bedzie malo wazne, tylko to opowiadanie. Spedzilam z nim calom noc i kawalek dniasmiley Warto bylo! Chyle czola, piszesz ciekawie, zastanawiam sie jak moze "pocalunek" sie skonczyc, i nic mam pustke;( Prosze o podanie linka gdzie jest dalsza czesc. Bardzo
Beta
Vixen (Brak e-maila) 14:22 17-07-2010
Uwielbiam cię. Gdzie można dokończyć opowiadanie? Bardzo proszę daj namiar na tę stronę
Mika (miki04@vp.pl) 19:09 25-07-2010
Cześć Ja też chętnie Poznam dalsze rozdziały więc jeśli byś mogła prześlij mi gdzie to można jeszcze znaleźć. Co prawda napisałam ci już o tym w mailu ale nie wiem czy doszedł i chyba zapomniałam się podpisać smiley
Iria (maruta_chan@wp.pl) 18:30 28-07-2010
Wysłałam każdemu kto o to poprosił, jeśli nie doszło proszę mi napisać 0_o
Ame (lily1307@o2.pl) 20:31 08-08-2010
Hej^^
Kiedyś czytałam twoje opowiadanie na jakimś blogu..... Ale jakoś mi zginęło. Kocham je po prostu, ale myślałam, że nie piszesz kontynuacji... i mnie dzisiaj uderzyło , żeby je wygooglować. Patrze a tu .....kolejny rozdział (*^*) Proszę prześlij mi na maila adres twojego bloga czy coś ^^ Dzięki. Jestem suuuuuper szczęśliwa (@.@)
Iria (Szehina) (maruta_chan@wp.pl) 00:04 09-08-2010
A ja mam prośbę *_* Szukam żony/męża... znaczy się... (za dużo romansów) szukam kogoś, kto będzie wyszukiwał i pomagał mi poprawiać błędy w moim nowym opowiadaniu, które aktualnie tworzę T_T Najlepiej niech to będzie osoba cierpliwa, łagodnego usposobienia xD inaczej się w sobie zamknę... na amen o_0 Proszę, niech ktoś wykorzysta swoją umiejętność poprawnego pisania i zechce mi pomóc. Co do kolejnych rozdziałów, zobaczycie je na tej stronie smiley Pozdrawiam!!
Rika (ala_bodzon@o2.pl) 20:06 20-09-2010
Miałam długą przerwę od tego opowiadania, a w zasadzie to od internetu ale to za nim się chyba najbardziej stęskniłam. Wysłałam ci kiedyś meila z prośbą ale chyba nie doszło jakbyś mogła mi kiedyś podesłać nazwę tego bloga, będe bAArdzo wdzięczna smiley
An-Nah (Brak e-maila) 16:23 06-10-2010
Tak, wiem, pisałaś, że cię komentarze do tego tekstu przerażają. Ale szczerze? Zakładam, że jeśli ktoś nie chce komentarzy, to po prostu nie publikuje. O i tyle smiley

A historia jest fascynująca i wciąga. Stworzyłaś świat i bohaterów z gigantycznym potencjałem. Chcę wiedzieć co dalej i, co tu mówić, chcę dowiedzieć się więcej o świecie. Co, skąd, jak, kiedy, czemu pojawili się anakim, kiedy, jakie są reakcje, co robią ludzie, co ma do tego Bóg/bóg i czy to jest nasz świat i chrześcijaństwo, czy coś odmiennego, zupełnie inna rzeczywistość? Co się wydarzyło, że ten świat wygląda na do końca przeżarty złem i podążający ku upadkowi?
Co do postaci, to masz jednak dar do tworzenia sukinsynów, tu to widać. Zwracam honor, u ciebie wszyscy są źli... mniej lub bardziej.

Scena gwałtu mnie odrzuciła, ale była na miejscu, miała sens. Nie odebrałam jej jako coś, co miało być atrakcją dla niewyżytych czytelniczek. Zachowanie Hasmeda/Zorgi po? Chyba ma chłopak rys psychopatyczny, skoro odbiera gwałt jako krzywdę wyłącznie fizyczną i tak prędko stwierdza, że może warto by zostać kochankiem Rosiera... a potem scena z włażeniem do łózka Tutielowi... I szczerze mówiąc, nie wiem,co tu jest grane, myślałam, że Zorga chce Tutiela uwieść... Chyba, że uwodzi go udając niedostępnego, bo w miłość do najbardziej znienawidzonego z demonów nie uwierzę za cholerę. Nie u kogoś z taką przeszłością i z taką emocjonalnością.

Intryguje mnie Beliar i Kazbiel - mam wrażenie, że obaj jeszcze będą mieli swoje pięć minut. Zwłaszcza Kazbiel, którego urodę i kolor oczu podkreślasz co chwilę. Nie wiem, mam mały pomysł co do tego, co Kazbiel może zrobić, ale...

Z usterek? Ilekroć trafiałam na sformułowanie "ognistowłosy" czy "fiołkowooki", miałam ochotę strzelić wydrukiem w szybę autobusu. Jeśli kiedykolwiek będziesz ten tekst poprawiać, zacznij od wywalenia -okich i -włosych, bo to niestety sformułowania na poziomie grafomanii, a ty grafomanką za cholerę nie jesteś i ten tekst do koszmor się nie zalicza. Reszta... więcej błędów niż w "Robaczywym Owocu", postęp widać smiley

Aaa, co do komentarzy które mi dałaś, to nie, nie polecam uczyć się pisania ode mnie. Pisanie jak ja kończy się tym, że ma się dwóch czytelników na krzyż - i czasem jakiegoś gratis. Nie polecam. Frustrujące jak cholera.
A poważnie, najlepiej jest chyba pisać po prostu takie rzeczy, jakie samemu chciałoby się przeczytać.
Iria (maruta_chan@wp.pl) 13:47 10-10-2010
Dziękuję, An-Nah. Cieszę się, że zauważyłaś postęp smiley Masz rację, co do -włosych i -okich, wstrętne! Już nie popełniam podobnych błędów. Opowieść jest skończona i możesz się rozczarować, ponieważ nie wszystko zostało dopowiedziane i jeśli wezmę się za poważną poprawę tekstu, wtedy dopiero wezmę twoje spostrzeżenia pod uwagę i uzupełnię opowieść. Na razie pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję, że pewnego razu być może pojawią się kolejne rozdziały Pocałunku ¦mierci na tej stronie. Nie wyobrażam sobie, że moje opo zostanie ,,tutaj" tak brutalnie przerwane :/ Nie wiem czemu tak się dzieje, mam nadzieję, że wszystko wróci kiedyś do normy ;] Pozdrawiam!
fanta (fantastka55@gmail.com) 19:57 07-12-2010
Iriaaaa T.T nie rozwalaj mnie T.T
powiedz, że jest jakaś kontynuacja. To się nie może tu skończyć. Ja muszę wiedzieć co z Tutielem i Zorgą. T.TTT
BaaaAaaaaAaaaAAaaaAAaaaagam! T.T
An-Nah (Brak e-maila) 18:30 07-01-2011
No i doczytane smiley
Skłamałabym, gdybym miała powiedzieć, że się nie podobało. Bo się podobało, wykreowałaś ciekawy świat i mimo, że wiele chciałabym się jeszcze o nim dowiedzieć, brak wyjaśnień nie psuje przyjemnej lektury. Cieszę się, że cały czas pojawiają się w sieci osoby, które nie ulegają modom na fan-fiki ani na miniatury, tylko konsekwentnie prowadzą autorskie projekty.

Końcówka - chaos w LaVion, ludzie w końcu buntujący się przeciw demonom (tego mi brakowało!), anakim korzysatjący z okazji, żeby się pozabijać i pokazujący, że więzi między nimi są tylko pozorem - to było piękne, wynikało z treści i było dobrze przedstawione.
Z drugiej strony, jeśli portretujesz wszystkich anakim jako potwory niezdolne do uczuć, jeśli ich uczucia to co najwyżej samooszukiwanie się - to odmawiam nazwać uczucie Tutiela do Zorgi miłością. Może Tutiel się oszukuje, wmawia sobie, że ma uczucia. Może to tylko żądza. Ale nie, nie wierzę w taką miłość, w nagłe zaprzeczenie wszystkiemu, co dotąd napisałaś. Tutiel nigdy nie miał wątpliwości co do swojej natury, nie próbował zaprzeczyć temu, że jest potworem. I nagle robi się z niego romantyk... Nie! Podobnie Zorga - cały czas napędzało go pragnienie zemsty, nienawiść, miłość do brata... i nagle kocha Tutiela. Wiem, że fandom się domaga romantycznych związków, ale tu nie ma miejsca na romantyczne związki. Lepiej by było Zorgę zostawić martwego. Albo pozwolić im się nawzajem pozabijać w epilogu...
Ale cóż, twoja historia, twoje postaci. Czytało się świetnie, więc nawet ten niepotrzebny romantyzm ogólnego dobrego wrażenia nie psuje.
Channel (Brak e-maila) 20:57 09-01-2011
No właśnie zauważyłam, że zmieniłaś końcówkę. Z tego co pamiętam, to Zorga zginął... Och, jak już mam wybierać, to wolę tę wersję. Chociaż jest (tak jakby) happy end, nie? smiley
Iria (maruta_chan@wp.pl) 14:49 13-01-2011
No przecież jak uśmierciłam Zorgę, a Tutiela wygnałam z Abadon to mnie rozerwałyście na strzępy. Kurrrrczak, nie dogodzę xD Rzeczywiście ,,kobieta zmienną jest".

A nieuważne, szybko przemykające przez treść oczy rzeczywiście mogły przeoczyć wątki, które zaprzeczają temu, że anakim nie mają uczuć. W tekście jest sporo takich wątków i zdań, ale nie napisanych wprost, bo nie lubię takich przejrzystych treści ;] Mam nadzieje, że większość jednak zauważyła.

Dziekuję, że byłyście ze mną do końca! Dziękuję za wszystkie komentarze!
An-Nah (Brak e-maila) 15:34 16-01-2011
Hej, hej, hej, przyznaję, ze mogło mi coś umknąć, mogłam coś odczytać niezgodnie z wolą autorki, ale raczej nie dlatego, że czytałam nieuważnie - należę jednak do osób, które zwracają uwagę na niuanse. Może po prostu ja CHCIAŁAM tak odczytać? Może po prostu chciałam opowiadania, w którym toksyczna fascynacja nie zmieniłaby się w miłość i podświadomie oczekiwałam takiego? Nie wiem.
Pojechałaś mi kobieto po ambicji, jak zdam egzaminy, przysiądę nad tym tekstem raz jeszcze.

Co do zakończenia: nie zadowolisz wszystkich! Nie próbuj nawet, nie dostosowuj się do życzeń części czytelników, bo reszta będzie miała swoją opinię. Zakończenie to coś, co wynika z całości tekstu, a nie to, co chciałabym widzieć ja (śmierć Zorgi) czy inny czytelnik (obecna wersja). Zastanów się, jakie tobie najbardziej odpowiada smiley Literatura to to, co pisarz ma do powiedzenia, a jeśli czytelnik narzeka - to jego problem smiley
Iria (Brak e-maila) 20:38 16-01-2011
Rozumiem, ale pisarz nie może pisać wyłącznie dla siebie. Musi wziąć pod uwagę oczekiwania innych. Poza tym uważam, że nieźle wybrnęłam(samochwała)z tym zakończeniem... Popatrz, Zorga otrzymuje szansę by zacząć wszystko od nowa, oby nigdy nie odzyskał pamięć ;] Nie rozumiem kogo mogłoby uszczęśliwić inne zakończenie. Z pewnością upłyną jeszcze lata, zanim uda mu się uporządkować w głowie niektóre sprawy i znaleźć własne miejsce. Tutiel także postara się odnaleźć w nowej sytuacji. Co do ,,kochania", nawet pies darzy uczuciem swojego właściciela, nie bądźmy okrutni ;/ To ostateczna wizja opka. AMEN
Szpilka (Brak e-maila) 14:11 24-01-2011
Gdzie kolejne rozdziały?? 0_0
Koparopa (Brak e-maila) 16:34 24-01-2011
Hm. Sama nie wiem jak na to patrzeć. Już dawno czytałam Pocałunek Śmierci na Twoim blogu i jego zakończenie wydało mi się... doskonałe. Przez cały czas byłam przekonana, że nie mogło być inne i po zapoznaniu się z nową wersja wciąż tak uważam. Dla mnie Zorga umarł wraz ze śmiercią swojego brata, Hasmed umarł zabity przez Hananela, wydostając się z klatki Rosjera. A Tutiel przepadł. Wybacz ale uważam, że nowa wersja nie jest nawet prawdopodobna z psychologicznego punktu widzenia. Trochę szkoda, że poddałaś się namowom i zmieniłaś idealne zakończenie, to jednak Twoja decyzja i szanuje ją, lecz jak pisałam, dla mnie jedynym i prawidłowym zakończeniem zawsze będzie to pierwsze. Uściski smiley
Atena (Brak e-maila) 18:20 24-01-2011
A ja uważam, że ,,to" zakończenie jest bez 2 zdań bardziej prawdopodobne!!! Byłoby inaczej, gdyby Zorga darzył brata silną więzią, a tak nie było. Chłopak miał pretensję o to, że anakim uczynili go przez pewien czas nieśmiertelnym (że tak to skrócę) a to spowodowało, że odtrącono go, skazując na życie z wiedźmą, która z kolei nawbijała mu do głowy wiele podręcznikowych mądrości. Więc właściwie dużo zyskał, stał się dla demonów trudniejszą zdobyczą. Może właśnie przez to czuł się w obowiązku wypowiedzieć demonom wojnę. Nie zaprzeczam, że swoje przeżył, ale nie był jeszcze aż tak skrzywiony, co sugerują niektóre osoby. Uważam, że nie chciał swojej śmierci, a nawet były momenty, kiedy wyobrażał sobie życie z Tutielem. Czuł, że nie może o nim myśleć, jeśli nie zakończy pewien rozdział. Hasmed na pewno nie był typem, który oddałby się anakim w ofierze, o nie nie... Dlatego drugie zakończenie zdecydowanie wydaje się bardziej logiczne. Uffff lubię rozważać takie treści *_*
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum