The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 27 2024 03:19:09   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Pies 3


Kiedy wstał rano, zgodnie ze zwyczajem, Ksantu siedział przy oknie i opierając o nie brodę patrzył w niebo.
- Ty w ogóle śpisz? – zainteresował sięJarvis.
- Śpię tyle ile trzeba. Mam ci przynieść śniadanie tutaj czy zejdziesz na dół? – odwrócił się w stronę najemnika i popatrzył uważnie na niego.
- Zejdę, ale to za chwilę. Najpierw powiedz ile pieniędzy dostałeś za skóry.
- Leżą na toaletce. – Wrócił do kontemplowania nieba.
Jarvis dopiero teraz zauważył leżący obok dzbana z wodą niewielki mieszek. Wysypał jego zawartość na stół i przeliczył.
- Aż tyle? - Zdumiał się. – Jakim cudem? Przecież one nie są aż tyle warte.
- Kuśnierz był w wyjątkowo dobrym humorze. Powiedział też, że kowal da nam rabat na konia.
- Zaskakujesz mnie. – Zebrał pieniądze. – Nie idziesz? – zapytał gdy Ksantu nawet nie drgnął wciąż wpatrując się w niebo.
Ksantu posłusznie wstał i ruszył za Jarvisem.
Mimo wczesnej pory zarówno karczmarz jak i jego pracownicy byli już na nogach szykując się do nadchodzącego dnia.
Jarvis zamówił posiłek, a kiedy skończyli poszli do kowala.
- Mam nadzieję, że już wstał – westchnął Jarvis. – Ludzie w miastach często śpią do późna.
Ksantu nic nie odpowiedział. Na szczęście okazało się, że obawy najemnika były bezpodstawne, kowal pracował w najlepsze, a brud i pot na jego ciele świadczyły, że zaczął dużo wcześniej.
- Podobno można u was kupić konia – zagaił Jarvis przekrzykując odgłos kowalskiego młota.
- Ano można – odparł kowal nie przerywając pracy – ale musicie poczekać, nie mogę tego teraz zostawić.
- Poczekamy.
Chwilę stali i patrzyli jak z bezkształtnego kawałka metalu kowal formował podkowę.
- No dobrze, możemy iść – powiedział kowal kiedy już podkowa była ukończona.
Zaprowadził klientów na tył kuźni, gdzie w dość sporej stajni stało kilka koni.
- Wybierajcie – wskazał ręką.
Jarvis ruszył oglądać konie, a Ksantu odezwał się:
- Powiedziano nam, że możemy dostać zniżkę na konia z rynsztunkiem.
- Kto niby powiedział? – zainteresował się kowal.
- Kuśnierz. Kazał przekazać „Daj mu kobyłę, smarku zafajdany”.
Kowal roześmiał się rozbawiony.
- Cały Hercen. Ale skoro on was tu przysłał, to zostawcie te konie. Dam wam o wiele lepszego. Trzymam go gdzie indziej. Nie pokazuję go byle komu.
- A skąd wiecie, że my nie jesteśmy „byle kto”? – zainteresował się Jarvis.
- Bo przysłał was Hercen. Musieliście mu czymś zaimponować skoro kazał wam powiedzieć coś takiego. W tym mieście nikt nie wie, że zanim tu przybyliśmy, byłem wychowankiem Hercena. Oto on. A właściwie ona. To klacz. – Stanęli przed zadaszonym boksem stojącym za wysokim na dwa metry murem i przeznaczonym tylko dla jednego konia. – Trzymam ją tutaj, bo ma trochę zbyt dużo temperamentu i gryzie się z innymi końmi. Chwileczkę! – wykrzyknął widząc, że Jarvis podchodzi do konia. – Lepiej zacząć od tego – podał najemnikowi sporą marchewkę, którą wziął ze stojącego w pobliżu kosza. – Jeśli zaakceptuje człowieka to będzie łagodna jak baranek.
Jarvis podszedł do konia podając na wyciągniętej dłoni marchewkę. Klacz od razu ją capnęła i zaczęła przeżuwać. Najemnik ostrożnie położył dłoń na jej szyi. Nie zareagowała. Ośmielił się więc przesunąć rękę na jej grzbiet. Wtedy klacz odwróciła łeb i uważnie na niego spojrzała.
- Pogryziesz mnie czy pozwolisz się dosiąść? – zapytał łagodnie Jarvis głaszcząc klacz po grzbiecie. Ta parsknęła przyjaźnie, więc poklepał ją po boku, potem po szyi i ostrożnie pocałował w chrapy.
- No to problem się rozwiązał – stwierdził wesoło kowal.
Jarvis uważnie obejrzał pęciny klaczy i jej kopyta. Poklepał jeszcze raz po zadzie i zwrócił do kowala:
- Faktycznie, wspaniała klacz. Tylko czy mnie na nią stać?
- Normalnie bym wziął za nią trzysta tercynów, ale ponieważ przysłał was kuśnierz, policzę tylko sto pięćdziesiąt.
- A rynsztunek? – odparł Jarvis.
- W cenie.
- Więc biorę.
Wypłacił kowalowi ustaloną sumę i założył koniowi rynsztunek.
- A po ile sprzedajecie miecze?
- Zależy który przypadnie do gustu.
- Mam tylko trzydzieści tercynów.
- To niestety tylko te z gorszej jakości stali. Lepsze od stu w górę.
- Niestety musi mi na razie wystarczyć gorszy – westchnął Jarvis.
Wrócili do kuźni, gdzie kowal wskazał jeden z trzech stojaków.
- Wybierajcie.
Jarvis przez chwilę sprawdzał broń aż w końcu wybrał jeden z mieczy.
- Jeśli byście myśleli o zarobieniu paru tercynów, to popytajcie w karczmie, może akurat znajdzie się ktoś kto szuka najemnika – powiedział kowal.
- Dzięki za radę – odparł Jarvis i zabrawszy konia wyszedł z terenu kuźni.
Wrócił do karczmy, gdzie było już paru klientów.
- Może szukał ktoś ostatnio najemnika do wynajęcia? – spytał karczmarza. Ten zmarszczył brwi myśląc intensywnie.
- Ano, chyba wczoraj wieczorem jakaś kobieta rozpytywała.
- To pewnie już zdążyła znaleźć.
- Nie sądzę. Zapłaciła za izbę i chyba jeszcze jej nie opuściła.
- Chyba?
- Mamuśka! – wrzasnął karczmarz w głąb kuchni. Wychynęła z niej pucołowata spocona kobieta.
- Co jest?
- Czy ta ruda już wyjechała?
- A skąd ja mam wiedzieć. – Kobieta zirytowała się. – To nie ja sprzątam.
- No to weź się dowiedz! – Tym razem karczmarz się zdenerwował. Jego żona tylko prychnęła i schowała się w kuchni.
- Ech te baby! – westchnął przepraszająco karczmarz. – Musicie poczekać na moją córkę, ona sprząta izby.
- Więc poczekam. Proszę jedno piwo.
Jarvis wziął napitek i usiadł.. Nie zdążył dopić do końca, gdy podeszła do niego młoda dziewczyna.
- To pan chciał wiedzieć o tej rudej? – zapytała bezpośrednio. Skinął twierdząco głową. – Jeszcze nie wstała. Jak zejdzie, to z łatwością ja poznacie, ma niemal czerwone włosy.
Jarvis podziękował za informacje i dziewczyna odeszła.
Tymczasem do karczmy wszedł Ksantu. Ponieważ Jarvis siedział tyłem do wejścia, nie zauważył go. Wprawdzie słyszał skrzypniecie drzwi, ale było mu zupełnie obojętne, kto wchodzi.
Ksantu podszedł do karczmarza i zaczął coś z nim szeptać, a po chwili wyszedł z karczmy.
Dwa kolejne piwa później Jarvis w końcu się doczekał kobiety. Zobaczył ją, a właściwie usłyszał gdy zbiegła dość głośno po schodach i niczym dziecko zawołała głośno i radośnie:
- Witajcie gospodarzu! Piękny dzisiaj mamy dzień, prawda? – I zaśmiała się radośnie.
Jarvis obejrzał się. Faktycznie, miała niemal czerwone włosy. Ubrana była niemal po męsku, w długie do kolan buty z cholewami, obcisłe spodnie i sznurowana pod szyją koszulę, która uwydatniała jej spory biust.
Właśnie oparła się o szynkwas i zaczęła głośno rozprawiać o uroczym poranku i pięknej pogodzie. Jarvis skrzywił się, a przez myśl przebiegło mu czy aby ta kobieta nie jest szalona? Zachowuje się niczym dziecko i w ogóle się tym nie przejmuje. Ile ona ma lat?
Dość szybko mógł sam to sprawdzić, gdy nagle poczuł mocne uderzenie w plecy, ze aż zachłysnął się pitym właśnie piwem. A gdy w końcu odzyskał oddech zobaczył siedzącą przed nim czerwonowłosą kobietę.
- Cześć! – zakrzyknęła wesoło. – Podobno jesteś najemnikiem i szukasz roboty? Biorę cię!
Wyglądała na więcej lat niż wskazywało jej zachowanie. Sieć drobnych zmarszczek wokół oczu i ust wskazywała, że mogła mieć coś koło czterdziestu lat. Chyba jednak jest niespełna rozumu, stwierdził Jarvis.
- Nie mówiłem, że się zgadzam - odparł spokojnie dopijając piwo. – Nawet nie wiem co to ma być za robota.
- O, to prościzna. – Machnęła lekceważąco ręką. – Potrzebuję kogoś by mnie przeprowadził przez Góry Czarne, aż do Harnove.
W tym momencie dziewka karczemna postawiła przed nią miskę z jedzeniem i kufel piwa. Piwo wypiła niemal jednym haustem, a jedzenie pochłaniała w takim tempie jakby przynajmniej z miesiąc nie jadła.
- Tak w ogóle to jestem Sanvi – powiedziała nagle.
- Jarvis – odparł odruchowo.
- Fajne imię – uśmiechnęła się. – To co, jak tylko zjem, ruszamy?
- Moment! – Jarvis zirytował się. – Najpierw chciałbym się czegoś dowiedzieć.
- Czego? – Popatrzyła na niego zdziwiona.
- Szukałaś najemnika już wczoraj. Nie wierzę, że nikt się nie znalazł.
- No było kilku, ale rezygnowali jak tylko wspominałam o Górach Czarnych. Nawet poprzedni najemnik zmył się jak tylko tutaj dotarliśmy, chociaż zapłaciłam mu za doprowadzenie mnie do Harvone.
-Ja mu się nie dziwię – mruknął Jarvis pod nosem. Ta kobieta mogła swoim sposobem bycia zamęczyć każdego. Najchętniej też by zwiał jak najszybciej, lecz niestety potrzebował pieniędzy.
- Ile dajesz?
- Więc jednak się decydujesz? – ucieszyła się wyraźnie.
- Tego nie powiedziałem. Ile?
- Trzysta. Ale dopiero jak mnie doprowadzisz na miejsce. Poprzedniemu dałam z góry i nawet mi nie oddał części, tylko zwiał ze wszystkim. – Wydęła niezadowolona usta.
- Sto z góry. – Zaczął się targować. – Muszę kupić parę rzeczy.
- Dobra. – Nie skończywszy jedzenia wstała i pobiegła na piętro, do zajmowanej przez siebie izby. Wróciła niosą niewielki mieszek, który położyła przed Jarvisem, po czym wróciła do śniadania.
- Zaraz wrócę – mruknął najemnik biorąc mieszek.
- Tylko na pewno! – wykrzyknęła.
Kiedy wyszedł na zewnątrz odetchnął z ulgą. Chociaż w mieście zaczynało się już robić głośno, to jednak nie drażniło go to tak, jak ta kobieta. Jak oni wytrzymają z nią przez te dziesięć dni drogi? Oni! Jarvis z przerażeniem stwierdził, że kompletnie zapomniał o Ksantu. Tylko gdzie on jest? Na pewno nie w karczmie, bo izbę już zwolnili, a śniadanie zjedli. Jedynym co mu przyszło do głowy był koń. Poszedł do stajni. Szybko odnalazł boks w którym stał jego koń i odetchnął z ulgą. Ksantu siedział w rogu oparty o ścianę, z zamkniętymi oczami. Jednak jak tylko usłyszał ruch, otworzył je. I popatrzył wyczekująco na najemnika.
- Wybacz, zupełnie o tobie zapomniałem – powiedział Jarvis przepraszająco i z dziwną ulgą w głosie.
- Jedziemy dalej? – zapytał Ksantu jakby kompletnie nie słyszał, co powiedział najemnik.
- Tak, wziąłem zlecenie. Chociaż gdybym mógł, to bym go nie brał.
- Dlaczego?
- Sam się wkrótce przekonasz. – Jarvis skrzywił się. – Na razie musimy iść na zakupy. Dostałem zaliczkowo sto tercynów. Może starczy na ubranie dla ciebie i jakiś namiot.
- Mną nie zawracaj sobie głowy – powiedział Ksantu wstając.
Okazało się, że udało im się kupić nie tylko namiot i nowe ubranie dla Ksantu, ale też kilka przydatnych w podróży drobiazgów. Zrobiwszy zakupy szybko wrócili do karczmy, gdzie ich zleceniodawczyni z niecierpliwością dreptała w kółko przed wejściem.
- A jednak wróciłeś. – Uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona. – O, to będzie nas więcej? – zapytała widząc Ksantu. – Jak miło! Jestem Sanvi.
- Ksantu – odparł krótko białowłosy lecz nie uścisnął ręki kobiety.
- Jak słodko razem wyglądacie. Jesteście parą? – zainteresowała się Sanvi, kiedy dosiadali swoich koni. Ponieważ Jarvisa nie było stać na kupno drugiego, więc kazał Ksantu siąść za swoimi plecami.
- Nie. Jestem tylko jego psem – odparł zgodnie z prawdą Ksantu, co Sanvi przyjęła jako żart i roześmiała się.
- Straciliśmy konie – odezwał się Jarvis – a pieniędzy mieliśmy tylko na kupno jednego.
- Ojej, trzeba było powiedzieć, dałabym ci więcej pieniędzy.
- Jest dobrze – stwierdził najemnik. – Te parę dni jakoś wytrzymamy.
Sanvi zachichotała rozbawiona.
Wyjechali z miasta. Ksantu wyłączył się od razu przytulając do pleców najemnika. Jarvis czuł jego ciepły oddech na karku i ciepło bijące od jego ciała i poczuł się dziwnie. Już tak dawno nie był tak blisko z nikim… A serce zaczęło mu dziwnie przyspieszać. Tak był tym zaaferowany, że zupełnie nie zwracał uwagi na paplaninę kobiety. Ta na szczęście nie zwracała na niego uwagi, więc miał sporo czasu by dojść do siebie. Jednak gorzko tego pożałował. Szczebiot Sanvi tak bardzo drażnił jego uszy, że odruchowo zmuszał konia do szybszego marszu. Jednak to nic nie dawało, bo kobieta też przyspieszała żeby być na równi z nim.
Jechali tak cały dzień. Ksantu albo udawał, że śpi, albo zamyślonym wzrokiem wpatrywał się gdzieś w horyzont, a Jarvis od czasu do czasu coś bąkał udając, że uważnie słucha paplaniny Sanvi. Zanim nadszedł wieczór, rozbili obóz. Okazało się, że wprawdzie Sanvi ma wszystko, co potrzeba w podróży, ale kompletnie nie umie się tym posługiwać. Stanęło więc na tym, że ona poszła do lasu nazbierać chrustu, Ksantu zajął się rozstawianiem namiotów, a Jarvis poszedł upolować coś na kolację. Oczywiście w kompletnie innym kierunku niż czerwonowłosa gaduła. Jednak najpierw musiał je wytłumaczyć czemu nie mogą iść razem. Kiedy subtelne aluzje nie poskutkowały, na kolejne płaczliwe „ale dlaczego?” Jarvis wkurzony maksymalnie wypalił:
- Bo mi cała zwierzynę wypłoszysz, tym swoim jazgotem, idiotko! Już teraz pewnie pospierdalały!
Słysząc to Sanvi, po raz pierwszy odkąd się poznali, nie wiedziała co powiedzieć. Więc tylko fochnęła obrażona i poszła w las. Jarvis tylko wzruszył ramionami i ruszył na polowanie. Kiedy wracał już z daleka słyszał głos Sanvi. Jednak szybko umilkła jak tylko zobaczyła najemnika wychodzącego z lasu i z dziwnie zaciętą mina zajęła się dorzucaniem drwa do ognia.
Jarvis zrzucił na ziemię niewielką sarnę.
- Dziecko ledwie. Pewnie dlatego dała się podejść. Ale na kilka dni powinno nam starczyć.
Ksantu zabrał się za oprawianie zwierzęcia i już chwile potem mięso piekło się na ogniu. A Sanvi wciąż siedziała cicho. Po skończonym posiłku kobieta powiedziała chłodno:
- Dobranoc. – I poszła do swojego namiotu. Jarvis i Ksantu też nie siedzieli dłużej.
- Po raz pierwszy się cieszę, że jesteś taki małomówny – stwierdził Jarvis kiedy już obaj leżeli w namiocie. – Błogosławiona cisza. – Ksantu prychnął rozbawiony. – O, jednak umiesz się śmiać?
- Wydawało ci się – stwierdził sucho białowłosy i odwrócił się plecami do najemnika. Ten tylko uśmiechnął się pod nosem i też poszedł spać.
Następne trzy dni podróżowali w zupełnej ciszy. Sanvi z dumnie uniesioną głową, wciąż manifestując swoje obrażenie jechała przodem, a gdy koń Jarvis go doganiał, to przyspieszała żeby tylko wysforować się na przód. Dzięki temu Jarvis mógł zupełnie skupić się na Ksantu, a właściwie tej dziwnej przyjemności jaką dawało mu ciepło od niego bijące. I odezwała się w nim dziwna tęsknota, ciało zaczynał reagować nie zupełnie tak jak by tego chciał. Ponieważ nie gustował w kobiecych ciałach, więc ciężko mu było znaleźć kogoś, kto by się zgodził związać z nim, narażając się na komentarze innych, no i na ciągłe bycie w drodze. Chociaż… może jakby znalazł tego jednego, może dla niego mógłby gdzieś osiąść i wieść spokojne życie… Niestety wszyscy spotkani do tej pory mężczyźni, którzy wykazywali zainteresowanie tego typu relacją szybko rezygnowali, albo wprost dawali do zrozumienia, że chodzi tylko szybki seks i nic więcej. A że nie chciał korzystać z usług dziwek więc pozostawało mu samodzielne zaspokajanie się. Na początku było trudno, bo jego ciało wciąż pragnęło bliskości drugiego, ale po jakimś czasie zapomniało i tak źle nie było. Dopiero teraz, to ciepło bijące od Ksantu sprawiło, że wszystko wróciło: potrzeba bliskości i wewnętrzny ból.
Siódmego dnia podróży zatrzymali się na niewielkiej polanie, która po jednej ograniczona była lasem a po drugiej dość głęboką rzeką.
- To są Góry Czarne – wskazał Jarvis na majaczący w oddali zarys gór.
- Łaaał. Już stąd wyglądają imponująco. – Sanvi kompletnie zapomniała, że przecież jest śmiertelnie obrażona na najemnika.
- Rozbijemy tu obóz. Przyda nam się kąpiel. – Jarvis zsiadł z konia.
Sanvi chyba sobie nagle przypomniała, że wciąż jest obrażona, bo mruknęła szybko:
- To ja pójdę po chrust. – I skoczyła w las.
Ksantu wziął się za rozkładanie obozu, a Jarvis, jak co dzień ruszył na polowanie. Z niewiadomej przyczyny wrócił dość szybko z pustymi rękami. Kiedy doszedł do obozu Ksantu stał w rzece odwrócony plecami do obozu i mył się. A Jarvisowi serce zabiło mocniej. Wprawdzie Ksantu wciąż był chudy, ale regularne posiłki sprawiły, że wyglądał o wiele lepiej niż wtedy gdy go zobaczył po raz pierwszy.
Rzeka w tym miejscu była na tyle głęboka, że sięgała Ksantu aż do pasa, jednak to nie przeszkodziło by wyobraźnia podsyłała Jarvisowi nie ciałkiem grzeczne obrazy. Nie zastanawiając się nad tym co robi rozebrał się i wszedł do rzeki. Doszedł do myjącego się. I chociaż tamten na pewno go słyszał, to mimo to nie przerwał, ani nawet nie obejrzał się. Jarvis podszedł tak blisko, że mógł niemal wyczuć ciepło ciała Ksantu. Dopiero wtedy tamten przerwał i czekał. Jednak wciąż się nie odwrócił, ani nic nie powiedział.
Tymczasem Jarvis podszedł jeszcze bliżej, że już niemal przytulał się do jego pleców.
- Ksantu… - wyszeptał cicho niepewnym głosem. Lewa ręka mu drżała gdy delikatnie odsuwał mokre włosy odsłaniając ramię na którym wciąż lśniły kropelki wody. Place prawej ręki delikatnie dotknęły uda i powoli sunęły w górę. Zbliżył twarz do jego głowy. Poczuł zapach kłącza którego Ksantu użył do umycia włosów.
- Ksantu… - wyszeptał ponownie nawet nie zdając sobie sprawy jak bardzo w jego głosie słychać tęsknotę.
W tym momencie białowłosy drgnął. Nieznacznie odchylił głowę jakby nadstawiał szyję do pocałunku. Jarvis powoli zbliżył usta muskają delikatnie skórę. Pachniała wodą, jakimś kłączem i czymś jeszcze, co sprawiło, że serce Jarvisa zabiło mocniej. Jego oddech przyspieszył. Już miał złożyć bardziej śmiały pocałunek, gdy nagle Ksantu odsunął się od niego a potem zanurzył całkowicie w wodzie. Jarvis stał ogłupiały. Nagle usłyszał niosący się od lasu głos:
- Chłopaki, juhu! – Odwrócił się i zobaczył biegnącą w ich stronę Sanvi i machającą ręką. Westchnął ciężko. Opłukał się i wyszedł z rzeki zupełnie ignorując fakt, że kobieta jest coraz bliżej.
Sanvi widząc nagiego Jarvisa, nagle przystanęła, a jej twarz zaczęła się dość szybko zlewać z kolorem włosów.
- Co robisz? – zapytała głupio odwracając twarz w bok.
- Myję się – stwierdził spokojnie najemnik, po czym ubrał się bez pośpiechu. – Tobie też bym to radził.
- Później – odparła kobieta, która chyba już kompletnie zapomniała, że miała być obrażona na Jarvisa. – Zobacz ile jagód nazbierałam! – pochwaliła się dumnie pokazując kociołek pełen wspomnianych owoców.
- Miałaś nazbierać chrustu.
- No tak – zaśmiała się głupkowato. – Ale wiesz, trafiłam na taką piękna polanę pełną jagód i jakoś tak…
- Znowu Ksantu będzie musiał iść po drewno.
- A właśnie, gdzie on jest? – zainteresowała się.
- Kąpie się.
- Gdzie? – spojrzała na rzekę. – Nie widzę go.
- Trochę dalej, za szuwarami.
- O? – Sanvi błysnęło oko. – Czyżby miał coś do ukrycia? A może to kobieta? I ukrywa ten fakt? Jakby pomyśleć, to nawet wygląda jak kobieta…
- Idiotyzmy gadasz – mruknął Jarvis. – Idę złapać coś na kolację.
I odszedł zostawiając Sanvi dumającą wciąż nad kwestią czy Ksantu to na pewno nie kobieta. Jak tylko zniknął w lesie, na polanie pojawił się Ksantu wychodząc z pobliskich szuwarów ubrany w spodnie z koszulą w ręku. I Sanvi mogła się przekonać na własne oczy o płci białowłosego.
- Jarvis poszedł na polowanie – wybąkała niepytana.
Ksantu nie odpowiedział tylko zlustrował ja wzrokiem zatrzymując go na sekundę na kociołku. Rozłożył mokrą koszulę na słońcu i poszedł do lasu po chrust.
- A myślałam, że się ucieszą – westchnęła Sanvi patrząc smętnie na kociołek.
Przy posiłku Sanvi gadała jak zwykle, ale Jarvisowi jakoś to w ogóle nie przeszkadzało.
Przejście przez Góry Czarne zajęło im cały kolejny dzień, potem jeszcze dwa dni i wjeżdżali do bram miasta Harnove.
- No i dotarliśmy – uśmiechnęła się zadowolona Sanvi. – To wasza zapłata. – Podała Jarvisowi mieszek z pieniędzmi. – Chociaż szczerze mówiąc jakoś nie chce mi się z wami rozstawać – dodała smętnie. – Mogę dalej z wami podróżować? – popatrzyła na nich błagalnie.
- To już nie musisz tu nic załatwić? – zdziwił się Jarvis.
- No… Szczerze mówiąc to nie bardzo chcę. – Westchnęła. – Ale nie mam wyboru.
- A co to jest?
- Mój starszy brat tu mieszka. Jakimś sposobem dowiedział się, ze nasi rodzice zmarli i kazał mi do siebie przyjechać twierdząc, że sama nie dam sobie rady, że zaraz znajdzie się jakiś nikczemnik, który mnie oskubie z wszystkich pieniędzy. Na początku było mi samej trochę smutno, więc się zgodziłam. On ma nawet miłą żonę, więc pomyślałam, że może będzie nawet miło. Tylko, że on od początku uważał, że ja nie zachowuję się jak na kobietę przystało, że powinnam siedzieć w domu przy garach i dzieciakach i dbać o męża. A mnie ciągnie w szeroki świat. Chciała bym tyle rzeczy zobaczyć. To stwierdziłam, że nie będę się go słuchać i będę sobie jeździć po świecie. I sprzedałam wszystko i wyruszyłam. Ale się okazało, że to wcale nie jest takie proste jak myślałam. Wszędzie spotykałam tylko facetów którzy chcieli… no wiecie – zarumieniła się. – No to pomyślałam, ze może on jednak nie jest taki głupi jak wcześniej myślałam i postanowiłam tu przyjechać. Ale spotkałam was i jakoś tak mi się nie chce…
Jarvis chciał coś powiedzieć, ale ubiegł go Ksantu.
- Jesteś bardzo miła i ładną kobietą, jednak nie nadajesz się do życia w drodze. Nie potrafisz nawet rozpalić ognia czy rozłożyć namiotu, nie wspominając już o upolowaniu czegokolwiek. Jesteś na to zbyt delikatna. Spróbuj jak radzi brat. Może akurat życie w mieście z kimś u boku nie będzie wcale takie złe? Może akurat odkryjesz w sobie jakiś talent, który będziesz mogła tu wykorzystać.
- A skąd. – Machnęła niedbale ręką i roześmiała się – Matka zawsze powtarzała, że mam dwie lewe ręce do wszystkiego.
- Może gdzieś tu jest właśnie ktoś, kto pokocha nawet te dwie lewe ręce… Warto spróbować. Znajdź sobie mężczyznę, daj mu chociaż jedno dziecko, zachowuj się jak przystało na stateczną matronę, a nie niedorosłe dziecko, a zobaczysz, że takie życie, z kimś, kto cię kocha u boku też może dawać dużo satysfakcji.
- Myślisz? – Spojrzała niepewnie na Ksantu.
- Tak myślę.
Sanvi westchnęła.
- To może spróbuję… A wy długo zostaniecie w mieście? – zapytała. – Może spotkamy się jeszcze w karczmie przy kufelku piwa?
- Niestety, musimy ruszać dalej – odparł Ksantu.
- Dokąd?
- Do Osmordan.
- Ojej, tyle drogi – zasępiła się. – Mam nadzieję, że będziecie mieli bezpieczną drogę.
Pocałowała obu na pożegnanie i skierował konia w głąb miasta.
- Czemu powiedziałeś, że musimy jechać do Osmordan? – zainteresował się Jarvis.
- To najdalej położone miasto jakie znam. Gdybyśmy mieli tam jechać to zajęło by nam to ze trzy tygodnie. Akurat tyle, by odechciało jej się czekać aż wrócimy. Nie będzie na siłę o nas pamiętać, tylko po to żeby sobie wmawiać, że może będzie mogła cię usidlić.
- Że co? - zdumiał się.
- Widziałem jak na ciebie patrzyła. Widać było od razu, ze ma ochotę na coś więcej.
- Coś ci się chyba pomieszało. Była na mnie śmiertelnie obrażona.
- I tylko dlatego spokojnie dojechaliśmy. Inaczej pewnie zaraz próbowałaby się tobie narzucać. Ona zdecydowanie nie ma cierpliwości ani subtelności.
- Przesadzasz – stwierdził Jarvis, ale jakoś tak niepewnie.
- To co teraz robimy?
- Skoro już tu jesteśmy, to równie dobrze możemy przenocować i poszukać jakiegoś zlecenia.
- A Albanu?
- Co z nim? – Jarvis aż się zjeżył na wspomnienie tego imienia. Już niemal o nim zapomniał.
- Nie masz zamiaru go ścigać?
- Wątpię byśmy go teraz znaleźli. Minęło zbyt wiele czasu, może być wszędzie.
- Niekoniecznie… - Jarvis popatrzył uważnie na Ksantu. – Jak byliśmy w Styles powęszyłem trochę, jak na dobrego psa przystało. Karczmarz powiedział, że był tam i wyjechał jakieś dwa dni przed nami. Podobno kierował się do Harnove.
-Co? – Jarvis zdenerwował się. – Czemu nic wcześniej nie mówiłeś?
- A po co? Przecież i tak tu jechaliśmy, więc nie było sensu wspominać. Tylko byś się niepotrzebnie denerwował. A tak dojechaliśmy spokojnie i możemy poszukać go. Jest nikła szansa, że może jeszcze gdzieś tu jest. A jak nie, to zawsze znajdzie się ktoś, kto go pamiętał i za odpowiednią zapłatą powie nam coś więcej.
- Więc zostajemy tu – stwierdził stanowczo Jarvis i skierował konia do miasta.
Karczmę znaleźli bez problemu. Na szczęście okazało się iż są wolne izby, więc wzięli jedną. Tym razem to Jarvis pertraktował z właścicielem, więc był pewny, ze będą w nie dwa łóżka. Posiłek był na tyle syty, że obaj rozleniwili się i Jarvis stwierdził, że zaczną poszukiwania od rana. Poszli do izby. Ksantu położył się od razu, odwracając twarzą w stronę ściany, Jarvis jeszcze trochę się pokręcił sprawdzając stan oręża. W końcu on także się położył gasząc świecę.
Już prawie zasypiał błądząc na granicy snu, gdy nagle poczuł czyjąś obecność. Otworzył oczy i w świetle księżyca zobaczył stojącego przy jego łóżku towarzysza. Był całkiem nagi.
- Ksantu? – zdziwił się. – Coś się stało?











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum