The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 19 2024 10:46:36   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Gemini 3


Dwanaście godzin później wszyscy nagle usłyszeli głos komputera pokładowego:
- Księżyc CX26. Czas przybycia: dwadzieścia minut.
Kapitan, który relaksował się w swojej kabinie, szybko udało się na mostek.
- A ty tu? – zdziwił się widząc Małego siedzącego w fotelu.
- Aha – mruknął chłopak wpatrując się wciąż w ekran, na którym tym razem oprócz kosmicznej czerni było widać wciąż powiększającą się niewielką plamkę.
- CX26, tu Gemini – kapitan zaczął wywoływać księżyc.
- Tu CX26, witaj Gemini – odpowiedział chropowaty męski głos. – Co cię do nas sprowadza?
- Mamy dla was towar od Gildii Kupieckiej z Senerve. Możemy lądować?
- No pewnie! – w głosie rozmówcy pobrzmiewała radość. – Nawet nie wiecie jak niecierpliwie was wyczekiwaliśmy.
- W takim razie będziemy za około dwadzieścia minut. Bez odbioru. – Kapitan wyłączył. – Dasz radę, Mały? – Chłopak skinął głową. – Świetnie. To ja pójdę sprawdzić czy z towarem wszystko w porządku.
Kiedy byli już blisko powierzchni, ich oczom ukazała się czerwona gleba i stojące na niej, dość blisko siebie, budynki. Część z nich miała sporo szklanych części, inne z kolei były całe metalowe. Podlecieli do największego z nich, na dachu którego był wymalowany wielkimi żółtymi literami symbol lądowiska. Wlecieli do środka i Mały delikatnie posadził maszynę na podłożu.
- No dobra, to powitajmy gospodarzy – rzucił kapitan i wstał z fotela.
Wyszedł ze statku. Jeszcze nawet nie zdążył zejść z trapu, gdy podbiegł do niego brodaty mężczyzna i bez słowa wyściskał jak dawno nie widzianego brata.
- Witajcie! Jestem. Garlan, szef tego całego burdelu. Gildia poinformowała nas, że wysłała nam zaopatrzenie. Baliśmy się, że możecie nie dolecieć. Ostatnio w tej okolicy dochodziło do aktów piractwa.
- Na szczęście nie mieliśmy po drodze żadnych problemów.
- To świetnie! Nawet nie wiesz jak nam ulżyło, gdy nasz łącznościowiec powiedział, że się odezwaliście. Jedziemy już na oparach jedzenia. Musieliśmy sięgnąć po żelazne racje, a one niestety nie są zbyt apetyczne – roześmiał się jakby właśnie powiedział dowcip. W tym momencie w hangarze pojawili się inni górnicy. – Wszyscy tak są spragnieni normalnego jedzenia, że aż postanowili pomóc wam rozładować statek.
- Ależ nie trzeba – wybąkał Vartan, jednak zrobił to tylko pro forma i tak cicho, że został zagłuszony przez głosy pozostałych górników, którzy komentowali przywiezienie zapasów.
- Bardzo napięty grafik macie? – zainteresował się Garlan. – Może zostaniecie przez kilka dni? Urządzimy małe przyjęcie, dawno nie mieliśmy żadnej imprezy, przyda się chwila oddechu.
- Aż tyle czasu nie mamy, ale jeśli byśmy mogli zostać tyle żeby dokonać napraw statku, to byśmy byli niezmiernie wdzięczni.
- Ależ żaden problem! – Garlan poklepał Vartana po plecach. – Możecie zostać ile chcecie, pożyczymy wam nawet narzędzia, jeśli jakieś z naszych się nadadzą.
- W takim razie powiem tylko załodze jak wygląda sytuacja i możemy wyładowywać wszystko.
- My już wyładowujemy! – roześmiał się rozbawiony Garlan.
Dopiero teraz Vartan zauważył wychodzący z jego statku łańcuszek ludzi, z których każdy niósł jedną skrzynkę. Westchnął z miną cierpiętnika i wszedł do środka. Przeszedł do ładowni, gdzie Laila nadzorowała zabieranie towaru.
- Zakryj cycki – mruknął kapitan. – Zostaniemy tu jakiś czas, a nie chcę żeby były jakieś problemy, bo któremuś z górników zachciało się ciebie obmacywać.
Kobieta bez słowa oddała Vartanowi trzymany tablet i ruszyła w stronę swojej kabiny. Wróciła chwilę potem w obszernej koszuli i długich spodniach.
- Bejbi, zbierz wszystkich w jadalni – rzucił kapitan w powietrze po tym jak oddał Laili tablet.
Szybko ruszył do wspomnianego pomieszczenia, członkowie załogi już czekali na niego.
- Plan jest taki – zaczął bez zbędnych szczegółów – okazało się, że możemy tu zostać przez kilka dni. Wykorzystamy to na wszelkiego rodzaju naprawy i usprawnienia. Tubylcy byli tak szczęśliwi, że oferowali nam nawet wszelki sprzęt jaki tylko mają. Mimi, ilu ludzi będziesz potrzebowała?
- Nie wiem co Kasjan załatwił – dziewczyna wzruszyła ramionami. – Poza tym muszę się rozejrzeć co oni tu mają za sprzęt. Ale na pewno zabiorę ci Małego.
- Więc rozejrzyj się i daj znać. Póki Mimi nie zdecyduje, reszta nosi skrzynki z towarem. A jak skończymy, górnicy organizują małą imprezę na naszą cześć.
- Świetnie! – Uśmiechnął się wyraźnie zadowolony Kasjan. – Będzie się można trochę zabawić!
- Ale najpierw robota. Jazda!
Wszyscy bez słowa wyszli z jadalni i chwilę potem razem z górnikami nosili skrzynki na transportery.
- Laila, jak skończysz, idź do naszych gości, powiedz jak wygląda sytuacja i zostań z nimi przez cały ten czas – powiedział Vartan do kobiety gdy tylko znalazł się obok niej. – Wolę żeby górnicy nie wiedzieli że mamy ich na pokładzie, a nie mogę ich zostawić samych. Wybacz, że cię ominie impreza, ale nie mam wyjścia. Najwyżej po jakimś czasie mogę cię zmienić.
- Nie ma takiej potrzeby – odparła Laila wciąż wpatrując się w tablet i pilnując ludzi zabierających skrzynki. – Nawet jak byś nie poprosił i tak bym została. Zobacz jak te ich kobiety wyglądają. Od facetów odróżniają je tylko brody. Nic dziwnego że wszyscy bez wyjątku gapią się na mnie obleśnie. Rzygać mi się chce – mruknęła. – Jeśli tak ma być przez cały czas, to już wolę się zamknąć z naszym balastem.
- Dzięki Laila. Jakby co, to pomożesz Mimi w naprawie?
- Nie ma sprawy.
Przez chwilę stali w milczeniu obserwując jak skrzynki powoli znikają z ładowni, aż w końcu Vartan poklepał kobietę po plecach i wyszedł. Ludzie właśnie kończyli pakowanie skrzynek na transporter.
- Gdzie Mimi? – złapał przechodzącego akurat obok Marco.
- A polazła gdzieś tam – machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku – z jakimś strasznie wysuszonym gościem.
Vartan wyraźnie się zaniepokoił.
- I puściłeś ją tak samą?
- Sama się puściła – warknął mężczyzna. – Jak próbowałem ją zatrzymać to tylko machnęła ręką jakbym był tylko irytującą muchą i poszła. Przecież nie będę jej siłą zatrzymywał, jeszcze ktoś mnie oskarży o molestowanie dziecka.
Kapitan zgrzytnął zębami puściwszy ostatnią uwagę mimo uszu i poszedł szukać dziewczyny. Uszedł zaledwie parę metrów gdy zobaczył toczącą się w jego kierunku ogromna maszynę wielkości ich statku. Maszyna zatrzymała się tak blisko Vartana, że dyndający z przodu wysięgnik ominął jego głowę zaledwie o kilka centymetrów. Zanim zdążył się ocknąć, z kabiny znajdującej się na samej górze, wychynęła jeszcze bardziej niż normalnie umorusana Mimi i wyraźnie podniecona zakrzyknęła:
- Ale bajer, zobacz! Udało mi się uruchomić to cholerstwo! Będę teraz mogła użyć przy montowaniu uzbrojenia! Jejciu, w życiu nie prowadziłam czegoś takiego!
- To świetnie, ale następnym razem uważaj na siebie! – odkrzyknął Vartan.
Mimi zjechała na ziemię po rurze, zupełnie ignorując mikroskopijną windę.
- Oj, marudzisz – machnęła lekceważąco ręką. – Wiesz przecież, że nie mogą mi nic zrobić. A jakby co, to Mały mi pomoże.
- Nie o ciebie się boję – mruknął Vartan, na co Mimi tylko roześmiała się rozbawiona.
- Wiesz już kogo będziesz potrzebować i ile ci to zajmie?
- Szybko przejrzałam to, co załatwił Kasjan. Ja i Mały powinniśmy dać sobie radę w ciągu jednej nocy.
- Jesteś pewna?
Mimi skinęła głową.
- Mały ma dość pary, a ta maszynka – poklepała maszynę po kole – sporo ułatwi nam pracę, dzięki czemu Mały będzie mógł się skupić na spawaniu.
- Może jednak weź chłopaków? Szybciej skończysz i będziesz mogła iść na imprezę.
- A weź, na cholerę mam tam leźć? Żeby się nudzić jak zdechła mucha? To cacko stało im przez pół roku bezużytecznie, bo ich mechanik jest tak tępy, że nie przyszło mu do głowy żeby sprawdzić…
- Dobra, dobra, bez wykładów proszę – Vartan wszedł jej w słowo, czując, że jak dziewczyna zacznie, to szybko nie skończy.
- Ja bym tam nie miała z kim gadać, a na samym żarciu to wiesz, że bym całej nocy nie wysiedziała. Najwyżej weź mi trochę na później.
- To wracaj do pracy – powiedział kapitan i ruszył w stronę budynków gospodarczych.
Dwie godziny później cały prowiant był już pochowany, a stół w jadalni uginał się od różnego rodzaju potraw.
- Widzę, że wszyscy już nie mogą się doczekać – zaczął Garlan, kiedy już górnicy, o dziwo czyści i ogoleni, oraz goście siedzieli przy stole. – Nie będę więc tej chwili przedłużał. Zdrowie naszych wybawicieli! – wzniósł toast trzymaną w ręku szklanką, a kiedy już odzyskał oddech, dodał: - Smacznego i bawcie się dobrze!
Górnikom nie trzeba był dwa razy powtarzać, rzucili się zarówno na jedzenie, jak i na alkohol.
Kilka godzin później nieco już wstawiony Marco z trudem uwolnił się od wiszącej na nim kobiety i wyszedł z jadalni za potrzebą. Biorąc pod uwagę stan upojenia wszystkich oraz fakt, że nie był pierwszym, który musiał opróżniać pęcherz, doszedł do wniosku, że tutejsze toalety nie będą wyglądały zbyt zachęcająco. A ponieważ do statku nie chciało mu się iść, stwierdził, że po prostu załatwi co ma załatwić na zewnątrz. Przy okazji przewietrzy się trochę. Wyszedł z budynku i przeszedł kawałek w stronę ich statku, by nie natknąć się na nikogo, kto by przez przypadek wpadł na podobny do niego pomysł. I przystanął zdumiony. Nie mogąc uwierzyć w to, co widzi, przetarł oczy, jednak widok nie zmieniał się. Nad ich statkiem unosiła się ogromna kula energii świecąca się kolorami od białego poprzez fioletowy aż do niebieskiego. Z jej wnętrza wystrzeliwały mniejsze lub większe wiązki. Dwie z nich były wciąż takie same i dotykały statku w jednym miejscu, pozostałe znikały i pojawiały się uderzając w statek. Tam, gdzie zetknęły się z metalem pojawiało się oślepiające światło, które szybko znikało. W samym środku tej kuli wisiał w powietrzu, z rozłożonymi na boki rękami, Mały. Marco jeszcze raz przetarł oczy i wytężył wzrok, zupełnie zapominając z jakiego powodu się tu znalazł. Wpatrywał się w Małego. Chłopak miał zamknięte oczy i był kompletnie nagi, a energia jakby wychodziła z jego ciała. Patrzył na niego zafascynowany. Wiedział, że to jak nic jego alkoholowa halucynacja pomieszana najprawdopodobniej z podświadomością, jednak mimo to i tak nie mógł oderwać wzroku. Gdzieś na granicy zdrowego rozsądku kołatała mu się myśl, że alkohol, który przywieźli górnikom musiał być zrobiony z niezłego gówna, skoro ma takie halucynacje.
Nagle wiązki energii przestały się pojawiać, zostały tylko dwie, jakby utrzymywały kulę z człowiekiem w środku na jednej wysokości. Stojąca obok ogromna górnicza maszyna nagle drgnęła, gigantyczne ramię przesunęło się nad statek, kładąc na nim jakieś urządzenie i zastygło. Po chwili po tym ogromnym ramieniu przebiegła drobna postać i zaczęła majstrować przy urządzeniu. Światło bijące z kuli energii oświetliło tę postać i Marco ze zdumieniem stwierdził, że jest to Mimi w goglach na twarzy i gigantycznym młotkiem w ręce. Jego obuch był większy od głowy dziewczyny. Przez chwilę przemknęła mu przez głowę myśl, że to tylko taka zabawka, ale szybko umarła, gdy po kolejnym uderzeniu można było usłyszeć typowy dla zetknięcia dwóch metali dźwięk. Dziwił się, jak tak drobna dziewczyna jest w stanie w ogóle unieść taki wielki młot, który z pewnością swoje waży, nie mówiąc już o operowaniu nim w taki sposób jak ona to robiła.
Jednak tym co go bardziej dziwiło było jej zachowanie. Jakby w ogóle nie widziała tej dziwnej kuli, albo jakby była ona dla niej czymś normalnym. Zupełnie nie zwracała na brata uwagi, bardziej zajęta urządzeniem w które albo waliła młotkiem z całej siły albo przykręcała jakieś śrubki. W pewnym momencie Marco wyraźnie usłyszał jak dziewczyna krzyknęła:
- Dawaj!
W tym momencie z kuli znowu wystrzeliły wiązki energii, uderzając w statek wokół urządzenia przy którym jeszcze chwilę temu majstrowała Mimi. I znowu wszędzie tam, gdzie energia zetknęła się z metalem pojawiało się oślepiające światło, które aż zmuszało Marco do zamykania oczu. Jednak otwierał je uporczywie, za każdym razem wpatrując się w Małego. Z miejsca, w którym stał Marco, chłopak nie wydawał się już taki mały i chociaż strategiczne miejsce zakrywała skondensowana energia, to jednak to ciało magnetycznie przyciągało wzrok. Proporcjonalne, z idealnie wyrzeźbionymi mięśniami, zdawało się być rzeźbą z Ośrodka Pamięci stworzoną przed wiekami przez jakiegoś artystę. Nieraz odwiedzał Ośrodki Pamięci by popatrzeć na te wspaniałe świadectwa minionej kultury, idealnie ukazane ludzkie ciała bez żadnej skazy. Teraz miał wrażenie jakby zobaczył jedno z nich. Dziwne ciarki przebiegły mu po plecach. I chociaż cały czas gdzieś na dnie umysłu kołatała mu się myśl, że to tylko halucynacja, to jednak chciał żeby trwała ona jak najdłużej. To była najpiękniejsza halucynacja jaką miał w życiu i być może już nigdy nie będzie takiej miał. I nawet zapomniał dlaczego tu się znalazł. Był w tym momencie niczym małe dziecko: z wytrzeszczonymi oczami i otwartymi ustami. Stał i patrzył na te wiązki energii wciąż wymykające się z kuli, jakby postać w jej wnętrzu bawiła się nimi, chcąc pokazać ich piękno i jednocześnie potęgę. Jakby próbowała przez nie przekazać swoje uczucia, ciepło i miłość. I serce zrobiło ba-dum. Nie! Potrząsnął energicznie głową chcąc się pozbyć tej natrętnej myśli. Ba-dum! Siedź cicho! To tylko halucynacja. Jeszcze parę razy potrząsnął głową i w końcu otworzył oczy. Kuli energii z Małym w środku już nie było, statek otulała ciemność. I tylko niewielka postać kręcąca się wokół statku potwierdzała, że jeszcze nie oszalał do końca. Odetchnął z ulgą. Stanowczo za dużo alkoholu. Chociaż nigdy wcześniej tak się nie upił by mieć tak realistyczne halucynacje. Jeszcze by brakowało, żeby przez jedną z nich dostał erekcji. Spojrzał na dół i się przeraził. Cholera! Stoi! Jednak po sekundzie dotarło do niego stare jak świat uczucie przepełnionego pęcherza. I aż zaśmiał się z wyraźną ulgą. Podszedł do najbliższej ściany i załatwił co miał załatwić. Wrócił do jadalni i jeszcze zanim usiadł sięgnął po kolejna butelkę alkoholu. Przywieziona wódka skończyła się dość szybko, na szczęście górnicy przyznali się, że upędzili trochę własnego alkoholu. To chyba on musiał tak mieszać w głowie, że miał halucynacje z Małym w roli głównej. Pociągnął spory łyk i aż pociemniało mu w oczach, gdy nie mógł złapać oddechu. Po drugim łyku kubki smakowe były na tyle odrętwiałe, że już się nie krzywił, kiedy alkohol przelatywał przez gardło. I nawet nie zapamiętał kiedy odpłynął.
Nie wiedział co go obudziło, łupiący ból głowy, suchość gardła czy też może żołądek mający zaraz wywrócić się na drugą stronę. Jęknął i przycisnąwszy zaciśnięte w pięści dłonie do skroni zwinął się w kłębek. Coś zwilżyło mu usta. Oblizał je łapczywie. Kolejne zwilżenie, a potem zęby dzwoniące o szklankę i woda rozlewająca się po brodzie. Nie miał nawet siły by ją obetrzeć. Ktoś zrobił to za niego, a potem czyjeś usta wlały w jego usta zbawienną wodę. Chłód na czole i całej twarzy. I koc okrywający dygoczące jak w febrze ciało.
- Dzięki – wychrypiał z ledwością. Wciąż nie wiedział kto jest jego zbawcą. Oczy piekły przy każdej próbie otworzenia.
- Tak to jest, jak się chleje bez umiaru – usłyszał cichy szept tuż przy uchu. – Śpij.
Tak, spać. Spać i przespać to wszystko, tego gigantycznego kaca, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie miał.
- Podoba mi się twój zapach – wymamrotał będąc już na granicy snu, chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy. Ten zapach w dziwny sposób przynosił spokój i otulał spokojnym snem.
Kiedy się obudził drugi raz, głowa już tak bardzo nie bolała, chociaż wciąż czuł skutki alkoholu. W ustach niestety wciąż było sucho. Na szczęście jakaś litościwa dusza zostawiła obok łóżka butelkę z wodą. Przyssał się do niej jakby jego organizm stracił całą wodę. Z żalem oderwał się od pustej butelki. Podniósł się z trudem i poczłapał do wyjścia. Najchętniej by jeszcze pospał, ale natura upominała się o swoje.
Podpierając się o ściany i sunąc noga za nogą ruszył w kierunku łazienki. W pewnym momencie natknął się na Małego.
- Kiepściutko wyglądasz, Igor – zakpił chłopak, a mijając go przybliżył twarz do jego ucha i wyszeptał: - Tak to jest jak się chleje bez umiaru.
Marco zupełnie zignorował fakt, że chłopak znowu nie nazwał go po imieniu. Poraziła go myśl, że już gdzieś słyszał te słowa i ten szept. Ale to niemożliwe żeby on…
- Zaczekaj! – krzyknął i odwrócił się żeby biec za Małym, ale głowa zaprotestowała, więc tylko oparł się czołem o chłodny metal ściany. Kiedy w końcu otworzył oczy, ze zdziwieniem stwierdził, że chłopak wciąż stoi tam gdzie stał.
- To byłeś ty? – zapytał. – Ta woda i koc?
- Nie wiem o czym mówisz, Igor. – Chłopak wzruszył ramionami. – Zwidy jakieś miałeś. – Odwrócił się i ruszył dalej.
- Może i zwidy, ale i tak dzięki.
Tak był skupiony na dotarciu do celu, że nawet nie usłyszał jak Mały wyszeptał pod nosem:
- Ależ proszę bardzo.
Kiedy w końcu znalazł się przed ubikacją zobaczył wychodzącego z niej Kasjana.
- Wyglądasz jak gówno – stwierdził. Szabrownik wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy: dredy w nieładzie, ziemista cera, podkrążone oczy.
- I tak też się czuję – wychrypiał tamten. – Nigdy więcej takiego gówna. Ja nie wiem z czego oni je pędzą. Chyba z odpadów z silnika.
- Masz rację, nigdy więcej.
- Całe szczęście, że Mały i Mimi mają dość siły by nas tachać, bo byśmy jeszcze tam zdychali.
- Mały i Mimi? – zdumiał się Marco.
- Aha. Zawsze jak gdzieś idziemy i się schlejemy, to oni biorą nas na plecy i zanoszą do statku, a potem niańczą. No wiesz, woda, prochy i te sprawy, dopóki nie wrócimy do stanu używalności. Chociaż raz Mały sam jeden przyniósł całą piątkę urżniętą w trupa, bo nawet Laila i Mimi poszalały. I do tej pory nie chce powiedzieć jak to zrobił.
Marco zmarszczył brwi próbując przetrawić to, co powiedział Kasjan, niestety mózg stanowczo odmawiał współpracy. Machnął więc zirytowany ręką i wymruczawszy jakieś pożegnanie wszedł do ubikacji. Potem jeszcze zajrzał do jadalni po wodę do picia i wrócił do swojej kabiny. Zwalił się na łóżko niczym nieprzytomny. Jednak mimo ogólnego odczuwania skutków nadużycia alkoholu, sen nie nadchodził. Po głowie przebiegał mu tabun myśli, a wszystkie one krążyły wokół Małego i tego, co powiedział Kasjan. Wydawało mu się, że przejrzał tego dzieciaka już pierwszego dnia, a tu takie zaskoczenie. Próbował to wszystko powiązać razem i wyciągnąć wnioski, jednak umęczony alkoholem mózg podsuwał mu tak idiotyczne myśli, że zirytowany zrezygnował. Chwilę potem spał.
Kiedy obudził się po alkoholu nie było już śladu, tylko smród spoconego niemytego ciała i burczenie żołądka. Poszedł do łazienki. Kiedy tam wszedł stanął z lekka zdezorientowany. Z jednej z trzech znajdujących się tam kabin wychodziła właśnie Laila. Była kompletnie naga.
- No i co się tak gapisz? – warknęła zobaczywszy intruza. – Gołej baby nie widziałeś? – Nie krępując się w ogóle obecnością mężczyzny zaczęła wycierać włosy. Dzięki temu Marco mógł spokojnie obejrzeć jej idealne ciało.
- Napatrzyłeś się już? – spytała odkładając ręcznik.
- Skąd wiesz, że się patrzyłem?
Laila prychnęła.
- Wy faceci zawsze się gapicie – warknęła i zaczęła się ubierać. – Przez całe życie spotkałam tylko jednego, który się nie gapi.
- Więc pewnie nie jest normalny. Na takie ciało jak twoje nie da rady się nie gapić – palnął Marco bez zastanowienia.
Laila podskoczyła do Marco i złapawszy go za koszule na piersiach syknęła:
- Zapamiętaj sobie jedno, nowy, Mały jest stuprocentowym facetem, o niebo lepszym od ciebie.
- Mały? Przecież to dziecko.
- Wygląd to nie wszystko – mruknęła i zabrawszy swoje rzeczy wyszła z łazienki.
- A ty w ogóle mnie nie znasz! Nie wiesz co potrafię! – jeszcze krzyknął za nią Marco, ale nie odpowiedziała. Prychnął zirytowany i rozebrawszy się wszedł pod prysznic.
Po skończonym prysznicu przeszedł do jadalni. Siedział już tam kapitan i popijał coś z kubka z koślawym napisem „Kapitan”. Nie bardzo wiedział jak się zachować, więc tylko burknął „cześć” i wziął się za przygotowywanie czegoś do jedzenia.
- Jak tam kac? – zainteresował się w pewnym momencie kapitan.
- Już przeszedł – odparł Marco.
- To dobrze, czas brać się za robotę. Laila i bliźniaki już wystarczająco jej za nas odwalili.
- A co takiego zrobili? – zainteresował się Marco siadając z jedzeniem przy stole.
- Pomijając fakt, że musieli nas niańczyć przez dwa dni niemal? Obskoczyli parę planet i zebrali towar na handel w strefie Zulus.
- Dwa dni? – Marco aż zakrztusił się jedzeniem. – Kurwa, zdarzało mi się schlać, ale nie aż tak żeby mieć odlot na dwa dni.
- Nie ty jeden masz ten problem. – Vartan skrzywił się. - Wszyscy nieźle pochlaliśmy. Niech to będzie nauczka żeby z nieufnością podchodzić do bimbru pędzonego przez górników. Jak skończysz przyjdź na mostek. Zapracuj na swoją pensję – dodał wstając.
- Tak jest.
Kiedy przyszedł na mostek siedzieli już tam Mały, kapitan i Laila. Laila studiowała jakieś dokumenty, a mężczyźni zajęci byli pilotowaniem. Marco usiadł na swoim miejscu.
- Jak wygląda sytuacja? – zapytał kapitan.
Marco uważnie popatrzył w ekrany, powciskał kilka przycisków i w końcu odparł:
- Najbliższe dwa tetrony czyste. Więcej powiem jak będę wiedział dokąd właściwie lecimy.
- Gharvad – rzucił Mały. – Przy obecnej prędkości powinniśmy tam dotrzeć za dwie godziny. A potem już strefa Zulus.
Marco przez chwilę manipulował przy panelu, aż w końcu mruknął:
- Ciekawe.
- Co takiego? - Zainteresowała się Laila.
- Im bliżej Gharvad tym więcej jednostek Igorów widzę. No chyba, że ten wasz złom przekłamuje.
- Nie przekłamuje – odparł kapitan. – Mimi skonfigurowała wszystko prawidłowo.
- Więc to zastanawiające. Takie skoncentrowanie Igorów może oznaczać albo wizytę kogoś ważnego przez co trzeba było podjąć wzmożone środki ostrożności, albo jakieś zamieszki. Biorąc pod uwagę specyfikę Gharvadu stawiałbym na to drugie – stwierdził Marco. – Chociaż to w sumie też dziwne. Gharvad nigdy nie był jakoś specjalnie zamieszany w konflikty, przecież to tylko kupiecka planeta.
- Właśnie – mruknął kapitan. – Daj na ekran.
Marco zrozumiał, że to było skierowane do niego i po kilku kliknięciach na głównym ekranie ukazało się to, co widział on na swoim.
Mały i kapitan przez chwilę wpatrywali się w obraz w ciszy.
- Mam wrażenie, że to chyba jednak pierwsza opcja – mruknął w końcu Mały.
- Czemu tak uważasz? – zainteresowała się Laila.
- Popatrz uważnie. Mimo chaotyczności ich rozmieszczenia można zauważyć większe skupienie w tym miejscu. – Wstał z fotela i zakreślił palcem pewien obszar na ekranie. – Igory nie są głupkami. Doskonale wiedzą, że zbyt duże skupienie ich jednostek w jednym miejscu i jeden wyróżniający się okręt dawałyby do myślenia nawet największym idiotom w galaktyce. Dlatego do przewozu ważnych osobistości używają jednego ze swoich okrętów, a pozostałe rozmieszczają tak by wszyscy myśleli, że to przypadkowa formacja.
- To prawda – odezwał się Marco, a wszyscy popatrzyli na niego. – Z tą taktyką Igorów. Co do reszty to nie mam bladego pojęcia.
- Jeśli to faktycznie ktoś ważny, to nie będziemy mogli dolecieć do Gharvad nawet na jeden tetron, nie mówiąc już o kupieniu czegokolwiek – mruknęła Laila.
- Bejbi?
- Tak, złotko? – odezwał się pokładowy komputer wyraźnie zalotnym głosem.
- Mimi! – wrzasnął wyraźnie zirytowany kapitan.
- Taaak? – dobiegło z głośnika.
- Kudły ci z łba powyrywam! Ile razy ci mówiłem, że masz zostawić Bejbi w spokoju? Dawaj oryginalne oprogramowanie, albo zapomnij o ciągutkach!
- Nie zrobisz mi tego! – pisnęła wyraźnie przestraszona Mimi.
- A żebyś wiedziała, że zrobię, jak natychmiast nie oddasz mi starej Bejbi.
- No dobra – burknęła wyraźnie naburmuszona dziewczyna. – Daj mi pięć minut.
- Ani grama więcej.
Siedzieli w milczeniu aż w końcu usłyszeli z głośnika głos Mimi.
- Gotowe.
- Bejbi? – odezwał się kapitan.
- Tak, kapitanie? – tym razem głos komputera był metaliczny i bezbarwny, chociaż wyraźnie żeński.
- Przeszukaj swoje dane, połącz się z najbliższymi dostępnymi komputerami i sprawdź czy na dzisiaj przewidywana była jakaś wizyta ważnej osobistości na Gharvadzie. Tylko zrób to tak żeby nikt nie wiedział, że grzebiesz.
- To zajmie trochę czasu – odpowiedział komputer.
- Ile dokładnie?
- Godzinę, pięć minut i trzydzieści sześć sekund.
- W porządku.
- Zaczynam więc sprawdzanie.
- Zanim Bejbi skończy proponuję zatrzymać statek i coś zjeść. Nie wiadomo kiedy później będzie okazja – stwierdził kapitan wstając. Niestety zdążył zrobić zaledwie kilka kroków, gdy odezwała się Bejbi.
- Nawiązując połączenie z najbliższymi komputerami natrafiłam na dane, które mogą cię zainteresować, kapitanie.
- Dlaczego tak uważasz?
- To jest jedyny możliwy wynik jaki otrzymałam analizują zebrane ostatnio informacje.
- Okej, więc co to za dane, które mogą mnie zainteresować?
- Krążownik klasy M dowodzony przez Jerveza Voltona będzie tutaj za czterdzieści minut, szesnaście sekund…
- Jakim cudem? – Zdziwiła się Laila. – Musielibyśmy mieć ich na radarze.
- Z danych ich komputera pokładowego wynika iż od ostatniego spotkania zmodyfikowali silnik do kategorii 8.
- Kurwa! - syknęła Laila. – Mamy przekichane. Już z szóstką byli szybcy jak cholera.
- Tym bardziej musimy dostać się na Gharvad po składniki do mieszanki – stwierdził kapitan.
- Ale jak?
- Przydałoby się wypróbować nowe oprzyrządowanie – odezwał się Mały.
- Cóż więc proponujesz? – zainteresował się kapitan.
- Zaczekać aż nas dogonią, a potem wsadzić kij w mrowisko.
- Czyli? – zachęcał kapitan.
W tym momencie z głośnika dobiegł chichot Mimi.
- Mały chce się pobawić w berka z Igorami, a potem małe bum!
- Tobie chyba na mózg padło! – wykrzyknął Marco. – Chcesz zadrzeć z najgroźniejszą jednostką w całej federacji galaktyk!
Mały popatrzył współczująco na Marco.
- Jestem za – stwierdziła Laila.
- Ja też – mruknął kapitan – ale bez tego „bum!”.
- Was chyba powaliło?! – Marco był coraz bardziej przerażony. – Chcecie nas wszystkich zabić?!











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum