ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Potęga miłości 11 |
Biały smok z otwartą paszczą zatrzymał się kilka centymetrów nad głową Tomasa, na którego twarzy malowało się istne przerażenie przed ukończeniem swego żywota. Bestia spojrzała na Martina.
– Zostaw go. Nie warto zabijać takiego ścierwa. Wróć do mnie. Chcę znów swojego Christiana – mówił Coleman powoli zbliżając się do smoka. Jak tylko domyślił się tego, co się stanie od razu wybiegł z samochodu, a za nim Luis i żołnierz Rady, którzy teraz wraz z innymi zmiennymi zatrzymali się w drzwiach woląc bardziej nie rozwścieczyć bestii. – Słyszysz smoczku, chcę mieć z powrotem Christiana. – Odpiął swoją czarną koszulę i zdjął ją, by móc okryć nią partnera po zmianie. Tylko wpierw musiał zmusić smoka do ponownego ukrycia się. Bestia wyszła z niego bez jego zgody i była wściekła, trudna do opanowania. Gdyby Christian nie miał partnera, mógłby smoka uspokoić tylko smoczy alfa, a z tym byłby problem. Nie bał się. Smok obserwował każdy jego ruch, ale nie zaatakuje go wiedząc, że musi ochraniać Martina, a nie go krzywdzić.
– Tomas, wycofaj się, ale wolno – szepnął alfa, lecz mężczyzna nie zareagował na jego słowa. To nie było dobrym znakiem. Jakoś wsunął się między niego, a smoka. Nie zależało mu na życiu Tomasa, nie chciał tylko, żeby Christian stał się mordercą. Wyrzuty sumienia by go zabiły.
– Christian, wracaj do mnie. – Wyciągnął do góry rękę, a wielkie gadzie ślepia patrzyły to na niego to na dłoń. Dotknął boku pyska i pogłaskał suchą, miłą w dotyku skórę. – Chcę mojego partnera. – Smok fuknął na niego ciepłym powietrzem i schylił łeb domagając się pieszczot.
Luis na to wszystko patrzył jak zaczarowany. To było niczym magia. Potężna bestia pod dotykiem Martina stawała się łagodnym stworzeniem. Smok powąchał mężczyznę po twarzy i pozwolił, by zmienny wilk oparł o niego czoło. Martin coś szeptał do bestii, uspokajając ją.
Gdybym tego nie widział, nie uwierzyłbym. Pomyślał. Smok coś zamruczał, a po chwili zamiast niego stał nagi Christian.
Martin zakrył ciało partnera swoją koszulą i wziął młodzieńca w ramiona. Chłopak trząsł się lekko, ale szybko dochodził do siebie.
– Spisałeś się – pochwalił go.
– Prawie go zabiłem.
– Twój smok, nie ty.
– To ciągle jestem ja, w jakimś sensie. – Złapał się kurczowo ramion Martina patrząc jak Tomas zostaje skuty kajdankami i wyprowadzony. Mężczyzna coś mamrotał pod nosem, że bestia z piekła przyszła po niego. Nawet nie bronił się, pozwalając żołnierzom Rady na jego aresztowanie. Wyglądał dziwnie, jakby był w swoim własnym świecie.
– Już po wszystkim. Nie myśl o tym. Zaraz wracamy do domu. – Martin pocałował go czule w szyję.
– Proszę – powiedział Luis podając ubrania Christiana, jakie zebrał z podłogi.
Chris odsunął się od partnera i wziął swoje rzeczy obdarzając przyjaciela ciepłym wzrokiem. Czując na sobie wzrok obcych, nie chciał się tutaj ubierać i pokazywać swego ciała. Niby zmienni podczas przemiany wiele razy widzieli się nago, ale on wolał mieć trochę prywatności. Poza tym musiał coś sprawdzić.
– Ubiorę się w łazience. Zaraz wrócę. – Owinął się bardziej koszulą, która sięgała mu do połowy ud i na bosaka skierował się do łazienki. Otworzył drzwi pewny, że ktoś tam będzie, ale niewielkie pomieszczenie zastał puste, jednak zapach perfum świadczył, że w łazience ktoś się jeszcze kilka chwil temu ukrywał. Nie było możliwości, by ta osoba znalazła kryjówkę w tak małej łazience, chyba, że jest kameleonem i zlał się z kawowym kolorem ścian. Jedynie otwarte okno wskazywało, że ktoś się przez nie wydostał. Wyjrzał na zewnątrz. Wąski gzyms nie budził w nim zaufania, ale gdyby zagrażało mu niebezpieczeństwo pewnie sam wyszedłby na zewnątrz i stanął na nim, by przejść w inne miejsce przy okazji modląc się, aby nie spaść. Rozejrzał się jeszcze na boki, ale nic nie spostrzegł. W sumie mogło mu się tylko wydawać, że w czasie rozmowy z Tomasem nie byli sami, a torebka faktycznie należała do którejś z pracownic klubu.
– Christian, jesteś gotowy? – Martin zapukał do drzwi łazienki.
– Tak, zaraz. – Zamknął okiennice i zaczął się ubierać, by jak najszybciej wrócić do Daniela i dzieci.
***
– Kurwa mać! Jak on mógł się tak dać złapać? Jak mógł nie zapanować nad nerwami? Co za współpracowników sobie wybieram? Debili wybieram, a nie kogoś, z kim można ubić parę interesów – przeklinała pod nosem Star posuwając się drobnymi kroczkami wzdłuż ściany. Nie mogła zostać w tej mikroskopijnej łazience, która każdego przyprawiłaby o klaustrofobię, inaczej zostałaby nakryta i jej plany mogłyby ulec zniszczeniu. Spojrzała w dół. Jak dobrze, że nie ma lęku wysokości. Kilkanaście pięter dzieliło ją od rozpłaszczenia się na chodniku. Nawet tauren by tego nie przeżył. – Tak jakby nie mógł mieć biura niżej – psioczyła. Zła na Tomasa i swoje obecne położenie szukała jakiegoś otwartego okna, przez które dostałaby się do wnętrza budynku, uważała przy tym, by nikt jej nie zobaczył. Nawet przechodnie, bo wezwą policję, że jest samobójca. Przysłanego negocjatora, zeżarłaby na obiad, tak bardzo rosła w niej wściekłość, a tym samym determinacja. Dokończy swój plan sama. Nie potrzebuje nikogo! – Szlag! – W nerwach przestała myśleć o tym gdzie jest i stopa prawie się jej obsunęła. Już w wyobraźni widziała siebie jak leci w dół. Była w położeniu nie do pozazdroszczenia.
***
Justin nie zamierzał wracać do domu dopóki nie zobaczy Christiana. Razem z Dariem czekali w salonie na niego i Martina. Wyczuwał od swego partnera zdenerwowanie i nie spuszczał go z oka gotowy w każdej chwili na uspokojenie jego morderczych zapędów.
– No, co tak patrzysz? – zapytał Dario.
– Nie lubię jak jesteś zły.
– Nie bój się, nic ci nie grozi. Po prostu mam ochotę zabić Tomasa. Co z niego za beta? – Stanął na środku pokoju i pokręcił z rezygnacją głową. – Ale jestem dumny z Christiana.
– Na jego miejscu bym tego nie zrobił. Jestem tchórzem. – Podszedł do Daria i przytulił się. Strasznie tego potrzebował.
– Nie jesteś.
– Christian jest dla mnie jak brat i mam nadzieję, że Tomas za to, co mu zrobił poniesie karę.
– Powinni go zabić.
– Nie, śmierć byłaby dla niego wybawieniem. Dla kogoś takiego jak on, zamknięcie jest cięższą karą – powiedział Justin całując Daria w ramię, a potem stanął na palcach i złożył pocałunek na jego ustach. Dario objął go mocniej w pasie i pocałował z głodem, władczo. Justin przymknął powieki mrucząc z aprobatą na tę jawną dominację partnera, domagając się więcej. Dario całował go namiętnie, z każdą upływającą chwilą pogłębiając pocałunek oraz rozbudzając zmysły. Justin czując jak jego ciało reaguje wysunął na przód swój rozsądek, by powstrzymać się przed tym, co mogło się stać w salonie. Odsunął się od tych kuszących go ust na koniec pociągając dolną wargę ukochanego i lekko cmokając.
– Boisz się, że coś fajnego ci zrobię? – zapytał Dario pochylając się do jego ucha i trącając je nosem.
– Boję się, że nie zdążylibyśmy, a za chwilę nie będziemy tu sami. – Poprawił mu koszulę, pod którą nie wiedział, kiedy zakradły się jego dłonie.
– Nie mów, że nie chciałbyś się teraz ze mną kochać.
– Dario, nie kuś. I nie waż się mówić, co byś mi zrobił. – Strasznie to na niego działało.
Dario ujął jego twarz w swe obie dłonie i uśmiechnął się szeroko.
– Dobrze, że cię mam i cieszę się, że jesteś moim partnerem, a do tego to ty, ten prawdziwy Justin.
Młodszy mężczyzna przechylił głowę i pocałował nadgarstek partnera, by zaraz objąć się jego rękoma i spojrzeć mu głęboko w oczy.
– Przy tobie taki jestem. Chciałbym być sobą przy innych. Nie mówię tu o twoich alfach. Chcę być sobą przy tych wszystkich zmiennych, ale nie potrafię.
– Nie wszystko naraz. Daj sobie czas. Naprawę mam ochotę zabrać cię teraz na górę – wypowiedział to zdanie pełnym pożądania i wibracji głosem, a Justin poczuł jak po jego kręgosłupie przepływa prąd.
– Uspokój się. Zaraz…
– Zaraz Christian tu będzie – oznajmił Daniel, który wszedł do salonu. Wolał zawczasu przerwać im tę intymną rozmowę. – Dzwoniłem również w sprawie Tomasa. Niewiele się od niego dowiemy. – Podszedł do barku i nalał sobie ze szklanego dzbanka wody. Wziął szklankę do ręki i dopiero teraz przyjrzał się parze dwóch zmiennych. – Wy razem wyglądacie cholernie dobrze.
– Idealne połączenie, co? – Dario puścił swemu alfie i przyjacielowi oczko.
– Tak.
– Ale co z Tomasem? – Dario odwrócił tak Justina, że ten teraz opierał się o niego plecami, a on położył ręce na jego brzuchu.
– Z Tomasem nie ma kontaktu. Wygląda na to, że oszalał. – Napił się wody.
– Jak to oszalał? – zapytał Dario.
– Zachowuje się tak jakby widział przed sobą potwora i coś mamrocze, że ten chce go zjeść.
– Nie wiedziałem, że jestem taki straszny – wtrącił zmienny smok, który wraz z Martinem nie wiedzieć, kiedy pojawił się w pomieszczeniu.
– Jesteś najstraszniejszy – powiedział Daniel ściskając go i wyciągając rękę, by Martin do nich dołączył. Zdążył się już za nimi stęsknić. I musiał się sam przed sobą przyznać, że bał się o nich.
– To się mnie bój – dodał Christian.
– Ciebie? Nigdy. – Daniel pocałował jeszcze partnerów zanim nie uwolnił ich ze swych ramion. – W każdym razie Tomas został już ukarany. Zamknięcie w świecie swego koszmaru, wieczne zmaganie z nim jest okrutniejszą karą niż więzienie.
– Bardzo okrutną – powiedział Justin. – To polegało na czymś innym, ale sam przez pięć lat żyłem w takim świecie.
– Masz silną psychikę, dałeś radę, a Tomas, wielki beta stracił zmysły w chwili ujrzenia swej śmierci – rzekł Christian.
– Ja chciałem ją ujrzeć, a nie zamierzała do mnie przyjść.
– I dobrze, inaczej przez całe wieki szukałbym swojej drugiej części duszy. Teraz cię mam i już nie wypuszczę – oświadczył Monahan.
– Czy ktoś powiedział, że chcę uciekać? – Justin odwrócił głowę domagając się pocałunku.
– Jakie to słodkie – zapiszczała Sheoni.
Wszyscy odwrócili głowy w stronę wejścia. Sheoni wraz ze swym partnerem i synem stali w drzwiach.
– Co tu robicie? – zapytał Justin.
– Jacob chce porozmawiać z twym partnerem, a ja przyszłam w odwiedziny do Christiana i dzieciaczków.
***
– To mój brat – zaczął mówić Jacob, kiedy znalazł się sam na sam z Dariem w gabinecie Martina.
– Alfo, nie zaczynaj z tym, że mam się trzymać od niego z daleka. Już rozmawialiśmy…
– Nie to miałem na myśli. Nie atakuj mnie.
– Przepraszam. – Dario spuścił wzrok w geście posłuszeństwa.
– Wiem, że Justin powiedział ci o swojej przeszłości, więc nie czuję się teraz w obowiązku dochować jego tajemnicy. Szukaliśmy go jak szaleni. – Podszedł do okna i wyjrzał przez nie uchylając na bok firankę. – Nasz wuj wariował. Justin był jego ulubieńcem, a od kiedy stracił syna, mój brat stał się dla niego niczym rodzony syn. Chciał oddać ziemię Mastersonowi, ale nie mógł, bo i tak nie oddali by nam Justina – przerwał na chwilę i zamyślił się. Odwrócił się przodem do Daria zawieszając na jego twarzy wzrok. – Gdy go znaleźliśmy wyglądał jak martwy. Moja pierwsza myśl, była taka, że straciłem brata. Potem ktoś powiedział, że on żyje. Justin przeżył tak wiele. Niejeden na jego miejscu popełniłby samobójstwo, a on wytrwał. Przez pięć lat żył tak jakby go nie było. Sheoni i ja byliśmy przy nim, wspierając go we wszystkim. Z początku każdy dzień i noc były katorgą. Wciąż spał. Gdy spał śniły mu się koszmary. Craig dawał mu leki na uspokojenie, ale nie bardzo działały. Koszmary ma do dziś, ale w mniejszym natężeniu niż na początku.
– Przy mnie ich nie ma – wtrącił Dario.
– Bardzo się z tego cieszę. – Jacob uniósł lekko kąciki ust. – Mijał czas, ale mój brat nigdy nie wrócił do swego starego, fantastycznego „ja”. Do tego wesołego, czasami zadziornego chłopaka. Dziś, kiedy was zobaczyłem ujrzałem mego dawnego brata. Ten łobuzerski błysk w oku, który mówił, że pomimo swej wrażliwej, uległej i łagodnej natury, potrafi być bardzo niegrzeczny. Tę pewność, że za ukochaną osobą poszedłby do piekła i dał radę ją stamtąd wyciągnąć. Kiedy jesteś przy nim wyzwalasz go z tych więzów strachu i niepewności. Przyznaję, że jak tu jechałem, miałem ochotę wygłosić ci kolejne kazanie, byś go nie skrzywdził, bo jak to zrobisz to połamię ci wszystkie kości.
– Teraz już nie chcesz tego zrobić? – Dario uniósł prawą brew do góry. Stał z rękoma w kieszeniach i słuchał z lekkim zafascynowaniem słów Jacoba.
– Już nie. Ujrzenie jego przy tobie i tego jak na niego patrzysz sprawia, że mam ochotę pobłogosławić wasz związek. Kiedy ceremonia parowania?
– Daniel miał zawiadomić starszyznę, ale sam wiesz.
– Ja to zrobię. Tym bardziej, że chodzi o mego brata. Na kiedy?
– Nawet na jutro.
– Dobrze. – Zaczął przeszukiwać kieszenie. – Znów zostawiłem telefon w samochodzie. – Podszedł do Daria i położył mu rękę na ramieniu. – Cieszę się, że z nim jesteś – powiedział po czym zostawił Monahana samego, w którego kieszeni rozdzwoniła się komórka.
– Halo – powiedział do mikrofonu w aparacie, kiedy odebrał.
– Witaj, Dario.
– Kto mówi?
– Pamiętasz swego brata i jego kochankę? Star?
– To ty?
– Nie zdradź się, z kim rozmawiasz, bo twój partner straci życie.
– Czego chcesz? – syknął.
– Spotkać się. Chciałbyś poznać prawdę o swoim braciszku? – zapytała.
– Powiedz mi przez telefon. Nie mam zamiaru spotykać się z kimś twojego pokroju.
– Wolę patrzeć ci wtedy w twarz.
– Nie boisz się, że cię zabiję jak tylko na ciebie spojrzę? – Wilk w nim zawarczał.
– Nie. Dam sobie radę. Przyjedziesz do mnie inaczej pożegnaj się ze swym partnerem. Zapiszesz adres?
– Słuchaj suko…
– Zapiszesz?! – zapytała ostro. – Wolę byś nie starał się go zapamiętać, to dość trudna nazwa jak na ciebie.
– Zabiję cię.
– Chciałbyś. To, co?
– Podaj ten cholerny adres.
Justin stał w drzwiach i słysząc końcówkę rozmowy wzbudziło to w nim ciekawość. Patrzył jak Dario podchodzi do biurka, bierze stosik kwadratowych karteczek oraz długopis. Mężczyzna zapisał coś i odłożył długopis, a wyrwaną kartkę schował do kieszeni czarnych dżinsów, które idealnie na nim leżały opinając zgrabny tyłek i długie nogi.
– Zrozumiałem, ale ty zrozum jedno – mówił Dario i odwrócił się. Wtedy dopiero spostrzegł, że nie jest sam, a Justin zmieszał się jakby został przyłapanym na czymś nieodpowiednim. – Porozmawiamy jak się spotkamy – zakończył płasko rozmowę.
– Wybacz chciałem tylko powiedzieć, że jadę do domu. Chcę się przebrać. Nie chciałem podsłuchiwać, po prostu…
– Justin, nic się nie stało. Nie zachowuj się tak jakbym miał zaraz cię opierdolić. Muszę się z kimś spotkać, ale nie mogę ci powiedzieć, o co chodzi – dodał jak Justin już otwierał usta. – To jest coś, co muszę załatwić sam. Jedź do domu. – Przyciągnął go do siebie jedną ręką i pocałował w skroń. – Zobaczymy się później – powiedział. Puścił go i po prostu wyszedł nawet na niego nie patrząc. Nie chciał go wciągać w tę sprawę, chociaż jakiś głos w środku podpowiadał mu, że nie wolno mu przed partnerem ukrywać takich rzeczy, ale go nie posłuchał.
Justin obejrzał się za nim i nagle poczuł niepokój. Ujrzał Daria idącego wśród mgły, a po chwili mężczyzna z jego wizji zniknął, a ta rozwiała się. W porę by ujrzeć swego partnera wychodzącego z wnętrza domu. Westchnął. Spojrzał na stosik kartek i coś mu podpowiedziało, by sprawdził to, co odbiło się na tej górnej karteczce. Pytanie jak mocno Dario dociskał długopis. Nie zamierzał śledzić Daria. Mężczyzna też miał swoje sprawy i nie będzie się w nie wtrącał o ile on sam o nich nie powie. Nie mogą też ciągle spędzać czasu ze sobą wciąż się tuląc jak nastolatki czy kochając. Chociaż to ostatnie nie byłoby takie złe. O czym on myśli? Tylko to „zabiję cię” nie dawało mu spokoju.
Zawahał się zanim wziął ołówek, ale zbliżające się kroki sprawiły, że nie zdążył zamalować nim niebieskiej kartki.
– Justin? – W otwartych drzwiach ukazał się Jacob. – Szukałem cię.
– Tak? – Wyrwał kartkę i złożył na pół.
– My już jedziemy.
– Też się zbieram. Chciałbym założyć czyste ubranie. – Rozejrzał się jeszcze po pokoju.
– Szukasz czegoś? – spytał alfa.
– Nie.
– Dzwoniłem do Starszyzny i jutro ktoś przyjedzie dać tobie i Dario błogosławieństwo, ale…
– Co „ale”? Nie mów, że się nie zgadzasz. To moje życie i robię, co chcę.
– Uspokój się. Chodziło mi o to, gdzie zamieszkacie. – Podobało mu się to, że Justin walczyłby o partnera.
– Chciałbym w swoim domu, z wami, lecz Dario jest betą. Nie każę mu u nas mieszkać i być cywilem. On urodził się betą i nim zostanie. Teraz jest zawieszony, ale już niedługo wróci do obowiązków.
– Właśnie o to chodzi, że nasz beta odchodzi. Chętnie wziąłbym Daria do siebie. Rozmawiałem o tym z Danielem i Martinem. Zostawili decyzję wam obu.
Justin skinął głową próbując myśleć na spokojnie o przyszłości i o tym gdzie jest teraz Dario.
***
Godzinę później przed Dariem automatycznie otworzyła się brama i wjechał na duży plac przed willą. Zmrużył oczy patrząc na przepych, jaki otaczał tę posiadłość. Doskonale wiedział, do kogo wcześniej ona należała. Zanim tu przyjechał to sprawdził to w internecie, jaki miał w telefonie.
Jak ta suka to wszystko zdobyła? Pomyślał parkując przed frontowymi drzwiami. Posiedział chwilę w samochodzie jakby dając sobie jeszcze czas na zawrócenie. Nie wiedział, czego się po niej spodziewać i wolał już odbyć z nią tę przykrą rozmowę, niż narażać Justina na niebezpieczeństwo. Gdyby coś stało się jego partnerowi on by tego nie przeżył. Prędzej zabije ją, niż na to pozwoli.
Wysiadł z samochodu zabierając ze sobą kluczyki i włączając alarm. Zanim dotarł do drzwi te się otworzyły i pojawił się w nich jakiś niski mężczyzna. Ukłonił się i powiedział:
– Dzień dobry. Panienka czeka na pana w salonie.
– Panienka? Taka z niej panienka jak ze mnie król – zamruczał pod nosem Dario i wszedł do gniazda żmii. Nie interesował się wystrojem wnętrza tego domostwa. Bardziej interesowało go to, co ta kobieta chciała mu powiedzieć. Szedł za lokajem usiłując powstrzymać się przed zabiciem Star. Jej zapach wyczuł zanim wszedł do salonu. Ten sam, jaki był na jego bracie, a później na jego szczątkach. Poczuł jak wilk w nim niespokojnie porusza się i gdyby mógł na grzebiecie zjeżyłaby mu się sierść. Ujrzał ją stojącą na tle wielkiego widokowego okna, a słońce oświetlało całą jej postać. Srebrne nitki w długiej do ziemi czarnej, zwiewnej sukni mieniły się odbijając światło.
– Ubrałaś się na pogrzeb?
– Skąd ten atak, panie Monahan? – Tak, był tutaj. W końcu dokona tego, nad czym pracowała przez ostatnie miesiące.
– Nie przyszedłem tu wymieniać pozdrowień czy rozmawiać jak przyjaciel. Zmusiłaś mnie do tego…
– Dobrze wiem, że na tobie nie można niczego wymusić – przerwała mu. – Zawsze miałeś i masz swoje zdanie. Przywiodła cię tu ciekawość. – Podeszła do barku. – Napijesz się czegoś?
– Nie mam zamiaru dać się otruć.
– Ha ha ha. – Roześmiała się. – Chciałam tylko ugościć swego gościa.
– Ten gość ma ochotę skręcić ci kark. – Stanął w rozkroku i założył ręce na piersi. Patrzył na nią z nienawiścią. Zabiła mu brata!
– Ja się napiję.
– Możesz się nawet w tym utopić. Mów, co miałaś powiedzieć.
– Zanim mnie zabijesz? Panie Monahan, za nic nie ma pan kultury. Może pan usiądzie? – Wskazała dłonią na fotel.
– Dziękuję, ale postoję.
– Szkoda, bo fotel jest wygodny.
– Nie pierdol i gadaj, dlaczego zabiłaś mojego brata!
Star zanim odpowiedziała nalała sobie do szklanki brandy i sięgnęła po papierośnicę.
– Chciał mnie zostawić. Mnie się nie zostawia dopóki sama na to nie pozwolę.
– Czyli zmądrzał.
– Cierpiał, że jego kochany braciszek nie akceptuje jego wybranki lub zobaczył jak pieprzę się z Gabrielem.
– Stonem? – dopytał.
– Innego nie znałam. Na pewno nie chcesz? – Wyciągnęła przed siebie drinka. Gdy Dario nic nie odpowiedział napiła się i odstawiła szklankę. Jej ruchy były wolne i pełne gracji. – Zastałam twojego brata jak zabiera swoje rzeczy. Przez ten czas jak byłam z nim, trochę ich do mnie naprzywoził. Zwyzywał mnie, uderzył. Wiesz, nie mogłam pozwolić, by mi robił krzywdę. – Otworzyła papierośnicę. Dario obserwował każdy jej ruch. – Chyba trochę się zdenerwowałam.
– Trochę? Rozszarpałaś go, suko!
– Może. Tak, coś takiego się wydarzyło. – Wyjęła papierosa, a papierośnice położyła na ladzie od barku. – Wiesz jak krzyczał z bólu? Jaką satysfakcję czułam? Zabiłam go tym. – Wyciągnęła przed siebie rękę, a jej dłoń w krótkim czasie przekształciła się w taureńską. – Piękne pazurki prawda? I nie muszę ich piłować. Tak pięknie wchodziły w jego ciało.
– Zabiję cię! – Dario skoczył ku niej i zanim do niej dotarł coś ukuło go w szyję. Sięgnął tam wyjmując małą strzałkę.
– Przydatny wynalazek – powiedziała, gdy na nią spojrzał. Pokazała mu domniemany papieros. – Wygląda jak papieros, prawda? Można się pomylić. – Przyłożyła go do ust i dmuchnęła. – Uch, pusty.
– Co ty… – Zdrętwiały mu stopy i nie mógł nimi ruszyć. Zachwiał się.
– Mówiłam, żebyś usiadł w fotelu. Zaraz upadniesz. Ciesz się, że nie dałam dużej dawki. Już zacznie cię paraliżować. Zaraz to przejdzie na łydki, później uda. Szybko stracisz kontrolę nad swym ciałem. Zanim to się stanie napiszesz liścik do swojego ukochanego.
– Nic nie napiszę! – Upadł na kolana. – Pieprz się!
– Jaki ty wojowniczy jesteś. Napiszesz, że go zostawiasz i wyjeżdżasz. Ma cię nie szukać! – Podeszła do niego i chwyciła za włosy szarpiąc je, ale odskoczyła, gdy próbował ją chwycić. – Muszę uważać na twoje sprawne rączki. Ale ktoś mi pomoże. – Zbliżyła się do okna i nacisnęła jeden z wielu przycisków, które były umieszczone na niewielkiej tablicy. – Mam wielkie plany, co do ciebie i nikt mi w nich nie przeszkodzi! – krzyknęła.
Do salonu weszło dwóch mężczyzn, na których Dario nie zwrócił uwagi cały czas próbując wstać i dopaść tę żmiję. Jak mógł tak dać się zaskoczyć? Podstępna suka!
– Panowie, posadźcie go przy stoliku. Ma coś dla mnie napisać, zanim narkotyk odbierze mu władzę w łapach.
– Pierdol się! – wrzasnął Dario.
– U was w sforze uczą takiego słownictwa? Nie sądzę. Jak chcesz by on żył, napiszesz ten list!
Mężczyźni chwycili Daria pod ręce i zaciągnęli na fotel. Tracił siły i nie mógł z nimi walczyć. Star podała mu kartkę i długopis.
– Pisz to, co ci podyktuję. I nie martw się. Nie umrzesz. Jeszcze. Za godzinę to coś, co ci podałam przestanie działać, a potem się zabawimy. Dla mnie to będzie przyjemne, dla ciebie… Okaże się.
– Oszalałaś! Dlaczego to robisz?
– Zabiłeś Gabriela Stone’a! Moją jedyną miłość i ja zabiję ciebie! Panowie zmuście go, by w końcu zaczął pisać!
Dario sam, bez ich „pomocy” wziął w rękę długopis i zaczął pisać to, co ona mu podyktowała. Nie podda się tak łatwo. Nie miał zamiaru umierać, kiedy ma kogoś, kogo chce chronić i kochać.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|