The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:37:35   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Wierszokleta 20


Wziął mopa i szybko się uwinął z problemem. Zanim poszedł spać upewnił się, że koty są „zabezpieczone”, czyli inaczej mówiąc wsadzone do pudełka z którego nie uciekną i nie narobią większych szkód. Trochę się przez to Marcin naburmuszył, że tak się namęczył by im taki ładny domek zrobić, ale Bolek udobruchał go mówiąc, że jutro z samego rana pójdzie i kupi im jeszcze ładniejszy. To uspokoiło pisarza na tyle, że poszedł spać. Jednakże pudełko z kociakami zabrał ze sobą. Bolek nie oponował. Wolał sprzątać jeden pokój niż całe mieszkanie, przy okazji uważając czy nie nadepnął na którąś z tych małych paskud. Bo Marcin chyba by mu się zaryczał na śmierć.
Następnego dnia rano budzik wył uporczywie. Na wpółprzytomny Bolek zaczął macać ręką, aż w końcu go znalazł i jakoś wyłączył. Gdzieś na granicy świadomości kołatała mu się myśl, ze chyba coś powinien zrobić z samego rana, skoro nastawił sobie budzik, jednakże jego skacowane ciało i większość mózgu wręcz wyły „Spać”. No to spał dalej, a przynajmniej próbował. Niestety nie udało mu się to, bo coś uparcie po nim deptało. Coś małego, nerwowego i miauczącego. Koty! Na ta myśl aż poderwał się do pozycji siedzącej.
- Uważaj. Przewróciłeś trójkę – usłyszał głos Marcina. – Rozejrzał się w koło. Trochę mu zeszło zanim mózg skoncentrował się na tym, co przekazują mu oczy, ale w końcu udało mu się zarejestrować fakt, ze na jego łóżku siedzi szczerzący się niczym dzieciak Marcin, a wraz z nim wszystkie cztery, irytująco miauczące kociaki.
- Czy te zarazy mogły by się chociaż na chwilę zamknąć? – mruknął opadając z powrotem na poduszkę.
- Ale one są głodne – odparł naburmuszony Marcin.
- To daj im jeść. Mnie się spać chce.
- Ale nie wiem co. Miałeś iść im kupić jedzenie – stwierdził wyraźnie naburmuszony pisarz.
Bolek jęknął i nakrył głowę kołdrą.
- Zabiję tą Baśkę – mruknął, po czym westchnął ciężko i wstał.
- To jak, kupisz? – w tej chwili oczy Marcina przypominały Bolkowi te kocie, gigantyczne i wpatrujące się tak żałośnie, że aż ściskało gdzieś tam w środku.
- Daj mi się ogarnąć, dobra? – powiedział zrezygnowany. Wiedział, że póki nie zapewni tym kociakom wszystkiego co najlepsze, nie będzie mógł się porządnie wyspać. Marcin wyszczerzył się uradowany, ale tego Bolek już nie widział. Z zamkniętymi oczami człapał do łazienki. Z pełną premedytacją odkręcił lodowatą wodę, chociaż wiedział, ze będzie przy tym kurwił jak cholera. Niestety musiał zmusić ciało do wysiłku, a szok termiczny był jedynym znanym mu sposobem na to.
Tak jak przewidział, lodowaty prysznic postawił go na nogi na tyle, że mógł udawać, że funkcjonuje normalnie. Jednak poranne golenie odpuścił sobie. Przecież była sobota, nie miał nic w planach, a w zoologu i tak nie przejmą się jego nieogoloną gębą tylko ilością zostawionych przez niego pieniędzy. Bo że ich zostawi mnóstwo, było pewne jak w banku. Gdyby Marcin się dowiedział, że w sklepie zostało coś, co mógł kupić, a nie kupił, nie ważne czy przydatne, czy nie, to tak długo by jęczał, aż Bolek dla świętego spokoju znowu by pojechał do zoologa i dokupił resztę. Dlatego też z pełną premedytacją wziął kartę Marcina bez pytania się go o zgodę. To była taka jego mała zemsta. Chociaż zwątpił w nią gdy przed wyjściem zerknął do pokoju Marcina i zobaczył jak dorosły facet zachowuje się niczym jakiś niedorozwój. Tak był Marcin wpatrzony w te kociaki. Westchnął ciężko.
Kiedy wyszedł w klatki, wybrał numer agentki.
- No co jest? – zapytała, kiedy w końcu odebrała.
- Baśka, jak tylko cię zobaczę, to chyba cię zajebię – warknął.
- Że co? –zdumiała się.
- Mówię, że masz przejebane.
- Za co?
- Za te cholerne koty. Co ci odpierdoliło, że żeś je przytargała do Marcina? Mało mam roboty?
- Weź się odpindol ode mnie, dobra? – Agentka zdenerwowała się. - Co ja niby miałam z nimi zrobić? Zanieść na Palucha? Ona by mi żyć nie dała jak bym to zrobiła.
- Jaka „ona” – zirytował się Bolek.
- Znajoma, która dała mi te koty.
- Moment, moment. Marcinowi powiedziałaś, że je znalazłaś. Komuś wciskasz kit. Jemu czy mnie?
- Jemu – warknęła kobieta. – Przecież by ich nie wziął jak bym powiedziała, ze znajomej kotka poszła w tango i jej zafundowała dodatkowych siedem gęb do wykarmienia. Trzy udało się opchnąć, a tych czterech nikt nie chciał.
- Czemu niby?
- A bo najmniejsze były i takie zabiedzone, że istniało ryzyko, że nie przeżyją. Twoim zdaniem kto by chciał koty, które lada chwila mają zdechnąć?
- To po chuja je wcisnęłaś Marcinowi? Przecież wiesz, ze jak by zdechły to on by się zaryczał na śmierć i zdołował jeszcze bardziej. Aż tak go nienawidzisz?
- Tyś ochujał, czy co? Zanim dałam te kociaki Marcinowi, to sama przy nich nie przespałam kilka nocy żeby mieć pewność, że przeżyją. Aż taką suką to ja nie jestem.
- Z tym bym polemizował – mruknął Bolek.
- Słucham?
- Nic, nic. Sorki, ale musze już lecieć po żarcie dla kociaków. Narka. – I zanim agentka zdążyła zareagować, rozłączył się.
Wziął taksówkę i pojechał do najbliższego hipermerketu, w którym wiedział, ze jest spory sklep zoologiczny. Na początku traktowali go jak każdego klienta, jednak gdy zobaczyli, ze bierze wszystko po kolei, niektóre rzeczy nawet w hurtowych ilościach, zaczęli skakać wokół niego jakby był co najmniej naftowym szejkiem.
Trochę mu zajęło zanim wepchnął wszystko do taksówki. Trochę się bał, ze takie upychanie może zepsuć niektóre zabawki, ale kierowca uspokoił go, że dowiezie wszystko w należytym stanie. Trochę to uspokoiło Bolka, ale odetchnął dopiero gdy uczynny ochroniarz pomógł mu wtachać wszystko do mieszkania.
Kiedy w końcu odsapnął, postanowił zajrzeć do Marcina. Nie zdziwił go widok pisarza śpiącego na łóżku i kociaków hasających po pokoju. Roześmiał się rozbawiony. Złapał jednego z sierściuchów i uniósł na wysokość oczu.
- Ty chyba jesteś Jedynka, co? A może Dwójka, albo Trójka? Ja nie wiem jak Marcin was rozpoznaje. Co powiesz na prawdziwe kocie żarcie? Wy też chcecie? – skierował pytanie do reszty kociaków, które zaczęły się ocierać o jego nogi. – No to chodźcie. – Wziął całą czwórkę na ręce i zaniósł do kuchni, gdzie porozkładał miseczki z jedzeniem. Postawił każdego z kociaków przy misce i z rozbawieniem patrzył jak się przepychają i wcinają nie mogąc się zdecydować czy lepsza jest puszka czy karma sucha. Były przy tym tak zabawne, że nawet Bolek zignorował fakt, że strasznie przy tym rozsypywały suchą karmę.
Nagle zadzwonił jego telefon. Odebrał nie patrząc kto dzwoni.
- Słucham? – zapytał rozbawiony, bo właśnie czwórek próbował wejść na głowę Jedynce. A może to była Dwójka? Albo Trójka.
- A coś ty taki wesoły?
- O, Karolina, fajnie cię słyszeć. Ej, tam nie wolno! – Wyciągnął jednego z kociaków z szafki, której przez nieuwagę nie zamknął.
- Słucham? – zdumiał się Karolina.
- To nie do ciebie, tylko do Jedynki. A może to Dwójka albo Trójka… Za cholerę nie mogę ich rozróżnić.
- Jaka Jedynka? Dwójka? Trójka? O czym ty mówisz?
- A wybacz, nie znasz najnowszych wieści. Nasza rodzina powiększyła się o kolejne cztery gęby do wyżywienia.
- Jakie znowu cztery gęby? Nie mów, ze przez jedną noc zostałeś ojcem czworaczków.
Bolek roześmiał się rozbawiony.
- A skąd. Po prostu dostaliśmy cztery małe kociaki i Marcin nazwał je Jedynka, Dwójka, Trójka i Czwórek. Czwórka można bez problemu odróżnić, bo to chłopak, ale pozostałe trzy… Ja nie wiem jak Marcin je odróżnia, bo są do siebie tak podobne…
- Fuj, koty są ohydne. Roznoszą zarazki i wszędzie zostawiają sierść. Nienawidzę kotów. Innych zwierzaków też.
- No co ty, Karolina, przesadzasz. Koty to najczystsze ze zwierząt. A co do sierści… To tak jak by ludzie gubili włosy. Czemu nie nienawidzisz siebie za to, że wszędzie zostawiasz włosy?
- Bo moje włosy nie są tak widoczne jak kocia sierść i nie czepiają się wszystkiego.
- Jak uważasz – powiedział Bolek ugodowo, czując, że jeszcze jedno, a dojdzie do kłótni – Ja w każdym razie lubię koty, a te są wręcz rozbrajające. A tak w ogóle to po co dzwonisz? Coś konkretnego czy tak tylko?
- Coś konkretnego. Pomyślałam, że może masz ochotę na wspólny obiad?
- O tej porze? – zdumiał się - Przecież dopiero dzień się zaczął.
- No co ty, myślałam o piątej. - W tym momencie do uszu Bolka dobiegł spanikowany głos Marcina wołający jego imię. – Wybacz, ale musze kończyć, nagła sytuacja. Później pogadamy, dobra? – I zanim Karolina zdążyła zaoponować rozłączył się. Pobiegł do pokoju pisarza, gdzie ten spanikowany zaglądał do każdego z zakamarków.
- Nie ma ich – powiedział ze łzami w oczach. – Tylko na chwilę przymknąłem oczy, sam nie wiem jak to się stało i one zniknęły. A może wypadły przez okno? – Podbiegł do otwartego na oścież okna i wychylił się na ile tylko mógł.
- Uważaj! – krzyknął Bolek i odruchowo podbiegł i złapał Marcina w pasie. – jeszcze wypadniesz.
- Ale kociaki… - zaszlochał Marcin.
- Są całe i zdrowe. Kiedy ty spałeś, zabrałem je do kuchni na jedzenie.
- Naprawdę? – Nie czekając na odpowiedź pobiegł do kuchni. Sekundę potem Bolek usłyszał jego radosny śmiech. Kiedy wszedł do kuchni zobaczył Marcina leżącego na podłodze i kociaki dreptające po jego brzuchu.
- No widzisz? Mówiłem, ze nic im nie jest. Dostały dobrego żarcia, to i są strasznie żywiołowe.
- A zabawki też kupiłeś?
- Oczywiście, są w salonie. Trzeba je tylko rozpakować i gdzieś poukładać.
Marcin wziął kociaki na ręce i przeszedł do salonu. Położył zwierzaki na kanapie i z uśmiechem na ustach i błyskiem w oczach wziął się za rozpakowywanie zakupów ze sklepu zoologicznego. Tak był tym zaaferowany i podniecony, ze nawet nie pozwolił Bolkowi pomóc sobie. Usiadł więc Bolek i z rozbawieniem obserwował jak pisarz to wypakowuje zabawkę z opakowania, to ściąga rozbrykanego kociaka z regału albo innego, jego zdaniem, niebezpiecznego miejsca. Strasznie go to rozbawiło. A Marcin tak był zaaferowany kociakami i ich wyprawką, że zupełnie zapomniał o konieczności zjedzenia obiadu. Na szczęście Bolek pamiętał i po niewielkim szantażu jakoś udało mu się namówić Marcina na zjedzenie posiłku, chociaż i tak pisarz co chwila wstawał od stołu by zająć się kociakami.
Niedziela, oprócz podstawowych obowiązków domowych upłynęła im na zabawie z kociakami. W poniedziałek rano Bolek wstał wcześniej, by przygotować odpowiednie porcje żarcia dla kociaków. Wprawdzie to nie było nic wymyślnego, tylko mokre z puszki i suche, jednak wolał schować w lodówce odpowiednio napełnione miseczki. Dopiero wtedy zebrał swoje rzeczy i poszedł na zajęcia. Jednak przez cały czas był nieobecny duchem. Męczyło go przekonanie, że czegoś zapomniał i jak wróci do domu, to już go tam nie zastanie, albo w najlepszym wypadku zastanie taki syf, że przez tydzień będzie go musiał sprzątać. Tak był tym zaaferowany, ze nawet nie zauważył czekającej przed uczelnia Karoliny w jej czerwonym samochodzie.
- Obraziłeś się na mnie czy co? – spytała kiedy wyminął ja bez żadnego słowa. Przystanął i spojrzał na nią zdziwiony.
- Karolina? A co ty tu robisz.
- Nie przyszedł Mahomet do góry to góra ruszyła do Mahometa. – mruknęła. – Próbowałam ostatnio z tobą rozmawiać na temat wspólnego obiadu, ale ty się rozłączyłeś, a potem w ogóle nie odbierałeś telefonów, wręcz wyłączyłeś komórkę – dodała z pretensją w głosie.
- Wcale jej nie wyłączałem, sama zobacz. – na potwierdzenie swoich słów wyciągnął telefon z kieszeni. – O, cholera – wymksnęło mu się, gdy zobaczył, że telefon jest faktycznie wyłączony. – Wybacz, chyba mi się rozładował, a ja nawet tego nie zauważyłem.
- Powinieneś tego pilnować. Co by było jakby zadzwonił ktoś ważny z ważną sprawą?
Olek roześmiał się.
- Do mnie tacy raczej nie dzwonią. Więc? Co chciałaś?
- To samo co wcześniej, wspólny obiad, ale tym razem w Zakopanem. Chyba możesz pojechać w ciągu tygodnia?
- Zależy kiedy. Jeśli w piątek to tak. Mam wtedy mało zajęć. Pozostałe dni mam niestety zapchane na ful.
- Może być piątek. To o której mam po ciebie przyjechać?
- Zajęcia kończę o czternastej.
- W takim razie do zobaczenia o czternastej. – Cmoknęła Bolka w policzek i odjechała.
- Stary, aleś niezłą dupę wyrwał – podszedł do niego jeden z kolegów z roku.
- Fakt, ma niezły tyłek.
- W łóżku tez pewnie gorąca… - rozmarzył się chłopak.
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – jeszcze jej nie przeleciałem.
- Co? - rozmówca się zdumiał. – Taka dupa, a ty jeszcze jej nie bzyknąłeś. – Cmoknął rozczarowany. – Człowieku, przynosisz wstyd całemu rodzajowi męskiemu.
- A weź spadaj – mruknął zirytowany Bolek i odszedł w swoją stronę. Czemu oni wszyscy myślą tylko o seksie?
W piątek, zgodnie z umową Karolina podjechała po Bolka pod uczelnię. Kiedy dojechali do Zakopanego wynajęła pokój by mogli się odświeżyć przed posiłkiem.
- To nawet nie wczesna kolacja Tylko dość późna – stwierdził Bolek kiedy już siedzieli przy stole.
- Niestety – Karolina westchnęła. – Zakopianka była jak zwykle zakorkowana. Co ty na to żebyśmy tu zostali przez weekend? Wtedy będę mogła dotrzymać obietnicy i zabrać cię na ten obiad w Zakopanem.
- Czemu nie. – Rano kiedy szykował się na zajęcia, miał nadzieję, że jakoś uda mu się przekonać Karolinę by zostali w Zakopanem przez weekend i profilaktycznie przygotował Marcinowi porcje jedzenia nie tylko dla kociaków, ale także dla niego, gotowe do odgrzania w mikrofali.
Po kolacji rozeszli się do swoich pokojów. Następnego dnia od samego rana poszli zwiedzać miasto. Po drodze był wspólny obiad i kolacja, a wieczorem… Bolek odprowadzał Karolinę do jej pokoju. Zatrzymali się na chwilę przed drzwiami by dokończyć rozmowę i Bolek, nie myśląc logicznie, nagle pocałował ją prosto w usta. Nie zaoponowała, nie odepchnęła go ani nawet nie spoliczkowała. Co było by normalna reakcją na tak niespodziewane zachowanie. Zamiast tego popatrzyła na niego uważnie i złapawszy za koszulę na piersiach, wciągnęła do swojego pokoju. I spędzili razem namiętną noc.
Następnego dnia rano, kiedy Karolina jeszcze spała Bolek zadzwonił do Marcina.
- I jak tam? Nie spaliłeś mieszkania? Kociaki żyją? Nie rozrabiają za bardzo?
- Bolek! – Pisarz wyraźnie się ucieszył. – Jakoś daje sobie radę. Udało mi się nawet nie przypalić żadnego garnka – pochwalił się.
- Brawo.
- A kociaki są rozkoszne, chociaż Czwórek chyba tęskni za tobą.
- Za mną? – Zdziwił się.
- Ano. Cały czas chodzi i jakoś tak żałośnie miauczy. I nawet jeść nie chce, chociaż wcześniej to on się rzucał pierwszy do miski.
- To nienormalne –zaniepokoił się Bolek. – Powinieneś iść z nim do weterynarza. To może być coś poważnego.
- Mam wyjść z domu? Nigdy w życiu! – odparł spanikowany pisarz.
- No dobra, to nie wychodź – Bolek próbował uspokoić rozmówcę. – Ale zadzwoń do Marty żeby ona wzięła sierściucha do weterynarza.
- A ty nie możesz? – wybąkał niepewnie.
- Marcin, ja wracam dopiero wieczorem. Będę mógł z nim iść dopiero jutro po zajęciach. A jeśli wtedy będzie już za późno?
- Na co?
- Na cokolwiek. Na uratowanie Czwórka przed poważną chorobą albo i śmiercią.
- Nie!
- No właśnie. Lepiej więc zadzwoń do Marty. Pomarudzi trochę, ale pójdzie.
- To zaraz zadzwonię. – powiedział Marcin. Jeszcze chwilę porozmawiali o głupotach, po czym pisarz rozłączył się, by, jak on to powiedział, zapewnić Czwórkowi właściwą opiekę medyczną.
Bolek odłożył telefon i pochylił się nad leżącą obok niego kobietą.
- Witaj, diablico – wymruczał widząc, ze już nie śpi.
- Witaj. – Cmoknęła go w usta, po czym bez żadnego skrępowania nago przeszła do łazienki.
Bolek ubrał się i przeszedł do swojego pokoju by też skorzystać z łazienki. Resztę dnia spędzili w jej pokoju oglądając telewizję i pogryzając różnego rodzaju przekąski.
W końcu wieczorem wrócili do Warszawy.
Kiedy Bolek wszedł do mieszkania zdziwił się widząc ogromna torbę Janowskiej leżącą w salonie. Północ to nie była pora odpowiedni na wizyty, nawet jeśli traktowało się kogoś jak brata.
- Baśka? – Aż podskoczył przerażony, gdy po zapaleniu światła w salonie zobaczył siedząca na kanapie agentkę. – Rany, aleś mnie wystraszyła. Chcesz żebym zszedł na zawał?
Kobieta podeszła do niego z wściekłą miną i bez słowa uderzyła go w krocze. Bolek jęknął i skulił się na dywanie.
- Co ci odjebało? – wystękał, kiedy już odzyskał jasność wszystkich zmysłów.
- Tak kończą zdrajcy – wysyczała. – Powinnam cię teraz rozdeptać jak karalucha.
- Ale za co?
- Ty się jeszcze pytasz, mendo jedna? Robisz słodkie oczka do Marcina, udajesz jego przyjaciela, a za jego plecami knujesz z jego siostrą.
- Odbiło ci czy co? Z nikim nie knuję.
- Nie wkurwiaj mnie! Jedna znajoma widziała was w Zakopanem.
Bolek popatrzył zdumiony na agentkę. Przecież w Zakopanem był z Karoliną. Niemożliwe by ona była siostrą Marcina.












Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum