ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Zaklęty przeklęty 3 |
- Tylko to trzyma mnie przy życiu – wyszeptał mag – nadzieja, że kiedyś będzie dobrze, normalnie.
- Co byś powiedział na to żeby jeszcze trochę się zdrzemnąć? – Yarvis zmienił temat czując, że rozmowa zaczyna wkraczać na obszary, które młodemu magowi sprawiają tylko ból. A tego nie chciał. – Do wieczora została jakaś godzinka, może dwie, możesz w tym czasie spokojnie pospać, użyczę ci ramienia.
- A twoje obowiązki?
- Przecież wiesz, że chłopaki świetnie sobie radzą i doskonale wiedzą co mają robić, a stanowisko głównodowodzącego wyprawą to tylko przykrywka dla klientów. Zresztą najważniejsze już zrobione: teren sprawdzony i można spokojnie iść spać.
- Nie chcę, dość się wyspałem. Chcę tak posiedzieć.
- To może chcesz odejść gdzieś gdzie nie będą nas widzieć?
- Nie, tu jesteśmy wystarczająco zasłonięci. Poza tym musiałbym zużyć więcej mocy na barierę ochronną. Im większy teren, tym więcej skupienia wymaga.
Yarvis uważnie popatrzył na towarzysza.
- Mówiłeś, że teren bezpieczny. Po co więc dodatkowa bariera ochronna oprócz tej standardowej?
- Nie wyczuwam żadnego zagrożenia ze strony ludzi, jednakże te lasy obfitują w zwierzynę. Nie chcę by się nagle okazało, że któryś ze zwierzaków postanowił zwiedzić nasz obóz, albo uznał nas za przeciwników.
Yarvis roześmiał się cicho, objął maga i pocałował czule w skroń.
- Ty jak zwykle myślisz o wszystkim.
Anterus nic nie odpowiedział, tylko wtulił się w towarzysza. Siedzieli tak w milczeniu aż do momentu gdy zapadła noc, a rozpalone ogniska były jedynym źródłem światła.
- Już czas na ciebie – powiedział cicho Yarvis. Anterus bez słowa wstał i przeszedł na środek obozowiska. Usiadł na ziemi krzyżując nogi, ręce położył luźno na kolanach. Chwilę potem wszyscy usłyszeli cichy, niski świst, który cichł jakby jego źródło oddalało się od obozowiska.
- Co to było? Zaniepokoiła się Julne Ostrovnic, która właśnie wyszła przed namiot.
- Anterus rozstawia barierę ochronną na noc – odparł spokojnie Yarvis uważnie obserwując maga. – Można spać! – wykrzyknął, gdy zobaczył jak młodzieniec zamyka oczy. Jego towarzysze, do tej pory w pełnym uzbrojeniu, zaczęli rozbierać się i najwyraźniej szykować do snu.
- Ej, moment! Co wy robicie?! – wykrzyknęła wyraźnie zdenerwowana kobieta. – Macie nas ochraniać, a nie spać! Za to wam płacimy!
- Siekiera! – wykrzyknął Yarvis. Podbiegł do niego długowłosy blondyn w stroju tropiciela. – Wytłumacz babie, bo nam żyć nie da – mruknął.
Julne Ostrovnic zapowietrzyła się i już chciała coś odpowiedzieć, gdy Siekiera podniósł z ziemi kamień i rzucił nim gdzies poza obozowisko. Nie minęła sekunda jak od strony w którą poleciał można było zobaczyć krótki błysk połączony ze świszczącym odgłosem.
- Co to było? – kobieta przestraszyła się.
- Bariera ochronna nałożona przez Anterusa – odparł Siekiera. – Nic się przez nią nie może przedostać, ani człowiek ani zwierz. Rozstawia ją zawsze w nocy, dzięki czemu wy możecie spokojnie spać, a my zregenerować siły w czasie snu, by skupić się na ochronie karawany za dnia.
- A jeśli on zawiedzie? – kobieta nie dawała za wygraną. – Jeśli bariera w jakiś sposób zostanie zdjęta? Jeśli on zaśnie ? Kto nas wtedy ochroni jak wy będziecie spać?
- Nie ma takiej możliwości. Anterus będzie czuwał całą noc. Barierę ochronną w jego wykonaniu może złamać tylko mag potężniejszy od niego. A takich jest niewielu na tym świecie.
- Co się dzieje? Czemu nie wracasz? – W wejściu do namiotu ukazał się wyraźnie zaniepokojony Hester Ostrovnic.
- Właśnie udzielamy pani informacji na temat zabezpieczeń waszej karawany – odezwał się Siekiera. Widać było od razu, że jest niezwykle gadatliwym człowiekiem i jeśli można się odezwać, on chętnie wykorzysta tą okazję.
- I co? I co? Wszystko w porządku? – zaciekawiony mężczyzna wyszedł z namiotu. W przeciwieństwie do siostry, która wciąż ubrana była w swój podróżny strój, miał na sobie typowo domową podomkę w kolorze burgunda.
- Wszystko w najlepszym porządku, proszę pana – Siekiera wyszczerzył się, jakby to on był odpowiedzialny za wybudowanie co najmniej muru ochronnego wokół karawany.
- Na pewno? – Mężczyzna chcąc się upewnić spoglądał to na rozmówcę, to na swoją siostrę, która nic nie mówiła wyjątkowo.
- Ależ oczywiście, możecie spać niczym niemowlaki.
- To dobrze – Widać było jak brodacz odetchnął z wyraźną ulgą. – Wracaj szybko do namiotu – powiedział do siostry, po czym zniknął w jego wnętrzu.
Julne odwróciła się w stronę Yarvisa, chcąc coś powiedzieć, lecz ze zdziwieniem stwierdziła, że mężczyzny tam nie ma. Odruchowo rozejrzała się w koło, próbując go namierzyć. Niestety ogniska dawały zbyt mało światła by mogła rozróżnić szczegóły kręcących się wokół osób. Teraz, gdy wszyscy byli nieuzbrojeni, bardziej gotowi do snu niż do walki, ciężko było odróżnić jednego od drugiego, no chyba, że się stało bardzo blisko.
- Lepiej dać sobie spokój – odezwał się Siekiera.
- Słucham? – kobieta popatrzyła na niego zdumiona.
- Lepiej dać sobie z nim spokój, jest już zajęty i nawet eksponowanie wdzięków nie sprawi, że zmieni zdanie. Ja co innego, chętnie służę swoją osobą, gdy piękna kobieta potrzebuje towarzystwa – powiedział uśmiechając się.
- Nie wiem o czym mówisz – prychnęła kobieta, po czym dumnie unosząc brodę ruszyła w stronę namiotu. Jednak nie byłaby kobietą, gdyby nie stwierdziła w duchu, że uwaga mężczyzny mile połechtała jej ego. Wchodząc do namiotu odruchowo wygładziła strój by dobrze się układał na biodrach i biuście.
Ruch w obozie zaczął się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Strażnicy sprawnie, bez zbędnych ruchów pakowali swój dobytek. Dopiero, gdy wszyscy już byli uzbrojeni i gotowi do dalszej drogi, Yarvis podszedł do siedzącego wciąż w tej samej pozycji Anterusa i dotknął jego ramienia. Mag powoli otworzył oczy.
- Koniec czuwania – powiedział wojownik. – Możesz iść spać.
Do uszu wszystkich doleciał świst i bariera ochronna została zdjęta. Anterus wstał i przeciągnął się.
- Siekiera! – wykrzyknął Yarvis, a gdy zawołany podbiegł, dodał: - Idź sprawdzić czy tamci już wstali i kiedy możemy jechać dalej.
Blondyn bez słowa pobiegł w stronę czerwonego namiotu, jednak został zatrzymany przed wejściem przez dwóch rosłych służących. Chwilę stał coś z nimi szepcząc, po czym wrócił do wojownika.
- Jaśnie państwo jeszcze śpią – stwierdził kpiąco. – I nie wiadomo kiedy wstaną. Zwykle wstają dość późno, więc wątpię żeby teraz zwienili nawyki i wstali wcześniej. Powinniśmy zdążyć upolować coś na śniadanie.
- Dobra. Weź któregoś z łuczników i skoczcie w las. Tylko wróćcie szybko, żebym nie musiał posyłać za wami Anterusa.
- No wiesz… - tropiciel naburmuszył się. – Zabrzmiało jak byś wątpił w moje umiejętności. Powinienem się obrazić.
- Okej, a ja się obrażę na ciebie, jak przez was jaśniepaństwo będą nam problemy robić. Skakaj i wracaj szybko.
Blondyn nic nie odpowiedział, tylko skinął na jednego z mężczyzn kręcących się w pobliżu i obaj ruszyli biegiem w las.
Tymczasem Anterus wszedł do namiotu, który w nocy zajmował Yarvis i położył na ciepłym jeszcze od ciała wojownika prowizorycznym posłaniu.
- I znowu żeś się nie przykrył – burczał wojownik, który wszedł chwilę potem. Wziął leżącą obok skórę i troskliwie przykrył nią maga.
- Nie przejmuj się – wymruczał sennie młodzieniec – nic mi nie będzie. Już on się o to postara.
Yarvis zmarszczył twarz w wyraźnym niezadowoleniu.
- Czemu tak lekko o tym mówisz? To jest poważna sprawa.
Anterus podniósł się na łokciu i spojrzał na Yarvisa.
- A jak mam do tego podchodzić? Dokonałem świadomego wyboru, wiedząc jakie będą tego konsekwencje. I nie ma tu miejsca na biadolenie czy rozpaczanie. – Położył się na boku odwracając plecami do rozmówcy. – I bez tego wystarczająco o tym myślę – dodał cicho.
Yarvis nic nie odpowiedział, tylko poprawił przykrycie. Już miał wyjść, gdy odwrócił się i powiedział:
- Siekiera i Hamlos poszli na polowanie. Zanim nasi zleceniodawcy wstaną powinniśmy zdążyć z czymś świeżym na śniadanie. Obudzić cię jak już będzie gotowe?
- Obudź – odparł mag.
Yarvis wyszedł bez słowa.
Nie minęło sporo czasu jak tropiciel i łucznik wrócili z polowania niosąc sporą ilość zajęcy związanych razem za jedną z łap w kilka kupek.
- Niezły łup – stwierdził rudowłosy wojownik z dwoma mieczami przypiętymi do obu boków. Złapał jednego z zajęcy i pomacał go. – Zdejmujcie ostrożnie skórę. Kastran powinien z nich wyczarować coś do opchnięcia.
- Sam se zdejmuj – burknął Siekiera zrzucając łup na ziemię. – Ja je wytropiłem, zarobiłem na żarcie. Teraz kolej innych.
- Coś ty taki drażliwy? – zdziwił się rudzielec. Siekiera nic nie odpowiedział tylko odszedł na bok i zajął się czyszczeniem swoich noży.
Siekiera wsadził palce do ust i gwizdnął. Niezbyt głośno, ale na tyle wystarczająco by wszyscy go usłyszeli.
- Żarcie! Każdy obdziera se sam zająca. Tylko ostrożnie, nie uszkodzić futra, bo nie będzie miał Kastran roboty.
Kilku z mężczyzn zostało na swoich miejscach, czujnie rozglądając się w koło, z brońmy gotowymi do użycia, lecz pozostali ustawili się w kolejce po mięso.
Widać było, że każdy z nich ma wprawę w oprawianiu zdobyczy, bo już chwilę potem mięso piekło się nad ogniskami, a odpowiednio wyprawione skóry suszyły się na słońcu.
Kiedy mięso było już upieczone, Yarvis wziął jednego z zajęcy i zupełnie nie zwracając uwagi na poparzone palce oddzielił mięso od kości. Mięso nałożył do miski, a do niego dołożył kawałek chleba. To samo zrobił z drugim zającem. Potem wziął obie miski i poszedł do namiotu, w którym spał Anterus.
- Czuję zająca – powiedział młody mag nie podnosząc się.
- Miałeś spać – stwierdził z wyrzutem w głosie wojownik siadając obok przyjaciela.
- Nie mogłem zasnąć – mruknął podnosząc się do pozycji siedzącej. – Nie było cię obok mnie.
Wprawdzie nie był to wyrzut, lecz tylko stwierdzenie faktu, ale mimo to Yarvis i tak powiedział:
- Znowu miałeś koszmary? Przepraszam. Musiałem dopilnować ludzi. Nawet jeśli wiedzą co robić, to i tak lepiej mieć na wszystko oko.
- Wiem. I dlatego nic nie mówię. – Wziął jedną z misek i zaczął jeść. – Jak zawsze dobre. Znowu użyłeś tej swojej sekretnej przyprawy?
- Oczywiście. – Yarvis wyszczerzył się w uśmiechu. – Dla ciebie wszystko, co najlepsze.
- Głupek – burknął Anterus dziwnie zawstydzony, na co Yarvis roześmiał się rozbawiony. Odłożył miskę na bok i przyciągnął maga do siebie. Złapał go za brodę i podniósł jego głowę tak, by tamten spojrzał mu prosto w oczy. Kiedy to się w końcu stało bez słowa go pocałował. Anterus niemal odruchowo odłożył miskę, prawie wyrzucając jej zawartość na ziemię. Objął Yarvisa i przylgnął do niego, jakby od tego zależało jego życie. Chwilę trwało zanim w końcu iich usta rozdzieliły się. Mag westchnął rozdzierająco.
- Nawet nie wiesz jaką mam ochotę zjeść ciebie zamiast tego mięsa – wyszeptał wojownik do ucha młodzieńca, po czym skubnął je wargami, na co Anterus aż zadrżał.
- Przestań – jęknął – wiesz, jak to na mnie działa.
- Kiedy nie potrafię – wystękał wojownik całując szyję kochanka. Jego dłonie niecierpliwie błądziły po ciele młodzieńca próbując przedrzeć się przez materiał ubrania.
- Nie możesz! – Anterus z trudem odepchnął wojownika od siebie. Jego przyspieszony oddech mówił iż najchętniej by się poddał i pozwolił Yarvisowi skończyć, co zaczął, lecz rozsądek wziął górę. – W każdej chwili możemy być zmuszeni ruszyć w drogę. To, że chłopaki nas akceptują, nie znaczy, że będą siedzieć cicho, gdy przez nasze żądze opóźni się podróż.
Yarvis ciężko westchnął.
- Czemu ty zawsze musisz mieć rację? To ja powinienem być ten rozsądniejszy, wszak jestem od ciebie starszy. Ale kiedy jesteś obok, diabli biorą cały mój rozsądek.
Anterus zachichotał. Chciał coś dodać, lecz usłyszał ciche chrząknięcie . Ktoś stał przed namiotem i ewidentnie chciał wejść do środka.
- Możesz wejść, Valdiss - powiedział Anterus biorąc jednocześnie miskę z niedojedzonym posiłkiem.
W wejściu d namiotu ukazał się głowa czarnowłosego mężczyzny.
- Nie chcę być namolny, ale jaśniepaństwo już wstali o się niecierpliwią kiedy ruszamy dalej.
- Powiedz, że jak tylko ludzie skończą posiłek – odparł Yarvis.
- Wszyscy już skończyli. Wszystko pozbierane, w sumie czekamy tylko na nich. I na was – dodał.
- W takim razie zbieramy się – odparł Yarvis wstając. Wyszedł z namiotu.
Anterus machnął ręką i wyczarował niewielkie pojemniki oraz torby podróżne w których zabezpieczył niedojedzone mięso, po czym także wyszedł z namiotu. Kolejny ruch ręki i namiot zwijał się sam, po czym leciał w stronę końskiego zadu, gdzie rzemienie same się zapięły odpowiedni go mocując. Wsiadł na swojego konia i cierpliwie czekał aż Yarvis dopilnuje wszystkiego i w końcu rusza w dalszą drogę.
Kiedy już wszyscy jechali, Anterus podjechał do Yarvisa.
- Chcesz się przespać? – spytal wojownik, na co mag skinął głową. Yarvis przesunął się nieco do tyłu, robiąc miejsce kochankowi. Ten sprawnie przesiadł się i, tak jak wcześniej, wtulił się w wojownika, zamykając oczy. Chwilę potem spał, oddychając równomiernie.
Jechali cały dzień, z niewielkimi przerwami, gdy któremuś ze zleceniodawców zachciało się w ustronne miejsce. W przypadku strażników nie stanowiło to problemu, po prostu odjeżdżał na bok, a najbliżsi towarzysze wzmagali czujność do momentu, gdy delikwent nie wrócił.
- Dlaczego jeszcze nie zatrzymaliśmy się na nocleg? – wyraźnie zaniepokojony Hester Ostrowic wychylił się z wozu. – Zaraz noc zapadnie, a my wciąż jedziemy. Wczoraj o tej porze już dawno mieliśmy rozbity obóz.
- Nie ma takiej potrzeby – odparł najbliżej jadący mężczyzna. – Niedługo dotrzemy do Vermontu. Bylibyśmy wcześniej gdybyśmy wcześniej ruszyli z postoju. Niestety ktoś lubi sobie pospać do późna.
Hester Ostrov poczerwieniał na twarzy. Doskonale wiedział o kim mówi ten łucznik. I doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tamten miał rację. Ale co z tego, ze on lubi sobie pospać? Ma do tego prawo! Na szczęście hrabia Ostrovnic miał na tyle rozsądku by nie wdawać się w dyskusję z ochraniającym go człowiekiem. Nie znał tamtego i nie wiedział jak zareaguje na jego słowa. A co jeśli się obrazi i nie zechce ich dalej eskortować? Do tego nie mógł doprowadzić, ładunek za wszelką cenę musiał dotrzeć na miejsce. Więc tylko sapnął gniewnie i schował się w wozie.
W końcu po jakimś czasie w oddali zamajaczyły mury miasta. Karawana zatrzymała się. Kilku ze strażników podjechało do przodu.
- Vermontu – mruknął jeden z nich.
- Dobrze, że nie ma z nami Leśnika – dodał drugi.
- Coś się stało? – do mężczyzn dołączył Yarvis, ostrożnie manewrując konie, by nie obudzić śpiącego wciąż Anterusa.
- Zastanawiamy się, czy tamten strażnik jeszcze nas pamięta – mruknął Siekiera.
- Miejmy nadzieję, że nie – dodał łucznik o czarnych włosach spiętych w kitkę.
- Jakby co, mamy fundusze na załagodzenie sytuacji – stwierdził Yarvis. – Jednak wolałbym, żebyśmy nie musieli ich używać, lepiej więc trzymajcie swe żądze na wodzy. I uważajcie co gadacie.
- Jakby to było takie proste – mruknął Siekiera odjeżdżając na swoje wcześniejsze miejsce.
- Niektórzy sami się proszą żeby im skuć mordę – dodał milczący dotąd wojownik o gęstych bakobrodach wpatrując się zamyślonym wzrokiem w mury miasta.
- Ja wiem, mnie samemu też czasami ciężko się powstrzymać – stwierdził Yarvis. – Ale nie mamy wyjścia. Jeszcze nieraz przyjdzie nam nocować w mieście i nie możemy robić sobie tutaj wrogów.
Mężczyźni nic nie odpowiedzieli, tylko wrócili na swoje miejsca i karawan ruszyła dalej.
- Kochanie, obudź się. Zaraz dojedziemy do miasta. – Yarvis delikatnie potrząsną ramieniem śpiącego i pocałował go w czoło.Po chwili poczuł jak Anterus budzi się i przeciąga. Podciągną za lejce konia maga i poczekał aż tamten przesiądzie się, po czym ruszył przed siebie, nie oglądając się nawet za kochankiem.
Przed wjazdem do miasta zatrzymali się na krótką chwilę, by Yarvis mógł ustalić z rodzeństwem Ostrovnic, gdzie będą nocować.
- My w zajeździe „Pod orlim piórem” – odpowiedziała kobieta takim tonem jakby to był pałac królewski, a nie zwykły zajazd. – Zatrzymujemy się tylko w najlepszych gospodach.
- W takim razie my tez musimy się tam zatrzymać – stwierdził Yarvis.
- Ale my za to nie zapłacimy!
- Już zapłaciliście – mężczyzna uśmiechnął się wyraźnie zadowolony. – Przy noclegach w mieście cena gospody zawsze jest wliczona w koszt. I nigdy nie jest to ta najgorsza. Więc czy chcecie czy nie, my tez będziemy tam nocować. – Ukłonił się z przesadną dwornością, po czym odjechał poinformować ludzi.
Wbrew obawom Julne Ostrovnic ich karawan nie wzbudziła w mieszkańcach żadnych sensacji. Miasto leżało na skrzyżowaniu kilku szlaków handlowych i widywało już karawany większe od tych.
Jak można było się spdoziewać Julne Ostrovnic zarządała najlepszych pokoi, a dodatkowa sakiewka wyłożona przez Yarvisa sprawiła, ze właściciel opróżnił całe piętro, przeznaczając je dla Ostrovniców i ich eskorty.
- Pokoje przygotowane. Siekiera, Valais, Hamlos i Skrzek pełnią pierwszą wartę przy schodach – Yarvis wydawał polecenia. – Potem zmieniają ich…
Mężczyźni kiwali twierdząco głowami, po czy odchodzili po kolei, gdy już wiedzieli, kiedy przypada ich kolej i kto ma ich zmienić. Kiedy już nie zostało nikogo, Yarvis z Anterusem przeszli do swojego pokoju. Ledwo przekroczyli próg, a wojownik złapał maga za rękę i rzucił na drzwi, przygniatając go do nich swoim ciałem.
- Nareszcie sami – wysapał przygryzając ucho kochanka. Ten tylko jęknął w odpowiedzi. Yarvis szarpnął za kołnierz jego szaty i szarpnął odsłaniając smukłe ramiona. Zupełnie zignorował trzask pękającego materiału, a Anterus nie oponował nawet, tylko stał oddychając coraz szybciej.
- Cudowny – mruczał Yarvis przechodząc z pocałunkami od szyi wzdłuż ramienia. – Nawet nie wiesz z jaką niecierpliwością na to czekałem. Cały dzień. – Objął go i przycisnął do siebie tak, że młody mag mógł wyraźnie wyczuć jego rosnące podniecenie.
Roześmiał się rozbawiony.
- Trzeba było powiedzieć, przykryłbym nas peleryną tak by nikt nic nie widział.
- No tak – Yarvis prychnął rozbawiony odwracając kochanka przodem do siebie – na koniu jeszcze tego nie robiliśmy. – Po czym zachłannie wpił się w usta maga. Ten odwzajemnił pocałunek tak samo zachłannie.
Yarvis złapał Anterusa za pośladki, zmuszając go by ten objął go nogami, po czym skierował się w stronę jednego z łóżek, nie przerywając pocałunku. Został do tego zmuszony dopiero przez ból, gdy jego nogi zbyt gwałtownie zetknęły się z ramą łóżka. Syknął zirytowany, co wywołało rozbawienie na twarzy maga.
- Uważaj, bo nie będziesz miał siły na świństewka w łóżku, jak się poobijasz.
- A chcesz się przekonać? – zapytał po czym położył go niezbyt delikatnie na łóżku. Rozerwał resztę ubrania maga i popatrzył na niego drapieżnie. Anterus wiedział co oznacza to spojrzenie i na pewno nie była to spokojnie przespana noc.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|