ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Zaklęty przeklęty 4 |
Julne Ostrovnic poczekała aż służący rozłożą jej bagaże i wyjdą, po czym przebrała się w najlepsza suknię jaką miała. Dość długo zastanawiała się nad wyborem, przy każdej krzywiąc się. Chociaż wybrała same najlepsze, teraz nagle wydały jej się zbyt prostackie i za mało przyciągające wzrok, by mogła za ich pomocą uwieść tego przystojnego wojownika o imieniu Yarvis. W końcu zdecydowała się na czerwoną z dużym dekoltem, obszytą złotymi lamówkami i przewiązywaną w pasie szarfą ze złotego materiału. Do tego złoty naszyjnik i misternie zdobione grzebienie wpięte we włosy. Przejrzała się w lustrze. To, co zobaczyła wyraźnie poprawiło jej humor. W tej sukni prezentowała się nadzwyczaj kusząco i ponętnie. Jeszcze tylko sprowadzone specjalnie zza granicy perfumy i wyszła z pokoju. Od jednego ze strażników pilnujących schodów dowiedziała się w którym pokoju śpi Yarvis. I czy jest teraz w pokoju. Był. Uśmiechnęła się zadowolona. Podeszła do jego pokoju i energicznie zapukała. Jeszcze nawet nie zabrała ręki, a usłyszała pełen pasji głos:
- Och, tak!
Uśmiechnęła się zadowolona. Poprawiła suknię, wyeksponowała bardziej biust i weszła do środka. Jednak zamarła na progu. Jej oczom ukazał się niezwykły widok. N łóżku stojącym na wprost wejścia siedział nagi Yarvis, który obejmował siedzącą mu na kolanach osobę też nagą. Ruchy tej osoby wskazywały iż właśnie są w trakcie namiętnego zbliżenia. Julne nie była w stanie rozpoznać kim jest ta druga osoba, widziała jedynie długie zielone włosy. Zanim zdążyła zareagować tajemnicza siła wypchnęła ją poza pokój i zatrzasnęła drzwi. Kobieta wyraźnie słyszała trzask zamykanej zasuwki. Byłą w tak wielkim szoku, że dopiero po dobrej chwili dotarło do niej, że tuż obok niej stoi mężczyzna z długimi blond włosami i uśmiecha się kpiąco.
- A mówiłem, żeby dać sobie spokój. – To był Siekiera. – Jednakże ja chętnie służę swą osobą. I zaręczam, że będzie pani zadowolona.
Gdyby wzrok potrfił zabijać, Siekiera już byłby martwy. Niestety nie był, więc jedyne co mogła zrobić Julne Ostrovnic to gniewnie prychnąć i odejść w stronę swojego pokoju.
- Jakby pani zmieniła zdanie to jestem pod trójką! – dobiegł ją jeszcze głos Siekiery, a potem jego śmiech. Wściekła zatrzasnęła drzwi i sapnęła gniewnie. Co on sobie myśli, ten… ten… Nie potrafiła znaleźć słów, które właściwie wyraziły by jej irytację. Chwilę zajęło jej zanim się uspokoiła. Wtedy wróciła myślami do tego niefortunnego zdarzenia. I przypomniała sobie, kto ze znanych jej ludzi ma zielone włosy. I aż zaczerwieniła się, nie wiadomo czy z zażenowania czy tez może oburzenia. Jak jakiś podrzędny mag śmiał zaabsorbować mężczyznę, który wpadł jej w oko? Trzeba ich jakoś rozdzielić. Tylko jak? Zaczęła chodzić po pokoju zastanawiając się nad rozwiązaniem tego problemu. Każdą myśl, która przyszła jej do głowy momentalnie odrzucała, aż została tylko jedna: przekupić maga. Tak zrobi. Z tym postanowieniem poszła do sąsiedniego pokoju, w którym nocowało rodzeństwo.
- Czego chcesz? – warknął chłopak, gdy weszła do środka. Siedział na łóżku, a jego siostra leżała z zamkniętymi oczami, z głową na jego kolanach.
- Obudź ją – powiedziała Julne, ignorując zupełnie zaczepny ton chłopaka. – Jest mi potrzebna. Chłopak sięgnął na stojącą przy łóżku szafkę i wziął stamtąd pękaty woreczek, po czym rzucił go pod nogi Julne, że aż jej zawartość zachrobotała dość głośno.
- Tego chcesz? – warknął. – Bierz i wynoś się. Zostaw nas w spokoju!
Kobieta bez słowa schyliła się po mieszek. Uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona. Zajrzała do środka, diamenty skrzyły się wywołując jeszcze większy uśmiech na jej twarzy. Wyszła.
Chwilę potem dziewczyna powoli otworzyła oczy. Wciąż były zaczerwienione od płaczu.
- Była tu? – zapytała cicho.
- Nie myśl o tym, śpij – powiedział troskliwie jej brat i pogłaskał ją po głowie.
- Czuję jej perfumy. Są tak intensywne, że aż oddychać nie można.
- Już poszła, więc nie myśl o tym. Śpij – znowu pogłaskał ją po głowie. – Niech ci się przyśni coś pięknego.
W oczach dziewczyny pojawiły się łzy, lecz nie spadły, balansując na powiekach.
- Myślisz, że on mówił prawdę? – w końcu spojrzała na brata. W jej oczach widać było rozpacz i nadzieję.
- Tak. Pokazał mi to. I to było naprawdę piękne.
- Opowiedz mi jeszcze raz. – Ułożyła się wygodnie, kładąc głowę na piersiach brata. Chłopak objął ją ramieniem.
- Najpierw widziałem przepiękny ogród, pełen różnokolorowych kwiatów, takich jak lubisz.
- Frejki, Kastery i Żółcienie.
- Tak, wszystkie te i mnóstwo innych, których nazw nawet nie pamiętam. Rosły obok siebie tworząc różnokolorowy dywan, a wiatr łagodnie kołysał nimi. I była w tym ogrodzie drewniana altanka, obrośnięta kwiatami. A w tej altance siedziałaś ty i młody, ubrana w śliczną błękitną sukienkę. I uśmiechałaś się do siedzącego obok czarnowłosego młodzieńca, który wpatrywał się w ciebie z zachwytem, a na jego kolanach siedział mały brzdąc i miał twój uśmiech. I mówiłaś, ze jesteś naprawdę szczęśliwa, bo masz przy sobie swoich ukochanych mężczyzn. A potem widziałem siebie, jak towarzyszę w podróży pewnemu niezwykle urodziwemu blondynowi. I on patrzył na mnie tak samo, jak ten czarnowłosy na ciebie. A ja czułem jakby serce miało mi wyskoczyć z radości. I ten blondyn pokazał mi dom. Nasz dom, w którym mieliśmy mieszkać razem, ja z nim i ty ze swoim mężem i synkiem. I mówił, że bardzo mnie kocha i da mi wszystko, czego tylko zapragnę. A gdy powiedziałem, ze jedyne czego pragnę, to szczęśliwe i spokojne życie dla ciebie i dla mnie, powiedział, że tego nam nigdy nie zabraknie.
Z oczu dziewczyny popłynęły łzy. Zanim spadły na pierś chłopaka zamieniły się w klejnoty, jednak żadne z nich nie wyciągnęło ręki by je zebrać.
- Jaki piękny sen – wyszeptała dziewczyna.
- Piękny. I mam nadzieję, ze się spełni. Też musisz mieć nadzieję, bo tylko to pozwala nam nie oszaleć. Tylko wiara, że kiedyś będzie lepiej, trzyma nas jeszcze przy życiu.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko zamknęła oczy.
Tymczasem Julne Ostrvnic wróciła do swojego pokoju i wysypała zawartość mieszka na stół. Oczy jej się zaświeciły. Chętnie by zatrzymał te diamenty, ale postanowiła przekupić nimi tego maga. Wybrała tylko kilka największych, a pozostałe wsypała z powrotem do woreczka. Rozejrzałą się po pokoju zastanawiając się, gdzie by tu schować mieszek. Pomacała nawet meble w nadziei, że znajdzie jakiś ukryty schowek. Niestety nic jej nie odpowiadało. Wsadziła mieszek w biust, próbując go ukryć miedzy piersiami, lecz okazał się zbyt duży i nei tylko nie chował się, ale także deformował jej biust. Skrzywiła się zirytowana. Przesypał połowę diamentów do drugiego woreczka, po czym podniosła suknię i oba przymocowała do nóg. Na szczęście, gdy już opuściła suknię, nie było nic widać. Zadowolona z efektu wyszła z pokoju, zamykając drzwi na klucz i zeszła na dół, by w końcu coś zjeść. A z tym cholernym magiem porozmawia później.
***
Leżał nagi na łóżku obserwując jak jego kochanek z niecierpliwością pozbywa się ubrań. Wręcz pożerał wzrokiem każdy odsłaniający się kawałek jego umięśnionego ciała. A gdy Yarvis stał już nagi, jego serce przeszył ból. Skulił się i przykrył narzutą pragnąc zniknąć.
- Kochany, co ci jest? – zapytał z niepokojem Yarvis kładąc się obok maga.
- Jestem taki szpetny, a ty… - powiódł palcami po umięśnionej klatce piersiowej kochanka.
Yarvis syknął zniecierpliwiony. Złapał Anterusa za brodę i podniósł ją tak by ich oczy się spotkały.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie obchodzi mnie jak wyglądasz? Kocham cię za to jaki jesteś, a nie jakie masz ciało. Nawet jak byś był pomarszczony i garbaty, kochałbym cię tak samo.
W oczach maga pojawiły się łzy.
- Dlaczego nie odtrąciłeś mnie jak inni? – zapytał łamiącym się głosem. – Dlaczego mnie broniłeś narażając się na szyderstwa i obelgi innych? Nie byłem tego wart.
Yarvis westchnął. Ułożył się wygodnie i objął kochanka ramieniem, przyciągając go do piersi.
- Mimo iż byłeś szpetny, to byłeś wart tysiąca takich jak oni. A dlaczego cię broniłem? Bo wiedziałem jak to boli, gdy inni cię szykanują. Sam tego doświadczyłem, gdy przez złe decyzje mojego ojca straciliśmy swoją pozycję społeczną. Nagle, w jednej chwili, z szanowanych ludzi staliśmy się pośmiewiskiem innych. W najlepszym przypadku traktowano nas jak powietrze. Widziałem jak matka to przeżywa, a mnie bolało, że nie mogę jej w żaden sposób pomóc. Byłem zbyt mały i i zbyt s łaby. Jedyne co mogłem, to przysiąc i jej i sobie, ze gdy będę dorosły, to zrobię wszystko, by chronić tych na których mi zależy, by nigdy nie cierpieli, tak jak ona cierpiała. A potem poznałem ciebie. Na początku patrzyłem na ciebie tak jak inni, ale zmieniło się to, gdy zobaczyłem, jak, mimo młodego wieku i małego i słabego ciała, pomagasz tej ślepej żebraczce, którą napadło kilku oprychów. Wtedy zrozumiałem, że nie wygląd jest ważny, tylko to, jaki jesteś. I chociaż wciąż jeszcze się ciebie obawiałem, postanowiłem poznać cię lepiej. Bo chciałem mieć tyle odwagi co ty, by bronić matkę przed tymi wszystkimi ludźmi. Im dłużej się z tobą zadawałem, im mocniej starałem się przebić przez twoją nieufność, tym bardziej się w tobie zakochiwałem, chociaż wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to miłość. Wiedziałem, że chcę także ciebie bronić przed niegodziwościami tego świata. I gdy osiągnąłem odpowiedni wiek poszedłem do wojska. Dalej już wiesz. Ej, nie płacz – powiedział i podniósł twarz kochanka. Oczy Anterusa były mokre, a łzy płynęły mu po policzkach.
- Tyle razy już mi to opowiadałeś, a ja za każdym razem się rozklejam – burknął zawstydzony mag próbując otrzeć łzy.
Yarvis wziął jego twarz w dłonie i zaczął całować wszędzie tam, gdzie był choćby najmniejszy ślad łez. Jedno oko, drugie, jeden policzek, drugi, na koniec usta, które całował delikatnie, delektując się ich smakiem.
- Zdejmij zasłonę – wyszeptał z trudem odrywając się od jego ust. Mag popatrzył na niego niepewnie. – Zdejmij zasłonę, chcę cię zobaczyć takiego, jakim jesteś naprawdę.
Anterus odsunął się niepewnie do wojownika. Na jego twarzy widać był wahanie i ból.
- Proszę – wyszeptał Yarvis chowając dłonie kochanka w swoich. – Nie chcę zawsze widzieć tylko iluzji. Nie takiego ciebie pokochałem, tylko tego zaklętego dzieciaka.
Ostatnie słowa musiały przekonać maga, bo nagle jego twarz zmieniła się, jakby zdjął z niej jakąś niewidzialną maskę. Oczy zmieniły się w zielone wężowe ślipia, a na twarzy pojawiły się zielone łuski, które powoli pokrywały całe jego ciało. I tylko włosy zostały wciąż zielone.
Yarvis delikatnie ujął jego twarz w dłonie i spojrzał w oczy. Młody mag wyraźnie widział w nich troskę i ciepło. I serce zabiło mu mocniej.
- I to jest mężczyzna, który skradł moje serce – powiedział Yarvis, po czym pocałował Anterusa. Ten zarzucił ręce na jego kark i odwzajemnił pocałunek, a kiedy Yarvis zamknął oczy skupiając się na pocałunku, ponownie zmienił swój wygląd na bardziej ludzki. I tywłosy zostały wciąż zielone.
Tymczasem Yarvis przeszedł z pocałunkami na szyję i uszy. Anterus zachichotał rozbawiony.
- Przestań mnie łaskotać.
- No wiesz – burknął wojownik udając naburmuszonego – to ja próbuję wprowadzić cię w odpowiedni nastrój, a ty mówisz, ze tylko cię łaskoczę? Czuję się obrażony. – Na potwierdzenie swoich słów usiadł na brzegu łóżka, tyłem do kochanka. Anterus zachichotał. Oparł się na plecach przyjaciela, a jego ręka powędrowała do krocza Yarvisa.
- Oj, chyba ktoś ma tu odmienne zdanie niż ty. – Znowu zachichotał, na co Yarvis sapnął i odwrócił się przodem do maga. Objął go ramionami po czym rzucił na łóżko.
- I tylko dlatego jeszcze się z tobą zadaję – odparł z wesołym błyskiem w oczach – że moje ciało kompletnie nie chce się mnie słuchać i ciągle by się chciało z tobą spoufalać.
Anterus uśmiechnął się wyraźnie zadowolony i bez słowa cmoknął kochanka w usta. Ten oddał pocałunek, lecz bardziej namiętny i o wiele dłuższy.
- Kocham cię – powiedział kiedy w końcu się oderwał do Anterusa. Nie czekając na odpowiedź zaczął całować go po klatce piersiowej, aż w końcu zszedł do krocza. Anterus jęknął gdy poczuł jak coś wilgotnego i ciepłego obejmuje jego członka. Sięgnął ręką by uwolnić się z ust kochanka, lecz tylko został trzepnięty w rękę, a usta Yarvisa wzmogły tempo pieszczoty. Mag był już na granicy wytrzymałości, gdy wojownik oderwał się od jego członka, klęknął i zarzucił jego nogi na szyję. Całował jego kostki tak długo, że aż zniecierpliwiony mag burknął:
- Zamierzasz je zjeść, czy co? Weź w końcu wejdź we mnie.
- Jak jaśniepan sobie życzy – odparł Yarvi, po czym zrzucił nogi kochanka z szyi, nie bawiąc się w subtelności odwrócił go na brzuch, pochylił nad nim i bez ostrzeżenia naparł na niego członkiem. Anterus aż krzyknął gdy poczuł jak rozpiera go w tyłku. Yarvis przystopował bojąc się, ze przesadził i zrobił kochankowi krzywdę, lecz ten tylko wyprężył się i mocniej naparł na jego członka. Yarvis pozbył się wątpliwości. Wykręcił głowę maga na tyle ile mógł, by go pocałować i zaczął się poruszać, najpierw powoli, potem coraz szybciej i szybciej, dostosowując ruchy ciała do rosnącego coraz szybciej pożądania. Wydawałoby się, że jeszcze chwila a zaraz obaj dojdą, gdy nagle Yarvis przestał. Anterus jęknął zawiedziony.
- Ciii – wyszeptał Yarvis całując kochanka w skroń – jeszcze będzie ci dobrze. Tylko chcę inaczej. Chodź – usiadł na skraju łóżka, spuszczając nogi na podłogę. Poklepał się po kolanie dając do zrozumienia kochankowi, by usiadł na nich. Anterus prawidłowo odczytał ten gest i chwilę potem unosił się równomiernie jednocześnie całując Yarvisa.
- Och tak – wykrzyknął Yarvis czując jak jeszcze chwila a nadejdzie spełnienie. Nadchodzące spełnienie przesłoniło mu pozostałe zmysły tak bardzo, że nie był pewien czy w pewnym momencie ktoś wszedł do ich pokoju, czy to tylko umysł płatał mu figle. Chociaż tak właściwie kompletnie go to nie obchodziło, jego priorytetem była ogarniająca go przyjemność i ten, który był jej przyczyną.
W końcu obaj doszli z głośnymi jękami.
- Byłeś cudowny – wyszeptał z trudem Yarvis obejmując Anterusa i przyciągając go do piersi.
Mag nic nie odpowiedział tylko wtulił się w niego próbując uspokoić oddech i galopujące serce. Czuł się głupio, bo Yarvis tyle razy mu powtarzał, ze go kocha, a on ani razu, nawet słowem nie próbował wyrazić tego co czuje.
- Yarvis – wybąkał w końcu niepewnie, kiedy już ich oddechy wyrównały się i ciała ogarnęło przyjemne rozleniwienie.
- Tak? – Zapytał sennie.
- Bo wiesz, ja… - zaczął niepewnie – Ja nigdy… - Umilkł nie wiedząc jak to powiedzieć.
- Tak? – Odezwał się zachęcająco Yarvis i leniwie pogłaskał kochanka po plecach.
- Ty tyle razy mi mówisz… a ja… - jąkał się coraz bardziej. Tak bardzo chciał by Yarvis znał jego uczucia, lecz dziwna niemoc blokowała jego język. – Ty mnie… tak bardzo, tak często, a ja… ja też chciałbym, ale jakoś tak… I ty nie wiesz… - plątał się coraz bardziej. Cieszył się, że Yarvis teraz na niego nie patrzy, bo pewnie by się roześmiał widząc jak bardzo czerwony się zrobił. Bo, że się zrobił czerwony na twarzy było pewne.
- Wiem – odparł stanowczo Yarvis i spojrzał kochankowi prosto w oczy.
- Ale skąd? – zdumiał się. – Ja przecież…
Położył Anterusowi palec na ustach.
- Czasami nie trzeba wielu słów, by wyrazić uczucia. Widzę, że bardzo byś chciał powiedzieć, że mnie kochasz, ale nie potrafisz tego. I nie przeszkadza mi to.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Bo widzę jak na mnie patrzysz, jak reagujesz na te wszystkie czułe słowa i komplementy, które ci prawię i jak wielką przyjemność ci sprawiam w łożu. I jak bardzo mi ufasz oddając swe życie w moje ręce i pokazując swoją prawdziwą twarz. To wszystko mi wystarczy zamiast tych wszystkich słów, które nawet nie potrafią do końca opisać uczuć. Ale jeśli tak bardzo chcesz powiedzieć „kocham cię”, to ja poczekam, aż będziesz w stanie to zrobić.
- Dziękuję – wyszeptał młody mag z zawstydzeniem wtulając się w pierś Yarvisa.
- A tak przy okazji, czy mi się wydawało, czy ktoś wszedł do naszego pokoju gdy akurat …
- Nikt ważny – odparł mag. – Wyrzuciłem intruza za drzwi i zamknąłem drzwi na zasuwkę.
Yarvis roześmiał się rozbawiony.
- Następnym razem musimy się najpierw upewnić czy zamknęliśmy drzwi.
- Upewnimy się, upewnimy – odparł nieco sennie mag.
Chwilę potem obaj spali, a gdy nadeszła odpowiednia godzina Anterus nałożył barierę ochronną na schody, zwalniając w ten sposób strażników, by tez mogli odpocząć przed dalszą drogą.
Następnego dnia Rodzeństwo Ostrovnic wstało wyjątkowo wcześnie. Po dość sutym śniadaniu, które jaśniepaństwo zjedli w swoich pokojach, a ich strażnicy w hotelowej jadalni, ruszyli w końcu w ostatni etap podróży.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|