The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 15:55:00   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Co w tobie jest 6
Książe z trudem otworzył zapuchnięte powieki. Dostrzegł nad sobą uradowane, pomarszczone oblicze królewskiego doradcy. Zamrugał parę razy i spróbował się podnieść, jednak Livanes oparł dłoń na jego ramieniu.
- Nie wstawaj Książe. Zaraz przyprowadzę twego ojca.
Vellris przytaknął skinieniem głowy, wygodniej układając się na poduszkach. Jego wzrok powędrował w kierunku drugiego łóżka, wciąż osłoniętego delikatną tkaniną.
- Vellrana... -wyszeptał - Siostrzyczko...
Doradca ze smutkiem pokręcił głową. Chwilę wcześniej już, zbadał puls dziewczyny i z ciężkim sercem okrył jej twarz prześcieradłem. Oczy młodego księcia zaszły łzami. Odwrócił się, by nie widzieć zarysu martwego ciała otulonego całunem. Dostrzegł szerokie plecy odzianego na czarno mężczyzny, klęczącego na posadzce. Nad jego ramieniem zauważył rude loki, osoby, nad którą się pochylał. Wspomnienie jakiegoś odległego snu kazało mu usiąść gwałtownie i przyjrzeć się rudowłosemu. Zobaczył zamglone szmaragdowe oczy i piegi kontrastujące z jasną karnacją. Przez jedno uderzenie serca ich spojrzenia zetknęły się
- ...przepraszam... - pobladłe wargi zielarza poruszyły się niemal bezgłośnie, ciężkie powieki opadły na pociemniałą zmęczeniem zieleń jego tęczówek. Zachwiał się i opadł w wyciągnięte ramiona Hobego. Najemnik ujął bezwładne ciało pod plecy i kolana i wyprostował się na całą wysokość, odwracając się jednocześnie ku księciu. Vellris nie mógł oderwać wzroku od wyczerpanego uzdrowiciela, przyciśniętego mocno piersi czarnowłosego.
- To ty... - wyszeptał, kiedy najemnik skinąwszy głową w pozdrowieniu, ruszył szybko w kierunku drzwi. Doradca chciał podążyć za nim, jednak głos księcia wstrzymał go w połowie drogi do wyjścia. - Livanes, kto to był?
- Uzdrowiciel, panie. Hobe sprowadził go aż ze wschodniej rubieży. Ma na imię Aura, czy jakoś tak...
- Rozumiem - powieki Vellrisa zmrużyły się zagadkowo, przysłaniając intensywnie niebieskie oczy - Przyprowadź ojca, Livanes.
- Tak panie.

Hobe zaniósł nieprzytomnego uzdrowiciela do własnej komnaty i położył na łóżku. Jego blada skóra nie odcinała się wcale od białej pościeli, sprawiając przygnębiające wrażenie, pierś unosiła się w powolnym, głębokim oddechu, a pod oczami wykwitły sine bruzdy zmęczenia. Do najemnika dotarło, że Aura nie jadł nic od wczorajszego wieczora, a w nocy niewiele spał, teraz znów wysilił się przywracając do życia umierającego księcia. Zadziwiające jak wiele mocy mieściło się w tym szczupłym, niepozornym ciele. Hobe okrył leżącego grubym kocem, a sam rozsiadł się w fotelu i zapatrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem. Nie wiedział kiedy zasnął, jednak gdy otworzył oczy poraziło go światło słoneczne, wpadające przez uchylone okno. Wstał i przeciągnął zesztywniałe od niewygodnej pozycji ramiona, aż strzeliło. Potarł dłonią zdrętwiały kark i podszedł do łóżka. Rudowłosy leżał na boku, z kolanami przyciągniętymi do piersi, wpatrując się w ścianę zamglonymi źrenicami.
- Aura - Hobe przysiadł na skraju posłania i pochylił się, odgarniając splątane kosmyki z czoła uzdrowiciela. Zagadnięty ani drgnął. Jego usta poruszyły się bezgłośnie, po czym zastygły. - Aura! - zaniepokojony dotknął jego czoła, było suche i chłodne - Aura słyszysz mnie? - znów to samo poruszenie warg, nic poza tym - Cholera. - najemnik wstał i nerwowo rozejrzał się po pokoju. Kto uzdrowi uzdrowiciela? Rozległo się pukanie do drzwi, po czym ukazała się w nich złotowłosa głowa księcia
- Wasza wysokość... - Hobe skłonił głowę, zapraszającym gestem, wpuszczając Vellrisa do pokoju
- Chciałem zobaczyć się z uzdrowicielem - spojrzenie niebieskich tęczówek zatrzymało się na skulonej postaci na łóżku. Oczy Płomiennego wciąż utkwione były w ścianie, jednak najemnik wątpił, czy widział tę ścianę. Jego usta poruszały się wciąż, nie wydając najmniejszego dźwięku - Co mu jest?
- To przemęczenie - stwierdził niepewnie czarnowłosy - Chyba... - dodał po chwili
- Vellrana nie żyje...
- Wiem, panie. Przykro mi.
- Dlaczego jej nie uratował? - w tonie głosu pojawiła się nutka oskarżenia
Aura drgnął. Skulił się w sobie jeszcze bardziej, jego wargi poruszyły się szybciej. Książe nie dostrzegł tego, Hobe zmarszczył brwi
- Nie starczyło mu sił - odparł, przyglądając się księciu z iskierką wściekłości w oku
- Ach tak... - idealnie równe brwi Vellrisa uniosły się odrobinę w taki sposób, że najemnik miał ochotę go uderzyć - Pójdę już. Daj mi znać, jakby coś się zmieniło.
- Tak panie.
Gdy drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem, czarnowłosy w bezsilnej wściekłości walnął pięścią w kamienna ścianę. Złością napawało go to, co zobaczył w oczach księcia, gdy spoglądał na zielarza nie współczucie, czy wdzięczność, ale źle skrywaną złość, a nade wszystko - pożądanie. Nerwowym ruchem zaczesał włosy do tyłu. Kostki pulsowały ostrym, rwącym bólem. Rozmasował je drugą dłonią, po czym ponownie przysiadł koło leżącego.
- Aura - potrząsnął nim lekko - Aura! Płomienny! - zamglone szmaragdowe tęczówki powoli zwróciły się na jego twarz - Aura to nie jest twoja wina! - szarpnięciem odwrócił go na plecy. Rudowłosy nie zaprotestował. Bezwolnie poddał się ramieniu najemnika, wciąż poruszając wargami. To co mówił bezgłośnie mogło być modlitwą, jednak nie było. Hobe wzdrygnął się, gdy z jego ust popłynął bezbarwny, wyprany z emocji głos, niewiele głośniejszy od szeptu
- Znowu - powiedział - Znowu to samo. Nie dość się staram...
- Aura, co ty mówisz... - zaprotestował najemnik, jednak jego słowa nie docierały do pogrążonego w koszmarnych wspomnieniach uzdrowiciela
- Miała najwyżej sześć lat. Ona paliła się żywcem... jej matka rękami... z pożaru. Ja nie dość się starałem. Chciałem iść za nią... taka cieniutka, złota niteczka i nie mogłem... - oczy Aury zalśniły od łez - Tylko sześć lat. Gdybym bardziej... ona żyłaby... I on też. I ona. Ale nie... nie pozwalają mi pójść z nimi. Ja nie dość się staram... nie dość... choć tak bardzo...
Reszta spowiedzi była już bezgłośna. Hobe wpatrywał się bez słowa w płaczącego zielarza. Wyznanie zapiekło go do samego dna duszy, trąciło strunę, której, jak mu się wydawało, już dawno w nim nie było. Współczuł mu. Szczerze, głęboko mu współczuł, choć świadomy był tego, że nie jest w stanie pojąć cierpienia uzdrowiciela, który nie mógł pomóc swoim pacjentom. W jakimś pierwotnym odruchu poderwał Płomiennego z pościeli i mocno przytulił do piersi. Czuł jak napięcie opuszcza szczupłe ramiona, którymi po chwili wstrząsnął płacz. Hobe nie wiedział co robić. W podobnej sytuacji znalazł się pierwszy raz w życiu, siedział więc tylko, mocno przyciskając zielarza do siebie. Długo trwało zanim się uspokoił. Czując jak drobne ciało wiotczeje w jego objęciach, najemnik ostrożnie ułożył Aurę na łóżku. Jego powieki były zamknięte, a oddech na powrót głęboki i regularny. Zasnął.

Pogrzeb Vellrany odbył się dwa dni później. Publicznie ogłoszono, że zmogła ją nieuleczalna choroba, o której wiedziano już od dawna. Księżniczkę żegnały tłumy ludzi, zgromadzonych na dziedzińcu zamkowym i poza nim, na głównym rynku stolicy. Po twarzy króla spływały łzy, natomiast młody Książe zachował dumną, kamienną twarz, jakby ciało oddawane ziemi należało do kogoś, kogo w ogóle nie znał. Hobe również brał udział w uroczystości. Patrzył na niewzruszone oblicze Vellrisa, zwalczając w sobie chęć uduszenia go gołymi rękami. Jakże żałował, że nie pozwolił Aurze najpierw uzdrowić księżniczki, że trzymał się tych sztywnych, najemniczych reguł, które nakazywały mu spełniać wolę pracodawcy bez myślenia, bez zastrzeżeń. Książe był częstym gościem w jego komnacie w tamtym czasie. Siadał na fotelu pod oknem i zaplatając dłonie na piersi wpatrywał się w uzdrowiciela napastliwym, zimnym spojrzeniem przepełnionym żądzą, której nawet nie starał się ukryć przed oczami najemnika. Oddawszy honory królewskiej córce wrócił do swojego pokoju. Oczekiwał, że Aura będzie spał, lub wpatrywał się w przestrzeń niewidzącymi oczyma, jednak ten siedział na łóżku ze spuszczonymi powiekami i pochyloną głową. Uniósł twarz, słysząc skrzypienie otwieranych drzwi
- Hobe... - wyszeptał
- Tak?
- Chciałbym wrócić do domu... ja słyszałem dzwon żałobny... nie będę już leczyć, nie mogę... chcę wrócić
- Aura to nie była twoja wina... - zaczął, jednak zielarz przerwał mu, wpatrując się w jego oczy błagalnie
- Nie dość się staram - szepnął zdanie, które w ciągu ostatnich trzech dni powtórzył miliony razy - To jest kara... ja chcę wrócić. Jestem zmęczony... - ukrył twarz w dłoniach
Hobe zasępił się. To nie był odpowiedni moment. Król opłakiwał swoje dziecko i mógł niezbyt przychylnie odnieść się do prośby uzdrowiciela, jednak jedno spojrzenie na zrozpaczonego zielarza wystarczyło, by podniósł się i ruszył w kierunku drzwi. W tym samym momencie uchyliły się one, wpuszczając dwóch gwardzistów w galowych uniformach. Skinęli Hobemu głowami
- Mamy rozkaz odtransportować uzdrowiciela do przygotowanych dla niego komnat - wyjaśnili
- Sądzę, że dobrze mu jest właśnie tutaj - najemnik zmarszczył brwi, zaczynając domyślać się, co się dzieje
- Taki mamy rozkaz - gwardzista bezradnie rozłożył ręce - Zaprowadzić do komnat i pilnować, żeby nie wychodził. Nikogo nie dopuszczać poza tobą, Livanesem, księciem i królem - dodał ciszej tak, żeby Aura go nie słyszał
- Kto wydał rozkaz?
- Vellris...
W czarnowłosym wezbrała wściekłość. Książe musiał przewidzieć, że uzdrowiciel w końcu zapragnie wrócić do siebie i postanowił temu zapobiec. Wyznaczenie komnat Aurze znaczyło mniej więcej tyle, co uwięzienie go. Musiał koniecznie porozmawiać z królem w tej sprawie.
Żołnierze nie mówiąc nic więcej ujęli Płomiennego pod ramiona i wyprowadzili z pokoju. Ostatnie spojrzenie, jakie rzucił Hobemu przepełnione było bólem i rezygnacją.
Gniew, płonący, nieujarzmiony, taki, jakiego nie czuł od lat zacisnął mu dłonie w pięści. Przeraził się samym sobą, nagłym przypływem uczuć, które tak dawno pożegnał bez żalu. I to wszystko przez niego? Przez jednego człowieka? Który nie miał nawet dość siły, by zawalczyć o siebie samego... wygrywał z nim i z jego żelaznymi zasadami. Jak...?
- Uspokój się... - szepnął, szczęśliwy, że prócz niego nikogo w pokoju nie było. Tylko spokój mógł teraz go uratować, tylko spokój mógł uratować...ich.
Wyszedł z pokoju, na nowo opanowany. Zmierzał prosto do królewskich komnat. W korytarzu minął się z Vellrisem. Ręce automatycznie zacisnęły się, aż pobielały knykcie. Wysiłkiem woli, skłonił się i oddał księciu uśmiech.
Władca, zapytany, bezbarwnym głosem oznajmił mu, iż wraz z synem uzgodnili, że Aura powinien pozostać na zamku, w razie kolejnego zamachu na ich życie.
- Nie możesz go tu trzymać wbrew jego woli, panie - zaprotestował Hobe
- Nie? - król uniósł brwi w gniewnym grymasie - Zabił moją córkę, ma szczęście, że nie jest w lochu, albo na palu...
Najemnikowi odebrało mowę. Zabił? Przecież on tylko nie pomógł jej. Nie pomógł, bo ratował księcia, zgodnie z rozkazem Vellrana, a nazywano go zabójcą. Skłoniwszy się sztywno wyszedł z komnaty króla. Na korytarzu wciąż czekał Vellris, uśmiechając się do niego szyderczo
- Chciałbyś go dla siebie, co Hobe?
- Nie chciałbym wasza wysokość. Ja już go miałem - odpłacił kpiną, oddalając się ku swojej komnacie, zwalczając w sobie przemożną chęć wepchnięcia wszystkich tych słów z powrotem do gardła następcy tronu. Książe od tamtego dnia zapałał do czarnowłosego nienawiścią. Nigdy nie darzył go szacunkiem ani zaufaniem, teraz jednak Hobe zyskał sobie zaciętego wroga, co oznaczało otwartą wojnę.

Aura bladł i nikł z dnia na dzień. Jego lśniące dawniej, szmaragdowe oczy straciły blask, a policzki powlekły się chorobliwą bladością. Nie uśmiechnął się ani razu od śmierci Vellrany. Hobe zachodził do "jego komnat" kilka razy dziennie, próbując wciągnąć zielarza w rozmowę, jednak on uparcie milczał, wbijając w najemnika zrezygnowany wzrok. Nie jadł i nie spał. Był piękny w swoim bólu, tak piękny, że aż bolało. Bolało to, że w swej radości był jeszcze piękniejszy, a całą radość mu odebrano. Siedział swoim zwyczajem na brzegu łóżka, przyglądając się bezmyślnie widokowi za oknem, gdy rozległ się zgrzyt klucza, przekręcanego w zamku masywnych drewnianych drzwi. Nie spojrzał w kierunku wejścia, o tej porze z pewnością był to Hobe. Drgnął, gdy poczuł ciepłą rękę na swoim ramieniu. Nie była to szorstka, ciężka dłoń najemnika
- Aura... - Książe wyszeptał imię, wprost do jego ucha, chuchając ciepłym powietrzem w policzek uzdrowiciela. - Aura chodź do mnie...
Rudowłosy poderwał się z miejsca, strząsając z ramienia dłoń Vellrisa. Cofnął się pod ścianę, wbijając spojrzenie w płonące, niebieskie oczy. Następca tronu był piękny, piękny w ten dziwny sposób, który świadczy o okrucieństwie, piękny zimnym pięknem. Był szczupły i wysoki, wyższy od Aury, możliwe, że wyższy nawet od Hobego, nie potrafił zgadnąć, gdyż nigdy nie widział ich stojących obok siebie. Długie złote włosy spiął z tyłu kosztowną klamrą. Ubrany był w jedwabne, granatowe, szerokie spodnie i luźną koszulę o bufiastych rękawach. W miękkich beżowych butach poruszał się niemal bezszelestnie, gdy zbliżał się do cofającego się zielarza. Usta, okolone krótko przyciętym wąsem i wąską linią blond brody rozchylone miał w pożądliwym uśmiechu, jego oczy płonęły
- Oddaj mi się Aura - głos Vellrisa był niski i chrapliwy - Oddaj mi się, a ofiaruję ci wszystko, czego zapragniesz, wszystko, o co tylko poprosisz.
- Zostaw mnie...
- Chodź do mnie mój piękny, nie każ mi czekać, chcę tylko ciebie, chcę ciebie całego. Chodź!
- Nie - wciąż cofał się i cofał, aż oparł się plecami o ścianę pokoju
- Nie bój się mnie. Nic ci nie zrobię - policzki księcia pałały szkarłatem, a oddech był przyspieszony - Chcę cię tylko mieć. Mieć dla siebie
- Nie! - powtórzył Aura
Vellris jednym krokiem znalazł się przy uzdrowicielu, przypierając go całym sobą do ściany. Wplótłszy palce w kasztanowe loki, odchylił jego głowę do tyłu i przywarł rozpalonymi ustami do niechętnych warg. Płomienny wierzgnął się w uścisku, próbując obronić się energią, jednak osłabiony nie był w stanie wykrzesać z siebie ani iskierki siły. Rozpaczliwym szarpnięciem odepchnął od siebie mężczyznę. Jego dłoń zatoczyła w powietrzu ostry łuk, z głośnym klaśnięciem uderzając w książęcy policzek. Vellris cofnął się zszokowany, pozwalając roztrzęsionemu Aurze osunąć się do siadu na posadzce. Wpatrywał się w uzdrowiciela z niedowierzaniem. Pierwszy raz w życiu ktoś ośmielił się podnieść na niego rękę. Zdumienie przerodziło się we wściekłość. Opuścił komnatę szybkim zamaszystym krokiem, trzaskając drzwiami. Po chwili pojawiło się dwóch gwardzistów, którzy wywlekli protestującego zielarza z pomieszczenia.














Komentarze
mordeczka dnia padziernika 12 2011 22:07:09
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Aleksander (a_berenda@interia.pl) 16:30 18-08-2004
Ach te sceny miłosne^^ - normalnie odleciec można. A teraz ja jestem pierwszy!!!
Natiss (natiss@tlen.pl) 15:52 23-08-2004
A ja jestem druga! Bardzo, bardzo, baaaardzo mi sie podobało. ^^
(Brak e-maila) 21:07 20-11-2004
a ja trzecia smiley cio tu tak pusto??? to opcio jest zajefajne, a tu pustki. może wszystkich zatkało i nie wiedzą jak wyrazić swoje uwielbienie w stosunku do opcia. pewnie tak smiley
lollop (Brak e-maila) 21:08 20-11-2004
tam wyżej to ja!! tylko skleroza mi doskwiera i zapomniałabym się podpisać smiley sorki
(Cydienne) 01:23 07-12-2004
Bardzo przyjemne w czytaniu... pod literature wyższą nie zakwalifikuję ( ale to w końcu jaoj prawda? te opowiadania ządko pod literaturę wyższą podchodzą smiley) ale pod coś co mi sprawiło sporo przyjemności przy czytaniu oczywiście.
POmysł świetny a główny bohater... biedak- wszyscy chcą go przelecieć... smiley
An-Nah (Brak e-maila) 11:24 17-12-2004
Śliczne, śliczne, sliczne. Yaoi z fabułą (wole, jak proporcje sa ofdwrocone, ale wszystkiego miec nie mozna...) W kazydm badz razie, bardzo dopracowane i milo sie czyta... Ale tak po prawdzie, to w skrytosci ducha licze na kontynuacje... i na powrot inkwizytora (slodki byl... I jakos bardziej mnie przekonywal niz Hobe)
Aion (Brak e-maila) 13:30 29-01-2005
Hje hje hje...ja tez licze na powrot inkwizytora ^^
Margo (Brak e-maila) 20:14 28-02-2005
Zdecydowanie rządam kontynuacji i powrotu Maka!!! miał powrócić!! tak sie cieszyłam z tej groźby spotkania na końcu prologu a tu taaki zawód;(((
Margo (Brak e-maila) 20:16 28-02-2005
Zdecydowanie proszę o kontynuację i powrot Maka!!! miał powrócić!! tak sie cieszyłam z tej groĽby spotkania na końcu prologu a tu taaki zawód;(((
matsuki (Brak e-maila) 18:49 23-04-2005
bez Maka to my nie chcemy TT_____TT
haji (Brak e-maila) 22:01 23-04-2005
CYDIENNE - wyzsza literatura? czytasz taka? najpierw poczytaj slownik ortograficzny.....

Ale kontunuacja to musi byc :-)) nie dajcie sie prosic smiley
Hobe kontra Mak xD
prooooosimy ^^
paoli (Brak e-maila) 10:40 24-04-2005
czy to koniec czu bedzie kontynuacja??? moze mi ktos odpowiedziec/ ^^;
Kiri (kiri125@wp.pl) 11:07 04-05-2005
CUDOWNE!!! Ale Mak musi byc! smiley
Asjana (asjana@gmail.com) 12:22 08-05-2005
hej kiedy bedzie następna część . piszesz super nie znecaj sie nad nami tylko napisz prosze
Dizzy-Sun (Brak e-maila) 15:04 01-06-2005
Wyrażam swój zachwyt - woow! - tyle. Ale jak dużo. =)
Livcia (Brak e-maila) 20:39 07-06-2005
podobało się, podobało sie...mrr, ja tam w przeciwieństwie do reszty Maka nie chce, Hobe mi do szczescia starczy, ale musze powiedzieć, że z waszej(autorsiej) dwójki wychodza śliczności ^___^ więc piszcie jak najwiecej razem, nyo!^^
Alexik (Brak e-maila) 13:27 13-07-2006
Prosiem o dalszą część prooooooooooooooooooooosiem [słodkie slepka] to siem prosi o dalsą część to jest cuuudne i nie mozie sie tak zakońcyć smiley to musi być dalej i brakuje Maka
prosiem bo jak dorwe na forum tio bede torturował gumowym kurczakiem ^___^
(Brak e-maila) 10:01 25-07-2006
Właśnie właśnie, brkauje kontynuacji z udziałem maka.
JA CHCIEĆ WIĘCEJ JA PŁAKAĆ JAK NIE DOSTAĆ NASTĘPNYCH CZĘŚCI!!!
Alesio (Brak e-maila) 13:07 01-03-2007
Dlacego to zakońcone? Dlacego nie bedzie dalszych części? Ja poproszem o kolejne śliiiiiiiiiiicznie prosze
Mreu (Brak e-maila) 15:11 15-11-2007
[wywiesza transparent z tekstem]

Fuuu-chan Wyrocznio moja daaaj cie z Keth dalsze części Hobe versus Mak bedzie miooodzio
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum