Rozdział 38 - Morze uczuć
Dotarł do domu zupełnie przemoczony i zmarznięty. Trampki stanowczo nie zdały egzaminu, nabierając tyle wilgoci, ile tylko były w stanie. Położył je pod rozkręconym kaloryferem, mając nadzieję, że się nie rozeschną od takiego traktowania. Szybko zrobił sobie herbaty i umył ręce w gorącej wodzie, prawie nie czując palców. Dosyć, że buty udało mu się zdjąć w miarę szybko. Wytarł mokre włosy w ręcznik, czując jak robi mu się mdło z nerwów. W życiu by się nie spodziewał, że w ten sposób skończy się ten wieczór. Liczył, że przeleżą go z Filipem w pościeli, przy telewizorze, bycząc się i grzejąc tyłki pod kołdrą. Ogarnęło go zupełne przygnębienie, coś co czuł zbyt często ostatnimi czasy, rozpaczliwy żal, poczucie jakim pasmem niepowodzeń jest jego życie. Począwszy od rozstania z Arturem, wyrzucenia na bruk przez rodziców, wypadku Artura, o którym nie potrafił przestać myśleć, jak i o tym, że mężczyzna zupełnie odrzucił jego pomoc, nie wspominając już o zupełnym braku pieniędzy. Teraz jeszcze kłótnia z Filipem, jedyną osobą, która chciała dotrzymywać mu towarzystwa w jego beznadziejnym świecie. Zastanawiał się czasami, czemu tak jest, dlaczego Filip właśnie jego sobie wybrał i trzyma się kurczowo pomimo, że Krzysiek nie reprezentuje sobą zbyt wiele. Nie był ani wybitnie inteligentny, ani bardzo przystojny, nie miał żadnego fajnego hobby i w swoim mniemaniu był do bólu nudny i szary. A do tego żałośnie biedny. Popił więcej herbaty, zerkając mimochodem na zegarek. Dochodziła już dwudziesta, na dworze było zupełnie ciemno, śnieg sypał coraz mocniej, rozmazując się na szybach cienkimi, mokrymi smugami.
Zdenerwowanie ścisnęło go w żołądku, kiedy jeszcze raz przypomniał sobie wyraz twarzy Filipa, to łatwe do odczytania zaskoczenie, zranienie, ból. Naprawdę nie przypuszczał, że tak to się skończy. Starał się nie myśleć zbyt wiele, wybierając na telefonie numer Filipa, który nie odbierał, później numer Martyny. Jak przypuszczał, była poza zasięgiem, co mogło świadczyć o tym, że faktycznie zaszyli się w jakimś piwnicznym klubie karaoke, gdzie nie szło korzystać z telefonów. Gapił się dłuższą chwilę na porysowany wyświetlacz telefonu, rozważając w myślach czy jest sens zrobić to, o czym pomyślał. Kiedy wybrał numer domowy Filipa, aż zemdliło go z nerwów. Spodziewał się, że odbierze Filip, z zaskoczeniem więc przyjął głos jego ojca po drugiej stronie łącza. Wbrew oczekiwaniom okazało się, że chłopaka nie ma w domu i rodzice nic nie wiedzą na temat tego, kiedy zamierza wrócić. Krzysiek podziękował grzecznie za informacje, czując się wręcz przytłoczony tym, co się stało. Niespodziewanie zadzwonił telefon, Martyna zaciekawiona po co do niej się dobijał, po chwili już wściekła i wzburzona jak to tylko możliwe, wyzywająca go najgorzej, jak tylko potrafiła. Nawet nie próbował się bronić, będąc już w korytarzu i próbując założyć swoje obrzydliwie mokre trampki. Nie potrafił usiedzieć bezczynnie.
***
Filip zapalił kolejnego papierosa, tępo wpatrując się w fotografię wiszącą na ścianie przed nim. Przedstawiała roześmianą grupę przyjaciół grającą w karty.
- Wszystko zjebane - wymamrotał do siebie, sięgając po drugie piwo, które wolno sączył. Pierwsze doprawił dodatkowo wódką. W głowie już mu od tego szumiało, obraz przed oczami powoli zwalniał, ale nadal czuł się za trzeźwy. Uniósł kufel i zaczął pić łapczywie, pozwalając gorzkawemu płynowi spływać głęboko do żołądka. W umyśle wciąż błądziła jedna myśl, natarczywie męcząc go swoją treścią - czemu jestem taki, a nie inny...
Potarł skronie, śledząc wzrokiem wędrówkę ulatującego dymu z papierosa. Wydawało mu się, że oplata go niczym kokon, wchłania negatywną energię i wypuszcza pod ciemny sufit.
Ciężkie drzwi klubu otworzyły się z jękiem i do pubu wszedł Krzysiek, szukając wzrokiem przyjaciela, będąc niemal pewnym, że tutaj go znajdzie. Zwykle przychodzili właśnie tu, jeśli chcieli się po prostu napić. Swego czasu Krzysiek czuł się tu jak w domu. Ściągnął z głowy przemoczoną, ciężką od śniegu czapkę pożyczoną od współlokatora, rejestrując że Filipa na pewno nie ma na parterze. Skierował się szybko do schodów prowadzących do piwnicy, zauważając od razu przygarbioną sylwetkę kumpla przy stoliku, z głową w chmurze papierosowego dymu, odległego w jakiś dziwny, nieznany mu sposób, jakby widział kogoś zupełnie obcego, niedostępnego mu, nieznanego i miał spróbować do niego zagadać, przekonać do siebie. Poczuł, jak z nerwów pocą mu się dłonie. Ktoś pchnął go lekko w plecy, żeby nie tarasował przejścia, ruszył więc przed siebie, niemal somnambulicznym krokiem, bojąc się tego, co zaraz się stanie. Znowu, mimo tylu miesięcy starań, wychodził z niego stary Krzysiek, wiecznie wystraszony i uciekający, nie mogący uwolnić się od widma własnego dzieciństwa i życia w ciągłym strachu. Przełknął ślinę, mając już dosyć swojego zachowania. Nie był w końcu dzieckiem. Już nie.
- Fifi - położył rękę na ramieniu kumpla, zachodząc go od tyłu, od strony schodów. Przed sobą mieli dolną salę pubu, pełną ludzi, muzyki, dymu. Ciało pod materiałem szarej koszuli było ciepłe, przywodziło na myśl bezpieczeństwo, coś znajomego i dobrego, i Krzysiek naprawdę nie miał ochoty zabierać ręki, zrobił to jednak szybko, gdy tylko udało mu się zogniskować spojrzenie przyjaciela. - Co ty wyprawiasz? Martwiliśmy się o ciebie z Martyną. Twoi starzy nie wiedzą, gdzie się podziewasz... - powiedział, patrząc mu w oczy zagubiony. A tak bardzo starał się być twardy.
Filip posłał mu rozgoryczone spojrzenie i uśmiechnął się z kpiną.
- Idź stąd i zostaw mnie w spokoju - powiedział z chrypką, zrezygnowanym, chłodnym głosem, odwracając wzrok w bok i zaciągając się głęboko. Nie rozumiał, po co Krzysiek przyszedł. Może po to, aby wytłumaczyć mu jakie jego uczucie jest niedojrzałe, a związek z nim to coś najgorszego?
- Fifi, przestań. - Krzysiek usiadł obok na krześle, czując się zupełnie nieadekwatnie do sytuacji. Bo czego niby ten dzieciak chciał? Wyznania uczuć, które nie istniały? - O taką głupotę będziemy się kłócić? Wziąłbym od ciebie te pieprzone rękawiczki, gdybym wiedział, że tak to się skończy...
- Tak, bo chodziło o jebane rękawiczki - prychnął Filip, czując się coraz gorzej, bo wychodziło na to, że przyjaciel zapomniał o tym, co powiedział. Cudownie, pomyślał z ironią, sięgając po piwo.
- O rany, przecież nic się nie stało... Dla mnie zupełnie się nic nie stało - powiedział Krzysiek, obserwując z bliska jego twarz. Kiedy on tak wydoroślał, pomyślał zdziwiony, mając ochotę pogłaskać go po głowie i wyrwać z tego zasępienia. Chętnie złapałby go za rękę, o małej jak na mężczyznę dłoni, zaciśniętej na mokrej, zimnej butelce, nie chciał jednak się afiszować. - Chodź ze mną do domu, do łóżka... - dodał ciszej, nachylając się bardziej w jego stronę, nie chcą być ewentualnie słyszanym. W jego oczach widać było cień desperacji.
- Przestań udawać, dobra? - Filip spojrzał na niego z wyrzutem. - Sam przyznałeś, że nie chcesz ani mojej przyjaźni, ani mojego uczucia, nawet jeśli wyrażam je wyłącznie przez seks.
- Co ty zmyślasz, rany, Filip, nic takiego nie powiedziałem... Po prostu się wkurzyłem, ok? Przecież, rany, no... Chcę ciebie przecież, jak mam to jeszcze pokazać? Chodź stąd, pogadamy u mnie - mruknął Krzysiek, cały zmartwiony tym, jak zostało odebrane to, co niefortunnie mu się powiedziało w nerwach. Wszelka radość spłynęła z jego twarzy, zostawiając jedynie bezbrzeżne przygnębienie. Nienawidził takich sytuacji, kiedy coś się pieprzyło a on nie potrafił tego naprawić. Zbyt często tego doświadczał, i bezradność była czymś, czego całym sercem nie znosił.
- Nie! Porozmawiamy tutaj. - Dłoń Filipa uderzyła w blat, aż kufle zadrżały. Chłopak obrócił się cały w stronę przyjaciela, z lekko zaróżowionymi policzkami, patrząc na niego zupełnie inaczej niż do tej pory. - Kocham cię Krzyś i już nie potrafię odsuwać tego na bok. Nie umiem być tylko twoim przyjacielem, chciałbym żebyś był ze mną, żebyś mnie poznał z tej strony i przestał się tego obawiać.
- Cicho Fifi, nie drzyj się tak - sapnął Krzysiek, czując jak usta drżą mu z podenerwowania. Nie przyznałby się nikomu do tego, że każdy, nawet drobny przejaw agresji wzbudzał w nim lęk. Odchrząknął, chcąc dodać sobie animuszu, mimo że ręce trzęsły mu się nieznacznie. Zacisnął je nerwowo na kolanach, wycierając pot z wnętrza dłoni. - Zrobimy jak zechcesz, ale chodź już stąd, proszę... - szepnął, nie mogąc znieść dłużej napięcia i stresu.
- Nie drę się kurwa - syknął Filip, zaciskając zęby. Coraz bardziej drażniło go jak ktoś go poprawiał i to w każdym momencie jego życia, bo jak nie rodzice, to Martyna, a jak nie ona to Krzysiek. Traktowali go jak dzieciaka, który nic nie wie, a jego decyzje są niepoważne i głupie, uczucia również, bo przecież mało przeżył. Odwrócił się od przyjaciela i wyrzucił dopalonego peta do popielniczki.
Krzysiek wstał z krzesełka, na sztywnych nogach, czując jak kwas z żołądka podchodzi mu do ust. Nawet tak głupia i surrealna sytuacja jak ta potrafiła skrajnie go zdenerwować. Miał ochotę uciec, ale zdawał sobie sprawę, że nie może tego zrobić.
- Źle się czuję, chodźmy stąd Fifi, chodźmy już - powiedział po raz kolejny, zupełnie nie wiedząc, jak dotrzeć do przyjaciela. Widząc go rozdrażnionego zaraz przypominał sobie swojego ojca i wszystkie wspomnienia z nim związane. Mimo upływu czasu nadal nie potrafił sobie z tym poradzić.
Filip zerknął na niego, zdziwiony głosem przyjaciela, jakby ledwo się hamował, aby nie krzyknąć. Przyjrzał mu się uważnie, dostrzegając bladość twarzy i drżenie rąk. Złość i rozgoryczenie na chwilę opadły, budząc znaną mu już troskę. W przypływie tych uczuć chciał go dotknąć, ale powstrzymał się przypominając sobie, gdzie się znajdują. Uniósł się ostrożnie i dopił piwo, sięgając od razu po kurtkę. Z jej kieszeni wyjął rękawiczki, które podsunął Krzyśkowi.
- Załóż, proszę - mruknął ciszej.
Chłopak bez słowa przyjął podaną mu parę rękawiczek, czując jak czerwienieje na twarzy. W takiej sytuacji zrobiłby wszystko, tylko żeby załagodzić konflikt. Zupełnie sobie nie radził, kiedy ktoś był na niego zły, mając ochotę po prostu rozbeczeć się i schować do kąta. Znał to aż za dobrze, wspomnienia dzieciństwa były nadal żywe, czasami ciężko było mu uwierzyć, że jest dorosłym facetem, który może już sam decydować o sobie. Zawiązał mocniej chustkę pod szyją, patrząc na Filipa wyczekująco, starając się za wszelką cenę opanować. Czarna, ciężka, skórzana kurtka skrzypiała przy każdym jego ruchu, kiedy wbrew sobie złapał przyjaciela za łokieć i pociągnął do wyjścia z piwnicy, naraz nie mając zupełnie ochoty na żaden kontakt z nim, na żadną bliskość, mimo że nic tak naprawdę się nie stało. Po prostu wspomnienia, które zbyt łatwo dawały się obudzić.
Wyszli z dusznego pomieszczenia wprost w rześkie, mroźne powietrze listopadowej nocy, prawie grudniowej, bo do tego miesiąca pozostało zaledwie parę dni. Śnieg przestał padać, pozostawiając na chodnikach biały pas puchu sięgający do kostek. Zimny wiatr szczypał nieprzyjemnie w policzki. Filip dopiął kurtkę do samego końca i zerknął na Krzyśka, coraz bardziej zaniepokojony jego zachowaniem, które widział pierwszy raz. Złapał go w końcu za ramiona, zatrzymując.
- Co się dzieje? Wyglądasz strasznie słabo - mruknął, czując jak alkohol zaczyna z niego ulatywać, co nieco go denerwowało, bo właśnie dziś miał ochotę spić się do nieprzytomności, ale szło strasznie opornie.
- Nic, wszystko w porządku, poszedłbym już spać najchętniej - odparł chłopak, tylko połowicznie mijając się z prawdą. Naprawdę najchętniej poszedłby do łóżka, ale nie żeby spać, raczej by schować się tam przed całym światem. Zimno raz po raz atakowało jego policzki, a on czuł się już tak beznadziejnie źle, że miał ochotę zniknąć. Zbyt często nawiedzały go takie myśli. Żałował, że nie może go od siebie po prostu odsunąć, bo byłoby to na pewno opacznie zrozumiane. - Chcesz jechać do mnie? - spytał, samemu nie wierząc, że to robi. Wszystko by zachować pozory.
- Tak, a gdzie mamy indziej pogadać? - Filip puścił go, doskonale odczuwając, że musiało dręczyć go coś jeszcze, nie miał jednak sił go wypytywać, wiedząc, że nic by tym nie wskórał. A na pewno nie w takim miejscu. Ruszyli do metra, nie odzywając się do siebie słowem, każdy zatopiony we własnych myślach. W metrze było przynajmniej ciepło i sucho, a śledzenie przeróżnych informacji wyświetlających się na ekranach było najlepszym zajęciem przez kolejne dwadzieścia minut jazdy.
***
- Chcesz herbaty? - spytał Krzysiek, przerywając niewygodne milczenie, jakie między nimi zapadło. W mieszkaniu było cicho i ciepło, niemal domowo przytulnie, zauważył chłopak, nagle zdając sobie sprawę, że przyzwyczaił się już do tego miejsca, że to jest teraz jego dom. Najlepszy, jaki mogłem mieć, pomyślał, czując jak łzy cisną mu się do oczu. Odwrócił się jednak w stronę elektrycznego czajnika by nabrać wody i starając się zachować względny spokój. Niczego nie potrzebował tak bardzo jak poczuć się bezpiecznie.
- Tak, poproszę. - Filip wyciągnął nogi, przyglądając się jego sylwetce i czując jak żar przyjemnie rozlewa mu się po chłodnych policzkach. Szybko zaczynał rozgrzewać się w mieszkaniu przyjaciela.
Krzysiek wyciągnął z szafki dwa kubki należące do jego współlokatora i wsypał do obu trochę czarnej herbaty, najzwyklejszej pod słońcem, pachnącego miło granulatu z poobijanej puszki w indyjskie kwiatki, którą znalazł w mieszkaniu kiedy się sprowadził. Smutek niemal go dławił, nie próbował się nawet uśmiechać, wiedząc, że wyglądałoby to fałszywie.
- Chciałbym... Już nigdy w życiu nikogo nie kochać. Nie przywiązać się do nikogo i do niczego, nie czuć sentymentu. Mieć na wszystko wyjebane - wyrzucił z siebie, opierając się tyłem o białą, zatłuszczoną szafkę i zakładając ramiona na piersi. Nie potrafił się zdobyć by spojrzeć na Filipa.
Przyjaciel przełknął z trudem ślinę, czując jak powraca znany ból w piersi, który był tam zawsze, jedynie tracąc na natężeniu, teraz budząc się dwa razy silniej.
- Chcesz mi dać do zrozumienia, że powinienem sobie darować ze swoimi uczuciami? - spytał, wodząc palcem po jasnoniebieskiej ceracie na stoliku.
- O rany, nie odnoś wszystkiego co powiem do siebie. Nie jesteś jedyną składową mojego życia, a ja mam wrażenie ciągłej presji z twojej strony, nawet jak nic nie mówisz, ciągle wisi mi nad głową pytanie co dalej, co zamierzam z tobą zrobić, nie umiem tego znosić Filip. Serio, moje życie to ciągłe napięcie, ciągła presja, to nie do zniesienia kiedy to płynie jeszcze od ciebie...
Filip uniósł się nagle i podszedł do niego bardzo blisko, z wypisanym na twarzy zdecydowaniem, między zmarszczonymi brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka. Oparł dłonie po bokach Krzyśka, zaglądając mu pewnie i głęboko w oczy.
- Możemy to uprościć - powiedział lekko drżącym głosem, z trudem się hamując, aby nie pocałować przyjaciela i przytulić go, co ostatnio często robił, mimo że jedynie w łóżku. - Zaczniesz ze mną chodzić.
- Fifi... Słuchałeś cokolwiek z tego, co mówiłem? Nie chcę być z nikim w związku, nie chcę czuć presji, natarczywości... Wolałbym, żebyś z powrotem był dla mnie jak brat, ale to jest kurwa niemożliwe po tym wszystkim... - Krzysiek odwrócił wzrok, lustrując poplamione linoleum na kuchennej podłodze. Zagryzł nerwowo usta, bojąc się, że każde kolejne słowo może nieść ze sobą tragiczny skutek. - Co z tego, że mi się podobasz, jest świetnie w łóżku... Niczego ci nie brakuje Fifi, to ja tutaj nie pasuję, ja mam wady.
Dłonie Filipa mocniej zacisnęły się na blacie kuchni, a jego wzrok stał bardziej natarczywy.
- Słyszę co mówisz, i wydaję mi się, że mówi to jakiś koleś bo traumie - powiedział z naciskiem. - Ciągle zakładasz, że będzie źle, bo to co stare było super, sprawdzone, a to co nowe już nie. Ciągle mówisz problem, stres, presja, a tak naprawdę nie jesteś w stanie przewidzieć jak to się potoczy, nic nie możesz przewidzieć, ale ty oczywiście z góry zakładasz, że będzie źle. - Opuścił głowę, na chwilę zaprzestając wypowiedzi, ale szybko podjął ją z powrotem: - Wiem, że ostatnio nie było u ciebie różowo, ale nie powinieneś pozwalać, aby to rzutowała na resztę Krzych, bo tak o czymkolwiek pomyślisz na przyszłość, będzie kurewsko złe. Czego obawiasz się... jakbyśmy byli razem? Przecież... przecież ja się nie zmieniam, nadal mi na tobie zależy, ufam ci, wszystko to dawałem ci jako przyjaciel, jako twój chłopak też będę.
- Weź nie manipuluj mną, co? Może faktycznie jestem kolesiem po traumie i nie widzę możliwości, żeby przyszłość zaczęła się malować w jasnych barwach. Nie gadaj, że nie ma różnicy między przyjaźnią a byciem z kimś w związku. Rany, oczywiście, że się obawiam twoich wymagań, zaborczości, zazdrości... Dalej mam wymieniać? - odwarknął, prostując się bardziej by poczuć się pewniej przy Filipie. Na wiele to się jednak nie zdało.
Filip odsunął się od niego, już nie mogąc znieść tego muru, w który walił bez ustanku.
- Jesteś jebanie przewrażliwiony na wszystko - szepnął, zaciskając dłonie w pięści i rzucając mu zrezygnowane spojrzenie wyszedł z kuchni. Nie miał zamiaru tu zostawać, jeśli po to tylko Krzysiek go tu ciągnął, aby wypunktować mu w czym go na pewno zawiedzie. Słuchanie tego było męczarnią.
- No ej, gdzie leziesz? - Krzysiek wypadł za nim do korytarza, nie mając zamiaru puszczać kumpla do domu, szczególnie o tej porze i w taką pogodę. - Myślisz, że rzucisz propozycję i od tak się na wszystko zgodzę? Dostałeś palec i chcesz całą rękę, jak zawsze wszystko musisz mieć, a jak nie to obraza majestatu! Weź pod uwagę, że to nie pieprzony worek kartofli, idziesz i kupujesz! Filip, no! - rozemocjonował się, stając między Filipem, a wyjściowymi drzwiami. Nie mógł pojąć, jak chłopak to sobie wyobraża, że rzuci ot tak propozycję, a on ot tak się zgodzi?
Filip uśmiechnął kpiąco.
- Jak na razie na siłę wynajdujesz nowe powody, żebym dał ci spokój Krzysiek. - Sięgnął po kurtkę, nie porzucając swojego planu wyjścia. - Widzisz tylko wady i wady, ani razu nie powiedziałeś, że o tym myślisz na poważnie. Z góry oceniasz moje zachowanie, co jest poniżej pasa.
- Bo ja nie wiem, co mam o tym myśleć! Boję się, nie możesz tego zrozumieć! - krzyknął w desperacji, przełykając gęstą, nieprzyjemną ślinę. Gardło miał suche jak wiór. - Wiem, że chcę, żebyś został. Nie chodź nigdzie, no... Zostań ze mną.
- Ja powiedziałem co miałem powiedzieć, o swoich szczerych zamiarach inaczej nie umiem mówić. Nie będę ci obiecywał, że nie będę zazdrosny, że się czasem nie pokłócimy, bo to jest coś normalnego w związku.
- Filip, no... Nie obrażaj się na mnie, proszę - szepnął zduszonym głosem, nadal stojąc w przejściu jak słup soli. Nie umiał inaczej reagować. - Nie chce się kłócić... Daj mi czas na myślenie, nie rób presji, nie znoszę tego - mruknął, śledząc z zainteresowaniem swoje stopy w przemokniętych skarpetach na podłodze korytarza. Tak bardzo chciał, żeby wszystko było z powrotem w porządku, żeby problem zniknął, atmosfera się poprawiła. - Weź to zostaw, chodź do pokoju, Fifi... - powiedział cichutko, łapiąc nieśmiało za skrawek jego rękawa. Cały wyglądał jak siedem nieszczęść.
Filip przyglądał mu się przez chwilę, nasiąkając tym co działo się z jego przyjacielem. Nie umiał by go tak zostawić, bo przecież kochał go, i to z siłą, o którą nigdy się nie posądzał. Przymknął powieki przygryzając wargę, czując nagłe zmęczenie całą tą sytuacją, bo już nic nie rozumiał. Potarł bliznę pod grzywką na czole, marszcząc brwi, aby w końcu zlikwidować dzielącą ich odległość i przytulić do siebie Krzyśka, pocałować go w bok szyi.
- Przepraszam - mruknął, mocno go do siebie przygarniając i gładząc po plecach w uspokajającym geście.
Krzysiek zsunął kurtkę z jego ramion, z ulgą przyjmując jego dotyk, ciepło, łagodny ton głosu, wszystko czego brakowało mu by poczuć się stabilnie. Odetchnął cicho, niemal flaczejąc w jego ramionach.
- Weźmiemy picie i pójdziemy się położyć? Cały dzień o tym marzę - wymamrotał, czując jak nagle osiągnięte poczucie bezpieczeństwa niemal natychmiast skleja mu powieki.
- Jasne. - Filip odwiesił z powrotem kurtkę, nadal obejmując przyjaciela jedną ręką, samemu również czując się lepiej mogąc go dotknąć i poczuć jego zapach.
Krzysiek wychylił się do delikatnego pocałunku, dotykając ustami jego ust tak subtelnie, jakby nie mieli za sobą wielu godzin seksu w zaciszu pokoju. Przymknął powieki, czując jak ogarnia go słodka błogość. Nie chciał teraz myśleć, o niczym.
***
Obudził się, czując na twarzy promienie słońca wdzierające się do pokoju przez niezasłonięte rolety. Mimo kilku ładnych godzin snu, był nadal zmęczony, obolały, wymięty. Filip trzymał go kurczowo w ramionach, posapując cicho przez nos. Ściskał go zaborczo, jakby obawiał się, że chłopak ucieknie mu przez chwilę nieuwagi. Krzysiek przełknął ślinę, nagle podenerwowany. Ta bliskość tak przykro kojarzyła mu się z Arturem, z ich rozstaniem, z tymi wszystkim chwilami będącymi jednocześnie szczęśliwymi i tak przykrymi, ostatnimi chwilami ich związku. Filip był przecież zupełnie inny, nie powinien kojarzyć tego w tak oczywisty sposób, nic jednak nie potrafił poradzić na to, dodatkowo obawiając się właśnie zaborczości chłopaka, tego, że będzie chciał go uwiązać przy sobie, co manifestował niemal na każdym kroku, nie dając mu chwili oddechu, prawie kontrolując. Odkąd zaczęli sypiać ze sobą Krzysiek nie miał możliwości poznania nikogo innego, będąc pod ciągłym nadzorem. Z jednej strony bywało to przyjemne, nie mógł narzekać na brak zainteresowania, adoracji, seksu, na którym obecnie bazowała głównie ich relacja. Z drugiej jednak strony czuł się osaczony. Wyplątał się z wiążących go ramion i sięgnął po butelkę Cisowianki stojącej obok łóżka. Miał wrażenie, że wcale nie spał, przez to co działo się ubiegłego wieczora. Cud, że nie złapało go przeziębienia po tym, jak bardzo zmarzł i przemókł. Spojrzał na śpiącego obok Filipa, na długą, czarną grzywkę opadającą mu na twarz, na słodko rozchylone, jasne usta, zaróżowione policzki, szczupłe ramię leżące bezwładnie na bawełnianej, ciepłej pościeli. W głowie miał zupełny mętlik, a Filip oczekiwał od niego natychmiastowych działań, decyzji, jakby jeszcze mało dla niego zrobił, godząc się na pogłębienie ich relacji. Wstał najciszej jak potrafił, szybko odnalazł leżące na dywanie bokserki i naciągnął je na tyłek zamierzając wyjść, przestać na niego patrzeć, przestać go czuć chociaż na chwilę, poszukać spokoju nad kubkiem herbaty w samotności.
Minęła godzina kiedy do kuchni wsunął się zaspany Filip, przecierając oczy i nieco się krzywiąc.
- Hej - mruknął i zakrył usta obiema dłońmi, kiedy ziewnął. Zgarnął niesforną grzywkę z czoła i spojrzał z lekkim uśmiechem na przyjaciela. - Masz jakieś proszki?
- Masz kaca? - spytał Krzysiek, od razu wstając i wyciągając Apap z szafki, która służyła im za apteczkę. - Zrobię ci kawy może, szybciej zadziała, co?
- Byłbym wdzięczny. - Filip odebrał od niego tabletki, siadając na krześle i chowając twarz w dłoniach. Cieszył się, że nie męczyły go wymioty, chociaż przecież tak strasznie się nie upił jak miał zamiar. - Twoich współlokatorów nie ma?
- Chyba nie ma, nikogo nie słyszałem. - Krzysiek wstawił wodę na tłustą, mocną kawę, jaką miał zamiar doprawić siebie i Filipa. Gęsia skórka okryła jego ramiona, nie miał jednak na tyle motywacji by zebrać się i pójść po koszulkę. Kompletnie nic mu się nie chciało. Zagapił się na słoneczny poranek za oknem, jeden z ostatnich dni złotej, polskiej jesieni, tak niespodziewany, że aż przygnębiający. Nienawidził siebie za to, że nie potrafił cieszyć się z tego, co dawał mu los. Po prostu nie potrafił, uczucie osamotnienia w tłumie ludzi nigdy nie mijało, nawet kiedy był z kimś blisko, czuł się zupełnie wyalienowany. Nie wiedział jak sobie z tym poradzić.
- Uch cudnie, kurwa, zapomniałem zadzwonić do domu, że jestem u ciebie, o ja pierdole... - Filip wyciągnął z kieszeni spodni telefon i westchnął ciężko, widząc multum nieodebranych połączeń z domu i od siostry. Wybrał numer ojca i przyłożył aparat do ucha, wsuwając palce we włosy.
Krzysiek zagryzł wargi, spoglądając na niego jakoś rozpaczliwie i smutno, widząc jak wszystko dookoła pieprzy się w ekspresowym wręcz tempie. Tak bardzo chciałby wrócić do chwil, kiedy byli dla siebie po prostu przyjaciółmi... Weź się w garść, pomyślał, zalewając kawę i stawiając ją przed Filipem, słodką i mleczną. Nie miał ochoty słuchać, co też chłopak naopowiada rodzicom, poszedł szybko do łazienki, zamykając drzwi za sobą by zrelaksować się chwilę pod prysznicem. Gdyby mógł, po prostu by uciekł.
- Tak tato, przepraszam. - Filip zmarszczył brwi, słuchając swojego rodzica z przejęciem, próbując się kajać przed nim jak mógł. Oczywiście potem zmuszony był wysłuchać pretensji matki, ale nic nie mówił, wiedząc, że sobie zasłużył. Na pytanie kiedy ma raczyć wracać westchnął. - Będę za dwie godziny, dobra? No część.
Rozłączył się, próbując uspokoić serce, bo zawsze się denerwował przy takich sytuacjach. Sięgnął po kawę i napił się, krzywiąc, bo oparzył sobie podniebienie.
- Kurwa - sapnął i przymknął oczy.
Rozejrzał się po wnętrzu kuchni, zastanawiając, gdzie zniknął Krzysiek. Szum dobiegający z łazienki poinformował go, gdzie aktualnie przyjaciel się znajduje. Nie chciał go niepokoić, mimo że poczuł nieodpartą chęć znalezienia się tam z nim w środku. Przypominając sobie wczorajsze słowa kumpla, nie chciał już stwarzać presji.
Gorąca woda uspokoiła i rozleniwiła Krzyśka, rozgrzała i zarumieniła jego skórę, poczuł się o wiele lżej, opuszczając wannę po krótkim, intensywnym prysznicu, jaki sobie zafundował. Wytarł się dokładnie, osuszył włosy, które w świetle żarówki wydawały się niemal platynowo jasne, patrząc na siebie w lustrze z lekką niechęcią. Wiedział, że nie jest jakimś tam brzydalem, nie jest odpychający, ale nie mógł oglądać spokojnie swojej twarzy by nie czuć do siebie obrzydzenia. Gdyby mógł, zamieniłby się z kimś, by nie musieć dłużej siebie znosić. Zajrzał do kuchni by zobaczyć, jak Filip umiera nad kubkiem z kawą.
- Wszystko ok? - spytał, stojąc niepewnie w drzwiach, nie wiedząc co powinien zrobić. Policzki miał różowe i wilgotne od pary, podobnie jak nagi tors i ramiona. Cały pachniał świeżością.
Filip obrócił się w jego stronę i serce zabiło mu żywo. Nie zrobił jednak nic, uciszając głosy podekscytowania w swojej głowie i siadając z powrotem twarzą do okna.
- Tak, trochę pokrzyczeli i pewnie w domu znowu usłyszę to samo, ale jest ok - powiedział cicho, będąc pewnym, że gdy tylko podniesie odrobinę głos głowa mu od tego pęknie. Przed oczami wciąż miał obraz odświeżonego Krzyśka, przez co zapragnął go przytulić, ale jedyne co zrobił to zacisnął palce na uchu od kubka. - Będę się zbierać niedługo.
- Myślałem, że chcesz zostać... Mam wolny weekend - odparł Krzysiek, zaskoczony tym, że Filip chce tak szybko uciekać do domu, skoro przez ostatnie dwa miesiące przesiadywał u niego w każdej wolnej chwili. Zaskoczyło go również uczucie rozczarowania, jakie poczuł w reakcji na jego słowa. Sam nie potrafił ogarnąć tego, co się z nim działo. Bał się zostać w pustym mieszkaniu, bał się narastającego przygnębienia, samotności, ciszy. Ciężko było mu przyznać przed sobą, że przyzwyczaił się do obecności Filipa, do jego towarzystwa, że stało się to dla niego potrzebne. Wiedziony nagłym impulsem podszedł do niego i pogłaskał po pachnących papierosami włosach, po ciepłym karku, nie mogąc zrozumieć własnego zachowania, dwóch skrajności, które nim powodowały.
Przez ciało Filipa przebiegły przyjemne dreszcze. Spojrzał nieco zaskoczonym wzrokiem na przyjaciela, najwidoczniej nie spodziewając się tego po nim, zwłaszcza po ostatniej rozmowie. Seks seksem, ale takie gesty były jednak rzadkością z jego strony. Odruchowo złapał delikatnie dłoń Krzyśka, czując jaka jest przyjemnie ciepła w porównaniu z jego zimną.
- Hmm... chcę - szepnął, przyglądając się różowym paznokciom, ciemniejszych od kolory samej skóry dłoni.
- Nie chcę siedzieć sam - mruknął Krzysiek, odbijając w stronę blatu gdzie stała jego porzucona, chłodna już kawa. Wstawił ją do mikrofalówki by odgrzać. Po chwili czułości momentalnie zamykał się w sobie. - Moglibyśmy iść gdzieś połazić, skoro nie lubisz biegać. Pogoda jest dzisiaj w miarę.
- No dobra, ale znowu musisz mi coś pożyczyć, bo cuchnę okropnie - zaśmiał się Filip cicho, zaciskając dłoń jakby chcąc zachować ciepło ciała przyjaciela.
- Idź się wykąp Fifi, lepiej ci się zrobi, zaraz ręcznik ci dam, czekaj - odparł Krzysiek, niezwłocznie udając się do pokoju po rzeczony ręcznik. Kiedy ktoś był u niego w gościnie, czuł się zobowiązany by mu dogodzić jak tylko się dało. Od razu poczuł się lepiej mając czymś zajęte ręce. Nie przepadał za chwilami, kiedy miał zbyt wiele czasu na myślenie.
- To jak, zostaniesz? - spytał, wracając migiem do kuchni i nieomal zderzając się w drzwiach z Filipem. Zdążył w międzyczasie zarzucić na siebie luźną, szarą koszulkę, ładnie wyprasowaną. W domu nauczył się dbać o takie rzeczy.
- Zostanę. - Przyjaciel nachylił się do niego i cmoknął go w usta z radością wypisaną na twarzy. Wziął od niego ręcznik i ruszył do łazienki, wyciągając po drodze telefon, aby przedzwonić do rodziców i przekazać im zmianę planów.
Krzysiek zapatrzył się na jego chudy tyłek, kiedy Filip znikał w łazience, nie mogąc pojąć co właśnie się stało. Zmiana nastroju przyjaciela była tak gwałtowna, że aż dziwaczna. Zabrał swoją kawę do pokoju, postawił na okiennym parapecie i zakopał się w pościeli, by poczytać przez chwilę stare wydanie Angory zostawione mu przez Tomka. Może treści polityczne nie były już pierwszej świeżości, ale pozostałe artykuły nadal pozostawały interesujące. W łóżku było mu tak spokojnie i błogo, że mógłby tu spędzić cały weekend i nie czuł by, że zmarnował swój czas. W całej swojej niechęci do własnej osoby przyznawał sobie prawo do odrobiny relaksu.
Minął może kwadrans i Filip wrócił z łazienki w samych bokserkach, z ręcznikiem na głowie, zaróżowiony na policzkach i z większym ożywieniem w spojrzeniu.
- Widzę, że bardzo ci się spieszy na spacer - uśmiechnął się szeroko, patrząc w rozbawieniu na przyjaciela, całego okrytego pościelą. Usiadł na brzegu materaca i zaczął suszyć głowę chaotycznymi ruchami.
- Nie masz pojęcia jak fajnie mi się leży - odparł Krzysiek, przeciągając się pod kołdrą, z gazetą na kolanach. - Lubię tak, jest cicho i na luzie, nic nie muszę robić, nie spieszy mi się do roboty, fajnie no...
- Mam pojęcie, bo ja tu marznę jak cholera, a ty się tam mościsz jak książę - zaśmiał się Filip szorując włosy, które przyjemnie pachniały mięta, a nie papierosami.
- To kładź się, a nie marudzisz - mruknął Krzysiek, przerzucając bezmyślnie strony gazety. Ziewnął rozdzierająco, gmerając palcami w wilgotnych jeszcze włosach. Kawa niewiele pomagała na tak bezbrzeżne lenistwo, jakie go ogarnęło. - Nie wiem, może miałeś jakieś plany na weekend, starzy może cię potrzebują, a ja cię tu trzymam jak pupilka.
Filip odwiesił wilgotny ręcznik na krzesło i podszedł do łóżka, aby od razu też się wsunąć pod zagrzaną kołdrę.
- Jej ale cieplutko - zamruczał zwijając się w kłębek, ale nie dotykając przyjaciela, wiedząc, że na razie jest jak sopel lodu, raczej niezbyt przyjemny w dotyku. - Nie, raczej się pytali czy jutro przyjdziesz ze mną na obiad, bo dawno nie byłeś - wymamrotał, wciskając głowę pod poduszkę.
- Wiedzą? - spytał, nachylając się by odgarnąć Filipowi mokre włosy z twarzy. Chłopak stanowił niesamowity wręcz kontrast z Arturem, i Krzysiek musiał przyznać, że dostrzegał w tym obecnie same plusy. Podobały mu się jego oczy, czarne jak oliwki, błyszczące, szczere. Szkoda, że nie jesteś starszy, pomyślał, naciągając mu kołdrę pod samą brodę. Pościel przyjemnie pachniała proszkiem do prania.
- Wiedzą o czym?
- No... że się spotykamy - wytłumaczył pokrętnie, gapiąc się tępo na angorowy Eroskop z cycatą dziewczyną i podglądaczem w rolach głównych. Dopił resztkę zimnej kawy, niemal nabierając w usta fusów.
- Coś tam wiedzą, domyślają się, ale ja nic im nie wspominałem - odparł przyjaciel, podkładając złożone dłonie pod policzek i wpatrując się w jego łokieć.
- Rozumiem... Fajnie, że cię akceptują. To chyba zajebiście mieć takich starych - odstawił kubek i wymęczoną gazetę, wsuwając się głębiej pod kołdrę i obracając przodem do Filipa. Dotknął ciepłą dłonią jego boku, głaszcząc go niespiesznie. - Jesteś bardzo ładny - rzucił bez związku, ściszając głos niemal do szeptu. We własnym łóżku czuł się bezpiecznie i spokojnie jak nigdzie indziej.
- Ty też. - Na ustach Filipa pojawił się znacznie szerszy uśmiech, z ukazaniem zębów. - Są spoko, chociaż czasem wkurzający. - Zmarszczył brwi, kiedy pomyślał o rodzicach przyjaciela, totalnie odmiennych od jego pod każdym względem.
- Chyba wolałbym być przystojny, ale nie można mieć wszystkiego - zaśmiał się pod nosem, przysuwając się do Filipa nieznacznie. - Ja tam lubię twoich starych, zawsze wydawali się być bardzo w porządku. Siostrę też masz świetną, powinieneś to doceniać Fifi, póki jest... W ogóle doceniać, że jest.
- Przecież doceniam, no. - Chłopak wyciągnął ostrożnie dłonie i objął go w talii, czując jak szybko się rozgrzewa, chociaż stopy nadal miał lodowate. - Jesteś przystojny i to bardzo, zwłaszcza twoje kości policzkowe. Tak samo oczy, nos, broda - wymienił, przyglądając mu się z uwielbieniem.
- Oj weź mi już słódź... Tak mówię po prostu... Możesz sobie nie zdawać sprawy, ile dobrego ci się trafiło, że masz taką rodzinę. Nie chcę cię pouczać, czy coś, sam gówno wiem... Nie chciałbym, żebyś musiał kiedyś czegoś żałować - powiedział Krzysiek, eksplorując dłonią jego nagie plecy. Miał ciepłe, duże, męskie dłonie, mimo wszystko bardzo delikatne. Jego dotyk był nasycony czułością. Kiedy nie analizował za bardzo, potrafił cieszyć się takimi chwilami bliskości z przyjacielem.
- Myślisz, że twoi się nie odezwą? - Filip odetchnął ciężej. Mając lekkiego kaca, nie reagował tak szybko jak normalnie na dotyk przyjaciela, kiedy pewnie zaraz zacząłby go całować. Przesunął palcami po brudzie Krzyśka, kciukiem muskając szczękę.
- Spotkałem ostatnio matkę na mieście, przypadkiem, w tramwaju... Rozmawialiśmy chwilę nim wysiadła. Cóż... Uświadomiła mi, że nie ma do czego wracać - odparł, ocierając się twarzą o jego dłoń, jak zwierzak szukający pieszczot. Przesunął dłoń na tyłek Filipa, głaszcząc go nienachalnie przez materiał bokserek. Nie był to może najpiękniejszy męski tyłek jaki widział, ale w perspektywie całości nie miało to większego znaczenia.
- Najwidoczniej nie zasługują na ciebie - burknął Filip, zagryzając lekko zęby na wardze, na myśl o jego rodzicach czując powracającą złość. Dłoń przesunął na kark przyjaciela, leniwie drapiąc go. - A zostawiłeś coś tam jeszcze? Jakieś rzeczy?
- Większość rzeczy Fifi tam została, ale nie ma opcji żeby wrócić po to... Trudno no, prędzej czy później się dorobię sam wszystkiego. Wydaje mi się czasami, że to ja nie zasługuję na to, co dostałem, że przecież chcieli dobrze mnie wychować, to nie ich wina, że jestem jaki jestem, nic nie potrafię uszanować... Może gdyby ojciec był inny, byłoby mi łatwiej, a tak jest po prostu chujowo - powiedział Krzysiek, przysuwając się jeszcze bliżej, tak, że Filip czuł na twarzy jego pachnący kawą oddech. - Nigdy nie chciałem nikogo skrzywdzić. Strasznie... Strasznie mi przykro, że mama cierpi przeze mnie.
- Krzych, nie mów tak, to nie twoja wina, to oni nie potrafią tego zaakceptować. - Dłonie Filipa zadrżały, tak strasznie chciał być męski dla niego, móc go chronić, jak jakiś średniowieczny rycerz swoją damę serca. W głowie zaczynał opracowywać plan zdobycia reszty rzeczy Krzyśka i miał nadzieję, że Martyna mu w tym pomoże. - Ty się odważyłeś temu przeciwstawić, szkoda, że twoja mama nie szuka tej siły.
- Nie mogę od niej tego wymagać, to nie jej wina, że jest jak jest... Rany, po co my o tym gadamy, jest tyle fajniejszych tematów od mojej rodziny - westchnął, całując go pod szczęką, w skórę szorstką od świeżego zarostu, mając coraz większą ochotę na seks niż na pogaduszki. Libido dopisywało mu niewiarygodnie odkąd przestał wyrzucać sobie swoją orientację i zadręczać się tym, jak to źle robi sypiając z mężczyznami, jak bardzo niemoralny jest i jak mocno obraża boga swoimi uczynkami. Wsadził rękę pod majtki Filipa, dotykając miękkiej, gładkiej skóry na jego tyłku, ustami skubiąc jego szyję. Gdyby mógł coś zmienić w sobie fizycznie, na pewno chciałby być wyższy. I mieć większego penisa, bo to, czym dysponował, nie mogło robić na nikim wielkiego wrażenia. Wrażenie było raczej umiarkowanie małe.
Filip sapnął, zaatakowany przyjemnym dreszczem, który rozszedł się po jego plecach. Przesunął dłonią po bok przyjaciela, bliżej go do siebie przyciągając, prawie ściągając na siebie. Drugą rękę wplótł w jego jeszcze wilgotne włosy, wargami muskając ucho Krzyśka.
- Uwielbiam cię - zamruczał cicho, któryś raz już z kolei przy takich pieszczotach, lecz nie umiał się powstrzymać, cały wewnątrz uradowany gdy mógł mieć go blisko siebie.
- Chcesz spróbować w ten sposób? - spytał niepewnie Krzysiek, macając go sobie zupełnie bezwstydnie pod materiałem majtek, niesamowicie szybko podniecając się w odpowiedzi na dotyk jego brzucha i ud na sobie. Przycisnął się do niego kroczem, czując, że przyjaciel również nie pozostaje mu... obojętny. Bardzo rzadko zdarzało mu się przyjmować aktywną rolę, o wiele bardziej na miejscu czuł się jako pasyw, do tego zwykle w takich sytuacjach martwił się, że nie zadowoli partnera. Z Filipem jednak czuł się odrobinę bardziej komfortowo niż zwykle, pod warunkiem, że ten nie naciskał na niego i nie prześladował ciągłymi wyznaniami miłości.
- Yhm, chcę. - Twarz Filipa gwałtownie poczerwieniała, kiedy wyobraził sobie Krzyśka nad sobą. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście, że właśnie spotyka go coś takiego. Pocałował przyjaciela przeciągle i ciepło, ocierając się o niego całym ciałem.
- Ale wiesz... Nie licz na fajerwerki... Rzadko to robię - przełknął ciężko ślinę, kładąc się na nim całym sobą, dosyć niezgrabnie lokując między nogami chłopaka. Wcałował się czule w jego usta, unosząc się nad nim na ramionach, ocierając członkiem o szczupłe udo, czując jego penisa na swoim brzuchu. - Nie chciałbym, żebyś się rozczarował.
- Krzych, nie pierdol już - sapnął Filip, przyciągając go do głębokiego pocałunku i nie pozwalając na choćby słowo.
O Jezu, więc jednak tego chce, pomyślał Krzysiek, starając się jak najszybciej wejść w nową rolę, przejąć dowodzenie, jak nazywał to czasem w myślach, mając nadzieję, że nie spieprzy sprawy, że uda mu się stanąć na wysokości zadania, mimo wszystkich obaw, jakie czuł, którymi głowę napchaną miał do bólu mocno. Odpowiedział chętnie na pocałunek, próbując przejąć kontrolę nad Filipem, co było dosyć trudne zważywszy na jego żywiołowe i entuzjastyczne zachowanie, kiedy sam Krzysiek podchodził do sprawy niezwykle ostrożnie. Starał się poddać własnemu podnieceniu, kiedy wracał z żelem, ukrytym w biurku przed ewentualną wizytą współlokatorów. Nawilżał Filipa tak delikatnie i powoli, że szło zwariować, kiedy smarował własnego penisa z naciągniętą na niego prezerwatywą, czując ukłucie wstydu jak skromnie prezentował się nawet w pełnym wzwodzie. Z drugiej strony może to właśnie ogromny entuzjazm Filipa nie pozwalał opaść jego podnieceniu, mimo dziesiątek złych myśli kłębiących mu się w głowie, kiedy cały podenerwowany próbował wejść w niego, robiąc wszystko o wiele wolniej niż miał w zwyczaju kiedy to on był tym, który dawał się penetrować. Westchnął, nieziemsko rozpalony, przywierając ściśle do pleców przyjaciela i całując uspokajająco jego bark, kark, skubiąc ustami ucho, błądząc dłońmi po piersi chłopaka, bojąc się, że w którymś momencie zrobi mu krzywdę. Jego przyjemność i satysfakcja nie były tu stanowczo na pierwszym planie.
Filip oddychał ciężko w poduszkę, urzeczony jego ciężarem na sobie, pocałunkami i podnieceniem, które przyjemnie nim kołysało. Poruszył biodrami sugestywnie, wydobywając z siebie jęk i zaciskając palce na pościeli.
- Lubisz tak? - wydusił Krzysiek, poruszając się w nim drażniąco powoli, nie przestając pieścić wilgotnymi wargami kościstego ramienia. Skupił się zupełnie na dawaniu mu przyjemności, odnajdując spoconą dłonią jego penisa i masturbując go w rytm swoich pchnięć, modląc się w duchu, by nie dojść zbyt szybko. Było mu duszno od emocji, gorąco, plecy zwilżyły mu się potem, kołdra szeleściła na nich, lepiąc się do wilgotnych ciał. Wtulił twarz w jego kark, postękując cicho. Trudno było mu się opanować, kiedy czuł na sobie rozluźnione wnętrze Filipa, zapraszająco śliskie, ulegle ustępujące. Przełknął kolejny raz gęstą ślinę, pokrywając jego skórę drobnymi, czułymi pocałunkami.
- Super - sapnął przyjaciel wysokim tonem i zamknął oczy, oblizując wargi, aby wczuć się w ruchy Krzyśka. Przyjemność, którą odczuwał może nie była porównywalna do tej którą zdarzało mu się odczuwać z facetami dobrze obdarzonymi przez naturę, ale tutaj przeżywał wszystko dwa razy silniej, bo odchodziły uczucia, jakie głęboko żywił do Krzyśka. Zacisnął mocno powieki, napinając mięśnie i w końcu dochodząc w dłoń przyjaciela. Zaszumiało mu w głowie, a orgazm, który się przetoczył po nim sprawił, że opadł na poduszkę, oddychając ciężko w jej materiał.
Krzysiek przyspieszył tempo, nie zaprzestając dotykania przyjaciela, nadal masując jego penisa, przyjemnie stymulująco, przywierając silnie do jego pleców, cały zdyszany i skrajnie podniecony, a mimo to ciągle potrafiący się kontrolować. Nie wybaczyłby sobie gdyby Filipowi nie było przyjemnie, albo by go zabolało. Czuł się wręcz zobowiązany by dać mu jedynie pozytywne odczucia. Minęła dłuższa chwila nim udało mu się dojść w jego ciele, przy czym nadmiar stresu wcale nie pomagał. Zadrżał i przytulił się mocno, niemal natychmiast wysuwając penisa, wyrzucając prezerwatywę i zaczynając się wycierać. Nie chciał by Filip poczuł się niekomfortowo, mając przy sobie jego ospermionego członka.
Jego przyjaciel przekręcił się na plecy, od razu go częstując błogim uśmiechem, który oznaczał tylko jedno, że seks mu się podobał.
- Było cudownie - zamruczał, przysuwając się do niego i cmokając leniwie w usta, wręcz się pchając w jego objęcia.
- Tak? Ale... Umm... Czułeś cokolwiek, tak? - spytał cicho, prawie niedosłyszalnie, czerwieniejąc na twarzy jak burak. Po prostu chciał wiedzieć. Zdawał sobie sprawę, że kiedy Filip był tak rozluźniony mógł go ledwo wyczuwać, i było mu przez to potwornie wstyd. Spuścił oczy, czując jak twarz pali go żywym ogniem.
- Co? Co to za durne pytanie Krzych. - Filip zmarszczył brwi, mimo że nadal się uśmiechał. - Tak, czułem jak mnie rżniesz. - Objął go w pasie i przysunął bliżej siebie.
- Ale chyba cię nie bolało? - spytał, rozchylając usta w wyrazie zdziwienia. Słowo rżniesz nie brzmiał zbyt dobrze, i momentalnie zmartwił się, że Filip mógł nie czuć się komfortowo. Przytulił go do siebie niemal kurczowo. - Nie puszczę cię już - mruknął cicho, całując go w spocone czoło.
- Nie puszczaj - szepnął Filip odpowiadając na uścisk, a serce zabiło mu mocniej, całą pierś zalewając przemożnym bólem, który w tej formie był cudownie słodki.