Rozdział 39 – Arystokrata z krwią na rękach
Mateusz popił gorącej kawy, parząc sobie język i wargi, zupełnie tym jednak nieprzejęty. Zerknął przez szparę w drzwiach, obserwując śpiącego na brzuchu Wojtka, okrytego niedbale cienką kołdrą na biodrach. Westchnął pod nosem, pociągając kolejny, głęboki łyk aromatycznego, mocnego napoju z czarnej filiżanki. Spędzili ze sobą bardzo miły wieczór, Mateusz miał nawet prezent dla niego z okazji Mikołajek. Wojtek śmiał się, że czasy szkolne dawno już minęły i nikt takich świąt nie obchodzi, a później, ubrany jedynie w perfumy, które od niego dostał, kochał się z nim wyczerpująco, nie dając chwili oddechu, wyduszając skutecznie powietrze z jego płuc. Zapatrzył się na umięśnioną łydkę wystającą spod kołdry, na różową podeszwę stopy, którą jeszcze wczoraj całował w uniesieniu, na cień między udami prowadzący kusząco pod poły kołdry. Dopił kawę w jednym łyku i zamknął cichutko drzwi. Odstawił filiżankę na garderobę w korytarzu, dopiął dżinsy i w niezapiętej kurtce wyskoczył na klatkę schodową.
Kiedy wracał po dobrych dwudziestu minutach, dosyć zmarznięty, ale zadowolony, Wojtek drzemał nadal, w mieszkaniu było zupełnie cicho, nie licząc tykania kuchennego zegara. Rozpakował zakupione w pobliskich delikatesach wiktuały, zamierzając zrobić coś na kształt śniadania dla siebie i dla mężczyzny. Wyciągnął na talerzyk świeże, migdałowe croissanty, noszące w sobie jeszcze cień ciepła piekarskiego pieca, osypujące się wręcz ze świeżości i pachnące słodko masłem i migdałową masą, wydobył z torby ciemne winogrona, których słodycz wypróbował jeszcze w sklepie. Jedynie latte z cudownie puszystą pianą była jego dziełem. Popatrzył z uśmiechem na przygotowane śniadanie, mając nadzieję, że Wojtek polubi to tak, jak i on lubił. W końcu co mogło być lepszego od kawy, winogron i rogalików?
Wkroczył cichutko do pokoju, stawiając tacę z jedzeniem na stoliku obok łóżka i usiadł obok niego, zdejmując od razu koszulkę. Ogrzewanie chodziło na pełnych obrotach i może nie było to szczególnie zdrowe, ale na pewno przyjemne, kiedy na dworze temperatura spadała poniżej zera. Pogładził delikatnie plecy mężczyzny, nachylił się i pocałował jego kark, mięsiste łopatki, kilka drobnych pieprzyków na umięśnionym, szerokim barku, licząc że mężczyzna obudzi się szybko. Nie musiał na szczęście długo na to czekać.
– Cześć, przystojniaku – zamruczał mu wprost do ucha, ocierając się lekko torsem o jego plecy. Uwielbiał takich dużych, silnych facetów.
– Heeej... – szepnął Wojtek jeszcze zaspanym głosem, unosząc głowę i uśmiechając się ciepło do współlokatora. Na jego widok od razu zrobiło mu się przyjemnie na sercu, zapach perfum, który jeszcze wyczuwał w pościeli przywodził miłe i gorące wspomnienia wczorajszej nocy.
– Przyniosłem śniadanie, pewnie jesteś głodny po wczorajszym – zaśmiał się cicho Mateusz, muskając ustami skórę jego pleców. Och, Wojtek był takim samcem i najchętniej nie wypuszczałby go z łóżka. Nie potrafił się nim znudzić.
– Śniadanie? – Mężczyzna odruchowo spojrzał na stolik, zaskoczony tym co na nim ujrzał. Silny aromat kawy unoszący się w pokoju był dopełnieniem tego widoku. Podparł się na łokciach lekko unosząc, szczerze zaskoczony tą małą niespodzianką. – Już byłeś w sklepie? – spytał i zwrócił wzrok z powrotem na Mateusza, rozczulony tym gestem, jak również i innymi, którymi mężczyzna go obdarzał przez ostatnie dni. Cmoknął kochanka w usta, nie mogąc się powstrzymać, gdy miał go pryzy sobie tak blisko.
– Byłem w Almie chwilę temu – odparł, nie mogąc przestać dotykać jego ramion, głaskać i gładzić. Nachylił się do czułego pocałunku, nie potrafiąc odmówić sobie posmakowania jego ust, szczególnie kiedy widział go takiego rozespanego, co budziło w nim, ku własnemu zaskoczeniu, ukryte pokłady czułości. – Nakarmić cię? – zamruczał nisko, błądząc długimi, kościstymi palcami po jego twardym brzuchu. Najchętniej zjadłby właśnie jego.
Wojtek odetchnął ciężko, nie odpowiadając, a jeszcze raz wcałowujac się w jego mięsiste wargi, już nawet niezdziwiony, jak Mateusz działa na niego i jak przekłada się to na seks. Mógłby go dotykać przez cały czas, dlatego ułożył się na plecach ciągnąc go zdecydowanie na siebie i nie przestając całować. Śniadanie mogło chwilę poczekać.
– Mmm… Tak… – Mateusz mruknął niewyraźnie w jego usta, nie opierając się obejmującym go ramionom, całym sobą chętny na bliskość mężczyzny, na jego dłonie na sobie. – Zaraz mi stanie – szepnął, uciekając ustami na jego brodę, mimo wszystko chcąc najpierw zjeść. Było już po ósmej rano i czuł, że jeśli za chwilę nie zje śniadania, rozboli go żołądek, a bardzo tego nie chciał, mając na uwadze możliwość szybkiego numerku jeszcze przed zajęciami na uczelni. – Może… Poczekaj, muszę coś zjeść – dodał cicho, próbując opanować rozgorączkowane libido. Zapach mężczyzny powodował, że nogi same mu się rozjeżdżały.
Dłonie Wojtka przesunęły się pieszczotliwie po jego pośladkach, macając je przez materiał spodni. Nie miał ochoty puszczać kochanka, samemu nie potrafiąc wytłumaczyć co też działo się między nimi, bo ani razu nie poruszyli tematu odnośnie tego. Pocałował przeciągle Mateusza, po czym odsunął się, przesuwając rozgrzanymi dłońmi po jego żebrach.
– To dawaj to śniadanko – zamruczał cicho, ciesząc się, że dziś piątek, chociaż nie cały dla nich.
Mateusz usadowił się na skraju tapczanu, podwinął pod siebie jedną z wąskich, nagich stóp i sięgnął na tacę po talerzyk z rogalikami, stawiając go przed Wojtkiem w rozburzonej pościeli. Dla siebie miał drugi, gdzie rogaliki były bardziej spieczone, a migdały na ich wierzchu niemal przypalone. Uwielbiał ich delikatną gorycz, w połączeniu z sypkością francuskiego ciasta tworzącą niemal grzeszną rozkosz na podniebieniu. Uśmiechnął się do Wojtka, odgarniając za ucho niesforny pukiel czarnych, błyszczących włosów.
– Lubisz tak, czy wolałbyś jajka na szynce? – spytał zupełnie poważnie, sięgając po swoją kawę, drugą już tego dnia, i wypijając długiego, głębokiego łyka.
Jego współlokator podniósł się do siadu, nie przejmując własną nagością, chwytając ostrożnie za talerzyk ze swoim śniadaniem. Nigdy nie miał okazji jeść takich francuskich ciastek, przynajmniej tak mu się zdawało, że to taki typ ciasta, ale pytać się nie chciał, mogąc wyjść na idiotę.
– Hmm... myślę, że i tak jeszcze coś zjem – powiedział, wgryzając się w chrupkie ciasto.
– Nie za bardzo, co? – dopytał się Mateusz, cały rozsmakowany w swoim śniadaniu, w swojej kawie z ekspresu, pachnącej mocno świeżo zmielonym ziarnem, nie mogąc się powstrzymać i wpychając do ust kulki winogrona, między wargi wilgotne od kawowej piany. – Ja kocham tak jeść. Najlepiej byłoby na balkonie, jeszcze lepiej gdyby morze było za oknem – zaśmiał się radośnie, popatrując na Wojtka rozmarzonym wzrokiem. Dla Mateusza życie mogłoby być wieczną sjestą, on na pewno by się nie nudził.
– Pyszne – przyznał Wojtek, sięgając po swój napój i popijając łyk. W sumie takie śniadanie pasowało mu do osobowości kochanka, eleganckie i gustowne. – Najadasz się tym?
– No jasne, do drugiego śniadania starcza mi w sam raz – poklepał się po szczupłym brzuchu, nagle nachylając się do jego ust i całując delikatnie w kącik jego warg. Odsunął się wolno, patrząc mu w oczy, głęboko, roziskrzonym wzrokiem, niemal kobieco pięknymi oczyma. – Okruszek miałeś – mruknął, trwając kilka sekund jak sparaliżowany. Mięsiste, kapryśne usta wygięły się w parodii przepraszającego uśmiechu, odchrząknął odrobinę zakłopotany, albo zdawał się taki być jedynie, odsunął niechętnie, wyszukując na swoim pustym talerzyku zagubionych migdałowych płatków.
Wojtek uśmiechnął się lekko, jeszcze nie do końca przyzwyczajony, jak Mateusz prezentował mu się odmiennie w stosunku do tego, co było na początku ich znajomości. Taki czuły, romantyczny, jak podmieniony, co nieco niepokoiło Wojtka, znając jego wybuchowe zachowanie, oraz skłonność do szybkiej zmiany decyzji. Brnął jednak w to dalej, przyznając się w duchu, że poddawał się temu urokowi z własnej woli. Objął kochanka w pasie, przygarniając go bliżej siebie i składając na jego karku ciepły pocałunek. Nie umiał się nie poddać chwili, czemuś z czym nie miał nigdy do czynienia, a co przyciągało i kusiło na każdym kroku.
– Mmm… miód w ciele lwa – szepnął Mateusz, przytulając się do niego nienachalnie, strącając przypadkowo talerzyk na dywan, łyżeczkę od kawy i zmiętą chusteczkę, w którą wycierał usta i zupełnie się tym nie przejmując. Odetchnął drżąco w jego szyję, z rozkoszą czując fakturę jego skóry na swoim świeżo ogolonym policzku. Za oknem właśnie zaczął padać śnieg, dużymi, mokrymi płatkami oklejając szybę. W mieszkaniu było tak ciepło i cicho, że Mateusz słyszał własny, delikatnie przyspieszony oddech.
– Ciekawe określenie – zaśmiał się Wojtek, jeszcze chwilę drażniąc jego skórę na karku wodząc po niej nosem, żeby po chwili wrócić do smakowania kawy i kończenia rogalika, nadal jednak obejmując Mateusza, drapiąc go po boku.
Chłopak sapnął, niepocieszony, sięgając po swoją szklankę z latte i sącząc ją, rozkosznie ciepłą, waniliową i słodką jak ulepek. Zagapił się na białe niebo ciężkie od chmur, na śnieg sypiący coraz raźniej, przypominający mu o tym, że niedługo święta, powrót do domu, pierwsze święta bez matki. Żal ścisnął krótko jego krtań, nie okazał tego jednak po sobie, przesuwając stopą nieszczęsny talerzyk po dywanie. Pogładził mężczyznę po udzie, nie chcąc mu po raz kolejny przerywać jedzenia. Sięgnął go winogrona, by skubać je w milczeniu palcami. Wojtek zupełnie nie łapał jego romantycznych tekstów, wolał więc czasami się nie odzywać, niż wychodzić na idiotę.
– Co tak zamilkłeś? – Wojtek cmoknął go w ramię, odsuwając pusty talerzyk i teraz mając wolne ręce, zdecydowanie przysunął Mateusza do siebie.
– Nie przeszkadza mi cisza – odparł chłopak, z chęcią poddając się uściskowi gorących, czułych ramion, dłoniom eksplorującym jego ciało. Zerknął szybko na zegarek, widząc, że zostało mu jeszcze dobre czterdzieści minut do wyjścia na uczelnię, bez problemu powinni więc zdążyć. – Nie mam przymusu ciągłego mówienia – dodał, nasuwając się na niego, przykrywając chciwie swoim ciałem, nie chcąc nawet myśleć, że kiedyś będzie miał tego dość, dosyć ich seksu i intymności.
– Jasne, że nie masz. – Wojtek ścisnął go w ramionach i przekręcił na plecy, patrząc głęboko w oczy, trochę żałując, że całe popołudnie spędzi z Mirkiem. Oczywiście cieszył się na przyjazd kumpla z rodzinnego miasta, ale z drugiej strony ciężko było nie spędzać wolnej chwili z Mateuszem, zwłaszcza, że Wojtek miał na głowie studia oraz pracę w jednym ze sklepów sportowych. W ciągu tygodnia trudno było o takie długie śniadanie oraz seks.
Chłopak rozchylił dziecięco ładne usta, czując jak uderza w niego fala podniecenia, kiedy ogląda go nad sobą, pochylonego, zdecydowanego, niespotykanie pewnego siebie, mimo że na co dzień to Mateusz brylował wśród ludzi a Wojtek trzymał się raczej z boku. Objął jego szyję ramionami, pociągnął go na siebie, by chwytać łapczywie jego wargi swoimi w gorączkowym, namiętnym pocałunku, tak głodnym i rozpaczliwym, jakby zaraz miał skończyć się świat. Zasłonił oczy powiekami, smoliste rzęsy rzuciły cień na jasne policzki, w bladym świetle poranka ukazując jego słabość, jego chęć poddania się mężczyźnie, wszystkie te brudne uczucia, od których nie umiał uciec, i którym tak bardzo chciał ulegać. Serce biło mu ogłuszająco, czuł jego pulsowanie głęboko w sobie, w swoich napuchniętych dłoniach, nie mogąc doczekać się kiedy Wojtek weźmie go sobie, tak po prostu, i zniszczy.
***
– Niezła ciasnota. – Słowa Mirka rozbrzmiały w kuchni, kiedy jego kroki zabrzmiały wyraźne, a on sam we własnej osobie wkroczył do pomieszczenia.
Wojtek pokręcił głową, zalewając im obu po kubku kawy, chociaż bardziej dla kumpla, który aby przyjechać do stolicy zmuszony był wstać wcześnie i teraz przecierał co chwilę powieki, czy ziewał głęboko.
– A może ty chcesz się zdrzemnąć chwilę? – zaproponował, stawiając na jasnej ceracie stolika parujący kubek, patrząc jak jego gość zasiada na krześle. Musiał przyznać, że jak ostatnio się widzieli Mirek wyglądał nieco inaczej, może była to zasługa pozbycia się przydługich włosów, które zawsze mniej lub bardziej skrywały jego szczupłą twarz, albo uśmiechu, który nie opuszczał go od wyjścia z pociągu. Ciemne, krótkie włosy, obcięte tuż przy skórze, uwydatniały ostro zarysowane kości policzkowe, nieco ukryte pod parudniowym zarostem, chociaż jak twierdził Mirek był to zaczątek większej bródki. Mimo to zdaniem Wojtka jego kumpel nieco spoważniał, już nie przypominając chudego podlotka, albo stracha na wróble, mogącego straszyć w zagonie zboża. Wszystko dzięki robocie na wakacjach, którą chłopak dostał, a która najwyraźniej nie przełożyła się jedynie na pieniądze, ale również na sylwetkę.
– Weź przestań, przyjechałem i mam spać? – prychnął Mirek, patrząc na niego w rozbawieniu w czarnych oczach, popijając wolno kawę, wciąż się rozglądając, jakby miał zamiar zapamiętać każdy szczegół. Wojtek wiedział, że kiedy tylko kumpel wróci do domu, jego ciotka nie omieszka wypytać go ze szczegółami, jak to tam jej bratanek żyje w wielkim mieście.
– Przecież widzę, że oczy ci się kleją, kłamco. – Wojtek usiadł po drugiej stronie stołu, jakoś tak odruchowo zasłaniając usta i poddając się ziewnięciu. Z tyłu głowy wciąż migały mu urywki porannego seksu z Mateuszem, namiętnego, wciąż żywego, okraszonego wonią perfum, kawy i smakiem migdałów tak wyraźnych na ustach kochanka.
– A sam to co? Ziewasz jak pies. Dałbyś coś mocniejszego, chyba że tutaj u was to tylko herbatka kawusia leci. – Grube brwi Mirka uniosły się sugestywnie, a Wojtek zaśmiał się mimowolnie, całkowicie zapominając, że kumpel zawsze był pierwszy do picia, co nie oznaczało, że jakiś z niego alkoholik, raczej degustator, jak zdarzało mu się siebie określać.
– Oj byś się zdziwił, niektórzy to tylko to do porannej kawusi – rzucił, oczywiście mocno naciągając fakty, a raczej rzucając tą uwagę żartem niż serio. Podniósł się i otworzył lodówkę, z jej czeluści wyciągając po butelce piwa, mając w zanadrzu jeszcze kolejne dwie oraz likier. Wolał jednak go nie otwierać, mając zamiar podczas pobytu kumpla jeszcze się pouczyć. Na uczelni mocno cisnęli, a skoro już za nią płacił, to wolał czerpać z tego co dostawał. Same zajęcia mu się podobały, może nie wszystkie, ale miał motywację do nauki. Jedyny mankament stanowiła dość spora liczba dziewczyn w jego grupie, on i dwóch jeszcze chłopaków byli jedynymi przedstawicielami płci męskiej. Dodając do tego wiek koleżanek, tuż po liceum, stawiało go to czasem w stresujących sytuacjach.
Mirek na widok alkoholu wyszczerzył się i od razu odebrał od niego swoją część, kubek z kawą odsuwając zdecydowanie dalej.
– Prawie jak w domu – zauważył, otwierając i popijając głęboki łyk.
– To chodź do pokoju, tam będzie wygodniej – zaproponował Wojtek, skinieniem głowy zwracając jego uwagę.
– Mam nadzieje, że masz tego więcej, w końcu mamy tyle rzeczy do oblania. – Mirek podniósł się, wsuwając jedną dłoń w ciemne dżinsy i idąc za nim w stronę wybranego pomieszczenia, gdzie zostawił również swój plecak. Sama wizyta i tak była krótka, bo następnego dnia Mirek się zbierał, nie zostając na noc.
***
Likier waniliowy polał się do szklaneczek już któryś raz, ale żaden z nich tego nie liczył. Wojtek nie umiał oprzeć się kumplowi, jego namowom, wspominkom odnośnie dawnych czasów, posłuchania co też słychać na starych śmieciach, kto okazał się krypto gejem, kto umarł. W duchu musiał przyznać, że brakowało mu tego, gdzieś pod skórą tęsknił za domem, za ludźmi tak różniącymi się od tych w wielkim mieście, bez pośpiechu żyjącymi. Ale wracać nie chciał, bo tutaj miał możliwości, na wsi można było odpoczywać od zgiełku stolicy, naładować baterie, aby móc zmierzyć się z grami, gierkami, które w innych środowiskach były nie do przyjęcia.
Słodkawy posmak wanilii rozpływał się w ustach sprawiając, że pokój wypełnił się śmiechem, to znów poważnymi rozmowami. Wojtek zdążył opisać Mirkowi swoje pierwsze kroki w Uranosie, choć do stresu jaki doznawał już się nie przyznał, bardziej skupiając się na samej atmosferze studia i ludziach tam pracujących. Nawet nie wiedział, kiedy przeszedł na temat Mateusza, pierwszy raz w słowach próbując ubrać to, co się między nimi ostatnio działo.
– Taki słodki, rozkoszny? – Mirek poprawił się na łóżku, próbując unieść się do siadu, ale w końcu zrezygnował, opierając o ścianę, półleżąc i przyciskając się bokiem do Wojtka.
– No, jak go zobaczysz to wiesz... – Wojtek westchnął na chwilę milknąć, mając przed oczami rozjaśnioną twarz współlokatora, która dziś rano widział po przebudzeniu. – Wiesz w średniowieczu to hrabia jak nic.
Mirek zaśmiał się, rozbawiony tym określeniem, chociaż w tym lekkim stanie upojenia wszystko co usłyszał niezmiernie go bawiło. Dłoń, która już od długiego czasu trzymał na udzie kumpla, teraz przesunął nieco wyżej.
– To ten hrabia zainteresował się chłopkiem? - prychnął, popatrując na nieco zarumienioną twarz Wojtka, gdzieś w głębi czując gorycz, że kumpel większą uwagę poświęcał swojemu współlokatorowi-kochankowi, a nie jemu. – Taki świetny we wszystkim? – Uniósł się i bez pardonu usiadł Wojtkowi na biodrach, posyłając mu roziskrzone spojrzenie, mając nadzieję, że temat szybko się zmieni. Poruszył się, ocierając pośladkami o jego krocze. – W tym też taki dobry, co?
– Mirek... – sapnął głucho Wojtek, przełykając ciężko ślinę, czując jak po kręgosłupie wspina mu się prąd podniecenia, a penis drgnął w spodniach, tak stymulująco naciskany. Nie umiał zepchnąć z siebie kumpla, szybko przypominając sobie ich wspólne chwile spędzane na tego typu przyjemnościach. Odruchowo zacisnął dłonie w jego tali, przyjemnie kołysany alkoholem i narastającą przyjemnością z obecności Mirka na sobie.
– Całuje też lepiej ode mnie? – Mirek oblizał dolną wargę, szybko rozpoznając uległość kumpla po jego zaczerwienionych oczach, wpatrujących się tylko w niego z pożądaniem. Nie dał mu jakiejkolwiek szansy na odpowiedź, a tym samym sposobności, aby mógł to jeszcze przerwać, łapiąc jego usta w szybkim, namiętnym pocałunku, wsuwając również swój gorący język.
Uśmiechnął się czując wyraźną odpowiedź, zadowolony z faktu, że dostanie to, po co tu przyjechał, ani razu nie dopuszczając do siebie myśli, że stanie się inaczej. W końcu to, że Wojtek wyjechał do Warszawy nie przekreślało tego, że nadal byli kochankami i na pewno jakiś cudaczny warszawiak tego nie zmieni.
***
Mateusz zdjął niespiesznie buty z modnie długimi cholewami i zabrał się za odkręcanie z szyi stalowo-błękitnego, obszernego szalika, kupionego mu ostatnio przez Natalię, której zdążało się czasami zmarnotrawić odrobinę swojego drogocennego czasu w sieciówkach w centrach handlowych, mimo że na co dzień uważała to za rozrywkę niegodną i nic nie wnoszącą. Odłożył go z zadowoleniem na garderobę, odrobinę zamyślony, błądząc umysłem wokół spraw związanych z uczelnią, z ludźmi z roku, z którymi przebywanie było dla niego zwykle wielką przyjemnością, wokół zaśnieżonych ulic i zimnych tramwajów, w głębi serca ciesząc się niesamowicie z powodu mrozu, zimy, kiedy wszystko wydawało mu się takie bajkowe, jak na amerykańskim filmie oglądanym w dzieciństwie.
Cisza panująca w mieszkaniu zaniepokoiła go trochę, w końcu Wojtek miał mieć gościa, spodziewał się raczej głośnych rozmów i śmiechu. Zajrzał nawet do kuchni, by upewnić się, że nikogo tam nie ma.
– Wojtek? – zawołał, popychając uchylone drzwi do pokoju mężczyzny. Widok, który zobaczył, zagotował mu krew w żyłach. Twarz napięła mu się w grymasie złości niemal boleśnie, szczęka zacisnęła mocno, źrenice rozszerzyły automatycznie, nie mogąc lub nie potrafiąc przyjąć do wiadomości, zinterpretować tego co zobaczył, i mimo że trwało to zaledwie kilka sekund nim trzasnął drzwiami tak, że prawie wyleciała z nich szyba, jemu zdawało się, że trwa bardzo długie minuty. Wpadł do swojego pokoju, przed oczyma mając obraz Wojtka całującego i namiętnie obściskującego swojego kumpla. Był tak wściekły, że nie wiedział, gdzie podziać ręce. Czegoś takiego się na pewno po nim nie spodziewał. – Kurwa! – wydarł się na całe gardło, dając upust swojej złości i frustracji.
– Mateusz? – Głos Wojtka rozbrzmiał po paru minutach, a on sam w końcu pojawił się w drzwiach, nadal zaczerwieniony, najwidoczniej kompletnie nie rozumiejąc zachowania drugiego mężczyzny.
– Wypierdalaj! – ryknął na niego, zaciskając dłonie w pięści, nie mogąc uwierzyć, że po tym, co mężczyzna zaprezentował, jeszcze ośmiela się do niego przychodzić. Kompletne obrzydzenie mieszało się z uczuciem zranienia na jego twarzy.
– Mati, ale co się stało? – Wojtek uniósł wysoko brwi zaskoczony jego zachowaniem, będąc pogubionym w tym, co właśnie się działo. Upojenie alkoholowe w ogóle nie pomagało.
– Ty pierdolony chuju – wysyczał przez zęby chłopak, patrząc na niego z takim wstrętem, jakby zaraz miał zwymiotować. Zmierzył go pogardliwym wzrokiem, od zaczerwienionych policzków i ust, po wyraźny wzwód w spodniach. Ciśnienie zatętniło mu w głowie i niewiele myśląc doskoczył do Wojtka i przywalił mu z pięści w twarz, aż przymykając oczy, kiedy kropelki krwi bryzgnęły spod jego dłoni wprost na wytapetowaną ścianę nad ramieniem mężczyzny. Gdyby ktoś mu teraz przypomniał, że jeszcze rano dał temu facetowi dupy, to by chyba go zabił.
Wojtek zachwiał się i upadłby na podłogę, ale w porę złapał się ściany, podpierając się o nią. Serce zabiło mu ze zdenerwowania, a w piersi coś ścisnęło, całkowicie zaskoczony uderzeniem jak i krwią spływającą z nosa. Uniósł wzrok znad swojej dłoni, którą przyciskał do twarzy i zwrócił na Mateusza, nadal mając nadzieję, że to jakieś nieporozumienie.
– Co do kurwy? – W drzwiach stanął Mirek, otwierając szeroko oczy na całą scenę, zapewne spodziewając się czegoś innego. Podszedł szybko do Wojtka, łapiąc go za ramię, a Mateuszowi posyłając wściekłe spojrzenie. - Odjedbało ci, kurwa?!
– Spierdalaj stąd – warknął nisko Mateusz, cały gotowy, by i jemu przyłożyć. Miał ochotę wywlec go za ciuchy z mieszkania. – Zabieraj swoje szmaty i spierdalaj – wycedził przez zęby, czując jak wszystko mu się wewnętrznie przewraca kiedy patrzy, jak obcy facet dotyka Wojtka. Śliską od krwi pięść roztarł w drugiej ręce, unosząc lekko górną wargę w wyrazie absolutnej wściekłości.
– Chodź Wojtek, panienka się wkurzyła – sarknął Mirek, patrząc mu wyzywająco w oczy i łapiąc Wojtak pod ramię. Mężczyzna nadal patrzył na Mateusza z mieszaniną zaskoczenia, nadal nie rozumiejąc skąd w nim tyle gniewu. Szybko się jednak pozbierał, dochodząc do wniosku, że najlepiej jest zostawić go samego.
– Wszystko ok – rzucił do Mirka, który chciał mu pomóc. Wyszedł z pokoju, od razu kierując się do łazienki, popychając przed sobą kumpla.
– Coś ty kurwa powiedział? - Mateusz wyszedł za nimi z pokoju, cały nabuzowany tak bardzo, że nie potrafił już zupełnie panować nad swoim gniewem. Ironia w głosie Mirka stanowiła dla niego oczywiste wyzwanie i miał dziką wręcz ochotę sprasować mu twarz. W tym stanie wybitnie łatwo dał mu się sprowokować. Mięśnie drżały mu w niesamowitym napięciu, w uszach słyszał wyraźnie szum własnej krwi.
Wojtek gwałtownie się zatrzymał i odwrócił w jego stronę, odgradzając go swoim ciałem od kumpla.
– Koniec Mateusz – powiedział spokojnie patrząc na niego twardo. – Zostaw go.
Mateusz pchnął go gwałtownie w klatkę piersiową, zwyczajnie nie mogąc uwierzyć, w to co się działo. Mężczyzna zachwiał się pod wpływem uderzenia, opierając się na stojącym za nim Mirku. Chłopak szarpnął go za bluzę na piersi, ledwo się powstrzymując, żeby nie uderzyć go ponownie. Krew zaczęła już krzepnąć nad jego wargą, na brodzie, zostawiając ciemną, lepką smugę wilgoci.
– Rzygać mi się chce, jak na ciebie patrzę – warknął chrapliwie, puszczając jego ubranie, idealnie prezentując tym gestem skrajne obrzydzenie.
– Super. – Wojtek posłał mu ciężkie spojrzenie, nie mając zamiaru w jakikolwiek sposób reagować. Szarpnął Mirka za rękaw, gdy ten wyraźnie chciał odpowiedzieć na zaczepki Mateusza. – Idziemy – powiedział twardo, łapiąc kumpla i popychając do swojego pokoju, nie przejmując się wciąż płynącą krwią.
– Jesteś szmatą – syknął za nim Mateusz, zwieszając ramiona bezczynnie wzdłuż boków, czując się tak głęboko zranionym i rozsierdzonym, że nie miał pojęcia jak sobie z tym poradzić. Wiedział na pewno, że nie zamierza siedzieć w pokoju i słuchać przez ścianę, jak Wojtek pierdoli się ze swoim wiejskim kumplem. Zacisnął usta aż pobielały mu wargi, w głowie zakręciło się od nadmiaru emocji, bez namysłu nasunął buty na stopy, nawet ich nie wiążąc, złapał swój płaszcz, swój elegancki szalik z Zary, skórzaną torbę na ramię, ogarnął najpotrzebniejsze przedmioty i wypadł jak stał na korytarz, na klatkę schodową, ubierając się chaotycznie w biegu. Chciał się znaleźć jak najdalej stąd, jak najszybciej.
Wojtek zacisnął palce na włosach, wewnątrz cały drżąc ze złości i bólu po słowach z ust Mateusza, gdzieś w głębi chyba dostrzegając przyczynę jego zachowania. Czyżby był zazdrosny? Czyżby współlokator żywił do niego coś więcej i stąd ten atak?
Kiedy drzwi wejściowe wyraźnie trzasnęły, zostawił milczącego Mirka w pokoju i wyszedł do łazienki, czując mdłości i narastający ból głowy i nosa. Najsilniej jednak rwało w piersi, w sercu.