The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:25:36   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Tylko się nie bój 9


Shuuhei przez chwilę patrzył na informatora spode łba, chociaż wiedział, że nic tym nie osiągnie. Jednak duma nakazywała okazać opór. Nie spuszczając wzroku odłożył teczkę na bok, ściągnął zegarek i sięgnął po skórzane kajdanki. Kazeshini patrzył się na jego dłonie, przy zapinaniu pierwszej bransolety. Przy drugiej sięgnął do szuflady biurka i wyciągnął dość gruby łańcuch. Shuuhei musial przełknąć ślinę, gdy patrzył jak drugi mężczyzna staje na krześle i zawiesza łańcuch na wystającym z sufitu obok gołej żarówki haku.
Gospodarz, nie schodząc z krzesła, odwrócił się do swojego gościa i kiwnął palcem, żeby ten do niego podszedł. Kiedy chłopak nie zareagował, spojrzał na niego poważniej.
- Chyba nie chcesz, żebym się zdenerwował królewiczu? - zapytał, przechylając głowę na bok. - Pamiętasz, że wtedy robię się nieprzyjemny, prawda?
Shuuhei jeszcze przez sekundę nie reagował, ale w końcu wstał i podszedł. Na kolejne kiwnięcie palca, już bez większego ociągania się, podał dłonie. Kazeshini i tak musiał się znieciepliwić, bo szarpnął go dość brutalnie do góry
- Ej – stęknął, gdy został przyczepiony za pomocą karabińczyka do łańcucha na tyle wysoko, że musiał stanąć niemalże na palcach.
- Nie mów, że myślałeś, że będę delikatny – szepnął mu do ucha na powrót szeroko uśmiechnięty gospodarz. - Chyba na tyle mnie poznałeś.
Prychnął i zaraz stęknął, gdy Kazeshini chwycił go za włosy i szarpnął do tyłu.
- I nie próbuj udawać, że masz tu jakąkolwiek władze królewiczu – znowu szepnął i czubkiem języka przesunął wzdłuż jego ucha, szczęki i szyji.
Puścił go, a Shuuhei mógł w końcu nabrać powietrza. Mówią, że "ciekawość to pierwszy stopień do piekła". Miał wrażenie, że Kazeshini za wszelką cenę starał się udowodnić prawdziwość tego powiedzenia. Nogi już zaczynały go boleć, nieprzyzwyczajone do takiej pozyji. Bransolety wbijały się w nadgarstki, a ramiona niedługo zaczną omdlewać. Czuł rosnący niepokój na myśl, że już w tej chwili jest niemalże zdany na łaskę tego mężczyzny. Był nieprzyzwyczajony do braku kontroli i do tego typu zabaw. Jakoś wcześniej nie było zbytnio z kim próbować. Poza tym to pewnie on był by stroną, która dominuje, a nie, jest dominowana. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Dźwięk uderzającego o siebie metalu zwrócił jego uwagę. Obejrzał się przez ramię i zmarszczył brwi. Kazeshini stał oparty tyłkiem o biurko i zakładał na czubki palców coś, co wyglądało na metalowe pazury. Uśmiechnął sie, widząc zaniepokojone spojrzenie Shuuheia.
- Specjalnie dla ciebie – powiedział niemalże czule.
Sięgnął jeszcze raz do szuflady i wyciągnął kawałek czarnego materialu. Podszedł do swojego gościa i zawiązał mu oczy. Metalowe pazury stukały o siebie przez chwilę, a potem zapanowała cisza. Nawet muzyka na chwilę umilkła, ale zaraz poleciał kolejny industrialny kawałek. Kazeshini roześmiał się.
- Pasuje idealnie – zamruczał niezwykle zadowolony. Musiał stać blisko.
Shuuhei nie byl pewien, o co chodzi, ale wtedy oprócz łupiących dźwięków, w piosence pojawił się tekst.

You're such a dirty whore
You're such a dirty whore


Poczuł chłód metalu na ramieniu. Niemalże delikatny, gładki dotyk.

You're such a fucking slut
You're a filthy slut


Drugi dotyk – na plecach – był ostrzejszy, ale nie przekraczał progu przyjemnego drapania. Niemalże rozluźniającego. Szedł po bluzce, wzdłuż kręgosłupa. Wywołując mimowolny dreszczyk.

You are my fuck toy
You are a fucking toy


Ten z ramienia dotarł w międzyczasie na szyję i do krawędzi bluzki. Jeden z pazurów chwycił koszulkę i wtedy serce Shuuheia na chwilę przestało bić.

You get what you deserve

Poczuł i usłyszał, jak pazur bez najmniejszego oporu przecina materiał. Przełknął ślinę. Już wiedział na czym miała polegać zabawa.

You're fucking beautiful

To wszystko było bardziej niż niepokojące. I znowu, jak wtedy z Kenseiem w "Destrukcji", na swój chory sposób, podniecające.
- Czy ty... - odezwał się zaniepokojony.
- Ciiii – uciszył go Kazeshini, kładąc mu palec na ustach. - Obiecuję, że cię nie zapsuję... Za bardzo. Poza tym zawsze możesz powiedzieć, że za bardzo się boisz i wtedy na pewno przerwę – dodał i w jego głosie było wyzwanie "jak długo wytrzymasz, zanim przyznasz, że jesteś tchórzem?".
Shuuhei zacisnął zęby, wściekły. Nie miał zamiaru dawać temu psycholowi najmniejszej satysfakcji.

You are my fuck toy
You are a fucking toy


***

Czekał z rękoma w kieszeniach na przeciwko motelu, w którym już jakiś czas temu zniknął Hisagi. Wykałaczka spokojnie przesuwała się z jednego kącika ust do drugiego i z powrotem. Niecierpliwił się oczywiście; co chwilę zerkał na zegarek; było to spowodowane przede wszystkim bezczynnością. Nie przyzwyczaił się do tego i pewnie już nie przyzwyczai. Nieważne czy było to zadanie, jak to, czy jeszcze misje za czasów Vizardów. Zawsze nadchodził taki moment, kiedy zaczynał czuć irytację oczekiwaniem. Zwłaszcza, gdy dobrze wyszkolony szósty zmysł, mówił mu, że coś jest nie tak, że powinien coś zrobić. Nie był pewien z czego bierze się ten niepokój. Czy z innego niż zwykle zachowania Hisagiego podczas ostatniego spotkania? Czy bardziej ze słów Rose, których jakoś nie mógł po prostu zbyć.
Siedzieli w szpitalnym bufecie tego dnia, kiedy chłopak Rose próbował popełnić samobójstwo i popijali dość słabą kawę tam serwowaną. Zazwyczaj pozytywnie nastawiony do życia Rose był przygaszony, bawił się kubkiem, wpatrzony w brązową ciecz w środku.
- Najpierw Momo, teraz Kira – odezwał się blondyn po dłuższej chwili. Podniósł wzrok na kolegę. - Uważaj na swojego chłopaka Kensei. Mamy prawdziwy wysyp samobójców tego lata – uśmiechnął się słabo.
- Coś ty, mój dzieciak za twardo chodzi po ziemi, żeby robić takie głupoty – machnął dłonią.
- Też tak myślałem o Kirze – powiedział poważnie. - Tutaj nie było żadnego sygnału, jak to było w przypadku Momo. Ona miała wręcz wypisane na czole "jestem w dołku, niech ktoś się mną zajmie teraz już, bo inaczej skończy się to źle". A Kira... Nawet brew mu nie drgnęła, gdy dowiedział się o śmierci Ichimaru, po czym wrócił do domu, chwycił nóż i tak jak stał, podciął sobie żyły. Dlatego mówię ci Kensei. Uważaj na swojego dzieciaka, kto wie, czy jemu też coś tak nie trzaśnie i nie postanowi rzucić tego wszystkiego w pizdu.
Od tamtej pory jakoś nie mógł pozbyć się z głowy obrazu martwego Hisagiego. A z jego dość bogatego zasobu obrazów trupów, które w życiu widział, jego wyobraźnia podsuwała mu oczywiście te najbardziej malownicze. Do tego cienki głosik; łudząco przypominający głos tej psychopatki Mashiaro; podpowiadał mu, że chłopak pewnie w tej chwili już zwisa z sufitu. A zrobił to w motelu dla pewności, gdyby w jego mieszkaniu jednak były zainstalowane kamery.
Wykałaczka jeszcze raz zmieniła swoje położenie pomiędzy jego wargami i w końcu w drzwiach motelu pojawił się Hisagi. Założył słuchawki, zarzucił kaptur bluzy i poszedł w stronę przystanku, po drodze zapalając papierosa. Nawet się nie rozejrzał. Kensei zerknął na zegarek – trzydzieści sześć minut od wejścia. Co można zrobić przez taki czas? Wiele rzeczy oczywiście. Zbyt wiele, żeby próbować się domyślić.
Wypluł wykałaczkę i spokojnie ruszył za chłopakiem, który musiał nieźle siedzieć w swoim świecie, bo w ogóle nie zwracał uwagi na otoczenie. Raz nawet na kogoś wpadł. Później na przystanku zapalił jeszcze jednego papierosa i chodził w jedną i w drugą stronę. Ręce założone na piersi, głowa opuszczona, plecy zgarbione; jeszcze nigdy Kensei nie widział go w takiej zamkniętej postawie. Swoją drogą zastanawiał się, stojąc kawałek dalej, kiedy chłopak go zauważy, ale ten ani razu nie spojrzał nawet w jego kierunku. Za to co chwilę zerkał w stronę, z której miał przyjechać autobus. W końcu przyjechał.
Wsiedli, Kensei wciąż nie zauważony usiadł tuż za Hisagim. Było to conajmniej fascynujące. Co takiego się stało, że chłopak był tak oderwany od rzeczywistości? Siedział teraz już ze zdjętym kapturem, z muzyką włączoną tak głośno, że nawet Kensei słyszał jakieś mocne dźwięki. Łokieć oparł o framugę okna, a dłonią przeczesał włosy, po czym chwycił je w garść tak mocno, jakby chciał je sobie wyrwać. Przy okazji rękaw bluzy zsunął się lekko, pokazując nadgarstek, na którym aż nadto wyraźne były fioletowo-czerwone ślady, jak od silnego uścisku. Jeszcze bardziej podejrzane były cztery świeże zadrapania z boku szyji. Przez sekundę miał wielką ochotę je pogładzić, ale zaraz przylał sobie mentalnie w ten niewyżyty łeb.
Przesiadł się na siedzenie obok Hisagiego, ale reakcję od chłopaka otrzymał dopiero, gdy pstryknął mu palcami przed oczami. W pierwszej chwili wyglądał, jakby chciał coś warknąć, ale powstrzymał się, gdy rozpoznał mężczyznę. Chyba pierwszy raz od początku ich bliższej znajomości, nie był zadowolony, że go widzi. Zdjął słuchawki, ale nie wyłączył muzyki.
- Hej – przywitał się i uśmiechnął sie sztucznie.
Kensei założył nogę na nogę i skrzyżował ramiona na piersi.
- Powiesz mi, skąd masz since na nadgarstku i zadrapania na szyji i dlaczego byłeś tak oderwany od świata, że nie zauważyłeś, że razem z tobą wsiadłem do autobusu? – przeszedł od razu do spraw, które go w tej chwili najbardziej interesowały. Spojrzał na chłopaka kątem oka.
Ten zerknął po autobusie. Oprócz nich była jeszcze staruszka siedząca na początku, jakaś dziewczyna ze słuchawkami na uszach i mężczyzna w średnim wieku, czytający książkę.
- Wolałabym o tym nie rozmawiać – mruknął i odwrócił się w stronę okna.
Kensei wzruszył ramionami.
- Jak nie to nie dzieciaku – odmruknął równie uprzejmie.
- Przestań nazywać mnie dzieciakiem – odezwał się zirytowany, nie odwracając się wzroku od szyby. - Mam imię.
- To przestań się zachowywać jak dzieciak, to zacznę...
- Dla twojej wiadomości - syknął przez zaciśnięte zęby, tym razem patrząc na Kenseia. - Byłem u swojego kochanka na ostrym rżnieciu. Mam nadzieję, że to pana zadowoli pani władzo – wykrzywił się w kolejnym sztucznym uśmiechu.
Tej strony swojego podopiecznego nie znał. Prawdziwy z niego chuj, gdy już się zdenerwuje. Chociaż z drugiej strony w innych okolicznościach takie bezpruderyjne mówienie o rżnięciu mogłoby byś nawet podniecające.
- Na twoim miejscu zmieniłbym kochanka – powiedział spokojnie, uważnie przyglądając się chłopakowi.
- I co? Miałbym wybrać ciebie? - zapytał tamten głosem ociekającym jadem.
Spojrzał na niego z dezaprobatą, chłodno, dobrze wyćwiczonym wzrokiem, zarezerwowanym dla kotów w jego dawnym oddziale, gdy skakali za bardzo. Dobrze było wiedzieć, że nie wyszedł z wprawy. Hisagi zauważył, że zagalapował się za bardzo i opadł z powrotem na swoje siedzenie. Przetarł oczy. Teraz wyglądał na bardziej zmęczonego niż zdenerwowanego.
- Nie dzisiaj, dobrze? - zapytał już spokojniej. - Obiecuję, że wszystko powiem, tylko nie dzisiaj. - Zerknął na mężczyznę z nadzieją.
Ten kiwnął tylko głową.
- Biorę cię za słowo Shuuhei – powiedział poważnie i klepnął chłopaka w ramię.
Autobus właśnie zatrzymywał się na kolejnym przystanku, więc wstał.
- Do zobaczenia – rzucił jeszcze nieco zdziwionemu dzieciakowi i wyszedł.
Musiał się cofnąć po motor, który zostawił pod motelem. Miał tylko nadzieję, że Hisagi nie ma w planach kolejnych włóczęg po mieście i grzecznie wróci do siebie.

***

Zamknął za sobą drzwi i zaraz oparł się o nie. Plecak rzucił na bok. Przez chwilę stał tak, z dłońmi zakrywającymi twarz. W końcu pokręcił głową nad swoją własną głupotą. Zastanawiał się jakim cudem Kensei nie przylał mu za ten tekst w autobusie. Westchnął i zerknął tęsknie na plecak, w którym schowane były informacje od Kazeshiniego. Chciał je wreszcie przeczytać do końca, ale chyba potrzeba prysznica była silniejsza.
Stanął przed lustrem w łazience i ściągnął bluzę, pod którą nic już nie miał.

Gładki chłód metalu przesunął się w góre po brzuchu i torsie, dotarł do ramieniu. Tam znowu odezwał się przecinany meteriał. Teraz bluzka zwisała smętnie tylko na jednym rękawie, a po chwili, gdy dłoń przesunęła się na drugie ramię, nie zwisała w ogóle. Spadła gdzieś pod jego stopy.

Popatrzył na swoje odbicie. Od obojczyków, przez mostek, do pępka biegły cztery czerwone linie przeciętego naskórka.

Tępe pazury przesunęły się wzdłuż kręgosłupa, wywołując przyjemny dreszcz i mały włos nie wypuszczając z ust pomruku zadowolenia. Przesunęły się wokół szyji i przeszły na pierś. Powędrowały w dół na brzuch, zostawiając po sobie łaskoczący powidok, domagający się podrapania jeszcze raz i jeszcze.
Został podrapany. Piękący bół otrzeźwił go natychmiast. Ciepłe strumyczki zaczęły szybko gonić przecinające naskórek pazury. Zaraz też zostały zlizane przez bardzo pomocny język.


Zadrżał i zaraz się otrząsnął. Obrócił głowę.
- Po prostu świetnie – mruknął widząc ślady na szyji.

Dłoń zacisnęła się na jego szyji, unosząc podbródek do góry i pozbawiając tchu. Serce uderzało jeszcze wolno, ale mocno, spanikowane irracjonalnym strachem. Które to były pazury, te tępe przyjemnie drapiące, czy te ostre, mogące bez problemu przeciąć skórę?
Palce zacisnęły się na łańcuchu, gdy poczuł przez spodnie drapanie po wnętrzu ud. Syknął. Po szyji popłynęły kolejne stróżki krwi. Ciepły oddech załaskotał jego skórę w cichym chichocie.


Pochylił się i przyjrzał się uważniej swoim wargom.

Gładka stal nacisnęła na jego zaciśnięte usta ponaglająco. Gdy nie zareagował, usłyszał warknięcię i naciskający pazur zaczął się obracać, wtedy rozchylił wargi. Pazur został natychmiast zastąpiony językiem, który wsunął się między nie zachłannie. Spił niezamierzone westchnięcie, które wymknęło się, gdy drapanie z ud przesunęło się na przód spodni i po chwili zniknęło.
Język został zastąpiony na powrót metalem, szybko ogrzanym jego przyspieszonym oddechem. Przesuwał się po wargach czule, wsunął się do ust, wędrował po języku. Coś upadło na podłogę; dywan stłumił dźwięk; raz, dwa, trzy, cztery. Po chwili jego spodnie zostały rozpięte i chude palce wsunęły się za linię bokserek.
Pazur wysunął się w jego ust, zahaczając lekko o dolną wargę. Nieuzbrojona dłoń szarpnęła spodnie i bokserki w dół. I zaraz razem z pazurzastą chwyciła go tyłek i przysunęła jego nagie biodra do zupełnie ubranych bioder drugiego mężczyzny.
Zacisnął mocniej zęby, chociaż już szczęki zaczynały go boleć.


Warknął i ściągnął spodnie. Wrzucił je od razu do kosza z brudami. Gdy ściągał bieliznę, odwrócił się i zerknął na swoje pośladki. W lustrze wyraźnie widoczne były kolejne czerwone ślady z lewej strony.

- Przyznaj się – usłyszał szept przy uchu. - Podoba ci się to. Nawet nie próbuj zaprzeczać, twoje ciało cię i tak zdradzi.
Napięty materiał spodni otarł się o niego.
- Pieprz się – warknął przez zęby.
Śmiech.
- Z przyjemnością, tylko co z tobą? - zapytał słodkim głosikiem.
Obrócił go, stanął za jego plecami. Jedna z dłoni powędrowała do przodu i ścisnęła go. Chwycił się mocniej łańcucha, gdy nogi odmówiły posłuszeństwa.
- Chcesz, żebym cię zerżnął królewiczu? - zapytał nie mniej słodko niż poprzednio.
Nie odpowiedział, więc usłyszał kolejną porcję śmiechu.
Druga dłoń, ta pazurzasta, powędrowała wzdłuż tyłka; zostawiając kolejne krwiste ślady; i obróciła się. Gładki metal wsunął się pomiędzy pośladki i zatrzymał przed wejściem. Dłoń z przodu poruszała się rytmiczne. Serce waliło jak oszalałe z podniecenia i strachu.


Rzucił bokserkami wściekły i wszedł pod prysznic. Zaczął się od razu szorować pod gorącą wodą.

- Pieprz się psycholu – warknął i chciał się wyszarpnąć. Powstrzymał się w ostatniej chwili, gdy pazur nacisnął delikatnie na skórę.
Kolejna porcja śmiechu
- Jak sobie życzysz.
Obie dłonie zostały zabrane. Skrzypnęło krzesło, został szarpnięty w góre i nagle pozbawiono go oparcia łańcucha. Upadł na ziemię wciąż przerażony, podniecony, wściekły, niespełniony i... Zawiedziony?


Walnął pięścią w ścianę. Jego mózg był wściekły, ale jego penis miał inne zdanie na ten temat. Był podniecony wtedy i jest teraz, gdy o tym wszystkim myśli. Wychodzi na to, że nie tylko Kazeshini jest psycholem. Jego ciało reagowało, znaczy podobała mu się ta zabawa.
- Szlag – warknął pod nosem.
Jedna z dłoni powędrowała w dół.

- Nawet nie wiesz, jak kręci mnie myśl – zamruczał mu Kazeshini do ucha niezwykle z siebie zadowolony. - Że teraz wrócisz do domciu taki niespełniony i pierwsze co zrobisz, to się zmasturbujesz wyobrażając sobie to, czego nie dokończyłem.
Zaśmiał się, słysząc warknięcie chłopaka.


Niedoczekanie twoje, pomyślał, ale nie mógł zmusić swojej wyobraźni do oderwania się od świeżego wspomienia bransolet, łańcucha, bycia zdominowanym i zdanym na czyjąś łaskę. Jak wtedy w "Destrukcji". Dreszcz przebiegł mu po plecach na samo wspomnienie. Przymknął oczy i oparł się piersią o chłodne kawelki; woda leciała gdzieś za jego plecami. Wykręcił sobie lewą rękę za plecami. Jeszcze pamiętał ciężar, przygniatającego go wtedy do ściany, ciała. Ciepły oddech na karku, zapach perfum i ten zachrypnięty głos. Wtedy został uwolniony, ale teraz wyobraźnia dorabiała zupełnie inny scenariusz – co by było, gdyby Shuuhei odpowiedział "tak" na tamto pytanie.
Nie potrwało to długo i te nieprzyzwoicie podniecające obrazy zostały raptownie urwane przez orgazm, przy którym w końcu wypuścił powietrze z głośnym westchnięciem. Przez kilka kolejnych sekund nie poruszył się, delektując się krótką chwilą spokoju, ale w końcu odezwał się złośliwy głosik z tyłu głowy, życzący mu powodzenia w zachowaniu spokoju, przy kolejnym spotkaniu z Kenseiem. Westchnął tylko i dokończył mycie.
Kiedy wyszedł, ubrał się w czyste rzeczy i zrobił sobie kawę, mógł w końcu usiąść z papierami od Kazeshiniego. Musiał zrobić wyliczankę, od którego pliku zacząć, bo nie mógł się zdecydować. Padło na informacje od Ichimaru.
Zaczął czytać i już po pierwszej stronie zupełnie zapomniał o kawie.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum