The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 23 2024 20:34:04   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Tylko się nie bój 10


Wszedł do motelu i podszedł do recepcji, do siedzącej tam dziewczyny. Już po drodze wyciągnął z bocznej kieszeni bojówek odznakę. Nie był pewien, czy sytuacja była na tyle poważna, żeby w ten sposób działać, ale z drugiej strony, jak nie ta to jaka, by się kwalifikowała?
- Podporucznik Muguruma Kensei – przedstawił się szybko i chłodno.
Dziewczyna natychmiast podniosła wzrok znad czytanego właśnie czasopisma i spojrzała na niego zaskoczona. Zamrugała i otworzyla usta.
- Godzinę temu wszedł tutaj chłopak – przeszedł od razu do rzeczy, zanim dziewczyna zdążyła sie odezwać. - Wysoki, czarne krótki włosy, blizna na lewym policzku i...
- Tatuaż na prawym? - wtrąciła się i ściągnęła na chwilę usta, jakby chciała powstrzymać uśmiech.
- Dokładnie – potwierdził chłodno. - Prawdopodobnie kogoś odwiedzał. Czy ma pani jakiekolwiek informacje do jakiego pokoju się udał?
W tym momencie dziewczyna zachichotała.
- Przepraszam najmocniej – mruknęła zaraz, zgromiona wzrokiem. - Po prostu wie pan ten jego tatuaż i... - znowu zachichotała. – I w dodatku pytał się o pokój 69. To zabawne – starała się usprawiedliwić, ale zaraz spuściła wzrok, widząc nieporuszoną minę mężczyzny.
- Kto wynajmuje ten pokój? - zapytał tylko.
Recepcjonistka odwróciła się do komputera, kliknęła kilka razy.
- Pan Kaza Shinsaku – przeczytała. - Przyjechał wczoraj i wynajął pokój na dwie noce – dodała od razu.
Dopytał jeszcze, czy wychodził i gdzie znajduje się ten pokój, podziękował i odwrócił się, ruszając od razu na drugie piętro.
Uniósł brew, gdy stanął przed drzwiami oznaczonymi liczbą 69, zza których dobiegały dźwięki ostrej łupaniny. Poczekał na przerwę pomiędzy piosenkami i wtedy zapukał, chociaż bardziej właściwe byłoby powiedzieć, że przywalił.

Zaczęła lecieć kolejna piosenka i przez chwilę myślał, że może jednak gospodarz nie usłyszał. Już chciał zapukać ponownie, ale drzwi się otworzyły i stanął w nich mężczyzna, na oko dwudziestosiedmioletni, z uśmieszkiem, który automatycznie wywoływał antypatię, długie czarne włosy miał rozpuszczone. Oparł się o framugę drzwi nonszalancko.
- Taaaak? - zapytał, przekrzywiając głowę na bok.
Kensei ponownie wyciągnął odznakę, jednak czarnowłosy nie poświęcił jej nawet chwili uwagi. Za to wciąż uśmiechnięty bardzo uważnie lustrował męzczyznę przed sobą.
- Podporucznik Muguruma Kensei. Miałbym do pana kilka pytań...
- Jak będę mógł to z chęcią pomogę panie... - uśmiechnął się szerzej – sierżancie
- Podporuczniku – poprawił go automatycznie.
- W tych służbach może i tak – rzucił od niechcenia.
Kensei zmarszczył brwi i spojrzał na niego zdziwiony, w pierwszej chwili autentycznie, nie wiedząc co mężczyzna miał na myśli. Jakoś nie przyszło mu przez myśl, że ktoś może wiedzieć...
- Masz jeszcze swój sygnet panie sierżancie? - zapytał się tonem pogawędki o pogodzie.
Ale wiedział.
- Nie za bardzo wiem, co pan ma na myśli – mruknął, patrząc rozmówcy w oczy.
Tamten tylko wzruszył ramionami nie za bardzo przejęty. Nagle zainteresował się swoimi paznokciami. Uniósł dłoń na wysokość oczu.
- Cóż może pan nie wie – ciągnął dalej lekkim tonem. - Ale ja wiem i... - uśmiechnął się chytrze i spojrzał na Kenseia pomiędzy swoimi palcami. - I nasz wspólny znajomy też wie.
Przez chwilę panowała cisza. Czarnowłosy niewątpliwie rozkoszował się sytuacją.
- Ja z tymi informacjami nic nie zrobię – odezwał się w końcu i machnął dłonią. - Bo szczerze powiedziawszy, zwisa mi to i powiewa, a poza tym jestem pewny, że nasz kochany chłopaczek wyręczy mnie z dzielenia się nimi z całym światem – przy ostatnim słowach uważnie obserwował reakcję drugiego mężczyzny.
Nie skomentował. Wciąż miał nadzieję, że nawet jeżeli mężczyzna coś wiedział, to były to zupełnie błędne informacje.
- Zastanawiam się, jak obywatele Rukongai zareagują na wieść o złamaniu konstytucji i co na to wszystko ONZ – przyłożył palec do ust i udał zastanowienie. - Vizardzi, ciekawą nazwę żeście sobie wymyślili.
Kurwa. Nie miał błędnych informacji. Czarnowłosy musiał coś dojrzeć, bo się roześmiał.
- Jak się pospieszysz to może jeszcze zdążysz powstrzymać chłopaka – powiedział z niemalże szczerą troską. - Myślę, że na początku będzie zajęty nieco innymi sprawami – zaśmiał się, jak z dobrego żartu.
Siwowłosy zmierzył jeszcze drugiego mężczyznę poważnym wzrokiem i chciał już odwrócić się i odejść; najlepiej jak najszybciej, zanim przywali mu w tą roześmianą mordę; ale powstrzymał się.
- Co zrobiłeś chłopakowi, gdy u ciebie był? - zapytał się niebezpiecznie spokojnym głosem
- Nic, czego by nie lubił panie sierżancie – odpowiedział uprzejmie. - Nawet nie wiesz, jaki z niego niegrzeczny chłopiec. - Przekrzywił głowę na drugą stronę. - A może wiesz?
Nie odpowiedział po prostu odwrócił się na pięcie i zostawił mężczyznę, chociaż kosztowało go to więcej siły woli niż przypuszczał. Miał ochotę rozsmarować go na podłodze, powybijać zęby i złamać kość, albo dwie. Niestety musiał zadowolić się obrazami wyobraźni, bo gdyby dał się ponieść, to pewnie, gdyby już gościu się pozbierał, to pierwsze, co by zrobił, to posłał posiadane informacje dalej w eter. A tego Kensei naprawdę wolał uniknąć.
Warknął pod nosem. Ten dzień zaczął się podle i wyglądało na to, że nie zamierzał się zmienić na lepsze.
Zaczęło się od tego, że przyśnił mu się ten sen. Jedyny, który do niego uporczywie wracał. Sen-wspomnienie z pierwszej nocy na szkoleniu Vizardów. Jedyne wyraźne wspomnienie z papki permanentnego zmęczenia, niewyspania, bólu i wkurwa na szkoleniowców.
W śnie, jak w rzeczywistości, budzą ich i każą biec. Huk śmigieł, szczekanie psów gdzieś za plecami, ciemność i zaraz oślepiające smugi świateł z helikopterów. I ten bunkier wypełniony wodą po kolona. Tylko trochę za gęsta na wodę i śmierdzi zupełnie inaczej. A te niewyraźne kształty to śmieci, czy... Wtedy przez dziurę w dachu wpada światło. Ktoś właśnie odkopuje sprzed siebie łeb świni. Ktoś się potyka i zaraz wstaje, cały czerwony i lepki od krwi. Ktoś chciał odplątać z nogi jelito. Ktoś obok Kenseia zwymiotował i on sam zaraz poszedł w jego ślady. Tak poznał Shinjiego – w bunkrze pełnym krwi i flaków, a teraz dodatkowo jeszcze ich na wpół przetrawionej kolacji.*
To była ta łagodniejsza wersja. Czasami scenariusz się zmienił i wtedy był w bunkrze zupełnie sam, żadne światło nie rozpraszało ciemności, ale wiedział, że ciecz zalewająca mu pierś i szyję, to nie woda. Czasami jeszcze czuł czyjeś dłonie chwytające go za nogi i ciągnące go w dół.
Bynajmniej nie budził się z tych snów z jakimś krzykiem, czy spocony i z walącym sercem; podejrzewał, że takie rzeczy zdarzają się tylko w książkach i filmach. Jedyny przypadek, gdy budził się gwałtownie, to gdy do niego strzelali. Z tego snu po prostu się budził i jego mózg, nie wiedzieć czemu, postanawiał wtedy przemyśleć to i owo, powspominać, albo przeanalizować jego ostatnia irracjonalne zachowania wobec dzieciaka, którego powinien obserwować i wszystkie jego podejrzane działania raportować, a nie pić z nim kawę i rozmawiać o muzyce. Co gorsze, zazwyczaj nie udawało mu się dojść do żadnych kontruktywnych wniosków, co tylko go dodatkowo denerwowało. Przez resztę dnia był zazwyczaj drażliwy bardziej niż zwykle. Aż sam się sobie dziwił, że jednak nie przywalił temtemu gościowi, albo Hisagiemu w autobusie.
Wyszedł z motelu i poszedł od razu w stronę, gdzie zostawił motor, po drodze wyciągnął telefon. Wybrał numer. Czekał cierpliwie.
- Cześć Kensei – odezwał się w końcu kobiecy lekko znudzony głos. - Co tam?
- Junrinan, motel czterdziesta ósma aleja numer trzynaście – rzucił, nie zaprzątając sobie głowy powitaniami. - Gościu nazywa się Kaza Shinsaku, prawdopodobnie fałszywe. Wie o was i przekazał te informacje dalej. Postaram się powstrzymać chłopaka przed podaniem ich dalej, ale i tak przygotujcie się na szybką konferencję prasową.
- Dzięki Kensei – powiedziała po krótkiej chwili ciszy.
- Nie ma sprawy. Dam jeszcze znać, jak mi poszło.
- Będę czekać – powiedziała krótko. - Do usłyszenia.
- Do usłyszenia Lisa – pożegnał się i rozłączył.
Nie było zbytnio czasu na pogaduszki, jeżeli faktycznie gościu z motelu; na samo wspomnienie tej wielce zadowolonej z siebie gęby miał ochotę coś rozwalić; nie blefował to mogła z tego wszystkiego wyniknąć, delikatnie rzecz ujmując, nieprzyjemna sytuacja. Tak po prawdzie to wszyscy będą mieli przejebane. I jeszcze do tego dochodziło, że to właśnie Hisagi prawdopodobnie pośle te informacje w świat. W końcu był dziennikarzem, wątpliwe, żeby przeoczył taka okazję. Kensei czuł się odrobinę zdradzony. Nie lubił być zdradzany.
Uruchomił motor i ruszył w stronę domu Hisagiego. Ten dzień naprawdę jest fatalny.

***

Odrzucił na stolik ostatni plik – z informacjami o Grimmjowie – i przetarł twarz dłońmi. Głowa go bolała od nadmiaru rewelacji. To co przed chwilą przeczytał... Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć, to było po prostu zbyt nieprawdopodobne. Próbował oczywiście wmówić sobie, że Kazeshini go po prostu oszukał i dał jakieś bajki, ale jakkolwiek mężczyzna był kawałem skurwysyna, to cenił się jako informator i nie zrobiłby takiego kawału.
Westchnął i przeczesał palcami włosy. W głowie kotłowały mu się te wszystkie informacje o Vizardach, o Arrancarze, o Espadzie. Rzeczy, których by nigdy nie podejrzewał swoich znajomych. Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Co powinien czuć? Czy powinien być wstrząśnięty? A może przerażony? Jeszcze to wszystko do niego po prostu nie docierało. Westchnął ponownie. Musiał zapalić, może wtedy coś mu się ułoży.
Wstał z fotela i sięgnął do plecaka po papierosy i wtedy zadzwonił dzwonek. Najpierw raz, a zaraz potem drugi. Shuuhei miał podejrzenia, kto to mógł być. Była tylko jedna osoba, poza listonoszem, która przychodziła zupełnie niezapowiedziana, a było już za późno na listy. Zawahał się, ale w końcu podszedł do drzwi, gdy dzwonek rozległ się jeszcze dwa razy. Jednak najpierw schował plik z informacjami o Grimmjowie pod fotel. Nie był pewien, czy chce się nimi dzielić z Kenseiem.
Otworzył i przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Gdy już się odnalazał, ramię stojącego przed nim Kenseia, przygniatało go do zamkniętych już drzwi. Shuuhei powinien chyba być wściekły, w końcu co znaczyła ta przemoc, co z poszanowaniem obywatela i tak dalej. Zamiast tego czuł, jak zasycha mu w gardle i serce jakoś tak zaczyna mocniej bić.
- Co zrobiłeś z informacjami otrzymanymi od tego swojego kochanka? - zapytał się mężczyzna chłodno, nie siląc się na jakieś powitanie.
Wspomnienie Kazeshiniego było jak cios obuchem. Jego mózg wreszcie zaczął funkcjonować poprawnie. Zacisnął zęby i spojrzał na mężczyznę równie chłodno.
- Przeczytałem – odpowiedział lakonicznie.
- Co masz zamiar z nimi zrobić? - dopytywał się Kensei.
Wtedy do Shuuheia dotarło, dlaczego mężczyzna był taki zdenerwowany, co rozwścieczyło go jeszcze bardziej – Kensei myślał, że pierwsze, co zrobi, będzie przekazanie tych informacji do gazety, jako najlepszej sensacji. Za kogo on go miał? Już chciał syknąć coś pełne jadu, ale powstrzymał się i odetchnął głębiej. Tylko spokojnie, nakazał sobie, przecież Kensei miał naprawdę dobry powód się obawiać jego działań w kwestii tych informacji. Nie było powodu, żeby denerwować go bardziej. Już dzisiaj raz zachował się jak jakiś gówniarz, drugi raz był zbędny.
- Wiele zależy od tego – powiedział spokojnie, kładąc dłoń na przygniatającym go ramieniu. - Czy przestaniesz nadużywać władzy i porozmawiamy spokojnie, czy będziesz mnie dalej przesłuchiwał, jak jakiegoś wroga.
Chyba jego słowa dotarły do Kenseia, bo ten mrugnął zaskoczony i najpierw zmniejszył nacisk, a sekundę później zabrał ramię i odsunął się. Shuuhei przeklął siarczyście w myślach, gdy zorientował się, że przez chwilę czuł zawód z tej zmiany. Odwrócił szybko wzrok i równie szybko przeszedł obok mężczyzny. Teraz naprawdę musiał zapalić.
Nie oglądał się. Podszedł do drzwi balkonowych, otworzył je; z ulgą wciągnął chłodne powietrze; przysiadł na parapecie i zapalił, wydmuchując dym na zewnątrz. Dopiero po dwóch buchach, zerknął w stronę pokoju. Kensei stał przy stoliku z plikiem papierów w dłoni.
- Nie jestem jakimś dziennikarzyną goniącym za sensacją – powiedział w końcu po dłuższej chwili ciszy.
Mężczyzna natychmiast spojrzał na niego, trochę niedowierzająco. Shuuhei westchnął tylko i ponownie się zaciągnął. Wypuścił dym i patrzył, jak rozmywa się w wilgotnym powietrzu. Zamyślił się na chwilę.
- Jestem po prostu zniesmaczony, delikatnie rzecz ujmując – odezwał się w końcu i skrzywił się

***

Zabolało, chociaż nie do końca rozumiał dlaczego, przecież tego właśnie się spodziewał, przed tym właśnie ich ostrzegali – nie liczcie na wdzięczność. Służył mimo to. Jednak teraz, gdy usłyszał to z ust kogoś spoza kręgu osób wiedzących, zabolało. Do cholery jasnej, przecież narażał życie swoje i swoich żołnierzy, czy naprawdę należała im się tylko pogarda?
Spojrzał jeszcze na swoje własne zdjęcie, na zbliżenie sygnetu - wciaż go miał oczywiście. Schowanego głęboko, by nie natrafić na niego przypadkiem, ale miał. Odrzucił papiery na stolik.
- No tak, rozumiem – mruknął i prychnął cicho pod nosem.
Schował dłonie w kieszenie.
- Nie! - krzyknął Shuuhei nagle. - Nie to miałem na myśli.
Spojrzał na niego. Jedna z szarych brwi uniosła się nieznacznie, pytająco.
- Nie jestem zniesmaczony wami żołnierzami, ani tym, co pewnie robiliście – mówił szybko. - Jestem zniesmaczony państwem – dodał ciszej.
Do pierwszej brwi dołączyła druga. Tego się nie spodziewał. Podszedł bliżej chłopaka i oparł się łokciami o barek rozdzielający salon od aneksu kuchennego. Przyglądał się uważnie dzieciakowi i powoli zaczynał rozumieć swoje własne zachowanie.
- Po prostu... - zaczął Shuuhei i westchnął. Znowu spojrzał przez okno. - Myślałem, że żyję w miarę normalnym państwie. Nie idealnym, ale przynajmniej uczciwym – mówił powoli zamyślony. - Na tyle przynajmniej uczciwym, żeby uszanować wolę sześciesiędziu procent głosujących, którzy powiedzieli "nie" dla wycofania z Konstytucji zapisu o neutralności militarnej Rukongai. A teraz – machnął dłonią mniej więcej w stronę stolika i papierów. - Dowiaduję się, że to referendum było o dupę potłuc, bo już od trzech lat szkolili jednostkę, która w zamiarze miała być jednostką ekspedycyjną i którą zresztą wysłali i to do wojny, która nas zupełnie nie dotyczyła. Po prostu jako obywatel czuję się oszukany. Rozumiesz mnie, prawda? - zapytał niepewnie, ale z nadzieją i spojrzał na niego
Uśmiechnął się przelotnie. Jakoś wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale teraz to stało się bardziej niż oczywiste. Hisagi przypominał mu tamtego chłopaka. Oboje myśleli w podobny, trochę naiwny sposób.
- Nie do końca – odpowiedział i zaraz dodał, widząc jego zawiedzioną minę - ale znałem kiedyś kogoś, z kim na pewno byś się dogadał.
Żołnierz z jego oddziału. Tego, któremu udało się przekonać Kenseia, że to co robili podczas "sztucznej wojny", było właściwe i w jakiś pokręcony sposób dobre.
- Znałeś? - dopytał się Shuuhei, zaciągając się ostatni raz i gasząc niedopałek w popielniczce stojącej na zewnątrz. Poszedł do kuchni.
- Zaginął w Hueco Mundo – powiedział spokojnie.
Ciała nie odnaleziono. Nikt, nigdy nie dowie się, że zginął pełniąc służbę dla Rukongai, był to jeden z powodów, dla których on sam zrezygnował. Pokręcił głową, wracając myślami do rzeczywistości.
- Co masz zamiar zrobić z tymi informacjami? - powtórzył pytanie tym razem spokojniej.
Hisagi właśnie wyciągał dwa kubki z szafki. Postawił je przed Kenseiem, nasypał do nich kawy. Nastawił wodę i dopiero wtedy, oparł się biodrami o szafkę i spojrzał na Kenseia poważnie.
- Nie jestem głupi – zaczął. - Wiem, że gdyby to trafiło do wiadomośći publicznej, to w największym stopniu oberwalibyście wy – żołnierze. Bo ludzie naprawdę odpowiedzialni by się wykpili zrzucając wszystko na poprzedni rząd i armię. - Wzruszył ramionami, odwrócił wzrok. - Poza tym już osiągnąłem to, co chciałem – powiedział ciszej, jakby zawtydzony. - Wreszcie nie tylko ty wiesz o mnie prawie wszystko.
Zamrugał zaskoczony.
- Aż tak ci to przeszkadzało? - zapytał się z uśmieszkiem.
Woda się zagotowała. Hisagi sięgnął po czajnik i zalał kawy. Spojrzał na niego z bliska.
- Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że nia ma nic gorszego niż brak informacji – powiedział.
- Owszem – przyznał. - Ale zazwyczaj tyczy się to wroga.
- Albo sojuszników – odciął się.
Przez chwilę panowała cisza, ale w końcu Kensei zaśmiał się cicho. Ten dzieciak jest naprawdę niemożliwy.
- Niech ci będzie – poddał się. - A teraz wybacz, muszę zadzwonić.
Hisagi kiwnął tylko głową i zabrał swoja kawę do salonu.
Kensei poszedł na balkon, przymykając za sobą drzwi. Wybrał pierwszy numer z listy ostatnich połączeń.
- I jak? - przywitała się Lisa trochę nerwowo po pierwszym sygnale.
- Myślę, że można odwołać alarm z tej strony przynajmniej, ale trzymajcie rękę na pulsie tak czy siak.
- Poradzimy sobie – powiedziała już spokojniej. - Swoją drogą mógłbyś się częściej odzywać, może umówić na jakieś spotkanie, co?
- Teraz nie mam zbytnio czasu – odwrócił się i spojrzał przez okno do pokoju. Hisagi majstrował właśnie coś przy wieży. - Praca.
Kobieta prychnęła lekceważąco.
- Pewnie siedzisz, zajadasz się pączkami i tyjesz – w jej głosie aż nadto słyszalne było wyzwanie.
Zaśmiał się.
- Jeżeli chcesz wydębić ode mnie moje półnagie fotki, w ramach dowodu, że wcale tak nie jest, to ci się nie uda.
Westchnęła zawiedziona.
- Przynajmniej próbowałam.
- Jak zwykle zboczona.
- Zawsze do usług, sztywniaku. Zadzwoń, jak będziesz miał czas się spotkać, może zaciągnij ze sobą naszych blondasów, co?
- Zobaczymy, co się da zrobić – powiedział ostrożnie, chociaż szczerze nie miałby nic przeciwko spotkać się z kobietą.
Yadamaru Lisa była jedynym czynnym Vizardem, z którym utrzymywał kontakt. Dziewczyna była zboczona jak mało kto, ale poza tym w porządku. Poznał ją, gdy sam już prowadził szkolenia; w tamtym czasie, zaczął podejrzewać u siebie jakieś sadystyczne skłonności. Zapamiętał ją z biegu przełajowego, który został zorganizowany, żeby wysłannicy Sztabu Generalnego mogli sobie popatrzeć, jak się szkoli ich nielegalna jednostka specjalna. Stał na moście razem z jednym oficerem. Pilnował, by wszyscy pobiegli w odpowiednią stronę. Od dłuższego czasu nikt się nie pojawiał, ale w końcu z lasu wybiegła, albo raczej wyczłapała się dziewczyna. Kosmyki czarnych włosów wypadły z warkocza i przykleiły się do twarzy. Nogi ledwo ją niosły, ale miała jeszcze zacięty wyraz twarzy. Wbiegła na most, przebiegła obok nich, ale zaraz się zatrzymała i zawróciła. Przez chwilę patrzyła na wielką czerwoną strzałkę wymalowaną na betonie, a która wskazywała bardzo wyraźnie, na barierkę oraz zwisającą z tej barierki linę.
- No chyba was pojebało – mruknęła, nie zważając na obecność dwóch starszych stopniem. Kensei nie za bardzo się tym przejął, oficer ze Sztabu był chyba nieco poruszony.
Podeszła do krawędzi, spojrzała w dół. Lina kończyła się w połowie wysokości, a na piaszczystej wysepce na środku rzeki była kolejna strzałka.
- A żeby was ptak dodo w dupę wyruchał – mruczała dalej przełażąc przez barierkę. - A żeby wam fiuty zębata pizda odgryzła. Motyle ludojady jaja zeżarły – jęczała schodząc w dół.
W końcu inwektywy umilkły; a szkoda bo zaczynały się robić coraz bardziej barwne; i usłyszeli plusk. Kensei podszedł do krawędzi i patrzył na spokojną, niczym niezmąconą wodę rzeki.
- A co jeżeli nie wypłynie – zapytał po dłuższej chwili oficer.
Spojrzał na niego poważnie
- To znaczy, że nie nadawała się do Vizardów – odpowiedział spokojnie.*
W tym momencie nad powierzchnię wyprysła czarna czupryna. Oczywiście w samej rzece byli nurkowie, którzy w razie czego by dziewczynę wyłowili, ale sztabowiec nie musiał o tym wiedzieć. Później zwykł nazywać Lisę zębatą pizdą, za każdym razem, jak się zaczynała denerwować.
To były te przyjemniejsze lata. Później zaczęła się wojna w Hueco Mundo, ktoś zdecydował o wysłaniu ich razem z oddziałami Gotei 13 i przestało być tak kolorowo.
Wszyscy wrócili z tej misji inni, z własnymi demonami, tłukącymi się gdzieś z tyłu czaszki, a które mądrze nazywały się zespołem stresu pourazowego. Kensei na kilka tygodni został zwolniony ze służby, bo nie potrafił nad sobą zapanować. Tygodnie zamieniły się w miesiące, a później Rose zaproponował rezygnację ze służby całkowicie i przejście na bardzo wczesną emeryturę. Później jeszcze Shinji się dołączył i to on zaproponował pracę w policji. Mieli nadzieję, że jakoś się od tego wszystkiego odetną, ale jak pokazał dzisiejszy dzień "nadzieja matką głupich".
Jedyne pocieszenie było takie, że może nie będzie tak fatalnie, jak myślał jeszcze piętnaście minut temu.

***

Usiadł w fotelu z plikiem informacji od Ichimaru, przeglądał już raz przeczytane strony i nadal nie mógł uwierzyć. To wszystko było tak absurdalne, że w sumie nie zdziwiłby się, gdyby zaraz się obudził, albo gdyby wyskoczyła ekipa ukrytej kamery.
Chyba faktycznie musiał to być sen, bo na jawie pewnie nie poczułby na szyji dotyku odrobinę szorstkich palców, które pogładziłyby świeże strupy po pazurach Kazeshiniego... Momencik, co? Zamarł. Kensei gładził go po szyji? Aż przymknął oczy, czując jak jeden palec przesuwa się wzdłuż cienkich ran. Zapomniał przez chwilę, że powinien oddychać, ale sapnął zaraz, gdy dłoń z szyji chwyciła go za włosy i odchyliła głowę na bok w dość brutalny sposób. Oczywiście to w żaden sposób mu nie pomogło.
- Co on ci właściwie zrobił? - zapytał zaintrygowany Kensei nieco tylko zachrypniętym głosem.
Oddychaj, nakazał sobie, oddychaj i z łaski swojej uspokój się wreszcie. Przez kilka sekund starał się myśleć o takich rzeczach, jak kapusta, albo coś równie mało seksownego, chociaż ciężko było.
- Nic, na co bym nie wyraził zgody – powiedział w końcu cicho.
W odpowiedzi otrzymał tylko trochę niedowierzające "yhym" i z lekkim ociąganiem został puszczony.
- Skąd ty wziąłeś tego gościa w ogóle?
- Miałem pecha – mruknął tylko.
Kolejne "yhym" i Kensei przeszedł obok niego, usiadł na kanapie ze swoją kawą w ręce. Shuuhei zerknął w jego stronę i zaraz tego pożałował. Kensei znowu to robił, znowu zarzucił ramiona na oparcie i wypiął pierś nonszalancko, jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że wygląda w ten sposób absolutnie seksownie. W tej chwili jedyne na co Shuuhe miał ochotę, to usiąść mu na udach, objąć ramionami szyję, zacząć całować, czując, jak te na pewno silne dłonie zaciskają się na jego biodrach.
- Hę? - zapytał niezbyt mądrze i zamrugał, zdając sobie sprawę z tego, że Kensei o coś go pytał.
- Pytałem się, co jeszcze czytasz – powtórzył z uśmieszkiem czającym się w kącikach ust.
Shuuhei spojrzał na papiery na swoich kolanach.
- Informacje od Ichimaru Gina – wyjaśnił.
- Te informacje? Od tego Ichimaru Gina? - zapytał się, unosząc wysoko brwi.
- Co, nie wierzysz mi?
Mężczyzna pokręcił głową.
- Nie w tym rzecz – powiedział. - Po prostu ja ich na oczy nie widziałem.
- Nie przekazano ich wam? - tym razem to on był szczerze zdziwiony.
Znowu pokręcił głową.
- Chcesz przeczytać? - zaproponował podając papiery.
Kensei zerknął na plik niechętnie.
- Streść mi – powiedział i napił się kawy.
Shuuhei przeczesał włosy palcami, przez chwilę zastanawiając się od czego tutaj właściwie zacząć, zerknął jeszcze raz na papiery.
- W dużym skrócie – zaczął. - To Aizen jest w głównej mierze odpowiedzialny za wywołanie 10 lat temu "sztucznej wojny", jak również to on między innymi lobbował za interwencją Gotei 13, po to tylko, żeby dorobić się na zbrojeniówce. - Dla niego samego brzmiało to niedorzecznie, więc absolutnie nie dziwił się, że Kensei patrzył co najmniej podejrzliwie. - Zarobione pieniądze przekazał później na utworzenie i prowadzenie działalności Arrancaru. - Rzucił papiery na stół, wstał z fotela i zaczął chodzić wzdłuż stolika. - Po wojnie Aizen razem z Arrancarem przejęli cały narkotykowy interes Hueco Mundo. Wpadł dopiero teraz na kilka lat po wypuszczeniu Hougyoku w świat, a i to nie do końca, bo zwiał do Heuco Mundo i siedzi sobie tam teraz na azylu politycznym. - Zatrzymał się i spojrzał na Kenseia, tamten zamrugał, napił się kawy, otworzył usta i zaraz je zamknął.
- Serio? - zapytał w końcu.
- Pozwolę sobie zacytować klasykę. Serio, serio – odpowiedział zupełnie poważnie i usiadł tam gdzie stał.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć – powiedział, kręcąc głową.
Shuuhei pochylił się do stolika, przegrzebał papiery i w końcu przesunął jedna kartkę w stronę Kenseia. Ten wziął ją do ręki.
- Udziałowcem wszystkich tych firm był Aizen – wyjaśnił. - Wszystkie te firmy albo po prostu są zbrojeniówką, albo są cywilne i tworzą sprzęt dla wojska na kontrakcie.
Usiadł z powrotem, pogładził się w zamyśleniu po tatuażu.
- Jednak nie to jest w tym wszystkim najważniejsze – powiedział i spojrzał na Kenseia, który oderwał wzrok od kartki i uniósł brew pytająco. - Przez dziesięć lat nikt nie zwrócił na to wszystko uwagi, nie pojawiła się żadna afera z tym związana. Zdajesz sobie sprawę jakich rozmiarów musi być tło tego wszystkiego? - Sam pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć. - Monstrualne, jak... - Rozłożył ramiona. - Jak biust Matsumoto. - Porównianie równie absurdalne, jak cała ta sprawa.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Kensei wziął resztę papierów i zaczął je przeglądać, co chwilę kręcąc głową i popijając kawę.
- Głodny się zrobiłem – powiedział w końcu Shuuhei, wstając z podłogi. - Chcesz coś zjeść? - zapytał i nie czekając na odpowiedź, skierował się do kuchni.
Kensei po chwili przesiadł się z kanapy na krzesło przy barku i z lekką zawiścią patrzył na krzątającego się po kuchni Shuuheia. Owszem potrafił zrobić sobie coś do jedzenia, w końcu żył sam już od dłuższego czasu; chociaż bardziej niż chętnie dopóki mógł korzystał ze stołówki w swojej jednostce wojskowej. Poza tym "coś do jedzenia" dobrze określało jego umiejętności kucharskie.Chyba, że chodziło o grilla. Był mistrzem grillowania. Shuuhei natomiast wyglądał, jakby doskonale odnajdywał się wsród garnków, noży, warzyw, przypraw i chyba to lubił.
- Ten Aizen to jakiś pieprzony doktor Moriarty – mruknął, kładąc papiery obok pustego kubka po kawie.
Shuuhei prychnął na współ rozbawiony, na wpół zdołowany.
- Ta. Tylko gdzie jest nasz Sherlock?
Pytanie zawisło w powietrzu.
Gdy już jedli, do Shuuheia zadzwoniła koleżanka z pracy i poinformowała go jest robota do zrobienia na już, bo ktoś nawalił, więc Kensei pożegnał się, jak tylko zjadł, żeby nie rozpraszać chłopaka. Poza tym przydałoby się spotkać z Shinjim i przekazać mu te rewelacje, na pewno będzie zachwycony.
Roboty z podesłanym plikiem nie było jakoś dużo, więc szybko się z nią uporał. Zaraz potem zeskanował kartki z informacjami od Ichimaru i Grimmjowie. Te pierwsze podesłał kilku starym znajomym, którzy już doskonale będą wiedzieć, co z tym zrobić; w końcu powiedział, że nie rozpowszechni jedynie tych dotyczących Kenseia, o całej reszcie nie wspominał. Drugi plik posłał do Grimmjowa, Tii i Nel; ze swojego starego maila, którego jego znajomi nie znali. Chciał sprawdzić ich reakcję, a w sumie nieco obawiał się porozmawiać o tym w cztery oczy – zwłaszcza z Grimmjowem, tutaj każdy możliwy scenariusz rozmowy kończył się dość niepomyślnie dla Shuuheia.
Swoją drogą przy bliższych oględzinach zdjęcia zauważył na nim jeszcze chłopaka łudząco podobnego do Ulquiorry, ale nie był pewien, bo stał bokiem i miał spuszczoną głowę. Poza tym o ile Grimmjow pasował mu jeszcze do tej całej afery, mniej niewątpliwie pasowała Nel i Tia, ale za żadne skarby nie potrafił sobie wyobrazić w niej bladolicego barmana z "Nihilizmu". Poza tym byłoby to delikatna przesada, prawda?
Była jeszcze jedna osoba, której chciał pokazać część tych informacji, ale tym razem już osobiście.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum