ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Saga o poświęceniu 4 |
Rozdział Czwarty: Szlaban z mistrzem eliksirów
- Wstawaj, Harry!
- Już nie śpię, Draco - powiedział Harry, siadając i przeciągając się leniwie.
Draco, który rozsunął zielono-srebrne kotary wiszące nad łóżkiem Harry'ego, wyglądał przez chwilę na zaskoczonego, ale zaraz potem złapał go za ramię i wyciągnął na zewnątrz. Harry westchnął, ale nic nie powiedział. Przez większość czasu jedynymi ludźmi, którzy go dotykali, byli jego rodzice, Connor, Syriusz i Remus. Będzie musiał się przyzwyczaić do innych osób, zwłaszcza kiedy ci tak bardzo starali się zostać jego przyjaciółmi.
Nie rozumiał tego i musiał to przyznać przed samym sobą, kiedy Draco ciągnął go przez pokój wspólny, a potem podziemnym korytarzem w kierunku Wielkiej Sali. Draco zachowywał się... cóż, nie bardzo jak Malfoy, z uporem ściągając na siebie uwagę Harry'ego. Ale przecież byli w Slytherinie inni ludzie, łącznie z Vincentem i Gregorym, których Harry poznał zeszłej nocy, a którzy z radością poświęciliby Draco całą uwagę, czego on tak bardzo pragnął. Co mu przychodziło z narzucania się Harry'emu?
Ponieważ jesteś bratem Chłopca, Który Przeżył, wyszeptał w głowie Harry'ego głos, któremu nie bardzo ufał. Brzmiał strasznie podobnie do głosu węża albo Slytherina. Draco chce dorwać Connora. Chciał się z nim zaprzyjaźnić, a teraz prawdopodobnie pragnie zostać jego wrogiem. Pokaż mi lepszy sposób niż przekonanie Connora, że jego brat zwrócił się przeciw niemu.
Zdążyli już dotrzeć do Wielkiej Sali i Harry widział Connora siedzącego z Ronem przy stole Gryfonów. Tym razem jego bliźniak nawet na niego nie spojrzał, jedynie odwrócił głowę i podniósł głos.
Jeszcze sobie dzisiaj pogadamy, obiecał Harry swojemu bliźniakowi, siadając i sięgając po półmisek z jajkami. Nie pozwolę, żeby mój własny brat był wobec mnie uprzedzony w tak idiotyczny sposób. Wszyscy w Slytherinie mogą być obślizgłymi wężami - ja się nim nigdy nie stanę.
- Profesor Snape znowu się na ciebie patrzy.
Harry zamrugał, słysząc słowa Draco, ale nawet nie zerknął na stół nauczycielski. Czuł na sobie wzrok profesora.
- Tak, wiem - powiedział, po czym przerwał, żeby napić się soku dyniowego bez rozpryskiwania go po całym stole. - Nienawidził naszego ojca, jak chodzili razem do szkoły.
Zastanawiał się, czy nie powiedzieć Draco o długu życia i o tym, że Snape był tak naprawdę dobry, ale powstrzymał się. Być może Draco nie był jeszcze śmierciożercą, ale Lucjusz Malfoy wciąż mógł poznać kilka interesujących szczegółów w kilka chwil po tym, jak Harry je powiedział.
Nie znoszę mieć sekretów, jęknął w myślach, zanim zdążył wrzucić to uczucie do sekretnej skrzynki we własnej głowie. Nie wyglądałoby to tak, gdybym był w Gryffindorze. Tam większość osób byłaby z natury bardziej przychylna stronie światła.
Kiedy skończył, zamknął solidnie pudełko. Był w Slytherinie, a Snape jeszcze nie podszedł i nie zasugerował, że syn Pottera tak naprawdę powinien był trafić do Gryffindoru, więc chyba jednak będzie musiał dać z siebie wszystko.
*
Jak się okazało, nastał piątek, a Harry nie widział się z bratem dłużej niż parę minut naraz albo bliżej niż po drugiej stronie morza nieznanych twarzy. Wszyscy uczniowie byli nieustannie w ruchu, przechodząc z jednej klasy do drugiej i rozmawiając tak głośno, że delikatne nawoływania Harry'ego niemal zawsze ginęły w hałasie. A może były ignorowane? Harry brał pod uwagę, że Connor może być zbyt zły, by zwracać na niego uwagę, nawet jeśli usłyszał.
Draco nie był jakoś szczególnie pomocny. Przyczepił się do Harry'ego jak rzep i wyrzucał z siebie nieustanny strumień radosnej paplaniny, której Harry nie wierzył nawet przez moment. Kiedy chłopiec spróbował uciec na chwilę, wymawiając się biblioteką - a tak naprawdę mając nadzieję znaleźć drogę do wieży Gryffindoru - Draco dołączył się bez słowa. Nic nie mówił o Connorze ani o Gryfonach, ale nie spuszczał Harry'ego z oka i uśmiechał się złośliwie, ilekroć jakiś przechodzeń wspomniał o Chłopcu, Który Przeżył.
Łatwiej by mi się znosiło Ślizgonów, pomyślał Harry, kiedy schodzili na eliksiry, gdyby ciągle nie uśmiechali się w ten sposób.
To prawda, nie poznał zbyt wielu Ślizgonów poza Draco, ale wszyscy zdawali się szyderczo uśmiechać, może poza Vincentem i Gregorym, których twarze przez większość czasu pozostawały bez wyrazu. Blaise Zabini patrzył, uśmiechając się złośliwie, Pansy Parkinson mizdrzyła się, uśmiechając się złośliwie, Milicenta Bulstrode patrzyła spode łba, uśmiechając się złośliwie, a starsze roczniki uśmiechały się złośliwie na samą myśl poświęcenia uwagi komuś młodszemu. Harry obawiał się, że sam zacznie się tak uśmiechać, zanim zdąży się spotkać z Connorem, i był zdeterminowany, żeby do tego nie dopuścić.
- Spodoba ci się ta lekcja - szepnął Draco gdzieś za Harry'm, kiedy siadali w ławkach. - Snape to znakomity nauczyciel. No i mamy lekcje z Gryfonami, z którymi tak bardzo od jakiegoś czasu pragnąłeś się zobaczyć.
Uśmiechnął się lekceważąco, kiedy Harry obrócił gwałtownie głowę i posłał mu zniesmaczone spojrzenie.
Oczywiście Harry znał rozkład lekcji, ale nie sądził, że Draco też zwróci na to uwagę.
Może bezpośrednie pytanie zda egzamin.
- Co cię to właściwie obchodzi? - syknął w jego kierunku. - Oczywiście, że chcę się przywitać z moim bratem. Byliśmy rozdzieleni od czasu Ceremonii Przydziału. Czemu więc teraz ironizujesz, jakby to było coś niezwykłego?
Draco uśmiechnął szyderczo, ale nie odpowiedział.
Harry ponownie się obrócił, zaciskając zęby z frustracją, i zobaczył pierwszorocznych Gryfonów skłębionych za drzwiami. Hermiona Granger weszła, zaczytana w trzymanej przez siebie książce. Harry zamrugał, widząc, jak siada sama w ławce. Czemu jeszcze się z nikim nie zaprzyjaźniła? Nie wygląda na taką, którą może powstrzymać nieśmiałość.
Connor i Ron weszli następni. Harry poczekał, aż jego brat rozejrzy się po klasie, i posłał mu pełen nadziei uśmiech. W odpowiedzi Connor uśmiechnął się do niego niepewnie, ale przestał, gdy Ron wbił mu łokieć w żebra. Odwrócili się i usiedli w swoich ławkach.
Draco zachichotał, Harry był tego pewien, ale nie miał okazji zwrócić mu na to uwagi, bo Snape akurat wtedy wysunął się na przód klasy.
Powiódł wzrokiem po uczniach. Harry również mu się przyjrzał i zauważył, że kiedy tym razem ich oczy się spotkały, jego blizna nie zaczęła boleć. To mogło, choć nie musiało być warte uwagi - wciąż nie wiedział, czemu w ogóle go wtedy rozbolała.
Wciąż nie wiem o tylu sprawach, pomyślał Harry, stukając z irytacją końcówką pióra w pergamin. Jak ja mam chronić Connora, skoro nie mam skąd się tego nauczyć?
- Jesteście tutaj, żeby nauczyć się subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów - mówił Snape. Harry nie zwracał szczególnej uwagi na tę paplaninę, nawet gdy dotarła do warzenia chwały. Oczywiście, że Snape spróbuje zaimponować uczniom. Nie chciał w swojej klasie pyszałków.
- ...jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać - zakończył, a Harry pokiwał głową. Tak, Snape starał się wszystkich zastraszyć. Jego taktyka była dokładnie taka, jak mówił James, opowiadając o swoich szczenięcych latach. Harry będzie się starał mu nie podpaść, tak samo jak reszcie Ślizgonów, ale nie miał zamiaru pozwolić się Snape'owi stłamsić albo pogrążyć.
Jak by na jakiś sygnał, Snape zwrócił się w jego stronę. Harry przyjrzał się jego złośliwemu uśmieszkowi, ale nie był pewien, czy pochodził on z nastawienia na rozmowę z Potterem, bratem Chłopca, Który Przeżył, czy też Potterem, bratem Chłopca, Który Przeżył, który jakimś cudem wylądował w domu Slytherina. Bez wątpienia uważa to za niesprawiedliwe.
Przynajmniej w tym się zgadzamy.
- Potter - powiedział Snape. - Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelisa do nalewki z piołunu?
- Wywar żywej śmierci, proszę pana - odparł Harry. Tyle jeszcze wiedział. Niemal cały poprzedni tydzień, jak tylko dowiedział się, że Snape będzie głową jego domu, przesiedział nad książką o eliksirach. Wbił sobie na siłę w głowę tyle wiedzy, ile zdołał. Miałby kłopot, gdyby Snape zapytał go o szczegóły, ale był w stanie udzielić ogólnych odpowiedzi.
Snape zrobił krok w tył, pochylając głowę. Harry nie mógł odczytać jego wyrazu twarzy, ale ponieważ jego oczy były wbite w Harry'ego, to i on nie odwrócił wzroku.
- Gdzie będziesz szukał, jeśli ci powiem, żebyś znalazł mi bezoar?
- W żołądku kozy, proszę pana. - Harry zdał sobie sprawę, że i to był łut szczęścia; przewracając kartki zobaczył w podręczniku dziwne słowo, którego nie rozpoznawał i zatrzymał się, by o nim przeczytać.
- Jaka jest różnica między mordownikiem a jadem żółtym? - zapytał Snape znacznie łagodniejszym tonem niż poprzednio. Harry nawet nie ośmielił się dopuścić do siebie myśli, że mu zaimponował, zwłaszcza że nie był pewny odpowiedzi; wiedział o tych roślinach tylko dlatego, że przyjaźnił się z Remusem.
- To ta sama roślina, proszę pana.
Snape kiwnął głową.
- Pięć punktów dla Slytherinu za okazanie umiejętności do nauki - powiedział, po czym obrócił się w stronę Connora, zanim jeszcze Harry zdążył odetchnąć z ulgą. - Teraz pan Potter, nasza nowa... znakomitość. Proszę mi powiedzieć, jakie są składniki eliksiru leczniczego?
Connor zamarł, patrząc na niego wielkimi oczami. Obok niego ręka Hermiony Granger wystrzeliła w górę - najwyraźniej dziewczyna postanowiła przejąć inicjatywę. Connor kiwnął głową w jej kierunku.
- Nie wiem - powiedział. - Myślę jednak, że wie Hermiona, więc dlaczego pan jej nie zapyta?
Snape spochmurniał jeszcze bardziej, robiąc długi, ciężki krok naprzód. Harry spiął się, ale Snape powiedział tylko zimnym głosem:
- Zapytałem pana, panie Potter.
- Nie wiem - wycedził Connor przez zaciśnięte zęby.
Harry współczuł mu. Też nie wiedział. Z całej klasy prawdopodobnie tylko Hermiona wiedziała.
Wargi Snape'a wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu.
- Najwyraźniej sława to nie wszystko - powiedział, odwracając się do tablicy. - Minus pięć punktów dla Gryffindoru za okazanie kompletnej ignorancji. Składniki eliksiru leczniczego to suszone pokrzywy, sproszkowane kły węża, ugotowane winniczki i kolce jeżozwierza. Kolce jeżozwierza musicie dodać po zdjęciu kociołka z ognia, inaczej prosicie się o straszny bałagan. Po włożeniu pokrzyw...
Harry zapadł się w krześle, czując ucisk w żołądku. Snape celowo nastawił Connora przeciw Harry’emu, co mu się bardzo nie podobało. Zerknął za siebie i zobaczył, jak Connor patrzy na niego z mieszaniną zażenowania i zakłopotania, przynajmniej póki nie pochylił głowy.
Draco dźgnął go w plecy. Harry obrócił się.
- Czego? - warknął. Dawał z siebie wszystko, żeby nie wyciągnąć różdżki.
Draco zamrugał, zaskoczony.
- Chcesz być ze mną w parze?
Harry westchnął, kiwnął głową, po czym poszedł po składniki.
Oczywiście, tak jak James go ostrzegał, Snape okazał się onieśmielającym nauczycielem, krążącym po całej sali, zaglądającym uczniom do kociołków i wygłaszającym zniecierpliwione komentarze - te ostatnie wycelowane wyłącznie w Gryfonów.
- To nie jest właściwa konsystencja, Longbottom. Czyżbyś sobie wyobrażał, że możesz dodać kły węża przed zmiażdżeniem ich, Weasley? Jestem pod wrażeniem, Thomas, nie z powodu koloru twojego eliksiru, ale bezdennego pokazu niekompetencji.
Harry szybko odkrył, że musi ignorować Snape'a tak bardzo, jak to będzie możliwe. Kiedy Snape komentował wywar Connora, w jego głosie pojawiała się dodatkowa złośliwość, a to rozwścieczało Harry'ego. Sproszkował wężowe kły i zamieszał wywar tak agresywnie, że prawie go wylał, po czym wrócił do obserwowania Connora.
Dzięki temu zauważył, że jego brat właśnie zamierzał dodać kolce jeżozwierza przed zdjęciem kociołka z ognia. Harry wzdrygnął się. Wyobraził sobie nie tylko bałagan, jaki się zaraz zrobi, ale też karę, jaką Connor otrzyma od Snape'a, i nie miał zamiaru do tego dopuścić.
Szepnął do Dracona "odsuń się" i wrzucił do własnego eliksiru garść kolców jeżozwierza.
Snape sunął właśnie w stronę Connora, kiedy z kociołka Harry'ego uniosła się obrzydliwa bańka zielonego dymu i dźwięk, który przypominał hałas roju rozwścieczonych os. Snape zamarł, po czym powoli obrócił się w stronę klasy, po której siedzieli Ślizgoni. Draco odsunął się z pola widzenia. Dzięki temu Harry mógł odskoczyć i zamrugać, jakby nie wiedział, co się dzieje.
- Co to właściwie miało być, Potter? - syknął Snape.
Harry zerknął na kociołek i podłogę, na której ów kociołek się topił i niemal wypalił dziurę w jego butach, a w końcu na zaskoczone miny wszystkich wokół. Potem wzruszył ramionami.
- Ups? - spróbował.
Snape ruszył w jego stronę i ocenił wzrokiem kociołek.
- Dodałeś kolce jeżozwierza przed zdjęciem kociołka z ognia - oznajmił szyderczo. Harry zauważył z ulgą, jak Connor zabiera rękę znad własnego kociołka i delikatnie odkłada kolce obok wywaru. - Nie potrafisz odczytać ze zrozumieniem instrukcji z tablicy?
- Ups - powtórzył Harry. Nie opuszczał głowy i nawet pozwolił sobie na delikatną sugestię uśmiechu. Snape nie będzie znał prawdziwego powodu. Po prostu uzna, że Harry wdał się w ojca i robi sobie z niego żarty.
- Szlaban, panie Potter - powiedział miękko Snape. - Dzisiaj o ósmej, w tej klasie. Oczekuję, że pojawisz się na czas.
- Tak, proszę pana - odpowiedział Harry, pochylając głowę i patrząc, jak Snape się oddala. Zrujnowany kociołek zniknął zaraz potem. Harry patrzył przez chwilę na bałagan. Mógł wysłać sowę do domu z prośbą o nowy. Był pewien, że jego matka nie będzie miała nic przeciw, kiedy dowie się, że został zniszczony z dobrego powodu.
Nagle poczuł czyjąś rękę na ramieniu, co zmusiło go do przeniesienia uwagi na jej właściciela - Dracona.
- Czemu to zrobiłeś? - szepnął Draco. - Mówiłeś, że mam się odsunąć. Wiedziałeś, że to się stanie.
Harry kiwnął głową.
Draco jeszcze mocniej zacisnął dłoń i pisnął, jakby z jakiegoś powodu czuł się osobiście urażony.
- Czemu? - powtórzył.
Harry uwolnił rękę z uścisku.
- Nie straciłem żadnych punktów, więc co cię to obchodzi? - szepnął, po czym usiadł i słuchał, jak reszcie klasy obrywa się od ciętych przytyków Snape'a. Connorowi i Ronowi nie udało się idealnie wykonać eliksiru, ale z drugiej strony nie wyszedł on nikomu prócz Hermiony. Im również oberwało się od Snape'a, ale Harry w tej sprawie już nic nie mógł poradzić, więc musiał się poddać i puścić to mimo uszu. Przynajmniej udało mu się uratować Connora od szlabanu.
Nie miał nic przeciw poświęceniu w ten sposób reszty swoich wieczorów, jeśli trzeba będzie. Wszystko to było dla najwyższego możliwego celu.
*
Pukanie do drzwi Snape'a rozległo się równo o ósmej. Zerknął w górę, sprawdzając czas, i podniósł brwi. Czyli ten gałgan zna przynajmniej jakieś podstawy dobrego wychowania.
- Wejść.
Potter - nie ten sławny, poprawił się Snape w myślach, co brzmiało dość dziwacznie - wszedł i skinął mu głową.
- Przyszedłem w sprawie mojego szlabanu, proszę pana. Co mam zrobić?
Snape przyglądał mu się przez chwilę. Chłopak bez wątpienia był synem Pottera, jeśli wziąć pod uwagę te włosy i okulary, ale nie miał jego postawy. Cały czas trzymał głowę w górze i spojrzał Snape'owi w oczy bez wahania. Zaciekawiony Snape delikatnie dotknął jego umysłu legilimencją i znalazł wspomnienie kłótni Harry'ego z Draco Malfoyem tuż przed przyjściem tutaj. Draco chciał wiedzieć, czemu Harry zrobił to, co zrobił na eliksirach. Harry żachnął się tylko i pobiegł na swój szlaban.
Snape skończył sondowanie w porę, by zobaczyć jak spokojna maska Harry'ego pęka, zamieniając się w grymas. Podniósł rękę i potarł niespokojnie czoło, jakby bolała go głowa, a on nie był pewien dlaczego.
Ciekawe. Więc jego błąd w czasie eliksirów był celowy? Snape schował tę myśl za własną maską i warknął:
- Posprzątaj bałagan, którego narobiłeś razem z bandą towarzyszących ci idiotów. Nie możesz użyć magii.
- Tak, proszę pana.
Potter bez napomnienia znalazł szczotkę i wiadro z wodą, co zajęło mu kilka minut, po czym zaczął szorować klasę. Snape oceniał eseje i pilnował go kątem oka. Potter pracował spokojnie, nie narzekał, a jego twarz wyrażała zdecydowanie za mało emocji jak na chłopca wychowanego przez Jamesa. Jego bliźniak, ten sławny, był bardzo otwarty i jak tylko Snape pojawiał się w polu widzenia, jego orzechowe oczy zaczynały ciskać gromy za całą dotykającą go niesprawiedliwość.
Snape skrzywił się z niesmakiem. A ja będę musiał ochronić tego szczeniaka. Nie znaczy to, że muszę go lubić.
Wrócił do oceniania esejów, przynajmniej póki delikatne, uporczywe brzęczenie nie złamało jego koncentracji. Spojrzał w górę, z obelgą na końcu języka, ale najgłośniejszym wydawanym przez Pottera dźwiękiem było szuranie szczotki po stołach. Brzęczenie musiało mieć inne źródło.
Snape dotknął swojego lewego przedramienia, po czym pokręcił głową. Co prawda nie wierzył, żeby bachor Pottera załatwił Voldemorta na zawsze, ale jego pan nie był jeszcze w stanie zwołać żadnego śmierciożercy. Nawet gdyby, to pierwsza oznaka jego obecności nie byłaby aż tak delikatną manifestacją.
Potem pomyślał, że ktoś stara się śledzić szlaban i rzucił pod biurkiem dyskretne Revealo. Nic się nie ukazało.
Przemyślał kilka innych możliwości, zanim nie dotarła do niego ta, której od lat nie brał pod uwagę - być może jego pamięć zaskoczyła po zobaczeniu w umyśle Pottera chłopaka Malfoyów. Sięgnął do tarczy, której nauczył go Lucjusz w czasie nauki nasłuchiwania delikatnych wibracji, które otaczają potężnych czarodziejów, i po raz pierwszy od lat pozwolił jej opaść.
Brzęczenie momentalnie wzrosło. Snape popatrzył na Pottera, który obecnie klęczał i starał się dosięgnąć do wyjątkowo uporczywej plamy pod ławką Longbottoma. Powietrze wokół niego śpiewało mocą niczym namoczony palec kręcący kółka na brzegu kieliszka na wino.
Czemu nie wyczułem tego, jak był w klasie? zastanowił się Snape, po czym parsknął w duchu. Bo był pomiędzy tuzinem innych szczeniaków, oto dlaczego. Ich moc przykryła jego.
Dziwne, że bliźniaka, który nie pokonał Voldemorta, otacza taka aura. Być może drugi jest jeszcze silniejszy i faktycznie okaże się "naszą ostatnią nadzieją". Snape skrzywił się. Kilkukrotnie rozmawiał z Dumbledore'm o Connorze Potterze jako głównej osi przepowiedni i wciąż czuł się okropnie na myśl, że dziecko to jedyne, co stoi między światem czarodziejów a powrotem Voldemorta. To bardzo romantyczne, oczywiście, ale niespecjalnie praktyczne.
Kiedy zerknął na zegar, zorientował się, że dochodzi dziesiąta, a z nią koniec szlabanu Pottera. Snape pokręcił głową i podniósł tarczę z powrotem.
- Potter! - warknął.
Harry drgnął, ale nie uderzył głową w ławkę, na co Snape w duchu liczył. Wstał i obrócił się, trzymając wiadro i szczotkę luźno w dłoniach.
- Tak, proszę pana? - zapytał.
- Szlaban dobiegł końca, a klasa wciąż jest w tragicznym stanie - powiedział zimno Snape. - Wrócisz tu wieczorem w poniedziałek, również o ósmej, i wtedy dokończysz.
Na chwilę, tylko chwilę, oczy szczeniaka drgnęły. Bez wątpienia myślał, że po poniedziałkowych lekcjach zastanie tu jeszcze większy bałagan i więcej pracy. Ale powiedział jedynie "tak, proszę pana" i ruszył, żeby odłożyć narzędzia.
Snape pochylił się.
- Jeszcze jedno, Potter.
Potter - nie, będzie o tym chłopcu myślał jako o Harrym, ponieważ nie sądził, żeby kiedykolwiek był w stanie zalać go taką ilością jadu, jaką z przyjemnością mógł przeznaczyć na Chłopca, Który Przeżył - spojrzał na niego.
- Tak, proszę pana?
- Jak znowu odkryję, że popełniłeś celowy błąd na mojej lekcji - powiedział miękko Snape - to dostaniesz szlaban na tydzień. Nie życzę sobie w swoim domu Ślizgona, który nie wykorzystuje swojego pełnego potencjału w dziedzinie, o której ma przynajmniej podstawowe pojęcie. Czy to jasne?
Ramiona Harry'ego spięły się na moment, ale tylko pochylił głowę i powiedział:
- Z całym szacunkiem, proszę pana, ale jestem dopiero na pierwszym roku i nie wiem jeszcze zbyt wiele o eliksirach. Jestem pewien, że popełnię jeszcze wiele błędów.
Snape przymrużył lekko oczy, przyglądając się Harry'emu. Ten patrzył wprost na niego. Snape syknął. Czy jemu się wydaje, że może mnie przechytrzyć?
Wyraz twarzy Harry'ego wystarczył mu za odpowiedź. Nie wie, czy może. Ale z pewnością będzie próbował.
- W takim razie proponuję, żeby się pan przyłożył do nauki, panie Potter - zbył go Snape. - Jeśli spędzi pan zbyt wiele czasu na szorowaniu tej klasy, to może pan zacząć miewać problemy z zauważeniem różnicy między błędem popełnionym celowo a przypadkiem.
- Tak, proszę pana - odpowiedział Harry, po czym wyszedł.
Snape śledził go wzrokiem, po czym oparł się wygodniej i ponownie odtworzył w pamięci tę lekcję. Harry popełnił błąd, kiedy...
Kiedy miał zamiar zganić Pottera za jego niekompetencję.
Snape warknął i wstał. Jeden z Potterów powinien poważnie przemyśleć swoje postępowanie, jeśli wydaje mu się, że może się wtrącać i zbierać cięgi za drugiego. Nie będę tolerował na moich lekcjach specjalnego traktowania tego szczeniaka, nawet jeśli to brat się za nim wstawia.
|
|
Komentarze |
dnia wrzenia 29 2012 20:25:23
robi sie coraz bardziej interesujaco |
dnia wrzenia 29 2012 22:27:43
Wielkie dzięki za te komentarze, naru Świadomość, że ktoś to czyta działa strasznie budująco ^^ |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|