The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 03:58:41   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Łowcy 5
Tą część dedykuję pewnej kochanej istotce, której zawdzięczam kilka imion użytych w "Łowcach" :-*

-I jak po dzisiejszej nocy? - spytał z czarującym uśmiechem Max.
Leji właśnie zajmował swoje miejsce w ławce. Było dość wcześnie - lekcje zaczynały się dopiero za 30 minut, więc sala była niemalże pusta. Tylko kilka osób siedziało w ławkach i nerwowo powtarzało, coś przed zajęciami. Mimo to chłopcy rozmawiali szeptem, aby przypadkiem ktoś ich nie usłyszał.
-Jestem trochę zmęczony, ale ogólnie nie jest aż tak źle. A ty?
-Spoko. Ile wampirów złapałeś?
-Jednego prawie miałem, ale drugi mi przeszkodził. Pech chciał, że ten drugi też mi czmychnął. Moje konto jest zerowe. A Alex pokonał aż trzy.
Max gwizdnął z zachwytu.
-Nieźle. Mnie też się nie udało nic złapać, a to, dlatego, że na żadnego wampira nie natrafiłem. Ale nie ma nic straconego - przed nami jeszcze dużo polowań. A ty właściwie to, czemu masz taką smutną minę?
-Mam dziś zły dzień.
Leji rozłożył dłonie na ławce i oparł na nich głowę. Cały czas jego umysł zajmowany był wydarzeniami ostatniej nocy. Intrygowało go to, skąd ten oślizgły, cuchnący wampir, z którym się spotkał, znał Dernetha. Był nawet troszkę zły na tego ostatniego za to, że nie chciał mu nic wytłumaczyć.
-Leji, rozchmurz się trochę. Co jak co, ale smutek to ci nie pasuje w ogóle.
-Od kiedy zwracasz uwagę na to, co mi pasuje, a co nie?
Max uśmiechnął się tajemniczo.
-Od dawna. Przecież jesteś cholernie przystojny. Nie sposób przejść obojętnie obok kogoś takiego - rzekł, a Leji czuł, jak zaczyna się rumienić. - Skąd te wypieki na twarzy, co? Nie słyszałeś nigdy takiej opinii na swój temat? Jak ten Alex cię traktuje!
-Alexa i mnie nie łączy nic poza przyjaźnią!
-Tak, tak...
-Och, ty...
Leji już chciał rozpocząć nową kłótnię z użyciem siły, jednakże poczuł, że ktoś za nim stoi. Odwrócił się... W tym momencie serce uderzyło mu mocniej. Gdy podniósł głowę, natrafił na spojrzenie prześlicznych, złotych oczu, które miały niezwykle łagodny wyraz. Przed Lejim stał wysoki chłopak, wyglądający na nieco starszego od niego. Biała koszulka z krótkim rękawem przylegała do ciała chłopaka niczym druga skóra, odsłaniając silne, opalone ramiona. Twarz, choć o niezwykle delikatnych rysach, posiadała w sobie niesamowitą siłę. Z ciemną karnacją chłopca kontrastowały blond włosy sięgajcie do ramion... Leji poczuł się nagle bardzo dziwnie - po raz pierwszy widział tego osobnika na oczy, lecz cały czas miał wrażenie, jakby już, kiedyś go spotkał.
Blondyn stał niemalże bez ruchu, wpatrując się uparcie w oczy fioletowowłosego, który był coraz bardziej czerwony.
-Możemy w czymś pomóc? - spytał Max, gdyż jego towarzysz nie był w stanie wydobyć z siebie głosu.
-Ty jesteś Leji? - spytał chłopak, zupełnie ignorując pytanie Maxa. Leji zadrżał i tylko przytaknął skinieniem głowy. Miał ochotę słuchać tego głosu wiecznie. - Mógłbyś na chwilę pójść ze mną?
-Ale... Ale, po co? - zdziwił się.
-Nieważne. Wyjaśnię ci na miejscu.
Po skończeniu tych słów, blondyn natychmiast skierował się w stronę wyjścia, nie czekając na Łowcę. A ten, biedaczek, nie bardzo wiedział, co ma teraz ze sobą począć.
-Leji, lepiej nie idź. Ten typek jest, jakiś dziwny. Widziałeś go wcześniej?
-Nie... Ale muszę za nim iść - to mówiąc, chłopiec poderwał się z miejsca i szybko dogonił blondyna. A Max tylko westchnął ciężko.



***


Leji zdziwił się, gdy chłopak zaprowadził go na tyły szkoły. Budynek w tym miejscu nie miał okien, więc służył uczniom za palarnię. Obecnie jednak nie było tam nikogo, gdyż za chwilę miały się rozpocząć lekcje.
-Po co mnie tu przyprowadziłeś? - Spytał, Leji. Przez całą drogę obaj milczeli.
Blondyn spojrzał się na niego i uśmiechnął lekko. Leji czuł, jak robi mu się gorąco, a serce biło mu tak, jakby przebiegł kilka kilometrów. Ten chłopak był śliczny, miał cudowny głos, a na dodatek otaczała go aura tajemniczości. Poza tym Leji miał dziwne wrażenie, jakby znał go lepiej niż samego siebie, choć tak naprawdę nie wiedział nawet, jak owa tajemnicza osoba się nazywa.
Tymczasem blondyn wyciągnął coś ze swojej kieszeni.
-To chyba twoje - rzekł aksamitnym głosem.
Błękitnooki popatrzył na dziwny przedmiot, który trzymała delikatna dłoń. I w tym samym momencie znów uderzyło mu mocniej serce, lecz tym razem ze strachu i zdziwienia. Tajemniczy osobnik trzymał w dłoni jego kartę Łowcy!!! Leji, gdy tylko otrząsnął się z pierwszego szoku, natychmiast sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął z niej swój portfel, w którym miał również dokumenty. Karty nie było...
-Leżała w parku. Gdy dzisiaj rano szedłem do szkoły, znalazłem ją - wytłumaczył złotooki.
-D... Dziękuję - wydukał Łowca i zabrał kartę. Jednocześnie czuł, jak do oczu napływają mu łzy. Jak mógł nie zauważyć braku karty?! Przecież nikt nie powinien poznać jego sekretu... To miała być najbardziej skrywana rzecz...
-Nie martw się. Nikomu o tym nie powiem.
-Co? - zdziwił się, gdy usłyszał słowa chłopca.
-To, co słyszysz. Dochowam tajemnicy i z moich ust nikt się nie dowie, że jesteś? Łowcą. Nie dziw się tak. Łowcy są potrzebni ludziom, aby zwalczać wampiry. Gdybym cię wydał, odebrałbym ci możliwość pozbawienia życia tych demonów.
Leji poczuł na swym sercu ulgę. Nie wiedział, czy ten chłopiec nie chce go oszukać, lecz wydawało mu się, że może mu zaufać.
-Jeśli mnie nie wydasz, pozostanę do końca życia twoim dłużnikiem. Ale... Nie mam pewności, że będziesz milczał. Co zrobię, jeśli mnie oszukasz?
Blondyn uśmiechnął się lekko i wyciągnął w stronę swego rozmówcy dłoń.
-Może najpierw bym się przedstawił? Jestem Ren Tsusako.
-Leji Ichiga - fioletowowłosy uścisnął jego dłoń. Była taka delikatna... - W takim razie, skoro już się znamy, powiedz, jaką mam pewność, że nikomu nic nie powiesz?
-Nie masz takiej pewności. Ale zaufaj mi, a na pewno nie pożałujesz - Ren uśmiechnął się ciepło. - No cóż, czas na ciebie. Za chwilę będzie dzwonić, więc lepiej się zbieraj, młody. Tu się nie toleruje spóźnień.
-Z... Zaraz! Mam sobie tak po prostu pójść?!
-A co chciałeś zrobić innego? - w błękitnych oczach pojawiło się niemałe zaskoczenie.
"Dobre pytanie"... Cokolwiek by to nie było, Leji nie zamierzał dać mu tak po prostu odejść. Nie wiedział, skąd w jego umyśle zrodziły się te wszystkie dziwne emocje. Natłok myśli sprawił, że Łowca nie mógł wyciągnąć z rozumu żadnej sensownej opcji działania. Ren uśmiechnął się do niego lekko, zupełnie, jakby rozumiał jego dylemat. Chwilę później Leji poczuł na swych ustach delikatny dotyk ciepłych warg. Jego pierwszy pocałunek - niezwykle łagodny i delikatny, lecz z każdą chwilą coraz bardziej namiętny. Leji zupełnie się w nim zatracił. Właściwie sam nie wiedział, skąd tak dobrze wie, co robić. Wtopił palce w włosy Rena, a ten delikatnie dotknął dłonią jego jasnego policzka, na którym tańczyły rumieńce. Łowca zapomniał o całym świecie, chłonął to uczucie pełnym sercem. I nawet myśl o Alexie, która przez chwilę pojawiła się w jego umyśle nie zdołała obudzić go z transu, w jaki wpadł. Dopiero głośny dźwięk dzwonka nawołującego na lekcje uwolnił jego umysł z tego niesamowitego upojenia.
-To zamknęło mi usta całkowicie - uśmiechnął się złotooki. - Nikomu nie zdradzę twego sekretu. Nawet, jakby mi stosem grożono ^^
Delikatnie pogłaskał fioletowowłosego po policzku. Ten zatrzymał przy sobie jego dłoń.
-Powiedz... Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? Bo mam wrażenie, jakbym cię znał od wieków. Czy... Czy ty też to czujesz? - spytał niemalże szeptem Łowca.
-Kto wie? Też wydaje mi się, że znam cię od dawna. Być może spotkaliśmy się w poprzednim życiu? Biegnij na lekcje, jesteś już spóźniony.. Kiedyś jeszcze dokończymy ten temat.
-Yhm... A ty nie idziesz do sali?
-Nie. Zaczynam dopiero za godzinę.
Leji pobiegł szybko przed siebie. Na chwilę jednak zatrzymał się i odwrócił w stronę nowego znajomego.
-Dziękuję za wszystko... Bardzo... - i znów pobiegł przed siebie.
Ren uśmiechnął się smutno, gdy chłopiec zniknął mu z oczu. Zacisnął dłoń na pewnym krysztale wiszącym na rzemyku u jego szyi.
-Nareszcie cię znalazłem - szepnął spoglądając na klejnot, którego delikatnie wyrzeźbiony kształt przypominał skrzydlatą postać. - Mój mały aniołku...


***


Max czuł coś dziwnego. Silny niepokój ogarnął go, gdy Leji wyszedł z sali. Ten chłopak, który go z niej wyciągnął, miał w sobie jakąś tajemnicę... Max miał talent w zaglądaniu do ludzkich dusz. Potrafił poznać myśli drugiej osoby poprzez jedno spojrzenie. A przystojny jasnowłosy "porywacz" otoczył się grubą ścianą nie do przebicia. I zrobił to jak najbardziej świadomie.
-Kim ty u licha jesteś... - szepnął w zamyśleniu brunet ściągając na siebie zdziwione spojrzenie dziewczyny siedzącej przed nim.
-Dobrze się czujesz? - spytała. - Wydawało mi się, że coś mówiłeś...
-Yhm - mruknął od niechcenia i nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wybiegł z pomieszczenia i skierował się w stronę innej sali. Gdy wszedł do środka, natychmiast utkwił wzrok w pewnym blondynie siedzącym na samym końcu pod ścianą i słuchającym paplaniny jakiejś farbowanej dziewczyny o ekhm... przyzwoitych kształtach i makijażu, jakiego niejedna panienka bałaby się zrobić na dyskotekę. Alex najwyraźniej modlił się, aby go od niej uwolniono.
-Naprawdę jesteś milutki, tylko trochę mało się uśmiechasz - do uszu Maxa dotarł flirciarsko głos blondynki. - Ale ja mogę...
-Z drogi - nie silił się na delikatność, zepchnął ją tak, że biedaczka o mało co nie wylądowała na podłodze.
-Co ty robisz, idioto?!
-Zamknij się - mruknął do niej, po czym odwrócił się w stronę siedzącego z obojętną miną Alexa. - Mamy małe kłopoty.
Zielononiebieskie oczy blondyna niemal natychmiast się ożywiły.
-O co chodzi?
-Do naszej klasy przyszedł jakiś dziwny typek o złotych oczach i kazał Lejiemu iść ze sobą.
-No i w czym problem?
-Leji z nim poszedł.
-No i co z tego?
-Alex, czy ja dobrze słyszę? Powinieneś się tym przejąć! Jakiś podejrzany typ, którego nie mogę rozszyfrować, wziął ze sobą twojego koch... kolegę - dokończył brunet orientując się, że ludzie dziwnie na niego spojrzeli.
-Leji nie jest moim kochankiem, jeśli o to ci chodziło. I nie jest też dzieckiem. Ani głupcem... raczej. Nie musisz się o niego martwić. Poradzi sobie.
-Wiem. Ale coś mnie wyraźnie niepokoi. Ten facet jest, jakiś dziwny. Świadomie zbudował wokół siebie barierę, przez którą nie mogę się przebić. Zwykły człowiek tego by nie zrobił.
-Dobra, dobra, poszukam go. Tylko daj mi już spokój.
-PoszukaMY! Idę z tobą!
-Nie mam ochoty znosić twego towarzystwa. Ale skoro tak bardzo chcesz, to możemy poszukać go razem. A raczej osobno, bo lepiej będzie, jak się rozdzielimy. Ja idę na zewnątrz, a ty poszukaj go w budynku, rozumiesz?
I wybiegł, nie oczekując żadnej odpowiedzi.
"Głuptas... Przecież czujesz doskonale, gdzie on jest. Jeśli tak bardzo chciałeś iść sam, wystarczyło ładnie poprosić. Zgodziłbym się... Chyba...".


***


Wiatr potrząsnął gałęziami i pobudził liście do grania swej melodii. Przegonił chmury na niebie i rozniósł miodową woń kwiatów. Park wyglądał o tej porze bardzo ładnie i był nawet cichy, jeśli nie liczyć kilku wrzeszczących przedszkolaków pluskających się w fontannie i ich matek, które, za wszelką cenę starały się popsuć im zabawę.
Był tam ktoś jeszcze. Na ławce siedział pewien blondyn. Głowę miał spuszczoną, jasne kosmyki delikatnie spadały na jego twarz i każdy mógłby przysiąc, że spał. Wyglądało na to, że urwał się z lekcji, gdyż był w szkolonym mundurku, a pozycja słońca wskazywała na to, że nie było jeszcze południa, więc jego zajęcia jeszcze się nie skończyły.
Ale chłopak nie spał. Na chwilę uniósł głowę, a morskie, zaczerwienione od płaczu oczy utkwił w fontannie. Spoglądał na nią i na bawiące się dzieci nieobecnym wzrokiem. W jego umyśle cały czas była tylko jedna scena.
-Głupcze... - szepnął do siebie. – Powinieneś się cieszyć... Przecież o to chodziło od samego początku.
Alex wiedział, że tak będzie najlepiej - Leji powinien, kogoś mieć, powinien się zakochać w kimkolwiek, tylko nie w swoim przyjacielu. Blondyn cały czas modlił się o to, aby na ich drodze stanął ktoś, kto zgasi to uczucie rodzące się w sercu starszego Łowcy, póki był na to czas. Swego uczucia już dawno nie mógł zgasić.
I teraz, gdy jego modlitwy zostały wysłuchane, czuł, że serce rozrywa mu się na maleńkie kawałki. Coś ściskało go w środku, ilekroć widział, jak usta tego obcego faceta dotykają ust Lejiego. Jego Lejiego.
-Dlaczego nie mogę nawet stanąć do walki o ciebie? - spytał, jakby liczył na to, że uzyska odpowiedź. - To tak bardzo boli...
Ukrył twarz w dłoniach. Po policzkach spłynęła kolejna porcja gorących łez.


***


-No i co ten typek chciał od ciebie?
Leji usiadł w ławce i nabierał duże ilości powietrza w płuca. Przez cały czas musiał biec, aby zdążyć. Wpadł do klasy tuż po dzwonku i cieszył się, że nie pojawiła się jeszcze psorka.
-Nic takiego. Powiedzmy, że musieliśmy, o czymś pogadać. A ty coś się nagle taki ciekawski zrobił, co?
-A co? Nie wolno mi? To chyba naturalne, że pytam się, co on chciał od ciebie, skoro nawet go nie znałeś. Aha, spotkałeś Alexa? - widząc zaskoczoną minę chłopaka, stwierdził, że odpowiedź była przecząca. - Bo widzisz, martwił mnie trochę ten typek. Celowo zbudował wokół swego umysłu mur nie do przebicia i chronił swoje myśli, więc nie jest takim zwykłym człowiekiem. Uznałem więc, że lepiej będzie, jak Alex się o tym dowie. Poszedł cię szukać, ale chyba się minęliście...
-Nie umiesz trzymać języka za zębami? Alex nie musi o wszystkim wiedzieć. Nie jest moją niańką!
-Ale jest twoim partnerem. I, z tego, co wiem, również przyjacielem! A ty jesteś taki roztrzepany, że...
-CISZA!!!
Max aż podskoczył na krześle. Był odwrócony w stronę Lejiego, toteż nie widział psorki od matmy, która weszła do klasy.
-Panie... Jak panu tam... - zaczęła nauczycielka zaglądając do dziennika - ...Max Barron... Hmmm... Czy ja panu przypadkiem nie przeszkadzam? WSTAŃ JAK DO CIEBIE MÓWIĘ!!!
-Przecież stoję... - odparł cicho czarnowłosy, co doprowadziło matematyczkę do szału.
-I JESZCZE MI TU PYSKOWAĆ BĘDZIE, SZCZENIAK JEDEN!!! Won z klasy!!!
-Ale... Pani profesor, nie tylko Max rozmawiał. Dlaczego więc tylko on ma stąd iść?
-Masz rację... TY MU POTOWARZYSZYSZ!!! I NIECH ŻADEN NIE WAŻY SIĘ TERAZ ODZYWAĆ!!! Wynocha z klasy i macie mi się nie pokazywać przez resztę dnia! A jutro przepytam was dokładnie ze wszystkiego, co będzie dzisiaj na lekcji. A spróbujcie czegoś nie umieć!!!
Chłopcy jak burza wybiegli z klasy. Obaj dławili się ze śmiechu, lecz nie mogli wypuścić swoich emocji na zewnątrz, gdyż cała szkoła by ich usłyszała. Zaczęli się śmiać dopiero, gdy znaleźli się na boisku.
-Ta baba jest chora! - skomentował Leji. - Wyrzucać nas z klasy tylko dlatego, że rozmawialiśmy. Już sobie wyobrażam, co się będzie działo później.
-A ja się cieszę. Przynajmniej nie muszę się nudzić na matmie.
-Fakt. Miałeś z tego piątkę na studiach, więc nie musisz się o nic martwić. Ale ja nie jestem z tego najlepszy.
-Ale masz Alexa - Max uśmiechnął się zaczepnie. - Dasz mu kilka całusków, a z pewnością ci wszystko wytłumaczy.
-Ile razy mam powtarzać, że z Alexem łączy mnie tylko przyjaźń?! My się nawet nigdy nie całowaliśmy!
-Naprawdę? A w akademii zdawało mi się, że BARDZO dobrze się znacie... Zwłaszcza, że raz nawet przy mnie nazwał cię swoim uke...
Leji westchnął ciężko i usiadł na ławce.
-Znamy się bardzo dobrze, ale nie tak, jak sobie wszyscy myśleli. Nigdy mi się nie podobało, że wszyscy brali nas za parę, ale Alex mówił, żebym nie zwracał na nich uwagi. To, dlatego obaj nigdy nie zaprzeczaliśmy tym plotkom na nasz temat.
Max uśmiechnął się lekko.
-Dziwni jesteście - rzekł cicho. - Kochacie się, a nie chcecie być razem.
-N... Nieprawda - zaprzeczył błękitnooki, a na jego twarzy pojawił się rumieniec. - My się nie kochamy tak, jak sobie myślisz...
-A niech ci tam będzie. To wasze życie, a nie moje. Kluczcie sobie wokół siebie i wzdychajcie jeden do drugiego w tajemnicy tak długo, jak wam się podoba. To tylko i wyłącznie wasz problem.


***


Leji wszedł do domu ze spuszczoną głową. Wszędzie panowała niesamowita cisza... Nikt nie wyszedł, aby go powitać, nawet, gdy zawołał. "Może śpi...".
Wszedł do pokoju, lecz ten też był pusty. Alexa nie było w domu, nie było go też w szkole. Coś musiało się stać.
Nagle błękitnooki drgnął. "Max mówił, że Alex poszedł mnie szukać. Ale się nie spotkaliśmy! Czy to możliwe, że...".
Rzucił torbę na podłogę i od razu położył się na łóżku, spoglądając w biały sufit. Miał milion myśli na minutę, ale wszystkie sprowadzały się tylko do jednego - Alex widział ICH razem. To było jedyne wytłumaczenie. "No tak... Ale co z tego, że nas widział? Przecież on mnie nie kocha, więc na pewno nie był zazdrosny. Mógł mieć do mnie, co najwyżej żal o to, że całuje się z pierwszym lepszym facetem".
-Alex... - szepnął cichutko. Uśmiechnął się, lecz jego oczy zaszkliły się, a po chwili spod przymkniętej powieki spłynęła jedna, mała łza. Jego pamięć przywoływała właśnie najpiękniejsze momenty, które obaj spędzili tylko w swoim towarzystwie. Leji uwielbiał swego przyjaciela, uwielbiał jego ciepło, dotyk, zapach, uwielbiał tulić się do niego, uwielbiał, kiedy otaczały go silne ramiona młodszego chłopca... Ale... To chyba nigdy nie była taka prawdziwa miłość, jak między kochankami. To było braterskie, przyjazne uczucie. Może nawet przyzwyczajenie. "Kochacie się, a nie chcecie być razem" - słowa Maxa zapiekły go boleśnie. Nie myślał o tym uczuciu w ten sposób, a nawet, jeśli czasem mu się to zdarzyło, to natychmiast odrzucał ten pomysł. Czyżby popełnił błąd? A może to szybsze bicie serca to jednak miłość? Ta chęć przebywania zawsze blisko niego, dotykania go jak najczęściej - czy to mogła być ta PRAWDZIWA miłość?
Oczy szczypały go od łez, toteż zamknął je, alby ulżyć zmęczonym powiekom. Nawet nie zorientował się, kiedy zasnął...


***


--Leji... Leji ty śpiochu... Otwórz oczy...
Młody Łowca nie bardzo wiedział, co się z nim działo. Jeszcze przed chwilą leżał w pokoju, na miękkim łóżku. Teraz czuł pod sobą coś twardego, na dodatek powietrze było przesączone charakterystycznym zapachem wody...
Mimo wszystkich swoich obaw typu "chyba umarłem", zdecydował się posłuchać polecenia tego dziwnie znajomego głosu i otworzył patrzałki. Pierwszym, na co natrafił, było chłodne spojrzenie srebrnych oczu. Od razu je rozpoznał. Tylko jedna osoba miała tak chłodne, a zarazem tak przyjazne spojrzenie.
-Derneth... - uśmiechnął się rozpromieniony, a duch odwzajemnił ten uśmiech. Chwilę potem Łowca już "wisiał" na szyi drugiego chłopca, mocno się do niego tuląc.
--Spokojnie, mały. Nigdzie ci nie ucieknę, więc możesz mnie puścić.
-Ach, nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę, że cię widzę! Tak dawno się nie widzieliśmy. Bałem się, że mnie zostawiłeś?.
Leji czuł, jak chłodna dłoń drugiego chłopca delikatnie głaszcze go po głowie, a potem zsuwa na policzek.
--Głuptasku, przecież ja zawsze jestem przy tobie. Zresztą, nie widzieliśmy się tylko kilka dni, więc nie przesadzaj twierdząc, że nie byłem u ciebie od tak dawna.
Leji odsunął się od niego, a jego wzrok wyraźnie wskazywał na to, że jest obrażony.
-Ale w ciągu tych kilku dni tyle się wydarzyło...
--Wiem - Derneth złapał go za rękę i delikatnie przyciągnął do siebie. Fioletowowłosy przytulił się mocno do niego. - Wiem o wszystkim, Le-chan. Zawsze jestem z tobą.
-Dziękuję... Zwłaszcza za to, co zrobiłeś? ostatniej nocy. Gdyby nie ty, byłbym już martwy... Der-chan, skąd Gareth cię zna? Dlaczego od razu cię rozpoznał? Czy... Czy coś cię z nim łączy?
--Skąd ten pomysł?! - zdziwił się srebrnooki.
-Bo... Bo macie takie podobne imiona...
Derneth zaczął się cichutko śmiać.
--Podobne? - zdziwił się srebrnooki. - Nigdy tak nie myślałem... Ach, no tak! Widzisz, Leji, ja mam na imię Dernetherix, ale to strasznie dłuuugie i jakieś takie bardzo oficjalne, więc prawie nikt tak do mnie nie mówi. A nawet, gdyby nasze imiona były takie same, to czy to zaraz musi oznaczać pokrewieństwo? Z tym przeklętym wampirem na szczęście nic mnie nie łączy, no, może prócz nienawiści. Gareth jest moim odwiecznym wrogiem...
-Co? To znaczy, że...
--Tak. Ja też kiedyś byłem Łowcą. Miałem złoty sztylet.
-A co to za broń? Nigdy o niej nie słyszałem!
--Złoty sztylet obecnie jest łukiem. Widzisz, Le-chan, wampiry chodzą po tym świecie już setki lat, więc Łowcy byli potrzebni przez wiele wieków, co do dziś się, niestety, nie zmieniło. Kiedy ja byłem Łowcą, dwie najsilniejsze bronie, czyli złoty miecz i sztylet, posiadały niezwykłe właściwości. W razie potrzeby, można je było przekształcić - miecz w kuszę, a sztylet w łuk. Niestety, z czasem moc wampirów rosła, a malała tym samym moc naszej broni, która czerpała siłę z pozytywnych myśli, a tych zaczynało brakować z każdym dniem. W ten sposób miecz pozostał mieczem, lecz sztylet przemienił się w łuk. I tak będzie, póki wampiry nie osłabną, a do serc ludzi nie powróci odrobina nadziei na to, że będzie dobrze...
-Nigdy nam o tym nie mówiono!
--Uwierz mi, to było naprawdę baardzo dawno temu. Nikt już o tym szczególe nie pamięta.
-To trochę dziwne, że my słabniemy, gdy wampiry są silniejsze. Jeśli to potrwa dłużej, możemy przegrać.
--Dlatego trzeba się pozbyć ich jak najszybciej.
-Yhm... Der-chan, powiedz mi jeszcze jedno... Dlaczego, gdy nadszedł kres twego życia, nie umarłeś, tylko zamieniłeś się w ducha? I czy to Gareth cię zabił?
Derneth uśmiechnął się leciutko, lecz inaczej niż zwykle. Jego twarz stała się bardzo smutna, a w oczach przez chwilę szkliły się łzy.
--Wybacz, ale jeszcze za wcześnie, aby odpowiedzieć na to pytanie.
-Ale powiedz chociaż, kto cię zabił!
--Nie mogę... Ale to nie był Gareth. Byłem od niego znacznie silniejszy, więc on nie stanowił dla mnie zagrożenia. Nie musisz się go bać. Przysięgam, że póki jestem przy tobie, nic ci nie zrobi.
-A jak długo ze mną będziesz? - spytał nieśmiało Leji.
Twarz Dernetha rozjaśnił teraz niezwykle pogodny uśmiech. Przytulił mocniej chłopca i rozłożył swoje piękne skrzydła, otulając nimi błękitnookiego.
--Tak długo, jak zechcesz...
Leji przytulił się do niego jeszcze mocniej i zamknął oczy, z których zaczęły wypływać łzy. Derneth poczuł, jak ciało chłopca drży w jego ramionach, a po chwili usłyszał cichy szloch. Doskonale wiedział, co było jego przyczyną. Delikatnie złapał chłopca za podbródek i skierował jego spojrzenie w swoje oczy.
--Nie wolno ci się poddać - szepnął. - Jesteś bardzo silny i dasz radę, jeśli się do tego przyłożysz. Wiem, że twoje serce szarpią niepewności, lecz musisz z nimi walczyć. Ja wierzę w to, że wygrasz. I wtedy zrozumiesz wszystko.
-Ale ja nie chcę go stracić...
--Nie stracisz... Le-chan, nie popełnij błędu, który ja popełniłem. Nie poddawaj się.


***


-Leji... Leji, obudź się wreszcie...!
Fioletowowłosy gwałtownie otworzył oczy. Z początku nie bardzo wiedział, co się z nim działo. Przed chwilą był z Dernethem, a teraz jego zmęczone oczy przekazywały do umysłu obraz jakiegoś pokoju. Mało tego - leżał w ubraniu na łóżku, był strasznie zmęczony, oczy niemiłosiernie go szczypały, a przy nim siedział pewien uroczy blondyn.
-Alex! - Leji momentalnie obudził się i zarzucił przyjacielowi ręce na szyję. - Gdzieś ty był?! Tak się o ciebie martwiłem! Znikasz sobie na cały dzień i nawet nie raczysz poinformować, dokąd się udajesz!
-Skoro tu jestem to chyba oznacza, że wróciłem cały i zdrowy, więc martwienie się było zbędne. I nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć. To gdzie chodzę, to tylko i wyłącznie moja sprawa i nic ci do tego! - Alex powiedział to ostrzej niż zamierzał i widział, jak twarz błękitnookiego ściąga się w grymasie bólu. Musiał natychmiast zakończyć ten temat, póki nie powiedział jeszcze czegoś niestosownego. - Jeśli cię to zainteresuje, za godzinę musimy ruszać na polowanie. Więc idź się lepiej wykąpać i doprowadź się do jako-takiego stanu używalności, a ja zrobię ci coś do jedzenia.
-Yhm - Leji uśmiechnął się i wstał z zamiarem pójścia do łazienki, lecz nagle poczuł mocny chwyt na swojej ręce, który uniemożliwił mu dalszą wędrówkę. - O co chodzi?
-Przepraszam - szepnął blondyn. - Źle się czułem i nie wytrzymałbym kilku godzin w szkole. Musiałem udać się na małe wagary.
-W porządku. Sam powiedziałeś, że nie musisz mi się ze wszystkiego tłumaczyć.
Alex westchnął ciężko. Spojrzał w oczy swego przyjaciela i puścił jego rękę.
-Poniosło mnie. Muszę ci się tłumaczyć. Przecież jesteśmy partnerami.
-I przyjaciółmi.
Leji spuścił głowę. Doskonale wiedział, że Alex kłamie i znał prawdziwą przyczynę jego złego humoru.. Alex też wiedział, że fioletowowłosy nie dał się nabrać na to kłamstwo. Usiadł na łóżku i westchnął ze zrezygnowaniem. Nie da się jednak uniknąć tego tematu. Tylko, kto odważy się go zacząć?
Gdy tak rozmyślał, poczuł delikatny dotyk dłoni na swojej własnej.
-Nic mnie z nim nie łączy.
-O czym ty...
-Nie udawaj, że nie wiesz! - syknął Leji ze złością. - Nie próbuj mnie okłamywać! Przecież oboje wiemy, o co chodzi!
-Owszem... Chyba wiemy. Ale czemu myślisz, że to miałoby popsuć mi humor? Mnie nie interesuje, z kim się wiążesz - Alex starał się, aby jego głos był jak najbardziej lodowaty. - Nie czuję do ciebie czegoś, co dałoby mi powody do zazdrości.
Starszy chłopak powoli zabrał swoją dłoń.
-Wiem. Wiem, że mnie nie kochasz... Po prostu chcę, abyś wiedział, że nigdy nie będzie dla mnie nikogo ważniejszego od ciebie. Jesteś dla mnie jak brat, pamiętaj o tym - rzekł, po czym wyszedł.
"Nie kochasz... Jak brat... Leji, gdybyś tylko wiedział, jak bardzo się mylisz. Ale częściowo masz rację".
Alex wszedł do łazienki, gdzie drugi Łowca obmywał sobie twarz.
-Uważaj na to, z kim się zadajesz. Nie zapominaj, że masz złoty miecz i wampiry zrobią wszystko, aby się ciebie pozbyć.
-O ile mi wiadomo, ty również jesteś dla nich poważnym zagrożeniem, więc też powinieneś zachować ostrożność - odparł chłopak wycierając sobie twarz miękkim, puszystym ręcznikiem. Spojrzał w lustro i z ulgą stwierdził, że nie przedstawia już swym wyglądem obrazu nędzy i rozpaczy.
Młodszy chłopak stanął za nim. Wpatrywali się przez chwilę we własne odbicia, po czym Alex delikatnie otoczył swymi ramionami barki partnera.
-Moje życie mnie nie interesuje - szepnął. - Jestem tu, by cię chronić. I zrobię to. Przepraszam cię za moje dzisiejsze zachowanie. Od dziecka byliśmy razem, miałem cię tylko dla siebie. Tylko ja i ty... Dlatego też zdenerwowałem się trochę, gdy pojawił się ktoś, kto mógłby mi cię odebrać, ktoś, z kim musze się tobą podzielić.
-Już ci mówiłem, że z Ranem nic mnie nie łączy. Ten pocałunek... To był taki impuls chwili. A nawet, jak sobie kogoś znajdę, co przy moim "zawodzie" jest raczej mało prawdopodobne, to i tak będę twój. Mówiłem ci już, że jesteś najważniejszy.
-Tak... - blondyn myślał nad czymś przez chwilę. - A teraz chodźmy wreszcie. Nie chcemy się przecież spóźnić do pracy, no nie?
-Pewnie, że nie. Dziś muszę cię pokonać! Zobaczysz, będę od ciebie znacznie lepszy.
-To się okaże...


Notka: Gome, że to tak długo trwało, ale jakoś nie mogłam się zmobilizować :P Obiecuję, że następna część będzie nieco szybciej niż ta (i wreszcie zacznie się COŚ dziać ^o^). Być może pojawi się też jakieś inne opcio. A jak się nie będzie pojawiać nic przez dłuższy czas, to proszę o solidnego kopa - to naprawdę pomaga. Pozdro dla wszystkich!!!













Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum