The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 18 2024 17:44:49   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Dziwna historia pewnego małżeństwa 2
Część 2 - "Horror w czasie rzeczywistym"
Clark Kent przegapił całe to zamieszanie z jednej prostej przyczyny. Przygotowywał właśnie reportaż na temat podpisania paktu o wcześniej wspomnianym rozbrojeniu bomb atomowych i nie było go w kraju. (Co więcej przekonał się naocznie, że podobna do Cindy Crawford małżonka króla rzeczywiście nie opuszcza ostatnimi czasy pałacu, więc w opinii przeciętnego Smitha nie spotkało go absolutnie nic interesującego. Sam zainteresowany mógłby być zgoła odmiennego zdania, ale jakby nie patrzeć był kosmitą, więc lekkie zdziwaczanie było u niego jak najbardziej na miejscu.)
Gdy Clark Kent powrócił wreszcie dnia 4 kwietnia do Metropolis, był zbyt wyczerpany wielogodzinną podróżą, żeby zwrócić uwagę na dość dziwne (i dość monotematyczne) nagłówki gazet. Wprawdzie rozmowa, którą właścicielka jego ulubionego sklepu spożywczego prowadziła przez telefon z siostrą, wydała mu się trochę niezwykła, ale trzy lata latania ponad Metropolis w bardzo obcisłym wdzianku nauczyły go jednego - pewnych rozmów, szczególnie tych prowadzonych przez kobiety w średnim wieku na jego temat, nie należy podsłuchiwać i na pewno nie należy ich pod żadnym pozorem analizować. Zapomniał więc o tym prędko i zajął się tak pasjonującymi rzeczami jak spanie, jedzenie spaghetti i rozpakowywanie bagaży. W tej kolejności.
Przespawszy cztery godziny, spożywszy imponującą ilość flagowego dania włoskiego i rzuciwszy walizką w kierunku szafy na ubrania, Clark Kent poczuł, że wykonał już wszystkie niezbędne do przetrwania czynności i może spokojnie oddać się działaniom relaksacyjnym. O godzinie 20.15 włączył więc telewizor. Dokładnie w odpowiednim momencie, żeby zobaczyć początek programu, który gazety zgodnie obwołały "najbardziej oczekiwaną premierą roku". To co zobaczył wywołało w nim w kolejności chronologicznej: niedowierzanie, zdumienie i przerażenie. Na koniec zmiękły mu nogi w kolanach i zmuszony był usiąść.
Dokładnie 4 kwietnia 2011 roku Kanał, nomen omen, 13 pokazał pierwszą relację z castingu do nowego programu z gatunku reality show pod wdzięcznym tytułem "Super kobieta dla super faceta", który to program pomóc miał Supermanowi w dokonaniu wyboru odpowiedniej kandydatki na żonę. Wersja mniej oficjalna, a bardziej prawdziwa, głosiła, że program miał raczej pomóc szefowi Kanału 13 utrzymać posadę. Niezależnie od gier personalnych prowadzonych prze członków zarządu stacji, trzydzieści pięć milionów obywateli amerykańskich zasiadać miało odtąd co tydzień przed telewizorem by z zapartym tchem śledzić rywalizację pięćdziesięciu starannie wyselekcjonowanych kobiet o to, która z nich jest bardziej amerykańska niż szarlotka na ciepło z bitą śmietaną i lodami waniliowymi.
Clark Kent pomyślał z przerażeniem, że najwyraźniej umarł i nie żyje. I poczuł, że co jak co, ale przed śmiercią musiał narobić niemało kłopotów, ponieważ wyglądało na to, że trafił do piekła. Wiedziony instynktem sięgnął po słuchawkę i wystukał numer.
- Maaaaaaaaaamooooooooo?
- Clark, to ty? - głos jego matki był dokładnie taki jakim go pamiętał i Clark pocieszył się, że w takim razie nie może być w piekle, ponieważ w piekle z pewnością nie ma bezpośrednich połączeń z farmą Kentów. A potem dotarło do niego, że w takim razie, to coś w telewizji dzieje się naprawdę i zaczął się zastanawiać czy opcja z piekłem nie byłaby bardziej znośna.
- Maaaaaaaaaamooooooooo?- zamiauczał ponownie do słuchawki, ponieważ na nic bardziej konstruktywnego nie było go akurat stać.
- Och...kochanie... - głos Marty Kent przepełniony był współczuciem - Nie chodzi chyba o ten program?
- Skąd...? Czemu...? Po co...? Kiedy...? Jak to się, u diabła, stało? - Clark zdołał wreszcie wydobyć z siebie prawidłowo skonstruowane pytanie. Może nie za długie, ale działało.
- Cóż... - jego matka westchnęła po drugiej stronie linii i Clark poczuł, że chyba najwyższa pora na wpadnięcie w panikę.
- Najpierw było zdjęcie z pośladkami...
Clark nie chciał nawet myśleć o tym, co to właściwie mogło oznaczać.
- Potem jakaś kobieta powiedziała w dzienniku, że ktoś się tobą powinien zaopiekować...
Clark wyczuł w głosie swojej mamy odrobinę urażonej dumy, ale o wiele mniej niż mógłby się ktoś spodziewać. Z niewiadomej przyczyny nagle przeszły go ciarki po plecach. Co tam świat, ale jeśli jego mama nie daj Boże... Zatrzymał myśl w połowie, ponieważ była zbyt przerażająca, żeby ją kontemplować w pełnej wersji.
- Było jeszcze parę artykułów i wywiad z jednym socjologiem, potem prezydent wygłosił przemówienie...
Prezydent. Boże Święty, wciągnęli w to prezydenta.
- A potem Lois wykupiła w imieniu Supermana ogłoszenie w "Daily Planet" i ...
- Co zrobiła! - przerwał jej Clark, bo co za dużo, to jednak niezdrowo.
- Wykupiła ogłoszenie. Jeśli chcesz możemy ci przesłać kopię. Zachowałam ją na pamiątkę.
O Jezu Chryste, jego własna matka, MATKA, właśnie oświadczyła, że trzyma w domu ogłoszenie matrymonialne, w którym on, Clark Kent jest przedmiotem aukcji. No, może nie dokładnie on, tylko kosmita z planety Krypton latający ku uciesze gawiedzi nad Metropolis, ale na jedno wychodzi. Oczywiście wiedział, że jego mama lubi zbierać wycinki prasowe na jego temat, ale zazwyczaj dotyczyły one ratowania dam z opresji, anihilacji wrogo nastawionych przybyszów z odległych zakątków galaktyki albo bohaterskich akcji w stylu "zdjął kotka z drzewa i oddał starszej pani", a nie takich...
- Clark, jesteś tam?
Zapytany wydał z siebie jakiś niezobowiązujący i trudny do odcyfrowania dźwięk.
- Kochanie... - Marta Kent przybrała poważny ton głosu, zabarwiony z lekka poczuciem winy i Clark pomyślał, że oto zaraz usłyszy coś strasznego. - Nie pomyślałeś, że to może być dla ciebie dobra okazja, żeby kogoś poznać?
Wiedział, że to będzie coś takiego. Po prostu to czuł. Miał wrodzony instynkt.
- Mamo...
- Tylko posłuchaj, dobrze?
Teraz nastąpiła kolej Clarka na wydanie z siebie głębokiego westchnienia.
- Kiedy ostatnio z kimś się spotkałeś?
- To...
- To ma dużo do rzeczy - przerwała mu matka tonem nie znoszącym sprzeciwu. Tym samym, który tak wyraźnie wyrył mu się w pamięci. Ostatnim razem, kiedy Clark go słyszał, miał lat dwanaście i pół i właśnie odkrył, że jest zdecydowanie silniejszy niż przeciętny nastolatek. Zdanie brzmiało wtedy mniej więcej tak - Clark, natychmiast odstaw krowę na miejsce!
- Mamo...
- Żadne "mamo". Masz lat dwadzieścia pięć i od sześciu lat nie słyszałam od ciebie ani słowa o żadnej dziewczynie. Ja i twój ojciec zaczynamy się o ciebie martwić -głos jej zmiękł i to było chyba jeszcze straszniejsze, bo zakrawało wręcz na szantaż emocjonalny - Żadne z nas nie młodnieje. Nie będziemy żyć wiecznie i nie chcemy, żebyś został sam.
Clark oparł głowę o ścianę i pomyślał, że może prawdomówność jednak ułatwia życie i powinien jej spróbować.
A może i nie.
Na pewno nie w tej chwili. Dopiero co wrócił z wyczerpującej podróży i właśnie odkrył, że Metropolis szuka mu żony. Nikt nie mógłby od niego wymagać, żeby się w takiej sytuacji zdobywał na jakieś akrobacje emocjonalno-uczuciowe.
Czyli zdecydowanie nie w tej chwili.
Może tak raczej za miesiąc.
Rok.
Dekadę lub dwie.
- Wiem, że się martwicie, ale nie macie powodu. Naprawdę.
- Po prostu daj jej szansę, dobrze? Może sytuacja jest nie najszczęśliwsza, ale to nie znaczy, że nie może wyjść z niej coś dobrego.
Były takie momenty w życiu Clarka Kenta, kiedy optymizm jego matki po prostu go przytłaczał. Nie to, ze miał zamiar jej o tym powiedzieć.
- Dobrze. Obiecuję, że dam tej dziewczynie szansę, kimkolwiek by ona nie była.
Szansę. Jedną. Pięć sekund zanim powie jej, że jest mu bardzo przykro, ale jego rasa nie zna pojęcia "seks". Ani "dzieci". Ani "związki". Ani w ogóle nie zna żadnych pojęć i czy mogę już sobie odlecieć zanim umrę ze wstydu, proszę?
Na szczęście Marta Kent wiedziała, ze sztuka wywierania nacisku polega między innymi na tym, żeby znaleźć odpowiedni moment na wycofanie się na bezpieczniejsze pozycje i nie drążyła więcej tematu. Po wymianie kilku niezobowiązujących zdań na temat krów, zbiorów i sąsiadów, Clark pożegnał się i odłożył słuchawkę.
Zamiast wrócić przed telewizor, usiadł na podłodze i oparł się o ścianę, dochodząc do wniosku, że przynajmniej ściany nie powinny mu zrobić żadnych przykrych niespodzianek. Przynajmniej dziś. Nie był na tyle naiwny, żeby wierzyć, że istnieje na tej planecie cokolwiek, z czego nie mógłby na przykład wyrosnąć siedemsetmetrowy zielony robal z czółkami. Przyswoił sobie tą lekcję po przygodzie z morderczymi babeczkami z nadzieniem truskawkowym.
Cały problem polegał na tym, że w rozumowaniu jego matki było aż za dużo logiki i Clark sam już nie wiedział jak wymiga się od jej dociekliwych pytań, gdy wreszcie odrzuci propozycję związania się z wybraną przez telewidzów kandydatką i wróci do Smallville na niedzielny obiad. Bo Clark wiedział, ze ją odrzuci. Był tego pewien.
Gdy ma się lat piętnaście i słyszy się właśnie, że tak naprawdę to nie jest się istotą ludzką tylko kosmitą, to przez głowę przebiega człowiekowi tylko jedna pocieszająca myśl. Już gorszego szoku w życiu nie ma raczej szans doznać.
Cóż, życie postanowiło najwyraźniej udowodnić mu swoją wrodzoną kreatywność.
No, ale przynajmniej nie był osamotniony. Lana też wyglądała na zdumioną.
Gdy Clark Kent miał dziewiętnaście lat, udało mu się wreszcie spełnić swoje od dawna w skrytości ducha hodowane marzenie i Lana Lang została jego całkowicie oficjalną dziewczyną.
Tydzień później okazało się, że może i Clark Kent jest zainteresowany panną Lang, ale pewna część jego ciała ma ją w głębokim poważaniu. I nie chodzi tu o, dajmy na to, mały palec u lewej nogi.
Oczywiście na początku nie przyjął tego do wiadomości, no bo jaki zdrowy na umyśle mężczyzna, kosmita czy nie, by się z czymś takim pogodził. Ale jakby do kwestii nie podchodził i jakby Lana nie starała się być pomocna, to fakt pozostawał faktem - panna Lang miała na jego ciało mniej więcej taki sam wpływ jak większość rzeczy na tej nieszczęsnej planecie. Czytaj, żaden. Po miesiącu takiej szamotaniny, Clark Kent i Lana Lang rozstali się na dobre, usiłując nie patrzeć sobie nawzajem w oczy. Clark zajął się następnie wypieraniem zaistniałej sytuacji ze świadomości i tłumaczeniem samemu sobie, że to, co mu się wydaje, to mu się w ogóle i absolutnie nie wydaje. Co robiła w tym czasie panna Lang nie wiadomo.
Clark starał się podchodzić do sprawy racjonalnie i logicznie. Jeden dziewiętnastolatek płci męskiej plus jedna ładna, półnaga dziewczyna równa się zazwyczaj interesującym zestawom ćwiczeń fizycznych. W tym przypadku nie zadziałało. Wniosek - w grę musiały wchodzić jakieś dodatkowe, nieprzewidziane czynniki. Literatura tzw. "fachowa" poinformowała go uczynnie, że owe czynniki mogą być wielorakiego rodzaju. Lista zawierała między innymi efekty uboczne nadmiernego spożycia alkoholu, wielu gatunków narkotyków, o których nawet nie słyszał i parę ciekawie brzmiących chorób wenerycznych. Co nijak mu nie pomagało biorąc pod uwagę, że alkohol i narkotyki na niego nie działały (co sprawdził podczas pamiętnego lata w Metropolis) i że nie zdołał się jeszcze dorobić zwykłej grypy, o syfilisie nie wspominając.
Po przeczytaniu trzech ton poradników na tematy luźno związane z medycyną, a bliżej ze sportowym podejściem do ludzkich funkcji reprodukcyjnych, Clark Kent doszedł do tego samego wniosku, do jakiego dochodzi w końcu większość czytelników tego typu publikacji, czytaj, zrozumiał, że mu to nic nie da.
Ostatecznie zdobył się wreszcie pewnego dnia na spojrzenie prawdzie w oczy i przemyślenie sprawy na poważnie. A ponieważ był dzieckiem dwojga zdroworozsądkowych farmerów, wyciągnął kartkę papieru i zaczął sporządzać listę, wierny idei głoszącej, że myśli zapisane muszą mieć więcej sensu niż te, które mu po głowie koziołkują.
Po godzinie lista wyglądała mniej więcej tak:
Lana mnie nie interesuje.
W ogóle mało kto mnie interesuje.
Nie jestem dziewicą (ten fragment dodał głównie po to, żeby poczuć się odrobinę lepiej)
Spałem z różnymi ludźmi tamtego lata w Metropolis.
Mam dziwne wrażenie, że spora część tych ludzi to byli faceci.
Ale spałem z Alice.
I pamiętam, że prawie do czegoś doszło między mną a Chloe, gdy Peter dał mi sygnet z czerwonym kryptonitem.
Spałem z Alice w Las Vegas, też pod wpływem czerwonego kryptonitu.
Przekontemplowawszy listę, wstał i poszedł do lodówki po coś do picia. Sącząc spokojnie piwo jakiejś nieznanej mu bliżej marki, podsumował wszystkie fakty. Wyglądało na to, że nigdy nie angażował się w nic przypominającego seks, no, chyba, że był pod wpływem czerwonego kryptonitu. Przez chwilę rozważał odkopanie jakiegoś odłamka wyżej wymienionej skały i zadzwonienie do Lany, ale potem przypomniało się, że czerwony kryptonit oprócz zbawiennego wpływu na jego libido, miał też o wiele mniej fascynujący wpływ na jego podejście do etyki i z ciężkim sercem zarzucił ten pomysł. Metropolis nie potrzebowało Supermana w wersji "jestem zły, jestem wspaniały i zaraz podbiję wasz nędzny świat, marne istoty". Od tego miało Lionela Luthora.
No dobrze, czyli w kwestii seksualnej coś było nie tak, tego był pewien. I jeśli ma być szczery to miał pewne przeczucia już od jakiegoś czasu. Mniej więcej od tego momentu, kiedy rozmowy jego rówieśników zaczęły być pełne odnośników zarezerwowanych zazwyczaj dla filmów pornograficznych, a on odkrył, że jest chyba jedynym młodym chłopakiem w Smallville, który nie ma absolutnie żadnych problemów z pojawiającą się w najmniej stosownych momentach erekcją. Samo to powinno było dać mu do myślenia, ale miał wtedy inne rzeczy na głowie. Poza tym, kto dobrowolnie myślałby o tym, ze może należy do jakiegoś totalnie aseksualnego gatunku i najwyraźniej w ogóle nie jest kompatybilny z resztą ludzkości? W tamtym okresie i tak miał za dużo problemów do przetrawienia. Istniało też prawdopodobieństwo, że nie chodziło o ludzkość jako całość, ale o tą jej ładniejszą połowę. Może był po prostu jakimś dziwnym homoseksualnym kosmitą? A może, przy tej myśli ogarnęła go już prawdziwa zgroza, nie chodziło zupełnie o ludzi; może na jego rodzinnej planecie płeć żeńska była podobna na przykład do krów? Może jego rodzice wysłali go na ziemię święcie przekonani, że dobierze się w parę z jakimś strusiem? Na wszelki wypadek, przez następne parę tygodni omijał wszystkie zwierzęta szerokim łukiem.
Tak mniej więcej minęło pół roku. A gdy już minęło, pod wpływem ciężkich wyrzutów sumienia i kilku telefonów od zaniepokojonej rodzicielki w temacie czemu to nagle przestał ich odwiedzać, a jak już ich odwiedza to obchodzi stodołę szerokim łukiem, Clark Kent postanowił, że odważnym trzeba być i że najwyższa pora dowiedzieć się wreszcie ostatecznie na czym się stoi. A potem zakupił 2 litry wódki czystej wyborowej, bo chociaż wpływ to miało nań raczej żaden, to jednak nadzieja matką głupich, no i w sumie, liczy się idea, prawda? Oprócz napojów wyskokowych wśród nabytków znalazła się też para spodni skórzanych w kolorze czarnym i ciemna koszula przywodząca na myśl wspomnienia z okresu kiedy to był piękny, młody i niemoralny.
Clark Kent wiedział gdzie ma się udać. Mógł sobie być miły, uprzejmy i nieskomplikowany, ale każde dobre dziecko ma taką część mózgu, w której gromadzi adresy miejsc, do których nigdy się nie uda; klubów, w których dzieją się rzeczy mało odkrywcze, acz bardzo obsceniczne i innych tym podobnych przybytków. Bo jakby nie patrzeć, choć nikt nigdy nie powie tego głośno, dobre dzieci lubią być przygotowane na każdą okazje, w tym na okoliczności przyrody, w których na przykład jakiś szalony naukowiec robi z ich systemu moralnego kogel-mogel za pomocą Wielce Tajnej i Zupełnie Niezgodnej z Fizyką Metody, co w Metropolis zdarzało się częściej, niż można byłoby przypuszczać. A nie ma nic bardziej żałosnego, opinia publiczna była całkiem zgodna w tej kwestii, niż jakiś nieszczęsny Czarny Charakter plączący się bez ładu i składu po terenach nie do końca zielonych w poszukiwaniu jakiejś jaskini rozpusty.
Clark Kent miał dziwne przeczucie, że co jak co, ale momentów żałosnych i ogólnie upokarzających to mu życie i tak niedługo dostarczy w nadmiarze, więc odpuścił sobie plątaninę i udał się wprost do przybytku o dumnej nazwie "Ogrody rozkoszy".
W ogrodach tych nie znalazł ani jednego drzewa za to bardzo dużo artystycznie rozebranych Ew gotowych zaopiekować się jego skromną osobą za równie skromną opłatą.
Po godzinie, podczas której uprawiał chód zygzakiem (znaczy się, zbliżał się do jakiejś dziewczyny, po czym za chwilę tracił odwagę i wycofywał się cwałem przez galop na tyły wroga), udało mu się wreszcie wyartykułować swoją prośbę w kierunku, w którym - jak podejrzewał - powinna znajdować się pewna bogato obdarowana przez naturę rudowłosa dziewczyna. Pewności nie miał, ponieważ nie mógł się zdobyć na podniesienie wzroku. Na szczęście przeczucie go nie myliło i po góra dwóch sekundach znalazł się na dość niewygodnym krześle z naręczem pełnym płci przeciwnej, która to płeć, sprowadzona chwilowo do jednej przedstawicielki, urządzać zaczęła wieczorek taneczny na jego kolanach (i nie tylko kolanach).
Dziesięć minut później objęła go, zasłaniając mu widoczność masą rudych loków i szepnęła mu na ucho, że jej zdaniem, to trafił nie do tego klubu, co trzeba i że jej kuzyn, uroczy rudzielec, zaopiekuje się nim doskonale pod takim i takim adresem.
Dwie sekundy później Clark Kent ukrywał się już w damskiej toalecie (co miało niewątpliwie tyle samo sensu, co głęboko ukrytego znaczenia) i przeżywał największe upokorzenie swego życia. Przesiedział tak może z godzinę, wciąż od nowa wracając do słów uczynnej tancerki go-go i raz po raz spoglądając z wyrzutem na okolice swojego krocza, na których najwyraźniej nawet rude boginie nie robiły wrażenia.
A potem wstał i z prędkością szybszą niż to przewidywał jakikolwiek kodeks drogowy udał się pod budynek, na którym neonowy napis informował przechodniów, że gdzieś w środku znajduje się klub o wyszukanej nazwie "Zakazany owoc".
Resztę wieczoru można by streścić tak:
Clark Kent znalazł rudowłosego kuzyna panny Uczynnej.
Kuzyn znalazł wygodne miejsce (prawie siedzące) na Clarku Kencie.
Clark Kent znalazł w sobie na tyle odwagi, żeby przyznać, ze właśnie przeżył najbardziej emocjonujące piętnaście minut swojego życia.
Rudowłosy cudotwórca znalazł w sobie wystarczającą ilość zdrowego rozsądku, żeby dojść do wniosku, że takie bożyszcza nie przecinają dróg śmiertelników zbyt często i że trzeba by okazję wykorzystać.
Clark Kent i jego nowy znajomy znaleźli wspólnym wysiłkiem całkiem ciemną boczną uliczkę. A na koniec tego wszystkiego Clark Kent znalazł objawienie opierając się o brudną ścianę w niezbyt higienicznym zaułku i poczuł, jak to się czasem w takich momentach zdarza, że jest już człowiekiem oświeconym. Na szczęście przeszło mu nim doszedł do wniosku, że chce się tym oświeceniem podzielić.
Cała ta niezmiennie pouczająca wyprawa odbyła się, gdy miał lat dwadzieścia i trochę. Czyli jakieś pięć lat temu. Od tamtego czasu nie znalazł jeszcze sposobności, żeby o swoich odkryciach opowiedzieć rodzinie. Nie to, że nie próbował, wszak Clark Kent był znany z posiadania tylko i wyłącznie dobrych intencji (najczęściej w sporym nadmiarze). Ale za każdym razem gdy siadał do niedzielnego obiadu i patrzył na twarze swoich rodziców, nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jego rewelacja poczekać może jeszcze z tydzień lub dwa. To, że jego mama snuła długie i romantyczne wywody na temat tego, jakież to śliczne da jej wnuki, też nie bardzo mu sprawę ułatwiało. Poza tym, nie miał właściwie powodu, żeby się zbytnio śpieszyć. Nie miał w zanadrzu żadnego miłego (albo i niemiłego) chłopca, którego chciałby przedstawić rodzinie i gwoli ścisłości całe jego odchyły seksualne sprowadzały się do odwiedzania zaciemnionych alejek raz na parę miesięcy. Najwyraźniej ten jego pozaziemski popęd seksualny był mniej więcej tak silny jak przeciętny bezzębny dwulatek, więc przez większą część roku problem w ogóle nie istniał. A jeśli jest się człowiekiem "niepraktykującym", to jaki to ma znaczenie, jakich to konkretnie czynności seksualnych (i z kim) się nie praktykuje?
Jednym słowem, Clark Kent był pierwszej klasy tchórzem z tendencjami do wiecznego usprawiedliwiania własnych kłamstw. Nic odkrywczego.
Problem w tym, że oliwa i prawda mają już takie dziwne, denerwujące tendencje, że lubią wypływać na powierzchnię i Clark miał wrażenie, że ta akurat prawda na temat jego życia osobistego przygotowuje się właśnie do wynurzenia.
Siedząc tak bez ruchu na podłodze, Clark Kent spoglądał na toczący się na ekranie telewizora horror w czasie rzeczywistym i myślał, lekko oszołomiony samą koncepcją, że gorzej być nie może. Doprawdy, jego gatunek nie słynął chyba ze zbyt bogatej wyobraźni.
Na szczęście Ziemianie generalnie lubią się dzielić płodami swoich pokręconych umysłów. Czyli w wersji skróconej, dla kosmitów i inteligentnych inaczej - Proszę Państwa, zawsze może być gorzej.
I tym razem będzie.
Tak dla odmiany.
c.d.n.












Komentarze
mordeczka dnia padziernika 21 2011 19:40:36
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

aranel (Brak e-maila) 23:04 05-01-2007
ee...? eeeeeee......? Po pierwsze: zatkało mnie. Po drugie: uśmiałam się jak nigdy. Po trzecie: Kiedy będzie ciąg dalszy?!?! smiley I ciekawe jaki "plan" ma Luthor starszy...bo coś mi się wydaje,że będzie baaaaaaardzo ciekawie smiley
Mosa (Brak e-maila) 14:35 10-08-2007
Popieram poprzedniczke/ka. Proszę o jak najszybszą kontynuacje poniewarz już zrzera mnie ciekawość co do dalszego romansu bohaterów. Mam szczerą nadzieję, że nie pozwolisz żeby ta ciekawość mnie zjadła całą. Pozdrowionka dla Ciebie i życze dobrej weny twórczej smiley
(Brak e-maila) 09:08 29-08-2007
swietny fik, ale w oczekiwaniu na kolejna czesc zagladam na ta stronke juz pol roku chyba ;(
sayaa (sayaa@tlen.pl) 09:32 25-09-2007
Przepraszam wszystkich zainteresowanych za zwłokę. Zabiorę sie za następną (ostatnią, lub przedostatnią w sumie)część, jak tylko skończę swojego potterowego fika z piekła rodem. Czyli gdzieś do końca października powinno być na pewno. Wszystko przez to, że przyzwyczaiłam się do tego, że nikt tego fika nie czyta.... smiley
Mosa (Brak e-maila) 19:50 20-12-2007
Jest grudzień. Aktualki nie ma. To naprawde świetny fik ale kiedy beda dalsze części? Mam nadzieję że w nadchodzacej aktualce. <BR><BR>Prooooooooooooooszę!!!
Shiva (Brak e-maila) 17:53 29-12-2007
No nie, nie zgadzam się! Zazwyczaj uchodzę za osobę zrównoważoną, dość ekscentryczną o wyrazie twarzy wampira-werana na głodzie. Ale w zachowaniu jako takich pozorów nie pomaga tarzanie się ze śmiechu w ciemnych odmentach pod moim osobistym, trzymetrowym biórkiem. Bynajmniej! Jakkolwiek ten fik nie wpływa pozytywnie na moją(i nie tylko moją) psychikę poczytałabym sobie dalsze części *patszy sugestywnie i zabójczo* Dlatego przyłanczam się do próźb... Błagaaaaaaaam, pisz!!!
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum