The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 25 2024 21:15:00   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Gangsta 3
- Słyszałem, że znowu siedziałeś w archiwum, Cris.
Chłopak spojrzał na rozbawionego Wooda. Już od paru miesięcy zdawał mu relacje dotyczącą prac głównego posterunku. Spotykali się, co kilka dni w wybranym przez niego miejscu. Za każdym razem robił parę kółek po okolicy upewniając się, że nikt go nie śledzi. Zostawiał również prawie wszystko w wozie, szczególnie elektronikę. Bał się podsłuchów. Konsekwencji.
Nigdy nie sądził, że praca kapusia może być tak męcząca. Zawsze uważał, że muszą oni jedynie informować od nalotach policji by dostać dużo kasy. Siedzą w małym gabinecie paląc drogie papierosy. Tylko, żeby pozostać anonimowym. Oh nie. Dla Wooda to nie wystarczało. Musiał wiedzieć wszystko. Dosłownie WSZYSTKO. Czym zajmuje się policja stanowa, każdy detektyw z osobna, jakie są postępy śledztw czy nawet, jaki jest grafik zajęć komisarza policji albo burmistrza.
Zaczął więc robić to, czym odwiecznie gardził - kłamał.
Wkładał wciąż to nowe maski oszukując wszystkich. Piękny teatr krzywych obietnic.
Oczywiście miało to swoje plusy. Starsi rangą zauważyli w nim potencjał, doceniając zaangażowanie, więc często mógł przebywać na ważnych naradach czy omawiać przyszłe operacje. Niestety przez podlizywanie dawni koledzy przestali go szanować. Można było się nim wysługiwać, lecz nikt nie chciał z nim szczerze porozmawiać. Stracił zaufanie.
Jedyna osobą, która traktowała go jak zwykle był Robert. Stary policjant nie oceniał go, wciąż narzekając na pieniądze albo szefa. Niestety rzadko się widywali, ponieważ partner ostatnio często znikał. Zostawał wtedy sam pośród obcych twarzy, półuśmiechów i cichych uwag. Cieszył się, więc, gdy mógł z nim porozmawiać i zjeść kilka pączków. Jakby wszystko było normalne.
Ostatnio też coraz rzadziej dzwonił do żony, gdy upewnił się, że Wood dotrzymał obietnicy. Kobieta była cała i zdrowa, niczego też nie podejrzewała. Za tą dyskrecje był niezmiernie wdzięczny.

Patrzył na figurki ustawione na półkach. Złote ptaki wyzłacane drogimi kamieniami. Przepiękne i cholendarnie drogie. Chyba nie chciał wiedzieć, ile kosztowały.
- Napijesz się?
Chłopak podniósł głowę, by napotkać wzrok Wooda. Odwrócił się mimowolnie.
- Wolałbym nie.
- To nie była prośba tylko rozkaz.
No tak. Mógł się domyślić.
Nauczył się też panować na sobą, szczególnie nad językiem. Jeszcze kilka tygodni temu zapewne rzuciłby jakąś ostrą odzywkę. Teraz zaciskał tylko pięści. Nauczył się, że w obecności bossa mafii, trzeba trzymać emocje na wodzy. Nieposłuszeństwo i brak szacunku spotykała bolesna kara.
Wziął szklankę i przytknął płyn do ust jedynie mocząc wargi. Spojrzał na Wooda, który rozsiadł się wygodnie w fotelu zapalając papierosa.
- Dlaczego znowu zostawiłeś pieniądze?
- Nie chce ich. Są brudne.
Ku jego zdziwieniu mężczyzna prychnął.
- Jesteś niezwykle naiwny, wiesz? Twoja honorowość jest komiczna. Kiedy w końcu porzucisz te głupie przekonania o szlachetności czy wyższej konieczności?
To pozwala mi uspokoić sumienie. Myśl, że jestem jeszcze coś wart, że się aż tak się stoczyłem. Zamilcz proszę. Nie odbieraj mi tego.
Wood wypuścił kłąb dymu patrząc na chłopaka. Znowu te oczy. Chłopak odwrócił wzrok. Miał wrażenie, że przed nimi nie ma ucieczki. Nie istniała dla nich odmowa.
- Na razie nie będziesz mi potrzebny. Nie będę się kontaktował przez pewien czas. Zachowuj się normalnie i żeby nie przyszły ci jakieś głupie pomysły do głowy.
Nie wiedząc dlaczego Cris poczuł żal.
- To wszystko?
- Tak. Możesz już odejść.

Chłopak siedział w wozie nie wiedząc, co ma z sobą zrobić.
Ostatnim razem, gdy tu był, bardzo długo nie było Roberta, chyba parę tygodni. Podobno leżał w szpitalu z powodu jakieś choroby. Wtedy właśnie wezwał go Wood. Przypomniał sobie, że gdy zostawiono ich samych, mężczyzna kazał mu podać raport, którzy oczywiście cierpko skomentował. Pamiętał, że za późno ugryzł się w język i coś powiedział. Nie wiedzieć czemu bardzo to rozbawiło gangstera. A potem... potem... rozmawiali. Nawet nie pamiętał o czym. Lecz nie potrafił zapomnieć tego uczucia. Miłego uczucia.
Uderzył z wściekłości ręką o kierownicę.
Te spotkania sprawiały, że czuł się potrzebny. Rozmowy z mężczyzną dawały poczucie normalności i przynależności... gdzieś.
Dziś wolałby zostać dłużej. Wmawiał sobie, że stara się wkraść w jego łaski, że jest podwójnym agentem, lecz prawda kuła go w serce.
Gdzie miał wracać? Do pustego mieszkania i telewizora? A może na posterunek, gdzie wszyscy traktują go z obrzydzeniem? Wood nie traktował go przynajmniej z pogardą czy wyższością.

Spojrzał na zachodzące za wieżowce słońce. Miasto zniknęło pod pomarańczową płachtą. Gdzieś w oddali usłyszał ujadanie psa, lecz tak naprawdę było cicho. Zbliżał się długi weekend, miasto opustoszało. Westchnął.

Nagle zadzwoniła jego komórka

- Tak słucham. O cześć Saro. Emily? Jasne, że mogę się zaopiekować. Nie, nie martw się to nie problem. Dobra, to jesteśmy umówieni. Do jutra.

No tak, Cris. Stary, Powinieneś cię cieszyć. Masz przecież jeszcze córkę, która bezwarunkowo cię kocha. Nie straciłeś wszystkiego. Może teraz spróbujesz wrócić do normalnego życia? Przestępczy światek powinien cię najmniej obchodzić. Masz służyć prawu, a nie stać naprzeciw niego.
Wsadził klucz do stacyjki i spojrzał jeszcze raz na miejsce, z którego wyszedł.
To prawda. Musi teraz odzyskać szacunek wielu osób. Będzie to trudne, lecz nie miał wyjścia.




Dzieci? Eh, to dopiero były cudowne istoty. Tak niewiele potrzebują do szczęścia i potrafią dać w zamian coś bezcennego - radość.
Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz miał wolny dzień. Kiedy ostatnio pozwolił sobie na słodkie lenistwo, a co dopiero na festyn.
- Wujku, wujku.
Cris spojrzał na córeczkę, która niemal wisiała na jego marynarce.
- Ja chcę na tą kaluzele!
- Którą, kochanie?
- Z kucykami! Kololową! Chodź, chodź!
Wujek? Już nawet to słowo przestało dziwnie brzmieć po tylu latach. W końcu jak miałaby się do niego zwracać? Wiedział, że kiedyś Sara wyjdzie za mąż, jest przecież piękną kobietą. Nie będzie długo sama. A jak potem wytłumaczyć dziecku, że tata nie mieszka z nimi albo mama całuje obcą osobę?
Zapłacił za bilet i stanął przy barierce obserwując z uśmiechem jak córeczka wsiada do barwnego kucyka, który po chwili powoli ruszył.
Celem dorocznego festynu było zbieranie pieniędzy na pobliski sierociniec. Impreza była raczej kameralna, bez większego rozgłosu czy ilości imprez. Większość stoisk przygotowali mieszkańcy, a celem przewodnim tegorocznej był bal. Przed wejściem można było sobie kupić maskę lub pelerynę. Coś magicznego - w sam raz dla dzieci.
Stanął z córeczką w kolejce do waty cukrowej. Właśnie pokazywał Emily jak kobieta nakręca słodką masę na patyk, gdy ktoś poklepał go w plecy. Odwrócił się.
- Cześć Cris, możemy pogadać? Na osobności.
Chłopak spojrzał na dwóch policjantów. Nie znał ich, chociaż na mundurze mieli oznaczenia z jego rejonu. Wpatrywali się w niego wyczekująco. Cris ścisnął rękę córki, myśląc, co ma z nią zrobić. Może chcą mu przekazać jakieś drastyczne informacje? Nie powinien pozwolić, by córka tego słuchała.
Wyłowił gdzieś pomiędzy tłumu znajomą twarz sąsiadki. Oddał jej pod opiekę dziewczynkę, a sam ruszył za mężczyznami.
Stanęli na poboczu, pomiędzy dwoma rozłożystymi namiotami. Policjanci stanęli blisko niego.
- Pamiętasz nas może, Colonway?
- Niestety nie. O co chodzi?
Jego rozmówca cicho się zaśmiał.
- Nawet się nie dziwię. Chociaż nie sądziłem, że będziesz aż takim skurwysynem, żeby nie pamiętać twarzy ludzi, którym odebrałeś sprawy. I ośmieszyłeś.
Chłopak zauważył jak drugi mężczyzna wyciąga zza pasa czarną pałkę. Nerwowo spojrzał na swojego rozmówcę.
- Przez ciebie trafiłem z powrotem do pierdolonej drogówki, pajacu. Tyle razy obciągałeś komendantowi, że na wszystko ci pozwalał. Odebrał nam nawet nasze zasrane śledztwa, nad którymi harowaliśmy latami.
Mężczyzna chwycił go nagle za koszulę. Zaskoczony Cris niemal mechanicznie uderzył tamtego w twarz, lecz to go nie powstrzymało. Był o wiele tęższy i silniejszy od chłopaka. Oddał cios prawie zwalając go z nóg. Mężczyzna wykorzystał to i unieruchomił chłopakowi ręce.
Drugi z napastników uderzył go pałką brzuch. Chciał krzyknąć z bólu, gdy cios spadł na piszczel, lecz zasłonięto mu usta. Napiął wszystkie mięśnie i szarpnął się wyginając ciało do tyłu. Usłyszał głośne przekleństwo a uścisk zelżał. Chciał to wykorzystać, lecz nagle drugi z napastników uderzył go mocno w klatce piersiową.
Cris osunął się powoli na ziemie, próbując złapać oddech.
Nagle z oddali dobiegł go natarczywy głos. Usłyszał, jak mężczyźni uciekają, lecz to już go nie obchodziło. Wciąż próbował zaczerpnąć tchu. Bał się, bał się, że nie będzie w stanie. Bał się, że to koniec. W taki sposób...
Nagle usłyszał ciepły głos. Poczuł, jak czyjaś dłoń delikatnie dotyka jego brzucha a druga pleców. Głos kazał mu wziąć oddech, potem następny. Zrobił to. Czuł ból w okolicy żołądka, lecz robił to. Coraz głębsze, aż wreszcie było po wszystkim.
Próbował wstać, lecz wybawiciel zatrzymał go. Spojrzał na jego czarna maskę. Tak, ten kolor mu pasował.
- Co tu robisz?
- Chyba raczej należą mi się inne słowa...
- Nic m i nie jestem winien! Poradziłbym sobie.
Mężczyzna spojrzał na jego krwawiący policzek unosząc brwi. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągając chusteczkę. Cris coś mruknął przyjmując materiał, by otrzeć twarz. Mimowolnie zerkał ponad ramię mężczyzny, jakby spodziewając się reszty towarzystwa.
- Nie przejmuj się. Miałem tu interes to załatwienia a takie miejsca są najbezpieczniejsze.
Wood usiadł obok niego, wyciągając papierosy. Włożył jednego do ust.
- Musimy pogadać.
Chłopak patrzył jak wyciąga pudełko zapałek. Staromodnie - pomyślał - ale to w jego stylu. Musiał przyznać też, że dosyć przystojnie wyglądał w tej masce smoka. Odwrócił głowę. No tak, przecież ciągle jest otoczony przez jakieś kobiety. Zazwyczaj dziwki, lecz przychodziły też prawdziwe damy w bogatych, zapewne mafijnych, domów. Nie potrafiły mu się oprzeć.
- Często ci się to zdarza?
Cris na początku nie zrozumiał o co chodzi. Dopiero po chwili dotarło do niego, o co Wood pytał.
- Hm, powiedzmy, że coś podobnego - uśmiechnął się smutnie - Od kiedy dla ciebie pracuję. Ale przyzwyczaiłem się i to chyba pomogło mi jednak zrozumieć, jaki byłem naiwny. Miałeś racje... kiedy mówiłeś o mnie...
Mężczyzna milczał. Zaciągnął się i przytrzymał przez chwilę dym w płucach.
- Spodziewałem się, że więcej się nauczysz, po tak długim okresie pracy u mnie.
Crisa ogarnęła nagle zimna złość. Wystarczyło, że tamci go zaatakowali, ale on musiał jeszcze sypać sól na jego ranę?
- Co? - głos mu wyraźnie drżał - a co jest tak ważne? Jaka ponad czasowa nauka płynie z obecności wielkiego Paula Wooda? - Mimowolnie podnosił głos - Może pomoże mi to odzyskać przyjaciół?! Przecież nawet nie wiesz co to takiego! Nikomu nie ufasz, nie zdradzasz swoich tajemnic. Nie masz pojęcia co straciłem przez te parę miesięcy, a teraz będziesz mi gadał o jakiś naukach?! Czy..
- Dosyć.
Wood przeszył go zimnym spojrzeniem. Zgasił spokojnie papierosa i powoli wstał. Spojrzał znów na chłopaka i po chwili nisko się pochylił. Wyciągnął dłoń i dotknął palcem jego piersi.
- Masz wierzyć w siebie. Nienawidzę patrzeć, gdy próbujesz wybrać najmniejsze zło, starając się wmówić sobie, że pozostajesz dobry. Jesteś wtedy żałosny, lecz nie wtrącam się. Nie krytykuje, gdy nie bierzesz zapłaty albo nie wykonujesz moich rozkazów, choć inni ci przez to nie ufają. Ale masz wierzyć w Crisa Colonwaya, tylko tego wymagam.
Starannie otrzepał spodnie i wyciągnął z kieszeni pogniecioną kartkę
- Ach, zapomniałbym, masz tu robotę. Wiem, że kazałam ci się nie mieszać, ale musisz załatwić informacje na piątek. Oddaj je jak zwykle Tomowi.


W takie dni człowiek chce się upić. Nie ważne gdzie i za ile. Ważne żeby działało szybko.
Niedaleko stacji metra był mały pub. Prowadził go od wielu lat ten sam człowiek - Huan. Był to sędziwy staruszek, który dawno temu uciekł ze swojej dalekiej ojczyzny ze strachu przed wojną. Na początku pomagał prowadzić lokal, lecz gdy właściciel stwierdził, że jest nieopłacalny, oddał go. Dla Huana było to śmierdzące, usyfiałe niebo na ziemi.
I takie pozostało. Ale trzeba było przyznać jedno. W tej spelunie podawano najsilniejszy alkohol w mieście.
I właśnie takiego miejsca potrzebował dziś Cris. Małomównego staruszka, który prawie nie znał angielskiego i napoju, który pozwoli mu zapomnieć choć na chwilę.
Nie spodziewał się takich słów od Wooda...
Gapił się tępo w kostki lodu na dnie swojej szklanki. Ale co to miało znaczyć. Wiara w siebie? To chyba jakiś żart, no bo co innego? Niemożliwe, żeby Wood się nim przejmował. Interesował jego wyborami czy zmartwieniami. Przecież był dla niego jedynie pionkiem.
Wiara... Wypowiedział to słowo, jakby smakując je delikatnie. Stało się obce. Ostatnio wykonywał polecenia innych, przyzwyczaił się do tego, że ktoś nim steruje. Czuł się podle, ale było to nadzwyczaj łatwe.
Spojrzał na Huana, który z czułością wycierał szklanki brudną szmatą.
Ciekawe, kiedy się zmieniłem. Kiedyś byłem taki jak on, sam rządziłem własnym życiem. Podejmowałem decyzje bez zastanowienia. Teraz czuję się, jakbym był w klatce a z każdej strony obserwuje mnie tłum. Boję się poruszyć, by mnie nie dostrzegli. Chciałbym żeby odeszli, lecz oni wciąż krzyczą. Wciąż czegoś ode mnie chcą.

Już chciał płacić za kolejnego drinka, gdy ktoś rzucił pieniądze na blat. Odwrócił się i zobaczył Roberta. Zaprosił go do stolika, gdzie siedziało już dwóch mężczyzn. Chłopak zawahał się widząc ich garnitury i ciemne okulary. Wyglądali jak ci z wewnętrznego.
Usiadł naprzeciwko partnera. Zmienił się, od kiedy ostatni raz go widział. Miał kilkudniowy zarost i jakby schudł. Zmarniał. Nagle usłyszał swoje imię.
- Cris, to są agenci z biura do walki z przestępczością zorganizowaną.
Teraz to nie wiedział, którzy są gorsi. Ale ukrył swój niepokój, ubierając kolejną ze swoich masek. Znów mimowolnie wszedł w rolę, której chciałby się pozbyć.
Spojrzał z zainteresowaniem na mężczyznę, który zaczął.
- Wiemy, że w ciągu dosyć krótkiego okresu, podczas, którego pracowałeś policji, zdołałeś pokazać jak uzdolniony jesteś. Awansowałeś i zaimponowałeś swoim szefom.
- Robię to dla dobra obywateli.
- Tak, to właśnie podziwiamy. Cenimy twój zapał i dlatego właśnie chcemy tobie powierzyć kierowanie naszą akcją.
- Akcją? - udał poruszonego - Ale czy się nadaję?
Drugi z mężczyzn uśmiechnął się pokazując szereg żółtych zębów.
- To nie ważne. Jeżeli dobrze wykonasz swoją robotę, czeka cię świetlana przyszłość w policji.
Chłopak spojrzał z ukosa na Roberta. Bawił się wykałaczką wlepiając wzrok w ścianę.
Oni mogą mu pomóc. Przypomniał sobie, co stało się dziś w parku. Zacisnął palce za kolanie. Nie mógł wrócić. Przedtem wydawało mu się, że jeszcze gdzieś stoi przed nim uchylona furtka. Że ma szansę wrócić do dawnego życia. Ale dziś te marzenia zostały brutalnie starte.
Wiara, tak? Może to właśnie znaczyła?
- Co miałbym robić?
Przez ułamek sekundy na twarzy agenta zagościł błysk tryumfu. Odwrócił się do Roberta i wymownie kiwnął głową. Mężczyzna westchnął ciężko i wyciągając drewno z pomiędzy zębów.
- Byłeś kiedyś w dzielnicy meksykańskiej?







Cris siedział w biurze przeglądając dokumenty. Przygotowywał się na przyszłą niedzielę. Wciąż niewiele wiedział o akcji a do tego nie miał nikomu o niej mówić. Robert wyjaśnił mu, że podejrzewają, że na posterunku jest kret, więc jak najmniej osób jest wtajemniczonych. Miał podaną liczbę ludzi, broń oraz czas i miejsce.
Przesunął palcem po planie magazynu. Musiał wymyślić plan. Jak powinien rozmieścić snajperów żeby wszystko widzieć?
Dzielnica meksykańska to kompletnie inny świat. Chyba nikt nie wiedział, kto wymyślił tę nazwę. Tak naprawdę to nic tu nie było, ani firm czy sklepów. Tylko kontenery - mnóstwo kontenerów. Prawie cały świat składował swoje rzeczy w tych brudnych, metalowych pudłach.
Wyciągnął plan części południowej. Musi zabezpieczyć drogę ucieczki od strony morza wszystkich dróg. Tutaj około 10 policjantów i trzy radiowozy. Z drugiej strony tak samo.
Miał dostać szczegółowe informacje dopiero w dniu akcji. Jednak agenci nie przewidzieli, że pracował też dla kogoś innego. Domyślił się, że jego zadaniem było przeprowadzenie sprawnego i dobrze zaplanowanego aresztowania Paula Wooda podczas transakcji.
Ale było mu już wszystko jedno. Pewnie będzie lepiej jak go przymkną. W końcu nikt się nie dowie, że brał w tym udział, bo wydział będzie chciał przypisać sobie całą zasługę. Zawsze to robią. Sara i Emily będą bezpieczne. No, i on też.
Przeciągnął się w krześle patrząc na plik papierów leżących na jego biurku. Zagryzł wargę. Informacje o które prosił go Wood. Przeglądał je kilka razy, nie było tam nic, co mogło być niebezpieczne. Tylko dane o patrolach policji albo najbliższych akcjach. Zatrzymał dla siebie sprawę, w jaką został zamieszany. W końcu była ona tajna. Nie było możliwości żeby się dowiedział, prawda?
Wstał ubierając płaszcz. Dziś było ponuro. W takie noce wyobraźnia zmieniała świat. Latarnie zdawały się powoli gasnąć a gobeliny na blokach kierowały na nielicznych przechodniów straszne ślepia. Wiał lekki, mroźny wiatr, który wciąż szeptał zdradliwe słowa. Kamienny bruk zmieniał się w morze szarości, gdzie bestiami morskimi stawały się ciemne krzaki. Koszmar wyobraźni.

Wyciągnął zapasowe klucze i wszedł do mieszkania Toma. Czasami miał tu zostawiać dokumenty, kiedy było zbyt niebezpiecznie by je dostarczyć osobiście. Na razie zdarzyło mu się to jedynie kilka razy. Zawsze był ono puste.
Otworzył teczkę i wyciągnął plik papierów. Przez krótką chwilę jego dłoń zawisła nad stołem, by zaraz rzucić je na drewniany blat.
Wyprostował się i spojrzał w kierunku kuchni. Prawie nic dzisiaj nie jadł. Ten... Tom raczej nie będzie zły, jeśli wezmę sobie coś z lodówki?
Zatrzymał się w połowie salonu, gdy spostrzegł leżącego mężczyznę na kanapie. Na początku przestraszył się lecz po chwili dostrzegł kto to.
Jego czarne włosy opadały na zamknięte oczy. Miał lekko uchylone wargi a biała koszula delikatnie podnosiła się, gdy oddychał.
- Nie budź go.
Niemal podskoczył na dźwięk szeptu koło ucha. Odwrócił się i zobaczył mężczyznę, który przechylił głowę i uśmiechnął się lekko.
- Herbaty?
Dopiero teraz dostrzegł dwa kubki, które trzymał. Od dawna wie, ze tu jestem?
Usiadł na kanapie. Podejrzliwie spojrzał na płyn.
- Słyszałem, że Paul kilka razy podawał ci narkotyki w drinkach. Wybacz, on jest niezwykle nieufny. Nie musisz się jednak bać.
Podniósł powoli naczynie i dyskretnie powąchał zawartość. Wypił mały łyk. Gdy znowu spojrzał na Toma, ten patrzył w stronę mężczyzny. Było coś niezwykłego w tym spojrzeniu. Odległego i nienamacalnego. Wyglądał teraz, jak postacie z obrazów dawnych malarzy. Tak samo jak one patrzył tęsknym wzrokiem na kochanka. Z bezgraniczną miłością.
- Wygląda bezbronnie, nie sądzisz?
- Aa.. tak, to prawda... jakby się obudził...
- To pewnie obaj bylibyśmy w kłopotach.
Śmiech mężczyzny brzmiał jak ciepły wiatr letniego wieczora. Nie sądził, że kiedykolwiek usłyszy tak piękny dźwięk.
- Cris, zrozum, nie spodziewaliśmy się ciebie tak wcześnie. Sądziliśmy, że przyjdziesz dopiero za dwa dni. A dziś Paul miał ciężki dzień...
Nie mógł uwierzyć, gdy zobaczył lekki rumieniec na jego twarzy. Było w tym coś pięknego. Wypił większy łyk herbaty - naprawdę była dobra.
Tom podwinął nogi pod pierś. Chłopak napotkał jego wzrok. Patrząc w nie potrafiło się uwierzyć, że oczy są zwierciadłem duszy.
- Jak tam córeczka? Emily, tak?
Cris poczuł nagle jakby wrzucono go do zimnej wody.
- Skąd... Dlaczego pytasz?
- Oh, Wood się o ciebie martwi.
To brzmiało niemal jak oksymoron. Nie uwierzyłby gdyby nie to szczere spojrzenie. Tom podparł ręką podbródek.
- To nie tak, że jest bezduszny. Wie, że sobie nie radzisz i dlatego chce cię odsunąć. Jednak narazie szuka nowego informatora.
- Jak to - szepnął - dlaczego nic...
Nagle Tom poderwał się z szerokim uśmiechem. Niemal podbiegł do niego pochylając się i szepcąc z podnieceniem,
- Zapomniałbym! Mam ciasto w lodówce, ukroję ci kawałek, co ty na to?
On jest niesamowity. Zbyt dobry, żeby pasować do Wooda. Patrzył jak skrada się po kuchni wyciągając talerze. Ciekawe jak wytrzymuje u jego boku. I dlaczego. Dlaczego trwa wiedząc co robi. Ciekawe, czy mógłby zaufać tak Sarze albo Robertowi? Zrozumieliby go? A może raczej wydali? Przyjaciół w końcu poznaje się w biedzie, nie?



Nie wiedział dlaczego wydawało mu się, że dziś posterunek będzie wyglądał inaczej. Szedł korytarzem w kierunku parkingu słysząc głuchy odgłos obcasów. Czuł się niepewnie, jakby wszyscy się na niego patrzyli. Zbliżył się do samochodu widząc śpiącą postać na przednim siedzeniu. Zastukał głośno w szybę, patrząc jak Robert podrywa się gwałtownie uderzając mocno głową w sufit. Coś na wzór ulgi spadło mu na ramiona, gdy usłyszał potok przekleństw.
Wyciągnął się na przednim siedzeniu. Mężczyzna podał mu ciastka, które chyba zawsze miał przy sobie a sam wygrzebał ze schowka starą kawę.
Czuł się dobrze u boku Roberta. Nawet wyrzuty sumienia, które usilnie próbował uciszyć przez całą noc, umilkły. Mężczyzna był dla niego wzorem. Przepracował w policji już 30 lat, więc Crisowi zdawało się, że wiedział i potrafił wszystko czego potrzeba. Wyglądał niemal jak stereotyp z amerykańskich filmów. Otyły, siwiejący, wiecznie ospały, lecz sumienny. Miał żonę i dwoje dzieci. Słyszał, że jego najstarsza córka ma wziąć niedługo ślub. Pewnie miło jest mieć takie poukładane życie.
Spojrzał na zegarek. Mieli jeszcze trochę czasu, żeby wyjechać. Robert włączył radio na informacje wciskając się głębiej w fotel. Cris westchnął. A więc nadszedł ten dzień. Zdawał się być niemal Sądem Ostatecznym. Nie ważne jak bardzo się starał, nie dało się od niego uciec. Spojrzał przez szybę. Niebo było czyste, mieniące się odcieniami purpury i czerwieni. Krwistej. Tak, to dobry dzień żeby kogoś zdradzić. Odwrócił głowę i zatrzymał wzrok na swoim odbiciu w lusterku. Na twarzy miał kilka okropnych siniaków i otarć. Nikt go jednak o to nie pytał i bym im za to wdzięczny. Wolał w końcu zapomnieć.
Nagle mężczyzna chrząknął głośno i włożył klucz do stacyjki. Samochód zapalił rżąc głośno i powoli potoczył się przez plac. Cris patrzył tępo na przesuwające się na szybą wieżowce i restauracje. Migające neony zlewały się w wielką, kolorową plamę. Gdy zatrzymali się na światłach, chłopak dostrzegł idącą ulicą parę. Trzymali się za rękę tuląc do siebie. Przypomniał sobie siebie, gdy tak chodził z Sarą. Było romantycznie i czuł się szczęśliwy. Już nawet zapomniał, dlaczego ją porzucił. Teraz te powody wydawały się błahe, nieważne, jakby w ogóle nie istniały. Przez oczami pojawił mu się obraz Toma. Wyglądał jakby nie widział świat poza Woodem. To była prawdziwa miłość, tak? Pełna poświęceń i namiętności? Eh, dlaczego tak późno poczuł, że zrobił największy błąd w swoim życiu. Nie ma rzeczy ważniejszych od rodziny. Nie ma.
Ale jest już za późno. Jego miłość znalazła sobie nowego partnera, kiedy on był zbyt zajęty pracą. Przegapił pierwszy krok córki, pierwsze słowa i pierwszy dzień w przedszkolu. Nie był na pierwszej gwiazdce i pierwszych urodzinach. A słyszał, że te rzeczy najbardziej zapadają z pamięć. Że są najpiękniejszymi momentami w życiu rodzica.
Ruszyli. Powoli krajobraz się zmieniał. Budynki stawały się mniejsze i brudniejsze. Gdzieniegdzie pojawiły się mewy a na horyzoncie widać już była morze. Zachodzące słońce pięknie ikrzyło się w wodzie a w oddali płynęła żaglówka. Jakby obraz "Night Sea" Leonida Afremova.
Zatrzymali się tuż koło metalowej siatki odgradzającej całość terenu. Wokół stało jeszcze kilka wozów. Wysiadł przyglądając się grupce mężczyzn. Po chwili podszedł do Roberta, który właśnie zakładał tłumik na pistolet.
- Wszystko jest tak jak zaplanowałem, ale nie widzę policjantów. Czekamy na nich?
Mężczyzna odwrócił się i gwałtownie podniósł broń. Chłopak cofnął się o krok, podnosząc ręce.
- Robert, co ty robisz? Co się dzieje?
- Wybacz. Nie chce tego robić, ale jesteś jedynym świadkiem.
- Co to ma znaczyć?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Pieniądze.
- Zabijesz mnie tylko dlatego...?.
- Tylko? Przepracowałem w policji prawie połowę życia ale zawsze zjawiali się tacy jak ty, którzy odbierali mi kolejne drogi awansu. 30 lat za marne grosze. Nie stać mnie żeby być szlachetnym. Mam kredyty do spłacenia, hipotekę, dzieci na studiach.
Broń wystrzeliła cicho. Nie zdołał krzyknąć. Powoli osunął się na ziemię. Zobaczył jak jeszcze Robert pochyla się nad nim i wyciąga mu broń zza pasa.
- Wiedzieliśmy, że jesteś kretem. Zrozumieliśmy, że kiedyś się złamiesz i pomożesz nam załatwić Wooda. Jednak zacząłeś być dla niego zbyteczny, musieliśmy działać szybko. Trochę bałem się o twoją córkę, lecz dobrze, że oddałeś ją tamtego dnia na festynie.
Sapnął prostując się z powrotem. Cris patrzył jakby przez mgłę, jak rozmawia z mężczyznami. Złapał się za pierś, starając się zmniejszyć krwotok.
A więc to tak? Dla wszystkich był tylko przedmiotem. Nieważny.
W głowie miał pustkę. Oddech stawał się coraz bardziej płytki. Nie wiedział, czy to przez ranę, czy łzy, które powoli spływały mu po policzkach.
Niepotrzebny. Dla wszystkich.
Dwa czarne buty wciąż stały przed nim.
- Wierzysz w coś Cris? Może powinieneś się pomodlić?
Może. Chyba to moja ostatnia szansa.
Głowa zaczęła mu ciążyć, niczym niepotrzebny balast. Oparł nią o drzwi samochodu.
Wiara, tak?
Czuł, że koszula całkowicie już przesiąkła krwią. Powoli przestawał czuć cokolwiek.
Ktoś kiedyś mu mówił o wierze. Coś dziwnego, ale kto to był?
Zamknął powieki. Był zmęczony. Chciałby teraz tylko zasnąć. Gdzieś z oddali usłyszał jeszcze kroki. A więc został sam.
Nie... Nie może się teraz poddać. Nie może odejść. Musi pożegnać Sarę, musi zobaczyć córeczkę, powiedzieć jej, że ją kocha. Nie może odejść...
Otworzył oczy. Plac przed nim był pusty. Kontenery, gdzie powinien być Wood stały kilkanaście metrów od niego.
Wiara? Chyba wiem o co ci chodziło. Mam dosyć manipulowania moim życiem. Sam podejmę decyzje.
Spróbował wstać, lecz nogi się pod nim ugięły. W głowie mu się kręciło a obraz przed oczami chwiał się. Podparł się ręką, żeby nie upaść. W głowie miał plan tego miejsca. Powinien dostać się na miejsce transakcji od południa. Chwycił się za ranę i powoli wstał. Tam nie powinno być nikogo. Policjanci, heh, a może raczej mafiozi, pilnują wyjść przed ucieczką. Ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Nogi były jak z ołowiu, ciężkie i niemal bezwładne a tak samo ręce. Czuł, jakby szalony lalkarz obciął mu je i przyszył sztuczne. Uśmiechnął się blado. Nikt nie spodziewa się, że ktoś niechciany został. Tak to było dobre słowo. Niechciany trup.
Czuł przytłaczające zmęczenie. Oczy same mu się zamykały. Chwiał się na boki, z trudem utrzymując równowagę gdy świat przed nim wirował.
Tylko jeden miał cel. Nie starał się nawet myśleć o innych sprawach. Tylko te szare kontenery z wyświechtaną nalepką.
Prawa dłoń była już całkowicie czerwona. Krew spływała po brzuchu sięgając biodra. Robiło mu się zimno a jego ciało zaczęły przeszywać dreszcze.
Padł na kolana. Wydawało mu się, że czas go oszukuje. On coraz bardziej słabł, lecz cel pozostawał wciąż daleko. Zbyt daleko, by możliwe było dotarcie na czas. Nie uda mu się.
Spojrzał w niebo. Przypominało teraz wzburzone morze. Szare chmury nisko płynęły, kłębiąc się i kotłując. Wziął głęboki oddech zamykając oczy. Pachniało deszczem.

- Co czytasz?
Sara podniosła wzrok znad książki. Uśmiechnęła się
- "Lot nad kukułczym gniazdem".
I jak?
Usiadł koło niej obejmując ją ramieniem.
- McMurphy przypomina mi ciebie.
Podniósł wysoko brwi.
- W jakim sensie?
- Nieugięty. Próbuje pomóc innym, stara się zrobić coś dobrego, nawet jeśli kosztowałoby to jego życie.
Więc jednak dobry ze mnie bohater?
Kobieta odwróciła się zagryzając wargę.
- Nie wiem co myśleć. Powinieneś chyba sam przeczytać.
- Dlaczego?
Został złapany w system, mimo że tego nie chciał. Potem próbował się wyrwać, lecz nie było dla niego wyjścia. Trochę to skomplikowane.


Może powinienem jednak przeczytać tę książkę. Co wybrał McMurphy, Saro? Zdołał się uwolnić? Mówiłaś, że jesteśmy podobni. Chcę być znów mężczyzną, którego kiedyś znałaś.
Wstał i ruszył przed siebie.
Znów być silny. Nie zastanawiać, się nad swoimi krokami. Działać według swojego sumienia. Nie patrzeć się na innych.
Oparł się z trudem o kontener, starając się nie upaść. Ruszył wzdłuż niego zostawiając czerwone ślady na metalu.
Nie wiedział kiedy dostrzegł oczy Wooda. Mężczyzna podbiegł natychmiast do niego zmuszając by usiadł.
- Co tu do cholery robisz?! Co się stało?
Chłopak chwycił jego marynarkę. W jego gardła wyrwał się jęk.
- Przepraszam...
- Co? O czym ty...?
- To pułapka - jego głos przypominał charczenie - musisz uciekać. Teren jest otoczony. Najmniej ludzi jest koło wyjścia piątego. Uważaj na dachy.
Wood patrzył na niego jeszcze przez kilka sekund. Po chwili wstał i odszedł szybkim krokiem.
Cris uśmiechnął się blado. Jeszcze usłyszał kilka strzałów a świat pokryła ciemność.













Komentarze
Aquarius dnia padziernika 10 2011 20:20:24
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

An-Nah (Brak e-maila) 23:49 13-02-2010
Ooooo, muszę powiedzieć, że opowiadanie zapowiada się interesująco. Wrzucone zostało do kategorii "obrazy rzeczywistości", ale to czysta sensacja, a nie obyczajówka, a więc zdecydowanie leży w zakresie moich preferencji. Śledztwo, groźny przestępca i śledzący go młodziutki policjant - to zapowiada się całkiem smakowicie, zwłaszcza, że główny bohater wydaje się mieć całkiem silną osobowość.

Stylistycznie nieźle, choć niestety wkradło się parę paskudnych błędów:

"on tak naprawdę nie spotkał prawdziwego przestępcę"
-> "prawdziwego przestępcy"

"okna przysłonięte były czarnymi zasłonami. Gdy chłopak je dotknął"
-> "ich dotknął"

"Gdy Cris się o nią otarł, to od razu rzucił się na nie mrucząc z zadowolenia."
-> bez "to"

"Nagle jeden z nich szybko go chwycił i zanim zdążył cokolwiek zrobić, poczuł na twarzy chusteczkę."
-> A tu z kolei mamy paskudny problem z podmiotem zdania. Jest nim jeden ze wspomnianych wcześniej mężczyzn w garniturach - ale to nie on poczuł na twarzy chusteczkę, choć konstrukcja zdania to właśnie sugeruje.

Wydaje mi się, że te zdania to wina jakichś twoich przeoczeń, bo tekst jest generalnie dobrze napisany. Następne radziłabym uważniej przejrzeć przed wysłaniem, może czytać na głos?

Co jeszcze? Ach, wróćmy do fabuły. Pozwól, że wyrażę teraz kilka moich obaw, choć i tak wiem, że ty zrobisz z tym opowiadaniem to, co zechcesz. Niestety, sytuacja, którą zaprezentowałaś, może zarówno rozwinąć się w dobrą, jak i w złą stronę. Otóż ja osobiście mam nadzieję, że nie zrobisz z Crisa bezbronnego uke, które zostanie zaraz zgwałcone brutalnie przez porywaczy. Nie lubię takich motywów, nie lubię postaci z syndromem sztokholmskim. Mam też nadzieję, że nie popadniesz w epatowanie brudem i przemocą - a granica między "mocnym" tekstem o świecie przestępczym, a epatowaniem jest cieniutka i krucha... Moja trzecia nadzieja dotyczy tego, że unikniesz popadnięcia w telenowelę, że związek między przestępcą, a śledzącym go policjantem (o który aż się prosi!) będzie pokręcony i skomplikowany.

Wybacz, że te nadzieje wyrażam, ale za dużo czytałam opowiadań yaoi, które zaczynały się obiecująco, a potem robiły się mdłe. Niemniej jednak, jak już wspomniałam - zrobisz co chcesz. Oby twoje "chcenie" poszło w dobrą stronę, bo pomysł dobry i miło by było udaną sensację poczytać.

Życzę weny i samozaparcia!
Kuriata (Brak e-maila) 10:35 14-02-2010
Jej to jest komentarz nade mną! Ja nie będę się aż tak rozpisywać smiley tekst mi się podoba, mimo kilku drobnych potknięć - betarider ci to wyhaczy następnym razem. Fabuła zapowiada się ciekawie, więc trzymaj poziom i pisz dalej! Trzymam kciuki.
Vix (vampir.die@wp.pl) 13:45 14-02-2010
Ej! Ja to znam! XD
Czytałam to na Twoim blogu, którego opuściłaś... przerwałaś umieszczać tam to opowiadanie po kilku rozdziałach i myślałam, że szlag mnie trafi, bo nie mogłam znaleźć Twojego drugiego bloga. A Ty mówiłaś o tym cold desire. Głupia jestem xD
Więc uwielbiam to opowiadanie, ale nie napiszę za co, bo zdradzę ciąg dalszy.
Odezwiesz się do mnie na maila? Mam kilka pytań. ^^
Pozdrawiam, i szybko umieszczaj nowe rozdziały.
Mika (miki04@vp.pl) 19:57 14-02-2010
Proszę przyślij następną część jak najszybciej bo ja chce poznać ciąg dalszy lub przyślij chociaż adres gdzie to jeszcze można znaleźć.
An-Nah (Brak e-maila) 23:12 18-02-2010
Ufff, dobrze, że mam w zwyczaju czasem zaglądać do starych komentarzy, bo bym się nie zorientowała, że odpisałaś smiley Miło, ze to zrobiłaś smiley

Nie streszczaj się, to też nie ma sensu, robić z opowiadania jego streszczenie. Długi tekst a telenowela to dwie różne rzeczy - ja na przykład wolę teksty długie, ale nie przeciągane na siłę, z konkretną, zaplanowaną fabułą, bez dodawania wątków na siłę, zwłaszcza wątków typu "kochają się - zdradzają się - rozstają się - schodzą znowu". Więc, nie, nie streszczaj się, nie obcinaj, rozwiń fabułę i postaci na własne wyczucie smiley

Oj, i pięknie dziękuję za deklarację przeczytania czegoś mojego! Nawet nie wiesz, jak bardzo mi ona sama humor poprawiła! Już myślałam, że mnie ludzie olali (again...). Tylko chciałabym zauważyć, że większość tekstów, które na TCD wiszą, jest pierońsko stara, część została zarzucona... Więc jeśli mogę coś zasugerować - skup się na najnowszym...
Cyrograf (Brak e-maila) 14:01 15-03-2010
Aaaa, nie ma zaznaczonych dialogów! Wiem, wiem. Proszę nie czytać, bo wygląda okropnie... Może za parę dni :/
Cyrograf (Brak e-maila) 16:24 29-03-2010
Już jest dobrze XD
An-Nah (Brak e-maila) 12:16 03-05-2010
Ufff, przeczytałam daaawnooo, nie mogłem zebrać się z komentowaniem.

Tak się zastanawiam, jak po dotyku rozpoznać tytan? Bo dla zwykłego człowieka to chyba będzie nie do odróżnienia od innego metalu? Poza tym tytan jest drogi i wykonywanie z niego kajdanek byłoby wybitnie nieopłacalne. Chyba, że czegoś nie wiem i mam do czynienia z sf, a tytanowe kajdanki są stosowane do skucia cyborga smiley

Ogólnie, niestety, nie jeden błąd, ale reszta ma naturę stylistyczną. Jeśli nie masz bety, poszukaj sobie kogoś, jeśli masz - przydałaby się lepsza. I powtarzam raz jeszcze: czytać na głos, nabrać dystansu do tekstu, patrzeć na niego tak, jakby się go pierwszy raz widziało. Pilnować logiki, żeby nie było więcej kwiatków jak z tym tytanem.

Za to fabularnie nadal ciekawie i za to ci chwała, zobaczymy, co będzie dalej, ale podoba mi się - i to, do czego bohater został niejako zmuszony, i osobisty wątek z przeszłości.

I jeszcze w odpowiedzi na twój komentarz u mnie: pisze dla siebie, dla własnej satysfakcji, z wewnętrznej potrzeby. Ale z publikacją to już jest inna bajka. Jeśli publikuję, to znaczy, że chcę, żeby ktoś przeczytał, a skąd mam wiedzieć, że ktoś czyta, skoro czytelnikom nie chce się zostawić choć słowa zachęty? Jeśli nie chciałabym, żeby ktoś czytał, pisałabym do szuflady, ewentualnie wysyłałabym teksty na maila dwóm-trzem osobom - tyle.
Ale dzięki za te kilka słów, to miła motywacja, człowiek widzi, że warto i publikować, i komentować inne dzieła, że robi się coś równocześnie dla siebie, jak i dla innego piszącego smiley
An-Nah (Brak e-maila) 11:01 19-05-2010
Tak, czepiam się. Mam to w kontrakcie XD Albo się przyzwyczajasz, albo piszesz mi wprost, że moich komentarzy sobie nie życzysz smiley

Jest różnica między metaforą a stwierdzeniem faktu. Pisząc "kajdanki były z tytanu" stwierdzasz fakt. Pisząc "kajdanki były twarde jak z tytanu" - stosujesz porównanie. Czujesz różnicę?
Cyrograf (Brak e-maila) 23:30 13-07-2010
Jeżeli ktoś tu zagląda, to pragnę powiedzieć (napisać? xd), że już końće opowiadanie i następny wpis będzie ostatni. Zastanawiam się jeszcze tylko nad zakończeniem. Czy ma być efektowne ale nic nie wyjaśniające czy może mniej dramatyczne ale za to współgrające, przynajmniej w moim odczuciu z całości.
Eh, jeszcze trochę. Ale zrozumiecie, że przy takich upałach nikomu się nie chce myśleć, prawda? smiley
(f)anka (Brak e-maila) 20:52 22-07-2010
Opowiadanie Ok, mogłoby być bardziej rozbudowane. Kontynuacja mile widziana. Uwielbiam sensację, a niestety niewielu autorów potrafi stworzyć coś "świeżego".
Vix (vampir.die@wp.pl) 12:38 30-07-2010
No i popsułaś :<
Przepraszam, będę szczera. Ta wersja, którą czytałam gdzieś indziej, a teraz pewnie za Otchłań Ludową jej nie znajdę, o wiele bardziej mi się podobała. Miała to coś, tę szczyptę pieprzu i papryczki. Nie ma tu tego, co tak uwielbiam smiley
Wysłałabyś mi może tamtą wersję na meila? Przeczytałabym sobie raz jeszcze.
marika66tk (Brak e-maila) 13:15 27-09-2010
wow xD super
Cyrograf (Brak e-maila) 21:10 03-10-2010
Jeeej, komuś się spodobało smiley. Dzięki marika66tk. Twój komentarz mimo, że tak zwięzły to był chyba najmilszy xd.
Już miałam wrażenie, że zawaliłam opowiadanko. Napiszę jeszcze tylko raz coś kryminalno - sensacyjnego, ale potem już raczej fantastyka. Kończenie "Bezimiennie" głównie. Postaram się, żeby było bardziej rozbudowane, mimo, że jakoś mi to nie wychodzi. Eh, tyle muszę się przy tym namęczyć smiley. Człowiek ma pomysł, tylko jak to wszystko dobrze przekazać? Mam kilka innym pomysłów, ale trochę hardcorowych. Dużo seksu, brutalności. Kurcze, chciałam coś napisać "pod publiczkę". Dla czytelników/czytelniczek, które szukając raczej scen łóżkowych.
Eh, to tyle z wiadomości parafialnych smiley.
P.S. Nie wiem czy się wyrobię do aktualki z opowiadaniem. Mam już prawie całość, ale to pisane w ciągu ostatnich dni. Jest dużo luk. Laptop mi się zepsuł i był prawie miesiąc w naprawie, więc proszę o wybaczenie. Siła wyższa smiley. Ale postaram się!
An-Nah (Brak e-maila) 18:05 06-10-2010
Że seksu nie było - bardzo dobrze, bo nie było właściwie do niego podstaw... Z drugiej strony na początku widać, że najpierw ten seks planowałaś... Mam wrażenie, że parę razy ci się koncepcja opowiadania zmieniła i tekst na tym traci.

Cris zostaje zastraszony na początku - potem niezbyt ten strach po nim widać i w sumie nie wiemy, czemu pracuje dla Wooda. Jego motywacje są mocno rozmyte. Córce i żonie właściwie nic nie grozi, pieniędzy Cris nie chce. Pragnienie przynależności, o którym też wspominasz? Relacja z Woodem pozostaje nie rozwinięta, przemyka marginalnie i ginie. Trudno uwierzyć, że dla niej Cris porzucił przyjaźnie w pracy. Ogólnie Cris mnie zawiódł, na początku wydawał się mieć silny charakter, a okazał się być chwiejny i niezdecydowany. Gdzieś pod koniec sugerujesz, że był szlachetny - i czym ta szlachetność się objawia? Ratunkiem dla mafioza. Jasne, kolega-policjant próbował Crisa zabić (i kij z tym, że znów motywacja Roberta wydaje mi się niejasna i nieprzekonująco przedstawiona), ale czy to wystarczający powód? Z jednej strony wprowadzasz relatywizm moralny, z drugiej - próbujesz przekonać czytelnika, że Cris postąpił Słusznie przez duże "S". Nie wiem, ja w tą jego "słuszność" nie wierzę. Gdyby policjanci byli skorumpowani, handlowali narkotykami ("Leon Zawodowiec" się kłania) - uwierzyłabym, że przestępca jest bardziej moralny. Gdyby Cris wybrał Wooda rzeczywiście z przyczyn emocjonalnych - też bym uwierzyła. A tak... ani w tę, ani w tę. Wszystko się rozmywa. Szkoda.

Drugie twoje opowiadanie przeczytane, ale napisanie komentarza mi wybitnie nie idzie. Spróbuję znowu.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum