ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Diablo 2 |
Rozdział II
Droga na Zachód
- Przestań.
- Co takiego?
Mężczyzna skrzywił się wrzucając do ognia drewno.
- Przestań tak na mnie patrzeć.
Paladyn odwrócił się w stronę swoich rzeczy i zaczął wyciągać koce. Rozłożył je na zimnym piasku, lecz nagle przerwał.
- Bawi cię denerwowanie mnie?
Druid uśmiechnął się łagodnie.
- Tak - odparł - ale też po prostu lubię cię obserwować.
Tisamon zamarł na krótką chwilę spoglądając na mężczyznę. Ten po chwili położył się na plecach i zanurzył palce w piasku zamykając oczy.
Dlaczego właściwie go posłuchał? Przecież mógł poczekać, aż wieść o klęsce Andariel rozejdzie się po okolicy i kupcy znów zaczną odwiedzać okolice Klasztoru. Mógłby wtedy dołączyć do innej karawany podążającej do bogatego Lut Gholein.
Obiecał, że nie będzie go niepokoił. Tak się stało. Jeśli Tisamon nie zaczął mówić, to Druid się nie odzywał. Nawet starał się używać mniej magii a jak już to robił, to bardziej przypominało to sztuczki niż normalne zaklęcia.
Tak jak teraz. Zerknął znów na mężczyznę. Pewnie badał pobliskie tereny, upewniając się, że droga jest bezpieczna. Zastanawiało go jakim cudem, skoro wokół były jedynie wydmy, lecz wolał chyba nie wiedzieć. Było to jednak ryzykowne, bo za którymś razem zrozumiał, że mężczyzna zapada w coś rodzaju transu. Odcina się od rzeczywistości, jakby nie był obecny w własnym ciele. Nie sposób go było z niego wybudzić.
Odczepił miecz od pasa i położył go tuż obok koców. Dorzucił jeszcze drwa do ogniska. Noce na pustyni były niezwykle zimne. Temperatura drastycznie spadała po zachodzie słońca. Położył się na posłaniu przykrywając grubą kołdrą. Ale też ciche, spokojne. Wciąż istniało zagrożenie, że zostaną zaatakowani przez Piaskowego Jeźdźca lecz mimo wszystko można było chociaż przez chwilę odsapnąć.
Kątem oka dostrzegł ruch i spojrzał w tamtym kierunku. Druid siedział masując sobie skronie. Tisamon podniósł się widząc jak intensywnie wpatruje się w przestrzeń z dziwnym grymasem na twarzy.
- Co się stało?
Grod spojrzał w jego stronę.
- Na szlaku czeka kilka demonów.
- Silni?
- Nie, ale to też oznacza, że jesteśmy bliżej miasta.
Tisamon uniósł brwi.
- Wydajesz się jednak... zaniepokojony.
Grod skrzywił się lekko i odwrócił głowę. Przez dłuższą chwilę się nie odzywał.
- Okazuje się, że nie tylko my udajemy się do Klejnotu Pustyni. I ta osoba jest zbyt blisko. - mruknął pod nosem wściekły na siebie - Dlaczego wcześniej jej nie wyczułem?
Paladyn poruszył się niespokojnie. Zacisnął mocniej palce na rękojeści miecza. Kątem oka zobaczył jakiś cień, który jednak natychmiast zniknął. Po chwili po prawej stronie rozległ się szelest. Odwrócił się w tamtym kierunku, lecz znów nic. Spojrzał na Druida, który stał już z pochyloną głową, nie zwracając jednak na to wszystko najmniejszej uwagi.
- Dlaczego nie chcesz się ze mną bawić, Grod?
Tisamon odwrócił się w stronę głosu i zobaczył postać wyłaniającą się z cienia.
- Zawsze przegrywam - Druid podszedł do niej i pocałował ją w policzek - Dobrze cię widzieć.
Kobieta zwróciła się w stronę Paladyna. Odziana była w lekką zbroję, która zdawał się pochłaniać najmniejszy nawet promień światła. Była świetnie dopasowana do jej sylwetki, podkreślając doskonale krągłości. Miała na sobie jeszcze tylko krótką opaskę na biodrach i wysokie, sięgające aż ud ochraniacze.
- Kim jest twój kompan?
Mężczyzna poczuł jak uginają się pod nim kolana, gdy kobieta zwróciła na niego szare oczy. Była piękna. Emanowała kobiecością, która potrafiła sprawić, że Paladyn myślał tylko o niej. O jej cudownych ustach i oczach. O kształtnych piersiach, schowanych pod zbroją. Przez chwilę miał wrażenie, że zrobiłby wszystko, by móc ich dotknąć.
- To Akr-shak-tuk.
I nagle wszystko opadło. Cały czar, jakim emanowała kobieta, zwyczajnie znikł.
Tisamon spojrzał na Druida słysząc te słowa. Zdawało mu się, że wywodzą się z języka barbarzyńców. Wydawało mu się, że znaczą coś w rodzaju "towarzysz podróży", lecz nie był pewien.
Kobieta pokiwała powoli głową i ruszyła z gracją w stronę ogniska. Paladyn nieświadomie podążał wzrokiem za jej ruchami. Usiadła koło ogniska i zaczęła odpinać coś od dłoni. Dopiero teraz zorientował się, że są to pazury. Widział je pierwszy raz, ale słyszał już o nich plotki. Niezwykle groźne i śmiercionośne gdy posługują się nim te kobiety.
Druid minął go powoli i usiadł naprzeciwko Zabójczyni. Tisamon podążył jego śladem.
- Co tu robisz, Sicil?
Kobieta zdjęła hełm z głowy przesuwając ręką po krótkich włosach.
- Kiedy doszły mnie słuchy, że Andariel nie żyje, to postanowiłam wybrać się do Lut Gholein.
Oparła się na dłoniach wypinając do przodu pierś.
- Mieliście coś z tym wspólnego?
Grod chrząknął lekko.
- Można tak powiedzieć.
Sicil wyprostowała długie nogi i uśmiechnęła się w stronę Tisamona.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że Święty Wojownik towarzyszy takiemu skubańcowi jak Grod. - zerknęła na Druida, który lekko się skrzywił - Bez urazy oczywiście.
Wojownik opuścił wzrok zastanawiając się nad odpowiedzią. Po dłuższej chwili milczenia zdołał tylko odrzec.
- Ja też.
Zabójczyni podniosła delikatnie brwi widząc jego niezdecydowanie.
- A co jak dotrzecie do Lut Gholein. Co zamierasz wtedy zrobić?
Tisamon otworzył usta, lecz zaraz je zamknął. Po chwili podniósł wzrok i znów je otworzył, lecz w tym samym momencie Druid wstał przerywając mu.
- Wybacz Sicil, ale jesteśmy wykończeni po dzisiejszej podróży. Jutro będziemy mieli czas na pogawędki.
Odwrócił się do nich plecami.
- Pierwszy stanę na warcie.
Paladyn przewrócił się na drugi bok. Nie mógł zasnąć. Podniósł powieki wbijając wzrok w plecy Groda. Trwał tak długą chwilę mając nadzieję, że zaraz coś się wydarzy. Cokolwiek. Potem znów zamknął oczy próbując zasnąć, lecz znowu się zawiódł. Westchnął ciężko i powoli wstał. Gdy koc zsunął mu się z ramion, zadrżał. Noce były tu naprawdę mroźne.
Podszedł do Druida i ze zdziwieniem zauważył, że nie ma na sobie żadnego okrycia.
- Co ty wyprawiasz? Chcesz zamarznąć?
Druid nie odpowiedział, trwając w bezruchu. Nagle Tisamon zorientował się, że ten znowu jest w transie. Pokręcił delikatnie głową i usiadł obok niego nakrywając kocem jego plecy.
Odwrócił się w milczeniu spoglądając na pustynie. Gwiazdy dziś świeciły nieziemsko. Nie było tu świateł, które mogłyby by je w jakikolwiek sposób zaćmić. Wydmy zdawały się teraz całkowicie czarne. Gładkie i monotonne.
Gdzieś za nimi rozległo się głuche sapnięcie oraz skrzypienie drewna. To zapewne Warriv, przewracał się w swojej karawanie.
Grod nagle drgnął delikatnie i Paladyn zauważył, że otworzył brązowe oczy. Szybko odwrócił głowę nie ukrywając zaskoczenia.
- Zamarzałeś - powiedział wojownik zamiast wyjaśnienia.
Tisamon przez chwilę mu się przyglądał. Jego oblicze przypominało kamienny posąg. Lecz bez uśmieszków i dziwnych spojrzeń, wyglądał raczej jak władca. Niezwykle majestatycznie .
Tisamon wzdrygnął się z zimna. Chciał wrócił do ogniska, lecz nagle Druid objął go ramieniem i przytulił mocno do siebie. Zaskoczony dopiero po chwili próbował się oswobodzić z uścisku.
- Co robisz?
- Jest ci zimno
- Po prostu pójdę się ogrzać do ognia. Puść mnie...
- Zamilcz na miłość boską.
Znów cisza. Przerywana tylko trzaskiem ogniska.
Nagle pojawił się mroźny wiatr. Prześliznął się po wydmach zdmuchując piasek i unosząc go parę metrów w górę. Po chwili wszystko znów ucichło
Tisamon siedział spięty. Przeklęta cisza. Nie słyszał nic poza uderzeniami serca Druida. I jego oddechem.
To pewnie ta jego magia. Dlatego było mu teraz tak ciepło.
I jak na złość właśnie teraz stawał się senny.
Grod naciągnął koc, tak aby przykrywał ich obu. Zanim położył rękę z powrotem na jego ramieniu, delikatnie przesunął palcami o jego włosy i szyję.
Nie wiedząc kiedy oparł głowę o pierś mężczyzny. Dlaczego właśnie teraz stawał się senny?
- Warriv, pośpiesz się!
Grod oparł się o drewniany wóz wzdychając ciężko. Kupiec krzątał się od dłuższego czasu wciąż nie potrafiąc się zabrać. Lecz to zdawał się być jego codzienny rytuał. Najpierw liczył wszystkie torby. Potem gruntownie sprawdzał ich zawartość. Na koniec, okazywało się, że coś zgubił i musiał koniecznie to znaleźć.
Sicil stała parę metrów od nich, klepiąc opasłego wielbłąda po łbie. Mimo że słońce od dawna jasno świeciło, to jej sylwetkę i tak otaczała mglista poświata. Jakby nosiła z sobą ciemność.
Wreszcie kupiec wrócił dodając coś do ładunku i przeszedł na przód karawany. Wspiął się na górę z sapnięciem i sięgnął za siebie wyciągając bat.
Lecz w połowie zamachu ktoś chwycił go za nadgarstek, sprawiając, że przedmiot wypadł mu z ręki.
- Miałem wrażenie, że już o tym rozmawialiśmy.
Warriv spojrzał z przekąsem na twarz Druida.
- To leniwe zwierzęta! Jak chcesz je zmusić do pracy?
W oczach mężczyzny zalśniły groźnie błyski.
- Wystarczy poprosić.
Podszedł powoli do wielbłądów i szepnął im coś na ucho. Po chwili zwierzęta ruszyły.
Tisamon obserwował całe zdarzenie z boku. Gdy karawana ruszyła, zaczął iść przed siebie, wpatrując się w horyzont. Musieli być czujni. Demony zapewne wiedziały już o ich obecności.
Nagle usłyszał obok siebie kobiecy głos.
- Grod bardzo kocha swoich braci mniejszych, nie sądzisz?
Paladyn z trudem powstrzymał się od wyciągnięcia miecza. Na Boga! W ogóle nie wyczuł kiedy zjawiła się obok!
Gdy zorientował się, że ona wciąż czeka na odpowiedź, zerknął na Druida. Szedł parę metrów za nimi, pilnując tyłów. Jednak widząc jak spogląda na Warriva, pomyślał, że chce również jego mieć na oku.
Przeniósł spojrzenie na Sicil kiwając głową.
Przez dłuższą chwilę słychać było tylko piasek chrzęszczący pod ich butami. Paladyn spojrzał na kobietę zatrzymując dłużej wzrok na pazurach, które znów pojawiły się na jej rękach. Zachowywała się, jakby były naturalną częścią jej ciała.
Podniósł wzrok i zorientował się, że kobieta bacznie mu się przygląda. Uśmiechnęła się delikatnie unosząc przed siebie ramię.
- Niezłe, co? Dużo trudu zajęło mi ich zdobycie.
Przysunęła je mężczyźnie, dając do zrozumienia, żeby je dotknął. Tisamon przesunął palcem po ostrzu i zaraz cofnął mimowolnie rękę.
Na wszystkie klątwy! Pierwszy raz spotkał się z czymś tak ostrym! Rozmasował palce czując resztki mocy, które spłynęły na niego z pazurów. To była naprawdę śmiercionośna broń.
Słyszał kiedyś o nich plotki, lecz żadnych nie można było potwierdzić. Zabójczynie od zawsze otoczone były aurą tajemniczości i strachu a same pojawiały się niezmiernie rzadko.
Nagle zaczął się zastanawiać, skąd właściwe zna ona Druida. W końcu ich nacje na nawiązywały żadnych sojuszy. Nie pamiętał, aby słyszał, że Zabójczynie się z kimś bratały podczas wojny.
- Mam wrażenie, że dobrze znacie się z Grodem.
- Yhm, poznaliśmy się parę lat temu, gdy odpieraliśmy pierwszą falę zła na Tristram.
Na twarzy Tisamona pojawiła się zdziwienie, które jednak po chwili zostało zastąpione przez uznanie.
- Chylę czoła przed waszymi mistrzami, którzy przewidzieli, że to może nadejść.
Kobieta przez chwilę wpatrywała się w niego z niezrozumieniem, by nagle wybuchnąć śmiechem.
- Ależ nie. Gdyby ci durnie już wtedy zdawali sobie sprawę z tego co się dzieje, to może nie dopuściliby do uwolnienia Diablo!
Kobieta dodała widząc u niego niepewność.
- Jesteśmy najemnikami. A przynajmniej ja wciąż jestem.
Tisamon otworzył szerzej oczy nie potrafiąc uwierzyć w to co usłyszał.
- N...najemnik?
Te sprzedajnie świnie, które potrafią zrobić wszystko dla pieniędzy? Nie mające honoru dusze, które potrafią bratać się nawet z demonami? Zabijać naszych?
Zatrzymał się kładąc rękę na rękojeści miecza. Cofnął się spoglądając na kobietę.
Sicil zrobiła w jego stronę krok, lecz mężczyzna podniósł rękę kręcąc przecząco głową.
- Zdrajcy. Ty i on.
Na te słowa w oczach Zabójczyni zalśniły twarde błyski. Zrobiła delikatny ruch i nagle Tisamon poczuł, uścisk na swojej ręce, który powstrzymał go przed wyciągnięciem broni.
Szarpnął się, lecz nie odpuszczała. Usłyszał koło ucha jej przesycony gniewem głos.
- Zbyt mocno cenię Groda, byś go tak nazywał.
Próbował jeszcze raz się wyrwać z jej uścisku. Gdy mu się nie udało odwrócił się patrząc na nią.
- Mylę się?- warknął - Najemnicy dołączają się do tego co daje więcej. Potraficie nawet walczyć u boku Diablo.
Kobieta zmrużyła oczy przysuwając twarz bliżej.
- Może ja nie jestem aniołem, ale jego nie skreślaj.
- Dlaczego?
- Bo nazwał cię Akr-shak-tukiem.
Tisamon zmarszczył brwi. Szarpnął się raz jeszcze, uwalniając się wreszcie od jej uścisku. Nie wyciągnął jednak miecza, wbijając w nią wzrok.
- "Towarzyszem"?
Sicil uśmiechnęła unosząc dłoń i dając mu do zrozumienia, aby z powrotem dołączyli do karawany.
- Wiem jak działam na mężczyzn. Potrafię z wami zrobić co zechcę.
Paladyn odwrócił wzrok, przypominając sobie grzeszne myśli, jakie go nachodziły, gdy pierwszy raz ją ujrzał. Chciał się spytać do czego zmierzała, lecz kobieta kontynuowała.
- Grod też to wie. Znamy się od dawna. Dlatego tak cię nazwał już na samym początku naszego spotkania.
Tisamon wciąż nie rozumiał o co jej chodzi.
- Język barbarzyńców jest niezwykle trudny. W dużej mierze opiera się na akcentach i nie da się go dosłownie tłumaczyć. Grod nie chciał abym się tobą bawiła. Dał mi do zrozumienia, żebym cię zostawiła. Powiedział mi, że jesteś dla niego bliskim przyjacielem.
Nagle za ich plecami rozległ się krzyk. Odwrócili się błyskawicznie i pobiegli w tamtą stronę.
Groda atakowały stwory przypominające jaszczurki. Tylko, że te przewyższały człowieka o co najmniej pół długości! Nacierały nieubłaganie ze wszystkich stron i zdawało się mu przez chwilę, że są wszędzie.
Ruszył w tamtą stronę, lecz Zabójczyni zatrzymała go.
- Zaprowadź bezpiecznie Warriva do miasta! Jest za wzgórzem.
- Ale...
Jednak Sicil nie zwracała już na niego uwagi. Biegła przed siebie lekko pochylona do przodu z wyciągniętymi do boku dłońmi. W iście zapraszającym geście.
Tisamon wrócił szybko do karawany, wypatrując kupca pośród wozów. Gdy go znalazł, podbiegł do wielbłądów ciągnąc je za lejce, lecz te za nim nie chciały się ruszyć. Rozejrzał się widząc bat. Po krótkiej chwili zawahania chwycił go i robiąc wielki zamach, uderzył zwierzęta. Wielbłądy zaryczały w panice i pognał przed siebie jak szalone. Mężczyzna w ostatniej chwili wspiął się na wóz i obejrzał za siebie.
Demony poruszały się tak szybko, że z trudem nadążał za nimi wzrokiem. Zabójczyni jednak z łatwością dotrzymywała im kroku. Krążyła wśród nich pokryta cieniem, na pół niewidzialna, zadając śmiercionośne ciosy pazurami. Poruszała się lekko, jakby tańcząc. Jej każdy ruch zdawał się być atakiem, nawet zręczne uniki.
Dostrzegł również drugą postać. Zatrzymał dłużej wzrok na jej wspaniałej sylwetce, która zdawała się górować nad wszystkimi.
Klejnot Pustyni. Najbogatsze miasto na tych ziemiach leżące na drodze kilku szlaków kupieckich. Można było się tu natknąć na prawdziwe dzieła płatnerzy z odległych krain albo tajemnicze mikstury i zwoje.
Tisamon kucnął przy pierścieniowych zbrojach. Były niesamowite. Wykonane tak misterną dbałością o szczegóły, że mógłby przepuszczać, że pochodzą z krain jeszcze odleglejszych.
Wyprostował się odwracając się w stronę karczmy. Grod i Sicil wrócili jakiś czas temu. Wyglądali nieźle, lecz Zabójczyni od razu zaprowadziła ich do jednego z pokoi i kazała zostawić ich w spokoju.
Paladyn jednak bezwiednie krążył wokół budynku. Oparł się o zdobioną kolumnę.
Nie chciał wchodzić na górę, zawadzać.
Rozejrzał się po tłumie. Wolał mieć się na baczności. Dostrzegł tu paru Paladynów z Zakonu Zacarum. Dla nich był kimś gorszym od heretyka. Teraz mogła go czekać tylko śmierć z ich rąk.
Zaplótł ręce na piersi. Czekał. Słuchał.
Coś się musiało stać. Coś poważnego. Dlaczego nie pozwoliła mu wejść?
Tłum ludzi poubieranych w kolorowe płaszcze. Pył i kurz, który unosił się przy najdrobniejszym podmuchu wiatru. Wchodził wszędzie. Ranił oczy, wysuszał usta i palił twarz. Teraz rozumiał, dlaczego mieszkańcy tego miejsca zakrywają całe ciało, mimo okropnego żaru. Chcieli uniknąć poparzeń, o które było niezwykle łatwo.
Obrócił się gdy zobaczył kobietę schodzącą ze schodów. Uśmiechnęła się w jego stronę odgarniając burzę loków z twarzy. Nie, to nie ona.
Zadarł wzrok wyżej, wypatrując czegokolwiek, lecz nic nie nadeszło.
Ludzie pijący ciepłą herbatę. Wlewali sobie płyn do małych szklaneczek. Rozmawiali. Śmiali się.
Tisamon zrobił parę kroków do przodu. Potem w tył. Przejechał dłonią po twarzy spoglądając znów na schody.
Nie. Muszę wiedzieć co się dzieje.
Nie pamiętał jak wszedł na górę, jak przechodził korytarzami ani jak znalazł odpowiednie drzwi. Stał teraz przed nimi wpatrując się w wycięty na nich numer z uniesioną ręką. Wziął głębszy oddech.
Żeby chociaż usłyszał jakiś hałas. Krzyk. Jęk. Cokolwiek. Jakiś impuls, który popchnął by go do przodu. Dał pretekst, aby tam wejść.
Położył dłoń na klamce. Nie miał pojęcia ile tak trwał w bezruchu. Wziął głębszy oddech na pchnął drzwi. Zanim wszedł do środka, drogę zagrodziła mu Zabójczyni.
- Co ty tu robisz?! Miałeś zostać na dole!
- Zostaw go, Sicil.
- Nie!
Kobieta odwróciła się w stronę rozmówcy.
- Jak go zobaczysz, to na pewno się poddasz! Nie będziesz miał już powodu...
- Sicil. Zostaw nas.
Kobieta spuściła wzrok. Wyglądała, jakby przed chwilą płakała. Dłuższą chwilę stała jeszcze, przypominając posąg, lecz po chwili położyła dłoń na ramieniu Tisamona i wyszła z pokoju. Drzwi zamknęły się cicho.
Wojownik spojrzał na leżącego na łóżku mężczyznę. Był blady, bardzo. Jego pierś prawie się nie podnosiła. Wyglądał jakby zaraz miał zamknął oczy i już ich nie otworzyć.
Gdy uchylił usta, jego głos przypominał bardziej szept. Niezwykle zmęczony szept.
- Nie patrz tak na mnie.
Uśmiechnął się wyciągają w jego stronę rękę. Tisamon podszedł bliżej zatrzymując się jednak kilka kroków od łóżka.
- Co się stało?
- To tamte demony. Miały zatrute ostrza.
Paladyn zacisnął palce w pięść. Unikał mglistego wzroku Druida.
- A antidota?
Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
Nagle zaczął potężnie kaszleć, jakby zaraz miał wypluć płuca. Gdy przestał, wbił tępo oczy w sufit. Wojownik zamarł gdy się nie ruszał. Podszedł bliżej siadając na brzegu posłania.
Druid zaczął poruszać ustami, lecz nie zrozumiał słów. Pochylił się niżej.
- Przepraszam, Święty Wojowniku.
- Za co?
Grod spojrzał na niego jednocześnie kładąc rękę na jego szyi. Nagle pociągnął go do siebie i delikatnie pocałował.
Gdy się odsunął, szepnął jeszcze coś w jego ucho i stracił przytomność.
Zacisnął palce w pięść i znów je rozprostował. Spojrzał na grupkę siedzących mężczyzn. Odcień ich skóry był ciemny, podobnie jak u Tisamona. Zatrzymał na dłuższą chwilę wzrok ich tarczach dostrzegając krzyże. Westchnął ciężko ruszając w ich stronę.
- Witajcie.
Nagle stało się przerażająco cicho. Nie uszedł jemu uwadze delikatny ruch ich rąk, które znalazły się na mieczach.
- Potrzebuje waszej pomocy.
Dłuższą chwilę mierzyli go wzrokiem. W końcu odezwał się czarnoskóry mężczyzna o podłużnej twarzy.
- Kim jesteś?
Przez chwilę zastanawiał się czy nie skłamać, lecz doszedł do wniosku, że nie ma na to czasu.
- Tisamon z Kolcz, podopieczny brata Saata.
Mężczyźni zerwali się wyciągając miecze. Okrążyli go powoli wbijając w niego ciemne spojrzenia. Usłyszał pełen wrogości szept.
Uniósł wysoko dłonie cofając się krok do tyłu.
- Spokojnie! Nikt nie chce wylewu krwi w mieście.
Czarnoskóry Paladyn trzymał wyciągnięty miecz spuszczony koło kostki. Odezwał się głębokim basem nie odwracając od niego wzroku.
- Czego chcesz, heretyku?
Tisamon spojrzał na niego twardo.
Dobra. Teraz masz swoją szansę. Nie zmarnuj tego.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|