ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Diablo 1 |
Rozdział I
Tristram
- Zasłoń mnie!
- On strzela błyskawicami!
- Harth! Odgrodź nas od tych cholernych upadłych! Musimy dorwać się do kamieni!
- Tisamon, uważaj!
Paladyn odskoczył w ostatniej chwili. Nagle wyrosła przed nim ściana złożona z kości, która zatrzymała demony. Cofnął się parę kroków, kierując wściekłe spojrzenie na stojącego niedaleko mężczyznę. Jego blade oblicze niczego nie wyrażało. Z obrzydzeniem zauważył jakąś istotę, która ochraniała pana przed Upadłymi. Teraz Nekromanta zajął się utrzymaniem przerażających murów, które miały dać im trochę czasu.
Omiótł pole bitwy wzrokiem. Było źle. Wysłała ich tutaj Akara mówiąc, że Tajemny Krąg pomoże im dostać się szybciej do Tristam. Miasto znajdowało się daleko od Obozowiska a do tego było otoczone hordami demonów. To zdawał się być jedyny sposób na uratowanie Caina.
Lecz napotkali licznego przeciwnika. A do tego o wiele silniejszego niż się spodziewali.
Podbiegł do Sójeczki, która uciekała przed goniącymi ją Mrocznymi Łowczyniami. Zasłonił ją przyjmując cios z piki na tarczę. Odsunął ją gwałtownie gdy metal uderzył o drewno, sprawiając, że przeciwniczka zachwiała się. Wykorzystał ten moment i skierował ostrze miecza na jej szyję. Po chwili padła martwa.
Stanął mocniej na nogach, głęboko oddychając. Widział biegnące w jego stronę kolejne. Było ich około dziesięciu i przynajmniej połowa dzierżyła w dłoniach łuki. Nagle poczuł na twarzy przeraźliwe zimno a po chwili zobaczył jak pada martwa najbliżej stojąca z nich. Podniósł wyżej tarczę i zerknął na stojącą za nim czarodziejkę, która uśmiechała się tak, jakby była w swoim żywiole. Nie potrafiła sobie jednak jeszcze radzić z licznym przeciwnikiem. Nikt z nas jeszcze nie potrafił.
Napiął mięśnie gdy kolejny demon przystąpił do ataku. Zrobił w jej stronę kilka szybkich kroków i pchnął mocno tarczą. Poczuł jak długie kolce wbijając się w ciało. Naparł mocniej, słysząc jak kobieta wściekle krzyczy. Po chwili jednak osunęła się na ziemię.
Gwałtownie uniósł tarczę, gdy zobaczył lecące w ich kierunku strzały. Zasłonił całym ciałem stojącą za nim czarodziejkę, której zadaniem było pozbycie się bestii, która zapieczętowała portal. Musieli ją zabić, żeby ponownie otworzyć przejście do Tristam. Była zbyt silna, więc dziewczyna musiała postarać się załatwić ją czarami na odległość. Reszta miała ją ochraniać, przynajmniej taki był plan.
Syknął bólu, gdy jedna z strzał przebiła jego ramie. Sprawnym ruchem złamał drewno i przyjął poprzednią pozycje. Kolejne demony nacierały jednak nieubłaganie. Przebił kolejnego upadłego, który się do nich zbliżył. Na szczęście większość przeciwników odciągnął Grod. Mężczyzna spojrzał w jego kierunku i dopiero po chwili zrozumiał, że Druid przybrał inną formę. Potężnej lecz smukłej bestii i długich pazurach, którymi raniła nacierające demony.
Nagle usłyszał za sobą krzyk. Odwrócił się natychmiast, widząc, jak bestia, którą do teraz atakowała Sójeczka, wściekle na nich naciera. Rzucił spojrzenie na demony, które wciąż ich otaczały. Nie da rady wszystkim.
Cofnął się gdy Łowczynie większą grupą ruszyły w ich kierunku. Zasłonił się tarczą przyjmując uderzenia rapiera i natychmiast kontratakował robiąc w jej stronę kilka kroków. Gdy wystarczająco się zbliżył, zaszarżował i uderzył tarczą wbijając w nią kolce.
Odwrócił się widząc, jak kolejna kieruje w jego stronę pikę. Zasłonił się mieczem, blokując atak. Pociągnął tarczę wyciągając ją z martwego ciała jednocześnie parując ciosy. Zamachnął się i wbił miecz w pierś demona.
Skrzywił się, gdy poczuł ból w boku. Mechanicznie spojrzał w tamtym kierunku, widząc kolejną strzałę. Uniósł wzrok wypatrując najbliższą łuczniczkę. Złamał drewno i zasłonił się z tej strony zerkając na czarodziejkę.
Która wściekle waliła lodowymi pociskami w bestie. Zatrzymywało ją to na chwilę, co dziewczyna wykorzystywała, rzucając w jej stronę miksturami, które wybuchały potężnie, raniąc demona. Lecz ten wciąż żył i zbliżał się do nich.
Sójeczka odwróciła się nagle w jego stronę. Na początku myślał, że jest zdesperowana, lecz dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to wściekłość błyska w jej oczach.
- Nie mam wystarczająco dużo mocy! - krzyknęła, jakby to była jego wina - Spróbuję zatrzymać tamtych, a ty się nim zajmij.
Wyminęła go nie pozwalając odpowiedzieć. Chciał ją powstrzymać, gdy zaczęła biec w sam środek hordy bestii, lecz nie zdążył. Demony rzuciły się na nią z przerażającym rykiem, lecz czarodziejka patrzyła na nich z szalonym uśmiechem. Nagle uniosła ręce uwalniając fale mocy. Paladyn zasłonił się tarczą i niemal upadł, gdy uderzyło w niego przeszywające zimno. Odetchnął spoglądając raz jeszcze na dziewczynę, wokół której najbliższe bestie zmieniły się w lodowe rzeźby.
Odwrócił się w stronę demona, którego przyszli tutaj pokonać, uginając lekko nogi. Zasłonił się tarczą zamykając oczy. Wymamrotał pod nosem kilka słów i po chwili poczuł jak wypełnia go Święty Ogień. Otworzył oczy w których widoczne były twarde błyski. Strzeż się, Bestio z Piekła! Spadnie na ciebie płomień oczyszczenia!
- Nieźle ci poszło, Święty Wojowniku.
Dziewczyna uśmiechała się w jego stronę ciepło. Nie miała ani jednego zadraśnięcia, lecz to pewnie przez czary, jakimi siebie ochroniła.
W ich stronę zbliżał się Grod. Zdążył już zmienić kształt a na jego twarze powrócił lekki uśmiech. Miał na sobie liczne rany, lecz większość była powierzchowna. Ciekawe czy to dzięki grubej skórze Wilkołaka?
Nieco z boku stał Nekromanta, który przyglądał im się z założonymi za plecami rękami. Wokół niego wciąż krążyła, niczym pies, przerażająca istota. Paladyn skrzywił się gdy nie dostrzegł ani jednego cięcia na jego bladej skórze.
Tisamon opierał się na mieczu ciężko oddychając. Jako jedyny odniósł ciężkie rany. Walka z demonem była jedną z najcięższych jakie stoczył. Mimo świętych aur jakimi się otoczył, była ona wykańczająca i długa. Przycisnął dłoń do krwawiącego boku. Wiedział, że zawiódł. Okazał się najsłabszym w tej bitwie.
Poczuł na swoim ramieniu ciężar. Odwrócił się napotykając brązowe oczy Druida. Opuścił wzrok nie potrafiąc wytrzymać jego spojrzenia.
- Sójeczka - zwrócił się do dziewczyny - Przejdziesz przez portal razem z Harthem.
- Ja z nią pójdę - Paladyn wyprostował się chowając miecz do pochwy. Spojrzał na Nekromantę nie ukrywając niechęci. Zaczął on właśnie przywoływać małą armię szkieletów z trupów.
- Nie.
Tisamon spojrzał ze zdziwieniem na Druida, który skinął głową na dziewczynę. Ta zerwała się na nogi.
- Nie rozkazuj mi! - naburmuszona odwróciła się idąc w stronę czerwonego portalu. Zanim zniknęła rzuciła jeszcze przez ramię - Wiem co mam robić!
Nekromanta spojrzał na nich w milczeniu i ruszył za dziewczyną razem z swoją martwą armią.
Paladyn chciał iść za nimi, lecz poczuł silnie ręce na swoim ramionach. Szarpnął się silnie wyrywając się z uścisku. Odwrócił się czując, że z trudem panuje nad głosem.
- Nie możesz jej puścić samej!
- Widać mogę.
Mężczyzna sięgnął po tarczę, lecz zatrzymał się, gdy poczuł ostry ból. Druid chwycił go i głęboko wbił palce w jego rany. Pochylił się szepcąc do jego ucha.
- Wracamy do Obozu, Święty.
Gdy Grod go puścił, osunął się mimowolnie na kolana. Świat wirował mu przed oczami. Kątem oka dostrzegł jak otwiera się obok niego kolejny portal.
Obserwował wracających do Obozowiska Sójeczkę i Hartha razem z zmarniałym staruszkiem. Witała ich Akara, prowadząc trójkę do swojego namiotu.
Druid nie zwracał uwagi na zamieszanie, pochylając się nad miską,w której coś mieszał. Tisamon rozpinał zapięcia skórzanej zbroi, rozmyślając nad wydarzeniami pobliskiej nocy. Co zrobił źle. Gdzie popełnił błąd. Dlaczego jego umiejętności do zawiodły. Czyżby Bóg go opuścił? Za mało się do niego ostatnio zwracał. Za mało z nim rozmawiał.
- Pokaż rany.
Paladyn znieruchomiał patrząc niepewnie na mężczyznę, który widząc to, roześmiał się cicho. Był to niezwykle gładki dźwięk. Niepasujący do tego szelmowskiego uśmiechu.
- Wysłannik Boga powinien mieć większe zaufanie do ludzi.
Tisamon przeniósł wzrok na miskę,w której Druid wciąż coś mieszał. Co chwila wyciągał coś z pękatych sakw zawieszonych przy pasie i wsypywał do naczynia.
Nie wiem co kombinujesz, szarlatanie. Spojrzał na jego twarz. Miała regularne rysy, przez które się niczym nie wyróżniała. Jego skóra była jasna, niezwykle podobna do karnacji barbarzyńców. Nie dziwił się już wieściom, że są ze sobą w jakiś sposób spokrewnieni.
Grod skończył po chwili mieszać i spojrzał na mężczyznę wyczekująco.
Miał dziwne oczy, ale to już zauważył wcześniej. Denerwujące. Ukrywały się w ich figlarne błyski, sprawiające wrażenie, że mężczyzna wciąż żartował.
Paladyn odłożył na bok zbroję i odwrócił się tyłem do Druida, lecz jednocześnie położył na kolanach krótki miecz. Niemal czuł, jak uśmiech poszerza się na wargach Groda.
Na początku poczuł jak obmywa skórę wokół rany. Ostrożnie lecz starannie. Potem sięgnął do swojej mikstury, lecz widząc to Tisamon lekko się odsunął.
- Spokojnie, to zioła - Grod wmasował odrobinę w swoją ranę, jakby próbując go przekonać - przyśpieszą gojenie.
Wojownik kiwnął lekko głową.
Jego palce delikatnie zaczęły pokrywać rany maścią. Mimowolnie zadrżał w duchu. Był to dziwny dotyk. Chyba wyobrażał sobie coś bardziej obcego. Przez ostatnie lata wiele razy opatrywano go w różnych miejscach, ale żadne ręce nie dawały takiej... przyjemności.
Próbował czekać w napięciu aż wszystko się skończy, lecz zanim się zorientował, zamknął oczy. Czuł szczypanie w licznych ranach, gdy maść wnikała w ciało, lecz Druid jednocześnie masował jego plecy drugą ręką. Naciskał mięśnie w różnych miejscach długimi palcami. Zręcznie i rytmicznie, jakby według określonego wzoru. Paladyn powoli relaksował się, zapominał o bólu, ostatnich wydarzeniach... wszystkim. Liczył się tylko ten niezwykły dotyk. Tylko on...
Zanim się zorientował, leżał już na plecach.
- Co... ty... co zrobiłeś...
Siedzący obok Druid położył palec na ustach uśmiechając się przy tym nieznacznie.
Chciał się podnieść, lecz zdawało mu się, jakby całe ciało stało się niewyobrażanie ciężkie. Ogarniała go senność. Umysł nie słuchał go. Przeklęty. Nie powinien mu ufać...
Obudził się jak słońce wisiało już wysoko. Chwilę zajęło mu, zanim przypomniał sobie o tym, co się stało wczoraj. Rozejrzał się w poszukiwaniu miecza, lecz nie znalazł go. Na wszystkie Klątwy! Jak mógł tak dać się oszukać? W tak dziecinny sposób. Wiedział, że nie powinien im ufać! Wiedział to, kiedy pierwszy raz ich zobaczył.
Czarodziejka tak daleko od terytoriów swojego klanu? Przecież one nigdy nie zapuszczały się tak daleko. A szczególnie te z klanu Zann Esu.
Agh! Mógł się tego domyślić. Ona i ten... ten... szarlatan. Pewnie zwykli złodzieje. Przeszukiwali pobojowiska w poszukiwaniu broni.
Zerwał się szukając swoich rzeczy. Nie były tak wartościowe. Tylko znak jego szkoły oraz kilka map. Otworzył kufer, który leżał na ziemi.
- Widzę, że Grod się tobą zajął.
Odwrócił się błyskawicznie na dźwięk głosu i nagle poczuł na ból przeszywa jego bok. Zgiął się łapiąc tam ręką, lecz jednocześnie powoli wstał wbijając wzrok w stojącą przed nim parę. Nie starał się nawet ukrywać wściekłości.
Dziewczyna cofnęła się o krok unoszą brwi. Nie zwracał jednak na nią uwagi. Wpatrywał się w mężczyznę, który zaplótł ręce na piersi.
- Co zrobiłeś? Gdzie jest mój miecz? Gdzie...
- Tisamon chyba nie docenił moich prób wyleczenia go.
Sójeczka spojrzała na przesiąkające krwią bandaże.
- Chyba ci nie wyszło. Nie byłoby łatwiej jakbyś wezwał tego swojego duszka? Przecież on by zajął się nim błyskawicznie.
Grod westchnął odchylając od tyłu głowę.
- Miałem wrażenie, że nasz nowy towarzysz nie lubi mojej magii.
Dziewczyna pokręciła głową w niedowierzaniu, podnosząc głos.
- A kogo to obchodzi? Jutro wyruszamy do klasztoru i potrzebujemy wszystkich!
Odwróciła się do kładąc ręce na biodrach.
- Ty masz go doprowadzić do stanu sprzed z ostatniej walki a ty - wskazała palcem na Tisamona - nie rób scen i pozwól mu robić co chce. Przecież cie nie zabije. A jeśli chodzi o twój miecz, a raczej kupę żelastwa jaka z niego została, to się go pozbyłam. Targuje teraz jakiś lepszy. Więc lepiej mnie słuchaj!
Wypuściła powietrze, jakby właśnie wygłosiła monolog do niegrzecznych dzieci. Odwróciła się zmierzając do Caina.
Paladyn patrzył na oddalającą się dziewczynę, myśląc o tym co się właściwie stało. Zacisnął pięści, nie wiedząc na co właściwie się jest zły. Na siebie, na nich czy może na niego.
Wyczuł na sobie wzrok Druida. Nie odwrócił się jednak w jego stronę. Podszedł do swoich rzeczy starając się wymienić bandaże, które coraz mocniej nasiąkały krwią.
Poczuł koło siebie ruch. Druid klęknął obok niego pomagając mu wyciągnąć opatrunki.
- Co miała na myśli, mówiąc, że idziemy na klasztor?
- Cain opisał je drogę, dzięki której ominiemy największe hordy demonów.
- Nie to miałem na myśli.
Dostrzegł zawahanie w postawie mężczyzny. Odrzucił na bok stare bandaże. Spojrzał na rany i pomyślał o sakiewce, w której trzymał maści od swoich mistrzów. Nie lubił ich używać. Ich receptury były trudne a żeby je zdobyć, musiałby odwiedzić Klasztor Zakarum. A tego nie mógł już zrobić.
- Idziecie we dwójkę, więc po co się mną przejmujecie?
Przez dłuższą chwilę Grod wpatrywał się w niego z zdziwieniem.
- Świetnie się spisałeś podczas naszej ostatniej bitwy. Nie chciałbyś razem kontynuować podróży?
Paladyn nie odpowiedział powoli zakładając bandaże. Druid go nie poganiał. W milczeniu położył się obok niego na plecach. Mężczyzna zauważył, że lubił on wpatrywać się w gwiazdy. Podobno Druidzi wychowywali się w dalekiej krainie porośniętymi ogromnymi lasami. Porzucili spokojny dom gdy dowiedzieli się o źle, które nawiedziło świat. Zerknął na niego.
- Jestem wdzięczny za te słowa, jednak... jednak lubię samotność.
Przyzwyczaiłem się do niej. Młodość w klasztorze poświęcona na pogłębiane wiary, jednocześnie nauka walki mieczem. Potem lata poznawania właściwości ziół a następnie krucjata. Zawsze sam pośród śmierci. Nie umiem już inaczej żyć. Nie wiem jak.
- Rozumiem to. Musimy jednak działać razem. Słyszałem, że im dalej na zachód, tym groźniejszy wróg. Nie załatwi już tego pojedynczy bohater. Nieważne jak silny.
- Słyszałeś?
- Oh - Druid odwrócił wzrok zagryzając wargę - widzę, że zostałem zdradzony. - Podniósł palec wskazując na niebo. Tisamon podążył wzrokiem w tamtym kierunku i dostrzegł latające tam kruki. Podniósł brwi.
- Mam przyjaciół wszędzie, gdzie jest choćby źdźbło trawy.
Mężczyzna obserwował jak zwierzę usiadło na pobliskim murze zwracając się w ich stronę. Zakrakało nieprzyjemnie i po chwili zamarło w bezruchu.
Paladyn zawiązał bandaże i zaczął powoli ubierać koszulę. Druid zwrócił się w jego stronę.
- Zastanawiałem się do ostatniej bitwy nad twoim stylem walki. Do tej pory spotkałem tylko...
-... Hammerów. - dokończył za niego Paladyn. - To doskonali wojownicy siejący strach pośród popleczników Diablo.
Z ust Groda wyrwał się cichy śmiech.
- Nie umiesz kłamać, Święty. Wsłuchiwałem się w twój głos, nie zaprzeczę, że z przyjemnością. Gdy kłamiesz, zaczyna on lekko drgać. Jakby nie chciał cię słuchać.
Wojownik wbił wzrok w sztylet na swoich kolanach. Zaczął szeptem.
- Broń jaką się posługują, jest dla mnie nieosiągalna. Zawsze była. - zawiesił na chwilę głos - Trzeba mieć niezachwianą wiarę, żeby ją używać.
Druid spojrzał na niego badawczo i powoli usiadł. Paladyn kontynuował.
- Tarcza jest moją bronią. To... ociężały i powolny styl.
- Dla mnie poruszałeś się cudownie.
Tisamon podniósł głowę, słysząc te słowa. Spojrzał na niego ze zdziwieniem. Dopiero teraz zorientował się jak blisko niego siedzi mężczyzna. Jego brązowe oczy wbijały się w niego. Chyba po raz pierwszy był tak świadomy czyjeś obecności.
Odsunął się odwracając głowę. Po chwili Druid z powrotem położył się obok niego zamykając oczy.
Zerknął na niego. Zachowywał się dziwnie. Zbyt bezpośrednio. Mieliby razem podróżować? A do tego z tą niezwykle głośnią czarodziejką? To takie kłopotliwe.
Ale gdzieś w głębi ducha cieszył się. Nie chciał tego przyznać, lecz czuł to. Ktoś go potrzebował. Jego umiejętności. Wiele razy dołączał się do podobnych grup, lecz zawsze zbywano go, gdy dowiadywali się, że nie posługuje się Błogosławionym Młotem. Że jest bezwartościowy. Aż wreszcie ktoś go zaakceptował. Po tylu latach mógł normalnie z kimś porozmawiać.
Grod westchnął zakładając pod głowę ręce. Wyglądał jakby w ogóle nie było wojny i wszystko było dobrze, jak dawniej. Jakby niczym się nie przejmował.
- Jutro do Klasztoru?
Mężczyzna otworzył oczy patrząc na Tisamona. Wydawało się jakby już wiedział, jaką decyzje podjął.
- Jeszcze go nie wyleczyłeś?! To co robiliście przez ten czas?!
Sójeczka wpatrywała się w nich z niedowierzaniem. Tisamon zerknął na Druida, który chyba udawał, że śpi. Dziewczyna podeszła bliżej i podała Paladynowi potężny miecz a następnie zwróciła się w stronę towarzysza. Wojownik wyczuł falę mocy, która z niej wypłynęła, gdy warknęła.
- Jak sobie wyobrażasz nasz atak na siedzibę zła, gdy on jest ranny?
Mężczyzna uśmiechnął się nie otwierając oczu.
- Tisamon jest silny dzięki swojej wierze. Jestem przekonany, że sobie poradzi.
Czarodziejka prychnęła zerkając spode łba na Paladyna.
- Bóg mu tam nie pomoże.
Paladyn słysząc to zacisnął mocno palce na rękojeści miecza i zrobił w jej stronę krok.
- Najwyższy jest ze mną zawsze - odparł twardo.
Dziewczyna przewróciła oczami patrząc na niego jakby właśnie postradał zmysły. Nagle na jej twarzy zagościł okropny uśmiech. Odwróciła się mrużąc oczy do Druida.
- W takim razie będziemy potrzebowali kogoś jeszcze w starciu.
Mężczyzna powoli uniósł powieki. Tisamon od razu poznał, że mimo zmęczonego na pierwszy rzut oka oblicza, kryje się sceptycyzm. Dziewczyna nie mogła tego przeoczyć, jednak zdawała się nie zwracać na to uwagi.
- Będziesz musiał trochę poćwiczyć.
- Mogę przemienić się w Wilkołaka, po co miałbym wymachiwać mieczem?
- Czary zwrócą uwagę strażniczki Klasztoru - Andariel. Musimy dojść jak najdalej po cichu.
Grod wciąż nie wyglądał na przekonanego.
- A co z Harthem?
Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
- Powiedział, że wyczuwa wrogość od Paladyna. Nie chce więc dalej z nami podróżować. A ponieważ to ty chciałeś przyłączyć Tisamona do drużyny, więc wina spada też na ciebie.
Sójeczka uniosła brwi, jakby oczekując kontry ze strony mężczyzny. Ten jednak bez słowa wstał, otrzepał spokojnie spodnie i spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
- Jak sobie życzysz, moja droga - powiedział z lekkim ukłonem.
Czarodziejka uśmiechnęła się tryumfalnie i wyciągnęła przed siebie dłonie. Powietrze na nich zawirowało i po chwili pojawił się drugi miecz.
- Życzę powodzenia - rzekła podając go Druidowi. - A teraz wybaczcie, muszę iść jeszcze pozałatwiać mnóstwo spraw, przed jutrzejszą... wyprawą.
Tisamon patrzył na oddalającą się sylwetkę, nieświadomie obracając bronią w dłoniach. Uniósł ostrze i przesunął po nim palcami. Było niezwykle ostre i delikatnie, niemal niewyczuwalnie, drżało. Znak wprawnych zaklęć. Zacisnął palce na rękojeści i machnął nią w powietrzu. Następnie zrobił parę krok i wywinął w młynka. Broń idealnie leżała w dłoni, jakby była częścią jego ciała. Spróbował podstawowych pchnięć, jakich uczono ich w klasztorach. Obrócił się na palcach wokół własnej osi i nagle zatrzymał się wyprowadzając cios. Chwycił rękojeść obiema rękami i potężnie zamachnął się, przecinając ze świstem niewidzialnego przeciwnika.
Nagle jednak zatrzymał się, gdy napotkał brązowe spojrzenie. Opuścił broń czując się trochę zażenowany. Na ustach Druida zagościł znajomy uśmiech.
- Nie przestawaj. Proszę.
Tisamon zdziwił się, lecz po chwili jego twarz nieznacznie się rozpogodziła. Uniósł jeszcze raz miecz i zaczął swój bojowy taniec. I nie przeszkadzało mu już intensywne spojrzenie, które wciąż czuł na sobie.
Paladyn zabarykadował drzwi jedną z licznych skrzyń, jakie znajdowały się w Katakumbach. Pamiątka po dawnych kosztownościach Klasztoru.
Obrócił się i zobaczył jak Sójeczka pochyla się nad mapą otrzymaną od Caina. Mieli trochę czasu, zanim wywęszą ich kolejne bestie. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Dostrzegł niestety tylko kolejne zniszczone grobowce i zbezczeszczone szczątki ich panów.
Niech strawi te przeklęte demony ogień piekielny za ten grzech! Andariel zapłaci za to, co zrobiła, razem ze swoją armią, tej krainie!
Słyszał już znajome trzaski na drzwiami. Odsunął się od nich powoli i opuszczając miecz wzdłuż nogi.
- Jesteśmy niedaleko.
Dziewczyna uderzyła palcem w mapę i szybko ją z powrotem złożyła. Podeszła do drzwi, przez które przed chwilą weszli, i przyłożyła do nich ucho.
- Chyba nie zamierzasz nas tędy prowadzić?
Czarodziejka zwróciła się w stronę Druida szeptem.
- To najszybsza droga. Będziemy musieli iść niemal prosto. Potem zejdziemy do kolejnego poziomu, gdzie jest Andariel.
- Widziałaś te bestie, które nas goniły?
Dłuższą chwilę dziewczyna nie odzywała się przysłuchując się hałasom na zewnątrz.
- Może są silne, ale też głupie. Poczekamy chwilę aż pójdą dalej i wtedy się wymkniemy.
Zapadła głucha cisza. W oddali słychać było przerażające wycia, które wydobywały się z paszcz demonów. W powietrzu unosił się odór krwi, która pokryła ziemię i ściany klasztoru. Jego obrońcy walczyli dzielnie, do samego końca.
Podszedł do siedzącego na posadzce Groda. Ten uniósł wzrok uśmiechając się lekko.
- Martwisz się o mnie, Święty? To miłe.
Mężczyzna nie odpowiedział przyglądając się jego ranom. Większość ciągnęła się na klatce piersiowej, lecz najgorsza krwawiła na obojczyku. Pomyślał, że gdyby demon uderzył kilka centymetrów wyżej, to Druid już by nie żył.
Usiadł obok niego i zaczął przeszukiwać swoje sakiewki. Po chwili wyciągnął znajomą maść. Wpatrywał się w nią przez chwilę by po chwili zacząć ją otwierać.
Grod położył palce na jego dłoniach, dając mu do zrozumienia, aby przestał. Tisamon usłyszał jego szept.
- Nie marnuj na mnie tych cennych lekarstw.
Mężczyzna odwrócił się w jego stronę z stanowczym spojrzeniem.
- Zejdziemy niżej i będę mógł się uleczyć. - odwrócił się od niego, opierając głowę na ścianie. - Ah, chyba jednak nie jestem dobrym uczniem, co?
Spojrzał na pokryty krwią krótki miecz z przekąsem.
- Jakoś nigdy nie ufałem tym waszym wynalazkom. Wolę używać własnych rąk, zębów i szponów.
Tisamon opuścił wzrok chowając maść. Głos jaki wydobył się w jego gardła był niemal niedosłyszalny.
- Biorąc pod uwagę czas jakie miałeś do przyswojenia stylów walki, to spisałeś się doskonale.
Usłyszał obok siebie niski śmiech. Był to naprawdę niezwykły dźwięk. Jakby promień światła w tym okropnym miejscu.
Sójeczka zawołała ich cicho. Paladyn pomógł Grodowi wstać a sam podszedł do drzwi mijając Czarodziejkę i powoli je otworzył. Gdy nie usłyszał niczego podejrzanego wyszedł na zewnątrz. Rozejrzał się trzymając broń w gotowości i skinął głową na dziewczynę. Ta prześliznęła się przed nim stając na krótką chwilę w miejscu by nagle ruszyć przed siebie.
Mężczyzna pobiegł za nią błyskawicznie, starając się wytężyć wszystkie zmysły. Czuł, że jak Druid podąża za nimi cicho ochraniając tyły.
Biegli kamiennymi korytarzami w słabym świetle nielicznych pochodni. Nie było cicho. Zewsząd rozlegało się warczenie, szczęk zbroi i odgłosy, których pochodzenia nawet nie chcieliby poznać.
Skręcili i nagle Czarodziejka cofnęła się gwałtownie. Tisamon wyminął ją zręcznie i natychmiast rzucił się na demona, który się przed nimi pojawił. W duchu poczuł stalowy uścisk strachu gdy zobaczył przed ogromnego pająka, lecz nie zawahał się. Ciął jedno z odnóży, lecz musiał cofnąć się, gdy rozjuszona bestia rzuciła się w jego stronę. Kiedy zrozumiał, że nie zdąży, zasłonił się tarczą, w którą uderzył demon przygwożdżając go do ziemi. Mężczyzna poczuł ból w mięśniach, które napiął do granic możliwości starając się ją odepchnąć. Nie był w stanie sięgnąć po miecz. Oderwanie dłoni od tarczy oznaczałaby jego śmierć. Ale ile zdoła wytrzymać?
Nagle bestia cofnęła się z okropnym rykiem. Tisamon mechanicznie wykorzystał w ten moment i mocno wymierzył cios w jej głowę. Demon natychmiast padł głośnie na ulicę w konwulsyjnych drgawkach.
Mężczyzna spojrzał na dyszącego głęboko Druida i kiwnął mu w podziękowaniu głową.
Wstał odwracając się w stronę ciemnego korytarza. Dochodziło stamtąd znajome klekotanie odnóży, lecz nie było innej drogi.
- Odwrócę ich uwagę.
Tisamon spojrzał z zdziwieniem w stronę dziewczyny.
- Jak?
Czarodziejka uśmiechnęła się lekko.
- Mam swoje sposoby. Ale - przez chwilę się zawahała - będziecie musieli mimo wszystko biec na niższy poziom. - Wskazała ręką przed siebie - Tam powinny być schody.
Dziewczyna była blada, widział to. Może próbowała udawać zdecydowaną, lecz jej postawa mówiła coś innego. Zaciśnięte usta, przełykanie śliny, nerwowe ruchy...
Mężczyzna chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz Sójeczka ruszyła przed siebie. Uniósł miecz chcąc pobiec za nią, lecz ktoś zatrzymał go stanowczo. Spojrzał na Groda, którego wzrok dawał do zrozumienia, żeby robił jak kazała.
Nagle rozległ się potężny ryk i stado ogromnych ciał przebiegło przez przeciwległy korytarz. Kiedy biegli, Paladyn zatrzymał się na krótką chwilę dostrzegając niebieski błysk w ciemnościach. Jego uszu dobiegł jeszcze krzyk, zanim Druid pociągnął go mocno w stronę schodów. Zbiegli po nich szybko do większego niż inne pomieszczenia. Tisamon odwrócił się słysząc za sobą trzaski i dostrzegł jak Druid rygluje potężne drzwi.
- Co ty wyprawiasz?! A jak ona ma wró...
Odwrócił się gdy poczuł za sobą lekkie uderzenie mocy. Na posadzce klęczała Sójeczka, której ubranie było przesiąknięte krwią. Spojrzała na nich zamglonym wzrokiem i zaraz osunęła się głucho na ziemię.
Paladyn natychmiast klęknął obok niej i podparł rękami głowę. Nie, nie mogła umrzeć. Przecież ma przed sobą życie! Delikatnie odgarnął jej czarne włosy z twarzy. W wojnie najgorsze jest nie zniszczenie ani nawet ból jaki ze sobą niesie, lecz bezmyślną śmierć młodych. Wciąż wierzących w słowa przywódców, którzy wmawiają im formułki o heroizmie i odwadze. Rozchylił poły jej szaty i położył rękę na piersi, starając się wyczuć puls. Ona nie powstrzymuje śmieci! Widział dobrze jak ginęły całe wioski w bezmyślnych rzeziach demonów. Setki martwych ciał, które palono na ogromnych stosach. Ocalone dzieci, których oczy były puste, skażone jedynie nienawiścią do oprawców. To one wyrastają potem na idealnych rycerzy, dla których celem jest jedynie zemsta. Wojna nie jest piękna. Nie taka, jaką słyszy się w pieśniach. Bohaterscy rycerze gwałcą i zabijają dla zabawy. Nie niesie ze sobą pokoju i lepszej przyszłości. Tylko śmierć, zniszczenie i brud.*
Podniósł wzrok na Druida, który stanął obok.
- Jej serce jeszcze słabo bije. Zrób coś... tą twoją przeklętą magią. Wiem, że potrafisz. Ona nie może...
Mężczyzna klęknął obok niego wpatrując się w pozbawioną życia twarz dziewczyny.
- Już za późno - szepnął - Rozumiem co czujesz, lecz nie potrafię nic zrobić.
- Czy ty w ogóle nie masz uczuć?! Przecież była twoją towarzyszką! - Spojrzał jeszcze raz na jej twarz. Wydawała się spokojna. - Musisz chociaż spróbować. Ona jest za młoda, żeby tak umrzeć. Tak daleko od domu w tych... ciemnościach.
Druid westchnął wstając. Chwilę stał w bezruchu, lecz po chwili machnął silnie ręką w powietrzu i wymamrotał parę obcych słów.
- Sójeczka użyła czarów, żeby ich odciągnąć. Andariel na pewno już wie o naszej obecności. - Spojrzał na potężne drzwi, przez które musieli teraz przejść - Musimy się śpieszyć.
Zerknął jeszcze raz na Paladyna, który wciąż trzymał ciało Czarodziejki. Pochylił się nad nim i położył rękę na jego ramieniu.
- Twoje dobre serce jej nie pomoże. Musimy ruszać.
Tisamon wykonał znak krzyża nad dziewczyną i zaczął odmawiać jakąś modlitwę. Druid przypatrywał się temu w milczeniu, zaplatając ręce na piersi. Paladyn wyciągnął różaniec i zawiesił go na jej drobnej szyi a następnie położył ciało w kącie, zastawiając skrzyniami.
Spojrzał jeszcze raz na jej twarz. To może powstrzyma demony przed pożarciem ciała. Musiał zabrać ją do Obozowiska Łotrzyc, albo nawet przekazać jej siostrom. Niech spocznie w spokojnej, nieskażonej ziemi pod ciepłym słońcem.
Nagle zdał sobie sprawę, że nie czuje już bólu w ranach. Zamiast tego wypełniało go ciepło, które rozchodziło się po całym ciele.
Odwrócił się gwałtownie.
- Co ty wyprawiasz?
Druid spojrzał na niego przeciągle. Niemal wszystkie z jego ran już się zagoiły.
- W takim stanie nie uda nam się pokonać Andariel.
Uniósł rękę i nagle przez ścianę przeniknęła świetlista istota. Paladyn cofnął się unosząc miecz, lecz jednocześnie pomyślał, jak była piękna. Jakby przysłana wprost od Boga. Pełna ciepła, spokoju, jasności. Niczym anioł.
Po chwili znów zniknęła, przenikając przez kolejną ścianę. Kiedy spojrzał na Druida, z jego ust wyrwał się szept.
- To było cudowne. Jakby znak od Pana.
- Dziękuję. - odwrócił głowę w stronę skrzyń - Szkoda jednak, że nie mam takiej mocy jak on. Może jakby był tu Harth, to udałoby się ją sprowadzić?
- Nie.
Tisamon spojrzał na niego twardo dotykając krzyża na piesi.
- Nigdy tak nie mów. Chciałem abyś ją uzdrowił, nie wskrzeszał. Tego nie wolno robić, nigdy. Nieważne jak wielkie jest cierpienie. Ona jest teraz w lepszym miejscu i nie wolno zakłócać tego stanu. - Po chwili dodał zdanie, jakie usłyszał kiedyś od swojego mistrza - Patrząc na ciemność lub śmierć boimy się nieznanego - niczego więcej.
Grod skierował na niego badawcze spojrzenie.
- Jesteś silniejszy niż myślałem. - Pochylił delikatnie głowę. Jakby z wdzięczności - Chodźmy. Nie pozwólmy Andariel czekać.
Tisamon spojrzał na Groda, który rozmawiał z kupcem. Więc tak to się skończy?
Wstał gdy mężczyzna ruszył w jego stronę.
Znowu wróci do swojej kochanej samotni. Bez zbędnych rozmów, problemów. Bez rozproszeń. Tak będzie przecież lepiej. Musiał poświęcić się misji, wierze.
Nie wiedzieć czemu odwrócił się, gdy Grod podszedł bliżej. Zaczął poprawiać zamki w torbie, które już dawno dobrze zapiął.
- Wybierasz się z Warrivem do Lut Gholein?
Nie wiedział dlaczego zapytał. Zwyczajnie nie wiedział.
- Tak.
Wciąż szarpał się z jednym z rzemieni, poprawiając więzy. Palce go nie słuchały.
No tak,znowu stał się zbędny. Ale czego się spodziewał? Przecież był już do tego przyzwyczajony. Wiele razy spotykało go to samo. Dlatego wolał samotnie. Była bezpieczniejsza. Pomyślał o Sójeczce. Człowiek się nie przywiązywał. Nie tracił.
- Chciałbym, żebyś udał się ze mną.
Paladyn przerwał. Powoli się obrócił patrząc na Druida.
- Przecież załatwiliśmy misję. Po co mielibyśmy iść dalej razem?
Chyba zauważył coś na kształt zawodu na twarzy Groda.
- To była dla ciebie tylko misja?
- Tak, a czym miałaby być?
- Rozumiem...
Druid westchnął przeczesując palcami włosy. Spojrzał na niego przeciągle, lecz Paladyn nie potrafił ocenić o czym myśli.
Jakby się znów zamknął.
Kiwnął w jego stronę głową i odwrócił się.
- A czym była dla ciebie?
Paladyn miał wrażenie, że wypowiedział to tak cicho, że Druid nie mógł ich usłyszeć. Ten jednak zatrzymał się i wbił w niego wzrok.
- Chyba czymś więcej.
Tisamon odwrócił się znów do swoich rzeczy. Chwycił torbę podnosząc ją z ziemi, chcąc odejść, lecz Druid był już przy nim.
- Obchodzę cię? Chociaż trochę?
Tisamon zacisnął pięści podnosząc wzrok. Nie odpowiedział próbując go wyminąć, lecz mężczyzna chwycił go za ramię.
- Zostaw mnie...
- Nie chce.
Spojrzał twardo na Druida i zrozumiał, że nie wie co ma dalej powiedzieć. Grod położył dłonie na jego ramionach.
- Podążasz na zachód, tak samo jak ja. Karawana Warriva będzie na pewno bezpieczniejsza.
Tisamon spojrzał na niego nieufnie. Przez chwilę miał wrażenie, że widzi znajomy uśmiech błąkający się w kącikach jego ust. Nie wiedział dlaczego ucieszył się na jego widok.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|