The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 05:02:39   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Prawowity dziedzic 3
Postać stojąca w mroku sypialni nie dbała o to, że jej szczupła sylwetka jest doskonale widoczna na tle niezasłoniętego okna i dochodzącego z zewnątrz słabego światła. Ciemność zakryła całą jej twarz, poza ledwozauważalnym refleksem światła na okularach, a potem także szerokim, okrutnym uśmiechem, który wykrzywił jej usta. Dokładnie przyjrzał się śpiącemu, roskoszując się widokiem. Nieznaczny gest uniesioną ręką, i prześcieradła okrywajace chłopca zsunęły się z niego, odkrywając jasną skórę i zgrabne, szczupłe uda. Przez chwilę obserwator znalazł się gdzieś zupełnie indziej, wspomnienia przeniosły go siedem lat wstecz; otrząsnął się momentalnie i odrzucił je, jak wyrzuca się zurzytą rzecz.
Obserwator obserwował, a śpiący spał, nieświadomy wiszącego nad nim niebezpieczeństwa. Obserwator pełnym gracji ruchem usiadł na brzegu łóżka, przebłysk jego woli zadbał przy tym o to, by chłopiec się nie obudził. Uśmiech czystej przyjemności zamajaczył na jego ustach, kiedy uświadomił sobie, jak znajome wydaje mu się to wszystko. Chłopiec leżał na boku, z głową wspartą na zgiętym ramieniu, gdyż poduszkę odrzucił gdzieś w kąt. Blada dłoń delikatnie sięgnęła do młodego ciała, palce gładziły wąskie biodro, talię i udo.
Śpiący jęknął.
Obserwator rozkoszował się dźwiękiem.
Jego głowa uniosła się, kiedy wyczuł, że tamten się zbliża... Niemożliwa do pomylenia z niczym innym fala wściekłości i mocy. Obserwator oblizał wargi w napiętym oczekiwaniu. Jego lewa ręka zastygła w sugestywnym geście na biodrze śpiącego. Nie mógł się doczekać reakcji, jaką ten prosty gest wyoła u tego, który nadchodził. Drzwi otworzyły się jeszcze zanim tamten ich dosięgnął, a obserwator uśmiechnął się z satysfakcją. Nie on otworzył te drzwi, a tamten ich nie dotknął. Nie fizycznie w każdym razie. Uczył się.
Otwarcie drzwi było aktem kontrolowanej siły, która odrzuciła je daleko i zatrzymała kilka centymetrów od ściany. Obserwator był zadowolony. Adept uczył się szybko.
Przez chwilę pokój wypełniały tylko miarowe oddechy obserwatora i śpiącego oraz gwałtowny, urywany oddech tamtego, z trudem walczącego o wewnętrzną kontrolę. Słowa, kiedy już nadeszły, pełne były nienawiaci, której obserwator oczekiwał, i strachu, którego uczeń nie potrafił ukryć. Oba te uczucia rozbawiły nauczyciela.
– Zabieraj od niego łapy!
Fakt, że słowa Yohjiego nie zostały wypowiedziane na głos, wcale nie wyciszył brzmiącego w nich gniewu. Brwi Seishirou uniosły się w zaskoczeniu, kiedy delikatnie i od niechcenia gładził ciało Omiego, zsuwajac rękę z biodra na szczupłe udo. Zdecydował się nie usmiechnąć, czując od środka bezgłośne warknięcie, niechcący przekazane mu przez niechętnego adepta. Pozwolił Yohjiemu zrobić jeden krok w ich kierunku, a potem unieruchomił jego ciało. Westchnął bezgłośnie. Ten tutaj zawsze musiał się opierać. Cóż, jeśli rzeczywiście potrzebował jeszcze jednej lekcji...
Leciutkie pchnięcie to wszystko, czego było trzeba, by przewrócić Omiego na plecy. Seishirou kątem oka obserwował, jak Yohji walczy z obezwładniającym go paraliżem. Ręka, spoczywajaca dotąd na udzie, przesuwała się teraz w górę, pieszcząc śpiące ciało przez cienki materiał bokserek, w których Omi sypiał. Kolejny jęk uciekł z ust chłopca, a Seishirou zanurkował na chwilę w jego sen – i parsknął śmiechem. Miło wiedzieć, że sympatia jego młodego adepta była odwazajemniona.
Umiejętnie pieścił chłopca przez jego bieliznę, upewniony w przekonaniu, że nie stracił wprawy, gdyż Omi drżał pod jego dotykiem. Druga ręka bawiła się drobnymi sutkami i chłopiec wygiął się w jej kierunku, mino że wola Seichirou utrzymywała jego świadomość wewnątrz snu. Usłyszał nerwowe warknięcie Yohjiego. Promień księżycowego światła opadający na łóżko czynił reakcję Omiego na te pieszczoty widoczną i oczywistą. Seichirou zostawił chłopca dyszącego na łóżku i wstał, by podejść do Yohjiego. Przez chwilę krążył wokół niego jak drapieżnik wokół ofiary. Zatrzymał się, by pogładzić jego włosy. Potem przysunął się tak blisko, że jego oddech muskał jasną skórę.
– Mógłbym go teraz wziąć. A ty nie mógłbyś nic zrobić. Popatrz na niego. Skóra biała jak marmur w księżycowym świetle. Mógłbym go mieć, na tych czystych bawełnianych prześcieradłach, i sprawić, by wierzył, że to ty wchodzisz głęboko w jego ciało. Patrz.
Seishirou gestem wskazał na chłopca, wsłuchując się w nagle wstrzymany oddech Yohjego. Omi sięgnął bowiem właśnie do własnej erekcji. A oni stali obok siebie i patrzyli, jak się pieści, nerwowymi gestami sennych rąk usiłuje usunąć zawadzające ubranie. Seishirou obserwował Yohjiego tak, jak wcześniej obserwował chłopca na łóżku, i jego własny puls przyspieszył, kiedy Yohji jęknął, nie mogąc się oprzeć widokowi, jaki się przed nimi rozposcierał. Seishirou przylgnął do nieruchomego boku Yohjego, ręką odnajdując drogę do jego męskości, okrytej cienkim materniałem spodni od piżamy. Yohji głośno wcągnął powietrze. Sakurazukamori pozwolił mu zamknąć na chwilę oczy, zanim nie zmusił go do ich otwarcia pojedynczym, cichym słowem:
– Patrz!
– Yohji-kun!! – wyjęczał Omi. Jego ciało rzuciło się na łóżku, kiedy dosięgnął je orgazm. Seishirou potrzasnął głową, kiedy Yohji spojrzał na niego z wyrzutem.
– Nie przyłożyłem palca do tego snu. To jego własny.
Yohji z zaskoczeniem wpatrywał się w Omiego.
– Odnoszę jednak wrażenie, że jestem dość podniecony Yohji-kun.
Seishirou zamilkł na chwilę, poświęcajac całą uwagę gładzeniu biodra Yohjego, wciąż utrzymując swego adepta sparaliżowanego siłą swej woli. Ale nawet ta magia nie mogła powstrzymać tego ciała od drżenia, kiedy Seichirou pochylił głowę nad jego ramieniem, przesunął jezykiem po konturach gwiazdy Sakurazukamori, wtopionej w tatuaż. Potem znów pochylił się nad jego uchem wyszeptać:
– Myślę, że wezmę go teraz, mimo wszystko. Minęło już sporo czasu zanim posiadłem ciało tak młode i delikatne. Niewinność ma swój urok, nie sądzisz, Yohji-kun? W każdym razie, dla mnie. I sądzę, że mógłbym zgodzić się na to, byś tu został i popatrzył.
Seishirou pozwolił Yohjemu na gwałtowne pokręcenie głową, a ruch ten sprawił że jego usta przesunęły się po szczęce i gardle chłopaka.
– A czemu nie? – zapytał, tonem pozbawionym emocji.
Zastanawiał się, czy Yohji przyzna teraz prawdę, czy też będzie usiłował się zasłonić jakąś tam moralną zasadą osłaniania młodszego członka zespołu. Cicha, sucha odpowiedź Yohjego nie zawiodła go.
– On jest mój.
– Tylko, jeśli ja będę sobie tego życzył. Mógłbyś zatem zaoferować mi coś na jego miejsce?
Seishirou posłał mu drwiący uśmiech, strając się nie roześmiać, a Yohji spojrzał na niego z wściekłością w oczach. Parsknął, kiedy chłopak w końcu skinął głową, zgadzając się na to, co Sakurazukamori sugerował.
– Zanim się zdecydujesz, wiedz jedno. Chcę cię tym razem chętnego. Żadnych walk. Żadnego głupiego oporu. Oddasz się całkowicie albo wrócę do tego chłopca tutaj. Może nawet będzie on bardziej szczery wobec pragnień własnego ciała niż ty zazwyczaj.
– Co mu zrobiłeś?
– Jemu? Nic, absolutnie nic, upewniłem się tylko, że nie obudzi go nasza obecność. Jak zatem brzmi twoja odpowiedź, Yohji-kun? Trochę mnie nudzi czekanie.
Głowa Yohjego opadła do przodu, włosy zasłoniły mu oczy. Skinął znowu.
– Mój pokój jest na końcu korytarza – wykrztusił z trudem.
Delikatne palce ujęły jego podbródek i uniosły go. Czy to gra księżycowego światła, czy też magia nie pozwoliły Yohjemu spojrzeć Seishirou w oczy. Stali tak przez chwilę i wtedy niewidzialne więzy pętające Yohjego zniknęły, przywracajac mu swobodę ruchów. Naturalnie nie był już na tyle głupi by sądzić, że robi to jakąś różnicę. Przełknął ciężko i zamknął oczy, kiedy Seishirou pochylił się nad nim.
Nie mógł się nie wzdrygnąć, czując usta Seishirou ocierające się o jego wargi. Wspomnienie pocałunku, który mężczyzna złożył mu przed dwoma tygodniami, nie przygotowało go na ciepło jego ust. Znieruchiomiał na moment, wina i wstyd z powodu tego, że chciał na ten pocałunek odpowiedzieć, nie pozwoliły mu tego zrobić. Z cichym dźwiękiem sugerującym niesmak, Seishirou oderwał się od jego warg i odwrócił w stronę chłopca. Yohji natychmiast chwycił go za ramię.
– Zaskoczyleś mnie – kiepsko skłamał. Nie potrafił spojrzeć Seishirou w oczy, więc skupił się na jego ustach. Nie takich złych ustach, pomyślał. Przynajmniej Seichirou był atrakcyjnym mężczyzną...
Yohji gwałtownie potrząsnął głową, odrzucając tę myśl zanim zdążyła się w pełni uformować. Rozluźnił uscisk, w którym trzymał rękę Seichirou i ostrożnie odciągnął mężczyznę w swoją stronę, byle dalej od Omiego. Ku jego uldze, Seichirou pozwolił się odciagnąć. Ramiona Yohjego zadrżały, kiedy okrążał nimi klatkę piersiową mężczyzny, ale był już zdecydowany. Uniósł lekko głowę i zamknął oczy, oczekując spotkania z jego ustami.
Ku zaskoczeniu chłopaka, pocałunek Seichirou nie był magiczną, niszczycielską siłą, a jedynie delikatną pieszczotą warg. Ramiona Yohjiego zacisnęły się, a usta otworzyły. Długą chwilę później oparł głowę o jego ramię, usiłując uspokoić oddech. Przez ubranie czuł denerwująco spokojne bicie serca mężczyzny.
– Między nami może się układać całkiem dobrze, jeśli tylko na to pozwolisz, Yohji-kun. Być może kiedyś cię zabiję, ale nie zamierzam krzywdzić cię bardziej, niż to konieczne, by cię uczyć.
Yohji wzdrygnał się, spokój w głosie Seichirou go drażnił. Ale wiedział, że usłyszał prawdę. Mógł uczynić ich związek tak przyjemnym, jak tylko sam chciał, aż do ostatecznej konfrontacji między nimi, do chwili prawdy gdzieś w nieokreślonej przyszości. Czemu miał zaprzeczać temu, czego pragnął? Niezależnie od tego, czy życzyłby sobie tych pragnień. Uniósł głowę i spojrzał na Seichirou oczyma pełnymi ciekawości.
– Dlaczego ja? Na pewno są inni posiadajacy podobny talent, dlaczego wybrałeś właśnie mnie?
– Są inni – potwierdził, delikatnie odgarniając włosy z twarzy Yohjego. – Paru z nich nawet znasz. Zanim przyszedłem do ciebie, przyjrzałem się twoim rywalom, grupie nazywajacej siebie Schwarz. Najzdolniejszy z nich, Amerykanin, jest po prostu za stary. Po przekroczeniu pewnego wieku nie opłaca się już zaczyanć szkolenia. Rudowłosy Niemiec jest zbyt niezdyscyplinowany. Zginie kiedyś głupią śmiercią tylko dlatego, że nie trzyma się reguł. Trzeci z nich jest nieuleczalnie szlony, więc odpada. Przez pewien czas rozwarzałem wybór najmłodszego. Ma olbrzymi, tyle tylko że nie wydobyty talent. I dałby się łatwo wytrenować.
– Wiem, o kim mówisz. Czemu więc przyszedłeś do mnie?
– Poieważ, żeby go dostać, musiałbym zabic pozostałych. I choć nie byłby to jakiś szczególny problem, zdecydowałem, że nie ma sensu marnować na to czasu dopóki nie przetestuję pozostałych kandydatów.
– Więc jesli zawiodę albo zginę w czasie prób, on będzie następny.
– Tak, on albo twój mały przyjaciel śpący smacznie za nami.
– Omi!?! Omi nigdy nie nie mógłby...
– Daj spokój, Yohji-kun. Chłopiec gotowy zabić członka własnej rodziny w imię wyższej sprawy? Oczywiście, że mógłby. I chyba nie myslisz, że te wszystkie „cuda” których dokonuje z komputerami, to wyłącznie kwesta talentu, co? Chłopak jest obdarzony. Pasowałby idealnie. Może nawet lepiej niż ty. Powinieneś o tym pamiętać w czasie naszych treningów.
– Ale...
– Dość, Yohji-kun. Już czas. Prowadź.
Z głuchym westchnieniem Yohji powstrzymał się od dalszych protestów. Ale ku zaskoczeniu Seichirou, zamiast odwrócić się w stronę drzwi, minął go i podszedł do łóżka, by delikatnie naciągnąć przykrycie na chłopca. Seichorou uśmiechnął się za jego plecami. Wiedząc, że dał mężczyźnie absolutną władzę nad sobą, Yohji posłusznie poszedł w stronę sypialni, nie patrząc nawet w jego kierunku.

***

Yohji ukradkiem obserwował, jak Seishirou grasuje po jego pokoju. Nerwowym ruchem zapalił papierosa, próbując wyobrazić sobie to pomieszczenie widziane oczami mężczyzny. Szafa, półki na książki, ręcznik przerzucony przez oparcie krzesła. I łóżko. Jego łóżko. Z jakiegoś powodu zaproszenie tutaj tego człowieka wydawało mu się naruszeniem własnej intymności. Sypialnia była dla Yohjego sanktuarium samotności. Wpuszczenie tu Seichirou oznaczało zbliżenie się do niego bardziej niż dotąd, kiedy gra toczyła sie na neutralnym polu bitwy.
Obserwował, jak Seishirou otwiera okno, wychyla się lekko i wciąga w płuca przesiąkniete deszczem powietrze. Burza minęła jeszcze zanim Yohji zdał sobie sprawę z obecności Seichirou w mieszkaniu. Mała lampka, którą zapalił, oświetlała pokój tylko na tyle, by normalny człowiek mógł się po nim poruszać i o nic nie potknąć. Yohji miał jednak wrażenie, że Seishirou widział bardzo wyraźnie. W każdym razie, on sam widział wszystko... Kolejny pozytywny aspekt jego nowozdobytych umiejętności. Stał kiedyś w zaciemnionej łazience, z przerażeniem patrząc, jak jego źrenice stają się nienaturalnie szerokie, podczas gdy w tamtych warunkach nie powinien był w ogóle widzieć lustra. Jeszcze jeden niepokojący motyw w mozaice dziwnych zdarzeń, składajacych się na jego życie.
Cisza w pokoju stała się przytłączająca. Atmosfera zgęstniała tak, że dałoby się ją ciąć, i w końcu Yohji odepchnął się dłońmi od krawędzi biurka, o które się opierał, zgasił papierosa i wyprostował się w gotowości. Seishirou odwrócił się z uśmiechem, który rozdrażnił Yohjego.
– Wykorzystujesz to, czego cię nauczylem, Yohji-kun?
Przez dłuższą chwilę młodszy mężczyzna nie wiedział, o czym tamten mówi. Jego umysł był tak przepełniony myślą o seksie, że automatycznie podporządkowywał wszystko pod tą jedną kategorię. Już miał wybuchnąć serią protestów, kiedy uświadomił sobie, że Seichirou pyta o jego moce. Zaczerwienił sie i odpowiedział:
– Tak.
– I pomagają ci w pracy? – pytał z zaciekawieniem Seichirou, spacerując wzdłuż ścian pokoju. Zatrzymał sie przy półkach i, potwierdzajac przypuszczenie Yohjiego dotyczące widzenia w ciemności, delikatnie przesunął palcem po grzbiecie wybranej ksążki. Blondyn zadrżał na myśl, że za chwilę to on będzie dotykany w ten sposób.
Przypomniał sobie rzeczy, których nauczył sie w ciągu ostatnich dwóch tygodni, lekcje, które Sichirou zasiał bezposrednio w jego umyśle, w sposób, nad którym nie miał ochoty się głębiej zastanawiać. Musiał przyznać, że były idealną pomocą dla zamachowca.
– Tak – potwierdził. – zwłaszcza niewidzialność.
– Nie niewidzialność, Yohji-kun. Jedynie umiejetnosć pozostawania niezauważonym – poprawił Seichirou z uśmiechem. – A zdolność do poruszania się bezdźwiecznie? Domyślam się, że również jest pomocna?
– Tak – zgodził sie Yohji, – choć już wcześniej poptrafiłem poruszać się stosunkowo cicho.
Ta rozmowa zwiększała tylko jego niepokój. Czy Seichirou myślał, że może go w ten sposób uspokoić? Krótki śmiech przywiódł wzrok mężczyzny do twarzy Seichirou i kazał mu się zastanowić, czy tamten naprawdę słyszy wszystkie jego myśli.
– Tylko te, które są aż tak głośne, Yohji-kun. Będziemy musieli popracować nad twoimi blokadami mentalnymi. Zabierzemy się za to niedługo.
– Już zaczynałem się zastanawioać, kiedy się znowu pojawisz – wymamrotał Yohji i natychmiast ugryzł się w język, gdyż starszy mężczyzna znowu parsknął śmiechem, udając, że źle zrozumiał jego słowa.
– Tęskniłeś Yohji-kun? Trzeba było mnie wezwać, przybyłbym wcześniej.
– Nie mam numeru twojej komórki – burknął Yohji, na wszelkie sposoby starając się ignorować ciepło, które znowu uderzyło w jego policzki. Yohji sam miał, jak to się mówi, gadane, i bardzo nie podobału mu się to, że zazwyczaj właśnie Seichirou wygrywał ich małe bitwy na słowa. Drgnął z niepokojem, kiedy tamten stanął tuż przy nim i wyciągnął w jego stronę rękę. Czuł, jak palce Seishirou dotykają jego skóry na wysokości serca, zdając się przesyłać iskry elektryczne. Yohji walczył o zachowanie oddechu.
– Możesz mnie wezwać stąd, Yohji-kun, a ja zawsze cię usłyszę.
Zamachowiec w końcu zdołał przywrócić oddechowi naturalny rytm.
– Co... co ty...
– Dzisiejszą lekcią, Yohji-kun, bedzie przyjemność. Tak, jak ostatnią był ból. Nie wiem, która okaże się dla ciebie trudniejsza. Zapieczętowałem ten pokój, nikt nas nie usłyszy. Możemy być tak głośni, jak tylko będziemy mieli ochotę. Zaczniemy?
– Nie... nie wiem, czego ode mnie chcesz – wyjąkał Yohji. – Poza oczywistym – burknął, kiedy Seishirou parsknał śmeichem.
– Szczerosci, Yohji-kun. I oddania.
– Nie rozu... – Yohji jęknął krótko i ucichł, kiedy Seichirou nagle sięgnął do jednego z jego sutków i mocno go uszczypnął. odskoczył, rozmasowujac obolałe miejsce dłonią
– Za co to było? – zapytał z wyrzutem.
– Co miałeś ochotę zrobić?
Yohji porząsnął głową, na znak, że nie rozumie.
– Chciałeś krzyknąć, jękność z rozkoszy, zawyć z bólu? A co zrobiłeś? Połknąłeś ten dźwięk, odciąłeś się. To niedopuszczalne. Teraz rozumiesz?
Uśmiech Seishirou odbił się nieprzyjemnym dreszczem w podbrzuszu Yohjego. Wiedział dokładnie, czego mężczyzna chciał. Miał być nie tylko dobrowolnym uczesatnikiem, miał brać w tym akcie czynny udział. Miał poddać nie tylko swoje ciało, co okazało się być całkiem proste, ale całego siebie. Yohji przełknął, czując jak zaschło mu w gardle.
– Zawsze mogę wrócić do chłopca – przypomniał mu Seishirou, rozbawiony przez nagły przypływ złości, widoczny w oczach Yojego.
– Nie strasz mnie! Wiem, co się stanie, jeśli tego nie zrobię! Po prostu musiałem... jakoś to przełknąć.
– I przełknąłeś już? – zapytał sucho.
– Teraz wiem, czego chcesz.
– I?
Seishirou stał nieruchomo, kiedy Yohji przysunął się bliżej, po raz pierwszy dotykając go w intymny sposób z własnej woli. Yohji nic nie mówił, ale jego ramiona oplatające mężczyznę w pasie, dały wystarczajaco wymowną odpowiedź. Seichirou trwał w bezruchu, ciekawy tego, jak daleko Yohji odważy się posunąć. Odpowiedziały mu dłonie wsuwające się pod koszulę, a potem palce wplatające się we włosy, otaczające jego szyję, przysuwające go bliżej, na spotkanie pocałunku. Nie opierał się. Jęknął nawet nawet cicho z zadowolenia, kiedy ich usta się zetknęły.
Seishirou pozwolił się całować, odpowiadajac chętnie, ale nie walcząc o kontrolę. W końcu Yohji zakończył pocałunek, delikatnie ssąc dolną wargę mężczyzny. Przez chwilę stali tak w milczeniu, wypełniając pokój jedynie swoimi oddechami – jednym przyspieszonym i jednym denerwująco spokojnym.
– Podobalo ci się? – zapytał Seishirou.
– Tak. Chociaż wiem, że nie powinno. – Głos Yohjego był zachrypnięty i boleśnie szczery.
– Dlaczego nie powinno? – Seichirou uniósł brwi.
– Ponieważ jesteśmy wrogami. I zmuszasz mnie.
– Achhh... rozumiem. Widzisz, Yohji-kun, nie jesteśmy tak do końca wrogami. Gdybyś był moim wrogiem, dawno nakarmił bym twoją krwią drzewo Sakury, które jest strażnikiem moich mocy, i napewno nie uczyłbym cię kontrolowania twych wewnętrznych sił.
Przerwał na chwilę, odbierając w głowie cichy szelest liści. Yohji patrzył na niego zaskoczony.
– Co to było? Słyszałem coś, ale...
Seishirou uśmiechnał się z niespodziewaną satysfakcją. Już dawno wiedział, że wybrał dobrze, ale miło jest utwierdzić się w swoim przekonaniu.
– Niedługo ci wyjaśnię. Jeszcze nie pora. A co do twojego drugiego argumentu... Daję ci słowo, że jeśli mi teraz odmówisz, nie pójdę do twojego małego przyjaciela.
Yohji przez chwilę badał go spojrzeniem. Potem parsknął.
– Jasne. I uczyć też mnie nie będziesz. Pojmuję, jaka jest cena twoich lekcji, sensei - rzucił obraźliwym tonem. Seichirou zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie. Będę kontynuować naukę. Wszystko, co musisz zrobić, to spojrzeć mi prosto w oczy i powiedzieć, że twoje ciało tego nie chce. I uprzedzam cię... nigdy nie będziesz w stanie kontrolować swojej mocy, jeśli nie będziesz szczery sam ze sobą. Tak, jak byłeś szczery w maraboshi. Może nie chciałeś, bym ci to zrobił, ale twoje ciało odpowiadało nieco inaczej.
– To bynajmniej nie znaczy, że to nie był gwałt! – warknął.
– Masz rację. Zgwałciłem cię.
– Boże! I tak sobie teraz o tym mówisz?
Yohji stracil nad sobą kontrolę i wyrwał się z uścisku mężczyzny, cofając się raptownie w stronę ciągle otwartego okna.
- To był gwałt, Yohji-kun, i nic tego nie zmieni. Ale mogło być znacznie gorzej. I choć nie uważam, bym był ci winien wyjaśnienie, mogę ci takowego udzielić. Możliwe, że ci to nawet pomoże.
Yohji spojrzał na swojego oprawcę, niemal nieświadomie robiąc kolejny krok w stronę okna. Ręka Seishirou przemieściła się tak szybko, że Yohji podskoczył, kiedy silna dloń zacisnęła się na jego ramieniu.
– Nie wypadnij mi stąd – uśmiechnął się łagodnie Seishirou. – Już sporo czasu w ciebie zainwestowalem – dokończył, patrząc w zdezorientowane oczy młodego mężczyzny. Potrząsając głową, Yohji minął mężczyznę i ciężko opadł na łóżko.
– Cóż takiego mógłbyś mi powiedzieć, co mogłoby mi to ułatwić? – zapytał z wyrzutem.
Seishirou przeszedł przez pokój i usiadł na łóżku koło Yohjego, blisko, ale wystarczajaco daleko.
– Jak na przykład coś takiego: gdybym ci tego nie zrobił, nie żyłbyś.
– To najwieksza bzdura, jaką w życiu słyszalem! – obruszył się.
– Tak? A co ty właściwie wiesz na ten temat? – zapytał cicho Seichirou. – Dokładnie rzecz biorąc, – zaczął, po tym jak Yohji otworzył i zamknął usta, nie mogąc wydobyć z siebie słowa, – chodzi o chi. Gdybym nie pobudził twojego chi przez seks, nie byłoby ono w stanie opanować tej mocy. Ona zjadłaby cię od środka. Tylko psychiczna siła mająca swe źródło w podnieceniu, pozwoliła ci uzyskać nad tym kontrolę.
– To.. to prawda?
Seishirou zaśmiał się krótko. Uniósł rękę, jakby zamierzał pogładzić Yohjego po policzku, ale opuścił ją, nim dotknęła skóry chłopaka.
– Mógłbym cię okłamywać, Yohji-kun. Bardzo łatwo mógłbym. Po prostu zdecydowałem dziś tego nie robić. Mógłbyś zrobić to samo?
– Znaczy, nie okłamywać cię? – zapytał Yohji, wpatrując się w okno.
– Nie. Nie mnie. Siebie. Jeśli chcesz poznać siebie na tyle, by móc kontrolować swoje moce, musisz być ze sobą szczery. Możesz? Zacznijmy od małych rzeczy. – Seichirou patrzył na Yohjego, któremu nagle zaschło w w gardle. – Takie drobiazgi, jak twoje porządanie dla chłopca. I pragnienie, byśmy dziś byli razem.
– To nie są aż takie drobiazgi. – zdołał wyksztusić Yohji.
– Hmmmmm... może i nie – zgodził się Seichirou, wstając z łóżka. - Więc, kiedy będziesz gotowy, wezwij mnie. A ja przyjdę. I wtedy mozemy kontynuować klekcje.
Odwrócił się w stronę drzwi i stłumił śmiech, kiedy Yohji chwycił go za ramię, już drugi raz tamtej nocy. Głuptasie, naprawdę myślałeś, że odejdę? ,
– Zostań.
Słowo wydostało sie na zewnątrz z ogromnym wysiłkiem. Seichirou z trudem ukrył swój uśmiech drapieżcy. Zapytał spokojnym, cichym głosem:
– Yohji-kun? Jesteś pewien?
– Nie – stwierdził krótko Yohji. – Ale niczego nie jestem teraz pewien. Chcę, żebyś został, Seishirou, cholera, robiliśmy to codziennie przez ostatnie dwa tygodnie. Tyle że tym razem to będzie naprawdę, i tyle.
– Bardzo naprawdę – stwierdził Seishirou z uśmiechem, nie zawracając sobie głowy tłumaczeniem młodemu mężczyźnie, jak wielka jest to różnica.
Yohji wstał i nerwowo przeczesał ręką włosy. Cholera. Nie denewował się tak przed seksem od... no dobra, nigdy nie denerwował się tek przed seksem. On i seks znali się bardzo długo i bardzo dobrze. Zaufać komuś na tyle, by pozwolić mu po prostu przyjść i wywrócić wszystko do góry nogami... Potrzasnął głową, żeby otrząsnąć sie z głupich myśli, i skupił się na zadaniu, które miał do wykonania. Starał się nie zauważać, jak drżą mu palce, kiedy podnosił ręce, by rozpiąć guziki koszuli mężczyzny. Seishirou zauważył. Na szczęście, nie uśmiechnął się zbyt mocno z tej okazji, najwyżej odrobinę.
Mężczyzna uniósł głowę, by dać Yohjemu lepszy dostęp do pierszego guzika. Yohji rozpiął go nieprzytomnie, nie dając sobie szansy na myślenie o tym, czy mógłby zmienić zdanie. Ostrożnie kontrolował swój oddech.
Wdech.
Przecisnąć guzik przez dziurkę.
Wydech
Przesunąć drrzące palce do następnego.
Wdech.
Automatycznie wyciągnął koszulę z dżinsów mężczyzny, nie patrząc w górę, na jego twarz. Nie zakłócił rytmu. Wdech. Wydech. W końcu cała koszula została rozpięta i Yohji przerwał na moment. Wdech. Sięgnął do klamry paska i wtedy Sakurazukamori chwycił jego dłonie. Uniósł wzrok i zobaczył, jak mężczyzna się uśmiecha. Zorientował się, że nie może oderwać oczu od tego uśmiechu, zahipnotyowany jak spojrzeniem węża, zatracony w mocy spojrzenia tej jednej złotej źrenicy. Przez chwilę usiłował wyszarpać ręce, a Seichirou z rozkoszą obserwował tego silnego mężczyznę zredukowanego do takiego stanu.
– Zwolij, Yohji-kun. To nie jest wyścig. Mamy całą noc.
Yohji wzdrygnął się na te słowa, choć nie wiedział, czy to ze strachu czy z niecierpliwosci. Nie chciał zwalniać. Chciał szybkiego wyścigu serc, potoków potu, chóru jęków, chciał się zatracić do tego stopnia, by nie móc już mówić, nie móc myśleć, nie móc przestać.
– Nie bądź taki niecierpliwy – Seichirou wyszeptał tuż przy jego ustach. Puścił ręce Yohjego i dłonią zaczął pieścić skórę na jego karku, jednocześnie obejmując go w pasie. Yohji zadrżał czując ten dotyk, chłodny jak bryza wpadająca przez otwartre okno. Seichirou sugestywnie polizał dolną wargę chłopaka, a ten jęknął, posłusznie otwierając usta.
To było zupełnie inne niż całowanie się z kobietą. Usta to nie były po prostu usta. Jak wcześniej, Yohji zauważył, że Seishirou smakuje mieszanką mięty, owoców i alkoholu. Wino i odświerzacz do ust, wykontycypował jego umysł. Język Seishirou delikatnie pieścił jego własny, badał wnętrze ust. Yohji czuł, jak ręka mężczyzny się przesuwa, palce gładzą niesforne włosy opadajace na szyję. Silna dłoń delikatnie przytrzymywała jego głowę, zwiększając siłę pocałunku.
Tuż przed tym, jak Yohji musiałby odsunąć się, by nabrać powietrza, to Seishirou przerwał, by pokryć pocałunkami policzki i linię szczęki chłopaka. Palce Yohjego wbiły się w skórę na jego plecach. Pozwolił się całować, naprężona skóra lgnęła do czułości. Głupia myśl zaświtała na krańcach jego świadaomości; sprawa, która nagle wydała sie niezwykle ważna...
– Nie ogoliłem się.
– W porządku, Yohji-kun. Wiesz, nie miałem zamiaru udawać, że jesteś kobietą.
W głosie Seishirou brzmiała nutka rozbawienia i Yohji odsunął się odrobinę, by spojrzeć meżczyźnie w oczy.
– Naprawdę musisz się ze mnie nabjać?
– Hmmmmm... może... A może wcale się nie nabijam, może po prostu dobrze się bawię. A ty nie?
Yohji bardzo chiał zaprzeczyć. Ułamki chwili, zanim słowa wydostały się z jego ust, pięść Seishirou zacisnęła się na jego włosach. Raptownie wciągnął powietrze; lekki ból powtrzymał go przed wypowiedzeniem kłamstwa.
– Tak – powiedział miękko i cicho. Uścisk Seichirou nie pozwalał mu spojrzeć gdzie indziej, tylko prosto w jego oczy.
– I nie zmuszam cię?
Yohji milczał przez chwilę. Pozwolił powiekom opaść, a potem wypowiedził jedno zachrypnięte słowo:
– Nie.
– Nie?
– Nie, nie zmuszasz mnie.
– Dobrze. Możemy więc kontynuować – wymruczał. Gwałtownie przycisnał chlopaka do siebie. Dzika szybkość i zręcznosć ruchów kontrastowała ze spokojem głosu. Yohji chciałby móc powiedzieć, że jęknał z zaskoczenia, ale tak naprawdę był to dźwięk powietrza siłą wyciśnietego z płuc przez silny uścisk. Silne ręce Seishirou przesunęły się po jego plecach i zacisnęły na pośladkach. W niczym nie przypominało to delikatbnej pieszczoty kobiety. Mógł poczuć, jak potrzeby jego ciała znajdują odbicie w potrzebach Seichirou. Jęknął, kiedy ich erekcje się spotkały.
Klamra od paska mężczyzny boleśnie wbijała się w jego podbrzusze i Yohji w końcu wcisnął dłonie między ich połączone ciała. Seichirou nie powstrzymywał go tym razem, cofnął lekko biodra do tyłu, by ułatwić chłopakowi zadanie. Pasek został rozpięty. Guzik, zamek, i oto dżinsy trzymały się tylko na biodrach. Yohji z trdem uwolnił się od ust pieszczących jego szyję i wpojrzał mężczyźnie w oczy.
– Zdejmij buty.
Buty zostały zsunięte bez jednego słowa. Tak samo koszula. Seichirou uniósł brew, widząc, jak Yohji niedbale rzuca ją na krzesło, ale nic nie powiedział. Miał mnóstwo czasu na to, by nauczyć Yohjego właściwych manier... Milczał, kiedy ręce chłopaka zaczęły zsuwać dżinsy z jego bioder. Zerkajac za siebie, Seichirou odłożył okulary na nocny stolik i powoli opadł na łóżko. Po kolei uniósł obie nogi, by ułatwić Yohjemu zdjecie spodni. Młodszy mężczyzna zawahał się na sekundę, nagle tracąc pewność. Potem przywołał się do porządku i zsunał ze stóp mężczyzny skarpetki. I stanął nad nim, spoglądajac na nagiego mężczyznę, wygodnie usadowionego na jego łóżku.
– To... – jego głos załamał się. Własne ciało znowu go zdradziło. – Droczą się ze mną z tego powodu – powiedział, wskazując na nagość Seichirou. Mężczyzna spojrzał na niego z zaciekawieniem. – Mówią, że brak bielizny jest znakiem wiecznego optymisty. – Zdobył się na coś, co ewentualnie mogłoby być uśmiechem. Zaśmiał się krótko. Urwał w chwili, w której Seichirou chwycił jego rękę i przyciągnął go do siebie. Poczuł, jakby jego serce nagle zatrzymało się, a potem ruszyło galopem. Uśmiech, wywołany tak wcześniejszymi słowami Yohjego, jak obecnym strachem, nie zszedł z ust Seichirou ani na chwilę.
Przyciągnąwszy chłopaka do siebie, Seichirou zajął się ostatnią przeszkodą – pidżamą Yohjego. Gładził tylną stronę jego ud, rozkoszujac się ich drżeniem. Zacisnął dłonie na pośladkach, masował napięte mięśnie. Yohji wsparł się na jego ramionach, by zachować równowagę. Wtedy palce Seichirou zaczepiły się o krawędż pidżamy i powoli zsunęły ją. Nie przestając gładzić naprężonych ud, starał się zsunąć pidżamę tak, by nie podrażnić erekcji, naprężonej niemal od pierwszej minuty ich dzisiejszego spotkania.
Seishirou musiał się uśmiechnąć, kiedy o tym pomyślał. Od dwóch tygodni łączyła go z Yohjim mentalna więź, która pozwalała im dzielić przyjemność. I teraz umysł Yohjego automatycznie łaczył jego osobę z seksem. Pawałow miał rację. To było śmiesznie proste.
Zsuwał piżamę coraz niżej i niżej, przez chwilę delikatnie gładził jego kolana, po czym ostatecznie usunął tę ostatnią i rzucił miękki materiał na podłogę. Uniósł dłoń i jednym palcem wyznaczył ścieszkę prowadzącą w górę erekcji Yohjego. Zauważył, jak młodszy mężczyzna napręża mieśnie, jak jego dłonie silniej zaciskają się na ramionach Seichirou. Przesunął palce w górę i pieścił jądra. I był tylko odrobinę zaskoczony, kiedy mężczyzna nagle opadł przed nim na kolana.
– Yohji-kun? Wszystko w porządku? – zapytał delikatnym tonem, maskujac rozbawienie pod fasadą uprzejmości.
Dłonie Yohjego zakryły twarz chłopaka. Opadł na ziemię, siadając na piętach.
– Nie mogę... – padło z zakrytych ust.
Ach... jeszcze raz to samo.
– Nie mozesz sie doczekać, Yohji-kun? – zapytał uprzejmie.
– nie mogę tego zrobić!
Słowa były wykrzyczane z desperacją. Uśmiech Seichirou poszerzył się.
– Czemu nie, Yohji-kun? Sprawiam ci ból?
– Nie! Tylko...
– Boisz się, że sprawię?
– To nie o ból chodzi, jasne? Wiesz dobrze, że ból mogę znieść.
– więc o co, Yohji-kun? czego sie tak boisz?
– Nie bo...
– Boisz się, Yohji. Jesteś przerażony. I chcę, żebyś mi powiedział, dlaczego.
Przez długą chwilę pokój wypełniała tylko cisza, przerywana wycięczonym oddechem Yohjego. W końcu Seishirou pochylił się do przodu i, delikatnie chwytając chłopaka za nadgarstki, odsłonił jego twarz. Yohji nie próbował się odsunąć. Tępo wpatrywał się w swoje dłonie, spoczywajace teraz na kolanach, zamknięte w dłoniach Seishirou.













Komentarze
mordeczka dnia padziernika 21 2011 18:39:55
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
(Brak e-maila) 16:01 15-08-2004

Asou (asou@o2.pl) 17:39 23-08-2004
To było genialne mam nadziję, że będą dalsze części!!!
Nati (nati-nio@o2.pl) 21:54 13-10-2004
Szczerze mówiąc nie lubie crossoverów a paring Seishirou/Yohji wydał mi się na początku... cóż, po prostu nie mogłam sobie tego wyobrazić. Myślałam że bedzie to jakaś marna komedia. Pomyliłam sie bardzo. Nie dość że ten fic jest po prostu fenomenalny, to rzed wszystkim głęboki. Pomysł niewiarygodny, ale czytelnika moze zafascynować wszystko co jest świetnie napisane... i przetłumaczone smiley A \"Prawowity dziedzic\" wciagnął mnie bez reszty. Zresztą zawsze można polegać na guście naszej świetnej tłumaczki smiley
Nevena (Brak e-maila) 21:58 16-10-2004
Naprawdę wciągające. Świetny pomysł a i stylistyka porządna. No, no... Z przyjemnością dorwę się do następnej części tego tekstu smiley
anonymous (Brak e-maila) 23:24 15-01-2005
..warto było spędzić troche czasu nad lekturą..nareszcie jakas mniej banalna historyjka.
owca (Brak e-maila) 16:41 16-03-2005
biedny omi chlip
sakura (Brak e-maila) 13:25 03-04-2005
R-A-N-Y!!! to było naprawde COŚ!!! Weiss+ mój ulubiony zabójca na świecie!!! Gdyby tylko zamiast Yohjiego(?) Seishirou zajął się Ranem to byłby to dla mnie fic idealny....czekam na C.D. ;}
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum