The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 25 2024 11:20:05   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Pet project 3
Rozdział drugi:

"Początki"


Część pierwsza



Autor: Talya Firedancer - Talyachan@aol.com





To było jak obrazek żywcem wycięty z portrecików Normana Rockwell'a, przedstawiających typowe, ciche, rodzinne, domowe zacisze: popielatowłosy chłopczyk usadowiony przy stole, pochylał głowę nad rozłożoną na nim gazetą i niedbale majtał przy tym nogami; biznesmen po trzydziestce siedział tuż obok na sofie, zajęty czyszczeniem broni palnej.
No dobrze. Więc może nie było to aż *tak* typowe domowe zacisze. Ale było bliżej normalności niż wszystko inne, co przydarzyło się Toumie w ciągu ostatnich paru lat.
Od czasu do czasu zerkał w górę, cytował fragmenty wiadomości albo pytał o coś. Jego oczy z ukradkową ciekawością przyglądały się temu, co robił Crawford.
- Nosisz broń, prawda? - zapytał, porzucając gazetę na rzecz poświęcenia pełnej uwagi mężczyźnie. - Twój płaszcz nie układa się jak powinien pod lewym ramieniem.
Oczy Crawforda spojrzały na niego z pewną dozą uznania i aprobaty.
- Żadna kabura nie jest doskonała. - przyznał. Sprawdził wyczyszczoną broń, skinął głową, odłożył ją i zabrał się za następną.
- Nauczysz mnie strzelać?
- Cóż.
Crawford odłożył pistolet i milcząc poprawił okulary. Cisza zaczęła robić się krępująca. Ciemnoniebieskie oczy wpatrywały się w chłopca intensywnie i Touma zaczął czuć się nieswojo. Opuścił wzrok. Tym razem przegiął; poprosił o zbyt wiele i pewnie zbyt szybko.
- Niedługo. - Głos Crawforda wyrwał go z zamyślenia. - Ale jeszcze nie teraz.
Ostre spojrzenie złagodniało. Mężczyzna uniósł rękę i wierzchem dłoni pogładził policzek chłopca.
- Powiedziałeś, że odpowiesz na wszystkie moje pytania. - przypomniał Touma.
- Dokładnie. - przyznał Crawford, poprawiając okulary.
Obiecał to w czasie ich wycieczki po budynku, poprzedzonej prysznicem. Touma już dawno temu odkrył, jak zabawny może być wspólny prysznic, szczególnie jeżeli nie trzeba się ograniczać do ukradkowego zerkania na męskie, mokre ciała tak wspaniale zaprezentowane wprost przed jego oczami. Ale zdecydowanie najlepszą zabawą było mycie Crawfordowi pleców i... innych takich.
Stosunek, jaki do Crawforda mieli napotkani przez nich pracownicy budynku zwiększył i tak wysoki szacunek Toumy do mężczyzny. Jakakolwiek była jego funkcja w tej organizacji, musiała być wysoka. Brad krótko wyjaśnił mu funkcje poszczególnych części budynku. Całość była przykryciem i zapleczem dla nielegalnego działania Takatori-san. Skrzydło ochroniarskie było bazą operacyjną Schwarz'a. A Schwarz był jedną z rzeczy, które obiecał wyjaśnić później.
Odpowiedź Crawforda była nijaką zachętą i Touma niepewnie odwrócił wzrok, bawiąc się gazetą. W końcu złożył ją i spojrzał w górę, zdecydowany jednak zapytać.
- Chcesz mnie tu jeszcze z jakiś innych powodów, poza oczywistymi - stwierdził. Ten pomysł przyszedł mu do głowy jeszcze w czasie wycieczki. Touma miał bardzo realistyczne podejście do swojej własnej wartości. - Więc pewnie przydam ci się w twoich interesach.
- Owszem. - Crawford skinął głową. - Twój wiek i zdolności, że tak powiem, aktorskie, stanowią niezłe atuty. Wzmagają wrażenie twojej niewinności. Czy to ci przeszkadza?
Touma parsknął.
- Jeszcze czego. To brzmi bardziej ekscytująco niż wszystko inne. - uśmiechnął się odrobinę.
Crawford podniósł czyszczoną broń, posyłając chłopcu znaczące spojrzenie.
- To oznacza dużo ciężkiej pracy.
- Yhm. - Touma skinął głową, opierając podbródek na dłoniach. - Chyba warto, skoro można potem żyć, tak jak ty. Dostajesz wszystko, czego tylko zapragniesz, prawda?
Crawford *spojrzał* na niego z cieniem łagodnego uśmiechu. Z jakiegoś powodu Touma zaczerwienił się, a, do cholery jasnej, nie czerwienił się od lat. No, w każdym razie nie przypadkowo.
- Tutaj bardziej niż w Ameryce.
Touma przemyślał następne pytanie bardzo dokładnie, spoglądając na mężczyznę spomiędzy ciemnozłotych kosmyków. W końcu jednak dał sobie spokój z próbami wyrażenia tego w jakiejś bardziej dyplomatycznej formie i zapytał wprost:
- Czym... ty jesteś?
Te niebieskie oczy znowu się w niego wbiły, obserwując uważnie i oceniając. Tak jak wcześniej, po krótkiej chwili napięcia niemal przerażające skupienie Crawforda rozmyło się i przerodziło w łagodny uśmiech.
- Touma, nie ustajesz w zwiększaniu mojego mniemania o tobie.
Pokręcił głową.
- Dzięki. - wymamrotał, spuszczając oczy w skromnej pozie.
Crawford roześmiał się i urwał nagle.
- Bardzo bystre spostrzeżenie, Touma. Schuldich jest telepatą, a ja dysponuję mocą nazwaną *precognition*. - wymówił ostatnie słowo dokładnie, po angielsku.
- To zdolność do przewidywania przyszłości, prawda? - Touma wygrzebał ten wyraz z najdalszego, zakurzonego zakamarka swego mózgu, poświęcanego science fiction.
- Dokładnie. - Crawford uśmiechnął się z uznaniem. - Nagi, chłopak, którego widziałeś tu wcześniej...
Touma skrzywił się. Crawford zauważył to i parsknął.
- ...To telekinetyk. Potrafi przesuwać przedmioty siłą woli. Jest jeszcze jeden, Farfarello, ale on nie jest tak do końca... typowy. - Crawford skończył czyszczenie kolejnej broni i odłożył ją.
Touma pokiwał głową, pochylając się w jego kierunku. Zamienił się w słuch.
- Nasza czwórka została wyselekcjonowana przez SS do działań specjalnych. Ochrona, mokra robota, praca na specjalne zlecenia. Dbamy o to, by nasz pracodawca miał czyste ręce. Obecnie SS przydzieliła nas do pracy przy Takatori - tłumaczył Crawford. Spojrzał na chłopca z uwagą i dodał: - Wiedzą o moim... zainteresowaniu młodymi chłopcami. Ale nie dowiedzą się o szkoleniu, które ci zapewnię.
Touma niedbale odrzucił włosy z twarzy.
- Podoba mi się rola tajnej broni. - uśmiechnął się.
Crawford spojrzał na niego sucho.
- O ile właśnie taką pozostaniesz.
- Daijoubu! - Touma zeskoczył z krzesła, przerzucił długie nogi na kanapę i klapnął na kolana Crawforda. Mężczyzna spojrzał na niego nieco zaskoczony tą sztuczką.
- Potrafię dochować tajemnicy.
Siedział okrakiem na jego kolanach, muskając dłońmi jego kark, puszczając mu zalotne, obiecujące spojrzenie.
- Szczególnie tak dobrej. - wymruczał.
Mężczyzna uśmiechnął się do niego.
- Znowu do łóżka? - zapytał.
- A po co tyle czekać?



***


- Hmm..mmm... - Touma usadowił się wygodnie na samej krawędzi budynku ze szkoleniowym karabinkiem pod pachą. Był absolutnie pewny, że Crawford byłby absolutnie wkurzony, gdyby tylko dowiedział się, do czego używa ćwiczebnej broni, ale w obecnej sytuacji niewiele go to obchodziło. Był pojętnym uczniem i po kilku lekcjach z Crawfordem czuł się z bronią w ręku na tyle pewnie, by pozwolić sobie na skromny test bojowy. Brada i Schuldicha i tak nie było w domu całe popołudnie, jeden ochraniał Takatori, a drugi zniknął nie wiadomo gdzie, więc Touma mógł się czuć w miarę bezpieczny.
Ostrożnie wyjrzał znad krawędzi budynku, trzymając szczupłe ciało przyciśnięte do powierzchni dachu. Fiołkowe oczy z uwagą wpatrywały się w ulicę poniżej. Jeszcze co najmniej pięć minut zanim jego cel pojawi się w zasięgu. Cholera.
*Trzymaj głowę nisko. Nawet jeśli cel nie ma przy sobie ochroniarzy, i tak nie chcesz zostać zauważony.*
Touma niemal słyszał ten niski, wibrujący głos, szepczący prosto w muszelkę jego ucha. Z trudem opanowywał przyjemny dreszcz jaki przebiegał wzdłuż jego kręgosłupa, mówiąc swojemu ciału, że to definitywnie nie jest najlepsza pora.
To było na poważnie.
Na razie trzymał czarną osłonę na celowniku. Nawet z odległości trzech budynków, świetlne refleksy widoczne na dachu mogły zostać uznane za podejrzane. Miał młode, zdrowe oczy. Obserwował drzwi z ogromnego dystansu, doskonale wiedząc, czego oczekuje.
*Nie zdejmuj osłony przedwcześnie. Robisz to tuż przed zabijaniem. Odbicie światła może cię zdradzić.*
Jejku. Touma całym sobą skupił się na obserwacji, wypuszczając powietrze z płuc i wstrzymując oddech.
Już. Odsłonił celownik nastawiając go na znajomą niebieską koszulę. Starał się wczuć w swoją ofiarę, nastawiając krzyżyk w celowniku prosto na jej serce.
*Nie oddychaj za siebie. Oddychaj za swój cel. Poczuj jego oddech. Jego bicie serca.*
Touma wziął głęboki wdech. Wypuścił powietrze powoli i spokojnie. Krzyżyk w celowniku trwał nieruchomo.
*Nie naciskaj spustu, nigdy. Ściśnij go. Inaczej chybisz.*
Wstrzymując oddech, Touma ścisnął. Pozwolił sobie popatrzeć przez chwilę, jak na niebieskiej koszuli rozpryskuje się czerwień, jednocześnie automatycznie zakrywając celownik. Uśmiechnął się triumfalnie, znikając z krawędzi dachu.
Ohh, czyż Nagi nie będzie WKURZONY z okazji zrujnowania jego ślicznego szkolnego mundurku, skoro i tak już spóźnił się do szkoły?
Usiłując powstrzymać się od głupiego chichotu, Touma dał nogę z dachu. *Opuść scenę szybko, ale nie sprawiaj wrażenia, że się śpieszysz..*
Schodząc ze schodów niedbale zarzucił sobie plecak na ramiona i opuścił budynek z doskonałą pozą obojętności. To było aż *za* łatwe. Wybrał właśnie tę budowlę ponieważ dawała mu doskonały widok na siedzibę Schwarza, a ich ochrona była guzik warta. Touma nauczył się otwierać wszelkiego typu zamki na długo zanim spotkał Crawforda, a ponadto mężczyzna nauczył go kilku ciekawostek na temat unikania kamer video.


To był piątek, naprawdę piękny dzień, ostatni w obecnej szkole Toumy. Najwyraźniej spóźni się trochę, ale niby dlaczego miałoby go to obchodzić? Nie, żeby kiedykolwiek był wzorowym uczniem tudzież miał na niego jakiekolwiek zadatki. Dotychczas jego jedynym zainteresowaniem w życiu był seks. Teraz był to seks, broń palna i Crawford, niekoniecznie w takiej kolejności.
To był jego ostatni dzień, znaczy, Crawford miał zamiar zlikwidować Kiryuu Sayuri podczas weekendu. Mimo stałego ciągania za język (a znając Crawforda, właśnie przez to) mężczyzna nie powiedział mu ani słowa na temat tego kiedy i jak to się stanie. Stanowczo odrzucił jego prośbę o pozwolenie bycia przy tym. Touma nie był pewny co o tym wszystkim myśleć.
Nie bardzo wierzył w śmierć Sayuri. Nigdy właściwie nie pomyślał, że to będzie możliwe... cóż, Crawford *przyjął* zlecenie. Aya zostanie pomszczona. A ta kobieta nigdy właściwie nie była jego ciotką, po prostu kimś o rodzinnym nazwisku.

Touma przypomniał sobie wyraz totalnego szoku na twarzy Nagiego, kiedy farba rozprysnęła się na jego mundurku i przycisnął dłoń do ust, tłumiąc śmiech. Pokonał odległość do stacji biegiem; nie chciał się przecież spóźnić na pociąg!
Pewnie przez krótką chwilę Nagi naprawdę pomyślał, że nie żyje. Touma użył czerwonej farby a ból zawsze przecież pojawia się dopiero po chwili totalnego szoku. Ale palant naprawdę na to zasłużył.
Starał się utrzymać spokojną twarz pokerzysty, tłumiąc nieodpartą chęć chichotu. Crawford uczył go pewniejszego, dokładniejszego kontrolowanie emocji - zdarzały się wszak sytuacje w których zmiana wyrazu twarzy mogła kogoś zdradzić.

Jakiś czas temu Nagi przyłapał go samego w sali komputerowej, pod nieobecność Crawforda. Mimo ostrzeżenia mężczyzny, Touma był pewien, że Nagi i tak narobi mu kłopotów, a ten przewidywalny gówniarz właśnie to zamierzał zrobić.
- Wydaje ci się, że jesteś czymś, prawda? - pociemniałe od nienawiści niebieskie oczy błysnęły groźnie.
Touma odwrócił się spokojnie razem z krzesłem. Poczucie zamknięcia w pułapce spłynęło na niego momentalnie, jak tylko zobaczył Nagiego miedzy sobą a drzwiami. Nie zapominał, że chłopak był telekinetykiem, i członkiem Schwarz'a, jakby tego było mało. Wziął głęboki oddech i starał się nie panikować, powtarzając sobie, że ktoś wyprowadzony z równowagi łatwo popełnia błędy.
- Jestem czymś dla Crawforda. - odpowiedział z przekornym uśmiechem. - Co ci do tego?
- Kono yarou! - Oczy Nagiego zabłysły, a Touma poczuł nagle, że jest przytwierdzony do krzesła. Chłopak podszedł do niego i z całej siły uderzył Toumę w policzek.
- To za tamto. - oświadczył.
Touma nie był w stanie ruszyć ręką, by dotknąć obolałego policzka. Przytwierdzały go do krzesła niewidzialne pęta.
- To Crawford cię wtedy uderzył. - powiedział, zwężając oczy. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że Nagi znęca się nad nim po prostu dlatego, że *może*. Crawford był nieosiągalny dla jego zemsty, ale Touma... pozostawał bezbronny mimo ostrzeżenia mężczyzny.
- To jeszcze nie koniec. - stwierdził Nagi. Toumę kosztowało bardzo dużo wysiłku powstrzymanie się od parsknięcia śmiechem. Z jakiego filmu gówniarz to wytrzasnął? Niewidzialne więzy Toumy zniknęły, a chłopak odwrócił się na pięcie i wykonał teatralne wyjście.
- A żebyś wiedział. - wymruczał Touma w odpowiedzi. Dotknął dłonią obolałej twarzy. Chłopak nie był mięczakiem. Pulsujący z bólu policzek stanowił wystarczający dowód.
Na kolację Touma zjawił się spóźniony, z wymówką, która była tylko *trochę* nieprawdopodobna. Czołowe zderzenie z Schuldichem, trochę wrzasków, upominające klapnięcie w twarz. Chłopak kręcił się niespokojnie, zastanawiając się, czy Crawford udzielił Niemcowi takiego samego ostrzeżenia, co Nagiemu. Mógłby się jednak założyć, że nie. Kiedy Crawford postanowił nie wyciągać z tego zajścia konsekwencji, chłopak odetchnął z dobrze ukrytą ulgą.

Touma chciał bowiem swojej *własnej* zemsty na Nagim.

Kolejne dni upłynęły na głupich, szczeniackich żartach. Przeraźliwy wrzask Nagiego wypełnił niemal całe piętro, kiedy chłopak znalazł swój szkolny mundurek ufarbowany na czerwono przez parę szortów która "przypadkiem" znalazła się w tej partii prania. Touma pewnego dnia znalazł w łóżku telekinetycznie skrócone prześcieradła. Nagi do tej pory by absolutnie pewny, że nikt nie byłby w stanie dosypać mu do kawy niczego, co mogłoby go przyprawić o zatrucie żołądka. Kamery też niczego nie zarejestrowały. Podejrzewał jednakże samą kawę, a nie filiżankę. Touma był naprawdę *bardzo* zasmucony faktem zastania po powrocie ze szkoły mieszkania Crawforda w stanie najwyższego bałaganu, który musiał sam posprzątać przed powrotem mężczyzny.
Z powodu jakiejś niepisanej zasady, chłopcy nie "kablowali". To, co się miedzy nimi działo, to była wyłącznie ich sprawa.
Jednakże po zostaniu dziś rano "zastrzelonym", Nagi mógł zrobić wyjątek od tej świętej zasady (ale za to jaki uroczy widok stanowił!!). I może przestanie być takim dzieckiem, jeśli odkryje, że Touma potrafi się o siebie zatroszczyć i bez ochrony Crawforda.

Kiedy wślizgiwał się do szkoły, oczywiście spóźniony na zajęcia, podmienił w szatni torbę z karabinem na identyczną wypełnioną książkami. Nie chciałby przecież, żeby ktoś znalazł *coś takiego* w jego szafce.
Z niezwykle zadowoloną miną, pomaszerował do klasy, planując właśnie odpowiedź na kolejny wybryk Nagiego.



***


Crawford wszedł do cichego, ciemnego mieszkania. Chwilę czasu zajęło mu uświadomienie sobie, że ono *naprawdę* jest ciemne i ciche. Toumy nie było w domu. Powiesił płaszcz na drzwiach i rozejrzał się dookoła. To było dziwne; zazwyczaj chłopak wracał do jego mieszkania zaraz po szkole i nigdzie się stąd nie ruszał. A szkoła skończyła się ładnych parę godzin temu.
Przeszedł go jakiś dziwny dreszcz na myśl o tym, że może go ominąć kolacja z Toumą. Nie chciał tego; wolał raczej poczekać. I ta świadomość zaskoczyła go. Jakakolwiek zależność od kogoś innego była czymś zupełnie nowym w jego życiu. Drobiazgowo przeanalizował wypełniające go, dziwnie obce, emocje. Jego styl życia mógł się zmienić. Pewnie by za nim tęsknił, ale ta myśl nie przeszkadzała mu. Zależność to jedno. A fakt, że obecność chłopca zmieniła coś w jego życiu, to drugie. Touma uzupełnił coś. Nie zatkał żadnej dziury, po prostu dopełnił czegoś.
I całkiem dobrze, bo naprawdę nie podobała mu się opcja wyrzucenia chłopaka za drzwi. Z resztą, tak jak wcześniej zakładał, Touma naprawdę okazał się użyteczny. Udowodnił to już tym uroczym sposobem radzenia sobie z Nagim.
Chłopcy byli pod tym względem szalenie dyskretni, i na razie Crawford mógł im na te wygłupy pozwolić. Weiss się ukrywał. Takatori był na granicy spełnienia wszystkich swych politycznych ambicji. Schwarz miał się dobrze, nawet całkiem dobrze, więc nie było powodu, by nie pozwalać Nagiemu na odrobinę swobody. Nawet Schuldich zrobił się ostatnio jakiś taki... łagodny. Crawford miał na ten temat własne przypuszczenia.
Przygotowując kolację, Crawford usłyszał trzaśnięcie drzwiami.
- Cześć, Brad, tęskniłeś? - zawołał Touma, zrzucając w pośpiechu buty.
- Spóźniłeś się. - odparł mężczyzna. - A to czy tęskniłem jest nieistotne.
- Hidoi! - Touma pojawił się w drzwiach kuchni, rozczochrany i zdyszany. - Jak możesz tak mówić! Ja za tobą tęskniłem caaaaaaaaaaały dzień!
- Więc dobrze, że to był twój ostatni, bo inaczej twoje oceny by to odczuły. - stwierdził sucho.
- Znowu podły. - zauważył Touma, opierając dłoń na biodrze. - Pomóc ci z kolacją?
- Nie - odparł Crawford - idź się przebrać.
Touma skinął głową i poszedł w stronę sypialni, zdejmując po drodze koszulę mundurku. Crawford odprowadził go spojrzeniem, jak zwykle zachwycony gracją i płynnością ruchów chłopca.
Wrócił kilka minut później, kiedy Crawford wyłączał gotujący się ryż. To był mieszany posiłek - hamburger i frytki dla Crawforda, kurczak i ryż dla Toumy. Crawford NIE JADAŁ japońskiego jedzenia, a Touma uważał burgery za śmiertelną truciznę.
- Możemy się teraz pieprzyć? - zapytał z całą prostotą Touma, obejmując mężczyznę w talii. Przycisnął do niego swoje drobne ciało.
Kuszące. Bardzo kuszące. Choć raz Crawford znalazł kochanka, który nie miał nic przeciwko jego libido. W rzeczy samej, Touma inicjował seks nie rzadziej niż on sam.
- Po kolacji. - odparł mężczyzna. - Powinniśmy zjeść, póki jedzenie jest gorące.
- Yare, yare. - westchnął Touma, znowu przechodząc na japoński. Od dłuższego czasu rozmawiali w domu tylko po angielsku, pomijając te paskudne, niewymawialne dla Toumy słowa. Kiedy tylko dowiedział się, że Brad zamierza wrócić do Ameryki, zaczął ćwiczyć angielski z podziwu godnym zapałem, starając się rozmawiać z Crawfordem tylko tym językiem.
Podczas posiłku Crawford zauważył, ze chłopak zamiast jeść, właściwie tylko bawi się jedzeniem.
- Dosyć. - oświadczył, odkładając burgera. - Co się stało?
Touma spojrzał w górę, automatycznym gestem odgarniając włosy.
- Nani?
Crawford przeszedł na japoński.
- Prawie nie jesz, Touma, o co chodzi?
Touma przez chwilę bawił się sałatką po czym znowu spojrzał na mężczyznę.
- Brad...czy ja... jestem taki jak ty?
Może powinni byli zostać przy angielskim.
- Co masz na myśli, Touma?
To mogło znaczyć cokolwiek.
- Ty widzisz przyszłość. Czy ja też... mam moc, jaką dysponuje Schwarz?
Crawford rozważył to dokładnie. Już dawno przyszło mu do głowy, że Touma jest szalenie utalentowanym, inteligentnym, bystrym i cennym, odpowiadającym na jego pragnienia zanim on sam je wypowie, ale całkowicie *normalnym* chłopcem. Z drugiej strony, jeśli już posiadał jakieś nadnaturalne zdolności, nie było sposobu, by określić, jakie.
- Moja moc nie działa w ten sposób. Nie widzę całej przyszłości, tylko jej wycinki. I nie panuję nad tym. - powiedział, poprawiając okulary.
- Ach. - Touma wbił wzrok w talerz.
- Myślisz, że masz jakieś zdolności? - zapytał Crawford. Było ważne, by wyłapać je wcześnie. Gdyby ktoś odpowiednio wcześnie zajął się darem Farfarello, ten pewnie nigdy by nie oszalał. A z drugiej strony...
- Nie wiem. - Touma wrócił do bawienia się sałatką, przesuwając ją po całym talerzu. - Właśnie dlatego pytam ciebie.
Crawford zawahał się. Powiedzenie chłopcu, że ma taką siłę, może ją tylko zahamować, zwyczajnie przez zbyt usilne próby wydobycia jej z głębi umysłu.
- To możliwe, Touma. Po prostu poczekaj i przekonaj się.
Oczy Toumy spojrzały na niego czujnie.
- Możliwe?
- Tak. - skinął głową. A potem uniósł w górę palec, w upominającym geście. - Tylko żeby ci to w głowie nie przewróciło.
Touma zachichotał.
- Za kogo mnie masz? Za Nagiego? - parsknął i zajął się kolacją, już z większym entuzjazmem.
- Skąd. - Crawford uśmiechnął się.
Kiedy skończyli kolację, Touma sprzątnął ze stołu - to była jego kolej, skoro Crawford przygotował kolację. Mężczyzna nie mógł się niestety skupić na swoim egzemplarzu New York Times'a, zbyt zajęty obserwowaniem z jaką gracją chłopak wykonuje nawet tak proste zadanie.
- W porządku. - powiedział Touma po angielsku. Odwrócił się od zlewu i położył obie dłonie na biodrach. - A teraz deser.
Crawford uśmiechnął się, odłożył gazetę i zdjął okulary.

Taki *deser* zajmował zwykle godzinę albo dłużej.



***


- Nuuuuuuda - stwierdził Touma kręcąc się po mieszkaniu. Po raz niewiadomo który klapnął na tyłku przed oknem. Na zewnątrz był jasny, słoneczny dzień. Idealna pora by iść do parku, na lody albo gdziekolwiek... A Crawford właśnie go tu uziemił, z jakiegoś powodu kategorycznie zabraniając mu wychodzić.
A, do jasnej cholery, wierzcie lub nie, ale to była *naprawdę* piękna niedziela.
Touma grzecznie siedział w mieszkaniu, bo skoro to była niedziela, Nagi też był w domu prawdopodobnie majstrując właśnie w holu kolejną pułapkę. Jakżeby było interesująco, gdyby to Schuldich przypadkiem na którąś trafił...
Więc nie mógł wyjść na zewnątrz, a dzięki Nagiemu nie mógł nawet opuścić mieszkania i był całkowicie-absolutnie-niewiarygodnie ZNUDZONY. Nic w telewizji, żadnej pracy domowej, lunch za nim, kolacja za parę godzin. Za dużo miał energii by ot tak pójść spać. I nie było w pobliżu potencjalnych partnerów do seksu... to znaczy, Schuldich prawdopodobnie byłby chętny... ale Touma aż tak zdesperowany nie był. Cholera, po samej takiej myśli powinien sobie wyszorować usta mydłem albo coś takiego.
Crawford nawet nie miał u siebie komputera, ponieważ w każdej chwili mógł pójść do sali na końcu korytarza. Więc chłopak nie mógł też poserfować po necie w poszukiwaniu niegrzecznych historyjek. Cholera.
Może powinien coś *upiec*? Czy to nie to właśnie robią bohaterki shoujo kiedy mają za dużo wolnego czasu?
Touma skrzywił się. Może gdyby nie był dokładną odwrotnością przeciętnej bohaterki shoujo... Nadawał się raczej na sprzątnięcie ukochanego tej bohaterki prosto sprzed jej nosa.
I strzelania też nie mógł poćwiczyć... Crawford nie byłby zachwycony gdyby znalazł dziury w ścianach, a poza tym Touma i tak zużył większość kul strzelając do fotografii Nagiego. Zapas kul z farbą też był na wykończeniu.
Touma zachichotał na myśl o tamtym zajściu... Tego samego dnia mijał się z Nagim w holu i był przekonany, że tylko obecność Crawforda uchroniła go od bezpośredniego ataku. Nagi wszak wystarczająco dobrze sobie zdawał sprawę z tego, kto mógłby go *zastrzelić* naprawdę.
Cóż. Może to jednak nie była najodpowiedniejsza rzecz do zrobienia, zważywszy na to, jak chłopak obecnie był wściekły. Ale za to ile dała satysfakcji...
Dziś była niedziela, a Crawford dalej mu nie powiedział, gdzie od jutra chodzi do szkoły. Jeśli w ogóle wracał do szkoły. Choć to drugie raczej nie miałoby w jego sytuacji sensu. Miał tylko nadzieję, że Crawford nie pośle go do jednej szkoły razem z Nagim. Tutaj mogli sobie hulać do woli, ale w szkołach istniało takie coś jak dyrekcja i komisja dyscyplinarna...

Telefon zadzwonił. Nie ten stacjonarny - tego Touma nie odważyłby się ruszyć. Telefon komórkowy który Crawford dał mu w ich pierwszym wspólnym tygodniu. Touma skoczył w jego kierunku.
- Tak? - z jakiegoś powodu brakowało mu oddechu.
- Włącz telewizor. - Usłyszał głos Crawforda. - Kanał 15.
Zaskoczony Touma przeszedł przez salon z słuchawką przy uchu i spełnił polecenie. Na ekranie zamigotała twarz jego ciotki, wchodzącej właśnie na obstawione mikrofonami podium. Jakaś konferencja prasowa. Na Toumę momentalnie spłynęło niewyobrażalne napięcie.
- Gdzie jesteś? - wyszeptał.
- Blisko.- odparł. - Obserwuj.
Połączenie urwało się.
Zaklęty nieruchomo, Touma wpatrywał się w postać na ekranie. Mówiła coś, ale nie docierało do niego, co. Błyski aparatów fotograficznych rozświetlały jej twarz. Była na szczycie.

Nie było żadnego dźwięku. Cienka, czerwona dziurka pojawiła się na jej gardle. Wyprysnęła rzeka czerwieni. Kolejna dziurka pojawiła się na sercu. Jej ciało drgnęło i upadło na spóźnionych ochroniarzy. Mikrofony pisnęły.

Była martwa.


...














Komentarze
mordeczka dnia padziernika 21 2011 18:43:49
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Nachebet (Brak e-maila) 10:16 19-08-2004
Chyba najbardziej sensowny fanfik jaki czytałam. Podziwiam za wytrwałość w tłumaczeniu i czekam na cd. [bo to jeszcze nie koniec, prawda? XD]
janinka (Brak e-maila) 20:28 10-04-2005
Ja chcę dowiedzieć się, co Crawford i Touma robili na wielkim łóżku w jedwabnej pościeli, zaraz po powrocie Brada z pracy,(bo jakoś w ogóle nie mogę się domyśleć;P , jak również czegoś bliższego na temat łóżkowych koligacji Omiego, Nagiego, Schu, Crawforda, Toumy i Yohjego (w niemal wszystkich możliwych kombinacjach -__-\". ) więc udzielam tłumaczce wsparcia moralnego smiley
Ann (Brak e-maila) 23:18 28-08-2006
Ueh...Dlaczego to się tak zatrzymało? smiley Czytałam te cztery części już ze 3 razy i w akcie desperacji jestem nawet gotowa udzielić pomocy przy tłumaczeniu, jeżeli to przyspieszy pojawienie się ciągu dalszego ^.^
(Brak e-maila) 11:28 24-02-2008
Tekst językowo doskonały. Jakby nóż wchodził w masło smiley I fabularnie przykuwający uwagę. Czy istnieje jeszcze cień szansy, że tłumaczka pociągnie to dalej? Stała się wielka krzywda (czytelnikom), jeśli tak zamierzała go porzucić.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum