The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 25 2024 16:01:21   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Inny świat 12
Tymczasem Akirin…
Król leżał na ziemi, z lewej strony jego piersi wystawała strzała, a ubranie, powoli lecz nieubłaganie, barwiło się na czerwono. Żołnierze rzucili się w stronę z której wyleciała strzała. Kirim z przerażeniem na twarzy pochylił się nad królem. Jego oczy były pełne łez.
- Wasza Wysokość! – Krzyknął rozpaczliwie i wziął króla w ramiona. – Wasza Wysokość!
Król z trudem otworzył oczy.
- Kirim… - szepnął z trudem.
- Tak, Wasza Wysokość?
- Musisz pomścić naszego syna.
- Naszego? – Zdumiał się.
- Nigdy ci tego nie mówiłem, ale Solan jest twoim dzieckiem – zakaszlał wypluwając krew i zamknął oczy.
- Wasza Wysokość! – Doradca przestraszył się.
- Wszystko w porządku – szepnął król otwierając oczy. – Robiłem w życiu wiele rzeczy z których nie byłem dumny, ale Solan… - umilkł próbując złapać oddech. – Solan był najpiękniejszą rzeczą jaka mnie spotkała. Dlatego też musisz go pomścić, rozumiesz?
- Tak zrobię, Wasza Wysokość.
- Kurus wszystko wie, on ci pomoże.
- Kurus? – zdziwił się doradca. – Kto to jest?
- Kurus to… - nie zdążył skończyć zdania gdy nagle jego ciało wygięło się w łuk, a z ust popłynęła krew. W następnej chwili leżał bezwładnie na rękach Kirima. Nic nie widział, nie słyszał ani nie czuł. Wszystkie zmysły odmówiły mu posłuszeństwa. Kiedy w końcu wszystko wróciło do normy okazało się iż coś jest nie tak. Po pierwsze, nie czuł tego rozdzierającego bólu. Otworzył oczy i przeraził się. Wokół niego nie było nic. Żadnej ściany, żadnej podłogi, ani nawet nieba czy ziemi. Tylko czerń, nie dająca przeniknąć się wzrokiem czerń. Jakby był zawieszony w jakiejś próżni. To go z lekka zdenerwowało. Gdzie ja jestem, pomyślał.
- W moim świecie – usłyszał nagle czyjś głęboki głos. Rozejrzał się w koło, ale oprócz wszechobecnej czerni nie zobaczył nikogo.
- Kim jesteś?! Pokaż się! – krzyknął.
- Jak sobie życzysz – powiedział drwiąco głos tuż za plecami Akirina. Ten odwrócił się błyskawicznie i zobaczył postać ubraną w długą czarną szatę z kapturem zakrywającym twarz.
- Kim jesteś?
- Różnie na mnie mówią. Tanatos, Muerte, Hades, Azrael, Mictlantecuhtli, Shinigami, Balor, Smert, Mot. Mam tyle imion, że sam ich nie mogę spamiętać. Wybierz, które z nich chcesz.
- Śmierć… - szepnął.
- Zgadza się. To ja decyduję o tym kto ma żyć, a kto umrzeć.
- Znaczy, że ja umarłem?
- Niedokładnie.
- Więc co?
- Powiedzmy, że zaprosiłem cię do siebie na małą pogawędkę.
- Dlaczego?
- Zainteresowałeś mnie – Śmierć wyciągnął rękę i chciał pogłaskać Akirina po policzku, lecz ten widząc gołe kości odruchowo cofnął się.
- Przeraża cię to? – w głosie Śmierci słychać było lekkie rozbawienie. – Więc co powiesz na to? – Pstryknął palcami i nagle zamiast gołych kości z rękawa wystawała ludzka ręka.
- Skoro tak potrafisz, to pokaż także twarz. Lubię wiedzieć z kim rozmawiam – mruknął Akirin.
- Jak sobie życzysz – odparł Śmierć i ściągnął kaptur z twarzy. Akirin rozszerzył oczy ze zdumienia.
- Jesteś złośliwy – stwierdził.
- Dlaczego? – Zdziwił się rozmówca.
- Pokazywać mi moją własną twarz, to wyjątkowo złośliwe z twojej strony.
- W żadnym wypadku. To ludzie nadają mi imiona i to ludzie nadają mi twarz. Najlepiej czują się jak widzą kogoś znajomego. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie, skoro i tak zaraz mają umrzeć – mruknął bardziej do siebie niż do rozmówcy.
- Rozumiem. Strasznie tu pusto – rozejrzał się w koło.
- Ach, to tylko taki bajer – Śmierć machnął lekceważąco ręką.
- Bajer? – Zdziwił się Akirin.
- Żeby trochę przestraszyć tych, którzy do mnie przybywają. Ale widzę, że ciebie nie da się przestraszyć – westchnął i pstryknął palcami.
Sceneria zmieniła się momentalnie.
- Od razu lepiej – mruknął Akirin. - Trochę kiepsko się czułem nie mając nic pod nogami. Chociaż muszę przyznać, że to też nie wygląda zbyt zachęcająco. Żadnej roślinności, żadnych zwierząt. Krajobraz zupełnie jak po jakiejś wojnie. I jeszcze to niebo – zadarł głowę do góry. – Czerwone niczym może krwi.
- No i co z tego? – Burknął Śmierć. – Mnie się podoba.
- No dobra. Chciałeś ze mną pogadać, wiec jestem. I co teraz?
- Szczerze mówiąc sam nie wiem – odparł rozmówca drapiąc się po głowie.
- No bez jaj. Nie wiesz?? – Zdumiał się Akirin.
- No dobra, wiem. Chciałem się tylko trochę z tobą podrażnić, ale widzę, że nawet tego nie mogę.
- Podrażnić?? - Zdumiał się Akirin. – Kto ty jesteś? Małe dziecko??
- A czego ty chcesz? – Śmierć wzruszył ramionami. – Siedzę tu wiecznie sam jak palec, to i nudzi mi się.
- Ręce opadają – mruknął zrezygnowany król. – Jak dziecko. Dlaczego wybrałeś akurat mnie?
- Bo jesteś inny.
- To znaczy?
Śmierć pstryknął palcami i sceneria znowu się zmieniła, chociaż nie tak bardzo. Nowym elementem była płynąca obok nich rzeka, na której unosiły się palące świece różnej długości.
- To jest rzeka życia. Te świece to są ludzkie żywota. Im krótsza świeca tym mniej człowiekowi życia zostało – powiedział śmierć i wziął jedną z nich. Różniła się od pozostałych kolorem i wielkością. Tak jak pozostałe świece były białe, tak ta była niebieska i dwa razy dłuższa od najdłuższej świecy. – To jest twoja świeca. Widzisz różnice? Dlatego mnie zainteresowałeś. Pochodzisz z innego świata, więc i twoja świeca jest inna.
- Już nie należę do tamtego świata. Teraz ten świat jest moim światem – odparł Akirin.
- To nie zmienia faktu, że twoja świeca jest inna.
- Rozumiem. Masz tutaj świece wszystkich ludzi?
- Wszystkich ludzi z tego świata. A co?
- Nie, nic – bąknął Akirin. – Tak tylko pytam, z ciekawości.
Śmierć zaśmiał się.
- Pewnie interesują cię świece twoich przyjaciół?
- Jeżeli nawet, to co z tego? – mruknął król zawstydzony, że rozmówca tak łatwo go przejrzał.
Śmierć wziął do ręki kilka świec. Wszystkie były dość długie.
- Ta należy do człowieka zwanego Konas Konary – wskazał pierwszą. – Ta do Warneka Sugamila, ta do Ganara Waroli, ta do Sanusa Amarni, ta do Maresa Janis, a ta do Kurusa Warenow – wskazywał po kolei każdą ze świec i puszczał je z powrotem na wodę. Do każdej z nich, jak tylko dotknęła tafli, podpływała inna świeca i przyklejała się.
- Co to? – Zdziwił się Akirin.
- To przeznaczenie.
- Przeznaczenie?
- Każdy na tym świecie ma kogoś, kto jest mu przeznaczony. Świeca przeznaczonego zawsze będzie przy twojej świecy, nawet jeżeli ty wybierzesz kogoś innego. Nawet ty masz kogoś, kto jest ci przeznaczony. Widzisz? – Śmierć wskazał na błękitną świecę, do której przyklejona była zwykła świeca o połowę krótsza.
- Kto to jest?
- Niestety nie mogę ci powiedzieć.
- Dlaczego? – W głosie Akirina można było wyczuć lekką pretensję.
- Bo jeszcze nie umarłeś. Wyjawiając ci imię i nazwisko przeznaczonej ci osoby zmieniłbym twoje przeznaczenie, a tego nie mogę zrobić nawet ja.
- Szkoda – westchnął król i kucnął wpatrując się w płomienie świec. – Nie pokazałeś mi wszystkich świec.
- To znaczy?
- Która z nich to świeca hrabiego Sonusa? Albo hrabiego De la Feyne?
- Na pewno chcesz to wiedzieć? – Spytał cicho Śmierć. Akirin zdziwił się słysząc w jego głosie smutek.
- Oczywiście.
Śmierć tylko westchnął i wyciągnął z rzeki dwa sklejone razem dopalające się ogarki.
- To są świece hrabiego de la Feyne i hrabiego Harumov.
- Dlaczego? – Spytał cicho Akirin, a serce ścisnął mu ogromny żal.
- Taka jest kolej rzeczy.
- Nie kłam! Sam powiedziałeś, że to ty decydujesz kto ma żyć, a kto ma umrzeć. Dlaczego więc nie przedłużysz im życia?!
- Żeby im przedłużyć życie musiałbym zabrać czyjeś inne. Na świecie musi być równowaga. Jeżeli chcesz, żeby oni żyli, wskaż mi świece, które mam zgasić. Jesteś w stanie to zrobić? – Puścił ogarki z powrotem na wodę.
- Oczywiście! – krzyknął Akirin i wskoczył do rzeki. Na szczęście fale jakie się utworzyły nie zagasiły żadnej ze świec. Akirin złapał błękitną świecę i przełamawszy ją na pół odpalił jeden kawałek od drugiego. Potem wziął ogarek należący do hrabiego De la Feyne i złączył z jednym z kawałków swojej świecy zagaszając płomień. Widział jak świece szybko połączyły się w jedną całość i zmieniły kolor na biały. Tak samo postąpił ze świecą hrabiego Harumov. Puścił świece na wodę i wyszedł z rzeki.
- I gotowe – mruknął parząc wyzywająco Śmierci prosto w twarz.
- Dlaczego to zrobiłeś? – Spytał Śmierć po pewnej chwili zdumiony.
- Nie mogłem tak po prostu odebrać czyjegoś życia. Poza tym, moje życie nie ma już sensu.
- Dlaczego tak uważasz?
- Solan był całym moim światem. Kiedy go zabito moje życie straciło sens.
- Dlaczego uważasz, że tylko to dziecko nadawało sens twojemu życiu? Pomyślałeś o tych, którzy cię kochają?
- Niby o kim? – wzruszył ramionami. - Nikt mnie nie kocha.
- A on? – Śmierć machnął ręką i przed oczami Akirina ukazał się twarz Kirima.
- On? On jest tylko idealnym doradcą królewskim. Sam mi powiedział, że mnie nie lubi.
- Jesteś pewien? – Śmierć znowu machnął ręką i obraz przed oczami Akirina znowu się zmienił. Tym razem była to nieznana królowi komnata, w której na łóżku leżał Kirim i doprowadzał się do rozkoszy wymawiając królewskie imię. Śmierć znowu machnął ręką. Tym razem Akirin zobaczył swoją komnatę i siebie samego leżącego w łóżku. Uśmiechnął się z czułością widząc swój wielki brzuch. Nagle do komnaty wszedł Kirim i odkrywszy króla począł delikatnie głaskać jego brzuch szepcąc do niego i całując go. Na koniec położył się i objął śpiącego króla.
- Pamiętam to – Akirin nie przestawał się uśmiechać.
- A to? – Kolejny ruch ręki i obraz znowu się zmienił.
Tym razem zobaczył jak Kirim przytula go mocno i szepce uspokajające słowa, podczas gdy Mares pomaga przyjść dziecku na świat. Kiedy już skoczył obraz szybko zmienił się. Akirin leżał nieprzytomny, a obok łóżka klęczał płaczący Kirim i trzymając go za rękę szeptał:
- Akirin, proszę, wróć do mnie.
- Ciekawe jak mam to pamiętać – burknął, nie wiadomo dlaczego, zawstydzony Akirin. – Przecież byłem wtedy nieprzytomny.
- Faktycznie. To może jeszcze zainteresuje cię to – kolejne machniecie ręką i zmiana obrazu. Tym razem Akirin leżał nieprzytomny z obandażowaną głową i klatką piersiową.
- Kiedy to było? Bo nie bardzo kojarzę… - mruknął.
- Wtedy, kiedy koń zrzucił cię do przepaści. Oj, jak miałem wtedy ochotę cię zabrać – westchnął Śmierć z rozmarzeniem, ale Akirin nie słyszał tego wpatrzony w przesuwające się przed jego oczami obrazy. Wpatrywał się i wpatrywał, a po jego twarzy płynęły łzy. Widział jak Kirim cały czas siedzi przy jego łóżku i jak go pielęgnuje. I widział ból i troskę w jego oczach. I nie mógł przestać płakać.
Nagle obraz zmienił się. Tym razem zobaczył Kirima, jak obejmuje bezwładne królewskie ciało ze strzałą wystającą z piersi i wyje z rozpaczy.
- Dlaczego mi to pokazujesz? – Spytał nie przestając płakać, a żal coraz bardziej ściskał jego serce.
- Żebyś uwierzył, że twoje życie ma sens, że jest ktoś, kogo obchodzisz.
- Jak mogę żyć bez Solana? – Szepnął ocierając łzy.
- A ty znowu swoje – westchnął Śmierć. – A jeżeli ci powiem, że twój syn żyje?
- Kłamiesz! Hrabia De la Feyne powiedział, że nie żyje!
- A nie pomyślałeś, że mogłeś go źle zrozumieć? Był na granicy życia i śmierci, mógł nie wiedzieć co mówi.
- Nie wierzę – szepnął Akirin. – Mówisz tak, żeby mnie bardziej torturować!
Śmierć westchnął i wyciągnął rękę w stronę rzeki.
- Spójrz.
Dopiero teraz Akirin zobaczył świecę w kolorze niebieskim, lecz takiej samej długości jak przyklejona do niej biała świeca.
- Widzisz? Jest niebieska, bo dziecko pochodzi z twojego ciała. Ale jest krótsza, bo jego ojciec pochodzi z tego świata.
- To naprawdę świeca Solana?
- Oczywiście.
- Żyje – Akirin zapłakał bezgłośnie.
- Czy w dalszym ciągu uważasz, że twoje życie nie ma sensu?
- Już za późno – szepnął król ocierając łzy. Podszedłszy do Śmierci spojrzał mu prosto w oczy i powtórzył: - Już za późno.
- Ech, wy ludzie – westchnął Śmierć i wyciągnął z przepastnego rękawa białą długą świecę. – Przecież powiedziałem, że to JA decyduję o tym, kto ma żyć a kto umrzeć - i wbił rękę w pierś Akirina. Zanim ten zdążył zareagować wyciągnął ją i oczom chłopaka ukazał się niebieski płomień, który Śmierć szybko przeniósł na knot świecy. W tym momencie świeca wydłużyła się i zmieniła kolor na niebieski. Śmierć postawił świecę na wodzie. Tam momentalnie przykleiła się do niej inna świeca.
- Dlaczego? – Spytał cicho Akirin.
- Taki mam kaprys - mruknął Śmierć.
- Czy to znaczy, że odbierzesz życie hrabiemu Harumov i hrabiemu De la Feyne?
- Niestety nie mogę – westchnął Pan śmierci.
- Nie możesz? – Zdziwił się król.
- Nie. Nawet ja mam ograniczenia. To prawda, że zrobiłeś coś, czego zwykły śmiertelnik nie powinien był robić, ale oddałeś swe życie by przydłużyć życie innych. To się nazywa poświęcenie. Jeżeli ktoś się poświęci dla innego nie żądając nic w zamian, wtedy jedyne, co mogę zrobić, to czekać aż świeca sama się wypali.
- Więc oni obydwaj będą żyli długo i szczęśliwie? – upewniał się AKirin.
- Co do długości to tak, ale jeżeli chodzi o szczęśliwość, to nie mogę nic obiecać. To już nie moja działka.
Akirin odruchowo uśmiechnął się.
- Więc co teraz? – Spytał. – Przywróciłeś mnie do życia. Co chcesz ze mną zrobić?
- Chciałbym cię zatrzymać trochę dłużej, ale niestety muszę cię wypuścić – westchnął Śmierć.
- Musisz? – Zdziwił się król.
- Poświęcenie – mruknął. – Po tym jak poświęciłeś się nie mogę cię już dłużej trzymać. Ale za to mogę ci trochę utrudnić – oczy zaświeciły mu się.
- To znaczy? – Akirin zaniepokoił się.
- Sam musisz znaleźć wyjście. Czasu masz ile dusza zapragnie – dodał i zniknął.
- Hej, a może jakaś podpowiedź? Wszędzie, gdzie nie spojrzę, widać tylko horyzont, trochę niewielkich gór i nic więcej. Skąd mam wiedzieć w którą stronę iść?
- No dobra – usłyszał głos Śmierci rozbrzmiewający wszędzie wokół niego. – Koniec jest tam gdzie początek.
- „Koniec jest tam gdzie początek”? Co to znaczy? – Nie otrzymawszy odpowiedzi powiedział: - Hej, nie rozumiem cię. Mógłbyś trochę jaśniej?
Niestety Śmierć nie odezwał się już więcej. Akirin westchnął i usiadł na ziemi.
- Koniec jest tam gdzie początek. Co on miał przez to na myśli? – Zastanawiał się na głos odruchowo przelewając wodę między palcami. Siedział tak i myślał nad tym co usłyszał, ale im więcej myślał, tym mniej wiedział. – Gdzie jest początek? Właściwie o jaki początek mu chodzi? Tyle rzeczy ma swój początek i koniec, skąd ja mogę wiedzieć o czym on mówi. Chociaż jeżeli dobrze pomyśleć, to ona za wiele rzeczy nie ma. On właściwie NIC nie ma. Więc o jaki początek i koniec mu chodzi? Jedyne co ma to te świece. One mają początek i koniec, ale czy to właśnie o to mu chodziło? Chyba raczej nie. Gdyby to było to, to już by mnie tu nie było. A skoro jestem to znaczy, że to chodzi o coś innego. Tylko o co? Nic innego tutaj nie ma, tylko te świece i rzeka. Chwileczkę – zmarszczył brwi – jak on powiedział? „To jest rzeka życia”. Życie ma swój początek i koniec. Może o to mu chodziło? Przecież życie jest tym co on daje i odbiera. Jeżeli to o to chodziło to muszę tylko znaleźć początek rzeki i powinienem wrócić do domu! – Akirin poderwał się podniecony. – Tak! To na pewno to! – Wykrzyknął i rzucił się biegiem wzdłuż rzeki, a serce zaczęło mu bić jak szalone. Biegł jak szalony, jednak końca rzeki nie było widać. W pewnym momencie przystanął próbując złapać oddech.
- Dlaczego nie widać końca tej cholernej rzeki? – Wysapał. – Czyżby oszukiwał?
- Ja nie oszukuję – usłyszał nagle pełen pretensji głos. Rozejrzał się w koło, lecz nigdzie nie zobaczył jego właściciela.
- Więc dlaczego nie mogę znaleźć początku tej cholernej rzeki?!
- Może dlatego, że tak naprawdę nie chcesz żyć – tym razem usłyszał głos za swoimi plecami. Odwrócił się i zobaczył Śmierć.
- Dlaczego tak mówisz po tym jak mi pokazałeś Kirima i Solana? Dlaczego twierdzisz, że, po tym, co zobaczyłem, nie chcę żyć?!
- Ty mi powiedz – Śmierć wzruszył ramionami.
- Co?
- Chcesz żyć?
- Chcę.
- Nie słyszę cię.
- Chcę żyć – powtórzył głośniej Akirin.
- Nie słyszę cię.
- Chcę żyć! Chcę żyć! Chcę żyć! – Akirin krzyczał. Im dłużej krzyczał tym mocniejszy ból ściskał mu piersi. Krzyczał tak aż do utraty głosu. A kiedy nie mógł już krzyczeć, ukląkł i schowawszy twarz w dłoniach wyszeptał z rozpaczą w głosie: - Chcę żyć. Dla Solana, dla Kirima i dla pozostałych. Chcę żyć.
- Teraz cię słyszę – powiedział Śmierć. – Żyj więc.
Akirin zdumiony podniósł głowę, ale Śmierci już nie było. Ledwo przebrzmiały jego słowa, gdy nagle Akirin usłyszał płacz dziecka i czyjś głos wymawiający jego imię. Wsłuchał się w niego uważnie i poznał Kirima. Było w nim tyle czułości, ciepła i bólu, że jego serce zaczęło mocniej bić. Wstał i zbierając resztki sił zaczął biec. Im dłużej biegł, tym głos Kirima stawał się wyraźniejszy a płacz dziecka głośniejszy. Świadomość tego, że już jest coraz bliżej, dodawała mu sił. W pewnym momencie rzeka nagle skończyła się. W końcu dobiegł do jej początku. Przystanął i zaczął łapczywie oddychać.
- Hej! Znalazłem początek, ale dalej tu jestem! Dlaczego?! – Krzyknął w powietrze, ale nie otrzymał odpowiedzi.
Usiadł na ziemi i zaczął wpatrywać się w rzekę. Nie wiedział co robić, a Śmierć niestety nie chciał mu ułatwiać. W pewnym momencie zobaczył jak z wody wynurza się płonąca świeca i powoli zaczyna płynąć. Patrzył się na tą świecę jakiś czas, zanim zrozumiał, że w całym swoim wcześniejszym rozumowaniu nie wziął pod uwagę jednej rzeczy. Jak właściwe te świece się tu pojawiają? Pochylił się nad rzeką wpatrując w nią intensywnie. Po chwili zobaczył jak na powierzchnię wynurza się zapalona świeca, a za nią kolejna i kolejna. Wtedy zrozumiał, że początek jest pod wodą. Wszedł do rzeki, nabrał powietrza i zanurkował. Wydawało mu się, że rzeka jest dość płytka. Przecież jak wyciągał swoją świecę, to woda sięgała mu zaledwie do pasa. Jednak tym razem schodził coraz głębiej i głębiej i wciąż nie widział dna. Już zaczynało mu brakować powietrza. Mimo to jednak nurkował dalej. Wypuścił już całe powietrze z płuc, a przed oczami zaczęły mu się pojawiać czarne plamy. Jednak nie rezygnował. Wiedział, że to jest jedyny sposób, żeby się stąd wydostać. Mimo iż coraz bardziej tracił świadomość, to jednak schodził coraz niżej. W pewnym momencie nie widział już nic. Nie widział i nie czuł. Kiedy się ocknął, pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to był wzorzysty materiał. Serce podeszło mu do gardła. On znał ten materiał. To był baldachim wiszący nad jego łóżkiem. A więc udało mu się! Ze szczęścia aż się rozpłakał.
- Ano udało ci się – usłyszał nagle głos od strony ogrodu. Przekręcił głowę i zobaczył Śmierć. – Miałem nadzieję, że jednak nie znajdziesz wyjścia – westchnął. – Ale mówi się „ trudno”. Poczekam, aż przyjdzie twój czas. A do tego momentu ciesz się życiem - mruknął i zniknął.
- A żebyś wiedział, że będę – mruknął Akirin i rozejrzał się po pokoju. Po drugiej stronie łóżka zobaczył śpiącego w fotelu Kirima. Na jego widok zrobiło mu się ciepło na sercu. Popatrzył uważnie na doradcę. Jego wymizerowana twarz, z cieniami pod oczami i śladami łez na policzkach sprawiała, że miał ochotę objąć go i przytulić.
- Kirim – powiedział cicho z czułością w głosie.
Słysząc to doradca poderwał się i uklęknął przy łóżku.
- Wasza Wysokość? – Nie mógł uwierzyć w to co widzi, jednak otwarte oczy króla i uśmiech na twarzy mówiły mu iż to nie jest sen. – Wasza Wysokość! – Przycisnął rękę króla do policzka i rozpłakał się. – Ja wiedziałem, że Wasz Wysokość w końcu się obudzi. Inni mówili: daj sobie spokój, ale ja wiedziałem. Wiedziałem i czekałem – nie mógł dłużej mówić. Uniemożliwiały mu to cieknąc na potęgę z jego oczu łzy, więc tylko trzymał rękę króla przy swoim policzku.
- Kirim… - powiedział Akirin i uśmiechając się czule pogłaskał doradcę po policzku - Nie płacz już. Jestem przy tobie.
- Wasza Wysokość… - szepnął Kirim z oczami wciąż pełnymi łez i pocałował wnętrze królewskiej dłoni.
- O ile dobrze wiem, to jeszcze niedawno mówiłeś do mnie całkiem inaczej - spojrzał uważnie na doradcę, który momentalnie zbladł.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość. Ja nie chciałem – odparł drżącym głosem pochylając nisko głowę. – Ja nie wiem jak to się stało. Ja… - nie dokończył zdania. Akirin nie chcąc słuchać wyjaśnień złapał doradcą z brodę, podniósł jego twarz i położył palec na ustach.
- Nie tłumacz się. Rozumiesz? Nigdy więcej już się nie tłumacz – usiadł na łóżku spuszczając nogi poza jego krawędź. – Od dzisiaj chcę tylko słyszeć jak wymawiasz moje imię.
- Wasza… – zaczął zdumiony Kirim, lecz król przerwał mu kładąc palec na ustach.
- Co ci powiedziałem? Jak masz się do mnie zwracać?
- Akirin? – Szepnął niepewnie doradca.
- Powtórz to.
- Akirin – powiedział doradca, tym razem bardziej ciepło i czule.
Słysząc ton jego głosu i widząc oczy pełne miłości król pochylił się, wziął w ręce twarz Kirima i pocałował go.
- Dalej mnie nie lubisz? – Spytał, kiedy w końcu oderwał się dla zaczerpnięcia tchu.
- Wasza Wysokość, ja… - doradca zaczerwienił się.
- Dalej mnie nie lubisz? – Powtórzył pytanie.
- Nie – szepnął Kirim spuszczając głowę. – Ja… kocham Waszą Wysokość – dodał tak cicho, że Akirn musiał się domyślać co on mówi.
- Nie słyszę cię – powiedział twardo król podnosząc twarz doradcy tak, że patrzył mu prosto w oczy.
- Kocham… - powtórzył cicho.
- Kogo? – Akirin nie ustępował.
- Waszą Wysokość – odparł, lecz Akirin położył mu palec na ustach i powiedział:
- Co ci mówiłem? Powtórz to jeszcze raz. Tym razem właściwie.
- Kocham… cię, Akirin – szepnął Kirim czując jak serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Nie był pewny czy to ze strachu, czy też może ze szczęścia.
- Ja też cię kocham – szepnął król i pocałował doradcę.
- Jak to możliwe? – Szepnął Kirim wpatrując się z czułością w twarz ukochanego.
- Wiesz, kiedy leżałem bez życia zrozumiałem kilka spraw. Dotychczas nie byłem pewien wielu rzeczy, ale zrozumiałem jak bardzo ślepy byłem. Pamiętasz, jak mówiłem ci, że muszę jeszcze coś zrobić i wtedy będę naprawdę szczęśliwy? Ty wtedy zapytałeś, czy możesz coś zrobić, żeby mi w tym pomóc.
- Pamiętam.
- Więc teraz chcę ci powiedzieć, że jest coś co możesz zrobić. Coś, co tylko ty możesz zrobić.
- Co takiego?
- Bądź przy mnie.
- Przecież jestem – odparł zdziwiony Kirim.
- Nie. Bądź przy mnie nie jako doradca, ale jako mój ukochany. Tylko wtedy moje szczęście będzie pełne. Chyba, że nie chcesz?
- Chcę! – Odparł żarliwie. – Całym swoim sercem!
- Więc bądź przy mnie i kochaj mnie – powiedział i pocałował Kirima.
Doradca, szczęśliwy jak nigdy dotąd, odwzajemnił pocałunek.
- Gdzie jest Solan? – Spytał król po pewnym czasie, kiedy już obydwaj nieco ochłonęli.
- Dzisiaj Konas się nim opiekuje – odparł odruchowo Kirim, a kiedy do niego dotarło o co właśnie król go zapytał, dodał: - ale skąd…
- …wiem, że on żyje? To długa historia, może ci kiedyś opowiem.
- Mam go przynieść?
- Nie trzeba. Jeszcze zdążę się nim nacieszyć. Teraz chciałbym się trochę przespać.
- W takim razie nie będę przeszkadzał – powiedział doradca i wstał chcąc odejść, ale król złapał go za rękę.
- Nie odchodź. Chcę, żebyś położył się ze mną.
- Wasza Wysokość? – Zdumiał się.
- Chciałbym żebyś położył się razem ze mną, żebym mógł czuć przy sobie twoje ciepło, żebym mógł objąć cię swoimi ramionami, żebym mógł objąć cię i już nigdy nie wypuścić.
Słysząc to Kirim zaczerwienił się.
- Ja też tego pragnę – szepnął.
- W takim razie chodź – Akirin uśmiechnął się ciepło.
Kirim nie miał już siły opierać się. Wszedł pod kołdrę i przytulił się do Akirina. Czuł bicie jego serca i zrobiło mu się cudownie ciepło, a jego własne serce biło jak oszalałe. Jednak tym razem wiedział iż to ze szczęścia. Ze szczęścia, bo właśnie spełniło się jego marzenie. Leżał tak jeszcze przez chwilę, aż poczuł, że jego ukochany w końcu zasnął. Ostrożnie wyswobodził się z jego objęć i wyszedł po cichu z komnaty. Był tak szczęśliwy, że musiał się tym podzielić ze wszystkimi. Nie był pewny, gdzie ich znajdzie. Przez ostatnie kilka dni w ogóle nie brał udziału ani w życiu towarzyskim ani debatach dotyczących przyszłości kraju. Przez cały ten czas czuwał przy łóżku króla wierząc, że w końcu nadejdzie ten dzień, kiedy w końcu się obudzi. A wtedy Kirim będzie przy nim. Pobiegł do sali obrad. Miał nadzieję, że przynajmniej doradcy tam będą. I nie pomylił się, byli wszyscy trzej, pochyleni nad jakimiś papierami.
- O, Kirim – mruknął Mares – Czyżbyś w końcu zdecydował dołączyć się do nas?
Doradca tylko przecząco pokręcił głową i wysapał:
- Król…
- Co z nim? – Zapytał z niepokojem Warnek.
- Obudził się – odparł Kirim, a uśmiech rozjaśnił jego twarz.
- Niemożliwe – zdumiał się Ganar, - Tak po prostu?
- Tak po prostu – odparł Kirim. – Jeżeli nie wierzysz to idź i sam się przekonaj.
I Ganar poszedł, a z nim pozostali doradcy. Kiedy weszli do królewskiej komnaty zobaczyli puste łóżko i otwarte drzwi do ogrodu. Przeszli przez nie. Szli przez chwilę aż w końcu doszli do niewielkiej altanki porośniętej pnączami. Zobaczyli w niej króla i jednego z ogrodników.
- Wasza Wysokość! – Mares podbiegł i klęknął na jedno kolano schyliwszy głowę. Pozostali doradcy poszli za jego przykładem.
- O, Mares – król najwyraźniej ucieszył się widząc głównego doradcę.
- Ogromnie się cieszę widząc Waszą Wysokość w zdrowiu.
- Ja też się cieszę, że cię widzę – odparł król – i was wszystkich – dodał zwracając się do pozostałych doradców, a potem odwrócił się w stronę ogrodnika i powiedział: - Arakan, przynieś mi jeszcze wody.
Ogrodnik skłonił się i odszedł bez słowa.
- Wstańcie – powiedział król do swoich doradców, a kiedy tamci posłusznie wykonali polecenie, zapytał:
- Co się dzieje z hrabią de la Feyne i hrabią Harumov?
- Hrabia De la Feyne odzyskuje siły w jednej z pałacowych komnat, a hrabia Harumov czuwa przy nim – odparł Ganar.
- Znaczy, że obaj cieszą się zdrowiem?
- Doskonałym, Wasza Wysokość – odparł Warnek.
- Czyli wszystko jest w porządku – szepnął Akirin zamykając oczy. – To dobrze.
W tym momencie wrócił ogrodnik z kielichem napełnionym wodą z fontanny.
- Wasza Wysokość… - odezwał się niepewnie.
- Ach, już jesteś – król otworzył oczy i wziąwszy kielich powiedział: - możesz już odejść.
Ogrodnik ukłonił się i odszedł bez słowa.
- To teraz opowiadajcie mi co tu się działo, kiedy byłem nieprzytomny – powiedział Akirin popijając wodę.
- Nie działo się nic szczególnego – odparł niepewnie Warnek.
- Nie kłam – mruknął król. – Po twoim głosie poznaję, że coś się wydarzyło.
- Nic specjalnego, Wasza Wysokość – powiedział Ganar.
- Ja ocenię, czy to jest coś specjalnego, czy nie, więc mów.
- Król Komus szósty został zamordowany – powiedział Mares.
- Co?! – Słysząc to Akirin poderwał się, lecz zrobił to odrobinę zbyt szybko i z lekka zachwiał się, przez co został zmuszony do podparcia się o altankę.
- Wasza Wysokość! – Krzyknął Kirim i podbiegł do króla, by go podtrzymać, lecz został zatrzymany ruchem królewskiej ręki.
- Jak to, został zamordowany? – Spytał król.
- Nie wiemy, Wasza Wysokość. Nie wykryto sprawcy. Wiemy tylko, że poprzedniego dnia cieszył się znakomitym zdrowiem, nawet wyprawił bal. A rano już nie żył. Jego ciało był całe we krwi i okaleczone, jakby koś go długo torturował.
- Mares, wyślij do następcy tronu pismo w moim imieniu z kondolencjami. Wypisz standardowe formułki jakie się pisze w takim wypadku. No i oczywiście napisz, że oferujemy swa pomoc w poszukiwaniu winnego tej ohydnej zbrodni.
- Już wysłałem takie pismo, Wasza Wysokość – odparł doradca pochylając głowę.
- Świetnie. Coś jeszcze się działo?
- Nic specjalnego, Wasza Wysokość, zwykłe państwowe sprawy.
- To dobrze – odparł z zadowoleniem król. – W takim razie nic się nie stanie, jeżeli jeszcze przez kilka dni zostawię królestwo w waszych rękach. Chciałbym trochę odpocząć po tym wszystkim – westchnął i wystawił twarz do słońca.
- Wasza Wysokość może być spokojny o losy państwa i odpoczywać tyle ile potrzebuje – powiedział Ganar. – Zajmiemy się wszystkim.
- To świetnie. Nie będę was już dłużej zatrzymywał, możecie odejść. A ty Kirim przynieś mi syna. Stęskniłem się za nim.
Doradcy skłonili się i wyszli. Chwilę potem pojawił się Kirim z dzieckiem na ręku. Na ich widok Akirin uśmiechnął się bezwiednie. Chociaż widział ich razem tak wiele razy, to jednak dopiero teraz widok ten wywołał u niego to rozlewające się po całym sercu ciepło. Wziął dziecko na ręce i przytulił mocno, a z jego oczu popłynęły łzy.
- Wasza Wysokość… - szepnął niepewnie doradca.
- Chodź do mnie – król wyciągnął rękę i Kirim usiadłszy obok objął go. I siedzieli tak przytuleni do siebie, a miedzy nimi wesoło gaworzące dziecko. – Nawet nie wiesz jaki szczęśliwi jestem – szepnął.
- Na pewno nie bardziej niż ja – odparł doradca, a król roześmiał się.
Siedzieli tak przez jakiś czas, nic nie mówiąc, aż w końcu Kirim poczuł, że Akirin zasnął. Ostrożnie wyswobodził się z jego objęć i wziął dziecko na ręce. Manewrując jedną ręką ostrożnie położył króla na ławce, tak żeby nie spadł. Następnie przeszedł do komnaty i położył dziecko na łóżku. Wrócił szybko do ogrodu i wciąż delikatnie, starając się nie obudzić króla, wziął go na ręce i również zaniósł do łóżka. Przykrył go, pocałował z czułością i wziąwszy dziecko na ręce cicho wyszedł z komnaty.





CDN














Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum