The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 03:52:48   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Inny świat 10
Wstał o świtaniu. Kilku podróżnych już się kręciło po karczmie i przed nią. Zapłacił za pokój. Na szczęście nocny gość nie pomyślał o przeszukiwaniu Kurusa, bo inaczej znalazł by jego własną sakiewkę, a wtedy skrytobójca albo musiałby zniknąć nie płacąc, albo musiałby znowu zdobyć fundusze na dalsza drogę. Wychodząc tak manewrował, że znowu zderzył się z jakimś bogaczem. Znowu przeprosił uniżonym tonem i nie czekając na reakcję tamtego szybko przeszedł do stajni. Osiodłał konia i ruszył w stronę, w którą poprzedniego wieczora udał się złodziej, który go okradł. Kiedy już odjechał na bezpieczną odległość zajrzał do zdobytej sakiewki. Była jeszcze bardziej pękata od poprzedniej. Uśmiechnął się z zadowoleniem. Schował sakiewkę i skupił się na drodze. Nie był pewien jak szybko nastąpi spotkanie. To, że nastąpi było tak pewne, jak to że on jest złodziejem i skrytobójcą. Wszak wkraczał na teren wroga. Nie minęła długa chwila, gdy nagle, nie wiadomo skąd, otoczyło go kilku, niezbyt przyjemnie wyglądających ludzi. Ich ubiór oraz broń w dłoniach wskazywały, że nie mają zbytnio czystych intencji.
- Witaj wędrowcze. Dokąd to droga prowadzi? - zapytał jeden z nich wysuwając się do przodu.
- A dokąd oczy poniosą - odparł lekkim tonem Kurus.
- Musisz mieć wyjątkowe te oczy, skoro tak im ufasz.
- Nie narzekam.
- A nie jesteś przypadkiem strudzony? Chętnie ugościmy cię w naszych skromnych progach.
- Ależ nie chcę sprawiać kłopotu.
- To żaden kłopot. Chętnie cie ugościmy.
- Nie śmiałbym się narzucać.
- Ależ nalegam - rozmówca wciąż się uśmiechał, jednak groźne nuty w jego głosie oraz broń przerzucona przez ramię sugerowały, że lepiej będzie nie odmawiać jego "prośbie".
- Skoro tak nalegasz...
- Oczywiście - mężczyzna uśmiechnął się. - Sugerowałbym zejście z konia. Droga tutaj jest strasznie niewygodna i lepiej będzie przebyć ją pieszo. A patrząc na twojego konia, wędrowcze, mam wrażenie, że mógłby tego nie przetrzymać.
- To miło, że tak troszczysz się o mojego wierzchowca, chociaż to zupełnie zbyteczne. Jest bardziej wytrzymały niż na to wygląda - stwierdził Kurus, jednak posłusznie zsiadł z konia.
Ledwo to uczynił pozostali bandyci otoczyli go nie dając mu możliwości ucieczki. Zresztą skrytobójcy niespecjalnie to przeszkadzało. Szybko doszli na miejsce.
- Konia zostaw tam - ten który z nim wcześniej rozmawiał machnął niedbale ręka w stronę niewielkiej stajni. Kurus posłusznie podprowadził tam konia, a potem prowadzony przez pozostałych wszedł do gospody. Już od progu zobaczył, że była pełna najróżniejszego elementu. Popychany przez innych usiadł przy ławie.
- Więc co teraz? - zapytał.
- Co powiesz na to, że teraz pozbawimy cię życia? - zapytał jeden z bandytów siadając na wprost gościa i bawiąc się nożem.
- Nie sądzę - skrytobójca uśmiechnął się.
- Jesteś dość pewny siebie - odparł rozmówca.
- Oczywiście.
- A mogę wiedzieć dlaczego?
- A co powiesz na to? - spytał Kurus kładąc na stole trzy różnej wielkości sakiewki.
- Hej, to moje! - rozległy się trzy różne głosy.
- Kiedy je zwinąłeś? - zdumiał się inny zbójca.
- Szczerze mówiąc nie wiem - podrapał się zakłopotany w głowę. - Jakoś tak znalazły się nagle w mojej kieszeni.
Ten który siedział naprzeciwko niego roześmiał się.
- Niezły jesteś.
- Oczywiście.
- Co ty na to, żeby się do nas przyłączyć? Potrzebujemy takich jak ty.
- Szczerze mówiąc nie wiem. Nie znam was, nigdy o was nie słyszałem. Jaką mam gwarancję, że mnie nie wydacie przy pierwszej lepszej okazji?
- Faktycznie, nie masz gwarancji, ale to samo możemy powiedzieć o tobie. Nic o tobie nie wiemy.
- I mimo to chcecie mnie przyjąć do swojej bandy?
- Wiesz, ty jesteś jeden, a nas jest sam widzisz ilu. Jeżeli byś coś próbował zrobić, bez problemu któryś z nas zdążyłby cię usunąć.
- No to faktycznie kusząca propozycja - mruknął sarkastycznie.
- Dlaczego? Ja ci tylko mówię, co by było gdybyś próbował nas zdradzić.
- Więc nie mam wyjścia?
- Raczej nie.
- Trudno, jakoś to przeżyję.
- Widzę, że się dogadaliśmy. Jestem Huraki, przywódca tej bandy - rozmówca wyciągnął rękę.
- A ja Kurus - skrytobójca uścisnął dłoń. - Więc co teraz?
- Rozgość się. Nie oczekujesz chyba, że puszczę cie na robotę, tak od razu?
- Dlaczego by nie? - mruknął złodziej. - Sam widziałeś moje umiejętności.
- Aż tak głupi to ja nie jestem - przywódca roześmiał się. - Ja cię puszczę, a ty skorzystasz z pierwszej lepszej okazji i zwiejesz.
- No wiesz - Kurus udał oburzonego. - Chyba się zgodziłem do was przyłączyć.
- Zgodziłeś się, bo nie miałeś wyjścia. Ja zdecyduję kiedy będziesz mógł iść na akcję - odparł twardo Huraki - a na razie czekaj - i odszedł.
Kurus westchnął smętnie. Sprawy przybierały zupełnie inny obrót niż chciał. Miał nadzieję, iż uda mu się to wszystko szybko załatwić i wrócić do spokojnego życia skrytobójcy. No cóż, skoro nie da rady inaczej, musi uzbroić się w cierpliwość i czekać na odpowiednią okazję. Wyszedł z karczmy, a za nim dwóch groźnie wyglądających zbirów. Nie zwracając na nich uwagi poszedł do stajni i rozsiodłał konia. Ponieważ nie miał nic innego do roboty, wiec wziął się za oporządzanie konia. Pilnujący go bandyci stali w wejściu do stajni i udawali, że są zajęci swoimi sprawami. Kiedy Kurus w końcu skończył wrócił do karczmy i wziąwszy piwo usiadł tak, żeby móc widzieć całe pomieszczenie. Jego strażnicy usiedli w pobliżu. Wszyscy trzej siedzieli i powoli sączyli piwo. Tak minął dzień. Wszystkie kolejne wyglądały dla Kurusa tak samo: oporządzić konia, zjeść coś, wypić coś, pogadać z towarzyszami i iść spać. Miał nadzieję, że może chociaż z prowadzonych rozmów uda mu się coś ciekawego usłyszeć. Niestety, jedyne co słyszał to informacje o bogatych podróżnych i przechwałki ile który z bandytów zrabował. Urozmaicenie przyszło siódmego dnia jego przymusowego pobytu wśród nowych towarzyszy. Siedział właśnie i leniwie sączył piwo, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem i usłyszał gromki głos:
- Witajcie szumowiny!
Spojrzał zaciekawiony i zobaczył kobietę uzbrojoną nie gorzej niż pozostali w karczmie. Była piękną kobietą o długich czarnych włosach. Jej strój zasłaniał to co powinien i odsłaniał wszystkie możliwe atrybuty.
- Witaj Malani! - Huraki podbiegł do kobiety i uściskał ją. - Dawno cię u nas nie było.
- No wiesz, miałam trochę roboty. Ale teraz postanowiłam zrobić sobie trochę przerwy i wpaść do was. Więc może posuniecie te swoje wredne dupy i zrobicie mi miejsce?
Kilku bandytów szybko wstało robiąc miejsce kobiecie. Ta usiadła i tylko mruknęła:
- Piwo - momentalnie pojawił się przed nią dzban z napitkiem. Przytknęła go do ust i oderwała dopiero gdy ujrzała dno.
- To opowiadaj, co u ciebie słychać - powiedział jeden z bandytów.
- Nie ma nic ciekawego do opowiadania. Bogacze wszędzie tacy sami, sakiewki wszędzie tak samo pełne.
- To dlaczego wróciłaś?
- Stęskniłam się za wami dranie - kobieta roześmiała się i pocałowała ostro siedzącego najbliżej bandytę, po czym odepchnęła go tak, że aż spadł na ziemię. Reszta opryszków roześmiała się. - A co u was?
- Nic ciekawego - odparł Huraki. - Kilka dni temu dołączył do nas nowy, całkiem zdolny.
- Nowy? - kobiecie zaświeciły się oczy. - Chciałabym go poznać.
- Kurus! - zawołał przywódca. - Chodź tutaj.
Skrytobójca posłusznie podszedł bliżej. Zainteresowała go ta kobieta. Wprawdzie widział wiele kobiet parających się zbójnickim rzemiosłem, ale żadna z nich nie miała w sobie tyle ognia co Malani.
Kobieta otaksowała nowego. Widać było, że przypadł jej do gustu, bo nagle wstała i podeszła bliżej.
- Witaj - powiedziała zmysłowym głosem. - Jakim cudem ktoś tak interesujący dołączył do bandy tych zapijaczonych baranów?
Wszyscy w koło roześmieli się, biorąc słowa kobiety za świetny żart.
- Akurat szukałem roboty i trafiłem na nich - odparł spokojnie Kurus, chociaż odsłonięte części ciała kobiety, jej zapach i ruchy doprowadzały wszystkie jego zmysły do szaleństwa.
- A jaka jest twoja profesja?
- A twoja? - chciał się dowiedzieć więcej o tej zmysłowej bogini.
- Moja? Wszystkiego po trochu. Głównie interesują mnie podróżni na traktach, z dala od większych miast.
- Ja jestem złodziejem - odparł Kurus. Resztki zdrowego rozsądku mówiły mu żeby drugą profesję zatrzymać w tajemnicy przed wszystkimi.
- I naprawdę jesteś taki dobry jak mówi Huraki? - w oczach kobiety widać było autentyczne zainteresowanie.
- Nie wiem co on o mnie opowiada - mruknął. - Wiem tylko, że nie narzekam na brak gotówki.
- Może opowiedziałbyś mi trochę więcej o sobie? Na osobności?
- Czemu nie... - mruknął Kurus.
- W takim razie chodźmy - kobieta pociągnęła skrytobójcę na piętro.
Ledwo weszli, a już rzucili się na siebie nawzajem pozbawiając ubrania.
- Więc opowiadaj - mruknęła kobieta, kiedy już po wszystkim leżeli przytuleni do siebie.
- Nie ma tu nic do opowiadania - mruknął Kurus. - W moim kraju zrobiło się trochę niebezpiecznie dla mnie, więc postanowiłem szukać szczęścia gdzie indziej.
- Musisz być niezły skoro musiałeś aż uciekać z kraju - mruknęła uwodzicielsko Malani.
- Niespecjalnie - odparł skrytobójca. - po prostu okradłem niewłaściwą osobę.
- Jak to?
- Grasowałem wtedy na trakcie prowadzącym do stolicy. Wraz z towarzyszami napadłem na pewnego podróżnego. Oczywiście wyrżnęliśmy w pień broniących go żołnierzy a jego samego puściliśmy na pieszo w samych gaciach.
- Poważnie? - kobieta zaśmiał się.
- Oczywiście. Niestety to był nasz błąd - westchnął smętnie. - Okazało się iż to jakiś super ważny dyplomata i król zrobił istną nagonkę na nas. Nagroda za nasze głowy wzrosła trzykrotnie, tak że wkrótce potem każdy, nawet zwykły chłop, polował na nas. W efekcie tego wszyscy moi towarzysze zginęli, a mnie udało się uciec na ostatnim, najnędzniejszym koniu.
- Biedactwo - mruknęła kobieta i pocałowała namiętnie złodzieja. - Nie musisz się już obawiać, zaopiekuję się tobą.
Kurus uśmiechnął się pod nosem. Właśnie udało mu się zdobyć sympatię tej, przed którą nawet Huraki zachowywał się jak szczeniak. Nie wiedział co z tego wyniknie, ale nawet gdyby nie pomogło mu to w żaden sposób w jego zadaniu, to i tak miałby z tego jedną korzyść: niezłe ciało do przelecenia.
- Dość już o mnie - powiedział nagle. - Teraz ty opowiadaj o sobie.
- A co byś chciał wiedzieć?
- Wszystko - mruknął całując pierś kobiety. - Chcę wiedzieć wszystko o kobiecie, która mnie okradła.
- Nic ci nie ukradłam - kobieta groźnie zmarszczyła brwi i odsunęła kochanka z daleka od siebie.
- Ukradłaś - odparł namiętnym głosem Kurus. - Moje serce.
Zbójniczka roześmiała się i przyciągnęła skrytobójcę z powrotem zezwalając na dalsze pieszczoty.
- Pewnie każdej kobiecie to mówisz - powiedziała niedbale uważnie obserwując kochanka.
- Ależ skąd - odparł tamten nie przerywając swojego zajęcia. - Tylko tym, które zawrócą mi w głowie.
- Pewnie w swoim kraju zostawiłeś niejedną taką...
- Niestety żadna z nich nie zdobyła mojego serca.
- Dlaczego? Jesteś całkiem przystojnym mężczyzną.
- Bo żadna z nich nie była tak piękna jak ty - mruknął przechodząc do coraz ostrzejszych pieszczot. Kobieta nie była mu dłużna i chwilę potem kochali się dziko i namiętnie.
- Więc? Opowiesz mi coś o sobie? - zapytał Kurus, kiedy w końcu obydwoje uspokoili swe oddechy po szalonej zabawie.
- U mnie też nie ma nic do opowiadania - wzruszyła ramionami. - Moja matka była zbójniczką, ojca nawet nie znałam. Wychowywałam się razem z Hurakim, jest dla mnie jak starszy brat.
- Rozumiem. A jak u was z robotą? Dużo bogaczy się tu kręci? Wiesz, nie chciałbym żeby okazało się, że tracę tu tylko czas.
- Spokojnie, zdobytych pieniędzy staczy dla wszystkich. Przez nasz kraj, akurat tym traktem niedaleko nas, podąża pełno zamożnych kupców i bogaczy. Na pewno nie zabraknie ci zarobku. A jeżeli będziesz wystarczająco dobry, to może nawet wynajmie cię jakiś bogacz.
- Jak to? - zdziwił się skrytobójca.
- Zwyczajnie - kobieta wzruszyła ramionami. - Ja na przykład ostatnio dostałam zlecenie od jakiegoś bogacza z królewskiego dworu.
Kurus zaintrygowany nadstawił ucha.
- Poważnie? Aż z królewskiego dworu? - zdumiał się. - Może to tylko jakiś wyjątkowo bogaty kupiec.
- Nie traktuj mnie jak jakąś głupia babę - mruknęła rozeźlona zbójniczka. - Potrafię odróżnić wyjątkowo bogatego kupca od szlachcica.
- No już, nie gniewaj się - złodziej próbował udobruchać kobietę. Bał się, że w złości może mu nic więcej nie powiedzieć, a zależało mu na tej informacji. - Nie chciałem być niemiły. Więc co to było za zlecenie?
- Ten człowiek powiedział, że w najbliższych dniach głównym traktem będzie jechać dwóch mężczyzn z dzieckiem, a ja mam ich zabić - słysząc to Kurus drgnął, na szczęście kobieta nic nie zauważyła.
- No i co? - spytał obojętnym głosem.
- No i zabiłam ich - wzruszyła ramionami. - Chociaż muszę powiedzieć, że nieźle się bronili. Mieli paru żołnierzy, ale wzięłam chłopaków od Hurakiego i szybko się z nimi rozprawiliśmy. Najwięcej kłopotu sprawił ten szlachcic. Sam jeden zabił połowę chłopaków. Już myślałam, że przegramy, ale na szczęście przybył Huraki z jeszcze kilkoma i rozprawiliśmy się z nimi. Tego szlachcica zabiłam osobiście.
- A ten drugi też bronił się tak zaciekle?
- A nie - kobieta machnęła lekceważąco ręką. - Tamten to był mięczak totalny. Jak tylko nas zobaczył zaczął z dzieckiem uciekać w las.
- Więc jednak ktoś ocalał.
- Nie - pokręciła przecząco głową. - Rzuciłam się za nim w pogoń. Niestety nie udało mi się go zabić, bo nagle zniknął mi z oczu. Kiedy go znalazłam okazało się iż leży martwy w jakimś dole. Musiał złamać kark.
- A dziecko? Przeżyło? - Zapytał starając się ukryć drżenie głosu.
- Szczerze mówiąc nie wiem - kobieta wzruszyła lekceważąco ramionami. - Nigdzie go nie widziałam ani nie słyszałam, a nie chciało mi się schodzić na dół. Pewnie musiał przygnieść dziecko własnym ciałem jak spadał.
- Zostawiłaś takie łupy? - Udał zdumienie. - Przecież musiał mieć na sobie niezłą fortunę.
- No i co z tego? - Burknęła. - Nie mam zamiaru połamać nóg dla kilku świecidełek.
- A ten człowiek z pałacu jak wyglądał?
- A coś ty nagle taki ciekawy? - Spytała podejrzliwie uważnie patrząc na Kurusa.
- Tak po prostu - odparł nerwowo skrytobójca. - Mnie nigdy nie udało się zdobyć zlecenia od nikogo tak wysoko postawionego i jestem ciekaw jak to jest.
- Zwyczajnie - odparła kobieta zadowolona z wyjaśnienia. - Tak samo jak z każdym innym, tylko więcej płacił. Dużo więcej.
- Poważnie? W takim razie musiało mu na tym cholernie zależeć.
- Nie wiem, czy mu zależało czy nie - wzruszyła ramionami - ale napomknął, że jego pan gotów jest zapłacić każda cenę.
- E, to tylko zwykły służący - mruknął złodziej rozczarowany. - Myślałem, że to może jakiś szlachcic...
- Ale jaki służący! - kobieta poderwał się do pozycji siedzącej, a oczy zaświeciły jej się. - Widziałam niejednego szlachcica ubranego gorzej od niego.
- Ciekawe - mruknął zainteresowany Kurus. - Nie powiesz mi chyba, że był cały obwieszony złotem?
- A żebyś wiedział. Złoto z jego szaty aż kipiało. Kiedy go pierwszy raz zobaczyłam, to ręce tak mnie zaświerzbiły... Nie mogę się doczekać kiedy spotkam go na swej drodze, wtedy z pewnością oskubię go ze wszystkiego. Wszystko będzie tylko moje - powiedziała rozmarzonym głosem - zwłaszcza ten jego ogromny wisior na grubym łańcuchu.
- Wisior? U zwykłego służącego? Aż niemożliwe - zdumiał się skrytobójca.
- Widocznie nie jest zwykłym służącym. Może nawet usługuje samemu królowi? - oczy kobiety rozbłysły jeszcze bardziej. Złodziej nie wiedział czy to z chciwości, czy też może z podziwu dla tego dziwnego służącego. Chyba jednak raczej z chciwości.
- Gdyby nie to, że zamek jest pilnie strzeżony to już dawno poszłabym po ten wisior - dodała kobieta i westchnęła smętnie.
- Czyżbyś się bała?
- Ja nie boje się niczego i nikogo! - Krzyknęła wściekle kobieta.
- Więc dlaczego tam nie pójdziesz i go nie weźmiesz, skoro tak bardzo tego chcesz?
- Ty wiesz ilu ludzi już tam poszło?!
- I co?
- I żaden nie wrócił. Za to po kilku dniach ich zmaltretowane ciała zostały wystawione na widok publiczny, żeby odstraszyć wszystkich braci i siostry.
-Wiec albo jesteście tacy słabi, albo wasz król ma silną armię.
- Nie jesteśmy słabi! - Kobieta była już wściekła. - To ten cholerny król ma zbyt dużo wojska. Ale ja mu jeszcze pokażę! - Zaczęła wygrażać pięścią. - Niech no tylko gdzieś wyjedzie, to tak go załatwię....
Wciąż wściekła ubrała się szybko i bez słowa wyszła z komnaty. Dzięki temu Kurus mógł spokojnie pomyśleć nad tym, co usłyszał. Niestety nie mógł wypytać o więcej szczegółów, bo to mogłoby wzbudzić podejrzliwość kobiety. To, co usłyszał w zupełności mu wystarczało, przynajmniej na razie. Niestety nastręczało mu to mnóstwo roboty. Obiecał zabić wszystkich, którzy przyczynili się do śmierci następcy tronu, a ponieważ nie wiedział, którzy to ludzie wtedy byli z Malani, więc będzie musiał zabić wszystkich znajdujących się w karczmie. Nie sprawiało mu to żadnego problemu natury moralnej, a jedynie natury fizycznej. Przy tak dużej ilości ludzi ryzyko zostania odkrytym, albo, co gorsza niepowodzenia, wzrastało ogromnie. Jednak nie mógł się wycofać. Nie pozwalał mu na to jego honor skrytobójcy. Westchnął rozdzierająco i ubrawszy się zszedł szybko na dół. Jak się okazało zbójniczka szybko zapomniała o swoim gniewie i ucztowała w najlepsze pozwalając się obmacywać kompanom. Kurusowi nie pozostawało nic innego jak przyłączyć się do zabawy. Przy piwie i dobrym jadle szybko zapomniał o dręczących go problemach. Następnego dnia z samego rana wezwał go do siebie Huraki. Widocznie w nocy Malani musiała mu coś powiedzieć, bo nie dość, że zabrał pilnujących Kurusa zbirów, to dodatkowo kazał mu się udać do gospody, w której wcześniej się zatrzymał i obskubać paru podróżnych, ale tak żeby nie zwracać na siebie uwagi. Skrytobójca uśmiechnął się z zadowoleniem. W końcu przestali być wobec niego nieufni. Cały czas uśmiechając się udał się do gospody. Wrócił kiedy już się ściemniało.
- I jak ci poszło? - Spytał jeden ze zbójców. Kurus bez słowa położył na ławie zdobyte sakiewki. Wszyscy w koło popatrzyli na niego zdumieni. Nikt jeszcze nigdy nie przyniósł tyle łupów na jeden raz.
- Jestem pod wrażeniem - powiedział z uznaniem w głosie Huraki. - Nie sądziłem, że jesteś tak dobry. Myślę, że to słusznie ci się należy - wziął jedną z sakiewek i oddał złodziejowi. - Malani - zwrócił się do kobiety - zanieś resztę do naszego skarbca.
Zbójczyni posłusznie zabrała sakiewki i odeszła.
- Napij się - powiedział przywódca stawiając przed Kurusem dzban wina. - Mam nadzieję, że nie spaliłeś nam terenu?
- No co ty... - skrytobójca obruszył się. - Tylu tam było dzisiaj ludzi, że tłok był jak cholera. Nikt nawet nie zauważył braku sakiewki. Gdybym miał więcej czasu.... - westchnął smętnie. - Ty wiesz jak bym się tam obłowił? - oczy mu się zaświeciły na wspomnienie tych wszystkich bogactw jakie musiał zostawić.
- Wiem, wiem - herszt poklepał kompana po plecach. - Ale nie możemy przesadzać. Nie chcemy chyba stracić tak dobrego źródła gotówki, no nie?
Kolejne dni mijał Kurusowi tak samo: kradł w gospodzie, uprawiał dziki i szalony seks z Malani i czekał na nadarzającą się okazję, która zresztą przyszła dość szybko. Tamtego dnia napadli wyjątkowo bogatych kupców z odległego kraju, którzy wracali z towarami do swojego domu. Jak to zawsze bywa część z nich wyrżnęli, a część puścili bez odzienia i boso, skazując ich na powolną śmierć z głodu i wyczerpania. Kiedy w końcu dotarli ze zrabowanymi dobrami do swojej kryjówki okazało się iż na wozach było przednie wino i mnóstwo drogiego jadła. Postanowili wyprawić huczną ucztę. Jak się okazało wino było na tyle mocne, że dzień się jeszcze nie skończył, a już wszyscy leżeli nieprzytomni. Kurus, który przez cały czas udawał, że pije, zrozumiał, że teraz nadarza się świetna okazja do wykonania tego co zaplanował. Kiedy miał już całkowitą pewność, że wszyscy kompletnie pijani śpią, wyciągnął zza pazuchy swój ulubiony sztylet i powoli, nie spiesząc się podcinał wszystkim gardła. Kobietę zostawił sobie na sam koniec. Kiedy już skończył ze wszystkimi, rozebrał Malani do naga i przywiązał do drzewa. Potem wziął wiadro z wodą i wylał na nią, a kiedy nie dało to pożądanego efektu wylał jeszcze jedno. W końcu ocknęła się. Chwilę zajęło jej zorientowanie się w jakiej sytuacji się znajduje.
- Kurus, kochanie, co ty robisz? - Zapytała.
- Chyba widzisz - odparł spokojnie skrytobójca bawiąc się swoim sztyletem.
- Dlaczego jestem związana? Natychmiast mnie rozwiąż! - zaczęła szarpać się i wrzeszczeć.
- Nie ma mowy.
- Ale dlaczego? Co chcesz mi zrobić? Myślałam, że mnie kochasz - zbójniczka postanowiła zmienić taktykę i mając nadzieję, że to jej pomoże, zaczęła udawać słabą kobietę.
- Byłaś w błędzie. Nie kochałem cię, byłaś jedynie dobrą dupą do rżnięcia. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie jęczał pode mną tak jak ty.
- Ty gnido! - Widząc, że słodkie słówka nic nie dają, postanowiła przestać udawać. - Wiedz, że tylko udawałam!
- Mnie to obojętne - wzruszył ramionami. - Interesowało mnie tylko żeby zaspokoić własne potrzeby, nic więcej.
- Zabiję cię! - Wrzasnęła wściekła do granic możliwości.
- Nie sądzę - odparł spokojnie Kurus. - Żeby mnie zabić musiałabyś się uwolnić, a to nie wchodzi w rachubę.
- Inni mnie uwolnią! Niech tylko się obudzą.
- Mówisz o nich? - Spytał złodziej i odsunął się pokazując uwięzionej trupy jej kompanów.
Widząc to kobieta zawyła i zaczęła szarpać się jeszcze bardziej.
- To bezcelowe - powiedział spokojnie Kurus.
- Dlaczego? - Zapytała kobieta dziwnym głosem. - Dlaczego zabiłeś ich wszystkich?
- Za twoje grzechy - odparł spokojnie złodziej. - Zabiłaś niewłaściwe osoby i teraz za to zapłacisz. Zapłaci każdy, kto brał w tym udział.
- O czym ty do cholery gadasz?!
- O tych szlachcicach na których dostałaś zamówienie z pałacu. Ci dwaj i to dziecko byli ważni dla mojego przyjaciela. A ponieważ ich zabiłaś, teraz poniesiesz tego konsekwencje - odparł złowrogo skrytobójca.
Kobieta zaśmiała się. Miała nadzieję, że jej szyderczy śmiech zbije z tropu oprawcę, ale przeliczyła się. Kurus stał niewzruszony i patrzył jej w oczy.
- Harda do samego końca. Jestem pod wrażeniem. Ale to ci nic nie da. Nie myśl, że tak szybko z tobą skończę. Za to, że przysporzyłaś cierpień mojemu przyjacielowi, będziesz cierpieć stukrotnie bardziej niż on - podszedł do kobiety i przyłożył sztylet do jej piersi. Chwilę potem po lesie rozniósł się jej przeraźliwy krzyk. Niósł się jeszcze długo potem, kiedy to skrytobójca powoli i z premedytacją okaleczał jej ciało. Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy w końcu kobieta wyzionęła ducha. Kurus wytarł sztylet o trawę i zostawiając zakrwawione i potwornie okaleczone zwłoki, które kiedyś były piękną kobietą, ruszył w stronę karczmy. Potrzebował gotówki na drogę i przede wszystkim nowego ubrania. To które miał na sobie przesiąkło krwią jego ofiar. Wszedł do środka. Przez chwilę zastanawiał się. Wiedział, że skarbiec musi być gdzieś w karczmie. Tylko gdzie? Przez ten czas, który tu spędził, miał możliwość sprawdzenia wszystkich izb i w żadnej z nich nie było ani jednej monety, nie mówiąc o innych skradzionych dobrach. Nie, nie sprawdził wszystkich izb. Jedyną, do której nigdy nie mógł wejść, była ta zajmowana przez Hurakiego, zawsze ktoś go powstrzymywał. Teraz mógł wejść do niej bez przeszkód. Kiedy wszedł zdziwił się jej wyglądem. Zdążył już poznać przywódcę na tyle, ze wiedział, iż lubi on złoto i drogie kamienie. Myślał, że jego izba będzie tego odzwierciedleniem. Okazało się iż jest tak samo zwyczajna jak wszystkie pozostałe. Jedynym co ją wyróżniało była ogromna skóra niedźwiedzia leżąca na podłodze. Gdzie zatem były wszystkie te zrabowane dobra? Już chciał wyjść rozeźlony, gdy nagle jedna z desek skrzypnęła pod jego nogą. Zainteresowało go to. Stanął na tej desce jeszcze raz i jeszcze raz. Wyraźnie słyszał i czuł jak deska ugina się. Odrzucił skórę, która mu przeszkadzała i ujrzał ciężkie metalowe kółko. Szarpnął je do góry i klapa podniosła się. Zapalił stojącą w pokoju lampkę oliwną i zszedł na dół. W końcu zobaczył skarb zbójców. Oczy mu się zaświeciły. Tyle dobra! Mógłby za to żyć spokojnie do końca swoich dni. Przez chwilę przekładał z miejsca na miejsce każdą rzecz, przesypywał miedzy palcami monety, chcąc jak najdłużej nacieszyć oczy tymi wspaniałościami. Jednak w końcu opamiętał się. Przypomniał sobie o zadaniu jakie go czeka. Ponieważ wszystko było poukładane, więc nie miał problemu ze znalezieniem tego co chciał. Po pierwsze, znalazł nowy strój. Ten, który wybrał niewiele odbiegał od tego, który miał na sobie, jednak widać było, że jest wykonany z wysokogatunkowego materiału. Wybrał też dwa inne, bardziej bogate stroje. Wiedział, że jedna z osób, którą musi zabić żyje na zamku, a tam nie wpuszczają byle kogo. Jeżeli przebierze się za szlachcica, to jest szansa, że uda mu się przeniknąć za mury i wykonać zemstę. Oprócz tego wziął kilka sakiewek, które wyładował po brzegi złotymi monetami. Kiedy już wziął wszystko co potrzebował, wyszedł i rozbił lampę. Przez chwilę stał patrząc jak płomień ogarnia wnętrze karczmy, aż w końcu wyszedł, przeszedł do stajni i osiodławszy konia odjechał nie oglądając się za siebie. Ruszył głównym traktem w stronę stolicy. Przez ten czas, który stracił zadając się z tymi zbójcami, zdążył nieco poznać okoliczne tereny, jak również te dalsze, chociaż te tylko z opowieści podróżnych, które wysłuchiwał w karczmach. Dzięki temu nie miał problemów z wybraniem właściwej drogi. Niestety wieczór szybko zapadł i Kurus zmuszony został nocować pod gołym niebem. Rozsiodłał konia i spętał mu nogi. Nazbierał chrustu i rozpalił ognisko. Niestety zapomniał o jedzeniu na drogę, chociaż po uczcie w której brał udział zupełnie nie chciało mu się jeść. Siedział więc i czekając na sen wpatrywał się w ogień. Nagle usłyszał zbliżającego się jeźdźca. Nie wiedział czy to będzie wróg, czy przyjaciel, więc wziął sztylet do ręki i cierpliwie czekał na rozwój wypadków. Tak jak się spodziewał, podróżny podjechał do niego i nie zsiadając z konia odezwał się:
- Witaj nieznajomy.
- Witaj podróżniku - odparł nie odrywając wzroku od ognia.
- Wieczór złapał mnie w drodze, z dala od karczmy. Pozwolisz przenocować przy twoim ogniu?
Kurus podniósł głowę i uważnie popatrzył na przybysza. Długie czarne włosy opadające na ramiona, mięśnie, których nie mógł nawet ukryć pod luźnym kaftanem, zwyczajny ubiór i miecz przytoczony do pasa. Słowem zwyczajny podróżny.
- Oczywiście, spocznij.
Nieznajomy zsiadł z konia i rozsiodławszy go usiadł przy ognisku.
- Dokąd to droga prowadzi, jeśli można wiedzieć? - spytał Kurus cały czas trzymając sztylet w dłoni, tak żeby był niewidoczny dla nieznajomego.
- Gdzie oczy poniosą - odparł tamten enigmatycznie. - A ty, przyjacielu?
- Ja jadę do stolicy. Jeżeli nie masz konkretnego celu to możesz się przyłączyć. Zawsze to raźniej we dwóch - powiedział skrytobójca. Cały czas nie był pewny intencji nieznajomego, więc wolał go mieć blisko siebie, żeby w razie konieczności móc go zabić.
- Z chęcią skorzystam - odparł z uśmiechem towarzysz. - Długo już tu jesteś? - Spytał nagle.
- Niezbyt - mruknął Kurus ciekaw do czego tamten zmierza.
- Więc nie słyszałeś nic o zamordowanych tu niedaleko podróżnych?
Czyżby jemu chodziło o to samo co Kurusowi? Ale dlaczego? Spojrzał uważniej na nieznajomego i rozszerzył oczy ze zdumienia. Jak to się stało, że nie rozpoznał go w pierwszej chwili?
- Hrabia Lantar Sonusa - szepnął wpatrzony w przybysza. Ten drgnął zaskoczony. Jednak szybko opanował się i wyciągnąwszy miecz przyskoczył do skrytobójcy.
- Skąd znasz to nazwisko? - wysyczał.
- Wiedziałem. Aż dziw, że wcześniej cie nie rozpoznałem. Ty jesteś Lantar Sonusa, żołnierz, który za uratowanie królewskiego życia dostał tytuł szlachecki i ziemie - wychrypiał z trudnością złodziej. - Twoim małżonkiem jest jeden z królewskich doradców, nie pamiętam imienia. Macie dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę.
- Skąd to wszystko wiesz? - Warknął żołnierz przyciskając miecz jeszcze bardziej do gardła skrytobójcy.
- Puść mnie, to wszystko ci powiem - wychrypiał złodziej nie mogąc złapać oddechu.
- Gadaj - mruknął hrabia zabierając miecz.
- Jestem Kurus, królewski skrytobójca - mruknął rozcierając gardło.
- Łżesz, dla króla nie pracuje żaden skrytobójca.
- Oficjalnie nie, ale zdarzało mi się wykonywać pewne zlecenia dla króla.
- Skąd o mnie wiesz?
- Król kazał mi zdobyć informacje na twój temat.
- Po co? - Zdumiał się hrabia.
- To było wtedy, gdy byłeś jeszcze zwykłym żołnierzem. Król odkrył, że jesteś kochankiem jednego z jego doradców i chciał wiedzieć coś więcej na twój temat.
- Dlaczego?
- Z początku myślałem, że chce usunąć z drogi rywala, ale później okazało się, iż ze zwykłej ciekawości.
- Rozumiem - odparł już spokojnie żołnierz. - Możesz mi powiedzieć co tutaj robisz? Chyba nie miałeś powodu żeby uciekać z kraju? Nie chcę żeby się okazało, że zadaję się z wyjętym spod prawa.
- Nie. Jestem tu na prośbę króla.
- Nie kłam, król leży nieprzytomny.
- Doskonale o tym wiem. Właściwie to jestem tu na prośbę jego doradcy, Kirima. Nie wiem czy wiesz, ale następca tronu został zabity.
- Wiem, w całym kraju ogłoszono już żałobę - mruknął żołnierz smętnie spuszczając głowę. - Właśnie dlatego tu jestem.
- To znaczy? - Zaciekawił się skrytobójca.
- Postanowiłem zabić tych, którzy przyczynili się do śmierci następcy tronu.
- Ktoś ci za to zapłacił?
- Nie, ja sam z siebie.
- Dlaczego?
- Dzięki naszemu królowi mam to, o czym wcześniej mogłem tylko marzyć, to, co zawsze było poza moim zasięgiem. Dlatego też chciałem się odwdzięczyć i zrobić coś dla Jego Wysokości, żeby wiedział ile dla mnie znaczy to, co zrobił. Ale im dłużej myślałem nad tym co było by najodpowiedniejsze, tym trudniej było mi to znaleźć. Zawsze wydawało mi się, że cokolwiek nie wymyślę, jest zbyt mierne żebym mógł to ofiarować królowi. Aż wydarzyło się to okropieństwo. Wszyscy szlachcice wiedzieli jak bardzo ważny jest następca tronu dla naszego władcy. Służący opowiadali jak rozpaczał kiedy dowiedział się o jego stracie. Mówili iż to co wydobyło się z jego gardła było tak nieludzkie, że nie dało się tego opisać słowami. Wtedy postanowiłem, że nawet gdyby Jego Wysokość miał się już nigdy nie obudzić, to tym, co zrobię dla niego będzie pomszczenie następcy tronu. A ty? Dlaczego to robisz?
- Króla spotkałem po raz pierwszy kiedy zapłacono mi za zabicie go - zaczął Kurus po chwili milczenia.
- Ty chciałeś zabić króla?! - Hrabia wściekle złapał złodzieja za kaftan i sięgnął po miecz.
- Uspokój się, przecież go nie zabiłem - odparł szybko skrytobójca. - W każdym razie wtedy spotkałem go po raz pierwszy. Nie zabiłem go ani wtedy ani później. Miałem go całkowicie pod kontrolą, mogłem go zabić w każdej chwili, ale nie zrobiłem tego. Wiesz co mnie powstrzymało? Ten jego zimny i pełen opanowania głos oraz oczy.
- Oczy?
- Tak. Chociaż była noc, to widziałem je tak dobrze jakby był dzień. I nie widziałem w nich cienia strachu. Wiesz, czasami ludzie przed śmiercią próbują być twardzi, mają nadzieję, że jeszcze uda im się coś wywalczyć, ale oczy ich zdradzają. Oczy zawsze zdradzają. Zawsze widać w nich cały ich strach i przerażenie. Kiedy zobaczyłem oczy Akirina nie widziałem w nich w ogóle strachu. Co nie znaczy, że się poddał, nie. On po prostu był spokojny, bo wiedział, że nie uniknie swego przeznaczenia. Powiedział wtedy: "Jeżeli jest mi pisane umrzeć dzisiaj, to umrę bez względu na to co bym nie robił. Jeżeli jednak jest mi przeznaczone życie, to będę żył bez względu na to co ty byś nie zrobił.". Chociaż minęło już tyle czasu, ja cały czas pamiętam te słowa, jakby wypowiedział je dopiero przed chwilą. Wtedy po raz pierwszy nie wykonałem zlecenia. Nie mogłem. Wtedy po raz pierwszy i jedyny pozwoliłem, żeby na moim wizerunku idealnego skrytobójcy pojawiła się skaza. Ale nie obchodziło mnie to, bo zrozumiałem, że zabijając go zabiłbym być może ostatniego odważnego człowieka na tej ziemi. Zostałem więc i pilnowałem, żeby inny skrytobójca nie dokończył tego czego ja nie wykonałem. W międzyczasie zaprzyjaźniłem się z nim. Wiesz, że nasz król to bardzo sympatyczny chłopak? Zupełnie inny od ludzi, których spotykałem do tej pory. Zaintrygowany jego osobą często obserwowałem go z ukrycia i widziałem jak traktuje innych, jak odnosi się do służby. I widziałem człowieka, który mimo tak młodego wieku i zajmowanej pozycji traktuje innych z szacunkiem i sympatią. Widziałem jak rozmawiał z biedotą. Widziałem jak odnosił się do mnie, człowieka, który ze względu na swoją profesję, zawsze był traktowany jak coś gorszego. W jego zachowaniu nigdy nie było fałszu czy zakłamania. Jeżeli coś mówił to mówił to z sercem, a jeżeli się złościł to nie robił tego z byle powodu. Zobaczyłem jak bardzo różny jest on od poprzedniego władcy i przyznaję, pokochałem go całym sercem. Stał się dla mnie przyjacielem, którego nigdy nie miałem. Dlatego też, gdy zobaczyłem jak cierpi ten jego doradca postanowiłem zabić tych, którzy przyczynili się do śmierci Solana - umil na chwilę i zapatrzył się w ogień. Po chwili kontynuował cichym głosem: - Miałem kiedyś okazję potrzymać następcę tronu. Było to kilka dni po tym jak król wrócił do zdrowia po porodzie. Chłopiec był wtedy taki malutki i bezbronny, a jednocześnie taki słodki. Tak pięknie się uśmiechał, a oczy miał po mamie. Niestety ktoś brutalnie zakończył jego krótki żywot - z oczu popłynęły mu łzy. - Nawet gdyby Kirim mnie o to nie poprosił, to i tak bym wyruszył. I nie spocznę dopóki nie zamorduję wszystkich, którzy chodźmy przyłożyli palec do tej zbrodni! - Dodał mściwym głosem i otarł, płynące cały czas po twarzy, łzy.
- W takim razie połączmy nasze siły - powiedział hrabia. - Myślę, że łatwiej nam będzie we dwóch.
- Też tak myślę, tym bardziej, że teraz czeka mnie najtrudniejsza część zadania.
- To znaczy?
- Przez przypadek udało mi się znaleźć tych, którzy byli bezpośrednio odpowiedzialni za śmierć Solana - odparł Kurus i streścił towarzyszowi ostatnie kilka dni.
- Słusznie zrobiłeś - powiedział żołnierz, kiedy skrytobójca skończył opowiadać. - Teraz tylko zostaje odnaleźć tego człowieka z zamku.
- To nie powinno być trudne - mruknął Kurus. - Jeżeli faktycznie nosi on tak wielki wisior jak mówiła ta kobieta, to nie powinno być problemów. Jedynym problemem mogłoby być dostanie się do środka. Podobno zamek królewski jest pilnie strzeżony. Ale teraz jak jesteś ze mną, to myślę, że będzie to o wiele łatwiejsze. Jesteś szlachcicem, więc bez trudu dostaniesz się na zamek.
- Z tym może być mały problem - westchnął hrabia. - Nie sądziłem, że będzie to konieczne, więc nie przygotowałem się na to. Nie mam odpowiedniego stroju.
- O to się nie martw - Kurus machnął uspokajająco ręką. - Jestem nie tylko skrytobójcą, ale także złodziejem, więc jak tylko dojedziemy do stolicy zdobędę dla ciebie odpowiednią szatę.
- Zadziwiasz mnie - powiedział hrabia patrząc z podziwem na towarzysza.
- No wiesz, w życiu trzeba sobie jakoś radzić - mruknął zawstydzony skrytobójca. Po raz pierwszy usłyszał takie słowa i było mu strasznie głupio, chociaż miło. - Lepiej chodźmy spać. Nie wiem ile jeszcze nam zajmie droga do stolicy, wiec lepiej będzie wstać skoro świt.
- Masz rację - Lantar zagasił ognisko i chwilę potem już obaj spali.
Wstali skoro świt. Na szczęście hrabia pomyślał o prowiancie, więc mogli spokojnie zjeść śniadanie. Zbliżał się wieczór, kiedy w końcu dotarli do miasta. I tu napotkali pierwszą przeszkodę. Okazało się iż bram pilnują żołnierze i zatrzymują wszystkich podejrzanych.
- Co teraz zrobimy? - zapytał Lantar obserwując z daleka bramy miasta.
- Wejdziemy - Kurus wzruszył ramionami.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? W tych strojach wezmą nas za bandytów.
- Szczerze mówiąc niewiele się pomylą - mruknął złodziej wpatrzony cały czas w bramę miasta. - A tak w ogóle to dlaczego tak się ubrałeś? - w końcu popatrzył na towarzysza.
- Tak jest bezpieczniej się poruszać - mruknął hrabia. - Bandyci zazwyczaj nie napadają na zwykłych ludzi, tylko na bogaczy.
- Rozumiem. Tym razem będziesz musiał przebrać się w odpowiedni strój.
- Jak? Nie mów, że coś masz.
- Oczywiście - Kurus wyszczerzył zęby w uśmiechu i zsiadł z konia.
Hrabia poszedł za jego przykładem. Chwilę potem trzymał w ręce bogatą szatę wykonaną z delikatnego materiału. Okazało się iż idealnie na niego pasuje.
- Świetnie wyglądasz - usłyszał za plecami, kiedy już się przebrał.
Odwrócił się i zdumiał jak bardzo odmienił się jego towarzysz po założeniu bogatego stroju.
- Tobie też pasuje ten strój - uśmiechnął się. - Jak mam się do ciebie zwracać?
- Jestem hrabia Marase Latimera, a ty?
- Powiedzmy... - hrabia chwilę się zastanawiał - niech będzie Hasare Worubow.
- Musze zapamiętać - mruknął skrytobójca. - Jeszcze jedno. Na wypadek gdyby sprawy przybrały nieciekawy obrót, to poznaliśmy się dopiero na trakcie i razem podróżowaliśmy, ponieważ mieliśmy ten sam cel podróży. Nic o mnie nie wiesz, ani ja nie wiem nic o tobie. Tak będzie bezpieczniej i zawsze będzie szans, że przynajmniej jeden z nas przeżyje, żeby wykonać zadanie.
- Rozumiem - odparł hrabia i wsiadł na konia.
Podjechali do bram miasta i, jak przystało na szlachtę, nie zważając na ludzi czekających w kolejce podjechali pod samą kratę.
- Stać! - Powiedział jeden z żołnierzy wysuwając się na przód.
- Jak śmiesz się tak odzywać? - powiedział z wyższością hrabia Sonusa. - Wiesz do kogo mówisz? Jadę z poselstwem do twojego króla. Nie będzie zadowolony, kiedy usłyszy jak mnie potraktowałeś.
- Proszę o wybaczenie wielmożny panie - żołnierz schylił głowę. - Wykonuję tylko królewskie polecenia. Mamy ważnie sprawdzać wszystkich przybywających do miasta, czy przypadkiem nie próbują się tu dostać podejrzane elementy.
- Mniemam, że to nie dotyczy szlachty. Wyobrażasz sobie, że ktoś szlachetnie urodzony może okazać się bandytą??
- Ależ skąd, miłościwy panie - żołnierz zaczynał powoli panikować. - Proszę o wybaczenie. Wasze miłości mogą przejechać. Czy mogę mieć nadzieję panie, że nie wspomnicie o tym, nic nie znaczącym incydencie, miłościwemu panu? - spytał żołnierz błagalnym tonem patrząc pokornie na hrabiego.
- Pomyślę nad tym - mruknął wyniośle zapytany.
- Będę dozgonnie wdzięczny waszej miłości - żołnierz już prawie płaszczył się przed hrabią.
- A przy okazji - mruknął hrabia, jakby coś sobie przypomniał - gdzie znajdę w tym mieście jakąś dobrą gospodę?
- Najlepsza gospoda w mieście, panie, to "Trzy korony". Znajdziecie ją z łatwością, znajduje się przy głównym placu - odparł żołnierz.
Hrabia Sonusa wraz z Kurusem bez słowa podziękowania przekroczył bramę miasta.
- Uf - mruknął, kiedy byli już na tyle daleko, że żaden z żołnierzy nie mógł już ich dostrzec. - przez moment bałem się, że nas nie wpuszczą.
- Świetnie odegrałeś rolę szlachcica.
- Pamiętaj, ze kiedyś też byłem żołnierzem i znam to doskonale od tej strony. Wiem jak myślą żołnierze i jakie przeważnie będą ich reakcje.
- Wybacz, zupełnie zapomniałem - Kurus roześmiał się. - Co teraz robimy?
- Myślę, że powinniśmy zatrzymać się w tej gospodzie o której wspominał ten żołnierz.
- Nie będziemy zbytni zwracać na siebie uwagi?
- Nie sądzę. Jeżeli to jest faktycznie najlepsza gospoda w mieście, to powinno być tam więcej takich jak my, więc nie powinniśmy się zbytnio wyróżniać.
- W takim razie chodźmy.




CDN














Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum