The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 04:04:03   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Inny świat 1
Adam wyszedł z klubu. Gdyby nie to, że była już dwudziesta pierwsza i musieli zamknąć, to pewnie długo by jeszcze stamtąd nie wychodził. Był dzisiaj wyjątkowo nie w humorze i miał nadzieję, że Kung-fu pomoże mu trochę odreagować. Niestety nie pomogło. Mimo wielogodzinnych prób nie mógł się w ogóle skoncentrować na treningu. Wszystko przez Marka, jego chłopaka. Właściwie byłego chłopaka. Dzisiaj rano Marek oświadczył mu, że zrywa z nim. Nawet nie wysilał się na subtelności, powiedział to prosto z mostu. I dodał jeszcze coś co zraniło Adama najbardziej.
- Nigdy cię nie kochałem. Byłem z tobą, bo spełniałeś wszystkie moje zachcianki. Teraz mam kogoś kogo kocham. Więc odchodzę od ciebie.
Widocznie tylko Adam był na tyle głupi żeby brać ten związek na poważnie. Tak na dobrą sprawę, to nigdy nie słyszał jak Marek mówi „kocham cię”, ale był zbyt ślepy żeby to zauważyć. Jak każdy ślepo zakochany. Jak każdy ślepo zakochany głupek. Tak, był głupkiem, że zakochał się akurat w nim. Ale przecież nie mógł nic na to poradzić. Serce nigdy nie idzie w parze z rozumem. No i tak to się zazwyczaj kończy. Westchnął ciężko. Zarzucił torbę na ramię i powoli ruszył przed siebie. Szedł zamyślony nie patrząc nawet gdzie idzie. W pewnym momencie usłyszał krzyk.
- Ratunku!
Nastawił ucha. Krzyk powtórzył się i to niedaleko. Rzucił torbę na ziemię i pobiegł w kierunku z którego, jak mu się wydawało, słyszał krzyk. Wbiegł w ciemną uliczkę. Jedyne światło jakie tu docierało pochodziło z stojącej przy sąsiedniej ulicy lampy i nie oświetlało całej uliczki. W ciemnym końcu dostrzegł jakieś szamoczące się osoby. Jedną z nich była kobieta, która raz po raz krzyczała:
- Ratunku! Pomocy!
Drugą osobą był mężczyzna, który najwyraźniej chciał zgwałcić kobietę. Adam nie zastanawiając się wiele rzucił się na mężczyznę i odciągnął go od kobiety. Kilka ciosów i facet leżał nieprzytomny.
- Już wszystko w porządku – powiedział i chciał podejść do kobiety, gdy nagle dostrzegł jej rozszerzone z przerażenia oczy, a w następnej chwili przestał cokolwiek widzieć, słyszeć i czuć.
Kiedy w końcu odzyskał świadomość pierwsze co poczuł to był powiew wiatru na jego twarzy. I śpiew ptaków. Ptaki? Zdziwił się. Ostrożnie otworzył oczy. Zobaczył niebo i liście drzewa. Drzewo? Gdzie on jest? Podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał w koło. Tu musi być jakiś sen, stwierdził. Był dzień, piękny, słoneczny dzień, a on leżał na jakiejś łące w cieniu ogromnego drzewa. Gdzie się nie obrócił widział drzewa, mnóstwo drzew, ogromny las. Wstał. Podniósł rękę żeby podrapać się po głowie i ze zdziwieniem stwierdził, że ma na sobie jakąś dziwną koszulę. Falbanki przy rękawach, żabot pod szyją i dziwne złote guziki. W dotyku delikatna niczym jedwab. To samo spodnie. Tak samo delikatne i tak samo pełne falbanek. Obrzydlistwo. Dobrze, że przynajmniej jedno i drugie było białe. Gdyby było różowe, to chyba byłby jakiś koszmar. Nie był pewien co ma robić. Podrapał się po głowie i znowu rozejrzał wkoło. Las wydawał się wszędzie taki sam. Żadnego śladu jakiejkolwiek drogi, albo nawet ścieżki. A skoro tak, to na chwilę obecną będzie bez znaczenia w którą stronę pójdzie. A pójść musiał na pewno. Nawet jeżeli to tylko sen, to nie mógł tak siedzieć w nieskończoność pod tym drzewem. Ruszył przed siebie i wszedł w las. Szedł jakiś czas, aż w końcu drzewa zaczęły przerzedzać się. Pomyślał, że już wyszedł z lasu, ale okazało się iż była to tylko kolejna polana. Jednak różniła się od poprzedniej i to bardzo. Po pierwsze kończyła się ona ogromną skałą, a po drugie ktoś tam był. Adam szybko schował się za najbliższe drzewo. Nie był tchórzem, ani nic takiego, ale nie wiedział gdzie się znajduje i co to za ludzie, więc wolał na początek poobserwować. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to fakt, że ci ludzie ze sobą walczyli. Jednak było coś dziwnego w tej walce. Jeden z nich, o krótkich czarnych włosach, ubrany jak jakiś szlachcic, odpierał ataki pięciu innych, którzy wyglądali jak łachmaniarze. Nie wiadomo dlaczego Adamowi przyszedł na myśl film o Robin Hoodzie. Ci bandyci byli ubrani zupełnie tak jakby grali w tym filmie. Słychać było szczęk broni. Ciekawe dlaczego walczą? Po chwili Adam uzyskał odpowiedź. Szlachcic odpierając atak kolejnego bandyty zmienił nieco pozycję i wtedy Adam mógł zobaczyć jak pod drzewem, rosnącym tuż przy skale, siedzi jakaś długowłosa kobieta. Tylko dlaczego ona nie ucieka? I dlaczego tak dziwnie siedzi? Dlaczego jest goła od pasa w dół? Adam spojrzał uważnie i z przerażeniem stwierdził, iż kobieta nie może uciec bo właśnie rodzi!! Zrozumiał, że szlachcic chroni ją i nienarodzone jeszcze dziecko. Nagle jeden ze zbirów zamachnął się szpadą i ciął szlachcica w rękę w której tamten trzymał szpadę. Broń wypadła mu z ręki, polała się krew. Szlachcic podniósł szpadę drugą ręką. Jednak, chociaż zrobił to szybko, ten ułamek sekundy wystarczył żeby jeden ze zbirów zbliżył się do kobiety. Adam usłyszał krzyk. Nie rozumiał tego języka. Jednak nie musiał rozumieć, żeby wiedzieć co ten krzyk oznacza. Przerażenie i obawa o towarzysza. Wiedział, że jeżeli szlachcic odwróci się by ratować kobietę, to sam będzie narażony na niebezpieczeństwo. Z kolei, jeżeli będzie bronił samego siebie to kobieta straci życie. Jak by nie postąpił ktoś musi zginąć. Tym bardziej, że z lasu wybiegło kolejnych pięciu zbirów. Nie zastanawiając się wiele Adam wyskoczył zza drzewa i pobiegł w stronę kobiety. Chwycił napastnika za gardło w momencie gdy ten podnosił rękę by uderzyć. Odrzucił go możliwie jak najdalej i spojrzał w stronę kobiety. Rozszerzył oczy ze zdumienia. To nie była kobieta, tylko mężczyzna. Piękna twarz, długie blond włosy, ale jednak mężczyzna. Jakim cudem mężczyzna rodzi dziecko? Przecież to fizycznie niemożliwe! Nie wiadomo jak długo by się nad tym zastanawiał, gdyby nagle nie poczuł ostrego bólu w prawym boku. Upadł na kolana. Blondyn krzyknął coś przestraszony do niego, ale niestety Adam nie zrozumiał co. Dopiero wzrok tamtego skierowany nad głową Adama powiedział wszystko. Przezwyciężając ból odwrócił się i wyprowadziwszy cios powalił szykującego się do uderzenia zbira. Ten padł nieprzytomny. Dopiero wtedy Adam złapał się za bolący bok. Poczuł coś mokrego. Spojrzał na rękę i zobaczył krew. Przeraził się. Przecież to sen, więc dlaczego tak boli? Znowu usłyszał krzyk blondyna i zobaczył jego przerażony wzrok. Zrozumiał, że stoi za nim kolejny zbir. Nie namyślając się wiele zrobił unik i sekundę potem stał za plecami napastnika. Złapał tamtego za kark. Chwilę potem złoczyńca leżał ze złamanym karkiem. Skoro tak chcą się bawić, skoro chcą go zabić, to on też nie będzie się bawił w subtelności. Doskoczył do następnego bandyty. Kilka ciosów i tamten także leżał ze skręconym karkiem. A potem następny i następny, aż wykończył wszystkich. Kiedy skończył podszedł do szlachcica, który stał trzymając się za krwawiącą rękę, a szpada drgała wbita obok w ziemię. Widział, że tamten coś do niego mówi, ale nie mógł zrozumieć co. Oderwał jeden z rękawów swojej koszuli i zabandażował ranę szlachcica. Kiedy skończył, zdziwiony stwierdził, że szlachcic wpatruje się w jego rękę. Popatrzył za jego wzrokiem, ale na szczęście nie było tam żadnej rany. Szlachcic ostrożnie dotknął tatuażu na ręce Adama.
- A, chodzi ci o to? To tatuaż – powiedział Adam, chociaż wiedział, że tak jak on nie rozumie szlachcica, tak szlachcic nie rozumie jego.
Tatuaż przedstawiał smoka, którego głowa spoczywała na lewym barku Adama, a ogon owijał się wokół ręki by skończyć na wierzchu dłoni, między palcami.
Adam chciał jeszcze coś powiedzieć gdy nagle usłyszał przeraźliwy krzyk. Obejrzał się w stronę z której on dochodził. Blondyn przyciskał do piersi dziecko. Z jego oczu płynęły łzy, a z gardła wydobywał się nieludzki skowyt, pełen bólu i rozpaczy. Szlachcic podbiegł do niego. Adam zrobił to samo. Kiedy ukląkł zrozumiał wszystko. Dziecko nie ruszało się. Nie zastanawiając się nad tym co robi, wziął dziecko z rąk blondyna i przytknął usta do jego ust i nosa. Wciągnął powietrze i poczuł w ustach ohydny smak jakiegoś płynu. Szybko go wypluł. Przytknął usta jeszcze raz i znowu pociągnął. Tym razem nie poczuł już nic. Złapał dziecko za nogi i podniósł do góry nogami. Klepnął mocno w pośladki, jednak nic to nie dało. Klepnął drugi raz i trzeci. W końcu usłyszał płacz. Położył dziecko ostrożnie na trawie. Oderwał drugi rękaw koszuli, następnie odgryzł pępowinę, która miała jeszcze bardziej paskudny smak od tego, co wyssał z ust i nosa dziecka, kikut zawiązał w supeł i owinął wszystko oddartym rękawem. Ściągnął z grzbietu to, co został z jego dziwnej koszuli i ostrożnie zawinął w to dziecko. Potem oddał je blondynowi, który nie przestawał płakać. Lecz tym razem Adam widział iż są to łzy radości. Uśmiechnął się widząc to. Szlachcic coś do niego powiedział.
- Wybacz, ale nie rozumiem cię – odparł Adam.
Szlachcic z przerażeniem w oczach pokazał na jego bok. Adam popatrzył tam gdzie tamten pokazywał i sam się przeraził. W jego prawym boku była ogromna rana z której krew wypływała w zastraszającym tempie barwiąc na czerwono całą nogawkę. Nagle zrobiło mu się czarno przed oczami. Ostatnie co zanotowała jego świadomość to fakt, iż nogi odmawiają mu posłuszeństwa.
Kiedy wróciła mu świadomość poczuł, że leży na czymś miękkim. Ostrożnie otworzył oczy. Zdumiał się ogromnie widząc nad sobą dziwny wzorzysty materiał. Chciał się podnieść, ale nagle poczuł ostry ból w prawym boku.
- Proszę się nie ruszać, Wasza Wysokość, inaczej rana znowu będzie krwawić – usłyszał nagle.
Przestraszony rozejrzał się w koło. Okazało się, iż leży w ogromnym łożu z baldachimem, obok którego siedzi na fotelu jakiś dziwnie ubrany mężczyzna.
- Gdzie ja jestem? I kim ty jesteś? – Zapytał Adam.
- Wasza Wysokość jest w swoim pałacu, a ja jestem medykiem Waszej Wysokości.
- Dlaczego mówisz do mnie „Wasza Wysokość”? – Zdziwił się Adam.
- Ponieważ nie mogę zwracać się inaczej do mojego króla – mężczyzna skłonił nisko głowę.
- Ja królem? Niedorzeczność - mruknął.
- A jednak to prawda, Wasza Wysokość. Być może utrata dużej ilości krwi spowodowała, że Wasza Wysokość nie pamięta wszystkiego, ale nie zmienia to faktu, że Wasza Wysokość jest naszym królem.
- Ale ja doskonale pamiętam co się wydarzyło. Pamiętam jak broniłem tamtych ludzi, pamiętam jak przywróciłem do życia to dziecko. Pamiętam jak zostałem ranny. Więc dlaczego nie pamiętam tego o czym ty mówisz? I dlaczego tak dobrze rozumiem co do mnie mówisz? Tamtych mężczyzn nie mogłem zrozumieć.
- Zanim odpowiem na to pytanie, czy Wasza Wysokość wybaczy mi wścibstwo i zechce powiedzieć jak ma na imię i skąd pochodzi?
Adam przymknął oczy. Cholera, co mam mu powiedzieć? Jeżeli powiem prawdę to uzna mnie za wariata. Może lepiej zasłaniać się niepamięcią? Tak. Tak będzie najlepiej.
- Ja… nie wiem. Nic zupełnie nie pamiętam. Jedyne co pamiętam to to, że gdy otworzyłem oczy byłem na jakiejś łące. Potem pomogłem tym dwóm, a potem znalazłem się tutaj. Co się ze mną dzieje?
- To trochę skomplikowane. Prawda jest taka, że Wasza Wysokość nie pochodzi z tego świata. Nie wiemy skąd przybyłeś. Wiemy tylko że twoje przybycie zostało przepowiedziane już dawno temu. W starożytnych księgach jest zapisane, że pewnego dnia przybędzie odziany w biel mężczyzna. Zostanie on naszym królem i poprowadzi kraj do rozkwitu.
- Ten opis pasuje do każdego – mruknął Adam.
- Oczywiście Wasza Wysokość, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę resztę przepowiedni to wszystko wskazuje tylko na jedną osobę.
- A jaka jest ta reszta przepowiedni? – Zainteresował się.
- Przybędzie odziany w biel mężczyzna, z nieznanym zwierzęciem u boku i pokona przeciwników bez użycia jakiejkolwiek broni. Nie będzie wiedział ani kim jest ani skąd pochodzi, jego dusza będzie poza ciałem.
- „z nieznanym zwierzęciem u boku”? – Zdziwił się Adam. Medyk bez słowa wskazał na tatuaż na ręce Adama.
- Nigdy takiego zwierzęcia nie widzieliśmy, Wasza Wysokość. I nie wiemy też w jaki sposób to zwierze znalazło się na skórze Waszej Wysokości. Wprawdzie ludzie w naszym kraju zdobią swoje ciała malunkami dla upiększenia, albo żeby odstraszyć wroga w czasie bitwy, ale żadna z metod nie daje takiego efektu. Poza tym, kiedy znaleźliśmy Waszą Wysokość, Wasza Wysokość był nieprzytomny, a wokół leżały ciała martwych bandytów. Wielu z nich miało rany, ale żaden z nich nie umarł od tych ran.
- A co z tymi dwoma, którym pomogłem?
- Wasza Wysokość wybaczy, ale kiedy przybyliśmy na miejsce nie było tam nikogo oprócz Waszej Wysokości i tych martwych bandytów. Jednakże ktoś musiał do Waszej Wysokości dotrzeć przed nami, bo rana Waszej Wysokości była opatrzona.
- Aha. Powiedz mi dlaczego ja cię rozumiem. Tamtych dwóch w ogóle nie rozumiałem.
- To przez specjalną miksturę, którą podałem Waszej Wysokości wraz z lekami.
- Rozumiem. Więc co teraz?
- Jak Wasza Wysokość się czuje?
- Pomijając fakt, że boli mnie bok to chyba jestem głodny – mruknął Adam.
- To świetnie. Znaczy, że moje leki działają i Wasza Wysokość wraca szybko do zdrowia – uśmiechając się z zadowolenia medyk klasnął dwa razy w dłonie. Otworzyły się drzwi i weszła młoda dziewczyna niosąc tacę, a na niej jakąś miskę. Stanęła przy łóżku i dygnęła przed Adamem, następnie postawiła tacę na stojącym przy łożu stoliku i bez słowa oddaliła się.
- Wasza Wysokość pozwoli – medyk ostrożnie podniósł Adama do pozycji siedzącej i podparł go poduszkami. Następnie wziął łyżkę i próbował karmić Adama, ale ten tylko mruknął:
- Sam potrafię.
- Jak Wasza Wysokość sobie życzy – medyk włożył łyżkę z zawartością z powrotem do miski i wraz z tacą położył ją na kolanach Adama.
Adam ostrożnie podniósł łyżkę do ust.
- Gorące – mruknął.
- Proszę wybaczyć Wasza Wysokość, zaraz każę ukarać kucharza - medyk wstał, skłonił się i chciał wyjść.
- Co chcesz zrobić?
- Każę wychłostać kucharza, Wasza Wysokość.
- Dlaczego? – Zdziwił się Adam.
- Gdyż jego potrawa nie smakowała Waszej Wysokości.
- Tego nie powiedziałem. Powiedziałem tylko, że jest trochę za gorące. Wystarczy jak odczekam chwilę i będzie w porządku. Wcale nie musisz chłostać kucharza - mruknął.
- Jak Wasza Wysokość każe – medyk skłonił się i usiadł z powrotem. Zajęty zupą Adam nie widział jak uśmiechnął się do siebie.
- To było dobre – powiedział Adam kiedy już skończył jeść i przymknął oczy. – Chyba się trochę zdrzemnę.
- Ależ oczywiście, Wasza Wysokość. Sen jest niezwykle istotny. Dzięki niemu rany szybciej się goją – powiedział medyk i pomógł Adamowi położyć się. Potem przykrył go troskliwie. – Życzę dobrej nocy Waszej Wysokości – ukłonił się i po cichu wyszedł.
Adam zamknął oczy, chwilę potem już spał. Kiedy się obudził słońce stało już wysoko. Rozejrzał się w koło i stwierdził, że nadal jest w tym wielkim łożu. Ostrożnie podniósł się. Bok bolał go jeszcze, ale już nie tak bardzo jak wczoraj. Ostrożnie wstał z łóżka. Miał na sobie spodnie wykonane z delikatnej w dotyku i połyskującej tkaniny w kolorze burgunda. Pewnie piżama, pomyślał. Rozejrzał się po pokoju w którym się znajdował. Stół, fotele, kanapa, komoda i wielkie lustro nad nieczynnym kominkiem. Wszystko w jakimś dziwnym stylu. Z tego co pamiętał z lekcji historii to chyba było rokoko. Na jednym z foteli leżało jakieś ubranie. Podszedł powoli do niego. Okazało się iż to szlafrok, wykonany z takiej samej tkaniny jak spodnie, które miał na sobie, i w takim samym kolorze. Powoli i ostrożnie, żeby nie podrażnić rannego boku założył go na siebie. Przynajmniej nikt nie będzie gadał, że paraduje półnagi. Podszedł do ogromnych przeszklonych drzwi. Zobaczył za nimi ogród. Zapragnął wejść do niego. Na szczęście drzwi miały taką samą klamkę jak w jego świecie i na szczęście nie były zamknięte. Ruszył przed siebie pierwszą z brzegu ścieżką. Jednak nie uszedł daleko, gdy nagle wpadł na jakiegoś chłopaka grzebiącego w ziemi.
– Uważaj jak łazisz – warknął chłopak i podniósł głowę. Zbladł zobaczywszy, kto na niego wpadł. – Litości Wasza Wysokość! – Padł na kolana i pokłonił aż do ziemi. – Ja nie chciałem! Myślałem, że to drugi ogrodnik. Proszę, nie każ mnie chłostać!
- Dlaczego miałbym kazać cię wychłostać? – Zdziwił się Adam – Przecież to ja na ciebie wpadłem.
Chłopak zdziwiony podniósł głowę nie podnosząc się z pozycji klęcznej i popatrzył na Adama.
- No, wstań już – powiedział Adam i uśmiechnął się.
Chłopak ostrożnie podniósł się i mnąc w rękach czapkę stał patrząc niepewnie na Adama.
- Jak masz na imię?
- Arakan Walres, Wasza Wysokość.
- Co tu robisz?
- Jestem jednym z królewskich ogrodników, Wasza Wysokość. Właśnie sadziłem nowe kwiaty.
- Więc Arakan, skoro jesteś ogrodnikiem, to może oprowadzisz mnie po tym ogrodzie?
Chłopak ze zdumieniem popatrzył na Adama, który nie przestawał się uśmiechać.
- Co się stało? Zapomniałeś języka w gębie?
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość, - chłopak spuścił głowę – ale to takie niecodzienne, że Wasza Wysokość chce żebym pokazał ogród.
- Dlaczego to takie niecodzienne?
- No bo… - chłopak wciąż nie podnosił głowy.
- No wykrztuś to wreszcie. I stań normalnie.
Chłopak posłusznie się wyprostował.
- No bo - odparł niepewnie - poprzedni król nigdy nie interesował się ogrodem. Tylko jego nałożnice tutaj przychodziły. No i Wasza Wysokość chce żebym to ja pokazał, a nie któryś z osobistych służących.
- To naprawdę takie dziwne? – Chłopak energicznie pokiwał głową. – Wiesz, chciałbym usłyszeć więcej takich dziwnych rzeczy. Ale najpierw chciałbym gdzieś usiąść. Trochę się zmęczyłem – jakby na potwierdzenie tych słów zachwiał się. Chłopak podbiegł do Adama i podtrzymał go.
- Tam za rogiem jest altana, a w niej ławka, Wasza Wysokość.
- Zatem prowadź. Tylko powoli, będę musiał się na tobie oprzeć. – Ruszyli powoli. – Ale tu pięknie – powiedział Adam, kiedy w końcu doszli i usiadł na ławce.
- Czy Wasza Wysokość się dobrze czuje? Może pobiegnę po medyka? – Spytał wystraszony chłopak widząc jak Adam ciężko oddycha.
- Nie trzeba. Muszę tylko chwilę odpocząć. I napiłbym się trochę wody.
Chłopak bez słowa pobiegł w sobie tylko znanym kierunku i wrócił z naczyniem pełnym wody.
- Wasza Wysokość wybaczy, ale to tylko woda z fontanny – chłopak ukłonił się podając naczynie Adamowi.
- Nic nie szkodzi – odparł Adam i napił się. Woda była przyjemnie zimna. – Bardzo dobra ta woda. Siadaj – dodał widząc, że chłopak wciąż stoi i ściska w rękach swoją czapkę.
- Nie mogę, Wasza Wysokość.
- Dlaczego?
- Prostym ludziom, takim jak ja, jest zakazane siadać w obecności króla i szlachty. Tak nakazał pierwszy król wieki temu, i tak jest do dzisiaj.
- Nakazał król, mówisz? Więc to co nakaże król musi być natychmiast wykonywane, tak? – chłopak skinął głową – Więc jeżeli ja nakażę ci usiąść to co powinieneś wtedy zrobić?
- Powinienem usiąść, bo tak każe mi mój król – odparł szeptem chłopak.
- Więc każę ci siadać – powiedział Adam. Chłopak posłusznie usiadł na brzegu sąsiedniej ławki. – A teraz opowiedz mi o poprzednim królu. Jaki był, gdzie teraz jest…
- Ja nie mogę, Wasza Wysokość – w oczach chłopaka pokazały się łzy.
- Dlaczego?
- To jest zakazane. Poprzedni król tak zadecydował. Żeby nie mówić nic o królu pod karą chłosty.
- Skoro ja jestem teraz królem, więc poprzedni król nie żyje, tak?
- Zgadza się, Wasza Wysokość.
- A skoro nie żyje to nie może cię wychłostać za to że coś mi o nim opowiedziałeś, prawda?
- To prawda, Wasza Wysokość.
- Więc dlaczego nie możesz mi nic powiedzieć?
- Bo król może mnie kazać wychłostać, Wasza Wysokość.
Adam westchnął.
- Przecież ustaliliśmy, że król nie żyje, więc jak może cię wychłostać?
- Obecny król, Wasza Wysokość. Obecny król może mnie kazać wychłostać za nieprzestrzeganie prawa – dopiero w tym momencie Adam zrozumiał co chłopak chciał powiedzieć.
- A jeżeli obecny król ci powie, iż każe cię wychłostać za to, że nie chcesz spełnić jego rozkazu?
Oczy chłopaka rozszerzyły się ze zdumienia. W następnej chwili chłopak klęczał u stóp Adama.
- Litości, Wasza Wysokość! Nie każ mnie chłostać! Litości!
- Jeżeli nie chcesz żebym kazał cię wychłostać, to lepiej opowiedz mi o poprzednim królu. I siadaj z powrotem, żebym dobrze cię widział.
Chłopak posłusznie usiadł i ze spuszczoną głową zaczął opowiadać.
- Poprzedni król bardzo łatwo wpadał w gniew. Chłostał każdego za najdrobniejsze nawet przewinienie. Wystarczyło, że jedzenie było zbyt gorące, albo zbyt zimne, a już kazał chłostać kucharza.
- Idiotyzm – mruknął Adam.
- Ale to prawda Wasza Wysokość. Gdyby nie królewscy doradcy przez gniew króla nasz kraj byłby w stanie wojny z wszystkimi sąsiadami. Oprócz tego poprzedni król lubił wystawne życie. Wydawał mnóstwo pieniędzy na sprowadzanie z zagranicy różnego rodzaju frykasów. Nie zważał przy tym na to, iż dla zaspokojenia jego zachcianek trzeba było podnieść podatki. Na dodatek miał kilka kochanek, które tak samo jak on lubiły wystawne życie.
- A co na to królowa?
- Królowa zmarła w czasie połogu wraz z dzieckiem. Od tamtego czasu, król nie ożenił się ponownie, tylko przyprowadzał coraz to nowe kochanki. Chociaż miał oficjalnie kilka kochanek to jednak wszyscy w kraju wiedzieli, że najbardziej lubił młode dziewczyny, które nigdy jeszcze nie były z mężczyzną. Co noc zaufani żołnierze przyprowadzali mu jakąś, bardzo często uprowadzaną z rodzinnego domu.
- Jednego nie rozumiem. Wysokie podatki, uprowadzane z domu młode dziewczyny i nikt się nie buntował przeciwko takiemu królowi?
- Nie, Wasza Wysokość. Szlachta nie buntowała się, bo prawie nie płaciła podatków, wszystkie były ściągane z biednych. A biedni nie buntowali się, bo wierne królowi wojsko skutecznie tłumiło wszelki bunt.
- Jak umarł?
- Udławił się owocem, Wasza Wysokość.
- Kiedy?
- Jakieś dwa miesiące temu, Wasza Wysokość.
- Kto od tamtego czasu rządził?
- Królewscy doradcy, Wasza Wysokość. W oczekiwaniu na nowego króla starają się trzymać porządek w kraju.
- Rozumiem. Mógłbyś mi przynieść jeszcze wody?
Chłopak bez słowa wstał i pobiegł po wodę. Adam przymknął oczy i wystawił twarz w stronę w stronę słońca. Nagle usłyszał:
- Wasza Wysokość nie powinien jeszcze wstawać z łoża – otworzył oczy i zobaczył klęczącego na jedno kolano mężczyznę z pochyloną głową .
- Ktoś ty?- spytał zaciekawiony.
- Jestem Kirim Nawarti, królewski doradca, Wasza Wysokość – odpowiedział mężczyzna nie podnosząc głowy.
- Wstań – mężczyzna posłusznie wstał i Adam mógł mu się dokładnie przyjrzeć. Wyglądał na jakieś trzydzieści lat. Krótkie czarne włosy, brązowe oczy, srogi wyraz twarzy. Prosty strój w kolorze czarnym składający się ze spodni i sięgającej połowy ud kurtki ze stójką. Jedyną ozdobą jego stroju były złote guziki.
- Medyk powiedział, że Wasza Wysokość powinien odpoczywać, inaczej rana nie zagoi się – powiedział Kirim z lekko pochyloną głową.
- Medyk przesadza – mruknął Adam. – Nic mi nie jest.
- Wasza Wysokość wybaczy, ale nie mogę się z tym zgodzić. Medyk Waszej Wysokości jest najlepszy.
- Tak? Jakoś nie uchronił przed śmiercią poprzedniego króla.
Zdumiony Kirim chciał już coś powiedzieć, ale w tym momencie wrócił Arakan z wodą. Widząc Kirima przystanął niepewnie.
- Co tak stoisz? Masz moją wodę? – zapytał Adam.
Chłopak szybko podbiegł do Adama i klękając na jedno kolano podał mu naczynie z wodą. Adam napił się.
- Arakan…
- Tak, Wasza Wysokość?
- Chcę żebyś przyniósł do mojej komnaty trochę kwiatów.
- Których, Wasza Wysokość?
- Którychkolwiek, wszystkie są piękne. Chcę żebyś codziennie przynosił mi świeże kwiaty.
- Jak Wasza Wysokość każe – ogrodnik ukłonił się nisko.
- Możesz odejść – Chłopak posłusznie oddalił się. – Chyba wrócę do łóżka.
- Słuszna decyzja, Wasza Wysokość – powiedział chłodno Kirim.
Adam wstał. Zakręciło mu się w głowie, ale chwilę odczekał i już wszystko było dobrze. Ruszył przed siebie. Zdążył zrobić parę kroków, gdy nagle nogi ugięły się pod nim i upadł na kolana.
- Mówiłem, że Wasza Wysokość nie powinien jeszcze wychodzić z łoża – powiedział zimno Kirim i wziął Adama na ręce.
- Postaw mnie. Sam mogę iść - Adam próbował protestować, lecz nic to nie dało.
- Nie mogę, Wasza Wysokość.
- Jestem twoim królem czy nie?
- Technicznie Panie, nie jesteś jeszcze królem. Będziesz nim dopiero po koronacji. Do tego czasu nie mogę pozwolić żebyś stracił życie.
Adam nic nie odpowiedział. Kirim zaniósł go do komnaty i ostrożnie posadził na łóżku. Pomógł zdjąć szlafrok.
- Rana się znowu otworzyła. Pójdę po medyka – powiedział Kirim, schylił nisko głowę i wyszedł z komnaty. Jakiś czas potem wszedł do niej poznany wcześniej medyk.
- Wasza Wysokość nie powinien jeszcze wstawać – powiedział kłaniając się nisko.
- To samo powiedział mi Kirim – mruknął Adam.
-A więc Wasza Wysokość już go poznał? – Medyk ostrożnie odwinął bandaże i wziął się za oczyszczanie rany.
- Tak. Strasznie dziwny. Ponury, zero emocji.
- Może to dlatego, Wasza Wysokość, że od jego decyzji zależą losy naszego państwa.
- To znaczy?
- Jest głównym doradcą. Po śmierci poprzedniego króla doradcy podejmowali wszystkie decyzje. Kirim jako główny doradca ma decydujący wpływa na podejmowane decyzje.
- Auć, uważaj – syknął w pewnym momencie Adam.
- Proszę uniżenie o wybaczenie Wasza Wysokość, to było niezamierzone – medyk padł na kolana i pochylił głowę do samej ziemi.
- Wstań. Nie musisz się tak płaszczyć ani jęczeć. Nie mam zamiaru chłostać cię, tak jak miał to w zwyczaju poprzedni król.
- A więc Wasza Wysokość już słyszał? – Spytał medyk wracając do czyszczenia rany.
- Oczywiście. I szczerze mówiąc nie były to zbyt pochlebne opinie.
- Nie wiem co Wasza Wysokość usłyszał, ale wszystko to była raczej prawda.
- I nie można o nim powiedzieć nic miłego?
- Absolutnie nic, Wasza Wysokość.
- Więc dlaczego nie zmieniliście króla?
- No cóż, Wasza Wysokość. Jeżeli chodzi o szlachtę, to prawdopodobnie było im tak wygodnie, a biedota… Biedota nie miała zbyt wiele odwagi żeby przeciwstawić się licznej armii.
- Rozumiem.
- Gotowe, Wasza Wysokość – medyk skończył owijać bandaż. - Byłbym wdzięczny gdyby Wasza Wysokość jednak uważał na siebie.
W tym momencie w otwartych drzwiach do ogrodu pokazał się Arakan z naręczem kwiatów.
- Czego tu chcesz? Nie wiesz, że tacy jak ty nie mają prawa wstępu do królewskich komnat?– warknął na niego medyk.
- Ja mu kazałem przynieść kwiaty – powiedział Adam.
- Proszę o wybaczenie Wasza Wysokość, nie wiedziałem – medyk skłonił nisko głowę i klasnął dwa razy w dłonie.
Drzwi do komnaty otworzyły się i stanęła w nich służąca.
- Przynieś jakieś naczynie na te kwiaty – powiedział medyk.
Dziewczyna dygnęła i wyszła bez słowa. Wróciła chwilę potem z glinianym dzbankiem. Cały czas dygając podeszła do Arakana i wzięła od niego kwiaty. Wsadziła do wazonu i lękliwym głosem spytała:
- Gdzie mam je postawić, Wasza Wysokość?
- Postaw nad kominkiem – powiedział Adam.
Dziewczyna zrobiła jak kazał i wycofała się w stronę drzwi. Stanęła czekając na dalsze polecenia.
- Możesz odejść – powiedział medyk. Dziewczyna dygnęła i bez słowa wyszła. – A ty tu czego jeszcze sterczysz? Chcesz zdenerwować króla? – Spytał Arakana, który ciągle stał w drzwiach do ogrodu.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość! – Arakan padł na kolana i schylił głowę aż do ziemi.
- Wstań – powiedział Adam. – Nie musisz się bać.
- Dziękuję, Wasza Wysokość – Arakan wstał i wycofał się do ogrodu.
- Wasza Wysokość powinien odpoczywać – powiedział medyk.
- Jak mam odpoczywać kiedy myślę tylko o jedzeniu? – burknął z pretensją w głosie Adam.
- Co Wasza Wysokość sobie życzy na posiłek?
- Cokolwiek. Jesteś medykiem, więc chyba najlepiej wiesz co jest dobre dla rannego króla?
- Mądra decyzja, Wasza Wysokość – powiedział z uśmiechem na twarzy medyk i ukłonił się nisko. – Przyślę służbę z jedzeniem – wyszedł z komnaty.
Chwilę potem weszły dwie służące z tacami. Dygnęły , postawiły tace na stoliku, znowu dygnęły i stanęły pod drzwiami czekając na dalsze polecenia.
- Możecie odejść – powiedział Adam.
Służące dygnęły znowu i wyszły bez słowa. Adam ostrożnie podniósł się z łóżka i podszedł do stołu. Na szczęście jedzenie nie wyglądało dziwnie, zupełnie tak samo jak w domu. Zaczął jeść. Kiedy skończył położył się i przymknął oczy. Nawet nie zauważył kiedy zasnął. Kiedy obudził się był środek nocy. Jedyne światło rozświetlające ciemność pochodziło od księżyca. Wstał z łóżka i podpierając się o meble i ściany doszedł do drzwi. Otworzył je i ostrożnie wyjrzał. Po prawej tronie drzwi pod ścianą siedział na niewielkim stołku służący i drzemał. Adam ostrożnie zamknął drzwi i ruszył przed siebie. Służący nawet nie drgnął. Szedł powoli, od czasu do czasu podpierając się o ścianę. Szedł nie wiedząc nawet dokąd. Nagle drzwi, które mijał otworzyły się i wyszedł z nich mężczyzna z górą papierów. Adam zderzył się z mężczyzną. Ten wypuścił papiery i oparł się o ścianę. Osłabiony raną Adam upadł na podłogę.
- Uważaj jak łazisz – warknął mężczyzna i zaczął zbierać papiery. Kiedy już skończył spojrzał na intruza. Zbladł i wypuścił papiery z rąk.
- Litości, Wasza Wysokość! – padł na kolana i schylił głowę aż do ziemi. – Nie wiedziałem. Nie każ mnie chłostać!
- Rany, co wy wszyscy z tym chłostaniem? – mruknął Adam próbując wstać. – Pomóż mi lepiej wstać.
Mężczyzna posłusznie podniósł się i podpierając Adama pod ramiona pomógł mu wstać.
- Kto ty jesteś?
- Mares Janis, Wasza Wysokość, jeden z królewskich doradców.
- Co tu robisz o tak późnej porze?
- Pracuję, Wasza Wysokość. Muszę na jutro przygotować raporty.
- Nic się chyba nie stanie jeżeli przygotujesz je jutro rano?
- Nie mogę, Wasza Wysokość, Kirim zażądał ich z samego rana.
- Rozumiem. W takim razie pracuj dalej – Adam chciał ruszyć dalej, ale Mares klęknął przed nim uniemożliwiając mu to.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość, ale nie mogę pozwolić, żeby Wasza Wysokość w takim stanie poruszał się po zamku.
- Szczerze mówiąc niewiele masz tu do powiedzenia – mruknął Adam.
- To prawda, Wasza Wysokość. Niemniej jednak błagam uniżenie, narażając się na gniew Waszej Wysokości, proszę o powrót do komnaty.
Adam westchnął ciężko.
- Właściwie to sam nawet nie wiem gdzie szedłem. Równie dobrze więc mogę wrócić - powoli odwrócił się i ruszył w powrotną drogę. Jednak musiał oprzeć się o ścianę, bo nagle zrobiło mu się czarno przed oczami.
- Wasza Wysokość! – krzyknął Mares widząc, że Adam powoli osuwa się po ścianie. Podbiegł i chwycił Adama pod ramiona. – Wasza Wysokość!
- Wszystko w porządku. Już mi przechodzi – powiedział Adam i ruszył dalej.
- Wasza Wysokość pozwoli – powiedział Mares i podparł Adama.
- Właściwie czemu nie – mruknął Adam i oparł się całkowicie na ramieniu Maresa.
Kiedy doszli pod drzwi komnaty Mares kopnął śpiącego służącego. Ten spadł ze stołka, a kiedy zobaczył co się dzieje przerażony padł na kolana i zaczął jęczeć:
- Litości Wasza Wysokość! Nie wiem jak to się stało. Litości!
- Zamknij się. Później się z tobą policzę – warknął Mares i wprowadził Adama do komnaty. Ostrożnie posadził go na łóżku i zapalił stojącą obok lampkę naftową. Potem ostrożnie pomógł królowi położyć się.
- Pójdę po medyka, Wasza Wysokość.
- Nie potrzeba. Z raną wszystko w porządku – mruknął Adam.
Mares nic nie powiedział i kłaniając się nisko wyszedł. Adam już prawie zasypiał gdy do komnaty wszedł medyk.
- Słyszałem, że Wasza Wysokość w ogóle nie dba o swoje zdrowie. Tak nie może być. Jak tak dalej pójdzie, to Wasza Wysokość straci wszystkie siły. Nie możemy na to pozwolić.
- Jesteś medykiem czy zrzędzącą babą? – mruknął Adam.
- Wasza Wysokość wybaczy, ale jestem tu po to aby dbać o zdrowie Waszej Wysokości. Jednak jak mam wywiązywać się należycie ze swoich obowiązków jeżeli Wasza Wysokość mi to utrudnia?
- Wcale nie utrudniam – mruknął Adam. – Po postu nie lubię bezczynnie siedzieć w łóżku.
- Skoro tak, to może od jutra zaczniemy naukę, Wasza Wysokość?
- Naukę czego?
- Zanim Wasza Wysokość obejmie tron musi się zapoznać z takimi rzeczami jak gospodarka naszego państwa, polityka, dyplomacja, historia. Jeżeli Wasza Wysokość uważa iż rekonwalescencja jest bezczynnością, równie dobrze może Wasza Wysokość zacząć czytać księgi.
- Cóż, chyba nic nudniejszego niż bezczynność już nie może mnie spotkać, więc zgoda.
- W takim razie jutro po porannym posiłku każę przynieść księgi. A teraz byłbym wdzięczny gdyby Wasza Wysokość zechciał jednak zasnąć.
- Dobrze – Adam odwrócił się plecami do medyka, który zgasił lampkę i ruszył w stronę wyjścia. – Byłbym zapomniał. Jak ty masz właściwie na imię?
- Konas, Wasza Wysokość. Konas Konary.
- Więc Konas, powiedz Maresowi, że ma zostawić w spokoju tego służącego, który zasnął pod moimi drzwiami. Jeżeli dowiem się, że coś mu zrobił, to gorzko pożałuje, że się w ogóle urodził. Rozumiesz?
- Oczywiście, Wasza Wysokość – odpowiedział Konas i wyszedł uśmiechając się pod nosem.
Kiedy Adam obudził się następnego dnia rano, nie bardzo wiedział co robić. Klasnął dwa razy w dłonie jak to wcześniej czynił medyk. Drzwi otworzyły się i stanął w nich służący.
- Wasza Wysokość? – służący ukłonił się.
- Jestem głodny.
Służący otworzył szerzej drzwi i dwóch innych służących wniosło tace i położyło je na łóżku obok Adama.
- Postawcie to na stole – mruknął Adam, ale służący bez słowa ukłonili się i wycofali pośpiesznie.
- Proszę o wybaczenie Wasza Wysokość, ale to są zalecenia medyka – w drzwiach ukazał się Kirim z jakimiś księgami pod pachą. – Medyk zabronił opuszczania łóżka przez Waszą Wysokość.
Adam tylko ciężko westchnął.
- Co tam dźwigasz?
- Medyk powiedział, iż Wasza Wysokość wyraził wolę poznania tego kraju.
- A mam jakiś wybór?
- Niestety nie, Wasza Wysokość – Kirim pochylił głowę.
- No właśnie – westchnął Adam i zabrał się za śniadanie. – Więc co tam masz? – wskazał na trzymane przez Kirima księgi.
- Pomyślałem, Wasza Wysokość, że najlepiej będzie zacząć od historii.
- No to czytaj.
- Słucham? – zdumiał sie doradca.
- Przecież widzisz, że jestem zajęty śniadaniem, więc musisz mi poczytać.
- Rozumiem, Wasza Wysokość – odparł Kirim i usiadłszy w fotelu otworzył pierwszą księgę i zaczął czytać. Głos miał dźwięczny i Adamowi przyjemnie się słuchało, mimo iż księga była strasznie nudna.
W pewnym momencie Kirim przerwał.
- Czemu przerwałeś? – zdziwił się Adam.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość – odparł Kirim, odłożył księgę i podszedł do drzwi prowadzących do ogrodu. Adam zobaczył, że stoi za nimi ogrodnik z bukietem kwiatów.
- A, Arakan. Wpuść go Kirim.
- Wasza Wysokość? – zdumiał się Kirim.
- Nie słyszałeś co powiedziałem? Wpuść go.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość – Kirim pochylił głowę w ukłonie i otworzył drzwi.
Ogrodnik uklęknął na jedno kolano i skłonił głowę w ukłonie.
- Przyniosłem kwiaty, tak jak Wasza Wysokość kazał.
- Podejdź bliżej, chciałbym je powąchać.
Arakan podszedł blisko łoża i ponownie uklęknął wyciągając w kierunku Adama rękę z kwiatami. Adam wziął je i zaczął wąchać.
- Piękne kwiaty przyniosłeś Arakanie.
- Dziękuję, Wasza Wysokość. Te kwiaty przywiózł do naszego kraju król Almanas III, specjalnie dla królowej, której słabe zdrowie nie pozwalało na zamorskie podróże. Od tamtego czasu są sadzone co roku w królewskim ogrodzie.
- Czy to znaczy, że są specjalnie sprowadzane z zagranicy co roku?
- Nie, Wasza Wysokość. Kwiaty bardzo dobrze się przyjęły na naszej glebie i mogą wydawać nasiona.
- Rozumiem. Dołóż je do tych, które już stoją na kominku – Adam oddał Arakanowi kwiaty – Kirim….
- Tak, Wasza Wysokość?
- Możesz mi już oddać tą nudną księgę. Sam będę dalej czytał. Ty zdaje się masz coś innego do roboty?
- To prawda, Wasza Wysokość.
- Więc dawaj tą księgę i zjeżdżaj – Kirim podał Adamowi księgę, klasnął dwa razy w dłonie, poczekał aż służący zabiorą tace i wyszedł.
Arakan wrócił do ogrodu, więc Adam zabrał się za czytanie księgi. Jak się okazało wcale nie była taka nudna i nawet nie zauważył jak wciągnęło go czytanie.
- Widzę, że Wasza Wysokość jednak lubi sprawiać innym kłopoty – usłyszał nagle Adam. Podniósł nieprzytomny wzrok znad księgi i zobaczył medyka.
-A, Konas. Nie rozumiem o co ci chodzi. Przecież nie wychodzę z łóżka – stwierdził zdziwiony widząc zmarszczone brwi medyka.
- Wasza Wysokość nic dzisiaj nie zjadł, a to też nie pomaga w gojeniu rany.
- Przecież jadłem przed chwilą śniadanie.
- Proszę o wybaczenie Wasza Wysokość, ale śniadanie Wasza Wysokość jadł osiem godzin temu.
- To już osiem godzin? - Zdumiał się Adam. - Ale ten czas szybko zleciał. Jak teraz tak mówisz to faktycznie, chyba jestem głodny.
Medyk klasnął dwa razy w dłonie i weszli służący z obiadem. Po skończonym posiłku Adam znów wziął się za czytanie ksiąg. Nawet nie zauważył kiedy zasnął. Następnego dnia rano, zaraz po śniadaniu przyszedł do niego medyk zmienić opatrunek.
- Rana świetnie się goi, Wasza Wysokość. Myślę, że Wasza Wysokość może dzisiaj opuścić łoże.
- Świetnie! – krzyknął Adam i wstał z łóżka.
- Tylko bardzo proszę uważać, Wasza Wysokość. Rana jeszcze może się otworzyć.
- Zrzędzisz jak stara baba – mruknął król.
- Od tego tu jestem, Wasza Wysokość.
- Konas?
- Tak, Wasza Wysokość?
- Kirim coś wspominał o koronacji. Kiedy ona ma być?
- Jak już wcześniej powiedziałem, najpierw Wasza Wysokość musi poznać nasz kraj.
- Więc im szybciej przeczytam wszystkie te księgi, tym szybciej zostanę koronowany?
- W skrócie mówiąc, Wasza Wysokość.
- Powiedz mi Konas, jak to jest możliwe żeby mężczyzna urodził dziecko?
- Och, to całkiem naturalne, Wasza Wysokość.
- Naturalne?
- Oczywiście, Wasza Wysokość. Wieki temu, kiedy nasze państwo było w stanie wojny z sąsiadami, medycy wymyślili sposób na to żeby kobiety rodziły więcej chłopców niż dziewczynek. Dzięki temu nasza armia szybciej rosła w siłę. Niestety okazało się iż ten środek ma zgubny wpływ na kobiece ciało, bo nagle okazało się iż nie rodzą się wcale kobiety. Medycy nie mogąc odwrócić działania tego środka wymyślili inny, dzięki któremu mężczyzna jest w stanie zapłodnić innego mężczyznę. Ponieważ w naszym kraju związek mężczyzny z mężczyzną jest tak samo popularny jak związek kobiety i mężczyzny, więc ten środek został dość dobrze przyjęty. Po jakimś czasie okazało się, iż w takich związkach rodzą się też dziewczynki. Jeszcze później okazało się iż dziewczynki poczęte w takich związkach są czyste od tego wcześniejszego środka, dzięki czemu mogą znowu normalnie rodzić dzieci. Od tamtego czasu minęło sporo czasu i nasz naród już dawno temu oczyścił się z wpływu tego pierwszego środka. Jednak nikt nie chciał zrezygnować z tego środka, dzięki któremu mężczyźni też mogą mieć dzieci, więc jest w dalszym ciągu stosowany. Oczywiście pod czujnym okiem medyków.
- Rozumiem.
- Pewnie Waszą Wysokość brzydzi to?
- Nie – Adam podszedł do drzwi do ogrodu i zapatrzył się na kwiaty. – Jeżeli związek oparty jest na miłości, to nie jest ważne czy partner jest tej samej płci czy nie.
- Przy okazji, co Wasza Wysokość zamierza zrobić z królewskimi kochankami? Oczywiście, jeżeli mogę zapytać.
- Jakimi kochankami? – Zdumiał się Adam. - Ja nie mam żadnych kochanek.
- Ale poprzedni król miał, Wasza Wysokość.
- A co mnie to obchodzi – Adam wzruszył ramionami. - Jego kochanki to jego sprawa. Tym bardziej, że już nie żyje.
- Niezupełnie, Wasza Wysokość.
- Co? Chcesz mi powiedzieć, że poprzedni król jednak żyje??
- Nie, Wasza Wysokość. Poprzedni król na pewno nie żyje. Chodzi mi o to, że kochanki poprzedniego króla to jednak jest sprawa Waszej Wysokości.
- A to niby dlaczego?
- Zgodnie z prawem tylko król może oddalić królewskie kochanki.
- Ale przecież król nie żyje.
- Mamy nowego króla, Wasza Wysokość.
- Więc to niby ja mam je oddalić? – Zdumiał się Adam.
- Jeżeli Wasza Wysokość chce, to mogą one w dalszym ciągu pozostać królewskimi kochankami.
- Nie żartuj sobie ze mnie, dobrze?
- Jakże bym śmiał, Wasza Wysokość. Król może wybrać sobie jaką chce kochankę, nawet tą która wcześniej należała do poprzedniego króla.
- Nie, dziękuję. Wolę je odprawić.
- Jak Wasza Wysokość sobie życzy. Niestety będzie to możliwe dopiero po koronacji.
- Więc teraz nie mogę z tym nic zrobić?
- Niestety nie, Wasza Wysokość.
- A coś innego mogę zrobić?
- Na przykład co, Wasza Wysokość?
- Cokolwiek. Po prostu podjąć jakąś decyzję jako król.
- Bardzo mi przykro, Wasza Wysokość, ale nie. Dopiero po koronacji.
- Czyli muszę jak najszybciej poznać ten kraj, żeby jak najszybciej stać się pełnoprawnym królem?
- Zgadza się, Wasza Wysokość.
Adam ciężko westchnął.
- W takim razie powiedz Kirimowi, żeby przyniósł mi następne księgi. Będę w ogrodzie.
- Oczywiście, Wasza Wysokość – medyk ukłonił się i wyszedł.
Adam założył szlafrok, wziął księgę, którą ostatnio czytał i wyszedł do ogrodu. Usiadł na ławce, którą wcześniej mu pokazał ogrodnik i zaczął czytać. Właśnie kończył czytać księgę gdy usłyszał:
- Wasza Wysokość.
Podniósł głowę znad księgi i zobaczył klęczącego przed nim młodego mężczyznę z księgami pod pachą.
- Kim jesteś?
- Jestem Sanus Amarni, Wasza Wysokość, królewski doradca – odparł młodzieniec cały czas klęcząc.
- Jeszcze jeden? Ilu was w końcu jest?
- Pięciu, Wasza Wysokość.
- Przyniosłeś mi księgi?
- Zgadza się, Wasza Wysokość. Główny doradca prosi o wybaczenie, ale jest zajęty sprawami państwowymi i prosił mnie żebym ja przyniósł księgi.
- Rozumiem. Możesz wstać.
Młodzieniec wstał i dopiero teraz Adam mógł mu się przyjrzeć dokładnie. Długie brązowe, lekko falujące włosy, pociągła twarz, duże oczy. Ubrany był w taki sam strój jak Kirim tylko koloru zielonego. Adamowi na jego widok zabiło mocniej serce. Nie mógł tego zrozumieć. Dlaczego? Czy to przez ten jego zniewalający uśmiech? Czy też może te duże brązowe oczy? Adam nie był w stanie odpowiedzieć na te pytania. Wiedział tylko, że serce mu biło mocniej przy tym mężczyźnie.
-Sanus, ile ty masz właściwie lat?
- Dwadzieścia dwa, Wasza Wysokość.
- W tak młodym wieku zajmujesz tak poważne stanowisko?
- Mój ojciec był królewskim doradcą, Wasza Wysokość. Często pomagałem mu w pracy. Kiedy zmarł, król wiedząc o tym jak bardzo byłem pomocny mojemu ojcu powierzył mi to stanowisko.
- Musiał być zadowolony z twojej pracy skoro to zrobił.
- Też tak myślę Wasza Wysokość. Mam nadzieję, iż Wasza Wysokość też będzie zadowolony z mojej pracy.
- Zobaczymy. Na razie połóż te księgi i przynieś mi coś do picia.
- Jak Wasza Wysokość każe – Sanus skłonił się i odszedł. Wrócił chwilę potem z dzbanem i złotym kubkiem. Nalał z dzbana do kubka i podał Adamowi.
- Co to jest?
- Wino, Wasza Wysokość. Importowane z odległych krajów specjalnie na królewski stół.
- Nie lubię wina.
- Proszę o wybaczenie Wasza Wysokość, nie wiedziałem – Sanus uklęknął i pochylił głowę.
- To nie twoja wina. Po prostu przynieś mi wodę.
- Oczywiście, Wasza Wysokość.









 

Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum