The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 25 2024 22:52:00   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Jak pies z kotem 3
Part 3



-Co się tak wleczesz?- marudził Kisiel, kiedy w końcu dogoniłem go na schodach- Czekam już z 10 min. primadonno.
-Kto ci kazał?- burknąłem nieprzyjemnie.
-Pogryzło cię stado os, czy jak?
-Żeby tylko..
Kisiel zaśmiał się, szturchając mnie w ramię
- Ty to jesteś drażliwy jak baba, wiesz?
Nie odezwałem się. Nie miałem ochoty kontynuować tej zaczepki. Jedna mi wystarczy dzisiejszego dnia.
-Znowu nieprzespana noc?- westchnął - Człowieku, weź sobie jakieś prochy na sen, bo nie można z Tobą wytrzymać. Jesteś nie - do - życia..!
- Ja dziękuję za takie życie..- mruknąłem pod nosem.
Jeszcze nie ochłonąłem po tym co zaszło. Mimo, że starałem się zachowywać najnormalniej w świecie, to co działo się wewnątrz mnie nie dawało mi spokoju. Jakby moja pewność siebie trzęsła się z zimna..
Jeszcze cwany przed chwilą, teraz zaczynałem gorzko żałować tamtej pyskówki. Mogłem ugryźć się w ten niewyparzony jęzor! Niby szanse są wyrównane. W końcu należę do szkolnej drużyny, więc nie jestem ostatnim bucem w te klocki, ale.. On był naprawdę wściekły i zdeterminowany. Zresztą talentu do gry też mu nie mogę odmówić. Czasem obserwowałem go z okna w czasie lekcji. Niektórych trików nigdy przedtem nie widziałem na oczy..
Gdyby nie szło o taką stawkę, nie martwiłbym się tym wcale. Mam szanse, żeby wygrać, ale co jeśli przegram..? Przecież nie powiem matce- słuchaj mamo, nie przeprowadzamy się, bo przegrałem w kosza..! Czy już wspominałem, że jestem skończonym debilem..??? Właśnie mijaliśmy damski kibel, kiedy usłyszałem za sobą znany mi głos.
-Ej, chłopaki! Czekajcie!- to była Marta z naszej klasy. Razem z nią szła wielka nieodwzajemniona miłość Kisiela..
Zwolniliśmy i dziewczyny dogoniły nas. Kisiel rzucił mi znaczące spojrzenie i uśmiechnął się do nich.
-Co tam słychać, laski?- zagadnął- Olga, chodzą ploty, że ponoć chciałaś się ze mną umówić..?
-Ja? Z tobą?!- Olga spojrzała na niego jak na ostatniego bałwana - Chyba upadłeś na głowę.. Musiałbyś być ostatnim człowiekiem na ziemi.
-Jesteś okrutna- jęknął dramatycznie- A ja miałem tyle pomysłów na nasza randkę! Powoziłbym Cię nawet moim Oplem!
Dziewczyna popukała się palcem w czoło.
- Nie umówiłabym się z Tobą nawet gdybyś miał Lexusa! Ile razy mam Ci to powtarzać, półgłówku?
- Co za kobieta!- Kisiel przewrócił oczami- No, nie dogodzisz człowieku! Nawet Lexusem wzgardzi! Eh..
- Jezu, czy ty dasz mi kiedyś spokój?!
-Jasne, że.NIE- zaśmiał się - Mówiłem Ci już, że jesteś piękna gdy się złościsz?
Olga zgrzytnęła zębami, jednocześnie oblewając się rumieńcem.
- Jesteś irytujący! Kiedyś nie wytrzymam i zadźgam cię długopisem! Idę, Marta!
Wkurzona, przyspieszyła kroku i zniknęła nam z oczu zaraz za zakrętem. Kisiel wyszczerzył zęby. Wydawał się być niezmiernie uradowany..
- Idzie mi coraz lepiej. Jeszcze trochę i będzie moja!
-Jasne..- westchnąłem z politowaniem- Jeszcze trochę i zginiesz.
-Też tak sadzę..- dodała Marta, równie załamana.
-Ej- zaperzył się- W ogóle we mnie nie wierzycie. W gimnazjum byłem łamaczem serc!
-Taa.. Jasne. Jeśli nawet - w co bardzo wątpię, to te czasy minęły bezpowrotnie..- skwitowałem.
Wchodziliśmy na trzecie piętro, kiedy odezwała się Marta.
-Słuchaj, Sebastian.. Robisz coś po szkole..?
W pierwszej chwili, nie dotarło do mnie jej pytanie. Byłem pogrążony w swoich myślach i ocknąłem się dopiero, gdy Kisiel wrzasnął mi do ucha.
-Zrób tak jeszcze raz, a chyba Cię zabiję..!- syknąłem masując zbolałe miejsce.
-Marta o coś pyta..!- krzyknął
-Oj, przestańcie..!- poprosiła błagalnym tonem- To jak, robisz coś?
Spojrzałem na nią. Zdawała się być zakłopotana. Znałem ją już trochę i od jakiegoś czasu podejrzewałem, że do mnie wzdycha. Była fajna, nawet ją lubiłem, ale.. właśnie było to ALE. Po prostu, zwyczajnie mnie nie pociągała. Jak większość dziewczyn zresztą.
A przecież znałem mnóstwo niezłych lasek. I niejedna taka na mnie leciała.. Ktoś patrzący z boku mógłby powiedzieć, że to dziwne. W końcu jestem w tym wieku, kiedy powinienem uganiać się za spódniczkami, a tymczasem raczej ich unikam. I nie żebym był nieśmiały, co to, to nie.
Od jakiegoś czasu zacząłem dopuszczać myśl, że coś ze mną nie tak. Sam tylko nie wiedziałem, co dokładnie..?
-Właściwie to mam coś do załatwienia.. -mruknąłem.
-A o co chodzi?- wtrącił się Kisiel- Może ja mogę pomóc? Sebę nikt nie nauczył, że nie odmawia się TAKIM dziewczynom- spojrzał na mnie wymownie, jakby nie pojmował mojego zachowania.
Marta zerknęła na Kisiela robiąc zawiedziona minę.
-Nic ważnego- machnęła dłonią -Chciałam tylko, żeby wytłumaczył mi coś z chemii. Ale trudno, innym razem..
-Ja może nie jestem orłem w tej dziedzinie, ale mam kilka innych zalet- zażartował Kisiel.
-Dzięki. Jak je odkryję to może kiedyś skorzystam- pokazała mu język- Jakbyś jednak znalazł dla mnie chwilę to daj znać, ok?- mówiąc to uśmiechnęła się smutno w moją stronę i przyspieszyła kroku na piętrze, zostawiając nas samych.
-Co z tobą?- Kisiel złapał się za głowę- Przecież ona ewidentnie na Ciebie leci? Ślepy jesteś czy jak?
-Nie twój interes- warknąłem.
-Ja tego nie rozumiem-czemu panienki lecą na takich beznadziejnych typów jak ty, a mnie nawet pies nie chce lizać?! Co ty w sobie masz, czego ja nie mam? Nigdy tego nie zrozumiem, jak boga kocham!
-Bóg cię opuścił dawno temu- odparłem złośliwie- I daj mi już spokój. To, co robię to moja sprawa.
-Dobrze, panie "dajcie mi spokój". Rób, co chcesz, ale i tak uważam, że nie znasz się na dziewczynach. Nic a nic.
-Za to one znają się na tobie aż za dobrze..
-Ej!



Zajęcia płynęły jak przysłowiowa -krew z nosa. Na dodatek ciągle kłóciłem się z Kisielem, co Michał ledwo znosił i gdy tylko miał okazję, uciekał z dala od naszego towarzystwa. A zachowywaliśmy się naprawdę upierdliwie. Nie wiem, co mnie napadło, ale chyba chciałem się na nim wyżyć. Skumulowany gdzieś stres, jaki zafundował mi Czarny, rozładowywałem na swoim dobrym, jakby nie patrzeć-kumplu. To nie było mądre, ale nie umiałem się opanować. Swoją drogą, Kisiel nie był mi dłużny i też sobie używał.
Michał za to był dziś wyjątkowo spokojny i cichy. I obserwował mnie w milczeniu. To oczywiste, że coś podejrzewał. Nieczęsto zachowywałem się jak kapryśna panienka. Byłem mu wdzięczny, że nie rzucał żadnych aluzji, ani nie próbował wypytywać co jest grane.
Jeszcze z rana zamierzałem opowiedzieć chłopakom o tym co zaszło z Czarnym, ale myśląc nad tym trochę, doszedłem do wniosku, że sprawa powinna zostać między mną a NIM. W końcu nie jestem aż takim mięczakiem, żeby mieszać ich we własne potyczki. Nawarzyłem piwa i teraz sam muszę je wypić.
Zresztą, domyślałem się jak zareagują na wieść o meczu. Pewnie zaczęliby panikować i próbowaliby mnie od tego odwieść, albo gorzej- wtrąciliby się między NAS i wyszłaby niezła katastrofa.
Nie. Co to, to nie.
Teraz to wyłącznie mój problem. I załatwię go sam.



-Nara- mruknąłem.
-Gdzie idziesz?- zainteresował się Kisiel, gdy po wyjściu z budynku szkoły skręciłem w prawo i ruszyłem przed siebie, zostawiając ich bez słowa wyjaśnienia. Na dziś nie mieliśmy więcej lekcji, więc wszyscy wracali na chaty. Była akurat przerwa. Hałas rozmów i śmiechów wypełniał dziedziniec. Tutaj liceum mieszało się z technikum.
-Co cię to?
-Gówno.
-Właśnie.
-Michał, przypomnij mi, czemu ja się z nim jeszcze kumpluję? -usłyszałem za sobą pretensjonalny ton Kisiela.
-Sam się zastanawiam, dlaczego JA się jeszcze z WAMI kumpluję- westchnął.
Przez chwilę obawiałem się, że Kisiel nie da mi spokoju i będzie dociekał gdzie się wybieram. A co gorsza, przyklei się i powlecze za mną. Na moje szczęście ani on ani Michał nie byli wścibscy. Zresztą chyba nawet nie mieli ochoty włazić mi dziś w drogę. Kiedy dotarłem na boisko mieszczące się przy prawym skrzydle, nie było tam jeszcze nikogo.
Zrzuciłem plecak z ramienia i klapnąłem na ławkę. Westchnąłem ciężko. Ciekawe jak to się skończy..?
Z braku lepszego zajęcia, gapiłem się bezmyślnie na swoje tenisówki.
Z każdą minutą, która dłużyła się niemiłosiernie, nabierałem przekonania, że postąpiłem właściwie przyjmując to wyzwanie. Przecież jeszcze nie tak dawno cholernie mnie wkurwiała jego cwaniacka postawa. Chyba nawet podświadomie byłem zadowolony z tego, że nadarzyła się okazja by sprowadzić go na ziemię. I nie zamierzałem jej zmarnować. To nic, że przy ewentualnym niepowodzeniu będę musiał zmieniać szkołę..
Nagle oprzytomniałem, uderzony czyimś poirytowanym głosem.
-Ty tam!
Spojrzałem w kierunku, z którego dobiegał. Właściciel stał przy wejściu na boisko.
Od razu go rozpoznałem. To był kumpel Czarnego, a właściwie jego chłopiec na posyłki. Był zupełnie łysy i miał posturę niedźwiedzia brunatnego, jakby odżywiał się samymi sterydami. Wołali na niego Zapaśnik.
Z tego co wiedziałem, to on był głównym narzędziem sprawczym w rozbojach, w których tak się lubował Czarny. Każdy miał pietra na jego widok. Nawet starsi. Wcale mnie to nie dziwiło- gościu mógłby zabić samym machnięciem ręki. Jedyne czego mu brakowało to rozumu.. No i kilku zębów..
Świetna maszyna bojowa, nie ma co. Czarny wiedział z kogo można zrobić użytek.
Ciężko przełknąłem ślinę. Miałem nadzieję, że pan i władca się nie rozmyślił i nie wysłał go tu, żeby posłał mnie prosto do szpitala. W najlepszym wypadku..
-Ty czekasz na Czarnego, nie?- odezwał się szorstko.
Skinąłem głową. Obserwowałem go czujnie, gotowy w każdej chwili na obronę lub.. ucieczkę.
Zmierzyłem go z góry do dołu. Raczej to drugie.
- Mam ci przekazać, że przekłada mecz na jutro.
Uniosłem brwi, zdziwiony.
- Niby czemu..?
Zmarszczył czoło i obrzucił mnie niechętnym spojrzeniem. Miałem wrażenie, że próbuje myśleć i że to sprawia mu nie lada problem.
-Nie twoja sprawa- burknął w końcu- Przekłada to przekłada. Dotarło?- odparł groźnie.
To zabrzmiało jak: "jeszcze jedno słowo i cię rozwalę". Pewnie bardzo musiało go to zdenerwować, że kazano mu tu przyjść specjalnie dla kogoś takiego jak ja. Przecież jestem tylko marnym robakiem.
Zamilkłem.
Olbrzym odwrócił się i nie zwracając już na mnie najmniejszej uwagi, ruszył w swoim kierunku.
Zacisnąłem pięści. Coś we mnie zawrzało. Kim ON jest, żeby dyktować warunki? Nie jestem jak JEGO popychadła, którym mówi co mają robić! Pieprzony ważniak!
-Powiedz mu, że rzuca słowa na wiatr! -krzyknąłem wściekle, w stronę oddalającego się Zapaśnika.
Ten na moment przystanął. Obejrzał się. Nie drgnąłem nawet, tkwiąc w miejscu jak głaz. Moja gniewna i wyzywająca postawa sprawiły, że zmrużył lekko swoje świńskie oczy, poczym wykrzywił usta z dezaprobatą i zwyczajnie odszedł.







-Znajdź dziewiątkę-ciemnowłosy chłopak przetarł czoło i skinął głową w stronę kumpla. Ten stał przy tylnym kole motoru i grzebał teraz w skrzynce z narzędziami.
-Masz -podał mu potrzebny klucz. Zrobił przy tym zniesmaczony wyraz twarzy-Nie wiem jak możesz bawić się w tym smarze. Mógłbyś go zwyczajnie dać do przeglądu i mieć to z głowy.
Chłopak obrzucił go lekceważącym spojrzeniem.
-Gówno się znasz na motorach. W tym tkwi cała przyjemność-żeby samemu to zrobić-skwitował, nie przerywając oględzin hamulców. Tamten skrzywił się.
-A na czym się tu znać? Każdy umie jeździć, żadna filozofia.
-Właśnie- mruknął ciemnowłosy- Każdy wie jak trzymać kierownicę, ale znajdź takiego co powie ci jak jest zbudowana ta maszyna.
Chłopak przewrócił oczami.
-Dobra, dobra, niech ci będzie.
Przez chwilę trwali w ciszy, każdy zajęty swoimi myślami. W garażu unosił się zapach oliwy i smaru, który drażnił nozdrza swą intensywnością. Przez uniesione wysoko automatyczne drzwi garażu, wpadało ciepło i światło dnia. Lekki wietrzyk przyjemnie chłodził rozgrzaną skórę. Gdzieś niosły się odległe dziecięce krzyki i ujadanie psa.
-Ty, Czarny, miałem cię zapytać..
-No? Co znowu?
-Ten koleś, do którego wysłałeś Zapaśnika.. Co to za jeden?
Chłopak zmarszczył brwi. Naraz jego twarz spochmurniała.
-Jeden cwaniak. Nic ważnego.
-Chciałeś z nim grać mecz..?
-Co ty, wydział śledczy?- zirytował się nagle- Mówię, że nic ważnego.
-Spoko, tylko..- zmieszał się trochę- Nie grasz z każdym. Wiesz-nie z byle kim. Musiał ci nadepnąć na odcisk..
W pomieszczeniu zapadła głucha cisza, przerywana jedynie odgłosami stukania metalowego narzędzia o części nadwozia. Chłopak wyglądał jak gdyby rozważał jakąś ważną kwestię. Zaraz zmrużył lekko oczy.
-Mówiłem ci że stary spotyka się z jedną laską, nie? To jej dzieciak- zawiesił głos- Mają z nami zamieszkać- dodał obojętnie.
-Pierdolisz!- wyrwało się tamtemu. Zdziwienie szybko ustąpiło miejsca podejrzliwości- Czemu nic nie gadasz?
-Bo nikt ma się o tym nie dowiedzieć-uciął ciemnowłosy.
Jego stanowcze i ostre spojrzenie spowodowało konsternację na twarzy kumpla.
-W porządku. Wiesz, że u mnie jak w grobie. Tylko.. serio chcesz, żeby z wami zamieszkali..?
-Jasne, że nie- syknął gniewnie-Dać satysfakcję staremu? Nie wydaje mi się.
-To co zrobisz z tym gościem? Trzeba by go postraszyć, co?
Jego oczy błyszczały teraz niezdrowym podnieceniem. Chłopak zdawał się być niezwykle podekscytowany perspektywą utrudnienia komuś życia.
Czarny zamilkł. W jednej chwili mięśnie jego twarzy napięły się, a cale ciało stało się sztywne.
-Jak to załatwię, to już mój interes-odparł nieprzyjemnie- Ty masz się w to nie wpieprzać. Nikt. Kapujesz?
Przez moment mierzyli się wzrokiem. Chłopak przytaknął lekko, wsuwając przy tym dłonie w kieszenie spodni. Nagle zrobiło się jakby chłodniej.
-Jasne. To wyłącznie twoja sprawa- powiedział wolno. Na jego twarzy malowało się jednak niezrozumienie.
Patrzyli na siebie jeszcze przez krótka chwilę poczym ciemnowłosy rozluźnił się i powrócił do przerwanego zajęcia. Jego myśli nie przestawały jednak krążyć wokół ojca. Gdyby tylko nie był od niego tak zależny.. Zależny od jego pieniędzy. Zaczynał się tym pomału brzydzić..
Wstał i wrzucił klucz z powrotem do skrzynki. Spojrzał na nowe jeszcze suzuki, które dostał na ostatnie urodziny, rok temu. Od niego.
-No to się zabawimy- uśmiechnął się kącikiem ust.





* * *




Było koło 20.00 kiedy wróciłem na mieszkanie. Trener dał nam niezły wycisk i padałem z nóg. Miałem treningi dwa razy w tygodniu, a co trzeci tydzień rozgrywaliśmy mecz z jakąś drużyną, najczęściej z innej szkoły w mieście. Rywalizacja to jest to co lubię. Dzika zawziętość i walka o to kto jest lepszy. Zwłaszcza jeżeli zwycięzcy mają szanse wybić się i stać się najlepszą drużyną w województwie. To już coś. Zresztą co tu dużo gadać- nagrody pieniężne też są warte pracy.
Po tej dawce wysiłku fizycznego poczułem się znacznie lepiej. Człowiek czasem musi się wyżyć, inaczej frustracja jaką funduje mu życie rozniesie go od środka. Dzięki temu przestałem też myśleć o wszystkim co mnie ostatnio spotkało. Czysty umysł- tego właśnie potrzebowałem.
Zrzuciłem trampki i cisnąłem worek treningowy w kąt korytarza. Zapach potu i kurz boiska unosił się wciąż za mną i miałem go pełno we włosach. Jedyne o czym teraz marzyłem to porządny prysznic. Wpadłem jeszcze do kuchni po coś do picia, kiedy natknąłem się na matkę. Ściskała akurat słuchawkę przy uchu i wyglądała jak gdyby siedziała na minie. Przystanąłem w progu i zacząłem podsłuchiwać. Obserwując ją, sam zaczynałem się niepokoić.
- Tak, dobrze Marku. Najważniejsze, że żyje. Nie martw się. Załatwię to. Nie, nie będzie problemu. Możesz na mnie liczyć. Też Cię kocham. Całuję. Dobranoc..
Nacisnęła czerwony przycisk i odłożyła telefon na stół. Dotknęła swojego policzka, poczym uniosła na mnie oczy. Czekałem z niecierpliwością, aż wreszcie powie, o co chodzi. Zerwałem się z miejsca i podszedłem do niej.
-Mamo.. Coś się stało? Rozmawiałaś z Markiem.. Coś z nim nie tak..?
-Nie -pokręciła głową- Marek ma się dobrze. Chodzi o Patryka.. Miał wypadek..
-Wypadek..?- zdziwiłem się.
-Tak. Marek właśnie miał telefon ze szpitala. Na szczęście nie stało się nic poważnego. Patryk ma lekki wstrząs mózgu i złamaną rękę. Poza tym jest trochę poobijany.
-Ale, co się stało..? Potracił go samochód, czy jak?
Chłonąłem te informacje jak gąbka. Chciałem wiedzieć wszystko. Nie wiem, czemu, ale gdzieś wewnątrz poczułem ścisk w żołądku. Dziwne uczucie.. To nie była zwykłą ciekawość. Głupio się przyznać, ale to, co spotkało Czarnego, zmartwiło mnie w jakiś sposób.. Nie wiem tylko dlaczego..?
-Nie. Nic go nie potrąciło. Podobno ścigał się na motorze w starej dzielnicy miasta. Tam jest wiele niebezpiecznych zakrętów. Na jednym z nich stracił panowanie nad kierownicą. Tak przynajmniej mi powiedział.
Westchnęła i wstała żeby przygotować sobie herbaty.
-Chcesz?
Pokręciłem głową. Wziąłem butelkę wody i napiłem się. Choć byłem strasznie spragniony, sączyłem ją powoli, rozmyślając o tym zdarzeniu. Przez chwilę nic nie mówiliśmy. A więc ma motor. Marek jest dziany, mogą sobie pozwolić na takie zabawki. Mimowolnie poczułem ukłucie zazdrości. W tej jednej chwili już wcale nie było mi go żal. Ma na co zasłużył.
Właściwie, to dobrze mu tak..
-Długo będą go trzymać?- zapytałem bez większego zainteresowania.
-Podobno chcą go zostawić na obserwacji przez tydzień. I w związku z tym chciałbym cię o coś poprosić..
Znałem ten ton głosu. Nie wróżył niczego dobrego.. Bynajmniej dla mnie.
-No..- mruknąłem.
-Marek jest teraz w delegacji w Katowicach i wróci dopiero w poniedziałek więc.. nie ma możliwości podać Patrykowi paru potrzebnych rzeczy. A ich gosposia nie pracuje w weekendy. Zresztą, z tego co zrozumiałam, to nie zgodziła się nawet żeby zanieść te rzeczy, bo boi się grzebać w pokoju Patryka. Chyba nie przepadają za sobą..
No, w to akurat nie wątpię.
-I..?- zaczynałem się denerwować. Jak oskarżony przed ogłoszeniem wyroku. Tylko co ja takiego zrobiłem..?
-Ja muszę jechać na targi firmowe do Wrocławia o 7.00, więc nie mam jak tego dostarczyć. Dlatego proszę, byś zrobił to dla mnie.. To bardzo ważne. Patryk nie może przecież zostać bez podstawowych środków czystości i ubrań. To jak, zgodzisz się..?
W tej chwili musiałem wyglądać dość głupio. Oczy prawie wyszły mi z orbit.
-Moment- zaoponowałem- Czy ty nie wymagasz ode mnie zbyt wiele? Może jeszcze chcesz żebym przychodził tam codziennie, dotrzymywać mu towarzystwa?!
-Oj, Sebastian- pokręciła głową- Nie bądź taki uparty. Nie proszę cię znowu o niewiadomo co. Pojedziesz ze mną z samego rana, a ja na miejscu przygotuję mu ręcznik, jakąś bieliznę i parę kosmetyków. Zaniesiesz je tylko gdy zaczną się odwiedziny, o 10.00. Tylko tyle. Nie patrz tak na mnie. Wiem, że wasze relacje nie są najlepsze, ale.. nie mam kogo o to prosić. Mogę polegać tylko na tobie.
No pięknie, to mnie wkopała.
- A nie możesz sama tam jechać i podrzucić mi wszystko do mieszkania..?- zaproponowałem słabo. Próbowałem się ratować. Wcale nie miałem ochoty buszować po ich mieszkaniu, a tym bardziej po pokoju Czarnego. Strach pomyśleć na co mógłbym się natknąć.. Spreparowane czaszki wrogów, jadowite żmije i szereg morderczych pułapek czekających na potencjalnych najeźdźców. Byłem wręcz pewny, że ma specyficzne poczucie humoru.
-Chciałam, żebyś zobaczył dom Marka, nigdy tam nie byłeś.
-Jakoś wcale nie ubolewam z tego powodu- mruknąłem ponuro.
-Przecież nic Ci się nie stanie jak raz tam pojedziesz. Nie bądź taki. Oj, zrób matce przyjemność- spojrzała na mnie w ten swój sposób, który topił każde, męskie zatwardziałe serce.
Nienawidziłem tego. To było jawne wykorzystywanie mojej dobroci. Naraz poczułem się podle. Jakbym rzeczywiście odmową mógł zrobić jej przykrość. A tego nie lubiłem. Była jedyną osobą, której nie chciałem ranić w jakikolwiek sposób. Jestem słaby, wiem..
-No dobra..- jęknąłem zupełnie się poddając- Pojadę. Tylko potem nie pytaj o nic jak kiedyś wrócę do domu zmasakrowany. Jest ktoś, kto się bardzo NIE ucieszy z tego co robię.
-Przestań. Chyba trochę przesadzasz. Wszystko będzie dobrze. Zresztą, on na pewno będzie Ci wdzięczny. Nawet jeśli tego nie powie.
Jasne, a krowy zaczną latać.. Czy matka jest taka naiwna czy tylko udaje? Bo już sam nie wiem..


Strumienie wody obmywały moje ciało, zmywając ze mnie brud dzisiejszego dnia. Cichy szum wypełniał łazienkę zagłuszając jakiekolwiek inne odgłosy. Cały spokój jaki udało mi się osiągnąć po treningu rozpadł się na kawałki w jedna chwilę. Stałem tam, zupełnie nagi i zastanawiałem się co ja właściwie wyprawiam?! Najpierw chcę zabić tego palanta, a teraz będę mu nosił majtki do szpitala.. Chyba zdurniałem do reszty. Przecież to mija się z celem! Jak on ma mnie niby traktować poważnie skoro ja sam tego nie robię?! Chyba tracę do siebie szacunek..
Odgarnąłem mokre włosy z czoła i wystawiłem twarz na kojące krople wody. Przez chwilę miałem wrażenie, że nad niczym nie panuję i wszystko dzieje się bez mojej woli..
Pora by to zmienić.



Wstałem o 6.00. W sobotę! Cholera.. To nieludzkie. Nie zjadłem nawet śniadania, bo na myśl o tym co dziś będzie się działo strąciłem cały apetyt. Chwilę potem siedziałem już w samochodzie i zdążałem do sławnej willi, którą tak się zachwycała matka.
-To tutaj- poinformowała mnie, kiedy skręciliśmy w jakąś bramę. Przed budynkiem znajdował się zajazd i ogród. Zatrzymaliśmy się na wybrukowanym kostką chodniku. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to architektura domu. Była dość oryginalna.
Wychodząc z samochodu, osłoniłem dłonią oczy przed wstającym, porannym słońcem i spojrzałem w górę. Trzy spadziste dachy, połączone ze sobą w efektowny sposób, pokryte były czerwonymi dachówkami. To co mnie zdziwiło to ilość balkonów-chyba do każdego pokoju na piętrze. Przy tym ogromne, przeszklone okna, które sprawiały wrażenie domu-szklarni. Pewnie musiało być tam bardzo jasno i przytulnie w ciągu dnia. Ten dom całkowicie różnił się od mieszkania, które dobrze znałem. W kamienicy przytłoczonej obecnością innych lokali mieszkalnych, było zazwyczaj ciemno i głośno.
Zauważyłem jeszcze, że wokół posesji ciągnął się przysadzisty żywopłot, na tyle nieprzenikniony i wysoki że dobrze strzegł prywatności domowników. Mogłeś się opalać nago, a nikt by o tym nie wiedział. Fajna sprawa.
Za to ogród nie był specjalnie imponujący. Składał się głównie z drzew i prostych krzewów ozdobnych. To może i dodawało temu miejscu schludności i jakiejś elegancji ale mi wydało się oschłe.
-I jak pierwsze wrażenie?- zainteresowała się matka. Widać było, że ona sama promienieje patrząc na tą willę.
-Ujdzie-odparłem be większych emocji. Wiedziałem, że moja odpowiedź jej nie zadowoli. Pewnie miała nadzieję, że padnę na kolana.
-Dobrze. Chodź do środka.
Po chwili znajdowaliśmy się już w rozległym holu, który łączył się z jadalnią, a dalej kuchnią. Była przeszklona tak wysokimi oknami, że bez trudu dostrzegłem taras po drugiej stronie. W oddali zamajaczyło mi niewielkie boisko do kosza. To pewnie o nim mówiła matka. Przy końcu korytarza, po obu jego stronach znajdowały się drzwi. Prowadziły pewnie do pokoi lub łazienek.
-Piękna kuchnia, prawda? Zawsze marzyłam by mieć jadalnię. Przy tak wielkim stole można razem siadać do obiadu. Jak prawdziwa rodzina.
-Taa...-mruknąłem. Już sobie wyobraziłem siebie i Czarnego jako wielką, kochająca się rodzinę. Chyba padnę..
-Trzeba zdejmować buty..?- zagadnąłem. Te wynurzenia sprawiały, że czułem się nieswojo. W przeciwieństwie do matki nie miałem takich zapędów. I raczej nie dzieliłem jej radości.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
-Nie chodziliśmy przecież po błocie. Zresztą, tutaj nie ma dywanów. Chodź, wejdziemy na górę.
Powlokłem się za nią w głąb jadalni kiedy zza ściany wyłoniły się stylowe, drewniane schody prowadzące na wyższą kondygnację. Wdrapywałem się po stopniach jak męczennik skazany na ścięcie.
W ogóle mnie to nie zachwycało..
-Rozejrzyj się trochę, a ja spakuję co trzeba- rzuciła z oddali i zaraz zniknęła za drzwiami jednej z łazienek.
Założyłem ręce za głowę i rozglądałem się leniwie po korytarzu. Z nudów i braku innego zajęcia, postanowiłem rozłożyć się na jakimś łóżku i poczekać cierpliwie. Podobno jeden z tych pokoi miałby być mój.. Wpakowałem się w pierwsze lepsze drzwi. I to był błąd.
Przede mną rozpościerała się w całej okazałości rezydencja Czarnego. Pozaciągane, ciemne rolety tworzyły iście mroczny klimat. Druga rzecz, która mnie uderzyła to zapach. Dziwna, słodka, odurzająca woń. Jak gdyby kadzidła. Pamiętam taki zapach ze sklepu z orientalnymi pierdołami. Szukaliśmy tam kiedyś prezentu dla dziewczyny Michała. Tylko czemu u kogoś takiego jak Czarny pachnie tak babsko..? Nagle oświeciło mnie. Pewnie sprowadza sobie panienki.. Heh. To by było zrozumiałe.
No cóż, skoro już się tu dostałem to czemu by nie zaglądnąć do kryjówki wroga? Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, przemknęło mi przez myśl. Zmarszczyłem czoło. Druga taka okazja może się nie zdążyć. Zresztą, o niczym się nie dowie.
Na wewnętrznej ścianie wymacałem włącznik światła i po chwili nastała jasność. Mroki rozpierzchły się w popłochu i mogłem teraz obejrzeć wszystko w szczegółach. Miałem dziwne poczucie, że jestem w tym pokoju niechcianym intruzem.
Mój wzrok przykuł totalny nieład panujący w pomieszczeniu. W takim syfie, pewnie trudno cokolwiek znaleźć. Matka by mi ładnie zmyla głowę za cos takiego. Pośród majdanu wyodrębniłem biurko pod oknem, na którym stał laptop i książki techniczne związane z.. motorami? Chyba tak. Na ścianie nad łóżkiem wisiał wielki plakat przedstawiający najlepszych koszykarzy NBA. Gdzieś walała się też piłka do kosza. Samo łóżko było za to nienagannie posłane i wyglądało jak jedyna ostoja porządku w tym chaosie. Dalej wodziłem wzrokiem po półkach, pełnych różnych rzeczy takich jak elektroniczne zabawki w tym mp4. Zauważyłem tez konsolę do gry. W sumie miał tego trochę, nie licząc wieży z ogromnymi głośnikami. Przed oczami migały mi fajki, najróżniejsze zapalniczki, scyzoryk, noże z wojskowymi rękojeściami powbijane w bok szafy, szkolne ksiązki i zeszyty, butelki po różnych, zapewne drogich alkoholach, jakieś wisiorki i porwane rzemyki, popielniczka z wyrytymi inicjałami. Cała masa drobiazgów, które miały dla niego jakieś tam znaczenie. Z tego co zauważyłem to chyba bardzo lubił wojskowe akcesoria.
Wśród gratów rozrzuconych po podłodze, wygrzebałem kilka płyt. O dziwo, niektóre były pirackie. Ale to co mnie bardziej zdumiało, to zespoły jakich słuchał. Większość sam dobrze znałem i byłem w posiadaniu ich nagrań.. Myślałem, że z takimi upodobaniami do totalitaryzmu będzie słuchał jakiejś skinhedowskiej rąbanki. A tymczasem gustował w punk rocku i hard rockowych kapelach. Głównie polskich. Możliwe nawet, że chodził na jakieś koncerty.
To dopiero szok. Miał nawet Huntera, którego ja tak bardzo lubiłem..
Nagle poczułem się głupio grzebiąc w jego rzeczach. Zawstydziło mnie to tak jakby stał tu nagi a ja patrzyłem na niego i widziałem WSZYSTKO. Co gorsza, on nawet nie mógł się zasłonić. Bo jak?
Odłożyłem płyty na swoje miejsce i wycofałem się, kiedy od tyłu podeszła mnie matka.
-O, widzę, że znalazłeś jego pokój- uśmiechnęła się do mnie beztrosko.
-Nie da się ukryć..- mruknąłem.
-Marek mówił, że Patryk trzyma tu pająka. Tarantulę czy coś takiego.
-Pewnie dlatego ich gosposia nie chciała tu wejść- zauważyłem z pewnym rozbawieniem. Dobry sposób, by ją odstraszyć od panoszenia się po pokoju.
-Ja też tam nie wejdę dopóki go nie znajdziesz i nie powiesz mi, że jest zabezpieczony-oznajmiła matka stojąc wciąż w progu i oglądając trwożliwie wnętrze.- Co za bałagan - stwierdziła zgorszona.
-Już wiem po co miałem z tobą przyjechać..- zauważyłem nie bez ironii.
-Rzeczywiście, chciałam cię wykorzystać do ochrony przed pająkiem.
Jej pół kpiąca, pół żartobliwa mina wywołała lekki uśmiech na moich ustach.
-A mam wybór?
Pokiwała przecząco głową. Westchnąłem.
-Mam tylko nadzieję, ze nie jest jadowita.
-Ja też.
-Dzięki mamo. Od razu czuję się pewniej.
Wcześniej nie zauważyłem nigdzie terrarium z pająkiem. Podejrzewałem, że mógł trzymać go w szafie. Myliłem się. Znalazłem go przy prawym boku łóżka, w pobliżu okna. Akwarium stało na gołych panelach, przykryte szklaną pokrywą, która dodatkowo przyciśnięta była przez sporej grubości książkę. Pewnie sam Czarny nie chciał by tarantula wydostała się na wolność bez jego wiedzy.
-Ok. Jest pająk. Możesz być dumna ze swojego dzielnego syna- zakpiłem.
-Masz u mnie lizaka.
-Też mi nagroda- prychnąłem- Należy się duże piwo.
-Jak dobrze wywiążesz się z misji dostarczenia przesyłki, to dostaniesz nawet dwa- przekomarzała się ze mną.
-Za taką mission imposible powinno być z pięć bynajmniej.
-Nie za wysoko się cenisz, młody człowieku?
-Dla ciebie, mamo to i tak lecę po kosztach - żartowałem.
Przez następne leniwe minuty, obserwowałem jak otwiera szafę i wyciąga z niej ubrania. Głównie bieliznę. Jakieś skarpetki, koszulki, bokserki.. bokserki. Cholera, głupio tak patrzeć na jego bieliznę. Wyobraziłem sobie, że on nosi to na tyłku i zrobiło mi się trochę gorąco. Jakbym robił coś bezwstydnego. Potarłem policzek, nie daj boże matka to zauważy. Co jak co, ale te w mikołaje zwaliły mnie z nóg.
Potem zajrzałem jeszcze do pokoju Marka i swojego "przyszłego" jak to określiła. Zwiedziłem też łazienki. Jedna z nich była naprawdę przestronna. Prócz tego, że mieściły się tam standardowe przedmioty codziennego użytku typu pralka, była też wielka wanna z hydromasażem, jacuzzi i ekskluzywna kabina prysznicowa. Jedna ze ścian została w całości zastąpiona lustrem, resztę pokrywały brązowe płytki z wymyślnym wzorkiem dzielącym jaśniejsze od ciemniejszych. Z obniżonego sufitu, wyłaniały się lampki rzucające na całość ciepłe światło. Przy lustrze doczepiona była poręcz, na której wisiały ręczniki. W ścianie nad umywalką, wbudowana została szafka z lustrzanymi drzwiami. Toaleta była w osobnym pomieszczeniu. To wszystko sprawiało naprawdę świetne wrażenie. Aż sam nabrałem ochoty by wskoczyć do tej wanny z bąbelkami. Nie żebym chciał nagle zamieszkać w tym domu, ale myśl że skoro i tak będę musiał to zrobić, to należy mi się coś na pocieszenie.
-Nie miałbyś nic przeciwko, żeby zamieszkać tu od przyszłego tygodnia..?- zapytała matka, po dłuższej ciszy jaka panowała w drodze powrotnej. Miała mnie tylko podrzucić do mieszkania i zaraz jechać do Wrocławia. Wyczułem, że w powietrzu wisi poważna rozmowa. Nie lubiłem tego. Zwłaszcza z samego rana, kiedy nie czułem się na siłach.
-A dokładnie?
-Od piątku na przykład. Co ty na to?
Widziałem, że ona jest już w stu procentach pewna swojej decyzji, ale ja miałem jeszcze nie załatwione sprawy. Gdyby wiedziała, że to one przesądzą o tym czy tam zamieszkamy czy nie.. Znalazłem się pomiędzy przysłowiowym młotem a kowadłem. Na dodatek Czarny będzie leżał teraz w szpitalu przez najbliższy tydzień co jeszcze bardziej komplikowało sytuację.. Co za bigos.
-Nie wiem.. Wołałbym jeszcze zaczekać. Po co się spieszyć?
-A czemu nie?- zaśmiała się- Wydaje mi się, że im szybciej tym lepiej.
Na moment dopadło mnie chore odczucie, że ona chce tam iść przede wszystkim dla tych luksusów a nie dla Marka. Szybko rozdmuchałem tą myśl. Znałem ją i wiedziałem, że nie jest taka.
-Wydaje mi się, że tak głupio wprowadzać się podczas nieobecności Czarnego..
-Kogo?- zerknęła na mnie zdziwiona.
-No Patryka-poprawiłem się, z trudem wypowiadając jego imię. Było dla mnie jakieś obce. Poza tym brzmiało niepoważnie w stosunku do jego osoby. Czarny to Czarny. I tyle.
-Właściwie to masz rację..- jej zapał przygasł z lekka- To byłoby nietaktowne. Rzeczywiście, lepiej poczekać aż Patryk wyjdzie ze szpitala.
Na tym zakończyła się nasza rozmowa. W głębi ducha odetchnąłem z ulgą. Wolałem nie zastanawiać się nad tym co by było gdyby.. Im dalej od tej przeklętej przeprowadzki, tym lepiej. Teraz myślałem już tylko o tym co będzie się działo w szpitalu..




Leżałem na kanapie i od piętnastu minut gapiłem się na plecak. Wyglądałem co najmniej jak hinduski zaklinacz węży, który hipnotyzuje wzrokiem niebezpiecznego gada. Plecak należał oczywiście do wiadomej osoby. Obserwując go, zastanawiałem się co jeszcze spakowała tam matka. Nie wiem czy robiłem to z nudów, bo w TV nie było akurat nic co przykułoby moją uwagę czy kierowała mną czysta ciekawość. Mniejsza o to. Zaprzątało to moją głowę.
Naraz poczułem się nieswojo. Niby po co miał bym interesować się jego rzeczami? To bez sensu. Besztając się w myślach za te dziwne zachowania, wlepiłem wzrok z powrotem w szklany ekran.
Nie potrafiłem się do tego przyznać nawet sam przed sobą, ale osoba Czarnego zaczynała mnie intrygować na swój sposób. Był dla mnie trochę jak jeż- z zewnątrz pełen kolców, ale pod tą groźną skorupą kryło się coś co wzbudzało moje niejasne zainteresowanie. Z drugiej strony nie znosiłem go jak najgorszej zarazy. Rozdwojenie jaźni czy jak?
Dwie godziny potem stałem już przed drzwiami szpitala. Był naprawdę ogromny i bez problemu można by zabłądzić w tym labiryncie sal i korytarzy. Dawno tu nie gościłem i najpierw zdecydowałem zapoznać się z planem. Miałem za zadanie znaleźć oddział chirurgii ogólnej. Sala 106.
Wpakowałem się w windę i po 20 minutach, które upłynęły na poszukiwaniach, znajdowałem się już przed właściwym pomieszczeniem. Stałem tu i czułem się jak kretyn. Bo jak niby sensownie wytłumaczyć mu, dlaczego tu przyszedłem..? Zamiast tego, ni stąd ni zowąd postanowiłem, że postaram się być miły ten jeden raz i nie dać się sprowokować do żadnej kłótni. Wchodząc do środka powtarzałem sobie jak mantrę: bądź miły, bądź miły, bądź miły..
Dojrzałem go od razu. Leżał w lewym rogu pokoju, twarzą do okna. Czarne włosy rozsypały mu się po poduszce, a ręce trzymał nad głową. Zauważyłem, że jego twarz była dziwnie spokojna i zamyślona. Zrobiłem kilka kroków.
Naraz przechylił się na bok i nasze spojrzenia spotkały się. Jego twarz przypominała teraz jeden wielki znak zapytania.
-Co ty tu robisz, do cholery?!
I bądź tu miły..
-Wpadłem w odwiedziny -zakpiłem- Szorstko witasz gości, wiesz?
Wciąż patrzył na mnie zdumiony, nie tyle wściekły, co zbity z tropu i w pewien sposób zakłopotany swoją sytuacją. Chyba nie lubił gdy ktoś robił mu niespodzianki.
Czułem, że dwie inne osoby z sali śledzą naszą rozmowę.
-Nie rób sobie jaj..!- warknął groźnie-Mów kurwa po co tu przylazłeś, a najlepiej to wynieś się stąd!
-Wierz mi, że nie przyszedłem tu z własnej woli-odparłem z takim opanowaniem na jakie było mnie stać- Więc nie utrudniaj i przestań się rzucać.
-Chyba padnę- zaśmiał się sztucznie, jakby nie dowierzał temu co słyszy- Ty serio tak do mnie mówisz, czy już słuch mi szwankuje? Radzę ci- streszczaj się! Inaczej sam pomogę ci się wynieść!- jego głos na nowo stał się złowrogi.
Zacisnąłem zęby. Moja dobra wola poszła się paść..
-Nie rób sobie kłopotu. I tak dłużej nie mógłbym cię znieść!- rzuciłem mu plecak na łóżko i odwróciłem się z zamiarem opuszczenia tego pokoju.
-Czekaj! Co to jest?
Zawahałem się. Odezwać się czy nie..?
-Sam sprawdź- odparłem w końcu niechętnie- Marek prosił, żeby przynieść Ci parę rzeczy. To wszystko co miałem przekazać.
Spojrzałem na niego z ukosa. Nie miąłem ochoty zostawać tu ani chwili dłużej.
-Marek się o mnie martwi? -zaszydził- A to dobre!
-Co w tym śmiesznego..?
Spojrzał na mnie mrużąc oczy, jednocześnie było w nich fałszywe rozbawienie.
-Dla niego lepiej było by gdybym zdechł- odparł tak lodowato, że aż włos mi się zjeżył na karku- Ale to naprawdę niezłe. Namówił CIEBIE, żebyś tu przyszedł. Powiedz.. co ci za to obiecał, hm?- wykrzywił złośliwie usta- A może to twoja mamusia Cię tu wysłała, co maminsynku?
Na moment znieruchomiałem. Dobrze wiedział jak mnie sprowokować. Czy on potrafił być wredny zawsze i wszędzie? Czemu miał w sobie tyle goryczy..?
Choć gotowało się we mnie ze złości, starałem się zachować kamienną twarz.
-Było mi Ciebie żal. Tylko tyle. Leżysz tu sam jak palec i nawet własny ojciec nie poświęci kilku godzin delegacji, by do ciebie przyjść. Nie sądzisz, że to żałosne? -mówiłem to niezwykle miękko, a mój głos był zimny i nieporuszony. W głębi duszy, wiedziałem, że trafiłem w czuły punkt. Chciałem mu dopiec do żywego.
Zacisnął pięści na kołdrze.
-Zamknij się!- syknął- Co ty w ogóle o mnie wiesz? Wypierdalaj stąd! Głuchy jesteś?! Nie ma Cię tu, już!
-Phy..- prychnąłem pod nosem i czym prędzej opuściłem salę, trzaskając przy tym drzwiami. Nie obchodziło mnie co pomyślą tamci ludzie. Ignorując wszystkie oburzone spojrzenia, wcisnąłem dłonie głębiej w kieszenie kurtki i przyspieszyłem kroku.
Palant. Niech wie, że nie wszystko mu wolno. Nie dość, ze robisz człowiekowi przysługę to jeszcze dostajesz za to baty. I gdzie tu sprawiedliwość? Zresztą, dobrze wiedziałem, że to się tak skończy. Chociaż nie znosimy się, nawet tak naprawdę nie znając siebie nawzajem. Ale nawet jeśli miałem w dupie wszystkie obelgi z jego strony, gdzieś w zakamarkach własnej dumy, chciałbym żeby traktował mnie jak równego sobie.. Dopiero teraz, tak naprawdę zdałem sobie z tego sprawę.
Tylko, czy to jest w ogóle możliwe..?













 


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 17 2011 21:16:59
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Eovin Nagisa (Brak e-maila) 11:50 12-11-2006
Mrrr ^^ Fajniutkie opo^^ Ciekawe jak dalej się to wszystko potoczy? :3 Czekam z niecierpliwoscią na kolejne części ^o^ Mam nadzieję, że nie będziesz się obijać i szybko wyślesz NOWE ROZDZIAŁY ^^ Pozdrawiam! smiley
Is (Brak e-maila) 20:20 12-11-2006
Podobalo mi sie. Pierwsza czesc dosc dluga, (a to tygryski lubia najbardziej), napisana calkiem poprawnie, niezlym stylem. Czekam z niecierpliwoscia na nastepne rozdzialy ^^
lollop (Brak e-maila) 20:34 12-11-2006
wowik smiley baaaardzo mi się podobało. serialnie mówię smiley
Maja-Pistacja (Brak e-maila) 23:52 14-11-2006
dalej dalej
Schensi (Brak e-maila) 18:50 15-11-2006
musisz pisac dalej, strasznie to opowiadanie pooodoooba xDDDD musze miec ciag dalszy XDD
sylwia D (Brak e-maila) 19:21 15-11-2006
dzięki za komentarze! są naprawdę wielką motywacją do pisaniasmiley
tina (Brak e-maila) 19:36 16-11-2006
suuuuper opcio!!!!!! juz nie moge sie doczekac dalszego ciagu... dwie pierwsze czesci przeczytalam jednym tchem... sa naprawde wspaniale:-)
Ryoko Kotoyo (Brak e-maila) 21:41 18-11-2006
No proszę^^ Debiut a w jakim stylu. Jestem pod wrażeniem^^
Tien (Brak e-maila) 06:23 21-03-2007
Uwielbiam twoje opowiadanie. Jest bardzo intrygujące. Życzę weny i coraz to lepszych pomysłów ^^
sylwia D (Brak e-maila) 12:43 21-03-2007
Dzięki Tiensmiley Życz mi jeszcz duuuużo wolnego czasu, bo z tym u mnie najgorzej;/
Tak poza tym , mile widziane wszelkie uwagi.
Tien (Brak e-maila) 22:20 21-03-2007
Na razie niewiele mi zgrzytało. Jak na amatorskie opowiadanie jest naprawdę niezłe, nie widzę w nim żadnej infantylności, jest, powiedziałabym dość realistyczne. I podoba mi się Sebastian. Taki chłopak z krwi i kości, nie żaden mutant. Patryk bardzo mnie intryguje. Również chwali ci się wprowadzenie postaci drugoplanowych, matki Sebastiana i Marka, ojca Patryka. Całe szczęście twoj świat to nie jeden z tych "homo światów" gdzie kilku gejów przypada na 1m kwadratowy ^^'
Kończąc, życzę duuużo wolnego czasu i mnóstwa motywacji. I tak, zdecydowanie warto kontynuować. Ja już z niecierpliwością czekam na dalsze części.
Katarina (Brak e-maila) 16:51 29-03-2007
Prawdę mówiąc nie chciało mi się patrzeć na błędy, ani ich szukać. Z pewnością dlatego, że fabuła sama w sobie zaiteresowała mnie na tyle, że reszta przestała mieć znaczenie.
Mam nadzieje, że szukujesz już dla nas kolejne części. I masz ode mnie wielkiego buziaka za brak tej wszechobecnej ostatnio słodyczy smiley
Natcian (Brak e-maila) 15:13 06-04-2007
Gratuluję ^^ Podobają mi się opcia tego typu, a Twoje szczególnie miło mi się czyta smiley Z niecierpliwością czekam na następne rozdziały :3
nastia (anastazja.strzelecka@wp.pl) 19:47 01-06-2007
chlip, kolejne opowiadanie, które bardzo mi się podoba i brak mi jego aktualki... Sylwia! powiedz, że takowa jeszcze będzie! pozdrawiam smiley
sylwia_d (Brak e-maila) 09:51 08-06-2007
Hej Nastia! Pewnie będzie ;P Ale kiedy-nie mam pojęcia. Miło wiedzieć, że ktoś chce to jeszcze czytać ;D Pozdrawiam!
mara (Brak e-maila) 20:12 07-07-2007
Jateż proszę o dalsza część!!!
Super opowiadanko!!!
. (Brak e-maila) 16:15 17-10-2007
bedzie kontynuacja?
lubiezelkii (Brak e-maila) 00:08 04-06-2008
umm..?
chyba autorka olala swe dzielo ^^"
Paskuda (Brak e-maila) 23:16 09-02-2009
Mimo iż uważam że opowiadanie zostało olane, to uśmiecha mi się KONTYNUACJA!!!
Lenna (Brak e-maila) 23:05 25-05-2009
Em... Czy będzie kontynuacja? smiley A jeśli są dalsze części, to czy można je znaleźć gdzieś jeszcze? ^^ Czy po prostu trza się ładnie uśmiechnąć do autorki? smiley < śliczny uśmiech >
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum