The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 19 2024 17:17:11   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Ferrus 1
PROLOG

Mała fioletowa plamka na tle wszechogarniającej czerni. Tak Akio pięknie wygląda z kosmosu, ale nawet patrząc z lotu ptaka, jest ona dziełem sztuki.
Na Akio jest tylko jeden kontynent nazywa się Sattr. Rozciąga się on od jednego bieguna do drugiego. Od gór lodowych po przez lasy, bagna pusze i pustynię, aż do Doliny Północy otoczonej ze wszystkich stron górami. W strefie równikowej z obydwu stron Sattr rozsypały się małe wysepki, pokryte gęstą puszczą. Na jedynym kontynencie mieszka wiele inteligentnych ras żyjących własnym życiem. W górach Trole i Niedźwiedziołaki, półludzie-półniedźwiedzie. Gęste puszcze i lasy zamieszkują piękne Elfy i ich wrogowie Darthowie, czarne elfy. Na pustyniach żyją Fremenowie, plemiona istot przywykłych do gorących warunków. A wszędzie między nimi osiedlili się ludzie, słabe stworzenia, a tak silne w swojej słabości. Żadna istota zamieszkująca planetę nie dostanie się do Doliny Północy bez pozwolenia jej mieszkańców - Smoków.
Wiele innych istot przemierza bezdroża. Niektóre z własnej woli, a inne wygnane przez ziomków. Po przeciwnej stronie globu, wśród rozległego Czarnego Oceanu, jest wyspa. Otaczają ją przepiękne rafy koralowe, wśród których żyją syreny, delfiny i inne morskie stworzenia. Jingizu otacza też błękitne migotanie. To tarcza ochronna zbudowana przez Reishów, potężnych magów zamieszkujących tę wyspę. Tylko oni, Smoki oraz Elfy potrafią posługiwać się magią. Reish wykorzystują żywioły i dzięki temu ich wyspa jest piękna i niczego tam nie brakuje.

Lecz ten z pozoru piękny obraz poprzecinany jest siatką pęknięć.
Na Sattr cały czas są rozgrywane wojny, panuje bieda. Ludzie są niczym zwierzęta, myślące tylko o swoim głodzie. Darth zabijają elfy i walczą ze wszystkimi innymi rasami. Tylko Smoki nie wtrącają się w życie innych. Za to Reish są najemnikami, wykorzystywanymi przez wszystkie strony, gdyż ich rasa umiera, a osobniki znajdujące się poza Jingizu nie mogą na nią powrócić.

W tej dziwnej scenerii rozegrały się wydarzenia, które chcę wam opisać. Proszę o nie ocenianie postępowania bohaterów według własnych miar, gdyż urodzili się oni i wychowali na innej planecie wśród innych zasad.
Okoliczności zmusiły ich, aby zrobili to co zrobili, dlatego nie będą oni mieli żadnych wyrzutów sumienia, ani teraz, ani w przyszłości.

Historię z run przełożyła Skylight, jedyna z Reish, która była w Dolinie Północy.



* * *


"Same kłopoty"




Muerte był zwykłym Reish. Jeszcze dzieckiem, widział zaledwie 23 wiosny, ale wyglądał na 17-latka. Miał oliwkową cerę, jasne błękitne włosy sięgały mu ramion. Ametystowe oczy patrzyły na świat z ciekawością, pomieszaną ze strachem. Był drobnym chłopcem, a obecnie owinięty w ciemny płaszcz, wyglądał jeszcze drobniej. Ukrywał się gdyż, mimo że Reish rodzili się z naturalnym darem magii, musieli się go uczyć, a i tak nie wszyscy osiągali ten sam poziom, a on nie potrafił nim za dobrze władać. Już lepiej radził sobie z mieczem i łukiem. Muerte przemierzał teraz Wielką Puszczę, starając się dojść do Elvardein, jednego z miast Elfów. Gdyż może tam uda mu się nająć do walki, albo innego zadania.

Niebo zasnuły ciemne chmury, zakrywając jeden z dwóch księżyców błękitną Diunę. Wszystko skryła ciemność. Mue nie widział nawet własnej ręki przed twarzą. Dawno nie jadł i nie spał, więc jego ciało nie reagowało odpowiednio na zmiany w otoczeniu. Starając się postawić kolejny krok, stwierdził, że musi jednak odpocząć, gdyż jak będzie półżywy to go nikt nie zatrudni. Zatrzymał się na niewielkiej polance, którą poznał po tym że przestał wpadać na drzewa. Wyjął z plecaka pled. Rozłożył go, a potem na niego opadł i od razu zasnął nie troszcząc się o ostrożność.

Nie znosił wstawać cały zdrętwiał, nie mogąc ruszyć nawet ręką. Nagle zdał sobie sprawę, że ktoś mu spętał rączki. Otworzył natychmiast oczy i zaczął się rozglądać. Było jeszcze dość ciemno, ale słońce miało wstać za około 2 godziny. Ktoś zaszedł go kiedy spał. Rozejrzał się z trwogą. Wokół jego posłania rozłożone były namioty, a między nimi przechadzali się wartownicy. Reish wytężył wzrok i kiedy jego źrenice zmieniły się w pionowe zdołał dojrzeć agresorów. Ze zdumieniem spostrzegł, że są nimi Darth. "Jak domyślą się, że podążałem pomagać Elfom to mnie zabiją, co robić?" Jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Kiedy podszedł do niego jeden z ciemnych elfów, miał już w głowie plan.
Darth przerzucił sobie go przez plecy i skierował się w stronę jednego z namiotów. Wewnątrz było przytulnie. Miękki dywan, na który został rzucony, chronił przed zimnem ziemi. Poza nim w namiocie znajdowało się proste łóżko, miednica na wodę i krzesło, które zajmował chyba dowódca tego oddziału. Muerte po obejrzeniu otoczenia zauważył, że jest oceniany. Patrzyło na niego dwoje zimnych oczu, znajdujących się w ciemnej twarzy, okolonej czarnymi włosami do połowy pleców. Muerte opuścił głowę nie chciał patrzyć w te czarne oczy, które obiecywały mu śmierć. Nie przejmował się, że pochyla głowę przed czarnym elfem, nie spodziewał się takiego obrotu spraw i teraz będzie musiał zmienić swój plan.
Nagle ciszę przeciął głos nawykły do rozkazywania.
- Jesteś Reish. Ile masz lat?
Mue nie odpowiedział i przysięgał sobie, że nic mu nie powie. Nie pozwoli się traktować jak zwykły człowiek. Ale ręka, która po chwili złapała go pod brodę i uniosła jego głowę nie pozostawiała wyboru, musiał spojrzeć na tego Dartha.
- No teraz lepiej. Patrz na mnie jak mówię. Sądzę, że nie masz więcej jak 30. Chociaż należysz do rasy długowiecznej to jeszcze młokos z ciebie.
Kiedy wódz opuścił rękę to młodzieniec opuścił znowu głowę. Usłyszał po chwili westchnienie i kątem oka zobaczył jak Darth wstaje. Po chwili poczuł jego rękę na głowie. Kiedy ten głaskał go po głowie, zaczął cicho do niego mówić.
- Jestem wodzem tego oddziału i nazywał się Heres. Co pewnie jak wiesz znaczy zniszczenie. Zniszczę Elvardein. Zostaną tam tyko zgliszcza, więc nie masz po co tam wędrować. Zostań tu z nami...ze mną i wspomóż mnie swoją magią. Jak się nazywasz?
Nagle zacisnął dłoń na karku młodzieńca i zmusił go do podniesienia głowy. Mue nie był odporny na ból i wiedział o tym. Mimo tego postanowił, że udowodni temu czarnemu elfowi co znaczy być Reish. Podniósł nagle głowę, zmienił źrenice na pionowe, gdyż wtedy wyglądał strasznie, usta wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu ukazując wystające kły. Zawarczał. Ujrzał, że Heres cofa się bezwiednie. Niestety Zniszczenie niełatwo jest przestraszyć. Darth złapał go za gardło pozbawiając dopływu powietrza i spoglądając na niego z furią. Młodzieniec nie mógł powstrzymać jęku bólu, zaczęły mu latać przed oczami ciemne plamy i wtedy odezwał się jeszcze raz czarny elf.
- Nie lubię się powtarzać ! - wódz ścisnął mocniej, a z jego ust wyrwało się rzężenie.
- ...auu...Mu...Muerte.
- Ach, więc jesteś śmiercią...Ciekaw jestem, co takiego zrobiłeś...No, ale teraz nie mam czasu - puścił go i kiedy Mue opuścił głowę w geście poddania i ledwo łapał oddech, znowu zaczął głaskać go po głowie i karku. - Teraz pewnie i tak mi nic nie powiesz, piękny...Straże! Przywiązać go do słupa i podawać tylko wodę!
Dwóch wielkich Darth złapało młodzieńca za związane ręce i wywlokło z namiotu. Został przywiązany to pala, który znajdował się na środku obozu. Jeden z dryblasów nabrał do kubka wody i wylał mu na głowę. Reish się otrząsnął i zawarczał, za co dostał czymś twardym po twarzy, więcej się nie odezwał. Następne dni były podobne do siebie jak krople wody zawsze spływające po jego głowie. Niedługo po przywiązaniu całe ciało go bolało, a pogardliwe spojrzenia nie poprawiały mu samopoczucia. Oddział szykował się do bitwy. Wszędzie panował zgiełk i słychać było przekleństwa żołnierzy. Mimo, że był ledwo żywy nie mógł nie zauważyć, że co jakiś czas przychodził do niego Heres. Patrzył mu w oczy i głaskał po twarzy, ale ani razu nie powiedział czego chce.
To było chyba piątego dnia. Słońce grzało od samego rana bardzo mocno. Tym razem nikt mu nie polewał głowy wodą, nikt się nawet do niego nie zbliżył. Czuł, że słabnie z każdą chwilą i już po kilku godzinach od świtu Muerte osunął się w wszechogarniającą ciemność.

Otaczał go mrok, ale wyczuł pewną zmianę w otoczeniu. Leżał, a przecież ostatnie wspomnienie wiązało się ze słupem. Uchylił powoli powieki i rozejrzał się ze zdziwieniem. Znajdował się w bogato zdobionym namiocie. A dokładnie leżał przywiązany do łóżka. Poznał ten namiot. Należał on do Heresa wodza Darthów. Opuścił głowę z powrotem na poduszki, gdyż była strasznie ciężka. Przymknął oczy i począł mentalnie sprawdzać swój stan. Nauczył się tego jeszcze na Jingizu. Nie miał żadnych złamań, ale był na skraju wycieńczenia, zarówno fizycznego jak i psychicznego. Poza tym bał się jak jeszcze nigdy w życiu. Bo też nigdy nie zdarzyło mu się leżeć nago, przywiązany do łóżka, w niewoli u Darthów.
Nagle na zewnątrz rozległy się głośne krzyki i jęki. Płachtę namiotu rozerwała strzała, lecz na szczęście nie była podpalona. Młodzieniec nie mógł zrobić nic innego jak leżeć i słuchać wrzasków. Przez rozchylone nagle wejście wszedł wysoki Elf o złotych włosach. W ręku trzymał długi miecz. Rozejrzał się szybko po namiocie i jego wzrok spoczął na nagim Reishu.
- Nie wiedziałam, że to również robicie za pieniądze. - powiedział złośliwie, potem okrył go prześcieradłem, odciął więzy i związał mu ręce na plecach. Kiedy Elf wynosił z namiotu Muerte nie miał on zbyt dobrego widoku, gdyż wisiał głowa w dół. Ale nie mógł nie zauważyć, że połowa obozu płonie, między pozostałymi namiotami kręcą się Elfy, a ocalałe Darthy siedziały związane pod drzewami. Wiele było zakrwawionych i ciężko rannych, a Elfy nie spieszyły się by ich opatrzyć. Muerte został bezceremonialnie zrzucony pod kopyta konia. Uderzenie było dość mocne, a przy jego osłabieniu, od razu poczuł jak w głowie zaczyna szumieć. Spojrzał jednak w górę i ujrzał, że na koniu siedział najpiękniejszy mężczyzna, jakiego Mue widział w całym swym krótkim życiu. Elf utrzymywał na twarzy maskę obojętności, Reish jednak wiedział, że była on nawykła do śmiechu i radości. Stała przed nim osoba, która była całkowitym przeciwieństwem Heresa. Ale głos był tak samo zimny.
- Zabawka wodza Darth....hmm. Związać porządnie, zakneblować i prowadzić na końcu.
- A...ale ja wcale...- Chłopak starał się wyjaśnić swą sytuację. Lecz dostał tylko kijem po plecach od żołnierza, który go trzymał. Poczuł jak stróżka ciepłej cieczy spływa mu po kręgosłupie. Więcej się nie odezwał. Nie patrząc na nikogo, dał się zaprowadzić na koniec szeregu jeńców i przywiązać do sznura. Kolumna ruszyła. Droga do Elvardein normalnie trwa około 4 dni, ale z tyloma rannymi więźniami potrwa około 7.

"Jestem tchórzem, nie potrafię nawet wyjaśnić swojej sytuacji. Jestem po prostu żałosny, nie dziwne, że ze mną nikt się nie liczy, nie jestem nic wart. Powinienem użyć magii, spierać się zrobić cokolwiek, jakoś się bronić...Teraz jestem niczym, zarówno Darth jak i Elfy mają mnie za słabeusza, dziwkę lub po prostu żałosne dziecko..."- takie nie wesoły myśli przelatywały przez głowę Muerte przez pierwsze godziny marszu. Fioletowooki miał dopiero 23 lata, dla jego rasy dopiero co się urodził. Nie powinien opuszczać wyspy jeszcze przynajmniej przez drugie tyle. Ale nie da się cofnąć przeszłości, wypowiedzianych słów i popełnionych czynów.

Pogrążony w żalu i przygnębieniu, nie zauważył, że praktycznie każdy elfi żołnierz, rzucał na niego okiem, nie zdawał sobie sprawy, że w tych spojrzeniach jest podziw dla młodego mężczyzny, który mimo związanych rąk, skąpego odzienia, oraz krwi na plecach przytłacza swoją dumą i pięknem.



* * *




Ostre światło prosto w oczy i nagle coś przysłania wszystko. Kiedy oczy się przyzwyczajają dostrzega, że to tylko cień. Cień kobiety, albo raczej jej sylwetka pochylająca się nad nim. Kim jest ? Dlaczego wyciąga do niego rękę ? Jego ręka jakby wbrew woli też się unosi. Chwyta ją i podciąga się lekko z zielonej soczystej trawy, pachnącej latem, słońcem i błogością ciszy. Kiedy staje przed nią, poznaje, nareszcie widzi, to jego matka. Uśmiecha się ciepło, a w jej oczach migoczą najjaśniejsze gwiazdy. Kiedy promienie słońca muskają jej włosy on też się uśmiecha. Teraz jest bezpieczny, nie czuje już bólu, zimna i upokorzenia.
Stoi przed nim uśmiechnięta i nadal trzyma go za rękę. Głos niczym poszum ciepłego wiatru przylatuje do jego uszu.
- Już czas Araelu, mistrz nie lubi czekać na swoich nieznośnych uczniów. - mimo słów nagany, jej oczy się śmieją i wydaje się cieszyć, że spóźni się.
Zrobiło się ciemniej, zamajaczyła przed nim sylwetka mężczyzny. Mistrz. Chmura gradowa, przez którą przebijają się diamentowe błyski.
Rozgląda się, ale jej już nie ma, został tylko on i Mistrz.
Patrzy prosto w oczy z tą pewnością, wiedzą, zimną wykalkulowaną inteligencją. Nie jest kimś złym i on to wie. To tylko mistrz, albo aż Mistrz.
- Twój potencjał jest ogromny, ale twój charakter może mu nie sprostać. - głos niczym łamiące się drzazgi lub uderzający grad - Pamiętasz swojego ojca ? Nie. To chyba lepiej...
Co ma robić ? Patrzy na niego nie wyczekując odpowiedzi, mając niebo w oczach. Takie niebo podczas burzy.
- Tak, tak... Twoja moc, użyj jej. Skoncentruj się i użyj. Jesteś Aniołem nie potrzebujesz rąk, ani głosu. Pokieruj wiatrem...
I nagle wszystko zamiera. Nie słychać najmniejszego dźwięku, nie ma chmur i cienia. Jest tylko ogromna łąka otoczona lasem i oni dwaj. Patrzy na zamarły, jakby w wyczekiwaniu las i na mistrza, niezmiennie patrzącego na niego. Zagląda w siebie i widzi mgiełkę. Popycha ją delikatnie, aż staje się wyraźniejsza. Wszystko zaczyna wirować. Unoszą się liście, trawy i małe gałązki. Podmuch wiatru...Mały wir wokół mniejszej sylwetki. Zrobił to. Udało mu się, jest wiatrem...Mistrz go zachęca. Mówi, że jest wyjątkowy i potrafi. Nagle coś pęka. Zrywa tamę i pędzi przed siebie. Wszystko zaczyna wirować. Nie może, nie poradzi sobie, nie potrafi nad tym zapanować. Jest Wiatrem.
Nie znajdują się już na polanie, ale w mieście, na rynku. Wszystko porywa wiatr, rozlegają się krzyki. Coś pada, wydając głuchy dźwięk, który dla niego jest nie do wytrzymania. To pierwsza kropla krwi i pierwsza łza. To on płacze. Krzyczy. Nie może tego już powstrzymać, nie jest w pełni sobą. Giną jego bracia i siostry, wiele Reish. Ona też. Uśmiech zamiera na jej pięknych ustach, a z oczu płyną potoki łez. Wargi układają się w nieśmiałe słowa.
- To nie twoja wina Araelu...
Strużka krwi z jej ust i martwe oczy. Płacze. Nie chciał tego, wolałby nie mieć mocy i by ona z nim była. Morze krwi, a potem rozpacz i żal. Wszystko zamiera. Pada na kolana i ukrywa twarz w dłoniach. Nie, nie, nie....krzyczy...
Nienawistne spojrzenia, gniew i słowa bólu.
- On to zrobił. Ten dzieciak. Ma zaledwie 8 lat i już tyle ofiar. Musi odejść. Niech żyje na Sattr, gdyż jest Muerte.
Pożegnanie ze wspomnieniami i z nią. Już nigdy nie zobaczy domu i matki. Odchodzi mimo, że jest dzieckiem i nie rozumie świata ani siebie. Nie tylko on odszedł...Wiatr też i cała moc Anioła. Wspomnienia, które palą żywym ogniem i są tak bolesne, że nie można z nimi żyć też znikają. Teraz nie ma nic, został tylko Muerte...



* * *



Witam wszystkich. Jest to prolog do mojego nowego opowiadania. Nie jestem za dobra w pisaniu i mój styl i błędy ortograficzne mogą wprawiać w konsternację, ale uwielbiam pisać, a nie mogłabym trzymać tego w szufladzie. Dalszą część postaram się napisać jak najszybciej, ale w tym roku zdaje egzamin gimnazjalny i mam strasznie dużo nauki.

* Dla tych, co nie znają łaciny wyjaśniam, że "ferus" znaczy "dziki" i jest on określeniem świata, w którym żyje Muerte (śmierć).
Za to Arael jest to imię biblijne, które nosił anioł wiatrów i kary. Skylight












 


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 17 2011 21:00:47
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Asou (asou@o2.pl) 08:25 23-08-2004
To jest fantastyczne nie mogę się doczekać kolejnej części mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać!!!
Nie przejmuj się stylem mi się podoba!!!
Schensi (Brak e-maila) 15:41 27-08-2004
styl masz fajny!!! i ja czekam na dalszy ciag ^^
Mika chan (Brak e-maila) 18:14 11-09-2004
Będzie ciąg dalszy czy jak?
Skylight (Brak e-maila) 20:42 01-11-2004
Przepraszam bardzo że tak strasznie długo nie ma dalszego ciągu ale miałam spore kłopoty z kopem i teraz dopiero mi naprawili a dalszy ciąg wyślę do końca tego tygodnia tak że już niedługo będzie (tylko zainstaluje se worde profesional, bo mam założone na plik hasło a innym programem nie da się tego zdiąć... _-_) Dzięki za waszą cierpliwość...
louke (Brak e-maila) 10:52 15-11-2004
Super opo!Z niecierpliwością czekam na dalsze częścismiley
lollop (Brak e-maila) 22:35 20-11-2004
hmmmm... intrygujące... wręcz umieram z ciekawości, co będzie dalej smiley
(Brak e-maila) 19:50 23-11-2004
ja też
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum