The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 25 2024 17:49:58   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Fiat lux 5
Dalsze wiersze: Zawsze i wszędzie - Ja ciebie kocham!




Albo będzie żyć.
Oczywiście, że był szczęśliwy z powodu wybrania przez los drugiej możliwości. Bardzo szczęśliwy. No i przez cały ten tydzień, gdy Karin nadal spał, ale wyraźnie wracał do zdrowia, zdołał się przyzwyczaić do myśli, że wkrótce znów zobaczy jego oczy i usłyszy jego słowa.
Ale mimo to bardzo się bał.
Bał się, że w jego oczach będzie tylko strach i niechęć, a jego pierwsze słowa będą odruchowym błaganiem o litość lub półprzytomnym wyrazem nienawiści.
Na nic innego przecież nie zasłużył.
To było niezwykłe, jak wszyscy martwili się o tego chłopca, ci sami ludzie, którzy bez mrugnięcia okiem zabijali swych niedawnych panów, trzęśli się nad jednym z obywatelskich dzieci, jak nad cennym, kruchym szkłem. Z niczyjego innego powodu nie zobaczył tyle łez, o nikogo nie pytali się tyle razy dziennie, z niczyjego powodu nie panowała wszędzie taka smutna cisza. Ktoś, kto umie wzbudzić tyle uczuć w tych surowych sercach, musi być inny niż wszyscy. Musi być lepszy niż wszyscy.
Nie miał wprawdzie żadnych dowodów na tę jego zupełną niewinność, w którą bezkrytycznie wierzyli już wszyscy poza nim. Ale nigdy nikt nie miał też żadnych dowodów na jego winę, poza słowami Avae. Avae, który okłamywał go przez cały czas.
A mimo to, wtedy i milion razy potem, zwyczajnie go skazali. Mimo tych dziecinnie ufających oczu, które zupełnie nie wierzyły w możliwość jakiejkolwiek kary. Nie patrzyłby tak przecież, gdyby był winny. Na pewno nie.
Gdyby tylko jeszcze go kochał... On musiał go kochać, inaczej nie darowałby mu tego wszystkiego, nie ratował go, nie patrzył w taki sposób, nie płakał z powodu przykrych słów. Ale teraz... Teraz wszystko zależało od tego, czy zdoła mu wybaczyć ten ostatni cios.
Już naprawdę lada moment mógł się obudzić, ale... Bardzo zeszczuplał podczas tej choroby, wyglądał tak wątło, jak jeszcze nigdy dotąd. Dużo, bardzo dużo, czasu minie zanim wróci do sił. Na szczęście chyba nikt nie miał lepszej opieki, najcierpliwsi i najdelikatniejsi pielęgniarze czuwali nad nim cały czas, zmieniając się zanim choć trochę zdążyli się zmęczyć. Jego stałe opiekunki i teraz wciąż były przy nim, cały czas ktoś do niego mówił. Tylko on sam nie umiał... jakby już teraz bał się, że jednak może być za późno... Mógł tylko siedzieć przy nim, głaskać jasne włosy i zwilżać jego wargi w zastępstwie picia.
Właściwie nie miało znaczenia, jak naprawdę było przedtem. Ważne było to, co było teraz. Nawet jeśli kiedyś był zły i okrutny, to zmienił się, nie można było w to wątpić. Nie było już istotne, jak postępował wcześniej, w końcu był sierotą wychowywanym przez bestialskich morderców, skąd miał wiedzieć, co jest złe? Teraz był dobry. I kochał go. Trzeba tylko uspokoić i ożywić tę miłość. Trzeba sprawić, żeby mu ufał i nie bał się go. Jeśli to się uda, będą szczęśliwi.... wreszcie... zasługiwali przecież na to.
On chyba czuł jego obecność, bo przy nim zawsze był najspokojniejszy, uśmiechał się przez sen, kiedy on głaskał jego włosy i robił taką słodką, smutną minkę, kiedy mu tę dłoń odbierał. Musiał to jednak czasem robić; pocałował go lekko w czoło i wstał, żeby wziąć ze stolika wody. Chłopak poruszył się niespokojnie i po chwili otworzył oczy. Patrzył przez moment na sufit, zmarszczył lekko brwi, jakby chciał sobie przypomnieć, co się stało i gdzie właściwie jest. Dopiero potem spojrzał w bok, napotykając spojrzenie mężczyzny.
Źrenice powiększyły mu się lekko, uniósł się gwałtownie na łokciach i przymknął oczy, bo wszystko wokół zawirowało. Sheat podszedł i usiadł na łóżku, oczy chłopaka znów się otworzyły, patrzył na niego z lękiem, próbując coś powiedzieć.
- Spokojnie. Nie musisz się bać... Wypij to. - podał mu szklankę wody. - Pij, nie bój się...
Karin wziął ją od niego drżącą dłonią i wypił pomału, obserwując go ukradkiem spod przymkniętych trochę powiek. Oddychał niespokojnie. Po chwili Sheat wziął od niego szklankę i uśmiechnął się łagodnie, choć i jemu serce tłukło się dość nerwowym rytmem.
- Musiałeś mocno oberwać w głowę, zemdlałeś i byłeś nieprzytomny cały tydzień. Ale teraz będziesz już wracać do zdrowia... - urwał i zaczął wpatrywać się w kołdrę.
- Gdzie... ja jestem? - usłyszał nieśmiałe pytanie.
- To już nasza górska osada.... Ja... kazałem położyć cię u siebie... - podniósł po chwili wzrok, napotykając zdziwione i trochę wystraszone spojrzenie. Uśmiechnął się lekko. - Jeszcze ci nie podziękowałem za uratowanie życia... i nie przeprosiłem cię za to, jak cię wtedy potraktowałem.... Wybaczysz mi to? - spytał cicho. Oczy Karina powiększyły się jeszcze bardziej, a jego usta zadrżały lekko. Drgnął i przymknął oczy, kiedy Sheat wyciągnął do niego dłoń i otworzył je zaskoczony, gdy poczuł jej pieszczotliwy dotyk na swojej twarzy. - Nie jesteś już więźniem, możesz odejść dokąd zechcesz, kiedy tylko wyzdrowiejesz... ale wolałbym, żebyś... został..... przynajmniej dopóki sytuacja trochę się nie uspokoi, walki są bardzo zażarte... Pójdę po Althi... - wykrztusił zduszonym głosem i poderwał się szybko, zagryzając wargę i kierując się do drzwi. Jednak nie umiał powiedzieć tego, czego chciał... Bał się.
- Sheat... - usłyszał za sobą cichutki, drżący trochę głos. Zatrzymał się, z trudem przełykając ślinę. Pierwszy raz usłyszał swoje imię z jego ust...
Odwrócił się wolno i podszedł z powrotem do łóżka, unikając patrzenia w oczy chłopca.
- Tak?
- Mógłbyś... mógłbyś mnie... przytulić? - skończył ledwo dosłyszalnie. Spojrzał na niego zdziwiony, Karin zacisnął dłonie na kołdrze, na jego rzęsach zawisły dwie srebrzyste krople. Sheat poruszył bezradnie ustami, ale nie zdołał wykrztusić nawet słowa, siadł przy nim i przyciągnął go do siebie delikatnie, całując lekko we włosy, po chwili przytulił go do siebie mocniej, głaszcząc jasną głowę opartą o swoje ramię.
- Już... nie będziesz dla mnie taki szorstki? - zapytał cicho chłopak.
- Nie... - pokręcił głową, przymykając oczy.
- I nie będziesz mnie więcej bić?
- Nie... - wyszeptał z trudnością.
- I... i będę mógł... zostać z tobą? Będziesz blisko?
- Tak.
- I będziesz ze mną rozmawiać?
- Tak.
- I będziesz mnie ko... - urwał i zesztywniał nagle. Sheat odsunął go trochę od siebie i podniósł zarumienioną, smutną twarz, patrząc w zwilgotniałe oczy.
- Zawsze będę cię bardzo kochać... - szepnął z uśmiechem, obserwując zaskoczenie, niedowierzanie i nieśmiały błysk radości w jego oczach.
Przyciągnął tę śliczną twarz do swoich ust i pocałował go delikatnie.



Karin ze słabym uśmiechem słuchał szybkiej paplaniny Zilli, która koniecznie chciała jak najszybciej nadrobić te dwa tygodnie, kiedy go nie widziała i opowiedzieć o wszystkich, choćby tylko najistotniejszych sprawach, jak to, że znalazła ranną wiewiórkę, którą się teraz zajmowała i którą przyniesie do niego, jak tylko babcia pozwoli.
- Zilla, cichutko, daj mu już odpocząć. - uśmiechnęła się Inapan.
- Mama, ja musie, bo...
- Jeszcze zdążysz, zmykaj teraz na obiad, już. - Althi klepnęła ją leciutko, wyganiając z pokoju. - Safira, ty też się uspokój, za chwilę go zagłaszczesz na śmierć. Co wy tu w ogóle wszystkie jeszcze robicie, mój dyżur, chciałyście się przywitać, w porządku, ale już wystarczy. Uciekać stąd, ale już. Karin musi odpoczywać. - wygnała je i zamknęła za sobą drzwi, odwracając się do niego z uśmiechem. - Nieznośne są. - siadła przy łóżku. - Jak twoja głowa? Boli?
- Nie... nie tak bardzo... ale na razie chyba nie dam rady się wyleczyć...
- Odpoczywaj, za kilka dni na pewno odzyskasz siły. O ile nie dasz się zadręczyć tym dziewuchom. Wyganiaj je trochę, jesteś dla wszystkich za uprzejmy.
- Ale ja to lubię... - uśmiechnął się lekko. - To miłe... przez tyle lat nikogo nie obchodziłem... brakowało mi tego...
Althi spoważniała i z zamyślonym wyrazem twarzy poprawiła jego poduszkę.
- Masz siłę, żeby ze mną porozmawiać?
Skinął głową.
- Chciałam zapytać... ty... - przymknęła oczy. - Kochasz go, prawda? - uniosła powoli powieki, patrząc na posmutniałego nagle chłopaka.
- Tak... ale to... nie ma żadnego znaczenia....
- Jak to?
- Naprawdę nie wiesz? - spojrzał na nią, ze smutnym uśmiechem. Pogłaskała lekko jego włosy z nieobecnym spojrzeniem.
- Opowiesz mi o tym? Masz smutne oczy... słowa pomagają. A ja... chciałabym jakoś.... Od dawna go kochasz?
- Dla mnie tak.... - przymknął oczy, opierając się o poduszkę. - Chyba odkąd tylko go zobaczyłem... wtedy nie wiedziałem jeszcze do końca co się ze mną dzieje, ale potem... kochałem wszystkie jego słowa, każdy uśmiech, był zawsze taki dobry i... Wtedy miałem niewiele więcej niż trzynaście lat, potem jeszcze długo byłem chyba nawet... szczęśliwy... to był taki dziwny, smutny rodzaj szczęścia, on mnie nie dostrzegał, ale mogłem go kochać, on nikogo nie miał, więc... to było tak, jakby był niemal mój, daleko, ale... Tylko że on mnie nie chciał... - głos chłopca zadrżał lekko, spod powiek wymknęły mu się łzy. - Nigdy... i... on pokochał Avae, mimo że on tylko się nim bawił.... wykorzystywał go, żeby znęcać się nade mną.... żeby opowiadać mi o tym, jak są razem... żeby niszczyć każdy mój dzień... A on... on kochał go, mimo wszystkich jego podłości, mimo tego jak podle on go traktował, mimo tego co robił wszystkim słabszym od siebie... kochał go tak bardzo, że ochronił go nawet po tym wszystkim... choć mnie... - kurczowo zacisnął dłonie. - Nie chcę do tego wracać, pamiętać o tym wszystkim.... to przecież było takie niesprawiedliwe, karać mnie tylko za nazwisko; Althi, ty jesteś taka mądra i nawet ty.... nikt, zupełnie nikt nie widział nic złego w tym, co mi robiliście..... To już nieważne... tylko... tak bardzo go kochałem, a on traktował mnie najgorzej ze wszystkich, tak bardzo się nade mną znęcał, choć ja nigdy nie robiłem nic złego, nawet nikomu się nie sprzeciwiałem... kocham go, nigdy nie przestanę... ale on nienawidzi mnie chyba gorzej niż największego wroga.... tylko za co? Czy ja nie miałem prawa go pokochać? Dlaczego? Althi, ja..... wiesz... miałem sen... - uśmiechnął się przez łzy. - To było takie rzeczywiste... Ale to musiał być sen, bo przecież on.... zresztą po obudzeniu zobaczyłem już ciebie, byłby tu przecież gdyby... Nie, bez sensu, on zawsze mnie tylko nienawidził. Ale śniło mi się... śniło mi się, że był taki dobry i czuły dla mnie, jak kiedyś widziałem to z daleka... przytulił mnie nawet i.... i powiedział mi, że mnie kocha... i pocałował mnie... - usta chłopca znów zadrżały i wykrzywiły się lekko do płaczu. - A ja... Tak bym chciał, żeby...
- Karin...
- Pójdę już... - szepnęła Althi. Sheat podszedł do łóżka i delikatnie ujął wystraszoną twarz w dłonie.
- Karin, ja... - uśmiechnął się nieznacznie. - Myślę, że to jednak wcale nie był sen....



Minęły ponad cztery miesiące odkąd Karin wrócił do zdrowia. Nie miał żadnych wrogów, może dzięki temu jak łatwo umiał wybaczać. Mógł się już tylko śmiać, wszędzie go było pełno, bo wciąż jeszcze był trochę dziecinny, mówił czasem tak szybko i chaotycznie jak Zilla. Był już nie tylko ich opiekuńczym dobrym duchem, był samym uosobieniem radości, rozświetlającym cały obóz.
Walki przeciągały się, wciąż nawet nie zwołano Zgromadzenia. Część jeńców o mniejszym zaciągu win, wymieniono na tych, których schwytały oddziały przybyłe z Cascavel. Dzięki tym praktykom inne wojska obywateli również zaczęły brać jeńców i wojna stała się mniej krwawa. Niewielkie potyczki od czasu do czasu nie rzucały się w oczy, rewolucja stanęła w miejscu.
Sheat wyszedł wolno z obozu, kierując się w stronę lasu.
Karin zdecydował się zostać z nimi. Po tym jak usłyszał jego rozmowę z Althi, wyjaśnił mu wszystko, choć chłopak początkowo zupełnie nie mógł w to uwierzyć. Dla niego było zupełnie nieprawdopodobne to, że tak łatwo wszyscy mogli widzieć coś zupełnie odwrotnego niż było w rzeczywistości. To z jaką łatwością tamten chłopak ich okpił, bawiąc się kosztem ich wszystkich.
Ale Karin nie umiał czuć żalu o taki "drobiazg". Na pewno nie do niego. On potrzebował miłości, więc nigdy by go nie odrzucił.
Uśmiechnął się, kiedy dojrzał go w oddali. Jak wtedy... te zwiewne, płynne ruchy, niemal taniec... Światło przenikało przez korony drzew zalewając tę już jaśniejącą postać następnymi, mgielnymi lekko pasmami jasności.
Podszedł cicho, z przyjemnością przyglądając się jego zwinnym stopom bez żadnego trudu stąpającym wśród gałęzi i traw, bez jednego potknięcia, bez jednego zawahania. Jego dłonie wyglądały jakby pieściły powietrze... Sheat zadrżał na tę myśl i bezszelestnie podszedł jeszcze bliżej, chwytając nagle chłopca i przytulając do siebie jego plecy. Karin krzyknął cicho bardziej z zaskoczenia niż ze strachu; teraz już nie bał się tak bardzo, nauczył się wierzyć, że nic złego go już nie spotka.
Rytm jego serca przyśpieszył trochę, a na policzkach pojawił się delikatny rumieniec, który pociemniał nieco, kiedy dłonie mężczyzny zaczęły pieszczotliwie wodzić po jego brzuchu. Wciągnął powietrze, gdy Sheat przycisnął go do siebie nieco mocniej i otarł się o jego policzek swoim.
- Czego chcesz? - szepnął cicho.
- Wiesz przecież.... - mruknął, całując go lekko w ucho.
- Sheat... - rumieniec pociemniał jeszcze bardziej, a ciało napięło się trochę.
- Dobrze już, dobrze... - westchnął i wypuścił go ze swoich ramion, przyglądając mu się smętnie. Teraz Karin westchnął i spojrzał w bok, a potem pocałował go szybko i odsunął się jeszcze szybciej, zaczynając iść w stronę obozu.
- Nieznośny jesteś z tymi twoimi minami, wiesz? - roześmiał się trochę nienaturalnie. Odpowiedzią było tylko kolejne westchnienie mężczyzny. Karin obejrzał się i zatrzymał, niepewnie spoglądając w jego twarz. - Jeśli myślisz, że w ten sposób... - Sheat nie pozwolił mu dokończyć, doskakując do niego z wesołym śmiechem i chwytając go w pasie, uniósł go do góry i kilka razy szybko obrócił się dookoła. - Całkiem.... zwariowałeś... - wyszeptał chłopak, kiedy mężczyzna zatrzymał się w końcu na drzewie, opierając się o nie plecami. - Puść mnie.... co? - szepnął zupełnie cicho i pochylił lekko głowę, zbliżając swoje usta do jego.
- Kariiiiiiin! Karin chodź! Znalaźlam ziabem! - rozległ się szybki tupot nóg po stoku. Karin wyszarpnął się mężczyźnie i rzucił mu jeszcze ukradkowe spojrzenie, lekko pocierając dłonią policzek. Uśmiechnął się w stronę nadbiegającej dziewczynki.
- Karin, chodź sibko! Chodź!
- Zilla... - Sheat pochylił się mocno, starając się sięgnąć twarzą zaczerwienionej z emocji buzi dziewczynki
- Cio?
- Naprawdę cię bardzo lubię... Ale kiedyś.... UDUSZĘ.
Oczy dziecka zrobiły się duże i okrągłe, niepewnie szarpnęła za nogawkę Karina.
- Nic się nie bój. - chłopak spojrzał na niego ze złośliwie zmrużonymi oczami. - Nawet jakby spróbował, ze mną miałby do czynienia. Zostawmy tego desperata samego. Chodź, poszukamy tej twojej "ziaby".



- Och, och, och, jak ja się cieszę! - Karin wbiegł tanecznym krokiem do pokoju, podśpiewując pod nosem. Zauważył, że na łóżku siedzi, przyglądający mu się z roześmianą twarzą Sheat i spłonął rumieńcem. - Ja...
- Nie przestawaj. To prześliczne. Przesłodkie. Przeurocze. - mężczyzna z satysfakcją pogłębiał każdym słowem czerwień na twarzy chłopca.
- Dlaczego ty jesteś taki? - wyszeptał nieśmiało, wbijając wzrok w podłogę.
- Chodź do mnie... - usłyszał miękką, łagodną prośbę. Spojrzał na niego niepewnie, ale podszedł i położył się obok mężczyzny, opierając głowę na jego ramieniu i obejmując go w pasie. - Z czego się tak cieszysz, Karin?
Chłopak zadrżał słysząc swoje imię. On zawsze wymawiał je w taki sposób... To brzmiało zupełnie jak... jak pieszczota... zarumienił się jeszcze mocniej i roześmiał, żeby pokryć zmieszanie. Uniósł twarz i spojrzał mu w oczy.
- Widziałem jak Ennis pocałował Safirę... Myślałem, że już nigdy się na to nie odważy...
- Ciekawe... - mruknął Sheat.
- Co?
- Z ciebie jest typowa swatka. Ciągle byś tylko kojarzył pary, a sam...
- Przecież jestem z tobą, prawda? - wyszeptał cicho, unikając jego spojrzenia.
- Tak... - westchnął. - Ale...
- Sheat...
- Od czterech miesięcy słyszę tylko "Sheat..." - żachnął się i wstał, podchodząc do okna. Obejrzał się po chwili. Karin z pochyloną głową siedział skulony na łóżku, kurczowo zacisnął dłonie na narzucie, usta drżały mu trochę, a po policzkach coraz szybciej płynęły łzy. Mężczyzna odepchnął się od okna i wściekły na siebie klęknął obok łóżka.
- Karin...
- Przepraszam... - wykrztusił przez łzy. - Ale ja... Nie umiem jeszcze... Naprawdę nie możesz tego zrozumieć?
- Karin...
- Jeśli... naprawdę... nie możesz już wytrzymać to.... Dobrze... Niech będzie jak ty chcesz....
- Na pewno nie wtedy, kiedy płaczesz na myśl o tym... Przepraszam. Kocham cię... chciałbym... żebyś pragnął tego tak bardzo jak ja...
- Ale ja... ja się boję...
- Karin... gdybyś tylko... - szepnął i pieszczotliwie przesunął dłonią po jego twarzy. - Pozwolił mi nauczyć cię... - urwał, kiedy poczuł jak dłonie chłopaka wplątują się w jego włosy i przyciągają go do delikatnej, drżącej trochę skóry szyi. Pocałował go delikatnie, powoli kładąc się z nim na łóżku. Wsunął dłonie pod jego ubranie i pieścił go delikatnie, ale stopniowo coraz bardziej dawał się opanowywać pożądaniu. W końcu ściągnął jego koszulę i zsunął pocałunki na szybko unoszącą się pierś chłopca, czuł szaleńcze bicie jego serca, zataczał językiem coraz mniejsze kręgi, docierając wkrótce do drobnego sutka. Karin szarpnął się nerwowo, ale mężczyzn przytrzymał go i zaczął zsuwać się niżej. Oddech chłopaka stawał się coraz cięższy.
- Nie, Sheat... Nie... Ja nie chcę... Proszę... Sheat... Nie! - krzyknął w końcu i wyszarpnął się gwałtownie. Skulił się na brzegu łóżka i znów rozpłakał.
- Karin...
- Przepraszam... nie mogę... nie wiem dlaczego... nie bądź zły, proszę, ja po prostu... wybacz mi, ale ja nie mogę...
- Chodź... no chodź... - szepnął i odwrócił go do siebie, przytulając mocno drżące ciało. - Nie jestem zły.
- Wiem, że to głupie... przecież zawsze chciałem być z tobą... ale... tak jakoś...
- Cicho. Chodźmy spać.
- Kocham cię... Chciałbym... chciałbym umieć nie bać się tak... nie wstydzić... ale nie umiem...
- Karin... ale ty zdajesz sobie sprawę, że wszyscy uważają, że pierwszy raz mamy już dawno za sobą? - z pewnym rozbawieniem uniósł brwi mężczyzna.
- Tak? - chłopiec podniósł na niego zażenowany, trochę przestraszony wzrok.
- Aha. - skinął głową i roześmiał się. - Przecież ze mną mieszkasz. A w dodatku... tu jest tylko JEDNO łóżko. To chyba oczywiste, że kiedy dwie kochające się osoby śpią razem...
- Sheat... - Karin zarumienił się mocno. - A... ale... to przecież nieprawda...
- Przeszkadza ci, że tak myślą? - zapytał poważnie. Chłopak pochylił głowę, rumieniąc się jeszcze śliczniej.
- Nie... Ale....
- No to dlaczego... - zamruczał, przygryzając lekko jego ucho.
- She... Sheat! - krzyknął Karin i złapał ze świstem powietrze. - Ale ja... ja... boję się... jeszcze nie, proszę.... ja... muszę..... muszę się na to.... przygotować! - odskoczył od całującego go mężczyzny. - Nie możesz zaczekać? Zaczekać aż ja... będę mógł naprawdę się z tego cieszyć?
Sheat jęknął cicho z rezygnacją i odsunął się od chłopca.
- Mogę.
- No to zaczekaj.... - wyszeptał miękko. - Jeszcze jeden dzień....
Mężczyzna na chwilę stracił głos.
- Jeden... dzień? - wykrztusił w końcu.
- Myślę... myślę, że tyle mi wystarczy... muszę... po prostu trochę... pomyśleć... oswoić się z tym.... Kocham cię i... ja naprawdę lubię, kiedy.... - zaczerwienił się gwałtownie. Sheat przysunął się do niego z powrotem i przytrzymał w dłoniach zarumienioną twarz.
- Nie chcę, żebyś się zmuszał... Ale jeśli...
- Ja naprawdę chcę. - nieśmiały uśmiech rozjaśnił zawstydzoną twarz. - Jesteśmy razem już długo... Jeden dzień powinien wystarczyć, żeby do reszty uporać się z moimi lękami. - roześmiał się trochę nerwowo.
- Karin, na pewno?
- Na pewno. - szepnął. - Jutro będziemy się kochać... A teraz... śpij.
- Łatwo powiedzieć... - westchnął Sheat.


Obiecał mu, że to będzie dziś i bardzo chciał dotrzymać słowa, ale był już wieczór. I ciągle nie mógł myśleć o tym spokojnie, bez strachu. To naprawdę głupie, bo przecież przez cały ten czas, kiedy tylko o nim marzył, wcale nie chciał się ograniczać do kilku pocałunków. Nie rozumiał tego, co się z nim dzieje, dlaczego za każdym razem, kiedy czuł jego coraz śmielszy dotyk, zaczynał się panicznie bać. Przecież byli ze sobą już dość długo, powinien się z tym oswoić, przecież to nie było tak, że nie sprawiało mu to przyjemności. Ale zawsze zaczynał się wycofywać. Nawet jeśli zdołałby jakoś przełamać wstyd, jak ma się pozbyć tego lęku? Tak bardzo chciał, naprawdę bardzo chciał, żeby w końcu obaj byli naprawdę szczęśliwi. Wiedział, że te jego ciągłe ucieczki i uniki są dla niego męką. Wczoraj... pierwszy raz się tak naprawdę zirytował... do tej pory przecież zawsze był cierpliwy... co będzie jeśli... jeśli przez swoje głupie lęki w końcu zupełnie go do siebie zniechęci?
Tylko... że teraz jakoś nie umiał widzieć tego inaczej..... tak długo uczył się uciekać, kryć przed tymi, którym zależało tylko na tym, żeby go dopaść i zgwałcić gdzieś na ziemi, zostawiając go potem samemu sobie.
Chyba wciąż uciekał.... nawet dla niego nie umiał się zatrzymać... choć on nie skrzywdził go nawet wtedy, kiedy go nienawidził.... wystarczyły mu jego łzy, jedno spojrzenie, jedna wystraszona prośba, żeby natychmiast odrzucić myśl wzięcia go w taki sposób...
Więc dlaczego teraz, kiedy ma jego czułe spojrzenia, delikatny dotyk, ciepłe słowa, wszystko to, czego zawsze chciał..... czemu i teraz nie umie z nim być?
Westchnął i oparł się o pień drzewa. Lubił tu przychodzić, z tej skarpy widać było całe piękno dolin, odleglejszych pasm górskich, zachodzącego za nimi słońca... Było to dość daleko w las i prawie nikt z obozu tu nie przychodził, tylko Sheat wiedział o tej jego kryjówce, więc zawsze siedział tu sam, czasem z nim, kiedy on nie miał nic pilnego do zrobienia, co raczej rzadko się zdarzało.
Starał się pomagać mu, jak mógł.... Ale nie chciał walczyć razem z nimi. Nauczył się tylko bronić, nic więcej. Nie chciał zabijać... i... mimo wszystko... gdzieś tam był jego brat.... po przeciwnej stronie....
Zrobił kilka kroków naprzód i spojrzał w głąb przepaści. To właśnie tak.... "Oni" tam, "oni" tu... A gdzie ja?
Na szczęście, jak na wroga, Ardee nie budził tu aż takiej niechęci, po części pewnie, ze względu na niego, po części na to, że to dzięki niemu przestano wyżynać wszystkich jeńców. Zresztą poddani z Cascavel nie przyłączyli się do buntu. Zażądali tylko wolności i otrzymali ją, choć obywatele byli o to wściekli. Ale oni za swoją nieustępliwość i dumę zapłacili zniszczonymi dominiami i często śmiercią. W górskim Cascavel nie było pożarów ani krwi.
Ale bejler Cern Cascavel przyłączył się do wojny z buntownikami. I prędzej czy później....
- Jesteś smutny... - usłyszał cichy szept przy swoim uchu i poczuł obejmujące go delikatnie ramiona.
- Sheat... - oparł się o niego i przymknął oczy. - Powiedz mi... co będzie.... co będzie, kiedy w końcu dojdzie do naprawdę dużej bitwy?
- ...
- Mam się bać twojej klęski... czy ich...
- Karin... - odezwał się poważnym tonem. - Przysięgam ci, że jeśli to my zwyciężymy, a twój brat przeżyje walkę, tutaj nie zrobimy nic przeciwko niemu. Ludność Cascavel nie zdecydowała się na przyłączenie się do nas. Będzie mógł wrócić.....ty oczywiście też.
- Przecież wiesz, że ja nie umiałbym z ciebie zrezygnować...
- Karin...
- Tak?
- Jeśli.... przegramy.... jeśli ja zginę.... obiecaj mi.... obiecaj, że pojedziesz do Cascavel i będziesz żyć normalnie...
- Pojadę.... Ale nie mogę ci obiecać nic więcej. Nie wiem, czy będę umiał żyć normalnie.
- Nauczysz się... - szepnął i pocałował lekko jego włosy. - Czas leczy rany.... Karin...
- Tak?
- Nie chciałem cię martwić... Ale ruszamy jutro.
- Co? - odwrócił się gwałtownie w jego stronę.
- Nie mamy wyjścia. Jesteśmy okrążeni. Musimy spróbować się przedrzeć, zanim nadejdzie zima.... A w górach nadchodzi nagle.
- Ja... jadę z wami.
- Karin, mowy nie ma, przecież nawet...
- Zostanę na tyłach. Ale jadę z wami.
- Karin to już nawet nie przypomina rewolucji... to wojna między odwiecznie wrogimi sobie ludami... To wygląda...
- Wiem, jak to wygląda. Chcę być blisko.
- Karin..
- Bez dyskusji. A teraz mnie pocałuj.
- Karin?
- Pocałuj. - powtórzył, odwracając się twarzą do niego i stanął na palcach z trudem sięgając jego ust. Odsunął się po chwili i uśmiechnął niepewnie. - Pamiętam o mojej obietnicy... Ale...
- Jeśli nie...
- Cii... - przerwał mu, kładąc palec na jego wargach. - Chcę... Tylko ty musisz uśpić mój lęk... Potrafisz, prawda? - delikatnie pogładził palcami jego policzek. Sheat uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i wziął go na ręce, przytulając do siebie. Pocałował go jeszcze raz.
- Nie musisz się wcale bać...



Walki ciągnęły się cały dzień. Pola pokryły się posoką i ciałami. Do górskich oddziałów niespodziewanie dołączyły wszystkie armie zbuntowanych, choć za wszelką ceną próbowano ukryć przed nimi tę bitwę i sytuacja obywateli wydawała się być beznadziejna. W ostatnich godzinach ostra kontra armii Cascavel rozbiła zachodnie skrzydło przeciwnika i okrążając wroga wdarła się na tyły. Rozkazy były jednoznaczne i nie było szczególnie wielu zabitych. Ale jedno było teraz jasne.
Rewolucja upadła.













Komentarze
mordeczka dnia padziernika 17 2011 14:09:27
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

STOKROTKA (Brak e-maila) 12:22 23-08-2004
BOSKIE!!!!!!!!!!
Natiss (Brak e-maila) 17:14 24-08-2004
¦wietne, tylko pod koniec troche sie pogubiłam, ale postaram sie to poprawić i przeczytam jeszcze raz. ^^
kethry (kethry@interia.pl) 00:58 26-08-2004
no i cholera, siedze przed tym kompem i rycze... i nie wiem, Sachmet, ukochac cie, za to opo, czy przeklac...
Alexa (alexamalina@op.pl) 15:05 27-08-2004
Super! Bardzo mi się podobało^^
Ava Ingray (ava_ingray@o2.pl) 16:15 27-08-2004
Po raz pierwszy przy czytaniu opka yaoi byłam bliska płaczu... dlaczego zabiłaś mi Avae? Właśnie jego lubiłam najbardziej, chociaż przyznam, że nie od początku. Opowiadanie jest cudowne, tylko zakończenie bym zmieniła...
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 20:05 27-08-2004
Jestem potworem..... Sama siebie nienawidzę, ale Kethry, kochanie, nie płacz, to nie jest w zasadzie koniec..... chociaż w sumie jest...... ale tylko tego \"odbicia\".... przecież ci pisałam, że jest jeszcze Lux in tenebris^^
Ava, ja też kocham Avae, ja z nim jeszcze tak całkiem nie skończyłam, o nie.....To by było zbyt proste, uważam, że za mało się nad nim znęcałamsmiley
A póĽniej się zastanawiam, czemu mnie wyzywają od sadystek.....
kethry (kethry@interia.pl) 00:44 28-08-2004
Sachmet, no jeszcze zamrugaj niewinnie oczami... moze ktos uwierzy smileyPP
Nache (Brak e-maila) 09:16 28-08-2004
Ja uwierzę... wierzyłam od początku. Brawo smiley
Asou (aspu@o2.pl) 12:21 31-08-2004
Boooże to było piękne!!! Prawie się poryczałam, ale jest mi strasznie żal Avae, bo najbardziej go lubiłam. A skoro mają być kolejne części to jestsem dobrej myśli ^___^ Trzymaj tak dalej!!!
LOUKE (Brak e-maila) 19:54 01-09-2004
Nie mogłam powstrzymać łez!!
W 100% zgadzam się z Stokrotką TO BYŁO BOSKIE!!!
Tylko żal mi bidnego Avae, może przywrócisz go do życia w następnych częściach? Bo i on ,moim zdaniem, zasługuje na chwile szczęścia...
N. (Brak e-maila) 12:58 02-09-2004
no tak, wzbudzanie żalu to najlepsza broń... Teraz to Sheata nikt nie będzie lubieć, haha.
Ava Ingray (ava_ingray@o2.pl) 22:11 04-09-2004
Czy nikt nie będzie to nie wiem, ja w każdym razie już od samego początku za nim nie przepadam ;p
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 10:39 06-09-2004
Boże, a co wam Sheat zrobił? Za co go nie lubicie???
anybody ;-) (Brak e-maila) 19:29 06-09-2004
Haha, a jak myślisz słońce? nie lubią go bo w dużej części przez niego ich kochany Avae cierpiał tyle czasu >:] (znaczy to wszystko TWOJA wina, ale skąd im to może do głowy przyjść?).
Rahead (Brak e-maila) 09:59 07-09-2004
bo Sheat jest taki bezpłciowy i ma głupie imie XD
Pozatym naprawde nie jest typem bohatera który by powalał na kolana... Taki sobie przeciętniaczek...
Ava Ingray (ava_ingray@o2.pl) 18:38 07-09-2004
Zgadzam się z Rahead (ostatnio coś za często się z nią zgadzam @_@). Nie, że nie mam własnego zdania; po prostu ujeła to w świetny sposób ;-)
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 07:57 13-09-2004
Tak, tak, tak, a teraz doktor Sachmet powie wam o co chodzismiley Chciałam zauważyć, że dopóki Avae nie zrobił się postacią centralną, to Sheat nikomu nie przeszkadzał i nawet miał swój fanclubsmiley A teraz..... Cóż, moim zdaniem przy Avae to każdy blado wypada(choć to subiektywizm, bo mnie dla niego opętało - usidlona przez własną postać, co za upadek.....) A że ukochany Karina zrobił Avae konkurencję, to już sam wydał na siebie wyrok niestetysmiley(no może i ja miałam w tym udziałsmiley)
Rahead (Brak e-maila) 08:31 14-09-2004
Był fanklub Sheata??

Jak może powsać fanklub kogoś o imieniu Sheat XDDD

Nie lubiłam go od początku... Przykro mi że cię zawiodę...
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 08:49 18-09-2004
No dobra, no dobra, akurat jego imię też mnie trochę denerwuje, ale nie dało się go nazwać inaczej, chociaż próbowałamsmiley Trzy razy.smiley
lollop (Brak e-maila) 22:31 20-11-2004
no niby jest fajnie, ale inne bardziej mi sie podobaja
Miyu_M (yami_no_kodomo@o2.pl) 03:38 04-12-2004
Sheat nic nie zrobił???A to, jak postepował z Avae???!!!! No ja po prostu znienawidziłam po tym faceta!!!!
Asjana (Brak e-maila) 00:51 06-06-2005
to jest piękne az sie popłakałam jak czytałam ostatania cześc, ktoś kiedys powiedziął, ze prawdziwa histroia to ta w ktorej ktos umrze i Ty stworzyłąś historię która zaczeła życ. po prostu cudowne piszesz, wspaniale, potwafisz wszystko tak pieknie obrac w słowa, Ľe człoweik czyta i czuje, że jest cześcia tej opowieści.
K. (Brak e-maila) 00:51 12-08-2005
Boże... Popłakałam jak nigdy dotąd. Sachmet, Ty masz wspaniały talent! Twoje opowiadanie to arcydzieło! Jest cudowne... ale mi też jest żal Avae... T_T\".
Alistair (Brak e-maila) 21:47 11-05-2006
Zdecydowanie, jak większości z was żal mi Avae jak cholera...
Ale całe opowiadanie jest po prostu genialne. Super. Rewelacja. Cudo. Tylko siedzieć i pisać zachwyty do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej...
(Brak e-maila) 23:31 03-01-2007
a buuu...chlip,chlip...buuu...
jak ja uwielbiam smutne zakończenia...buu, a o jest takie smutne...i takie piękne, chlip
(Brak e-maila) 23:33 03-01-2007
sheat - to sie czyta szit?
Tio (Brak e-maila) 16:27 14-11-2007
chlip,chlip... aż się na końcu popłakałam chlip,chlip... to było po prostu piękne, tylko teraz mam problem czy się na ciebie nie wściec za to, co z tym biedakiem zrobiłaś... ale i tak to było cudne ^_^
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum