ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
W imię twoje 3 |
Pieśń trzecia: Siódma symfonia, Allegretto
- Wyjątkowo podła gospoda. - mruknął Seine - Ale nie dojedziemy nigdzie przed nocą, a po ostatnich wyskokach Fenów, wolę nie zatrzymywać się w tych lasach w pojedynkę.
- We dwójkę. - kątem oka spojrzał na niego Mirah.
- Czy we dwójkę, powiem ci, jak się dowiem, ile jesteś wart. Na razie liczę tylko na siebie. - stwierdził chłodno - Hm, tak, umyć to się tu możesz co najwyżej w korycie przed stajnią albo pod studnią, ale nie radzę, bo przy twoim wyglądzie nie wrócisz nie naruszony.
- Jakoś sobie poradzę.
- Twój wybór. Nie wiedziałem, że wy, Nusku, lubicie takie rozrywki.
Odpowiedzią był tylko odgłos zamykanych drzwi. Nie trzaśnięcie. Spokojny szczęk zamka.
- Ciężka sprawa. - westchnął Seine, zabierając się za suszenie włosów. Po chwili z lekkim uśmiechem rzucił szmatę w kąt i podszedł do okna.
Półnagi Mirah bez skrępowania i drgawek lał na siebie lodowatą wodę, nie zwracając uwagi na przyśpieszone oddechy zapatrzonych na niego mężczyzn.
- Nusku to mają kondycję... - pokiwał głową Seine - I spokój ducha... - uśmiechnął się lekko. Trzech odważniejszych parobków podeszło bliżej do chłopaka, ale po pierwszych ruchach, nie znajdujących jego aprobaty, wylądowali na ziemi. Mirah bez śladu zainteresowania przekroczył ich i skierował się z powrotem do gospody. - Tak, mimo wszystko, lepiej mieć Nusku po swojej stronie. - roześmiał się Seine i wskoczył na łóżko, kładąc ręce pod głową. Przywitał uśmiechem nachmurzoną minę chłopca. - Skocz do tej purchawki na dole i przynieś nam coś na kolację. W razie potrzeby walnij ją w głowę. - Znów odpowiedzią było tylko zamknięcie drzwi. - Naprawdę ciężka sprawa. - stęknął.
Po chwili chłopak wrócił, bez słowa podając mu jedzenie, siadając skrzyżnie po drugiej stronie łóżka i bez śladu zainteresowania towarzyszem, zabierając się za swoją część.
Seine zjadł i westchnął. Westchnął znowu. Westchnął jeszcze raz. W końcu machnął ręką i wsunął się pod przykrycie.
- Zgaś potem światło, panie "Nie rozmawiam z niższą rasą." - mruknął.
- Rozmawiam z ludźmi, jeśli to ich określasz tym mianem. - wstał lekko i zgasił światło - Ale ty się do nich nie zaliczasz.
- Nie? - spytał sennie - A do kogo? Do Utu?
- Bliżej ci już do Nergal. - odezwał się zimno, kładąc się na drugim krańcu łóżka.
- Wiesz, nawet kiedyś dla nich pracowałem... - stwierdził leniwie.
- W Luan? - zapytał cicho.
- Nie... nie w Luan. - ziewnął i przekręcił się nagle na drugą stronę łóżka, pochylając się lekko nad chłopakiem i unosząc jego brodę kciukiem. - Naprawdę musisz spełniać wszystkie moje polecenia, poza rozkazem odejścia? Niczego nie możesz mi odmówić? - oczy Mirah rozszerzyły się nagle i przygryzł wargę, patrząc na niego z niepokojem - Niczego?
- Niczego. - wyszeptał, przymykając powieki. Jego ciało spięło się lekko. Seine pochylił się jeszcze niżej i niemal dotknął ustami jego ucha.
- Dobrze... Dobranoc. - powiedział nagle i szybkim ruchem znalazł się z powrotem na swoim miejscu.
Mirah złapał gwałtownie powietrze. Poczuł, że się rumieni i zirytowany, zagryzł znów wargę i odwrócił się plecami do towarzysza. Po jakimś czasie Seine odezwał się bardzo sennym głosem.
- Altair...
- Tak? - spytał chłopak, starając się nadać swemu głosowi spokojny ton.
- Kto zginął w Luan?
Przez chwilę panowała cisza.
- Moja siostra...
- Siostra... To... niedobrze... - wymamrotał nieprzytomnie i zasnął.
- Będziemy nocować w lesie? - ze zdziwieniem spytał Mirah
- Tak.
- Nie lepiej... dojść do jakiejś wioski?
- Boisz się? - Seine uśmiechnął się kpiąco - W pobliżu nie ma ani jednej wioski nastawionej do mnie przyjacielsko. To teren mojej wyprawy sprzed dwóch lat.
- No tak. - Nusku skrzywił się lekko - Ale to jeszcze dość blisko siedzib Fenów.
- Śpisz do północy, potem się zmieniamy. Rozpal ogień, przydałoby się coś zjeść.
Mirah mruknął coś pod nosem i przyklęknął przed stosem drewien. Seine przyglądał mu się, z przechyloną lekko głową.
- Altair...
- Tak?
- Opowiedz mi o sobie....
- Co? - chłopak odwrócił się zaskoczony.
- Ty wiesz o mnie bardzo dużo. Jestem w końcu sławny... - uśmiechnął się krzywo - Lubię mieć równe szanse. A zwłaszcza wiedzieć coś o tym, komu na pół nocy powierzam swoje życie.
- A może skłamię?
- Nusku nie kłamią.
- A ludzie nie zachowują się jak Nergal. - syknął.
- Ludzie często zachowują się jak Nergal... czasem jak Fenowie... czasem jak Utu... czasem jak Dumuzi... czasem jak Nusku.... czasem nawet jak Enki... Jesteśmy najdziwniejszą z ras... - Seine patrzył w ciemność z zamyślonym wyrazem twarzy.
- Możliwe. - stwierdził sucho - Ale ty zachowujesz się tylko jak Nergal. Nie ma podlejszego człowieka od ciebie.
- Wolę określenie zaradniejszego. - roześmiał się - Ale nie zapominaj o swoich obowiązkach. Odpowiadaj na moje pytania. Ile masz lat?
- Siedemnaście. - z naburmuszoną miną odpowiedział chłopak.
- Zabawne, nie dałbym ci więcej jak trzynaście.... - uniósł brwi Seine. Oczy Mirah cisnęły kilka błyskawic. - Dobrze, dobrze... Żartuję. - uśmiechnął się - Zresztą, wy, Nusku, nigdy nie wyglądacie dziecinnie. Wiem, że jesteś z rodu wojowników... Ale takich młodych chłopców jak ty zazwyczaj wysyłają do osłony wiosek... Co robiłeś w Qareh?
- Jestem... Byłem członkiem Rady.
- Już? - Seine spojrzał na niego z niedowierzaniem - Niemożliwe... W tym wieku?
- Zostałem członkiem Rady trzy lata temu. Po śmierci siostry.
- Czyli... Nie masz... nikogo więcej? - zapytał cicho.
- Nikogo. To Szedar zawsze się mną zajmowała. Odkąd pamiętam.
- Jak ja... - szepnął.
- Co? - spojrzał na niego z osłupieniem.
- Nieważne. Widziałem, że nieźle umiesz posługiwać się mieczem... - zaczął.
- Co takiego? - zmarszczył brwi. Seine uśmiechnął się drwiąco.
- Przyglądałem się twojej walce z tamtymi dwoma... Ty chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że uratowałem cię tylko po to, żeby ocalić siebie?
- Tak... wiem.... - przymknął oczy - To bez znaczenia...
- W pełni się z tobą zgadzam. Wiem, że wy nie kłamiecie... Jesteś wystarczająco dobry, żebym mógł na tobie polegać?
- Tak.
- I masz pewność, że teraz nie zaśniesz?
- Tak.
- Bardzo dobrze. W takim razie mogę zasnąć i spokojnie wyspać się do rana. Waruj, Altair... - zmrużył powieki i położył się w pobliżu ognia.
On najwyraźniej nie lubił mieć towarzystwa. I dlatego postanowił go zabić.
Tylko dlaczego nie zrobi tego przy pomocy miecza, tylko skazuje go na powolną śmierć z wycieńczenia? No tak. Najpierw skorzysta z niego, ile się da, a jak już go do końca wyeksploatuje, problem rozwiąże się sam.
To prawda, że Nusku są jedną z najwytrzymalszych ras, o wiele wytrzymalszą od ludzi. Ale to czego on od niego wymagał przekraczało jego możliwości. Przez ostatnie trzy tygodnie łącznie spał tylko kilka godzin, kiedy udało mu się znaleźć odrobinę czasu na postojach lub przed nocą. Jego wymagania były więcej niż wygórowane. Kazał mu robić absolutnie wszystko, sam nie robił nic. Odpoczywał zupełnie zrelaksowany. Zupełnie się nie przejmował jego przemęczeniem. Traktował go co najmniej lekceważąco i upokarzał na każdym kroku, jakby chciał udowodnić, że zupełnie się nie przejmuje jego wyższym pochodzeniem.
Nie... to nie Silvretta. Jest jaki jest, ale na pewno nie zwraca uwagi na to, jakiej ktoś jest rasy i rodu. To nie jest typ zawistnego pariasa. On wcale nie pamięta o dzielącej ich różnicy. Ceni się, bez względu na to skąd pochodzi. A jego ma za nie mającego o niczym pojęcia dzieciaka. Stąd ta protekcjonalność.
Ale przecież chyba już się przekonał, że naprawdę może na niego liczyć? W ciągu tych dwóch tygodni ani razu nie zawiódł, a chwilami byłoby to nawet usprawiedliwione. Nie narzekał, nie protestował, nie jęczał. A on wciąż patrzył na niego z góry.
I dlaczego właściwie tak się tym przejmuje? Co mu z szacunku kogoś takiego jak Silvretta, bezwzględnego mordercy i zwyrodnialca. Miał tylko spełniać polecenia i czuwać nad jego bezpieczeństwem. Nie miał się z nim przyjaźnić...
I wcale nie chciał. Ale nie znosił, kiedy ktoś traktował go pogardliwie.
Spojrzał na niego z naburmuszoną miną, co zostało zupełnie zignorowane. Jechali do zamku Hedra Nidhogg, władcy Nidaros, jednej z najsilniejszych ludzkich krain. On nie powiedział mu oczywiście, o co chodzi. Ale Mirah miał wrażenie, że on sam nie wie. Posłaniec z Nidaros znalazł ich na drodze do Kalmar, w zupełnie przeciwnym kierunku. Za samą drogę do Nidaros zapłacił tyle, że Silvretta bez słowa zawrócił. Hedr Nidhogg słynął z okrucieństwa i żądzy krwi w równym stopniu co Silvretta. Może nawet bardziej, bo nie był najemnikiem, był potężnym władcą, za którym murem stały także sąsiednie krainy.
- Silvretta. - odezwał się w końcu cicho.
- O co chodzi? - spojrzał na niego spod uniesionych brwi.
- Czego.... może chcieć od ciebie Nidhogg? - spytał, przygotowując się już na sprowadzające go na jego miejsce ucięcie tematu.
- Nie wiem.... - znów zwrócił wzrok na drogę, poprawiając lekko popręg - Ale... znając go najpewniej ma dla mnie jakąś ciekawą propozycję. - zerknął z ukosa na Mirah - On nigdy nie wytrzymuje za długo bez wojny. A ostatnie miesiące były dość spokojne. Na pewno szykuje się coś większego. Altair, zabiłeś kiedyś dziecko?
Spojrzał na niego zaskoczony.
- Odpowiedz.
- Nnie...
- A kobietę, starca, kalekę, kogokolwiek nie mogącego się bronić?
- Nie...
- Zabijałeś kiedyś bez żadnego powodu?
- Nie...
- To będziesz się musiał jeszcze dużo nauczyć. - stwierdził pogodnie i znów spojrzał w rozszerzone teraz źrenice chłopaka - Sam widzisz.... Naprawdę niewiele wiesz, jeśli chodzi o ten fach... Więc nie dziw się, że dla mnie długo będziesz nowicjuszem. Popędzaj konia. Posępne mury Malm na horyzoncie. Ciekaw jestem, co też stary Hedr poda na kolację.... I czy żyje jeszcze ta jego wiedźma. Jej trucizn nie poznasz po zapachu.... Wiesz, kiedyś jak byłem tam na kolacji, przy stole padło dwóch moich towarzyszy. Właśnie od ziółek tej królewny. Służba najspokojniej wyniosła ciała, nikt sobie nie przerywał jedzenia. Ja też nie. I dlatego wciąż żyję. Zapamiętaj to, Altair...
- Gotów? - spojrzał na niego leciutkim uśmieszkiem - Podano do stołu...
Skinął lekko głową. Byli w tym zamku od dwóch godzin, ale szybko przekonał się, że on wcale nie przesadzał... Z trudem przyszło mu się zastosować do rady towarzysza, ale jakoś zdołał. Skoro tu tak szybko padają trupy, to skąd tylu ludzi w tej krainie? U nich nikt nie ośmieliłby się samowolnie wydać wyroku śmierci. Ten posępny człowiek przerażał. Silvretta był, jaki był, ale przynajmniej umiał się czasem uśmiechać. A ten.... Wcielenie potworności i bestialstwa.
- Och, Hedr, jak intymnie.... Jeszcze u ciebie nie jadłem w czwórkę.... - beztrosko odezwał się Seine.
- Ja i mój najbliższy współpracownik, ty i twój.... jedyny współpracownik.
- No wiesz co, ten sarkazm jest co najmniej nie na miejscu. - wydął lekko wargi - W końcu jestem twoim gościem...
- Nie miej mi za złe... - skłonił ledwo dostrzegalnie głowę - Wiesz, jak wysoko sobie cenię twój profesjonalizm.
- Znasz moje zasady, nie mam w zwyczaju chować urazy.... - uśmiechnął się znacząco.
- Zrozumiałe... w twojej sytuacji...
- Znów sarkazm...
- Drobne żarty między przyjaciółmi... - upił łyk wina - Ale siądźcież wreszcie...
- Z najwyższą przyjemnością...
Mirah słuchał tego wszystkiego z szeroko otwartymi oczami. Więc to jest ta "wymiana aluzji", szpilki owinięte wstążeczkami dla niepoznaki. Uprzedzał go niby, jak wyglądają takie rozmowy, ale to i tak było dość dziwne. Niemal się zapomniał, ale Silvretta trącił go niepostrzeżenie, więc zdążył usiąść jednocześnie z nim. Tu naprawdę na każdym kroku można wpaść w wilczy dół...
Hedr skinął na służbę i po chwili również przed nimi pojawiły się kielichy z winem i talerze. Gospodarz znów lekko się skłonił, Silvretta odpowiedział tym samym, odczekał aż towarzysz Nidhogga usiądzie i uniósł dłoń po kielich, ale zanim zdążył to zrobić, Mirah uprzedził go płynnie, sięgając po jego wino i upijając z niego łyk. Na ułamek sekundy w oczach Seine zamigotało zdziwienie, ale w tej samej chwili zrozumiał i z kamienną twarzą, wodził palcem po krawędzi oddanego mu przez towarzysza kielicha, bez śladu emocji patrząc na Hedra, którego twarz była równie obojętna.
Mirah przymknął oczy, czuł jak wino przedostaje się wolno do jego krwi. Nie było zatrute. Powtórzył manewr z jedzeniem Silvretty i spoglądając mu w oczy, skinął lekko głową.
Seine uśmiechnął się lekko i spokojnie zaczął jeść.
- Zawsze podziwiałem utalentowanie Nusku w tym względzie... - zimno spojrzał na Mirah Hedr.
- Nie jest chyba tak bardzo przydatne, skoro zyskują pewność wtedy, gdy jest już za późno... - uśmiechnął się nieprzyjemnie jego towarzysz.
- To zależy z której strony na to patrzeć. - Seine znów się uśmiechnął - Osobiście jestem zadowolony.
Mirah nie wiedział czemu, ale te słowa go zabolały. Przecież wiedział, jak wyglądają relacje między nimi.... Ale mimo wszystko...
Nie dał tego jednak po sobie poznać. Nie był tylko pewien dla kogo udaje... Dla tych ludzi, czy dla Silvretty...
- Kalmar jest piękne o tej porze roku... - beznamiętnie odezwał się Hedr.
- Nidaros też nic nie brakuje...
- Tak... złotonośna kraina...
- Nawet bardzo złotonośna... Ale nawet taka nie szasta przecież swym złotem na próżno...
- O... na pewno nie...
- Rozsądek mego przyjaciela, zapewnia, że przyczyny są poważne...
- Bystrość mojego zaś przyjaciela, że zrozumie wszystko tak łatwo, jak teraz....
Nagle wszedł jakiś żołnierz i pochylił się do ucha pana. Hedr słuchał ze zmarszczonymi brwiami. Potem rzucił kilka słów, odegnał go ruchem głowy i wstał.
- Wybacz. Pilne sprawy. Ja i Tiu musimy jak najszybciej wyruszyć. Możesz rozkazywać moim ludziom jak własnym. Porozmawiamy po moim powrocie.
- I co teraz? - cicho spytał Mirah po ich wyjściu.
- Teraz? Dokończymy kolację.
Wszedł powoli do ich komnaty. Znów jedno łóżko, choć tu na pewno znalazłyby się dwa. Zdawał sobie sprawę, że w tym zamku wszyscy uważają, że świadczy mu również takie usługi. Westchnął z rezygnacją i rzucił kilka owoców na stół. Dostał je od Tiu, tego towarzysza Hedra, dał mu je, bo nie zmieściły mu się do zapasów. Jakoś dziwnie wydawał mu się przyjazny... Jaki on ma wybór, wokół tylko Silvretta, który byłby jego wrogiem, gdyby nie to, że jest jego panem.
- Sprytny jesteś, już zwędziłeś następne przysmaki? - Seine wszedł z beztroskim uśmiechem na twarzy. Jak zwykle... Prawie. Ten wyraz twarzy zupełnie nie pasował do jego charakteru.
- Dostałem od Tiu.
- Szybko zdobywasz nowych przyjaciół... - zauważył, przechylając głowę - No i co, Altair? Jak ci się podobało? - uśmiechnął się, kładąc się wygodnie na łóżku.
- Szczerze?
- Oczywiście, Nusku.
- Wcale mi się nie podobało.
- Ty w ogóle się do tego nie nadajesz... - Seine wolno przeciągnął po nim spojrzeniem.
- Żeby się do tego nadawać, trzeba nie mieć sumienia.
- Przecież mówię, że się nie nadajesz. - znów się leciutko uśmiechnął - Ech, wy, Nusku... znałem ludzi głupszych od ciebie, ale jakoś żaden z nich nie popełnił aż takiej głupoty jak ty.
- To znaczy? - siadł na okiennej framudze.
- To znaczy, że sam siebie skazałeś na piekło.... - wstał i podszedł do stołu.
- Silvretta? - zamrugał z niedowierzaniem oczami.
- Hedr pewnie nie wróci tak szybko... - w zamyśleniu chwycił leżący na stole owoc i ugryzł go pomału.
- Nie powinieneś jeść tu niczego, czego ja najpierw nie spróbuję. - powiedział z gniewem.
- Przecież to twoje, kto miałby interes w zabijaniu ciebie? - wzruszył ramionami i wrócił do łóżka - Kładź się spać, już późno.
Mirah westchnął i położył się obok niego. Wciąż tyłem, ale jakoś bliżej.... Zarumienił się i odsunął. Obrzydliwe. Dlaczego ta myśl znowu przebiegła mu przez głowę? Przecież nienawidził tego człowieka... Przypomniał sobie widok ciał jego ofiar... Oczy zaszły mu łzami. Najpotworniejszy człowiek, bez żadnych skrupułów, okrutny, bestialski, zwyrodniały.... Naprawdę można by go wziąć za Nergal... gdyby nie jego wygląd... Skóra o jeden ton jaśniejsza i mógłby uchodzić za Nusku. Przecież na przykład Almah miał dość ciemną karnację.... No i on sam nie należał do szczególnie bladych.
Kiedy patrzy się na niego po raz pierwszy, trudno uwierzyć w to jakim jest potworem.... Ale jest. Przekonał się o tym, nawet gdyby nie dawał wiary jego złej sławie. Widział, jak bez mrugnięcia okiem zabił kilku wieśniaków, którzy go rozpoznali. Widział, jak dziką satysfakcję miał na twarzy podczas walki z Fenami którejś nocy. Widział, jak błyszczały jego oczy, gdy ocierał ich krew ze swego miecza.... Nusku nie powinni właściwie nienawidzić, nawet jeśli karzą. Ale jego nienawidził. I nie mógł wymierzyć mu kary. Jedyne, co mógł zrobić, to oddać za niego życie.
- Altair... - usłyszał zdławiony szept.
- Tak?
- Idź... natychmiast do północnej wieży... i każ tu przyprowadzić Friię...
- Co się stało? - spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Nie drażnij mnie, idź. - syknął. Wstał posłusznie i wyszedł. Żołnierz zaprowadził go do wieży. Otworzył skrzypiące drzwi, uderzył go zatęchły, trupi zapach. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności, dostrzegł pochyloną w ciemności postać.
- Friia? - spytał niepewnie. Kobieta odwróciła się w jego stronę. Oczy Mirah powiększyły się, miał ochotę się cofnąć, ale się powstrzymał. Nigdy nie widział tak potwornej twarzy.... Pooranej fałdami, zielonkawej, oblepionej strąkami siwych włosów, z wyłupiastymi, żółtymi oczami, pozbawionymi powiek. - Silvretta... każe ci przyjść. Chodź ze mną. - odwrócił się szybko. Słyszał za sobą ciężkie kroki i sapanie. Przełknął ślinę. Przepuścił ją w drzwiach i wszedł za nią, starając się uspokoić oddech.
Silvretta chwycił staruchę za gardło i walnął nią o ścianę, unosząc wysoko nad podłogą.
- Obmierzła, stara ropucho! Co to było!? GADAJ ! ! ! !
- K.. kzahr... - wycharczała. Chwyt Silvretty zelżał i upadła na podłogę. Stał bez ruchu, ona pluła krwią u jego stóp.
- Umiesz? - zapytał spokojnie.
- Nie...
- Wynocha. - kopnął ją w stronę drzwi, uciekła, potykając się niezdarnie. Mirah oparł się o drzwi, patrząc na niego wstrząśnięty.
- Sil...
- Milcz. - uciął. Zrzucił znów koszulę i położył się na łóżku w samych spodniach. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili. - Widać równie szybko jak przyjaciół robisz sobie wrogów. W zasadzie jesteś już wolny, więc lepiej wynoś się od razu.
- Sil...
- Jadłeś te owoce?
- Nie...
- No to w czym problem. Odejdź.
- Jeszcze nie jestem wolny. - powiedział spokojnie - Przyniosę ci wody.
Dobre duchy czuwają jednak nad nim. Nie będzie musiał zostawać mordercą, przechodzić przez to piekło, umierać... To koniec. Już.
Spotykała go taka śmierć, na jaką zasługiwał. W powolnej męczarni, będzie konać od gorąca, aż jego ciało tego nie wytrzyma. A jego rola się skończyła. Przyniesie mu wody, litość trzeba mieć nawet dla takich... Ale nie będzie już musiał go oglądać, pierwszy raz od dawna może od niego odejść, może spojrzeć w gwiazdy szukając swoich, nie czując przy tym smutku....
Postawił wodę obok łóżka. Na jego policzkach już płonął ogień, oczy szkliły się i oddychał ciężko, z trudem, pokryty kroplami potu.
- Przykro mi, nic więcej nie mogę zrobić. - stwierdził obojętnie Mirah i skierował się do drzwi.
- Za... zaczekaj... - dobiegł go zachrypnięty głos.
- Tak? - spojrzał na niego pytająco.
- Wiem, że to... nie wchodzi... w zakres.... - nagle gwałtownie złapał powietrze i zacisnął zęby. Wyrównał oddech i znów zaczął mówić - Twoich... obowiązków, ale... nawet ja... zostań.... Nie chcę umierać sam. - skończył cicho.
- W zakres moich obowiązków wchodzi spełnianie wszystkich twoich poleceń. - sprostował rzeczowo.
- No tak... - próbował się uśmiechnąć, ale skrzywił się tylko i odchylił głowę w tył. Mirah po chwili wahania podszedł i dość sztywno usiadł na brzegu łóżka. Spojrzał po chwili na niego. Jego stan pogarszał się w zastraszającym tempie, pot lał się już z niego strumieniami, zaciskał dłonie, niemal się już dusząc, jego oddech stał się świszczący i ostry, ale tak płytki, że pojawiły mu się sińce pod oczami.
- Niech to.... - wykrztusił - Zawsze... chciałem umrzeć szybko...
- Myślisz, że zasługujesz na litość? - spytał beznamiętnie.
- Wiem... że mnie nie cierpisz... ale choć teraz... mógłbyś mnie traktować.... jak człowieka... - znów bezskutecznie próbował się uśmiechnąć - Zresztą... myślę, że nawet Nergal... traktowałbyś lepiej... Może i źle się stało.... skoro umiesz... patrzeć tak... spokojnie... na czyjąś śmierć... i to taką... to jednak... masz zadatki na ten fach....
Mirah spojrzał na niego, zbladł, oczy powiększyły mu się trochę.
- No co ty... nie... przejmuj się... tak... ża...rtuję... nigdy... się... nie będziesz... nadawał... zresztą... przy tej temperaturze... zacznę powoli bredzić... pogódź się.... z tym... dzieciaku...
Mirah patrzył na jego udręczoną twarz, otarł delikatnie jego pot, zbierając sól wodą. Usiadł w wezgłowiu łóżka i ułożył jego głowę na swoich kolanach, łagodnie odchylając ją dłońmi w tył i ułatwiając mu oddech.
- Może być tak? - spytał cicho.
- Czemu nie... - uśmiechnął się lekko i przymknął oczy. Milczeli przez długi czas, starał się tylko ulżyć mu trochę w cierpieniu, ale niewiele mógł zrobić.
- A... Altair...
- Tak?
- Wierzysz... w... w spotkania.... dobrych dusz...
- Oczywiście.
- No tak.... Nusku.... Wolałbym... żebyś nie wierzył....
- Czemu?
- Bo... boję się.... że stra.... ciłem... szansę, żeby... ją jeszcze.... zobaczyć....
- Kogo?
- Na... Nannę.... by...była dobra.... na pewno.... tam jest... a ja... Ale nie mogłem.... nic innego zrobić....
- Nie mów tyle. Męczysz się.
- A... ale ona.... u... umarła... zanim.... myślisz, że... może.... wiedzieć... że ja...
- Nie wiem. - szepnął, znów przemywając jego rozpaloną twarz.
- By...łaby smutna... mie... liśmy tylko... siebie... ale... ludzie.... to nie Nusku.... nikt jej nie pomógł... potem mnie... Nie wszyscy mają tyle szczęścia... nie wszyscy.... rodzą się wśród was....
- Silvretta...
- Ona... tak się starała... ale umarła.... poszła... by znaleźć pracę.... ale.... umarła.... nie mam nikogo... jak ty.... nie.... ty masz... przyjaciół.... tacy jak ja.... nie... nie mają....i....
- Silvretta, nie męcz się....
- Chciałbym.... wiedzieć chociaż.... ile miała lat.... chyba niedużo.... ja.... miałem trzy..... wiem, bo.... powiedziała... że jutro... będą moje.... trzecie urodziny... i że żałuje... że nie może.... być ze mną... ale.... musimy.... jeść.... nie.... widziałem.... jej.... potem..... szukałem jej.... ale... powiedzieli... że umarła.... nikt nie potrzebował.... za...biedzonej.... dzie...wczynki... za słaba.... do pracy.... więc.... umarła.... z głodu..... Zo.... stawiła.... mi..... jeden..... chleb.... potem..... ktoś... on..... tak... przynaj...mniej.... pamiętam.... nie wiem.... wody.....
Mirah podał mu kielich, pomagając pić, woda i tak uciekła mu na policzki, drżał już cały.
- Może... może lepiej idź... to.... ciebie.... chcieli zabić.... Przed..... świtem i... tak.... będziesz.... wolny. Odejdź zanim... sam zginiesz...
- Nie...
- Proszę....
- Seine... - wyszeptał ze łzami w oczach, ale on stracił już przytomność,
- Iiiiiiiiii ! Friia mądra! Friia bardzo, bardzo mądra! - do komnaty wkradła się wiedźma chichocząc szatańsko. Mirah drgnął i podniósł na nią przestraszony wzrok. - Nie ten trup.... Friia trup.... Żaden trup.... Tiu trup.... Friia mądra..... Friia szukała..... Dziesięć trupów! Sprzątać potem... Friia mądra.... przyniosła.... Weź! Weź, weź! Friia mądra.... wyleczy..... znalazła... nikt nie umiał.... Friia wymyśliła.... Dziesięć trupów! Hi,hi,hi.... silny pan ważny.... tamci nic..... Weź!
Wyciągnął drżącą rękę, biorąc niewielką buteleczkę ze szponów staruchy. Spojrzał na nią pytająco.
- Nóż! Bierz nóż! Tnij! Tutaj! Tnij!
Naciął posłusznie pierś Seine, mieszając cuchnącą ciecz z krwią. Znów spojrzał na nią.
- Dobrze, dobrze! Nusku mądry! Nie bać się Frii! Friia mądra. Zdąży. Będzie zdrów. Dobrze! Teraz czekać! Friia się cieszy, że Nusku żyje! Nusku mądry! Wie, że Friia mądra! Tiu głupi! Tak, tak....Dziesięć trupów! Ślicznie! Mało! Friia mądra! - wybiegła z komnaty z równie nieprzyjemnym śmiechem. Zbielały ze strachu Mirah spojrzał na wycieńczoną twarz, spoczywającą na jego kolanach. Jeśli.... uśmiechnął się... ona się nie myli, to znaczy, że....
Znów jest niewolnikiem.
Jego spojrzenie na powrót stało się kamienne i wrogie. Zsunął się z łóżka i podszedł do okna. Jego gwiazdy odpływały daleko....
Hedr wrócił. Na dzisiejszej kolacji mieli dokończyć rozmowę. Wszyscy zachowywali się, jakby nic się nie wydarzyło. Nawet Silvretta. Był taki sam jak zawsze, traktował go tak, jak do tej pory. Może nie pamiętał swojego majaczenia, może nie uważał za stosowne się nim przejmować. W takim stanie mówi się różne rzeczy, najczęściej bez żadnego sensu.
Nie wyglądało też na to, żeby jakoś specjalnie się gryzł tym, co się stało. Właściwie racja, to przecież był tylko wypadek. To nie on miał zginąć. A przecież Slivretta nie miał żadnego powodu, żeby troszczyć się o jego życie.
- Altair. - odezwał się niemal bezgłośnie, kiedy wchodzili do sali jadalnej.
- Tak?
- Dziś, choćby nie wiem, co się działo, ani słowa. Nawet jednego gestu, miny, czy spojrzenia. Kamień. Rozumiesz?
- Tak.
- Dobrze.
Tego wieczora przy stole znajdowało się kilkanaście osób, w tym kilku wodzów sąsiednich plemion.
- Mam nadzieję, że nie masz nam za złe..... nagłego końca ostatniej rozmowy. - Hedr lekko skinął w jego stronę kielichem.
- Ile razy mam powtarzać, że nie mam w zwyczaju chować urazy? - Silvretta zręcznie ominął potężne krzesło i usiadł na nim, nie musząc nawet go odsuwać.
- Pytam tylko z życzliwości.
- Spodziewam się.
Mirah bardzo się starał zachować kamienną twarz, ale nie było to łatwe w tym otoczeniu. Nigdy nie musiał siedzieć przy stole z tyloma zbrodniarzami jednocześnie. Zwłaszcza, że niektórzy z nich byli zupełnie nieokrzesani i dzicy. Jeden z nich próbował mu nawet wpakować rękę między nogi, ale wbił mu w nią paznokcie, rozorując skórę do krwi i dłoń szybko się cofnęła. Nawet wtedy udało mu się nie dać niczego po sobie poznać. No prawie... Silvretta zauważył, on widział wszystko, co się działo. Uśmiechnął się tak lekko, że nawet siedząc tuż obok z trudem to dostrzegł, zresztą w tym samym momencie przesłonił usta, podnosząc do nich wino. Mirah zaczynał się powoli czuć jak adept szatańskich sztuk w obecności swego mistrza. Tak... w tym fachu, Silvretta naprawdę był mistrzem, choć to raczej nie jest powód do dumy. Przynajmniej według tej miary, którą on miał w oczach.
Na stole były już tylko owoce i wino, które cieszyło się wśród gości największym powodzeniem. Hedr podniósł wzrok i spojrzał w ich stronę. Odjął kielich od ust i chłodnym spojrzeniem powiódł po siedzących przy stole. Wyglądał jakby czekał na odpowiedni moment.
- Bardzo nie lubię...
Tiu schwytał się nagle za gardło i upadł na podłogę.
- .... podwładnych, którzy działają samowolnie. Zwłaszcza, jeśli ponoszą klęskę. - Hedr dopił swoje wino.
- Zrozumiałe. - spokojnie skwitował Silvretta. Wyglądało to tak, jakby rozmawiali tylko ze sobą, nikogo poza nimi nie było i w dodatku jakby były to teoretyczne rozważania, nie potwierdzone ciałem toczącym na ziemi pianę. Czy na nich wszystkich naprawdę nie zrobiło to żadnego wrażenia? Mirah z wyjątkowym trudem zachował spokojną twarz, czuł, że serce wali mu jak młotem. Silvretta uśmiechał się nieznacznie, lecz dostrzegalnie, jakby dawał sygnał.
- Ja i moi drodzy przyjaciele... - zaczął Hedr - Od dawna myślimy nad pewną wyprawą...
- Słucham. - niezmącenie zachęcił Silvretta.
- Ludzki ród rośnie w siłę. Jesteśmy coraz potężniejsi.... Nie odpowiada nam już drugie miejsce. Mamy doskonałych wojowników, jesteśmy liczniejsi, rozwijamy się. Robi się tu za ciasno dla byłych i nowych władców. Chyba jasne, że zniknąć powinni dawni.
- Tak? - spytał z powściągliwym uśmiechem. Serce Mirah waliło coraz prędzej.
- Jesteśmy już gotowi.... Mój lud jest najmocniejszy, nasi drodzy przyjaciele przyłączyli się do nas.... Ci, którzy zwyciężą w tej wojnie, będą najpotężniejsi... będą nowymi władcami.... będą panami wszystkich innych.... To wielki zaszczyt proponować komuś teraz, gdy wszystko gotowe, by się do nas przyłączył....
- Naprawdę? - Silvretta spojrzał na niego spod uniesionych brwi.
- Niemniej jednak... Szanujemy wielkich wojowników.... Dlatego.... chcemy żebyś się do nas przyłączył. Żebyś wraz z nami stał się panem Qareh. - skończył może nieco zbyt głośnym tonem.
- Szanujecie mówisz.... - uśmiechnął się drwiąco - A może chodzi po prostu o to, że jestem jedynym, który zdołał wygrać choć jedną wojnę z Nusku?
- Mniejsza o motywy. - zimno stwierdził Hedr - Najważniejszy jest cel. Wiesz, równie dobrze, jak my wszyscy, że korzyści będą wielkie... Zgadzasz się?
Teraz zrobiło się cicho. Nawet najbardziej prymitywni stołownicy rozumieli, o co chodzi. Wszyscy z napięciem patrzyli na jego zupełnie spokojną, obojętną twarz.
Mirah czuł się, jakby miał zemdleć. Więc stało się.... To koniec. Oby tylko strzały mierzyły celnie.... Przymknął oczy, starając się mimo wszystko nie zdradzać żadnych emocji.
- Nie.
Mirah podniósł powoli powieki, nie wierząc w to, co usłyszał. Na chwilę zupełnie stracił kontrolę nad swoją twarzą, ale na szczęście nikt tego nie zauważył. Wszyscy patrzyli na niego.
- C...co?! - krzyknął Hedr. Silvretta mierzył go przez chwilę obojętnym spojrzeniem.
- Jesteście głupcami. Nikt nie zdoła zdobyć Qareh. WY na pewno nie. To będzie długa, wyniszczająca, pozbawiona większych korzyści wojna. Nie wygracie z Nusku. Nawet mnie udało się ich pokonać tylko raz i to tylko odosobnione, wiejskie plemię. Nie miałbym szans z pełnym wojskiem Qareh. A jego mury.... Nie można ich sforsować. Nie ma maszyn, broni ani magii, która by je zburzyła. Nusku jest mniej, ale każdy ich wojownik jest wart tyle co dziesięciu twoich. Nawet ten dzieciak - ruchem głowy wskazał Mirah - Bez problemu poradziłby sobie z kilkoma z was, wodzów. A jest na razie dość kiepski. Jestem realistą. To jest bez szans. Zyski minimalne, ryzyko ogromne. Nie. Chyba wszystko jasne? Nie lubię tracić czasu, więc żegnam. Dla własnego dobra, jeszcze raz przemyślcie tę wojnę. Idziemy, Altair.
Jechali już od godziny, ale Mirah wciąż nie mógł dojść do siebie. To było tak, jakby w jednej, krótkiej chwili stracić życie i zmartwychwstać. Gdyby... podczas tej bitwy albo od razu by zginął albo.... musiałby zabijać swoich. To było najstraszniejsze ze wszystkiego, co mogło go spotkać... Przecież tak się tego bał, odkąd Sirrah o tym wspomniał.... Ale to już raczej nigdy go nie spotka. Silvretta wcale nie ma ochoty wtrącać się do tej wojny.... Szkoda tylko.... szkoda, że nie będzie mógł być teraz z przyjaciółmi i bronić tego, co kochał najbardziej na świecie... Ale to i tak szczęście być neutralnym, nie musieć stawać się wrogiem dla najbliższych....
- Silvretta....
- Tak?
- ...
- O co chodzi?
- Dziękuję...
Spojrzał z ukosa na nie patrzącego w jego stronę chłopaka.
- Nie masz za co. Mówiłem prawdę. Nie myślisz chyba, że odmówiłem ze względu na ciebie?
- Nie... nie myślę... - przez chwilę jechali w milczeniu - Silvretta.
- Tak?
- Hedr naprawdę nic nie wiedział?
- Oczywiście, że wiedział. Sam wydał to polecenie. Byłbyś przeszkodą w razie, gdybym zrobił się niewygodny i trzeba by się było mnie pozbyć.
- Wszyscy twoi przyjaciele tak reagują na tych, którzy cię chronią? - zapytał spokojnie. Seine uśmiechnął się lekko.
- Choroba zawodowa. Wiesz, Altair, z czasem będzie z ciebie świetny negocjator, masz talent w tym kierunku. Podszkolisz się trochę w bezwzględności, zabijaniu... i zostaniesz pierwszorzędnym zbrodniarzem.
- Nie sądzę.
- Wszyscy tak mówią na początku.
- Jeśli masz więcej przyjaciół nie sądzę, żebym pożył zbyt długo.
- No tak... Dopisz do tego jeszcze wrogów....
- A jak się zachowują twoi wrogowie?
- Przekonasz się... Właśnie wjeżdżamy w lasy Skandy. On jest moim wrogiem.
- Co takiego mu zrobiłeś?
- Pozbawiłem go oka i.... kilku innych przydatnych narządów.
- Za co?
- Wszedł mi w drogę... Robił sobie wypady na mój teren.
- Czyli to...
- Taki sam nikczemny zbrodniarz jak ja.
- Nie taki sam.
- Nie?
- O nim nigdy nie słyszałem.
- Nieźle, Altair, jeszcze kilka zgrabnych nie wiadomo pochwał czy nagan i pozwolę ci się wyspać tej nocy.
Mirah roześmiał się cicho i pokręcił głową, Seine znów przyjrzał mu się kątem oka.
- Zatrzymujemy się, późno. - rzucił i zeskoczył z konia. - Mów tylko cicho. Nie zdziwiłbym się, gdyby Skanda już posłał kogoś za nami... Musimy tu uwa... Z konia i nie odwracaj się..... Na moje hasło w drzewa.... Już.
Strzały wbiły się w pnie i w tej samej chwili z dzikim wrzaskiem wyleciało kilku zbrojnych, za nimi następni. Mirah walczył z pewnym trudem, miał wokół trzech przeciwników, nie tylko silniejszych, ale też zupełnie dobrych, ledwo zabijał jednego, zjawiał się następny, dopiero po dłuższym okresie czasu udało mu się wyrwać i wejść na wzniesienie.
Zadziwiające jakie jeden Seine umiał siać spustoszenie, zostawił za sobą kilkanaście trupów, nożem trafiając jeszcze jednego, który cofnął się w stronę nieatakowanego już Mirah, nie musiał nawet odwracać głowy.
Skrzywił się pogardliwie i podszedł bliżej do niego.
- Chyba jednak odjedziemy trochę dalej, Altair.... Nie znoszę zapachu ścierwa. - wrócił spokojnie do koni. Mirah poszedł za nim z niepewną miną, mężczyzna odwrócił się i spojrzał na niego. - No co? Z czasem na.... - urwał i cisnął mieczem przybijając do drzewa jednego z niedobitków, który rzucił w jego stronę nożem, prosto w serce. Jego umysł zarejestrował, że zareagował za późno, że nie zdążył się odsunąć, że powinien... - Mi... Mirah.... - spojrzał w dół, na chłopaka kurczowo trzymającego jego ramiona i z pobladłą twarzą, wolno osuwającego się na ziemię. Przytrzymał go odruchowo i klęknął razem z nim, podtrzymując ramieniem bezsilne ciało. - Du... dureń... skończony.... głupi.... beznadziejny.... dureń....
- Cze... - z trudem wykrztusił chłopak - ...mu.... pła.... - przymknął oczy i głowa bezwolnie opadła mu na ramię mężczyzny.
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 17 2011 13:40:55
Komentarze archiwalne przenieaione przez admina
STOKROTKA (Brak e-maila) 12:23 23-08-2004
BOSKIE!!!!!!!!!!
Leviathan (Brak e-maila) 21:20 25-08-2004
Boże ale to jest wspaniałe. Ale chyba tak się nie skończy?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!!??!?!!?!??!?!?!?!?!?!?!?!
kethry (kethry@interia.pl) 02:53 26-08-2004
przed godzina myslalam, ze to koniec \"fiat lux\" jest szczytem okrucienstwa. ale sie mylilam. Sachmet jestes fenomenalna, nieprawdopodobnie wrecz utalentowana.... i taka okrutna. ja sama wiem, ze czasem historie pisza sie same i ze nie da sie zmienic ich biegu... ale ale ale ale... T___T. dlaczego? chli. no dlaczego? chlip chlip. chlip...
co komu do mojego nicka? (Brak e-maila) 11:36 26-08-2004
pfffXD No co wy? Przecież ona jeszcze nie skonczyła _^_. Takie zakonczenie nie jest w jej stylu... a jak nie bedzie sie brala do roboty to ja mam haka >
\"Hm, z uwagi na wnioski mojego stałego dręczyciela okazuje się, że to jeszcze nie był \"koniec\" objaśnień, a więc symboliki ciąg dalszy...\"
Co to ma znaczyć? Zdradzasz mnie z kimś? ;__;
kethry (kethry@interia.pl) 02:51 27-08-2004
nie skonczyla??? naprawde naprawde?
Nache (Brak e-maila) 10:56 27-08-2004
Nie sądze Chce wiedzieć co z tym kamieniem [może ona jeszcze nie wie ze nie skonczyla, ale dowie sie niedlugo ]
kethry (kethry@interia.pl) 14:39 27-08-2004
hiehiehie. nie powiem, zeby mnie to martwilo :]
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 20:02 27-08-2004
Nie, to nie koniec Po cholerę ja bym mu dawała jakieś tajemnicze prezenty, jak bym miała nic nie pisać dalej
Zdradzam? Zdradzać..... kogo ja mogę zdradzać? Nache, to ty?^^;
kethry (kethry@interia.pl) 00:42 28-08-2004
rany, jaki kamien z serca. ktore mi notabene zamarlo, jak skonczylam czytac . (galopujaca nadzieja). moze jeszcze bedzie dobrze...
tere fere srutu tutu (Brak e-maila) 09:13 28-08-2004
Kurcze no.. po co ześ zaprzeczyla jak ja do Keth w nocy takie długie wywody pisałam ;__; Nie spanie od 1.00 do 6.15 poszlo na marne _^_ Ok, ja już sobie ide bo za chwile bedzie tu gorzej niż na czacie XD
ps. no tak, ja to mam dar, medium jestem normalnie o.O\'
AlainaN (Brak e-maila) 18:25 30-08-2004
SWIETNE PO PROSTU SWIETNE TYLKO NA RAZIE TAK SMUTNO SIĘ KOŃCZY... NIE POZWUL TEMU ZWIĄZKOWI SIE TAK SKOŃCZYĆ.. PLIZ... PLIZ...
Tets (Brak e-maila) 22:38 31-08-2004
Merytorycznie wrecz wzorcowe. Good work. Czekamy na wiecej ;>
I pozdrownia dla Nachebet, ktora mi to dala
Asou (asou@o2.pl) 15:56 01-09-2004
Cuuuuuuuudowne, ale mam nadzieję, że będą dalsze części!!!!!!!!!!!!!!!!!1
Ava Ingray (ava_ingray@o2.pl) 22:07 04-09-2004
Nio, o tym opku nie da się totalnie NIC złego powiedzieć, a jakbym chciała pisać o jego dobrych stronach, to wyszedłby z tego pokaĽnej długości esej XD Seine jest po prostu cuuudowny, uwielbiam go ^_^ Juz się nie mogę doczekać dalszych części...
gal (Brak e-maila) 23:07 28-09-2004
Czytam to opowiadanie od kilku godzin i...takie zakończenie?!!!W takim momencie?!!!Jeżu, przecież można oszaleć! Nie rób im tego, nie pozwól tak się rozstać! Pliiiss!
Nachebet (Brak e-maila) 00:01 25-12-2005
będzie kiedyś ciąg dalszy?
Natcian (nati-chan@o2.pl) 22:16 06-07-2006
Nyuuuuuuuuu........... T_T Będzie w ogóle dalsza część czy mam przestać się łudzić?? Ja wiem, że nie należy nikogo popędzać, bo wszystko zależy od weny...... Wiem o tym bardzo dobrze Ale.... Ale jak tak ładnie, bardzo, bardzo ładnie poproszę o następną część to wcale nie będzie popędzanie, prawda?? *spojrzenie a'la ranna sarna* Sachmet - moim marzeniem jest pisac kiedyś choć w połowie tak wspaniale, jak Ty.... Naprawdę.....
sintesis (Brak e-maila) 21:04 27-08-2006
cudownosci po prostu... brak mi slow.... mam nadzieje ze jak najszybciej ukaze sie kolejna czesc bo takiego boskiego dziela dawno nie czytalam kilka razy pod rzad... wiec blagam szybciej!!!
Kazia (Brak e-maila) 10:18 12-09-2006
sachmet... ja wiem, że serwer pada... i wogóle... ale ałabyś maila czy co i zagorzałym fanom wysłała jakieś rozdziały, co? bo to jest najsłodsze co czytałam...
kei (Brak e-maila) 14:15 27-09-2006
te opowiadanie jest cholernie ciekawe i licze, ze bedzie ciag dalszy...
Louisek (Brak e-maila) 20:00 24-08-2007
cudowne opowiadanie... tylko czemu niema dalszych czesci *chlip* chyba Sachmet go nie porzucila... ToT
Zoelin (Brak e-maila) 15:28 25-12-2008
Cudowne! Powiedz mi tylko, czy Ty tu jeszcze czasem zaglądasz? Już ponad cztery lata temu pojawiła się ostatnia notka... Błagam Cię! Nie zawieszaj tej pięknej pracy! Nie czytałam czegoś równie wspaniałego ,jak to i założę się, że inni mogą powiedzieć to samo... Więc błagam, napisz część dalszą. Pozdrowienia
Nat (Brak e-maila) 21:56 01-04-2009
Będzie kiedyś kolejna część? T.T
Kazia (Brak e-maila) 17:34 04-06-2009
Sachmet no... 3 lata temu o kontynuację prosiłam... ja wiem, pewnie to rzuciłaś w diabły... ale mimo to... błagaaaam!!!
Aroea (Tarnofia5678@poczta.onet.pl) 15:02 16-05-2010
Fajnie opo, ALE do DYPY bo nie dokończone.. po co się wgl za coś zabieracie skoro nie dokańczacie.. X___X super.. kolejne boskie opowiadanie nie dokończone.. nie łudźcie się o CDN BO NA PEWNO JUŻ NIKT GO NIE SKOŃĆZY... X_X |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|