The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 05:45:08   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Czemu właśnie ty... 22
Rozdział XXII




Wprost nie mogłem uwierzyć, że udało mi się pozbyć Grześka. Okazuje się, że absolutna niemożność osiągnięcia celu to dla niego najlepszy afrodyzjak. Jedyne co zdołał osiągnąć to to, że zaczął Kamila śmieszyć zamiast denerwować. Mam poważne obawy, że to jeszcze nie koniec, więc postanowiłem rano nie otwierać mu po prostu drzwi. Po cichu liczyłem, że może wcześniej wpadnie pod samochód.
Tomek siedział w łazience już jakieś pół godziny. Wodnik jeden, jak już raz wejdzie do wanny, trudniej go z niej wyciągnąć niż wyjaśnić Grześkowi, że nie, nie może zostać i spać z Kamilem.
Wyszedł w końcu; ja go po prostu uwielbiam, kiedy wychodzi z łazienki z tymi mokrymi kosmykami włosów i zaczerwienioną od ciepłej wody twarzą. Było już bardzo późno i wyglądał na trochę sennego. Nawiasem mówiąc, takim też go uwielbiam.... Dobry Boże, gdybym ja wiedział, że skończę jako do tego stopnia zadurzony w takim nieznośnym smarkaczu to chyba.....
- Chodź tu, diablątko moje.... - mruknąłem, sadzając go sobie na kolanach. - Myślałem już, że zamierzasz nocować w łazience.
- Gdzieś trzeba.... - uśmiechnął się, całując mnie jeszcze wilgotnymi wargami. - To co, kładziemy się w salonie?
- Na to wygląda..... - z westchnieniem zerknąłem w kąt pokoju. Kamil spał na moim łóżku z lekko rozchylonymi ustami. Kilka kosmyków niesfornie opadło mu na twarz. Jak to możliwe, że bardziej przypominał dziecko, które pamiętałem z czasów, kiedy w naszym domu było jeszcze trochę ciepła niż wrogiego chłopaka, patrzącego na mnie i na cały świat z zimną niechęcią, którego widziałem zaledwie pół roku temu? Co takiego się stało w ciągu tych kilku miesięcy, że tak się zmienił?
- Założę się, że się zakochał. - mruknąłem - I to raczej nie w dziewczynie.
- Twój brat? - Tomek spojrzał na mnie z uśmiechem i przyklęknął obok łóżka. Odgarnął uparte kosmyki i przyjrzał się twarzy Kamila. - On jest po prostu prześliczny...
Odchrząknąłem.
- No co ty? - spojrzał na mnie - O swojego brata będziesz zazdrosny? Potworny charakter masz. Zresztą myślę o tym, że ten kto nie odwzajemnia jego miłości, jest kompletnym idiotą.
- Skąd wiesz, że nie odwzajemnia?
- Jest taki smutny... - Tomek z żalem powiódł spojrzeniem po twarzy śpiącego. - Dlaczego myślisz, że chodzi o chłopaka?
- Zanim przyszedłeś powiedział kilka rzeczy, które... - roześmiałem się nagle - Biedak, musiał się poczuć dość dziwnie... Mieć swoją najgłębszą tajemnicę i nagle obejrzeć ją w jakimś zwierciadle. Żałuję, że tak na niego naskoczyłem.
- Naskoczyłeś? - Tomek spojrzał na mnie z gniewem - Podły jesteś, wiesz?
- Tak?
- Tak! I nie denerwuj mnie. - odwrócił się w stronę Kamila - Jak w ogóle można naskoczyć na takie kochane dziecko.
- Kochane dziecko? - zachichotałem - Jest od ciebie wyższy! I niecałe półtora roku młodszy.
- To nie ma nic do rzeczy. Dla mnie to słodki dzieciak i już. - pocałował go delikatnie w skroń.
- Nie przesadzasz? - mruknąłem.
- Naprawdę masz okropny charakter i jesteś nieużyty. Wszystkich chcesz mieć na wyłączność. Skoro ty zaadoptowałeś sobie moją siostrę, to ja chyba mogę wziąć go sobie na brata? Ty nawet z niego nie korzystasz.
- A jak się korzysta z młodszego brata? - roześmiałem się.
- Bardzo zwyczajnie. Jest się z nim. Ja lubię być z moją siostrą. A ty w ogóle o niego nie dbasz. Przecież to miłe mieć koło siebie istotę od której bije takie ciepło i miłość.
- On wcale nie jest... nie był taki... Mówiłem ci przecież. - powiedziałem ze zniecierpliwieniem.
- No to co.... teraz jest. - uśmiechnął się do mnie. Westchnąłem i odwróciłem wzrok.
- Powiedz.... To tylko ja tak... czy ty też to zauważyłeś?
- Co?
- On jest taki... Jak był mały było podobnie. Coś takiego od niego biło... Ciągle się miało ochotę go pogłaskać. A potem... Rany boskie, kiedy ostatnim razem się widzieliśmy przez myśl, by mi to nie przeszło.... Otaczał go taki cholerny chłód, że miało się ochotę jak najszybciej od niego uciec.
- Boże, jaki ten mój chłopak niemądry.... - westchnął Tomek. - No to chyba tym bardziej powinieneś się cieszyć, że już tak nie jest. - skrzywił się nagle niemiłosiernie i wyjątkowo złośliwie. - Moja biedna mała nieszczęśliwa myszka nie musi już podnosić ciężarówki; został jej mały omnibusik....
- Paskudztwo z ciebie prawie takie jak karaluch tyle, że masz dwie nogi.
- Ahaa.... - zamruczał i nagle z powrotem znalazł się na moich kolanach. Musnął mnie ustami i rozpiął pierwszy guzik koszuli.
- Myślałem, że chcesz spać....
- Bo chcę..... - wymamrotał z okolic mojego ucha. - Tylko później....
- A Kamil?
- Kamil śpi.
- A jak się obudzi?
- Jak koniecznie musisz, to mnie zanieś do salonu, bo uprzedzam, że sam nie dojdę.
- A na seks to masz siłę?
- Nie. Ale raz.... - uśmiechnął się, ściągając mi z ramion koszulę.
- Obudzi się....
- No to co.... sam mówiłeś, że się w chłopaku zadurzył. Powinien się dowiedzieć jak to wygląda od strony praktycznej.
- Ja ci zaraz pokażę stronę praktyczną....
- No właśnie do tego próbuję cię już dłuższą chwilę nakłonić. Jesteś zimny jak lód, czy ty się przypadkiem nie starzejesz? Weź z łaski swojej pod uwagę potrzeby swojego młodego i pięknego kochanka....
- Chodź mój młody i piękny kochanku. - roześmiałem się i wstałem, biorąc go na ręce. - Sprawdzimy, kto ma więcej sił.




Leżę w łóżku od czterech godzin z braku ciekawszych zajęć symulując sen.
Co innego mogę robić po ciemku....
Mama patrzyła na mnie z irytacją już koło piątej po południu, pytając co chwilę, czy ja PRZYPADKIEM nie jestem zmęczony. Skapitulowałem w końcu i potulnie poszedłem do siebie, jak każdy grzeczny, mały chłopiec kładąc się spać z polecenia mamusi.
Zastanawiam się, kiedy ona się zorientuje, że ja od jakiegoś czasu już nie jestem siedmiolatkiem. Jej niezachwiane przekonanie o moim wciąż trwającym okresie pacholęcym jakimś cudem nie kłóci jej się nawet z tym, że ze swoimi 163 centymetrami już od dłuższego czasu strofuje okolice mojej klatki piersiowej, no chyba że w przypływie nagłej irytacji zmusza mnie do przyjęcia pozycji siedzącej.
Nie mam pojęcia na czym ona opiera swój autorytet i co właściwie sprawia, że wszyscy tak przy niej potulnieją, bo nie dość że ma posturę mysikrólika to jeszcze mogłaby uchodzić za moją siostrę. Młodszą siostrę.
Piegowaty, rozwichrzony rudzielec z nosem w swoich zielskach. Może to przez to naukowe roztargnienie przeoczyła mój okres dojrzewania.
Sęk w tym, że jutro są moje urodziny, to że już dziewiętnaste to nieistotny szczegół. Mama jak zwykle zajmuje się wszystkim w absolutnym sekrecie i za wszelką cenę próbuje się mnie pozbyć.
W gruncie rzeczy to to jest nawet sympatyczne, a ja przynajmniej mam bardzo dobrą okazję, żeby w spokoju rozmyślać sobie na mój ulubiony temat.
A tak na marginesie, to chciałbym wiedzieć, kiedy właściwie zamierza wrócić Kamil. Mam nadzieję, że nie zamierza sobie urządzić całotygodniowych wagarów. W jego sytuacji to raczej nie jest wskazane......
No dobra, nie będę kantować.... idzie o to, że ponuro mi się robi, jak pomyślę, że mógłbym go nie widzieć przez dłuższy okres czasu.
Wracamy do punktu wyjścia; smarkacz owinął mnie sobie wokół palca.
W sumie to chciałbym, żeby wrócił już jutro, bo jakoś nie uśmiecha mi się obchodzenie urodzin, jeśli nie zobaczę go choć przez chwilę; to małe ladaco zupełnie uzależniło od siebie mój nastrój.
Oczywiście żadnych pretensji mieć nie mogę, bo nigdy mu daty urodzin nie zdradzałem, ale ostatecznie można by wymagać takiego drobiazgu od kogoś, kto zna imiona całej swojej szkoły.
Dzisiaj jakoś do mnie dotarło, że Kamil jest jedyną znaną mi osobą, która tych wszystkich ludzi określa po imieniu. Nigdy zresztą nie słyszałem, żeby mówił o choćby najmizerniejszym z uczniów tego naszego Empsona, używając samego nazwiska... Z wyjątkiem mnie na samym początku.
Zastanawiam się dlaczego. Sam tak mówię, wszyscy tak mówią, "tak się mówi".
Pewnie, że używa się imion, ale raczej na przemian z nazwiskami. A Kamil zawsze mówi Robert, Krzysiek, Jarek, Feliks, Teresa, Monika, Paweł, Marcin, Witold, Andrzej, Maks, Artur...
Nazwiska dodając tylko, gdy trzeba uściślić o kim mowa. To niby nic, ale.... To tak jakby mimo całego tego ścinającego chłodu starał się być zawsze skrajnie miły. Nie, "starał się" to złe słowo. Odnoszę wrażenie, że Kamil się nigdy i o nic nie stara. On taki po prostu jest, wszystko co robi, robi odruchowo, bez jakiegokolwiek wymuszenia.
Jakim cudem mimo tej całej miękkości, która w nim była, tak łatwo podporządkowywał sobie ludzi, tak łatwo paraliżował lękiem? To nie mogło zależeć tylko od tego, ile miał pieniędzy. To, co powiedział o Majacie....
"Nie umie niszczyć. Tu nawet nie chodzi o to, żeby to robić.... Wystarczy to umieć...."
Ty to umiesz, Kamil? Tak, chyba tak... Jest w tobie coś, czego wszyscy się boją, czemu muszą się podporządkowywać, nawet jeśli budzi to ich wściekłość i nienawiść...
Bo boją się. Boją się twojego gniewu, nawet twojego niezadowolenia, jakby były jednoznaczne z całkowitą zagładą.
Jakby nie było nic bardziej przerażającego od nich.
Do diabła z tymi wszystkimi demonami... Ja... tego nie czułem.... Mimo tego wszystkiego co było na początku nigdy to coś, co w nim tkwiło nie paraliżowało mnie tak jak innych. Mój jedyny prawdziwy wróg...
Wróg, który nie ma ze mną szans. Zabawne. Pogadałbym sobie z tamtą "starą wariatką"... Rozsądek wobec tego wszystkiego jakoś za bardzo zawodzi...
Nie istnieje chyba już nic, przed czym bym się cofnął, jeśli to mogłoby pomóc Kamilowi. Nawet gdyby naprawdę był demonem i tak zrobiłbym dla niego wszystko. A ja nie wierzę, że nim jest.
Nie dlatego, że jestem "wyrachowanym matematykiem". Dlatego, że kiedy o nim myślę, czuję tylko ciepło... i tęsknotę za bezradnym dzieciakiem, jakim był tylko wobec mnie i swoich tajemnic i za tym władczym, silnym chłopakiem urodzonym po to, by władać innymi.
Już nie będę uciekać. Nie będę, chyba już nie umiem...
Cóż.... tak czy inaczej znalazłeś jakiś sposób, żeby zdobyć nade mną władzę... Tylko, że o niej nie wiesz...
I teraz ty ode mnie uciekasz. Nie wiem, tak bardzo starałem się ciebie zatrzymać... uciszyć cały ten strach, nie pozwolić, żebyś oddalał się tak i ode mnie... Ale nie wiem, sam już nie wiem, czy zdołałem to zrobić...
Jeśli nie to...
Wróć, jeszcze ten jeden raz miej więcej odwagi ode mnie i pozwól mi spróbować jeszcze raz...
Nie bój się.... Po prostu się już nie bój, a ja przysięgam.... Nie bój się, ja nie umiałbym cię skrzywdzić. Cokolwiek miałoby się stać...




- Wstawaj wstrętna, niewyżyta bestio. - mruknęło mi coś w uchu. - Mógłbym cię za to wczorajsze zaskarżyć, wiesz?
- Mhm.....
- Wiem, że to niedziela, ale mimo wszystko dochodzi dziewiąta.
- Mm?
- Nie pamiętasz? Wczoraj przyjechał twój brat.
Z rozpędu siadłem na łóżku.
- Rany, powinienem cię zawsze tak budzić.... - westchnął Tomek.
- On tam jeszcze jest? - spytałem.
- Nie wiem. Możliwe, że wyskoczył przez okno. - spojrzał na mnie z politowaniem.
- Ja dalej nie wiem..... dlaczego właściwie przyjechał....
- Jezu, Łukasz. - przewrócił oczami. - To już bratu nie wolno do ciebie po prostu wpaść?
- Daj spokój, dobrze wiesz... jak było między nami.
- No to chyba tym bardziej najważniejsze, że w ogóle przyjechał, prawda? Wstawaj i nie zrzędź, tylko może zwyczajnie spróbuj z nim pogadać.
- Jezu Chryste, czuję się jakbym się ożenił. - jęknąłem, chowając twarz w poduszkę.
- A ja się zaczynam czuć jak żona, niestety. - westchnął Tomek. - Ewa ma rację, faceci to dranie. Od dziś zaczynam pielęgnować kobiecą stronę mojej natury; ostatecznie i tak teraz ciągle jakoś ląduję na dole. Zaczynają mnie powoli denerwować te twoje samcze zapędy, traktujesz mnie jak Love Doll. Przestań się rechotać, bo ci zrobię krzywdę.
- Kocham cię jak jasna cholera. - wykrztusiłem resztkami sił.
- Cholera to ty jesteś na pewno, ale na jasną to mi nie wyglądasz. Złaź z tego wyra.
- Natychmiast, duszko.
- Prosisz się o baty. - stwierdził Tomek. - Rób sobie co chcesz, popaprańcu, ja idę zobaczyć, czy Kamil jeszcze śpi. Może z nim się da normalnie rozmawiać, jest od ciebie znacznie inteligentniejszy.
- Jak możesz mnie tak ranić.... - jęknąłem, dalej dławiąc się ze śmiechu.
- Kretyn.
Rzuciłem za nim poduszką, ale się schylił i wyszedł. No cóż, nie zostało mi nic lepszego do roboty, tylko ubrać się i iść za nim.
- Co robisz? - niepewnie zmierzyłem wzrokiem Tomka, wyrzucającego na środek pokoju wszystkie swoje ciuchy.
- Rzucam cię.
- Aha. Mógłbyś to robić mniej bałaganiąc?
- Ja zrobiłem porządek, ja mogę robić bałagan. Mów ciszej, obudzisz Kamila.
- Właściwie to i tak powinien wstać. - kucnąłem obok łóżka. - Hej, Kamil... - dotknąłem lekko jego ramienia.
- Aha... - zamamrotał sennie.
- Może byś tak wstał?
- Eee... - skrzywił się. Parsknąłem śmiechem.
- Skoro już przyjechałeś... już dziewiąta, a o pierwszej chyba jedziesz, co?
- Nie.... - ziewnął.
- Będziesz wracać po nocy?
- Yhym...
- A jutro oczywiście się spóźnisz do szkoły.
- Eee... chyba mam na później.... i religię.... - mruknął leniwie.
- Nie gadaj? Książę dalej żyje?
- Nie... nie wiem.... - stwierdził nieprzytomnie.
- Jego nie ma...
- Jak to?
- No bo Marek... - ziewnął.
- Co za Marek?
- Mój Marek. - wyraźnie był zniecierpliwiony moją ignorancją.
- Twój?
- Łukasz, daj mu spokój, przecież on jest nieprzytomny. - warknął w moją stronę Tomek. - Lepiej byś śniadanie zrobił.
- Znowu ja?
- A kto?
- Ty?
- Ja cię rzucam. - przypomniał, wsadzając ubrania do dwóch reklamówek. - To cześć.
Wyszedł i po chwili trzasnęły drzwi wejściowe. Westchnąłem i zauważyłem, że Kamil siedzi na łóżku i wpatruje się we mnie ogromnymi oczami.
- Wy chyba nie....
- Nie, nie przejmuj się. - machnąłem ręką. - Na śniadanie jajecznica. Nic poza jajkami nie zostało.
- A... ha... To dokąd on poszedł?
- Przypuszczam, że do domu. Na pranie.
- Na pranie?
- Popsuła mi się pralka. - westchnąłem, przeciągając się.
- Ale.... wydaje mi się, że on jest na ciebie zły...
- Bo jest.
- Stało się coś?
- Nie..... No, może trochę wczoraj przeholowałem.... - przyznałem niechętnie.
- Z czy........ to ja pójdę do łazienki. - wymamrotał Kamil i wypadł z pokoju jak oparzony. Parsknąłem śmiechem i poszedłem do kuchni.
- Ja uwielbiam jajecznicę. - usłyszałem po jakimś czasie. Obejrzałem się; Kamil uśmiechał się po prostu całą twarzą łącznie z oczami. Takim to już naprawdę go wieki nie widziałem. - Zapomniałeś?
- Nie. Nie zapomniałem. - roześmiałem się i potarmosiłem go za włosy. Nie zamierzam dłużej robić wielkich oczu. Jest tak cholernie dobrze, że szkoda tracić na to czas.
- Wiesz.... - spoważniał. - To niedobrze..... tak to lekceważyć, kiedy coś idzie choć odrobinę nie tak...
- Coś ty się nagle zrobił taki biegły w sprawach sercowych, co? - spytałem trochę złośliwie. Zaczerwienił się i błyskawicznie odwrócił się w stronę chleba, krojąc kilka kromek szybkim, wprawnym ruchem. Ciekawe.... Do tej pory jeśli już jakimś cudem zabierał się do krojenia chleba zajmowało mu to wieki i wychodziło więcej niż kiepsko.
- Po prostu zawsze lepiej łatać póki dziury są małe. - powiedział cicho. - Później jest to coraz trudniejsze.... a w końcu staje się niemożliwe....
- Chodź, zjemy w pokoju. - mruknąłem. Aż za dobrze wiedziałem, że ma rację. I wiedziałem skąd wziął się początek tych słów. To chyba było nawet jakieś wytknięcie mi zaniedbań. Ale żeby porównywać te drobne zgrzyty, które od czasu do czasu pojawiają się między mną a Tomkiem do tego co.... Wtedy od razu wyskoczyła tak ogromna dziura, że nie umiałbym jej załatać.
Ale przecież teraz..... To prawda, z czasem powinno być gorzej, a jednak, kiedy tylko przyjechał, nagle wszystko prysło. Prawie bezboleśnie.
To niemożliwe, to nie mogło być aż takie łatwe... Co się w nim zmieniło? Co takiego się stało, kiedy mnie tam nie było? I jak?
Jadłem machinalnie, patrząc na jego pochyloną głowę. Wyglądał strasznie niepewnie.... chciałbym...
- Skończyłeś? - spojrzał na mnie. - Daj, umyję talerze.
Roześmiał się na widok mojej miny. No ale to już lekka przesada, żeby do tego wszystkiego jeszcze i nagły poryw do czynności domowych?
Zadzwonił telefon, więc wyszedłem do salonu i odebrałem.
- Słucham.
- Nie przyjdę jutro...
- Tomek?
- Zaraz po szkole jadę z rodzicami do dziadków. Pojutrze też nie przyjdę.
- Aż tak się gniewasz? - spytałem trochę ironicznie.
- Nie... Nie wiem... Może to i nie jest powód do złości, ale mimo wszystko wolałbym, żebyś bardziej się przejmował mną i moimi głupimi humorami. Może i za dużo wymagam, ale denerwuje mnie to, że nie dostrzegasz, kiedy ja przestaję mieć ochotę do żartów. I że jesteś taki cholernie pewny siebie. Zachowujesz się, jakbyś mi robił wielką łaskę, że w ogóle ze mną jesteś. Nie jestem sierotką wziętą z ulicy, całe życie to inni się za mną uganiali, a ty wyobrażasz sobie, że nie musisz się wcale starać, a ja i tak będę skakać z radości, że w ogóle mnie chcesz.
- Nie przesadzasz?
- Może i przesadzam. Może zwyczajnie mam chandrę. A może zwyczajnie właśnie zaczynamy mieć kryzys, a ty masz to daleko gdzieś.
- Wiesz co, wybrałeś sobie naprawdę nieodpowiedni moment na swoje fochy. Akurat próbuję poskładać sobie kilka ważnych spraw i naprawdę nie są mi potrzebne do szczęścia twoje nagłe fanaberie.
- A ja nie jestem dla ciebie ważny? - spytał cicho. - Może to i są drobiazgi, ale za dużo już jest tych drobiazgów. Nie obchodzi mnie, czy to o co się wściekam to głupoty. Ale nic by się nie stało, gdybyś przynajmniej dostrzegał kiedy mam do ciebie pretensje i nie miał tego gdzieś. Ostatnio ciągle siedzę cicho i tylko staram się ci pomóc, ale chwilami mam tego dość. Ja nie jestem aniołem. Mam prawo chcieć też czegoś dla siebie. A ciebie nic w moim życiu nie obchodzi, chyba że przeszkadza mi przychodzić do ciebie. Ale teraz właśnie to przeszkadza mi do ciebie przychodzić, więc zastanów się, czy przypadkiem nie udałoby ci się znaleźć na moje miejsce kogoś mniej wymagającego. Nie będzie odstawiał fanaberii.
I rozłączył się. Rozłączył.
Naprawdę ciężko z nim wytrzymać. Przeskakuje z nastroju w nastrój. To bardziej niebezpieczne niż mieszkanie w składzie amunicji. Coś czuję, że w moim związku zanosi się na poważną rozmowę, a ja naprawdę nie lubię poważnych rozmów.... No właśnie. Jeszcze Kamil. Z nim też muszę poważnie porozmawiać i to na co najmniej parę tematów. Westchnąłem boleśnie i wróciłem do swojego pokoju. Kamil siedział przy stole z twarzą ukrytą w ramionach.
Wziąłem głęboki wdech i przystąpiłem do sedna.
- Powiesz mi, po co właściwie przyjechałeś?
- Nie bądź już taki gościnny, dobra? - roześmiał się.
- Nie denerwuj mnie. Pierwszy raz to zrobiłeś. Chcę wiedzieć dlaczego.
- Powiedzmy... że chcę od nowa poukładać swoje życie. A ty jesteś jego częścią. Ktoś musiał w końcu przerwać to bezsensowne trwanie w jakiejś wyimaginowanej urazie.
- Lubię twój język. Jest taki psychoanalityczny...
- To było nieco złośliwe, ale na pierwszy plus między nami uznam to za komplement.
- Mówisz, że chcesz wszystko naprawić, ale wciąż nie jesteś ze mną szczery.
- Jak to?
- Dlaczego za nic nie chcesz się przyznać, że się zakochałeś?
Znów ukrył twarz w ramionach.
- Bo moja miłość nigdy nie będzie szczęśliwa. Więc po co ktoś ma o niej wiedzieć.
- Dlaczego? Bo zakochałeś się w chłopaku?
Drgnął, ale nic nie powiedział.
- Ja też. I jestem szczęśliwy.
- Łukasz! - podniósł głowę i roześmiał się nienaturalnie
- To że tobie się udało, tylko zmniejsza moje szanse. Dwóch braci, w Polsce, zakochanych w mężczyźnie i to z wzajemnością? Jestem beznadziejny z matmy, ale nawet ja wiem, że to matematycznie niemożliwe.
- Miłości się nie oblicza. - wzruszyłem ramionami i usiadłem obok. - Ona... po prostu jest.
- Łukasz, to jest niemożliwe - z jego oczu powoli spłynęły łzy i odwrócił ode mnie wzrok. - Nie wiem, czemu tak się stało.... Ty sam mówiłeś.... że przed Tomkiem.... A ja.... Nigdy nie podobał mi się żaden chłopak, rozumiesz? Nigdy! Ale kiedy go tylko zobaczyłem... w jednej chwili zrozumiałem, że.... może to głupio zabrzmi.... że to jest ktoś, kto może zdobyć władzę nad moim życiem. Nie rozumiałem tego, co się ze mną dzieje. Czemu nie mogę przestać o nim myśleć. Tak bardzo chciałem, żeby on w końcu mnie zauważył, ale on zwyczajnie lekceważył... nie dostrzegał mnie... Więc zacząłem go niszczyć. Boże, jaki ja byłem głupi i podły... - uśmiechnął się nikło. - Robiłem wszystko, żeby nie mógł o mnie zapomnieć, żeby nie mógł normalnie żyć. Kiedyś zapytał mnie, czego właściwie od niego chcę... ale ja po prostu nie wiedziałem... Boże.... - skulił się lekko, zaciskając powieki. - Jak on mną gardził... Jak to strasznie bolało... Ale nie umiałem zrobić nic innego... tylko brnąć w to dalej... Każdy jego dzień zamieniałem w piekło... drwiłem z niego, szydziłem, dręczyłem go codziennie... nigdy nawet nie przypuszczałem, że jestem zdolny do czegoś takiego... ale robiłem to...
Umilkł i odwrócił się na krześle. Oparłem się na łokciu nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Bałem się nawet patrzeć na niego zbyt nachalnie; i tak zachowywał się jakby patrzył na niego laserem i uciekał od mojego wzroku. Zerwał się i podszedł do okna.
- I ja.... płakałem w nocy. - szepnął po dłuższej chwili. - Płakałem, bo nie wiedziałem, czego od niego chcę, ale kiedy przychodził wieczór i robiło się ciemno, wiedziałem po prostu, że wcale nie chcę z nim walczyć.... Aż przyszedł dzień, kiedy on zobaczył moje łzy. I Łukasz, on był dla mnie taki dobry... taki dobry mimo tego wszystkiego... Już nigdy więcej nie zrobiłem nic przeciwko niemu. Nie wiem jakim cudem... jak on w ogóle zdołał mi wybaczyć... Ale z czasem.... nie wiem co... przyjaźń... tak, myślałem, że właśnie tego od niego chcę. Bo on jest moim przyjacielem. Prawdziwym. Takim jakiego spotyka się raczej w książkach niż w życiu. Uratował mnie, pomógł, odsunął ode mnie cały ten lęk, który nie pozwalał mi normalnie żyć. I znów poczułem, jak wokół mnie pojawia się ciepło... a ja tak bardzo tęskniłem za tym... od tak dawna...
Przesunął dłonią po szybie i przymknął oczy, stukając lekko palcami o gładką powierzchnię. Znów słaby uśmiech zamajaczył na jego twarzy.
- Ale wiesz.... przez cały czas czułem, że... nie wiem czemu ta myśl nie dotarła do mnie wcześniej... może po prostu się jej bałem...I nagle... tak zupełnie bez sensu... w jednej krótkiej chwili, jedno żartobliwe pytanie przedarło całą moją świadomość i wtedy zdałem sobie sprawę, że to, co ja do niego czuję... to miłość, nie przyjaźń... Ból, taki przeszywający, potworny ból.... nie to chyba powinien czuć człowiek, który uświadamia sobie, że kocha...
Uśmiechnął się smutno i oparł czołem o szybę, włosy przesłoniły mu twarz. Coś drgnęło we mnie, jakbym chciał wstać i podejść do niego, ale nagle przestraszyłem się, że jeszcze bardziej go to rozżali. Zresztą czułem, że zaraz sam zacznie mówić dalej. Westchnąłem, pochylając głowę.
- Czasem... - wyszeptał w końcu. - W jakichś krótkich chwilach głupiej, szaleńczej nadziei myślałem, że i on.... Ale to bez sensu... On nigdy mnie nie pokocha... nie sądziłem, ze można się tak nienawidzić.... - uśmiechnął się szyderczo. - Za samą swoją płeć... to paranoiczne myśli, ale.... gdybym był dziewczyną, miałbym przynajmniej prawo spróbować. Jeśli nie chciałby ze mną być, po prostu by mi o tym powiedział, delikatnie, tak żeby nie zranić, on taki jest, nie lubi krzywdzić ludzi... Ale wtedy on mógłby mnie pokochać... a tak... Boże, on mnie znienawidzi... nie będzie już chciał mnie znać... i nawet jeśli nic mi nie powie, to... stracę go, wiem o tym... Ja... w...widziałem jak pocałował Beatę.... i ja... Jezu, ja chciałem ją zabić, zwyczajnie zabić.... Boże, przynajmniej... krzyknąć, przerwać to. Błagać żeby tego nie robił, żeby nie sprawiał mi takiego bólu... ale nie mogłem nic zrobić... więc po prostu stamtąd uciekłem... Miał do mnie przyjść, obiecał mi...Ale nie przyszedł. Nawet do mnie nie zadzwonił. Przecież wiedziałem, że był z nią... ale cały czas czekałem... o jedenastej przypomniałem sobie, że zostawiłem na dole komórkę i wyskoczyłem z łóżka jak wariat, zleciałem ze schodów i rozwaliłem sobie kolano, zupełnie bez pamięci...
Przełknął ślinę i przygryzł wargę.
- Ale nie było nic... Jezu, sprawdziłem dziesięć numerów wstecz. Ale nie płakałem. Rozpłakałem się dopiero, kiedy zegar wybił dwunastą, kiedy minął ten potworny dzień... Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko już nic dla niego nie znaczy... Napadłem na nią, ale tylko pogorszyłem sprawę... wiedziałem zresztą, że tak będzie... ale nie wiedziałem, co mam robić.... Boże, jak ja nienawidzę bezsilności... nawet nie zapytał mnie, czy zdałem matmę, a przecież tylko od tego zależało, czy zostanę w szkole. A jeszcze niedawno mówił mi, że... Ale to wszystko już go nie obchodziło... dopiero, kiedy zachorowałem... I został ze mną... ale ona z nim zerwała... więc nie wiem, czy byłoby tak gdyby nie to.... nic już nie wiem...... Powiedziałem mu o wszystkim... nikomu dotąd nie zdradziłem tego, co tak bardzo mnie bolało. A on... on ocalił mnie od tego wszystkiego.... Ja wiem, że jest moim przyjacielem. Ale mnie to już nie wystarcza........ Bo.... bo....... On ma takie ciemne, granatowe, głębokie oczy... kiedy w nie patrzę, czuję się zupełnie tak, jakbym w nich tonął... A mnie - zaśmiał się krótko. - Zawsze... śmieszyło mówienie o tonięciu w czyichś oczach... Ale jak to inaczej określić? Jak nazwać to dziwne uczucie zupełnego pochłaniania i całkowitą niemożność odwrócenia wzroku? Chcesz tylko patrzeć i patrzeć i czujesz, że brakuje ci powietrza... i nic innego nie istnieje... te oczy naprawdę są jak ciemne, wzburzone morze, takie piękne i takie straszne, potężne, czujesz, że nie jesteś w stanie się im oprzeć...
Milczał chwilę, kurczowo zaciskając palce na parapecie, nagle rozluźnił je i wyprostował drżące palce, ześlizgując je w dół i zawieszając opuszkami na krawędzi.
- I... i dotyk... jak ja uwielbiam jego dotyk... bo on mnie czasem dotyka... przytula... jak młodszego brata, o Boże.... jak małe dziecko, które trzeba pocieszyć, kiedy jest mu źle... któremu trzeba okazać czułość, kiedy jest miłe. Ja kiedyś mogłem objąć go bez lęku.... ale teraz za każdym razem boję się, że.... że przestanę nad sobą panować... Wiesz, jak to jest, być tuż obok kogoś, pragnąć go i nie móc dotknąć? To jakbyś oddychał jakimś dławiącym, gryzącym powietrzem... Ale czasem nie wytrzymuję i choć jestem wtedy taki szczęśliwy, że mogę być blisko niego, to jednocześnie tak bardzo boli to, że nie mogę go nawet pocałować... Nauczył mnie mieć nadzieję i jednocześnie sam mi ją odbiera... Tak bardzo go kocham... dla niego zrobiłbym wszystko i mógłbym cierpieć całe wieki za jedną chwilę jego szczęścia.... ale ja tego nie chcę... mógłbym, ale nie chcę... tak bardzo chciałbym być szczęśliwy... przecież tak długo już cierpiałem... co takiego zrobiłem, że ciągle muszę czuć ból? Zacząłem wierzyć, że nie jestem źródłem zła... a teraz znów zaczynam tracić wiarę... jak wiele można wycierpieć bez żadnego powodu? Czasem myślę, że jednak miała rację...
Słuchałem go i wciąż nie mogłem nic powiedzieć. To było takie smutne i jednocześnie takie piękne, że nie mogłem uwierzyć, że taki dzieciak może mówić coś takiego. Ile trzeba przeżyć, żeby być zdolnym do miłości? W tym naszym "domu" szybko przestawało się być dzieckiem, ale on raczej odcinał od uczuć, niż ich uczył. Sam byłem tego najlepszym przykładem. Ale... my przecież byliśmy inni. I to nie ja byłem "klątwą" swojego własnego domu.
I wtedy dotarły do mnie jego ostatnie słowa.
- Kto miał rację? - wyszeptałem, czując dziwny niepokój.
- Wydaje się, że szczęście było o krok... a potem nagle... i zostaje tylko ból... głuchy, tępy ból. Jaki to wszystko ma sens? - patrzył w bok zupełnie pustym wzrokiem - Po co w ogóle mam tak cierpieć? Bez sensu.... co właściwie... Co się stanie, jeśli jutro już mnie nie będzie?
- Kamil! - krzyknąłem - Co ty w ogóle mówisz? Czy ty wiesz czyje to są słowa? Wiesz?
Spojrzał na mnie, jakbym wyrwał go ze snu, a potem w jego oczach pojawiło się zrozumienie.
- Mamy...Przepraszam, nie wiem, czemu to powiedziałem...
- Kamil... - wykrztusiłem. Jeżeli to prawda, że on może... jeśli on miałby... - Proszę... Nie wolno ci...
Wstał i podszedł do mnie. Pogłaskał mnie lekko po policzku, a potem objął mnie ramionami.
- Nie martw się... On wypędził mojego demona, a ja nie pozwolę mu wrócić. Nie martw się, nie zrobię tego... Odkryłem, że są ludzie, którym na mnie zależy. I choćbym nie wiem, jak bardzo cierpiał, nigdy im tego nie zrobię. Wiem, jak to boli.
- Kamil, ja... kocham cię. I nie chcę cię stracić. Ale nie chcę też żebyś cierpiał. Niemądry dzieciaku, on na pewno cię kocha. Ciebie po prostu nie można nie kochać.
- Można. Można mnie nie kochać, nawet jeśli się musi. Wiesz o tym.
- Ojciec cię kocha.
- Nienawidzi mnie. - odsunął się i wzruszył ramionami, ale dostrzegłem krótki, bolesny błysk w jego oczach.
- To jeszcze wcale nie znaczy, że cię nie kocha. A temu swojemu niemądremu ukochanemu, który jakimś cudem nie widzi największego szczęścia, jakie w ogóle może dostać, a które ma tuż pod ręką, przyznaj się. Zobaczysz, jak zareaguje.
- Zerwaniem ze mną wszelkich stosunków? - uśmiechnął się gorzko.
- Żebyś się nie zdziwił. Posłuchaj...Powinieneś przynajmniej spróbować. Jeżeli to zrobisz to możliwe, że będziesz tego żałować. Ale jeśli tego nie zrobisz, to na pewno będziesz tego żałować.
- I kto tu jest psychoanalityczny?
- Kamil... - pogroziłem mu palcem.
- On mnie traktuje jak dziecko. - szepnął - Tylko tak...
- Kotku, do twojej wiadomości. Zakochani bardzo często traktują się nawzajem jak małe dzieci. Przyczyny tego zjawiska nie są dokładnie zbadane, lecz stanowi ono fakt niezbity. Już ja coś o tym wiem.
Kamil spojrzał na mnie niepewnie.
- Powiedz...... A ty? Bardzo go kochasz?
- Bardziej. - uśmiechnąłem się.
- No to czemu..... czemu tak do niego mówiłeś, kiedy zadzwonił?
- Podsłuchiwałeś? - uniosłem brwi.
- Och, daj spokój. - machnął z irytacją dłonią. - Dobrze wiesz, jaki mam słuch, byłeś w sąsiednim pokoju. Miałem sobie zatkać uszy?..... Nie powinieneś był tak mówić...... Mnie się zdaje..... że jemu naprawdę coś sprawia straszny ból.... Ja to umiem poznać.... sam często.... do swojego się nie przyznawałem. - skończył cicho.
- Kamil.... ja i Tomek to ostatnie o co musisz się martwić. Kochamy się i pogodzimy, zresztą on często robi z igły widły, a potem mu przechodzi.
- No nie wiem.... - westchnął. - Cóż, powinienem się zbierać, jeśli chcę zdążyć na pociąg. Chyba rzeczywiście będzie lepiej, jak pojadę wcześniejszym.... W każdym razie.... Dzięki... Przynajmniej mogłem to wszystko w końcu z siebie wyrzucić. To było okropne.... nikomu nie móc nic powiedzieć.....
- Kamil, zaczekaj... jeszcze..... ja.... Ja chciałbym..... wiedzieć coś jeszcze.... o tobie.... - spojrzał na mnie pytająco. - Powiedz.... Przez cały ten czas..... Kamil ty mnie zawsze miałeś gdzieś. Mierzyłeś mnie lodowatym wzrokiem i sprawiałeś, że czułem się jak jakiś nic nie znaczący pyłek. Poniżałeś tymi swoimi miażdżąco złośliwymi gadkami i na każdym kroku udowadniałeś, że jestem nikim..... A teraz..... przyjeżdżasz tu i nagle..... Ja nie rozumiem..... może to nieważne, może powinienem się po prostu cieszyć, że już jest ok, ale.... Ja lubię jasne sytuacje. Nie chcę za jakiś czas.... Po prostu muszę wiedzieć, dlaczego nagle postanowiłeś się ze mną "godzić". I.... i dlaczego u diabła przez tyle lat traktowałeś mnie jak śmiecia. To chyba nie jest tak wiele?
Kamil odsunął się ode mnie, podszedł do ściany i odwrócił się twarzą do niej. Patrzyłem na niego w milczeniu.
- Tata mówił do mamy "małpko".
- Co? - zamrugałem oczami.
- Czasem "żabo", "cyganicho", "perełko" albo "smarkulo". Ale najczęściej "małpko". Bo była drobna, zwinna i na pierwszą randkę umówiła się z nim na drzewie. Mówiła mi... Więc tak ją później nazywał.... Nie pamiętasz?
- Nie... To przecież było tak dawno...
- Ja pamiętam. Oni się bardzo kochali. I ciebie też. Zazdrościłem ci jak jasna cholera.
- Ka...
- A ty mi zazdrościłeś, że niby wszystko kręci się wokół mnie. Tak myślę. Ale przecież dobrze wiedziałeś, o co w tym chodzi. Nie rozumiem tego. Mama mnie czasem kochała, a czasem nienawidziła, tata tylko nienawidził.
- Nieprawda...
- Jasne... Tak wypada powiedzieć. A ty.... ty chyba jednocześnie to i to.
- Nieprawda....
- Powiedziałeś to już przed chwilą. Ale to jest prawda. Ja wiem, że nie chodziło ci o mnie. Ale to w niczym nie zmienia faktu, że to ja byłem przyczyną wszystkiego co musiałeś znieść.
- Do diabła, posłuchaj mnie wreszcie smarkaczu! - wściekłem się. Odwrócił się, uśmiechnął lekko i oparł plecami o ścianę.
- Łukasz ja wiem... Ona mogła zachorować z innego powodu. To nie jest moja wina. Zawsze to wiedziałem. I wiem, że miałeś hopsa na moim punkcie i zajmowałeś się mną dużo ponad normę. I wiem, że wcale nie chciałeś tak czuć. Ale tak czułeś. Więc nie dziw się, że.... Że potem.... kiedy to się stało.... kiedy ja.... tak bardzo chciałem, żebyś mi jakoś pomógł, ale.... ale ty powiedziałeś mi, że to jest moja wina.... tak jak tata.... Więc nie dziw się, że ciebie też się bałem.... i że jakoś próbowałem się przed tym strachem i bólem bronić....
- Ja... nie pamiętam, żebym coś takiego powiedział.... - wyszeptałem.
- Ale powiedziałeś..... teraz myślę, że to rzuciłeś bez namysłu, pewnie rzeczywiście zaraz o tym zapomniałeś; w rozpaczy mówi się tyle rzeczy..... Przecież ja wiem jak bardzo cierpiałeś...... Ale...... może to głupie.... ale ja jeszcze do wczoraj byłem zupełnie pewien, że ty to powiedziałeś zupełnie świadomie..... że.... do dzisiaj winisz mnie.....
- Kamil, ja przecież.....
- Wiem..... - uśmiechnął się lekko. - Wiedziałem, że tak nie jest już wczoraj..... kiedy..... kiedy tak do mnie podszedłeś, pogłaskałeś, zwyczajnie, po prostu, jak wtedy dawno, jak kiedy byliśmy dziećmi.... A teraz..... przed chwilą.... Nie mówiłeś mi, że mnie kochasz od śmierci mamy. A teraz powiedziałeś to zupełnie zwyczajnie, jakby to było coś naturalnego. Jakby nie było tych wszystkich obrzydliwych lat.... Ja.... ja chyba zaczynam wierzyć, że odzyskam choć część swojego świata. Tak się cieszę..... coś jakby wypogodziła mi się połowa nieba. - roześmiał się. - Myślę.... że teraz będę mieć siłę, żeby.... wszystko znieść..... że nigdy więcej nie zapadnę się w te cienie..... Nigdy więcej..... - uśmiechnął się smutno. - Nie pomyślę, że nie ma znaczenia, czy tu jestem...






Wieczorem zostałem sam, bo mamę nagle wezwali do Instytutu. Wypchnąłem ją z domu prawie na siłę, ponieważ na chwilę przedtem ni stąd ni zowąd popadła w melancholię i potoki łez, z zaskoczenia atakując mnie nową bronią o kryptonimie "Boże, ty już prawie jesteś dorosły." To pierwszy tego typu atak, ale obawiam się, że nie ostatni. W końcu wygnałem ją dzięki wsparciu jej pracowników, którzy dzwonili aż trzy razy - jedyne co może jej dobrze zrobić, kiedy popada w taki stan to wsiąknięcie w te swoje chwasty. Ochłonie i potem sama się będzie śmiać. Zadzwonił telefon i z westchnieniem podniosłem słuchawkę.
- Hej na niebie, Marek czy jego piękna mama?
- Zabiję cię, Majat.
- Jak sobie życzysz, ale....
- Dzwonisz tu dziś już ósmy raz. Nudzi ci się?
- O nie, teraz to mi się już w ogóle nie nudzi..... - westchnął. - Chciałem tylko spytać, czy rozmawiałeś z Kamilem....
- Przecież jeszcze nie wrócił.
- Owszem, wrócił i to już..... Więc nadal do ciebie nie poszedł? - westchnął znów.
- Nie, nie poszedł. - powiedziałem dość chłodno.
- No cóż..... to ja...... ja....... A zresztą. - rozłączył się. Ten człowiek zaczyna mnie wyprowadzać z równowagi. Poszedłem do kuchni z hukiem stawiając czajnik na gazie. Oparłem się o szafę, uparcie ignorując stan swojej niepodważalnej wściekłości. Wpatrywałem się w czajnik tak intensywnie, że chyba szybciej doszedł do temperatury wrzenia i zaczął histerycznie wyć. Zalałem herbatę, siadając na krześle i z westchnieniem chowając głowę w ramionach. Albo byłem zmęczony albo byłem zły. Będę się trzymać zmęczenia.
I jak na złość wkrótce potem rozległ się dzwonek do drzwi. Jeśli to Majat to go naprawdę zabiję. Z tym jakże chlubnym postanowieniem gwałtownie otworzyłem.
I, cóż, przez moment ja i Kamil zachowywaliśmy się jakbyśmy nigdy wcześniej nie widzieli się na oczy i obaj zastanawiali się, co właściwie w tym miejscu robi ten drugi, bo patrzyliśmy na siebie w czymś na kształt milczącego szoku.
- Cześć.... - wykrztusiliśmy w końcu prawie jednocześnie.
- Mogę we....
- Możesz. - odwróciłem się, idąc prosto do swojego pokoju. Po chwili dołączył do mnie, przyglądając mi się niepewnie.
- Jesteś zły? - spytał cicho. Nie, nie zły. Zmęczony. Zmęczony. No dobrze, może i zły. Ale do tego się przyznać przecież nie mogłem. Duma mi nie pozwalała. Spojrzałem na niego.
- Nie, oczywiście, że nie, skąd ten pomysł.... - no dobrze, jego oczy mi nie pozwalały.
- Przepraszam, że tak nagle wyjechałem..... - odwrócił wzrok. - Ja.... byłem u brata, wiesz? I.... pogodziliśmy się. - spojrzał na mnie z powrotem.
- Przecież ci mówiłem..... - uśmiechnąłem się już. - Kiedy wróciłeś?
No i po jaką cholerę? Po jaką, po jaką, po jaką? Co to za durne, bezsensowne i całkiem naturalne w tej sytuacji pytanie?
- Po południu..... Byłem u Jarka, bo.... musiałem..... z nim..... o czymś...... pomówić..... i..... upewnić się.... że w razie czego.......... o rany...... - westchnął.
- Tłumaczysz się, czy co.... - wzruszyłem ramionami.
O BOŻE. Pogrążam się.
- Tłumaczę? - szepnął, przyglądając mi się, jakby chciał zbadać moje myśli.
- Daj spokój. - machnąłem ręką, odwracając się.
- Wiesz, ja..... Masz dziś urodziny, prawda? - powiedział nagle. - A ja.... Przyniosłem ci prezent. Nie powiedziałeś mi, że to dziś, ale.... Ja też ci nie mówiłem, a ty i tak o mnie pamiętałeś. A ja.... chciałbym być dla ciebie tym, kim ty jesteś dla mnie.... w każdy sposób.... jeśli mi pozwolisz..... - skończył szeptem.
- Hej.... to nie brzmi tak smutno jaką masz minę...... - uśmiechnąłem się, podchodząc do niego. Podniósł na mnie wzrok prawie pełen łez. - No co jest.....
- Nic...... - uśmiechnął się trochę smutno i sięgnął do kieszeni. - Proszę. Nic wielkiego, ale..... Kamień obietnicy. Wyrywa się na nich różne przysięgi, podobno dzięki temu niemożliwe do zerwania. - przechylił lekko głowę, przyglądając mi się z łagodniejszym uśmiechem. - Ta na tym..... to moja obietnica..... To znaczy, że... Zawsze będziesz dla mnie najważniejszą osobą.... bez względu na to co się wydarzy..... nawet jeśli coś.... z jakiegoś powodu nas kiedyś rozdzieli....
Podał mi delikatnie nieduży, różnobarwny kamień; między połyskującymi żyłkami wyraźnie odbijały się starannie, z wielkim talentem wyrzeźbione znaki, których drobne ryte krawędzie iskrzyły się jak łzy i uśmiechy w oczach mojego Kamila. Trwalsza obietnica niż cyrograf podpisany własną krwią. Obietnica, którą już tak dawno czytałem w tych samych oczach. W tych, które teraz tak we mnie patrzą. Dlaczego myślałem, że coś mogłoby go ode mnie odsunąć? Tylko dlatego, że sam okazałem się zdolny, by o nim zapomnieć, posądzałem jego o to samo. A teraz, kiedy zrozumiałem, że nie umiem się bez niego obejść w żaden istniejący sposób, gdy pozbyłem się tajemnic, które go ode mnie oddzielały, gdy przestałem tchórzyć..... teraz to raniło bardziej niż kiedykolwiek przedtem mogło.
- Może być? - wpatrywały się we mnie te ogromne oczy.
- Może. - uśmiechnąłem się lekko - Jakim cudem powiększasz źrenice do takiego rozmiaru?
- Znowu mi dokuczasz. - nadąsał się i odwrócił ode mnie.
- Nie złość się. - nachyliłem się lekko w jego stronę, to zawsze zmuszało go, żeby się obrócił. - Zawsze podobają mi się twoje prezenty, masz do tego talent.
- Tak? - obrócił się do mnie z uśmiechem. - Właściwie... mam dla ciebie coś jeszcze, ale nie jestem pewien, czy to ci się spodoba... Noszę się z tym już od tak dawna.... Sam nie wiem....
- Nie dowiesz się dopóki nie sprawdzisz. - uśmiechnąłem się do niego. Chyba bardzo się bał. Ale czego?
Spojrzał na mnie nieśmiało. A potem uniósł się lekko na palcach i przywarł ustami do moich warg. Poczułem delikatne palce na swoim policzku, drugą dłoń oparł mi na piersi. Ale najbardziej elektryzował mnie dotyk jego ust. Palący, słodki, zupełnie inny od wszystkich moich dotychczasowych pocałunków.
To wszystko poraziło mnie tak zupełnie, że nie mogłem wykonać najdrobniejszego ruchu, stałem jakby dotknął mnie paraliż. Nie oddałem mu pocałunku, nagle on odsunął się i spojrzał na mnie z lękiem; nie docierało do mnie to, co się dzieje. W jego oczach zalśniły łzy, zachwiał się i cofnął trochę w tył, patrzył na mnie z przerażeniem.
- Przep... - wyszeptał. Łzy spłynęły mu po policzkach. Zabolało, ale nie byłem w stanie wydusić nawet jednego słowa. Znów się cofnął, jego wargi drżały, nagle zacisnął powieki, odwrócił się gwałtownie i...
- Czekaj... - wykrztusiłem. Chwyciłem jego ramiona i odwróciłem do siebie. Przesunąłem dłonią po jego włosach. Te najpiękniejsze oczy patrzyły na mnie z jakąś błagalną rozpaczą. Nie byłem w stanie nic powiedzieć, po prostu pochyliłem się lekko i w końcu oddałem mu jego pocałunek.
Na krótką chwilę zupełnie skamieniał, ale jego wargi szybko odpowiedziały na mój dotyk. Całowaliśmy się delikatnie, nieśmiało, zupełnie jakbyśmy bali się spłoszyć to, co działo się między nami. Pomimo tego nigdy dotąd nie czułem się tak... cudownie. Ale z każdą sekundą chciałem więcej. Delikatnie wsunąłem mu język do ust, jęknął cicho, wywołując dreszcz, który przeszył całe moje ciało.
Był zupełnie bezwładny, upadłby, gdybym nie trzymał go tak mocno. Całował mnie tylko coraz mocniej, coraz zachłanniej, poczułem dotyk jego języka. Czułem, że ja też zaczynam tracić władzę nad swoim ciałem, bałem się, że jeszcze chwila i zupełnie opadnę z sił i obaj spadniemy na podłogę.
- K...klucz..... - odskoczył nagle ode mnie, wpatrując się w moją twarz zogromniałymi oczami.
- Co?.... - szepnąłem, ale poruszył tylko wargami.
- Już jestem.... - w drzwiach stanęła mama. - Kamil! - ucieszyła się i zaraz przybrała groźną minę. - Gdzieś to się wybrał bez pytania, młody człowieku? O Boże, ale czy ty nie masz przypadkiem znowu gorączki? - zaniepokoiła się i podeszła szybko, kładąc mu dłoń na czole. - Masz straszne wypieki....
O Jezu.....
Siadłem na podłodze, czując nagły zanik mięśni w nogach.
- A tobie co znowu? - ze zdziwieniem spojrzała na mnie mama. - Nie.... - wydęła wargi i odsunęła dłoń od jego czoła. - Nie masz chyba gorączki.... Tak czy inaczej nie wyglądasz za solidnie, jadłeś coś? Założę się, że nie. Poczekaj, zjesz z nami kolację, już idę robić. - wyszła szybko do kuchni.
- Skąd wiedziałeś? - szepnąłem niepewnie.
- Ja.... bardzo dobrze słyszę, nawet jeśli.... - rumieńce się nasiliły. - Coś..... odwraca moją uwagę.....
Patrzyliśmy się na siebie nie mówiąc ani słowa.
Do diabła, najgorsze było to, że czułem, że to jednak ja powinienem coś teraz powiedzieć.
Mamooooo.... ratunku.....
- Chodźcie, gotowe. - zawołała mama. Kocham ją. Czy ja mówiłem, że ją kocham?
Kamil wypadł z pokoju praktycznie jednym susem.
- Spokojnie, starczy dla wszystkich. - roześmiała się mama. - Siadajcie.
Bogu dzięki, nie mówi się z pełnymi ustami. Kamil jadł jakby to była najistotniejsza czynność jego życia.
A ja miałem czas. Czas, żeby ochłonąć. Czas, żeby na niego patrzeć. Czas, żeby pojąć.
Czas, żeby to do mnie, osła dardanelskiego, dotarło.
JEZU!
- Już późno. Nocujesz dziś u nas? - uśmiechnęła się do Kamila mama, wywołując na jego twarzy nagły rumieniec.
- Tak, mamo, nocuje. - odpowiedziałem za niego, uśmiechając się promiennie. Najwyraźniej odzyskałem już równowagę, za to czekoladowe tęczówki niemal znikły pod naporem źrenic.
- Muszę.... iść do łazienki.... - wymamrotał Kamil, zrywając się i strącając na ziemię talerz.
- Nic, nic.... - od razu zamachała rękami mama. Moja biedna dziecina, której policzki osiągnęły już barwę soku malinowego, ochoczo skorzystała z okazji i uciekła z pokoju.
- Co z nim dzisiaj? - mama spojrzała na mnie zdziwiona.
- Nie mam pojęcia. - skłamałem bezczelnie, starając się przybrać jak najbardziej niewinną minę. Na szczęście mama była zbyt zaaferowana dziwnym zachowaniem Kamila, żeby zwracać uwagę na mnie.
- Może powinnam zadzwonić jednak po doktora?
- Nie, nie sądzę. Myślę, że to nic poważnego. Samo minie. - beztrosko sięgnąłem po chleb, wszystkimi siłami tłumiąc bezczelny uśmiech.
- No cóż, może..... - westchnęła mama.
Kamil wrócił; mniej czerwony, za to z silnie drżącymi wargami.
- To ja chyba..... - szepnąłem w rozmarzeniu i odchrząknąłem, napotykając zdziwione oczy mamy. - To ja chyba pójdę się myć. Trzeba by już iść spać, prawda?
- No.... trzeba by..... - mama patrzyła na mnie dość dziwnie, ale była to raczej mieszanka lekko protekcjonalnego politowania z powątpiewaniem co do mojego samopoczucia, więc raczej nie było powodu do troski o jakiekolwiek podejrzenia co do bezinteresownej czystości moich intencji.
Kamil za nic w świecie nie chciał mi spojrzeć w oczy.
Nie można powiedzieć, żebym dziś siedział w łazience przesadnie długo. Mimo to Kamil już kręcił się obok, ale odskoczył jak oparzony, kiedy tylko wyszedłem.
- No co? - uśmiechnąłem się niewinnie. - Chcesz się umyć? Proszę.
- Ale ja..... - powiedział cicho.
- Marek, nie wiesz, gdzie ja dałam swoje notatki z wczoraj? - stanęła w drzwiach mama. - Muszę to koniecznie jeszcze dziś skończyć....
- Chyba są w.... zresztą czekaj, sam pójdę. - odwróciłem się do Kamila. - Później.... porozmawiamy.
Kamil dla odmiany siedział w łazience niewyobrażalnie długo. W zasadzie to cztery razy dłużej niż zazwyczaj. Cóż, siadłem sobie pod ścianą, czekając ze stoickim spokojem. Kiedy w końcu wyszedł, potknął się o moje wyciągnięte nogi i spojrzał na mnie z pewną konsternacją.
- Myślałem..... - szepnął. - Że może już śpisz....
- Śpię? Żartujesz..... - uśmiechnąłem się, wstając. - No co....
- Nic... - wyszeptał, spuszczając wzrok.
- Chyba się mnie nie boisz? - spytałem cicho, przygarniając go delikatnie. Zmartwiał zupełnie, nie podnosząc nawet wzroku. - Kamil... Nie uciekaj ode mnie właśnie teraz...
- Nie uciekam... - szepnął, unosząc powoli głowę i uśmiechnął się nikło. Podniósł dłoń i delikatnie musnął palcami mój policzek. - Chodź...
Przesunąłem dłoń na jego kark i wsunąłem ją w jedwabiste włosy. Objął mnie ramionami, unosząc się trochę i całując mnie delikatnie. Okręciłem nas i wprowadziłem do mojego pokoju. Kamil odsunął odrobinę twarz, przyglądając mi się badawczo.
- Marek... tylko.... bo chodzi o to, że ja...
Pokręciłem głową i znów zamknąłem mu usta pocałunkiem. Odbierając mu możliwość sprzeciwu, popychałem go łagodnie w stronę łóżka. Opierał się już tak bardzo na moim obejmującym go ramieniu, że znów, jak tyle razy przedtem, udało mi się go położyć niczym małe dziecko, z tą drobną różnicą, że tym razem moje zrozumienie pociągnęło mnie za nim. Przesunąłem usta na jego rozpalony policzek, a później na tętniącą teraz tak szybko skroń. Moje dłonie niezauważalnie nawet dla mnie przesunęły się między nas, delikatnie gładząc napiętą skórę brzucha i uciekając coraz zachłanniej - niżej, na biodra, uda, które nadal zaciskały się przede mną.
- Ale... jeśli to tylko dlatego, że... - usłyszałem nagle.
- Cicho, jesteś moim prezentem tak czy nie? - wyszeptałem mu do ucha i pocałowałem go w nie. Jęknął cicho i poddał się moim pieszczotom, patrząc na mnie rozognionymi oczami. Uśmiechnąłem się do niego, wracając z dłońmi do jego twarzy, chwytając ją i całując tak mocno, że zupełnie zabrakło nam tchu; przesunąłem wolno dłonie po jego ramionach, by wkrótce zacząć głaskać drżącą skórę na jego żebrach i rozstając się na chwilę z przyjemnie miękkimi ustami, zsunąłem się z pocałunkami na jego szyję. Nie wiedziałem, czy na pewno chce pozwolić mi na więcej czy po prostu nie ma sił się sprzeciwić, ale nie umiałem się już zatrzymać. Przesunąłem językiem po jego obojczyku i pocałowałem go delikatnie w zagłębienie powyżej mostka. Zacząłem wolno schodzić w dół całując go lekko. Jęknął cicho i wsunął palce w moje włosy.
Gdybym kogoś kochał...
Kamil...
Podrażniłem językiem jego sutek i objąłem go delikatnie ustami. Jęknął głośno, zaciskając palce na moich ramionach.
Całowałem mocno jego brzuch, czując wyraźnie drżenie twardych mięśni, pod delikatną, miękką skórą. Niżej....i niżej... i niżej.... Dotarłem ustami do linii materiału, a jęk przeszedł w stłumiony krzyk.
- Marek, nie... - szepnął prosząco. - Ja.... to nie to, że nie chcę, tylko... nie możemy..... tutaj.... bo.... nie wytrzymam już... twoja mama...
Westchnąłem cicho, przywierając policzkiem do jego brzucha. Trwaliśmy tak i nie wiem jak wiele czasu minęło, zanim uspokoiły się nasze oddechy. Wciąż żaden z nas nie powiedział nic, żadnego słowa wyjaśnienia.... to wszystko stało się tak nagle, tak szybko... zupełnie jakby te długie dni, kiedy tylko wokół siebie krążyliśmy, wyczerpały naszą zdolność czekania, zatrzymania się, użycia słów.... Ale przecież teraz powinniśmy wreszcie zacząć mówić.... ten świat jest zbyt niedoskonały, by takie rzeczy mogły obyć się bez słów. Nagle Kamil powiedział coś, czego najmniej bym się spodziewał. Najmniej z jego strony. Tej istoty bardziej boskiej niż ludzkiej.
- Nie mogę w to uwierzyć.... - szepnął tkliwie, z pieszczotliwą delikatnością, bawiąc się moimi włosami. - Że mnie nie odepchnąłeś... że mnie chcesz... że tobie... w ogóle coś się może we mnie podobać....
W pierwszej chwili odebrało mi mowę. Uniosłem się trochę, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Ty chyba oszalałeś. - wykrztusiłem. - Nie znam nikogo, kto byłby choć w połowie tak pociągający jak ty.
Uśmiechnął się słabo.
- Ale to nie jest coś, co może się "podobać". Większość ludzi mnie za to nienawidziła. No a poza tym.... nawet tabuny wielbicielek nie mogłyby mi dać gwarancji, że ty.... my przecież jesteśmy....
- Z zasady byłem zawsze tolerancyjny wobec całego świata, więc nie bardzo rozumiem, dlaczego nie miałbym być tolerancyjny dla siebie. - przeniosłem się w wyższe partie łóżka, kładąc głowę na poduszkę, tuż obok niego. - Jak najbardziej mi się wszystko w tobie podoba.... i bardzo cię chcę... Nie zamierzam robić z tego problemu, mam z tobą o wiele większe. W tej sytuacji twoja płeć to akurat drobiazg.
Uśmiechnął się, patrząc na mnie z rozbawieniem, a potem w jego oczach odbiło się wahanie.
- Wiesz... - urwał i znów spojrzał przed siebie. Ująłem delikatnie jego brodę i odwróciłem z powrotem do mnie.
- Wiem. Ale powiedz to.
- Kocham cię. - szepnął z uśmiechem.
- Ja też cię kocham. - przyciągnąłem go i pocałowałem najczulej jak umiałem, patrząc w już spokojne, szczęśliwe, jeszcze trochę zasnute mgiełką łez oczy. Potem wtulił twarz w moje ramię, pozwalając się wreszcie objąć tak naprawdę. Jakie to było spokojne.... Tak zwyczajnie, niedostrzegalnie, płynnie..... nagle wszystko stało się jasne.
Mój kochany Kamil... Jakim cudem nie domyśliłem się, że on mnie kocha? Z tymi jego wielkimi, zapatrzonymi we mnie oczami, z tą czułością, tęsknotą.... i zazdrością. Taką rozpaczliwą, udręczoną zazdrością. Moje kochane biedactwo. Mój śliczny chłopiec... I jak to się stało, że ja sam nie domyśliłem się, co tak naprawdę do niego czuję? Przecież cały czas byłem o krok od takiego "objawienia"... Wtedy... na początku nie dopuszczałem do siebie myśli, że zaczynam się w nim zakochiwać... bo w końcu jak można kochać kogoś, kto traktuje cię w ten sposób? Ale później... kiedy poznałem innego Kamila... tego, który był tylko mój... i to jak bardzo lubiłem, gdy on się do mnie przytulał, trochę po dziecinnemu, ale przecież... I kilka zupełnie niewinnych pocałunków, w policzek, we włosy...
Wszystko zdawało się czekać na ten jeden drobny gest, który przeważy szalę i po całej tej nieprzytomnej szarpaninie nastanie wreszcie zrozumienie i spokój. Spokój.... no cóż mimo całego spokoju, który niewątpliwie nas ogarnął nie zasnęliśmy już tej nocy, nie próbowaliśmy nawet. Zbyt teraz fascynowała nas nasza własna wiedza, świadomość, że teraz mamy się już zupełnie, że nie musimy błądzić po omacku. Całowaliśmy się, Kamil szeptał mi wszystkie zapomniane sprawy, co chwilę śmialiśmy się cicho, wreszcie patrzyliśmy tylko. I aż, bo patrzyliśmy na siebie.



Tomka nie widziałem od niedzieli rano, z czego oczywisty wniosek, że jeśli zamierzam się godzić, to muszę się do niego pofatygować sam. No cóż, znalazłem adres i wybrałem się godzić z moją obrażoną primadonną.
Zabawne, ale cały czas sądziłem, że mieszka w jakimś blokowisku, a tu nagle okazało się, że muszę się wybrać na same obrzeża miasta i dopiero po długim błądzeniu znalazłem całkiem ładny, mały dom ze sporym ogrodem.
Przyszła pora na refleksję. Po co ja mam niby przychodzić do swojego ucznia, skoro uczymy się u mnie?
No nic, będę improwizować. Zadzwoniłem, rozległ się potworny raban, przez drzwi najpierw z impetem wyleciał czarny warkocz, a potem i jego właścicielka.
Zostałem zmierzony spojrzeniem, które najpierw było zdziwione, potem krytyczne, a potem prezentowało całą odwieczną mądrość świata.
- Rodzice poszli na przyjęcie, Tomek jest w swoim pokoju, a ja muszę sprawdzić, czy nie ma mnie w ogrodzie. - puściła do mnie oko i zwiała.
- Mhm. - mruknąłem. Pokój mojego obrażonego chłopaka namierzyłem bez trudu, a to ze względu na dźwięki, które nawet przy uwzględnieniu gustów muzycznych Tomka, poziomem agresji i głośnością dość wyraźnie określały stopień wściekłości słuchacza.
Może być ciężko.
Na wszelki wypadek wsunąłem się do pokoju z miną dość potulną, żeby go choć trochę wstępnie ułagodzić.
Siedział na łóżku oparty plecami o ścianę z zaciętym wyrazem twarzy. Podniósł na mnie wzrok i z wyraźną niechęcią wyłączył dźwięk.
- Skąd wziąłeś mój adres? - spytał chłodno.
- Z książki telefonicznej. - westchnąłem. Naprawdę może być ciężko. - A numer domu od jakiegoś brodacza z drugiego końca ulicy.
Parsknął śmiechem.
- Urocze, zważywszy, że jesteśmy ze sobą prawie pół roku.
- Posłuchaj, Tomek. - zirytowałem się. - Nie wiem o co ci u diabła chodzi, ale przyznam, że mnie to denerwuje. Zachowujesz się jak jakaś pieprzona primadonna, a ja mam już szczerze dość twojego kręcenia nosem. Nagle ci coś odbija, obrażasz się i wynosisz. Jakim cudem można tak od ręki zmieniać nastroje?
- Jezu.... - szepnął. - Gdybym ja wcześniej wiedział, że jesteś takim sukinsynem... nie wplątywałbym się w to wariactwo....
- Tak? - wycedziłem, zaciskając dłonie w pięści.
- Nie... - skulił się nagle na łóżku, obejmując poduszkę i wciskając w nią twarz. - Dlaczego ty jesteś taki? Ja już nie mogę.... nie mogę.... nie mogę! - wrzasnął, zrywając się i rzucając nią we mnie. - I nie dotykaj mnie. - skończył szeptem, gdy ignorując pocisk, podszedłem do niego i objąłem bez słowa. Zostaliśmy tak przez dłuższą chwilę. - Łajdak jesteś.... - powiedział w końcu w moją wilgotną już koszulę.
- Niby dlaczego?
- Właśnie dlatego. - odsunął się, patrząc w bok z rozgoryczonym uśmiechem. Cofnął się i odwrócił, podchodząc do okna. Uśmiechnął się po chwili. - Moja niedobra siostrzyczka... Niektórzy jakoś jednak widzą dokładnie wszystko i zawsze to uwzględniają. To pewnie po to, żeby mogli chodzić po świecie tacy jak ty.... widzący tylko to, co im widzieć wygodnie.
Uniosłem brwi, też podchodząc do okna. Cóż, Ewula rzeczywiście znajdowała się na ławce w dość NIEwygodnej pozie, zapamiętale przy tym coś klejąc na porozwalanych w okolicy kartonach, ale nie bardzo widziałem związek.
- A czego to JA nie widzę? - spytałem nietaktownie. Tomek zmierzył mnie smętnym spojrzeniem i wyciągnął dłoń, ujmując w nią pieszczotliwie mój policzek. Uśmiechnął się trochę markotnie.
- Kocham cię, draniu jeden. Ale zastanawiam się, czy jest sens.... w tym upieraniu się przy tobie..... skoro my się tak mijamy...
Wszystko we mnie stężało i odwróciłem wzrok.
- Co? Przestraszyłeś się? - powiedziałem z irytacją.
- Kretyn. - uśmiechnął się łagodnie. - Znów nie widzisz niczego poza sobą. Mógłbyś jednak zauważyć, że starałem ci się tylko pomóc. To się trochę wiąże z tobą. - prychnął złośliwie i skokiem wylądował na łóżku, opierając się o ścianę. - Czy jesteś w stanie przyjąć do wiadomości, że chodzi O MNIE?
- A co za straszna krzywda ci się dzieje ze mną? - spojrzałem na niego rozdrażniony.
- Łukasz.... - szepnął, podnosząc na mnie smutny, zrezygnowany wzrok. - Przecież ja.... starałem się to zlekceważyć. Mówiłem sobie, że to nieistotne. Że nie ma się czym przejmować. Ty miałeś zawsze ważniejsze problemy i ważniejsze sprawy niż ja. Ustąpiłem ci. Poddałem się. Ale.... zagłuszenie uczuć nie jest takie łatwe. Nic nie poradzę na to, że sprawia mi ból to twoje widzenie świata. Łukasz w charakterze słońca i krążące wokół niego planetki ze mną w zaszczytnej roli Merkurego. Wszystko gra, dopóki planetki krążą. Ich satelici to kwestia drugorzędna, a już życie na nich jest szczególnie mocno wątpliwe..... Ciebie zwyczajnie nie obchodzi nic co nie ma związku z tobą! O ile do ciebie przychodzę, w ogóle cię nie obchodzi co się ze mną dzieje. Nic o mnie nie wiesz. O nic się nie pytasz. Zawsze, kiedy zaczynam mówić coś o sobie, masz tak znudzoną minę, że wszystkiego się odechciewa.
- Nie opowiadaj bzdur, przecież...
- No to proszę! Powiedz co o mnie wiesz!
- Dobry Boże.... Masz siedemnaście lat. - uniosłem wzrok do nieba.
- Data urodzenia?
- .....
- No dalej. Jeszcze jakieś pasjonujące dane?
- Masz siostrę bliźniaczkę. - mruknąłem z irytacją.
- Dowiedziałeś się, bo ona zaczęła mnie odwiedzać, kiedy zostałem twoją planetką. Z niedoboru planet wziąłeś sobie na planetkę i ją. Bardzo proszę o szczegóły nie mające związku z tobą.
- Byłeś przede mną z całą furą osób. - mruknąłem kwaśno.
- Pudło. Wiesz, bo byłeś zazdrosny i pilnowałeś, żeby przypadkiem ktoś mnie nie odciągał.
- Wpakowałeś się w narkotykową aferę. - stwierdziłem triumfalnie.
- Pudło. Raczyłeś mnie wysłuchać, bo to było coś, co groziło, że nie będę mógł do ciebie przychodzić.
- Masz drastyczny gust muzyczny.
- Pudło. Zauważyłeś, bo skrajnie ci zakłóciłem atmosferę twojego układu słonecznego odmiennymi czynnikami.
- Znam twój adres.
- Megapudło. Znalazłeś go dziś w książce telefonicznej. Bo planetka ci wypadła z orbity.
- O Boże.... przecież mówiłeś mi pełno rzeczy.... po prostu tak teraz nie pamiętam.
- Nie pamiętasz, bo nie słuchałeś, albo słuchałeś jednym uchem, a wypuszczałeś drugim. I wcale nie było tego tak "pełno", bo szybko nauczyłem się przestawiać na interesujące cię tematy. A to co się wiąże z moimi, TYLKO moimi sprawami, ciebie nie mogło jakoś nigdy zainteresować. Nawet nie wiedziałeś, że zginął mi pies. Rany, przecież ty w ogóle nie wiesz, że ja mam psa. - roześmiał się w bezsilnej rezygnacji. - Wiem, że moje życie nie jest takie porywające jak twoje, że to co dla mnie jest w moim życiu przykre albo przyjemne, ciebie w ogóle by nie ruszyło. Ale ja taki jestem. Odrobinę zbyt zwykły, ale potrzebujący jednak choć trochę uwagi.
Odwrócił ode mnie wzrok, przesuwając spojrzeniem po wzorach dywanu. Na ścianie jego pokoju wisiał ładny, staroświecki zegar, którego jednak tykanie niemiłosiernie mnie w tej chwili denerwowało.
- Tomek.... - nie wytrzymałem w końcu, podchodząc szybko do łóżka i siadając przy nim. - Zrozum..... rozumiem, że mogę wydawać ci się..... nie wiem, może nawet obojętny..... Ale ja.... ja przecież dopiero uczę się z kimś być. Wiem, że ty też nigdy dotąd nie byłeś z nikim na stałe, ale tobie jest łatwiej.... Masz normalną rodzinę, masz siostrę, zawsze ktoś interesował się tobą i ty zawsze miałeś się kim interesować. Ja nie. Nauczyłem się budować świat wokół siebie, bo nie miałem niczego innego wokół czego mógłbym go budować. Ja przecież....Mogę to zmienić.... mogę się przyzwyczaić do.... Boże, mogę cię nawet codziennie pytać co się działo w szkole, jeśli to cię ma bawić.... w końcu....
Tomek uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
- Ale ja wcale nie chcę, żebyś się do tego zmuszał. Nie o to mi chodzi. Nie rozumiesz? Ja chciałbym.... żeby ciebie zwyczajnie interesowało chociaż trochę moje życie, żebyś się cieszył, kiedy coś mi się uda i smucił, kiedy coś idzie nie tak. Ja zawsze tyle chciałem się o tobie dowiedzieć.... A ty nie. Nigdy. Gdybyś nie pytał, bo... coś by ci nie pozwalało.... nie wiem, nieważne.... Mógłbyś nie pytać, byle cię to w ogóle obchodziło.... Tylko o to chodzi..... - szepnął. Cisza zrobiła się nieznośna, kiedy nagle przerwało ją pukanie do drzwi.
- Proszę! - rzucił Tomek. Ewa wsunęła się do pokoju, rzucając na nas szybkie spojrzenie i podeszła do komputera.
- Przepraszam, ale jak mam to dzisiaj rozwiesić w pozostałej części miasta, to muszę jeszcze trochę dodrukować.
Cisza wróciła, przerywana tylko odgłosami pracującej drukarki.
Tomek dotknął mojej dłoni, zmuszając, żebym znów na niego spojrzał.
- Ja.... już nie przyjdę do ciebie.... - wyszeptał tak cicho, że ledwo zdołałem to usłyszeć. - W każdym razie.... nie w najbliższym czasie.... - przymknął oczy, cofając stanowczo dłoń. Wstałem gwałtownie, robiąc kilka kroków po pokoju. Spojrzałem na niego, ale nie podniósł nawet powiek. Zacisnąłem zęby i w paradoksalnie niezdecydowanym uporze podszedłem do wyjątkowo zajętej Ewy, która wyraźnie siedziała jak na rozżarzonych węglach, choć pewnie nie usłyszała jego słów. Przelotnie musnąłem spojrzeniem ekran komputera i błyskawicznie do niego wróciłem. Klasycznie po psiemu "uśmiechnięta" morda sporego psa o niesprecyzowanej rasie(w każdym razie przeze mnie, bo się na nich nie znam) gapiła się na mnie radośnie. Dla absolutnej i totalnej pewności spojrzałem na to co zapamiętale wyrzucała z siebie drukarka.
- Chyba jednak musisz do mnie przyjść.... - powiedziałem z lekkim uśmiechem. - Twój pies jest u mnie w domu.













Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 17 2011 12:50:52
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

primea^^ (primea@poczta.onet.pl) 18:03 14-08-2004
yey, Sach-chan, ty wiesz, że ty moje bożyszcze jesteś więc co ja mam tu pisać?XD yeyciu, cudo^^ twoje opka zawsze są cudne^^ pri już chyba conajmniej raz w tygodniu musi coś twojego poczytać bo by padłoXD pewnego pięknego dnia też naucze się tak wspaniale pisac, słowo!^^
Una (Brak e-maila) 21:57 14-08-2004
Jestem zdeklarowana fanką Twojej twórczości.
Nie jestem krytykiem literackim więc sie rozwodzić nie bedę, bo mi to nie przystoi smiley Napisze tyle na ile starcza mi kompetencji czyli że twoje opowiadanie jest cudowne, bardzo mi się podoba i przeczytałam je juz kilkakrotnie (podobnie jak i pozostałe). Pozdrawiam i życze natchnienia(bo to juz kolejna aktualka i nie ma dalszych cześci na które czekam z niecierpliwością smiley. Całuski smiley
Akiko Tamashii (Brak e-maila) 12:15 15-08-2004
no i gdzie dalsze czesci???!! T_T Dawac wiecej!!!!!!!!!!! >_< Chce wiecej!!!!!!!!! Chce dalszy ciag!!!!!!!!!!
Mika (Brak e-maila) 16:14 15-08-2004
Jeszcze jeszcze jeszcze jeszcze jeszcze jeszcze jeszcze!!!!!!!!!!!!!!!!! Czy wspominałam ,że przydałby sie ciąg dalszy?
grzybek (Brak e-maila) 19:01 16-08-2004
Co tu dużo mówić. Gdzie kolejne rozdziały masz mów !!!!!!!!!!!!!!!!!
Tanpopo (tanpopo@o2.pl) 11:22 17-08-2004
Dlaczego jeszcze nie ma następnych części?! ja tu sobie chlipie bo nie mogę sobie poczytać tego świetnego opo nie ociągaj sięi napisz szybko pozdrawiam i więcj natchnienia
Yoan (Brak e-maila) 20:55 17-08-2004
Ciąg dalszy proszę ^ ^. Bardzo ciekawe =)
natiss (Brak e-maila) 21:30 17-08-2004
Opcio suuuuuuuuuuuuuuuuuper!!! Chcę więcej!! XD
Rahead (rahead@interia.pl) 22:06 17-08-2004
Kurcze nie chciałabym się powtarzać... Co by tu zrobić... Wcale *mruga jednym okiem* nie chcę *mrug mrug mrug* dalszej części *przerywa msuganie bo jej mięśnie przy powiece poszły*
XDDDD
Twoje najlepsze opo smiley
grzybek (grzybekmen1@op.pl) 19:45 21-08-2004
Jesteś be bo do tej pory nie ma kolejnej częsci na tej stronce. Idę powiedzieć mamie a ona Cie za to skrzyczy.
stokrotka (Brak e-maila) 12:22 23-08-2004
BOSKIE!!!!!!!!!!
Joanna (128812@wp.pl) 10:00 25-08-2004
SSSSSSSSSSUUUUUUUUUUUUUUUUPPPPPPPPPPPPEEEEEEEEEERRRRRRRRRRRRRRRRRRR!Tylko ja chcę WWWWWWWWWIIIIIIIIIĘĘĘĘĘĘCCCCCCCCCCEEEEEEEEJJJJJJJJJ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!11
grzybek (Brak e-maila) 21:44 25-08-2004
To jest piękne. Prawie mam łzy w oczach ( a to sie zdarza niezmiernie żadko). Spróbuj to za szybko skończyć to zobaczysz.
Leviathan (Brak e-maila) 23:17 25-08-2004
No nareszcie!!!!! Ale kiedy oni to zrobią? Szybko nastpne części, błagam!!!!!!!!!To jest boskie!!!
(Brak e-maila) 00:12 26-08-2004

Emi (Emi_Yume@interia.pl) 00:17 26-08-2004
Och, nareszcie!!!!!!
Sachmet, Ty wiesz, że ja Cie kocham, już to mówiłam, ale teraz kocham Cię jeszcze bardziej! Wreszcie! Tyle odcinków telenoweli, tyle moich nerwów, i wreszcie się pocałowali! Jeszcze mam łzy w oczach! Buuuuuuuuuu!!!!!!!!!
A teraz z drugiej strony: czemu, do diabła, psujesz wszystko między Łukaszem i Tomkiem? (zaznaczam, że jestem na 22 odcinku) Czy nie może być dobrze tu i tu? Ja jestem idealistka, wiem, ale byłoby fajnie...
I tak Cię kocham, jesteś genialna! I Łukasza też kocham, i Kamila, i Tomka, i Marka też, oczywiście smiley Tak trzymać!
Emi (Emi_Yume@interia.pl) 04:38 26-08-2004
Och, słodkie! Wreszcie skończyłam.
Rozkoszne. Więcej!
B-chan (krolowa.ciemnosci@op.pl) 09:49 26-08-2004
Wiesz, Sachmet, jeśli czyichś opowiadań czxekam z utęsknieniem przy każdej aktualce, to tylko twoich.
Wkurza mnie co prawda brak wyróżnionych akapitow w dialogach i przerw między scem\\nami, może to jest jakiś zabieg artystyczny, nie wiem, ale strasznie się czyta.
mira natural (mira_natural@autograf.pl) 11:31 26-08-2004
wreszcie się doczekałam kolejnych części smiley cudo cudo cudo *-*
Neko (Brak e-maila) 13:12 26-08-2004
G_E_N_I_A_L_N_E_!_!_!_!
Chciem więęęęceeeej!!!!
Total sweet & cute!!!
smiley (Brak e-maila) 10:59 27-08-2004
Brak rozdzielenia dialogów i narracji Łukasza od narracji Marka w 22 odcinku jest skandaliczna i czyta sie fatalnie. Szlag mnie trafiał średnio co drugie zdanie, niech ktoś to poprawi _^_\'
Alexa (Brak e-maila) 15:03 27-08-2004
Wspaniałe. Jesteś geniuszem.
Czekam na kolejne części^^
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 19:56 27-08-2004
Heh, wypadałoby się chyba ustosunkować do jakże licznych wypowiedzismiley Po pierwsze po raz kolejny uparcie twierdzę, że wy mnie rozpuszczacie - wasza postawa nie robi dobrze mojemu za wysokiemu mniemaniu o sobiesmiley
Ja nie mam pojęcia czemu w XXII części nie ma tu rozdzielonych epizodów i akapitów - w moim Wordzie są^^;;;
Emi jak zwykle na mnie krzyczy, zanim jeszcze ma pewność, że ma za co. Niedobra Emi, Emi be. Ale co tam, miłość ci wszystko wybaczy, nawet więcej niż partiasmiley
Uwaga, przełykam ślinę, zagradzając się przed gradem ciosów - robię przerwę w pisaniu Cwt, z przyczyn ode mnie niezależnych, a mianowicie z powodu problemu merytorycznego, którego rozwiązanie trochę zajmie^^;;;;
Natiss (natiss@tlen.pl) 21:19 27-08-2004
Boooooosssskieeeeeeeeee!!! No po prostu boskie! Wielbię to powiadanie.
Miko (Brak e-maila) 09:14 28-08-2004
wiesz co, chciałam Cię pochwalić za dialogi!! za super napisane dialogi. które wychodzą Ci tak naturalnie i brząmią tak prawdziwie, nie pamiętam, czy czytałam kiedyś jakiś fanfik albo opo z tak fajnie napisanymi dialogami.
Asou (asou@o2.pl) 17:47 29-08-2004
Ja chcę nastęną część to było super!!! Poprostu nie mogę przyjąć do wiadomości, że zrobisz sobie przerwę!!!
Pomyśl co z twoimi biednymi fanami!!!
Emi (Emi_Yume@interia.pl) 02:41 30-08-2004
Kyaa, wspomniała o mnie publicznie! Zaraz urosnę z dumy! ;P Ale czy ja krzyczałam..? Ja się tylko cieszyłam.. Uuueeeeeeee, nie kooooooochaaaa mnieeeeeeee!! ;__;
sintesis (Brak e-maila) 03:05 31-08-2004
to jest boskie, cudowne, smieszne, wzruszajace i takie realistyczne... najelepsze opowiadanie jakie maialm okazje przeczytac... poprostu sie rozplywam... gleboki poklon dla Twej cudnej osobki
Miyako (Brak e-maila) 22:47 31-08-2004
Taaa *wyszczerz białych zębów* daj może dalsze części:];] nie obrażę się:]
świetnie piszesz i wiesz co polubiłam bardzo Kamila i Marka więc *czyści podłogę , kładzie chusteczkę i składa łapki jak do modlitwy* prószę cię naj naj naj...*Miya wali komplementami* o WIĘCEJ WIĘCEJ * głos niewyżytej* i widzisz do czego doprowadziłaś teraz się nie uspokoję i będę sprawdzać aktualizację codziennie * łzy bólu lecą na klawiatur* nieeee bo brat mnie zabije !!*wyciera* no więc rozpatruj moją prośbę i to już!!*niewinny uśmiech*
pozdro
Miyako
grzybek (Brak e-maila) 19:58 02-09-2004
Przybyłem! Nowych części tego super opowiadanka nie zobaczyłem! I się ciężko wkurzyłem!
Chilali (Brak e-maila) 21:51 04-09-2004
Koffam po prostu wszystkie twoje opka, ale to najbardziej. I wiesz co? Kamilek jest przecudowny, Marek - nic, tylko schrupać, ale najbardziej polubiłam... Majata ^_^ Za co? Za charakter. Za takiego kumpla dałabym się zabić. Powiedz mi, Sachmet-sama, jak on właściwie wygląda? Bo chyba nie pisałaś...
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 10:37 06-09-2004
Majat jest... Majat jest... Majat jest..... wysoki^^.
Reszta kiedyś tam jeszcze zdąży wyjść w praniusmiley
Rahead (Brak e-maila) 09:56 07-09-2004
Taaak!! Majat!!!! *rzuca sie na niego* On jest cudny!
Musi byś wysoki i mieć ładne brązowe włoski XDDD
Ava Ingray (ava_ingray@o2.pl) 18:04 07-09-2004
Zgadzam się absolutnie z Chi i Rahead!!! Majat jest kochanyyy!!! Rahead!!! puść go, ja też kcem!!! *bije Raheadkę po glowie poduszką* ^____^
Zuzaa (Zuzaa22@interia.pl) 14:38 08-09-2004
Przybywam odwiedzić wyższe sfery.. he he he.. Jak czytam Sachmed to czuję się jak margines.. Do jej Prac mogę się przyczepić tylko w jednym miejscu, I chwała jej za to bo jakby było idealnie to bym się chyba powiesiła z rozpaczy lub zakopała w jakimś podmiejskim grajdołku.. Grr.. Tak. Lubię ją czytać. Nawet bardziej niż lubię. Nie lubię tylko tego uczucia niedosytu kiedy opowiadanie się urywa.. I przemożnej chęci oderżnięcia sobie rąk że nie potrafią tak pisać.. No cóż. Wracam na swój margines. Sachmed - dla mnie zawsze będziesz Hrabiną TCD.. ( To mówiłam ja - zwykła pomywaczka smiley )
Zuzaa (Zuzaa22@interia.pl) 14:40 08-09-2004
No włąśnie. Nawet nie potrafię porządnie napisać Twego Pseudo Artystycznego by ręce ni odmówiły mi posłuszeństwa..
Zuzaa (Zuzaa22@interia.pl) 14:42 08-09-2004
Hrabina Zimnego Pożądania..
( Jakaś S/M Domino?? smiley )
grzybek (Brak e-maila) 14:23 09-09-2004
BUUUUUUUUUUUUUUUUUU (ryczy)...chlip...chlip...(uspokoił się) Sachmel jak najszybciej wracaj do pisania.Pamiętaj zawsze z chęcią Ci pomożemy, abyś mogła pisać więcej i więcej tego wspaniałego opowiadania.
Anathae (Brak e-maila) 02:00 10-09-2004
Co mogę powiedzieć. Jak zwykle piękne. I czeam z niecierpliwością na kontynuacje.
Jeden jedyny zgrzyt w 24 cz. (na wszysstkie Twoje opowiadania 8| to się wręcz nie godzi! Wykupiłaś abonament na perfekcję?) - rączki gdześ uciekły \"że teraz Kamil miał wręcz pełne roboty.\"

PS. Jak Ty to robisz - 24 część i wciąż chce się wiedziec co będzie dalej?
mryk (Brak e-maila) 17:53 13-09-2004
jak ja lubie Majata, taki sympatyczny
Pazuzu (Brak e-maila) 23:17 30-09-2004
Genialne. czuję się zdołowana, ale to jest genialne.
manat (Brak e-maila) 18:43 04-10-2004
hmmm...opowiadanko jest spoko, tylko troszkę \"naciąganie\". Jakby autorka postarała się, mogłaby to zmieścić w dwóch-trzech cześciach i byłoby jeszcze lepsze smiley
no cóz, nie ukrywam, że czekam na dalsze dzieje chłopców.
Press (Brak e-maila) 19:23 04-11-2004
24 części i jeszcze nic fizycznego ;] się między nimi nie działo... no, ale to nam nadrabiają Łukasz z Tomkiem smiley
wspaniale piszesz i proooooszę o więcej!!!!!!
Jasmine (Brak e-maila) 15:14 10-11-2004
Super opcio, tylko tyle powiem, chociaz to juz z pewnoscia wiesz, sadzac po ilosci komentarzysmiley)

Hehe, ja bym w zyciu czegos takiego nie napisala, no ale mowi sie trudno- w koncu trzeba byc optymista, no nie?
lollop (Brak e-maila) 20:34 20-11-2004
ja chcę więcej części (liczba mnoga)!!! to jest moje najbardziej ulubione opcio (nie wiem dlaczego, ale tak jest smiley
noriko (noriko16@interia.pl) 14:26 26-11-2004
po raz kolejny udowodniłaś ze jesteś genialna!!!! boże jak ja kofffam twoje fice^^
neiya (Brak e-maila) 11:07 03-12-2004
jedno pytanko: czy to jest skończone? bo mam wielka nadzieje, że nie...
Kagome (Brak e-maila) 17:46 09-12-2004
echh jak długo można czekać na następne części to jest tak cudowne że jeszcze raz będę wsio czytała
niewidzialna (myxoamtosis1@o2.pl) 20:34 15-12-2004
Każdy kolejny dzień bez nastepnej części będzie przybliżał mnie do śmierci. MUSZĘ to przeczytać dalej. Sachmed... proooooszę. Napisz coś
alana (alana@buziaczek.pl) 21:54 23-12-2004
dopiero przy 9 cześci zorientowałam się, że Łukasz to brat Kamila _-_\' rany, jak ja wolno myślę ;P a opo suuuper, po prostu cudo^^ tylko ciężko się zyje bez dalszego ciągu, to może by sie tak pojawił, nio! smiley
Ashura (Brak e-maila) 16:41 21-01-2005
Hmmmmmm....od jak dawna nie czytalam zadnego porzadnego opka?Zdecydowanie od zbyt dlugiego czasu.Ale lepiej pozno niz wcale ,a to opko warte jest czekania.Absolutnie cudne i kofane i naj.Gratuluje talentu.
lollop (lollop@op.pl) 12:04 11-02-2005
teraz to ja się wkurzam!!!!!!! to sie nazywa katowanie czytelników! jak można tak długo nie dodawać dalszych części??? no jak się pytam??? T_T
dobra pomińmy....
to jest moje ulubione opcio, a przeczytałam wszystkie opka z tej stronki i prawie wszystkie z www.yaoi.pl!! to o czymś świadczy, ne?
nulinka (Brak e-maila) 22:15 22-02-2005
grrr...kolejna czesc, prosze *wielkie oczka* ladnie prosze... ja wiem ze Sachmet idzie w twoim podpisie pierwsze ale jest tam jeszcze Lakszmi... szczescie dla duzej czesci z nas to kolejna czesc XDDD
An-Nah (Brak e-maila) 12:29 27-03-2005
No coz, przeczytałam, będę szczera. Opowiadanie (raczje powiasc!) napisane jest bardzo dobrze, styl lekki, bez fajerwerków, ale za to latwy w odbiorze (mnie sie to chyba nigdy nie uda ==). Druzgoczaca dominacja dialogow to moze nie to, co najbardziej lubie (hmmm, czyzbym stala sie snobka?), ale za to jakie sa te dialogi! Niektore teksty to prawdziwe perelki, genialne wrecz!
Niestety, nie przypadla mi do gustu fabula. Znowu wyjdzie na to, ze jestem snobka, ale takie romansidla z zycia skoly, ze tak powiem (nie obraz sie!) \"Beverly Hills wersja yaoi\" to zupelnie nie moje klimaty. Wiem, moglam nie czytac - ale polecono mi wiec doczytalam do konca. Osobiscie uwazam, ze stac Cie na cos wiecej, ale z drugiej strony takie historie tez sa potrzebne i maja swoich fanow... Wracajac do pochwal - naleza Ci sie brawa za... Kota Malgorzaty. Jest genialny i moznaby za jego pomoca wprowadzic do historii odrobine realizmu magicznego (Aua, znowu snobizm An sie odzywa...). Co jeszcze? Ktos wpsomnial Majata. Faktycznie, naprawde swietna postach, chyba najlepsza w historii... Mam nadzieje, ze nie przyjdzie Ci do glowy znajdywanie mu chlopaka ani swatanie go z Ewa... Eh, nie powinnam udzielac Ci rad. To Twoje dzielo i ty wiesz najlepiej jak ma wygladac.
Dżejen (flu@tlen.pl) 21:35 28-03-2005
Mmm... Dobre ;D
Jest trochę błędów i niedociągnięć, ale nie psują właściwie efektu.
Pierwsze części były jakieś takie... no, takie sobie smiley
Ale potem się rozkręciło (historia z mamą Kamila i Łukasza)
Tylko Kamil i Tomek tacy jacyś... za bardzo mangowi są ^^\'
Ale ogólnie - wielkie brawa ;D
Kira (Brak e-maila) 12:42 13-04-2005
Świetne opowiadanie. Masz niesamowity talent...
Kiedy będzie dalsza część? v,v
(Brak e-maila) 08:21 26-04-2005
o jejku! SwEeT OPEK!!! Troche masakrycznie dużo tych rozterek miłosnych ale i tak cudo!!!
Neko (Brak e-maila) 11:34 21-05-2005
Boshe! Kiedy będzie wiecej częsci?! Zaglądam, zaglądam i nic! Buu!!
asjana (Brak e-maila) 23:06 03-06-2005
super swietne super switne po prostu nie moge doczekac sie kolejnej czeci pisz szybko
sintesis (Brak e-maila) 18:25 07-06-2005
czekam czekam i nic... az mi sie lezka w oku kreci gdy czytam po raz 5 twoje opo i nie ma konca... ale poczekam... twarda jestem
Rahead (Brak e-maila) 23:26 13-06-2005
Zgadzam sie z An jesli chodzi o Majata... on jest hetero i oby nim zostal v_v
Jeden z najlepszych twoich bohaterow ^^ uwielbiam jego teksty. zwalają z nóg
Kira (Brak e-maila) 22:32 17-06-2005
Uchhhh! Rządam dalsze częściii T.T...
(Brak e-maila) 12:59 25-07-2005
Chcę dalsze części! Więcej!
(Brak e-maila) 00:23 26-07-2005
Daaaalej!
nefer (neferr@o2.pl) 18:09 17-11-2005
cztałam wszystkie części od początku bardzo mi się spodobały ale niestety od dłuższego czasu czekam cierpliwie na ciąg dalszy. A ponieważ nie zaliczam się do cierpliwych osób żywię wielką nadzieję, że wkrótce podzielisz sie z ludźmi, kyórzy oczekują z niecierpliwością dalszych koleji losów Kamila, Marka, Łukasza, Tomka i innych, kolejną częścią. Chcę jeszcze dodać ze bardzo zazdroszczę ci daru obłaskawiania słowa. Według mnie stanowi on prawdziwy dar boży. Będę czekałasmiley
Hastings (sharpunia@wp.pl) 17:05 21-11-2005
witamsmileywypowiem sie bez polskich znakow bo tu straszne krzaki widze w komentarzachsmiley
Jestem absolutnie zauroczona tym opowiadaniemsmileyStalo sie wrecz moja obsesjasmiley,smileysmiley a do takiego stanu doprowadzila mnie do tej pory tylko tworczosc Telanu. Teraz czytam pozostalesmileysmileysmileyWlasnie skonczylam "Takie sa zasady" i rowniez jestem pod wielkim wrazeniem!I czekam niecierpliwie na dalsze czesci bo chyba dobrze zrozumialam ze bedzie ciag dalszy?Do tego stopnia polubilam bohaterow (tych "pobocznych rowniez)ze az sie boje co bedzie dalej smileysmileysmiley
(wolf-girl@wp.pl) 21:09 19-12-2005
jednym słowem zajebistesmileyjedno z nejlepszych opowiadan jakie tu czytałam
Nenya (Brak e-maila) 11:41 11-02-2006
Dawno nikt nie doprowadził mnie do takiego stanu... Wracam do tego opowiadania chyba trzeci albo czwarty raz i cały czas czytam je z takim samym zainteresowaniemsmiley. Gratulejszynsmiley. Oj, Autorko... Wspaniale Autorka piszesmiley!
Quelle (Brak e-maila) 00:52 04-03-2006
*______*
niemy zachwyt, więcej nie powiem.
ile ja bym dała, żeby tak pisać *-* aż łzy miałam w oczach czasami, choć i uśmiech się przewinął... cudo *__________*
Zjawa (Brak e-maila) 18:56 07-03-2006
Najpiękniejsze opowiadanie świata!!!!!!!!! Jakby tylko były dalsze części byłoby bosko!
Ashura (Brak e-maila) 14:45 12-04-2006
Jakos nie wierzylam, ze jeszcze beda dalsze czesci. Najmocniej przepraszam za moj brak wiary w autora. Dzieki nieskonczone za ta czesc i kolejne, ktore nadejda.
Alistair (malinka_owoce@wp.pl) 23:19 22-04-2006
Cieszę się, że nie zarzucono pisania tego opowiadania. Jest wpaniałe, choć bliżej mi do wątku ze szkoły niż z Torunia^_^
Zachęcam skromnie od pisania i bardzo proszę o dalsze częci tego jakże fascynującego opowiadania^_^
Natcian (Brak e-maila) 17:59 05-07-2006
Nyuuuuuuuuuuu.......... Będzie nowa część przy najbliższej aktualce, prawda?? PRAWDA??
Musca (Brak e-maila) 22:32 25-07-2006
Tak sobie czytam to po raz drugi i trzeci i nagle mnie olĹr50;niĹr18;o - Ewa i Majat!!! O_O Przeciez oni oboje szukajÄr30; pary! Aaa... to jest to...! Kto mysli tak jak ja, Ĺr18;apki w gĂłrÄt82;!^^
...eee... *czyta komentarze poniĹĽej* cholerraaa... An-nah tez wpadĹr18;a na pomysĹr18; ĹĽe Majat i Ewa bÄt82;dÄr30; razem... nie jestem pierwsza T_T
Pozdrawiam, Mucha ^^
luc1000 (Brak e-maila) 19:45 10-08-2006
opko rewelka nie wiem jak wytrzymam do końca 37?? rozdziału i kiedy wszystkie one się pojawią.jedneg jak do tej pory nie mogę zrozumieć(przeczytałam opko tylko 1 raz)cz kot Małgorzaty mówi czy ja mam tylko zwidy?Nie moę się doczekać c.d.!!!
(Brak e-maila) 01:27 05-09-2006
Ubustiam to opcio
sintesis (Brak e-maila) 23:25 23-10-2006
ja tu paznokcie obgryzlam z tesknoty za kolejnymi czesciami... wchodze codziennie z nadzieja, ze uszczesliwisz mnie chociaz jedna mala stronka a tu nic ... szkoda szkoda ale jutro tez sprawdze!
kei (Brak e-maila) 13:15 04-12-2006
podoba mi sie to opowiadanie, nie cierpliwie czekam na ciag dalszy smiley
livien (Brak e-maila) 14:04 09-12-2006
Bardzo ciekawe opowiadanie, czekam na dalsze rozdziały smiley
Pozdrawiam smiley
Nie ważne (Brak e-maila) 09:07 10-12-2006
Już raczej dalszych nie będzie...
Eva (Brak e-maila) 22:30 02-01-2007
Dlaczego ma nie byc dalszych cześci?
Lisiak (Brak e-maila) 23:03 03-01-2007
po tym biuście w 25roz. to mi sie zrobiło tak smutno z tym moim A/B i tak sobie myślę, że boob-job to sobie na pewno zrobię na 21urodzinki...chlip, i na co komu duży biust, hm? Niewygodnie tylko gdy sie biegnie, czy coś..argh
mika (Brak e-maila) 17:07 10-01-2007
hmmm.... tak się zastanawiam... czy ktoś się może orientuje co ile to jest aktualizowane^^ świetne i już nie mogę się doczekać następnych części!!
Andrea (lubiezelkii@wp.pl) 15:44 02-02-2007
Jesteś genialna, Sachmet. Naprawdę nie wiem, w jaki sposób udaje Ci się tworzyć wspaniałe i oryginalne światy, i w dodatku realistyczne. Niesamowite. Dla mnie świat składa się z trzech Bogiń - jedną z nich jest oczywiście Autorka Luxów smiley, Telanu, za tea (seria herbaciana,"hp" na yaoi.pl)oraz Maya, za Underwater Light(tłumaczenie - http://mirriel.ota.pl/forum/viewtopic.php?t=1748&postdays=0&postorder=asc&start=0&sid=ec6e045da60c783e91510eceb9103551 )
Kłaniam się. Jesteście moimi idolkami, całe życie będę dążyć do osiągnięcia Waszej doskonałości !
i proszę, dokończ Tenebrisa
Omega1 (barbara.omega99@wp.pl) 14:17 13-03-2007
Podoba mi się ta podwójna narracja (narracja jest jednym z najciekawszych dla mnie elementów w tekstach). A Ty bardzo dobrze nad nią panujesz.
Neko (Brak e-maila) 12:18 31-03-2007
Kiedy będą następne rozdziały??????
dea oriantin (eldusador@hotmail.com) 00:40 02-04-2007
(z okazji krzakow olewam polska czcionke. niech zyje internet!)

z lekkim niezrozumieniem przyjelam fakt, ze po wklepaniu numerka "26" w odpowiednim miejscu na pasku adresu pojawil sie napis "nie ma takiej strony"... a komentarze sugeruja, ze czesci dalszych nie bedzie, choc wytlumaczenia nie ma. aj, stresuje mnie to... a co z tym problemem merytorycznym? aj, aj...

na poczatku to to jest bardzo naiwne, i taki ma jezyk jakby nie do konca wyksztalcony... w trakcie się poprawia. ostatnie rozdziały obfituja w perelki. smiley (ale nie wiem, skad ta zmiana, boc chyba pisalas to wszystko wlasciwie w tym samym czasie, wnioskujac z komentarzy.) na poczatku pomysl z odjechana w kosmos prywatna szkoła stoliczna troche mnie zrazil (sama nigdy nie chodzilam do szkoly panstwowej, a z taka atmosfera nie spotkalam sie nigdzie - to jest diabolizowanie biednych szkol prywatnych xD), ale potem sie przyzwyczailam. niezbyt to co prawda pasuje do realiow polskich, na ile je znam ( ... ), ale pasuje do realiow opowiadania.
ciekawa jest tez ta podstawowa konstrukcja... rozplatywanie sekretow rozkawalkowanej rodziny w scenerii yaoi. bo to przeciez o to chodzi, zrozumiec, o co tam poszlo... a przynajmniej ja mam takie silne wrazenie. znamy juz historie obu braci (wiemy, ze sa bracmi!), troche o matce... zostal tylko ojciec do rozgryzienia. chcialabym sie czegos o nim dowiedziec.
co do ulubionych postaci (jakie to teraz trywialne, po tym moim -ha-ha- wybuchu intelektualizmu xDDD khe, pozuje na snoba

a zeby zakonczyc komentarz klamra - bede teraz obgryzac paznokcie w oczekiwaniu na dalsze czesci, wiec napisz cos nowego, albo napisz na podany adres z informacja "opowiadanie umarlo, niech spoczywa w pokoju". obiecuje, ze nie bede krzyczec. ^_^

pozdrawiam, weny i czasu zycze (w bardzo duzych ilosciach. posypanych checia smiley).

PS: przepraszam za gadatliwosc. xDDD (przekleilam komentarz do notatnika i sie przerazilam. xDDD)
sintesis (Brak e-maila) 03:08 14-04-2007
jak to dalszych czesci nie bedzie??? przeciez to jest znecanie sie nad czytelnikiem... przeciez ja spac nie moge i tylko mysle jak to sie moze skonczyc.. czy wladca mrozu w koncu stopnieje i ten humor... te genialne dialogi przy ktorych pekam ze smiechu i uwielbienia...i tego juz nie bedzie??? no sie chyba pochlipam zaraz z rozpaczy
Wadera88 (Wadera88@tlen.pl) 01:10 01-05-2007
Zapewne dużo ludzi Ci słodzi, że piszesz fenomenalnie i niemiłosiernie popędza do pisania jeszcze większych nakładów Twych jakże wspaniałych "wypocin". Ja nie będę innasmiley Najpierw czytałam "Takie są zasady" i przyznam cicho (jesteś autorką wiec mogę), że wydrukowany egzemplarz leży w specjalnej teczce zajmując chwalebne miejsce w mym sercu.. Krótko mówiąc opowiadanko to stało się moja ukochana lekturką... A teraz gdy przeczytałam "Czemu właśnie ty?" po prostu nie mogę pogodzić się z niezbitym faktem, że części dalszych jeszcze nie ma!smiley Wiem, że to może być nużące takie ciągłe prośby, ale ja potrzebuję tego opowiadania! Nie wiem czy to stanowi dostateczny argument, ale jakbym była jeszcze mało wiarygodna to dodam, że bohaterowie śnią mi się po nocach!(heh...to lekka przesada...raptem raz czy dwa...smiley)Moi rodzice się nawet dziwią co w tym takiego zajmującego bo siedzę całymi dniami z nosem przy monitorzesmiley To tyle jeśli chodzi o list motywacyjnysmiley Myśl przewodnia to: chcę więcej!!! Acha...i wybacz moją, że tak powiem, obszerną wypowiedĽ a raczej błaganie[;-)]ale, no cóż..hmm... ja chyba tak mam od urodzeniasmiley I nie śmiej się ze mnie tylko weĽ się do roboty!!;p pozdrawiam gorąco pasmiley
Mey (Brak e-maila) 13:36 20-05-2007
ja tu czekam i czekam i czekam na dalszą część.... wszyscy tak ładnie proszą smiley
marisa (marisa666@wp.pl) 20:21 23-06-2007
Skoro ma być 37 rozdzałów to bardzo się cieszę, ale kiedy bedzie następny? Ja tu usycham niewiedząc co dalej...zlituj się i daj następną część.
marisa (marisa666@wp.pl) 20:22 23-06-2007
Skoro ma być 37 rozdzałów to bardzo się cieszę, ale kiedy bedzie następny? Ja tu usycham niewiedząc co dalej...zlituj się i daj następną część.
invidi (invidi@o2.pl) 15:56 27-06-2007
Oj. Koleżanka poleciła mi to opowiadanie i... Zaraz kogoś zabiję. Ma być 37 rozdialów, a na razie jest tylko 25 TT A ja chcę jeszcze. Bardzo chcę. I ślicznie proszę o następny rozdział. I tu się pytanie pojawia- skoro wiesz już dokładnie, ile ich będzie, to masz może napisane? Proszę, powiedz, że tak. I wiedz, że masz ogromnego plusa. Widziałam w całości dość sporo brakujących przecinków, czy, o wiele rzadziej, błędów, ale treść jest tak dobra, że o tym zapomniałam XD Tylko pytanie- dlaczego dajesz tak wiele kropek? Czy to nie miały być trzy? W każdym bądź razie z niecierpliwością (wielką) czekam na kolejną część.
marisa (marisa666@wp.pl) 15:31 07-07-2007
Z potwornym bolem serca musze pogodzic sie z faktem ze nastepnych czesci raczej nie bedzie. Choc wciaz mam nikla nadzieje to po 4 miesiacach czekania...
marta (Brak e-maila) 09:51 26-07-2007
To opowiadanie jest po prostu genialne. Nie przypominam sobie, abym czytała lepsze. Jest inteligentne, romantyczne i tak fantastycznie opowiada o życiu, o chwilach dobrych i tych złych. Nie mogę się już doczekać kolejnych rozdziałów. Życzę więcej niesamowitych pomysłów. Serdecznie pozdrawiam
Mosa (Brak e-maila) 22:27 26-07-2007
To jest jedno z takich naprawde wartościowych opowiadań które bardzo mi się podobaja szczególnie ze wzgledów które wymieniła moja poprzedniczka. Z niecierpliwością czekam na następne części. Pozdrowienia i weny twórczej życze.
Anathae (anathae@o2.pl) 14:27 01-08-2007
Tak tylko cichutko przypominam, ze tu jeszcze ktos teskni za Chlopcami i za Majatem
marisa (Brak e-maila) 01:55 09-08-2007
Ja chcę przypomnieć że tu się niektórzy głośno dopominają o dalsze części!! Obiecane było 37smiley
Lotta (Brak e-maila) 03:06 25-08-2007
Ameryki nie odkryję pisząc - genialne.
Tylko dlaczego nie ma kontynuacji?!
Diana (Brak e-maila) 02:46 27-08-2007
Nie no... Ile jeszcze mam(y) czekać na następne rozdziały???
Ja chyba oszaleję z tęsknoty!!!
... (Brak e-maila) 04:48 29-08-2007
Albo olała, albo w ogóle nie ma na nic czasu... Jestem za pierwszym
endi (Brak e-maila) 18:13 03-09-2007
Oj Sachmet, Sachmet. Nieładnie...Nie wystarczyly Ci trzy lata?
Molestujesz nasz psychicznie! Co my, Avae ?!
invidi (invidi@o2.pl) 21:22 24-09-2007
'robię przerwę w pisaniu Cwt, z przyczyn ode mnie niezależnych, a mianowicie z powodu problemu merytorycznego, którego rozwiązanie trochę zajmie^^;;;;'

Rozumiem, ale czy tyle czasu nie wystarczy? TT Jesteś sadystką- zakochałam się na zabój w tym opowiadaniu, a części następnej, jak nie było, tak nie ma...
behemot (Brak e-maila) 18:33 08-10-2007
taa... napisałam komentarz i zjadło mi go. Super. Więc, jeszcze raz, w skrócie" tekst bardzo mi się podoba, mimo błędów, gdzieniegdzie kulejącej strony technicznej, pewnej naiwności i kobiecych, i romantycznych facetów. Chciałbym wierzyć, że opowiadanie zostanie ukończone^^ I byłabym bardzo wdzięcna, gdyby ktoś powiedział cos na temat kontynuacji, albo i nie, opowiadania, bo właściwie nie wiadomo, co będzie ciąg dalszy, czy autorka to rzuciła, czy autorka w ogóle zyje i ma się dobrze. Pozdrawiam, gratuluję, ściskam, przesyłam pozytywną energie, wena życzę i co tam chcesz, ale pisz, kobieto, pisz!


Magda (Brak e-maila) 00:44 23-12-2007
I po opowiadaniu. Ona już raczej o tym zapomniała i żyje sobie gdzieś nieświadoma, że wiele osób czeka na kontynuację, której nie będzie.
asjana (Brak e-maila) 02:38 02-06-2008
dokładnie chyba już nie pamięta ze coś takiego pisała ale może kiedyś sobie o tym przypomni
Yoru (Brak e-maila) 15:51 20-10-2008
Jeezuu *________* toż to boskie jest! xD Nei no, serio, najlepsze opowiadanie jakie czytałam... więęceej! xD
m (Brak e-maila) 21:07 08-04-2009
Witam serdecznie!

Chyba ze cztery (!) lata nie zaglądałam na tę stronę, ale dziś, właśnie przed chwilą, przypomniało mi się, ze było tam takie opowiadanie, które straszliwie mi się podobało... Odnalazłam "Czemu właśnie ty" i zamarłam... Miało być 37 rozdziałów, a jest 25, które przeczytałam wieki temu... Co prawda w fandomie yaoi itp. już od dawna nie siedzę, bo mi się to znudziło, zbrzydlo, wyrosłam i co tam jeszcze, ale te Twoje opowiadanie jest jedynym, które STRASZNIE chciałabym przeczytać do końca...! Napradę. Jestem ciekawa, czy definitywnie je porzuciłaś (na to wygląda...), czy moze je dokończyłaś, ale nie publikowałaś tutaj, tylko gdzie indziej? A może wcale? Jeśli tak, to... można Cię uprosić o mozliwość przeczytnia??? Cholerka, napadło mnie dzisiaj i odczuwam niemal rozpacz, że nie zostało dokończone...

Pozdrawiam gorąco
z wyrazami szacunku
Mała (Brak e-maila) 13:06 28-04-2009
Czy ona zyje? Bo ja już zwątpiła, że kiedykolwiek zobacze koniec tego opowiadania smiley
Belwer (Brak e-maila) 22:17 25-07-2009
shit smiley mialo byc 37 ! Ma ktos dostep do reszty ?
inari (smoczek_91@interia.pl) 22:31 09-09-2009
Sachmet-sama!! Proszę, proszę, proszę, proszę, daj następne rozdziały!! Usycham z tęsknoty!! Mój Kamilek... smiley
sintesis (Brak e-maila) 13:30 25-11-2009
porzuciła nas... moi kochani zna ktos moze adres to wpadniemy zeby jej o nas przypomniec i przymusimy do pisaniasmiley
Kasia (Kasiula14141@interia.pl) 00:56 08-12-2009
Ahhh... jak to rozkosznie jest poznawać i zagłębiać się w tak uroczą powieść o Kamilu i Marku.. ^ ^ Nie potrafię już nawet określić precyzyjnie (jak to przystało na mat-fiz)ile razy przerywałam czytanie aby dać upust moim emocjom smiley Mam nadzieję, że nie tylko ja jestem na tyle emocjonalną osobą, by piszczeć i zakrywać twarz rękoma co 15 minut przy każdym z gorętszych momentów smiley Pięknie, pięknie ! Życzę Ci z całego serduszka, abyś dalej pisała coraz to lepsze powieści, a gwarantuje Ci ze będę Twoją dozgonną fanką ^ ^ Pozdrawiam.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum