ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Cennik życia 4 |
Słowniczek
Firewall - system biernych, pasywnych zabezpieczeń przed hakerami w odróżnieniu od LODu nie atakują napastników, tylko ich odpychają i blokują. Prawie zawsze nieruchome albo o bardzo niewielkich możliwościach zmiany pozycji.
Gniazdo - slang, dziewczyna.
Korpo - skrót od korporacja.
Mięsna - slang, bez wszczepów czy ingerencji chirurgów; częściej stosowana nazwa to dziewica.
NetPol - policja internetowa, najczęściej trudnią się polowaniami na hakerów, strony z zakazaną treścią i zabójcze wirusy oraz wszelkie niezgodne z prawem programy i przejawy aktywności.
Wampir - Lód antypersonalny, przeznaczony do zabijania intruzów wypala osobowość, zmieniając w roślinkę, mówiąc oględnie. Może przybrać dowolną postać.
Ocean
Poza kosmosem jedyna przestrzeń nie do końca przebadana przez człowieka. Pusta, bezkresna, zadziwiająco czysta i uspokajająca. Błękitna tafla z daleka stapiająca się w jedność z bladym lazurem nieba. Niezakłócona do linii widnokręgu. Dzisiaj dodatkowo płaska niczym stół; żadna, nawet najmniejsza bryza nie marszczyła jej gładkiej powierzchni. Pogoda była piękna. Niebo, co prawda przesłaniały liczne chmury, ale ich malownicze, widowiskowe kształty aż nadto rekompensowały brak słońca. Z resztą i bez niego było dostatecznie ciepło, by móc się kąpać.
Niewielki, ekskluzywny jacht stał zupełnie nieruchomo. Jego lśniący, opływowy kształt odbijał się w lustrze wody. Grupa pięciu dziewczyn, ubranych w bardzo skąpe kostiumy kąpielowe, wylegiwała się na pokładzie. Były bardzo ładne, wysokie, smukłe, o opalonych, gibkich ciałach. Dokoła nich walały się szerokie ręczniki, leżaki, kieliszki i szklaneczki po drinkach. Co i rusz któraś z nich wstawała, podchodziła do wysuwanej z pokładu lodówki i nalewała jeszcze jedną kolejkę. Zaraz potem wracała do koleżanek. Sądząc po ich rozradowanych minach, ciągłym chichocie oraz salwach śmiechu, rozmawiały o mężczyznach.
Przynajmniej taką nadzieję miało dwóch przedstawicieli tego gatunku, siedzących prawie pięć tysięcy kilometrów od nich.
-, Ale wakacje - mruknął jeden z nich, pociągając dietetyczną colę z puszki.
- Jak ma się kasę, ma się gniazda. I tak żadna z nich nie jest mięsna.
- Mięsna, nie mięsna, ale za tę bruneteczkę to bym się obraził.
- Którą? - zainteresował się jego kolega.
- Tą w zielonym bikini, no tą, która właśnie zdjęła stanik.
- Woow! Zawieszenie.
- No, na Atlantyku to nie utonie. Daj zbliżenie - trącił go łokciem w bok.
- Już, już.
Nie trzeba było mu powtarzać. Wprawna ręka skierowała niewielkiego, wirtualnego szperacza na możliwie najlepsza pozycję do podglądania. Trochę, co prawda potrwało, zanim sygnał sterujący dotarł do prawdziwego robota i ten zmienił swoje położenie, ale za to polecenie zbliżenia i wyostrzenia zostało wykonane z zaledwie ułamkowym opóźnieniem. Jeden z ośmiu monitorów zajął niesamowicie dokładny obraz nagiego, opalonego biustu. Obydwaj operatorzy zawyli.
- Jak dobrze, że to nagrywamy. Chłopaki padną.
- Kurdeee- temu to dobrze. Jak jego stara to przeżywa? Moja za cholerę nie puściłaby mnie na taki rejs.
- A jak myślisz, Tom, on jej powiedział?
- A sukinsyn jest takim przykładnym mężem. Pierdolony dwulicowiec.
- Zazdrość przez ciebie przemawia, stary - zachichotał znad puszki.
Nagle zakrztusił się, i to tak, że znaczna partia napoju wylądowała na monitorze. Jego partner wybuchnął śmiechem. On, klnąc, na czym świat stoi, zerwał się i zaczął wycierać oblany sprzęt rękawem munduru.
-, Ale, kurwa, śmieszne.
- No- wyksztusił Tom, pokładając się na konsoli.- a..hihihi, co cię tak zbulwersowało?
- Patrz, psiamać, na piątkę!
Zerknął na obraz ze wskazanej kamery. I mina mu się wydłużyła.
- O kurwa! -podrapał się po brodzie - Ale numer.
Jęknął, jak urzeczony wpatrując się w ekran, na którym dwie z opalających się dziewczyn wyjątkowo namiętnie się całowały.
- Bomba! Nagrywasz to?
- Jasne- mruknął, starłszy resztkę coli. - No, ale przynajmniej wiemy, czemu żonka go puściła.
- A może dojdzie na trzeciego? - zaproponował z nieskrywaną nadzieją.
- W cuda wierzysz - westchnął operator.
Układ był taki: z każdej misji nagrywano dwie kopie filmu; jedną oficjalną, którą otrzymywali wraz z opisem i wszystkimi danymi przełożeni, a która służyła potem do analizy i przetworzenia oraz drugą, którą, za drobną opłatą, rozprowadzano wśród chłopaków z oddziału. Przy czym im pikantniejsze ujęcia zawierała, tym więcej było chętnych, no i cena była odpowiednio wyższa. Lesbijska orgietka na jachcie była warta z trzydzieści kredytów od kopii, a gdyby dołączył do niej facet, cena skoczyłaby, do, co najmniej, czterdziestu pięciu.
- Nie licz na to, duchy sieci nie są aż tak łaskawe.
- No, ale czasem mogłyby być.
- Ty, ciesz się, tym, co mamy. Mogłoby to znów być zebranie "kółka adoracji sieci".
- Nie przypominaj mi -skrzywił się niemiłosiernie.
"Koło adoracji sieci" było trzynastoma ubranymi w szare piżamy podstarzałymi facetami, którzy, wczepieni w sieć, siedzieli na nadmuchiwanych, przejrzystych poduszkach. Co sto minut obchodziła ich dziewczyna-cyborg w białym, zapinanym pod szyję fartuchu z lateksu, zmieniała im cewniki, sprawdzała stan zdrowia na przenośnym skanerze i poprawiała kroplówki. I tak przez siedemdziesiąt pięć godzin. Już po połowie myśleli, że porzygają się z nudów.
- Ty, zobacz, zaraz się do niej dobierze.
Obaj nachylili się nad monitorami. Rzeczywiście, pieszczoty między oboma paniami były coraz bardziej namiętne. Pozostałe trzy dziewczyny chichotały. Jedna wstała, nalała sobie, co najmniej piątego drinka. Nawet z tej odległości widzieli rumieńce na jej twarzy. Musiała być już mocno wstawiona.
Nagle z nadbudówki wyszedł mężczyzna. W odróżnieniu od roznegliżowanych dziewczyn miał na sobie krótkie, kremowe spodenki i rozpiętą na piersiach, również kremową koszulę. Coś mówił do osoby wewnątrz łodzi. Po chwili w drzwiach pojawiła się szósta kobieta. Niezbyt wysoka, o krótko ściętych, prawie wiśniowych włosach. Ubrana była w prawie skromny, jednoczęściowy kostium kąpielowy i przewiązaną na biodrach szeroką chustę.
- Sprawdź ją, Frank.
- Idzie.
Niechętnie oderwał się od obserwowania całującej się pary. Marną pociechą było to, że jak tylko na pokładzie pojawiły się dodatkowe osoby, dziewczyny przerwały czułości.
Problem z szpiegostwem, na odległość był jeden. Bardzo łatwo było zakłócić działanie kamer, mikrofonów pulsacyjnych i laserowych i ogólnie wszelakiego sprzętu. Odpowiednio ustawione emitery przeszkadzały w pracy pluskwom, nadajnikom, a nawet zamontowanym na satelitach aparatom i kamerom cyfrowym. Pola energetyczne nie pozwalały się zbliżyć do wybranego obszaru robotom szpiegowskim, a niekiedy wyłapywały nawet zdalnie sterowane szybowce. Słowem, wystarczyło mieć dostatecznie dużo kasy, by być niemal całkowicie zabezpieczonym przed szpiegowaniem. W Moripolis było kilkanaście takich punktów, do których, mimo najlepszych chęci, nie można było dotrzeć "elektronicznym okiem". Jednym z tych miejsc były korporacyjne doki na południowo-zachodnim wybrzeżu miasta. Tam też cumował smukły, w pełni scybernetyzowany jacht, tam też weszli na pokład jego pasażerowie.
Dlatego dopiero teraz pracujący dla korporacji szpiedzy, czy może raczej operatorzy zdalnie sterowanych, przypominających ważki robotów, mogli sprawdzić, kto brał udział w tym spotkaniu.
- Mam ją. Zastrzelę cię.
- To strzelaj - zaproponował ochoczo Tom, nie spuszczając wzroku z żadnego z dwóch monitorów. Było to o tyle możliwe, że obraz z obydwóch nakładał się bezpośrednio na siatkówkę jego oczu. Tak, więc jednocześnie mógł obserwować zarówno ciemnowłosą kobietę, jak i pozbawioną stanika brunetkę, która drzemała w pobliżu dziobu.
- Ann DoubleW, naprawdę Anna Wojciul-Willems, córka polskiej krytyk sztuki i angielskiego lekarza, urodzona w 2010, od 2039 właścicielka galerii sztuki w DC, obecnie ma filie w Nowym Yorku, Manchesterze, Moripolis, Gdańsku, a to ostatnie gdzie jest?
-, Na jakimś zadupiu. Nieważne, co jeszcze?
- Niewiele, specjalizuje się w sztuce dawnej, szczególnie meblach, ale i użytkowej, ciekawe, czym to się różni? Żadnych kontaktów z korpo, poza oczywiście handlowymi, wszystkie dane jasne, interesy czyste jak szkło, tylko raz zatrzymana za przemyt XIX wiecznej szyfoniery, a co to kurwa jest? Ale uniewinniona. He, he, he… spodoba ci się. Wojująca feministka i zadeklarowana lesbijka.
- To chociaż wiemy, skąd te panienki. Tylko, co on robi w takim towarzystwie?
-, Bo ja wiem, kupuje meble?
- Na środku oceanu?!?- jęknął.
- A widzisz inne wyjście?
- Ty, znowu ktoś wychodzi.
Kamera momentalnie wyostrzyła obraz. Z kabiny dla pasażerów wyszła kolejna dziewczyna. Była młoda, tak na oko nie przekroczyła dwudziestki. Z ust obu mężczyzn nieomal jednocześnie wydobył się ni to gwizd, ni to jęk. Nowoprzybyła miała mniej więcej 170 centymetrów wzrostu i dość silnie umięśnione, smukłe ciało. Była bardzo blada i bezbłędnie zbudowana. Jedynym mankamentem urody, jaki zauważyli, była paskudna, potężna blizna pokrywająca lewy obojczyk. Poza tym nic, nawet pieprzyka na pośladku. Mogli to stwierdzić ze stuprocentową pewnością, jako że była zupełnie naga. Nie miała nawet butów!
Nieskrępowana rozejrzała się po pokładzie.
- Chyba jednak sporo zarobimy. Sprawdź, kim jest.
- Jasne!
Dłonie Franka, jakby niezależnie od nieruchomej reszty ciała, wprowadziły twarz dziewczyny oraz zdjęcie jej sylwetki do programu. Ten automatycznie porównywał je z kartotekami Moripolikańskiego Rejestru Mieszkańców, Biura kontroli ludności w Moripolis, Naczelnej komendy policji w Kanadzie i Mieście Śmierci, Centralnym Spisie Cyborgów, Centralnym Spisie Androidów (zwanym często Teatrem Marionetek), Ogólnoświatowym Rejestrze Człowieka, bazach danych większości sił wojskowych świata, nadto: Interpolu, FBI, Azjatyckiej ASIN, Radzieckiego Biura ewidencji i baz wywiadu oraz policji i Bóg raczy wiedzieć gdzie jeszcze. W ciągu niespełna minuty miliardy oddzielnych kartotek zostały sprawdzone. A na siatkówce oka operatora pojawiał się wynik.
- Nie ma jej.
- Jak to "nie ma"?
- No normalnie. Dziewica, więcej nawet, po prostu nie istnieje.
- To niemożliwe. Sprawdź!
- Sprawdziłem. Zero! Nul! Nada! Niczewo! Ona nie istnieje…
- Ale musi..
Zamilkli, przyglądając się dziewczynie. Ta obrzuciła z lekka znudzonym wzrokiem ocean i niebo, przez ułamek sekundy mieli nawet wrażenie, że wpatruje się w oko kamery, ale to było tylko wrażenie. W końcu robot znajdował się dobre pięćset metrów od jachtu i to do strony słońca. Przez ten krótki czas zdążyli zauważyć, że jest zdecydowanie brzydsza od otaczających ją panienek. Miała mniejszy biust, potężniejsze stopy i dłonie, niemal przeciętną, choć przyjemną dla oka twarz.
W tym samym czasie Anna rozmawiała z jednym mężczyzną na pokładzie. O coś chyba się kłócili. Niestety, nie można było powiedzieć, o co, bo na ważce nie zainstalowano mikrofonów dalekiego zasięgu. Były zbyt łatwe do wykrycia, a więc też do zagłuszenia…
Dziewczyna podeszła do nich. Coś powiedziała. Prezes zwrócił się do niej, zadał krótkie pytanie. Pokręciła przecząco głową, coś szybko tłumacząc. Właścicielka galerii rozejrzała się w koło nerwowo. Powiedziała coś do mężczyzny. Ten wyraźnie się wzdrygnął, odruchowo napiął mięśnie i zacisnął dłonie w pięści. Aż z takiej odległości można było wyczuć napięcie jakie nagle zapanowało na smukłym pokładzie. A jednocześnie przy drugiej burcie panienki nadal chichotały. Dwie z nich powróciły do całowania się. Ale obaj operatorzy całą uwagę poświęcali stojącej na rufie trójce.
Nagle mężczyzna uderzył nagą dziewczynę w twarz. Z pięści. Bardzo silnie, aż straciła równowagę. Upadła na chromowaną poręcz prowadzącej na pomost do nurkowania drabinki. Anna chwyciła prezesa za rękę, coś chciała wytłumaczyć, ale odepchnął ją z furią. Wyciągnął z kieszeni niewielki pistolet i strzelił. Dziewczyną rzuciło w bok. Zachwiała się i bezwładnie zwaliła do wody. Znajdujące się na pokładzie kobiety pozrywały się z miejsc. Najwyraźniej zaczęły wrzeszczeć. Blada jak płótno historyk sztuki podeszła do nich, zaczęła, coś tłumaczyć. W końcu pocałowała jedną z nich, ową brunetkę z wielkim biustem.
W tym samym czasie mężczyzna wytarł broń w spodnie i wrzucił jš do wody. Tu ocean miał dobre dwie mile głębokości.
Tom i Frank milczeli. Ten pierwszy odruchowo zmienił kont ustawienia ważki. Wyostrzył wszystkie kamery, obserwując miejsce, w którym spadła ofiara. Ale minęła minuta, dwie, trzy, pięć, a ona się nie pojawiła. Na pokładzie natomiast wszystko jakby wróciło do normy. Nic nie wskazywało na to, że przed chwilą dokonano tam morderstwa z zimną krwią.
Morderstwa, które nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego, bowiem świadkowie nie dość, że nie wiedzieli, o co poszło, to jeszcze pracowali dla korporacji, której jednym z prezesów był zabójca.
Pewne było tylko jedno, żaden z ich kolegów nie zobaczy pełnego zapisu. Nigdy.
W wirtualnej przestrzeni sieci wszystko jest możliwe. Każda informacja, jeżeli wie jak się jej szukać, znajduje się na wyciagnięcie ręki; można uzyskać dostęp do nawet najtajniejszych planów, zobaczyć najodleglejsze miejsca planety. Więcej nawet, wystarczy wprowadzić krótką komendę, a już się tam będzie. Co prawda bez zapachów, bez smaku, ale dotyk, o wzroku i dźwięku nie mówiąc, były dostatecznie dobrze stymulowane przez elektroniczne bodźce, by można było uwierzyć, że jest się w realnej przestrzeni.
A co najważniejsze, tylko w sieci użytkownik mógł bez najmniejszych problemów przeistaczać się, w kogoś innego. W wojownika, księżniczkę, półczłowieka-półrekina, świetlistą postać bez rysów czy też giganta wykonanego z czerwonej lawy. Tak, tylko w wirtualnej rzeczywistości można było być, kim się chce i jak długo się chce. Net zapewniał, chociaż pozór zupełnej wolności. Pozór, bo każdy gest, każdy adres, na który się zaglądało, każda osoba, z którą się spotykało, była dokładnie zapisywana w specjalnych, gigantycznych bazach danych. Wbrew pozorom to właśnie tam, w oazie swobody i braku ograniczeń, najdoskonalej sprawdzało się Orwellowskie "Wielki Brat patrzy". NetPol, SI, korporacje, programy, nawet prywatne osoby cały czas monitorowały użytkowników. Zapisywały, sprawdzały, ustalały regularności, wyłapywały odstępstwa od nieuchronnej rutyny. Niektórzy robili to ze względów bezpieczeństwa, inni dla zabawy, a wszyscy po to, by dowiedzieć się więcej.
Ale dla postaci zbliżającej się do mlecznobiałej ściany bazy danych CAMPLEXU fakt ten zdawał się nie mieć znaczenia. Po prostu w pewnym momencie wyrwała się ze srebrzystego sznura użytkowników i dołączyła do długiej kolejki petentów wpływającej do holu głównego wirtualnej siedziby korporacji. W ciągu sekundy przeszła przez nieistniejące drzwi i znalazła się w cudownie rzeczywistej kopii recepcji wielkiego hotelu. Setki lamp, każda wykonana w najdrobniejszych szczegółach, odbijały się w gładkich posadzkach. Refleksy świetlne tańczyły na kolumnach, miedzianych rurach, wypolerowanych do przesady kontuarach. Doskonałość emulacji przerażała i zachwycała jednocześnie swoim ogromem i perfekcją. Przy każdym z gości momentalnie pojawiał się przewodnik pod postacią młodego człowieka. Jednak przy tym jednym użytkowniku nie pojawił się nikt. Może dla tego, że sam momentalnie zmienił się w jedną z recepcjonistek.
Nie niepokojona przez nikogo zawisła na moment w pustej przestrzeni, kilka metrów nad nieistniejącą podłogą. Dokoła jej niematerialnej sylwetki zamigotały setki tysięcy cieniutkich niteczek oprogramowania. Wniknęły one w okolicę. Przez chwilę nic się nie działo, a potem wszystko rozpadło się na setki zer i jedynek. Efektowne, nieistniejące wnętrze loggii, marmurowe posadzki, kolumny, mleczne ściany, recepcjonistki i przewodnicy oraz tłumy zwiedzających i petentów - wszyscy oni zmienili się w to, czym byli naprawdę: szeregi liczb i symboli, linijki kodu, dzięki któremu funkcjonowali. Tylko migotliwa postać hakera zachowała swą graficzną formę. Przedstawiała ona zupełnie nagiego hermafrodytę o azjatyckich rysach twarzy i niesamowicie długich, kruczoczarnych włosach. Pozbawione jakichkolwiek cech płciowych ciało rozejrzało się ciekawie dokoła. Potem wysunęło do przodu rękę, zatrzymując najbliższy rząd przesuwających się znaków. Niematerialne palce szybko zaznaczyły kilka z nich, nieznacznie je przestawiając, a potem dodały następne symbole. To samo wykonało z trzema czy czterema kolejnymi ciągami. W końcu lekko skinęło głową i nagle wróciło do zwykłej przestrzeni powitalnego holu. Ale tym razem nie zmieniło się w pracownika korpo.
Wampir miał postać czarnego kota. Uderzył jak tylko haker upewnił się, że nikt go nie zauważył. Momentalnie dopadł do jego piersi i wbił w nią pazury. Kilku użytkowników stojących najbliżej doskoczyło albo odskoczyło - reakcja zależała od tego, co zauważyli. Potem wszystko powróciło do normy, bo całą przestrzeń dokoła niedoszłego napastnika przysłoniły programy ochronne. W środku utworzonego przez nie sześcianu cztery LODy kończyły osaczać ofiarę. Skoczyły na niego. Hermafrodyta zachwiał się i... rozpadł. Znikł. Zdezorientowane programy chwilę krążyły w miejscu, poszukując jego resztek, ale kiedy nic nie znalazły, powróciły do patrolowania przestrzeni holu.
Trzy jednostki od wirtualnej siedziby CAMPLEXu czarnowłosa dziewczyna lekko oblizała wargi. W momencie, w którym haker został uwięziony, zmieniła się w świetlistą smugę i z przerażającą szybkością wbiła się w mleczną ścianę. Jeden bok miał co najmniej czterdzieści jednostek. Była to niewyobrażalna wielkość. Do tego swoją konsystencją przypominał skałę. A jednak netrunerka wpadła w nią z rozpędu. Momentalnie zlała się z powierzchnią. W punkcie styku nie pojawiła się nawet najmniejsza zmarszczka czy jakikolwiek ślad obcej ingerencji.
Dla przeciętnego człowieka, przyzwyczajonego do trójwymiarowej wizji świata i relatywności poszczególnych elementów, było to trudne do pojęcia. W ogromnej, ale ograniczonej zewnętrznie przestrzeni sześcianu mieścił się niemal cały kosmos. A przynajmniej coś bardzo zbliżonego. Setki tysięcy baz danych, w formie niewielkich sześcianów i prostopadłościanów, we wszystkich możliwych kolorach. Miliony komórek, miliardy danych tworzących prawdziwe, wielopoziomowe, wzajemnie przenikające się labirynty. Rzeki informacji płynących z jednego końca na drugi, setki tysięcy użytkowników, programów ochronnych, przekazowych, zabezpieczających i komunikacyjnych. Zapisy wszystkich projektów, wszystkich powstałych planów… jak okiem sięgnąć kolejne partie danych o korporacji należącej do najprężniejszych na świecie i największych w Mieście śmierci. To było niemal nie wyobrażalne.
Z bladej ściany zewnętrznego Lodu i Firewalli wyrwała się twarz postaci. Początkowo sam zarys płynnie uformował trójwymiarowy, szczegółowy model głowy. Po chwili pojawiła się reszta ciała. Niczym płaskorzeźba powoli wyłaniająca się z bloku granitu: najpierw kształt, który stopniowo i nieśpiesznie zmieniał się w dokładny model sylwetki. W końcu wyrwała się poza linię zabezpieczeń i nabrała świetlistych, niezależnych barw. Hakerka znów się uśmiechnęła. Szybko obróciła się dokoła własnej osi, sprawdzając, czy wszystko jest na miejscu i czy nie widać, gdzie wyszła. Ściana była idealnie gładka, nietknięta. Zadowolona z efektu poszybowała wzdłuż prawie niekończącej się masy baz danych. Nie zatrzymywała się, nie wahała; najwyraźniej doskonale wiedziała, czego ma szukać.
Godzinę później wylogowała się z sieci.
I co?
Od zabójstwa Awersa - nic. Żadnych śladów, zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu.
Ktoś je wybiela?
Nie wydaje mi się. W końcu sama musiałam skasować wszystkie zapisy z kamer w jego apartamencie. Inaczej policja już by ją miała. Nie sądzisz, że to ciekawe? Z jednej strony tak niesamowita precyzja, z drugiej pełne lamerstwo.
To tylko człowiek, nie spodziewaj się zbyt wiele. Masz coś o..
Nie. Szukałam, ale nic nie ma.
Niedobrze. Z Warkanem brakuje już trójki.
Trójki? Przecież nie mamy dowodu, że go zabili!
Zabili, czy nie, nie odzywa się. Musimy spisać go na straty.
Ale..
Nie protestuj, Lynn. Zapomnij o nim. Co do niej, to na ile możesz, monitoruj sprawę. Ale tylko patrz. Nasze bezpieczeństwo przede wszystkim. Chyba, że sytuacja będzie krytyczna.
Ok. Załatwione. Co do małej, to nie martw się, wbrew wszystkiemu jest inteligentna, poradzi sobie. Właśnie, wiesz, że ograniczyli mi dostęp do sieci?
Wiem. Nasza sytuacja pogarsza się z tygodnia na tydzień. Przekaż komu możesz, by wzmogli czujność. Nie możemy nawet na chwilę stracić koncentracji.
Nawet serii A?
Zwłaszcza.
Jun-chan, słuchaj, chyba powinniśmy..
Nie. Na razie trzeba utrzymać status quo, oni nie mogą się domyśleć, że coś wiemy. Z resztą, mamy za mało danych, by przewidzieć, co dokładnie się stanie. Proszę, póki i na ile możesz, szukaj ich w sieci. Ale nie ingeruj więcej. I spróbuj dotrzeć do raportów LAB’a. Zwłaszcza ich korespondencji z zarządem. Muszę wiedzieć, co się tu dzieje. I czego możemy się spodziewać.
Jasne.
Rozłączyła się. Siedząca na ziemi kobieta powoli otworzyła oczy. Była stosunkowo młoda i miała twarz arystokratki: poważną, raczej elegancką i wyrafinowaną niż piękną. O regularnych rysach, niesamowitych, jasnozielonych oczach i bladej, nieskazitelnej cerze posągu podkreślonej ognisto rudymi włosami, ściętymi na wysokości dolnego płatka ucha.
Od niechcenia rozejrzała się po pomieszczeniu. Miało kształt sześcianu o trzymetrowym boku. Żadnych drzwi, okien, więcej, brakowało w nim jakichkolwiek mebli. Za to zarówno ściany jak i sufit oraz podłogę pokryto jednakowymi, kwadratowymi płytkami ze stosunkowo twardej gąbki. Na suficie, w śśrodkowy panel, wbudowano oświetlenie. Prawdopodobnie każdy człowiek dostałby szału po niespełna godzinie przebywania tutaj.
Na szczęście ona nie była człowiekiem.
Poprawiła brzydki, jaskrawo pomarańczowy kombinezon. W rogach pokoju były ukryte kamery i cały czas musiała pamiętać, że ją obserwują. Najmniejsze podejrzenie, że coś kombinuje, a miałaby co najmniej poważne kłopoty. Na szczęście wieczna inwigilacja nauczyła ją opanowania. Właściwie niemal wszyscy doskonale panowali nad swoimi odruchami i zachowaniem. Jak na razie, poza pojedynczymi przypadkami, nie dali powodu do interwencji strażników. I karania ich. Ale z każdą chwilą sytuacja mogła się zmienić.
Już się zmieniła, pomyślała. Zaczęło się od ograniczenia im części swobód. Już nie mogli opuszczać swoich cel bez pozwolenia, nie mogli ze sobą prawie rozmawiać, nawet odwołano prace, jakie zwykle wykonywali. Zakazano podstawowego dostępu do sieci… lista była dłuższa, i co jakiś czas się wydłużała. Kobieta była na tyle inteligentna, by wiedzieć, co to znaczy. Przestali im ufać; może nawet uznali, że stali się niewygodni. Ale jak sprawy mogły się potoczyć dalej? Czyżby chcieli ich w końcu zlikwidować? A może to tylko wstęp do jakiegoś nieznanego jej projektu? Może jakieś badanie, test? Może.
Miała zdecydowanie za mało danych, by móc to rozsądzić. I podjąć odpowiednie środki. Gdyby była kobietą, podjęłaby decyzję natychmiast. Bez zastanowienia, pod wpływem impulsu. Pewnie kazałaby Lynn zhakować systemy obronne LAB’a, jakoś dostać się do zbrojowni albo choć częściowo unieszkodliwić ochronę. Oczywiście sama Lynn niewiele by mogła, trzeba by uruchomić wszystkich… I prawdopodobnie będzie trzeba. Ale jeszcze nie teraz. Póki, co najlepszą ochroną był fakt, że nie zdradzali swoich umiejętności. Musieli zachować bierność, spokój, za wszelką cenę nie dawać im powodów do ataku czy zaostrzenia sankcji. Pozorna bezbronność i nieszkodliwość była ich jedyną przewagą.
Niestety, nie umiała przewidzieć, kiedy będą musieli zerwać maskę. Nie miała ani instynktu, ani zdolności przepowiadania przyszłości. A ludzie byli tak irracjonalni! Jedyne, co mogła to opierać się na rozumie i danych. A tych miała za mało, by dostatecznie wcześnie przewidzieć ich kroki. Musiała znaleźć jeszcze jedno źródło informacji…
Warkan. On zawsze był najbliżej personelu, zawsze wiedział, co się dzieje w laboratorium. Głównie, dlatego, że z bliżej nie zrozumiałych dla niej powodów kierujący placówką bardzo mu ufał. Nawet uczynił go swoim asystentem. Ale z chłopakiem nie miała kontaktu od prawie dwóch tygodni. Od momentu, w którym znikła też Pazuzu. Jak teraz myślała, ich sytuacja pogorszyła się od dnia, w którym dziewczyna roztrzaskała trzy TRYNY. Zachowała się zupełnie nieodpowiedzialnie, mówiąc najoględniej. Może powinna być na nią zła lub nawet wściekła, ale po prostu nie umiała. Jak inni nie miała czegoś takiego jak emocje… Nakazała sobie nie myśleć o tym. Cokolwiek potem się stało, Pazuzu żyła, czy nie, to nie było już w jej zakresie. Nie było dla nich ważne. Przede wszystkim musiała zdecydować się, jak najlepiej chronić resztę. A do tego potrzebowała więcej danych.
Zdecydowanie Warkan był jedynym, który mógł jej pomóc. Im pomóc. Musiała z nim się skontaktować. Za wszelką cenę. Usiadła wygodniej, przymknęła oczy.
Warkan, odpowiedz. Warkan, tu Junone, potrzebujemy twojej pomocy. Odezwij się. Warkan.
Odpowiedzi nie było.
..znowu.
Utamo Noagushi siedział w swoim gabinecie. Pokój był duży, widny, umieszczony na pięćdziesiątym piątym piętrze CAMPLEX Tower. Urządzony był w oszczędnym, by nie powiedzieć spartańskim stylu. Biurko, dwa fotele, jasne ściany, ciemna stolarka, naprzeciwko wielkiego, panoramicznego okna pojedyncza ikebana. Mimo to siedzący w środku Japończyk wydawał się dominować nad wnętrzem. Był to wysoki, zwłaszcza jak na Azjatę, mężczyzna w niemożliwym do określenia wieku i o twarzy będącej dziełem całego sztabu chirurgów plastycznych. Kruczoczarne włosy miał trochę dłuższe niż powszechnie przyjęte w świecie biznesu i starannie zaczesane do tyłu. Ubrany był w granatowy, ręcznie szyty garnitur, a na nieprzyzwoicie długich i wąskich palcach nosił platynowy sygnet: symbol członka zarządu korporacji. Starannie wymodelowane brwi miał lekko ściągnięte.
Przed nim, w powietrzu, unosił się holograficzny obraz starszego Azjaty. Na pierwszy rzut oka przypominał koreańską wersję dobrotliwego wujka Sama. Wrażanie psuło tylko jego spojrzenie: zimne, przenikliwe, wręcz przeszywające osobę, na którą patrzył.
- Jeszcze jedno, Noagushi-san, mam nadzieję, iż będziesz obecny na ceremonii mianowania zastępcy Colta.
- Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej, Sabaan-sama.
- Dobrze. To przykra historia. Życzyłbym sobie, by tego typu przypadki były możliwie jak najrzadsze, a winni owego nieprzyjemnego incydentu zostali ukarani. Rozumiesz, Noagushi-san?
- Tak- lekko skłonił głowę. Wiem, że to nie moja działka, ale pozwoliłem sobie na rozpoczęcie prywatnego śledztwa, Sabaan-sama. Wkrótce powinienem uzyskać jego wynik. Możesz też być pewien, Sabaan-sama, iż zrobię wszystko, co w mojej mocy, by na przyszłość nie dopuścić do podobnej sytuacji -obaj doskonale wiedzieli, co ma na myśli.
- Rozumiem. Życzę powodzenia, Noagushi-san. Do zobaczenia.
- Do widzenia, Sabaan-sama - pożegnał go, wstając i nisko się kłaniając. Hologram zamigotał i znikł. Noagushi ponownie opadł na fotel, splótł palce i się zamyślił.
Sprawa Colta była doskonały przykładem na to, jak bardzo dziurawe są ich zabezpieczenia. Preferencje seksualne już byłego czwartego wiceprezesa korporacji były tajemnicą poliszynela. Już w czasie wstępnej weryfikacji wyszły na jaw, ale uznano, że nie stanowią większego zagrożenia dla wizerunku firmy. W końcu, gdyby było inaczej, prawie połowa zarządu musiałaby zostać odwołana. Naprawdę, zamiłowanie Colta do nieletnich chłopców było niczym w porównaniu do namiętności niektórych z członków rady. Zwłaszcza, że mężczyzna wyjątkowo uważał. Zawsze sprawdzał, czy jego kochankowie, aby na pewno mają skończone piętnaście lat i nic przeciwko, nie wykazywał też specjalnych skłonności do sadyzmu czy narkotyków, o nekrofilii nie wspominając.
Zdecydowanie musiał zostać wrobiony w to zabójstwo. Tylko, przez kogo? Noagushi jeszcze silniej zmarszczył brwi. Działanie wewnątrz korporacyjne było raczej mało prawdopodobne. W końcu ta sprawa bardzo silnie zagroziła publicznemu wizerunkowi CAMPLEX’u; z drugiej strony, wiadomo było, że w drodze do awansu wszystkie chwyty dozwolone…
Oczywiście, pozostawało jeszcze TCT. Oni najwięcej zyskiwali. Czyli znów należało utrzeć im nosa. Choćby zapobiegawczo. Lekko się uśmiechnął; posiadanie kozła ofiarnego w zasięgu ręki było naprawdę wygodne.
Sięgnął do szuflady biurka i wydobył stamtąd niewielki notatnik z czerpanego papieru. Z przybornika wziął czarnego, wykonanego na zamówienie Wattermana i po chwili namysłu napisał:
Ukochany kwiat
Znów pobrudzi sobie ręce
Schodząc do otchłani.
Przeczytał kilka razy powstały wierszyk. Haiku to nie było i być nie miało, ale jak na krótką zabawę z tekstem efekt był zadowalający. Połączenie japońskiej tradycji i europejskiej ikonografii, czyli to, co lubił najbardziej. A jego rosiczkę znów czekało zadanie. Musiał się tylko zastanowić się, czyja śmierć będzie nie tylko najlepszą karą za Colta, ale i najkorzystniejszą dla jego planów.
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 16 2011 13:26:26
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Max (delavere@wp.pl) 21:02 14-01-2005
Brak mi słów.
To opowiadanie jest niesamowite. Tworzysz tak specyficzny i pełen niepokoju klimat, że nie sposób ominąć choćby jednego zdania, przede wszystkim w obawie, że umknie coś małego, lecz niezwykle istotnego dla całej fabuły. Postacie jak zwykle ciekawie zarysowane, tajemnicze. Budujesz napięcie powoli, nie wyjaśniasz wszystkiego na początku, co czasami jest denerwujące (zwłaszcza, gdy wyłącza się ta cześć mózgu, która odpowiada za myślenie), lecz znacznie podnosi wartość opowiadania. Pazuzu, jestem zdecydowanie na TAK!!!
P.S. Osobista prośba: Wiem, że artystów się nie pogania, ale PROSZĘ miej litość i nie każ czekać pół roku na kolejną cześć.
Vil (vil4@o2.pl) 13:49 27-01-2005
Niesamowite.
Całkowicie zgadzam się z przedmówcą. Nie szkodzi, że (pozornie) chaotycznie i że nie podajesz wszystkiego od razu, jak na tacy. To jest właśnie klimat, dla którego nie da sie oderwać od opowiadania ani na moment. Dołączam się również do osobistej prośby Max(a) o kontynuację. Proszę, niech wkrótce okaże się... wkrótce
Natiss (natiss@tlen.pl) 21:57 31-01-2005
Powinno sie mnie ukarac, poniewaz przeczytalam to opowiadanie dopiero przed chwila.
Jest kapitalne, ten klimat i ta pewna tajemniczosc. Co prawda w niektórych momentach mnie denerwowalo, ale nie moglam sie oderwac od monitora. Pazuzu jestes moim guru.^^
Pazuzu (pazuzu_chan@gazeta.pl) 23:27 14-02-2005
Nie zasługuję na bycie guru, chyba, że jakiejś fundametalnej sekty (a i to pod warunkiem, że będzie się składała tylko i wyłącznie z przystojnych mężczyzn ^_^). Ale cieszę się, że się podobało. Ciąg dalszy już jest i niedługo powinien tu trafić.
nache (Brak e-maila) 01:18 26-03-2005
a ja jestem zla ze siebie, ze skusilam na to opo. zawsze obiecuje sobie, ze juz nigdy nie zabiore sie za nic co nie bedzie skonczone, bo potem czlowiek dostaje dalna jak mu sie podoba i ma czekac na cd. a znajac ciebie, boje sie ze bede musiala dosc dlugo czekac na kolejne rozdzialy.
co do samego opa... hmm, dawno nie czytalam nic twojego autorstwa i zdziwilam sie ze jestem w stanie cos zrozumiec z tych pierwszych czterech czesci o.O\' zazwyczaj czlowiek nie kumal nawet kto jest glownym bohaterem [no dobraXD tutaj tak na wyczucie kumam kto ], a tu prosze, nawet udalo mi sie zrozumiec ze trzy watki O.O\' *pelen podziw dla siebie XD*
niespecjalnie przepadam za sf czy fantasy ale z dwojga zlego wole juz sience fiction i ten caly cyberpunk, choc czasem drazni mnie opisywanie wszystkich scen technicznych przy ktorych czlowiek musi sie skupic bo inaczej w pozniejszym czasie moze nie zrozumiec jakiegos watku, ale tak naprawde chce mu sie ziewac, aczkowiek przyznac musze, ze ty akurat jestes juz starym wyga w tych tematach [no przynajmniej jak dla mnie ^^, ja sie nie znam prawie wcale ] i umiesz w jakis sposob przykuc moja uwage piszac o jakichs tam robtach, ich wygladzie i funkcjach. za to chcialam ci dac plusa od siebie, bo raczej zadkokomu udaje sie sprawic ze nie zasypiam przy fragmentach tego rodzaju opowiadan ;-)
hm.. co dalej. mialam pochwalic narracje, szczegolnie na poczatku, ale pozniej jakos, wydaje mi sie, zeszlas stopien nizej, czesto zdarzaja ci sie zdania w takiej formie, ze akurat nie pasuja do sytuacji [szczegolnie razą po oczach te z wyrazami potocznymi w niektorych fragmentach]. mysle ze tutaj tkwi klucz do ciekawej i niebanalnej narracji. mimo, ze wydaje sie nam, ze to zdanie lub ten wyraz fajnie brzmi, tak szpanersko albo tez slangowo [nie mam na mysli tego slangu ktory sama wymyslilas na potrzby opa, jak skalpel czy lod!] i sprawia wrazenie ze bedzie pasowal jak ulal zeby na chwile zatrzymac przy sobie czytelnika, to jednak, jak dla mnie, takie wyrwania z kontekstu bardzo burzą ogolny wyglad calej narracji w danych fragmentach fabuly czy akapitach.
widze, ze poprzedniczki pochwalily za klimat. no tak, trza przyznac, akurat klimat cyberpunku prawie kazdemu sie podoba [ze nie wspomne o fanach mangi], a jak ktos jeszcze umie ciekawie opisac, to juz w ogole miod z maslem ^.~ co prawda jak dla mnie na przyklad twoje mialo jakis taki klimat bardziej wyrazisty, ale tutaj tez nie jest zle.
jesli chodzi o fabule, to nie moge za wiele powiedziec, bo rozumiem, ze to dopiero poczatek czegos wiekszego, ale zapowiada sie bardzo ciekawie, licze na wielowątkowosc i rozbudowanie tej fabuly :-)
i nastepnym razem, zanim wyslesz prace do nami, balgam, daj to komus pod korekte, bo zauwazylam tu mase literowek, bledow ortograficznych i interpunkcyjnych, a niestety, takie rzeczy rowniez przeszkadzaja w czytaniu.
podsumowujac: chce ciagu dalszego i to jak najszybciej bo, nie daj boze, jeszcze mi sie jakis wazny motyw zapomni i poznij kicha przy czytaniu XD. nie mowie ze juz, natychmiast, sama wiem jak to jest, kiedy nie ma ochoty sie pisac tego danego opowiadania, ale miej litosc i nie kaz czekac zbyt dlugo
ps. sory za bledy i literoki ale juz troche pozno jest, wiec wybaczcie mi tak jak i ja sobie wybaczylam ;D [i odposcilam XD]
nache (Brak e-maila) 01:21 26-03-2005
emm... tam, na koncu piatego akapitu mialo byc:
co prawda jak dla mnie na przyklad twoje \"Koło\" mialo jakis taki klimat bardziej wyrazisty, ale tutaj tez nie jest zle.
sorry, nie wiem czemu mi to wcielo xD
Pazuzu (Brak e-maila) 20:32 03-05-2005
Dzięki za długaśny komentarz. Teraz się zrewanżuję.
Nie ukrywam, że uwielbiam c-punka; pierwsze \"poważne\" anime jakie widziałam (te n-lat temu) to Akira, potem GitS, Armitage, BGC itd. Z mangą, RPGami, książkami a w efekcie moimi opkami też tak było. Więc wybaczcie nowomodne klimaty ^_^.
Przy klimacie, rzeczywiście, \"Koło\" od razu uderzało mocno; ale było jakieś cztery razy krótrze od \"Cennika\", więc to co tam skondensowałam, tu rozwinęłam. Choć jako autorka nie mam pojęcia, czy będzie równie klimatyczne i sugestywne co tamto ^_^. Ale nie chcę zbytni powtarzać tamtych wzorów, w końcu i bohaterowie i miasto są inni. \"Koło\" mówiło o ludziach których okoliczności zmieniły w potwory, \"Cennik\" o potworach które muszą żyć wśród ludzi i ludziach którzy żyją z nimi. Może to i spoiler, ale nie przejmujcie się. W końcu zawsze można to traktować jako niezobowiązującą historyjkę (i byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby tak było).
Mam nadzieję, że cd będzie się podobał, wybaczycie dłużyzny, chaos w narracji i wytrwacie do końca.
Za komentarze jak zwykle będę wdzięczna, za wszystkie dotychczasowe bardzo dziękuję, uwagi przyjmuję, poprawę obiecuję. Pozdrawiam wszystkich. |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|