The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 04:03:01   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Cennik życia 1
Słowniczek
Android - robot imitujący człowieka
Cyborg - człowiek lub zwierzę, żyjące lub usprawnione cybernetycznie (elektronicznie, mechanicznie itp.)
Datachip - przenośny chip wielokrotnego zapisu; odporny na większość uszkodzeń, o szybkim czasie dostępu. Jeden z najpopularniejszych nośników danych.
Fusuma - jap. przesuwna ścianka
Kozuki - jap. mały nożyk pozbawiony jelca, często noszony przy tsubie (jelcu katany)
Kumaro - jap. dziewczynka towarzysząca gejszy, ucząca się zawodu.
Marionetka - android przystosowany do wykonywania ściśle ograniczonego zestawu działań (np. recepcjonistka, hostessa, spiker, model itp.). najnowsze modele są, na pierwszy rzut oka, dość trudne do odróżnienia od ludzi.
Oriam - jap. Gejsza najwyższej klasy.
Pion - pojazd pionowego startu i lądowania
Pokrycie, inaczej otulina - materiały pokrywające szkielet androida/cyborga. Najczęściej są to sztuczne mięśnie i pancerz (stosowany w przypadku modeli bojowych) lub syntetyczna skóra (u modeli cywilnych/rozrywkowych), często spotyka się też: plastik, kryształ orbitalny, chromowany metal itp. Ilość możliwości jest praktycznie nieograniczona.
Shi - jap. znak oznaczający liczbę cztery; albo śmierć
Skop - Siły Korporacyjne - pierwotnie jednostki pełniące funkcję ochroniarzy; aktualnie mini armie na utrzymaniu korporacji, stanowiące realną siłę wojskową.
Tatami - jap. maty podłogowe, o wymiarach ok.1x1,5 m.


Noc.
Najpiękniejsza pora doby. Kiedy miasto błyszczy setkami tysięcy świateł, gdy cienie zasłaniają brud i dziury. Gdy ścieki migoczą niczym strumienie, a zatrute powietrze łagodnie rozprasza blask latarni i neonów. W spokojnej, czarnej tafli oceanu odbijają się oświetlone wieżowce i budynki nabrzeża, przypominając lampki na choince. Tak, w nocnym widoku naprawdę można się zakochać.
Ale w niskim, mrocznym pomieszczeniu nie było okien, a znajdujący się w nim ludzie od dawna nie mieli okazji do podziwiania widoków. A nawet gdyby, to większość z nich i tak nie marnowałaby czasu na coś tak bezproduktywnego.
Jeden ze stojących pod ścianą mężczyzn bez słowa chwycił wiadro i chlusnął zawartością na leżącą na ziemi postać. Ta charknęła, kilkakrotnie zachłystnęła się powietrzem. Niczym ryba wyrzucona na brzeg. Drgnęła. Po chwili kolejne wiadro zostało wylane na jej głowę.
- I co? - spytał ubrany w srebrzysty golf mężczyzna. - Słyszysz mnie?
Leżący nie zareagował, zupełnie jakby pytanie do niego nie dotarło. Ciągle spazmatycznie chwytał powietrze.
- Jak chcesz.
Po kajdankach na nadgarstkach więźnia przebiegła iskra wyładowania. W tym momencie cisze przerwał dziki skowyt. Prąd przeskoczył po zmoczonym ciele i rozlanej na ziemi wodzie. Stojący najbliżej cofnęli się o kilka kroków. Torturowany ponownie zawył podrywając się na kolana. Jego ciało wyprężyło się. Po niemal śnieżno białej skórze przeskakiwały błękitne nitki wyładowań. Kiedy się skończyły nie zamilkł, jego modulowany wrzask niepokojąco długo rozlegał się w pomieszczeniu. Można było pomyśleć, że nigdy się nie skończy. Dlatego cisza, jaka nagle nastała, była tak przerażająca. Ciało zwiotczało, bezwładnie osunęło się na podłogę.
- A teraz?
- Słyszę. - wychrypiał z trudem. Nie sposób było ocenić, jakiej był płci.
- I co ja z tobą mam?
Spytał się retorycznie podchodząc do granicy kałuży. Czubki wykonanych z czarnego zamszu trzewików znajdowały się kilkanaście centymetrów od linii wody. Spojrzenie mężczyzny było zupełnie obojętne.
Więzień się nie poruszył. Ciągle na wpół klęczał, na wpół pokładał się na ziemi. W panującym półmroku ciężko było rozróżnić jego rysy twarzy, kolor włosów czy figurę. Miał na sobie podarty, przypominający worek kombinezon, tak jaskrawo pomarańczowy, że wręcz świecący w ciemności.
- No, co? - ponowił pytanie. - Myślisz, że sprawia mi to przyjemność? Mylisz się. Czemu to robisz? Ja nie chcę wiele, tylko odrobinę współpracy.
- Nie. - przerwał mu w połowie.
- Czemu?
- Nie mogę.
- Zastanów się, długo nie wytrzymasz, złamiesz się. Przecież umiesz myśleć logicznie. Co ci da ten tępy upór? - zamilkł. Ciężko westchnął. - To twój wybór. Ja tego nie chcę. Ale nie mogę ci pomóc, bez współpracy. - znów nie usłyszał odpowiedzi. - Trudno. Ma żyć.
Rozkazał stojącym pod ścianą mężczyznom. Dwóch z nich chwyciło więźnia za ramiona i wywlekło z sali. Zupełnie jakby był workiem ziemniaków. Trzeci ze strażników podszedł do swego przełożonego.
- Silnie krwawi. - zauważył obojętnie.
- Widzę.
- Może umrzeć.
- Nie. Niech się pan nie kłopocze, Jonson, to kwestia konstrukcji, niczego więcej. Po prostu, ma dwa razy mniej płytek krwi niż my. - wytłumaczył, patrząc na ciemny ślad na ziemi.
- Nie to miałem na myśli. Może spróbować popełnić samobójstwo.
- Tego akurat na pewno nie zrobi. Jeżeli zginie, to tylko z pańskiej winy. - pozwolił, by właściwy sens tych słów dotarł do niego. - Jak powiedziałem, ma być w jednym kawałku. I to nie specjalnie uszkodzonym. Zrozumiał pan?
- Tak, ale w takim wypadku doradzałbym użycie psychotropów. Jest pewniejsze.
- Nie. Na takich narkotyki nie działają. Trzeba tradycyjnie, powoli i skrupulatnie. W końcu nie wytrzyma.
- Tak jest. - skłonił się nisko i wyszedł za swymi ludźmi.
Mężczyzna został sam, w milczeniu obserwował plamę na posadzce. SKopista miał rację, zapach krwi był naprawdę silny. Jeszcze trochę, a wywoływałby mdłości. Ciemna smuga znaczyła podłogę aż do drzwi. Po chwili z otworu dolnej części ściany wyjechał niewielki, przypominający prostopadłościan na gąsiennicach robot czyszczący. Zabrał się za usuwanie brudu z posadzki. Cicho przy tym buczał. Człowiek mimowolnie uśmiechnął się do niego.
Lepiej, by nikt nie wiedział, co tu się działo.
- Proszę pana?
Młody mężczyzna wyłonił się z mroku za nim. Stanął kilka kroków od niego, z szacunkiem się pokłonił.
- O, już jesteś, - zauważył jego przybycie. - masz te dane?
- Tak, proszę. - podał mu niewielki wyświetlacz. - Tak jak pan chciał, sprawdziłem wszystkie warianty i ten pasuje najlepiej.
- Rozumiem.
Uruchomił urządzenie, w przestrzeni pomiędzy dwoma prętami emitera pojawił się obraz. Fragment jakiegoś bankietu. Kamera ochrony leniwym ruchem zataczała kręgi nad salą pełną vipów. Pod ścianą stał cały rząd hostess, pięknych niczym aktorki, czy modelki. Ubrane były identycznie, identycznie uczesane, różniły się właściwie tylko twarzami.
- Dziękuję. Co do jutrzejszego dnia, to przesuń moje spotkanie z Kentem Awersem na trzynastą. I zmień moją rezerwację.
- Tak, proszę pana.
Obraz się zmienił. To też była kamera ochrony, ale już w innym budynku. Filmowała korytarz, najprawdopodobniej w jakimś apartamentowcu. Błyskawicznie ocenił koszt zarówno marmurów na podłodze, jak i ręcznie malowanej tapety. Luksusowym apartamentowcu - poprawił się. Po chwili w obiektywie pojawiła się para ludzi: wysoki, czarnowłosy mężczyzna i drobna, filigranowa dziewczyna w obcisłym kombinezonie. Po figurze ocenił, że nie przekroczyła piętnastu lat. Tak.
Czyli Noagushi zaczął działać.
- Coś jeszcze? - spytał usłużnie sekretarz.
- Tak, poszukaj danych na temat fuzji Nesca i Telesko. - rzucił, nieznacznie wskazując głową na wyświetlacz.
- Oczywiście proszę pana.
- Możesz odejść.
- Dziękuję, proszę pana. -skłonił się i wyszedł.
Jego pracodawca pokręcił przecząco głową. A więc sprawy tak wyglądały. Przewinął filmiki. Bez trudu rozpoznał dziewczynę z korytarza wśród tłumu hostess i gości. Przynajmniej miał nadzieję, że to ona. Jej twarz cały czas umykała kamerze; przypadek? Szczerze w to wątpił. W jego sytuacji lepiej nie było zdawać się na zbiegi okoliczności, w ten sposób człowiek rzadziej się rozczarowywał. I częściej przeżywał.
Nie, to musiała być ona; podobna sylwetka, podobny wzrost, drobne, blade dłonie, ten sam kolor włosów.
Znał to przyjęcie, miało miejsce wczoraj, nie, już przedwczoraj. Na nim to CAMPLEX zaprezentował nowy model marionetek, 14GAMMA. Przed oczami przebiegły mu dane techniczne dotyczące androidów: typ oprogramowania, cybermózgów, szkieletów, podstawowe informacje dotyczące pokrycia. Ale to akurat nie było ważne.
Jeszcze nie teraz.
Drugi zapis, nowe pytania. Do kogo należał ten korytarz? Do czyjego apartamentu weszli? Znał go skądś, tylko skąd? Spokojnie, kto rozmawiał z czarnowłosym? W końcu to on był kluczem do zagadki. Po raz kolejny odtworzył zapis przyjęcia. Zauważył go niemal od razu, wśród ich kręgów rzadko kto pozwalał sobie na włosy prawie do ramion. Mężczyzna rozmawiał z czterdziestoparoletnim, krępym człowiekiem o budowie ciała przypominającej boksera. Momentalnie go skojarzył.
Oczywiście! Jak mógł się pomylić? Przecież był tam nie dalej jak dwa miesiące temu. Właściciel mieszkania sam go zaprosił. Rozmawiali o dostawie procesorów do nowej partii pionów GM. Facet cholernie się na to napalił. On zresztą też, taki kontrakt.
A to podły sukinsyn! Skurwiel! Więc tak to sobie zaplanował! Tak, teraz to już raczej na pewno nie podpisze tej umowy. Pieprzyć go!
Nie! Błyskawicznie stłumi w sobie gniew. Musiał się opanować, jeżeli da się ponieść emocjom, wszystko przegra! Jego przeciwnik nie może się domyślać ile wie! Zaczerpnął kilka głębokich oddechów. Spokojnie, jeszcze zdąży się odegrać. Przegrał tylko jedną bitwę, pozostała reszta wojny.
Z kieszeni spodni wyją datachipa i podłączył do wyświetlacza.
"Timmy."
"Tak proszę, pana?" Głos sekretarza natychmiast rozbrzmiał w jego głowie.
"Zmiana planów. Całkowicie odwołaj moje spotkanie z Awersem. Albo nie, - zawahał się; nie powinien nawet sugerować, tego że już wie. - przesuń je na piątek."
"Jaki podać powód?"
"Wymyśl coś. Nie ważne co. A na jego miejsce przesuń coś z pojutrza."
Musiał czekać, aż zamontowany w odtwarzacz dekoder poradzi sobie z szyfrem zabezpieczającym nośnik. Na wszelki wypadek kazał użyć najbardziej skomplikowanego kodu, jaki mogli wymyślić pracujący dla niego programiści.
" Może być spotkanie z panią Klementyną Kozlak?"
"Tą dziennikarką polskiego pochodzenia? Piszącą, bodajże, dla NetNews?" upewnił się. Zupełnie niepotrzebnie zresztą, miał doskonałą pamięć do nazwisk. "Bardzo dobrze, nie dam babie więcej czasu na przygotowanie się."
"Już ją powiadamiam, proszę pana."
"Dobrze, potem idź spać."
"Tak proszę pana, dziękuję."
Bąknął coś na odczep się. Wreszcie wyświetlacz zaczął prawidłowo działać. Ciekawe po co znów to oglądał? Znał to przecież na pamięć. Widział setki razy, i to w ciągu ostatniego tygodnia. Migająca na dole data wskazywała, że obraz jest sprzed jedenastu dni. By zdobyć ten zapis poświęcił jednego ze swoich najzdolniejszych hakerów, ale opłacało się. To była tylko minuta trzydzieści siedem sekund. Minuta, trzydzieści siedem sekund w czasie których. nie, których obejrzenie zmieniło jego życie.
Tak, to była ona, na wszystkich trzech filmach. Teraz był pewien. Ta sama sylwetka: drobna i koścista, na pół dziecinna, taka ni pies ni wydra; te same włosy: brązowe i byle jak ścięte, choć tutaj dużo krótsze; ale tym razem, na ułamek sekundy widać było jej twarz. Trójkątną, młodą, raczej przeciętnie ładną niż piękną, nie rzucającą się w oczy. I zupełnie martwą. Żaden, nawet najmniejszy mięsień nie drgnął, nie wykazała nawet cienia zdenerwowania, czy zawahania się. Jak maszyna.
Musiał sześciokrotnie zwolnić odtwarzanie, by móc spokojnie nadążyć za ruchami jej rąk i nóg. Była wprost niewiarygodnie szybka i silna. Do tego ta celność. Dokładnie wiedziała co ma robić, gdzie i jak. Miała niesamowite wręcz wyczucie pola. W końcu film skończył się. Na tym samym ujęciu, co zwykle: krótkiej migawce przedstawiającej jej nieruchome, pozbawione emocji zielone oczy. Dokładnie tak musiała wyglądać nadchodząca śmierć. Właściwie, nie miałby nic przeciwko, gdyby to była prawda. Oczywiście, pod warunkiem, że nie przyjdzie po niego.
Przesunął palcami przez holowyświetlacz, zakłócając obraz. Szkarłatna krew zmyła się z jaskrawo pomarańczowym, workowatym kombinezonem.
Nie, Noagushi, nie tylko ty możesz mieć swoją zabawkę - pomyślał. - Nie zyskasz przewagi, nie pozwolę ci na to.

Tej nocy długo nie mógł usnąć. Przewracał się wśród satynowej pościeli, nie mogąc nawet zmrużyć oka. Po raz setny przeklinał to, że jego żona wybrała się na zakupy do Paryża. Nie, żeby mógł jej cokolwiek powiedzieć, ale przynajmniej jakoś zajął by czas. A tak, leżał sam i myślał.
Noagushi był krok przed nim. Cały czas go wyprzedzał! Ale tego dokonał?
Dziewczyna o martwych oczach.
Gdyby nie przypadek, nigdy by się o niej nie dowiedział. O żadnym z nich. Ale od plotek do dowodów długa droga. By zdobyć te drugie zatrudnił kilku najlepszych hakerów w firmie, przekupił co najmniej trzech laborantów i członków ochrony. W końcu sam, w przebraniu, dostał się do laboratorium. Musiał przekonać się na własne oczy, kim są i co potrafią, a raczej, czego nie chcą robić. Krążył wśród nich, w kombinezonie zwykłej pomocy technicznej i obserwował. Zielonooka nie była jedyną, wiedział to od początku, ale dopiero na miejscu zorientował się jak jest ich wiele i jak są różni. Kobiety i mężczyźni; biali, czarni i azjaci; różnili się nawet wiekiem: najmłodsza miała niespełna trzynaście lat, najstarszy około czterdziestki. Można by pomyśleć, grupa zupełnie przypadkowych osób, a jednak.
Dużo czasu zajęło mu zdobycie jednego z nich; wszystko musiało odbyć się w całkowitej tajemnicy przed resztą zarządu. Może byłoby szybciej, gdyby nie uparł się na któregoś z ostatniej serii. Nie, żeby różniła się bardzo od poprzednich, ale tylko w jej przypadku miał pewność, że działają prawidłowo. W końcu posiadał zapis z kamer i widział co umiała.
Tylko jak Noagushi przekonał ją do współpracy? Jakich argumentów użył? Narkotyków? Na pewno nie. Tortur? One są nieskuteczne, miał tego dowód. Z resztą. przemocą można było zmusić tylko do powiedzenia prawdy, a i to nie zawsze. A w tej kwestii. Może szantaż? To mogło pomóc. Ale co najwyżej na krótką metę. Człowiek zmuszony do czegoś, nigdy nie wykaże się pełnią swoich umiejętności i oddaniem. A o ile znał Noagushi'ego, ten nigdy nie poszedłby na rozwiązanie połowiczne. Więc co?
Nie, musiał przestać myśleć w ten sposób, nigdy się nie dowie. Długopalcy japończyk strzegł swych sekretów lepiej niż niejeden lekarz, czy mafiozo. Choć od tego drugiego niewiele się różnił. Z resztą, co mężczyzna stwierdzał z niejaką ironią, jemu też było bliżej do przestępcy, niż grzecznego chłopczyka.
Sam musiał znaleźć sposób na złamanie oporu.
Nagle uderzył się otwartą ręką w czoło. Przecież klucz od początku miał przed sobą! Na tych chipach! W końcu jaka była rola tortur? By złamać ucha, wywołać rozpacz, a wtedy zmęczony cierpieniem umysł sam zechce ulec. Zakończyć to.
Tylko czy można załamać psychicznie kogoś, kto nie ma duszy? I, prawdopodobnie, osobowości?
Wstał i zaczął się ubierać.
"Jonson."
"Tak proszę pana?"
"Za trzydzieści minut, na dole. Dacie radę?"
"Tak." Szef jego ochroniarzy nie ukrył niepewności w głosie "Ale."
"Ale co, Jonson?" spytał ostro, wciągając spodnie.
"Chłopcy dowiedzieli się o tych TRYNACH, i lekko się wkurzyli."
"I co? Nie żyje?"
"Nie." Zapewnił go szybko "Tylko może nie być w stanie iść, czy mówić. No i nie wygląda zbyt ciekawie. Naprawdę ich poniosło."
Próbował przeprosić. Na swoje szczęście, lub raczej nieszczęście, nie zobaczył szerokiego uśmiechu, jaki pojawił się na twarzy jego przełożonego.
"Rozumiem. Trudno, ale rozkazu nie zmieniam. Macie pół godziny."
"Tak jest."

Mimo ostrzeżenia widok go zaskoczył. Gorzej, zszokował na tyle, że z najwyższym trudem zapanował nad mimiką twarzy. Nikt nie mógł wiedzieć, że mało co, a by zwymiotował. Albo uciekł z wrzaskiem. Mimo obrzydzenia zmusił się, by przyklęknąć przy ciele i pogłaskać poranioną głowę. Od razu zauważył dwie rzeczy: po pierwsze, że ma przerażająco zimną skórę, wręcz zupełnie lodowatą; w przypadku człowieka pomyślałby, że ma do czynienia z trupem. A po drugie, zaskoczyły go jego włosy: choć zlepione krwią były zadziwiająco miękkie, jak jedwab, czy futro kota; delikatne, wręcz stworzone do dotykania. Przez sekundę walczył z chęcią ucałowania ich, sprawdzenia jak pachną.
Już wtedy zrozumiał coś: że wpadł. Ta osoba, istota. nie wiedział nawet jak to nazwać. w jakiś dziwny sposób zaczęła go zajmować. Gorzej, poczuł, że chciałby poznać ją lepiej. Że musi ją poznać. Jaka jest na co dzień? Jak się porusza, jak mówi, czy umie się śmiać, co myśli, jak smakuje. A jednocześnie, każdy centymetr jego umysłu nakazywał mu cofnąć się ze wstrętem; krzyczał, że należy ją zniszczyć, wykończyć, że samo istnienie jego więźnia jest sprzeczne z naturą. Nie potrafił zapomnieć widoku roztrzaskiwanych głów ciężkich cyborgów bojowych. TRYNY były przeznaczone, jakby nie patrzeć, do walki z podobnymi sobie, z ludźmi w których z człowieka nie pozostało nic, może poza ogólnym kształtem. A ona, ta. dziewczynka, łamała ich kręgosłupy jakby byli zwykłymi żołnierzami. Szybko i bezbłędnie. Bez mrugnięcia powieką, bez wahania. Czy on będzie umiał to samo? Na pewno. Może nawet więcej. Może kiedyś uderzy na niego?
Nie! Tego nie zrobi! Nie będzie próbował go zabić. A na pewno nie teraz, z poranionymi rękami, z wyłamanymi stawami, z strzaskaną częścią twarzy i Bóg raczy wiedzieć czym jeszcze. a potem? Może się zbuntować, musi się z tym liczyć. Czy. nie, nie może o tym myśleć, nie teraz. To sam początek, nie ma potrzeby podejmowania jakiś działań, planowania jego zabicia.
Tylko, czy zniszczenie tego. czegoś można nazwać zabójstwem? A może tylko likwidacją? Wyłączeniem? I dlaczego teraz o tym pomyślał?
Z trudem powrócił do rzeczywistości. Do na wpół przytomnego, skatowanego ciała leżącego u jego stóp. I do tego, co ma zrobić.
- Nie chciałem, by to zrobili. - powiedział cicho, przypominając sobie, co powinien powiedzieć. - Nie wydałem takiego rozkazu, uwierz mi. Nie mogę naprawić krzywd, jakie ci wyrządzili, ale rozkazałem, by dali ci spokój. Skończmy to. Jeszcze dziś przeniosą cię na oddział szpitalny, a jak tylko wyzdrowiejesz, wrócisz do LAB'a.
Nie usłyszał odpowiedzi. Nadal głaskał krótkie, zwichrzone włosy. Więzień zadrżał. Czyżby też odczuwał zimno? Na pewno. Skarcił się w duchu. W końcu o to chodziło, by na pierwszy rzut oka nie różnili się od ludzi. By mieli ich reakcje, cechy, fizjonomię, nawet wolną wolę, byli możliwie dokładnym ich emulatorem. Więc co było inne? Brak uczuć? Brak emocji? Brak sumień czy zahamowań? Nieludzka siła i szybkość? Trochę inny kolor włosów i skóry? Nie wiedział. A chciał się dowiedzieć.
- Ale zanim tam wrócisz, - szepną, nachylając się nad obtartym, śnieżnobiałym uchem - chcę ci coś pokazać.

Zbliżała się północ. W niewielkiej, ekskluzywnej restauracji siedziało trzech mężczyzn. Jeden z nich, drobny i jasnowłosy był Europejczykiem, dwaj pozostali Japończykami. Wszyscy mieli na sobie eleganckie, dobrze skrojone garnitury, porządne buty, ręczne zegarki. Słowem, cała trójka należała do elity pracowników korporacyjnych.
Blondyn nazywał się Oleg Gutembr, i był jednym z naczelnych menagerów trzeciej filii TCT. Odpowiadał za znajdowanie młodych, ambitnych osobników dla mało ambitnych, z lekka nudnawych projektów dotyczących przesyłania danych pomiędzy poszczególnymi modułami informacyjnymi (jak to się oficjalnie nazywało, a co oznaczało po prostu, poszukiwanie metody na szybszy transfer danych z dysku na dysk). Właśnie rozmawiał z parą wywodzących się z Japonii naukowców, którzy, po wstępnej rozmowie, wykazali spore zainteresowanie propozycją zmiany pracodawcy. Jeden z nich, Taki Shigura, miał już na koncie przynajmniej jeden patent; drugi, Kyu Aramashi, może nie posiadał wybitnych osiągnięć, ale za to był naprawdę napalony. A że ich dotychczasowym pracodawcą był Uniwersytet w Osace, instytucja równie szacowna i bogata, co skąpa i ingerująca w badania, rozmowy przebiegały jak po maśle.
Jedynym problemem, jaki do tej pory wystąpił, był fakt, że Oleg po kilku dniach negocjacji ciągle nie potrafił powiedzieć, który mężczyzn to który. Permanentnie mu się mylili.
Mimo to wieczór upływał całkiem przyjemnie. Ponieważ obaj, do czego sami się przyznali, byli tradycjonalistami, zabrał ich do Kaguii - najbardziej japońskiego z wszystkich japońskich lokalów w Moripolis. Właśnie siedzieli w niewielkim pawilonie herbacianym. Został on w całości zaprojektowany i sprowadzony z Japonii, począwszy od tatami, poprzez fusumy, na ikebanie i piasku w niewielkim ogrodzie skończywszy. Piękna niczym sen gejsza prowadziła właśnie ceremonie herbacianą. Mężczyźni natomiast rozmawiali po japońsku szeptem. Tradycja tradycją, ale interesy były najważniejsze.
Nagle drzwi się odsunęły. Cała trójka zerknęła w ich stronę. W progu klęczała kolejna z pracujących w Kaguii dziewczyn. Tak jak prowadząca ceremonię miała grubo upudrowaną, białą twarz, misterną perukę i cudowne, kwieciste kimono. Z tym, że jej było jasnozielone, podczas gdy obsługująca ich Orian miała na sobie pastelowo różowe, barwione w błękitne motyle.
Kuramo pokłoniła się nisko.
- Gutembr-sana, przysłano mnie z wiadomością. - powiedziała szeptem.
- To nie może zaczekać?
- Przykro mi.
- Trudno. O co chodzi?
Przesunęła się do niego, z szerokiego rękawa wyjęła starannie złożoną kartkę papieru. Gejsza kontynuowała ceremonię. Oleg rozłożył niewielki kartonik, przeczytał i spojrzał zdziwiony na japonkę.
- Co to znaczy do cholery?
Spytał ostro. Obaj naukowcy aż podskoczyli. Dziewczyna w odpowiedzi pokłoniła się jeszcze niżej.
- Jestem tylko posłańcem, Gutembr-sana.
- Kogo? Kto cię przysłał? I co to znaczy?
- Oleg-san, co się stało?
- Spójrzcie, panowie.
Warknął pokazując im notatkę. Zawierała tylko jedno słowo: Shi.
Nagle dziewczyna przetoczyła się. Dopadła do Europejczyka. W jej dłoni błysnął niewielki nóż. Trafiła menagera w serce. Japończycy poderwali się na równe nogi, przynajmniej próbowali. Pierwszy z nich dostał sztyletem w oko. Drugi zginął sekundę później, również z kozuki w lewej źrenicy. Całość trwała niespełna sekundę. Kuramo wstała, zabrała oba noże i z powrotem umieściła je we wnętrzu szerokich szpil do włosów. Niedbałym ruchem poprawiła fryzurę, kimono, a potem nie niepokojona przez nikogo wyszła.
Gejsza marionetka zaczęła rozbełtywać herbaciany proszek z wodą.

Cdn.














Komentarze
mordeczka dnia padziernika 16 2011 13:25:32
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Max (delavere@wp.pl) 21:02 14-01-2005
Brak mi słów.
To opowiadanie jest niesamowite. Tworzysz tak specyficzny i pełen niepokoju klimat, że nie sposób ominąć choćby jednego zdania, przede wszystkim w obawie, że umknie coś małego, lecz niezwykle istotnego dla całej fabuły. Postacie jak zwykle ciekawie zarysowane, tajemnicze. Budujesz napięcie powoli, nie wyjaśniasz wszystkiego na początku, co czasami jest denerwujące (zwłaszcza, gdy wyłącza się ta cześć mózgu, która odpowiada za myślenie), lecz znacznie podnosi wartość opowiadania. Pazuzu, jestem zdecydowanie na TAK!!!
P.S. Osobista prośba: Wiem, że artystów się nie pogania, ale PROSZĘ miej litość i nie każ czekać pół roku na kolejną cześć.
Vil (vil4@o2.pl) 13:49 27-01-2005
Niesamowite.
Całkowicie zgadzam się z przedmówcą. Nie szkodzi, że (pozornie) chaotycznie i że nie podajesz wszystkiego od razu, jak na tacy. To jest właśnie klimat, dla którego nie da sie oderwać od opowiadania ani na moment. Dołączam się również do osobistej prośby Max(a) o kontynuację. Proszę, niech wkrótce okaże się... wkrótce
Natiss (natiss@tlen.pl) 21:57 31-01-2005
Powinno sie mnie ukarac, poniewaz przeczytalam to opowiadanie dopiero przed chwila.
Jest kapitalne, ten klimat i ta pewna tajemniczosc. Co prawda w niektórych momentach mnie denerwowalo, ale nie moglam sie oderwac od monitora. Pazuzu jestes moim guru.^^
Pazuzu (pazuzu_chan@gazeta.pl) 23:27 14-02-2005
Nie zasługuję na bycie guru, chyba, że jakiejś fundametalnej sekty (a i to pod warunkiem, że będzie się składała tylko i wyłącznie z przystojnych mężczyzn ^_^). Ale cieszę się, że się podobało. Ciąg dalszy już jest i niedługo powinien tu trafić.
nache (Brak e-maila) 01:18 26-03-2005
a ja jestem zla ze siebie, ze skusilam na to opo. zawsze obiecuje sobie, ze juz nigdy nie zabiore sie za nic co nie bedzie skonczone, bo potem czlowiek dostaje dalna jak mu sie podoba i ma czekac na cd. a znajac ciebie, boje sie ze bede musiala dosc dlugo czekac na kolejne rozdzialy.

co do samego opa... hmm, dawno nie czytalam nic twojego autorstwa i zdziwilam sie ze jestem w stanie cos zrozumiec z tych pierwszych czterech czesci o.O\' zazwyczaj czlowiek nie kumal nawet kto jest glownym bohaterem [no dobraXD tutaj tak na wyczucie kumam kto smiley], a tu prosze, nawet udalo mi sie zrozumiec ze trzy watki O.O\' *pelen podziw dla siebie XD*
niespecjalnie przepadam za sf czy fantasy ale z dwojga zlego wole juz sience fiction i ten caly cyberpunk, choc czasem drazni mnie opisywanie wszystkich scen technicznych przy ktorych czlowiek musi sie skupic bo inaczej w pozniejszym czasie moze nie zrozumiec jakiegos watku, ale tak naprawde chce mu sie ziewac, aczkowiek przyznac musze, ze ty akurat jestes juz starym wyga w tych tematach [no przynajmniej jak dla mnie ^^, ja sie nie znam prawie wcale smiley] i umiesz w jakis sposob przykuc moja uwage piszac o jakichs tam robtach, ich wygladzie i funkcjach. za to chcialam ci dac plusa od siebie, bo raczej zadkokomu udaje sie sprawic ze nie zasypiam przy fragmentach tego rodzaju opowiadan ;-)
hm.. co dalej. mialam pochwalic narracje, szczegolnie na poczatku, ale pozniej jakos, wydaje mi sie, zeszlas stopien nizej, czesto zdarzaja ci sie zdania w takiej formie, ze akurat nie pasuja do sytuacji [szczegolnie razą po oczach te z wyrazami potocznymi w niektorych fragmentach]. mysle ze tutaj tkwi klucz do ciekawej i niebanalnej narracji. mimo, ze wydaje sie nam, ze to zdanie lub ten wyraz fajnie brzmi, tak szpanersko albo tez slangowo [nie mam na mysli tego slangu ktory sama wymyslilas na potrzby opa, jak skalpel czy lod!] i sprawia wrazenie ze bedzie pasowal jak ulal zeby na chwile zatrzymac przy sobie czytelnika, to jednak, jak dla mnie, takie wyrwania z kontekstu bardzo burzą ogolny wyglad calej narracji w danych fragmentach fabuly czy akapitach.
widze, ze poprzedniczki pochwalily za klimat. no tak, trza przyznac, akurat klimat cyberpunku prawie kazdemu sie podoba [ze nie wspomne o fanach mangi], a jak ktos jeszcze umie ciekawie opisac, to juz w ogole miod z maslem ^.~ co prawda jak dla mnie na przyklad twoje mialo jakis taki klimat bardziej wyrazisty, ale tutaj tez nie jest zle.
jesli chodzi o fabule, to nie moge za wiele powiedziec, bo rozumiem, ze to dopiero poczatek czegos wiekszego, ale zapowiada sie bardzo ciekawie, licze na wielowątkowosc i rozbudowanie tej fabuly :-)
i nastepnym razem, zanim wyslesz prace do nami, balgam, daj to komus pod korekte, bo zauwazylam tu mase literowek, bledow ortograficznych i interpunkcyjnych, a niestety, takie rzeczy rowniez przeszkadzaja w czytaniu.

podsumowujac: chce ciagu dalszego i to jak najszybciej bo, nie daj boze, jeszcze mi sie jakis wazny motyw zapomni i poznij kicha przy czytaniu XD. nie mowie ze juz, natychmiast, sama wiem jak to jest, kiedy nie ma ochoty sie pisac tego danego opowiadania, ale miej litosc i nie kaz czekac zbyt dlugo smiley

ps. sory za bledy i literoki ale juz troche pozno jest, wiec wybaczcie mi tak jak i ja sobie wybaczylam ;D [i odposcilam XD]
nache (Brak e-maila) 01:21 26-03-2005
emm... tam, na koncu piatego akapitu mialo byc:

co prawda jak dla mnie na przyklad twoje \"Koło\" mialo jakis taki klimat bardziej wyrazisty, ale tutaj tez nie jest zle.

sorry, nie wiem czemu mi to wcielo xD
Pazuzu (Brak e-maila) 20:32 03-05-2005
Dzięki za długaśny komentarz. Teraz się zrewanżuję.
Nie ukrywam, że uwielbiam c-punka; pierwsze \"poważne\" anime jakie widziałam (te n-lat temu) to Akira, potem GitS, Armitage, BGC itd. Z mangą, RPGami, książkami a w efekcie moimi opkami też tak było. Więc wybaczcie nowomodne klimaty ^_^.
Przy klimacie, rzeczywiście, \"Koło\" od razu uderzało mocno; ale było jakieś cztery razy krótrze od \"Cennika\", więc to co tam skondensowałam, tu rozwinęłam. Choć jako autorka nie mam pojęcia, czy będzie równie klimatyczne i sugestywne co tamto ^_^. Ale nie chcę zbytni powtarzać tamtych wzorów, w końcu i bohaterowie i miasto są inni. \"Koło\" mówiło o ludziach których okoliczności zmieniły w potwory, \"Cennik\" o potworach które muszą żyć wśród ludzi i ludziach którzy żyją z nimi. Może to i spoiler, ale nie przejmujcie się. W końcu zawsze można to traktować jako niezobowiązującą historyjkę (i byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby tak było).

Mam nadzieję, że cd będzie się podobał, wybaczycie dłużyzny, chaos w narracji i wytrwacie do końca.

Za komentarze jak zwykle będę wdzięczna, za wszystkie dotychczasowe bardzo dziękuję, uwagi przyjmuję, poprawę obiecuję. Pozdrawiam wszystkich.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum