The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 03:54:23   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Slaughterhouse 2
Dwóch mężczyzn weszło do przestronnego holu. Wyższy wygodniej usadowił sobie w ramionach około dziesięcioletniego chłopca. Trochę od niego niższy, rudowłosy ostrożnie położył dłoń na czole dziecka.
- Jest rozpalony - stwierdził fakt.
- Zawołaj Yasmin - odparł spokojnie i przeszedł w głąb korytarza, do potężnych, dębowych drzwi. Podłoga cicho skrzypiała pod jego stopami, a chory chłopiec żałośnie jęknął.
Ler szybkim krokiem skierował się w przeciwnym kierunku i po chwili zniknął za zakrętem.
Mężczyzna zbliżył się do ławy ustawionej pod podłużnym oknem, obok masywnego pieca i ostrożnie usiadł na niej. Usadowił sobie dziecko na kolanach i z niepokojem zaczął przyglądać się zakażonemu oku. Zaschnięta krew i ropa utworzyły śmierdzącą gulę, którą muchy upatrzyły sobie jako doskonałe źródło pokarmu. Cztery małe, ale już dość tłuste larwy powoli sunęły po jej powierzchni. Mężczyzna z największym obrzydzeniem, a jednocześnie jak najdelikatniej usunął je palcami.
Dziecko uchyliło prawe, zdrowe, chociaż przeszklone gorączką oko i nieprzytomnie spojrzało na jego twarz.
- Tato - wydusiło cicho.
- Już dobrze - odparł mężczyzna i czule pocałował chłopca w czoło - Już wszystko będzie dobrze.
Kobieta dość drobnej postury szybkim krokiem weszła do jadalni i natychmiast zbliżyła się do siedzących na ławie ludzi. Zaraz za nią pojawił się do środka lekko zdyszany Ler, który niósł ze sobą dużą i zapewne dość ciężką skrzynkę. Postawił ją obok pieca i od razu rozpalił ogień, by przygotować wrzątek.
Yasmin usiadła obok mężczyzny i uważnie spojrzała na rozgorączkowanego chłopca. Dziecko utkwiło w jej twarzy zamglony wzrok.
Zielone oczy, wokół których zaczęły już pojawiać się pierwsze zmarszczki, patrzyły z niepokojem na ropień.
- Mama? To ty? - dziecko jakby trochę zdziwione wyciągnęło dłoń w kierunku kobiety, która zaskoczona podniosła wzrok na siedzącego obok mężczyznę.
- Tak, to mama. Uspokój się - odparł łagodnie, na co oczy kobiety rozszerzyły się w zdumieniu.
Odrzuciła długie, jasne włosy do tyłu, a jedno z pasm odruchowo złapała i odgarnęła z ucho. Chłodnymi palcami dotknęła rozpalonego policzka chłopca i nachyliła, aby uważniej przyjrzeć się zakażeniu. Niezadowolona, nieznacznie poruszyła głową.
- Trzeba to oczyścić. Ler! Weź ze skrzynki lawendę i rumianek i zalej je wrzątkiem - poleciła, a dłonią czule odgarnęła przepocone włosy z czoła dziecka. - Trzeba też coś zrobić z tą gorączką. Zobacz, czy jest tam czarny pieprz i bazylia.
- Ja się na ziołach nie znam, do jasnej cholery! - oburzył się Ler, bezradnie przeglądając zawartość skrzynki.
Kobieta westchnęła zdenerwowana i szybko wstała. Podeszła do pieca, zerknęła, czy woda już się gotuje, a następnie kucnęła przed otwartą skrzynką. Bez chwili zawahania wyciągnęła ze środka kilka liści i mały woreczek, a potem odwróciła się do rudowłosego mężczyzny.
- Czarny pieprz - wskazała na woreczek, a następnie pokazała kolejne liście - rumianek, lawenda i bazylia! Jesteś beznadziejnym przypadkiem - rzekła, wstając, na co w rudej głowie aż się zagotowało.
- Nie zapominaj kim jesteś, ty cholerna dziwko! Sześć monet i dasz dupy nawet trędowatemu!
- Cisza! - warknął siedzący z dzieckiem mężczyzna - Ler, wyjdź i przyprowadź Cayita. Tylko go uprzedź, nie chcę by zrobił jakąś niepotrzebną scenę.
+++
Cayit posłusznie szedł za Lerem, który prowadził go do ojca. Rudy mężczyzna szybko przedstawił mu zarys zaistniałej sytuacji, ale opowiadał tak chaotycznie, że nastolatek ledwie go rozumiał. Cayit przytaknął na odczepnego, stwierdzając, że i tak dowie się wszystkiego dokładnie na miejscu.
Gdy weszli do jadalni, Yasmin właśnie zamykała skrzynkę i zbierała się do wyjścia. Podeszła jeszcze do chłopca i pogładziła jego kasztanowe włosy, uśmiechając się przy tym ciepło.
- Musi dużo odpoczywać - dodała, zwracając się do mężczyzny, którego dziecko uznało za swojego ojca, potem skierowała się do drzwi. Z pogardą w oczach minęła Lera i wyszła.
- Laran, powinieneś pokazać tej dziwce, gdzie jej miejsce - syknął rozjuszony, a w odpowiedzi uzyskał tylko karcące spojrzenie mężczyzny - Dobrze, już nic nie mówię - rzucił pospiesznie.
Laran ostrożnie wstał, a następnie wziął na ręce chłopca. Podszedł razem z nim bliżej Lera i Cayita, który z kolei jakby trochę pobladł. Dziecko mocno wtulało się w płaszcz mężczyzny i zaniepokojone rozglądało się dookoła.
- Ler, weź go do tego małego pokoju na poddaszu i zostań z nim dopóki nie przyjdę - polecił.
Rudzielec przytaknął i delikatnie odebrał z rąk Larana chłopca, a jednocześnie pospiesznie zerknął na jego zakryte czystym, białym płótnem jego lewe oko. Dziecko nie protestowało, zdecydowanie było już bardzo zmęczone.
Zostali sami. Cayit dalej stał jak zaklęty, natomiast jego ojciec zdenerwowanym krokiem zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, wyraźnie szukając jakiś odpowiednich słów. Nagle stanął, na co nastolatek aż drgnął.
- Cayit, od dzisiaj ten chłopiec będzie twoim bratem.
Nastolatek przytaknął sztywno głową, ale nie odezwał się ani słowem. Mężczyzna natomiast przymknął na chwilę oczy, wyraźnie po raz kolejny układał sobie słowa w głowie.
- Dam ci radę. Jeżeli musisz już... - zamilkł na chwilę, by po chwili zacząć ponownie - Na przyszłość, zabijasz wszystkich, albo nikogo, w przeciwnym razie musisz przyjąć na siebie odpowiedzialność.
Cayit pobladł jeszcze bardziej i nerwowo przełknął ślinę.
- Ci ludzie, co tak potraktowali to dziecko... Nigdy nie bądź, jak oni - rzekł jeszcze.
***
Ciche miauknięcie skłoniło Neita, aby spojrzał za okno. Na parapecie niecierpliwiła się ruda kotka. Zwierzak przechadzał się na dystyngowanych łapkach od jednego krańca do drugiego, wyraźnie poirytowany, że nie może dostać się do środka.
Neit odstawił na stolik niemal pustą czarkę i podszedł do zwierzęcia, by je wpuścić. Okno zaskrzypiało nieprzyjemnie w momencie jego uchylania, a kotka niemal natychmiast wykorzystała szparę, by wśliznąć się do środka. Upadła lekko na poprzecierane deski podłogowe i cztery razy zamaszyście machnęła ogonem, ukazując wszystkim dookoła swoje niezadowolenie. Miauknęła gardłowo i na obrażonych łapach przeszła powoli w kierunku łóżka i siedzącego tam nastolatka. Obdarzyła go ostrożnym spojrzeniem i wyminęła, zachowując bezpieczną odległość jednego metra. Skierowała się w stronę dwóch małych miseczek ustawionych pomiędzy łóżkiem, a ścianą z drzwiami, w których czekały na nią resztki z dzisiejszego obiadu, oraz czysta, chłodna woda.
- Czekaj Rah, jeszcze się pokaleczysz - westchnął Neit, zamykając okno.
Kotka na dźwięk jego głosu zatrzymała się i uniosła ogon do góry. Nie odwracając się w jego stronę, stała i czekała, aż do niej podejdzie i pogłaszcze po grzbiecie. Neit podniósł ją i przytrzymał lewą ręką, a następnie podszedł do misek i przeniósł je na środek pokoju, gdzie nie było śladu po resztkach rozbitej o drzwi czarki.
- Wcinaj - powiedział cicho, kładąc Rah na ziemi.
Nastolatek bezmyślnie gapił się na zadowolonego kota, który od czasu do czasu mrucząc, jadł poszatkowaną rybę z gotowanym ryżem. Z pewnym rozbawieniem odkrył, że ten zwierzak jest karmiony lepiej niż sołtys z jego wioski. Obraz martwej matki ponownie stanął mu przed oczami. Kot stawał się coraz mniej wyraźny i w końcu poczuł wilgoć na policzkach.
- Jesteś głodny? - usłyszał gdzieś obok siebie, ale nie zareagował w żaden sposób. Obrazy przepełnione krwią coraz nachalniej atakowały jego umysł, wywołując w nim przerażenie i panikę. Oddychał ciężej, a z ust zaczęły wyrywać mu się urywane łkania i jęki. Przestał zdawać sobie sprawę z tego gdzie jest i co się dookoła dzieje. Widział tylko krew, czuł tylko jej mdły zapach. Miał wrażenie, że napełniła mu usta i że zaraz się w niej utopi.
Chwycił się za gardło i gwałtownie zaczął przesuwać po nim paznokciami. Krzyczał i zaczął rzucać się gwałtownie dookoła.
Neit przez chwilę stał jak osłupiały, przyglądając się, jak dzieciak wrzeszczy i rozrywa sobie dłońmi skórę na szyi. W końcu rzucił się w jego stronę i chwycił go za nadgarstki. Palce nastolatka pokryte były krwią.
- Uspokój się! - krzyknął mu w twarz, ale chłopiec tylko jeszcze bardziej desperacko usiłował się wyrwać.
Nagle zaatakował zębami jego przedramię. Neit syknął z bólu i odruchowo puścił jedną rękę nastolatka, by natychmiast mocno uderzyć go w twarz. Gdyby dalej nie trzymał go drugą, z pewnością dzieciak upadłby dość boleśnie na podłogę. Cienka strużka krwi zaczęła miarowo sączyć się z rozciętej wargi.
Neit od razu ponownie chwycił chłopca za uwolnioną dłoń i pchnął na łóżko. Usiadł mu na biodrach, a oba nadgarstki przytrzymywał mocno wciśnięte w pościel po obu stronach jego głowy. W tej pozycji postanowił poczekać aż się uspokoi.
Czas, gdy nastolatek dalej walczył jak oszalały, rzucał głową na boki lub też usiłował kopnąć jego plecy, dłużył mu się bardzo. Z pewnym żalem obserwował, jak na białej pościeli pojawia się coraz więcej krwawych plam, czy to z dłoni, czy też wargi chłopca. W końcu z ulgą zauważył, że ten zaczął słabnąć, aż w końcu tylko cicho płakał ze wzrokiem utkwionym w swój lewy, unieruchomiony nadgarstek.
- Tylko już bez takich cyrków - pogroził Neit, uwalniając jego ręce i prostując plecy.
Zszedł mu bioder i podszedł do drzwi, by dokończyć zaczęte wcześniej sprzątanie potłuczonej czarki. Kątem oka zauważył Rah siedzącą na stoliku. Jej zielone oczy o nieodgadnionym wyrazie świdrowały jego plecy.
- A spróbuj tylko miauknąć - wycedził, podchodząc do niej z kawałkami naczynia, które wrzucił niedbale do małego, wiklinowego kosza.
Spojrzał w stronę łóżka. Chłopiec leżał dokładnie w takiej samej pozycji, w jakiej go zostawił. Podszedł bliżej i przysiadł na skraju. Wyciągnął dłoń w kierunku jego jasnych włosów, by je pogładzić, ale gdy tylko ich dotknął, nastolatek niedbale uderzył dłonią jego rękę i spojrzał na niego przepełnionymi nienawiścią oczami. Neit uśmiechnął się krótko i tym razem stanowczo pogładził go po głowie, ignorując dezaprobatę z jego strony.
- Bałem się, że zupełnie ci odwaliło - powiedział do niego - ale jeszcze trochę rozumu w tobie jest. Zaraz przyniosę drugi komplet pościeli i opatrzę ci tę nieszczęsną szyję, a na razie jeszcze sobie trochę odsapnij.
Wstał i od razu skierował się w stronę drzwi. Przez chwilę mignęła mu myśl, że zostawianie tego dzieciaka bez opieki, może być dość niebezpieczne, ale i tak nie miał większego wyboru. Zamknął je cicho za sobą i już sięgał po klucz, gdy zauważył w końcu korytarza jedną z pracujących w domu dziewcząt.
- Hej! - krzyknął do niej, a ta lekko zdezorientowana oderwała się od mycia podłogi. - Podejdź tutaj.
Niska służąca natychmiast wstała z klęczek i wrzuciła szmatę do drewnianego wiadra. Podbiegła drobnymi krokami do Neita i nie podnosząc na niego wzroku, stanęła przed nim.
- Jesteś tu nowa? - zdziwił się trochę mężczyzna - Z resztą nieważne! Przynieś mi dodatkowy komplet pościeli, jakiś koc i materiały opatrunkowe.
- Już, panie - powiedziała dziewczyna, nieznacznie się kłaniając.
- Byle szybko - dodał jeszcze, zanim służąca odwróciła się i odeszła szybkim krokiem.
***
Przebudzenie z koszmaru nie przypominało niczego innego, jak tylko przeniesienie się do następnego. Dłonią niedbale otarł z twarzy łzy i pot. Powoli usiadł na łóżku i podkulił nogi. Potrzebował chwili, by jako tako dojść do siebie.
Przeczesał palcami niemal zupełnie mokre włosy i spojrzał w bok na źródło całego tego zła. Przeklęte źródło całego zła spało spokojnie na podłodze w drugim końcu pokoju, odwrócone było do niego plecami i ze swojego miejsca widział jak nieznacznie, harmonijnie poruszają się w rytm uśpionego.
To byłoby takie proste.
Ciche powątpiewania sumienia natychmiast zostały stłumione przez rosnącą chęć zemsty. Uważnie rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu przedmiotu mogącego pomóc mu w osiągnięciu celu. Ascetycznie urządzony pokój nie był jednak odpowiednim źródłem śmiercionośnej broni. Ściągnął brwi i na dłużej zawiesił wzrok na drewnianej szkatułce, w której przetrzymywane były zioła. Gdyby z odpowiednią siłą uderzyć nią go w głowę, przy odrobinie szczęścia może udałoby się go zabić, albo co najmniej straciłby przytomność. W obu wypadkach dałoby to mu czas na ucieczkę.
Najciszej jak potrafił, wygrzebał się z pościeli i uważając, by nie obudzić swojego celu dostał się pod stolik, gdzie leżała skrzynka. Zbudowana była z ciemnego drewna, które wzmocnione zostało metalowymi okuciami. Z łóżka nie widział ich dokładnie, ale wyglądały na fachową, solidną robotę. Ostrożnie podniósł ją do góry, jednocześnie trochę się dziwiąc, że jest dość ciężka. "To dobrze", pomyślał, odwracając się w stronę mordercy. Na kolanach przesunął się bliżej niego i zaczął podnosić szkatułę do góry.
- Daj sobie spokój - usłyszał od swojej niedoszłej ofiary. - Odłóż tę skrzynkę, bo była dość droga i nie mam zamiaru kupować następnej.
Z pewnym wahaniem opuścił ją na podłogę, obok leżącego do niego plecami mężczyzny. Czuł się jak skończony idiota. Nie kontrolował tego, ale w oczach zaczęły zbierać się łzy.
- Nie spałem już od dawna, jeśli cię to interesuje. Strasznie krzyczałeś. - Kontynuował morderca - Otwórz skrzynkę, tam po prawej stronie jest mała buteleczka. Wypij z niej mały łyczek, nie więcej, to silny środek uspokajający, działa też nasennie. Podejrzewam, że nie będziesz miał po nim koszmarów, ale nie obiecuję. Skrzynkę odłóż na swoje miejsce i wracaj do łóżka.
Zrezygnowany chłopak uniósł wieko i odnalazł buteleczkę. Podniósł ją do góry i przyglądał się żółtawej cieczy. Przez głowę przeszła mu myśl, że może to być trucizna, ale z drugiej strony już na niczym mu nie zależało. Wyciągnął korek i szybko upił niewielką ilość substancji.
***
Gwar ze znajdującej się na parterze stołówki słychać było nawet w pokoju Neita. Chłopak wziął głęboki wdech i uchylił drzwi na korytarz, a hałas jeszcze nachalniej wtargnął do środka. Zanim wyszedł, spojrzał na przezornie przywiązanego lnianym sznurkiem do łóżka, dalej pogrążonego we śnie nastolatka - nie chciał ryzykować, że w czasie jego nieobecności dzieciak wpadnie na jakiś iście genialny pomysł lub też znowu będzie miał atak paniki. Dokładnie zamknął za sobą drzwi, przekręcając w zamku duży, żelazny klucz, po czym przypiął go z powrotem do skórzanego paska luźno spoczywającego na biodrach. Ociągając się trochę, ruszył korytarzem w kierunku schodów.
Nie miał najmniejszej ochoty na konfrontację z resztą "pensjonariuszy". Ich docinki, które raczej zawsze pozostawały na dość marnym poziomie, nie tyle go irytowały, co po prostu męczyły. Między innymi ze względu na fakt, że tyko mała grupa żołnierzy miała wziąć udział w niedawno zakończonej akcji na terenie Chenes, zdecydował się pojawić.
Zaciskając zęby, wsunął się do jadalni i tak jak się spodziewał natychmiast pojawił się przed nim Yasha - w mniemaniu Neita jeden z najbardziej denerwujących osobników, jakich miał tą nieprzyjemność poznać. Rosły mężczyzna o bardzo opalonej skórze z mocno zarysowanymi pod nią mięśniami szybkim i trochę niezręcznym krokiem podszedł do niego.
- Jak ci minęła noc z naszą sierotką? - wyszczerzył swoje koślawe zęby w żałosnej parodii uśmiechu, a na jego słowa pozostali mężczyźni huknęli gromkim śmiechem.
Neit przymknął oczy i zacisnął mocno pięści. W teorii jego pozycja na tle reszty była bardzo wysoka, a właściwie to najwyższa. Jedynie Cayit mógł wydawać mu polecenia, jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że nikt z zebranych nie uznaje go jako głównego zastępcy ich przywódcy. Powoli zaczynał czuć się zmęczony tą ciągłą walką o dominację i wolał usuwać się na dalszy tor, byleby tylko uniknąć bezsensownej wymiany zdań.
- Nie wasza rzecz, więc stulić mordy! - warknął i odprowadzony rozbawionymi spojrzeniami z podniesioną głową przeszedł w głąb sali do stołu, przy którym usadowił się wcześniej Ler.
Mężczyzna uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
Ler był jedyną osobą, której Neit mógł zaufać. Wielokrotnie rudzielec nastawiał dla niego karku, wstawiając się za nim u Cayita lub biorąc na siebie winę za jakiś nieudany wypad.
- Zdrajca - syknął do niego, padając na stołek obok.
- Nie obrażaj się. Nie miałem wczoraj ochoty narażać się ani tobie, ani tym bardziej Cayit'owi. W ogóle to dzieciak odezwał się może? - zapytał, spoglądając na chłopaka z ukosa zielonymi oczami.
- Potrafi mówić, ale kląć już nie - uśmiechnął się krótko do przyjaciela.
Yasha podszedł bliżej i stanął po drugiej stronie stołu. Wpatrywał się z zainteresowaniem swoimi błękitnymi, wyłupiastymi oczami w twarz Neita, a jego cuchnący oddech spowodował, że chłopak z odrazą odchylił się na stołku w tył.
- Co się tak gapisz? - syknął.
Mężczyzna oparł dłonie na blacie i nagłym ruchem przysunął się do twarzy Neita. Zaskoczony chłopak odruchowo odchylił się jeszcze bardziej w tył, by ostatecznie stracić równowagę i z łomotem runąć na podłogę.
- Brawo Yasha! - krzyknął ktoś z końca sali, starając się przebić przez wszechobecny śmiech - Miecz Cayit'a go nie zabił, za to ty powaliłeś go samym tylko oddechem!
- Banda idiotów - szepnął pod nosem. - Mam was już zwyczajnie dość.
- Hej, hej, malutki, no nie obrażaj się, słoneczko - Yasha wyciągnął w jego stronę prawą rękę, by pomóc wstać.
- Daruj sobie - warknął rozwścieczony i szybko podniósł się na nogi.
Karcącym wzrokiem przesunął po twarzach zwijających się ze śmiechu towarzyszy w tym niemal leżącego na stole Lera. Skrzywił się.
- I nawet ty przeciwko mnie - rzucił, chwytając dłońmi krawędź stołu i przewracając go na Yashę, który w ostatniej chwili zdołał uskoczyć.
Neit szybkim krokiem ruszył w stronę kuchni, po drodze przeskakując przez stojącą mu na drodze długą i wąską ławę.


***



Pod drzwi do swojego pokoju trafił po kilkunastu minutach, będąc obładowanym jedzeniem, jakie wepchnęła mu stara kucharka. Przez chwilę zastanawiał się, jak zdoła otworzyć drzwi, mając w dłoniach dwa duże talerze, których niewielkie przechylenie w jedną lub drugą stronę groziło zabrudzeniem podłogi. W końcu oba położył na niej.
Otworzył drzwi i zamarł.
Na łóżku nikogo nie było. Sznurek został rozerwany. Okno szeroko otworzone.
Podbiegł do łóżka i przyjrzał się zakrwawionemu, lnianemu sznurkowi. Wyglądało na to, że lewą rękę chłopaka przywiązał bardziej niedbale i węzeł musiał pozostać luźny na tyle, by przy odpowiednio zawzięta próba uwolnienia ręki okazała się owocna.
Z obawą podszedł do okna i spojrzał w dół. Był to trzeci poziom, więc spodziewał się zobaczyć tam nieprzytomnego lub nawet martwego dzieciaka, jednak niczego takiego nie dojrzał. Nawet nie było śladów krwi, tylko złamana gałąź z drzewa, po którym Rah się zawsze wspina do okna.
- Cholera.











 


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 14 2011 23:44:59
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Gabriel (Brak e-maila) 00:22 15-12-2006
Niezle niezłe. Gratuluję udanego poczatku, czekam na kolejne prace smiley
wampirzyca (Brak e-maila) 18:03 06-07-2010
REWELACYJNE OPOWIADANIE PROSZĘ O KOLEJNE CZĘŚCI...BARDZO PROSZĘ smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum