The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 21:39:38   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Slaughterhouse 1
Widok był zbyt drastyczny, by mógł podnieść wzrok.
Drzewo, to samo drzewo, na które niejednokrotnie wspinał się w dzieciństwie, z którym wiązało się tyle pięknych wspomnień, teraz broczyło krwią. Czerwona kałuża, utworzona ze spływających w dół po korze strumieni w przerażający sposób uświadamiała go, że to wszystko jest jednak prawdą, okropną rzeczywistością.
Jak bardzo pragnął by był to tylko koszmarny sen, z którego prędzej, czy później zostanie obudzony. Matka przygotuje śniadanie i zawoła go i jego małą siostrzyczkę, aby zeszli do kuchni, by je zjeść. Będą się śmiać, a ich radosne głosy zbudzą ojca, który z odrobinę niezadowoloną miną, drapiąc się po głowie, stanie w drzwiach z niewyraźnym "dzień dobry" na ustach.
Jednak to nie był sen i nic takiego już się nigdy nie stanie. Już nie.
Upadł na kolana, a z jego oczu zaczęły spływać łzy. Krzyknął w nasączoną krwią ziemię.
Nie chciał na to patrzeć, nie chciał widzieć swoich bliskich w takim stanie - obnażonej matki, powieszonej na silnej gałęzi drzewa z makabrycznym rozcięciem sięgającym jej od podbrzusza aż po piersi, jelit wyciągniętych z jej wnętrza i przybitych gwoźdźmi do pnia; siostrzyczki przebitej widłami, która leżała kilka metrów dalej; korpusu ojca pozbawionego wszystkich kończyn.
- No proszę, ktoś się jeszcze ostał - na dźwięk głosu, którego źródło znajdowało się tuż za jego plecami, znieruchomiał.
- Ler! Skończ chlać i chodź tutaj, nowa zabawka na nas czeka! - krzyknął w dal.
Chłopak głośno przełknął ślinę, a następnie powoli, drżąc na całym ciele, zaczął odwracać się w stronę oprawcy. Nagle poczuł palce nieznajomego na swojej głowie, a następnie silne szarpnięcie za włosy. Krzyknął krótko i natychmiast wstał chcąc uciec przed zadawanym bólem.
Przed jego oczami pojawiła się twarz młodego mężczyzny. Wydawało się mu, że ma on około dwudziestu lat, może odrobinę więcej. Kasztanowe włosy okalały owal jego twarzy, a niesamowicie czarna tęczówka prawego oka wpatrywała się groźnie w chłopaka, podczas gdy lewe zasłonięte było brązową, skórzaną opaską.
Nastolatek spojrzał szybko za ramię wyższego od siebie mężczyzny i dojrzał idącego w ich kierunku brodatego olbrzyma dzierżącego w dłoni zakrwawiony miecz.
Krzyknął.
Pięść z dużą siłą wdarła się w przeponę. Został popchnięty w stronę stojącego już obok niego brodatego mężczyzny o nieprzyjemnym obliczu. Jednooki zaśmiał się, ukazując szereg prostych, białych zębów i niemal tanecznym krokiem podszedł do przebitego widłami ciała dziecka. Na jego usta wtargnął krzywy uśmieszek, gdy przyjrzał się bliżej zastygłej w bólu twarzyczce. Nagle gwałtownie podniósł stopę i z całej siły przydeptał nią głowę dziewczynki.
Przerażony chłopak usłyszał nieprzyjemny trzask i jak na zawołanie zrobiło się mu niedobrze. Oprawca powolnym ruchem wyciągnął metal z ciała, by następnie z szerokim uśmiechem szaleńca zbliżyć się do trzęsącego się jak osika, unieruchomionego przez brodacza chłopaka. Uniósł mu widły na wysokość oczu i kilka kropel krwi jego siostrzyczki opadło na policzki nastolatka, gdzie od razu przemieszały się ze łzami, które nieustannie wypływały z oczu.
- Wbijałem je powoli - zamruczał jednooki kat, a chłopak był w stanie skupić się tylko i wyłącznie na krwawym śladzie, który pozostawiał na ziemi jego but - bardzo powoli. Żałuj, że tego nie słyszałeś, jak płacz i krzyk "Mamo" mieszał się w jedno. Jak ona się darła…
Odsunął widły od twarzy chłopaka i przybliżył się do niego trochę bardziej. Z zadowoleniem przyglądał się zaczerwienionym oczom i mocno zaciśniętym ustom. Na policzku czuł jego nierówny, niemal zionący przerażeniem, oddech. Uśmiechnął się triumfalnie.
- Co się tu dzieje, Neit?
- Cayit… - odrobinę zaskoczony młody morderca spojrzał na nowoprzybyłego.
Wysoki mężczyzna dostojnym krokiem podszedł do rozłożystego drzewa i z pewnym zaciekawieniem zaczął oglądać powieszoną na nim kobietę. Jej kostki owiązane były podartymi pasami prześcieradła, których drugie końce zaczepione zostały o dwie przeciwległe gałęzie, tym samym rozszerzając jej nogi do granic możliwości. Nacięcie rozpoczynało się zaraz za granicą włosów łonowych i ciągnęło, otwierając jej wnętrze, aż po mostek.. Jelita, które wyciągnięto ze środka, przybito dużymi gwoźdźmi do pnia i pobliskich gałęzi, tym samym sprawiając, że krew kobiety, spływając po zagłębieniach kory, tworzyła u nasady drzewa, obok sporej wielkości kałuży znajdującej się bezpośrednio pod ciałem zmarłej, drugą.
Cayit obrócił się w stronę pozostawionego pod drewnianym płotem korpusu mężczyzny. Chwilę, jakby się zastanawiając nad czymś istotnym, kontemplował bielący się kikut jednego z kręgów szyjnych. Po czym podszedł do ciała i ostrożnie postawił na nim nogę, by następnie, z największą odrazą, odepchnął je od siebie. Ciało przetoczyło się kilka metrów w stronę Neita, Lera oraz niemal omdlałego chłopaka, który widząc zbliżające się do niego zwłoki ojca, nagle krzyknął.
- Zostaw go!
Natychmiast jego twarz utonęła w niewysokiej trawie, a na karku spoczął ciężar nogi jednookiego. Coś zaświszczało tuż obok ucha, niemal się o nie ocierając i chłopak nawet nie musiał się obracać, by wiedzieć, że były to widły, które jeszcze chwilę temu tkwiły w ciele jego małej siostrzyczki.
- Stul się! - warknął Neit, a następnie podniósł wzrok na wysokiego mężczyznę - Coś nie tak?
- Gdzie jest reszta? - zapytał jakby od niechcenia podchodząc bliżej, stawiając kroki tak, by nie natrafić na żadną z większych i mniejszych kałuż krwi rozsianych gęsto w promieniu dwudziestu metrów.
- Na polu, za domem, robi za strach na wróble - jednooki uśmiechnął się krzywo, jednocześnie mocniej wciskając leżącego w ziemię.
Twarz Cayita wyraźnie mówiła, że nie chce wiedzieć nic więcej. Mężczyzna westchnął ciężko i schylił się, aby przyjrzeć się bliżej bezradnie leżącemu na ziemi i zapewne już czekającemu na śmierć nastolatkowi. Jego jasne włosy rozsypane dookoła głowy przypominały trochę wyrzuconą na plażę muszlę obtoczoną różnego rodzaju pożółkłymi i wypalonymi przez słońce glonami. Mężczyzna odgarnął kilka kosmyków, odsłaniając tym samym zaczerwienioną, pokrytą przemieszanymi wydzielinami z oczu, nosa i ust twarz chłopaka. Chwilę przyglądał się w milczeniu szlochającemu, by w końcu zadać pytanie:
- Jak się nazywasz?
Neit zaskoczony, spojrzał na Cayita i wahając się, ostrożnie cofnął nogę. Gdy tylko chłopak został uwolniony, wysoki mężczyzna pomógł mu usiąść i zaczął go otrzepywać z trawy, która osiadła na jego ubraniu. Ostatecznie mimo jeszcze kilkakrotnie powtarzanego pytania, jedyne co uzyskał to przepełnione nienawiścią spojrzenie, jakim obdarował go nastolatek. W końcu Cayit zaśmiał się i zwrócił do stojących obok mężczyzn.
- Zawołajcie resztę, nic tu po nas.
Ler i Neit skinęli głowami i ruszyli w stronę znajdującej się za domem łąki, gdzie zostawili konie na popas. Po chwili wrócili razem ze swoimi i należącymi do reszty towarzyszy wierzchowcami. Neit następnie szybko pobiegł w kierunku sąsiedniego domostwa, by powiadomić znajdujących się tam ludzi o powrocie.
Gdy wrócił, zaskoczony zobaczył nastolatka usadowionego na jego klaczy i oglądającego całą otaczającą go scenerię 'spod byka'. Zdziwiony, skierował wzrok na Cayita, który właśnie regulował sobie strzemiona.
- Cayit… - zaczął gubiąc całą pewność siebie.
- A, Neit, już jesteś. Podciągnij popręg na swoim koniu, bo jeszcze siodło się zsunie pod naszym gościem - rzucił rozbawionym głosem wysoki mężczyzna.
Osłupiały, jak w amoku, zbliżył się do gniadej klaczy i odruchowo pogładził ją po pysku, na co zwierze zadowolone parsknęło i lekko zarzuciło łbem. Chłopak siedzący na koniu cofnął nogę wraz ze strzemieniem w tył, ułatwiając tym samym jednookiemu dostęp do klamerek popręgu. Neit chwycił pas i zdecydowanym ruchem podciągnął go do góry, powodując, że koń odrzucił łeb do tyłu i cofnął się o kilka kroków.
- Zrobione? - stukot końskich kopyt rozległ się tuż za plecami młodego mężczyzny, który na dźwięk na dźwięk głosu wyższego, odwrócił się gwałtownie - No to wskakuj i pilnuj, by nasz gość nie spadł gdzieś na zakręcie.
Specyficzny wyraz twarzy, utwierdził go w przekonaniu, że Cayit nie żartuje. Wspomnienie utraty oka błysnęło w jego głowie przez ułamek sekundy. Wsiadł na konia i usadowił się w siodle za nastolatkiem, który gdy tylko poczuł jego obecność, napiął wszystkie mięśnie.
Podróż powrotna minęła na wypatrywaniu nieprzyjacielskich bojówek, których pojawienie mogłoby przysporzyć sporo kłopotów. Na szczęście nic podejrzanego nie stanęło na drodze i już po około godzinnej jeździe dotarli do zaadoptowanej na ich potrzeby jaskini, służącej jako tymczasowe schronienie w drodze przez nieprzyjacielską ziemię - na północ.
Przed wejściem do groty zeszli z koni i natychmiast je rozsiodłali, by wkrótce po tym puścić wolno w dół doliny, gdzie w ciszy drzew mogły wypocząć, jednocześnie ze względu na ukształtowanie terenu, pozostając w miarę trudne do zauważenia. Mokre derki rozłożyli na rozgrzanych słońcem głazach, a sami schronili się wśród chłodnych skał jaskini.
Nastolatek nieufnie rozglądał się dookoła, a Neit, widząc Cayita tak podejrzanie miłego dla tego dzieciaka, czuł się coraz bardziej niepewnie. Westchnął tylko cicho i bez słowa wyszedł z groty, gdy wyższy mężczyzna wyznaczył go na wartownika.
Usadowił się pod drzewem, które rosło na niewielkim wzniesieniu, skąd miał doskonały widok na konie oraz na wejście do jaskini. Objął dłońmi ramiona i zaczął delikatnie rozmasowywać skórę. Zapowiadała się chłodna noc i w tej chwili zazdrościł trochę śpiącym pod wysuszonymi wcześniej derkami towarzyszom.
Kilkakrotnie starał się odgonić morzący go sen, w czym pomagały mu komary, które złośliwie bzyczące nad uchem albo tnące w każdym możliwym dla nich miejscu. Po pewnym czasie nawet przestał je odganiać, uznając, że to bez sensu. Oparł głowę o pień i resztkami sił walczył z nasilającym się bólem głowy i niemiłosiernym pieczenia oka - następstwami pozostawania przytomnym przez prawie dwie doby.
Zbudził go ciężar na ramieniu. Leniwie podniósł powiekę i nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się dookoła.
- Cayit?
Silne kopnięcie w prawy bok podziałało jak kubeł zimnej wody, wyzbywając go resztek snu. "Tak, to na pewno Cayit," pomyślał, jednocześnie próbując odruchowo objąć się rękami w pasie.
Nie zdążył.
W następnej chwili tkwił już plecami przygwożdżony do pnia z silną dłonią zaciśniętą na szyi, odbierającą oddech. Zaskoczony mógł tylko wpatrywać się w zielone tęczówki. Uśmiech mężczyzny był aż nazbyt znajomy - pojawiał się zawsze, gdy ten miał okazję poznęcać się nad jednookim.
Organizm domagał się tlenu. Otworzył usta, usiłując zaczerpnąć drogocenny haust powietrza i najwyraźniej Cayit musiał zauważyć, że jest już u kresu wytrzymałości. Niechętnie zwolnił uścisk. Kilka głośnych sapnięć odbiło się echem wśród drzew.
- Przepraszam - wydusił z siebie między kolejnymi przyspieszonymi oddechami.
- Masz wykonywać moje polecenia - odezwał się wreszcie, a jego głos zdawał się być jeszcze zimniejszy niż dotkliwy chłód poranka.
- Przepraszam, więcej się to nie powtórzy - odpowiedział, spoglądając w patrzące na niego z pogardą oczy.
Coraz bardziej zaczynał czuć się zmęczony sytuacją, w jakiej się znajdował. "Najpierw Cayit wydaje rozkaz zabicia wszystkich mieszkańców wioski, z której zagarnęli większość zapasów na podróż. Potem zabiera tego dzieciaka i zaczyna traktować go bardzo podejrzanie. A na koniec wyznacza mu jeszcze nieprzewidzianą wcześniej wartę. To chyba logiczne, że mając już za sobą nieprzespaną poprzednią noc, tej będzie po prostu ledwie świadomy tego, co dzieje się dookoła." Cayit oczywiście miewał swoje lepsze i gorsze dni, a teraz zdecydowanie nadszedł czas na te drugie. Westchnął cicho i postanowił wykorzystać ten moment, gdy mieli okazję porozmawiać chwilę sam na sam.
- Robisz to specjalnie - stwierdził.
- Co?
- Zabawa wre, prawda? Ten dzieciak, jakie masz plany? - Neit zbliżył się o krok do wyższego mężczyzny, który dalej spoglądał na niego, jak na śmiecia, którego trzeba jak najszybciej usunąć - Ma mnie tylko wkurzać, czy jakąś ciekawszą rolę dla niego szykujesz?
- Neit, Neit… Jesteś strasznym egoistą, czemu sądzisz, że zaraz chodzi o ciebie? Idę w ślady ojca - zaśmiał się cicho, na co jednooki znieruchomiał. - Co się stało? Tak trudno ci uwierzyć, że rzeczywiście chcę pomóc temu dzieciakowi?
- Pomóc? Nie rozśmieszaj mnie. Lepiej dla niego, jakbym go tam zabił. - parsknął po chwili ciszy. - Idziesz w ślady ojca? Jesteś po prostu zwykłym skurwielem.
- Nie tak ostro, bo się zdenerwuję - uśmiech poszerzył się odrobinę i przez to stał się jakby jeszcze bardziej nieprzyjemny.
- Za dobrze cię znam…
Cayit ponownie się zaśmiał, a następnie wyciągnął w stronę chłopaka dłonie, chwytając go za ramiona. Przyciągnął go bliżej siebie i nachylił się nad nim.
Neit stał nieruchomo, całkowicie poddając się mężczyźnie. Odgadując jego zamiary, nieznacznie odchylił głowę w prawo. Niemal natychmiast poczuł usta mężczyzny na swojej szyi. Czasami się dziwił, że ten człowiek potrafił być aż tak delikatny. Zamruczał cicho z aprobatą, a spuszczone do tej pory luźno wzdłuż boków ręce pokierował pod rozpięty płaszcz mężczyzny. Gdy dotknął dłońmi ciepłego ciała, pod palcami poczuł gwałtownie kurczące się mięśnie. Cayit przerwał pieszczotę i policzkiem przesunął po skórze chłopaka.
- Zimne, rzeczywiście musiałeś zmarznąć - szepnął mu do ucha i puścił ramiona Neita.
- Pewnie…
Dłonie Cayita znalazły się nagle w kasztanowych włosach, a natarczywe palce wyraźnie czegoś szukały. Neit ponownie zesztywniał, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co jest celem obejmującego go mężczyzny. Skórzana opaska z łatwością zsunęła się z twarzy, ukazując zmasakrowane oko.
Cayit uśmiechnął się i nieznacznie odsunął od siebie chłopaka. Zaczął uważnie przyglądać się małej tajemnicy skrywanej pod brązową, garbowaną skórą. Nic niewidząca, wyschnięta źrenica otoczona czarną tęczówką patrzyła się w dal. Przybliżył do niej swoją twarz i wysunął język, by jego koniuszkiem zbadać poszarpaną rogówkę, pod którą znajdował się szereg maleńkich żyłek, z których niegdyś płynąca krew zabarwiła całość na przerażająco czerwony kolor. Z rozbawieniem zauważył, że Neit cały drży.
- Przestań - szepnął błagalnym głosem - Proszę przestań…
- Czemu? Przecież nie boli - szepnął cicho.
- Zostaw mnie! - krzyknął, wyrywając się z ramion mężczyzny i natychmiast zasłaniając dłońmi niemal całą lewą część twarzy - Nie patrz…
Osunął się na ziemię i opuścił nisko głowę tak, że kasztanowe włosy niemal całkowicie zasłoniły jego twarz. Cayit po chwili przyglądania się zadowalającej reakcji Neita przybliżył się do niego i kucnął przed nim. Przez moment jeszcze przyglądał się mu, by w końcu chwycić dłońmi jego nadgarstki i siłą oderwać desperacko przyciśnięte do twarzy ręce.
- Możliwe, że znalazłem jakiś trop drania, co tak cię urządził i jak będziesz grzecznym chłopcem, to może się nim z tobą podzielę. Chyba pragniesz swojej zemsty. Ten człowiek wymordował twoją rodzinę i pozostawił ci tą, jakże interesującą pamiątkę.
Neit miał ochotę się wybuchnąć śmiechem za każdym razem, gdy słyszał o zemście z ust osoby, na której powinien się mścić. Za każdym razem się powstrzymywał, ale tym razem kąciki jego ust na krótką chwilę powędrowały ku górze.
Żałosne.
- Chcę zemsty - szepnął.
- Dobry chłopiec. Jutro, jak nic nam nie przeszkodzi, będziemy już w domu i tam zaopiekujesz się naszym gościem. Powinieneś chyba najlepiej odebrać jego potrzeby, w końcu byłeś w podobnej sytuacji.
Nic nie odpowiedział tylko po krótkiej chwili nieznacznie przytaknął.
Cayit uwolnił jego nadgarstki i natychmiast wstał. Przeszedł kilka kroków i schylił się, by podnieść brązową przepaskę, a następnie rzucić ją niedbale w stronę siedzącego obok chłopaka.
- Wracaj szybko do obozu, wkrótce ruszamy - ponaglił go, oddalając się w stronę wejścia do jaskini.
Neit przez chwilę wpatrywał się w skórzaną przepaskę, a następnie zawiązał ją mocno. Wziął kilka głębszych oddechów, starając się tym samym trochę uspokoić. Przez krótką chwilę śmiał się cichutko, by następnie podnieść się, otrzepać z igliwia i resztek mchu. Powolnym, niechętnym krokiem ruszył w kierunku obozowiska.
+++
Z ulgą przyglądał się wirującym w ceramicznej czarce liściom melisy, oraz kwiatom lawendy i lipy. Zdecydowanie musiał się uspokoić, a już sam zapach naparu powodował, że czuł się lepiej. Odstawił naczynie na mały stolik, a sam podszedł do zakrytego białą, czystą pościelą łóżka, które cicho skrzypnęło, gdy się na nim położył. Ułożył sobie ręce pod głowę i wpatrywał się w sękate belki, z których zrobiony był sufit.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Wejść! - krzyknął, niechętnie spoglądając w stronę swoich nieproszonych gości - Ler?
Brodacz wsunął się do środka i pociągnął za sobą nową zabawkę Cayita. Chłopak wyglądał na kompletnie przerażonego, trząsł się jak osika, a jego wzrok nie zatrzymywał się na niczym dłużej niż na pół sekundy.
- Co on tu robi? - zdziwił się mężczyzna, siadając na łóżku.
- No właśnie. Cayit kazał ci się nim zająć, więc ja już pójdę - rzekł szybko rosły mężczyzna i popchnął nastolatka w stronę zaskoczonego chłopaka.
Neit odruchowo zerwał się z łóżka i chwycił dzieciaka zanim ten rozbił sobie głowę o kant stolika. Następnie szybko spojrzał na pospiesznie wychodzącego rudzielca.
- Ler! Czekaj! Czemu, do cholery, nie zajmie się nim Cayit! - krzyknął.
- Dobre pytanie, zapytaj się go, jak go spotkasz - rzucił szybko, zamykając za sobą drzwi.
Neit, w przypływie nagłego ataku furii, wolną ręką chwycił czarkę z naparem i z całej siły rzucił ją za Lerem. Naczynie rozbiło się z nieprzyjemnym odgłosem, a zawartość zalała skórę dzika, która leżała przy wejściu.
- Cholera - zaklął i niechętnie spojrzał w stronę drżącego dzieciaka.
Posadził go na łóżku, a sam podsunął sobie drewniane krzesło i postawił je oparciem w stronę nastolatka. Przerzucił przez nie jedną nogę i opadł ciężko, opierając się rękami o delikatnie zdobione deski. Chwilę badał chłopca wzrokiem, po czym znudzonym ruchem poprawił sobie opadające mu do oka pasmo włosów.
- Zdecydowanie muszę się nauczyć panowania nad sobą, bo wkrótce skończą mi się czarki - powiedział, kątem oka zerkając w stronę rozbitego naczynia. - Potem to posprzątam, teraz mi się nie chce.
Blondyn uparcie gapił się na swoje dłonie i bardzo mocno zaciskał usta. Neit westchnął i wstał z krzesła. Podszedł do okna i sięgnął po skrzynkę leżącą na półce za granatową zasłoną. Z szafki niżej wyciągnął dwie kolejne czarki i wszystko to postawił na stoliku. Nasypał do obu naczyń kwiatów lipy i lawendy, oraz sporo liści melisy, a następnie zalał je gorącą wodą, której resztki pozostały jeszcze w małej amforze schowanej pod stolikiem. Potem ponownie usiadł na krześle, a jedną z czarek przesunął bliżej dzieciaka.
- Napij się - powiedział z lekkim uśmiechem na ustach, jakkolwiek wiedział, jak głupio musi to wyglądać.
Morderca podający ziółka na uspokojenie.
Chłopak podniósł na niego wzrok, a następnie uważnie spojrzał na parujący napój.
- Nie bój się, nie mam zamiaru nic ci robić, z resztą wiem, jak się czujesz - powiedział, delikatnie drapiąc się za uchem.
- Gówno wiesz - nadeszła cicha odpowiedź.
- Zdziwiłbyś się - odparł.
Chłopak sięgnął po czarkę i ostrożnie upił łyk z jej zawartości. To samo zrobił Neit.











 


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 14 2011 23:44:42
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Gabriel (Brak e-maila) 00:22 15-12-2006
Niezle niezłe. Gratuluję udanego poczatku, czekam na kolejne prace smiley
wampirzyca (Brak e-maila) 18:03 06-07-2010
REWELACYJNE OPOWIADANIE PROSZĘ O KOLEJNE CZĘŚCI...BARDZO PROSZĘ smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum