The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 13:16:06   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Anioł bez boga 3
Akt trzeci – „Głód Sztyletów”




Dla kawy, której w trakcie pisania wypiłam litry i która mnie nie zabiła. A co mnie nie zabije, to mnie wzmocni xD


"Gdy chciałem usłyszeć Twój głos, wiatr uczynił mnie głuchym
Kiedy chciałem Cię ujrzeć, mgła zamknęła mi oczy
A kiedy chciałem Cię dotknąć, moje dłonie oplotły powoje."






Michael spoglądał na ciało Alana przez szybę w drzwiach szpitalnych. Jego pierś unosiła się delikatnie, wspomagana splotem plastikowych rur i mruczącą cicho aparaturą. Panowała cisza, w którą wkradało się monotonne brzęczenie jarzeniówki, zapach śmierć i szpitalne tajemnice. Jeszcze gdzieś w oddali charczał głos salowej.
Alan wydawał się Michaelowi taki mały. Taki kruchy.

Tak bardzo ś m i e r t e l n y.

Z zamyślenia wyrwała go czyjaś ręka, która dotknęła niespodziewanie jego ramienia. Podskoczył i obrócił się już chcąc sięgać po broń, ale powstrzymał towarzyszący mu od lat odruch, widząc biały kitel i stetoskop, przewieszony przez szyję.

- Pan Michael Crowley? - Spytał lekarz.
- Tak, to ja.
- Nazywam się Maiers. Jak się pan zapewne domyślił, zajmuję się pańskim przyjacielem. Alan Powell jest w ciężkim, ale stabilnym stanie. Usunęliśmy operacyjnie kulę, ale został postrzelony bardzo blisko kręgosłupa... Ciężko mi o tym informować, ale prawdopodobnie będzie sparaliżowany, jeszcze nie wiadomo w jak dużym stopniu.
- Ach tak... - Tylko tyle zdołał wykrztusić Michael, gdyż nagle wezbrała w nim potworna fala bólu. Spojrzał z rozpaczą, w stronę nieprzytomnego Alana.
- Wkrótce pojawi się policja, żeby pana przesłuchać, proszę się więc nie oddalać. To po prostu nie do pomyślenia. - Lekarz pokręcił głową z niedowierzaniem - W tym małym miasteczku nie działo się nic od l a t. A teraz tyle wypadków, w tak krótkim odstępie czasu.
- Wcześniej nic tu się nie działo? -Spytał anioł.
- Nic wielkiego, jakieś bójki, spory rodzinne i pijackie wybryki. Co najwyżej kilka kradzieży na rok. Wie pan jak to wygląda w niewielkich miejscowościach.
- To po co taki wielki szpital, w takim małym miejscu. Nie wystarczyłby zwykły lekarz?

Medyk wyraźnie się zawahał, po czym ukazał garnitur białych zębów a oczy zaiskrzyły mu się wesoło, za kwadratowymi oprawkami okularów. Jego zachowanie wydało się Michaelowi zupełnie nieadekwatne do treści ich rozmowy.

- Widzi pan, szpital to niewielki fragment tego obiektu. Większą część zajmuje szpital psychiatryczny.

Wzrok Michaela bezwiednie zsunął się z uśmiechniętej twarzy lekarza, na okno za jego plecami, w którym miarowo gasło i rozbłyskiwało światło. Lekarz podążył za jego wzrokiem.

- To właśnie jeden z oddziałów. Widzi pan, panie Crowley, zachodzi tutaj pewne niewyjaśnione, frapujące zjawisko. - Rzekł lekarz obserwując okno. - Na tym obszarze Anglii, od niepamiętnych czasów, obserwujemy stosunkowo wysoki wskaźnik chorych psychicznie.

Mężczyzna odwrócił się, poprawiając okulary. Jego twarz się nie zmieniła, ale zimno niebieskie oczy zaśmiały się tryumfalnie, choć może tylko zdawało się Michaelowi.

- A czy przypuszcza pan, skąd tak duża liczba chorych?

Tym razem lekarz już się nie powstrzymał i wyszczerzył się w uśmiechu, który przyprawił Michaela o dreszcze.

- Mam kilka teorii. Jeśli chciałby pan o nich posłuchać, mogę panu opowiedzieć co nieco, jeśli potowarzyszy mi pan podczas obchodu.

Ostrzegawczy pisk odezwał się w głowie anioła. Michael grzecznie odmówił i poczekał, aż lekarz zniknie z pola jego widzenia, a echo kroków umilknie. Spojrzał raz jeszcze na ciało Alana i ruszył w poszukiwaniu gasnącego i rozpalającego się światłem pokoju.

Korytarze, które mijał, zdawały się zupełnie puste. Otaczał go nieprzyjemny zapach sterylnych pomieszczeń i leków. Zastanowił się przelotnie, czy Alan jest aktualnie jedynym pacjentem, części przeznaczonej dla osób chorych na ciele, a nie na duchu.

Bez większych problemów wszedł na oddział, minął chrapiącego donośnie strażnika. Drzwi ze szkła pancernego, ustąpiły pod naciskiem jego dłoni.

Wszystko szło zbyt łatwo.

Kolejny korytarz, na którym się znalazł, nie różnił się wiele od poprzedniego tyle, że po tym mimo późnej pory, kręciło się mnóstwo ludzi. Najczęściej chodząc bez celu, mamrocząc do siebie, ścian, czasem do innych pacjentów. Powłóczając nogami, otępiałym wzrokiem spoglądali na Michaela, bez cienia emocji.

Nigdzie nie było widać sanitariuszy, typowych dla tych miejsc ludzi ubranych w jednakowe, białe uniformy, po latach pracy ziejących nienawiścią do wszystkiego i wszystkich. Do podłogi, pogody, pacjentów, lekarzy i samych siebie. Spoglądających oczami podobnymi do oczu swoich podopiecznych, tyle, że w ich źrenicach można zazwyczaj dostrzec więcej nieokiełznanego gniewu.

Już po kilku krokach, jakaś kobieta z czarnymi, kręconymi włosami podstawiła mu pod nos lalkę i wymamrotała coś. Z początku Michael nie rozróżniał słów, ale kobieta widząc, że jest wysłuchiwana, mówiła coraz głośniej i wyraźniej, przyoblekając w słowa swoje żale.

-...i była taka malutka. Miała takie małe nóżki, i główkę. A dłonie, takie drobinki. Kogo by skrzywdziła, no kogo? Ale i tak mi ją zabrali. Zabrali i w ziemię zakopali! - Głos kobiety przybrał już na sile i niemalże krzyczała, wciskając wciąż w ręce Michaela szmacianą lakę, której główka podskakiwała i chybotała się w jej rozedrganych rękach.

Michael odsunął ją delikatnie dłonią i ruszył dalej.

Przemykał pod ścianą, wzdłuż korytarza, starając się nie zwracać na siebie uwagi, ale oczy niemal wszystkich pacjentów zaczęły się zwracać ku niemu. Nic jednak nie czynili, jedynie spoglądali na niego niemo. Byli jak puste skorupy, pancerze, których duch gdzieś uleciał.

Aż na końcu korytarza, ujrzał na podłodze gasnącą i pojawiającą się smugę światła. Podszedł tam ostrożnie przeczuwając, że trafił we właściwe miejsce. Gdzieś tutaj czaił się Adam.
Wszedł do pokoju i zobaczył małą dziewczynkę, która siedziała na krześle i majdała w powietrzu nogami. Trzymała w ręce wyłącznik do lampki i bawiła się nim nieustannie, wpatrując się w mrok panujący za kratami okna. W odbiciu, jakie pojawiało się w szybie, Michael zobaczył ich odbicia, a po kolejnym włączeniu światła w szybie był nadal on, za plecami dziecka, lecz teraz nie było już dziewczynki, ale dziwnie powyginane ciało o trzech głowach. Była to głowa kobiety, mężczyzny i starca o nieokreślonej płci. Mała istotka, zamarła widząc odbicie Michaela i jego skrzydeł. Odwróciła się powoli i jego oczom ukazała się drobna twarz, okalana jasnymi włosami i szeroko otwarte oczy, głęboko upośledzonego dziecka.

- Przyszedłeś, więc. Przez chwilę myślałam... Miałam nadzieję, że nie zrobisz tego. - Ogromne oczy dziewczynki spojrzały na niego z wyrzutem. - Sądziłam, że pozwolisz mi dopełnić mego dzieła.

- Dlaczego miałbym ci pomagać w zniszczeniu?

- Niepotrzebnie używasz takich słów, jak zniszczenie... To raczej coś na kształt... - zamilkła na chwilę, szukając odpowiedniego słowa - zemsty. Ludzki wynalazek, z którego skorzystałam.

- Dlaczego chciałbym zemsty na Ojcu?

Pokój wypełnił perlisty śmiech. - Bo tu jesteś. Bo nie traktuje cię, jak istoty myślącej. Bo odbierze ci wszystko, co masz.

Michaela przeszedł zimny dreszcz.
Odebrać... Alana?

Dziewczynka spojrzała na niego spode łba i powiedziała niskim, wypełnionym wściekłością głosem.
- Dlaczego nie pragniesz zemsty na Nim? To rozsądniejsze pytanie. Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. - znasz tą historię. - A ziemia była pustkowiem i chaosem; ciemność była otchłanią, a Duch Boży unosił się nad powierzchnią wód. I rzekł Bóg niech stanie się światłość. I stała się światłość i widział Bóg, że światłość jest dobra. Oddzielił tedy Bóg światłość od ciemności. Lecz czym zawiniła sobie ciemność, że Bóg stworzył ją taką, a nie inną? Świadomy potrzeby zachowania równowagi, postanowił oddzielić, kto zostanie potępiony, a kto wyniesiony na piedestał.
I od czasu tamtego, brata swego nazywasz szatanem. - Krzyknęła z wściekłością. - I ktoś musiał cierpieć w cieniu Jego miłości, by ktoś mógł pławić się w jej światłości. Jak można za to nie żądać zadośćuczynienia?!

Zsunęła się z krzesła i uderzyła bosymi stópkami o zimne kafelki podłogi. Koszula zakołysała się wokół jej kostek, gdy zachwiała się na przykurczonych kończynach.

- I światłość świeci w ciemności, lecz ciemność jej nie przemogła. - Spojrzała na Michaela z gniewem, że nie rozumie jej pobudek - Wszystko przez nie powstało. - Wskazała na swoje usta - Słowo. A bez niego nic nie powstało, co powstało. Przez słowo, a później kłamstwo. Bo słowo nazywa i powołuje do życia.
A potem Bóg stworzył te dziwne kreatury, ludzi i mnie jako nieudany pierwowzór odsunął od siebie. Poniżył i odtrącił. Jedyne, co miała dla mnie, ta jaśniejąca miłością istota, to litość. Pytałam, więc "Dlaczego Ojcze". Ale on milczał, jak zwykle kryjąc się gdzieś w chmurach, pagórkach i źdźbłach trawy. Nieuchwytny i wszechobecny -Adam mówił coraz szybciej i głośniej, gdy wracały do niego wciąż żywe wspomnienia swego upokorzenia.

- Miłość? - Wypowiedziała to słowo, jakby je smakując, niepewna jego znaczenia. - Podobno jest cierpliwa, dobrotliwa, nie jest chełpliwa i nie zazdrości, nie nadyma się, ale ja tego nie wiem. - Wskazała palcem na Michaela ze wzburzeniem. - Ty więcej zaznałeś miłości od mego Ojca, niż ja.

- To także mój Ojciec, jestem przecież aniołem. - Rzekł po raz pierwszy Michael.

Dziewczynka sarknęła z dezaprobatą. - Jesteś tylko przypadkiem, równie dobrze mogłeś trafić w Ciemność. Jemu to było obojętne. Zrozum to wreszcie!

Michael poczuł pieczenie wewnątrz, bo wiedział, że istota stojąca przed nim nie kłamie, lecz wyraża gorzkie swe stwierdzenia i doświadczenia. Chciał już powiedzieć, że być może to dlatego, że nikt nie jest w stanie pojąć istoty Ojca., ale ona go uprzedziła odczytując jego myśli.

- A może, nie sposób go pojąć, bo jego decyzje są przypadkowe? Jest jak dziecko, które nie wszystko pojmuje? Jego działania są przypadkowe i chaotyczne. Stwarza i niszczy, odbudowuje bez końca. Czasem istoty doskonałe, czasem kalekie stwory nie przypominające niczego... Bóg jest szalony. - szepnęła - Jak w malignie podejmuje swoje decyzje - Spojrzała na niego, a oczy jej wypełniał smutek i rezygnacja. - A ty? Ty obdarzony Jego miłością, też już posmakowałeś wygnania, a teraz poznasz, do czego jest zdolny. Wiesz, po co On cię zesłał na ziemię?

Michael wolał nie odpowiadać sobie na to pytanie, jednak uporczywa, piekąca myśl, tłukła się w jego głowie.

Alan...

Moc dziewczynki unieruchomiła go, gdyby nie to, upadłby na kolana.

Adam zaśmiał się głośno, wypełniając cały pokój dźwiękiem brzmiącym, jak pęknięty dzwoneczek. Dziewczynka śmiała się długo, szaleńczo, lecz na końcu, śmiech przemienił się w gorzki szloch. Spojrzała na Michaela, w jednym zielonym oku mając dla niego wyrazy współczucia, drugim zaś - niebieskim, szydząc z niego.

Złożyła pocałunek na jego czole i powoli odsunęła się od niego i wyszła z pokoju kierując się na korytarz. Wszyscy pacjenci odsuwali się od niej w panice, przyciskając się do ściany w szaleńczym przestrachu. Tylko kobieta, ta która wciąż rozpaczała po stracie swego dziecka, wyciągnęła do niej swą dłoń próbując przygarnąć ją do siebie z czułością. Dziewczynka zawahała się, ale po chwili namysłu odtrąciła ręce kobiety i poderwała się do biegu, kulejąc groteskowo na wykrzywionych stopach, dalej ku wyjściu.

Michael poczuł, jak niewidzialne więzy puszczają. Chwycił mocniej zimną stal pistoletu i wybiegł na korytarz. Podniósł broń i nie mierząc strzelił, raz i drugi.

Cztery głuche wystrzały, odbiły się echem od korytarzy. Już gdy pierwsza kula sięgnęła jej ciała, dziewczynka zatrzymała się, jakby natrafiając na niewidzialną ścianę, ale Michael nie mógł się opanować i ogarnięty jakimś dziwnym szałem, strzelał dalej. Choć by pokonać jej pięcioletnie ciało, wystarczyłaby spokojnie jedna kula. Zobaczył, jak w zwolnionym tempie, jak upada na kolana. Biała koszula szybko nasiąkała czerwoną krwią. Uchwycił wzrokiem kilka kropel posoki skapujących z jej prawej dłoni, na białą posadzkę i wykwitające krwawymi kwiatami na zimnych płytkach posadzki. Dziewczyna podniosła głowę ku górze i jasne jak pszenica włosy, spłynęły na jej plecy. Wyglądała jak wyjęta z obrazu, przedstawiającego objawienie. Potem runęła na twarz, martwa.

C i s z a...
Krzyczała mu w uszach, najgłośniej jak potrafiła, niemo wyrzucała jego bezmyślność.


Michael potoczył wzrokiem po obecnych na korytarzu pacjentach. Oniemiały spojrzał na swoją broń, a potem przeniósł wzrok na ciemną kałużę krwi. Wszyscy milczeli patrząc na niego w niedowierzaniu, odezwał się tylko cichy płacz kobiecy. Niedoszła matka podbiegła do dziewczynki i zaczęła tulić jej nieruchome, zakrwawione ciało. W tej ciszy usłyszał stuk butów. Równomierny i raźny, do tego ciche pogwizdywanie.

Jego oddech nagle zaczął parować w powietrzu. Pomyślał jeszcze: "Och Ojcze, Ojcze, co ja uczyniłem?"

Odwrócił się i ujrzał doktora Maiersa, który z szerokim uśmiechem na ustach podszedł do niego. Pozbył się kitla, na rzecz świetnie skrojonego, czarnego garnituru, radośnie wywijał młynki gustowną laseczką. Podszedł do Michaela i poklepał go po plecach, jak dobrego, starego znajomego.

- Dobra robota, na prawdę zdziwiłem się. - Stanął obok anioła miarkując wzrokiem, martwe ciało dziewczynki - Stawiałem na to, że tego nie zrobisz. Uściślając to stawiałem, że to zrobisz, ale tego nie zrobisz i wstrzymałem się od głosu.- Zaśmiał się radośnie. - Czy to nie zabawne?

- Ty? - Michael spytał z niedowierzaniem.

- Owszem Michaelu, archaniele siódmego kręgu niebieskiego, to ja. Lecz spójrz cóżeś uczynił? - śmiał się mężczyzna - Odebrałeś życie niewinnej istocie. Jakże łatwo było cię wywieść w pole. Toż przecież nie jej szukałeś, lecz mnie. Ja stoję tu przed tobą, a ty znieruchomiały z przestrachu nie czynisz żadnego ruchu.

- Wrócisz tam, skąd przybyłeś - Michael przełkną ślinę i kontynuował już nieco bardziej pewnie - Tak mi nakazano.

- Doprawdy Michaelu? - mężczyzna przycisną go do ściany, trzymając w dłoniach jego ubranie - Nakazał ci Ojciec, ten bezmyślny potwór? Nie wrócę tam, nie wrócę do Niego! Stworzył mnie i pozostawił przy życiu z litości, przekonany, że jestem nieudanym tworem, bezrozumnym jak ta dziewczynka. - wskazał ruchem głowy nieruchome ciało - Lecz to, że nie mówiłem, było spowodowane tym, że on mnie nie nauczył tej sztuki. Nawet nie próbował.

- Tak mi nakazano! - krzyknął ponownie Michael.

- Jesteś głupcem. - szepnął Adam. - Szukasz sprawiedliwości w niesprawiedliwym. Czy wiesz, że po ucieczce stamtąd, to Cień mnie przygarnął. On mnie wziął pod opiekę, on dostrzegł we mnie istotę rozumną, on otoczył troską, napełnił wiedzą. Stworzył mnie tym, kim jestem teraz. A czy ty aniele, który tak wiernie Mu służysz, czy ty wiesz, jakie ma palny wobec ciebie? - zbliżył usta do jego ucha i wyszeptał owiewając jego szyję lodowatym oddechem. - Zesłał cię na ziemię, bo nie mógł znieść, że anioły to tylko puste kukły, które zazdroszczą ludziom uwagi, jaką On im poświęca. Nie rozumieją w żaden sposób, ludzkich trosk i małych zwycięstw, które świętują jak ogromne bitwy, co rozniosły w proch przeciwnika. Zrozumienie miłości, nienawiści, radości, gniewu, szaleństwa... Zesłał cię tutaj żebyś je pojął. I tak też się stało. Wiesz co to strach, wiesz co to gniew, poczucie winy i ostatnio dowiedziałeś się co to miłość. Zajęło ci to co prawda kilka tysięcy lat, lecz już wiesz to, co człowiek umie od swoich narodzin. A czy wiesz Michaelu, co się teraz stanie? Teraz, gdy znalazłeś ukojenie na ludzkim padole?

- ...

- Wrócisz tam - wskazał palcem sufit - Będziesz nauczał Jego nieopierzone jeszcze dzieci, czym jest człowiek i jak czuje ta dziwna istota. Żebyś był w stanie to zrobić, sam musiałeś poznać wszystkie aspekty ludzkiego życia... I teraz, gdy odnalazłeś miłość, On zrobi to, co zwykle... Wrócisz dzisiejszej nocy.

Jasność i moc, wypełniła Michaela w jednej chwili, dając mu pewność, co musi zrobić... a może poruszając jedynie jego rękoma, jak bezwładnymi kończynami. Ręka Michaela wystrzeliła do przodu, zagłębiając się wprost w klatkę piersiową lekarza i miażdżąc wewnątrz jego ciała, serce.

Lekarz zamilkł spoglądając w osłupieniu na rękę Michaela, zgłębioną w jego ciele i wyszeptał coś niezrozumiałego. Oparł się o ścianę i zsuną się po niej na podłogę. Później Michael nie mógł sobie dokładnie przypomnieć, co się działo. Zdawało mu się, że ujrzał ogromną dłoń, która uchwyciła Człowieka i zabrała go, ale nie był pewny. Jasność oślepiała go i poza światłością zdawało się, że nie ma n i c. Ale po chwili był znów w szpitalu, szedł szybko korytarzami, sam nie do końca panując nad swymi nogami. Dotarł do sali, na której leżał Alan. Popatrzył przez szybę na jego nieruchome ciało w cichym, prędkim pożegnaniu. Nie wszedł do środka, nie pocałował go ostatni raz, nie uczynił żadnej z tych patetycznych rzeczy, które zawsze robi się w takich sytuacjach, chcąc zatrzymać w sobie, jak najwięcej z tej drugiej osoby. Schować głęboko w swoim wnętrzu i karmić się tym małym okruchem. Nie zrobił tego. Patrzył przez szybę i zaciskając wargi, próbując nie krzyczeć czekał, aż jego skrzydła, które czuł pod skórą już od pewnego czasu rozwinął się, rozszarpując jego ludzką powłokę.

Michael odszedł...



"A nic tak nie koi jak wiatr
A nic tak nie tuli jak mgła
A nic tak nie leczy jak zioła"




*Cytaty na początku i końcu rozdziału pochodzą z piosenki "Akurat" pod tytułem "Jak zioła".
Wewnątrz wplotłam cytaty z Biblii.


Więc egzekucja, więc egzekucja, więc egzekucja dokonana
Anioł szatanem nazwie brata
Na chwałę Pana
Na chwałę Pana
I wieczną rozpacz świata
I wieczną rozpacz świata
I wieczną rozpacz świata

Jacek Kaczmarski
"Strącenie Aniołów"












 


Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 14 2011 11:47:41
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Bel e Muir (Brak e-maila) 13:12 31-10-2005
Nadanie byłemu aniołowi nazwiska "Crowley" było niesamowitym pomysłem... Swoją drogą, ciekawe, czy będzie jakaś postać o nazwisku "LaVey"smiley Czekam na następną część!!!
Enna (anne_black@op.pl) 23:05 31-10-2005
Świetne opowiadaniesmiley
Mikku Kai (mikku_kai@o2.pl) 17:04 02-11-2005
Świetne opowiadanie, już nie mogę się doczekać następnej części.

Pozdrawiam bardzo serdecznie
mary madness (myxomatosis1@o2.pl) 17:15 02-11-2005
Szalenstwo. Az 3 pozytywne komentaze xD
Dziekuje bardzo za miłe słowa. Gwoli wyjasnienia, nie planowalam wprowadzenia postaci o nazwisku La Vey xDD
Ale wszystko moze sie jeszcze zmienic ^_^
Heike (heike@tlen.pl) 21:17 02-11-2005
Fajnie się czyta. Mam nadzieję że ciąg dalszy będzie równie zajmujący
Dizzy_Sun (Brak e-maila) 15:25 06-11-2005
Naprawdę zapowiada się ciekawie i uwielbiam motywy anielskie, następną część przeczytam chętnie, nawet bardziej niż chętnie smiley
Przesyłam ciepły promyczek
Rah (Brak e-maila) 22:50 07-11-2005
<3~~! smiley
Nightwish (Brak e-maila) 17:35 26-03-2007
Zakończone... rzeczywiście chyba nie trzeba nic więcej. Jest dobre, bardzo dobre i- przynajmniej mi- napędziło pod koniec dosłownie łzy do oczu. Bo ma w sobie coś co ciężko mi określić. Nie ujęła mnie ta anielska strona tego tekstu raczej.. ta ludzka. Tak samo z bohaterem. Większość teksów które mówią o odejściu, rozstaniu, a do tego mają wątek miłosny wywiera na mnie duży wpływ szczególnie kiedy odejście jest jedynym wyborem, kiedy nikt nie pyta się nas czego byśmy chcieli...

Nightwish (Brak e-maila) 19:04 26-03-2007
zapomniałbym, mam do ciebie prośbę, mógłbym użyć fragment do mojego opowiadania < z zastrzeżeniem że to był twój fagment> normalnie nielegalnie tak mi się spodobał...
mary madness (Brak e-maila) 22:05 31-03-2007
jasne, nie ma sprawy. A o ktory fragment ci chodzi?
P.S oczywiscie dziekuje za komentarz i ciesze sie ze udalo ci sie przebrnac przez tekst smiley
Nightwish (w.l.p.v@wp.pl) 20:13 04-04-2007
przebrnąć? To była czysta przyjemność. Nie ma za co. A fragment o układaniu sęków.
Dziękuję z góry
Nightwish (w.l.p.v@wp.pl) 11:32 01-05-2007
hm... nie widze tu nigdzie twojego maila, a z chęcią bym do ciebie napisał.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum