The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 04:45:25   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Student 1
Obudziłem się leżąc na gładkiej, zimnej podłodze. Rozejrzałem się dookoła. Było dosyć ciemno, choć w lewym rogu pomieszczenia, można było dostrzec smugę światła. Nie wiedziałem jak się tu znalazłem. Wszystko wydawało się obce. I w rzeczywistości takie było. Nie przypominałem sobie bym kiedykolwiek przebywał w takim miejscu. Spojrzałem wreszcie na siebie w nikłym świetle. Ręce miałem zakrwawione, ubranie poszarpane, tu i ówdzie skaleczenia i siniaki.
Ledwo udało mi się wstać. Bolała mnie kostka, ale jakoś doczłapałem do okna. To stamtąd dochodziło światło. Dotknąłem dłonią szyby albo raczej tego, co z niej zostało. Dopiero teraz zauważyłem kawałki szkła na podłodze wokół moich stóp. Okno było rozbite. Łącząc oba fakty, zdałem sobie sprawę, że musiałem to zrobić w jakiś sposób tu wskakując. "Przed kimś uciekałem." - przeszło mi przez myśl. Wspomnienia powoli do mnie wracały.
Goniło mnie chyba ze czterech starszych chłopaków. A może nawet pięciu. Nie pamiętam. Szedłem spokojnie ulicą. Przechodząc obok nich siedzących i stojących pod ścianą budynku, usłyszałem coś w stylu: "Patrzcie, co nam się trafiło. Młody i niewinny." Wpatrzeni we mnie mężczyźni zaśmiali się złośliwie, a jeden z nich powiedział: "Trzeba zakończyć tą niewinność." Zrobił krok na przód i dał znak swoim towarzyszom by mnie zatrzymali. Ruszyli więc z miejsc w moją stronę. Najpierw powoli podśmiewając się ze swoich komentarzy i dowcipów na mój temat. "Ej młody, czekaj! Chodź tu do nas!" Drugi - "Nie bój się. Nic ci nie zrobimy." Trzeci - "Może tylko troszkę zaboli." Spojrzałem w ich stronę i przerażony zacząłem biec. Przywódca bandy krzyknął: "Łapać go!" Puścili się pędem za mną. Byli szybcy. Ledwie dwa kroki za mną. A ja szybko się męczyłem. Krzyczeli do mnie jakieś sprośne słowa. Ciągle słyszałem jak się śmieją, pewni, że dopną swego. Jak nic, ich krzyki dodawały mi sił by biec dalej i szybciej.
Nie wiedzieć, kiedy, skręciłem w prawo między bloki. Skręciłem jeszcze kilka razy. Wszystko po to, by zgubić ścigających mnie napaleńców. Gdy już zostawiłem ich daleko w tyle, zdecydowałem się wskoczyć do opuszczonego - jak mi się wtedy wydało - domku. Stąd właśnie wybita szyba, szkło na podłodze, dziury w moim ubraniu i rany na moim ciele. Musiałem stracić przytomność prawdopodobnie uderzając głową o posadzkę.
Wracając do teraźniejszości, patrzyłem przez dziurę w szybie. Goniących mnie oprychów nigdzie nie widziałem. Odetchnąłem z ulgą. Nawet nie chciałem myśleć, co mogli mi zrobić. Próbowałem odrzucić od siebie myśl, że znowu przyciągnąłem pożądliwe spojrzenia. Jednak nie udało mi się. Nawet zaczerwieniłem się nieznacznie.
Oczywiście byłem niczego sobie 17-latkiem o średnich ciemnobrązowych włosach i ciemnoniebieskich oczach. Można było mi tego i owego z wyglądu pozazdrościć. Jednak mój ubiór pozostawiał często wiele do życzenia. Wyciągnięta, pomięta koszulka, która w żaden sposób nie podkreślała mojego ciała, Czarne bojówki - tak mam ich pełno jakbym kupił hurtem - trochę poplamione, bądź podziurawione najczęściej na kolanach. Mimo to zwracałem uwagę zarówno koleżanek jak i kolegów ze szkoły. Czułem na sobie ich spojrzenia podczas przerw. Na lekcjach na mojej ławce czasem lądowały liściki, które śmiało można by nazwać miłosnymi. Tak, podobałem się wielu osobom, a mimo to nie miałem przyjaciół. Może to wina tego, że jestem małomówny, trochę skryty w sobie. Albo dlatego, że tak naprawdę unikałem ludzi, spotkania z ich oczami bądź wymianą paru słów. Nie potrafiłem, a może nie chciałem dostosować się do społeczeństwa. Boję się publicznych wystąpień, wszelkich komisji, przesłuchań, czy nawet wizyty u lekarza, bo to też wiąże się niejako z pewnego rodzaju wywiadem. Odpowiedź ustna przy tablicy zawsze kończy się katastrofą. Mimo, że bez problemu mógłbym napisać poprawne odpowiedzi na kartce i wręczyć nauczycielowi. Dlatego cała kadra pedagogiczna dziwi się, że sprawdziany pisze tak dobrze. Nie doceniają mnie wyciągając pochopne wnioski, - że nic nie umiem i nawet się nie uczę. Ale żadnemu z nich nie przyjdzie do głowy by moją wiedzę sprawdzić inaczej niż odpowiedzią ustną. Bo, po co? Żaden nie dostrzega trudności, którą jest wypowiadanie się na głos. Dlatego wiele razy byłem posądzony o ściąganie. Oczywiście zdarzyło mi się to kilka razy, ale to jeszcze nie znaczy, że notorycznie przepisuję wszystko z małej karteczki zwanej ściągą. Chcąc nie chcąc, pogodziłem się z życiem outsider'a.
Spojrzałem na swoją pokrytą krwią dłoń. Potem jeszcze raz na resztę mojego ciała i ubranie. "Jak ja się tak w domu pokażę?" - powiedziałem na głos. Nie usłyszałem nawet jak ktoś otworzył całkowicie już wcześniej uchylone drzwi pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Dopiero na dźwięk kroków odwróciłem się. Przede mną stał o głowę wyższy młody chłopak. Może dwa czy trzy lata ode mnie starszy, ale mogłem się mylić. Jego twarz wyrażała lekkie zdziwienie. Patrząc na mnie nie odezwał się ani słowem. W słabym świetle dostrzegłem jego niebieskie, krótkie włosy, które najwyraźniej żyły własnym życiem, gdyż wydawać się mogło, że każdy kosmyk sterczał w inną stronę. Miał tez lekko zapuszczoną bródkę również pofarbowaną na niebiesko. Oblekałem go od stóp do głów. Był bardzo przystojny, dobrze zbudowany. Zarumieniłem się, gdy o tym pomyślałem. Schludnie ubrany i zadbany, nie to, co ja w tej chwili.
Podszedł do mnie i zapytał miękkim, spokojnym tonem:
- "Co tutaj robisz? Jesteś ranny. - powiedział przyglądając mi się uważniej. Nie zwrócił nawet uwagi na rozbitą szybę. A może to nie było teraz dla niego istotne. Wyciągnął do mnie rękę. Rzuciłem na nią okiem, ale nie poruszyłem się. W świetle księżyca wpadającego przez okno ujrzałem jego zielone oczy. Jego przepiękne oczy. Nie mogłem oderwać od nich wzroku. Zahipnotyzowały mnie. Najwyraźniej zdał sobie sprawę z mojego bezmyślnego gapienia się, bo uśmiechnął się szeroko i mrugnął do mnie.
- "Jestem Matt. Jak ci na imię?" - przedstawił się.
Patrzyłem na niego jeszcze przez chwilę zanim się odezwałem. Niepewnie wydukałem:
- "Jestem Sean." On tylko uśmiechnął się - jeśli to możliwe - bardziej przyjaźnie i rzekł:
- "Miło mi cię poznać, Sean. Moim zdaniem przydałaby ci się pomoc pielęgniarki. Nie ma tu takiej w pobliżu, wić ja muszę ci wystarczyć." - mrugnął i roześmiał się. Wyciągnął jeszcze raz do mnie rękę. Tym razem przyjąłem ten zapraszający gest. Wyprowadził mnie z ciemnego pomieszczenia, którym najwyraźniej był garaż. Zaprowadził mnie do kuchni i posadził na stołku przy stole. Podszedł do apteczki i wyciągnął z niej wodę utlenioną, gazę i kilka plastrów. Usiadł naprzeciwko mnie i jeszcze raz słodko się uśmiechnął.
Zaczął przemywać moje wszystkie zadrapania i głębsze rany. Syknąłem z bólu, jaki sprawiła mi woda utleniona. Wykrzywiłem twarz w grymasie niezadowolenia. Jakoś wcześniej nie czułem, że narobiłem sobie tyle ran. Nie piekły mnie tak jak w tej chwili. Jednak Matt tylko się roześmiał i powiedział:
- "Poboli i przestanie. To dla twojego dobra." Postarałem się o słaby uśmiech. Wpatrywałem się ciągle w jego oczy. Zmieniały swój odcień w zależności od światła. Teraz w sztucznym świetle wydawały się trawiaste.
Przykleił ostatni plaster i nagle zupełnie nieoczekiwanie wstał i wyszedł zostawiając mnie samego. Zastanawiałem się, czemu nie mogę nic powiedzieć. Nie zdobyłem się nawet na słowo 'dziękuję'. Po kilku minutach 'mój pielęgniarz' wrócił trzymając jakiś materiał w ręce.
- "Trzymaj." - powiedział podając mi przedmiot. Była to koszulka, bardzo podobna do tej, którą miałem na sobie, tyle, że niedziurawa. Spojrzałem na niego a on skinął głową. Powiedziałem cichutko coś na kształt 'dziękuję'. Zdjąłem podartą koszulkę ukazując nagi tors. Nawet nie spodziewałem się reakcji Matt'a.
- "Mmm…" - zamruczał a ja spaliłem buraka. Uśmieszek wypłynął na jego twarz. Wyglądał na zadowolonego z siebie, że wywołał u mnie rumieniec kolejny raz. Zawstydzony ubrałem podarowaną część garderoby. Tymczasem chłopak usiadł przede mną i podparł głowę ręką.
- "No to teraz, powiesz mi jak się tu znalazłeś i dlaczego." - powiedział to tak spokojnie, z lekką nutą zachęty. Jak niby mam się oprzeć temu uśmiechowi, tym zielonym błyszczącym oczom? Oczywiście opowiedziałem mu o tym jak przechodziłem ulicą, jak dostrzegło mnie kilku typków z pod ciemnej gwiazdy i zaczęło gonić. Nie pominąłem nawet desperackiego skoku w okno jego garażu. Ten kiwał głową ze zrozumieniem nie przerywając się uśmiechać. Na koniec przeprosiłem za szkody, jakie narobiłem rozbijając szybę.
- "Rozumiem. Nie ma sprawy. Ile masz lat?" - wypalił z tym pytaniem jak z procy. Nie spodziewałem się tego. Myślałem, że zapyta o moją rodzinę, czy ich nie wezwać lub o to gdzie mieszkam, żeby powiedzieć policji by mnie tam odprowadziła. Ale nie, zapytał o wiek.
- "Siedemnaście." - powiedziałem zgodnie z prawdą. Matt uśmiechnął się jeszcze bardziej. Wydawało się, że jest zadowolony z tej odpowiedzi.
- "Ja mam dziewiętnaście. - patrzył na mnie tymi pięknymi oczami prawie pożerając mnie wzrokiem. Nie mogłem powstrzymać kolejnego rumieńca wypływającego na moją twarz. Zdałem sobie sprawę, że robił to specjalnie. Najwyraźniej bawiło go to, bo mrugnął do mnie znowu. - Chcesz się czegoś napić? - zapytał - Mam prawie wszystko. Od kakao po napoje wyskokowe. - zaśmiał się. Nawet wywołał tym uśmiech u mnie. - Może soku pomarańczowego?" - zapytał jeszcze, gdy nic nie odpowiedziałem.
- "Tak, poproszę. - powiedziałem w końcu. Dostałem 'zamówiony' napój i zapytałem - Mieszkasz tu sam?" - upiłem trochę soku ze szklanki nim usłyszałem odpowiedź.
- "Na to wygląda. - zostałem obdarzony kolejnym uśmiechem - Właściwie szukam współlokatora. - mrugnął i dopowiedział szybko - Niedawno się wprowadziłem." Skinąłem tylko głową nic nie mówiąc. Wspomnienie o poszukiwaniu współlokatora i porozumiewawcze mrugnięcie okiem, trochę mnie onieśmieliły. Co prawda miło by było wyrwać się z domu, w którym chyba nikogo nie obchodzę. No chyba, że przyjdą koleżanki mojej młodszej siostry. Wtedy Boże zmiłuj się, prawie nie mam spokoju. Gówniary wtrącają się we wszystko, co robię. Zadają głupie, wścibskie pytania i łażą za mną wszędzie chichocząc. Mało brakowało a nie miałbym prywatności nawet w łazience. Ale moich rodziców to nie obchodzi. Pozwalają tym jakże 'przesłodkim' dziewczynkom u nas nocować. Tak, moja siostra Meg jest ulubienicą rodziny i wolno jej, co tylko chce. Nawet zadręczyć mnie z psiapsiółkami na śmierć. Przecież nikogo to nie obejdzie, a tylko zwolni się pokój w mieszkaniu.
Moje milczenie nie przeszło niezauważone. Niebieskowłosy podniósł jedną brew w oczekiwaniu na jakąkolwiek odpowiedź. Zdobyłem się na odwagę i zapytałem:
- "I jak ci się tu podoba?" Uśmiechnął się szeroko ukazując białe równe ząbki. Im dłużej się mu przyglądałem tym bardzie się rumieniłem. Był taki piękny, niczym ideał.
- "Na razie nie jest źle. Poza tym, że ktoś mi wybił szybę w garażu. - zaczął się głośno śmiać a ja - jeśli to możliwe - zawstydziłem się jeszcze bardziej. - Przyjechałem tu na studia - oznajmił jakby uprzedzając kolejne pytanie a potem dodał - A ty pewnie jeszcze chodzisz do liceum." - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie, ale i tak kiwnąłem głową by potwierdzić.
- "Tak, jeszcze." - mój głos był trochę smutny. Miałem przed sobą studenta mieszkającego samemu, a ja byłem jeszcze głupim dzieciakiem z sąsiedztwa, zależnym niejako od rodziców.
-"Moje najlepsze lata - powiedział - Ta beztroska i żądza przygód." - zamknął oczy jakby się rozmarzył. Otworzył je powoli i spojrzał na mnie z takim wzrokiem jakby chciał żebym rozpłynął się u jego stóp. Spuściłem wzrok i utkwiłem go w podłodze. Gdyby wiedział jak mocno bije mi serce. Jakie motylki czuję w brzuchu, kiedy na mnie patrzy i się uśmiecha. Jednak, każdy mój gest zawstydzenia wydawał się go cieszyć.
- "Nie pijesz soku? - zapytał szczerząc się. Nieznaczne 'oh' wymknęło się z moich ust. Chwyciłem szklankę obiema rękoma i wypiłem kilka łyków napoju. Z głośnym 'ahh' odstawiłem szklankę na stół. Zadowolenie wpełzło na twarz Matt'a. - Wracając do mojej małej propozycji. Może chciałbyś zgłosić swoją kandydaturę na mojego współlokatora? - zapytał - Co prawda, poznaliśmy się w nieco nietypowej sytuacji… Jednak będę nalegał - kolejny uśmieszek - Jestem pewien, że się dogadamy. Jeśli chcesz mogę cię oprowadzić po domu w zamian za to, że pokażesz mi miasto." - mrugnął do mnie jednym okiem. Nie wiedziałem, co powiedzieć, jak wybrnąć z tej sytuacji. Oczywiście milo by było oprowadzić go po mieście. To mogłoby być coś na kształt randki. Niezapomnianej. Zamknąłem oczy wyobrażając sobie jakby to mogło się potoczyć. Musiałem wyglądać co najmniej komicznie z rozmarzonym wyrazem twarzy, bo Matt zaśmiał się pod nosem. Powróciłem do rzeczywistości i znowu się zaczerwieniłem spoglądając na niego. Niespodziewanie podszedł do mnie, pochylił się, dotknął mojej twarzy i pogłaskał kciukiem po policzku. Spojrzał mi głęboko w oczy i uśmiechając się stwierdził:
- "Cudownie się rumienisz."
Otworzyłem lekko usta ze zdziwienia. Jego wzrok mnie onieśmielał, a jego gładka dłoń przy moim policzku przyprawiała mnie o lekką panikę, którą prawdopodobnie było widać w moich oczach. Nie wiedząc czemu uniosłem rękę i dotknąłem dłonią jego dłoni na moim policzku. Była taka miękka w dotyku. Zadrżałem, kiedy się poruszył i przybliżył do mnie swoją twarz. Prawie stykaliśmy się nosami. Twarz starszego chłopaka wykrzywił triumfujący uśmieszek. Dobrze widziałem jak jego oczy zalśniły. "Czy on…? Czy on chce…? Tak." - przemknęło mi przez myśl. Chciałem teraz tego bardziej niż czegokolwiek innego. Rozbudził we mnie to pragnienie. Wzajemne wpatrywanie się w siebie trwało może jeszcze kilka sekund. Potem przechylił głowę na bok, rozchylił lekko swoje wargi i oblizał je językiem, a potem wpił się w moje usta. Tak… To się dzieje. Pięknooki Matt mnie całuje. To już nie jest wytwór mojej wyobraźni. To najprawdziwsza prawda. Jak gdyby nigdy nic zacząłem odwdzięczać pocałunek. Był taki słodki i delikatny. Nikt jeszcze tak mnie nie całował. Zamknąłem oczy zatracając się w tym kompletnie. Nie chciałem by się kończył. Niech mnie tak całuje przez wieczność. Po chwili jednak nam obojgu zaczęło brakować tchu. "Nie, jeszcze nie. Nie kończ!" - pomyślałem, ale trochę za późno. Na zakończenie dostałem jeszcze małego całusa w usta.
Oddychałem ciężko, kiedy odsunął ode mnie swoją twarz. Otworzyliśmy oczy i spojrzeliśmy na siebie. Te iskierki w jego zielonych oczach. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale za chwile je zamknął i odwrócił ode mnie wzrok. Przysunął sobie krzesło i usiadł na nim. Obserwowałem każdy jego ruch. Zdaje się, że czuł się trochę niezręcznie. Nie spodziewałem się tego. Przecież był taki pewny siebie. Przecież mógł się mylić, co do mnie. Mogłem go odepchnąć. Jednak nie zrobiłem tego, więc czemu…? W końcu na mnie spojrzał. Wziął głęboki oddech, pokręcił głową, dotknął swojego czoła i uśmiechnął się.
- "Przepraszam. - przemówił - To trochę krępujące. Przepraszam, jeśli cię zaskoczyłem czy zawstydziłem. To… Tak jakoś wyszło. Twój rumieniec i… No wiesz…" Nie pozwoliłem mu skończyć. Nie teraz.
- "Rozumiem. - rzuciłem krótko trochę zawiedziony jego zachowaniem.
Nastała krótka, ale niezręczna cisza, która dziwo przerwałem ja.
- "Nie musisz się tłumaczyć. To była chwila, w której musiałeś to zrobić. Nie martw się. Też tego chciałem." - pierwszy raz od kiedy pojawiłem się w jego domu, uśmiechnąłem się pewnie. Wpatrzony we mnie, Matt z lekka nutą zaskoczenia na twarzy, przekrzywił głowę na bok i przepięknie się uśmiechnął. Jego oczu drżały. Widać było, że moje słowa go ucieszyły a może nawet wzruszyły. Rozpromienił się i znowu się do mnie zbliżył. Pocałował mnie w policzek i przytulił.
- "Cieszę się." - szepnął mi do ucha. Ja również się cieszyłem.
Zważając na to, że zdałem sobie sprawę, iż było dość późno, - na co również wskazywał zegar wiszący na ścianie naprzeciwko mnie - przerwałem uścisk. Odsunąłem od siebie Matt'a i spojrzałem na niego.
- "Muszę już iść." - ruchem głowy wskazałem zegar. Rzucił okiem w tamtą stronę i uśmiechnął się smutno. Skinieniem głowy dał znać, że rozumie. Wyprostował się i odsunął trochę by dać mi miejsce do wstania. Tak naprawdę nie chciałem się z nim rozstawać. Czułem z nim jakąś więź i przyjemnie mi się z nim rozmawiało. Nie wspominając już o słodkim pocałunku. Jednakże wolałem bezpiecznie dotrzeć do domu. Nie chciałbym znowu natknąć się na podobną bandę, co przed trafieniem do domu Matt'a. Poza tym, gdy długo nie wracałem, rodzice nagle sobie o mnie przypominali. Pewnie nie miał kto wynieść śmieci czy pozmywać naczyń po kolacji. Podniosłem się wreszcie niechętnie, z oczami utkwionymi w podłodze. Matt poprowadził mnie ku drzwiom i otworzył je. Gdy już przyszła pora pożegnania sięgnął po klucze wisząc na ścianie i rzekł:
- "Może cię troszkę odprowadzić? - zapytał - Będziesz czuł się bezpieczniej." Przyjazny uśmiech wypłynął na jego twarz. Ja też się uśmiechnąłem i skinąłem głową na zgodę.
Wyszliśmy razem. Całą drogę rozmawialiśmy radośnie. Niesamowite jak łatwo przychodziły mi słowa wypowiadane do niego. Nawet nie zauważyłem, że już dawno powinniśmy się rozstać. Otrzeźwiałem jak już byliśmy pod moim domem. Zatrzymałem się nagle i dźwięk zdziwienia wymknął się z moich ust. Matt spojrzał na mnie.
- "Doszliśmy pod mój dom. - powiedziałem - To zabawne." Chłopak roześmiał się i nagle ni stąd ni zowąd pocałował mnie lekko w usta i ze słowami: "Przemyśl moją propozycję.", udał się w drogę powrotną. Patrzyłem w tamtą stronę jeszcze dobre pięć minut po tym jak już zniknął z pola mojego widzenia.
Nagle otworzyły się drzwi wejściowe mojego domu. To była moja matka.
- "Nareszcie jesteś!" - wręczyła mi worek ze śmieciami i znikła w pierwszym pokoju od wejścia. Tak, to było do przewidzenia. Jestem potrzebny do prac domowych, których nikt nie chce robić.












 


Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 14 2011 11:42:11
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Rencia (rencia@onet.pl) 12:08 24-12-2008
Łał. Dobre. Pisz koniecznie jak najwięcej. Trochę szlifu stylowego i będzie naprawdę świetnie!
Marika (marika_midday@onet.eu) 21:22 27-12-2008
Dziękuję smiley To moje drugie opowiadanie tego typu ale pierwsze opublikowane. Rzeczywiście trochę niedoszlifowane ale będę się starać. Już niebawem drugi rozdział smiley
Ikkaki (Brak e-maila) 23:39 30-12-2008
Yu moe dziękuj, ty pisz więcej....
(Brak e-maila) 23:03 15-01-2009
Fajne czekam na dalszy ciąg
Paskuda (Brak e-maila) 18:22 12-02-2009
Cikawe, trochę więcej ogłady stylowej i będzie ok;]
azumi (dariajaponka@wp.pl) 20:12 14-02-2009
Fajne. W kolejnym odcinku można spodziwać się bardziej pikantnych scen. Gratuluje bo zapowiada się na bardzo ciekawe opowiadanko. Czekam na resztę
Marika (Brak e-maila) 14:35 15-02-2009
Cieszę się, że się podoba smileychoć konstruktywna krytyka też się przyda.
A właśnie. Jak ktoś znajdzie to opowiadanie na innej stronie (jeśli w końcu zostanie umieszczone) to ono będzie troszkę zmienione (czyt. poprawione) smileyOpowiadanie jest pisane w formie pewnego rodzaju pamietnika i niektóre fragmenty nie pasują do całości. Są to późniejsze przemyslenia głównego bohatera. tutaj niestety ich nie zaznaczyłam, ale można je łatwo wyłapać xD. Pozdrawiam Marika
MiSS_P (miss_p@interia.pl) 13:53 22-02-2009
Zgadzam się, że trochę szlifu stylowego by się przydałosmiley ale poza tym jest bardzo dobre i czyta się z ciekawością. Przydałoby się więcej informacji o Macie ;> A i taki drobiazg: jak wygląda główny bohater? =) Pozdrawiam. smiley
MiSS_P (miss_p@interia.pl) 14:00 22-02-2009
Aaaa! To jest drugi rozdział! Właśnie znalazłam pierwszy smiley Absolutnie zabawne! smiley
Kari (Brak e-maila) 18:35 13-06-2009
Nieeee, ja chce ciąg dalszy!! Jak tak można? Jak tak możnaaaaa!! >.<
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum