The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 23 2024 10:04:31   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Aż do nieba 2
Prolog drugi



" To smutna historia, ale jej zakończenie jest szczęśliwe.
" Tak ci się tylko wydaje. To dopiero część tego, co się wydarzy później... O doszliśmy. Oto sala o imieniu Wiara...
" Ile jest tych sal?
" Wszystkich? Łącznie siedem i każda opowiada dalszą część tej historii. Historii aż do Nieba...
" Przecież twój ojciec żyje...
" Posłuchaj. Każdy z nas w coś wierzy. Są to rzeczy osiągalne, bądź nie... W tym okresie wiara była jedyną rzeczą, która trzymała go przy zmysłach.
" Co chcesz przez to powiedzieć?
" Wszystko, czyli nic. Kiedyś zrozumiesz. Powiedz wierzysz, że można kochać nie wiedząc o tym?
" To możliwe.
" Dlaczego? Przecież to się czuje. A jeśli o tym, że kogoś kochamy dowiemy się zbyt późno to, co wtedy? A z drugiej strony, czy możemy we wszystko wierzyć? Przecież każda chwila jest ulotna, dziś się nigdy nie powtórzy. Nawet miłość nie trwa wiecznie.
" Tak uważasz? Przecież ludzie pobierają się i żyją długo i szczęśliwie.
" Miłość z czasem staje się przyzwyczajeniem. Zresztą człowiek do wszystkiego się przyzwyczaja...
" Wracając jednak do wiary. Sam Bóg powiedział, że należy wierzyć, bo wiara czyni cuda... Więc pozwól, że zapytam: wierzysz w nas? W to, że zawsze będziemy razem i nic nas nie rozdzieli nawet śmierć?
" Wierzę. Obaj wierzymy w coś nienamacalnego.
" Wiara to pojęcie względne. Ludzie jednak wciąż w coś wierzą. Wierzą, że ktoś ich chroni i czuwa nad nimi, że czeka ich życie po życiu. Myślisz, że warto wierzyć w cokolwiek? Apostołowie wierzyli w Chrystusa i w to, że zawsze będzie przy nich. Dzięki temu w chwili obecnej i my wierzymy w Boga, chociaż go nie widzimy. Aż do śmierci bronili tego, w co wierzyli. Spójrz na ten obraz. I co widzisz?
" Chłopca, który stoi nad mogiłą i modli się. Myślisz, że on wierzy w to, iż jego rodzice trafią do nieba?
" On raczej wierzy w to, że to nie są jego rodzice... Możliwe, że wychował się w domu dziecka i po latach odnalazł rodziców, a to tylko metafora.
" Pod jakim względem?
" Pod takim, że wciąż czuje się mały i bezbronny. Tęskni, ale ich nie ma. Rozumiesz?
" Tak...
" Opowiedz mi dalszą część tej historii. Robi się coraz ciekawiej.



Obraz drugi: Wiara



Dzień był piękny i pogodny. Ciepłe promienie słońca wpadały przez ciemne zasłony w pokoju Jessa. Dziś był jego wielki dzień. Umówił się z dziewczyną na randkę. Był bardzo podekscytowany, podniecony, rozgorączkowany... Nie mógł znaleźć sobie w domu miejsca. Od tamtych zdarzeń minęły już dwa miesiące. Wszystko wróciło do normy. Tak przynajmniej wydawało się Nicole. Tamte wydarzenia jednak na trwałe odbiły się w pamięci Jessa i Davida. W duszy Jessa na trwałe wyryły piętno i spowodowały, że już nigdy nie był tym samym Jessem co kiedyś. Tak rzadki na jego twarzy uśmiech znikł zupełnie i zdawało się, że pojawia się tylko kiedy obok jest David. Jednak pewnego dnia Jess wrócił do domu wesół jak nigdy:
-Co się stało, kochanie?
-Nic. A dlaczego pytasz?
-Bo jesteś bardzo wesoły. Myślałam, że masz powód.
-No, bo mam. Umówiłem się z Amelią na sobotę do kina.
-Z Amelią? To ta dziewczyna, która była tu kiedy... - Nicole urwała. Wciąż ciężko jej było mówić o tamtych zdarzeniach.
-Tak. To ona. - Jess wyręczył matkę. - Ona jest naprawdę cudowna.
-Wiesz... Nie pamiętam kiedy byłeś taki szczęśliwy.
-Ja pamiętam. - zamyślił się i dodał po chwili - Ostatni raz to było wtedy, gdy poszedłem z Davidem do dziadków. Potem to już było pasmo nieszczęść w moim życiu.
-Mam nadzieje, że już nic nigdy cię nie spotka. Ja wciąż nie rozumiem...
-Tu nie ma nic do rozumienia. Po prostu: co było, a nie jest nie pisze się w rejestr. Dziadek sam tak mówił. Pamiętasz?
-Oczywiście, że tak. - Nicole popatrzyła na syna i nie mogła uwierzyć, że wszystko co najgorsze ma już za sobą. Była jednak w dużym błędzie...
Tymczasem przyszła upragniona sobota. Jess na niczym (poza zegarkiem) nie mógł skupić uwagi. Rozpraszały go myśli, że jeszcze tylko kilka godzin, a spotka się z Amelią.
Amelia była drobną, smukłą Francuzką, o jasnych, brązowych oczach i ciemnych, falowanych włosach opadających na ramiona. Była to jedna z nielicznych dziewczyn, które ostatnimi czasu dopuszczał do siebie Jess. Nicole bardzo za nią przepadała i najchętniej widziałaby ją w roli przyszłej synowej. Niestety od niedawna znów zaczęła się wtrącać w sprawy sercowe syna. Przestał on już jednak zwracać na to uwagę. Cały pochłonięty był myślami o tej drobnej dziewczynie. Nic już się nie liczyło oprócz niej, szkoły, treningów i jego pisania. Coraz mniej czasu poświęcał Davidowi, który po ostatnich wypadkach bardzo go potrzebował.
Wreszcie nadeszła upragniona godzina spotkania. Jess ubrał się w nową parę spodni i czarną koszulę. Po drodze wstąpił do kwiaciarni po bukiecik kwiatów, przy pomocy którego chciał poprosić Amelię o chodzenie. Kiedy przyszedł pod kino Amelia stało już i czekała na niego. Przez krótką chwilę pomyślał, że się spóźnił, ale po nerwowym spojrzeniu na zegarek nieco uspokoił skołatane serce.
Amelia wyglądała prześlicznie. Miała na sobie krótką, liliową sukienkę i nieco ciemniejszy od niej sweterek. Jej ciemne falowane włosy upięte były w kok, a kilka niesfornych kosmyków opadało na ramiona. Jess podszedł do niej, objął ją w pół i podarował jej bukiecik. Z początku była przerażona tą jego bezpośredniością, ale szybko się uspokoiła.
Po kinie poszli na pizze, a później na spacer po parku. Tym samym, po którym jeszcze niedawno Jess przechadzał się z Davidem. Park ten nabrał dla niego teraz nowego znaczenia. Kiedy stanęli na mostku, na którym jakiś czas temu jego przyjaciel namalował jego portret, Jess uklęknął i poprosił Amelię o chodzenie. Dziewczyna była na prawdę szczęśliwa. Bez chwili namysłu rzuciła się na szyję swojemu chłopakowi. Stali jeszcze chwilę na mostku i wpatrywali się sobie w oczy.
-Może jest ci zimno? - spytał z czułością Jess.
-Nie. Która godzina?
-A co? Chcesz już uciec ode mnie?
-Nie, ale miała przyjechać do nas babcia, która mieszka we Francji. Dawno się nie widziałyśmy, a ja się za nią bardzo stęskniłam. Babcia jest moja najlepszą przyjaciółką.
-Skądś znam to uczucie... - Jess bardzo sposępniał.
-Czy powiedziałam coś nie tak? - zmartwiła się dziewczyna.
-Nie. Ja też miałem kiedyś takiego przyjaciela, któremu o wszystkim mówiłem.
-A David? On nie jest twoim przyjacielem?
-On? Oczywiście, że jest. Miałem na myśli kogoś innego?
-Kogo?
-Mojego dziadka... - Jess utkwił wzrok w jasno świecących tego dnia gwiazdach.
Stali chwilę w milczeniu i żadnemu z nich nie przyszło do głowy przerwanie tej ciszy.
-Chodź, odprowadzę cię.
-Przepraszam...
-Nie masz za co. No... uśmiechnij się. - przyciągnął ją do siebie i pocałował, a potem ruszyli w stronę jej domu.
Długo jeszcze stali pod jej drzwiami i nie mogli się rozstać. Kiedy Jess wracał do domu było już późno. Conrado był gdzieś za miastem i robił reportaż, David już spał w pokoju, a Nicole siedziała w salonie i czekała na syna.
-I co u Amelii?
-Dobrze, przesyła ci pozdrowienia. Wiesz, jesteśmy razem.
-No proszę. Nawet nie musiałam ciągnąć cię za język. To dobrze. Nareszcie będziesz szczęśliwy.
-Ja jestem najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Ona jest taka... inna niż wszystkie moje poprzednie dziewczyny. A poza tym nie jest nieznośna i nie oczekiwała, że między nami będzie coś więcej niż tylko wspólne spacery, kino. Wiesz co mam na myśli?
-Wiem, wiem... kino, ostatni rząd i komedia romantyczna. Ja też kiedyś byłam młoda.
-Serio? A to ile wieków temu było?
-Jess nie zaczynaj... - Nicole uśmiechnęła się i przytuliła syna, który właśnie usiadł na kanapie. - Chciałabym żebyś był z nią szczęśliwy i żeby nie spotkało cię nigdy w życiu to co mnie i twojego ojca.
-Mamo, po rozwodzie kochałaś jeszcze ojca?
-Tak. Gdybym inaczej postąpiła i nie wystawiłabym jego rzeczy za drzwi może bylibyśmy nadal razem. Ale kto wie czy bylibyśmy szczęśliwi. Kiedy się urodziłeś Jim był bardzo szczęśliwy. Chyba dopiero wtedy poczułam, że naprawdę mnie kocha. Chociaż on zawsze mnie o tym zapewniał ja w to nie wierzyłam. Zawsze wydawało mi się, że mnie zdradza. A potem...
-A potem okazało się, że on cię tak naprawdę nigdy nie zdradził. Poza tym jednym razem. Dlaczego on pierwszy przysłał papiery rozwodowe?
-To nie on. To jego ojciec. Twój dziadek był bardzo przeciwny naszemu małżeństwu. Jemu się zawsze wydawało, że Jim nie powinien żenić się z dziewczyną, która ma w głowie same marzenia, prawie zero majątku i nie wiadomo kim są jej rodzice.
-Jak to?
-Moja matka była kiedyś tancerką, a ojciec dużo wyjeżdżał. Nie było kiedy ich sobie przedstawić. A poza tym twój dziadek kiedy dowiedział się, że moja matka jest tancerką od razu wyrobił sobie o niej zdanie. Nie dał mi nawet nic powiedzieć... Raz zasugerował mi nawet, że moja matka się z kimś puściła, a ja nie jestem prawdziwą córką mojego ojca.
-Ile mieliście lat jak się pobraliście?
-Ja miałam dziewiętnaście, a twój ojciec dwadzieścia jeden. Pobraliśmy się w wielkim sekrecie przed jego rodzicami.
-Zaakceptowali wasz związek?
-Z początku nie, dlatego przeprowadziliśmy się z San Sebastian do Los Angeles. Twój ojciec założył tu kolejną siedzibę dla firmy ojca. Wszystko zmieniło się dopiero, kiedy dowiedział się, że zostanie dziadkiem.
-Zmienił nastawienie do ciebie?
-Tak... - Nicole głęboko się zamyśliła. - Ja i Jim byliśmy z początku burzliwym małżeństwem. Częściowo z powodu twojego dziadka. Wszystko się zmieniło gdy przyszedłeś na świat... no, późno już powinieneś iść spać. Ojciec po ciebie jutro przyjeżdża rano, znów się wścieknie... - mówiła tak jakby była w innym świecie.
-Mamo? Wszystko w porządku? Przecież tata nie żyje.
-Ach, tak, rzeczywiście... zapomniałam. - Nicole wyrwała się z zamyślenia. - Chodźmy spać, jestem zmęczona. Dobranoc.
-Dobranoc.
Jess powoli wspiął się po schodach na piętro. Kiedy przechodził obok pokoju Davida coś go kusiło, żeby tam zajrzeć, ale poczuł się ogromnie zmęczony, więc poszedł do siebie. Całą noc śnił o Amelii. O tym, że umówili się na jutro, o jej oczach, buzi, ustach, od których nie mógł się oderwać. Coś go jednak niepokoiło. Poza Amelią, gdzieś daleko majaczyła jakaś drobna, ledwie widoczna postać o tak nieziemsko ciemnych niebieskich oczach, że nie potrafił oderwać od nich wzroku. Następnego dnia te same oczy prześladowały go na każdym kroku. Wydawało mu się, że już je kiedyś widział, ale tak trudno mu było sobie przypomnieć gdzie, wytłumaczyć kiedy.
-Jess wytłumaczysz mi to zadanie z matmy? - zapytał David wchodząc do pokoju przyjaciela.
-Poczekaj, skończę tylko rozmowę... tak, pamiętam. Myślałaś, że o tobie zapomniałem?... nie, oczywiście, że nic się nie zmieniło... wiem, przepraszam. Wczoraj długo rozmawiałem z mamą i byłem zmęczony.... muszę kończyć. Kocham cię... Pa, do zobaczenia o czwartej. W naszym parku. -Jess odłożył słuchawkę - Chciałeś coś?
-Nie, już nic... - David czuł jakiś niewypowiedziany ogromny ból w sercu i nie potrafił sobie wytłumaczyć dlaczego.
-No, daj ten zeszyt.
-Nie już nie trzeba.
-O co ci chodzi? Masz jakiś problem? - spytał Jess tak jakby chciał żeby David w jednej chwili zniknął z jego życia. Ten ton wypowiedzi był jednak bardzo mylący.
-Nie, wszystko jest w porządku.
-Siadaj. - Jess wskazał mu krzesło. - Daj ten zeszyt i mów o co chodzi.
-Ale to naprawdę nic wielkiego. - spuścił wzrok i wbił go w podłogę.
-Z czym masz problem? Które to zadanie?
-17, strona 434.
Jess zaczął mu tłumaczyć zadanie, ale on nie mógł się skupić. Wszystko rozpraszało jego uwagę.
-Rozumiesz?
David pokiwał przecząco głową. Jess wstał, położył książkę i zeszyt na stole i chwilę stał w zadumie. Nagle posadził go przy biurka, a sam pochylił się nad nim. Powoli i spokojnie mu wszystko tłumaczył od początku.
-A teraz rozumiesz?
-Tak.
-I co to było takie trudne?
-Nie.
-Masz coś jeszcze do zrobienia? Pomogę ci.
-Nie, nie trzeba. Poza tym umówiłeś się z Amelią.
-Fakt. Wychodzisz gdzieś dzisiaj?
-Tak. Chciałbym iść do twojego dziadka na cmentarz.
-To mogę cię kawałek odprowadzisz jeśli chcesz. To po drodze do Amelii.
-Jeśli chcesz...
-Źle się czujesz?
-Nie... - wymamrotał.
-Jesteś blady, słabo się trzymasz na nogach. -To tylko przemęczenie. Nie martw się o mnie. - zapewniał.
David obrobił resztę lekcji w pokoju przyjaciela, a potem się przebrał i poszedł razem z Jessem. Właśnie dochodzili do parku, kiedy Jess powiedział, że musi go opuścić, bo Amelia już na niego czeka. Davidowi zrobiło się ogromnie przykro, bo to przecież ICH park... Jego i Jessa. Chociaż teraz się wszystko zmieniło. On się zmienił. To już nie ten sam chłopak, bez którego nie wyobrażał sobie życia. Możliwe, że on jest teraz nawet dla niego nieznośnym ciężarem i dlatego on go tak unika. Chłopak stał jeszcze na chodniku i patrzył jak przyjaciel czule wita się ze swoją dziewczyną. Zamknął oczy... pod powiekami czuł już piekące łzy, ale się nie rozpłakał. Tyle razy płakał i powstrzymywał się od płaczu jeszcze kilka miesięcy temu, że teraz nie robiło mu to już najmniejszej różnicy. Może nauczył się tego od niego? On tyle razy ukrywał swoje prawdziwe uczucia. David nauczył się już odróżniać kiedy coś ukrywa, a kiedy mówi prawdę, ale ta linia, i tak już cienka, powoli zaczęła znów zanikać. Patrzył jeszcze na nich przez chwilę. Byli tacy piękni, zakochani, nieziemscy... tak cudowni, że to aż bolało, paliło w środku. Byli po prostu szczęśliwi. David nie miał mu tego za złe, ale pragnął go mieć też czasem dla siebie. Tak po prostu, jak dawniej, jak kiedyś... W końcu ruszył na cmentarz. Sam nie wiedział dlaczego tak często tu przychodzi. Może dlatego, że dziadek Jessa stał się teraz i dla niego po części także dziadkiem? Doskonale pamiętał ich pierwsze i ostatnie spotkanie. Dziadek był dla niego bardzo uprzejmy, miły, wiedział, że może mu zaufać. Czy dlatego tu przyszedł? Chyba nie do końca. Dziadek był jedyną osobą, której ufał Jess, i która najlepiej go znała.
David zapalił znicz i usiadł na ławeczce. Nie wiedział ile siedział i nie mógł sobie przypomnieć o czym myślał przez ten cały czas, ani wtedy, kiedy stróż przyszedł powiedzieć mu, że zamykają cmentarz. W drodze do domu mało nie wpadłby pod samochód. Kiedy przechodził obok bidula zatrzymał się na chwilę i już wtedy nie mógł powstrzymać łez, które płynęły mu po policzkach. Ukrył twarz w dłoniach i pobiegł przed siebie. Gdy dotarł do domu wbiegł szybko po schodach. Zamknął się w pokoju i przez całą noc płakał. Bardzo się mylił myśląc, że nikt go nie zauważył i nikogo nie obchodzi. Owszem, obchodził kogoś, i to bardzo... Obchodził Jessa, który całą noc spędził bezsennie pod jego drzwiami w nadziei, że go wpuści.
David ocknął się o świcie. Chciał wyjść na spacer, odetchnąć "świeżym" powietrzem Los Angeles, odpocząć od myślenia. Wyszedł z pokoju i spostrzegł siedzącego pod ścianą Jessa.
-Co ty tu robisz o tej porze? - zapytał zdziwiony.
-Właściwie ciebie mogę zapytać o to samo... Czekałem, aż wyjdziesz z pokoju. Dlaczego wczoraj płakałeś? - zapytał wstając. Był jakiś inny: dziwny, zmartwiony, może trochę rozgniewany. - Martwiłem się o ciebie.
-Niepotrzebnie. Nic mi nie jest. - opowiedział zakłopotany.
-Ktoś cię skrzywdził? Od jakiegoś czasu jesteś jakiś inny.
-Ja wcale nie jestem inny. To ty się zmieniłeś. - mówił cichutko, tak jakby się czegoś bał albo nie chciał, żeby ktoś to usłyszał.
-Dlaczego tak uważasz? Przecież mówiłem ci kiedyś, że nie jestem taki nieskazitelny jak ci się wydaje. - odparł Jess nieco już podirytowany. - Zapomniałeś?
David poczerwieniał.
-Przepraszam...
-Nie ma za co. Jesteśmy przyjaciółmi i uważam, że powinieneś był mi to wcześniej powiedzieć. - Jess przyciągnął go do siebie, uniósł jego małą twarzyczką do góry i powiedział - Nie ufasz mi już?
-Ufam. To nie o to chodzi...
-Więc o co?
-O to, że odkąd jesteś z Amelią unikasz mnie. Jestem dla ciebie powietrzem. Wiem, że nie powinienem ci się narzucać, ale ja cię tak potrzebuję. Wiem... przeszkadzam ci, ale wystarczy jedno twoje słowo, a zniknę z twojego życia... Wystarczy, że powiesz... dlaczego się nie odzywasz? Powiedz coś... - pod powiekami piekły go już łzy.
-Głupi jesteś czy co? Ty masz mi w czymś przeszkadzasz? Ty? Mój ANIOŁ? - na jego twarzy pojawił się uśmiech. - You are stupid. Mój ty mądralo. Coś ty sobie ubzdurał?
-Ja? Nic... bo ja... myślałem... - mówił jąkając się, był mocno zdziwiony zmianą Jessa.
-To źle myślałeś. Wracaj do łóżka. A i jeszcze jedno.
-Tak?
-Nie zapominaj o tym, że jestem twoim przyjacielem. I...
-I?
-Nic. Po prostu pamiętaj. Tyle. Prześpij się.
-A ty?
-Posiedzę przy tobie i poczekam, aż zaśniesz. - Jess wciągnął go do pokoju i położył do łóżka.
-Śpij ze mną.
-Chciałbym, ale nie. Może kiedy indziej.
-Dlaczego nie?
-Bo nie... - Jess nie wiedział co ma powiedzieć, kiedyś by nie protestował, ale dziś... Teraz się wszystko zmieniło, a przynajmniej on się zmienił. Może nawet wydoroślał.
David zasnął trzymając przyjaciela za rękę. Kiedy spał Jess cicho, prawie na palcach wyszedł z pokoju, napisał Amelii sms-a, że nie może do niej przyjść i żeby to ona wstąpiła do niego, a potem zasnął jak zabity. Gdy się obudził siedziała na fotelu i wpatrywała się w niego. Wydała mu się jakby trochę smutna, czymś zmartwiona.
-Cześć. Co się stało?
-Nic. Dlaczego tak ci się wydaje?
-Bo jesteś smutna.
-Nie jestem. Jestem z tobą szczęśliwa, ale...
-Ale?
-Dlaczego nie odbierałeś wczoraj ode mnie sms-ów? Martwiłam się o ciebie.
-David miał problem. Nie mogłem się dostać do jego pokoju, więc czekałem całą noc pod drzwiami.
-Ale z nim wszystko OK.?
-Tak. Przepraszam, że wysłałem ci tego sms-a tak wcześnie, ale dopiero kładłem się spać. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
-Nie. Nawet nie słyszałam jak dzwonił. Bardzo się ucieszyłam, że go dostałam.
-To co dzisiaj robimy? - zapytał jeszcze trochę zaspanym głosem.
-Może zostaniemy w domu?
-Nie chcesz nigdzie wychodzić?
-Tak prawdę powiedziawszy, to umówiłam się z twoją mamą, że pomogę jej piec ciasta na dzisiejszy podwieczorek.
-A z jakiej to okazji? Czy ja o czymś zapomniałem?
-Chyba tak.
-Ty coś wiesz, czego ja nie wiem.
-Może tak, może nie.
-Powiedz...
-Nie!
-Powiedz............... Proszę.
-N-I-E M-O-G-Ę!!!! Dotarło?
-Tak. Znowu jakaś babska zmowa. I jak tu żyć z tymi kobietami?
-Normalnie.
Jessowi faktycznie wyleciała z głowy pewna uroczystość. A mianowicie rocznica zaręczyn matki i Conrado. Z tej oto właśnie okazji urządzany był dzisiaj podwieczorek. Zaproszeni byli rodzice Conrado, matka Nicole, dziadkowie Jessa od strony ojca oraz Alice. Jess dzielnie pomagał w przygotowaniach, chociaż nadal uważał, że gotowanie i pieczenie to typowo babskie zajęcia. Starał się też poświęcać czas Davidowi, żeby przestał czuć się dla niego obcy, niepotrzebny, wyobcowany, daleki, bezużyteczny, zbędny.
Nareszcie nadszedł wieczór i można było odpocząć. Wszyscy byli zadowoleni ze swojej pracy. Amelia musiała już pójść do domu, David źle się czuł, dlatego Jess przez cały wieczór był sam.
-Co u ciebie? - usłyszał za soba znajomy głos.
-A to ty?
-A kogo się spodziewałeś?
-Na pewno nie ciebie.
-Nie spodziewałam się, że tak szybko zapomnisz.
-O czym?
-O nas.
-Nie było i nie ma nas.
-Nie martw się nie chcę wracać do tego co się kiedyś zdarzyło. Chciałam porozmawiać, ale widzę, że nic a nic się nie zmieniłeś. - odparła i już zamierzała odejść kiedy...
-Zaczekaj. U mnie wszystko OK., a co u ciebie?
-U mnie? Jakoś tam leci. Nie jest tak źle jak było na początku.
-Wiem, że to wszystko przeze mnie. Przepraszam.
-Już o tym zapomniałam.
-Potrafiłaś? Bo ja nie... -Ja też nie, ale próbuję to sobie wmówić. Byliśmy małżeństwem zaledwie rok.
-A co twoi starzy na to?
-Ja ich nie wiele obchodzę. Mój starszy brat grał w domu zawsze pierwsze skrzypce.
-A jak studia?
-Dobrze. Nie mam zaległości. A co ty porabiałeś przez ten czas?
-Ja? - zapytał zakłopotany. - Byłem trochę chory, trenowałem, zakochałem się w mojej dziewczynie.
-Przynajmniej jedno z nas znalazło szczęście.
-Nie jesteś szczęśliwa?
-Nie mam ku temu powodów.
-Dlaczego?
-Jeszcze pytasz?
-Myślałem, że mówisz jeszcze o czymś.
-Nie. To tylko o to chodzi...
-Wybacz, ale chyba pójdę do siebie. Wiesz, męczą mnie ostatnio te rodzinne spotkania.
-Jasne. Ty zawsze byłeś inny.
-Cześć.
-Jess... gdybyś kiedyś chciał pogadać albo coś innego to zadzwoń.
-Jasne. Nara.
Jess powoli wchodził po schodach. Trochę kręciło mu się w głowie, było mu słabo, miał ciemno przed oczami. Padł na łóżko i leżał jak zabity przez dobry kwadrans. Nagle w pokoju rozległo się ciche pukanie.
-Proszę.
-Proszę, proszę. Już nie zamierzasz ze mną rozmawiać?
-Nie babciu, źle się czuje.
-U was jest jakaś epidemia? Co się tu dzieje?
-Nic.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak.
-Babciu wszystko jest porządku. Jestem zakochany, David dość dobrze radzi sobie w szkole, niedługo wydaje swój kolejny artykuł, w szkole też mi jakoś idzie. A jeśli chodzi o mamę i te jej poranne mdłości, do których nie chce się przyznać to na moje oko ciąża. Jak w mordę strzelił.
-A ty w tym wszystkim jesteś szczęśliwy?
-Dlaczego o to pytasz?
-Bo wydaje mi się, że ty cały czas przed czymś uciekasz.
-Tak ci się tylko wydaje. Jestem szczęśliwy...
Ale czy on tak naprawdę był wtedy szczęśliwy? Czy on w rzeczywistości przed niczym nie chował się w ramionach Amelii? Czy faktycznie mógł uciec przed przeszłością? Cały czas próbował nauczyć się żyć od nowa, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Dla całego otoczenia, prócz Amelii, przyjął znów postawę zimnego, egoistycznego drania. To był jego sposób na zapomnienie, na ukrycie prawdziwych uczuć.
-Jess. Pomyślałam, że może w te wakacje pomieszkasz trochę ze starą babką.
-Przepraszam, ale raczej nie. Wiesz w te wakacje jadę z trenerem do Indii. Będziemy ćwiczyć swoje wnętrze w jednym z tamtejszych klasztorów.
-Rozumiem. No zbieram się. Późno już.
-Nie gniewaj się na mnie. Ja już...
-Jesteś taki sam jak on. Tylko, że młodszy. Dobranoc. - ucałowała wnuka na pożegnanie i wyszła.
Jessowi było głupio, ale jak miał jej powiedzieć, że wyjeżdża? Gdyby był dziadek... Ale jego już nie ma, nie ma już nic co było w dawnych czasach. Teraz został zupełnie sam. Chociaż nie... Ma przecież Amelią i Davida, ale ich nie wolno mu zadręczać swoimi problemami, aczkolwiek... Nie, to głupi pomysł. Dobrze jest, jak jest i niech tak zostanie.
Stanął przy oknie i odsłonił zasłony. Koniec z tymi ciemnościami. Koniec z przeszłością, nie ważne jaka była koniec z nią i kropka.


***************************************************************************


Z Amelią był już półtora miesiąca. Teoretycznie wszystko było jak powinno być, ale coś nie dawało mu spokoju. W snach powracał do niego ten ukochany przed dwoma miesiącami wzrok. Tylko, że to nie były oczy Amelii jak sądził do tej pory. To był wzrok kogoś innego, kogoś mu bardzo bliskiego, a jednocześnie tak dalekiego jak z Ziemi do końca galaktyki i z powrotem. Znał go, ale nie mógł przypomnieć sobie do kogo należy.
To miał być najwspanialszy dzień w życiu Amelii i Jessa. Wybrali się za miasto, gdzie zamierzali spędzić cały dzień. Jess od rana nie czuł się najlepiej. Mdliło go, bolała go potwornie głowa, co kilka godzin wymiotował. Mimo to przy Amelii był wesół, zabawiał ją jak tylko mógł. Dziewczyna nawet nie zauważył, że coś jest nie tak. Jess był naprawdę wybornym aktorem. Siedzieli właśnie na kocu i rozmawiali o byle czym. Nagle Jessowi zakręciło się w głowie. Chciał wstać i pójść się gdzieś przejść, ale kiedy się podnosił zakręciło mu się w głowie i upadł na ziemię. Amelia była bardzo przerażona. Nie wiedziała co powinna zrobić. Przez jakiś czas stała jak wryta, jednak kiedy ochłonęła z wrażenia zaczęła powoli go cucić. Jej ruchy z każdą chwilą stawały się coraz bardziej bezładne, chaotyczne, gorączkowe i nerwowe. Po jakimś czasie Jess ocknął się. Nie wiedział co powinien powiedzieć ani zrobić. Czuł się zdezorientowany, zagubiony.
-Jess, wszystko w porządku? Co się stało?
-To nic. Zakręciło mi się w głowie.
-To po raz pierwszy? Tylko powiedz mi prawdę.
-Tak, to po raz pierwszy.
-Martwię się o ciebie.
-Niepotrzebnie. Jestem już dużym chłopcem. Ale musimy poważnie pogadać.
-O czym?
-Nie mów nikomu o tym co się tu stało.
-Dlaczego?
-Bo nie. Nie chcę nikogo martwić.
-To na pewno pierwszy raz?
-Tak... A dlaczego pytasz?
-Bo nie wydaje mi się, żeby to było po raz pierwszy.
-Męczysz mnie. Idziemy się przejść?
-Chcę już wracać.
-Czemu?
-Jestem już zmęczona. Chce już wracać.
-Jasne. Wszystko moja wina.
-O co ci chodzi?
-O nic. Po prostu mówię to co myślę.
-Nie znałam ciebie takiego.
-Widocznie po sielance przyszła szara rzeczywistość.
-Rzeczywistość? O czym ty mówisz?
-O niczym. Ty i tak nie zrozumiesz. Idziesz? Przecież chciałaś wracać. - mówił oschłym, szybkim i nie przyjemnym tonem.
-Zawsze tak się zachowujesz kiedy coś nie idzie po twojej myśli?
-A co ci do tego?
-Nic. Po prostu jest mi przykro.
-Jesteś jak każda dziewczyna. Zawsze marudzisz kiedy ktoś nie chce z tobą o czymś porozmawiać.
-Nie myślałam, że taki jesteś. Nie rozumiem co się z tobą stało.
Poszli na przystanek autobusowy i wrócili do miasta. Przez całą drogę milczeli jak zaklęci. Ani razu nawet na siebie nie spojrzeli. Jess z grzeczności odprowadził ją pod dom, ale nie wszedł już na górę. Kiedy wrócił do domu zamknął się w pokoju i zaczął pisać kolejne opowiadanie. Było przesycone goryczą, złością, a jednocześnie czuł ulgę. Było mu lżej na duszy, tak jakby nareszcie przestał udawać kogoś kim nie był. Z drugiej jednak strony było mu żal Amelii. W sumie to dobra dziewczyna, tylko on jest nieprzewidywalny, nieobliczalny. Od dawna już zresztą czuł, że dla nich nie ma przyszłości. Może nawet próbował schronić się pod jej skrzydłami jak małe dziecko i poczekać aż coś się w jego życiu zmieni. Ale czy można wiecznie kogoś ranić, aby samemu być szczęśliwym? Nie! On musi skończyć ten związek zanim zrobi jej krzywdę.
Była środa, padał deszcz. Jess postanowił po treningu pójść do Amelii i powiedzieć jej, że to koniec. Stanął przed jej drzwiami, długo zbierał się, żeby zadzwonić. W końcu jednak zapukał do drzwi. Otworzyła jej mama. Była to piękna kobieta w średnim wieku o typowo europejskiej urodzie. Amelia była do niej bardzo podobna. Zaprosiła Jessa do środka i zawołała córkę.
-Cześć. Jak się czujesz? -Dobrze.
-Nie byłaś od kilku dni w szkole. To z mojego powodu?
-Nie. Przeziębiłam się.
-Muszę ci o czymś powiedzieć.
-O czym?
-Uważam, że powinniśmy się rozstać.
-Dlaczego? - Amelia zrobiła duże oczy i usiadła z wrażenia. - O czym ty mówisz?
-Powinniśmy się rozstać. Nie pytaj dlaczego. Po prostu.
-Jesteś aż takim egoistą? A co z moimi uczuciami?
-Chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Zrozum. Tak będzie najlepiej.
-Wynoś się stąd! Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć na oczy! Wynoś się stąd!
-Żegnaj. - powiedział lodowym głosem i wyszedł.
W głębi duszy czuł, że tak było łatwiej. Nie musiał nic tłumaczyć, wyjaśniać. Żadnych zbędnych słów. Kiedy stanął pod domem spojrzał po raz ostatni w jej okno i odszedł. Na zawsze, tak jak tego chciała. Po tamtej scenie już nigdy się nie zobaczyli. Amelia wróciła do Francji i tam już pozostała. Nigdy do siebie nie zadzwonili, nie napisali ani jednej kartki czy listu. Pewnego dnia Amelia przyjechała na krótko do Los Angeles i nawet chciała się z nim spotkać, ale on już tam nie mieszkał...
Nawet nie wiedział kiedy znalazł się pod domem Alice. Był cały przemoknięty. Miał jeszcze klucze od drzwi wejściowych, więc wszedł do budynku i wjechał na przedostatnie piętro. Stanął przed drzwiami i wsunął klucz do zamka. Kiedy otworzył drzwi stała za nimi zdziwiona Alice. Jess popatrzył na nią chwilę i opadł bezwładnie na podłogę. Gdy się ocknął był w sypialni Alice i leżał w jej łóżku. Jeszcze jakiś czas temu sypiał!!!!!!!!... - - nim jego ojciec. Wróciły przykre wspomnienia. Nic się nie zmieniło, no może z wyjątkiem tego, że ojca już nie ma. Za oknem wciąż padał deszcz. Jess leżał i patrzył na świat tonący w strugach deszczu. Ponad rok temu w podobny dzień poznał Davida. Teraz wydawało mu się, że to było wieki temu. W drzwiach stanęła Alice. W dłoniach trzymała kubek gorącej herbaty z miodem.
-Która jest godzina?
-Dziesiąta. Nie wstawaj. Dzwoniłam do twojej matki. Powiedziałam, że z tobą OK., ale wrócisz dopiero jutro, bo śpisz i nie chcę cię budzić.
-Dzięki za wszystko, ale lepiej będzie jeżeli już pójdę.
-Chcesz być chory?
-Nie, ale może miałaś jakieś plany na dzisiaj.
-Nawet jeżeli to bym je odwołała. Masz, wypij to.
-Co to?
-Czarna herbata z miodem. Dobra na przeziębienie.
-Wiesz, że piję czerwoną albo zieloną?... Dlaczego to robisz?
-Co?
-Opiekujesz się mną.
-Nie wiem. Po prostu.
-Przecież to przeze mnie zginął ojciec.
-Nie obwiniaj się. To ja chciałam mieć was obu. Byłam egoistką. Pokochałam was obu i nie umiałam, a właściwie nie chciałam wybrać. Było mi z wami dobrze. Tylko tak bolało kiedy byłeś zimny i obojętny. Pomyślałam, że kiedy i ja taka będę zwrócisz na mnie uwagę. Ale ty ciągle byłeś w innym świecie.
-Wybacz, że nigdy cię nie kochałem, ale nie umiałem.
-Rozumiem. I cieszę się, że powiedziałeś mi o tym. Zawsze byłeś dla mnie nieodgadnioną zagadką. Pij tą herbatę i śpij.
-A ty?
-Ja mam jeszcze dużo nauki.
-Każdemu należy się odpoczynek. Połóż się spać. No chyba, że zamierzasz mnie pilnować, żebym nie uciekł?
-Dobrze wiesz, że nie oto chodzi. Pójdę tylko do łazienki i położę się w twoim pokoju.
-Może lepiej ja tam pójdę. Powinnaś spać u siebie.
-Mnie to nie przeszkadza.
-W takim razie możemy spać razem. Jeśli chcesz.
-A nie będzie ci to przeszkadzać?
-Nie. Jestem teraz zupełnie kimś inny i nie przeszkadza mi, że będziemy tę jedną noc spać razem. Może kiedyś, kiedy żył ojciec by mi to przeszkadzało. Teraz wszystko co było kiedyś nie ma dla mnie znaczenia.
-Wszystko?
-No, może prawie wszystko.
-A co tak naprawdę działo się z tobą po śmierci ojca, bo nie chciałeś mi wcześniej powiedzieć.
-Myślisz, że teraz powiem?
-Miałam nadzieję.
-To muszę ją rozwiać. Byłem myślami daleko stąd. Tyle powinno ci wystarczyć.
-Jess... ja nadal coś do ciebie czuję... Chciałabym żebyśmy byli razem.
-Alice... Jesteś piękną kobietą, ale nie powinniśmy.
-Dlaczego?
-Bo wrócą wspomnienia.
-A chcesz chociaż być ze mną?
-Chyba tak skoro o tym z tobą rozmawiam. Nie boisz się?
-Nie, zależy mi na tobie. Proszę...
-Dobrze. Co tylko chcesz.
-Przytul mnie.
Od tamtego wieczoru Jess coraz częściej odwiedzał Alice. Ich wzajemne stosunki wróciły, chociaż nie do końca, do stanu sprzed wypadku. Rozumieli się teraz świetnie, często chodzili razem na zakupy. Jess miał teraz dużo więcej czasu dla Davida niż kiedy był z Amelią. Może i to dobrze, ale chłopak bał się o przyjaciela. Od jakiegoś czasu odnosił wrażenie, że coś się w nim kłębi. Jakieś uczucia, które w końcu wybuchną. Jess czasem nocował u Alice. Matka zaczęła się o niego martwić, ale Jess wytłumaczył jej, że Alice czuje się samotna i opuszczona, zwłaszcza, że jej rodzice się do niej nie odzywają.
-Mamo to tylko jakiś czas. Kiedy się wszystko uspokoi będę mniej czasu z nią spędzał. Obiecuję.
-A jeśli to się nigdy nie skończy? To co? Pomyślałeś o tym? Jeśli to będzie się ciągnęło miesiącami, latami? Ożenisz się z nią?
-Może nie wiem. Czego ty oczekujesz ode mnie?
-Sama nie wiem jak mam z tobą rozmawiać.
-Posłuchaj. To moje życie i jeżeli coś spieprzę to ja za to zapłacę, nie ty. Zresztą, co cię to obchodzi. Powinnaś poświęcić odrobinę więcej czasu Davidowi. Prawie w ogóle nie rozmawiacie. Co już cię nie obchodzi?
-Obchodzi. O co ci chodzi?
-O to, że jestem egoistą i nie chce żebyś ingerowała w moje życie. Zajmij się sobą, Conrado, kim chcesz... Byle nie mną. Zrozumiano?
-Jess... jesteś potworem.
-No, proszę. Przynajmniej dowiedziałem się czegoś ciekawego o sobie. Coś jeszcze, bo już jestem spóźniony.
-Idź już. Zastanów się nad sobą.
-Znowu zaczynasz...
Jess stał się bardzo drażliwy na punkcie Alice. Nie można było na jej temat powiedzieć nic złego, bo od razu wpadał we wściekłość. Tylko na Davida nie umiał się złościć. On był dla niego jak cichy port, w którym mógł się zatrzymać i odpocząć. On o nic nie pytał, nie osądzał. Z nim mógł porozmawiać o wszystkim, ale o tym nie chciał. Nie miał sumienia męczyć go swoimi myślami, problemami. Zresztą on zawsze wydawał mu się taki słaby i kruchy...
-Tak. Słucham.
-Cześć. To ja, Alice.
-Twój głos poznałbym prawie wszędzie i zawsze. Co u ciebie?
-W porządku. Przyjedziesz dziś do mnie?
-Chętnie. Już nie mogę się doczekać. Mam coś dla ciebie.
-To cudownie. Co to jest?
-Niespodzianka.
-Powiedz. -Nie mogę. Niespodzianka.
-Czekam. Pa.
-Znowu wychodzisz do niej? - spytała rozgniewana matka.
-Tak. Obiecałem jej.
-Mi też wiele rzeczy obiecałeś. Czy ona jest ważniejsza ode mnie?
-Nie, ale jest moją dziewczyną i tego nie zmienisz.
-Słucham?! Ona jest od ciebie starsza o pięć lat. Jess czy ty wiesz co robisz? Sypiasz z nią?
-A co cię to?
-Jesteś moim synem mam prawo wiedzieć.
-Jeśli nawet to co?
-Co się z tobą dzieje?
-Nic. Odczep się, a będzie dobrze.
-Jess...
-Muszę wziąć prysznic. Nie wiem o której będę. Nie czekaj na mnie.
Nicole poszła do salonu i usiadła na kanapie. Coś dziwnego działo się z jej synem. Może powinna pójść z nim do psychologa?
-Wszystko w porządku kochanie?
-Nie. Nie wiem co się dzieje z Jessem. Martwię się o niego.
-Chodzi ci o tą sprawę z Alice? Przejdzie mu.
-Myślisz?
-Ja to wiem.
-Oni ze sobą sypiają.
-Słucham? - Conrado był bardzo zdziwiony. Jeszcze parę miesięcy temu Jess został by jego kochankiem, a teraz sypia z byłą żoną ojca? To było dla niego nie do pojęcia.
Objął Nicole i zamyślił się.
-O czym myślisz?
-O Jessie. Martwię się o niego.
-Chciałabym, żeby to się już skończyło. To mnie już przerasta. Zastanawiam się czasem co się stało z tym dawnym Jessem.
-Pamiętam go jaki był kiedy żył jeszcze jego dziadek. Teraz jest jeszcze bardziej skryty niż kiedykolwiek. - Conrado pogładził żonę po głowie i poszedł do sypialni.
Usiadł na łóżku i zapalił małą lampkę stojącą na nocnym stoliku. Od niechcenia wyciągnął spod łóżka ogromne, zakurzone pudło i wyjął z niego niedużych rozmiarów, zielony ze złotymi wykończeniami album. Były w nim różne zdjęcia. Niektóre sięgały czasów licealnych, ale większą część stanowiły zdjęcia z Andym - jego byłym partnerem. Przypominał sobie stare czasy... w końcu rzucił w kąt album i chwycił za telefon.
-Tak? - odezwało się w słuchawce.
-Jess musimy porozmawiać.
-Przepraszam, kto mówi?
-To ja Conrado.
-Coś się stało? Masz jakiś dziwny glos.
-Musimy porozmawiać.
-O czym?
-Nieważne. Przyjedź jak najszybciej.
-Chyba nie popełniłem jakiegoś strasznego grzechu?
-Jess nie zaczynaj. Wiem, że powoli wracasz do swojej dawnej formy i jesteś jak dawniej sarkastyczny, cyniczny, złośliwy. Masz natychmiast wracać do domu.
-Nie jesteś moim ojcem, żebyś mi mówił co mam robić.
-Ja tylko...
-Wiem chcesz tylko poważnie tylko ze mną porozmawiać. Będę rano. Ta rozmowa chyba może poczekać?
-Widzę, że musi. Będę czekał o 9:00 pod domem dziecka. Wiesz tym, w którym mieszkał David. Tylko się nie spóźnij.
-Dobrze. Cześć.
Conrado wziął gorący prysznic i położył się spać, ale długo nie mógł usnąć. Nazajutrz rano wyszedł bez słowa, bez śniadania. Po prostu wyszedł. Szedł tak, jakby był w innym świecie. Kiedy stanął po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko domu z czerwonej cegły Jess już na niego czekał. Chwilę się wahał zanim coś powiedział.
- Co jest? Dlaczego nie mogliśmy pogadać w domu?
-Bo nie chciałem żeby twoja matka była przy tej rozmowie. Ona się o ciebie martwi, ja zresztą też. Wiem, że to jest młodzieńczy wiek, ale to nie znaczy, że możesz się tak zachowywać.
-Tak, to znaczy jak?
-Okres buntu zdarza się każdemu. Nie musisz nam jednak tak mocno o nim przypominać. My też kiedyś byliśmy młodzi.
-Nie rozumiem, dlaczego matka nie może być przy tej rozmowie. O czym chcesz jeszcze pogadać?
-Dlaczego sypiasz z Alice?
-Wolałbyś żebym to robił z tobą?
-Nie wiem do czegoś dążysz, ale nic z twoich zamierzeń nie będzie. Jeśli chodzi o to z kim sypiam to nie twój interes. Mam żonę i bardzo ją kocham.
-Nie wątpię, ale to chyba ty chciałeś się ze mną przespać, nie ja z tobą.
-Skończmy ten temat. Chodzi o to, żebyś ograniczył kontakty z Alice. Ona jest od ciebie starsza.
-Już nie masz się czego czepiać to czepiasz się wieku. To nam nie przeszkadza.
-Ty już naprawdę jesteś aż tak zgorzkniały i nieczuły?
-Nie wiem o czym mówisz. Wracajmy do domu. Jestem zmęczony.
-Po czym?
-Nie twój interes.
-Jasne. Ostatnio twoje życie to nie mój interes.
Nicole nie wierzyła, że zobaczy syna wcześniej niż w poniedziałek po południu, więc była bardzo szczęśliwa kiedy go zobaczyła. Ostatnimi dniami czuła, że coraz bardziej się od siebie oddalają. Każda chwila, którą razem spędzali była dla niej czymś wyjątkowym. Każdą chciała zatrzymać na dłużej.
-Jess, myślę, że dobrze by było gdybyś porozmawiał z psychologiem. -zaczęła kiedy zostali sami w kuchni.
-Czego ty chcesz ode mnie kobieto?
-Martwię się o ciebie. Jesteś moim dzieckiem i mam do tego święte prawo.
-Nikt ci tego prawa nie zabierał. To, że jestem twoim synem wiem, a nawet, jeśli chciałbym zapomnieć ty byś mi nie dała. Nie wiem, o co ci chodzi, ale ostatnio jesteś nieznośna. Zajmij się swoimi sprawami, Conrado jest przez ciebie zaniedbany. Pomyśl o innych.
-W kogo ty się wrodziłeś?
-Co, już nie wiesz jakich argumentów użyć? Zaczyna się robić coraz ciekawiej.
-Jess?!!... - w głosie matki było tyle żalu, smutku, urazy, że Jess postanowił przystopować.
W głębi duszy nie chciał ich ranić, ale wydawało mu się, że to najlepszy sposób, aby odsunąć od siebie wszystkich. Chciał zacząć żyć własnym życiem, ale najpierw musiał zakończyć dotychczasowe sprawy. Czy kochał Alice? Nie, tak mu się tylko wydawało. Coraz częściej udawał przed wszystkimi, ze już tak dobrze wczuł się w tę rolę, że nie umiał czasem z niej wyjść. Udawało mu się jedynie być sobą przed NIM, przed jego ANIOŁEM. Jego życie stało się wegetacją.
Minęło kilka tygodni. Jess spał spokojnie w swoim pokoju, kiedy przyszedł do niego David. Był taki jak dawniej... David usiadł w kąciku i wziął ołówek i kartkę do ręki i namalował kolejny portret swojego przyjaciela. Malował jak nigdy, przy świetle księżyca. Jasnym i delikatnym jak pierwsze kochanie. Potem cicho i bezszelestnie wymknął się z pokoju i resztę nocy spędził na przeniesieniu swego rysunku na płótno. Gdy farba przeschła zaniósł swoje dzieło do pokoju przyjaciela i postawił pod ścianą. Jess kiedy się obudził od razu go spostrzegł i nie mógł oderwać od niego wzroku. Długo się w niego wpatrywał, aż w końcu wstał rozgniewany i poszedł do pokoju Davida.
-Dlaczego go tam postawiłeś? - wpadł bez pukania, wściekły z roziskrzonymi oczyma.
-Co się stało? O czym ty mówisz?
-Nie udawaj, że nie wiesz.
-Namalowałem go wczoraj kiedy spałeś. Myślałem, że ci się spodoba, ale jeśli nie chcesz to go wyrzucę.
-Przepraszam... Nie chciałem... Przepraszam, za wszystko... Za to jaki ostatnio byłem, za to co mówiłem, że nie zwracałem na ciebie uwagi... Przepraszam... - mówił cichym zdławionym głosem.
-Nie przepraszaj. Ja rozumiem.
-Co rozumiesz?
-To, że ty już taki jesteś. Masz swój świat i nie zawsze pozwalasz mi do niego wejść, że są rzeczy, o których mi nie mówisz a mnie to boli, bo nie mogę ci wtedy pomóc. Ale ja to wszystko rozumiem i choć nie pojmuję czasem tego twojego świata wiem, że nie jesteś takim egoistą za jakiego się uważasz.
-Za co... za co ty masz w sobie tyle dobroci i cierpliwości do mnie?... Jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym, wyjątkowym i niesamowitym, ale ja nie mam prawa obarczać cie swoimi problemami. Nie mam prawa... Przepraszam, to już się więcej nie powtórzy.
-Dobrze wiesz, że to będzie się powtarzać, bo ty nie umiesz żyć na uwięzi. Ty musisz być wolny jak ptak. A poza tym ja wcale nie mam do ciebie tyle cierpliwości ile ci się wydaje. Ja po prostu uwielbiam cię takim, jakim jesteś. W końcu jesteś moim aniołem stróżem. Bez ciebie nie miał bym teraz rodziny i tego ciepła, jakie dostaje. Uwielbiam cię.
-Przestań, ja naprawdę jestem okropny. Muszę wyjść. Powiedz matce, że będę na obiedzie.
-Idziesz do niej?
-A co? Zazdrosny?
-Nie...
-O co chodzi?
-Boję się, że cię stracę. Zapomnij...
-Jestem twój. Wiesz co?
-Co?
-Mam pomysł, ale na jego realizację musisz trochę jeszcze poczekać.
-Co to za pomysł?
-Chcę cię zabrać gdzieś ze sobą.
-Gdzie?
-To daleka podróż, może nawet męcząca. Chcę cię zabrać ze sobą w daleką podróż aż do Nieba...
-Do Nieba?
-Tak... do Nieba... Do zobaczenia później.
Jess poszedł do Alice. Kiedy zobaczył tą przerażoną twarzyczkę zrozumiał, że musi z nią zerwać, że nie ma prawa go znów ranić. Jednak czy będzie umiał wyjść z tej swojej grubej skorupy? Stanął przed drzwiami kobiety i włożył klucz w zamek. Alice jeszcze nie wyszła do pracy. Szła dopiero na 12:00, więc miał jeszcze trochę czasu.
-Hej. Co u ciebie? Nadal jesteś zła, że wróciłem do domu?
-Nie. A ty co tu robisz? Przecież miałeś zostać w domu?
-Musimy porozmawiać.
-O czym?
-Powinniśmy się rozstać.
-Dlaczego?
-Bo ja tak chce. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Cześć.
-To przez Nicole?
-Nie twój interes. Żegnaj.
-Jeszcze tu wrócisz...
Jess położył komplet kluczy na stoliku i wyszedł trzaskając drzwiami. Poszedł do parku. Niegdyś lubił tam chodzić z Davidem i nie tylko. Usiadł pod drzewem i patrzył na przechodzących ludzi. Nagle spostrzegł, że dwóch chłopaków się o coś kłóci. Jeden z nich, wyglądał na silnego, popchnął tego drugiego o wątłej budowie. Jess machinalnie wstał i podszedł do niech. Wszystko, co stało się od momentu, w którym stanął przy nich działo się jakby poza jego świadomością. Złapał rudego chłopaka za koszulę i rzucił nim na ziemię, a potem przyłożył mu jeszcze kilka razy.
-Masz jeszcze ochotę na powtórkę? - spytał wstając - Zostawisz już tego chłopaka w spokoju czy może mam ci jeszcze pomoc w podjęciu decyzji?
-Nie wiem, kim ty jesteś, ale słono mi za to zapłacisz! - warknął tamten i poszedł ocierając krew z rozciętej wargi.
Jess stał przez chwilę jeszcze i patrzył za nim niczym rozjuszone zwierzę broniące swojego terytorium. Kiedy opadły z niego wszystkie emocje podszedł do drobnego szatyna siedzącego pod drzewem niczym zwierzątko czekające na śmierć.
-Wszystko w porządku? - zapytał już całkiem spokojnie.
-Tak... Dziękuję.
-Za co?
-Za to, że stanąłeś w mojej obronie.
-O co właściwie wam poszło?
-To był mój były chłopak, tzn. on twierdzi, że nadal jesteśmy razem i nie daje mi spokoju. Wiedział, że mam teraz zajęcia z hiszpańskiego, więc przyszedł i zaczął robić mi kolejną awanturę. Resztę już sam widziałeś.
-Widziałem. Wcale mu się nie dziwię.
-Dlaczego? - spytał zaskoczony.
-Bo jesteś naprawdę śliczny. No, ale najważniejsze, że nic ci się nie stało. Następnym razem bardziej na siebie uważaj. Może pójdziemy na kawę?
-A twój chłopak nie będzie zazdrosny?
-Nie, ponieważ nie mam chłopaka. Jestem hetero.
-Przepraszam.
-Nie masz za co. Skąd miałeś wiedzieć. To co dasz się zaprosić?
-Nie chce sprawić kłopotu.
-To żaden kłopot.
-Dziękuje...
-Przestań mi w końcu dziękować. Chodźmy znam miła kawiarnię. Chodziłem tam nie raz z moją byłą dziewczyną.
-Przepraszam, że zapytam, ale nie jesteście już razem?
-Nie. Rozstaliśmy się jakiś czas temu. A jeśli chcesz wiedzieć dlaczego, to z bardzo prostej przyczyny. Nie chciałem jej więcej ranić. To nie była moja muza, powrócił w myślach do mnie ktoś kogo nie widzę, ale wiem, że znam i kocham.
-Skąd to wiesz?
-Nie wiem. Po prostu to czuję. To tak jak przychodzi wena twórcza. Nie wiesz skąd ani kiedy, ale wiesz, że musisz coś stworzyć. Rozumiesz?
-Tak. Ty jaką dziedziną sztuki się zajmujesz?
-Jestem pisarzem, chociaż nie wiem czy powinienem tak o sobie mówić. Przepraszam nawet nie zapytałem cię jak masz na imię.
-Jestem Jonathan, a ty?
-Jess. Miło mi cię poznać.
-Mi również. To gdzie idziemy?
-Do kawiarenki, jest tam na rogu.
Jess spędził miłe popołudnie w towarzystwie Jonathana.. Poszli się jeszcze przejść po parku, Jonathan zapomniał o zajęciach z hiszpańskiego, a Jess o całym świecie. Odprowadził go pod dom i umówili się na spotkanie. Jess stwierdził, że Jonathan powinien poznać Davida, bo to naprawdę kochany chłopak.


***************************************************************************


To nie był jakoś specjalnie pogodny i słoneczny dzień. W sumie był bardzo przeciętny. Tyle, że tego dnia Jess umówił się z Jonathanem i zamierzał zabrać ze sobą również Davida. Wydawał się być bardzo podekscytowany. Sam nie wiedział dlaczego ciągle myślał o nim, o tym jaki jest śliczny, jak się porusza, mówi. Zachwycał go pod każdym względem. W końcu nadeszła godzina spotkania. Jess założył na siebie nowe spodnie i koszule, użył zapachu, który stosuje jedynie na święta i ważniejsze dla niego spotkania oraz uczesał włosy tak, aby jak najbardziej zasłaniały jego bliznę. David zupełnie nie rozumiał czym się tak podnieca. Wyszedł normalnie ubrany, nie zwracając uwagi na Jessa. Był jedynie szczęśliwy, że gdzieś razem wychodzą. Nie ważne było to, że Jess z kimś się umówił, ważne było to, że wychodzili razem. Poczuł się znów kimś ważnym w jego życiu. Może nie najważniejszym, ale ważnym.
Spotkali się w kawiarence, do której Jess zabrał Jonathana kiedy się spotkali po raz pierwszy. Tego dnia mimo nie najpiękniejszej pogody wydał mu się naprawdę prześliczny. Jess od razu przedstawił sobie chłopaków i usiedli przy stoliku.
-To prawda co mówiłeś mi o nim. Jest naprawdę śliczny.
-Wiem i kochany. David to mój osobisty Anioł. Zawsze mnie ratuje i jest wtedy kiedy go potrzebuje. To mój najlepszy przyjaciel. Co chcecie do picia? Sok, kawa, woda? A może coś słodkiego?
-Ja po proszę sok i szarlotkę. - po raz pierwszy od przyjęcia odezwał się David.
- A ty?
-Ja po proszę kawę.
-OK., czyli dwie kawy, sok i trzy szarlotki. Zaraz wracam. Tylko mnie nie obgadujcie.
-Jasne. - powiedzieli chórem.
-On jest fantastyczny. Jeszcze nigdy nie znalem nikogo takiego jak on. Mógłbym się w nim zakochać gdyby tylko okazał mi odrobinę uczucia. Masz coś przeciwko gejom?
-Nie, ale nie chciałbym, żeby się ktoś taki zakochał.
-Rozumiem. Jess mówił, że przez dłuższy czas mieszkałeś w domu dziecka. To musiało być straszne.
-Było, dopóki Jess mnie stamtąd nie wyrwał. Jestem mu za to bardzo wdzięczny.
-Jest niesamowity. Zawsze wszystkich ratuje.
-Tak, to prawda, ale nie umie uratować samego siebie.
-Co przez to rozumiesz?
-Nie mówił ci?
-O czym?
-O wypadku?
-Jakim wypadku?
-Skoro on ci tego nie powiedział to ja nie mogę.
-Rozumiem. W takim razie nie nalegam. Od dawna mieszkacie razem?
-Od kilku miesięcy. - za Jonathanem stanął Jess. - Kto mi pomoże?
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki poderwali się obaj. Jonathan nie pytał już więcej o wypadek. Zrozumiał teraz dlaczego Jess zasłania włosami lewe oko i dlaczego są rzeczy o których się przy nim nie rozmawia. David i Jonathan bardzo się polubili. Po tamtym spotkaniu często razem wychodzili i rozmawiali przez gg. Jess tego dnia odkrył, że do Jonathana czuje coś więcej niż tylko zwykłą sympatię. To było coś porównywalnego z tym co poczuł chociażby do Amelii. Czyżby się w nim zakochał? A może to tylko fascynacja czymś nowym, nieznanym?
Wrócili tego dnia dość późno do domu. Nicole już dawno spała, tylko Conrado siedział w salonie i czytał czekając na ich powrót. Weszli do domu bardzo cicho, chociaż wiedzieli, że Conrado nie śpi.
-Idę już spać. Jestem bardzo zmęczony. Ty też idziesz?
-Nie, ja chcę jeszcze pogadać z Conrado. Dobranoc.
-Dobranoc. - powiedział sennym głosem i ledwo wdrapał się po schodach na piętro.
-Cześć, co czytasz?
-Jak powiem, że "Przeminęło z wiatrem" to mi nie uwierzysz?
-Nie.
-I słusznie. Czytam "Władcę Pierścieni" Tolkiena. Ciekawa książka. Coś się stało?
-Nie, dlaczego?
-Bo zawsze jak masz problem lub chcesz o coś zapytać to zaczynasz od tyłka strony.
-Wydaje ci się.
-Doprawdy?
-Czy ty masz rentgena w oczach?
-Nie, a co zgadłem?
-Kiedy po raz pierwszy dotarło do ciebie, że pociągają cie mężczyźni? Jak miałem jakieś 15-16 lat, a co? Zakochałeś się w jakimś?
-Tak pytam z ciekawości. Conrado, ja chyba... nieważne...
-O co chodzi?
-Sam już nie wiem kim jestem. Podobają mi się coraz częściej mężczyźni. Zgubiłem się i nie wiem co mam zrobić.
-Nic. Pozwól dojść uczuciom do głosu. Ja tak zrobiłem.
-Ale nie wybrałeś jednej drogi.
-Bo ja nie jestem tak zadecydowany jak ty. Nie umiałem z nikogo zrezygnować. Nie popełnij mojego błędu.
-Jesteś niesamowity. - zamilkł na chwilę, a potem dodał siadając w końcu na kanapie - Mogę z tobą jeszcze chwilę posiedzieć? Nie chce mi się jeszcze spać.
-Oczywiście.
Jess przysunął się bliżej i położył głowę na ramieniu Conrado.
-Mógłbyś się we mnie zakochać?
-Chyba tak. Chcesz mi coś powiedzieć?
-Nie...
-Słucham...
Jess wyjął mu książkę z ręki i odłożył ją na stolik. Usiadł Conrado na kolanach i nieśmiało pocałował. Mężczyzna odwzajemnił pocałunek. Chłopak spojrzał mu głęboko w oczy i dotarło do niego, że zakochał się w mężu swojej matki. To było okropne, ale czuł się wobec tego uczucia bezsilny. Z jednej strony chciał przestać go kochać, a z drugiej ta miłość była czymś czego szukał. Była tylko jego i wiedział, że nikt nie może się o niej niczego dowiedzieć, bo przestanie być taka magiczna. Conrado wziął go na ręce i nie zwracając uwagi na nic, nie odrywając od niego ust i wzroku zaniósł go do jego pokoju. Położył go na łóżku i poczekał, aż zaśnie. Nazajutrz nie dali po sobie niczego poznać. Tylko kiedy zostawali sam na sam Jess tulił się w jego ramiona i dawał do zrozumienia, że potrzebuje czułości.


***************************************************************************


Nareszcie przyszedł upragniony przez Davida dzień wyjazdu na zieloną szkołę. Chłopak była bardzo podekscytowany. Nie umiał nigdzie odnaleźć sobie miejsca, przestawiał swoją torbę z miejsca na miejsce i nerwowo spoglądał na zegarek. Nie mógł nic przełknąć tak się denerwował. Jessa bardzo to wszystko bawiło. Był szczęśliwy, bo David się cieszył. On nigdy nie lubił zielonych szkół. Zawsze kojarzyły mu się z nauką a nie z odpoczynkiem. Ale David się rozpromieniał jak tylko o tym myślał, więc i on podzielał jego entuzjazm.
W końcu Nicole wpakowała go do autokaru. Sama miała kilka spraw do załatwienia na mieście, więc nie wróciła do domu od razu. Jess miał szkołę, a Conrado pracę, więc dom stał pusty do późnego popołudnia. Wszyscy mieszkańcy, z wyjątkiem Davida, zebrali się przy kolacji. Byli jacyś niemrawi, nic im się nie chciało. Nicole jak zwykle przygotowała na kolacje zapiekankę z warzywami.
-Posłuchajcie. Dowiedziałam się dzisiaj w redakcji, że jedno z nas ma wyjechać na cztery dni do Hiszpanii, aby zrobić reportaż o corridzie. Ponieważ redaktor naczelny wiedział, że ja się wychowałam w Hiszpanii powierzył mi to zadanie. Mam z samego rana być na lotnisku. Wiem, że nie powinnam się zgodzić, ale to dla mnie wielka szansa. Będę mogła się jakoś wykazać. Rozumiecie mnie?
-Oczywiście, że tak mamo. Skoro to dla ciebie szansa to jedź, ale uważaj na siebie.
-Jess ma racje. Musisz się rozwijać.
-Co ja bym bez was zrobiła? Pójdę się spakować. Jesteście kochani. Moi dawaj mężczyźni, przepraszam-trzej.
-Idź już, bo nie zdążysz się spakować.
Jess poczekał, aż matka zamknie za sobą drzwi od sypialni i usiadł na kolanach Conrado.
-Dawno mnie nie przytulałeś i nie całowałeś. Co jest?
-Nic. A ten buziak na do widzenia jak wychodziłeś?
-Tylko tyle? Wiesz, że się spieszyłem się do szkoły. Już nie chcesz, żebym był blisko ciebie?
-Dobrze wiesz, że chce. Jutro ci wszystko wynagrodzę.
-A co masz na myśli?
-To tajemnica. Będziesz bardzo zadowolony...
-A skąd ta pewność?
-To moja tajemnica. -Dasz mi chociaż jej namiastkę? No... powiedz coś więcej...
-Mogę ci to pokazać, pod warunkiem, że się nie boisz.
-Czego mam się bać?
-Tego, że twoja mama nas nakryje.
-Conrado? Co ty kombinujesz?
-Zaraz się przekonasz... - powiedział z intrygującym uśmiechem na twarzy, który mógł oznaczać kompletnie wszystko. Włożył mu dłonie pod koszulkę i całował spierzchnięte usta, czerwone policzki, napiętą skórę szyi. - I co? Zadowolony?
-Ciekawi mnie to co przygotowałeś na jutro.
-Jeszcze nic, ale to kwestia czasu. Czy ty nie powinieneś być już czasem w łóżku?
-Nie, a czemu?
-Bo jutro też jest szkoła. Musisz być wypoczęty.
-Dobra, już sobie idę... Ale może nie muszę iść jutro do szkoły?
-Musisz. Twoja matka by mnie zadźgała gdybyś nie poszedł. Dobranoc.
-Dobranoc.
Kiedy Jess wszedł do pokoju jego komórka wibrowała już na krawędzi biurka. Dawid dzwonił... pewnie chce się podzielić wrażeniami z wyjazdu.
-Słucham?... A to ty. No, i jak ci się podoba?
-Nie jest źle. A co u was?
-Tak samo jak przed twoim wyjazdem, tylko bardzo pusto. Pomyśleć, że jeszcze parę miesięcy temu w ogóle cię tu nie było. Nie wiem jak mogliśmy tak żyć.
-Jeszcze jakiś czas temu w twoim życiu nie było tyle niepoukładanych spraw.
-O czym ty mówisz?
-Dobrze wiesz o czym.
-Masz na myśli to, że rzadko odwiedzam grób ojca i dziadka, o Alice czy o to, że przestałem chodzić do kościoła?
-O wszystko. Gdybyś mnie nie poznał nic złego by się nie wydarzyło.
-O co ci chodzi? Coś ci się znów uroiło w tej główce?
-Nic mi się nie uroiło, ale taka jest prawda.
-Teraz tak tylko mówisz.
-Bo... są rzeczy, o których nie masz zielonego pojęcia. Muszę już kończyć. Jestem potwornie zmęczony. Dobranoc Aniołku. - i nie czekając na jego reakcję rozłączył się i padł na łóżko. O mały włos, a by mu powiedział...
Nicole wyjechała o świcie, no, może to drobna przesada, ale słońce dopiero co budziło się do pełni swojej egzystencji. Jess jak każdego dnia wyszedł do szkoły i wrócił późnym popołudniem. Conrado tego dnia wyrwał się z pracy wcześniej i robił kolacje. Szykował niespodzianka dla Jessa. Chłopak jednak pogrążył się w swoim świecie. Od tamtego czasu wszyscy boją się, żeby to nie wróciło... Życie toczy się dalej... tylko Conrado zna całą, prawie całą prawdę...
Jess pisał kolejne opowiadanie. Tym razem na jakiś konkurs. Nauczycielka bardzo nalegała, więc jej uległ. Miał napisać coś romantycznego, lirycznego, z pasją, coś co wszystkich rzuci na kolana... Właśnie zamierzał zacząć kiedy Conrado zawołał go na kolacje. Stół w kuchni był odświętnie zastawiony. Najlepsza zastawa, świece, kwiaty, najlepsze wino, przyjemny zapach wanilii unoszący się po całej kuchni.
-A to z jakiej okazji? - zapytał zszokowany Jess.
-Bez żadnej okazji. Obiecałem ci na dziś niespodziankę i zamierzam dotrzymać słowa.
-A to wina tylko po to żeby mnie upić? Czy ty masz jakieś niecne plany w stosunku do mnie? - zapytał Jess siadając do stołu.
-Ja? Skąd ci przyszedł do głowy taki beznadziejny pomysł? Ktoś ci coś o mnie nagadał?
-A co? Masz wrogów, których się obawiasz?
-Nie, nie mam. Skąd ci to przyszło do głowy?
-Z nikąd. Tak sobie pomyślałem. Mam nadzieje, że cię nie uraziłem.
-Ty? Mnie? Nie żartuj. A niby czym?
-No tym żartem. Czasem palnę coś takiego, że mam ochotę zapaść się pod ziemię.
-Nie masz się czym przejmować. Wiesz zawsze może się zdarzyć coś takiego, że ja i ty będziemy mieć jedną tajemnicę.
-Co masz na myśli?
-Nic takiego. Jedz, bo ostygnie. Wiesz ile czasu poświęciłem, żeby ugotować tego przeklętego kurczaka? Jak ostygnie będzie niedobry.
-A co jest na deser?
-To niespodzianka.
-No powiedz.
-Jak powiem to nie będzie już niespodzianka.
-Potwór.
-Wiem. Chcesz jeszcze?
-Nie. Już więcej nie zmieszczę. To co jest na deser?
-Może zatańczymy?
-Co ty planujesz?
-Nic.
-Mam uwierzyć, że za tą przyjemną, romantyczną oprawą nic się nie kryje?
-Nie. Chce żebyś powiedział mi... To jak zatańczymy?
-Dobrze.
-Conrado włączył jakąś przyjemną płytę z wolnymi piosenkami i przyciągnął do siebie Jessa.
-Co mam powiedzieć?
-Nic. To nie jest takie ważne.
-Conrado, nie psuj tej atmosfery.
-Bo chciałem, żebyś mi powiedział czy na pewno chcesz i czy jesteś gotowy na TO... wiesz co mam na myśli.
-Wiem. Już jakiś czas temu dałem ci do zrozumienia, że jestem gotowy i że chce. Jeżeli każesz mi się nad tym jeszcze zastanawiać to nigdy tego nie zrobimy. Wiem, że chce, żebyś to był właśnie ty... Rozumiesz?
-Jesteś pewny, że nie będziesz tego żałował?
-Tego się nie dowiem jeśli nie spróbuje.
-W takim razie chodź.
-Dokąd?
-Nie wiesz?... - w oczach Conrado pojawił się dziwny błysk.
Jess nie opierał się specjalnie. Wiedział, że nic mu się nie stanie. Conrado przecież by go nie skrzywdził. To tylko on potrafi krzywdzić ludzi... tylko on... Weszli do sypialni. Tu też pachniało wanilią i cynamonem, paliły się małe świece. Conrado stanął przy łóżku, objął Jessa w pół i namiętnie pocałował.
-Jesteś tego pewien?
Jess kiwnął, że tak i odwzajemnił pocałunek. Conrado całował jego napiętą skórę szyi i powoli rozpinał mu koszulę jakby chciał dać mu jeszcze chwilę do namysłu, ale Jess nie protestował. Pozwalał mu na wszystko na co tylko miał ochotę. Świece powoli zaczynały dogasać, w pokoju z wolna zapadała ciemność...
-Cześć, kochanie. Jak minęła noc?
-Przecież wiesz... - Jess wtulił się w ramiona Conrado. - A tobie?
-Mnie? Jeszcze tak przyjemnie nigdy nie było. Cieszę się, że cię poznałem i spotkałem na swojej drodze. Jesteś jak dar z nieba, ale teraz musisz już wstać iść do łazienki wziąć prysznic, potem do kuchni na śniadanie i do szkoły.
-Yyyyyyyy... może nie muszę jednak iść dzisiaj do szkoły?
-Musisz. Jedna noc nie zmieni nic.
-A dwie?
-Też nie. To, że jesteśmy razem niczego nie zmieni. Jedna jaskółka nie czyni wiosny.
-Conrado...
-Nie marudź, tylko do łazienki. Jazda.
-Już, już. Nie musisz dwa razy powtarzać.
-Wiem. A całus na dzień dobry?
-A zasłużyłeś?
-Ty mała poczwaro. Wracaj tu!...
-Nie, bo spóźnię się do szkoły, a tego by ci mama nie wybaczyła. Sam mówiłeś, że byłaby wściekła. - Jess rozbawiony wybiegł z sypialni.
W szkole był jakiś dziwny. Wszyscy już się przyzwyczaili do jego nowego wizerunku zimnego i niedostępnego. Prawie nikt już nie pamiętał jaki był kiedyś, nikt z wyjątkiem Davida.
-Ej, Jess, co ci się dzisiaj stało?
-A co? Coś ze mną nie tak?
-Nie, tylko jakiś dziwny dziś jesteś.
-To coś nowego. Co z wami? Od miesięcy słyszę, że jestem dziwny, ale nikt mi nie mówi co jest we mnie takiego dziwnego. Może ty mi to wyjaśnisz, Dean?
-Nie, no wiesz... czasem zachowujesz się inaczej. Jednego dnia masz doła, drugiego przechodzisz do szkoły w podskokach jak skowronek.
-Mam swoje powody. A ty nie masz powodów do szczęścia?
-Może i mam... Jess, wszystko w porządku?
-Tak, ale nie pytasz o moje samopoczucie tylko o coś innego, prawda?
-Sam wiesz najlepiej o co pytam.
-Wiem... Wszystko w porządku. I nie przewiduje na razie żadnych zmian. Odpowiada?
-Martwimy się o ciebie.
-My? Czyli kto?
-No... ja, Neo, Tom, Michael, Clara, Amelia, Natalii, Clarc. Wszyscy.
-Teraz się martwicie, bo wiecie, że kiedyś tam było źle, ale kiedy naprawdę was potrzebowałem to nie było was przy mnie.
-Jess... O co ci teraz chodzi?
-O to, że zanim zdarzył się ten wypadek to nikt nawet nie zauważył, że coś jest nie tak. Ja wiem, że czasem trudno odgadnąć co człowiekowi w duszy gra, ale myślałem, że wśród przyjaciół jest inaczej.
-Wiesz dobrze, że gdybyśmy tylko wiedzieli to byśmy ci pomogli.
-Wiem, sorry. A co do mojego humoru to chyba na reszcie odkryłem co było ze mną nie tak. Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz.
-Przyrzekam.
Jess wrócił do domu wykończony po treningu. W kuchni nie było kolacji, Conrado jeszcze nie wrócił z pracy, w domu panowały ciemności i pustka. Chłopak wszedł do kuchni, na lodówce wisiała kartka przeznaczona dla niego:
"Cześć, kochanie.
Przepraszam, ale dowiedziałem się kilka godzin temu, że mam iść na jakiś bankiet polityczny i spróbować dowiedzieć się od polityków czegoś o wojnie w Iraku. Wrócę bardzo późno, nie czekaj na mnie. Do zobaczenia, Twój Conrado."
No tak, pomyślał, teraz już tak zawsze będzie. Wspólna noc i już mnie zostawił. Nienawidzę tej ich pracy. Teraz matka może sobie wszędzie wyjeżdżać, bo ja jestem prawie dorosły... no, i jest Conrado. Dobra... mam jeszcze sporo lekcji do zrobienia i musze napisać to przeklęte opowiadanie na konkurs...


***************************************************************************


-Mamo, chce z tobą porozmawiać. Masz chwilę czasu?
-Jasne. Coś się stało?
-Nie, to nic takiego, ale czuje, że muszę ci o tym powiedzieć.
-W takim razie o co chodzi?
-Wiem, że to zabrzmi dziwnie. Pamiętaj, że zawsze mi powtarzałaś, że ludzie nie powinni się do nikogo uprzedzać zanim nie poznają uczuć tej drugiej osoby. Zanim jeszcze powiem to, co zamierzam, wiedz, że nic, nawet twoje łzy nie zmienią mojego postanowienia, a właściwie faktu jaki w sobie niedawno odkryłem.
-Jess, kiedy zaczynasz tak mówić bierze mnie przerażenie. Co przeskrobałeś? Czy to coś cię znów opętało?
-To nie chodzi o tą sprawę. Muszę ci powiedzieć coś bardziej osobistego, żebyś potem mi nie wmawiała, że ci nie powiedziałem tylko jak zawsze stawiam cię przed faktem dokonanym. Czy to jasne?
-Tak, ale o co chodzi?
-W takim razie... Jestem homoseksualistą.
-Jess, nie żartuj. - na twarzy Nicole pojawiło się zakłopotanie.
-Nie żartuje. Mówię to całkiem serio. Wiem, że czujesz się zawiedziona, ale zrozum. To rozwijało się we mnie już od dłuższego czasu, a kiedy do tego doszedłem zrozumiałem, ze nie mogę tego dłużej ukrywać. Jesteś pierwszą osobą, której to powiedziałem.
-Jess. To na prawdę kiepski żart.
-Ja nie żartuję.
-Ale... jak, kiedy??
-Nie wiem. Sam do tego długo dochodziłem, ale nie znalazłem, żadnej odpowiedzi. Masz mi to za złe?
-Nie, ale nie wiem co mam powiedzieć.
-W takim razie nic nie mów. Jestem zmęczony, pójdę już do siebie. Jutro muszę jeszcze pogadać z Davidem. Dobranoc.
-Dobranoc synku. - Nicole nie wierzyła własnym uszom. Jak to możliwe, żeby jej ukochany synek był gejem? Czy popełniła jakiś błąd w wychowaniu, a może to z powodu tamtych dni... W głowie miała natłok różnych myśli, ale nic nie wydawało się jej prawdopodobne.
Jess chciał jeszcze tego samego wieczoru powiedzieć o wszystkim Davidowi, ale kiedy przechodził koło jego drzwi światło właśnie zgasło. Uśmiechnął się do siebie w duszy. David był jedyną osobą, z którą nie chciał jeszcze o tym rozmawiać. Bał się, że jego przyjaciel pomyśli sobie, że jest stuknięty albo w nim zakochany. Zamknął na chwilę oczy i oparł się o ścianę. Przed oczyma stanęła mu scena sprzed jakiegoś czasu, kiedy to uratował mu życie i gdy go pocałował. Na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech... Poszedł do pokoju, ale nie zasnął. Długo chodził po pokoju i obmyślał strategię jak mu o tym powiedzieć i zastanawiał się jak on na to zareaguje. W końcu doszedł do wniosku, że to nie ma sensu, bo ta rozmowa w rzeczywistości i tak będzie wyglądała zupełnie inaczej.
Rozmowa z przyjacielem faktycznie wyglądała zupełnie inaczej. David przyjął tą wiadomość nadzwyczaj spokojnie. Wyraził tylko nadzieję, żeby Jess się w nim nie zakochał, bo byłoby mu smutno, gdyż on nie mógłby odwzajemnić tego uczucia. Obaj wybuchli śmiechem i przeszli z tą wiadomością do życia codziennego. Jess doskonale wiedział co David sądzi o związkach homoseksualnych, ale wiedział też, że David go nie odsunie od siebie tylko z tego powodu.


***************************************************************************


-Kochanie, pomyślałem, że może zabralibyśmy gdzieś chłopców na wakacje?
-To świetny pomysł. Może w góry? Albo nie! Nad morze! Co ty na to?
-Pomyślimy jeszcze. Chyba, że każdy będzie chciał jechać gdzieś indziej.
-I co wtedy?
-Wtedy ty zabierzesz któregoś z nich nad morze, a ja drugiego w góry. To chyba słuszne rozwiązanie. Prawda?
-Masz racje. To co, idziemy im o wszystkim opowiedzieć?
-Jasne. Jess, David!... Chodźcie na dół. Chcemy z wami porozmawiać.
-O czym? - spytał Jess wchodząc do kuchni - Może o wakacjach? - dodał z figlarnym uśmiechem.
-Jess, prosiłam cię tyle razy, żebyś tego nie robił.
-Ale co ja znów zrobiłem? Siedziałem spokojnie w salonie i oglądałem film, kiedy z kuchni zaczęły dobiegać te przeraźliwe jęki, jakby ktoś zarzynał zwierzątko. Trudno było tego nie usłyszeć.
-Jess, mógłbyś być milszy dla matki.
-Po co? Przyzwyczaiła się. Prawda?
-Kochanie... - matka spojrzała na niego z lekkim przerażeniem w oczach.
-Czasem to co mówię nie odzwierciedla tego co czuję. Mamo, wiesz dobrze, że cię kocham. To, że ja się zmieniłem nie oznacza wcale zmiany moich uczuć względem ciebie. To samo jest z Davidem. Lubię go i to co stało się wówczas... nic nie zmieni moich uczuć do niego. Zawsze zostanie moim najlepszym przyjacielem. A co do wakacji to ja wybieram góry.
-Jess... - szepnął David, który właśnie schodził ze schodów - Ja zawsze chciałem pojechać nad morze. Nigdy tam nie byłem.
-No widzisz kochanie. Ja pojadę z Jessem w góry, a ty z Davidem nad morze.
-To rozsądne rozwiązanie, a w przyszłym roku wy nad morze, a my w góry. Co wy na to?
-Świetnie. - powiedział Jess. Cieszyła go ta wiadomość, bo stwarzała mu możliwość by być bliżej Conrado. - Conrado, wytłumaczysz mi biologię?
-Jasne, a co teraz masz?
-Tkanki, komórki i ich budowa i funkcja w organizmach.
-Przecież to nie jest takie trudne.
-Wiem, ale nie wchodzi mi to do głowy.
-Dobrze. Przyjdę do ciebie za piętnaście minut.
Jess powędrował do siebie i rozłożył książki na biurku.
-To co w tym jest takie trudne? - spytał Conrado wchodząc do pokoju i siadając na łóżku.
-Nic.- odparł Jess siadając mu na kolanach - Chciałem tylko żebyś przyszedł. Cieszę się, że pojedziemy razem na wakacje.
-Ja też. Specjalnie wybrałeś góry?
-Poniekąd. Wiedziałem, że David będzie chciał pojechać nad morze, więc skorzystałem z okazji. Odnoszę ostatnio dziwne wrażenie, że mnie unikasz.
-Skarbie, wiesz, że nie mogę okazywać ci uczuć kiedy jesteśmy wszyscy w domu. Chciałbym poświęcać ci więcej czasu, ale zrozum. Dla mnie Nicole i rodzina są najważniejsze. No i jakby nie patrząc to popełniamy wielki błąd wiążąc się ze sobą.
-Dlaczego? Bo jesteśmy rodziną? Myślałem, że jestem dla ciebie kimś ważnym, a nie tylko kochankiem.
-Nie powinieneś być nawet moim kochankiem, ale ja nie mogę bez ciebie żyć. Uzależniłeś mnie od siebie. Kocham cie.
-Mówisz tak, bo zależy ci na seksie ze mną, a nie dlatego, że tak czujesz.
-Mam ci to udowodnić?
-Nie, tylko nie odtrącaj mnie.
-Skarbie, dobrze wiedziałeś na jaki układ się piszesz.
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale". Dotarło?
-Tak.
-W takim razie idę.
-Tak po prostu mnie zostawiasz?
-Ja cię nie zostawiam. Wracam do pracy. Poza tym. Myśląc o tobie podrzuciłem ten pomysł z wakacjami. Muszę już iść.
-Conrado? Co ty właściwie do mnie czujesz? Raz mówisz mi, że mnie kochasz, a za chwilę jesteś zimny i niedostępny.
-Mówiłem ci już setki razy co do ciebie czuję.
-Tak dawno mnie nie całowałeś...
-Do zobaczenia wieczorem, na kolacji. - Conrado zdjął go ze swoich kolan i po prostu wyszedł z pokoju.
-Conrado...
Jess nawet nie wiedział jak mu było trudno powstrzymać się od okazywania mu uczuć. Tyle razy miał ochotę przyciągnąć go do siebie i pocałować, ale nie mógł. Tak bardzo kochał i Nicole i Jessa, że czasem trudno mu było wytrzymać w domu. Jess potrzebował czułości, potrzebował miłości. Bardzo często udawał zimnego i obojętnego. Chciał pokazać wszystkim, że nic i nikt nie ma dla niego znaczenia. Wyłącznie przy Dawidzie czuł się wolny od udawania, chociaż i jemu nie pokazywał całego prawdziwego siebie. Bo niby po co? Nie chciał go ranić, obarczać swoimi problemami. Przecież on jest taki delikatny i kruchy.
Kiedy Conrado wyszedł z pokoju Jess sięgnął po telefon i wykręcił numer do Jonathana.
-Hej, co u ciebie? Przepraszam, że tak długo nie dzwoniłem, ale byłem zajęty. Co dziś robisz?
-Hej. Dasz mi w końcu dojść do słowa?
-Sorry. Mów.
-U mnie po staremu. Nadal samotny, ale nie narzekam. Miłość sama przyjdzie. A co u ciebie?
-Jakoś tam leci. Może byśmy się spotkali?
-To dobry pomysł. Gdzie i kiedy?
-Może w naszej kawiarni?
-Trochę dziwnie zabrzmiało naszej, ale ok. może jutro?
-A nie może być dzisiaj?
-A co ci się tak spieszy? Masz jakąś pilną sprawę do załatwienia ze mną?
-Nie, no, skoro nie masz dziś czasu to do jutra.
-Czekaj, czekaj. Ja nic takiego nie powiedziałem. Może być dzisiaj. Za godzinę? Może być? Do czego ci się tak spieszy?
-Do niczego. To do zobaczenia.
-Na razie.
Jonathan był zaskoczony telefonem Jessa i jego zachowaniem, ale to co go czekało było jeszcze bardziej zaskakujące. Szedł na to spotkanie z niepokojem i w rzeczywistości miał się czego obawiać. Nie wiedział co go spotka, a rozmowa z Jessem go przeraziła. Był jednak ciekaw co mu też strzeliło do głowy. Siedział przy stoliku i spoglądał nerwowo na zegarek.
-Spieszysz się gdzieś?
-Nie, czekam na ciebie.
-Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem wejść po to... - zza pleców wyjął mały bukiecik stokrotek.
-Skąd wiedziałeś, że lubię stokrotki?
-Nie wiedziałem.
-Czekaj. Ty dajesz mi kwiatki?
-Tak, a co w tym takiego dziwnego?
-Jess, przerażasz mnie. Co chcesz mi powiedzieć? Czemu tak nalegałeś na to spotkanie?
-Nie stresuj się. To nic złego. Nie rób takiej miny, bo ludzie się patrzą.
-Zawsze wiedziałem, że jesteś dziwny, ale to przegięcie. Źle się czujesz?
-Przestańcie się wszyscy pytać jak się czuje. Nic mi nie jest dotarło?
-Yhm. To o czym chcesz pogadać?
-Mówiłem ci dzisiaj, że ładnie wyglądasz?
-Jess, czy ty mnie prosisz o chodzenie?
-A co?
-Bo zabierasz się za to jakbyś chciał, a nie mógł.
-A zostaniesz moim chłopakiem?
-Posłuchaj. Najpierw nie odzywasz się przez kilka tygodni, a potem chcesz ze mną być. To żart? Bo jeśli tak to kiepski.
-Czemu ty to tak komplikujesz? Nie możesz odpowiedzieć na jedno proste pytanie?
-Dlaczego chcesz być ze mną?
-Zaczyna się... Po prostu. Podobasz mi się, nie mogę przestać o tobie myśleć.- dobra, to ostatnio było przesadą, ale Jess zrobił by wszystko, żeby dopiąć celu, a poza tym Jonathan na prawdę mu się podobał. -To co? Odpowiesz mi?
-A jeśli się zgodzę, to co?
-Znów komplikujesz. Jestem prostym facetem. Chcesz być ze mną czy nie?
-Chcę, ale...
-Nie ma żadnego "ale". Zamówiłeś już coś kochanie?
-Nie czekałem na ciebie.
-Na co masz ochotę?
-Na pół litra czystej.
-Od kiedy pijesz?
-Od dzisiaj. To istne szaleństwo.
-Wiem. Nie lubisz nutki szaleństwa w swoim życiu?
-Słabo mi...
-Przepraszam, czy mogę przyjąć zamówienie?
-Tak. Poproszę kawę i sok dla mojego chłopaka.
-Zaraz przyniosę.
-Co się dzieje?
-Chce do domu.
-To przeze mnie?
-Nie... Tak... Nie wiem...
-Wypije kawę i pójdziemy do mnie.
-Dobrze. Jak chcesz.
-Chyba, że masz inne plany?
-Nie, nie mam. Pójdę gdzie chcesz tylko daj mi się z tym oswoić. Zawsze myślałem, że jesteś hetero.
-Zawiedziony? Nie musiałeś się zgadzać.
-Wiem. Tylko, że ja chciałem. Ja chcę być z tobą. W swoich najskrytszych marzeniach widziałem nas jako parę. Ale...
-Ale co?
-Zawsze był ktoś jeszcze. Był jakiś cień, który odsuwał mnie od ciebie. Ten cień był dla ciebie ważniejszy niż ja. Zawsze do niego odchodziłeś. Zawsze zaczynało się tak samo. On cie potrzebował, a ty biegłeś na każde jego zawołanie. Pochłaniał cię, był ważniejszy nawet od twojego życia. Nie liczył się nikt oprócz niego. Ten cholerny cień zabrał nawet Davida.
-Zawsze widzisz świat w takich barwach? Przecież nic takiego się nie stanie. Żaden cień mnie nie zabierze. Zaufaj mi.
-Jess...
-Tak?
-Tylko nie zdziw się któregoś dnia jak odejdę i nie powiem dlaczego.
-Dlaczego miałbyś odejść?
-Moje sny często się sprawdzają. A ja nie chcę patrzeć jak odchodzisz.
-Teraz to ty mnie przerażasz. Nic mi się nie stanie.
-Obiecujesz?
-Pytasz o to samo co David kiedyś.
-A o co on pytał?
-To w sumie nie było pytanie. Chciał, żebym mu obiecał, że nigdy go nie zostawię i...
-I co?
-Jest coś o czym nie wiesz.
-Chodzi o wypadek?
-Kto ci o tym powiedział?
-Nikt. Tzn. David wspomniał, że miałeś wypadek, ale nie chciał mówić nic więcej. Co miałeś mu jeszcze obiecać?
-Nieważne. Nie zrozumiałbyś. Nie znasz mnie tak jak on. Są rzeczy, których nie przeżyłeś ze mną i nie chciałbym żebyś przeżył, tak samo jak on. To cud, że jeszcze żyje.
-Żyje, bo mu na tobie zależy. Tylko ty nie pozwalasz mu być blisko. Daj mu szanse, póki ja się nie zaangażowałem...
-David jest hetero. Nawet nie będę próbował. Poza tym mam chłopaka, który za żadne skarby nie chce być ze mną.
-Chce.
-Więc daj nam szanse.
-Próbuje, ale...
-Coś ci nie daje spokoju? Przestań o tym myśleć. Carpe diem. Żyj chwilą. Będzie dobrze, tylko pozwól mi być blisko i przekonać cię o tym. Pozwól mi...
-Chodźmy stąd.
-Dokąd chcesz iść?
-Gdziekolwiek.
-Może przedstawię cię matce. Wiem, że się znacie, ale nie wie, że jesteś moim partnerem.
Jonathan kiwnął głową i wyszli z ogródka. Szli powoli do domu Jessa. Chłopak objął go ramieniem, jakby chciał go upewnić, że nie zamierza nigdzie odejść. Weszli do domu i od razu Jess zaczął zbierać całą rodzinkę w salonie.
-Słuchajcie. Mam wam coś do zakomunikowania. Jonathan siadaj.
-Nie, postoje.
-Siadaj.- poczekał aż chłopak usiądzie w fotelu i zaczął- Muszę wam coś powiedzieć. Jeszcze niedawno sam nie dopuszczałem tego do siebie, ale w końcu musiałem. Mamo wybacz jeśli cię rozczarowałem, ale to nie jest kolejna moja zachcianka. Chciałem wam powiedzieć, że jestem homoseksualistom. Te wszystkie dziewczyny, z którymi byłem to jedna wielka pomyłka. Ja i Jonathan jesteśmy razem.- w tym momencie zatrzymał się i popatrzył po wszystkich. Wzrok zatrzymał szczególnie na Conrado i Dawidzie.- Nic nie powiecie?
-...
-Wcale mi nie ułatwiacie. Chciałbym znać wasze zdanie.
-Synku, to dla nas szok. Nie spodziewałam się. Cieszę się, że nam o tym powiedziałeś.
-Conrado?
-To odważne z twojej strony. Może to tylko chwilowa fascynacja?
-Nie uważam. A ty David?
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Nie wiedziałem jak zareagujesz.
-Ja nie mam nic przeciwko.
-A co z Dean'em?
-On a ty to dwie różne sprawy. -Bo ja cie nie podrywam, a on tak?
-Jess?
-No co stwierdzam fakty.
-Ja już lepiej pójdę. Nie chcę przeszkadzać.
-Odprowadzę cię.
Stanęli przed drzwiami. Jonathan chciał wyjść, ale Jess zatrzymał go i pocałował.
-Nie chce stać między tobą a Conrado.
-Słucham?
-Widziałem jak na ciebie patrzy.
-Ale ja jestem z tobą i chcę być. Dociera?
-Tak... Pocałuj mnie jeszcze raz tak.
-Jak przed chwilą?
Jonathan kiwnął głową, a usta Jessa natychmiast przylgnęły do jego. Całował go długo, nie dając mu chwili wytchnienia. David stał przy schodach i patrzył się na nich. Wydawało mu się, że są szczęśliwi. Bo przecież na pozór wszystko było piękne. Tylko, że całe życie Jessa to był jeden wielki teatr. Cały świat był pieprzoną grą pozorów. Przez krótką chwilę David chciał się zamienić miejscem z Jonathanem, przez chwilę chciał być tak kochanym jak on. Szkoda, że nie wiedział co wydarzy się kilka lat później... Z pewnością by mu nie zazdrościł...


***************************************************************************

*******
-Cześć, piękny?
-Odczep się Dean. Co ja ci zrobiłem?
-To już nie można podrywać osoby, która nam się podoba?
-Można pod warunkiem, że ta osoba też jest zainteresowana, a ja nie jestem. Daj mi spokój... Bo zawołam Jessa.
-Słyszałem, że jest z jakimś chłopakiem. To prawda?
-Tak.
-W takim razie pewnie nie ma dla ciebie teraz w ogóle czasu. Ma tyle zajęć. Rano szkoła, po lekcjach trening, potem zajęcia z hiszpańskiego, no i musi się z nim spotkać. Ciekawe czy znajduje czas na odrabianie lekcji.
-O co ci chodzi? Jess zawsze ma dla mnie czas.
-Zawsze?
-Tak. Jest wtedy, kiedy go potrzebuje.
-To gdzie jest teraz? Pewnie jest zajęty kimś innym.
-Czego chcesz?
-Żebyś się ze mną umówił. Pójdziemy gdzieś razem, pogadamy. Wiesz, mam w ten weekend wolną chatę. Mógłbyś przyjść do mnie na noc.
-Pomyśle o tym, ale wątpię w to. Musze już iść.
-Kiedyś nie byłeś mu obojętny, ale odkąd pojawił się ten chłopak przestałeś coś dla niego znaczyć. Pamiętaj o tym, kiedy będziesz rozważał moją propozycję.
David uciekł od Dean'a jak najdalej. Chłopak zaczynał działać mu na nerwach. Od jakiegoś czasu usiłował go skłócić z Jessem. Na szczęście na daremnie. Tylko, że David powoli zaczynał wątpić, że jest dla Jessa jeszcze tak ważny jak mówił po wypadku.
-Cześć, mały. Co ty taki nie w sosie?
-Bo Dean mnie wkurza. Nienawidzę gejów...
-Wszystkich?
-Tak. Nie rozumiem jak można kochać osobę tej samej płci. To obrzydliwe. Nawet św. Paweł mówił, że...
-A Jess? Jego też nienawidzisz?
-Jessa? Co to za pytanie?
-Bo widzisz... Jess też jest gejem.
-Jess to zupełnie inna historia.
-Bo cię nie podrywa? A gdyby tak pewnego dnia powiedział, że go pociągasz?
-Jess tego nie zrobi.
-Możesz być tego pewny w 100%?
-Tak. Jess nigdy się we mnie nie zakocha. Zresztą ma chłopaka.
-Myślisz, że to w czymś przeszkadza?
-Nie skrzywdziłby go. Jess jest inny, nie rani innych.
-Tak? A mam ci przypomnieć jaki był po wypadku? A może nie chcesz tego pamiętać. Za bardzo się o ciebie troszczy. Trzyma cię z dala od siebie. Czy ty nie widzisz, że on chce cię przed sobą ochronić i dlatego jest taki?
-Czemu wy wszyscy chcecie nas ze sobą skłócić?
-Nikt tego nie chce. Chodź, bo się spóźnimy.


***************************************************************************


Blade promienie wschodzącego słońca wdzierały się do małego pokoju na piętrze. Był to kiedyś gabinet taty Jessa, ale teraz przerobiono go na pokój mieszkalny dla Davida. W pomieszczeniu robiło się coraz jaśniej. Drzwi się uchyliły i wszedł Jess. Po wypadku miał tendencje do wczesnego wstawania. Zazwyczaj budził się jako pierwszy ze wszystkich domowników. Nadal kochał się z Conrado i spotykał z Jonathanem, jednak w jego sercu zagościł ktoś jeszcze... Podszedł do łóżka, w którym spał David i patrzył na niego zupełnie nie rozumiejąc czemu to robi. Przyglądał się tej drobnej twarzyczce, odgarniał jasne kosmyki włosów i jak nigdy pragnął aby świat się na zawsze zatrzymał. Kiedyś długie do pasa włosy, a teraz krótkie ledwie do ramion leżały jak martwe na zielonej poduszce i kusiły zapachem świeżego powietrza. David spał słodko i zupełnie niewinnie, jakby nie zdawał sobie sprawy, że jest w stanie doprowadzać kogoś na skraj szaleństwa. Jess patrzył na niego i nie wiedział co zrobić. Z jednej strony chciał go wziąć w ramiona i nie puszczać, a z drugiej wiedział, że nie może liczyć na wzajemność. Kiedy tak siedział zamyślony zadzwonił zegarek. Zerwał się jak oparzony i wybiegł z pokoju zostawiając za sobą otwarte drzwi.
-Jess, byłeś u mnie przed chwilą?- zapytał David schodząc ze schodów.
-Nie. A co?
-Nic. Wydawało mi się, że zamykałem wieczorem drzwi, ale musiało mi się coś pomylić.
-Pewnie tak. Jak spałeś?
-Dobrze, a ty?
-Ja też. Na reszcie koniec szkoły. Za tydzień o tej porze będziemy na wakacjach.
-Nooo... Wiesz jak się cieszę? Jeszcze nigdy nie byłem nad morzem.
-A ja tak. Mam nadzieje, że ci się spodoba.
-Kiedyś marzyłem, żeby pojechać na lazurowe wybrzeże. Ale to zawsze były marzenia. Dziecko z bidula może sobie tylko marzyć. Przeważnie jego marzenia się nie spełniają...
-Ale twoje tak.
-Nie wszystkie. Na przykład jeszcze nie spotkałem osoby, która mnie pokocha.
-Na pewno kogoś znajdziesz. Czemu wstałeś tak wcześnie? Idziesz gdzieś?
-Nie. A w zasadzie to chciałem pobiegać. Idziesz ze mną?
-Dzięki. Nie mam dziś nastroju. Jestem już umówiony i muszę się przygotować.
-A gdzie idziesz?
-Najpierw na cmentarz, a później do Jonathana. Obiecałem mu, że spędzimy razem jak najwięcej czasu przed wyjazdem.
-Mogę zadać ci bardzo osobiste pytanie?
-Jasne, o co chodzi?
-Sypiacie ze sobą? No wiesz o co mi chodzi?
-Nawet gdybym nie wiedział, to zorientowałbym się po twojej minie. Tak, sypiamy ze sobą. A co?
-Bo kiedyś w łazience znalazłem to...- David wyjął z kieszeni paczkę prezerwatyw.
-W łazience?
-No tak... brałeś prysznic, a ja wchodziłem akurat po tobie i to znalazłem.
-Mówiłeś o tym Nicole?
-Nie. Nikt nie wie.
-To błagam, nie mów. Dzięki za to. Jak mogę ci się odwdzięczyć?
-Nie ma za co. Po prostu oddaje twoją własność.
Na brzoskwiniowej buzi chłopaka widać było rumieniec zakłopotania.
-No, już nie czerwień się tak. Jutro zabieram cię do kina.
-Do kina?
-No, na jakiś fajny film.
-Ok.
Jess poszedł do pokoju żeby się ubrać. David zjadł śniadanie i poszedł biegać. Widział jak Jess idzie na cmentarz i kładzie kwiaty na grobie dziadka, widział jak omija szerokim łukiem mogiła ojca i pospiesznie wychodzi. Dziwiło go takie zachowanie, bo kiedy ostatnio rozmawiali Jess mówił, że często chodzi do ojca. A jednak wciąż jego rany były świeże. Jak mógł tego nie zauważyć?... Wydawało mu się, że są wobec siebie zawsze szczerzy. Może znów coś się dzieje z Jessem, a on tego nie zauważył? Może wszyscy mają rację mówiąc, że Jess trzyma go z daleka od siebie. Tylko dlaczego? Co jest w nim takiego, że nikt nie chce się do niego przywiązać?
Następnego dnia tak jak się umówili poszli do kina na "Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły". Kiedy siedzieli w kinie Jess objął przypadkiem Davida ramieniem. Zawsze kiedy był w kinie z Jonathanem tak robił, więc było to dla niego zupełnie naturalne. David zarumienił się, jednak nie odtrącił ramienia przyjaciela. Poczuł tylko, że w duszy Jessa coś siedzi i nie daje mu spokoju. Coś jakby skrywane uczucia, które za wszelką cenę chcą się wydostać za mur, który wokół siebie wytworzył.
Co ja bym dał, żeby znaleźć się z tobą na bezludnej wyspie... Miałbym cię tylko dla siebie. Oddychałbyś dla mnie, pachniał dla mnie, uśmiechał się do mnie. Nikt by nas nie rozdzielił. Boże czy to możliwe? Czy ja właśnie powiedziałem, że mi się podobasz? Nie... To nie może być prawda. Przecież ty ... nie... nie dałeś mi żadnych powodów, a mimo to... Muszę jak najszybciej wyjechać. Ja nie mogłem się w tobie zakochać. Mi się tylko wydaje. Ja kocham tylko ciebie... tzn. Jonathana. Tak, kocham Jonathana, ale te twoje oczy... spojrzenie, pod którym cały się rozpływam... To nie może być prawda... Kocham Jonathana... to moja wersja i jej będę się trzymał. To postanowione!
-Jess? Wszystko w porządku? - szepnął David.
-A czemu nie?
-Bo wydajesz się zamyślony.
-Wszystko w porządku. Bardzo ciekawy film...
-To prawda. Czemu zmieniasz temat?
-Nie zmieniam. Chcesz coś do picia?
-Nie.
-Zaraz wracam. - wstał i poszedł do kiosku po pepsi.


***************************************************************************


-David jesteś gotowy?
-Jeszcze chwila. Gdybyś pomógł mi wybrać koszulę byłoby mi łatwiej.
-Gdybyś nie poplamił czekoladą tamtej nie byłoby problemu. Mówiłem, żebyś uważał. Jak za chwile nie zejdziesz, to cię zniosę i pójdziesz nago.
-Ani się waż. Pomóż mi.
-Już idę marudo.
-Czy wy musicie tak wrzeszczeć? - spytała Nicole, kiedy Jess wchodził po schodach na górę
-Nie musiałbym, gdyby był ostrożniejszy. Daj mi kluczyki do samochodu dziadka.
-Dobrze wiesz, że ich nie dostaniesz. Po twoim ostatnim wybryku masz szlaban do 18. Rozumiesz?
-Gdybyś mnie wtedy słuchała nic by się nie stało, a ja nie jechałbym sam do San Francisco. Idę do niego, bo się spóźnimy.
-Nie unikaj rozmowy ze mną.
-Nie unikam. Tylko ty jesteś nieznośna. Jestem już prawie dorosły. Mam 16 lat. Przestań mnie traktować jak dziecko.
Jess wbiegł po schodach i wpadł do pokoju przyjaciela. Nie patrząc na nic zdjął z wieszaka granatową koszule, rzucił ją w stronę Davida i wyszedł z domu.
-Znów się pokłóciliście?
-No i co z tego?
-Jess tak nie można.
-Ty też zamierzasz się mnie czepiać? Gdyby ojciec żył też by zaczął. Co ja wam takiego zrobiłem?
-Świat nie kręci się wyłącznie wokół ciebie.
-Na prawdę? Zawsze myślałem, że wokół ciebie... - zapadła chwila ciszy - Przepraszam. Wiesz, że nie chciałem twego powiedzieć.
-Wiem. Jess?
-Tak?
-Dlaczego nie chodzisz na grób ojca?
-Skąd wiesz?
-Bo byłem tam wczoraj. Mogę ci jakoś pomóc?
-Nie. Sam muszę sobie z tym poradzić.
-Przecież nie możesz tak żyć.
-To moje życie. Nic ci do tego.
-Martwię się o ciebie.
-Zupełnie niepotrzebnie. A co z Dean'em? Nadal cię zaczepia?
-A czemu o to pytasz?
-Bo Dean to najlepszy kumpel Neo. Nie chciałbym, żebyś źle się tam czuł.
-Przecież ty będziesz przy mnie...
-Jak mam to rozumieć?
-Nie zostawisz mnie z nim na pastwę losu, prawda?
-No, nie. Ale nie ręczę za niego kiedy się upije. No, nie patrz tak na mnie. Ja za niego nie dopowiadam. Mam nadzieje, że masz mocną głowę.
-Dlaczego?
-Przekonasz się na miejscu.
-Mam się bać?
-Nie wiem.
Neo mieszkał w dużym apartamencie na 42 piętrze. Jego starzy pracowali w bardzo dużej firmie fonograficznej. Neo jak każdy bogaty chłopak był nieco rozkapryszony i egoistyczny. Zawsze dostawał to co chciał. Wszystko z wyjątkiem Jessa. On i Dean mieli ze sobą dużo wspólnego. Zawsze brnęli do celu po trupach. Tym razem jednak nie było tak łatwo...
-Jess, myślałem, że już nie przyjdziecie.
-Rozczarowany, że jesteśmy?
-Dobrze wiesz, że jest mi przykro kiedy nie przychodzicie.
-Kogo tym razem czarujesz?
-Choć raz mógłbyś mnie nie osądzać od razu jak wejdziesz. Moje uczucia są stałe.
-Tak... i dlatego przez twoje łóżko przewinęło się pół tej prywatnej szkoły, do której chodzisz?
-Nie zaczynaj. Gdybyś był ze mną...
-Jest już Jonathan?
-Nie. Nie może przyjść. Niespodziewanie zjechała się do niego rodzinka. Czego się napijecie?
-Ja poproszę sok. - po raz pierwszy odkąd weszli odezwał się David.
-Z czym?
-Jak to z czym?
-No z wódką, jakimś innym wzmacniaczem.
-Daj mu zwykły sok. A dla mnie to co zawsze.
-Whisky?
-Piwo baranie.
-Tylko nie baranie. Wchodźcie, zaraz przyniosę.
W salonie było już mnóstwo osób. Kilku chłopaków od razu podeszło do Jessa i zaczęli rozmawiać o zbliżających się zawodach. David poczuł się trochę nieswojo. Do tej pory Jess raczej nie zabierał go ze sobą na imprezy i dlatego nikogo nie znał. Usiadł w kącie i spokojnie popijał sok, który przyniósł mu Neo. W mieszkaniu leciała muzyka, wszyscy tańczyli na parkiecie, a on nie miał do kogo buzi otworzyć. W momencie, w którym zamierzał wstać jakaś niewiele mniejsza od niego dziewczyna wyrwała go na parkiet.
-Zawsze tak sam siedzisz? Nigdy cię wcześniej nie widziałam.
-Bo raczej nie bywałem na takich imprezach.
-Czemu?
-Jakoś się nie złożyło. Jess mnie nie zabierał.
-Masz na myśli tego przystojniaka, który wodzi za tobą nieprzytomnym wzrokiem?
-Chyba pijanym. Zawsze tyle pijecie?
-Różnie. Chodź, pokaże ci coś.
Pociągnęła go w kierunku przestronnej nowoczesnej kuchni i wyciągnęła z szafki butelkę tekili. Nalała ją do szklanek od whisky i podała jedną Davidowi.
-No, do dna.
-To chyba nie jest dobry pomysł.
-Zamierzasz zmarnować całą imprezę?
-Nie, ale...
-Cicho. Do dna.
David nie miał wyjścia i musiał wypić zawartość szklanki. Ledwie odstawił ją na stół tak mu się w głowie kręciło, że mało brakowało, a runąłby na podłogę albo krzesło stojące kilka kroków dalej. Wszystko zaczęło wirować. Po kilku kolejnych mieszankach było mu już wszystko obojętne...
-Chcę do łóżka...
-Cicho... - szepnął Jess kiedy znaleźli się w domu - Tylko nie obudź matki. Będzie wściekła.
-Nie krzycz na mnie...
-Nie krzyczę. Marsz pod prysznic.
-A jak zrobię sobie krzywdę?
-To co?
-Nie lepiej byłoby, żebyś wszedł ze mną?
-Nie. Posiedzę pod drzwiami. W razie czego będę cię ratował. Dociera?
-Tak... które drzwi są od łazienki? Te po prawo czy po lewo?
-Pośrodku.
-Ale tu nie ma drzwi po środku.
-To je znajdź. Jak wychodziliśmy od Neo to przekonywałeś mnie, że jesteś zupełnie trzeźwy.
-Bo jestem... O znalazłem drzwi... Tylko się stąd nie ruszaj. Ktoś musi mnie ratować.
-Właź już. Sio.
Pobyt Davida w łazience upłynął całkiem spokojnie. Wyszedł z niej cały i zdrowy. Niestety próby dostania się do pokoju kończyły się przeważnie na ścianie. Po wielu bliskich kontaktach z tym obiektem David spokojnie zasnął w swoim łóżku. Jess nawet nie wszedł do jego pokoju kiedy sam zmierzał do swojego. Był wykończony po imprezie. Zastanawiał się ile czasu zajmie mu jeszcze odganianie od siebie Neo. Lubił tego chłopaka, ale bez przesady. Nie chciał być kolejnym przedmiotem w jego "imponującej" kolekcji.
-I jak było na imprezie?
-O co pytasz?
-Pytam jak się bawiliście. Nie zamierzasz ze mną rozmawiać po wczorajszym?
-Impreza była udana. David poznał kilka fajnych dziewczyn. Wydaje mi się, że dobrze się bawił. Najlepiej sama go o to zapytaj.
-Dlaczego unikasz rozmów ze mną? Czy coś się dzieje?
-O co wam chodzi?
-Martwię się o ciebie. Dobrze wiesz, że nie potrafiłabym żyć bez ciebie.
-O czym ty mówisz?
-Dobrze wiesz... Nie chcę żebyś znów był taki jak kiedyś.
-To przestań zamykać mnie w złotej klatce. Ja chcę żyć, oddychać pełną piersią, dławić się powietrzem i światem. Jak upadnę, to pozwól, że sam się podniosę i otrzepie tyłek. Ja chcę żyć pełnią swojego własnego życia. Swojego nie twojego.
-Wiesz, że cie kocham.
-Wiem, ale to moje życie i jak je spieprzę to będę miał pretensje wyłącznie do siebie. Gdzie kefir?
-W lodówce. Byłeś na grobie ojca?
-Pogadamy później. Muszę jeszcze coś załatwić przed wyjazdem.
-Gdzie idziesz? Prosiłam, żebyś nie unikał rozmów ze mną.
-Idę do Jonathana. Jutro wyjeżdżamy i chcę się z nim pożegnać. Nie wiem, o której wrócę. Cześć.
-Jess...
Chłopak zatrzasnął za sobą frontowe drzwi i już go nie było.
-Znów się pokłóciliście?
-Jak zawsze. Sama już nie wiem co się dzieje. Ale mniejsza z tym. Opowiadaj co to za dziewczyny, które poznałeś.
-Jess już powiedział? Myślałem, że sam to zrobię.
-Opowiadaj. Jak się bawiłeś?
-Dobrze. Chociaż strasznie boli mnie głowa.
-Myślałam, że to tylko Jess jest "alkoholikiem". Chcesz kefir?
-Tak. Umieram z pragnienia. Nie pił bym tyle, gdyby nie Marika. Wlała we mnie chyba niezliczoną ilość tekili...
-Czego?
-Ja pójdę już do siebie. Strasznie dziś gorąco. Pójdę się spakować. O której wyjeżdżamy?
-Yyyyy... o 5:30.

***************************************************************************


Za oknem padał deszcz. Był 7 października - urodziny Davida. Jess planował zabrać go do wesołego miasteczka, ale ze względu na warunki meteorologiczne nic z tego nie wyszło. Przez przeklętą pogodę nie miał dla niego żadnego prezentu. Tak chciał, żeby ten dzień był dla niego wyjątkowy. David zawsze mówił, że chciałby spędzić dzień swoich urodzin w wesołym miasteczku. Przez pół dnia zastanawiał się co może mu jeszcze dać, ale nic nie przychodziło mu do głowy. David miał wrażenie, że przyjaciel zapomniał o jego święcie. Nie zamierzał mu o niczym mówić, przypominać. Czasem tak się zdarza, że przyjaciele zapominają o najważniejszych dniach... Tylko, że Jess nigdy nie zapomniał. Przynajmniej do tej pory.
David siedział na parapecie i malował portret jesiennego miasta, a właściwie okolicy, w której mieszkał. Oddychał głęboko, ale ciężko. Z trudem łapał powietrze. W końcu udało mu się skończyć szkic i w chwili, w której wyciągał sztalugi do jego pokoju wszedł Jess. Jak zwykle bez pukania, wszedł i przez chwilę patrzył na chłopaka.
-Chciałem zabrać cię dziś do parku rozrywki, ale ponieważ od rana leje jak z cebra nic z tego nie wyszło. Nie oznacza to wcale, że zapomniałem o twoich urodzinach. Pomyślałem, że zabiorę cię do kina, ale nic ciekawego nie grają. Kolejnym pomysłem było zabranie cię do pizzeri, ale okazało się, że nie mam już kasy, więc... -tu na chwilę się zatrzymał i nabrał powietrza w płuca -Cały Boży dzień się do tego przygotowywałem. Dotarło do mnie jednak, że kuchnią powinny zajmować się osoby z powołaniem, którego mi brakuje... Matka i Conrado poszli do kina na seans starych filmów i wrócą dopiero wieczorem. Zapraszam do jadalni. Ja uciekam, bo za chwilę spalę całą kuchnię... czekam na dole. -powiedział to nie mając już prawie powietrza w płucach i wybiegł z pomieszczenia.
David stał jeszcze przez ułamek sekundy na środku pokoju z rozdziawioną buzią i patrzył się w zupełną pustkę. Po chwili jednak zszedł na dół. Na stole w jadalni stał wazon z bukietem pięknych róż. Wokół roznosił się zapach wanilii i cynamonu. Jess wszedł do pomieszczenia z naczyniem pełnym warzyw.
-Postanowiłem, że zrobię dla ciebie urodzinową kolację. Mam nadzieję, że będzie ci smakować. Siadaj. - podał przyjacielowi krzesło i sam usiadł przy drugim końcu stołu.
-Twoje prezenty zawsze są inne. Teraz będę miał problem z kupieniem prezentu dla ciebie.
-Co masz na myśli mówiąc, że moje prezenty są inne?
-Są dojrzalsze niż chłopaków w twoim wieku.
-To źle? Myślałem, że sprawie ci przyjemność... ale skoro wolałbyś moknąć w deszczu w parku rozrywki....
-Bardzo mi się podoba, jeszcze nikt nie przygotował dla mnie kolacji urodzinowej. Jess, mogę cię o coś zapytać?
-Jasne. O co chodzi?
-Co się z tobą dzieje?
-Co masz na myśli?
-Znów zaczynasz kłócić się z matką, nie chodzisz na grób ojca, wracasz do domu kompletnie zalany. Sypiasz z kim popadnie...
-Skąd to wiesz?
-Jonathan mówił. Martwi się o ciebie.
-Dajcie spokój. Nic mi nie jest. Może ostatnio miałem trochę gorszy okres, ale to nie oznacza, że musicie sprawdzać czy coś się ze mną nie dzieje. Jestem dużym chłopcem. Dam sobie radę...
Znów to zrobił... Zupełnie jak dawniej... Znów odsuwa go od siebie i swojego świata. Czemu nie chce pozwolić mu wejść w ten jego intymny świat? Czemu tak uparcie się przed nim broni? Próbuje go chronić przed samym sobą. Ale dlaczego? Przecież nie dlatego, że jest z domu dziecka... chroni go, bo czuje, że musi... bo chce się o niego troszczyć. David znaczy dla niego więcej niż jego własne życie.
Jess patrzył na niego podczas kolacji zupełnie nieprzytomnym, zamyślonym wzrokiem. Chciał zapamiętać każdy szczegół jego twarzy, każdy gest jaki wykonywał. Tak jakby przeczuwał, że niedługo się rozstaną na bardzo, bardzo długo...
-Lubię kiedy deszcz tak miarowo stuka o szyby.
-Co?
-Mówiłem, że lubię kiedy deszcz tak miarowo stuka o szyby. Przypomina mi się wtedy wiersz Leopolda Staffa "Deszcz jesienny": O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny i pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny. Dżdżu krople padają i tłuką w me okno jęk szklany, płacz szklany, a szyby w mgle mokną i światła szarego blask sączy się senny... o szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny.
-Skąd znasz ten wiersz?
-Poznałem kilka lat temu miłą starszą panią z domu opieki. Była Polką. Kiedy do niej chodziłem czytała mi polską poezję. "Deszcz jesienny" to jeden z jej ulubionych wierszy. Dużo mi mówiła o historii swojego kraju. Muszę przyznać, że chyba żaden kraj nie miał tak tragicznej przeszłości. Słuchasz mnie w ogóle?
-Tak. Polska to faktycznie ładny i ciekawy kraj.
-Byłeś tam kiedyś?
-Tak. Miałem około 7 lat. Moi rodzice jeszcze wtedy byli razem. Zabrali mnie na wycieczkę właśnie do Polski...
-Chciałbym tam kiedyś pojechać. Zobaczyć Kraków, Warszawę, Trójmiasto, Zamość, Gniezno, polskie góry, morze, jeziora.
-Na pewno kiedyś ci się uda.
-Marzy mi się taka wycieczka z kimś kogo pokocham. Żebym mógł zarazić tą osobę swoją fascynacją, miłością... A ty masz takie marzenie?
-Nie. - głos Jessa był czymś bardzo znużony. - Ale wierzę, że ci się uda.
-O czym myślisz?
-O niczym ważnym, właściwie to sam nie wiem o czym. Czemu masz taką minę?
-Jaką?
-Taką zmartwioną. Masz łezki w oczach.
-Wydaje ci się.
-Za dobrze cie znam.
-A ja ciebie w ogóle.
-Bo nie można nikogo poznać do samego końca. Ja sam siebie czasem zaskakuje swoim zachowaniem. Słońce, ja... mówiłem ci już wiele razy, że nie jestem tak nieskazitelny jak ci się wydaje.
-A ja wierzę, że jesteś.
-Zawsze wierzysz, ze ludzie są inni niż wszystkim się wydaje. Przestań na ludzi patrzeć przez różowe okulary.
-Wierze, że ludzi są lepsi niż próbujesz mi ich przedstawić.
-Wiara, wiara... i co masz z tej wiary? Na świecie nadal są wojny, głód, śmierć.
-Wiara czyni...
-Co? Może cuda? Nie bądź śmieszny.
-Czemu taki jesteś?
-Bo patrzę na świat realistycznie. Smakowało?
-A jak myślisz?
-Nie wiem? Wiesz, nie jestem dobry w gotowaniu.
-A ja w byciu realistom.
-Przestań. Co chcesz teraz robić?
-Jestem zmęczony. Położę się. Dzięki za prezent urodzinowy.
-Następnym razem bardziej się postaram.
-Jasne... Dobranoc.
Jess posprzątał ze stołu i poszedł do swojego pokoju. Słyszał jak Nicole i Conrado wrócili do domu. Jakoś coraz mniej obchodziło go to co oni robią. W ogóle coraz mniej rzeczy dotyczących domu go interesowało...


***************************************************************************


Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Los Angeles pokryte było niewielką ilością białego puchu (jeżeli można ten kolor nazwać w ogóle białym, była to raczej mieszanina szarego z brunatnym). W każdym bądź razie święta były blisko. Cały dom ogarnęła przed świąteczna gorączka. Nicole od razu po pracy wędrowała do centrów handlowych w poszukiwaniu prezentów dla całej rodzinki. Conrado wolał raczej małe sklepiki bardziej przyjemne dla ludzi. David postawił na prezenty własnej roboty, a Jess... cóż... Jess zamknął się w swoim pokoju i z ciężkim bólem wychodził na posiłki. Był blade, ciągle mówił, że boli go głowa albo blizna na oku. Pomimo zapewnień Jonathana blizna oraz mocniej go irytowała. Znów przestał chodzić do szkoły i odzywać się do ludzi. Jedyne co odróżniało jego stan od poprzedniego to, to że pozwalał, żeby widywali go David i jego chłopak. Mimo tego, że z nimi rozmawiał wydawał się coraz bardziej zamknięty w sobie. Coraz mniej mówił, wychodził, w jego pokoju coraz rzadziej gościło słońce i rześkie zimowe powietrze. David czuł, że on chce zostać sam, ale bał się go zostawić. Wiedział, ze jest zdolny do rzeczy nieobliczalnych. Pamiętał jeszcze krzyki dochodzące z pokoju i te nic nieznaczące symbole napisane jego krwią na ścianie. Pamiętał to wszystko chociaż na ścianie nie był już najmniejszych śladów po tamtych dniach... Wszystko zostało za nimi... Tak mu się z początku wydawało, ale teraz... Czemu to teraz wraca? Czemu znów Jess cierpi i nie pozwala mu pomóc? Przed czym on go chroni? Wydawało mu się, że są przyjaciółmi, że wszystko sobie mówią, nie mają przed soba tajemnic. A mimo to David czuł, że prawie w ogóle nie zna przyjaciela. I co z tego, że mieszkają ze soba pod jednym dachem, spędzają razem mnóstwo czasu? A mimo to David wierzył, że Jess nic przed nim nie ukrywał.
Kilka dni przed Wigilią Jess poszedł do sklepów po prezenty na Gwiazdkę. Dla matki kupił ręcznie tkaną pościel, o której marzyła od bardzo dawna. Dla Conrado oryginalny, antyczny zegar z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku. Dla Davida kilka płócien i farb, bardzo drogich, ale pamiętał, że dziadek nigdy nie umiał bez nich malować. Dla każdego coś innego. Nie zapomniał także o dziadkach. Kiedy wracał z zakupami zatrzymał się na chwilę przed bramą cmentarza, ale nie wszedł. Nie był tam od kilku miesięcy i nic nie wskazywało na to, żeby w najbliższym czasie się tam pojawił. Nikt nie zaciągnąłby go nawet siłą. Był bardzo uparty, a matka panicznie się go wówczas bała. Nie dlatego, że nie miał jej kto obronić, ale dlatego, że nie rozumiała co się dzieje z Jessem. Odkąd David pojawił się w ich życiu miała w kimś oparcie, a potem kiedy wyszła za Conrado wiedziała, ze jest ktoś kto w jakiś sposób zastąpi mu ojca. Kiedyś było dobrze... Gdyby nie ten wypadek i śmierć dziadka nic by się nie stało. A może to jej wina? Może gdyby wychowywała syna w bardziej konserwatywnych warunkach nic by się takiego nie wydarzyło? A z drugiej strony zawsze uważała, że jej syn potrzebuje dużo swobody. Nie umiał żyć zamknięty w czterech ścianach jeśli tego nie chciał. Jess był jak wolny, rajski ptak. Nikomu nie pozwolił się ujarzmić i złapać do klatki.


***************************************************************************


Wczesnym grudniowym rankiem cała rodzina zebrała się w salonie przy choince i z niecierpliwością oczekiwała na podarunki. Jedynie Jess siedział na uboczu i patrzył za okno. Ulice były jeszcze puste, zresztą każda amerykańska rodzina o tej porze otwierała gwiazdkowe prezenty. Conrado podszedł do drzewka i powoli każdemu dawał pudełka z prezentami. Kiedy w jego rękach znalazło się małe pudełko, które było jego prezentem dla Jessa spojrzał na niego i schował je do kieszeni szlafroka. Postanowił, że da mu je osobiście, przy pierwszej nadarzającej się okazji. Następnie wziął coś innego i właśnie chciał mu to dać kiedy chłopak wstał z fotela i bez słowa wyszedł z salonu.
-Jess...
-Daj mu spokój Nicole.
-Ale Conrado... to mój syn.
-Jest prawie dorosły. Jeżeli nie chce z nami o czymś rozmawiać to do niczego go nie zmusimy.
-Może masz racje.
-Nicole, ja też się o niego martwię. Pamiętam, że przed wypadkiem był inny i takiego Jessa wolałem. On się zmienił i ja za nim nie nadążam. Chciałbym mu pomóc, ale on mi na to nie pozwala. Kiedyś było inaczej, ale nie będę go zmieniał na siłę.-na drobnej buzi Davida widać było, że jest bezsilny i to przeraziło Nicole, bo poczuła się dokładnie tak samo.
W tym samym czasie Jess siedział w łazience i uparcie wpatrywał się w lustro. W pewnym momencie coś go opętało i z całej siły uderzył pięścią w taflę lustra. Szkło rozprysło się po całej łazience. Po chwili do pomieszczenia wpadła Nicole. Stała w drzwiach przerażona, nie mogła się ruszyć. A Jess?... Jess siedział na podłodze oparty o ścianę. Miał mętny, nieprzytomny wzrok, bladą skórę, sine usta i zakrwawioną lewą rękę.
-Boże, Jess... co się stało?
-A co cię to obchodzi?
-Jak możesz tak mówić?
-A co może to nieprawda? Od kiedy znów się tak mną interesujesz?
-Synku dobrze wiesz, że zawsze cię kocham i możesz mi wszystko powiedzieć.
-Doprawdy? A gdybym ci na przykład powiedział, ze sypiałem z Alice zanim ojciec zginął, uwierzyłabyś mi?
-O czym ty mówisz?
-No widzisz? Sama przeczysz swoim słowom. I teraz nie udawaj kochającej mamusi, bo nią nie jesteś. A teraz wybacz, ale chce iść do pokoju.
-Musimy pojechać do lekarza.
-Po co? Żebyś poczuła się lepiej, bo spełniłaś jakiś tam rodzicielski obowiązek? A ty Conrado nawet nie próbuj się wtrącać.
-Źle postępujesz.
-To moja sprawa. Nic ci do tego. Zostawcie mnie w spokoju!
-Jess... -niespodziewanie na jego drodze znalazł się David.
-Proszę nie... Aniołku odejdź...
-Obiecałeś...
-Błagam.
-Nie zatrzymam cię. Ale pozwól sobie pomóc. Pozwól mi...
-Aniołku, ja nie mogę... Chciałbym, ale nie mogę. Zrobiłbym dla ciebie wszystko, ale nigdy bym nie chciał cię skrzywdzić. Nie każ mi więc żebym, to zrobił.
-Tu nie chodzi o mnie, ale o twoją matkę. Ja tylko chcę żebyś był taki jak dawniej.-wziął go za prawą dłoń i pociągnął go do kuchni.
-Co chcesz zrobić?
-Nic. Chcę tylko przemyć dłoń.
-Przestań.
-Pozwól mi, proszę.
Jak zwykle nie umiał mu odmówić. Patrzył tylko uparcie w te jego ciemnoniebieskie oczy i nie mógł się od nich oderwać.
-Czemu to robisz?
-Bo wiem, że zrobiłbyś dla mnie to samo. A poza tym...
-Poza tym?
-Byłeś jedynym, który wyciągnął rękę do zwykłego sieroty. Dałeś mi szczęście, o którym nawet nie marzyłem. Dostałem od ciebie więcej niż od kogokolwiek.
-Przestań.
-Czemu? Przecież chciałeś wiedzieć.
-Chciałem... Auć...
-Boli?
-Nie, trochę piekło... przepraszam. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Nie myślałem, że cię ranie. Wiem, że obiecałem ci, że to się więcej nie powtórzy, ale...
-Nie ma "ale". Jest teraz. Dasz się zawieźć do lekarza?
-Tak, ale nie licz, że później będzie tak samo jak teraz.
Poszli się ubrać i w kwadrans później znaleźli się w szpitalu. Na szczęście lekarz nie kazał szyć skaleczeń, ale założył nowy opatrunek. W drodze powrotnej Jess nie odezwał się ani jednym słowem. Kiedy znaleźli się w domu Nicole chciała przytulić syna, ale chłopak odrzucił jej rękę i pobiegł do swojego pokoju.
-Conrado, tak się o niego martwię.
-Wiem ja też. Pójdę z nim porozmawiać.
-To nie ma sensu.
-Skąd to wiesz? Chyba jego matka wie lepiej.
-Conrado nie atakuj go. Czasem wydaje mi się, że on zna go lepiej niż ja.
-Ja nie chce go zranić, ale wydaje i się, że cierpi przez tą bliznę na oku.
-Gdyby tak było powiedziałby mi.
-Skąd ta pewność?
-Dobrze się dogadujemy. Wydaje mi się, że nie ma przede mną tajemnic. Poza tym łączy nas pewna, szczególna więź...
-Co masz na myśli?
-Nic. Mam na myśli pasje do gór. Pójdę do niego.
-Zamknął drzwi na klucz.
-Skąd wiesz?
-Zawsze tak robi, kiedy chce od czegoś uciec, kiedy chce się schować...
Jess leżał na łóżku wściekły jak osa na siebie. Jak mógł znów dać się ponieść emocjom? Jak mógł znów ulec tym jego cudnym i głębokim oczom? To co się z nim działo za każdym razem kiedy w nie patrzył przerastało wszystko. Czuł, że się w tym wszystkim pogubił i nie może odnaleźć. Chciał spać... Przespać cały ten cyrk i obudzić się jak będzie już po wszystkim... Odnosił wrażenie, że w niedalekiej przyszłości stanie się coś co kompletnie zmieni cały jego dotychczasowy świat... Wziął do ręki telefon i wybierał numer do Jonathana, ale zamiast się z nim połączyć cisnął telefon o ścianę. Urządzenie roztrysnęło się na kilkanaście drobnych kawałków... Nagle chłopak poczuł nieodpartą chęć wyjścia na zewnątrz... Poszedł do swojego chłopaka i ...................................................



***************************************************************************




"Reszta jest milczeniem" - "Hamlet" W. Shakespeare.











 


Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 14 2011 09:40:20
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Darkness (Darkness@konin.lm.pl) 00:23 08-11-2008
Hm....nie potrafię chyba nic sensownego na tą chwilę po przeczytaniu tego opowiadania napisać.Ciekawe,bardzo ciekawe.Sposób w jaki jest pisane bardzo przykuwa uwagę.Ten rok z życia Jessa jest bardzo..bogaty.To chyba najlepsze określenie.Postacie bohaterów bardzo ciekawie wykreowane..zwłaszcza Jessa.Jego charakter,styl bycia,który się zmienia i to widać s± niesamowite..oraz David,który jakby wypełnia luki w bogatym charakterze Jessa...bardzo mnie zaciekawiło.
Okashi (Brak e-maila) 15:16 10-11-2008
Opowiadanie dobre. Tylko wg mnie czegoś tam brakuje. Trochę pomyłek jest, czasem pojawia się coś zupełnie nierealnego, ale w końcu to tylko opowiadanie - tu może się wszystko wydarzyć.
Poza tym odbieram wrażenie, jakby było to pisane trochę "na szybcika". No ale może to tylko mój taki odbiór.
(Brak e-maila) 18:31 01-08-2009
Na jakiego szybcika?? Pisałam je jakiś skromny rok, łącznie z poprawkami
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum