The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 27 2024 03:01:38   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Bez tytułu 2
Mam nadzieję skończyć to w trzech częściach...


2. Dwie drogi - ten sam cel.

Mijają minuty, godziny, dni, miesiące, lata... Z początku przerażająco powoli, z czasem nabierają tempa i wracają do swych normalnych prędkości. Wraz z nimi człowiek powoli przyzwyczaja się do pustych pokoi w dzień, pustego łóżka w nocy i nienaturalnej ciszy dwadzieścia cztery godziny na dobę. Rzecz, do której najciężej było przywyknąć, był pusty dom. I chyba nigdy się do tego nie da przyzwyczaić. Po wejściu do domu czeka na ciebie śmiertelna cisza. Tam, skąd jeszcze niedawno dobiegał wesoły śpiew, teraz piętrzą się brudne naczynia i pudełka po żarciu na wynos. Idziesz dalej i im głębiej wchodzisz w mieszkanie, tym bardziej przekonujesz się, że nikogo nie ma.
Bo i skąd miałby być. Sam go wykopałeś, za drzwi, jak psa.
Teraz nie masz nic lepszego do zrobienia, jak siąść z piwem do komputera i skończyć robotę. Ociągasz się jeszcze? Po co zaglądasz do lodówki? Tam nie ma nic. Szwędanie się po pustym mieszkaniu też jest bez sensu. I tak w końcu siądziesz przed kompem. Tak przecież spędzasz czas od ostatnich dwóch lat.

Tapczan jęknął cicho z protestem, gdy Keith postanowił wyprostować na nim nogi. Był wykończony. Ostatnio wystawiali sztukę za sztuką. Kasa leciała aż miło, wreszcie mógł postawić kumplom piwo, a nie tylko żerować, jak to większość biednych artystów miała w swym niechlubnym zwyczaju. Ziewnął i przeciągnął się. Uwielbiał odgrywać Puka. Ale na litość boską, nie pięć razy pod rząd!
- Keith?
Mruknął, dając znak życia.
- Pijany jesteś?
- Nie, cholera, zmęczony...
- Miśkowi zajedno. Masz się ładować do swojej kanciapy.
- Pablo - powiedział Keith niemal życzliwie, otwierając oczy. - Idź do diabła.
- Za drzwi mnie wywali - odparł rudzielec z uśmiechem. - Wstawaj! - dodał trzęsąc go za ramię.
- Pablo, cholera, daj się człowiekowi wyspać! Powiedz Miśkowi, że na górę wejdę później.
- Łeb mi ukręci, no chodź...
- Jak nie on, to ja! Spierdalaj! Puszczaj moja rękę, cholera!
- Jednak jesteś pijany, co? - zaśmiał się młodzian, zarzucając sobie rękę Keitha na bark. Drugą ręką złapał go w pasie. Skierowali się w stronę schodów.
- Wcale nie... - mruknął obrażony McKinley.
- Dobra, dobra, ja swoje wiem. Uważaj, stopień.
- Uchm... No dobra, może trochę.
- Trochę?
- No człowieku, zastanów sie, co to są trzy piwa?
Pablo roześmiał się serdecznie.
- Keith, jesteś niesamowity! Grałeś tak dobrze będąc na bani?!
- Gram dobrze tylko wtedy, gdy jestem na bani.
- Daj spokój. Oż w dupę, mówiłem, żebyś uważał!
- Mm, sory...
Ryży chłopak zmierzył przyjaciela wzrokiem.
- Keith, to były więcej, niż trzy piwa.
- Co? - zapytał nieprzytomnie.
- Ile wypiłeś? - zapytał surowo, otwierając drzwi i sadzając McKinleya na wersalce. Sięgnął i podstawił sobie taboret, po czym spojrzał uważnie w oczy kumpla. - Tylko szczerze.
- Kto by to, kurwa, zliczył... - jęknął, osuwając się na łóżko.
- Nie klnij, nie pasuje to do ciebie. Znowu się uchlałeś. Co się tym razem stało?
- Wspominałem...
- Znowu? Jezu, Keith, odpuść to sobie! To już dwa lata!
- Ja wiem! Kurwa... - oczy chłopaka się zaszkliły, zagryzł wargi, po czym kontynuował łamliwym głosem. - Ja wiem...
- Nie klnij, mówiłem. Dzieciaku, to nie na to ja ciebie chował i nie na to piastował, co by ty głupi był! I jak ja ciebie uczyć dał, jak ja ciebie do szkoły posyłał, jak ja tobie książki kupował, to też nie na to, co by ty głupi był! A ty ze wszystkim głupi rośniesz i nie ma u ciebie żadnej mądrości!*
- Zamilknij, panie miłośnik Konopnickiej - mruknął.
- No, miło, ze przynajmniej tyle kojarzysz - westchnął, ładując mu na wersalkę nogi i zdejmując z nich buty.
- Pablo, kocham cię, człowieku... - jęknął Keith, gdy ten okrywał go kocem.
- Ta, wiem.
- Pablo... - znowu głos mu się lekko załamał.
- Co?
- Będę rzygał...
- Jezu, czekaj! Gdzie to cholerne wiadro? Mówiłem czekaj! Nie!! Ja nie mogę, nowe spodnie, jak ja to wytłumaczę Magdzie!? Masz, rzygaj tu. I pożycz mi jakieś spodnie, przecież ja tak stąd nie wyjdę.
- Przepraszam...
Paweł westchnął, wywracając oczami.
- Dobra, przecież wiem, ze nienaumyślnie żeś to zrobił. Teraz śpij.
- Pablo, ja naprawdę przepraszam, odkupię ci te spodnie, zobaczysz, ja...
- Śpij, powiedziałem - mruknął, przeglądając walające się po podłodze ciuchy. - Jutro to obgadamy. Pożyczam te. Słyszysz? Keith? A... No to śpij, mały.
Pablo rozejrzał się po niewielkiej klitce, jaką udało mu się wyszabrować od dyrektora teatru. Pokoik miał wymiary dwa na dwa, po wstawieniu wersalki, nie zostało miejsca na szafę. Dlatego wszystko leżało odłogiem, gdzie się tylko dało. Keith musiał pracować na parapecie okna i tylko tam utrzymywał porządek. Burdel w pozostałej części pokoju nazywał nieładem artystycznym i dbał tylko, żeby dało się wejść do pokoju. Paweł pozbierał czyste ciuchy i ułożył je w kosteczkę w kącie klitki. Brudne wywalił na korytarz. Pozostałe rzeczy ogarnął, aż dało się nawet spojrzeć na pokój. Wyszedł zamykając cicho za sobą drzwi. Z kieszeni wyjął reklamówkę i wcisnął brudy do torby. Spojrzał na zamknięte drzwi, myśląc o drobnym, czarnowłosym chłopcu, który jutro będzie miał kaca wprost proporcjonalnego do pochłoniętych procentów. I znów z powodu tej starej sprawy... Przed oczami stanął mu widok nagiego ciała przyjaciela, leżące na śmietniku. "Zostawił mnie" - wyszeptał niezbyt wyraźnie chłopak, gdy wreszcie odzyskał przytomność. Zostawił. Nic innego się wtedy nie liczyło. Co tam, że był mocno pobity, miał złamane ze trzy żebra i rękę, w dodatku ktoś go zgwałcił. To wszystko było nieważne. Został porzucony. Przez kogo - tego się Paweł nie dowiedział nigdy, ale przypominając sobie zmaltretowane ciało chłopca, czuł, że jakby spotkał drania na ulicy, to by go chyba z miejsca zatłukł.
Westchnął i ruszył w dół schodów, gasząc za sobą wszystkie światła.

Skończyłeś tłumaczyć książkę, która zapewni ci przynajmniej trzy miesiące spokojnego życia. A może nawet ponowny wyjazd, kto wie? Każdy inny by się cieszył. Ale nie ty. Ty się teraz odchylisz na krześle i spojrzysz ponuro na ekran. Odstawisz pustą puszkę po piwie obok dwóch poprzednich. Zapiszesz wszystko i zamiast pójść jak każdy normalny człowiek, do łóżka, ty sięgniesz po przygotowany wcześniej koc i zaśniesz w fotelu. Po co ci łóżko? Przecież nie sypiasz w nim już od paru miesięcy. Nie mogłeś znieść tego, że jesteś w nim sam, czułeś się w nim obco i niepewnie, a niepewność to uczucie, którego przecież najbardziej nie znosisz.
I tak zacząłeś sypiać w fotelu.
Śpij, Den. W końcu jest już druga w nocy.

Po obudzeniu Keith wpatrywał się przez dłuższą chwilę martwym wzrokiem w ścianę usiłując pozbierać myśli. Przychodziło mu to z niejakim trudem, zważywszy na potworny ból głowy, skupiający się gdzieś w okolicach skroni. Suche jak wiór gardło i język twardy i szorstki niczym kłoda drewna nie ułatwiały mu zadania. Usiadł na łóżku i rozejrzał się. Przez zasłony przebijały się promienie porannego słońca. Coś było nie tak. Keith zmarszczył brwi, skupił się i już po chwili wiedział. Pokój był wysprzątany.
- Khurwa... - jęknął, ukrywając twarz w dłoniach.
Już wiedział, przynajmniej w przybliżeniu, co się stało. Zakonotował sobie w pamięci, żeby trzepnąć Pabla w ucho. Teraz jednak sprawą nadrzędną była kąpiel i osuszenie pary butelek wody. Nawet po ponownym przemyśleniu uznał, że to dobre rozpoczęcie dnia.
Po drodze do łazienki spotkał paru kumpli. Przywitał się, pogadał, starając się nie sprawiać wrażenia skacowanego. Dowiedział się, że Pablo był u Miśka i uzyskał dla niego dzień wolny. Kolejny powód do dania mu w ucho. Ale to będzie musiało poczekać. Kąpiel. Kąpiel jest ważna.
Wszedł i zamknął za sobą drzwi od łazienki teatralnej. Życie tutaj miało swoje plusy i minusy - do plusów się zaliczało to, ze jeszcze nie udało mu się spóźnić na sztukę, w dodatku mógł do późna ćwiczyć na scenie. Dużym minusem natomiast był brak własnej łazienki. Keith radził sobie jak mógł, i wychodziło mu to nawet całkiem nieźle. Ale z kąpielą musiał się udawać do Pabla, co było... krępujące. Więc często ograniczał sie do tego, co miał. Zimna woda ukoiła szum w głowie i przyjemnie zaspokoiła pragnienie. Dopiero wtedy przekręcił wodę na cieplejszą, sięgnął do schowka dla woźnych i wyjął przyniesiony zawczasu szampon. Umył się w zlewie tak dokładnie jak mógł. Przy wyjściu z łazienki natknął się na dyrektora.
- Dzień dobry, panie Michale - uśmiechnął się.
- Witaj, Keith - Miś odpowiedział ciepłym uśmiechem. - Już wszystko w porządku?
- Tak, dziękuję, proszę pana - Keith starał się nie kiwać głową zbyt gwałtownie.
- Cieszę się. Dziś w roli Puka występuje pan Adamczuk, wolałbym jednak pana jutro już widzieć na scenie. W końcu wiadomo, kogo publika oczekuje tam zobaczyć. - Dyrektor mrugnął przyjaźnie.
- Profesjonalistę - odparł ze spokojem. - A Krzysztof przecież takowym jest.
- Ależ! Pan Adamczuk nie ma nawet części pańskiego wspaniałego talentu!
- Nie będę się spierał - zaśmiał się, podnosząc ręce.
- I za to pana lubię! - Misiek roześmiał się głośno, klepiąc podwładnego w plecy.
Keith z trudem zamaskował skrzywienie się. Ale w końcu, od czego było się aktorem.
- Co planuje pan dzisiaj porabiać?
- A, - McKinley żachnął się lekko, - niewiele raczej. Pewnie pójdę do biblioteki, niedługo wystawiamy "Henryka II", zainteresował mnie jego żywot, chciałbym poczytać coś na jego temat.
- Och... - dyrektor wydawał się trochę zawiedziony, ale zaraz przywrócił uśmiech na twarz. - Gratuluję postawy! Niestety, nie mogę panu towarzyszyć, obowiązki, rozumie pan. Życzę miłego dnia.
- Dziękuję, wzajemnie - Keith ukłonił się. - Do widzenia.
- Do widzenia.
Miś oddalił sie szybkim, sprężystym krokiem. Nie dość, że Michał, nie dość, że na nazwisko miał Grizzley, to jeszcze był naprawdę potężnym, w sile wieku człowiekiem, o spojrzeniu miłym i ciepłym. Może i był dyrektorem, pewnie najlepszym, jakiego kiedykolwiek mógł mieć ten teatr, ale przezwisko Miś musiało do niego przylgnąć prędzej czy później.
Keith szybkim krokiem wyszedł z teatru. Wiosenne słońce oślepiło go na chwilę. Zasłonił oczy dłonią i spojrzał na szeroki, okrągły plac, rozciągający się przed teatrem. Mrugnął parokrotnie i już po chwili zbiegał ze schodów.

Dzień dobry, Den, przed panem kolejny parszywy dzień do przeżycia! Czyż to nie cudowne?
Jakże ponura i monotonna jest twoja egzystencja, tłumaczu. Tobie już się nawet ziewać nie chce. Wzdychasz tylko, rzucasz kocem w kąt i idziesz do łazienki, by dokonać niezbędnych ablucji. Gdy wychodzisz nie masz już dwudniowego zarostu, ani starego, wymiętego podkoszulka. Znów zamieniasz się w seksownego ponurego przystojniaka w spodniach od garnituru i eleganckiej białej koszuli. Wyjmujesz z laptopa płytę z zapisaną na niej swoją czteromiesięczną pracą. Wkładasz ją do teczki i wychodzisz, jak zwykle mając nadzieję, że już nie będziesz musiał tu wracać.



____________________________
*Fragment noweli "Mendel Gdański" Marii Konopnickiej.












 


Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 14 2011 09:03:28
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

(Brak e-maila) 00:15 28-04-2006
To też niezłe czekam na więcej

sintesis (Brak e-maila) 22:57 30-04-2006
tu chyba wszyscy cale zycie czekaja na wiecej smiley zatem sie niewybijam dawaj wiecej !smiley
kami (kami3@onet.eu) 15:01 04-05-2006
świetnie napisane, chociaż troche smutne i przygnębiające, mam nadzieję jednak, że będzie happy end. uwielbiam happy endy =D
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum