The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 24 2024 11:19:28   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Bez tytułu 1
Przekazuję Wam efekt przypływu dość osobliwej weny... Historia w sumie jak każda inna. Tylko napisana w dość osobliwy sposób. Niektóre fragmenty opowiadania są rozpisane, przy innych będziecie musieli użyć wyobraźni, przy jeszcze innych sami dopowiecie sobie, jak było...
Opowiadanie to nie ma tytułu. Nie dostało go, gdyż uważam to za najbardziej szarą i pospolitą historię, jaką zdażyło mi sie opisać...



1. Powrót o kwartał za późno...

Pękaty plecak sapnął lekko, gdy zderzył się ze ścianą.
- Tadaimaaa! - krzyknął Aiden radośnie.
Gdy odpowiedziała mu głęboka cisza, zaintrygowany chłopak przeszukał dokładnie wszystkie pokoje, lecz nie znalazł śladu żywego ducha.
'Pewnie jest jeszcze na zajęciach' - przemknęło mu przez głowę.
Wrócił do dużego pokoju i klapnął na swój ulubiony fotel.
'Dobrze być znowu w domu...' - pomyślał, z lubością patrząc na stare, tak dobrze znane meble, na masywne biurko, rozklekotany kredens, czy improwizowany stolik, złożony z paru desek. 'Te ściany... z całą pewnością widziały już niejedno... Gdzie ten Keith... Oczy mi się kleją... Tak długo czekałem na ten powrót... Tak bardzo chcę cię przytulić... Wtulić twarz w twoje piękne, ciemne włosy... Keith...'

***

- Spadajcie, nie jestem żadną cholerną zabawką!
- Oj, zaraz się przekonasz, że...
- Czekaj... ty jesteś Keith McKinley?
- Tak, a co, masz jakieś wąty?!
- Paul, daj dzieciakowi spokój.
- Co? Niby czemu? Co mnie obchodzi, jak się nazywa, przeleci się go porządnie raz czy drugi, to przestanie się miotać!
- Łapy przecz!!
- Paul, zostaw dzieciaka, on już czyjś jest!
- Niby kogo?
- Mój.
**
- Nowy w szkole?
- Co? A, przepraszam... Tak... e, tak, proszę pana.
- Czego ten gnojek od ciebie chciał?
- Nieważne...
- Narzucał się?
- Tak trochę...
- Przywrócić go do pionu?
- Nie! To znaczy... Kim pan wogóle jest?
**
- Den, na Boga, nie rób tak! Przestraszyłeś mnie! I co to wogóle za grobowy ton?
- Psujesz mi zabawkę.
- Jaką zabawkę? Taki on twój, jak i mój, więc ustaw się w kolejce!
- On jest mój.
- Co?
- Tylko mój.
**
- Mogę cię ochronić, po tej szkole łazi dużo różnych dziwnych idiotów, którzy mogą chcieć... zrobić ci krzywdę.
- Nie, dziękuję...
- Nie usłyszałem.
- Nie, dziękuję.
- Czemu nie?
- Poradzę sobie, nie mam pięciu lat! Zaraz... Co ty robisz, pusz.. mm!! Mmm...
- Jesteś słaby, za słaby żeby dać sobie radę z takimi jak ja. A ja, za, powiedzmy, drobną opłatą, jestem w stanie załatwić ci dobrą ochronę.
- Puść mnie!
- ...
- ...Co to za opłata...?
- O tym pogadamy później. Chcesz, czy nie?
- ...chcę...
- Grzeczny chłopiec. A teraz pogadajmy o zapłacie. Słyszałem, że jesteś dobry z matmy...
- Jestem. I weź tę rękę z mojej głowy.
**
- Chryste, zmasakrowałeś ich...
- Taka robota. Przynajmniej będą wiedzieli, ze mają się od ciebie trzymać z daleka.
- Wszystkich ode mnie wystraszysz! Co ty sobie wyobrażasz!?
- Keith...
- Bierz te łapy! Jesteś nie lepszy niż oni! Daj mi spokój!!
*
- Keith...
- Den... Przepraszam... Ja nie...
- Ja Cię nie zostawię, wiesz o tym? Nie mogę...
- Wiem... Wcale nie chciałem...
- Wiem...
*
- Den? Co to jest?
- Nasze mieszkanie.
- Co? Nasze? Jak to?
- A co za problem? Sam mówiłeś, ze masz już dość życia w tym swoim ścisku, jaki masz w domu. Tu będzie nam się żyło całkiem wygodnie i...
- Den, ty to mówisz na serio?
- Słucham?
- Naprawdę... naprawdę możemy zamieszkać razem, tu, w tym mieszkanku?
- Po to je kupiłem. Podoba ci się?
- Den!!
*
- Den, co się stało..? Hej, co jest? Hm? Co to jest?
- Skierowanie do Japonii. Mam tam dokończyć naukę.
- Aiden Sparkley, student... blablabla... Ej, no, nie mów tego takim martwym tonem, przecież... przecież zawsze o tym marzyłeś...
- Nie mam kasy, żeby zabrać Cię ze sobą...
- Den...
- Wrócę dopiero za 10 miesięcy. Ja tam nie wytrzymam bez ciebie...
- Tyle czasu... khm, tyle czasu na pewno wytrzymasz! Hej, co to za mina!? No nie chmurz się tak! Gdzie mój dawny facet? Hej. Ja tu na ciebie będę czekał. Zawsze. Choćbyś miał przesiedzieć i dziesięć lat, rozumiesz?
- Rozumiem. Keith, ja..
- Tak?
- Ja jestem takim wielkim durniem...

***

Zgrzyt zamka sprawił, że drzemiący w fotelu jasnowłosy młodzieniec drgnął lekko i obudził się. Przez chwilę zastanawiał się, gdzie jest, ale już po chwili przypomniał sobie podróż samolotem, radosne podniecenie wywołane widokiem lotniska i strasznie powolną jazdę autobusem. Mieszkanie... Jego własne mieszkanie, kupione pod zastaw, z pomocą rodziców... A ten zgrzyt... To Keith! Wrócił z zajęć! Den zerwał się z fotela i wpadł do przedpokoju.
Światło na końcu tunelu okazało się rozpędzonym pociągiem.
Bo w przedpokoju nie stał Keith.
- Kotku, czemu tak stoisz, wnieś te bagaże do kuchni, zanim wędlina...
Aiden patrzył, jak do obcego mu mężczyzny zbliża się jego najukochańszy na świecie brunet. Keith połapał się w sprawie trochę za późno.
- Den..? - zapytał, patrząc się na niego ze zdumieniem.
Młodzieniec ruszył powoli przed siebie.
- Den, nie, czekaj - jęknął Keith, machając nieporadnie rękami. - Zanim zrobisz coś głupiego, daj mi...
Sparkley zabrał od zdumionego mężczyzny zakupy.
- Wędlina zgnije, jak będziesz tak stał - powiedział pustym głosem, po czym wszedł do kuchni.
Pozostała dwójka patrzyła w zdumieniu na jego szerokie plecy.
- Się nazywasz?
- E... Ja... proszę pana?
Tak, w jego postawie, wyniosłości, zawsze było coś takiego, co kazało tytułować go per 'pan'. On sam nie wiedział, czemu tak jest, ale nigdy mu to nie przeszkadzało.
- Tak.
- Michael. Michael Creston, proszę pana - poprawił się szybko.
- Dobrze - powiedział Den tonem nauczyciela, który chwali ucznia za dobra odpowiedź. - Masz przynajmniej osiemnastkę?
- Słucham?
- Den, jak...
- Zapytałem o coś w konkretnym celu - w jego głosie zabrzmiał niebezpieczny zgrzyt - oczekuję więc odpowiedzi. Prostej i krótkiej.
- E... tak, proszę pana. Dziewiętnaście, proszę pana.
- Dobrze. - Odwrócił się i podał mu zwinięty banknot. - Polecisz na dół, do osiedlowego i kupisz mi piwo. I niesolone orzeszki. Za resztę możesz coś sobie kupić.
Młodzian zarumienił się. Keith nie wytrzymał.
- On nie jest jakimś chłopcem na posyłki! Mike, powiedz coś!
- Ja... jakie piwo, proszę pana? - wyszeptał po dłuższej chwili, próbując uniknąć wzroku swojego kochanka.
Den spojrzał przez okno, udając, ze się zastanawia.
- Wybierz jakieś. Tylko nie te słodkie obrzydlistwa dla kobiet.
- Dobrze... proszę pana.
Creston szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi.
Keithem aż trzęsło ze złości, ale nie zdobył się na żadne wyrzuty. On był temu winien.
- Den, czy pozwolisz, że...
- Macie, gdzie zamieszkać?
- Słucham? - poderwał głowę.
Den stał teraz tyłem do kuchennego okna, oparty o stół kuchenny. Miał spuszczoną głowę, lecz wzrok, przerażające, obojętne, ponure spojrzenie miał utkwione w McKinley'u. Nie miał zamiaru powtarzać pytania.
- Nie... nie wiem... - Keith spuścił głowę i spojrzał na podłogę.
- Ten... Mike... nie ma domu?
- Ma - padła cicha odpowiedź.
- W takim razie przeprowadzicie się do niego jeszcze dzisiaj, możesz zacząć was pakować.
- Ale... - wbił smutne ślepia w Dena.
- Torby wam mogę pożyczyć.
- Den, daj mi...
- Wytłumaczyć?
W tej samej chwili do domu wpadł zdyszany Mike. Aiden zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
- Nie, Keith, chyba nie mam ochoty wysłuchiwać Twoich wyjaśnień - mówiąc to, odwrócił się w stronę salonu.
- Keith, kim on jest...? - zapytał szeptem Mike, gdy masywna sylwetka Sparkley'a zniknęła za drzwiami.
- To... to był Aiden...
- TEN Aiden?
- Tak...
- Cholera.
McKinley patrzył przez dłuższą chwilę na drzwi od salonu. W końcu odwrócił się do szafy i wygrzebał z niej dwie torby podróżne.
- Chodź, pomóż mi się pakować.
- Co?
- A co - warknął z irytacją Keith. - Myślisz, że po tym wszystkim pozwoli nam tu jeszcze mieszkać? Pakuj, co twoje i idziemy.
- Keith...
- Co znowu?
- Co z rzeczami z salonu?
- Jak chcesz, możesz zaryzykować i tam wejść - mruknął kwaśno. - Ja bym nie próbował.
- Tak... - mruknął Mike, spoglądając w stronę salonu i myśląc o wszystkim, co tam zostawiał.
Wiedział jednak, że rzeczy te nie są warte przetrąconego barku czy ręki. Szybko więc pozbierał wszystko, co porozrzucał po domu w ciągu ich kilkutygodniowej znajomości i wyszedł z mieszkania. Po chwili obok niego stanął Keith. Z lekkim ociąganiem odeszli spod drzwi. Wyglądało na to, że każdy oczekiwał cudu. Kiedy ten się nie zdarzył, poczuli się, jakby wszystkie niebiosa zawaliły się im na głowy.
- Co teraz..?
- No cóż, ty pewnie teraz wrócisz do rodziny... a ja... jeszcze zobaczę.
- Wyklną mnie! - jęknął żałośnie.
- Wolisz mieszkać pod mostem, idioto?! Ja nie mam gdzie wracać! Ty masz! Skorzystaj z tego!
- Keith...
W tej chwili zza ich pleców dobiegł ryk i rumor. Obejrzeli się odruchowo. Zamknięte drzwi wydały im się teraz dziwnie złowieszcze.
- Boże... - szepnął McKinley, odkładając torbę. - Den, nie...
- Keith, czekaj! - krzyknął Michael, łapiąc go za łokieć. - Co to robisz?!
- Mike... - chłopak obejrzał się, patrząc na niego błędnie. - Ja... On...
- On cię zabije! I kto tu teraz jest idiotą?! Chodź!
- Nie, puszczaj, nie rozumiesz, muszę do niego iść!!
- To ty chyba nie rozumiesz! Jak chce urządzać demolkę, to jego sprawa, ale czy zdajesz sobie sprawę, co zrobi z tobą, jak mu podleziesz pod te jego niedźwiedzie łapy!?
- PUSZCZAJ, CHOLERA!!
- Dobra. Dobra, chcesz być idiotą, to leć tam. Ale sam - dodał, poprawiając uścisk na torbie. - Nie chcę mieć z tym nic wspólnego!
Keith patrzył przez chwilę na plecy młodzieńca, z którym przeżył ostatnie półtora miesiąca. Chciał coś zrobić, powiedzieć, wytłumaczyć. W tej samej jednak chwili zza drzwi dobiegł go trzask i brzdęk rozwalanego kredensu. Odwrócił się na pięcie i dopadł do drzwi. Zamknięte. Zaczął w panice przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu zapasowego klucza. Den dostał szału... Uprzedzał go kiedyś, że czasem coś w nim pęka. A z jego siłą to nigdy nie kończy sie dobrze. Zawsze jednak powstrzymywał się przy Keithu. Miał go chronić, nigdy nie skrzywdził. Czasem się kłócili, pewnie. Niekiedy nawet do tego stopnia, że Den wychodził z domu, trzaskając drzwiami. Następnego dnia głośno było w okolicy o jakichś bójkach, demonie, który ostro pobił paru pijaczków. Patrząc jednak w błękitne oczy kochanka, Keith nie mógł uwierzyć w pogłoski. A może po prostu nie chciał. Pełen ciepła, spokoju Aiden, jego ostoja wśród szarego, pełnego nienawiści świata nie mogła być demonem, nie jego Den! A teraz... Od razu wiedział, co się dzieje. Nie wiedział skąd.
Klucz nie chciał się dopasować do zamka. Keith porysował parokrotnie jego okolice, nim wreszcie trafił. Wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, rozległ się jęk mordowanego metalu i zaległa cisza. Keith zamarł w oczekiwaniu, przystawiając ucho do drzwi. Usłyszał cichy, jednostajny syk.
"Gaz" - pomyślał z przerażeniem.
- Den!!
Przekręcił szybko klucz w ustalonym porządku, dziwiąc się przelotnie, że wogóle mu sie to udało. Wpadł do mieszkania, z miejsca zatrzymany przez przewaloną szafę. Odtrącił ją na bok i rozejrzał się. Wokół walały się porozwalane sprzęty codziennego użytku, zdawałoby się, że rozwalone zostało wszystko, od stołu w salonie po materac w sypialni.
- Den...?
Potykając się co chwila, usiłując zignorować potworny ścisk w gardle i pieczenie w kącikach oczu, Keith zajrzał do kuchni. I zamarł. Den stał przed rozwalonym kranem. Twarz miał trochę podniesioną do góry, oczy zamknięte. Z rury tryskała woda, tworząc fontannę. Aiden znajdował się pod jednym z grubszych strumieni. Krótkie, jasne kosmyki pozlepiały się i ułożyły do tyłu. Cienkie strumyki wody ciekły po jego twarzy, kapiąc na mokrą koszulę i spodnie, które przyległy do ciała właściciela. Zachodzące słońce oświetlało całość z boku, nadając całości nierealny, niezwykły widok.
- Den...? - wyszeptał Keith przez ściśnięte gardło.
- Zadzwoń po hydraulika - usłyszał spokojną, opanowaną odpowiedź. - A potem się wynoś.












 


Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 14 2011 09:03:10
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

(Brak e-maila) 00:15 28-04-2006
To też niezłe czekam na więcej

sintesis (Brak e-maila) 22:57 30-04-2006
tu chyba wszyscy cale zycie czekaja na wiecej smiley zatem sie niewybijam dawaj wiecej !smiley
kami (kami3@onet.eu) 15:01 04-05-2006
świetnie napisane, chociaż troche smutne i przygnębiające, mam nadzieję jednak, że będzie happy end. uwielbiam happy endy =D
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum