The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 23 2024 21:45:19   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Pocałunek śmierci 14
14





Hasmeda odrzuciło do tyłu jakby pod wpływem silnego uderzenia wiatru, to zapach krwi tak go poraził . Zakręciło mu się w głowie więc przystanął na moment. Rosier musnął go wzrokiem, lecz nie zatrzymał się przy nim, gwałtownie rozwierając drzwi. Magana leżała na łożu, zaciskając w dłoniach mokre od potu prześcieradło. Rodziła...
-Wyjść!- rozkazał syczącym głosem, lecz po chwili zmienił zdanie, każąc im zostać. Jego wargi ułożyły się w płaski, chytry uśmiech.
Hasmed stanął w progu, walcząc z rozdygotanymi nogami, które za nic w świecie nie chciały przystąpić do przodu.
To tylko ludzka krew...- przekonywał samego siebie, jednak nie ruszył się z miejsca.- Brałeś ją do ust, uspokój się...
-Nigdy jeszcze przy tym nie byłem...- Jego charakterystyczny głos w przedziwny sposób wydobywał się z wrzasku kobiety. Demon odwrócił się w stronę Hasmeda. Oczy lśniły mu dziwnym, dzikim blaskiem.- Nie bądź małym, przestraszonym chłopcem i podejdź tu do mnie...
-Trzeba... jej pomóc- wyrwało mu się ze ściśniętego gardła i zimna stróżka potu spłynęła chłopakowi po skroni, aż do podbródka. Dwie służące, przebywające w pomieszczeniu, drgnęły na jego słowa, jakby skierował je do nich, następnie przypadły do Magany, rozdzierającej krzykami przestrzeń.
Rosier przypatrywał mu się z pół uśmiechem, jakby był jedynym interesującym obiektem w tej komnacie.
-P... P-panie Rosier...
Odwrócił powoli głowę, napotykając wycieńczone oczy Magany. Podszedł do niej, nachyliwszy nad nią twarz.
-Wszystko będzie dobrze...- wyrecytował, głaszcząc ją po ciemnych włosach.- Oddychaj...
-Ono tak bardzo się spieszy...
Hasmed uczynił niewielki krok w głąb komnaty. Dużo go to kosztowało.
-Rosier... Daj mi torbę- powiedział niecierpliwie, zwracając jego uwagę.- Podam jej zioła przeciwbólowe.
-Po co?
Oczy chłopaka pociemniały. Twarz pięknego demona nie skruszało żadne uczucie. Często jego usta układały się w pozornie ciepły uśmiech, lecz był to pewien wyuczony trik.
-Co to za wzrok? Nie patrz tak na mnie, przecież ona i tak umrze, nie wspomniałem już o tym?- Wyprostował się.- Wytłumaczę jaśniej...Po co marnować zioła na kogoś, kto niebawem skona.
Magana zdawała się nie słyszeć na szczęście tych słów. Zlana potem i krwią, zacisnęła zęby, podkurczając nogi. Ponownie wydała z gardła krzyk. Jedna z kobiet odskoczyła od niej w zaszokowaniu, przykrywając dłonią wargi. Oczy Rosiera przesunęły się na nią z wyraźnym chłodem.
-Z czymś sobie nie radzisz, Nastyro?- wycedził z nieprzyjemnym uśmiechem.
Służąca popatrzyła na niego, blednąc tak strasznie, że Hasmed pomyślał, iż zaraz zemdleje. Co ją tak wystraszyło? Nie miał najmniejszego pojęcia, lecz w owym momencie, jedynym sprawcą przerażenia był dla niej młody demon. Hasmed zapragnął instynktownie uspokoić Rosiera, lecz przecież ten właściwie nie czynił nic, co mogłoby powodować niniejszy lęk. Poruszył się do przodu o kolejne dwa kroki.
-Wybacz panie...- Służąca przełknęła ślinę, z powrotem podchodząc do Magany i czyniła to z takim trudem, z jakim Hasmed starał się pokonać przestrzeń dzielącą go od Rosiera. Swoim zachowaniem nie chciał dać demonowi do myślenia, lecz uczucie wstrętu do krwi było silniejsze od siły własnej woli.
Skupił oczy na kobiecie, pragnąc na chwilę zapomnieć o swoim problemie. Nie chciał być nagle zaskoczony przez czytającego mu w myślach Rosiera. I tak rudy diabeł za dużo już o nim wiedział, więc aż się prosił o zgładzenie. Nie była to jednak odpowiednia pora, aby o tym teraz myśleć... Co więcej... on przecież był...
Zerknął na anakim z pode łba i wtedy serce zabiło mu zbyt szybko, co spowodowało, że demon skierował na chłopaka gwałtownie oczy, jakby łomot głośno zadźwięczał mu w uszach. Człowiek skarcił się w duchu, nie wiedząc jak z tego wybrnąć. Nie chciał, by Rosier się dowiedział, że ten nad czymś się intensywnie zastanawia...
-O czym myślisz?
-,,O niebieskich migdałach..."- odburknął.
Rosier wypuścił ze zrezygnowaniem powietrze, z powrotem odwracając się w stronę Magany.
Właśnie wydostawało się na świat dziecko diabła. Nigdy nie będzie mu dane poczuć smaku matczynego mleka. Tego dnia, pierwszy raz zabije i nigdy już nie przestanie... Tak jak Rosier... Tak jak Krwawy Demon...
Ponownie serce załomotało mu dziko w piersi. Płomiennowłosy zrobił w jego kierunku trzy kroki, kładąc mu na ramionach dłonie. Uścisk nie był silny, ale chłopak poczuł go ze zdwojoną mocą. Czyżby z przewrażliwienia?
-Nie myśl o rzeczach, które mogłyby ci zaszkodzić- wyszeptał, przybliżając twarz. - Pamiętaj, że on będzie czytał w twoich myślach. Jeśli poczuje się zagrożony...
-Wtedy mnie poratujesz...- przerwał mu, z bladym uśmiechem.
Rosier nie wiedział, co w pierwszej chwili odpowiedzieć. Wyglądał na zaskoczonego.
-Bo jestem teraz dla ciebie najważniejszy, zgadza się? I jeśli sytuacja zacznie wymykać się z pod kontroli, nie będziesz się długo wahał, komu to życie uratować, a komu odebrać.
Odjął swoje dłonie z ramion bruneta, opuszczając je swobodnie na biodra.
-Nie idź na łatwiznę, bo mogę się zdenerwować.
Uśmiechnął się w odpowiedzi, przecierając wierzchnią dłoni mokre od potu czoło... Właściwie nie powinien był dogryzać Rosierowi ... W przyszłości może się to na nim zemścić. Dlaczego nie potrafił się po prostu powstrzymać? Z pewnością za gówniarskie zachowanie odpowiedzialne były nerwy. Czuł, że długo tu nie wytrzyma.
Nagle, rozległ się kolejny przeraźliwy krzyk, i nie należał on bynajmniej do Magany, lecz do służącej imieniem, Nastyra. Rosier nieoczekiwanie przypadł do niej i odepchnął z taką siłą, że uderzona o ścianę, osunęła się martwa na podłogę, zostawiając na murze rozmazaną, czerwoną smugę. Druga kobieta, obmywająca Maganie twarz, nie wydawała się szczególnie poruszona całym tym zajściem. Hasmed popatrzył na bezwładną, martwą postać, czując łomotanie własnego serca. Na sekundę ujrzał przed oczami ciało Chedwika... Zmora z przeszłości już zawsze miała mu towarzyszyć przez życie. Lecz z drugiej strony nie pozwalało mu to zapomnieć po co teraz żył.
Magana poruszała ustami nie wydobywając żadnego dźwięku... Człowiek wyciągnął dłoń, chcąc sprawdzić jej tętno, lecz ta usiadła nieoczekiwanie jakby nic już jej nie dolegało. Hasmed odsunął się o krok, szeroko rozciągając usta.
-Jakie piękne oczka patrzą na ten świat! Dziwisz się trochę?
Skierował spojrzenie ku Rosierowi, trzymał na rękach coś bardzo małego. Owinął niemowlaka w szary ręcznik, podając go wyciągniętym dłoniom. Magana przypominała lunatyka. Jej twarz była pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. I choć oczy tkwiły w otwarciu, wydawały się pochłonięte snem. Chwyciła dziecko, przysuwając twarz do twarzy synka, po czym złożyła mu na ustach ,,pocałunek". Rosier podszedł do Hasmeda, poświęcając mu kilkusekundowe spojrzenie, następnie jego uwaga ponownie zwróciła się ku kobiecie z dzieckiem.
-Chcę... je zobaczyć- wyszeptał, lecz demon zatrzymał człowieka mocnym chwytem pod łokieć.
-Zaczekaj jeszcze...
I nim zamilkł, kobieta osunęła się blada na posłanie, wypuszczając z objęć noworodka, który omal nie straciłby życia, stykając się z twardą podłogą. Ale... czy naprawdę by umarł? Tak po prostu? Rosier złapał dziecko, nakazując służącej swoim spojrzeniem, aby cofnęła się pod ścianę, co szybko uczyniła. Hasmed podszedł do Magany, lecz nagle dotarło do niego, że nie żyła... Serce na moment zamarło mu w piersiach, lecz przecież spodziewał się, iż tak to się skończy... Skierował wzrok w stronę noworodka, młodego anakim... przyciśniętego do piersi rudowłosego demona.
Rosier jednym, szybkim pociągnięciem za prześcieradło, zrzucił z łoża martwe ciało Magany. Poobijało się o twardą, kamienną podłogę jak lalka. W Hasmedzie zapaliła się wściekłość.
-Co ty wyprawiasz?! Miej dla niej chociaż odrobinę szacunku!
Anakim skupił na młodzieńcu zdezorientowane spojrzenie, kładąc chłopczyka na pościeli. Poruszył się w zawinięciu i przez chwilę Hasmedowi się zdało, jakby malec przybrał nieco na wadze...
-O co ci chodzi? Mam się roztkliwiać nad trupem? To tylko ciało, nie ma już w nim Magany. To zwłoki.
Zamrugał oczami, przycisnąwszy do skroni palce.
-Też chciałbyś być tak poniewierany?!
Wzruszył ramionami, przekładając na prawy bok włosy.
-Myślę, że nie miałoby to dla mnie wtedy znaczenia. Poza tym, nigdy zbytnio nie przywiązywałem wagi do swojego ciała.
-Ach tak?! Ciekawe, że mówi to najpiękniejszy anakim w Abadon! Bo oczywiście sam sobie tej twarzy nie zrobiłeś, co?!- zawołał z wyraźnym sarkazmem. Demon obrócił się do Hasmeda tyłem.
-Zamknij te niemądre, różowe usteczka. To naprawdę nie jest odpowiednia chwila na seks.
-Odpowiedź godna tylko ciebie!
Ich kłótnię przerwał stłumiony pisk służącej. Podążyli za jej spojrzeniem w stronę maleńkiego... ,,stworka", usiłującego ściągnąć z głowy ręcznik.
-Urósł...- przerwał ciszę Rosier, bo wydawało się, że nikt inny nie odważy się jej pierwszy zakłócić.
Hasmed omal nie powstrzymał się przed przetarciem oczu. Na łożu leżało około półtora roczne ,,dziecko". Daleko mu jednak było do wyglądu człowieka. Jego skóra miała kolor rozcieńczonej w wodzie czarnej kredy, wilgotna, ubrudzona jeszcze gdzieniegdzie krwią. Malec nakierował spojrzenie na człowieka i Hasmedowi zdało się jakby zapadał się w głęboką, bezkresną czeluść. Oczy miał ciemno granatowe, przecięte na środku zygzakowatą źrenicą w kolorze miodu. Jeszcze nigdy nikt- oprócz Tutiela- nie obdarował go tak intensywnym spojrzeniem. Dopiero po jakiejś chwili, przypomniał sobie o słowach Rosiera, że anakim zacznie mu grzebać w umyśle. I rzeczywiście poczuł mrowienie w skroniach, lecz wrażenie to było ledwie wyczuwalnym, nawet przyjemnym doznaniem. Całkiem inaczej czuł się, gdy usiłował to czynić Rosier. Natychmiast zamknął się przed niby-dzieckiem i chłopiec zamrugał ze zdezorientowaniem oczami, przenosząc zainteresowanie na służącą.
Rosier zbliżył się do malca, zdejmując mu z głowy ręcznik. Nachylił się, obserwując go z pół uśmiechem. Nowo narodzony demon wbił w niego oczy jak na sygnał. Wpatrywali się w siebie z oceną. W końcu anakim odwrócił wzrok, wycofując się instynktownie pół kroku do tyłu.
-Jestem Rosier- odrzekł.- Jeśli pozwolisz, to się tobą zajmę.- Wyszczerzył szeroko zęby, na widok których, normalne dziecko wybuchłoby płaczem.- Nie musisz martwić się o swoje bezpieczeństwo. Nic ci teraz nie grozi.
Tłumaczenie tego berbeciu wydawało się dość niedorzeczne.
-Jesteś pewien, że rozumie, co mówisz? - zapytał złośliwie, zielonooki.
Nie uzyskał odpowiedzi.
-Wiesz... maluchy płaczą zaraz po urodzeniu, jeśli tego nie robią, to położne dają im lekkiego klapsa.
-Radzę ci tego nie czynić- zaśmiał się cicho. Oczy malca trzymały go przez chwilę w miejscu, nie umiał na nikim innym skupić teraz uwagi.
Człowiek również pochłonięty był oglądaniem chłopczyka. Właśnie starał się samodzielnie usiąść...Przez przelotną chwilę, zielonookiemu zdało się, iż dostrzega dziwne zniecierpliwienie na jego twarzy. Najchętniej potraktowałby to jako złudzenie, ale przecież sam Rosier powiedział, że anakim rodzą się z umysłem dorosłego osobnika. Czyżby więc...
- To zdumiewające... Nie sądziłem, że to wszystko jest prawdą... A jednak...- wyszeptał z uniesieniem demon.
Hasmed cofnął się mimowolnie do tyłu, czując, że rozum nie akceptuje tego, co naraz zaczęły mu przekazywać oczy. Dzieciak-demon zaczął się ,,rozciągać" i czynił to, już bez żadnej przerwy. Rozrzucił ręce, wyginając się jakby w jego ciele nie było kości. Chłopiec ponownie wycofał się, nie mogąc powstrzymać grymasu niesmaku. Nigdy nie widział czegoś tak odbiegającego od wizerunku człowieka. Służąca, o której wszyscy już dawno zapomnieli, osunęła się na podłogę, złożywszy do modlitwy dłonie. To najpierw na niej spoczęły te wąskie, dzikie w swym wyrazie oczy.
Jego jakby bezkrwiste, szczupłe stopy, powoli opuściły się na twardy kamień, badając przez chwilę zimną strukturę podłogi. W swym wyglądzie przypominał upiora, jakąś mistyczną, obcą istotę. Czy był piękny? Patrząc teraz na niego z pewnością nikomu nie przeszło to przez myśl. Bardziej przypominał diabła ze starych opowieści, którymi straszyło się dzieci, niż pięknego anakim. Miał wyjątkowo wąską twarz, przez wydatne kości policzkowe wydawało się, jakby należała do twarzy pół-człowieka, pół- węża. Było to niezwykle przerażające i nawet Hasmed nie umiał poradzić sobie z patrzeniem na ,,dziwadło" dłużej, niż się starał. Służąca jęczała cicho, zalana łzami, nie mogąc zrozumieć, co ta istota mogła mieć wspólnego z pięknym panem Rosierem. Demon ruszył w jej kierunku, trochę chwiejnym krokiem, ale i tak dość dobrym, biorąc pod uwagę fakt, iż stawiał je po raz pierwszy.
Nagle, całkiem nieoczekiwanie, Rosier porwał się w stronę anakim, co uczynił tak szybko i niespodziewanie, że Hasmed nie zdążył nawet drgnąć. Chłopak nie miał najmniejszego pojęcia cóż młody demon zamierzał zrobić, gdyż potwór okazał się szybszy...i zdecydowanym ruchem odepchnął rudzielca od siebie. Człowiek nie był przez chwilę w stanie ogarnąć całej tej sytuacji, ponieważ jego ludzkie, prymitywne zmysły nie były dość dobre, aby wychwycić całego zajścia.
Nie tylko Hasmed był oszołomiony znokautowaniem Rosiera, jak się potem okazało... Również Rosier rozciągał ze zdumieniem oczy. Wpadając na szafę, przewrócił ją z głośnym łoskotem. To pierwszy raz, kiedy pozwolił jakiemuś anakim potraktować się w ten sposób. Młodziutki demon, przypominający wiekiem piętnastolatka, wpatrywał się w leżącego na podłodze rudzielca, z na wpół rozchylonymi ustami. Wyglądał dość dziwnie, nieczule, wręcz martwo.
Nie wysysaj z niej życia!! - pragnął krzyknąć Rosier. Jego porcelanowe policzki pokryły się czerwienią. Czuł jak pod skórą wrze mu krew. Jeśli ten, zdecyduje się dotknąć ustami warg tej kobiety, chyba go za to zabije!
Granatowooki ponownie obrócił twarz w stronę służącej. Opuścił dłonie, które wcześniej wysunął w pragnieniu zasmakowania jej życia, po czym wycofał się dwa kroki do tyłu, zaciskając i rozwierając palce, jakby go wyjątkowo świerzbiły.
Rosier gwałtownie nabrał powietrza... Czyżby jakimś cudem wyczytał z jego głowy ten bezradny krzyk? Nie... Anakim nie potrafią czytać w myślach innych demonów. Tak też był to z pewnością jedynie zbieg okoliczności...Ledwie o tym pomyślał, a bezdenne oczy ponownie spoczęły na twarzy Rosiera.
Hasmed podszedł do płomiennowłosego, pomagając mu wstać:
-Jak na razie wspaniale dajesz sobie radę...- uśmiechnął się mdławo.
-Stań za moimi plecami i lepiej zacznij się bać- wyszeptał z nieukrywanym rozdrażnieniem.
Służąca zakryła oczy dłońmi, na nowo rozpoczynając swe lamenty. Kanciasta twarz demona skierowała się ku drugiej kobiecie, martwo leżącej u nóg łóżka. Rozchylił czarne wargi, nie wypowiadając żadnego słowa. Rosier wykorzystał ten jego bezruch i ponownie rozpoczął natarcie, tym razem jednak, celem okazała się nieszczęsna niewiasta. Ruszył ku niej, jednym, prędkim ruchem skręcając jej kark. Kiedy bez czucia zderzyła się z twardym podłożem, jej martwo rozciągnięte oczy zdawały się o wiele spokojniejsze, niż parę chwil temu.
Rosier odwrócił głowę w stronę anakim, który akurat obdarzał go swymi zainteresowanymi oczami.
-Nie będziesz wysysał życia. - oświadczył.- I bez tego jesteś piękny.
Hasmed zmarszczył czoło, lecz nic nie uczynił, aby zaznaczyć swoją obecność. Wolał przyglądać się wszystkiemu z bezpiecznej odległości.
-Jesteś moim dzieckiem -uśmiechnął się, rozsuwając ręce jakby chciał go pochwycić w ramiona.- Jeśli zgodzisz się do mnie przystąpić, uczynię cię najdoskonalszym demonem na świecie!
Młodzieniec przypatrywał mu się jeszcze przez krótką chwilę, po czym ponownie przeniósł zainteresowanie na zwłoki. Po twarzy Rosiera przemknął uśmiech.
-Wiem, co teraz czujesz... Też przez to przechodziłem.- Wycofał się dwa niepozorne kroczki, zakładając do tyłu ręce.- Jesteś wyczerpany i głodny. Pozwolę ci na chwilę... spokoju. Kiedy będziesz gotowy, znajdziesz mnie.
Chwycił Hasmeda nieoczekiwanie za przegub, przyciągnąwszy do siebie. Wycofali się w stronę drzwi. Młody demon uklęknął przy martwym ciele służącej, dotknąwszy opuszkami palców jej zimnej skóry. W ogóle jakby już ich nie dostrzegał i Rosier obdarowując go swoim ostatnim spojrzeniem, wyszedł zabierając z sobą Hasmeda.


***


Rosier nie zatrzymał chłopaka, kiedy ten ruszył pospiesznie w stronę swojej komnaty, bez słowa się w niej zamykając. Nie ulegało wątpliwości, że zauważył jego złe samopoczucie. Hasmed zrobiłby wszystko, żeby to ukryć, lecz paraliż wobec krwi był silniejszy. Zanim zniknął za drzwiami, czuł jeszcze na plecach odprowadzające go, lekko zabarwione ironią, rubinowe oczy. Nic nie wydawało mu się gorsze, niż to, że pokazał się demonowi od tej strony... Co sobie teraz o nim myślał?
Oparł się rękoma o brzeg bali, jednym chlustem, wyrzucając z siebie cały obiad. Za dużo dziś się na oglądał krwi, za dużo śmierci... Z drżeniem kolan, opadł na chłodną podłogę, przyciskając do warg pięść. Był to kolejny raz, kiedy czuł świadomość tego, że był tylko człowiekiem. Zawsze, gdy oszałamiał go zapach krwi, nachodziły go obawy, że dłużej nie będzie w stanie znieść całej tej presji. Jej woń odbiera mu siły, a rzeczywistość zaczyna silnie przygniatać. Krwawe wspomnienia z przeszłości stają się nagle realne, jakby nigdy nie rozstawał się z tamtym czasem. Jakby wcale się nie zmienił, był tym samym przestraszonym dzieciakiem.
Podniósł się na swe chwiejne nogi, zamierzając doprowadzić się do porządku. Jeśli prędko tego nie zrobi, Rosier skłonny będzie przyjść tu do niego, a nie chciał, by go zastał w tak żałosnym stanie. Napełnił misę wodą, obmywszy twarz i dekolt. Poczuł się trochę lepiej, jeśli tylko nie myślał o nowonarodzonym demonie. Nie zamierzał sobie nawet wyobrażać, czym się teraz zajmował ... Jego narodziny mogły przynieść same problemy. Jeśli ten, stanie po stronie Rosiera, Hasmed nie będzie miał możliwości rudzielca zabić. I tak było mu już trudno. Nigdy by nie pomyślał, że sytuacja skomplikuje się jeszcze bardziej.
-Jak między młotem, a kowadłem... To nie może się dla mnie dobrze skończyć. Muszę coś wymyślić.- Wytarł twarz, wyprostowując się.- Trzeba zmienić plan...


***



-Długo cię nie było, zaczynałem się już niepokoić- powitał go Rosier. Siedział, a właściwie leżał, w głębokim fotelu, ustawionym w stronę kominka.- Masz zaczerwienione oczy, płakałeś?
Porwał się na równe nogi i doskoczywszy do Hasmeda wziął go w objęcia, prawie go w nim zgniatając. Chłopiec przyglądał się fotelowi z nad ramienia anakim. Gdzieś już widział ten mebel... czy nie w la Vion? Czyżby demon zabrał go sobie z hotelu anakim? Kiedy to sobie wyobraził, roześmiać się mu zachciało. Ten fotel w ogóle nie pasował do ponurego wnętrza komnaty. W każdym razie przyjemnie byłoby w nim usiąść, rozkoszując się ciepłem bijącym z kominka...
-Nie płakałem...- odpowiedział pokrótce. Uwolnił się, poprawiając wymiętą koszulę.- Gdzie twój ,,skarb"? Jeszcze się nie pojawił?
Rosier wcisnął do kieszeni ręce, robiąc skwaszoną minę.
-Chcę dać mu nieco swobody... Troszkę zaczekam.
Stał tak blisko Hasmeda, że ten, mógłby go z łatwością pocałować. I gdyby się postarał, to może nawet zdążyłby ... Demon wgniótł w niego swoje ciężkie, zmysłowe spojrzenie.
-Nie chciałbyś jakoś... uczcić przyjścia na świat naszego malucha?- Jego ręce znów znalazły się na biodrach chłopca.- Z racji, że zawsze wszystko zaczynam i jestem silniejszy, będę tatusiem, co ty na to?
Hasmed parsknął śmiechem. Chciał odsunąć jego ręce, ale pohamował się w porę.
-Mam się wcielić w rolę... matki? To ty jesteś tu bardziej kobiecy. A teraz puść, boli mnie żołądek.
Anakim odsunął się niechętnie, z miną skrzywdzonego psiaka. Szybko jednak poweselał. Hasmed nie podzielił tej wesołości, gdy rudzielec zapytał:
-Co ci tak w ogóle było... ,,wtedy"?
Zielonooki ruszył w stronę kominka, zatrzymując się przed nim. Stał bokiem do demona, co pozwalało mu zebrać myśli.
-Wyglądałeś tak, jakby przerażał cię widok krwi, a to takie nie pasujące do ciebie...
-Cóż... to problem bardziej złożony. Poza tym...- zerknął na niego z ukosa-... nie byłbym na twoim miejscu taki znowuż przemądrzały! Sam drżysz ze strachu na myśl o pocałunkach, to dopiero śmieszna sprawa.- Musiał przyznać, że zwrócenie uwagi na jego własne niedoskonałości było najlepszą obroną. Demon ściągnął brwi, a uśmiech znikł z jego twarzy, jak zdmuchnięty.
-Nigdy nie powiedziałem, że boję się pocałunków.- Był naprawdę rozdrażniony, co sprawiło chłopakowi pewna przyjemność.- Nie boję się ich!- powtórzył z naciskiem, zakładając na piersi ręce.- Po prostu uważam, że demon nie powinien się całować. Usta są potrzebne w wysysaniu życia, lub do posilania się.
-Dlatego uciekłeś przede mną na czworakach pod same drzwi?- Uśmiechnął się.
-Widzę, że to cię bawi ...- Wskoczył na oparcie fotela.- Zaskoczyłeś mnie wtedy, dlatego zachowałem się tak niemądrze...Na drugi raz, po prostu cię uderzę.- Choć jego oczy w blasku ognia, przypominały wielkie, płonące kule, Hasmed nie odczuwał lęku.
-Uderzysz? To będzie twoja odpowiedź na moją oznakę czułości? Oj Rosier, będzie mi przykro...
-Zastanawia mnie czemu nasz nowy przyjaciel tak długo zwleka z przyjściem do nas... W ogóle nie czuję jego obecności. Ale prawda jest też taka, że zamykając za nim drzwi, już wtedy odseparował się ode mnie ...
Hasmed stropił się, nie wiedząc przez chwilę o czym demon mówił. Kiedy wreszcie zrozumiał sens jego słów, przez jego usta przemknął skryty uśmiech. Wyglądało na to, że Rosier całkiem zmienił temat. Rozbawił go tym. Był naprawdę intrygujący. Hasmed wierzył, że sprawa z pocałunkami miała głębsze dno... Czy będzie miał okazję dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodziło?
-Czy dotychczas żadnemu anakim nie udało się zataić przed tobą swojej obecności?
-Właśnie...- Utkwił w nim wzrok.- Ale mogę tą sytuację zrozumieć. Nasz młody przyjaciel nie wyssał jeszcze żadnego życia. Może daje mu to więcej zdolności?
-Jest silny...- zauważył, przypominając sobie, jak rzucił Rosiera o szafę.
-To prawda...- Zagryzł wargę, zeskakując z fotela. Podszedł do zielonookiego, poklepawszy go lekko po policzkach- Pójdę i go znajdę. Coś czuję, że opuścił mój piękny zamek... w związku z tym zaczyna brać mnie jasny szlag. A to bardzo dyskomfortowe uczucie.
-Poważnie uważasz, że uciekł?- Byłoby dobrze, gdyby okazało się to prawdą. Oby go Rosier tylko nie znalazł.- Myślisz, że to jego pierwszy młodzieńczy bunt?- sarknął, lecz demon zdawał się zamyślony.
-Wyjeżdżam. Bądź grzecznym chłopcem i czekaj tu na mnie, Hasmedzie. Jeszcze tego by było, gdybyś i ty mnie rozczarował...- Słowa te brzmiały jak ostrzeżenie.
- Nigdzie nie zamierzam się stąd ruszać. Pocałujesz mnie na dowidzenia?
Rosier zwęził oczy i przez chwilę przyglądali się sobie w milczeniu.
Kiedy drzwi się za nim zatrzasnęły, chłopak opadł na fotel, powoli wypuszczając powietrze.



***



,,Bądź grzecznym chłopcem i czekaj tu na mnie..."
Hasmed doskonale wiedział, że nie może ruszyć się stąd. Jednak nie zamierzał wcale tracić czasu. Nie często zdarzała się okazja taka jak ta, kiedy mógł bez obaw poruszać się po komnatach, bez uczucia, że ktoś patrzy na niego. Był całkiem sam... Kobiety nie żyły... Rosier zniknął wraz ze swoim upiornym woźnicą w poszukiwaniu młodego anakim... Hasmed miał nadzieję, że dzieciak-demon rzeczywiście opuścił zamek... Ale czy gdyby Rosier nie był tego w stu procentach pewnym, zostawiłby chłopaka samego? Miał nadzieję, że nie... W każdym razie, była to odpowiednia chwila, aby postarać się znaleźć torbę! Czuł się bez niej całkiem bezużyteczny. Jeśli już ją odzyska, nie dopuści, by ktokolwiek mu ją odebrał... Gdzie powinien jednak szukać? Stanął na środku spowitego mrokiem korytarza, starając się przyzwyczaić wzrok do półmroku. Ciemność zdawała się pochłaniać ogień pochodni, a przecież było ich osiem, wisiały na zimnej ścianie, w równych, sześciometrowych odstępach.
-Jestem pewien, że ukryłeś to w swojej komnacie, Rosier...- odezwał się półszeptem, by sobie dodać odwagi, lecz skutek okazał się odwrotny. Poczuł jeszcze większe wyobcowanie i nieprzyjemny chłód na ciele, nie związany z zimnem. Kto wie, co kryły komnaty Rosiera, człowiek nie miał ochoty tego sprawdzać, pragnął jedynie odzyskać skradzioną rzecz...
Zatrzymał się przed wysokimi drzwiami za którymi, jak mu się zdawało, znajdowała się komnata demona. Pamiętał, że widział raz, jak anakim zniknął w jej głębi... Otworzył drzwi i powitał go lekko kwiatowy zapach Rosiera. Zawiesiwszy na uchwycie przytwierdzonym do ściany pochodnię, rozejrzał się dookoła, nie wiedząc za bardzo na czym zatrzymać wzrok. Nie mógł bowiem znaleźć nic interesującego w niewielkiej sypialni, w której jedynym meblem rzucającym się w oczy było olbrzymie łóżko i żelazna, czarna szafa. Na szarych, odrapanych ścianach widniały brzydkie, prostokątne ślady, prawdopodobnie niegdyś musiały tu wisieć obrazy. Czyżby Rosier się ich pozbył? Hasmed pomyślał, że to bardzo możliwe...
Usiadł na miękkim łóżku, zatrzymując wzrok na szafie, którą miał na wprost siebie. Dlaczego Rosier miałby ukryć torbę akurat w tej komnacie? A czemuż by nie? Hasmed wątpił, iż demon wziął kiedykolwiek pod uwagę, że chłopiec może przeszukać jego sypialnię. Narodziny demona wszystko poprzekreślały. Coś mu podpowiadało, że młodo narodzony demon narobi wiele bałaganu. Oby tylko nie obróciło się to na niekorzyść Hasmeda.
-Nie pomyślałeś o jakiejś szczególnej skrytce, prawda? Wiem, że nie...- Zeskoczył z łóżka, szybkim, nieco niecierpliwym ruchem rozwierając szafę. Jeszcze raz owiał go przyjemny zapach Rosiera. W środku wisiały równo ułożone jedwabne szaty demona. A pod nimi cały tuzin butów.- O! Tego sobie nie odmówisz. Więc jednak jesteś trochę próżny...- Uśmiechnął się, lecz po chwili zawahał ...- Nie. Dobry wygląd pomaga ci przyciągać do siebie ludzi... To część twojej pracy, nieprawdaż?- Przełknął ślinę, kucając. Zauważył niewielką, metalowa szkatułkę. Była dość ciężka, więc ujął ją w obie dłonie. W środku znajdowały się perfumy i puste, kolorowe buteleczki. Przesunął je palcami, zatrzymują wzrok na małym, stłuczonym lusterku i... grzebyku, podobnym to tego, jaki widział we włosach Ity. Gdy jednak wziął go pod światło, zauważył, że jest inny... Bardziej ozdobny.
Spojrzenie spłynęło na końce ząbków grzebienia. Zauważył widniejące na nich wyraźne, ciemnoczerwone ślady czegoś, co jak mu się zdało, mogło być krwią. Odruchowo wypuścił grzebień z dłoni.
-Zbierasz pamiątki...?- Chwycił przedmiot przez rękaw, po czym wrzucając z powrotem do szkatułki, zatrzasnął jej wieko i odłożył na swoje miejsce. - Jesteś sentymentalny...?- Zamknął szafę, marszcząc czoło.
Starał się wczuć w Rosiera, lecz nie pomogło mu to w odnalezieniu torby.
-Gdzie ją masz, powiedz mi...- Szarpnął za szufladę, pozostając z gałką w dłoni. Zamarł, wstrzymując oddech. Jednak po chwili, wyrzucił uchwyt za siebie. Nie ma co ukrywać przed rudzielcem swojego włamania. Jeśli uda mu się odnaleźć torbę, Rosier i tak będzie o wszystkim wiedział.- Do licha!! Przeklęty, podstępny demon!!- Wskoczył na łóżko, przewracając poduszki. Zdawało się nie być miejsca, do którego by nie zajrzał. Po torbie nie było śladu...
Zaciskając pięści, zaczął cofać się powoli do tyłu, w kierunku drzwi. Przejeżdżał wzrokiem po wszystkich zakątkach komnaty, mając nadzieje odkryć coś jeszcze, co może umknęło jego uwadze. I wtedy właśnie, jego plecy napotkały opór. Zatrzymał się, rozciągnąwszy w zdumieniu oczy. Mógłby przysiąc, że komnata jeszcze się nie kończyła, wiec... jeśli to nie ściana...
Nim zdążył pomyśleć o odwróceniu się, czyjaś silna, twarda dłoń zacisnęła mu usta jakby myśląc, że Hasmed zacznie naraz krzyczeć. Chłopiec nie miał takiego zamiaru, jedynie serce załomotało o żebra jak gdyby gotowało się do wyskoku!



***



Rosier wyszedł z kościoła z niesmakiem na ustach. Czuł, że zapach tego miejsca wsiąkł mu w ubranie. Świątynia znajdowała się jakieś dwadzieścia minut drogi od zamku, gdyby Rosier wybrał się do niej powozem. Demon miał przeczucie, że młody anakim nie doszedł do miasta. Nie wyczuwał jednak jego obecności, co było dla Rosiera prawdziwym zaskoczeniem, wciąż nie potrafił się nadziwić temu zjawiskowi. Czy naprawdę wszystko dlatego, że nie wchłonął ludzkiego życia? Czy tłumaczyło to również jego niesamowitą siłę? Zdumiewające... Zapragnął go jak najszybciej odzyskać!
Usłyszał za sobą odgłos łamania gałęzi. Nie odniósł wrażenia, by poza nim samym, był ktoś jeszcze, więc gałąź mogła złamać się pod wpływem wiatru. Wcześniej zignorowałby po prostu ten dźwięk, jednak teraz sprawa przedstawiała się inaczej. Jaką mógł mieć pewność, że to nie ,,on"? Włożył do kieszeni ręce, okręcając się na pięcie. Wbił twarde spojrzenie w punkt, z którego doszedł go tamten dźwięk.
-Bawisz się w ciuciu-babkę?
Odpowiedziała mu cisza.


***


Hasmed zakleszczył dłonie wokół nadgarstka trzymanej go osoby. Zdało mu się jakby miał do czynienia z posągiem. Postać była twarda i nieludzko nieruchoma. Być może z nerwów Hasmed nie mógł usłyszeć czy oddycha. Pod palcami wyczuwał, że dłoń miażdżąca mu usta, okryta była rękawicą. Przez głowę przeleciało mu naraz mnóstwo myśli... Uspokajał się tym, iż napastnik nie mógł być nowonarodzonym demonem. Chyba, że postanowił się dobrze przyodziać, lecz, jakoś gryzło się to z jego wizerunkiem. Nacisk dłoni stopniowo zaczynał się zmniejszać, wprost proporcjonalnie do spowalniającego bicia serca Hasmeda. Wyglądało na to, że warunkiem by uwolnić się z tego imadła, było uspokojenie się. Człowiek stał nieruchomo, cierpliwie czekając, aż łaskawe ręce puszczą go wreszcie, co uczyniły w końcu, chowając się do tyłu. Hasmed przytknął do ust pięść, robiąc trzy duże kroki na przód i dopiero z tamtej odległości nabrał nieco odwagi aby odwrócić się do napastnika twarzą. I nawet przez myśl mu nie przeszło, że mógłby zobaczyć właśnie ,,jego". Stał wyprostowany, bez cienia emocji jakby naprawdę był posągiem, nie mającym życia.
Chłopak rozciągnął w osłupieniu oczy.
-Więc nie dałeś się jeszcze zabić...
-Tutiel!
Przez chwilę wstrzymywał powietrze, nie mogąc uwolnić się z szoku. Ile to czasu upłynęło, kiedy widział go po raz ostatni? Już całkiem zapomniał jak czuł się pod wpływem tych złotych oczu, przeszywających go na wskroś. Odzwyczajony, by ktoś tak na niego patrzył, stał nieruchomo, jak zaczarowany, nie reagując żadnym słowem, czy też ruchem. Gdy srebrnowłosy demon podszedł do niego, zakleszczając dłonie na szczupłych ramionach chłopca, ten odchylił się nieco do tyłu, czując nagłą presję. Twarz Tutiela znajdowała się naprawdę blisko twarzy Hasmeda, lecz chłopak nie umiał rozsądnie zareagować.
-Tutiel...- powtórzył. Zamrugał oczami, pragnąc się tym upewnić, że to nie zjawa, która rozpłynie się zaraz w powietrzu.
Anakim nasilił uścisk, nie zdając sobie zapewne sprawy z tego, że mógł tym sprawić Hasmedowi ból. Człowiek był jednak zbyt oszołomiony, by odczuć teraz jakąś fizyczną niedogodność... Kiedy zauważył, że rysy jego twarzy nieznacznie się wyostrzyły, nadając oczom demona poważnego, mrocznego wyrazu, oprzytomniał, próbując się jakoś wykręcić z tych silnie trzymających go dłoni. Mężczyzna wyprostował się nieoczekiwanie, uwalniając go z bolesnego uścisku. Hasmed rozmasował ramię, wypuszczając przez usta powietrze.
Co on tu robił!- Było to tak nieprawdopodobne, że aż nie umiał sobie tego wyobrazić! Nogi zaczęły się mu uginać pod niewidzialnym ciężarem. Usiadł na łożu, przypatrując się mężczyźnie z milczeniem.
-Jak się tu dostałeś...? Czego chcesz!- zawołał tak jakby chciał się tymi słowami od niego odgrodzić.
Tutiel przesunął oczy na coś za nim, by po chwili znów skupić uwagę na chłopcu.
-Nie wiem...
-Czego nie wiesz?!- krzyknął, zacisnąwszy w dłoni koniec pościeli. Trudno mu było poradzić sobie z emocjami. Bał się, że zacznie panikować.
Spokojnie Hasmedzie, zacznij trzeźwo myśleć!
Po pierwsze, nasuwało się pytanie, skąd Tutiel wziął się w zamku Rosiera! Czyżby znał to miejsce? Czyżby jakimś cudem wiedział, że może tu przebywać Hasmed?
-Masz jakieś...kłopoty?- zapytał mężczyzna z nutą sarkazmu.
Hasmed zmiażdżył usta w prostą linię. Co miało oznaczać to pytanie? Czyżby przyszedł tu tylko po to, aby się o tym przekonać?! Zanim chłopak opuścił bezpieczny dwór Hananela, Tutiel ostrzegał go, aby nie przyjmował zaproszenia demona.
-Nie mam!- Zwęził oczy.- Ale zaraz ty je sobie narobisz, jeśli prędko nie wyniesiesz się stąd!
-Co masz na myśli?- wszedł mu prawie w słowo. - Mogłoby mi coś zagrażać ze strony... Rosiera?
Hasmed wciągnął powietrze, po czym wypuścił je zaraz z głośnym świstem. Poderwawszy się na równe nogi, uczynił w stronę Tutiela dwa kroki, zaciskając dłonie w pięści.
-Powiem ci coś, panie Tutiel... Nie mieszaj się w moje sprawy! Masz doskonałą świadomość tego, jakimi kieruję się intencjami, więc nie bądź na tyle bezczelny, aby specjalnie się mi podkładać!
Zmierzył go prawie smutnym wzrokiem, lecz po chwili rysy jego twarzy porzuciły jakikolwiek wyraz.
-Ja tylko przyjmuję wyzwanie- wyjaśnił drętwo.- Byłoby czymś nienaturalnym, gdybym stał grzecznie z boku, czekając aż łaskawie zechcesz się mną zająć.
Człowiek chwycił go za poły płaszcza, lecz zdał sobie zaraz sprawę, że to jednak nie najlepszy pomysł. Takie nagłe zbliżenia, powodowały w nim chęć na rzeczy, których starał się za wszelką cenę uniknąć. Odwrócił się więc do anakim tyłem, odchodząc na pewną odległość.
-Twoja obecność przy mnie doprowadza mnie do czystej furii!
Dlaczego ilekroć go widział, robiło się mu tak słabo? Dlaczego Tutiel działał na niego w ten sposób? Co się stało z tą nienawiścią, którą w sobie tak pielęgnował przez te wszystkie lata? Czy nie mogłaby okazać się jednak silniejsza?
Tutiel rozchylił nieznacznie połę płaszcza, z pod którego wyłonił się miecz. Odruchowo skupił na nim wzrok. Jakaś część jego umysłu podsunęła mu obraz, w którym to zanurza ostrze miecza w ciele chłopaka. Z ust zielonookiego uwalnia się stłumiony jęk, po czym upada martwo na podłogę, zabarwiając ją swoją czerwoną, ciepłą krwią. Demon przełknął ślinę, mocno zacisnąwszy oczy, czuł ciepłą strugę potu na swojej skroni. Kiedy ocknął się z letargu, napotkał uważne spojrzenie, Hasmeda.
-Jesteś... taki sam, jak wszyscy anakim. Tobie też się wydaje, że możesz mnie mieć! Tego małego, żałosnego człowieczka, który aż się prosi, aby go zerżnąć i zabić! Przyszedłeś tu, bo nie możesz przestać o tym myśleć. - Uśmiechnął się, mrużąc oczy.- Jacy jesteście biedni... Prawie wam współczuję. Czyż to nie uciążliwe, nie mogąc się nigdy do końca nasycić?
Na białym czole Tutiela powstała pionowa zmarszczka. Uciekł spojrzeniem w bok z wyrazem zachmurzenia na twarzy.
-Nie umiem ci na to odpowiedzieć, Zorga...
-O nic cię nie pytam! I nie waż się już nigdy więcej wymawiać mojego prawdziwego imienia! Zorga nie żyje, słyszysz?!- Demon poderwał na niego wzrok.-Umarł parę dobrych lat temu, w tym samym czasie, co jego brat, Ilijo! Więc nie wywołuj duchów!
Zapadła cisza, która zdawała się trwać całą wieczność. Anakim odwrócił się w stronę drzwi, lecz zatrzymał się w progu, ponownie zerkając na Hasmeda. Kamienna twarz mężczyzny zdawała się nie mieć w sobie żadnej cechy ludzkiej... Tak biała i nieruchoma jakby była maską, nałożoną na prawdziwą twarz, ukrytą gdzieś pod nią. Był krwiożerczym anakim, nikogo nie byłby w stanie przekonać, że jest inaczej. I aż dziw, że wydostał się z ludzkiego ciała.
-Zobaczymy, co z tego wyniknie...- powiedział niskim głosem.- Nie odejdę teraz.... Niezależnie co postąpisz, nie odejdę...
Słowa demona spowodowały, że zawrzała w nim złość:
-Tak?!
-Poza tym...- przerwał mu gwałtownie- myślę, że nie jest to odpowiednie dla ciebie miejsce. Pachnie tu krwią.- Jego oczy stały się naraz ciężkie i tak melancholijne, że młodzieńca aż pod ich wpływem zmroziło.
Człowiek, dawno nie czuł się naprawdę bezpiecznym. Kiedy Tutiel stał do niego bokiem, zwrócony bardziej ku wyjściu, Hasmedowi wydawało się, jakby ktoś usiłował mu odebrać światło, dzięki któremu miałby szansę się ogrzać.
-To dla mnie bardziej niż odpowiednie miejsce!- odparował, czując, że czyni coś wbrew sobie.- A teraz zostaw mnie wreszcie samego, zabierasz mi czas, a usiłuję coś znaleźć!
Anakim zawahał się, po czym obrócił się całym sobą z powrotem do młodzieńca.
-Na co jeszcze czekasz?!- Obawiał się, że jeśli ten nie wyniesie się z komnaty w przeciągu kilku chwil, to Hasmed nie pozwoli mu odejść! Zdawało mu się, że prawdopodobieństwo iż to uczyni, na przekór własnemu rozsądkowi, jest bardzo wielkie. A to oznaczałoby wewnętrzną porażkę.
Demon zignorował ton, w jakim ten się do niego zwrócił i ruszywszy w stronę łoża, nieco je podniósł, drugą ręką rozsuwając kamień, znajdujący się tuż pod nogą łóżka. Hasmed zbliżył się do Tutiela z na wpół rozchylonymi ustami, nie mogąc uwierzyć w to, czemu właśnie był świadkiem.
-C-co...? Skąd wiedziałeś...?
Mężczyzna wręczył mu do ręki torbę, którą wydobył z wnęki pod kamieniem. Normalny człowiek nie byłby w stanie unieść tak ciężkiego mebla, jakim było starodawne, królewskie łóżko. I Hasmed poczuł się mimowolnie dość krucho w jego obecności.
-Anakim mają niezwykle wyostrzone zmysły węchu. Nie raz czułem od ciebie zapach ziół...
-...Jak pies...- Zacisnął zęby, układając usta w pogardliwym uśmiechu.
Demon przypatrywał mu się milcząco.
-Jak... pies.- przytaknął.
Chłopak przygarnął do siebie torbę jakby nie mogąc uwierzyć, że trzymał ją w ręku. Szybko rozwiązał rzemienie, przeszukując jej zawartość. Nic nie zniknęło, ale musiał się jeszcze nie raz upewnić. Kiedy ponownie podniósł oczy, Tutiel wychodził z komnaty, zostawiając po sobie jedynie zapach.



***



Kiedy podniósł się wrzask, Rosier natychmiast pognał w jego kierunku. Zwolnił jednak niemal natychmiast, nie chcąc przykuwać sobą uwagi. Jednakże mężczyźni w mniszych kapturach, skupieni byli wyłącznie na martwo leżącym człowieku. Demon stanął bezszelestnie za ich plecami, przyglądając się zwłokom z umiarkowanym zainteresowaniem. Zauważył w blasku pochodni, że w miejscu, gdzie powinno tkwić ludzkie serce, ziajała pusta dziura. Czyżby sprawcą tego czynu był jego mały podopieczny? Nie potrafił zaskoczyć jego toku myślenia. Co mu przyszło do głowy, aby robić tu takie rzeczy... A może był już gotów, na podobne zabawy?
Obejrzał się za siebie, ponieważ odniósł wrażenie, że jest obserwowanym. Bardzo go to rozdrażniło, nie umiał ścierpieć, że ktoś mógłby mieć nad nim jakiekolwiek panowanie.
-To był okropny potwór, jakiego w życiu nie widziałem!! Wyciągnąłem w jego stronę krzyż i wtedy po prostu uciekł!- zawołał, rozdygotanym głosem młody ministrant.
-Przepraszam, że się wtrącam...- zakaszlał z zakłopotaniem Rosier.
Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Najstarszy z mężczyzn przytknął mu do twarzy pochodnię- omal nie podpalając mu włosów- po czym rozległ się stłumiony okrzyk. Zwrócono ku niemu krzyże jakby miało im to w czymś pomóc. Rosier podniósł w geście obronnym dłonie, roześmiawszy się tak niewinnie, jak tylko potrafił to uczynić.
-Rozbrajające, ale nie boję się tych waszych błyskotek. Jednak noście je, noście... Pobudza apetyt.
-Odejdź szatanie, w imię Boga!
-Nie jestem szatanem, dobry człowieku. - Skupił na nim rozweselone oczy.- I już szybko tłumaczę, że nie odpowiadam za śmierć tego nieszczęsnego mnicha, prawda chłopcze?- zwrócił się do młodego ministranta, który z wrażenia podskoczył, upuszczając pochodnię. Kiedy ją niezdarnie podniósł, energicznie pokiwał głową.
-To nie on... to nie ten pan.
-To nie ja.- Opuścił ręce, wkładając je do kieszeni, po czym ponownie zwrócił się do młodzieńca:- Czy umiałbyś go sobie jeszcze raz przypomnieć? Tego potwora, którego ponoć widziałeś?
W oczach chłopca zaszkliły się łzy strachu:
-Strasznie cuchnął i był naprawdę, naprawdę odrażający!...On...- Rozpoczął swoją opowieść na nowo, w ogóle nie przejmując się tym, że zwracał się do samego demona. Widocznie nic nie mogło się równać ze spotkaniem tamtej ,,koszmary" . Demon gwałtownie wdarł się do umysłu człowieka.
Ministrant nie kłamał. Postać, którą widział w tym ułamku sekundy, nie była młodym podopiecznym Rosiera. Jednak wizerunek potwora, znacznie odbiegał od wizerunku przeciętnego demona. Panowała noc, więc ludzkie oczy nie umiały dostrzec dokładnego zarysu ,,bestii". Lecz Rosiera przykuły pewne cechy w tym obrazie...
-Rozumiem... Dziękuję ci wróbelku, bardzo mi pomogłeś...- Wyciągnął do niego rękę, chcąc go pogłaskać, lecz nim dosiągł chłopca, czyjaś inna ręka odtrąciła dłoń demona. W bladych oczach mężczyzny czaiła się wzgarda i odraza.
-Jeśli to już wszystko, wynoś się- powiedział ostro.
Rosier rozchylił wargi jakby miał coś jeszcze do dodania, lecz w końcu tylko je zamknął. Wycofał się pięć kroków, następnie pokłonił i odszedł. Nigdy nie przyszło mu do głowy, aby zaatakować kogoś z świątyni. Budynek znajdował się zbyt blisko zamku. Gdyby urządził na tym terenie jatkę, mogliby się zacząć tu kręcić żołnierze, a to należało do ostatnich rzeczy jakich potrzebował...
Kręcił się w kółko placu, znajdującego się w pobliżu świątyni, z dłońmi splecionymi za plecami. Zastanawiał się nad ową ,,bestią" i tylko jedno przychodziło mu na myśl... Ita. Dlaczego wycofała się przed krzyżem? Czyżby dostrzegłam w nim swoje odbicie i wystraszyła się? Zdawało się być to całkiem prawdopodobne i przyjął tę wersję.
-Mam nadzieję, że będzie się trzymać z dala od mojego zamku...- wyszeptał, opadając na kamienny bróg. Podciągnął pod brodę kolana, biorąc w dłonie kamyki, które zaczął od niechcenia podrzucać.
Czuł, że nie jest sam. I to nie tak, że odbierał zmysłami czyjąś obecność... Trudno było mu zdefiniować skąd brało się to wrażenie, lecz prawy policzek Rosiera, wyraźnie przypalał czyjś ciekawski wzrok. Młody demon uśmiechnął się na całą szerokość swoich ust. Gdyby była to Ita, już dawno dałaby o sobie znać. Działałaby zapewne pod wpływem emocji, nie zastanawiając się nad możliwościami ataku. Gdzie znajdowała się, w tej chwili? Płomiennowłosy nie odczuwał niepokoju związanego z jej osobą, był jedynie zaciekawiony jej losem.
-Ja się przedstawiłem, ale ty nadal wolisz pozostać tajemniczy- powiedział na głos.
Przez długą chwilę panowała cisza. Rosier odwrócił głowę w stronę, gdzie- jak mu się wydawało- ujrzy młodego anakim, następnie cisnął w tamtym kierunku kamieniem. Nie usłyszał stukotu, co nieco go zdziwiło. Zaraz potem, wyłoniła się z mroku czarna postać. Rosier uniósł z zainteresowaniem brwi. Nie zareagował natychmiastowym poderwaniem się na równe nogi, zamiast tego leniwie je rozciągnął, pozwalając by demon do niego podszedł.
-Co to za wdzianko?- Przechylił głowę, otaksowując go wzrokiem.
Anakim zatrzymał się przed rudzielcem jakieś trzy metry, zaciskając w dłoni kamień, którym został ciśnięty. Miał na sobie mniszą togę, przesłaniającą całą jego postać. Wiatr poruszał ciężką tkaniną, odsłaniając fragment twarzy demona, jego ciemne, ale wyraziste dla Rosiera, oczy. Wyglądał w niej jakby był nierozłącznym elementem nocy... Twarz młodego anakim nadal zachwycała swoją wyjątkowością i mrocznością. Rosier mógł z ulgą odetchnąć, demon nie wyssał jeszcze z nikogo życia.
Wypuścił z dłoni kamień, pozostawiając po nim krwawy ślad. Karminowy oczy zatrzymały się na ranie z wyrazem pewnej satysfakcji. Wyglądało na to, że zmysły Rosiera bardzo dobrze mu podpowiedziały, gdzie powinien rzucać.
-Moje małe biedactwo...- Podniósł się z ociąganiem, po czym wykonał w jego stronę pół kroku.- Wziąłem za duży rozmach. Bardzo cię boli?- Wyciągnął dłoń i nowonarodzony demon- nie bez pewnego wahania- przybliżył się. Płomiennowłosy ujął skaleczoną dłoń, przystawiając ją sobie do warg. Starał się nie spuszczać z anakim wzroku, lecz on, zdawał się być nagle podejrzliwie ufny, co nieco zbijało z tropu.
Demon w mnisiej todze ze spokojem obserwował, jak starszy anakim zajmował się jego raną, zlizując z niej krew. Ból stopniowo zanikał, by pokrótce całkiem przepaść. Po ranie nie było najmniejszego śladu. Płomiennowłosy podniósł głowę, uśmiechnąwszy się serdecznie:
-Jesteś naprawdę uroczy.- Uwolnił jego dłoń ze swojego uścisku, odsunąwszy się pół kroku tak, aby dokładnie mu się przyjrzeć.- No, no, muszę powiedzieć, że moje małe kurcze urosło w ciągu tych kilku godzin. Boleję tylko...- posmutniał jakby - że zrobiłeś się wyższy ode mnie, to trochę nie w porządku, bo jestem od ciebie starszy...
Anakim nieprzerwanie się w niego wpatrywał i Rosier roześmiał się na to.
-Wolałbym żebyś się w końcu do mnie odezwał. Czuję się dość niepewnie, nie mogąc odgadnąć twoich myśli, nie okazujesz żadnych emocji...- Przybliżył się, szybkim ruchem ręki ściągnąwszy mu z głowy kaptur. Długie, sięgające do łopatek włosy, porwał wiatr i kosmyki zasłoniły mu oczy. Rosier odgarnął jego czarne pukle, mieniące się w świetle księżyca granatowym blaskiem.- Zabieram cię teraz ze sobą, drogi, wspaniały demonie.
Młody mężczyzna odciągnął od swojej twarzy szczupłe dłonie Rosiera, pospiesznie odwracając głowę, wyglądało na to, że coś nagle przykuło jego uwagę. Zaskoczony rudzielec, również podążył za jego spojrzeniem, lecz jego oczy natrafiły na pustkę... Musiało coś jednak w tej pustce być, bowiem czarnowłosy uparcie wczepił w nią wzrok.
Jeśli wyczuwał negatywne emocje Ity, mogli być w niebezpieczeństwie... Rosier uśmiechnął się do siebie, nie mogąc się oprzeć przyjemnym dreszczykom, jakie rozeszły się po jego ciele. Lekkomyślnie byłoby stać tak i czekać na tą szaloną kobietę. I choć Rosiera ciekawiło jak potoczyłoby się to spotkanie, w porę się opamiętał i powiedział:
-No, za dużo wrażeń jak na pierwszy raz. Wracamy do zamku, tylko bez oporów, dobrze?- Ujął go pod ramię, przyciągając jego spojrzenie.- Czeka na nas śliczny chłopiec imieniem Hasmed.- Poprowadził go w stronę powozu i demon dał mu się pokierować.- Już go widziałeś. Jest bardzo kruchy więc trzeba z nim delikatnie... Byłbym naprawdę rozzłoszczony, gdyby coś mu się stało, jest mi najdroższy.
Umilkł zerknąwszy na demona z pod oka, ale jego twarz pozostała w bezruchu.


***



Minęła przynajmniej godzina od odzyskania torby. Hasmed spacerował z nią przewieszoną przez ramię i co chwila zaciskał wokół paska dłoń jakby się obawiając, że ktoś wyrwie mu torbę siłą. Lęk ten był całkiem irracjonalny, przecież oprócz niego, nikogo innego nie było w zamku, a tak mu się przynajmniej wydawało. Popchnięty głodem, ruszył w stronę salonu, przypominając sobie, że nie było już nikogo, kto mógłby posprzątać ze stołu. W półmiskach musiały znajdować się nietknięte owoce, chleb też nie został prawie w ogóle ruszony... Uśmiechnął się, lecz uśmiech ten, nie potrwał długo. Przed oczami stanęła mu pogodna twarz Magany. W jej oczach można było znaleźć tyle ciepła i tęsknoty za dziećmi... Gdyby wiedział, że tak szybko umrze... Zatrzymał się przed drzwiami, gwałtownie potrząsnąwszy głową. Nie, nic by nie zrobił! Nie było sensu roztrząsać tego w tej chwili. Nie było czasu, aby poświęcać temu swoje myśli... Wkroczył bezszelestnie do środka, z przyjemnością biorąc na siebie ciepły powiew wydostający się z kominka. Gdy jednak jego oczy przesunęły się w stronę stołu, jęknął.
Tutiel stał oparty o krzesło, spokojnie popijając wino. Nie popatrzył na chłopca, jego oczy zdawały się pochłonięte jakimiś myślami, lecz zmysły demona musiały wyczuć obecność człowieka. Hasmed zatrzasnął za sobą drzwi, zmuszając, by ten, zwrócił ku niemu swoje wąskie, żółte oczy.
-Nie do wiary...- zawołał gardłowym głosem.- Aż przerasta moje możliwości pojmowania!- I choć drżał ze wściekłości, w sercu zaczęła narastać pewna obawa.- Nie dałem dość wyraźnie do zrozumienia, abyś się stąd wyniósł?!
Wziął niewielki łyk trunku, odrywając spojrzenie od chłopca jakby nie był czymś godnym zainteresowania. Rosier również popatrzył tak kiedyś na Hasmeda, choć teraz wspomnienie to wydawało się strasznie odległe i aż trudne do uwierzenia.
-Dlaczego mnie dręczysz?!- Podbiegł, zatrzymując się przed nim około półtora metra, lecz nawet to nie spowodowało, że Tutiel na niego spojrzał.- Zapłacisz mi za to!
-To bardzo prawdopodobne...- odparł obojętnie i zamilkł na następne kilka minut.
Hasmed odwrócił się od niego, gwałtownie rozsuwając krzesło, na którym usiadł. Nalał do naczynia soku, rozpryskując go na boki. Torba przyjemnie ciążyła mu na kolanach, to, że ją miał było wyłącznie zasługą Tutiela, jednak nie odczuwał potrzeby, aby mu za to podziękować.
-Nie rozumiem cię, Tutiel... - O dziwo, zdał sobie nagle sprawę, że z trudem wymawia jego imię. Głos załamał mu się na ostatniej sylabie i demon odwrócił na ten dźwięk głowę.- Wygląda na to, że naprawdę mnie nie doceniasz. Jak coś mnie wytrąca z równowagi, jestem zdolny wyrządzić wiele złego...- Zastanowił się nad swoimi słowami, sięgając po kromkę chleba, była już trochę sucha.- Tak naprawdę nie wiem, co może dla ciebie oznaczać słowo ,,zły". Dla ciebie i dla innych anakim...- dodał półgłosem, bardziej do siebie.- A może powinienem wziąć przykład z biblijnych bohaterów i skoro jesteś diabłem, potraktować cię dobrem?
Tutiel oparł dłonie o blat stołu, nachyliwszy się nad młodzieńcem tak, że kosmyk jego białych włosów otarł się o Hasmeda policzek. Człowiek zerknął na demona z ukosa z lekkim napięciem.
-Jeśli uważasz, że ,,dobro" w ludzkim tego słowa mniemaniu, może być dla mnie czymś... toksycznym, to mnie ,,nim" ukarz.
Hasmed przełknął duży kawałek chleba, omal się nim nie krztusząc.
-Sprytny jesteś...- parsknął, starając się zapanować nad szybko bijącym sercem.
-Ja tylko odpowiadam twoimi słowami. Naprawdę wydaje ci się, że tak zwane dobro, mogłoby podziałać na mnie jak woda święcona na diabła?
-Ty jesteś diabłem.- Odwrócił gwałtownie głowę, przygwoździwszy go ostrym spojrzeniem i naprawdę wydawało mu się, że patrzy na jego obliczę.- Wiem doskonale czym są anakim! Nie zamydlisz mi oczu.
Trwała kilku sekundowa cisza. Tutiel wypuścił powietrze, z powrotem prostując się.
-Naprawdę to wiesz? Widzę, że ten, co cię tu przetrzymuje wiele naopowiadał. Nie rozumiem tylko, co nim pokierowało.
Hasmed zaśmiał się pod nosem, odchylając na krześle:
-Zapytasz się go, jak wróci. Bądź miły... Jeśli będę zmuszony stanąć po którejś z waszych stron... wybieram jego.
Tutiel przytknął do warg naczynie z winem.
-...Ach tak...













Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 13 2011 19:23:32
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Iria (Brak e-maila) 19:03 16-05-2010
uwaga od autorki ^_^": Opowiadanie jeszcze nie zakończone!!! I jeszcze jedno, do tych, co juz się zapoznali z ,,Pocałunkiem Śmierci", ostatnie rozdziały zostały nieco zmienione... smiley
naru (Brak e-maila) 21:33 17-05-2010
bardzo mi sie podoba to opo wiec czekam na ostatnie rozdzialy smiley
Avaron (Brak e-maila) 11:47 20-05-2010
Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i czekam na ciąg dalszy choć trochę trąci podobieństwem do pewnych książek. Masz może gdzieś zamieszczone te op. na blogu? Chętnie przeczytam więcej Twoich opowiadań, bo podoba mi się Twój styl pisania
narumon (narumon@wp.pl) 11:11 22-05-2010
Przeczytałam całość, właściwie jednym ciągiem. Na ogół nie przepadam za takimi klimatami, chyba że fabuła jest naprawdę dobra. I była smiley
Lubię Twój sposób kreowania bohaterów, tak, że na raz się ich i lubi, i nienawidzi. Do tego wzbudzasz we mnie tak przeciwstawne emocje, że czasami musiałam odejść od komputera, bo aż się we mnie gotowało...
Żeby nie słodzić za bardzo, masz ogromny problem z odmianą przez przypadki. Czasami aż zgrzytałam zębami. Zabrania się czegoś, a nie coś, itp.
I nie ma czegoś takiego jak "w każdym bądź razie" jest "w każdym razie" lub "bądź co bądź".
Mam nadzieję, że niedługo doczekamy się aktualizacji smiley
Mika (Brak e-maila) 13:05 26-05-2010
Ja chce więcej. I mam kilka próśb 1. zabij Rosiela . 2. NIE zabijaj Zorgi i Tutiela. 3. Niech pewien ktoś powstrzyma Zorgę zanim ten sam zabije .
No dobra po tak cudownej liście życzeń teraz na poważnie. Opowiadanie jest super chociaż zdawało by się że motyw zemsty jest już dawno oklepany to jednak nadal można stworzyć coś fajnego . Mam nadzieje że wkrótce pojawi się ciąg dalszy !
Mika (Brak e-maila) 13:09 26-05-2010
W życzeniu numer trzy chciałam powiedzieć żeby powstrzymano Zorgę nim ten sam się zabije ale niechcący zjadłam słowo "się" smiley
Iria (Brak e-maila) 20:06 26-05-2010
Szczerze mówiąc już się spotkałam z podobnymi postawami na blodu xD Część chciała śmierci Rosiera, druga połowa śmierci Tutiela >_<" Jesteście bardziej krwiożercze od anakim. Brrrrr

Dziękuję za komentarze, aż chce się pisać!

Rozdziałów będzie (chyba) 21. Dodaję słowo ,,chyba", ponieważ na starym blogu było tych rozdziałów aż 33! Nic nie skróciłam, po prostu je łączę, aby nie były tak krótkie smiley
To tak ,,propo słonia".
Mika (Brak e-maila) 19:56 28-05-2010
Ja wcale nie jestem krwiożercza (jeszcze nikogo nie pogryzłam chociaż ........smiley nie chyba jednak nie) Co ciekawe nie przepadam za wężami, nie lubię też blondynów. Za to mam słabość do "duszków"smiley, i tajemniczości,dlatego polubiłam Tutiela a co do nagłej śmierci rosiela mogę zrozumieć wysysanie życia, i "polowanie" (chociaż to okrutne) na niczego nie podejrzewające ofiary . Ale zabijanie dla przyjemności, i delektowanie się przerażeniem ofiary no cóż Ja Rozumiem Że To DEMON ALE.............. są pewne granice nawet u demonów (tym bardziej że i one się go boją)
Tuli-Pan (Brak e-maila) 20:08 29-05-2010
To z tymi granicami u demonów zabrzmiało dziecinnie xP Demon to demon. Nigdy nie kojarzył się mi z niczym przyjemnym. Ale prawdą jest, że można się natknąć w necie (blogi z opowiadaniami) z demonami romantycznymi, niemalże anielskimi, ale to już dla mnie nie demon smiley Tylko coś, co przywdziało tę nazwę.
An-Nah (Brak e-maila) 17:59 05-06-2010
Fascynujące, bardzo ciekawe i sprawnie napisane (Choć nie obyło się bez błędów stylistycznych, paru językowych niestety też. Myślę, że jeśli następne rozdziały będziesz dodawać pojedynczo, a nie hurtem, pofatyguję się z powypisywaniem...) opowiadanie. Wciągnęło i będę czekała na ciąg dalszy.

Tekst jest ciężki, mroczny - już sam fakt tego, jak bardzo demony/anakim zafascynowane są dziećmi budzi mocny niepokój. Początkowo nawet bałam się, że idziesz w shotę, ale nie, na szczęście nie, zahamowanie wzrostu głównego bohatera ma swój sens jako droga do zemsty, wszystkie te ociekające erotyzmem sceny z jego udziałem niepokoją, bo, goddmanit, muszą niepokoić. Demon to demon, nawet, jeśli twoje demony są tak naprawdę tylko półludzkimi mieszankami niewiadomego pochodzenia (do tego wątku jeszcze wrócę...) - stosunek ich do dzieci jest pięknie wyjaśniony. No i z jednej strony ta fascynacja objawia się poprzez zapędy niemalże pedofilskie, a na pewno - dzieciobójcze, z drugiej - przez adopcje sierot i próby stworzenia, bezskuteczne zapewne, normalnej rodziny. Dwa bieguny tej samej fascynacji, dwa bieguny tej samej luki w życiu anakim.

Świat przedstawiony ciekawy, choć mam kilka wątpliwości, ale o nich za moment. Najpierw chcę powiedzieć, że początkowo nie bardzo wiedziałam, kto jest prawdziwym demonem, a kto - anakim. Dopiero później zorientowałam się (Mam nadzieję, że to właściwa interpretacja?), że nikt z nich nie jest prawdziwym demonem, nie ważne, co myślą ludzie, z których pewnie nieliczni wdają są w dywagacje nad niuansami, zbyt na to przerażeni. No i właśnie, cała ta paranoja, strach, oszpecanie dzieci - tworzy klimat, choć żałuję, że bardziej skupiasz się na samych anakim, mało pokazując nam tej perspektywy zwykłych ludzi. Choćby jakieś wejście w psychikę dzieci Hanaela byłoby wskazane - robią za tło, a przecież dziecko wychowywane przez demona normalne nie będzie - wiedźma z początku tekstu dowodem. W sumie nie obraziła bym się, gdybyś rozwinęła Liję, dziewczyna ma wielki potencjał, a fajna i wielowymiarowa postać kobieca potrafi ożywić tekst smiley No ale jeszcze sporo przed nami, więc może to planujesz? Nie porzucaj ciekawych wątków smiley

Wracając do świata przedstawionego, zastanawiam się, czy to nasz świat, tylko w innym czasie, świat równoległy czy "jakiś inny świat fantasy"? Bo piszesz o Bilbii i krzyżach, a jeśli to "wymyślony świat fantasy", to, jakby na to nie patrzeć, nie za bardzo mają ta Biblia i krzyże rację bytu - chyba, że jakaś inna księga została nazwana Biblią, chyba, że krzyż ma jakieś inne znaczenie, niż u nas, że wziął się z innego źródła (na przykład ma symbolikę taką, jaką miewa krzyż w religiach niechrześcijańskich - oznacza cztery strony świata lub jest symbolem solarnym). I jeszcze jedno mnie zastanawia - brak, poza tymi krzyżami "prowokującymi" demony i wzmianką o Biblii, jakichkolwiek innych odwołań do religii - czy ludzie odrzucili religię? Dziwi mnie to nieco. Jakkolwiek by religia w tym świecie nie wyglądała, logiczne jest dla mnie (jako osoby religią zajmującej się de facto zawodowo) choćby powstanie sekt wieszczących koniec świata czy kapłanów-łowców demonów - albo innych form doktryny, kultu czy organizacji, będących odpowiedzią na przybycie istot z piekła rodem.
Nie wiem, jeśli masz na to pomysł, to bardzo fajnie, bo te kilka wzmianek o krzyżach i biblii budzi we mnie z jednej strony zainteresowanie ("Czemu tak, a nie inaczej?"smiley, z drugiej zaś niepokój ("Czy autorka wszystko przemyślała?"smiley

Podoba mi się główny bohater - widzę, jak szukając zemsty stacza się coraz bardziej, upodabnia do tych, których chce zniszczyć. W sumie nie zdziwiłabym się, gdyby przyjął na siebie rolę Krwawego Demona - i to na dobre. Z drogi, którą chłopak obrał, nie widzę odwrotu. Zemsta niszczy i nie pozostawia szans na zbawianie, a puki co ładnie to pokazujesz smiley
Tutiel zaś mnie rozczarował. Te jego wątpliwości co do Hasmeda/Zorgi - za ludzkie. Myślałam, że to potwór, tak jak inni, może poza Hanaelem (choć on akurat jest potworem który udaje nie-potwora nawet i przed samym sobą), a tu nagle - sentymenty. Wietrzę pairing. Ble. Nie pasuje mi to, zastrzegam na starcie, nie podoba mi się możliwość, że z Zorgi i Tutiela zrobisz parę. Nie widzę miłości między łowcą i zwierzyną, najwyżej toksyczny związek, zakończony śmiercią ich obu, ale w żadnym wypadku nic romantycznego. Rosier jest lepszy - on jest zły do szpiku kości i nie ukrywa tego. Z drugiej strony, może to przez imię, ale mocno, mocno przypomina mi Rociera/Rosiera/Rociela (jakkolwiek jego imię zapiszemy, bo widziałam wiele wersji) z "Angel Sanctuary).

Podsumowując - fajnie, choć nie bez moich wątpliwości, co do których mam nadzieję się mylić.
Rayk (Brak e-maila) 15:07 16-06-2010
Naprawdę niesamowite opowiadanie. Widać ze się nad nim naprawdę napracowałaś i muszę powiedzieć,że strasznie mi się podoba. Jedno z lepszych jakie czytałem. Buźka tak trzymaj smiley A co do życzeń nie zabijaj Rosiera. Mój mistrz xD
Rika (Brak e-maila) 13:30 22-06-2010
Opowiadanie jest genialne, steskniłam sie za takim. Rosier jest BOSKI!!!!!! Błagam, błagam nie zabijaj go smiley I mam nadzieje że dokończysz to opo.
Pozdrawiam i życze weny smiley
Iria (Brak e-maila) 23:57 23-06-2010
Dziękuję za komentarze. Opowiadanie jest już skończone, żadnych zmian nie uwzględniam smiley Co do ,,hurtowego" wysyłania rozdziałów.... Gdybym wysyłała je pojedynczo to byśmy chyba osiwieli, zanim dotarlibyśmy do końca, ponieważ, jak widać, trzeba na aktualizacje diabelnie długo czekać (!!) smileyDlatego wrzuciłam opo na inną stronę. Jeśli ktoś byłby zainteresowany to pisać na maila ^^
wampirzyca (Brak e-maila) 13:32 26-06-2010
BARDZO ALE TO BARDZO MI SIĘ PODOBAŁO I CZEKAM NA NASTĘPNE ROZDZIAŁY,MAM eta (betagrak71@wp.pl)
14:56 06-07-2010
Opowiadanie napisane po mistrzowsku. Wiesz wydawali mi sie, ze demonami sie nie interesuje. A tu niespodzianka! Jak zaczelam czytac, wiedzialam, ze wszystko bedzie malo wazne, tylko to opowiadanie. Spedzilam z nim calom noc i kawalek dniasmiley Warto bylo! Chyle czola, piszesz ciekawie, zastanawiam sie jak moze "pocalunek" sie skonczyc, i nic mam pustke;( Prosze o podanie linka gdzie jest dalsza czesc. Bardzo
Beta
Vixen (Brak e-maila) 14:22 17-07-2010
Uwielbiam cię. Gdzie można dokończyć opowiadanie? Bardzo proszę daj namiar na tę stronę
Mika (miki04@vp.pl) 19:09 25-07-2010
Cześć Ja też chętnie Poznam dalsze rozdziały więc jeśli byś mogła prześlij mi gdzie to można jeszcze znaleźć. Co prawda napisałam ci już o tym w mailu ale nie wiem czy doszedł i chyba zapomniałam się podpisać smiley
Iria (maruta_chan@wp.pl) 18:30 28-07-2010
Wysłałam każdemu kto o to poprosił, jeśli nie doszło proszę mi napisać 0_o
Ame (lily1307@o2.pl) 20:31 08-08-2010
Hej^^
Kiedyś czytałam twoje opowiadanie na jakimś blogu..... Ale jakoś mi zginęło. Kocham je po prostu, ale myślałam, że nie piszesz kontynuacji... i mnie dzisiaj uderzyło , żeby je wygooglować. Patrze a tu .....kolejny rozdział (*^*) Proszę prześlij mi na maila adres twojego bloga czy coś ^^ Dzięki. Jestem suuuuuper szczęśliwa (@.@)
Iria (Szehina) (maruta_chan@wp.pl) 00:04 09-08-2010
A ja mam prośbę *_* Szukam żony/męża... znaczy się... (za dużo romansów) szukam kogoś, kto będzie wyszukiwał i pomagał mi poprawiać błędy w moim nowym opowiadaniu, które aktualnie tworzę T_T Najlepiej niech to będzie osoba cierpliwa, łagodnego usposobienia xD inaczej się w sobie zamknę... na amen o_0 Proszę, niech ktoś wykorzysta swoją umiejętność poprawnego pisania i zechce mi pomóc. Co do kolejnych rozdziałów, zobaczycie je na tej stronie smiley Pozdrawiam!!
Rika (ala_bodzon@o2.pl) 20:06 20-09-2010
Miałam długą przerwę od tego opowiadania, a w zasadzie to od internetu ale to za nim się chyba najbardziej stęskniłam. Wysłałam ci kiedyś meila z prośbą ale chyba nie doszło jakbyś mogła mi kiedyś podesłać nazwę tego bloga, będe bAArdzo wdzięczna smiley
An-Nah (Brak e-maila) 16:23 06-10-2010
Tak, wiem, pisałaś, że cię komentarze do tego tekstu przerażają. Ale szczerze? Zakładam, że jeśli ktoś nie chce komentarzy, to po prostu nie publikuje. O i tyle smiley

A historia jest fascynująca i wciąga. Stworzyłaś świat i bohaterów z gigantycznym potencjałem. Chcę wiedzieć co dalej i, co tu mówić, chcę dowiedzieć się więcej o świecie. Co, skąd, jak, kiedy, czemu pojawili się anakim, kiedy, jakie są reakcje, co robią ludzie, co ma do tego Bóg/bóg i czy to jest nasz świat i chrześcijaństwo, czy coś odmiennego, zupełnie inna rzeczywistość? Co się wydarzyło, że ten świat wygląda na do końca przeżarty złem i podążający ku upadkowi?
Co do postaci, to masz jednak dar do tworzenia sukinsynów, tu to widać. Zwracam honor, u ciebie wszyscy są źli... mniej lub bardziej.

Scena gwałtu mnie odrzuciła, ale była na miejscu, miała sens. Nie odebrałam jej jako coś, co miało być atrakcją dla niewyżytych czytelniczek. Zachowanie Hasmeda/Zorgi po? Chyba ma chłopak rys psychopatyczny, skoro odbiera gwałt jako krzywdę wyłącznie fizyczną i tak prędko stwierdza, że może warto by zostać kochankiem Rosiera... a potem scena z włażeniem do łózka Tutielowi... I szczerze mówiąc, nie wiem,co tu jest grane, myślałam, że Zorga chce Tutiela uwieść... Chyba, że uwodzi go udając niedostępnego, bo w miłość do najbardziej znienawidzonego z demonów nie uwierzę za cholerę. Nie u kogoś z taką przeszłością i z taką emocjonalnością.

Intryguje mnie Beliar i Kazbiel - mam wrażenie, że obaj jeszcze będą mieli swoje pięć minut. Zwłaszcza Kazbiel, którego urodę i kolor oczu podkreślasz co chwilę. Nie wiem, mam mały pomysł co do tego, co Kazbiel może zrobić, ale...

Z usterek? Ilekroć trafiałam na sformułowanie "ognistowłosy" czy "fiołkowooki", miałam ochotę strzelić wydrukiem w szybę autobusu. Jeśli kiedykolwiek będziesz ten tekst poprawiać, zacznij od wywalenia -okich i -włosych, bo to niestety sformułowania na poziomie grafomanii, a ty grafomanką za cholerę nie jesteś i ten tekst do koszmor się nie zalicza. Reszta... więcej błędów niż w "Robaczywym Owocu", postęp widać smiley

Aaa, co do komentarzy które mi dałaś, to nie, nie polecam uczyć się pisania ode mnie. Pisanie jak ja kończy się tym, że ma się dwóch czytelników na krzyż - i czasem jakiegoś gratis. Nie polecam. Frustrujące jak cholera.
A poważnie, najlepiej jest chyba pisać po prostu takie rzeczy, jakie samemu chciałoby się przeczytać.
Iria (maruta_chan@wp.pl) 13:47 10-10-2010
Dziękuję, An-Nah. Cieszę się, że zauważyłaś postęp smiley Masz rację, co do -włosych i -okich, wstrętne! Już nie popełniam podobnych błędów. Opowieść jest skończona i możesz się rozczarować, ponieważ nie wszystko zostało dopowiedziane i jeśli wezmę się za poważną poprawę tekstu, wtedy dopiero wezmę twoje spostrzeżenia pod uwagę i uzupełnię opowieść. Na razie pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję, że pewnego razu być może pojawią się kolejne rozdziały Pocałunku ¦mierci na tej stronie. Nie wyobrażam sobie, że moje opo zostanie ,,tutaj" tak brutalnie przerwane :/ Nie wiem czemu tak się dzieje, mam nadzieję, że wszystko wróci kiedyś do normy ;] Pozdrawiam!
fanta (fantastka55@gmail.com) 19:57 07-12-2010
Iriaaaa T.T nie rozwalaj mnie T.T
powiedz, że jest jakaś kontynuacja. To się nie może tu skończyć. Ja muszę wiedzieć co z Tutielem i Zorgą. T.TTT
BaaaAaaaaAaaaAAaaaAAaaaagam! T.T
An-Nah (Brak e-maila) 18:30 07-01-2011
No i doczytane smiley
Skłamałabym, gdybym miała powiedzieć, że się nie podobało. Bo się podobało, wykreowałaś ciekawy świat i mimo, że wiele chciałabym się jeszcze o nim dowiedzieć, brak wyjaśnień nie psuje przyjemnej lektury. Cieszę się, że cały czas pojawiają się w sieci osoby, które nie ulegają modom na fan-fiki ani na miniatury, tylko konsekwentnie prowadzą autorskie projekty.

Końcówka - chaos w LaVion, ludzie w końcu buntujący się przeciw demonom (tego mi brakowało!), anakim korzysatjący z okazji, żeby się pozabijać i pokazujący, że więzi między nimi są tylko pozorem - to było piękne, wynikało z treści i było dobrze przedstawione.
Z drugiej strony, jeśli portretujesz wszystkich anakim jako potwory niezdolne do uczuć, jeśli ich uczucia to co najwyżej samooszukiwanie się - to odmawiam nazwać uczucie Tutiela do Zorgi miłością. Może Tutiel się oszukuje, wmawia sobie, że ma uczucia. Może to tylko żądza. Ale nie, nie wierzę w taką miłość, w nagłe zaprzeczenie wszystkiemu, co dotąd napisałaś. Tutiel nigdy nie miał wątpliwości co do swojej natury, nie próbował zaprzeczyć temu, że jest potworem. I nagle robi się z niego romantyk... Nie! Podobnie Zorga - cały czas napędzało go pragnienie zemsty, nienawiść, miłość do brata... i nagle kocha Tutiela. Wiem, że fandom się domaga romantycznych związków, ale tu nie ma miejsca na romantyczne związki. Lepiej by było Zorgę zostawić martwego. Albo pozwolić im się nawzajem pozabijać w epilogu...
Ale cóż, twoja historia, twoje postaci. Czytało się świetnie, więc nawet ten niepotrzebny romantyzm ogólnego dobrego wrażenia nie psuje.
Channel (Brak e-maila) 20:57 09-01-2011
No właśnie zauważyłam, że zmieniłaś końcówkę. Z tego co pamiętam, to Zorga zginął... Och, jak już mam wybierać, to wolę tę wersję. Chociaż jest (tak jakby) happy end, nie? smiley
Iria (maruta_chan@wp.pl) 14:49 13-01-2011
No przecież jak uśmierciłam Zorgę, a Tutiela wygnałam z Abadon to mnie rozerwałyście na strzępy. Kurrrrczak, nie dogodzę xD Rzeczywiście ,,kobieta zmienną jest".

A nieuważne, szybko przemykające przez treść oczy rzeczywiście mogły przeoczyć wątki, które zaprzeczają temu, że anakim nie mają uczuć. W tekście jest sporo takich wątków i zdań, ale nie napisanych wprost, bo nie lubię takich przejrzystych treści ;] Mam nadzieje, że większość jednak zauważyła.

Dziekuję, że byłyście ze mną do końca! Dziękuję za wszystkie komentarze!
An-Nah (Brak e-maila) 15:34 16-01-2011
Hej, hej, hej, przyznaję, ze mogło mi coś umknąć, mogłam coś odczytać niezgodnie z wolą autorki, ale raczej nie dlatego, że czytałam nieuważnie - należę jednak do osób, które zwracają uwagę na niuanse. Może po prostu ja CHCIAŁAM tak odczytać? Może po prostu chciałam opowiadania, w którym toksyczna fascynacja nie zmieniłaby się w miłość i podświadomie oczekiwałam takiego? Nie wiem.
Pojechałaś mi kobieto po ambicji, jak zdam egzaminy, przysiądę nad tym tekstem raz jeszcze.

Co do zakończenia: nie zadowolisz wszystkich! Nie próbuj nawet, nie dostosowuj się do życzeń części czytelników, bo reszta będzie miała swoją opinię. Zakończenie to coś, co wynika z całości tekstu, a nie to, co chciałabym widzieć ja (śmierć Zorgi) czy inny czytelnik (obecna wersja). Zastanów się, jakie tobie najbardziej odpowiada smiley Literatura to to, co pisarz ma do powiedzenia, a jeśli czytelnik narzeka - to jego problem smiley
Iria (Brak e-maila) 20:38 16-01-2011
Rozumiem, ale pisarz nie może pisać wyłącznie dla siebie. Musi wziąć pod uwagę oczekiwania innych. Poza tym uważam, że nieźle wybrnęłam(samochwała)z tym zakończeniem... Popatrz, Zorga otrzymuje szansę by zacząć wszystko od nowa, oby nigdy nie odzyskał pamięć ;] Nie rozumiem kogo mogłoby uszczęśliwić inne zakończenie. Z pewnością upłyną jeszcze lata, zanim uda mu się uporządkować w głowie niektóre sprawy i znaleźć własne miejsce. Tutiel także postara się odnaleźć w nowej sytuacji. Co do ,,kochania", nawet pies darzy uczuciem swojego właściciela, nie bądźmy okrutni ;/ To ostateczna wizja opka. AMEN
Szpilka (Brak e-maila) 14:11 24-01-2011
Gdzie kolejne rozdziały?? 0_0
Koparopa (Brak e-maila) 16:34 24-01-2011
Hm. Sama nie wiem jak na to patrzeć. Już dawno czytałam Pocałunek Śmierci na Twoim blogu i jego zakończenie wydało mi się... doskonałe. Przez cały czas byłam przekonana, że nie mogło być inne i po zapoznaniu się z nową wersja wciąż tak uważam. Dla mnie Zorga umarł wraz ze śmiercią swojego brata, Hasmed umarł zabity przez Hananela, wydostając się z klatki Rosjera. A Tutiel przepadł. Wybacz ale uważam, że nowa wersja nie jest nawet prawdopodobna z psychologicznego punktu widzenia. Trochę szkoda, że poddałaś się namowom i zmieniłaś idealne zakończenie, to jednak Twoja decyzja i szanuje ją, lecz jak pisałam, dla mnie jedynym i prawidłowym zakończeniem zawsze będzie to pierwsze. Uściski smiley
Atena (Brak e-maila) 18:20 24-01-2011
A ja uważam, że ,,to" zakończenie jest bez 2 zdań bardziej prawdopodobne!!! Byłoby inaczej, gdyby Zorga darzył brata silną więzią, a tak nie było. Chłopak miał pretensję o to, że anakim uczynili go przez pewien czas nieśmiertelnym (że tak to skrócę) a to spowodowało, że odtrącono go, skazując na życie z wiedźmą, która z kolei nawbijała mu do głowy wiele podręcznikowych mądrości. Więc właściwie dużo zyskał, stał się dla demonów trudniejszą zdobyczą. Może właśnie przez to czuł się w obowiązku wypowiedzieć demonom wojnę. Nie zaprzeczam, że swoje przeżył, ale nie był jeszcze aż tak skrzywiony, co sugerują niektóre osoby. Uważam, że nie chciał swojej śmierci, a nawet były momenty, kiedy wyobrażał sobie życie z Tutielem. Czuł, że nie może o nim myśleć, jeśli nie zakończy pewien rozdział. Hasmed na pewno nie był typem, który oddałby się anakim w ofierze, o nie nie... Dlatego drugie zakończenie zdecydowanie wydaje się bardziej logiczne. Uffff lubię rozważać takie treści *_*
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum