The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 20 2024 13:38:50   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Pocałunek śmierci 4
4



Opadł na łoże, zakładając za głowę ręce. Sprawa śmierci anakim nie dawała mu spokoju cały dzień. Dlatego nie wytknął z domu nawet nosa, pogrążając się w długich rozmyślaniach. Przymykając ciemno-miodowe oczy, wrócił do chwili, w której zobaczył go martwym ... Zanim przeistoczył się w ,,to", tkwił na swym siedzeniu niczym rzeźbiona figura i zdawało się, jakby jego ciało nigdy nie należało do istoty żywej. Oczy, choć pozbawione duszy, zastygnięte były w przerażeniu..., lub w jakimś kompletnym zaskoczeniu!
Anakim nie popełnił samobójstwa...Rosier przewrócił się na drugi bok, karcąc się w myślach za te swoje niedorzeczne przypuszczenia. Anakim nie popełniali samobójstw! Jak mógł pomyśleć o czymś takim? Tak, ten demon był nieco zachwiany emocjonalnie, lecz nie miałby odwagi, aby ze sobą skończyć. Nie..., to z pewnością było morderstwo! Rosier o tym wiedział. Tylko, w jaki sposób odebrano mu życie? Żadnych śladów walki, żadnych obrażeń...Czy był ktoś wstanie uśmiercić go, jedną myślą zamrażając mu serce? Czy był ktoś tak silny w Abadon? I dlaczego Rosier o nim nie wiedział? Rozmyślania na ten temat doprowadzały go niemal do szału! Jedyne, co wiedział to to, że nic w owym momencie nie wiedział! Ktoś rzucił mu wyzwanie, tylko, czemu się nie przedstawił? A może uczynił tą zbrodnię w jakiejś zemście? O ile sobie przypominał nie naraził się nikomu do tego stopnia, by zasłużyć sobie na taką zniewagę! Ten martwy anakim był dla niego w pewnym stopniu ważny. Teraz nie miał już nikogo. Czuł się dziwnie z tą prawdą i wcale mu się to nie podobało.
Poderwał się do pozycji siedzącej i tkwił tak jakiś czas, odtwarzając wszystko raz po raz na nowo, jednakże nie doszedł do żadnych konkretnych wniosków. Wiedział natomiast jedno, że nie spocznie dopóki odnajdzie sprawcę. Kiedy jakiś anakim narusza własność drugiego, ten ma prawo się zemścić. Rosier jest wręcz zobowiązany, aby to uczynić. I choć wcale z początku się do tego nie palił...sprawa zdawała się być na tyle interesująca, że ostatecznie mógłby się jej podjąć.
-Tia tia!- Wyciągnął się jak kot.- Ktoś napaskudził i ktoś musi za to oberwać! Coś mi mówi, że pora odwiedzić la Vion i trochę poobserwować, powęszyć...Cóż za szczyt nie taktu tak podejść Krwawego Demona! Ktoś chce mi spaskudzić renomę w tym mieście!



***


Skierował kroki do okna i pewnym ruchem rozsunął zasłony tak, żeby blada poświata księżyca mogła swobodnie wpaść do wnętrza dość ponurego salonu. Hananel zgasił dwie niepotrzebne świece, demony nie potrzebowały tyle światła, widzieli doskonale. W końcu, po czasie długiego zwlekania, mężczyźni stanęli naprzeciw siebie. Hananel nie mógł przestać się uśmiechać. Był nieco zmęczony, ale cieszyła go ta wizyta, choć tak niespodziewana.
-Wróciłem...Nie mam już zamiaru nigdzie wyjeżdżać, a przynajmniej przez parę dobrych miesięcy. Cieszę się, że cię widzę Tutiel. Choć szczerze mówiąc nie wyglądasz najlepiej. Jesteś chory?- Ruszył ospale w stronę stołu, nalewając do pucharku czerwone wino.- Napijesz się ze mną? Jak za dobrych czasów?
-Dobre czasy się kończą- odparł, podążając za nim swoimi oczami..
-Tak? Zaczynam się obawiać, że coś się stało...Usiądziesz?- Wiedział jednak, że tego nie uczyni. Tutiel nadal tkwił w miejscu.- Twoje odwiedziny nie wynikają z tego, iż się za mną stęskniłeś, prawda?- Zaśmiał się krótko, trochę smutno.- Nigdy mnie nie odwiedzasz w la Vion... musi być to w takim razie coś naprawdę ważnego. Boję się pytać.
-Wiedziałeś, że chciałem z tobą ,,wtedy" porozmawiać, ale szybko się zwinąłeś. Nie uciekniesz mi znowu...
Skwasił się, odstawiając puchar wina, następnie klapnął na siedzenie, przypatrując się nieporadnie swoim starym dłoniom.
-Opiekowałem się tobą gdy byłeś...jeszcze bardzo młody. Uczyłem, rozmawiałem i tłumaczyłem świat... Wpatrywałeś się we mnie z wiecznie pytająco rozciągniętymi oczyma. Wciąż spragniony wiedzy. Wiedziałem, że jesteś naprawdę wyjątkowy. Choć tak mocno umiłowałeś zawód demona. Wtedy ja też to kochałem...- Uśmiechnął się. - Traktuję cię jak własne dziecko. Nie chcę byś mieszał się w te ciemne sprawki, które cię nie dotyczą. -Podniósł na niego oczy. Tutiel patrzył na niego ciągle z tym samym wyrazem twarzy. Starzec wiedział, że mało jest słów, które mogłyby go przeniknąć. Jednak próbował. - To nie jest coś, co możesz przegonić dłonią jak muchę. Możesz mnie torturować i grozić mi, ale ja i tak ci nie wyznam imienia Krwawego Demona.
Kącik jego ust podniósł się do góry, Hananel przechylił dziecinnie głowę odwzajemniając uśmiech.
-Posłuchaj...Byłem poza miastem, wiem, co się zaczyna kroić. Jeśli ten czarci pomiot nie zahamuje trochę, w końcu dotknie nas zagłada. Nie jesteśmy tak silni jak się wydaje, nie jesteśmy tak liczni i sprytni...Ludzie zaczynają mieć dość i się buntują! Jak można żyć z takimi klapkami na oczach! Abadon spłonie, jeśli on nie przestanie z tymi swoimi sadystycznymi rytuałami. Możesz mieć tego pewność.
Wpatrywali się w siebie uparcie, Tutiel ciągnął dalej już jednak łagodniej:
-Chcę z nim porozmawiać. Tylko ty wiesz, kim on jest. Nie jestem tak głupi żeby dać się zabić, przecież wiesz...
-A, od kiedy cię obchodzi, co może się stać z Abadon? Od kiedy to tak się przejmujesz czyimś losem,? Anakim?... Skąd ta nagła zmiana?
Zmieszał się na ułamek sekundy, następnie zrobił cztery duże kroki, oparłszy dłonie na oparciu krzesła:
-Myślę przyszłościowo. Nikt inny tego nie zrobi,...więc...
Skwasił się na jego słowa, biorąc w dłonie łyżeczkę:
-Nie podoba mi się pomysł waszego spotkania. On jest...Jakby ci to wytłumaczyć...chory...Tak, jest naprawdę nieuleczalnie chory. Ma za sobą ciężkie przeżycia i to mocno zaważyło na jego psychice. Nie zmienisz go. Jedynym rozwiązaniem jest jego śmierć, a to nie najlepszy pomysł...- Uśmiechnął się jeszcze bardziej kwaśno.- Mam na myśli to, że to wręcz nie możliwe...
Tutiel wpatrywał się w niego zwężonymi oczyma, niemal go nimi przypalając.
-Ludzie nie będą się podburzać...A przynajmniej przez jeszcze parę dobrych lat. Spróbuję porozmawiać z R...z Krwawym Demonem. Postaram się być delikatny. Ale naprawdę wątpię, żeby to coś dało. Nic do niego nie dociera. Nie wyobraża sobie życia bez robienia tego wszystkiego...Uważam, że to nie ma sensu.- Wzruszył ramionami, obracając w dłoni łyżeczkę, której się przypatrywał z dziwną uwagą.
Trwała cisza. Tutiel przebiegł oczyma po nakrytym stole. Zatrzymał je nagle na talerzu, z którego tak niedawno temu jadł Hasmed.
-...A może jest teraz u ciebie...-powiedział nieoczekiwanie.
Hananel spojrzał na niego zdumiony, następnie podążywszy za jego spojrzeniem, roześmiał się z czułością:
-Nie, nie ma go u mnie...Mam gościa, to chłopiec. Śpi w gościnnym pokoju.
Zerknął na niego z ukosa, niemalże z apatycznym wyrazem:
-Adoptowałeś nowego człowieka?
Pokręcił głową.
-Nie. On...- uciął z zakłopotaniem- heh, nie wiem nawet jak ma na imię. Zapomniałem się spytać. W każdym razie to bardzo ładne i mądre dzieciątko, ale jest już za duży, bym mógł go wychować. Ktoś już mnie w tym ubiegł. Jakaś bardzo mądra osoba. - Uśmiechnął się.- Mogę ci go sprezentować, jeśli byś zechciał. Naprawdę byś go polubił...
-Nie dziękuję- odparł trochę za szybko.- Nie mam czasu na takie głupoty.
Hananel zaśmiał się pod nosem. Spodziewał się takiej odpowiedzi.
-Pod tym względem jesteś podobny do Krwawego Demona. On też nie przepada za młodymi ludźmi. Kompletnie ich nie rozumie.. Jest przy tym naprawdę zabawny. Mówi, że kiedy wchodzi w ich umysły widzi tylko... kurczę, jak on to ujął...- strzelił palcami-papkę! Dla niego dzieci są karykaturalne i niedorozwinięte, naprawdę nie umie się z nimi obchodzić! Poza tym drażni go ich zapach...- Przyłożył do warg palec, obserwując jego reakcję.
-Widocznie sam ma papkę w głowie.- W jego oczach zalśnił przebiegły błysk, lecz przyjaciel niczego nie zauważył. Umysł Tutiela szybko zakodował pewne zdanie, które Hananel nierozważnie wypowiedział.- Muszę go poznać. To ważne- naciskał z mniejszym już przekonaniem.
Mężczyzna zapatrzył się w jakiś martwy punkt na wprost siebie, po czym powiedział z ciężarem na sercu:
-W la Vion bardzo często bywa w piątki. Tylko tyle mogę ci zdradzić.
Po krótkiej pauzie młodszy demon kiwnął głową, wyprostowując się sztywno. Hananel obserwował jego pogłębiający się specyficzny wyraz twarzy i mimowolnie zadrżał.
-Tylko nie rób żadnych głupstw....I idź już sobie, jestem zmęczony...-westchnął, machnąwszy na niego ręką . Kiedy tamten skierował się ku drzwiom, demon zatrzymał go jeszcze słowami wyrzutu- I następnym razem nie strasz proszę mojej służby... Do diabła, Tutiel kiedyś byłeś naprawdę uroczy! Przestań tak się gapić na ludzi. Nie słyszałeś o czymś takim jak autokontrola?
Nie odpowiedział mu na to, tylko się uśmiechnął.


***



,,Czarownica weszła do chaty, ciągnąc za sobą kosz pełen drewna. Spojrzała na niego z pod oka z niezadowoleniem kręcąc głową.
-Spałeś.
Zamierzał się podnieść, ale coś jakby na nim ciążyło i zdołał tylko unieść głowę.
-Nie spałem
-Zaprzeczasz prawdzie.
-Nie zaprzeczam.- Serce załomotało mu o rzebra. Poczuł, że się poci i drży. Starucha pochyliła się nad koszem, uśmiechając złośliwie.
-Zaprzeczasz...- upierała się.- Miałeś pilnować pieca, a ty zasnąłeś. Najgorszą twoją wadą jest to, że sam wierzysz we własne kłamstwa.- Wzięła w dłonie kawał drzewa.- Niech ci się nie wydaje, że jesteś bezpieczny, bo daję ci schronienie! Nie mam zamiaru się tobą opiekować, więc wstawaj wreszcie! - Wycelowała w niego pieniem, uderzając go w głowę."
Hasmed wrzasnął, spadając z łóżka na twardą zimną podłogę. Odruchowo chwycił się za miejsce, w które rzekomo dostał drewnem. Nie było jednak śladu ani po bólu, ani po drzewie. Rozejrzał się za swoją opiekunką... Starucha również znikła. Nie znajdował się też w jej chacie na skraju lasu. Był w mieszkaniu tego demona...jak mu tam było...Hananela!
Ogarnęło go ciężkie przygnębienie. Oparł ciepłe czoło o chłodną podłogę, pozwalając spokojnie do siebie dojść.

Kiedy Hananel zastał go trochę później, chłopak był równie ujmujący jak ubiegłej nocy, lecz nie sposób było nie zauważyć pewnego drobnego napięcia przechodzącego chwilami przez jego twarz. Anakim przyglądał mu się nieco bardziej przenikliwie niż zeszłym razem, nie udało mu się jednak dociec problemu.
-Dziękuję za śniadanie. I za gościnę -uśmiechnął się, a raczej uczyniły to jego wargi, bo oczy pozostały całkiem nieruchome.
Demon odwzajemnił uśmiech, cały czas nieustannie mu się przyglądając. W blasku dnia widział go o wiele lepiej... Był już stary i oczy również odmawiały mu posłuszeństwa. Teraz widział już prawie tak, jak widzi przeciętny człowiek. Bardzo go to smuciło. Było tyle rzeczy, które uchodziły jego uwadze.
-Chciałbym zatrzymać cię jeszcze jeden dzień- oznajmił. Naprawdę bardzo tego pragnął.
Młodzieniec nie odpowiadał przez pewien moment. Dostrzegł maleńką zmarszczkę na jego czole po między brwiami. Zastanawiał się czy człowiek się go obawia. Czy ma jakieś wątpliwości... Natychmiast więc zaczął go przekonywać, że nic mu z jego strony nie grozi.
-Proszę zrozumieć...Muszę wrócić do domu. Poza tym i tak nadużyłem już pańskiej gościnności.
Hananel chciał zaprzeczyć, ale przerwano im. Do jadalni wszedł mężczyzna w stroju lokaja. Hasmed rozpoznał w nim tego, z którym tu przybył.
Demon przeprosił chłopca z niejakim zakłopotaniem:
-Zaczekaj tu aż wrócę. Chcę jeszcze z tobą chwilkę porozmawiać zanim odejdziesz.
Hasmed uspokoił go zapewniając iż poczeka. Jednak, gdy ten zniknął za drzwiami, chłopak natychmiast porwał w ręce torbę i wybiegł. Kiedy znalazł się na korytarzu zwolnił, by nie przykuwało to niczyjej uwagi. Najprawdopodobniej znajdował się w najniebezpieczniejszym miejscu w Abadon.
Nie mógł się jednak powstrzymać i dyskretnie spoglądał na lewo i prawo. W la Vion życie o tak wczesnej porze toczyło się bardzo powoli. Anakim snuli się nieprzytomnie, nie zamieniając z sobą żadnego słowa. Hotel był pogrążony jeszcze we śnie...
-Łapy precz prostaczko!
-Ohoho! A więc to prawda! Miał cię już dość. Inaczej nie wprowadzałabyś się do la Vion!
Hasmed odwrócił w tamtą stronę głowę. Dwa demony- kobiety... Obie piękne. Choć słowo to znów nie oddawało im należytego blasku. Nie można było bowiem znaleźć odpowiednich słów na to, czym byli anakim. Rudowłosa z hukiem wypuściła z rąk walizki, przerzuciwszy nerwowo za siebie kosmyk rudych włosów. I...wtedy ją poznał!
-Do diaska! Niech ktoś w końcu to ode mnie weźmie! Nie mam zamiaru tego wnosić!
Druga kobieta uśmiechnęła się.
-Naprawdę się tu wprowadzasz, najdroższa? To oznacza wojnę, czyż nie? Sama powiedziałaś, że nie możemy przebywać pod tym samym dachem.
-Przestań kłapać jęzorem! Mam cię po wyżej uszu. Złaś mi z drogi.
Ale ona nie posłuchała. Zrobiła dwa duże kroki, zatrzymując się parę centymetrów przed nią, ciągle z tym samym wyzywającym uśmieszkiem. Była od niej o dziesięć centymetrów wyższa.
-Teraz dokładnie widzę to w twoich oczach, Ita...Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę tego świadkiem, a jednak. Czy to rozpacz? Taka jak u ludzi?
Kobieta zamierzyła się na nią, chcąc ją uderzyć. Ale ta w porę odskoczyła, porywając się zdumionym śmiechem.
-Naprawdę chciałaś to zrobić, Ita? Biedna mała Ita...
-Lepiej zamknij za sobą drzwi, kiedy będziesz się kładła.
-A cóż to? Chcesz mnie wieczorem odwiedzić? Hananel już cię nawet nie zaspokaja? A może pragniesz by ci otrzeć łezki z tego porcelanowego policzka?- Wysunęła dłoń zamierzając ją dotknąć, ale ta wbiła w nią ostrzegawcze spojrzenie i kobieta zrezygnowała w połowie drogi.
Kilkoro ludzi podbiegło do nich, natychmiast zajmując się bagażami. Zmroziła ich wzrokiem, poczym ruszyła do przodu z uniesioną głową.
-Nie zasługujesz na Agreasa, Ita- zawołała za nią.
-Nie. To on nie zasługuje na mnie!
Hasmed wycofał się dwa kroki, wpadając na wazę, która znajdowała się za jego plecami. Ta przewróciłaby się na pewno, gdyby nie szybka reakcja anakim, który akurat tamtędy przechodził. Postawił ją, wlepiwszy w chłopca uwodzicielskie spojrzenie.
Hasmed przełknął ślinę. Cały czas miał jej twarz przed swoimi oczami. Ita!! To była ona! Morderczyni jego brata. Serce waliło w tak oszalało, że aż sprawiało mu tym ból.
-Skąd się tu wziąłeś mały?
Uderzył plecami o ścianę, odgarnąwszy z mokrego czoła włosy. Czuł się tak, jakby wciągała go przeszłość. Do tej przeklętej nocy, kiedy zginął jego brat. Znów był w komnacie naprzeciw łoża, na którym leżał Ilijo blady jak płótno, martwy. Demony zabiły wszystkich domowników...Pan Chedwik z roztrzaskaną głową leżał w kałuży krwi....Nigdy nie umiał zapomnieć tych wszystkich obrazów. Nigdy!
-Źle się czujesz?- Zbliżył się, uniósłszy delikatnie jego podbródek. - Serce tak szybko ci bije...Jest ci gorąco? -Jego dłoń zakleszczyła się na jego dłoni - Chodź.
Weszli do jakiejś większej sali. Demon posadził go na sofie, nalewając do pucharu odrobinę wina. Parę demonów spojrzało w ich kierunku, zatrzymując na nim swoje długie chciwe spojrzenia . Hasmed jakby oprzytomniał. Dziko rozejrzał się wokoło. Byli w jakimś salonie. Jeszcze nigdy w życiu nie widział tylu bogactw i przepychu na raz. Zawirowało mu od tego w głowie.
-Masz. Napij się- podsunął mu do ust.
Popatrzył na niego to na puchar, następnie skrzywił się i odsunął napój od siebie.
-Nie!
Ponownie spojrzał na demona. Ten też miał białe włosy. Jak Tutiel, ale to nie był on...Zadrżał. Czy Tutiel też był w la Vion? I Agreas także?!
-Nie?- Odmowa bardzo go zaskoczyła.
-Muszę iść.- Chciał wstać, ale ten mu na to nie pozwolił, sadząc z powrotem na sofie. Hasmed zwęził oczy.
-Nabierasz mnie?- zawołał rozbawiony jego spojrzeniem.- Naprawdę mówisz ,,nie"? Przecież nie chcę cię zerżnąć!- Roześmiał się na całe gardło. Demony zawtórowały.
-To całkiem normalne. Nie widzisz, że to chłopiec, a nie dziewczynka? Chłopcy interesują się wyłącznie kobietami- rzuciła w ich stronę blond piękność.
-Z facetami też się pieprzyłem- odparował z krzywym uśmiechem demon, zakładając nogę na nogę.
-Odurzyłeś ich narkotykami- wytknęła mu, nie przestając wpatrywać się w Hasmeda.- My demony jesteśmy w jedną i w drugą, ale ludzie przeważnie tylko w jedną. Dlatego daj go mnie!
-Chyba sobie żarty stroisz!- podenerwował się, niespodziewanie zarzucając chłopcu swoją rękę.- Znajdź sobie własne.
Hasmed na moment wybałuszył oczy. Jeszcze nigdy nie doświadczył tak żelaznego uścisku. Starał się wyrwać, jednak ledwie umiał złapać oddech.
Przez chwilę zastanawiał się, co robić. Skoncentrował swoje oczy na blond piękności, uśmiechnąwszy się do niej niepewnie. Kobieta odwzajemniła uśmiech.
-Puść go.
-Słucham?
-Powiedziałam, abyś go puścił. Dzieciak nie znalazłby się tutaj przez przypadek. Na pewno z kimś przyszedł. Będziesz miał problemy.
-Na jego szyi nie ma pieczęci. To bezpański pies. - Ale poluzował uścisk, zwracając do niego:- Jesteś tu z kimś, kociaku? Matko! Jakież on ma zielone oczy!- Nachylił się nad nim zachwycony.
-Tak- odpowiedział szybko. - Jestem z Hananelem, panie.
Wyjawiając to, przeszła mu naraz ochota, aby się od niego uwolnić. Rozwijał w myślach pewną scenę, w której to chwyta w garść jego jasne, białe włosy i patrząc mu prosto w oczy, przebija jego długą, szczupłą szyję ostrzem strzykawki... Był taki podobny do Tutiela... Poza tym chciał wreszcie zobaczyć jak to jest, kiedy umiera anakim. Ostatnim razem miał taką możliwość, lecz ryzykował, że nakryje go drugi demon więc wolał czym prędzej zniknąć. Żałował teraz. Wiedźma powiedziała mu kiedyś, że to niesamowity widok...Może tym razem będzie miał trochę czasu, aby doczekać do końca...
-Z...Hananelem?- niemalże wypluł jego imię.
Wokoło zapanowało pewne zniesmaczenie. Nawet blond piękność oderwała od niego swoje nieziemskie oczy.
-Jesteś jego...znajdą?
-Tak. On jest moim synem- odezwał się mocny, znajomy głos.
Hananel wszedł władczo do środka, stając twarzą do nich. Następnie wyciągnął po Hasmeda dłoń, którą ten ujął po chwilowym wahaniu.
-Więc lepiej trzymajcie się od niego z daleka, drogie dzieci.- Posłał im wymowny uśmiech, prowadząc chłopca ku wyjściu.
-Niech ci się nie wydaje..., że skoro Rosier cię lubi to jesteś bezpieczny. - Słowa należały do kobiety- demon imieniem Meszulhiel. Stała nieopodal, tylko się wszystkiemu przyglądając. Hananel odwrócił w jej stronę uśmiechniętą twarz.
-Naprawdę mnie lubi? Nigdy mi tego nie powiedział. To miłe...


***



Hasmed nie potrafił trzeźwo myśleć. Przyłapał się na tym, iż nerwowo rozgląda się w poszukiwaniu znajomych, ognistych włosów. Ita! Na niebiosa to była ona. A może...miał jakieś chore omamy?
-Hej...chłopcze! Słuchasz mnie?- Położył mu dłonie na ramiona, starając się zwrócić ku sobie jego oczy.
Znów znajdowali się w jego salonie. Hasmed nerwowo przystępował z nogi na nogę, na próżno starając się uspokoić. Tak bardzo pragnął wiedzieć czy była to Ita. Mógłby się po prostu zapytać, ale wtedy anakim najpewniej zarzuciłby go mnóstwem trudnych pytań, na które nie miał dziś głowy odpowiadać.
-Już dobrze. Nic ci nie grozi.
Spojrzał na niego z niejakim zdziwieniem następnie pokiwał głową, że rozumie.
Hananel przyglądał mu się ze zmarszczonym czołem.
-Myślałeś, że uda ci się samemu bezpiecznie opuścić la Vion? Czemu nie zaczekałeś?
-Przepraszam- odpowiedział, nie będąc zdanym by dodać coś więcej.
Starzec westchnął, powoli podchodząc do okna. Z zamyśleniem przesunął po nim dłoń. W końcu z powrotem się odwrócił. Chłopiec tkwił w miejscu i przypominał posąg.
-Jak masz na imię?
-Hasmed, panie.
-Hasmed?- Uniósł w zaskoczeniu brwi. Trwał tak przez jakiś czas z wyrazem zdumienia na twarzy, aż milczenie zrobiło się niewygodne.
Chłopak wytrzymał to jednak, całkowicie nieporuszony.
-Hasmed...- powtórzył, intonując dziwnie.- Dlaczego Hasmed?
Odpowiedział mu na to dziecinnym wzruszeniem ramion.
-Nie mam pojęcia. Matka mi powiedziała, że imię to, ma odstraszać ode mnie demony -skłamał.
Anakim roześmiał się na jego słowa.
-Urocze.- Usiadł na sofie, kładąc dłonie jedną na drugą. -Zastanawiam się czy ty...znasz jego znaczenie.
Oczywiście, że znał. Specjalnie takie wybrał.
-Nie...- Podrapał się za uchem.- Nigdy się nad nim nie zastanawiałem, jak mam być szczery.
Przypatrywali się sobie w milczeniu, w końcu mężczyzna machnął ręką.
-Nie ważne.

Został u niego na obiedzie, a potem i na kolacji. Chciał, aby to wyglądało na wdzięczność za pomoc, lecz w rzeczywistości po prostu nie mógł odejść! Nie teraz, kiedy zobaczył Itę!
Po posiłku zasiedli w jego salonie przy kominku i Hasmed podparłszy podbródek na zamkniętych dłoniach, udał zasłuchanie, kiedy jego myśli tymczasem pochłonięte były myśleniem o niej. Sam dźwięk jej imienia powodował, iż żołądek mu się kurczył.
Przeklęta suka! Zapłaci mu za wszystko! Och, jaka radość...Delektował się marzeniami o tym, jakich to strasznych okropności jej zgotuje. Będzie żebrać o litość! Będzie pełzać po ziemi błagając o łaskę! A on da jej odczuć chwilową fałszywą nadzieję tylko po to, by jej ją w końcu brutalnie odebrać, tak, aby strach i ból rozsadziły jej piersi! Jaka wspaniała myśl! Niemalże łzy wzruszenia napłynęły mu do oczu. Szybko odwrócił twarz w stronę kominka tańczących, diabelskich płomieni. Jeszcze bardziej podsyciły w nim chęć mordu.
-Ech...Myślę, że pora udać się już na spoczynek. Jak uważasz?
Trwała pewna chwila, zanim usłyszał twierdzącą odpowiedź.


***


Następnego ranka zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
-Powóz jest już gotowy. Powiesz woźnicy, gdzie ma cię zabrać, a on to uczyni. Bezpiecznie wrócisz do domu.
Do domu?- pomyślał Hasmed, bielejąc na twarzy. Nie miał zamiaru nigdzie się wynosić. Przecież musiał dopaść demony! Opadł na dywan, zawieszając żałośnie głowę.
-Panie! Nie wyobrażam sobie bym mógł cię kiedykolwiek opuści! To takie trudne! Na samą myśl o tym coś mnie ściska w sercu. -Podniósł na niego szeroko rozwarte oczy. Tonęła w nich prawdziwa rozpacz- Te dwa dni, które miałem zaszczyt z tobą spędzić były najpiękniejszymi dniami w moim życiu. Rozmowa z tobą wiele mnie nauczyła i otworzyła oczy na świat! Wiem jak wiele mogę stracić, jeśli cię teraz opuszczę. Proszę...błagam, nie zamykaj przede mną drzwi!
Hananel wpatrywał się w niego zdębiały. Hasmed jeszcze nigdy dotąd nie wydał mu się tak słodki i poruszający, a jednak jego instynkt w dziwny sposób podpowiadał mu, żeby się jego wystrzegał. Widocznie starość dawała się we znaki. Czyżby i już jego przeczucie zaczynało go oszukiwać?
Podciągnął go do góry. Pod palcami wyczuł delikatną, jedwabistą skórę dziecka. Był takim zabiedzonym, ślicznym, kruchym chłopcem. Przez chwilę odczuł chęć zmiażdżenia jego drobnych kości i zadania mu śmiertelnego pocałunku. Przeraził się tymi myślami! Dawno już nie zawitało w nim to marzenie.
-Proszę! Nie będę w żaden sposób zawadą. Chcę być twoim uczniem. Chcę wiedzieć wszystko o demonach. Tylko ty możesz zaspokoić mnie tą wiedzą!
-Jestem wzruszony! Ale...- urwał, uwalniając go od własnego uścisku. Złączył ze sobą dłonie, zapatrując się milcząco w pustą przestrzeń. - Dziś jest piątek. Mam ważną sprawę i nie mogę pozwolić ci zostać ze mną tej nocy.
-Dlaczego?
Uśmiechnął się z zatroskaniem. Był to tak ludzki uśmiech, że Hasmed się zniesmaczył. Anakim nie powinien naśladować ludzi, jakże to wydawało mu się obrzydliwe! Poza tym, dla niego piątek również był ważny! Czyż to nie piątki la Vion nawiedzał demon, przed którym ostrzegał go tamten martwy teraz anakim? Tylko on mógłby wiedzieć coś o osobach, których Hasmed tak zacięcie poszukiwał. Ale czy było to już takie ważne? Teraz, kiedy zobaczył Itę?
-Demony są strasznie pazerne, naprawdę problemowe z nich istoty.... Jak coś im się podoba to trudno odwieść ich od tej rzeczy. Sam to odczułeś. Nie możesz ze mną zostać w la Vion. Mogę cię zabrać na swój dwór, ale tu trzymać cię nie mogę.
-Jesteś silny! Z tobą nic mi nie grozi, jestem tego pewien. Wiem, że nic się nie stanie...Pozwól mi zostać z tobą jeszcze te ostatnie dni w la Vion. Błagam!
-Dlaczego to dla ciebie takie ważne? Czuję, że jest coś jeszcze... coś ukrywasz...
Oczywiście, że jest!- krzyczał w duchu- Cały mój świat sprowadza się tylko do jednego...zabicia anakim! Nie możesz być mi przeszkodą ty irytujący, żałosny demonie! Zgódź się do jasnej cholery!
-No dobrze...- westchnął -Ale naprawdę nie ponoszę odpowiedzialności za to, co może się wydarzyć. Nie obronię cię tak, jak mógłbym obronić własne dzieci... - Odwrócił się, szepnąwszy cicho- Nie masz mojej pieczęci...
Hasmed spojrzał na niego z uwagą.

Jeszcze tego samego dnia Hananel ująwszy go pod rękę, zabrał do ogrodu. Mijali po drodze wielu anakim. Hasmed dostrzegał jak wielkim zainteresowaniem się cieszył. Układnie schylał głowę, czując jednocześnie wzrastającą nienawiść, nad którą nie umiał zapanować. Na szczęście nie było tego po nim widać.
-Wprost nie mogą oderwać od ciebie oczu.
-Naprawdę tego nie rozumiem. Nie mam nawet odrobiny ich wdzięku, czuję się sobą zażenowany.
Roześmiał się, poklepawszy go z uczuciem po ręce:
-Spójrz! A oto i madame Ita we własnej osobie...Ciekawe, gdzie jest jej Agreas.
Hasmed drgnął, podążając za jego spojrzeniem. Siedziała pod altanką z jakimiś dwiema innymi kobietami. Odwróciła w ich stronę twarz, przywołana głosem Hananela.
Przeraził się, bezwiednie zacisnąwszy dłoń anakim. Nie był psychicznie przygotowany na to nieoczekiwane spotkanie. Na wiele sposobów wyobrażał je sobie, ale w danej chwili, jakby za pomocą czaru wszystkie wymyślone scenariusze wyleciały mu z głowy, pozostawiając po sobie tępą pustkę . Wciągnął powietrze, wbijając oczy w jej wysokie czoło. Modlił się w duchu o zachowanie spokoju.
-Nie obawiaj się. Ona jest całkiem niegroźna. To taka głupiutka słodka istotka.
Nie o to chodzi...-pomyślał.- A co będzie, jeśli mnie pozna? Minęło tak wiele lat od tamtego zdarzenia. Od tego krótkiego zdarzenia, po którym nastąpiło tak wiele innych...czy mogła mnie pamiętać?
Wstała z gracją, uśmiechając się perliście. Była najpiękniejszym anakim, jakiego widział. Jak mogło to być możliwe! Wyglądała tak samo jak wtedy, a jednak inaczej. Wręcz promieniała pięknem... jakby biło z niej jakieś wewnętrzne światło. Dopiero z bliska dostrzegł jednak kilka niewyraźnych zmarszczek, które mogły świadczyć o jej nie młodym już wieku. Pomimo tego, w niczym nie odejmowały jej urody. Była niczym bogini!
-Sławny Hananel!- Podała mu swoją dłoń, którą ten ujął i pocałował. - A i oto i jego uroczy kochanek- zwróciła się do Hasmeda, obdarowując go swoim intensywnym spojrzeniem.
Ukłonił się, z ulgą mogąc oderwać od niej na chwilę oczy. Kobieta podeszła do niego i ujmując w dłonie jego twarz, złożyła mu na czole drobny pocałunek. Chłopak skamieniał.
-Hasmed - przedstawił go mężczyzna.
-Jest naprawdę uroczy...Piękny! Nie umiem sobie wyobrazić skąd ty go wziąłeś.
-Może nas przedstawisz?- dały się słyszeć niezadowolone głosy jej towarzyszek.
Ita odwróciła się w stronę dziewcząt.
-A, od kiedy to moje drogie pragniecie poznać Hananela?- zaśmiała się złośliwie.- Przecież sławi się on tak złą reputacją- przypomniała im ich własne słowa. Kobiety spłoniły się z rozżaleniem.
Hananel roześmiał się na całe gardło, co jeszcze bardziej pogłębiło ich rumieńce.
W końcu wstały i zamaszystymi ruchami wyminęły ich i odeszły.
-Chyba poczuły się urażone...
-Rzeczywiście. Straciłam dobre towarzystwo, teraz musicie zostać i mi to wynagrodzić własną obecnością.
Usiedli.
Chłopak ani na moment nie spuścił z niej wzroku. Uważnie słuchał każdego jej słowa, obserwował każdy gesty i drgnienia jej twarzy. Po tych szczegółowych obserwacjach doszedł do czegoś naprawdę interesującego. Było coś dziwnego w zachowaniach obojga, nie zauważył tego wcześniej u Hananela tak wyraźnie, jak w owym momencie. Wydawali się sztuczni, ich przesadne gesty, bardzo ludzkie zresztą i niebywale wytworne, wydawały się niczym innym, jak tylko nieudolnym naśladownictwem. I choć wyglądem przypominali aniołów, byli w tej ,,zabawie" tak nieporęczni, jakby dopiero przy nim się jej podjęli. Zdecydowanie nie zdawali się zachowywać naturalnie. Tak... to była jakaś dziwna gra, nasuwało się przy tym jednocześnie pytanie, jacy byli w takim razie między sobą, kiedy nie obserwowały ich już żadne ludzkie oczy? A może to wszystko tylko mu się wydawało? Może było tylko subtelnym wrażeniem...
Ita zwróciła ku niemu oczy. Zdał sobie sprawę, że jest całkiem spokojny i gotowy do rozmowy.
-Więc zamieszkasz teraz z Hananelem. - Oczy otoczone gęstymi rzęsami były tak głębokie, że niemal nie widział ich dna. Zapatrzył się przez moment na jej kuszące usta. Przechyliła głowę, aby kosmyk bujnych lśniących włosów mógł opaść na jej porcelanowy, muśnięty różem policzek. Przypominała piękną, porcelanową lalkę. Na Hasmedzie nie zrobiła jednak zamierzonego wrażenia. Jego serce było stwardniałe i niewzruszone. Nie zapaliła w nim pożądania...-w zasadzie jeszcze nie znał jego smaku. Prawdopodobnie był jedyną istotą, zdolną się oprzeć zdradzieckiej urodzie tej kobiety.



***



Jeśli Hananel był zdenerwowany na pewno nie dał tego po sobie poznać...
Zapadał zmierzch, w la Vion zaczynało ożywać. Demon jednak nie pozwolił wyjść mu z komnat. Hasmed siedział z podkurczonymi jak dziecko nogami, nieprzerwanie wodząc za nim oczami. Anakim zatrzymał się zakładając do tyłu ręce.
-Będę musiał wyjść. Zostaniesz tutaj...Najlepiej będzie, jeśli się po prostu położysz. Nie pozwoliłem nikomu wchodzić, więc będziesz miał spokój. Wrócę późną nocą.
-Czy...coś się stało?
-Ależ nie- odparł uspokajająco, podchodząc do niego.- Jestem z kimś umówiony. Nie chcę cię widzieć na dole kręcącego się po hotelu, bo się boję, że wyniknie z tego coś naprawdę niedobrego. Ita się strasznie na ciebie napaliła to kobieta, której z pewnością nie można ufać. - Położył mu ojcowsko dłoń na głowę.
Hasmedowi nie uśmiechało się zostać zamkniętym w trzech obcych komnatach, zwłaszcza w ten szczególny piątek. Czuł, że musi poznać tajemniczego demona. Coś mu podpowiadało, iż to ważne. Wiedźma nauczyła go wsłuchiwać się we własną intuicję, tak też kierował się nią jak dotąd i nigdy go jeszcze nie zawiodła.
Wspomnienia spowodowały, że odruchowo zacisnął rękę na krzyżu znajdującym się pod jego ciemnozieloną koszulą. Znów przypomniał mu się dziwny sen, który go nawiedził pierwszej nocy w la Vion... Czyżby nie był tu bezpieczny?

Hananel wyszedł, pozostawiając go samemu sobie. Ten rozejrzał się po pustej komnacie nie wiedząc, na czym zatrzymać wzrok. Pomyszkował trochę, ale nie znalazł niczego godnego uwagi. W końcu wziął w ręce torbę i rozsypawszy wszystko z jej wnętrza zaczął układać. Zauważył, że niedługo zapasy ziół się skończą. Będzie musiał zaopatrzyć się w nowe, a to nie było sprawą tak łatwą, na jaką wyglądało. Począł się zastanawiać nad własną przyszłością. Nie miał jeszcze planu, co z sobą zrobić. Było ważne, aby znaleźć jakieś mieszkanie. Nie rysowało się jednak tak źle... Miał dwa wybory. Albo pozostać z Hananelem, albo wrócić do tamtej dwójki ludzi, którzy się nim zajęli. Jeśli zostałby z Hananelem, miałby bliżej do Ity, ale mniejszą swobodę w działaniu. Poza tym, musiałby uważać na każdym kroku, ciągle kłamać i grać. Na dłuższą metę byłoby to dość męczące. A co z drugą opcją? No cóż. Przede wszystkim byłby wśród ludzi, a to duży plus. Nie musiałby się obawiać zagrożenia z ich strony i miałby swobodniejsze ruchy. Lecz czy pozwoli mu to dotrzeć do trójki demonów?
Zagryzł wargę, obracając w dłoni fiolkę z czarnym płynem. Coś wymyśli...
Wstał, zbierając wszystko z podłogi. Zawiesił torbę na ramieniu nabierając ustami powietrza. Zaczynał się nudzić. Bezczynność doprowadzała go niemal do szału! Tyle rzeczy mógł robić zamiast tego nużącego tkwienia w miejscu. Czuł, że marnuje czas. Jeśli tak właśnie miałoby wyglądać życie z Hananelem, to bardzo za nie dziękuje! Podszedł do okna, przyglądając się swojemu odbiciu z pewnym zastanowieniem. Jego cera znacznie się poprawiła. Parę gorących sytych posiłków, długi sen, i ledwie mógł siebie poznać, a może tak naprawdę nigdy się zbytnio sobie nie przypatrywał? Dotknął materiału swojej koszuli. Była jedwabna i całkiem nieźle na nim wyglądała. Przypominał młodego hrabiego. Uśmiechnął się z satysfakcją, przelotnie myśląc o wiedźmie. Był ciekaw, co by na to powiedziała, gdyby go teraz zobaczyła. Jedynym problemem była jego uroda, niezmiernie go bowiem irytowała. Gdyby nie krew demona, miałby teraz dokładnie dwadzieścia jeden lat. A tak, wyglądał zaledwie na piętnastoletniego opryszka. Na domiar złego jego specyficzny typ urody jeszcze mu odejmował. Czy kiedykolwiek będzie mu dane ujrzeć w odbiciu dorosłego mężczyznę? Czy dożyje tej chwili? Potrząsnął ze złością głową, odrywając się od okna. Wiek nie miał aż takiego znaczenia...Musiał pamiętać o tym, że tylko tym sposobem uda mu się przyciągnąć anakim. W zasadzie nawet dobrze się stało!
Krocząc w te i z powrotem, podszedł w końcu do drzwi, gwałtownie pociągnąwszy za klamkę. Były zamknięte na klucz! Coś podobnego! Odsunął się od nich na dwa kroki, przypatrując im się z niechęcią. Hananel go zamknął. Zagrzała w nim złość. Nie wyobrażał sobie, by mógł tyle czasu przesiedzieć w zamknięciu. Odwrócił się w stronę okna. Zrobiło już się ciemno. Za późno na spacery, za wcześnie jednak na sen... Nie zastanawiał się jednakże zbyt długo. Postanowił się jakoś wydostać, ryzykując nawet gniewem anakim. Przestało to stanowić dla niego jakikolwiek opór. Był w końcu wolnym i jedynym panem swojego losu! Nawet wiedźma nie pilnowała go do takiego aż stopnia. Otworzył okno wciągnąwszy rześkie powietrze. Noc była ciepła, niebo czyste, nie szpeciła je żadna chmurka. Przed sobą miał rozciągający się uśpiony ogród, oświetlony jasnym blaskiem księżyca. Nie martwił się o innych anakim. Zawsze mógł się powołać na Hananela, czuł, że nic mu nie grozi. Jedynym problemem było zejście. Komnata znajdowała się bowiem parę dobrych metrów nad ziemią. Miał jednak szczęście. Mógł zejść po gęsto pnącej się winorośli. Prowadziła ona do samego dołu. Złapał się jej, owijając dobrze nogami i zaczął się zsuwać w dół. Nie było to jednak tak łatwe, jak się zapowiadało. Łodygi rośliny były twarde i raniły mu dłonie. Nie zamierzał jednak zawracać, choć następnym razem nie zapomni z pewnością o rękawiczkach. Spojrzał ku dołowi, czując wstępujący mu na czoło pot. Zostało mu jeszcze parę dobrych metrów. Zwilżył wargę, spuszczając się z pewną już niecierpliwością. Obawiał się, że ktoś mógłby go dostrzec przy tak jasnym blasku księżyca. Kiedy jednak zostało mu już niewiele do końca, niespodziewanie jakaś czarna chmura zasłoniła księżyc i wszystko pogrążyło się w nieprzeniknionej ciemności. Spowodowało to, że uchwycił się słabej pnączy i jak błyskawica runął w dół, wprost na jakąś nieszczęsną osobę, która akurat w owym momencie musiała się znaleźć pod jego nogami.
Usłyszał jęk. Wyczuwał pod sobą czyjeś kruche ciało, przygniecione twarzą do ziemi. Ten delikatny ktoś zrzucił Hasmeda z niewiarygodną wręcz siłą! Oszołomiony, spojrzał się na niego szybko, oceniając sytuację. Postać, która się okazała anakim, powoli uniosła się z leżącej pozycji, siadając okrakiem z przytkniętą do twarzy dłonią. Z pod palców wypływała krew. W świetle nocy była całkiem czarna. Przez ułamek sekundy pomyślał, że to jakaś młoda dziewczyna w przebraniu chłopca. Lecz kiedy owa ślicznotka podniosła na niego ciemne błyszczące gniewem oczy i odezwała się męskim głosem, zdumiał się bardzo i zaczął mu się baczniej przyglądać. Księżyc wypłynął akurat z za chmury wiec miał do tego więcej możliwości.
-Co jest dzieciaku! Uczysz się latać?- Głos przypominał ostry syk. Jeszcze nigdy nie doświadczył tak przenikliwego, nieprzyjemnego dźwięku. Anakim nadal siedział z przytkniętą do twarzy dłonią. W końcu ją oderwał, aby się przyjrzeć krwawej substancji- To żeś mnie urządził.
Hasmed również siedział w podobnej pozycji, nieprzerwanie mu się przyglądając. Demon jednak nie zdawał się być nim zbytnio zainteresowany. Spojrzał do góry na okno Hananela, poczym pokręcił głową i wyciągnąwszy aksamitną chusteczkę, podłożył ją sobie pod krwawiący nos. Hasmed oprzytomniał. Szybko się w sobie zebrał. Musiał coś wymyślić, jakieś wiarygodne wytłumaczenie.
Anakim podniósł się, następnie uchwycił winorośl i zaczął się przygotowywać do wspinaczki. Chłopak wytrzeszczył w zdumieniu oczy. Co on wyprawia?
Podniósł się trochę obolało i wycofując parę kroków, zaczął obserwować jego żwawe ruchy ku górze. W pewnym momencie tajemniczy on zatrzymał się i niebezpiecznie odchylając, skierował swoje spojrzenie w dół. Był już wysoko, ale dało się wyczuć te niezwykle palące oczy. Odezwał się:
-Lepiej wróć. Nie chcę żeby Hananel pomyślał, że to ja spowodowałem twoje zniknięcie...Rozumiesz, co mówię, dziecko?
Jego słowa brzmiały naprawdę zabawnie i dziwnie. Sam nie wyglądał na niewiele więcej niż Hasmed miał lat a odzywał się do niego w tak głupi sposób. Zmarszczył czoło, ale ten już na niego nie patrzył. Szybko wspiąwszy się do góry, wskoczył przez okno do pomieszczenia, z którego ten właśnie wyszedł. Hasmed stał jakiś czas w miejscu z niemądrym wyrazem twarzy. W końcu rozejrzał się dookoła i tracąc nagle zainteresowanie czymkolwiek innym, zaczął się wspinać z powrotem do góry. Trwało to przynajmniej cztery razy wolniej niż wspinaczka tamtego, po jakimś czasie jednak dotarł i wsunął się do środka. Dysząc, opadł na dywan przycisnąwszy do piersi zbolałe dłonie. W komnacie panowała cisza. Podniósł się, odgarniając z mokrego czoła włosy. Czuł, że tamten jest w jadalni, bowiem widział jego przemieszczający się cień. Nie miał pojęcia, kim był i niepokoiło go jego włamanie. Tak też nie umiał wcielić się w żadną sensowną rolę. Nie wiedział jak się przed nim zachować. Przecież nie mógł go stamtąd wyprosić po tym jak sam wykradał się przez okno. Miał go uwieść? Nie zwracać na niego uwagi? Poczekać w swojej komnacie na przebieg wydarzeń?
Ku swojemu zaskoczeniu nacisnął na klamkę i wszedł do salonu, w którym znajdował się demon. Znów wydawało mu się, że widzi dziewczynę. Delikatna struktura kości, gładka piękna twarz o dużych ciemno bursztynowych oczach, które otaczały długie, zakręcone rzęsy, przypominające wachlarze. Młodzieniec siedział w głębokim fotelu. Jedną ręką podpierał podbródek, w drugiej trzymał lampkę wina. Najbardziej rzucały się w oczy jego niesamowicie czerwone włosy. Były krótko przycięte do podbródka, grzywka również była ścięta równo z linią jego łukowatych brwi. Przesunął spojrzenie na klatkę piersiową młodzieńca, aby się przekonać, co do jego płci. Na oko wyglądał na siedemnaście, może szesnaście lat. Wiedział jednak, że wiek anakim liczyło się jakoś inaczej... i najprawdopodobniej był już dostatecznie dorosły.
Demon spojrzał na niego pół sekundy, po czym upił łyk wina, przenosząc spojrzenie na płomień świecy. Trwała cisza. Hasmedowi zachciało się w pewnym momencie śmiać. Miał być to dość nerwowy śmiech, w żadnym razie nie spowodowany zabawną sytuacją. Anakim znów na niego spojrzał i ten szybko wciągnął wargę, ledwie panując nad mimiką twarzy.
-Przy takiej nocy widać cię było parę set metrów dalej. Czy dzieci zawsze muszą być takie głupie?
To nim szarpnęło! Nie był dzieckiem, więc uwaga ugodziła go podwójnie. Ale anakim miał rację. Hasmed zapomniał, że demony widzą w nocy tak dobrze, jak za dnia. Było nierozwagą podjąć się tej ucieczki. Skierował się w stronę kominka, zapatrując w spokojnie igrający ogień. Czuł na plecach jego spojrzenie. Kiedy się odwrócił było leniwe i obojętne. Bardzo go to zaskoczyło. Gdzie ta namiętność, którą obdarowywali go inni anakim?
Bardzo dobrze- pomyślał, choć była to dość niewygodna sytuacja, bowiem w razie czego, nie mógłby wykorzystać swego dziecięcego uroku w celu manipulacji.
-Czy możesz się trochę odsunąć?- zapytał, syczącym głosem. Nie był wypełniony gniewem, miał po prostu taki dźwięk.- Zasłaniasz mi blask ognia. Najlepiej usiądź gdzieś sobie z boku i się pobaw - powiedział dość lekceważąco.- Jestem dziś rozdrażniony.
-Słucham?- Czy on z niego drwił? Nie wyglądało na to. Zaczynało się robić ciekawie. Gdyby tylko ten miał większą ochotę na współpracę.
-Jesteś przyjacielem Hananela? Czemu wkradałeś się do jego komnat? Nie mogłeś wejść normalnie? Czy on wie, że tu jesteś?
-Co?- Przysunął kilka razy wzrokiem po jego twarzy z taką miną, jakby się zdziwił, że chłopak umie mówić.
W tym samym momencie, Hasmed poczuł lekkie ukłucie w skroni. Dotknął bolącego miejsca, czując przedziwne mrowienie wydobywające się jakby zza czaszki. Niezrozumiałe wrażenie przeminęło w momencie otwarcia drzwi. To Hananel powrócił. Młody anakim poderwał się gwałtownie z miejsca, rzucając ku demonowi z rozwartymi radośnie ramionami.
-Witaj skowroneczku kochany! Niech moje usta spoczną na twoim ciepłym czole. -Pocałował go, objąwszy mocno.
Spojrzenie starca spoczęło na Hasmedzie. Nie wydawał się zmartwiony, że temu mogło się coś przytrafić. Był raczej mocno zaskoczony nagłym przybyciem gościa.
-Rosier...Jak ty tu wszedłeś? No dobrze...- odciągnął go od siebie, przypatrując się jego zaczerwienionym nosie- może lepiej mi tego nie mów.
Ten uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje nieludzkie zęby. Hasmed wzdrygnął się, sam nie wiedząc czemu. Rosier zaczął w podskokach zapalać wszystkie świece. Języki ognia rozjaśniły jego twarz, która uległa zaskakującej zmianie, nie podobała mu się. Była jakaś taka dzika i straszna. Ciągle jednak należała do pięknego młodzieńca o bardzo kobiecej aparycji.
Hananel spojrzał na Hasmeda z zakłopotaniem.
-Dobrze się czujesz? Nie położyłeś się jeszcze?
Wciągnął powietrze, zerknąwszy w stronę młodziutkiego demona. Czy ten zdradzi go i powie o próbie ucieczki? Młody anakim zdawał się temu nie przysłuchiwać. Był zajęty zapalaniem świec.
-Nie byłem zmęczony, panie. Czekałem na ciebie.
Ten uśmiechnął się do niego po ludzku.
-Nie wiedziałem, że czasem przynosisz swoje dzieci do la Vion. Nie obawiasz się, że ktoś ci to zwinie?
-Hasmed nie jest moim dzieckiem... Zapraszam cię na kolację. Zaraz każę przynieść.- Odwrócił się ku wyjściu, ale ten go zatrzymał.
-Nie jestem głodny. Napije się czegoś i mogę powcinać ciasteczka! Jak masz- powiedział w taki sposób, by zabrzmiało to słodko. - Chciałeś mnie pilnie widzieć, więc zamieniam się w słuch, o co chodzi?
-No dobrze...
Hasmed był zaskoczony, kiedy Rosier usadowił się ze słodyczami i winem na podłodze, przed kominkiem, a nie usiadł przy stole, jak kultura wymagała. Hananel podążył za jego przykładem, choć czynił to dość niechętnie. Wydawało się, że wolał usiąść przy stol,e zwłaszcza w obecności Hasmeda, ale nie chciał obrazić młodszego demona. Poza tym z zachowania Rosiera można było wywnioskować, iż robili tak już wielokrotnie. Chłopiec zarumienił się z zapału. Opadł nieopodal na sofie i zaczął im się bacznie przyglądać. Wyglądali dość dziwnie. Rosier nie miał w sobie za krzty kultury, był niesamowicie energiczny, a jego gesty w niczym nie przypominały ludzkich. Mianowicie miał tendencje do dziwnego kołysania się i nagłego podrywania głowy. Zdarzało się, że zaczynał dziwnie pomrukiwać, kiedy przysłuchiwał się tamtemu. Na tle ognia wyglądał jak diabeł... Wziąwszy do ręki ciastko zanurzył język w jego środku, zlizując truskawkowe nadzienie, poczym resztę odłożył. Zrobił tak ze wszystkimi! Hasmed zmarszczył czoło, przytknąwszy do ust palec. Nie potrafił oderwać od niego oczu i jeśli tamten nawet to zauważył, w żaden sposób się tym nie przejął.
-Nie wierzę, że zaprosiłeś mnie tylko po to, by mi opowiadać takie głupoty, Hani. Nie umiem czytać w myślach anakim, ale wydaje mi się, że masz jakieś inne powody...
Hananel skwasił się, odwracając wzrok w stronę Hasmeda.
-Rosier...proszę nie nazywaj nas ,,anakim" przy chłopcu.
Demon obejrzał się na człowieka, poczym znów skupił oczy na Hananelu.
-Oj! Przecież to tylko dziecko...
Tamten zawiesił z rozpaczą głowę, westchnąwszy ciężko. Demon położył mu na kolano dłoń.
-Jesteś taki pocieszny z tym swoim uwielbieniem do dzieci. Robisz się podobny do nich.
Hananel wybuchnął krótkim śmiechem, następnie wlał w siebie resztkę wina, wytarłszy serwetką usta. Młody anakim przechylił głowę, przypatrując się temu z rozbawieniem.
-Uwielbiam jak to robicie! Przypominacie kukiełkowe lalki - Uniósł ręce udając, że porusza jedną za sznurki przywiązane do palców.- Jednak nigdy nie będziecie do nich podobni.
Hananel posłał mu wymowne spojrzenie, tracąc resztki humoru, ale anakim tylko się na to roześmiał, by potem poderwać się z miejsca i nieoczekiwanie dopaść do Hasmeda. Był to tak nieoczekiwany ruch, że ten, wypuścił z dłoni lampkę wina. Rosier jednak szybko ją przechwycił, ratując przed rozbiciem.
-Czy gdybym go zgwałcił...- zatrzepotał rzęsami- to...czy zniszczyłbym psychikę tego dziecka? Przepraszam, sam nie wiem, czemu to mówię.- Oparł się bokiem o fotel na którym ten siedział. Hasmed spojrzał mu w twarz. Rosier przyłożył do ust naczynie, wypijając mu całą resztę, którą się delektował. W jego oczach igrała zabawa.
W głowie Hasmeda narodziły się dwa słowa, będące najmocniejszymi określeniami Rosiera: wulgarny i dziki. Czy to prawdziwa twarz anakim?- pomyślał, odrywając od niego swój wzrok. W tym samym momencie, poczuł jego spojrzenie na swojej twarzy. Nie zamierzał ponownie podnosić oczu. Młody anakim był naprawdę fascynującym osobnikiem do badania, ale zdecydowanie nie podobał mu się jego charakter. Prawdopodobnie dłuższe przebywanie w jego towarzystwie mogło być dość uciążliwe...
-Zadajesz bardzo niewłaściwe pytania. Przepraszam cię Rosier, ale nie chcę byś straszył tego chłopca.
-Och...Wybacz przyjacielu. Jak na zwykłego pisklaka ma za bardzo intensywne spojrzenie. Starałem się nie zwracać na nie uwagi, ale ono wpijało mi się w twarz.
Mówisz tak, jakby mnie tu w ogóle nie było. Świadomość wyższej rasy czy po prostu bezczelna arogancja...?- pomyślał, poprawiając się na fotelu. Po chwilowej ciszy powiedział zaś przesłodzonym głosikiem:
-Wybacz panie. Patrzyłem na kolor twoich włosów. Są takie... czerwone. - Nic innego nie przychodziło mu do głowy. Był w końcu dzieckiem i mógł powiedzieć coś tak niemądrego. Miał już dość zgadzania się na swoją nieobecność.
Anakim wpatrywał się bezwyrazowo w ścianę. Trwało to jakąś chwilę, by w końcu skierować się krokami w stronę kominka i odwrócić się z tamtego miejsca ze wzrokiem wbitym w młodzieńca. Hasmed uśmiechnął się serdecznie do niego, trochę przepraszająco. Jakże naiwnie musiało to wyglądać. Starał się zrobić prosty, mało wnikliwy wyraz twarzy, tak jak to robią dzieci. Nic więcej, jak zwykły uśmiech, był z niego osobiście dumny.
-Najmocniej przepraszam. Byłem niegrzeczny, nie musisz tak tego do siebie brać- zwrócił się do niego demon z nietypową barwą w głosie.
Hasmed uniósł w zaskoczeniu brwi na jego słowa. Czemu to powiedział? Czyżby przypadkiem dostrzegł w jego twarzy coś więcej niż udawaną życzliwość? Czyżby Hasmed mimowolnie zrobił jakiś grymas?
Hananel spoglądał na nich w milczeniu, nie wymawiając żadnego słowa.
Czerwono-włosy tymczasem uśmiechał się, badawczo przechylając głowę. Uniósł do ust palec, przechadzając się po salonie z oczami przyklejonymi do twarzy chłopaka. W końcu oderwał je z gwałtownością, ponownie siadając przy Hananelu.
-Możesz mi go przysłać za...dziesięć lat!- zwrócił się do przyjaciela i zerknął na krótko na Hasmeda, mrużąc łagodnie oczy- To komplement...
Bardziej od Hasmeda zaskoczony był sam Hananel!
Rosier zabawił jeszcze dłużej, ale Hasmedowi kazano wrócić do swojej komnaty. Długo leżał na łożu ze wzrokiem utkwionym w suficie. Z zewnątrz nie dobiegały już żadne odgłosy. Bardzo chciał wiedzieć, o czym rozmawiali, ale nie znał za dobrze tego całego Rosiera i obawiał się, że ten może go wyczuć, przy próbie podsłuchiwania.
W zasadzie nie za bardzo wyszedł mu ten dzień. Nie spotkał tajemniczego demona, któremu odebrał anakim i nie dowiedział się nic konkretnego o swojej trójce demonów. Przynajmniej zobaczył Itę i ku swemu szczęściu wcale go nie poznała. Oczywiście! Czemu miałaby go poznać? To było wręcz nie możliwe. Zdarzało się, że sam zapominał ich twarze. Rozmywały się z biegiem lat, ale on wciąż je uparcie odtwarzał w swojej skarbnicy pamięci. Nie mógł ich zapomnieć, nie zrealizowałby wtedy swojej zemsty. Był jednak przekonany, że jedno spojrzenie by wystarczyło, aby ich rozpoznać.


***


Hananel był bardzo zmartwiony. Nie udała mu się rozmowa z młodym anakim. Nie był tym jednak zbytnio zaskoczony, spodziewał się, że tak to się potoczy. Rosier w głębi duszy wyśmiewał się z wszystkich dzieci diabła. Dla niego postępowali oni komicznie wręcz irracjonalnie, otaczając się dobrami ludzi i naśladując ich zachowanie. Rosier był uosobieniem prawdziwego zła! Był właściwą twarzą anakim, dlatego demony tak nie przepadały być w jego towarzystwie. Jaki wstyd... Hananel nigdy nie sądził, że to powie, ale tak wyglądała prawda. Dzieci diabła wstydziły się będąc tym, czym były. Istotami bez osobowości, bez twarzy, bez celu i korzeni... Prawdopodobnie stworzone tylko po to, by przynosić śmiertelnym zagładę. Jakież to było okrutne ze strony ich stwórcy, diabła... Czy naprawdę nie byli niczym więcej, jak tylko nosicielami śmierci? Czy ich przeznaczenie sprowadzało się tylko do tego?
Zapatrzył się w pustą przestrzeń. Z wiekiem ta wizja, ten problem zaczynał przytłaczać go coraz bardziej... Na dokładkę pojawiły się też całkiem nowe obawy i nie umiał im podołać. Ten Rosier! Krwawy Demon! Cieszył się, że nie doszło do spotkania jego z Tutielem. Osobowości tych dwóch były sobie tak różne, że nie mogło z tego wyniknąć nic dobrego...
Jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Westchnął, podnosząc się z ociąganiem. Był późny poranek. Słońce skrywało się gdzieś za ciężką chmurą. Nie przepuszczała ona najmniejszych promieni słońca, rzucając na świat pochmurną ciemność. Hasmed jadł drugie śniadanie. Hananel lubił mu się przypatrywać w tej czynności. Chłopiec był tego dnia wyjątkowo cichutki.
-Tak? O co chodzi?- odwrócił wzrok na służącego, wnoszącego jakąś paczkę.
-Podarunek dla panicza Hasmeda, wielmożny panie.- Wręczył mu pakunek, po czym skłonił się do samej ziemi i przy skinieniu demona, wyszedł.
Hananel przyjrzał się różowemu papierowi, następnie podszedłszy do chłopca, postawił go przed nim na stole. Hasmed stropił się, spoglądając to na swego pana to znów na podarunek.
-Otwórz. Jestem ciekawy, od kogo jest. Mam pewne podejrzenia, co do Ity, ale zobaczmy...
Hasmed ujął pakunek w niepewne dłonie. Był całkiem lekki. Nie miał pojęcia cóż by to mogło być. Kiedy rozerwał brzydki różowy papier, przywiązany śmieszną pstrokatą kokardą...zdębiał na widok tego, co znajdowało się w środku. Hananel również wyglądał na zaskoczonego.
-Co to...jest?
Było pluszowe i miękkie. Nigdy nie miał czegoś podobnego w rękach.
Z początku żaden z nich nic nie mówił. Wpatrywali się w to cudo jak na jakieś obce zjawisko, pokrótce jednak ciszę zagłuszył głośny, niepohamowany śmiech Hananela. Hasmed oparł się o krzesło, zakładając na piersi ręce. Wpatrywał się w duże czarne oczy pluszowego niedźwiedzia, które jakby wpatrywały się w niego z wyrazem całkowitej obojętności. Zabawka była piękna i słodka..., ale była zabawką.
-Z pewnością nie od Ity...Czy to nie jakoby pomyłka?
Młodzieniec rozwinął papier w poszukiwaniu bilecika. W końcu go znalazł. Drobne pochyłe pismo i jedno krótkie ,,Dla Pisklątka". To natychmiast przerwało śmiech Hananela. Niemalże wyrwał mu kartkę z dłoni.
-Niemożliwe...To chyba od Rosiera, ale...nie rozumiem...
Popatrzył na mężczyznę z uwagą, chcąc pojąć to nagłe poruszenie. Hananel zagryzł wargę, spotykając się z nim spojrzeniem. Patrzeli na siebie przez pewien czas z namysłem.
-To naprawdę od Rosiera.
-Jest bardzo złośliwy, nie uważasz panie?
Zaśmiał się słabo pod nosem, podrapawszy po policzku.
-To nie złośliwość tylko niewiedza. Rosier nic nie wie o dzieciach. Nie wie, że jesteś w wieku, w którym takie prezenty nie są ci już potrzebne. Poza tym, Rosier nie fatygowałby się z zakupem tego pluszaka tylko, dlatego żeby ci uczynić złośliwość. To bardzo interesująca sprawa. Nie umiem ci tego wyjaśnić, bo sam nie za bardzo potrafię to zrozumieć. -Chwycił maskotkę spacerując po komnacie z nią w ręku. Wyglądał przedziwnie.- Czy on całkiem poważnie mówił, że chciałby cię mieć za dziesięć lat?
-Mówić to on sobie może do woli Nie jestem przedmiotem więc...- prychnął bez zastanowienia, swoim prawdziwym głosem. Nie lubił Rosiera. Myśl o nim napawała go strachem i budziła niepohamowaną złość.
-Spokojnie.- Poczuł dłoń na swoim ramieniu. Miał ją ochotę zrzucić, ledwie się przed tym powstrzymał.- Ze wszystkich tu demonów właśnie jego nie musisz się w ogóle obawiać.
-Dlatego, bo nie interesuje się ludźmi?
-Interesuje się nimi! Jak każdy demon nie może się bez nich obejść. Jak każdy demon wchłania ich życie. Ale wybiera tylko dorosłych i bynajmniej nie z powodu etyki. Po prostu ma takie upodobanie i już.
Pochylił głowę, mrużąc oczy. Coś mu to przypominało...Czy to następny taki przypadek, że anakim nie lubi dzieci?
-Hyym...W takim razie to kolejny demon z podobną przypadłością! Są więc anakim, którym nie jesteśmy potrzebni do szczęścia!- roześmiał się odbierając mu maskotkę. Przyłożył ją do twarzy, wchłaniając jej zapach. Tak... wyczuwał go subtelnie. Wiedźma nauczyła Hasmeda odróżniać mikstury po zapachu, więc nie miał z tym żadnych problemów, jego zmysł węchu był bardzo wyostrzony. Ale ten charakterystyczny zapach, który wciągnął do płuc,...ciągle chodził mu po głowie, aż wreszcie za sprawą Hananela, udało się połączył wszystko w logiczną całość. To Rosier był tym, za którym poszedł w to obskurne miejsce do baru i to jemu zabił demona! Nie miał co do tego cienia wątpliwości!
Przyłapał się na tym, iż kiwa głową z wyrazem daleko wykraczającym dziecięcą prostotę. Był poważny i niemalże mroczny. Zmieszał się pod spojrzeniem, Hananela, który wpatrywał się w niego zaszokowany, jakby go pierwszy raz właśnie zobaczył. Podrapał się za uchem, podnosząc z miejsca. Przeszedł się po salonie z milczącym, wymuszonym uśmiechem.
-Hasmedzie...Co miało oznaczać, że spotykasz kolejnego demona nieinteresującego się dziećmi? Nie wspominałeś, że poznałeś wcześniej anakim. Chcę żebyś mi szczerze na to odpowiedział.- Dał się wyczuć wyraźny nacisk w jego głosie.
Nie potrafił się niczym wykręcić, bał się że demon nie nabierze się na nową bajeczkę, nie chciał stracić jego zaufania. Hasmed wiedział na pewno, że nie mógł opowiedzieć o spotkaniu Rosiera i pójściu za nim, bo wtedy zdradziłby się zbrodnią! Byłoby to bardzo nierozważne, biorąc pod uwagę to, jak tych dwoje było z sobą blisko...
-Nic. Po prostu...- uśmiechnął się z udawanym skrępowaniem- spotkałem już takiego demona. On też nie przepadał za dziećmi, tak zrozumiałem...Było to bardzo dawno temu i nie pamiętam jego imienia.
Hananel nie spuszczał z niego dociekliwych oczu, więc tamten powiedział po pewnej pauzie:
-Miał chyba na imię...Tutiel. Nigdy go już więcej nie spotkałem.












Komentarze
mordeczka dnia padziernika 13 2011 18:36:37
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Iria (Brak e-maila) 19:03 16-05-2010
uwaga od autorki ^_^": Opowiadanie jeszcze nie zakończone!!! I jeszcze jedno, do tych, co juz się zapoznali z ,,Pocałunkiem Śmierci", ostatnie rozdziały zostały nieco zmienione... smiley
naru (Brak e-maila) 21:33 17-05-2010
bardzo mi sie podoba to opo wiec czekam na ostatnie rozdzialy smiley
Avaron (Brak e-maila) 11:47 20-05-2010
Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i czekam na ciąg dalszy choć trochę trąci podobieństwem do pewnych książek. Masz może gdzieś zamieszczone te op. na blogu? Chętnie przeczytam więcej Twoich opowiadań, bo podoba mi się Twój styl pisania
narumon (narumon@wp.pl) 11:11 22-05-2010
Przeczytałam całość, właściwie jednym ciągiem. Na ogół nie przepadam za takimi klimatami, chyba że fabuła jest naprawdę dobra. I była smiley
Lubię Twój sposób kreowania bohaterów, tak, że na raz się ich i lubi, i nienawidzi. Do tego wzbudzasz we mnie tak przeciwstawne emocje, że czasami musiałam odejść od komputera, bo aż się we mnie gotowało...
Żeby nie słodzić za bardzo, masz ogromny problem z odmianą przez przypadki. Czasami aż zgrzytałam zębami. Zabrania się czegoś, a nie coś, itp.
I nie ma czegoś takiego jak "w każdym bądź razie" jest "w każdym razie" lub "bądź co bądź".
Mam nadzieję, że niedługo doczekamy się aktualizacji smiley
Mika (Brak e-maila) 13:05 26-05-2010
Ja chce więcej. I mam kilka próśb 1. zabij Rosiela . 2. NIE zabijaj Zorgi i Tutiela. 3. Niech pewien ktoś powstrzyma Zorgę zanim ten sam zabije .
No dobra po tak cudownej liście życzeń teraz na poważnie. Opowiadanie jest super chociaż zdawało by się że motyw zemsty jest już dawno oklepany to jednak nadal można stworzyć coś fajnego . Mam nadzieje że wkrótce pojawi się ciąg dalszy !
Mika (Brak e-maila) 13:09 26-05-2010
W życzeniu numer trzy chciałam powiedzieć żeby powstrzymano Zorgę nim ten sam się zabije ale niechcący zjadłam słowo "się" smiley
Iria (Brak e-maila) 20:06 26-05-2010
Szczerze mówiąc już się spotkałam z podobnymi postawami na blodu xD Część chciała śmierci Rosiera, druga połowa śmierci Tutiela >_<" Jesteście bardziej krwiożercze od anakim. Brrrrr

Dziękuję za komentarze, aż chce się pisać!

Rozdziałów będzie (chyba) 21. Dodaję słowo ,,chyba", ponieważ na starym blogu było tych rozdziałów aż 33! Nic nie skróciłam, po prostu je łączę, aby nie były tak krótkie smiley
To tak ,,propo słonia".
Mika (Brak e-maila) 19:56 28-05-2010
Ja wcale nie jestem krwiożercza (jeszcze nikogo nie pogryzłam chociaż ........smiley nie chyba jednak nie) Co ciekawe nie przepadam za wężami, nie lubię też blondynów. Za to mam słabość do "duszków"smiley, i tajemniczości,dlatego polubiłam Tutiela a co do nagłej śmierci rosiela mogę zrozumieć wysysanie życia, i "polowanie" (chociaż to okrutne) na niczego nie podejrzewające ofiary . Ale zabijanie dla przyjemności, i delektowanie się przerażeniem ofiary no cóż Ja Rozumiem Że To DEMON ALE.............. są pewne granice nawet u demonów (tym bardziej że i one się go boją)
Tuli-Pan (Brak e-maila) 20:08 29-05-2010
To z tymi granicami u demonów zabrzmiało dziecinnie xP Demon to demon. Nigdy nie kojarzył się mi z niczym przyjemnym. Ale prawdą jest, że można się natknąć w necie (blogi z opowiadaniami) z demonami romantycznymi, niemalże anielskimi, ale to już dla mnie nie demon smiley Tylko coś, co przywdziało tę nazwę.
An-Nah (Brak e-maila) 17:59 05-06-2010
Fascynujące, bardzo ciekawe i sprawnie napisane (Choć nie obyło się bez błędów stylistycznych, paru językowych niestety też. Myślę, że jeśli następne rozdziały będziesz dodawać pojedynczo, a nie hurtem, pofatyguję się z powypisywaniem...) opowiadanie. Wciągnęło i będę czekała na ciąg dalszy.

Tekst jest ciężki, mroczny - już sam fakt tego, jak bardzo demony/anakim zafascynowane są dziećmi budzi mocny niepokój. Początkowo nawet bałam się, że idziesz w shotę, ale nie, na szczęście nie, zahamowanie wzrostu głównego bohatera ma swój sens jako droga do zemsty, wszystkie te ociekające erotyzmem sceny z jego udziałem niepokoją, bo, goddmanit, muszą niepokoić. Demon to demon, nawet, jeśli twoje demony są tak naprawdę tylko półludzkimi mieszankami niewiadomego pochodzenia (do tego wątku jeszcze wrócę...) - stosunek ich do dzieci jest pięknie wyjaśniony. No i z jednej strony ta fascynacja objawia się poprzez zapędy niemalże pedofilskie, a na pewno - dzieciobójcze, z drugiej - przez adopcje sierot i próby stworzenia, bezskuteczne zapewne, normalnej rodziny. Dwa bieguny tej samej fascynacji, dwa bieguny tej samej luki w życiu anakim.

Świat przedstawiony ciekawy, choć mam kilka wątpliwości, ale o nich za moment. Najpierw chcę powiedzieć, że początkowo nie bardzo wiedziałam, kto jest prawdziwym demonem, a kto - anakim. Dopiero później zorientowałam się (Mam nadzieję, że to właściwa interpretacja?), że nikt z nich nie jest prawdziwym demonem, nie ważne, co myślą ludzie, z których pewnie nieliczni wdają są w dywagacje nad niuansami, zbyt na to przerażeni. No i właśnie, cała ta paranoja, strach, oszpecanie dzieci - tworzy klimat, choć żałuję, że bardziej skupiasz się na samych anakim, mało pokazując nam tej perspektywy zwykłych ludzi. Choćby jakieś wejście w psychikę dzieci Hanaela byłoby wskazane - robią za tło, a przecież dziecko wychowywane przez demona normalne nie będzie - wiedźma z początku tekstu dowodem. W sumie nie obraziła bym się, gdybyś rozwinęła Liję, dziewczyna ma wielki potencjał, a fajna i wielowymiarowa postać kobieca potrafi ożywić tekst smiley No ale jeszcze sporo przed nami, więc może to planujesz? Nie porzucaj ciekawych wątków smiley

Wracając do świata przedstawionego, zastanawiam się, czy to nasz świat, tylko w innym czasie, świat równoległy czy "jakiś inny świat fantasy"? Bo piszesz o Bilbii i krzyżach, a jeśli to "wymyślony świat fantasy", to, jakby na to nie patrzeć, nie za bardzo mają ta Biblia i krzyże rację bytu - chyba, że jakaś inna księga została nazwana Biblią, chyba, że krzyż ma jakieś inne znaczenie, niż u nas, że wziął się z innego źródła (na przykład ma symbolikę taką, jaką miewa krzyż w religiach niechrześcijańskich - oznacza cztery strony świata lub jest symbolem solarnym). I jeszcze jedno mnie zastanawia - brak, poza tymi krzyżami "prowokującymi" demony i wzmianką o Biblii, jakichkolwiek innych odwołań do religii - czy ludzie odrzucili religię? Dziwi mnie to nieco. Jakkolwiek by religia w tym świecie nie wyglądała, logiczne jest dla mnie (jako osoby religią zajmującej się de facto zawodowo) choćby powstanie sekt wieszczących koniec świata czy kapłanów-łowców demonów - albo innych form doktryny, kultu czy organizacji, będących odpowiedzią na przybycie istot z piekła rodem.
Nie wiem, jeśli masz na to pomysł, to bardzo fajnie, bo te kilka wzmianek o krzyżach i biblii budzi we mnie z jednej strony zainteresowanie ("Czemu tak, a nie inaczej?"smiley, z drugiej zaś niepokój ("Czy autorka wszystko przemyślała?"smiley

Podoba mi się główny bohater - widzę, jak szukając zemsty stacza się coraz bardziej, upodabnia do tych, których chce zniszczyć. W sumie nie zdziwiłabym się, gdyby przyjął na siebie rolę Krwawego Demona - i to na dobre. Z drogi, którą chłopak obrał, nie widzę odwrotu. Zemsta niszczy i nie pozostawia szans na zbawianie, a puki co ładnie to pokazujesz smiley
Tutiel zaś mnie rozczarował. Te jego wątpliwości co do Hasmeda/Zorgi - za ludzkie. Myślałam, że to potwór, tak jak inni, może poza Hanaelem (choć on akurat jest potworem który udaje nie-potwora nawet i przed samym sobą), a tu nagle - sentymenty. Wietrzę pairing. Ble. Nie pasuje mi to, zastrzegam na starcie, nie podoba mi się możliwość, że z Zorgi i Tutiela zrobisz parę. Nie widzę miłości między łowcą i zwierzyną, najwyżej toksyczny związek, zakończony śmiercią ich obu, ale w żadnym wypadku nic romantycznego. Rosier jest lepszy - on jest zły do szpiku kości i nie ukrywa tego. Z drugiej strony, może to przez imię, ale mocno, mocno przypomina mi Rociera/Rosiera/Rociela (jakkolwiek jego imię zapiszemy, bo widziałam wiele wersji) z "Angel Sanctuary).

Podsumowując - fajnie, choć nie bez moich wątpliwości, co do których mam nadzieję się mylić.
Rayk (Brak e-maila) 15:07 16-06-2010
Naprawdę niesamowite opowiadanie. Widać ze się nad nim naprawdę napracowałaś i muszę powiedzieć,że strasznie mi się podoba. Jedno z lepszych jakie czytałem. Buźka tak trzymaj smiley A co do życzeń nie zabijaj Rosiera. Mój mistrz xD
Rika (Brak e-maila) 13:30 22-06-2010
Opowiadanie jest genialne, steskniłam sie za takim. Rosier jest BOSKI!!!!!! Błagam, błagam nie zabijaj go smiley I mam nadzieje że dokończysz to opo.
Pozdrawiam i życze weny smiley
Iria (Brak e-maila) 23:57 23-06-2010
Dziękuję za komentarze. Opowiadanie jest już skończone, żadnych zmian nie uwzględniam smiley Co do ,,hurtowego" wysyłania rozdziałów.... Gdybym wysyłała je pojedynczo to byśmy chyba osiwieli, zanim dotarlibyśmy do końca, ponieważ, jak widać, trzeba na aktualizacje diabelnie długo czekać (!!) smileyDlatego wrzuciłam opo na inną stronę. Jeśli ktoś byłby zainteresowany to pisać na maila ^^
wampirzyca (Brak e-maila) 13:32 26-06-2010
BARDZO ALE TO BARDZO MI SIĘ PODOBAŁO I CZEKAM NA NASTĘPNE ROZDZIAŁY,MAM eta (betagrak71@wp.pl)
14:56 06-07-2010
Opowiadanie napisane po mistrzowsku. Wiesz wydawali mi sie, ze demonami sie nie interesuje. A tu niespodzianka! Jak zaczelam czytac, wiedzialam, ze wszystko bedzie malo wazne, tylko to opowiadanie. Spedzilam z nim calom noc i kawalek dniasmiley Warto bylo! Chyle czola, piszesz ciekawie, zastanawiam sie jak moze "pocalunek" sie skonczyc, i nic mam pustke;( Prosze o podanie linka gdzie jest dalsza czesc. Bardzo
Beta
Vixen (Brak e-maila) 14:22 17-07-2010
Uwielbiam cię. Gdzie można dokończyć opowiadanie? Bardzo proszę daj namiar na tę stronę
Mika (miki04@vp.pl) 19:09 25-07-2010
Cześć Ja też chętnie Poznam dalsze rozdziały więc jeśli byś mogła prześlij mi gdzie to można jeszcze znaleźć. Co prawda napisałam ci już o tym w mailu ale nie wiem czy doszedł i chyba zapomniałam się podpisać smiley
Iria (maruta_chan@wp.pl) 18:30 28-07-2010
Wysłałam każdemu kto o to poprosił, jeśli nie doszło proszę mi napisać 0_o
Ame (lily1307@o2.pl) 20:31 08-08-2010
Hej^^
Kiedyś czytałam twoje opowiadanie na jakimś blogu..... Ale jakoś mi zginęło. Kocham je po prostu, ale myślałam, że nie piszesz kontynuacji... i mnie dzisiaj uderzyło , żeby je wygooglować. Patrze a tu .....kolejny rozdział (*^*) Proszę prześlij mi na maila adres twojego bloga czy coś ^^ Dzięki. Jestem suuuuuper szczęśliwa (@.@)
Iria (Szehina) (maruta_chan@wp.pl) 00:04 09-08-2010
A ja mam prośbę *_* Szukam żony/męża... znaczy się... (za dużo romansów) szukam kogoś, kto będzie wyszukiwał i pomagał mi poprawiać błędy w moim nowym opowiadaniu, które aktualnie tworzę T_T Najlepiej niech to będzie osoba cierpliwa, łagodnego usposobienia xD inaczej się w sobie zamknę... na amen o_0 Proszę, niech ktoś wykorzysta swoją umiejętność poprawnego pisania i zechce mi pomóc. Co do kolejnych rozdziałów, zobaczycie je na tej stronie smiley Pozdrawiam!!
Rika (ala_bodzon@o2.pl) 20:06 20-09-2010
Miałam długą przerwę od tego opowiadania, a w zasadzie to od internetu ale to za nim się chyba najbardziej stęskniłam. Wysłałam ci kiedyś meila z prośbą ale chyba nie doszło jakbyś mogła mi kiedyś podesłać nazwę tego bloga, będe bAArdzo wdzięczna smiley
An-Nah (Brak e-maila) 16:23 06-10-2010
Tak, wiem, pisałaś, że cię komentarze do tego tekstu przerażają. Ale szczerze? Zakładam, że jeśli ktoś nie chce komentarzy, to po prostu nie publikuje. O i tyle smiley

A historia jest fascynująca i wciąga. Stworzyłaś świat i bohaterów z gigantycznym potencjałem. Chcę wiedzieć co dalej i, co tu mówić, chcę dowiedzieć się więcej o świecie. Co, skąd, jak, kiedy, czemu pojawili się anakim, kiedy, jakie są reakcje, co robią ludzie, co ma do tego Bóg/bóg i czy to jest nasz świat i chrześcijaństwo, czy coś odmiennego, zupełnie inna rzeczywistość? Co się wydarzyło, że ten świat wygląda na do końca przeżarty złem i podążający ku upadkowi?
Co do postaci, to masz jednak dar do tworzenia sukinsynów, tu to widać. Zwracam honor, u ciebie wszyscy są źli... mniej lub bardziej.

Scena gwałtu mnie odrzuciła, ale była na miejscu, miała sens. Nie odebrałam jej jako coś, co miało być atrakcją dla niewyżytych czytelniczek. Zachowanie Hasmeda/Zorgi po? Chyba ma chłopak rys psychopatyczny, skoro odbiera gwałt jako krzywdę wyłącznie fizyczną i tak prędko stwierdza, że może warto by zostać kochankiem Rosiera... a potem scena z włażeniem do łózka Tutielowi... I szczerze mówiąc, nie wiem,co tu jest grane, myślałam, że Zorga chce Tutiela uwieść... Chyba, że uwodzi go udając niedostępnego, bo w miłość do najbardziej znienawidzonego z demonów nie uwierzę za cholerę. Nie u kogoś z taką przeszłością i z taką emocjonalnością.

Intryguje mnie Beliar i Kazbiel - mam wrażenie, że obaj jeszcze będą mieli swoje pięć minut. Zwłaszcza Kazbiel, którego urodę i kolor oczu podkreślasz co chwilę. Nie wiem, mam mały pomysł co do tego, co Kazbiel może zrobić, ale...

Z usterek? Ilekroć trafiałam na sformułowanie "ognistowłosy" czy "fiołkowooki", miałam ochotę strzelić wydrukiem w szybę autobusu. Jeśli kiedykolwiek będziesz ten tekst poprawiać, zacznij od wywalenia -okich i -włosych, bo to niestety sformułowania na poziomie grafomanii, a ty grafomanką za cholerę nie jesteś i ten tekst do koszmor się nie zalicza. Reszta... więcej błędów niż w "Robaczywym Owocu", postęp widać smiley

Aaa, co do komentarzy które mi dałaś, to nie, nie polecam uczyć się pisania ode mnie. Pisanie jak ja kończy się tym, że ma się dwóch czytelników na krzyż - i czasem jakiegoś gratis. Nie polecam. Frustrujące jak cholera.
A poważnie, najlepiej jest chyba pisać po prostu takie rzeczy, jakie samemu chciałoby się przeczytać.
Iria (maruta_chan@wp.pl) 13:47 10-10-2010
Dziękuję, An-Nah. Cieszę się, że zauważyłaś postęp smiley Masz rację, co do -włosych i -okich, wstrętne! Już nie popełniam podobnych błędów. Opowieść jest skończona i możesz się rozczarować, ponieważ nie wszystko zostało dopowiedziane i jeśli wezmę się za poważną poprawę tekstu, wtedy dopiero wezmę twoje spostrzeżenia pod uwagę i uzupełnię opowieść. Na razie pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję, że pewnego razu być może pojawią się kolejne rozdziały Pocałunku ¦mierci na tej stronie. Nie wyobrażam sobie, że moje opo zostanie ,,tutaj" tak brutalnie przerwane :/ Nie wiem czemu tak się dzieje, mam nadzieję, że wszystko wróci kiedyś do normy ;] Pozdrawiam!
fanta (fantastka55@gmail.com) 19:57 07-12-2010
Iriaaaa T.T nie rozwalaj mnie T.T
powiedz, że jest jakaś kontynuacja. To się nie może tu skończyć. Ja muszę wiedzieć co z Tutielem i Zorgą. T.TTT
BaaaAaaaaAaaaAAaaaAAaaaagam! T.T
An-Nah (Brak e-maila) 18:30 07-01-2011
No i doczytane smiley
Skłamałabym, gdybym miała powiedzieć, że się nie podobało. Bo się podobało, wykreowałaś ciekawy świat i mimo, że wiele chciałabym się jeszcze o nim dowiedzieć, brak wyjaśnień nie psuje przyjemnej lektury. Cieszę się, że cały czas pojawiają się w sieci osoby, które nie ulegają modom na fan-fiki ani na miniatury, tylko konsekwentnie prowadzą autorskie projekty.

Końcówka - chaos w LaVion, ludzie w końcu buntujący się przeciw demonom (tego mi brakowało!), anakim korzysatjący z okazji, żeby się pozabijać i pokazujący, że więzi między nimi są tylko pozorem - to było piękne, wynikało z treści i było dobrze przedstawione.
Z drugiej strony, jeśli portretujesz wszystkich anakim jako potwory niezdolne do uczuć, jeśli ich uczucia to co najwyżej samooszukiwanie się - to odmawiam nazwać uczucie Tutiela do Zorgi miłością. Może Tutiel się oszukuje, wmawia sobie, że ma uczucia. Może to tylko żądza. Ale nie, nie wierzę w taką miłość, w nagłe zaprzeczenie wszystkiemu, co dotąd napisałaś. Tutiel nigdy nie miał wątpliwości co do swojej natury, nie próbował zaprzeczyć temu, że jest potworem. I nagle robi się z niego romantyk... Nie! Podobnie Zorga - cały czas napędzało go pragnienie zemsty, nienawiść, miłość do brata... i nagle kocha Tutiela. Wiem, że fandom się domaga romantycznych związków, ale tu nie ma miejsca na romantyczne związki. Lepiej by było Zorgę zostawić martwego. Albo pozwolić im się nawzajem pozabijać w epilogu...
Ale cóż, twoja historia, twoje postaci. Czytało się świetnie, więc nawet ten niepotrzebny romantyzm ogólnego dobrego wrażenia nie psuje.
Channel (Brak e-maila) 20:57 09-01-2011
No właśnie zauważyłam, że zmieniłaś końcówkę. Z tego co pamiętam, to Zorga zginął... Och, jak już mam wybierać, to wolę tę wersję. Chociaż jest (tak jakby) happy end, nie? smiley
Iria (maruta_chan@wp.pl) 14:49 13-01-2011
No przecież jak uśmierciłam Zorgę, a Tutiela wygnałam z Abadon to mnie rozerwałyście na strzępy. Kurrrrczak, nie dogodzę xD Rzeczywiście ,,kobieta zmienną jest".

A nieuważne, szybko przemykające przez treść oczy rzeczywiście mogły przeoczyć wątki, które zaprzeczają temu, że anakim nie mają uczuć. W tekście jest sporo takich wątków i zdań, ale nie napisanych wprost, bo nie lubię takich przejrzystych treści ;] Mam nadzieje, że większość jednak zauważyła.

Dziekuję, że byłyście ze mną do końca! Dziękuję za wszystkie komentarze!
An-Nah (Brak e-maila) 15:34 16-01-2011
Hej, hej, hej, przyznaję, ze mogło mi coś umknąć, mogłam coś odczytać niezgodnie z wolą autorki, ale raczej nie dlatego, że czytałam nieuważnie - należę jednak do osób, które zwracają uwagę na niuanse. Może po prostu ja CHCIAŁAM tak odczytać? Może po prostu chciałam opowiadania, w którym toksyczna fascynacja nie zmieniłaby się w miłość i podświadomie oczekiwałam takiego? Nie wiem.
Pojechałaś mi kobieto po ambicji, jak zdam egzaminy, przysiądę nad tym tekstem raz jeszcze.

Co do zakończenia: nie zadowolisz wszystkich! Nie próbuj nawet, nie dostosowuj się do życzeń części czytelników, bo reszta będzie miała swoją opinię. Zakończenie to coś, co wynika z całości tekstu, a nie to, co chciałabym widzieć ja (śmierć Zorgi) czy inny czytelnik (obecna wersja). Zastanów się, jakie tobie najbardziej odpowiada smiley Literatura to to, co pisarz ma do powiedzenia, a jeśli czytelnik narzeka - to jego problem smiley
Iria (Brak e-maila) 20:38 16-01-2011
Rozumiem, ale pisarz nie może pisać wyłącznie dla siebie. Musi wziąć pod uwagę oczekiwania innych. Poza tym uważam, że nieźle wybrnęłam(samochwała)z tym zakończeniem... Popatrz, Zorga otrzymuje szansę by zacząć wszystko od nowa, oby nigdy nie odzyskał pamięć ;] Nie rozumiem kogo mogłoby uszczęśliwić inne zakończenie. Z pewnością upłyną jeszcze lata, zanim uda mu się uporządkować w głowie niektóre sprawy i znaleźć własne miejsce. Tutiel także postara się odnaleźć w nowej sytuacji. Co do ,,kochania", nawet pies darzy uczuciem swojego właściciela, nie bądźmy okrutni ;/ To ostateczna wizja opka. AMEN
Szpilka (Brak e-maila) 14:11 24-01-2011
Gdzie kolejne rozdziały?? 0_0
Koparopa (Brak e-maila) 16:34 24-01-2011
Hm. Sama nie wiem jak na to patrzeć. Już dawno czytałam Pocałunek Śmierci na Twoim blogu i jego zakończenie wydało mi się... doskonałe. Przez cały czas byłam przekonana, że nie mogło być inne i po zapoznaniu się z nową wersja wciąż tak uważam. Dla mnie Zorga umarł wraz ze śmiercią swojego brata, Hasmed umarł zabity przez Hananela, wydostając się z klatki Rosjera. A Tutiel przepadł. Wybacz ale uważam, że nowa wersja nie jest nawet prawdopodobna z psychologicznego punktu widzenia. Trochę szkoda, że poddałaś się namowom i zmieniłaś idealne zakończenie, to jednak Twoja decyzja i szanuje ją, lecz jak pisałam, dla mnie jedynym i prawidłowym zakończeniem zawsze będzie to pierwsze. Uściski smiley
Atena (Brak e-maila) 18:20 24-01-2011
A ja uważam, że ,,to" zakończenie jest bez 2 zdań bardziej prawdopodobne!!! Byłoby inaczej, gdyby Zorga darzył brata silną więzią, a tak nie było. Chłopak miał pretensję o to, że anakim uczynili go przez pewien czas nieśmiertelnym (że tak to skrócę) a to spowodowało, że odtrącono go, skazując na życie z wiedźmą, która z kolei nawbijała mu do głowy wiele podręcznikowych mądrości. Więc właściwie dużo zyskał, stał się dla demonów trudniejszą zdobyczą. Może właśnie przez to czuł się w obowiązku wypowiedzieć demonom wojnę. Nie zaprzeczam, że swoje przeżył, ale nie był jeszcze aż tak skrzywiony, co sugerują niektóre osoby. Uważam, że nie chciał swojej śmierci, a nawet były momenty, kiedy wyobrażał sobie życie z Tutielem. Czuł, że nie może o nim myśleć, jeśli nie zakończy pewien rozdział. Hasmed na pewno nie był typem, który oddałby się anakim w ofierze, o nie nie... Dlatego drugie zakończenie zdecydowanie wydaje się bardziej logiczne. Uffff lubię rozważać takie treści *_*
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum