The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Listopada 02 2024 21:45:42   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Rex demonica 4



- Jednopłciowe związki? Są u nas taką sama normą jak między kobietą a mężczyzną, z tą tylko różnicą, że nie mogą mieć dzieci. Ale to nie stanowi żadnego problemu. Demony, które się decydują na takie związki, robią to z pełną świadomością konsekwencji i nie próbują tego w żaden sposób zmieniać. Medycy w ogóle nie próbują wynaleźć na to leku, magia też tu się nie wtrąca.
- Może właśnie dlatego Bóg was przeklął? Że podchodzicie tak beztrosko do czegoś, czego on nienawidzi?
- A skąd wiesz, że tego nienawidzi? Nie potraficie rozmawiać z Gają, to jak chcecie usłyszeć to, co Bóg do was mówi?
- W sumie masz rację, nie wiem. Jest tyle rzeczy których nie wiem, jak choćby to, dlaczego się tu znalazłem. Czy myślisz - spojrzał uważnie na rozmówcę - że gdybym w tamtym momencie był gdzie indziej to wszystko potoczyłoby się inaczej i nie trafiłbym tutaj?
- To jest możliwe - odparł spokojnie Adam. - Ale po co zajmujesz sobie tym głowę?
- To już chyba taka ludzka natura - Athru roześmiał się - dociekać i gdybać, co by się stało gdyby... Powiedz - szybko zmienił temat - Wykluje się? - Skinął głową w stronę ogniska.
- Wykluje - potwierdził Adam - i nie będziesz musiał na to długo czekać.
- To dobrze, dzieciak tak się podniecił tym, że będzie miał Firlixa.
- Dlaczego mu go oddałeś? Mogłeś wziąć go dla siebie i zignorować go. Zamiast tego mu pomagasz.
- Nie wiem - wzruszył ramionami - Jakoś tak żal mi się go zrobiło. Wyglądał tak bezradnie... Nagle poczułem się jakbym miał młodszego brata o którego musze dbać. Wiesz, to nawet całkiem miłe uczucie.
- Obserwowałem ludzi już tyle czasu, że myślałem, że znam was lepiej niż wy sami, a tu coś takiego...
- To źle? - Athru zaniepokoił się.
- Bo ja wiem... - Adam zapatrzył się w ogień. - Z jednej strony źle, bo nie wiem jak twoje zachowanie wpłynie na moje demony, mogę tylko, jak ty to powiedziałeś, gdybać. Ale każde takie gdybanie to tylko jeden z możliwych wariantów, jedna z konsekwencji tego co robiliśmy lub nie zrobiliśmy. Roztrząsanie ich z jednej strony nie ma sensu, bo jest ich zbyt wiele, ale z drugiej strony muszę dbać o moje demony, więc muszę gdybać, jeśli chodzi o ciebie. Ale wiesz co? Damy już spokój tym filozoficznym tekstom. To miała być miła i niezobowiązująca pogawędka.
- Nigdy nie wiesz w którą stronę pójdzie rozmowa.
- Więc może jednak dasz sobie z tym spokój i spróbujesz zasnąć?
- Żeby to było takie proste... - Athru westchnął - W dalszym ciągu nie czuję zmęczenia.
- Więc chyba będę ci musiał pomóc. - I zanim Athru zdążył zareagować dotknął jego czoła palcem wskazującym. - Śpij.
Powieki Athru zrobiły się ciężki i chłopak osunął się ma ziemię. Adam ułożył go wygodnie i otworzył przejście do swojej samotni.
Następnego dnia Athru obudził się gdy słońce dopiero zaczynało swoją wędrówkę po niebie. Przez chwile leżał zastanawiając się czy spróbować zasnąć ponownie czy może jednak wstać i spróbować złapać własnego Chowańca. Odwrócił głowę w stronę Simona. Chłopak leżał na plecach, posapując cicho przez sen, a koc którym był przykryty leżał skołtuniony obok niego. Athru podniósł się i ostrożnie przykrył chłopaka. Starając się go nie obudzić dołożył do ognia, który już ledwo się tlił na ostatnich polanach, sprawdził czy jajo wciąż jest całe i ruszył w głąb lasu.
Szedł uważnie rozglądając się w koło i nasłuchując. Nagle przystanął. Miał wrażenie, że w oddali, między drzewami widzi dorodnego jelenia. Chwilę stał nieruchomo patrząc w tamtym kierunku. Tak, nie było wątpliwości, to jeleń ze sporym porożem stał i spokojnie skubał krzak jakiejś rośliny. Powoli podniósł głowę, chcąc zrobić krok w stronę zwierzęcia, lecz zamarł. Nagle jeleń podniósł łeb, jakby usłyszał ten ruch. I Athru przetarł oczy ze zdumienia: jeleń jednocześnie skubał trawę i nasłuchiwał. Dopiero gdy zwierzę stanęło przodem do niego, zrozumiał. Miało dwie głowy. Był to tak fascynujący widok, że Athru stał i gapił się, a w głowie kłębiła mu się myśl, że tamten też się na niego gapi. Tylko dlaczego nie ucieka?
W końcu wyrwał się z tego dziwnego letargu i nie zastanawiając się dłużej, ruszył biegiem w stronę jelenia. Wiedział, że skradanie się nie ma sensu, wiedział że tamten wie o nim, chociaz nie wiedział jakim cudem. Przecież stał zbyt daleko by go usłyszeć, poza tym wiatr wiał w jego stronę, więc zwierze nie mogło go zwęszyć. Więc jakim, do cholery, cudem? Zrezygnował z zastanawiania się nad tym, skupiając bardziej na tym by jak najszybciej dotrzeć do zwierzęcia. Niestety zdążył pokonać zaledwie połowę dzielącego ich dystansu, gdy jeleń podniósł drugi łeb, zaryczał i odwróciwszy się tyłem do Athru i puścił pędem przed siebie.
- Cholera! - warknął Athru próbując przyspieszyć bieg, lecz mimo iż starał się jak mógł, dystans między nim a zwierzęciem wciąż się powiększał, aż w końcu jeleń zniknął całkiem w leśnej gęstwinie. Łudząc się, że może go jednak dogoni, Athru podjął ostatnia próbę przyspieszenia, lecz nagle zahaczył nogą o jakąś gałąź i runął na ziemię.
- Kurwa! - zaklął instynktownie wyciągając ręce, by osłonić twarz. - Kurwa! - powtórzył gdy już się podniósł i dotarła do niego myśl, że jest skończonym idiotą i sklerotycznym kretynem. Przecież mógł użyć magii do schwytania tego cholernego Chowańca! Teraz mu zejdzie nie wiadomo ile czasu na znalezienie kolejnego. Już chciał się podnieść i ruszyć dalej, gdy ego mózg zarejestrował coś, co zobaczył kątem oka. Instynktownie odwrócił się w tamtą stronę i zobaczył najzwyklejsze na świecie wnyki i zaplątanego w nie kota. Powoli podszedł bliżej. Kot leżał nieruchomo, Athru nie był pewny czy jeszcze żyje. Ostrożnie dotknął go czubkiem buta, wtedy jeden z dwóch ogonów zwierzaka drgnął nieznacznie.
- A więc jeszcze dychasz - stwierdził. - Może uda się cię uratować.
Chcąc mieć pewność, że zwierzak nagle nie rzuci się na niego, przykrył go siecią, następnie wyciągnął nóż i zabrał się za uwalnianie go. Trochę to trwało, ale w końcu udało mu się znaleźć miejsce w którym drut nie wżął się w nogę zbyt mocno. Na szczęście nóż był wystarczająco ostry i już po chwili zwierzę leżało wolne. Athru szybko owinął je siecią, mimo iż wciąż nie okazywało żadnych oznak życia.
- No dobra, sierściuchu, jeśli uda mi się cię uratować, będziesz moim Chowańcem - powiedział, po czym ruszył w stronę ogniska. Nagle naszła go myśl, że Simon może się zdenerwować gdy się obudzi i go nie zastanie.
Kiedy doszedł na miejsce, okazało się, że rację miał tylko częściowo: Simon już się obudził ale nie panikował, zbyt był zajęty wpatrywaniem się w ognisko.
- O, już jesteś! - odezwał się Simon z wyraźną ulgą w głosie, widząc podchodzącego do ogniska Athru. - Jajo zaczyna pękać!
Athru ostrożnie położył swoją zdobycz na ziemi i podszedł do ogniska. Jajo leżało otoczone wianuszkiem płonących drobnych gałązek, a na jego czubku wyraźnie było widać pęknięcia, którcy z każdą chwilą przybywało.
- Teraz trzeba uważać - powiedział Simon. - Tuż po wykluciu Firlix jest cały z ognia i nie umie jeszcze latać, ale kiedy zgaśnie ten ogień może szybko uciec, więc trzeba go złapać zanim ostygnie. Na szczęście ty znasz magię ognia, więc nie powinno z tym być dla ciebie problemu, prawda? - Simon popatrzył wyczekująco na Athru. Ten tylko skinął głową, z fascynacją patrząc na pękające jajo.
W końcu maleńkich pęknięć było tak dużo, że zrobiła się z nich maleńka dziurka, która powiększała się z sekundy na sekundę, aż w końcu ukazała się mała płonąca główka.
- Łał - wyszeptał z podziwem Simon, a Athru, chociaż nic nie powiedział, zgadzał się z nim w zupełności.
W końcu skorupka popękała na tyle, że ptak mógł z niej swobodnie wyjść, wtedy Athru wyciągnął rękę i chwycił go za szyję. Myślał, że może będzie musiał z nim walczyć, ale nic takiego się nie stało, Chowaniec siedział spokojnie, a jego ogień powoli przygasał, zmieniając się w upierzenie.
- Jaki piękny - Simon nie mógł wyjść z podziwu, kiedy już transformacja ptaka się skończyła.
- Proszę - Athru wyciągnął rękę w której trzymał Firlixa w stronę Simona.
- On na pewno jest mój? - chłopak spojrzał z niedowierzaniem na Athru.
- No przecież ci obiecałem - odparł, wtedy Simon uśmiechnął się i złapawszy ptaka w obie ręce przycisnął go do piersi.
- W końcu mam Chowańca - wyszeptał, a w jego oczach pojawiły się łzy.
Dziwnie zmieszany Athru odwrócił się, chcąc dać chłopakowi czas na oswojenie się ze zwierzakiem. Podszedł do kota, który wciąż leżał w sieci, jednak tym razem był bardziej żywy, niż gdy go uwalniał z wnyków.
- A jednak żyjesz - stwierdził z podziwem kucając tak by widzieć mordkę zwierzaka. I zobaczył wpatrzone w siebie błękitne ślepia.
Przytrzymując zwierzaka jedną ręką, drugą odgarnął sieć tak, by złapać kota za skórę na karku. Dopiero gdy był pewny, że mocno go trzyma wyswobodził go całkowicie z sieci. Wtedy zwierzak jakby nagle dostał zastrzyku energii, bo szarpnął się, syknął i zamachnął łapą, lecz Athru błyskawicznie odsunął go na wyciągnięcie ręki, przez co atak skończył się niepowodzeniem.
- Lepiej się zachowuj, bo inaczej się wykastruję - warknął do zwierzaka. - To ja ratuję cię od śmierci, a ty tak się próbujesz odwdzięczyć?
Słysząc to kot spotulniał i położywszy uszy po sobie pisnął.
- Czyżbyś rozumiał co do ciebie mówię? - zdziwił się Athru. - To i dobrze, przynajmniej grzecznie będziesz wykonywał moje polecenia.
- Chowańce doskonale rozumieją co się do nich mówi - odezwał się Simon. Athru odwrócił się w jego stronę, chłopak wciąż przyciskał do piersi Firlixa. - Jestem pod wrażeniem, udało ci się złapać Multixa.
- Mamy już chowańce, więc chyba możemy wyjść już z tego lasu - powiedział Athru chcąc odwrócić uwagę Simona od własnego zakłopotania. - Będziesz w końcu mógł iść do medyka.
- Jeszcze nie - chłopak pokręcił przecząco głową.
- Nie? A co jeszcze? Miałem złapać Chowańca i go złapałem.
- Trzeba go jeszcze do siebie przywiązać.
- Jak?
- Musisz naznaczyć go własna krwią i wypowiedzieć zaklęcie.
- A dużo tej krwi trzeba? - Perspektywa upuszczania krwi niezbyt się spodobała Athru.
- Ależ nie - odparł Simon uspokajająco - wystarczy kropelka z naciętego palca.
Słysząc to Athru odetchnął z ulgą. Wyciągnął nóż z buta i podał Simonowi.
- Nacinaj.
- Ja? - zdziwił się chłopak.
- Nie, Święty Mikołaj - mruknął Athru, a widząc zdziwione spojrzenie chłopaka dodał szybo: - No przecież ja nie mogę, muszę trzymać tego cholernika żeby mi nie zwiał. Nie uśmiecha mi się szukanie kolejnego Chowańca nie wiadomo ile czasu.
Simon wziął nóż, jedną ręką wciąż przyciskając ptaka do piersi, po czym naciął jeden z palców Athru. Ten syknął czując szczypanie.
- Bardzo boli? - zaniepokoił się Simon. Odłożył nóż i złapał dłoń Athru chcąc sprawdzić czy rana nie jest zbyt wielka.
- Nie boli, to taki odruch - mruknął Athru nie chcąc by chłopak uznał go za mięczaka. - To co teraz?
- Umaż go tą krwią.
Athru posłusznie przejechał palcem po sierści kota. W tym czasie Simon też nacią swój palec i naznaczył ptaka.
- A teraz powtarzaj za mną zaklęcie: duchu ziemi i wszelkich żywiołów, daj mi władze nad tym życiem, by mógł mi służyć. Niech się stanie moim.
Athru posłusznie powtarzał za Simonem każde słowo.
- I to już? - upewnił się gdy skończyli zaklęcie. - Od teraz jest już moim Chowańcem?
- Jeszcze nie. Żeny zaklęcie było kompletne, musisz mu nadać imię.
- Imię? - mruknął Athru wpatrując się w błękitne ślepia. - Niech będzie Lapis, od Lapis Lazuli. Jego ślipia wyglądają zupełnie jak ten minerał. Od teraz będziesz Lapis - powiedział do kota. Kiedy to mówił miejsce na ciele zwierzak, którego dotknął zakrwawionym palcem rozbłysło jasnym światłem. Tak był tym zafascynowany, że nie zauważył jeszcze jednego rozbłysku. - Tym razem to już? - upewnił się.
- Tym razem to już - potwierdził Simon. - Teraz musi wykonywać twoje polecenia, więc możesz go już puścić, nie ucieknie.
Athru ostrożnie zabrał rękę z karku zwierzaka, gotów złapać go gdyby próbował uciec, lecz ten tylko leżał i uważnie się w niego wpatrywał. Athru uśmiechnął się wyraźnie zadowolony.
- To może teraz pomożesz mi nazwać mojego? Próbowałem wymyślić jakieś superowe imię, ale wszystkie wydaja mi się banalne.
Athru parsknął rozbawiony lecz szybko umilkł widząc poważna minę Simona.
- To może... - zmarszczył brwi. - Pyro?
- Pyro? Podoba mi się - Simon uśmiechnął się. - Więc od dzisiaj jesteś Pyro. - W tym momencie grzbiet ptaka rozbłysnął jasnym światłem.
- Trzeba by się zająć teraz jego łapą - mruknął Athru spoglądają w stronę Multixa - Nie chciałbym żeby ją stracił. Tylko nie wiem co robić. Są tu gdzieś jacyś medycy, którzy zajmują się Chowańcami?
- Niestety nie ma takich medyków, ale może lekarstwa demonów pomogą też Chowańcowi?
- Dobrze by było, nie chciałbym go stracić. Łapanie Chowańca to jednak nie taka prosta sprawa.
- Troche się znam na leczniczych miksturach - wybąkał Simon. - Jedną z nich można zrobić z roślin rosnących w tym lesie.
- A które to rośliny?
Simon rozejrzał się w koło.
- Niestety nie widzę żadnych w pobliżu, musiałbyś poszukać.
- Poszukamy razem - odparł Athru stanowczo. Nie uśmiechało mu się łażenie po lesie za czymś czego nie znał.
- Niby jak? Przeciez nie mogę chodzić - Simon poklepał się po kontuzjowanej nodze. Athru bez słowa podszedł do niego i zanim chłopak zdążył zareagować, wziął go na plecy.
- Ja idę, ty się rozglądasz - powiedział i ruszył przed siebie.
Na szczęście nie musieli iść daleko, gdy Simon wypatrzył właściwe rośliny. Athru zerwał je i wrócili do ogniska. Oba chowańce posłusznie leżały tam gdzie je zostawili. Athru ostrożnie posadził Simona na pieńku i postępując zgodnie z jego instrukcjami sporządził z zerwanych roślin papkę, którą nałożył łapę swojego Chowańca, a następnie obwinął ją dość dużymi liśćmi rośliny, która rosła w pobliżu, a której nazwy kompletnie nie znał.
- Oby to pomogło - mruknął. - Okej, skoro ty masz już Chowańca, ja też go mam, więc nie ma powodu dłużej tu przebywać. Teraz już chyba możemy stąd wyjść?
- Teraz możemy.
Athru zagasił ognisko i pozbierał wszystkie swoje rzeczy, po czym podał torbę Simonowi.
- Ty niesiesz torbę, a ja ciebie. Tylko co ze zwierzakami? - spojrzał z niepokojem na kota, który wpatrywał się w niego intensywnie.
- O chowańce nie musisz się martwić. Kiedy ich nie potrzebujesz, znikają i pojawiają się jak tylko je przywołasz.
- Nawet jak są ranne?
- To nie stanowi dla nich przeszkody.
- Aha. Znikaj - powiedział do Multixa. Sekundę potem kot zniknął. - No i klawo - mruknął Athru.
Wziął Simona na plecy.
- To w którą stronę idziemy?
- Obojętnie. Za parę metrów powinniśmy wyjść.
Athru ruszył przed siebie. Zgodnie ze słowami Simona, po parunastu metrach las nagle skończył się. Kiedy już byli na zewnątrz Athru odetchnął z ulgą.
- Co teraz? - zainteresował się Simon.
- Szczerze mówiąc nie wiem. Nie powiedział mi co mam robić po wyjściu z lasu.
- Kto?
- Harlem Wartas, hrabia który mnie tu przywiózł. Jest znajomym mojego kuzyna.
- Skoro cię tu przywiózł, to chyba powinien też cię zabrać, nie? - zapytał Simon niepewnie.
- Chyba... - odparł Athru niepewnie rozglądając się w koło. - Ech - westchnął - myślałem, że może czai się gdzieś w pobliżu, ale wychodzi, że dupa z tego. Chyba trzeba drałować na własnych nogach.
- A daleko to?
- A nie mam bladego pojęcia - Athru wzruszył ramionami.
- To co zrobimy? - Simon zasępił się. - Już wiem! - wykrzyknął po chwili. - Przecież możemy wysłać Chowańca żeby kogoś sprowadził!
- A da radę? - Athru podszedł sceptycznie do tego pomysłu.
- Oczywiście. Musisz mu tylko wydać polecenie.
- Jeszcze czego - burknął Athru. - Nie będę go wykorzystywał z tą jego poharataną łapą.
Simon roześmiał się rozbawiony.
- Mogę wysłać swojego. Pyro! - zawołał i przed ich oczami zmaterializował się ptak. - Przyprowadź tutaj... Jak on się nazywa? - zwrócił się do Athru.
- Harlem Wartas. Hrabia.
- Przyprowadź tutaj hrabiego Harlema Wartasa - wydał polecenie Simon.
Ptak skrzeknął i zniknął.
- Na pewno go przyprowadzi? - Athru wolał się upewnić.
- Na pewno, tylko nie wiem ile to potrwa, więc lepiej postaw mnie na ziemię.
Athru ostrożnie kucnął i Simon zsunął się z jego pleców siadając na ziemi. Nie mając nic innego do roboty Athru zrobił to samo.
- Więc, zanim po nas przyjadą, może opowiesz mi cos więcej o Multixie?
- Jeśli chodzi o wygląd to nie różni się niczym od zwykłego kota, z wyjątkiem tego podwójnego ogona. Kiedy Multix się transformuje w swoja bojową wersję, te ogony stają się silniejsze nawet od broni wykonanej z żelaza. Multix może nim nawet skruszyć skałę. - Athru aż gwizdnął podziwu. - Ogólnie bronią Multixa są jego kły i pazury. Znaczy gryzie ofiarę i atakuje pazurami.
- Eeee - w głosie Athru można było usłyszeć zawód - to raczej słaby on jest.
- Wcale nie! - Simon pokręcił przecząco głową. - Silniejszy od niego jest jedynie Zmienny i Firlix.
- No bez jaj, takie chuchro jest jednym z najsilniejszych Chowańców?
- Wygląd to nie wszystko - burknął Simon. - To, że jakiś Chowaniec jest wielki nie znaczy, że ma tez wielką siłę. Weźmy na przykład Garganta. Jest on wielki niczym drzewo, ma wielki łapy, a jednak jest strasznie powolny i zalicza się do średnio silnych Chowańców.
- Okej rozumiem - powiedział Athru pokorniejszym tonem.
- Wracając do Mulitxa, jego głównym atutem jest to, że może się w nieskończoność rozmnażać.
- Rozmnażać? Znaczy jak?
- No, z jednego Multixa robią się dwa, z tych dwóch kolejne dwa i tak dalej. Dlatego właśnie nazywa się Multix, że jest go multi, multi...
- A, rozumiem.
- No więc teraz wyobraź sobie, że musisz z kimś walczyć. Multix się błyskawicznie rozmnaża i rzuca na intruza z kłami i pazurami, szarpie go i drapie. Tamten zabija kilka jego wcieleń, a na to miejsce on znowu się rozmnaża i dalej kąsa i drapie. Nie ma siły żeby ktoś przetrzymał taki atak.
- Więc jestem niepokonany?
- No bez przesady, każdego Chowańca można pokonać, jeśli stosuje się odpowiednią taktykę i fortele. Dlatego ważne jest byś trenował swojego Chowańca, uczył go nowych taktyk. Chowańce to bardzo bystre zwierzęta, szybko się uczą.
- Okej, czyli muszę z nim trenować.
- Dokładnie.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz nagle na horyzoncie zauważył jakiegoś jeźdźca. Nie był pewny czy to przyjaciel czy wróg więc intensywnie wpatrywał się w powiększającą się plamkę.
- To on? - zainteresował się Simon podążając za wzrokiem Athru.
- Jeszcze nie wiem - mruknął próbując rozpoznać jeźdźca. Po krótkiej chwili uśmiechnął się z ulgą. - To on.
Tymczasem hrabia Wartas podjechał do nich.
- Nie sądziłem, że pójdzie ci tak szybko - powiedział zsiadając z konia.
- Ja też.
- A to kto? - zainteresował się hrabia widząc Simona.
- Mój brat - odparł szybko Athru.
- Ty nie masz brata.
- Skoro Sarlas może być moim kuzynem, to on może być moim bratem. A to oznacza, że jedzie ze mną - dodał szybko widząc jak mężczyzna otwiera usta próbując coś powiedzieć. - A jak wam się to nie podoba, to szukajcie se innego frajera na tron.
- Niech ci będzie - odparł hrabia ze świstem wypuszczając powietrze. - Ale nie zabiorę was obu. Chłopak musi poczekać, najpierw zawiozę ciebie, a potem wrócę po niego.
- Nie zostawiaj mnie samego! - krzyknął zrozpaczony Simon, na co Athru machnął uspokajająco ręką.
- Nie ma takiej opcji. Jak byś nie zauważył, dzieciak potrzebuje medyka, więc albo bierzesz najpierw jego a ja czekam, albo on wsiada na konia, a my idziemy obok pieszo. Wybieraj.
Wartas przez chwilę patrzył wilkiem na Athru, w końcu sapnął gniewnie i warknął:
- Wsadź go na konia.
Drogę powrotną przebyli w całkowitym milczeniu. Zajęła im ona prawie godzinę. Kiedy dotarli na miejsce, Athru znowu musiał przedstawić Simona jako swojego brata, tym razem hrabiemu Ustashowi, jednak ten, w przeciwieństwie do przyjaciela, zareagował na ta wiadomość nad wyraz spokojnie.
- Trzeba będzie przygotować dla niego jakąś komnatę - stwierdził.
- A dało by radę coś obok mnie? - zapytał Athru.
- Dało by.
- To świetnie - chłopak uśmiechnął się. - A macie w pobliżu jakiegoś medyka?
Hrabia Ustash spojrzał na jednego ze służących. Ten tylko skłonił się i odszedł.
- Mój chwilowo jest nieobecny, będzie wam musiał wystarczyć miejscowy. Będzie tu za jakieś dwie godziny.
- Mnie jest tam obojętne, aby tylko zajął się odpowiednio nogą Simona - stwierdził Athru.
Dwóch służących wzięło chłopaka na ręce i uważając na zraniona nogę ruszyli w stronę wejścia do zamku.
- To co teraz? - zapytał Athru. Pomyślnie zakończona wyprawa po Chowańca nastroiła go optymistycznie i gotów był podjąć kolejne wyzwanie.
- Myślę, że dzisiaj możemy sobie darować uczenie cię - stwierdził Ustash. - Zajmij się swoim Chowańcem i bratem.
- Najpierw to ja bym wolał się wykapać. Da radę?
Hrabia spojrzał w kierunku najbliższego służącego.
- Przygotujcie kąpiel.
Służący skłonił się i odszedł wykonać polecenie.
- Będzie czekać w twojej łazience, a po kąpieli posiłek.
- Dobry pomysł - Athru wyszczerzył się w uśmiechu i ruszył w stronę swojej komnaty. Doszedł do niej bez problemu. Kiedy wszedł do łazienki zobaczył wanne pełna parującej wody i dwie służące stojące w pobliżu. Kiedy wszedł, spojrzały na niego wyczekująco, jednak on je zignorował. Podszedł do wanny i wsadził rękę do wody.
- Idealna - stwierdził wyraźnie zadowolony. Ignorując zupełnie służące rozebrał się i wszedł do wanny. - Możecie odejść - mruknął układając się wygodnie i zamykając oczy. - I zabierzcie ubrania do prania.
Nie słyszał czy służące wykonały jego polecenie, ale w tym momencie najmniej go to obchodziło. Teraz liczyło się tylko przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Nie obchodziło go nawet to, że kilkadziesiąt metrów dalej obaj hrabiowie rozmawiali na jego temat.
- Cholerny dupek - warknął Harlem. - Mysli, że jak ma być królem, to mu wszystko wolno.
- Chodzi ci o tego dzieciaka? - Harlem skinął głową. - Nie wygląda na zagrożenie.
- A jeśli to szpieg? Jeśli ta jego noga to tylko zmyłka by mógł wziąć nas na litość?
- Jeśli faktycznie jest szpiegiem, to go zabijemy, na razie będziemy go po prostu obserwować. Przygotowanie chłopaka pochłania zbyt wiele cennego czasu by zajmować się jeszcze tym. Jeśli obecność tego dzieciaka go uspokaja, to niech zostanie. Może wtedy chłopak będzie bardziej skłonny do współpracy.
- W sumie na razie nie idzie aż tak źle - wybąkał Harlem. - Chowańca zdobył dość szybko.
- To była najłatwiejsza część - mruknął Ustash upijając wina z kieliszka. - Teraz będzie trudniej. Musisz go nauczyć fechtunku i jazdy konnej. Umine poproszę by zajęła się jego manierami. Ja postaram się zapoznać go z historią, polityką i całą tą resztą.
Harlem skinął twierdząco głową.
- Jesteś pewien, że Umina sobie z nim poradzi?
- Oczywiście. Kiedy ją poślubiałem była jedną z najlepiej ułożonych kobiet na całym dworze. - stwierdził Ustash z dumą w głosie.
- Zadroszczę ci - Harlem westchnął. - tez bym chciał znaleźć taką kobietę. Nie dość, że z dobrej rodziny, to piękna, mądra i dystyngowana.
- Na pewno jakaś w końcu znajdziesz, musisz tylko cierpliwie czekać.
- Oby. To co teraz robimy?
- Dajmy chłopakowi dzisiaj odpocząć. Jakby nie patrzeć wiele się ostatnio wydarzyło: śmierć, obcy świat i dwóch świrów twierdzących, że ma zostać królem, do tego Chowaniec... -Harlem parsknął śmiechem. - Wprawdzie zareagował na wszystko nad wyraz spokojnie, jednak nadmiar wrażeń mógłby doprowadzić do załamania, więc niech oswoi się z tym. Zaczniemy od jutra.
- Myślisz, że zdążymy? - w głosie Harlema słychać było niepokój.
Ustash westchnął.
- Nie wiem, ale nie mamy wyjścia, zbyt długo już czekamy na nowego władcę. Demony są tym wszystkim zbytnio zmęczone, kraina tez ostatnio nie ma dobrej kondycji. Musimy cos z tym zrobić.
- A jeśli on jednak nie będzie dobrym władcą? Jeśli się mylisz?
- Wtedy go usuniemy osadzając na tronie kogoś bardziej kompetentnego. Najważniejsze byśmy to my mieli kontrolę - dodał Ustash wypijając resztę wina. - Wybacz, ale muszę zająć się rodziną. Ty tez powinieneś zajrzeć do swoich, nie wiadomo kiedy znowu będziesz mógł ich zobaczyć. Jedź do nich i wróć za cztery dni. Do tego czasu Umina i ja zajmiemy się Athru.
- Masz rację, powinienem ich odwiedzić - stwierdził Harlem odstawiając pusty już kieliszek.
- Przy okazji daj znać pozostałym jak wygląda sytuacja i upewnij się, czy szpiedzy nie przynieśli żadnych nowych wieści. Jakby zdarzyło się coś niepokojącego, przyślij swojego Chowańca.
- Oczywiście - odparł Harlem i wyszedł.
Athru, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że właśnie ważą się jego losy, wylegiwał się z wyraźnie zadowoloną miną w wannie aż w końcu woda ostygła. Przez chwile zastanawiał się czy by nie użyć magii do ponownego ogrzania wody, ale stwierdził, że na jeden raz w zupełności mu wystarczy. Poza tym był ciekaw co u Simona, czy czasem czegoś nie potrzebuje? Wyszedł więc i wytarł się. W pierwszej chwili zaczął rozglądać się w koło w poszukiwaniu czegoś czym mógłby się okryć zanim się ubierze, ale gdy poszukiwania spełzły na niczym stwierdził, że przecież jest ?u siebie?, więc jeśli ma ochotę, to może paradować po komnacie nago. Przeszedł do komnaty i ubrał się, następnie wyszedł. Przez chwilę stal niezdecydowany aż w końcu podszedł do najbliższych drzwi i złapał za klamkę. Trochę się denerwował, że wejdzie do czyjejś komnaty, ale stwierdził, że ma to gdzieś, najwyżej przeprosi. Na szczęście była to komnata w której umieszczono Simona.
- Athru! - Wykrzyknął chłopak widząc wchodzącego.
Siedział na łóżku, a jakiś nieznany mężczyzna zajmował się jego nogą.
- Widzę, że już się tobą zajęli - stwierdził z zadowoleniem. - Mam nadzieję, że nie straci nogi? - skierował pytanie do mężczyzny.
- Ależ nie, wielmożny panie - odparł tamten nad wyraz pokornie, przerywając na chwilę zabieg i odwracając się w stronę Athru ze spuszczoną głową. - Została bardzo dobrze opatrzona, ułatwiło mi to pracę. Teraz trzeba ja będzie unieruchomić na jakiś czas, żeby się zagoiła prawidłowo.
- I będzie mógł jej używać jak do tej pory? - upewniał się Athru.
- oczywiście, wielmożny panie. Tylko na początku trzeba w nią będzie wcierać pewne specyfiki, które pomoga jej wrócić do dawnej formy, ale do tego już nei będę potrzebny, wystarczy odpowiednio przeszkolony służący.
- To świetnie - stwierdził Athru. - Więc rób co potrzeba.
Medyk skinął głowa i wrócił do przerwanego zajęcia.
- A na chowańcach znasz się? - spytał Athru kiedy już medyk po skończonym zabiegu pakował swoje rzeczy do torby.












Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum