The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:07:32   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
In the shell 3



Rozdział 3: Wyparcie


Thomas wrócił biegiem do domu. Nie minęło wiele czasu odkąd go opuścił. Harry nadal spał w najlepsze. Wilson stanął nad nim, zdyszany, spocony. Przyglądał się swojemu chłopakowi, jak spokojnie śpi. Ten obrazek kompletnie nie pasował mu do tego, co dopiero widział. I słyszał.
Dlaczego miał nadzieję, że uda mu się porozmawiać z Charliem normalnie? Czemu był tak głupi, że sądził, że ten mu podziękuje za pomoc, że przeprosi za pobicie? Nie, Charlie był już stracony. Najpierw przekreślił go Thomas. Teraz to samo zrobił Oscar.
Wilson próbował sobie przypomnieć, co też takiego Oscar do niego krzyczał.
?Pierdolony lachociąg?, ?zwykła ciota?. Czy mógł się przesłyszeć? Czy Oscar na pewno wykrzykiwał to do Charliego? Thomas potrząsnął głową.
Nie, nawet, jeśli to prawda i Charlie jest gejem, to jemu nic do tego. Jak widać sam wykopał sobie grób trzymając się z Oscarem i wyjawiając mu takie rzeczy. Może chociaż teraz Sykes odpierdoli się od Thomasa? To byłoby miłe. Tylko czyim kosztem?
Czemu aż tak się nim przejmuję? - zganił się w myślach. Zasrany piesek Oscara sam sobie na to zasłużył.
Siedział na podłodze oparty o łóżko i poczuł, że ono się porusza. Harry przekręcił się w stronę pokoju i otworzył oczy. Spojrzał na tył głowy chłopaka.
- Ty nie w łóżku? - zapytał zaspanym głosem i posmyrał go po włosach.
- Nie mogłem już spać - odpowiedział ochrypłym głosem.
Harry podniósł się i objął go całując po policzkach, rękami błądząc po jego klatce piersiowej. Po seksie było mu bardzo przyjemnie, a teraz jeszcze odpoczął i miał ochotę na powtórkę. Gładził Thomasa po włosach, całował po szyi, dając mu do zrozumienia, że ma na niego chęć.
Wilson z początku chciał go odtrącić. Po tym wszystkim nie miał na nic ochoty. Ale gdy tylko przymknął oczy, zaczął się uspokajać i ponosić fali ciepła rozpływającej się od pocałunków kochanka. Podniósł się na kolana obracając w jego stronę i dał się rozebrać Harry?emu z bluzy i koszulki. Collier zaczął go całować po nagim torsie przygryzając sutki, na co Thomas jęknął cicho i oddychał szybciej. Poczuł dłoń Harry?ego w spodniach, na swoim sztywnym już członku i odchylił głowę do tyłu zamykając oczy. Nagle ujrzał w pamięci zakrwawioną twarz Charliego i przerażony otworzył szybko oczy. Westchnął głośno z przestrachu i zdezorientowania, chociaż Harry sądził, że to z przyjemności. Ośmielony zsunął z niego spodnie i nachylił się zsuwając lekko z łóżka żeby móc dosięgnąć ustami penisa.
Thomas wrócił do żywych i nie oponował pieszczotom. Złapał pośladki kochanka, rozsunął je lekko i zaczął pieścić wejście wkładając delikatnie palce do środka. Słyszał i czuł, że Harry wzdycha z powodu tych pieszczot.
Dziwnie się czuł, jednocześnie mając przed oczami obrazy pokiereszowanego Charliego, z drugiej Harry właśnie robił mu laskę. Czuł się naraz podniecony i przytłoczony tym, co się wydarzyło. Nie umiał tego pojąć, że w takiej chwili nadal miał ochotę uprawiać seks. A właściwie to chyba miał ochotę się pieprzyć. Narastała w nim frustracja z powodu zachowania Charliego, tego, że nie podziękował, nie przeprosił. Naraz zapragnął zerżnąć Harry?ego w celi rozładowania napięcia kumulującego się w nim.
- Czy możesz jeszcze raz? - zapytał, jednak nie mając chęci brać go w żaden sposób na siłę, wbrew niemu.
Harry oderwał się od jego fiuta i spojrzał mu w twarz. Uśmiechnął się rumieniąc jednocześnie.
- Chyba tak - odparł, chociaż nie wiedział, czy już podczas samego stosunku go nie będzie bolało.
Szybko położyli się na łóżku przyjmując poprzednią, wygodną wtedy pozycję, a Thomas ponownie użył lubrykantu i założył prezerwatywę. Jeszcze chwilę całował go w usta i po szyi i złapał go za dłonie, przytrzymując jego ręce nad głową. Tak jak poprzednio, najpierw wkładał palce w Harry?ego, chociaż już z mniejszą delikatnością, a większym pośpiechem i w końcu nie czekając na przyzwolenie, włożył w niego penisa, na co chłopak krzyknął głośniej i zaklął. Jednak Thomas nie zważał na to teraz, tylko wsunął go od razu całego i zaczął się poruszać głuchy na krzyki i grymasy bólu Harry?ego.
- Ach, Thomas, przestań. Przestań na chwilę, boli! - krzyczał Harry, ale Thomas nie przestawał, a Harry nie miał siły, aby wyswobodzić ręce z jego uścisku.
W końcu wsunął kolano między nich i mocno się zamachnął nogą odpychając od siebie Thomasa. Ten wysuwając się z niego, przewrócił z łóżka na podłogę z głuchym impetem.
- Co do cholery?! - krzyknął na Harry?ego.
- Mówiłem żebyś przestał, do cholery! - wrzasnął Collier z przestrachem w oczach. - Bolało i to bardzo, chciałem żebyś przestał, ale ty byłeś głuchy - dopowiedział ciszej z wyrzutem.
Thomas tylko się w niego wpatrywał ogłupiały. Faktycznie słyszał jakiś krzyk, a może to był płacz- Płacz Charliego? Dlaczego? Przed oczami miał jego twarz, słyszał jego krzyki bólu i szloch, zamiast słyszeć wołania jego własnego chłopaka, z którym właśnie w tej chwili uprawiał seks.
- Chyba wystarczy na dzisiaj - syknął Harry i wstał pospiesznie żeby pozbierać swoje rzeczy. Nic nie mówiąc ubrał się i rzucił okiem na Thomasa.
- Powiesz coś?
- Chyba przepraszam - wydukał Tom.
- Chyba? - Harry uniósł wysoko brwi i przez chwilę międlił to słowo w buzi doznając niesmaku. - Wychodzę.
Nie spojrzawszy już na chłopaka wyszedł z jego pokoju i pędem zbiegł po schodach. Założył buty, kurtkę i wybiegł na dwór, czując, że się dusi. Łzy cisnęły mu się do oczu i ledwo widział, w którą biegnie stronę. Było już ciemno. Chodniki i ulice oświetlone były latarniami oraz księżycem. Światła rozmazywały mu się przed oczami, a łzy skapywały z policzków. Przerwał bieg i zgiął się w pół opierając o swoje kolana. Oddychał ciężko. Kompletnie nie rozumiał zachowania Thomasa. Przecież dopiero co było im tak przyjemnie. Drzemka minęła a jego postawa zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni.
Wytarł twarz z łez i szedł teraz wolnym krokiem nigdzie się tak naprawdę nie spiesząc. Minął dom, w którym odbywała się jakaś impreza. Pomyślał przelotnie, że z chęcią by się teraz napił, ale raczej nie znał nikogo stamtąd i głupio byłoby się wprosić. Stał przez chwilę wpatrując się w bawiących się ludzi, których widział w oknach i na kilka osób przed domem palących papierosy, kiedy nagle ktoś szturchnął go w ramię.
- Co tak się gapisz, koleś? - Wyrosło przed nim dwóch typków, jeden mniej więcej jego wzrostu, za to chudy i brzydki, naznaczony pryszczami, a drugi, wyższy od niego o głowę grubas ze świńskimi, małymi oczkami i dużym bulwiastym nosem.
- Nie kojarzę cię, chyba nie jesteś z okolicy? - zagadnął go Archie.
- Nie, byłem u kolegi. - Harry zawahał się, ale nie było sensu ściemniać.
- Masz może fajka?
- Nie palę.
- Och, jaka szkoda. - Archie się zaśmiał i spojrzał na Benjamina. - To może masz jakąś kasę?
Harry nerwowo przełknął ślinę. Coś tam pewnie miał, ale i tak nie miał ochoty oddawać tym kolesiom swoich pieniędzy. Już chciał coś powiedzieć, gdy nagle podszedł do nich ciemnowłosy chłopak.
- Archie, co tu się dzieje? - zapytał i spojrzał Harry?emu prosto w oczy.
- Kolega chce nam pożyczyć trochę kasy - stwierdził Archie śmiejąc się głośno.
- Aha - skwitował tylko Oscar.
- A gdzie Charlie? Chyba razem wychodziliście? - zapytał Benjamin a Oscar wyraźnie się zjeżył.
- A co mnie to, kurwa, obchodzi? - warknął, czym wyraźnie zdziwił kolegów. - Muszę się napić. - Powiedziawszy to ruszył w kierunku imprezowego domu nie zaszczyciwszy już Harry?ego swoim spojrzeniem.
Archie przestąpił z nogi na nogę i chciał jeszcze od Colliera wysępić wspomnianą wcześniej kasę, ale Oscar huknął na nich, że jeszcze za nim nie idą, więc ci szybko pobiegli za swoim szefem.
Harry odetchnął głośno. Nie sądził, że okolica Thomasa po zmroku może być tak niebezpieczna. Pobiegł szybko na przystanek, żeby złapać ostatni autobus i znaleźć się jak najprędzej w domu.


* * *


Drżącą ręką wyjął paczkę fajek z wewnętrznej kieszeni kurtki i zapalił, wciągając delikatnie i powoli dym w bolące płuca. Wszystko go bolało. Chyba tylko stopy nie. Jeszcze kilkanaście minut temu był pijany w sztok, a teraz siedział tu, obolały i trzeźwy. Nieznośnie trzeźwy. Żałował, że po prostu nie stracił przytomności i mógłby nie widzieć wyrazu zdumienia na twarzy Thomasa.
Jak to w ogóle się stało, że zostawił Thomasa i zakochał się w Oscarze? Sykes imponował mu. Zawsze czuł się słaby, niszczony przez ojca na każdym kroku. Thomas też był słaby, a on chciał być silny. Z czasem jego przywiązanie do Oscara rosło i zamieniło się w szczeniackie zakochanie. Nawet nie wiedział kiedy, a zdał sobie sprawę, że woli facetów i woli Oscara. Problem był tylko jeden. Oscar nienawidził gejów i Charlie o tym dobrze wiedział. Więc czemu trwał przy nim, czemu dał się manipulować i samemu być tyranem? Bo chciał być blisko Oscara. Bo zaślepiała go miłość, z której nie potrafił się otrząsnąć.
A co, jeśli to w Thomasie by się zakochał? - pomyślał. Niedawno wyszło na jaw, że Tom jest gejem, zrządzenie losu.
Charlie zaśmiał się z tego głupiego pomysłu i zakasłał.
Wczoraj, tu, na placu, pobił go, jednocześnie myśląc, że może jak pobije Toma to i wybije mu z głowy gejostwo. I może dzięki temu z jego własnej głowy też to uleci. Ale to było takie głupie. Bić kogoś za to, kim się jest samemu.
Wróci dzisiaj do domu i ukryje się przed ojcem, który pewnie chla teraz w salonie. Nawet nie zauważy jak synalek wraca do domu. Oby. Bo gdyby zobaczył te rany na jego twarzy, sam by mu zaraz dołożył. Tylko, co powie jutro w szkole? Na pewno wezwą rodziców. Będzie musiał to załatwić jakoś z matką. Może ona oleje sprawę. Oby dyrektor nie chciał wzywać policji. Musi wymyślić jakąś historyjkę tego pobicia, nie może przecież zakablować na Oscara.
Dopalił papierosa i spróbował podnieść się z miejsca. Wyszło mu to z wielkim trudem i wracał do domu zgięty w pół. Zajęło mu to trochę czasu, ale nawet się wyrobił przed północą. Tak, jak sądził, ojciec pił wódę w salonie i teraz już przysypiał nad stołem. Matka siedziała w kuchni nad kubkiem kawy i jakimś czasopismem. On wszedł kuchennymi drzwiami nie chcąc się napatoczyć ojcu, ale za to wpadł na matkę.
- Jezus Maria! Jak ty wyglądasz?! - krzyknęła i od razu do niego doskoczyła. - Kto cię tak urządził?
- Nie krzycz tak, bo ojca zbudzisz - mruknął zerkając na śpiącego mężczyznę.
- Spokojnie, już tak kima od półtorej godziny. Zostawię go tu na noc. - Kobieta kazała mu usiąść na krześle i zadarła jego głowę do lampy zawieszonej nad stołem. - Z kim się dzisiaj biłeś?
- Z nikim.
- I co ja mam z tobą zrobić? Odkąd poszedłeś do gimnazjum, to ciągle uczestniczysz w jakiś bójkach. A byłeś takim spokojnym chłopakiem.
- Raczej popychadłem ojca - odburknął Charlie wyrywając się z matczynych rąk.
Kobieta pokręciła nosem, wstawiła wodę w czajniku i zapaliła papierosa.
- To o to chodzi? Chcesz się ciągle bić żeby w końcu przywalić ojcu? A nie pomyślałeś, że prędzej trafisz do poprawczaka czy więzienia?
Charlie nic nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w swoje dłonie leżące na stole. Matka przeczesała palcami po jego jasnych włosach.
- Jesteś moim kochanym synkiem. Nie chciałabym, aby cię zamknęli.
Mówiłabyś co innego, wiedząc, kim jestem - pomyślał i spojrzał na nią. Kiedyś była ładna. Nawet bardzo ładna. Tańczyła w balecie, czy czymś takim, nie wiedział dokładnie, bo praktycznie nigdy nie było to wspominane. Złamana noga i kiepsko zrośnięte kości przekreśliły jej karierę na zawsze. Zaczęła pić i ćpać i w ten sposób poznała ojca, który ją zapłodnił i z tego powodu wzięli ślub. Urodziła się jego siostra, a siedem lat później on. Siostra była na tyle inteligentna, że szybko wyprowadziła się z domu i z tego miasta uciekając z jakimś hipisem. Potem na szczęście jeszcze bardziej zmądrzała i znalazła sobie normalnego faceta, za którego wyszła za mąż i ma dzieci. Normalne życie. Czasami dzwoni, ale najczęściej jedynie przysyła kartki na święta. Zostawiła Charliego na pastwę ojca, który od małego wyżywał się na nim za swoje niepowodzenia. Fizycznie jak i psychicznie. Jego rodzina od dawna była na cenzurowanym. Pobicie przez Oscara mogłoby wszystko pogorszyć.
- Posiedzisz tydzień w domu. Zadzwonię do szkoły, że jesteś chory. Może zdąży się trochę zagoić - stwierdziła wydychając dym prosto w jego twarz. Wciąż się dziwił, że wytrzymała dwa razy w ciąży nie paląc papierosów i nie pijąc alkoholu. Często się tym chwaliła. Że jej dzieci jej się udały. I był ładne i przystojne po mamusi.
- A ojciec?
- Będziesz go unikać. Zresztą, chyba jak zwykle? - Spojrzała mu w oczy a on dostrzegł grube zmarszczki na jej twarzy. Ziemistą cerę, zbyt mocno umalowane, przekrwione oczy. Pożółkłe zęby i cienkie, nijakie włosy teraz upięte w kok.
Widział jej zdjęcia, gdy była młodsza. Ładniejsza. Mia była do niej bardzo podobna, kiedy ostatni raz ją widział. On miał po niej oczy. Niebieskie, przenikliwe. Jej kiedyś też takie były, bystro patrzące w przyszłość, która nigdy nie nadeszła.
- Dzięki mamo - mruknął, próbując się uśmiechnąć.
- Chodź do łazienki, trochę cię ogarniemy. - Zgasiła peta i zaprowadziła syna na piętro.

* * *

Słyszał jak Harry zbiega po schodach i trzaska drzwiami wejściowymi, ale nie umiał się poruszyć. Mięśnie mu stężały, ale gdy w końcu odzyskał przytomność zaczął przeklinać się w myślach za to, co zrobił. Nie chciał zranić Harry?ego, więc czemu stracił panowanie nad sobą? Czemu, do cholery, cały czas miał w głowie obraz Charliego? Przecież on go już kompletnie nie obchodził, dawno temu zamknął ten rozdział swojego życia.
Jednak nie mógł pozbyć się tego obrazu z głowy. Tragicznego obrazu rozpaczy. A on jednak nadal był uparty i zawzięty, nie racząc mu nawet podziękować. Czy to go tak męczyło? Że Charlie był niewdzięcznikiem, a kiedyś przecież jego przyjacielem? Do tego zaledwie wczoraj go pobił. Thomas dotknął rozciętej wargi. Przypomniał sobie twarz Charliego. On wyglądał dużo gorzej. Czy to możliwe, że obszedł się z nim lekko z powodu tego, co było kiedyś między nimi? Czy gdyby to Oscar go bił, wyglądałby podobnie?
Wszystkie myśli o Wilsonie nie dawały mu spokoju przez całą noc. Już przestał się przejmować Harrym, do późnej nocy rozmyślał czy by nie napisać do Charliego, zapytać się, czy żyje. W końcu zostawił go tam, na placu pobitego. Pluł sobie w brodę z tego powodu. Bo co, jeśli on tam stracił przytomność?
Nakrył się szczelniej kołdrą i spróbował już o niczym nie myśleć. W końcu i tak nie miał jego numeru telefonu?


* * *


Cały dzień Thomas próbował unikać Oscara i jego bandy, mimo to jednocześnie zerkał, kiedy tylko ich widział, wypatrując Charliego. Ale jego z nimi nie było. Pomimo strachu przed ponownym wyłudzaniem pieniędzy i pobiciem, ciekawość, co się działo z Charliem, była silniejsza. Z ofiary stał się tropicielem, podążając cały dzień, w ukryciu, za Oscarem, próbując podsłuchać fragmenty rozmów.
Udało mu się przyczaić niedaleko, kiedy we trzech na długiej przerwie poszli za budynek szkoły żeby zapalić papierosy przy śmietnikach. Stanął za winklem i nasłuchiwał.
- Sms?owałem z Charliem, odpisał, że się rozchorował i zostanie w domu cały tydzień - powiedział Archie. - Ten to ma szczęście. Ominą go wszystkie lekcje i sprawdziany.
- Nie gadaj - odparł Benjamin. - Przecież każą mu nadrobić te sprawdziany, a lekcje będzie chciał odpisać od nas.
- To będzie miał problem, bo ja ostatnio nic nie zapisuję w zeszytach. - Archie zaśmiał się i Ben mu zawtórował. - Może ty robisz jakieś notatki, Oscar, które Charlie będzie mógł spisać?
Oscar, dotychczas milczący, niewiele ich słuchał. Wyłapał tylko stwierdzenie, że Charlie zostanie przez tydzień w domu i się wkurzył. Dostał po mordzie, a teraz będzie się ukrywał zbijając bąki w domu, fiutek jeden.
- Oscar? - dopytywał się Archie w końcu wytrącając go z zamyśleń.
- Co? - warknął Sykes.
- Pytałem czy pójdziesz pod koniec tygodnia do Charliego z notatkami?
Thomas, nasłuchując z ukrycia, nie mógł widzieć jego twarzy, ale uśmiech wykwitł na niej jak paskudna czerwona rana ociekająca ropą.
- Tak, oczywiście. Odwiedzę naszego kolegę - powiedział, a z ust sączył mu się paskudny jad, który Tom wychwycił i się przestraszył.
Charlie nie powinien był go obchodzić, ale z jakiegoś powodu było odwrotnie. Przestraszył się, że Oscar do niego wparuje i ponownie go pobije. Musiał go ostrzec.
Od razu po szkole pobiegł do jego domu. Nie był tam już całe wieki, więc trochę się bał, szczególnie, że znał jego ojca i wiedział, jaki jest porywczy. Nie wiedział, czy zastanie go w domu, czy Charlie został sam.
Pierwsze dwie przecznice od szkoły przebiegł pędem żeby nie natknąć się na Oscara i spółkę. Potem zwolnił kroku i nawet załapał się na autobus żeby podjechać jeden przystanek. Poszedł wzdłuż zapamiętanej ulicy i skręcił zaraz za sklepem spożywczym aż jego oczom ukazał się dom Wilsona. Wyglądał gorzej niż go widział ostatni raz. Żółty niegdyś tynk poszarzał, a z ganku odpryskiwała niegdyś biała farba. W jednym z frontowych okien brakowało kawałka szyby zastąpionego teraz tekturą. Pamiętał, że mama Charliego trzymała kilka kwiatów na ganku w dużych donicach, lecz teraz ostała się jedna, rdzawa donica z marnym patykiem w środku.
Stanął przed drzwiami, ale bał się zapukać czy zadzwonić. Nie słyszał grającego telewizora w salonie, co mogło oznaczać, że Charlie jest sam, ale wolał nie ryzykować. Obszedł dom z prawej strony i zadarł głowę wysoko, spoglądając w ciemne okno jego pokoju.
- Charlie! - krzyknął cicho, ale bez odzewu. Poszukał po ziemi jakiegoś małego kamyka i uderzył nim o szybę. Z powodu braku reakcji ponownie rzucił kamykiem a wtedy okno się uchyliło i ujrzał głowę swojego dawnego kolegi.
- Thomas? - Zdziwił się i dodał grobowym głosem: - Co ty tu robisz?
- Musimy pogadać. Mogę wejść? Ojciec jest w domu?
Charlie milczał przez chwilę zastanawiając się nad jego wizytą. Nie miał ochoty na pouczające gadki od Thomasa. Zwłaszcza od niego, w zaistniałej sytuacji. Chciał powiedzieć ?spadaj? i zamknąć okno, ale Tom patrzył na niego jakoś tak dziwnie. Z jakimś smutkiem wypisanym na twarzy. Nie chciał litości, ale też z jakiegoś powodu nie chciał się pozbywać Toma ze swojego życia. Zrobił to już raz i przecież tego żałował.
- Nie ma, chodź - odpowiedział w końcu i schował się w pokoju.
Thomas podbiegł do frontowych drzwi i poczuł, że ręce mu się pocą ze zdenerwowania. Po co on tak się nim przejmował? Przecież to był zamknięty rozdział w jego życiu. Charlie go zostawił, porzucił, zakumplował się z wrogiem a finalnie stanął przeciwko niemu i go pobił.
Więcej nie mógł myśleć, bo drzwi właśnie się otworzyły i ujrzał w nich Charliego, poobijanego i całego w plastrach. Gestem pokazał mu, że może wejść i nawet nie zapytawszy się z grzeczności, czy chce się czegoś napić, od razu poszedł po schodach do swojego pokoju, a Thomas sunął za nim.
Gdy tylko znaleźli się na miejscu, Tom rozejrzał się po pokoju, który mało się zmienił odkąd ostatni raz go widział. Biurko, łóżko, plakaty zespołów punkowych i gołych dziewczyn. Pod sufitem modele samolotów, jeszcze z dzieciństwa. Oraz ogólny bałagan i wszędzie ubrania, tak, jak kiedyś.
Charlie od razu położył się na łóżku i wziął do ręki komiks, który czytał zanim Thomas się zjawił. Green nawet nie rozejrzał się w poszukiwaniu miejsca do siedzenia, bo nie zamierzał tak długo zabawić.
- Po co przyszedłeś? - gospodarz rzucił oschle wpatrując się w komiks. Nie czytał, tylko kątem oka obserwował gościa.
Thomas zacisnął mocniej pięść na pasku od plecaka, wkurzony, że jest tak ignorowany.
- Oscar chce do ciebie przyjść w tym tygodniu - oznajmił w końcu.
- No i? Jesteśmy kumplami, to przecież normalne. - Wilson wzruszył ramionami.
- Chyba zapomniałeś, że wczoraj ci pomogłem? - zaczął, ale Charlie mu przerwał.
- Nikt cię o to nie prosił - stwierdził oschle, na co Thomas od razu odpowiedział krzykiem:
- Widziałem, że to Oscar cię pobił!
Charliemu zadrżały ręce i już nie mógł trzymać komiksu. Podniósł się z leżenia siadając na łóżku.
- Co jeszcze widziałeś? - warknął spoglądając na niego zimnymi, niebieskimi oczami, na które miękko spływała jasna grzywka.
- Jak cię uderzył, jak kopał cię leżącego. - Ściszył głos. - I słyszałem. Jak cię przezywał. Jak nazwał cię ciotą i lachociągiem.
Charlie zrobił się czerwony na twarzy, ze wstydu i złości.
- Nic kurwa nie słyszałeś - wycedził przez zęby.
- Charlie, przestań! Jeśli jesteś taki jak ja, to nic strasznego - Thomas poczuł, że musi coś powiedzieć, pomóc mu jakoś, ale Wilson się tylko jeszcze bardziej rozgniewał i wyskoczył do niego.
- Nie jestem, kurwa, taki jak ty! Rozumiesz?! Nie jestem pierdoloną ciotą!
- To czemu Oscar tak cię nazwał, co?!
- A chuj go wie! I tobie nic do tego! - syknął i popchnął Thomasa.
Green zachwiał się, ale cofnął tylko o krok.
- Może faktycznie nie jesteś taki, jak ja. Jesteś tylko psem na posyłki Oscara, a właściwie to już nie jesteś, bo cię przekreślił. - Słowa Thomasa trafiały w sedno. Kłuły jak największe i najgrubsze kolce prosto w serce Charliego. - Z jakiegoś powodu nazwał cię ciotą, nieważne, z jakiego. Ale na pewno teraz nie będzie chciał cię znać i planuje przyjść tutaj. Raczej nie sądzę, żeby to była chęć podzielenia się notatkami z tobą.
Thomas patrzył zimno i nieprzejednanie na Charliego. Zerkał na niego z góry, na poobijaną twarz, zaczerwienione zadrapania, opatrunek na brwi. Widział złość malującą się na jego twarzy, ale dalej zadawał ciosy.
- I ja ci tym razem już nie pomogę się pozbierać. Przekreśliłeś mnie dawno temu, a teraz jeszcze na jego rozkaz pobiłeś bez mrugnięcia okiem. Też mi przyjaciel - prychnął. - Ale racja, już dawno nie jesteśmy przyjaciółmi. Wolałeś zabawiać się z tyranem i psychopatą. Sam zamieniasz się w jednego. Będziesz taki, jak twój ojciec.
Ostatnie zdanie nie było najmądrzejsze ze strony Thomasa. Do tej pory Charlie zaciskał zęby i przygotowywał się do uderzenia Toma, ale nie za mocno, na tyle tylko, żeby go ?wyprosić? ze swojego domu. Nie miał zamiaru nic mu mówić ani się tłumaczyć ze swojego zachowania. Jednak ostatnie zdanie wytrąciło go z równowagi, pociągnęło za strunę wrażliwszą niż temat Oscara.
Zawrzało w nim i z furią rzucił się na Greena powalając na ziemię. Chłopak próbował się bronić osłaniając twarz rękami, a Charlie walił na oślep krzycząc. Tom zdołał przekręcić się i kolanem odepchnąć napastnika w bok, tak, że Charlie uderzył głową w swoje łóżko. Thomas zdołał złapać oddech i szybko usiąść przygotowany do następnego ciosu, który jednak nie nadszedł.
Charlie był przytomny, głowa tylko trochę go rozbolała, ale to umysł i serce pozostały najbardziej zranione. Wpatrywał się w Thomasa i zaczął się śmiać. Jednocześnie z oczu popłynęły mu łzy. Histeryczny śmiech połączony z płaczem, przyprawił Thomasa o dreszcze. Wyciągnął doń drżącą dłoń.
- Charlie - szepnął z bólem w sercu. Nienawidził go, a jednocześnie mu współczuł. Nie potrafił zapanować nad tymi różnorodnymi uczuciami.
Charlie w końcu przestał się śmiać, ale łzy nadal płynęły.
- Idź sobie - powiedział bardzo smutno.
- Mogę ci pomóc, Charlie. Wszystko jedno czy jesteśmy tacy sami, czy nie. Oscar nie zasługuje na przyjaźń kogoś takiego jak ty. Ty nie zasługujesz na takie traktowanie. - Mówił do niego cichym, spokojnym głosem, jak do przestraszonego zwierzaka, którego bał się spłoszyć.
- Nie ważne. To już nie ważne. Sam muszę posprzątać ten bałagan. - Wilson leżał na plecach wpatrując się w sufit. Nie miał już siły wrzeszczeć na Thomasa ani się z nim szarpać. - Masz rację, staję się jak własny ojciec i nikt nie może mnie uratować.
- Ja mogę - stwierdził Thomas i usiadł przy nim nachylając się lekko, tak, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Po co chcesz się w to pchać? - Łzy przestały lecieć i zaczął myśleć już trzeźwiej. - Nienawidzisz mnie, a ja nie lubię ciebie. Nie jestem zasranym pedziem, jak ty. - Znowu jad sączył się do jego umysłu i włączał taktykę ochronną. Wyparcie.
Thomas skrzywił się na to stwierdzenie. Zauważył lekką zmianę w jego twarzy i już wiedział, że paskudny Charlie wrócił. A on chciał żeby wrócił stary, fajny Charlie, a nie to coś, czym się stał, poznając Oscara. Ściągnął brwi i zacisnął mocniej usta. Miał nadzieję, że dotrze jakoś do niego, ale widać, nie było to możliwe. On sam nie chciał się otworzyć, więc Tom nie zrobi tego za niego.
Wstał, ale zanim wyszedł, zatrzymał się w drzwiach pokoju.
- Idę, więc. Widzę, że nie zmienisz, co do mnie zdania, a ja nie mam zamiaru słuchać tych obelg z twoich ust. Nie takiego cię polubiłem. Ostrzegłem cię o zamiarach Oscara i tyle. Tylko nie przychodź później do mnie, skomląc.
Nie spojrzawszy na niego wyszedł z domu zostawiając Charliego leżącego na podłodze. Wilson próbował znaleźć rozwiązanie do zagadki, kim, a raczej, czym, się stał. Spotkanie Oscara zmieniło go na zawsze, tylko, że chyba na gorsze, co właśnie do niego docierało.
Jeszcze przez godzinę nie był w stanie się poruszyć, leżał zapatrzony w samoloty podwieszone do sufitu, nie mając już siły płakać.












Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum