ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
In the shell 1 |
Rozdział 1: Jestem gejem
- Hej, cioto! Masz dzisiaj dla mnie kasę? - Oscar uderzył pięścią w szafkę Thomasa stając przed nim z drapieżnym uśmiechem na ustach.
- Nic dla ciebie nie mam, nawet złamanego grosza - odwarknął Thomas, buńczucznie patrząc mu w oczy.
Oscar złapał go za kurtkę i przygwoździł do szafki.
- Jak ty się do mnie odzywasz gnoju?! - krzyknął i zaczął podduszać chłopaka łokciem, ale nagle Archie klepnął go po ramieniu.
- Nauczyciel idzie - szepnął do niego, więc Oscar puścił swoją ofiarę i splunął mu prosto w twarz. Thomas nie mógł tego znieść i już wyrywał się do chłopaka, gdy nagle poczuł silne uderzenie w ramię, które znowu rzuciło go na szafki.
- Zachowuj się - syknął złośliwie Charlie spoglądając mu prosto w oczy. Oscar uśmiechnął się triumfalnie, ciesząc się z reakcji swoich przyjaciół.
Stali na szkolnym korytarzu przy szafkach na przybory szkolne. Wokół nich panował gwar, ale tylko nieliczni nie bali się spojrzeć w ich stronę. Reszta odwracała wzrok z obawy przed tym, że im też się oberwie. Powoli, korytarzem, zbliżał się do nich nauczyciel, który tylko spojrzał przelotnie na uczniów, jakich dużo było w tej chwili wokoło i przeszedł nie zadawszy sobie trudu zainteresowania się nimi.
Kiedy tylko nauczyciel zniknął im z oczu, Charlie ponownie szarpnął Thomasem.
- Lepiej żebyś jutro miał kasę, bo inaczej pogadamy, homosiu - warknął.
Oscar, Archie, Charlie i Benjamin odeszli w swoją stronę zostawiając wkurzonego Thomasa na korytarzu. Oczywiście wszyscy uczniowie widzieli tą scenę i to nie pierwszy raz. Od kiedy przypadkiem wyszło na jaw, że Thomas woli chłopców, nie miał przez tą czwórkę życia w szkole. Możliwe, ze w całej placówce nie był jedynym gejem, ale na pewno jedynym, który się do tego przyznał. Kiedyś rozgorzała dyskusja na temat praw osób homoseksualnych a on się w niej wstawił za mniejszością LGBT i wtedy nie zaprzeczył, gdy zaczęły krążyć plotki. I to był jego błąd. Ta mała iskierka wystarczyła, żeby zainteresował się nim szkolny tyran - Oscar Sykes i jego świta homofobów. Thomas miał ich serdecznie dość, ale nie mógł nic zrobić. Dręczyciele byli bardzo ostrożni i nic nie robili w obecności nauczycieli. Nawet, jeśli jakiś uczeń zaalarmował kogoś o tym, co się dzieje, to Thomas wolał nic nie mówić, bo wiedział, że i tak zawieszenie czy nagana nic nie zdziałają na takich jak Oscar. Rodzicom również się nie przyznawał do bójek. Wiedzieli, że jest gejem i martwili się o niego, więc nie chciał się przyznawać, że jego orientacja ciągnie go za sobą w dół i ma przez to problemy. Sam chciał się uporać ze wszystkim, chociaż wiedział, że nie da rady. Jedyne oparcie miał w swoim chłopaku, który uczył się winnej szkole, chociaż i z nim ostatnio ciężko mu się rozmawiało. Zwierzał mu się z kłód, jakie Oscar rzucał mu pod nogi, ale Harry jedynie powtarzał te same frazesy, które Thomas słyszał od kolegów czy koleżanek ze szkoły, którzy się o niego martwili.
- Powiedz w końcu nauczycielom, co się dzieje! - powtarzał ciągle Harry. - Powiedz swoim rodzicom.
Ale Thomas zaciskał wtedy tylko usta i miał ochotę uciec.
- Mówisz tak tylko dlatego, że w twojej szkole nikt nie wie, kim jesteś - wyrzucił mu.
Harry zmarszczył brwi. Thomas miał rację, ale czy to był powód do uciekania od swoich problemów?
- Dzięki temu chociaż nie mam takich kłopotów - stwierdził Harry.
- Super. To naprawdę niewiele mi pomoże, skoro nie wiesz, w jakiej znajduję się sytuacji - warknął Green i usiadł na łóżku opierając się o ścianę. Założył ręce na piersi i nie patrzył na chłopaka, zły jak osa.
Harry westchnął i usiadł obok niego.
- Przepraszam, ale po prostu nie mogę patrzeć jak się z nimi męczysz.
Wyciągnął do niego ręce, aby go objąć. Thomas zniósł gardę i dał się przytulić. Poczuł zapach jego perfum na miękkim swetrze i z chęcią wtulił w niego twarz.
- Uparciuch jesteś - szepnął Harry, a Thomas tylko westchnął. Jego chłopak był tak blisko, a jednocześnie czuł się przez niego opuszczony. Czemu nie mógł być po jego stronie i go po prostu wspierać, tylko musiał prawić kazania?
* * *
Wiedział, że następnego dnia musi się pilnować. Od momentu wejścia do szkoły, ciągle się rozglądał i próbował unikać Oscara i jego paczki. Nie miał zamiaru im się podporządkowywać ani tym bardziej oddawać pieniędzy. Większość przerw spędzał ze swoją klasą nie wychodząc na korytarze, a swój przyniesiony lunch, zamiast w stołówce, zjadł na tarasie, który o tej porze był jeszcze mało oblegany, bo wiosna nie raczyła jeszcze swoim ciepłem.
Niestety, gdy tylko zakończył swoją ostatnią lekcję, wyszedł z budynku z obawą w sercu. Ruszył przed siebie, ale już ich widział, jak czają się niedaleko wejścia, tak, że nie mógł nie przejść obok nich, aby wyjść poza teren szkoły.
- No, no, no, kogo my tu mamy? - zagadnął go Archie wysuwając na pierwszy plan swój pryszczaty łeb.
Thomas zacisnął usta w wąską kreskę próbując się uspokoić i nie myśleć o najgorszym. Wiedział, że jest sam, mimo innych uczniów, którzy w tej chwili wylegali ze szkoły.
- Masz dzisiaj dla mnie kasę? - zapytał Oscar z szyderczym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Nie. Już ci mówiłem, że nic ci nie dam. - Green zacisnął mocniej pięści na paskach od plecaka. Wpatrywał się w przywódcę, tego schludnie przystrzyżonego osiłka, który byłby nawet przystojny, gdyby tak nie kłapał swoim dziobem. Ale czar pryskał, gdy tylko otwierał usta mówiąc o pedziach i ciotach.
Do Thomasa podszedł Charlie, druga ręka Oscara, który zaszczycił Greena swoim ładnym uśmiechem. Ten również, przystojny, zadbany, z przenikliwymi niebieskimi oczami i jasnymi włosami w lekkim nieładzie, mógłby być fajny, gdyby tylko miał w głowie coś innego, niż bycie przydupasem Oscara.
Charlie objął Toma przyjacielsko ramieniem i nachylił się do ucha.
- Chodź, przejdziesz się z nami.
Green zadrżał lekko i przełknął ślinę. Wiedział, że to się kiepsko skończy. On jeden a ich czterech. Już widział przed oczami tą masakrę, która go czeka.
Sam nie wiedział dlaczego, ale potulnie ruszył się z miejsca i poszedł z nimi. Mógł przecież uciec, krzyczeć, skryć się pod skrzydłami nauczycieli. Mógł zrobić cokolwiek, ale on poszedł za nimi jak owieczka na rzeź.
Nadal pod czułym dotykiem Charliego, szli w piątkę na stary, podniszczony plac zabaw, znajdujący się nie tak daleko od szkoły, ale za to na uboczu. To była stała miejscówka na spotkania Oscara i jego paczki. Tutaj chodzili pić piwo i inne alkohole, oraz palić papierosy, uciekając spod czujnych oczu dorosłych.
Gdy dotarli na miejsce, przeszli między wyrwanymi sztachetami i już byli odcięci od reszty świata. Benjamin i Archie weszli na konstrukcję składającą się z drabinek, zjeżdżalni i domku, które były już w lekkiej ruinie, ale oni się nie bali. To właśnie tam, między deskami pod daszkiem domku, mieli skitrane papierosy.
- Zapalisz? - rzucił lekko Charlie w kierunku Thomasa, ale ten tylko pokręcił głową.
No tak, ostatni papieros przed śmiercią. Może powinienem skorzystać? - myślał gorączkowo cały czas zerkając na każdego członka gangu.
Oscar rozsiadł się na ławeczce, Archie i Ben na drabinkach a Charlie po prostu stał z boku, bliżej Thomasa, w razie gdyby ten chciał dać nogę i im zwiać.
- Green, Green. Ty się nigdy nie nauczysz - westchnął Oscar w półuśmiechu. - Dałbyś mi kasę i zostawilibyśmy cię w spokoju, a tak to mamy problem.
- To ty masz problem, Sykes - wyrzucił Thomas. - Nie moja wina, że jesteś pieprzonym homofobem.
- A czy to moja wina, że jesteś zasranym pedziem? - Oscar podniósł głos i wyrwał w stronę Toma. Ten automatycznie wyciągnął ręce w geście obrony, ale szybki i mocny cios Oscara dosięgnął jego twarzy i Green poleciał na ziemię.
Upadł na plecy z głośnym stęknięciem. Na szczęście plecak złagodził upadek. Thomas leżał przez chwilę oszołomiony tym, co się wydarzyło. Dzwoniło mu lekko w głowie, słyszał śmiechy chłopaków stojących nad nim. Otarł dłonią nos, z którego popłynęło trochę krwi. Serce zaczęło bić mu mocniej, adrenalina buzować w żyłach, miał tego dość. Zdjął plecak i postanowił szybkim ruchem podnieść się z ziemi i rzucić na Oscara powalając na ziemię tym razem jego. Gang, w lekkim szoku, nie zdążył zareagować i Thomas, siedząc na Oscarze, zdążył mu zadać dwa ciosy w twarz wrzeszcząc przy tym bestialsko. Charlie, Archie i Ben otrząsnęli się szybko i odciągnęli Thomasa od swojego szefa, unieruchamiając go.
- Aaargh! Odwalcie się ode mnie! - wrzasnął, ale rosły Benjamin trzymał go w mocnym uścisku wykręcając ręce.
- Oscar, nic ci nie jest? - Charlie pomógł mu wstać, ale ten go zaraz odepchnął marszcząc groźnie brwi. Splunął śliną zmieszaną z krwią i podszedł do Thomasa.
- Ty sukinsynie - warknął do niego i uderzył w brzuch. Pod Tomem zgięły się kolana, ale Benjamin dobrze go trzymał, nie pozwalając mu upaść.
Cholera - myślał Thomas. - Wiedziałem, że tak będzie, więc dlaczego się na to zgodziłem? Czy coś by zmieniło to, gdybym nagadał o nich do nauczyciela? Pewnie nic, bo nic by im nie udowodnili.
Znowu pociemniało mu przed oczami, bo dostał drugie uderzenie w brzuch. Oddychał ciężko, prawie zwrócił całe jedzenie, ale nie da im z tego satysfakcji, będzie się trzymał.
- Masz go Charlie, ja sobie odpocznę. Archie! Podaj fajka!
Thomas patrzył jednym okiem jak Oscar go po prostu olewa i zwala robotę na Charliego. Ten podszedł do niego z powagą wypisaną na twarzy.
- Jesteś tylko psem na posyłki, nie przeszkadza ci to? - zagadnął go Tom mając w duchu nadzieję, że znajdzie gdzieś rozum Charliego, ale poczuł tylko mocniejszy uścisk ze strony Benjamina. Zimne niebieskie oczy Wilsona patrzyły na niego beznamiętnie i chłopak nic nie odpowiedział, a potem uderzył go prosto w policzek. Było to lekkie uderzenie, żeby nie doznał zbyt dużych, widocznych obrażeń, ale żeby go bolało. Dostał jeszcze kilka razy aż w końcu stracił całą siłę i chyba na sekundy przytomność, bo gdy ponownie otworzył oczy, już nie był trzymany przez Bena a tylko siedział na piasku, a z nosa kapała mu krew. Widział tylko te kropelki krwi, które skapują na piasek tworząc ładne rozetki. A w tle słyszał śmiech Oscara.
Kiedy wrócił do domu, szybko zamknął się w swoim pokoju żeby uciec od dociekliwych pytań rodziców. Od razu zadzwonił do Harry'ego żeby mu się wypłakać. Tak, płakał, teraz mógł sobie na to pozwolić. Gdy tylko znalazł się w swoim pokoju, bezpieczny, coś w nim pękło i łzy popłynęły strumieniami po policzkach.
- Pokaż jak wyglądasz! - zażądał Harry, gdy opowiedział mu, co się wydarzyło. Thomas niechętnie, ale włączył wideo-rozmowę i Harry mógł w pełnej krasie obejrzeć jego siniaka na policzku i rozciętą wargę. Na szczęcie nos nie był złapany, a krwotok szybko udało się opanować.
- Cholera, Tom! Mówiłem ci już, żebyś komuś o tym powiedział! - Harry martwił się o niego, ale Thomas usłyszał w jego głosie tylko gniew i poczuł się jeszcze gorzej. Rzucił telefon na łóżko całkiem go wyłączając. Nie miał ochoty słuchać tego, co Harry miał do powiedzenia. Było mu cholernie źle. Czuł się porzucony przez wszystkich i niezrozumiany. Co mu po radach chłopaka, który nawet swoim rodzicom się nie przyznał, że jest gejem? Co on mógł wiedzieć o tym, co przeżywa Thomas? Miał dosyć czczego gadania chłopaka, który bał się wyjść z szafy i tylko przypadkiem trafił na Thomasa, który miał więcej odwagi niż on.
Ich znajomość zaczęła się w kawiarni, gdy Thomas zagadał go o komiks, który Harry właśnie czytał. Od słowa do słowa, przysiadł się i naprawdę świetnie im się rozmawiało. Zaczęli się spotykać na stopie koleżeńskiej aż w końcu któregoś dnia, kiedy siedzieli u Thomasa w domu, rozmowa z jego rodzicami przy obiedzie zeszła na tematy polityczne aż w końcu matka Thomasa zaczęła rozprawiać o gejach. Rodzicom już kilka lat wcześniej przyznał się, że jest gejem i na szczęście nie spotkało się to z ich negatywnym spojrzeniem na niego. Teraz, obawiając się tego, że taki fajny kolega jak Harry, zostawi go przez tak błahą rzecz, upomniał matkę, aby nie mówiła już nic więcej. Jednak wzmianki i aluzje, jakie zdążyła powiedzieć, nakierowały Harry'ego na informację, że Thomas i on mogą być podobni.
Potem, w jego pokoju, Harry ośmielił się trochę bardziej w stosunku do niego i zbliżył, gdy siedzieli na łóżku grając w gry. "Przypadkiem" musnął jego udo, a gdy zobaczył cień rumieńca na policzkach Greena, to już wiedział, że przed nim nie musi już nic ukrywać. Zabrał jego pad od gry z dłoni, ale nie usłyszał słów sprzeciwu, a potem, delikatnie acz stanowczo objął jego szyję dłonią aż w końcu ich usta spotkały się w gorącym pocałunku.
Od tamtej pory, czyli od dwóch miesięcy, byli parą.
Jednak teraz Thomas cierpiał z tego powodu, a obecność Harry'ego i jego "dobre" rady, bardziej go denerwowały niż wspierały. Od około miesiąca musiał znosić obelgi Oscara a teraz jeszcze chciał od niego pieniędzy! Dobre sobie! Sądzi, że może wszystko, bo ma ze sobą bandę bezmózgich kolesi, na każde jego zawołanie! Gdyby był sam, tak jak Tom, nie byłby już takich chojrakiem. Może to właśnie powinien zrobić? Odciąć go od kumpli i wtedy postawić mu się? Wtedy by zobaczyli, który z nich jest lepszy, chociaż Thomas nie był zbytnio wysportowany, ot, zwykły chłopak grający jak wszyscy w piłkę. Raczej powinien się martwić, ze nie wygrałby z Oscarem nawet sam na sam.
Skulił się w sobie znowu przyciskając poduszkę do twarzy. Krzyczał w nią z całą złością, jaką w sobie kumulował, ale nie dawało mu to ukojenia. Chciał, aby go po prostu zostawili w spokoju.
* * *
Charlie oblał jednorazowe chusteczki wodą z butelki i przyłożył do rozciętej wargi Oscara aż ten syknął.
- Aż tak chyba nie boli? - Charlie zaśmiał się, ale Oscar spiorunował go wzrokiem.
- Ty masz rozciętą wargę czy ja? - burknął i odtrącił rękę kolegi, sam przytrzymując zimne i mokre chusteczki łagodzące ranę. - Nieźle mi przywalił, cherlak jeden.
Charlie usiadł koło niego na ławeczce i przypatrzył się swoim dłoniom. Prawą ręką uderzał w Thomasa i teraz miał czerwone kłykcie oraz trochę krwi z jego nosa. Przetarł to rękawem ciemnej bluzy. Oczywiście Oscar nie przejął się tym, że Charliego może boleć dłoń od uderzania w czyjąś kość, jego obchodziła tylko jego rozcięta warga.
Wilson patrzył jak Oscar marszczy brwi, gdy rozcięcie piekło go trochę, ale nie skomentował. Schował dłonie w kieszenie bluzy nie zdradzając się ze swoim bólem. Bólem, który towarzyszył mu od kilku dobrych lat. A przyznanie się Thomasa do swojej orientacji seksualnej, tylko pogorszyło jego samopoczucie.
Nagle poczuł pchnięcie w plecy i donośny krzyk Archiego:
- Heeej, może pójdziemy po jakieś piwko? W końcu jest piątek, można by było się schlać. - Oparł się na plecach Charliego, co go wytrąciło z równowagi.
- Spierdalaj Archie - warknął i zrzucił go z siebie wstając.
- Coś ty taki nerwowy? - fuknął chłopak wykrzywiając twarz w grymasie.
- A co cię to, kurwa obchodzi? - Odszedł na bok i zapalił fajka.
- Jak chcesz pić, to leć po browary - stwierdził Oscar wyrzucając poplamione krwią chusteczki prosto na ziemię. - A ty, co tak ślęczysz nad tym telefonem Ben?
- Oscar, chyba jest impreza - rozpromienił się tamten zwracając na niego swoje świńskie oczka.
- O - zaciekawił się Sykes stając na równe nogi. - Gdzie?
Benjamin oddał mu telefon i Oscar przeglądając rozmowę na forum doczytał, że chodzi o ich znajomego z klasy - Arthura.
- Dawajcie, tam idziemy! - rzucił wesoło, dodając tylko, że najpierw musi się odstawić dla lasek. Więc rozeszli się do domów i mieli spotkać się na placu po dwudziestej a dopiero później iść do Arthura.
Wrócił do domu i usiadł na łóżku, zmęczony wszystkim. Nie miał ochoty iść na żadną imprezę, ale możliwość przebywania z Oscarem była silniejsza. Ile to już? Co najmniej trzy lata, jak nie może oderwać wzroku od tych pięknych piwnych oczu, szerokiej szczęki i smukłego ciała. Każda chwila, gdy mógł spędzać z nim czas, była na wagę złota. Jedynie chwile, kiedy musiał słuchać jego wywodów na temat pedałów, były przekleństwem. Próbował. Naprawdę próbował go zmienić. Nie mógł powiedzieć mu przecież wprost "hej, geje są fajni", bo to by go przekreśliło na zawsze. A nie mógł znieść myśli, że mógłby już go nie zobaczyć. Że Oscar mógłby go już nie obdarzyć tym ciepłym uśmiechem zarezerwowanym tylko dla niego, jego najlepszego przyjaciela. To do niego Oscar przychodził ze swoimi problemami. To jego się radził, gdy miał problem w szkole lub z rodzicami. Jemu psioczył na laski, które go nie chciały. A on chciał tylko jednego - Oscara. Nie umiał wytłumaczyć tego uczucia. Bronił się przed tym długo, wypierając to, kim był naprawdę.
Ile to już razy chciał powiedzieć Oscarowi prawdę, ale bał się, że go straci?
Ile razy próbował powiedzieć rodzicom, kim się czuje, ale tchórz brał nad nim górę obawiając się ojcowskiego paska i łez matki?
Męczyły go już plugawe słowa Oscara na temat Thomasa. Było mu go żal, bo on był taki sam. Sam, na tle zdrowego społeczeństwa, jak samotny czyrak, którego trzeba usunąć.
Gdy dzisiaj bił Greena po twarzy, miał ochotę płakać. Tak, był tylko psem na smyczy Oscara i jak każdy pies, cieszył się z tego.
Zdjął ubranie, które miał w szkole i został w samych bokserkach. Przyjrzał się swojemu odbiciu w dużym lustrze stojącym w jego pokoju. Czuł się chudy, blady, nie atrakcyjny, chociaż tak naprawdę miał nieźle wyrzeźbioną figurę dzięki sparingom z Oscarem. Bardzo często chodzili na siłownię jego wujka i tam mogli potrenować oraz udawać, że są bokserami na ringu a przy okazji faktycznie rzeźbić ciało i czegoś się uczyć. Oscar nawet pobierał profesjonalne lekcje boksu u trenera, który uczył młodych chłopaków w przybytku jego wujka. Charliego nie było na to stać.
Nie zauważał swoich ładnie rysujących się mięśni ramion ani tych na brzuchu. Za to dokładnie widział czerwone szramy na udach. Sznyty, które sam sobie robił odkąd odkrył, że woli mężczyzn i odkąd dotarło do niego, że kocha się w Oscarze.
Usiadł na łóżku i zapatrzył się w swoją twarz. Twarz Charliego cykora. Charliego słabego. Charliego pedała.
Z szuflady biurka wyjął małe pudełko po zapałkach a z niego jedną z żyletek ukradzionych ojcu. Odnalazł miejsce między starymi bliznami wysoko na udzie, między rzadkimi jasnymi włosami i przeciągnął żyletką. Na skórze pojawiły się kropelki krwi, a po jego policzkach popłynęły łzy.
Kompletnie nie rozumiał, czemu to spotyka akurat jego.
* * *
Matka zapukała do jego pokoju, a po cichym przyzwoleniu otworzyła drzwi.
- Kochanie, Harry do ciebie przyszedł - zaanonsowała, po czym przepuściła Colliera, który napotkał tylko nieprzychylne spojrzenie z jego strony.
Kiedy matka wyszła zamykając za sobą drzwi, Thomas usiadł na łóżku.
- Po co tu przyszedłeś- - syknął.
- Tom, chcę ci pomóc. Chciałem być przy tobie - powiedział chłopak miękko i Thomas już nie mógł się na niego gniewać. Pozwolił mu usiąść obok siebie i przytulić.
Siedzieli chwilę w milczeniu aż nagle znowu rozległo się pukanie do jego drzwi.
- Tak mamo- - zapytał już normalnym głosem a matka zajrzała.
- Kochanie, wujek Buck zaprasza nas na małą imprezkę, czy możemy cię zostawić samego? Nic nie nabroisz? Wrócimy pewnie późno w nocy. Nie zapomnij zrobić sobie jakiejś kolacji.
- W porządku mamo, bawcie się dobrze.
- Do widzenia pani Green - powiedział uprzejmie Harry.
- Do widzenia chłopcy.
Mama Thomasa zniknęła za drzwiami, a na twarz Harry'ego wypłynął wielki uśmiech.
- Hej, piękny - zwrócił się do Toma. - Pamiętasz, o czym ostatnio rozmawialiśmy?
Thomas nie bardzo w pierwszej chwili zrozumiał, ale gdy tylko spojrzał w jego błyszczące szare oczy, przypomniał sobie. Z tydzień czy dwa temu, mieli okazję pobyć chwilę sami i po pocałunkach popłynęli znacznie dalej, a mianowicie do seksu oralnego, podczas którego było im naprawdę przyjemnie. Po tamtym dniu częściej rozmawiali o tym, że chcieliby pójść na całość, tylko nigdy nie ma okazji do tego, aby zostali dłużej sami.
- Czy chciałbyś? - Thomas wciągnął powietrze i zarumienił się bardzo.
- Tak, bardzo - wyszeptał Harry i pogładził go po udzie.
Tom poczuł swoje bijące mocno serce. Bardzo miał na to ochotę, tylko nie wiedział czy pora jest ku temu odpowiednia. Dopiero co dąsał się na swojego chłopaka, a teraz planowali uprawiać ze sobą seks. Te rzeczy trochę się ze sobą kłóciły, ale w sumie dąsanie się może poczekać, prawda?
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|