ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Rock penetrowany pędzlem 23 |
Czwarty zgrzyt. Niezgodność poglądów zabija wenę
- Uważaj na siebie.
- Wiem.
- Na pewno?
- Tak.
- Bo wiesz, że ja się martwię.
- Mmh.
- Senju?
- No?
- Słuchasz mnie w ogóle?
- Tak.
- Kaczka!
- No co? - Odwróciłeś się i spojrzałeś mi w oczy. - No słucham cię, słucham. Zawsze cię słucham i zawsze jestem ostrożny. Jestem grzecznym chłopcem, nie?
- Myślałem, że dalej będziesz jeździć z Mansem.
- Będę, ale dzięki, że nie kupiłeś mi żółtego wozu.
- Chciałem kupić. Naprawdę. No, serio.
- Żartujesz?
- Nie lubisz żółtego koloru?
- Lubię. - Poprawiłeś włosy, dalej przeglądając się w lustrze. - Ale jak mi teraz powiesz, że jest taki kaczuszkowy, to ci przyjebię - dodałeś, patrząc na mnie groźnie. - Po prostu wolę czerń. Black is such a happy color. A ty masz fetysz luster.
- Nie mam. - Podszedłem bliżej i objąłem cię delikatnie w pasie, a potem pocałowałem w ramię.
- Masz.
- Oj tam, to tylko niewinne pieszczoty. Lubię cię dotykać.
- Muszę już iść.
- No dobra, przepraszam. - Westchnąłem, gdy zmarszczyłeś nos. - Po prostu czerń nie rzuca się w oczy. Ty chyba lubisz zlewać się z tłumem.
- Nie, tylko nie lubię się za bardzo wyróżniać. No i wiesz, co myślę o tym wszystkim. I tak ciągle jesteśmy na językach.
- Nie tylko my.
- Wiem.
Nie chciałem ci kupować bardzo drogiego wozu, bo wiedziałem, że czułbyś się z tym źle. Poza tym...
Dobra, nieważne.
To ja byłem od zwracania na siebie uwagi i prowokowania. No i różniliśmy się nie tylko pod tym względem.
- Wystawa na pewno będzie świetna - powiedziałem, zakładając ci włosy za uszy.
- Chyba się stresuję.
- Wiem.
- A jak nie wypali?
- Wypali.
- A jak się nie uda?
- Uda. Nie nakręcaj się.
- Też nakręcałeś się przed przemową.
- To co innego.
- Hipokryta - powiedziałeś nieco kapryśnie, a ja wpakowałem ci dłoń w spodnie. - Kaien, co robisz?
- A jak myślisz?
- Nie teraz.
- A co, głowa cię boli?
- Idiota. - Zaśmiałeś się i spojrzałeś na nasze odbicia w lustrze. - Nigdy mnie nie boli.
- Kłamiesz.
- Pff, nie stosuję takich wymówek.
- Może się dzisiaj trochę spóźnisz? Toru na pewno zrozumie.
- Nie.
- Moglibyśmy...
- Mogliśmy zrobić to rano.
- Teraz jest rano.
- Kaien.
- Spałeś, a ja nie lubię gwałcić nieprzytomnych - mruknąłem i potarłem nosem o twoje ramię.
- Nigdy ci to nie przeszkadzało. Hipokryta.
- No dobra.
- Mmh, mięciutki - zamruczałem i pocałowałem cię w szyję, ale rąbnąłeś mnie w brzuch. - Hej, za co to?
- Za molestowanie. Naprawdę muszę już lecieć.
- Ale ja nie wytrzymam do wieczora.
- Wytrzymasz.
- To może wpadnę do ciebie do pracy i...
- Nie. Wiesz, że dziś niedomagam.
- Wciąż cię boli?
- Boli.
- Wziąłeś jakieś leki? - spytałem z troską i przestałem się wygłupiać.
- Rozkurczowe.
- Mogę pomasować ci końcowy odcinek jelita. - Uśmiechnąłem się łagodnie, ale tylko fuknąłeś z rozbawieniem.
- Wiesz co? Jesteś zboczony. I nie patrz tak na mnie - dodałeś, gdy zrobiłem minę zbitego psa. - Dobrze wiem, co robisz, jak mnie nie ma. No i co się tak szczerzysz?
- Myślę o tym, co będziemy robić wieczorem.
- Jak przestanie mnie boleć brzuch. To idę.
- Nie idź. Będę tęsknić. - Przyciągnąłem cię znowu do siebie.
- Będziesz nagrywać nowy kawałek.
- Oj tam, czepiasz się. No chodź tu. Pocałuj mnie.
- Zbok.
- Nie jestem zbokiem.
- Już dwa razy przyłapałem cię na penetracji odbytu twardym narzędziem.
- Nabijasz się, tak?
- Tak. Muszę już iść. Naprawdę.
- Szkoda.
- Do wieczora.
- Do wieczora, ptaszątko.
- Sam jesteś...
- Kaczu, uważaj na siebie.
- No przecież wiem. Nie przesadzaj z tą troską. - Objąłeś mnie lekko za szyję, a ja pocałowałem cię w usta. - To idę.
* * * * *
Po wszystkich niespodziankach i prezentach przyszła pora na imprezę urodzinową. Wiedziałem, że lipiec będzie pracowitym miesiącem, dlatego teraz korzystałem, ile wlezie. Po powrocie z Malty byłem wyluzowany i nie przejmowałem się niczym. Ty jeździłeś do pracy nowym wozem, a ja ustalałem zasady z Agatą, gadałem z Naokim i dzieliłem się pomysłami z Saki. Nie mogłem się już doczekać nagrań, bo miałem sporo fajnych planów i sugestii. Znowu zacząłem regularnie chodzić na siłownię, bo ostatnio trochę sflaczałem. Wiedziałem, że nic się nie stało i to było głównie w mojej głowie, ale czułem się trochę ociężale. Dlatego dobry, ciężki trening pomógł mi się ogarnąć. Nie chciałem zjebać tego, co już wyrzeźbiłem. Szło mi przecież opornie, więc musiałem walczyć o każdy dodatkowy gram mięśni.
Życie jest niesprawiedliwe, no.
Oczywiście dalej nie mogłem zrezygnować z alkoholu, więc wieczory spędzaliśmy na balkonie, popijając piwo i gadając o życiu. Było ciepło, cicho i ciemno, a ja byłem szczęśliwy i beztroski.
No.
Safonki milczały, Agata dawała z siebie wszystko (wszyscy już wiedzieli, że u nas sprząta), a ojciec dzwonił coraz częściej. Załatwiłem mu bilety i obiecałem, że pomogę z przeprowadzką. Oczywiście byłem pewien, że zaczniesz myśleć o Nicku.
Ja myślałem.
Czasami.
Ale nieważne.
* * * * *
Impreza była dzika i zboczona, czyli wszystko po staremu. Zaprosiliśmy tylko najbliższych znajomych.
Taaa, najbliższych.
Ilu ich było? Ze dwudziestu?
Imprezowaliśmy nad jeziorem, pogoda była świetna, noc ciepła i pełna pijanych, nagich (prawie) ciał. Kąpaliśmy się na golasa, a potem rozpaliliśmy ognisko i piekliśmy wszystko, co się dało upiec. Alkohol lał się strumieniami, a ja ruchałem cię pod jabłonią.
Znaczy, kochałem się z tobą na łonie natury.
Próbowałeś się sprzeciwiać i chciałeś mnie zdominować, ale dziś to ja byłem Dominem przez duże D.
- Ale to moje urodziny. Kaien, to nie fair - wysapałeś, gdy przycisnąłem cię do drzewa.
- Kaczku, jesteś pijany.
- Nieprawda.
- Prawda.
- Ty skurczybyku.
- Lubię, gdy się tak sprzeciwiasz.
- Nie sprzeciwiam się.
- Czyżby? - zamruczałem, całując cię po szyi.
- Po prostu ocierasz się o mnie swoim palem.
- Tak? - Parsknąłem śmiechem i złapałem cię za pośladki.
- Robisz to specjalnie. - Spojrzałeś mi w oczy, marszcząc brwi.
- No. Kocham cię.
- Co?
- Kocham cię - powtórzyłem i uśmiechnąłem się jak cwaniak.
- Nie zmieniaj tematu. A poza tym ta kora jest chropowata i masakruje mi plecy. To chyba nie był dobry pomy...
- Chodź tu. Przecież wiem, że lubisz.
- Co lubię?
- Jak się z tobą droczę.
- Nieprawda. - Sapnąłeś i odrzuciłeś głowę, a ja przyciągnąłem cię bliżej. - Wiesz, że ktoś może nas zobaczyć? Będą mieli radochę.
- Nie kręci cię to? - zdziwiłem się, a ty spojrzałeś mi w oczy. - Takie darmowe porno.
- Jesteś zboczony.
- No. Uwielbiasz to.
- Bzdury. - Zaśmiałeś się, a ja pocałowałem cię w dolną wargę.
- Kochasz. Będziesz głośno jęczeć?
- Perwers. - Spojrzałeś na mnie cholernie dwuznacznie.
Tak, że od razu mi stanął.
Zsunąłem ci spodenki i pomasowałem krocze, a potem po prostu wyjąłem nasze penisy na wierzch i zacząłem je pobudzać.
- Zboczony, nierządny, rozwiązły perwers - wyszeptałeś mi do ucha, a ja dostałem gęsiej skórki.
Wiedziałem już, że to będzie niesamowite ruchanie. Byłeś pijany i napalony, a penis grzecznie współpracował.
- O boże, dlaczego? - Zastękałeś, gdy liznąłem cię w dolną wargę.
- Co "dlaczego"? - zamruczałem, czując, jak ciepły fiut powiększa mi się w dłoni.
- Dlaczego to robię? Ktoś może nas przyłapać.
- Bo cię to jara? Bo masz na mnie ochotę? - szepnąłem i pocałowałem cię mocno w usta.
Lizaliśmy się chwilę, a potem znowu zaczęliśmy macać. Gdy pozbyliśmy się górnej części ubrania, przytuliłeś się do mnie mocniej. Ocieraliśmy się o siebie, mruczeliśmy i sapaliśmy jak roznamiętnione koty, a potem rżnęliśmy się tak samo mocno i dziko.
A mieliśmy być cicho.
Prawie byliśmy.
Jeżu, uwielbiałem te stękania i pomrukiwania. Tak samo jak delikatną skórę i miękką linię bioder. Ugniatałem twoje pośladki, macałem boczki i masowałem końcowy odcinek jelita. Pot ściekał strumieniami, a my sapaliśmy, tuliliśmy się do siebie i sialiśmy zgorszenie.
- Myślisz, że powtórzymy to potem pod namiotem? - spytałem, zdejmując gumkę, i osunąłem się na ziemię.
- Nie wiem.
Jeżu, ale to było dobre.
- Nogi ci się trzęsą.
- A spadaj. - Też usiadłeś obok i oparłeś się o drzewo.
- Jak plecki?
- Spoko.
? Ale gorąco.
- No. Kaien?
- Co, Kaczuszko?
- Dzięki za zorganizowanie imprezy. Naprawdę to doceniam.
- Wiem - powiedziałem szeptem i pocałowałem cię w czoło. - Chodź, musimy wracać, bo zaraz umrę z pragnienia.
- Będziesz nawadniać się piwem?
- Tak.
* * * * *
- Gdzie byliście? - spytała Reira, sącząc wino z butelki.
- Chyba nie powinnaś pić w ciąży? - Wyszczerzyłem się, wciąż czując przyjemne mrowienie w splocie słonecznym.
- A co ty taki mądry?
- Nie mądry, tylko troskliwy.
- To jest sok winogronowy, skarbie. Senju, jak tam? - Puściła ci oczko, a ty poprawiłeś włosy.
- Ale co?
- No jak było pod jabłonią?
- Ale o co ci chodzi?
- O ruchanie pod drzewem.
- Podglądałaś?
- Trochę. Aż się nakręciłam, chyba pójdę zmolestować narzeczonego. - Parsknęła śmiechem i zniknęła.
Zawsze była zbokiem.
Molestowała nie tylko narzeczonego. Kotu też się dostało, ale chyba nie narzekał.
Furi kokietował Saena, a ja już marzyłem o orgii. Prostak ze mnie, wiem. Ty chlałeś z Kyu i Mai, a ja gadałem z Milesem o jego książce, choć nie miałem pojęcia, o czym była. Potem flirtowałem trochę z Biancą i kątem oka obserwowałem Darena. Kot się chyba do niego kleił, a Ren mu na to pozwalał. Czyżby...?
Ostatnio byliśmy zbyt rozpasani, ale - prawdę mówiąc - cieszyłem się, że nie było między nami niedomówień, zazdrości i innych brzydkich uczuć. Dlatego gdy w końcu prawie wszyscy zasnęli (tylko Kot wciąż podrywał Darena, a Saya obściskiwała się z Mattem), my dalej siedzieliśmy przy ognisku. Powietrze było suche i ciepłe, niebo już prawie jasne.
- Zupełnie jak wtedy nad morzem - powiedziałeś, kładąc mi głowę na ramieniu.
- No. Jak dupa?
- Idiota. - Parsknąłeś śmiechem, a ja potarłem policzkiem o twój policzek.
- W gumce nie było nawet tak źle.
- Nie było.
Ciekawe, czy wszyscy już spali.
- O czym tak rozmyślasz? - Objąłem cię ramieniem, a ty zacząłeś gapić się w ogień.
- O różnych rzeczach.
- To mało precyzyjna odpowiedź.
- Nie wymądrzaj się, dobra?
- Myślisz, że Kot bzyknie Darena?
- Co? - Zaśmiałeś się, a ja westchnąłem.
- W sumie nieważne.
- Ty chciałbyś bzyknąć Saena.
- Raczej on mnie.
- Bo leci na ciebie.
- Zazdrosny? - zamruczałem i pocałowałem cię w policzek.
- Nie.
- Jasne.
- Nie jestem zazdrosny, póki robimy to razem. Szkoda, że Erma i Ute nie potrafiły trzymać gęby na kłódkę - powiedziałeś i rozwaliłeś się na kocu.
- Serio o tym myślisz?
- Nie wiem. Myślę o wielu rzeczach. Kiedyś uważałem, że Dan jest homofobem.
- Dan jest idiotą - powiedziałem, a ty parsknąłeś śmiechem.
- To nie to samo.
- To samo.
- No dobra, masz rację - mruknąłeś, a ja położyłem się obok ciebie.
- Senjuś?
- No?
- Spójrz na mnie.
- Ale co?
- Spójrz mi w oczy.
- Patrzę - powiedziałeś, a ja dostałem dreszczy.
- Jesteś ze mną szczęśliwy?
Ja pierdolę, chyba mnie trochę poniosło.
- Co? - Parsknąłeś znowu śmiechem, a potem się trochę zmieszałeś. - Co ty tak nagle?
Też się zmieszałem i poczułem się jak debil. Serio, co mi odbiło?
Oż kurwa, no.
- Dobra, zapomnij. - Dałbym sobie rękę uciąć, że właśnie się zarumieniłem.
- Jakie "zapomnij"? - Poczochrałeś mi włosy, a potem objąłeś udem. - Oczywiście, że jestem z tobą szczęśliwy. To było najgłupsze pytanie na świecie. Stało się coś?
- Nie, po prostu miałem napływ czułości.
- Aha.
- No. - Potarłem nosem o twój policzek.
- Czerwienisz się.
- Kaczka, nie bądź chujem.
- Nie jestem chujem. - Wyszczerzyłeś się i pogładziłeś moje skronie, potem policzki.
- Po prostu lubię cię uszczęśliwiać. To wszystko.
- Bo mnie kochasz.
- To też.
- Coś jeszcze?
- Myślę, że twoja siostra zaraz przejdzie do czynów.
- Co?
- Właśnie się oddalili na bezpieczną odległość.
- Co ty bredzisz? - Zarechotałeś, a ja zacząłem cię łaskotać.
- Nic, pewnie niedługo będziesz wujkiem.
- Kretyn. Puszczaj!
- Nic z tego, chodź tu.
- Kaien, zaraz umrę, puszczaj! Przestań, do cholery.
- Nie.
- Puść mnie.
- Nie chcesz, żebym cię puszczał. Powiedz, że nie chcesz. - Przycisnąłem cię całym ciałem do ziemi, a ty dalej rechotałeś jak dureń. - Powiedz.
- Nie.
- Proszę.
- No dobra.
- Co "no dobra"?
- Nie puszczaj mnie.
- Kocham cię.
- Wiem.
- Bardzo.
- Wiem. - Wyszczerzyłeś się znowu i pocałowałeś mnie w nos. - W sumie moglibyśmy znowu...
- Hej, ruchacie się? - Usłyszałem donośny głos Kota i zgrzytnąłem zębami.
- Nie.
- Też chcę. - Podszedł do nas i usiadł na kocu.
- Nie ruchamy się - powiedziałeś, a ja zauważyłem, że Futrzak był pijany jak cholera.
- Daren ci nie dał? - spytałem, a on fuknął i wydął wargi.
- Debil.
- Gdzie Ren?
- Śpi? - mruknął, a ja zerknąłem w stronę jeziora.
Saya dalej macała się z Mattem, więc chyba wszystko u nich było w porządku.
- Wypróbowaliście już mój prezent? - spytał, a ja wywróciłem oczami.
- Jeszcze nie.
- Czemu? Przeszkodziłem wam, co? - Zaśmiał się i położył na plecach, a potem pogładził cię po udzie.
- Nie - powiedziałeś i dostałeś gęsiej skórki.
Ciekawe.
- Ma ktoś wino? - Nagle znikąd zjawiła się Mai w samym podkoszulku, bez stanika.
Miała co prawda spodenki, ale wyglądały bardziej jak majtki.
- My mamy wino - powiedziałem i zacząłem się szczerzyć.
- Mai? - zamruczał Kot, dalej macając cię po udzie.
- No?
Usiadła obok, a ja mimowolnie zerknąłem na jej wydatne piersi.
- Są naturalne? - Futrzak na bank był pijany.
- Pewnie.
- A mogę pomacać?
- Nie. - Zaśmiała się, a on wydął wargi.
- No dobra. Kaien, przynieś wino.
- Nie powinieneś więcej pić.
- A spierdalaj. To przynieś piwo.
- Nie, ja chcę wino - wtrąciła Mai, a ja dopiero teraz zauważyłem, że gapiłeś się ma jej przebijające przez koszulkę sutki.
- Kaczu, przyniesiesz wino? - zamruczałem ci do ucha, a potem je lekko zassałem.
- Jak ładnie poprosisz, to czemu nie?
- Maaai, mogę pomacać? - Futrzak nie dawał za wygraną, a ty w końcu poszedłeś po wino.
- Nie możesz.
- Możesz pomacać moje - powiedziałem, ale pokazał mi faka, a potem położył głowę na kolanach Mai.
- Kaczuszko, szybciej.
- Sam jesteś Kaczuszka. - Wróciłeś z dwiema butelkami wina. - Masz.
- Arigato.
- O właśnie, opowiedz więcej o Japonii - ożywiła się Mai.
W tym czasie z namiotu wyczołgał się Adrian. Miał banana na twarzy, więc pewnie zaruchał. Położył się na trawie, zapalił zioło i zaczął gapić się w niebo.
Zaczynało świtać.
* * * * *
Nad ranem musiałem się zająć Saenem, bo rzygał jak kot. Biedne biedactwo. Kot też rzygał jak kot, ale nim zajmował się Ren.
Wróciliśmy do domu dopiero po południu, a Pierdziuś przywitał nas piękną kupą na środku kuchni. To pewnie wciąż były skutki stresu po kastracji.
- Spoko, posprzątam - powiedziałem, a ty tylko mruknąłeś. - Coś się dziwi?
- Nie. Pójdę się położyć, jestem trochę zmęczony.
- To ja najpierw posprzątam gówienko.
- Na pewno dasz radę?
- Ale ty jesteś złośliwą Kaczką.
- Nie jestem złośliwy, ale powodzenia.
- Pierdziątko, chodź tu. Spokojnie, tatuś cię nie opieprzy - powiedziałem do Pierdziusia, a on zamrugał, ale nie ruszył się z miejsca. - No co? Zdarza się. Zaraz to posprzątamy i będzie git. No nie, Pierdziu?
Jakoś tak dziwnie się na mnie patrzył. Pewnie myślał, że ześwirowałem.
* * * * *
- Cześć, chłopaki. Cześć, Saki. - Sandra wparowała do studia, rozlewając kawę. - Kuźwa, no. Śpieszę się trochę. Saki, tu masz szkice i kilka poprawek. Wpadnę później. To pa, pa. Muszę lecieć - trajkotała dalej.
Dan gadał o czymś z Aną, więc nawet nie zwrócił na nią uwagi. Ostatnio był nieco spięty, pewnie tacierzyństwo dawało mu się we znaki. Ciekawe, jak sobie radził ze zmianą pieluch. Byłem pewien, że nijak.
Ki-Ki grzebał w komórce, a Tulku gładził swoje talerze. Tylko Kot trochę się ożywił. Odkąd wrócił z Japonii, był mocno podjarany i bez przerwy nawijał. Kochałem go takiego, a już zwłaszcza te jego zboczone prezenty.
- Kaien, wpadnij do mnie jutro po południu - dodała Sandra, a ja drgnąłem. - Zajmę się tobą, a raczej twoimi włosami.
- Co jest nie tak z moimi włosami? - burknąłem.
- Nie mają formy i tak smętnie dyndają, musisz je podciąć. Ki-Ki, tobie też by się przydało.
- Ale co? - spytał bez emocji i westchnął.
- Nie przesadzaj, moje są w porządku. - Pomacałem się po włosach, a ona wywróciła oczami.
- Jutro. Bez gadania. Dobra, to ja spadam, bo już jestem spóźniona. Kuźwa, no. - Jęknęła, zerkając na rozlaną kawę.
Skąd jej się wzięła ta "kuźwa"?
Gdy wyszła, a raczej wybiegła, stukając niemożebnie wysokimi obcasami, odetchnąłem z ulgą. Jakie włosy? Miałem fajne włosy i nie zamierzałem ich ścinać. Wiedziałem, co knuła. Chciała wyczarować mi jakiś pojebany, artystyczny fryz. Nie byłem Ki-Kim. To on nosił dziwne fryzury, chociaż ostatnio trochę przystopował. Nie ostatnio, chyba od ponad roku był zgaszony i taki nijaki. Mówił, że terapia mu pomaga, ale jakoś w to wątpiłem. Wyglądał źle. Wiedziałem już co nieco o zaburzeniach, nałogach i dragach, dlatego starałem się być wyrozumiały.
- Eeeeh, nie - powiedział Dan, a ja przestałem grać. - Nie tak.
- Co nie tak? - Zgrzytnąłem zębami.
- Jest zbyt szorstko i brudno.
- Bo gramy rocka - wtrącił Tulku, a Kot ryknął śmiechem.
- Ale nie garażowego. Ludzie, serio, skupcie się.
- Ja chcę seks i rock'n'rolla. - Tulku napiął bicki i zagrał jakąś nową solówkę, czym mnie bardzo zaskoczył.
Sam to wymyślił? Niezłe. Chyba naprawdę był natchniony. Futrzak natomiast miał w dupie nasze sprzeczki, pewnie mógłby zagrać wszystko i jeszcze by się tym jarał. Ja chciałem pracować poważnie.
- No bo to jest takie nieoszlifowane - wyjaśniał dalej upierdliwy tatuś, a ja irytowałem się coraz bardziej.
- Potem to oszlifujecie, macie grać - wtrąciła w końcu Saki.
No. Podziękowałem jej w duchu.
- Ale...
- Dan.
- No co?
- Potem.
- Zawsze musicie się we wszystkim nie zgadzać? - spytał Tulku, a ja wywróciłem oczami.
- Tylko dzielimy się spostrzeżeniami, nie, Dan? - rzuciłem wrednie, a on zacisnął szczękę.
- Przecież wiesz, co gramy i czego nie gramy.
- Ty coś sugerujesz?
- Przestańcie - powiedziała Saki i walnęła pięścią w stół.
- Nie podoba mi się ten plan ani sposób, w jaki go realizujesz. - Dan spojrzał mi w oczy, a ja prychnąłem.
- O co ci chodzi? Źle gram?
- Nie.
- Więc?
- Zmieńmy to trochę, co ty na to?
- Jak zmieńmy?
- Nie wydaje wam się, że brakuje tu jakiejś subtelności? Melodia ma być bardziej chwytliwa. Na przykład, coś takiego. - Zagrał kilka riffów, a ja zerknąłem na Tulku, potem na Futrzaka. - Co wy na to? Ma być bardziej przebojowe.
- Chyba banalne. - Westchnąłem.
- Nie jest banalne. Jest proste w odbiorze, trafi do każdego.
Nie chciałem trafiać do każdego. Co on w ogóle pieprzył?
- Nie możemy stać w miejscu, nie? Musimy coś zmieniać, urozmaicać, upraszczać. Tak, żeby wszyscy zrozumieli przekaz.
Taaa, ciekawe, o jakim przekazie mówił.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że będziesz teraz tworzyć ckliwe balladki?
- Hej, ja lubię ckliwe balladki - wtrącił Tulku.
Ki-Ki dalej siedział cicho. Jemu to chyba nie przeszkadzało, tak samo jak Futrzakowi.
O właśnie.
- Kot, co ty o tym myślisz? - spytałem, a on skrzywił się, a potem westchnął.
- Myślę, że masz rację.
- A dokładniej? - drążył Dan, a Saki już zgrzytała zębami.
- Myślę, że nie powinniśmy zmieniać sposobu grania. Mamy już wypracowany styl, który trafia do fanów.
- Mądry Futrzak - powiedziałem i objąłem go ramieniem, ale rąbnął mnie w żebro.
- Przecież ja nie mówię, że mamy grać komerchę - wyjaśniał dalej Dan.
On chyba faktycznie wierzył w to, co mówił.
- Po prostu... kurwa, rozumiecie, nie? Saki? - Spojrzał na nią błagalnie, ale nie wtrącała się. - Dobra, gramy.
Ale nie mogłem się już skupić. A to chuj. O co mu w ogóle chodziło? Nie zamierzałem grać słodkiego gówna. Nie po to zakładałem zespół, żeby Dan to teraz schrzanił. Martwiła mnie jednak reakcja Saki. Ona się z nim zgadzała? Pewnie potem i tak okaże się, że nowy pan producent jest niezadowolony.
Ale lepsze to niż Adam.
Niestety, nie mogłem już potem wyluzować ani skupić się na swoich pomysłach. Miałem tylko nadzieję, że nie odbije się to na naszej współpracy i kręceniu teledysku. Do końca nagrań byłem spięty, a Dan delikatnie dawał mi do zrozumienia, że i tak zrobi po swojemu.
A tak się jarałem.
Znowu były spiny, aluzje i złość. Czyżby to był początek końca? Może jednak źle zrobiłem, odrzucając propozycję Xaviera?
* * * * *
Sandra była w porządku. Nie oszpeciła mnie, nie ścięła za dużo, po prostu wyrównała trochę boki i wycieniowała tył. Tak powiedziała. Dla mnie to było strzyżenie i tyle. No ale musiałem przyznać, że wyglądałem bosko. Jaranie się mrocznymi stylówami i bycietró miałem już dawno za sobą, teraz nawet nie farbowałem włosów.
- Pasuje ci - powiedziałeś, gdy jedliśmy kolację. - Jesteś bardzo hot.
- Wiem. Dziękuję.
- To nie był komplement, po prostu mówię, jak jest. Podoba mi się. - Uśmiechnąłeś się, a ja podałem ci piwo.
- No, mnie też. Co u Sai? Dzwoniła?
- Mmh. Miałem ci o tym powiedzieć.
- O czym?
- Wpadną w sobotę. Mogą, prawda?
- Pewnie. - Uśmiechnąłem się, wpieprzając beztłuszczowy posiłek i popijając go odżywką białkową.
- Cieszę się, że wszystko gra.
- Co masz na myśli? Mnie i Sayę?
- Mmh.
- Każdy czasem potrzebuje czasu.
- Mmh, nawet ty.
- To znaczy? - Spojrzałem na ciebie ze zdziwieniem i też upiłem trochę piwa.
- Dość długo odkrywałeś swoją stronę uległą. - Uśmiechnąłeś się kącikami ust, a ja zacząłem się szczerzyć.
- Nie wracajmy do tego, dobra?
- W porządku. Kaien?
O jeżu, znam to spojrzenie.
- No?
- Mam prośbę.
- Jaką?
Znam to spojrzenie.
- Jutro kończycie nagrania, tak?
- No, i co z tego?
- Chciałbym cię o coś prosić - powiedziałeś nieco zaniżonym tonem, a ja dostałem ciarek.
- O coś zboczonego?
- Mmh. - Kiwnąłeś i oblizałeś wargi.
Kurwa, kochałem to.
- Zrobię to, mów.
- No więc...
* * * * *
Ja pierdolę.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|